|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
25-11-2017, 20:54 | #611 |
Reputacja: 1 | 12 Sigmarzeit 2513, ranek Cztery dni zajęła podróż do Altdorfu, która tym razem przebiegała bez jakichkolwiek zakłóceń. Rzeka była spokojna, pogoda dopisywała, a ruch na wodzie był niewielki, co sprzyjało niedoświadczonym żeglarzom z Dumnej Syrenki. Jako, że już nieco poznali stolice i jej drogi wodne, znalezienie miejsca do zacumowania nie stanowiło większego problemu. Gdy Bernhardt i towarzysze zajęci byli cumowaniem, Lothar jako osoba stanu szlacheckiego i dowódca jednostki udał się do urzędników portowych, aby zapłacić właściwe opłaty i popytać o zbyt dla towaru. Był to jego szczęśliwy dzień. Opłata za postój w porcie okazała się niższa niż podejrzewał, a to dlatego, że był herbowym. Powiedziano mu też o kupcu Albrechcie Wölmarcku, do którego niezwłocznie się udał. Pertraktacje, jakie nastąpiły po oglądnięciu wełny trwały niemal godzinę i zakończyły się sprzedażą całego ładunku za okrągłą kwotę ośmiuset siedemdziesięciu złotych karli. Teraz należało się zastanowić na co przeznaczyć pieniądze... I znów Lothar ruszył się dowiedzieć, co też można kupić, żeby sprzedać towar gdzieś w górze rzeki. Obszedł parę kantorów, zajrzał do kilku magazynów i zahaczył o dwie tawerny. Dowiedział się, że Dieter Volkermann ma do sprzedania niecheblowane deski jodłowe. Gdy spotkał się z kupcem, pogadali przy piwie i ustalili cenę, która wydała się von Essingowi całkiem przywoita. Wystarczyło spisać kontrakt i przystąpić do załadunku. Gdy powyższe sprawy zostały już załatwione, trzeba się było zająć noclegiem. Podczas przechadzek po porcie i okolicach, żaden z awanturników nie został zaczepiony przez straż, nigdzie też, na słupach ogłoszeniowych i parkanach a także na budynkach użyteczności publicznej, nie było już widać listów gończych z podobiznami Zinggera i Techlera. Najwidoczniej sprawa przyschła. Kolejnego dnia rano, awanturnicy wsiedli na pokład łodzi, odbili od brzegu i skierowali się w górę Reiku, aby po godzinie manewrowania kanałami dotrzeć za ostatnią bramę i wypłynąć na szersze wody rzeki płynącej z południa. Nim jednak wypłynęli z miasta, przepływali w pobliżu Konigplatz - miejsca zbornego dla dyliżansów. To właśnie w tym miejscu, ponad miesiąc temu wysiedli z powozu i spotkali Josefa Quartijna. Teraz również plac był zatłoczony i gwarny. Mimo to Wolfgang zauważył znajomą twarz. Miał chwilę czasu aby przyglądnąć się ładującemu się do powozu młodzieńcowi. Był to spotkany w zajeździe Dyliżans i Konie okularnik, którego Techler zagadnął na temat książki. Jaki ten świat mały... Ostatnio edytowane przez xeper : 28-12-2017 o 09:02. |
25-11-2017, 21:56 | #612 |
Reputacja: 1 |
|
27-11-2017, 23:47 | #613 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 27-11-2017 o 23:59. |
28-11-2017, 09:25 | #614 |
