Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2020, 02:21   #81
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Strupas przyniósł ze sobą ziąb i smród. Był też zdyszany i zwyczajnie zmęczony, na czczą gadkę ani nie miał ochoty, ani werwy. Nawet jego "kumple" siedzieli cicho. Słuchał jednak uważnie, pochłaniając wieczerzę jakby nie jadł co najmniej od tygodnia.
Spotkanie ze Starszym to była jednak inna sprawa.
Garbus zreferował wszystko, czego się dowiedział, począwszy od napotkanych myśliwych i łodzi norsów (oraz norskiej babie, którą przemycił do miasta), kopytnych, którzy dostali żądzy mordu, aż po wizje Opal i plotki z Osady.
- Moglibyśmy łatwo zdobyć dług wdzięczności. Kilka worków zboża nie sprawiłoby zborowi problemów, a tam bylibyśmy widziani jako wybawcy. Kiedyś może to nam się przydać - zakończył raport Strupas - Jeden z nich mówił też o znalezieniu kogoś, kto mógłby z nimi handlować. Jak na mój gust za duże ryzyko. Ale zapytam jeszcze Karlika, on jest biegły w te sprawy.
Gdy już zakończył referowanie i zapytał o nowego przeszedł do spraw osobistych.

- Postanowiłem też oddać swe życie Wielkiemu Nieczystemu. Teraz jestem już pewien. Chcę by świat spowiła zaraza, zrównująca wszystkich do tego samego poziomu. Jestem gotów pomóc i chciałbym by przyjął mnie do siebie. Wiedząca z Osady zasugerowała bym uporał się ze służkami bogini leczenia. Ale to jedno by Wielki mnie dostrzegł, drugie - że musiałbym się też wiele nauczyć. Długa droga... więc o poradę proszę, ty Bogom najbliższy i z nas najmądrzejszy.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-09-2020, 08:17   #82
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.15; Agnestag (7/8); zmierzch - “Zbór”

Sebastian będąc świadkiem sprzeczki między Silnym i Łasicą, stracił ochotę na wchodzenie z nimi w bliższą interakcję tego wieczoru. Zdecydował się jednak na Kurta.
- Bosmanie! - zatytułował mężczyznę, aby zwrócić na siebie uwagę. Kuternoga nachylił się nad stołem by spojrzeć na młodego cyrulika ciekaw dlaczego się do niego zwraca.

- Co mi możesz powiedzieć o stojącej u nas w porcie “Złotej Gęsi”?
- “Złota Gęś”? - stary bosman przeżuwając kawałki rybnej potrawki zastanowił się nad wspomnianą przez Sebastiana nazwą. - Niewiele. Wiem, że jest taki statek. Jednomasztowa koga. Cumuje przy nabrzeżu albatrosów. Nic ciekawego, zwykła krypa. - nazwa nie wywołała jakiejś rewelacji ze strony marynarza. Mówił jakby był zdziwiony dlaczego młodszy kolega pyta właśnie o ten statek.

- Podobno jej kapitan nazywa się Gauss. Ma on może jakieś powiązania z Altdorfem i Kolegium Magii?
- Gauss? Z Altdorfem? I magią? Pierwsze słyszę. - bosman pokręcił głową na znak, że takim pomysłem jest jeszcze bardziej zaskoczony niż pytaniem o jego statek. - O ile nie pomyliłem to on jest chyba z Marienburga. Czy ma coś wspólnego z Altodrfem to nie wiem. Zazwyczaj bierze kursy z Marienburga do Erengradu i z powrotem. Po drodze zatrzymuje się u nas. Widocznie tej zimy nie zdążył dopłynąć ani do Marienburga ani do Erengradu no to został u nas. - bosman nabrał kolejną porcję rybiej polewki i bez ekscytacji zaczął sobie przypominać co wie o tym wspomnianym kapitanie. - A dlaczego tak wypytujesz o tego Gaussa i jego statek? - bosman też zrewanżował się pytaniem nie mogąc chyba dociec skąd to nagłe zainteresowanie cyrulika portowymi sprawami jakie dotąd w ogóle go nie interesowały.

