Kordegarda
Kapitan wystukiwał paznokciami na blacie biurka nieregularny rytm. Wydawało się, że nie słucha zbyt uważnie wyjaśnień Falkenberga, ale było to mylne wrażenie.
- Nie wiem o jaki artefakt chodzi, jakiego żołnierza i jaką złodziejkę, ani nawet kto to jest ten Celestius czy Celestium. Na razie mam tylko wasze słowo i wasze dokumenty. Jeśli potwierdzimy ich autentyczność, zostaniecie zwolnieni z oficjalnymi przeprosinami miasta Nuln.
Myślał przez chwilkę, patrząc na ścianę ponad ramieniem szlachcica. Wstał w końcu, obciągnął mundur i wyszedł zza biurka.
- A jeżeli złapiemy waszych wspólników i zobaczymy papiery kościoła Sigmara, okaże się, czy macie zezwolenie na niszczenie mienia i atakowanie ludzi w moim mieście. Zaczekajcie tu na mnie.
Zaułek
Strażnicy nie wyglądali na zastraszonych słowami zabójcy trolli. Przewaga liczebna najwyraźniej mocno podbudowywała ich morale. Zaczęli okrążać pokrzykującego Snorriego, a gdy ten doszedł do gróźb, jeden ze stojących za jego plecami - bez dodatkowych ostrzeżeń czy oczekiwania na rozkazy - uderzył mocno styliskiem halabardy w staw kolanowy. Nogi krasnoluda ugięły się mocno i wylądował na kolanach, na nim zaś wylądował cały patrol straży. Stróże prawa nie tracili czasu na zbędne grzeczności. Snorri poczuł na żebrach i głowie więcej niż jedną pięść. Ręce wykręcono mu do tyłu i błyskawicznie związano. Khazad miotał się po podłożu zupełnie niczym Wolff kilka minut wcześniej. Z rozciętego łuku brwiowego ściekała mu po policzku krew.
Tymczasem w budynku jego kompani gorączkowo zacierali ślady swoich działań. Hochmeister rozkopywał nogą ognisko, a Gladenson ciągnął ogłuszonego właśnie więźnia do kolejnego pomieszczenia. Krasnolud zostawił nieprzytomnego mężczyznę w korytarzu, który kończył się kolejnymi zdemolowanymi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz.
Kapłan Sigmara postanowił grać na zwłokę i spróbować oszustwa. Słowa o demonie zatrzymały strażników w miejscu, ale sierżant nie dał się nabrać.
- Ręce w górze, kapłanie, jeśli nim jesteś! Nie ruszaj się!
Strażnicy odstąpili od związanego Snorriego, bez ceregieli złapali Petera za szaty i przycisnęli go twarzą do ściany budynku, związując mu ręce.
- Gdzie jest drugi krasnolud? – Patrol najwyraźniej dostał dokładny opis grupy. – Zawołaj go tutaj!
Kapłan milczał, a Bladin tymczasem wyszedł cicho tylnymi drzwiami i zniknął w mrokach ulic Nuln.
- Przeszukać mi tę ruderę!
Sierżant nie miał jednak zamiaru odpuścić, a jego dwóch podwładnych natychmiast ruszyło wykonać rozkaz. Odnalezienia Markusa nie zajęło im wiele czasu.
- Mam kogoś! – okrzyk strażnika słychać było na zewnątrz. – Cholera, ucięli mu wszystkie palce!
- Demon, tak? – syknął sygmarycie prosto w twarz wąsaty dowódca. – Brać mi ich stąd!
Kordegarda
Konrad von Falkenberg siedział cały w nerwach. Szlacheckie pochodzenie mogło, ale wcale nie musiało, pomóc mu tak daleko od rodzinnych włości. Na dno mogli też pociągnąć go jego towarzysze, któż wie, co wyprawiali w tej chwili w pościgu za Wolffem.
Minuty ciągnęły się niemiłosiernie, szlachcic nie był pewien ile czasu upłynęło, nim do komnaty powrócił Grunnerkopf, kładąc dokumenty na stole i pchając je lekko w stronę Konrada.
- Wybaczcie panie Falkenberg, ale takie mamy rozkazy. – Ponownie zastukał w blat, tym razem bardziej nerwowo i kłykciami. – W mieście trwa przeciąganie liny. Władze cywilne i kościelne walczą o władzę. Mamy odgórne polecenie dokładnego sprawdzania każdego, kto powołuje się na związek z sygmarytami. Będę wdzięczny, jeśli nie złożycie skargi, i tak brakuje mi ludzi. Jesteście rzecz jasna wolni.
Szlachcic nie odetchnął z ulgą, choć miał ochotę. Schodził już schodami w dół, gdy przy głównym wejściu zauważył wprowadzanych do kordegardy Petera i Snorriego. Obaj mieli związane ręce, a krasnolud wyglądał dodatkowo na lekko poobijanego. Strażnicy pchali ich w stronę zejścia do podziemi. Spojrzenia trójki znajomych skrzyżowały się. Mieli ułamek sekundy na podjęcie decyzji.