Administrator Reputacja: 1 | Żeglowanie jest koniecznością, życie nie jest. Tak ponoć mawiali żeglarze. Ponoć, bo Axel nie spotkał ani jednego marynarza, który rzuciłby na głos taką mądrością, bez względu na to, ile piwa czy rumu by w siebie wlali. Za to było paru takich, co twierdzili, iż bez żeglowania nie wyobrażają sobie życia. I którzy, jak się Axel przekonał, jeśli schodzili z łodzi to po to, by przejść do tawerny, a potem, zygzakiem, do łodzi wrócić. Axel przyznawał, że żeglowanie miało pewien urok, ale jednak zdecydowanie wolał stały ląd. Na szczęście żegluga barką to pływanie od miasta do miasta, a poza tym, co było kolejnym plusem, Axel nie musiał zajmować się handlem, a tylko pilnować, by barka płynęła w odpowiednią stronę. * * * - Góra z górą się nie zejdzie... - powiedział, gdy Wolfgang wskazał 'starego znajomego'. - Może nauki pobiera - skomentował słowa Lothara. - A my lepiej na tym wyszliśmy, niż książę na swej wyprawie. Całe szczęście, że się wtedy spóźniliśmy. |
28-11-2017, 20:44 | #615 |
Reputacja: 1 | Zingger starał się nie wychodzić na pokład "Syrenki" podczas pobytu w Altdorfie. Listy gończe mogły pojawić się w każdej chwili. Wszak licho nie śpi, a strzeżonego Ranald strzeże. Młody kleryk nie chciał ryzykować wpadki z udziałem stróżów prawa na samym początku rzecznej podróży. Tedy został na straży barki, podczas gdy inni dobijali targu i załatwiali sprawunki na mieście. Gdy ładunek znalazł się bezpiecznie w ładowni, Zingger zaszył się ponownie pod pokładem i zagłębił w lekturze "Żywotów hultajów". - Dajcie znać, jak wypłyniemy na szerokie wody, czy jakoś tak. |
28-11-2017, 21:21 | #616 |
Reputacja: 1 | 14 Sigmarzeit 2513, popołudnie Pierwszy dzień podróży w górę Reiku raczej nie obfitował w jakieś interesujące wydarzenia. Bohaterowie zaczynali już nabierać rutyny w czynnościach wykonywanych na pokładzie łodzi, ze znudzeniem obserwując przesuwające się od rana do wieczora brzegi rzeki. Nudę dnia powszedniego ożywił nieco nocleg w wodnej stanicy, gdzie zatrzymywali się żeglarze z wielu jednostek i można było sobie pogaworzyć i poplotkować przy kuflu piwa lub szklanicy jakiegoś mocniejszego trunku. Wciąż przewijały się wiadomości o lokatorze zamku Reikguard, księciu Wolfgangu. Znów kłócono się o to czy jest tam pod przymusem, czy z własnej woli. Spierano się o to czy zapadł na grobową zgniliznę czy też wyrosły mu ośle uszy. Ten ostatni domysł był szczególnie popularny w świetle tego, co zaprezentował jakiś niemłody marynarz. Wszyscy ze zdumieniem wpatrywali się w rozwinięty na zamokniętym od piwa blacie, pergamin. Trzeciego dnia podróży oczom bohaterów ukazały się posępne, szare, poznaczone liszajami zacieków mury, wznoszącej się ponad nurtem rzeki Reik, twierdzy Reikguard. Wciągnięte na maszty sztandary Imperium i Księcia Krwi Wolfganga powiewały z łopotem na wietrze, a wtórowały im krążące nad zamkiem olbrzymie mewy. Blanki aż błyszczały od strażników w lśniących zbrojach, a tu i ówdzie spomiędzy krenelaży wystawały czarne paszcze skierowanych na rzekę bombard. Zamek emanował mroczną grozą, a do tego, jak się rozeszło po okolicy, dostęp do niego był znacznie ograniczony i nawet posługujący do tej pory w fortecy wieśniacy z okolicznych wsi, zostali zastąpieni przez sprowadzonych z Altdorfu służących. Po południu owego dnia, w którym rankiem minęli posępną Reikguard, znów zobaczyli osobliwy widok. Na szczycie niewielkiego wzgórka nad brzegiem rzeki wznosiła się dziwaczna konstrukcja. Na starych fundamentach jakiejś zrujnowanej wieży wzniesiono piramidalną, granitową konstrukcję, której