- Słyszałem, że do naszego portu mogło trafić coś lub ktoś ciekawy. Właśnie powiązany z Kolegium Magii. Z Altdoru płynie się właśnie koło Marienburga więc byłem ciekawy czy to dobry trop. A skoro już o tym mowa - cyrulik wykorzystał okazję na kolejne pytanie. - Nie wiesz może czy ostatnio jakiś inny statek nie miał ciekawych pasażerów lub ładunek, który zwrócił czyjąś uwagę w porcie?

- Jest zima Sebastianie. - ostatnie pytanie nieco chyba rozbawiło starego wilka morskiego bo lekko się uśmiechnął. Ale pewnie był świadom, że dla szczura lądowego taka krótka odpowiedź będzie za mało. - Zimą ruch jest słaby. Prawie go nie ma. Wszyscy czekają do wiosny. Dlatego każde wypłynięcie czy wpłynięcie statku można chyba uznać za ciekawe. Kogoś musiałoby nieźle pilić aby ruszać w morze o tej porze. Ostatni statek wpłynął do portu pod koniec tamtego roku. I było o czym opowiadać ze 2 tygodnie jak żaden inny do tej pory nie wpłynął. Może poza tą łodzią Norsmenów sprzed paru dni. Skoro wpłynęli w rzekę to musieli przepłynąć przez port ale ich nikt nie liczy. - bosman nieco rozwinął swoją wypowiedź by uzmysłowić koledze jak bardzo ruch statków zimą zamiera w porcie. I jakikolwiek ruch już jest odbierany jak wydarzenie tygodnia albo i dwóch.

- Łódź Norsmenów? - cyrulik podłapał temat. - A czy łódź Norsmenów można nazwać łabędzim statkiem? - zapytał mając przed oczami smukły kadłub i przeróżne rzeźby na dziobie.

- Raczej nie. Może i nazwali swoją łódź jakoś z łabędziem ale wątpię. Zresztą trudno poznać bo nie malują nazw na dziobie tak jak my. A ogólnie to nazywają te łodzie długimi, czasem smoczymi bo na dziobie mają galion smoka czy innego potwora. Znaczy galion to u nas się tak nazywa u nich to sama głowa na czubie dziobu. Zresztą te ich łodzie właściwie mają dwa dzioby. Zmieniają się na ławkach przodem do tyłu, łapią za wiosła i nagle rufa może być dziobem. Albo na odwrót. - stary marynarz nawet się rozgadał skoro sprawa poszła o morze, statki i całą resztę pokrewnych tematów jakie go interesowały.

- Nazwy zwykle są jakoś powiązane z galionem. Przynajmniej u nas. Niewielu umie czytać ale figurkę rozpozna każdy. Więc jak ktoś ma orła w nazwie no to masz figurę orła na galionie, wilka, jelenia, kobiety tak samo. A jak ma łabędzia to pewnie ma łabędzia na dziobie by każdy marynarz wiedział który to jest jego statek. - pokiwał mądrze głową na znak jak to wygląda w morskiej braci z jakiej się wywodził i nadal czuł się jej częścią.

Cyrulik był wyraźnie rozczarowany, ale szybko się połapał w tym, że jego twarz to może odzwierciedlać.
- Ogromnie wdzięczny ci jestem za te opowieści. Każdy mieszkający w portowym mieście powinien wiedzieć co nieco o jego handlu i głównym rzemiośle. Moja zawiedziona mina wcale nie dotyczyła samej opowieści, a tego, że znaleźć chciałem owy “łabędzi statek”, a żaden nie pasuje do tego opisu. Zaczynam się martwić, że wcale go tutaj nie było - uśmiechnął się smutno do bosmana.

- A co to za statek jakiego szukasz? - bosman pokiwał głową na znak zrozumienia dla wyjaśnień młodego cyrulika. Nabrał kolejną łyżkę rybnej polewie i życzliwie spojrzał na młodszego kolegę.

- Wiem tyle, że ktoś go nazwał łabędzim, a na jego pokładzie było coś co jego interesuje - Sterben ruchem głowy wskazał na Starszego.

