|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-11-2018, 09:24 | #1231 |
Reputacja: 1 | - Łoj Panie - odpowiedział jeden z wieśniaków. Jedno ucho miał wyraźnie większe od drugiego. Małżowina zwisała luźno i poruszała się delikatnie, jakby pulsowała. Wieśniak podrapał się w ucho, a ono cicho zamruczało, jak kot. - Wielebnego nie stanie już od dwóch lat, chyba... No od tego roku, co to ta przeklęta burza była. Ojciec Matthias wtedy wypadek miał. Taki prawdziwy wypadek! Podczas burzy nie wiadomo po co po polu łaził i jak trzasnęło w świątynię, to kurek z dachu zdmuchnęło i ten kurek... Na Sigmara dobrego, prawdę mówię! Wszyscy potwierdzą! Ten kurek spadł wprost na niego i w głowę mu się wbił. I do ziemi przyszpilił! I śmiech wówczas słychać było! Taki z góry, z chmur! Jakby bogowie się śmiali. I od tego czasu nowego pasterza nie przysłali, choć Państwo von Wittgenstein wielokrotnie prosili... |
26-11-2018, 12:28 | #1232 |
Reputacja: 1 | Bernhard skinął głową na plan Lothara. Rozejrzał się jedynie czy nikt ich nie podsłuchuje i odparł. - Chodźmy zatem do domu Russeax pod jego nieobecność. Też jestem ciekaw, czy to lekarz z dyplomem. Pomyszkujemy w jego medykamentach, pokażemy próbki lekarstw Wolfgangowi i ocenimy co tu się dzieje. Podszedł do leżącego na podłodze śniadania i zabrał stamtąd udko kurczaka. Na pytający wzrok von Essinga odrzekł: - To na wypadek, gdyby Pan doktor miał psa na posesji... |
26-11-2018, 13:55 | #1233 |
Administrator Reputacja: 1 | Axel z pewnym niedowierzaniem wysłuchał opowieści o kapłanie, którego siły jakieś - bogowie zapewne - wysłali do Ogrodów Morra. Nie do końca w to wierzył, bowiem bogowie niezbyt często osobiście wtrącali się z życie zwykłych śmiertelników, a nie sądził, by kapłan na takim zadupiu był kimś ważnym, lub stał się zawadą w boskich planach. Ale cokolwiek z nim się stało, to zapewne prawdę wieśniacy powiadali przynajmniej taką, iż kapłana nie było. - No to do chodźmy gospody - powiedział do Wolfganga. Był pewien, że jeśli ich przyjaciele dotarli do wioski, do odiwedzili albo świątynię, albo karczmę. |
27-11-2018, 12:49 | #1234 |
Reputacja: 1 |
|
29-11-2018, 20:42 | #1235 |
Reputacja: 1 | Zapłakana kobieta wzięła dziecko z powrotem na ręce i oddaliła się od tłumu żebraków-mutantów. Podobnie uczynili Wolfgang i Axel, odpychając co bardziej nachalnych wieśniaków i kierując się ku gospodzie. Jeszcze będąc daleko zobaczyli wychodzącego z niej otyłego jegomościa w peruce. Chwilę potem z zajazdu wyszli Berni i Lothar. Lothar miał przypasany starożytny miecz, który w oczach Techlera błyszczał na żółto - znak, że magia go wypełniająca płynęła z Chamonu, Żółtego Wiatru. Jednak nie rozpoznawał wzorca - geometria czaru była dla niego całkowicie obca, nieludzka; a Berni trzymał w ręce kawałek kurczaka, którym wymachiwał niczym miniaturową maczugą. Dom wioskowego medyka wyglądał nad wyraz porządnie, co na tle innych domów we wsi wyglądało nadzywczaj nienaturalnie. Ogródek był zadbany, okiennice i dach całe, a na parapetach stały doniczki z lawendą! Chwilę przed tym, jak awanturnicy dotarli do posiadłości Rousseaux, przez bramkę wyszło dwóch niepełnosprawnych mieszkańców Wittgendorfu trzymających w rękach nebieskie flaszki i co jakiś czas pociągajacych porcję "likierku". Przez okno kuchenne widać było, że ktoś krząta się po domu. Była to niska, stara kobiecina z siwymi włosami, która przygotowywała jakiś posiłek. Z komina szopy umiejscowionej za domem unosił się ciemny dym. |
30-11-2018, 09:06 | #1236 |
Administrator Reputacja: 1 | Axel mało życzliwym spojrzeniem obrzucił otaczający go tłum, odsunął na bok największego natręta, po czym ruszył w stronę centrum wioski. - Patrz, żyją - powiedział na widok Berniego i Lothara. - Ciekawe tylko, dlaczego Berni z jedzeniem biega po ulicy, zamiast zjeść jak normalny człowiek. - Chodźmy szybciej - zaproponował - zanim znów gdzieś się zapodzieją. |