szczegóły bezsprzecznie wskazywały na khazadzką myśl techniczną. A na wierzchołku tego monumentu,niczym dziwaczny owad przysiadła maszyneria składająca się z niezliczonej ilości krokwi, bloczków i łączników, oplątanych metrami lin. Wokół dziwacznej budowli stało drewniane rusztowanie, na którym widać było kilka kręcących się brodatych postaci, co wskazywało, że prace nie zostały jeszcze zakończone. Poniżej, na samym brzegu znajdowało się molo i skład materiałów budowlanych. Na podeście stało dwóch krasnoludów, którzy z zapamiętaniem wymachiwali rękami i dawali znaki, aby Dumna Syrenka podpłynęła. Jeden z brodatych ludków w podniesionej dłoni trzymał zachęcająco wypchaną sakiewkę. - Stop! Podpłyńcie! Musicie nas stąd zabrać! Zapłacimy złotem i klejnotami! Hej tam, na łodzi! Tutaj! - wykrzykiwali na zmianę i podskakiwali, aby tylko jakoś zwrócić na siebie uwagę. Ostatnio edytowane przez xeper : 28-12-2017 o 09:02. |
29-11-2017, 19:30 | #617 |
Administrator Reputacja: 1 | Rutyna, jak Axel słyszał, jest zabójcza i (ponoć) posłała na dno więcej statków, niż burze i mielizny razem wzięte. Jednak Axel nie miał zamiaru testować czujności kompanów okrzykiem 'Piraci!' Pewnie wyrzuciliby go za burtę. I słusznie. * * * Oszalał... Jak nic oszalał... Takie słowa natychmiast przyszły do głowy Axelowi, gdy tylko dotarła do niego treść obwieszczenia. Nie ma mutantów? Za pomocą jednego obwieszczenia zlikwidowano wszystkich? A nie... Zakwalifikowano ich jako pełnoprawnych obywateli Imperium. Dobrze, że nie wiedzieli o tym, gdy zdobywali Syrenkę. Wszak zrobiliby to wbrew prawu... chyba że 'fizycznie ułomni' napadający na podróżnych traktowani są jak zwykli bandyci... Miał taką nadzieję, bo nie bardzo wiedział, czy teraz w ogóle ma prawo się bronić, gdy paru takich nadmiernie owłosionych lub z urogowionych go zaatakuje na trakcie. * * * Pasażerowie... Że też wcześniej na to nie wpadli. Wszak prócz towaru mogli zabierać i pasażerów - jednego lub dwóch... Jakoś by się ich upchnęło, a byłby dodatkowy zysk. - Przybijamy do brzegu i zabieramy ich - powiedział natychmiast, gdy tylko zobaczył sakiewkę. |
30-11-2017, 16:54 | #618 |
Reputacja: 1 |
|
30-11-2017, 18:14 | #619 |
Reputacja: 1 |
|
30-11-2017, 20:18 | #620 |
Reputacja: 1 | Edykt cesarski o tolerancji dla mutantów wprawił Bernhardta w zdumienie. Przeczytawszy parokrotnie edykt, nie dowierzając do końca, pacnął się dłonią w czoło. - A podobno herbowi więcej oleju w głowie mają. Toż to jawny przykład głupoty w najwyższych kręgach władzy. To na pewno nie fałszywka? Bo wiecie na straganie w Talabheim to dajcie mi kwadrans a nie takie rzeczy Wam wykaligrafują. Zdjął kapelusz i począł się mocno wachlować. - Na milę śmierdzi to prowokacją. Ba, grozi wybuchem wojny nawet. Przecie w stolicy Taala i Ulryka, gdzie naszego cesarza niezbyt kochają jako, że pochodzi z Reiklandu, to prędko zawiążą jakąś konfederację czy inny rokosz. Ech, psi los! *** Na propozycję Axela pokiwał głową. - Na szlaku rzecznym pomocy się nie odmawia. Ale dorobić na ludzkiej i nieludzkiej biedzie zawsze można, jak mawiają święte księgi. Choć lepiej zawsze skubać bogatych. Ale ad rem. Co tam Wam, cni khazadowie potrzeba? Co to za wieża? I dlaczego uciekacie? |