- Aha. - bosman rzucił okiem na wskazanego zamaskowanego mistrza który właśnie rozmawiał z Karlikiem. Stary wilk morski pokiwał głową i zjadł łyżkę i kolejną rybnej potrawki. - No to albo chodzi o nazwę z łabędziem albo galion albo kształt. Jak jest smukły, szybki i zwrotny no i piękny to też może chodził o łabędzią grację. Ale to już ktoś by musiał znać się na statkach. Albo słyszeć coś podobnego o tym statku. - kuternoga otarł usta mankietem gdy widocznie podsumował sobie przez te dwie łyżki o co może chodzić z tym poszukiwanym statkiem.

- Łatwiej by było jakby było wiadomo kiedy przypłynął do naszego portu. Bo jak tuż przed zimą to pewnie nadal tu jest. Mało kto się odważy opuszczać bezpieczny port w taką pogodę. - przyznał, że przy tak niekompletnych danych to poszukiwania są mocno utrudnione.

Cyrulik pokiwał głową na jego słowa
- Porozmawiam ze Starszym. Zobaczymy co on zdecyduje. Być może zaangażuje do tego zadania kogoś kto lepiej czuje się na terenie portu.

***

- Zapoznałem się z manuskryptem jak prosiłeś - zaczął Sterben rzeczowym głosem jakby dokonywał diagnozy pacjenta. - Wygląda to na czysto filozoficzne, sporządzone naprędce notatki. Brak jakichkolwiek konkretów. Nie ma dat, a treść jest pisana ciurkiem. Traktują one o transmutacji i kamieniu filozoficznym, który może być używany jako katalizator. Transmutacja może sam kamień nie jest opisany, ale dowiedziałem się już co nieco na jego temat i opis niewiele by dał. Kamień może przybierać różne kształty i odcienie, ale zawsze ma podobne właściwości. Wzmaga on magię oraz może powodować mutacje. Traktat wspomina mistrza Mariusa. Nie wiadomo natomiast czy jest on autorem oryginalnego tekstu czy jego źródłem. Kamień został przetransportowany do jakiegoś portu na łabędzim statku. Jeśli miałaby być tutaj mowa o naszym porcie to zimują u nas trzy okręty mające nazwy związane z Gęsią, Kaczką lub Łabędziem. Jednak nie znalazłem z nimi żadnego powiązania.

- Kamień filozoficzny… I mistrz Marius… I łabędzi statek… Taakk… Ciekawe, ciekawe… - lider zboru pokiwał głową na znak, że przyjął do wiadomości słowa najmłodszego stażem kultysty. Zamyślił się na chwilę i zrobił gest jakby chciał się podrapać po brodzie czy nosie ale dłoń natrafiła na maskę jaką nosił. Machnął ręką i wznowił na chwilę przerwany marsz dumając nad tymi słowami.

- Przyniosłeś ten manuskrypt? Możesz mi go dać? Może mnie uda się coś z niego wyłuskać więcej. - maska spojrzała na młodszego mężczyznę więc chyba Starszy liczył, że ten zabrał ten dokument ze sobą.

- Tak. Mam go tutaj - cyrulik potwierdził, wyciągnął zza pazuchy zwitek pergaminu i wręczył go Starszemu. Nawet jakby miał go już nie odzyskać to przeglądał go tyle razy, że wiedział o czym traktował. Kilka fragmentów pewnie znał już na pamięć.

- A jakie jest twoje zdanie Sebastianie? Co sądzisz o tym manuskrypcie? - niespodziewanie mistrz pytał jakby chciał poznać opinię ucznia na temat omawianego tematu.

- Wydaje mi się, że pisał go ktoś kto wiedział, że oryginalne dzieło widzi po raz ostatni i chciał zachować ogólną wiedzę o tym co zawierało.

- Tak, tak… Może tak być w istocie… - mruczał cicho Starszy przeglądając zapisane kartki. Raczej przebiegał je wzrokiem bo tekstu było zbyt wiele aby go z miejsca przeczytać w całości. Pewnie chciał rzucić okiem jak to w ogóle wygląda. W końcu wznowił powolny marsz powoli zwijając ten manuskrypt w rulon.