30-11-2018, 12:38 | #1237 |
Reputacja: 1 | Zingger dojrzał Axela i Wolfganga i pomachał im trzynogim kurczakiem na powitanie. - Takie okazy tutaj chowają - oznajmił zdumionym towarzyszom prezentując nietuzinkowy kawałek lokalnego drobiu. - Nic tylko pałaszować. A na poważnie, to tutaj w Wittgendorfie chaos jest wszechobecny. No, może poza zrujnowanym sanktuarium Sigmara. Wycieczka przez las to istny teatr grozy. Bluźniercze skażenie dosięgnęło praktycznie każdego mieszkańca. Wszyscy są zdeformowani, nawet lekarz Russeaux wydaje się być nienaturalnie otyły. Jednakże tylko on nie wygląda mi na wioskowego idiotę i można z nim w miarę konkretnie porozmawiać. Chcemy z Lotharem spenetrować jego domek. Chodźmy zatem. *** Domek Russaux był najokazalszy w całej wsi. - Niezgorzej się urządził Pan Doktor. Doniczki z lawendą, gosposia. Psa nie ma, kurczak nie będzie potrzebny. Trzeba nam się zapisać na wizytę lekarską. Widzisz Lotharze, nie trzeba nam się włamywać. Otwarte wrota. To może pójdziemy we czterech po likierek. Podszedł do domku i zapukał do drzwi zwracając na siebie uwagę babuleńki. - Witajcie dobra kobieto. Pana Doktora chciałem spotkać. Krosty mi jakieś na rzyci wyskoczyły, chciałem medykamentów. Macie ten niebieski trunek? Wkroczył bezceremonialnie do izby, ukłonił się kobiecinie, zlustrował pomieszczenie fachowo po złodziejsku. Jeśli któryś z kompanów wszedł razem z nim, zasłonił go swym ciałem, aby można było się swobodnie rozejrzeć. |
02-12-2018, 23:57 | #1238 |
Reputacja: 1 |
|
05-12-2018, 06:50 | #1239 |
Reputacja: 1 | Z gosposią poszło łatwo. Nie dowidziała i nie dosłyszała. Wyjątkowo, jak na mieszkankę Wittgendorfu nie miała żadnych zniekształceń. Żeby się z nią dogadać, Berni musiał każde zdanie powtarzać co najmniej dwa razy i to bardzo głośno. - Doktora nie ma w domu – wyjaśniła, próbując dojrzeć z kim rozmawia. Była znacznie niższa niż Zingger, przez co musiała zadrzeć w górę głowę i wyciągnąć ku niemu szyję. – Ale jak coś skarbeńku potrzebujesz od pana doktora, to usiądź sobie wygodnie w poczekalni, o tam. Jak wróci z obchodu wsi, to z pewnością się Tobą zajmie. To człowiek-dusza, dla każdego znajdzie czas. Zna się na leczeniu jak mało kto. A tutaj jest co robić. Ludziska biedne, wygłodzone, to i łacno na choroby zapadają. - Już rozeszła się wieść, że likier dobry? Próbować chcecie? To do bimbrowni idźcie, do Kurta. On tam pieczę nad kotłem i maszynerią sprawuje. Ale ja nie polecam tego trunku. Mam coś lepszego – wyciągnęła z kredensu butelkę wypełnioną pomarańczowym płynem. – Naleweczka babuni z malin. Oj, dobra rzecz. Niemal tak skuteczna, jak niektóre medykamenta pana doktora. Spróbować chcecie? Poczekalnia była niewielkim korytarzykiem, w którym postawiono prostą, drewnianą ławę i wieszak na wierzchnie odzienie. Były tu tylko jedne drzwi, z mosiężną tabliczką głoszącą: GABINET. |
05-12-2018, 09:40 | #1240 |
Administrator Reputacja: 1 | - Też słyszeliśmy o tym deszczu - odpowiedział Axel. - Podczas tej burzy właśnie zginął tutejszy kapłan. Kurek z dachu trafił go w głowę i zabił. Podobno. - Podzielił się z tamtą dwójką zdobytymi informacjami. * * * Axel z zainteresowaniem przyglądał się tak gospodyni (różniącej się - na plus - od pozostałych mieszkańców wioski), jak i otoczeniu, usiłując wypatrzeć elementy nie pasujące do mieszkania wioskowego doktora. - Nic mi nie dolega... - powiedział gościnnej gospodyni. - Ja tu tylko do towarzystwa. Nie miał nawet zamiaru próbować nalewki. Maliny miały zdecydowanie inny kolor niż płyn, jaki znajdował się w butelce. - A czy sposób robienia tej naleweczki to rodzinny sekret? - spytał, by zająć czymś gospodynię. - Mam znajomą, która zbiera takie ciekawostki, więc gdybym mógł poznać przepis... |