- Dobrze się spisałeś Sebastianie. Jestem z ciebie zadowolony. Ten kamień filozoficzny to bardzo cenna rzecz. Można go wykorzystać na wiele sposobów. Na pewno byłby to nasz wielki sukces gdyby udało nam się go odnaleźć i zdobyć. - i lider grupy rzeczywiście wydawał się zadowolony taką perspektywą. Zwinął manuskrypt w rulon i trzymał go teraz trochę jak jakaś buławę. Przeszli tak kilka kroków gdy mistrz zastanawiał się pewnie co dalej.

- Spróbuję się zapoznać z tym dokumentem. Jeśli czegoś uda mi się dowiedzieć w tej sprawie zawiadomię cię. A powiedz Sebastianie masz jakieś pomysły gdzie można by zacząć szukać tego kamienia? - wydawało się, że Starszy na poważnie potraktował tą sprawę i wiele sobie po niej obiecywał. Ale na tą chwilę pewnie zdawał sobie sprawę, że cyrulik który miał cały tydzień na zapoznanie się z tym manuskryptem jest lepiej zorientowany w detalach sprawy niż on sam.

Sterben słysząc to pytanie rozejrzał się po pozostałych obecnych. Wyglądało to jakby się nad czymś zastanawiał, ale też wolał to zrobić, żeby nie pokazywać zmieszania na jego twarzy. Miał nadzieję, że ewentualny wyraz jaki przybrała jego twarz mogła wynikać z docenienia go mimo bycia najmłodszym stażem.

Jednak prawda była inna. W Sterbena uderzyły dwie wątpliwości. Pierwsza była taka czy Starszy w ogóle umie czytać, a druga taka, że obecnie w sali znajdowali się eksperci wielu dziedzin. Może nie byli oni najlepszymi fachowcami w mieście, ale nadal fachowcami. Starszy prawdopodobnie nie miał takiej wiedzy w żadnej z tych dziedzin, a jego domeną było tylko odpowiednia manipulowanie ludźmi. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że aura mistyczności otaczająca jego rozmówcę, w jego oczach mocno się przerzedziła.
- Zleciłbym Łasicy, Karlikowi i Kurtowi, aby ostrożnie rozpytali w mieście czy jest lub był w porcie jakiś statek lub łódź którą można byłoby nazwać łabędzią. Jeśli nie było takiej tutaj to wziąć na spytki osobę, jaka dostarczyła nam ten traktat i dojść do jego źródła. No chyba, że już to wiemy - zagaił próbując czy jest w stanie coś od Starszego wyciągnąć.

- Ah tak… - mistrz pokiwał głową słysząc swojego młodego podopiecznego. Odpowiedź była zbyt krótka i enigmatyczna by dało się coś z niej wyczytać o intencjach autora. Starszy przeszedł kilka kroków poklepując się zwiniętym rulonem po boku zastanawiając się nad czymś. Doszli tak po raz kolejny do burty gdzie nastąpił powolny nawrót do przeciwnej strony.

- Ty się spotkałeś z tym człowiekiem od manuskryptu Sebastianie. Wygląda na to, że w tej chwili to jest jedyny pewny trop. Spróbuj się z nim spotkać ponownie. Może coś wie o tym manuskrypcie albo poprzednim właścicielu. Weź tutaj coś co może pomóc w przywracaniu pamięci. - to mówiąc lider ich grupki sięgnął w trzewia swojej szaty i chwilę tam gmerał. Po czym wyciągnął z niej sakiewkę jaką wręczył młodzieńcowi. Dało się wyczuć po ciężarze i cichym brzęczeniu, że to pewnie są monety.

Cyrulik wyciągnął dłoń i zacisnął ją na mieszku.
- Tak jest! - powiedział z entuzjazmem, który wyraźnie malował się na jego twarzy. Mogło to to wyglądać jak ogromny zapał uczniaka, ale Sebastianowi bardzo podobała się perspektywa poszukiwań kamienia filozoficznego i namaszczenia oraz pomocy Starszego w tym zakresie.
- Czy mogę liczyć na pomoc kogoś z naszej grupy? Towarzystwo na przykład Łasicy mogłoby być pomocne i zwiększyłoby moje bezpieczeństwo.

- Łasicy… - maska Starszego skierowała się na kobietę o granatowych włosach i chwilę jakby rozważał tą propozycję. - Łasica może być mocno zajęta w nadchodzących dniach. A nie chciałbym jej odrywać od jej zadań. Może uda ci się z nią umówić na jakiś dzień ale wydaje mi się, że Silny powinien być bardziej dyspozycyjny. - wydawało się, że w głowie Starszego pojawił się jakiś zarys planów dla poszczególnych członków grupy niedostępny dla najmłodszego z członków ich stowarzyszenia. I o ile na jakieś jedno spotkanie w tygodniu może dałoby się dogadać z Łasicą to może być to trudniejsze niż z Silnorękim.

- Pomyślałem o Łasicy ze względu na to, że na pierwszy rzut oka nie wygląda odstraszająco, a odpowiedni efekt wpływu na rozmówcę dopiero można wywołać. Z Silnorękim być może również się uda, ale pod warunkiem, że będzie postępował ściśle według moich zaleceń.

- Tak, to prawda Łasica ma wiele talentów. Ale nie ona jedna. - zamaskowany lider grupy skinął głową po czym przeszli tak kilka kroków gdy zastanawiał się nad tą propozycją. W końcu zwrócił się w stronę stołów za jakimi siedziała reszta kolegów i koleżanek. Wezwał do siebie nożowniczkę i ta bez wahania, zwinnie jak zwierzę od jakiego przyjęła imię podeszła do obu rozmawiających.

- Łasico moja droga, Sebastian sprawdza dla mnie pewną sprawę jaka mnie interesuje. Ale przydałby się ktoś jeszcze by nie szedł tam sam. Wiem, że masz dużo zajęć w nadchodzących dniach ale przemyśl czy dasz radę zorganizować sobie tego spotkania. - Starszy w paru zdaniach nakreślił koleżance o co chodzi, a ta słuchała z uwagą obdarzając Sebastiana przelotnym spojrzeniem. Dopiero jak lider skończył i dał znać, że ich zostawia by zająć się kolejnym rozmówcą łotrzyca spojrzała na młodszego kolegę uważniej.

- To o co chodzi z tym spotkaniem? - zapytała neutralnym tonem pewnie nie wiedząc czego powinna się spodziewać. Nie wyglądało by Starszy skazał ich na współpracę raczej jakby dawał im szansę się dogadać czy są szanse na taką współpracę skoro Łasica miała być tak zajęta.

- Chodzi o to, że źródło od jakiego pozyskałem dla Starszego dokument, może nie być skore do udzielenia interesujących nas informacji. Być może zadziałają monety jakie właśnie dostałem, a może nie. Być może źródło będzie chciało się mnie pozbyć, a ja niewiele będę mógł na to poradzić - rozłożył ręce i zaprezentował swoją niepozorna posturę. - Wtedy ty miałabyś zapewnić te alternatywne możliwości. Co ty na to?

- A gdzie i kiedy? Miałeś już jakiś zatarg z tym źródłem? Co to za jeden? - łotrzyk o granatowych włosach na razie wypytywał o detale chyba jeszcze nie wyrabiając sobie zdania o tej propozycji.

- Nazywa się Florian Wagner i jest oficerem z jakiegoś statku. Stąd jest łasy na pieniądze i ma słabość do hazardu. Nie przedstawił się oczywiście, ale Hanna z “Piwnicznej”, która zorganizowała to spotkanie co nieco o nim wiedziała. On sam nie powinien sprawiać problemów, ale może mieć ochroniarza, bo powinno go być jeszcze stać. No chyba, że zdążył wszystko przepuścić. Nie wiem czy ma jakieś znajomości. Kolejne spotkanie umówiłbym znowu przez Hannę i dałbym znać o terminie.

- Ja mam sporo zajęć w tym tygodniu. Dziś i jutro odpada, zajęta jestem. Umów to spotkanie na Marktag wieczorem. I daj znać wcześniej znać czy wyszło. Jak nie dasz to znaczy, że nie wyszło. - Łasica pokręciła głową na znak, że pewnie przeciwko takiemu spotkaniu nie ma za bardzo obiekcji no ale z czasem do dyspozycji na takie spotkanie może być różnie. Sebastian miał więc dwa, trzy dni by zorganizować spotkanie z Wagnerem i dać jej znać do Aubentag, że coś z tego wyszło.

- Gdzie cię znajdę? - zapytał cyrulik sugerując, że się zgadza na taki układ.

- Zostaw wiadomość w “Krzyczącej Mewie”. To tawerna po zachodniej stronie portu. - Łasica skinęła głową jakby mimo burt chciała wskazać gdzie znajduje się ta tawerna jakby stąd dało się ją zobaczyć.

- Tak też zrobię - skinął jej lekko głową.

- Dobra, no to ugadaj się z nim i daj znać. - łotrzyca skinęła głową na znak, że przyjęła to do wiadomości i skoro kolega nie miał z nią więcej spraw do załatwienia to wróciła na swoje miejsce do stołu. Zaś Starszy zaczął już rozmawiać z kolejnym rozmówcą więc na razie nie wypadało mu przeszkadzać.

***

Na koniec zboru Sterben podszedł jeszcze do Kurta i poprosił go aby ten rozpytał w porcie o łabędzi statek o jakim rozmawiali. Uczulił go jednak, że chłopak Lukas Stein robi to już w jego imieniu wśród portowych tragarzy. Lukas nie wie nic o ich przynależności, ale dzieli pewne tajemnice z cyrulikiem i należy go traktować jako sojusznika.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 27-09-2020, 19:49   #83
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2519.I.15; agt (7/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: cisza, ciepło, jasno, gwar rozmów na zewnątrz ciemno, powiew, pogodnie, s.lodowato


Versana


- No to chyba jesteśmy na miejscu. - głos mężczyzny z jakim wystrojona brunetka dzieliła kabinę powozu promieniał życzliwym ciepłem. O tak, porucznik Marcus Fink jako towarzysz sprawdzał się bez zarzutu. Na pewno nie było wstyd kobiecie ze średnich warstw społecznych pokazać się z nim w towarzystwie. Zwłaszcza, że wdowa po kupcu który nie był jednym z największych potentatów handlu morskiego w tym mieście nie bardzo miała co liczyć na to, że któryś z wyżej urodzonych kawalerów zniży się by przyjść na imprezę towarzystką tego formatu z kimś niższą od siebie rangą.

Tak to już było na tym świecie, że człowiek czy nawet nie-człowiek był innym równy ale tylko wewnątrz swojej warstwy. I te warstwy kiepsko się ze sobą mieszały. A zwłaszcza dostać się do tych wyższych było trudno. Na takich spotkaniach młoda i atrakcyjna dama mogła się jeszcze dostać jako partnerka jakiegoś dżentelmena no ale im różnica w pochodzeniu była większa tym kandydatów brakowało. Pod tym względem porucznik Fink wydawał się odpowiednim kandydatem dla wdowy van Drasen. Oboje mieli podobną pozycję towarzyską w tym mieście więc dla żadnego z nich nie było ujmą pokazać się właśnie z takim partnerem. Chociaż należało oczekiwać, że na balu tego formatu, wystawianym przez jeden z najmożniejszych i najbardziej wpływowych rodów to pewnie i tak będą prezentować się skromnie. Kto wie? Może gdyby to nie była impreza organizowana przez Froy’ę to w ogóle nie byliby na liście gości? Właścicielkę jednego magazynu czy oficera śledczego na pensji ratusza raczej trudno było uznać za atrakcyjnych czy równorzędnych partnerów dla van Hansenów. Ale widocznie jakoś zainteresowali Froy’ę na tyle by dostać zaproszenie.

A mimo to, że Versana była pewna, że dzięki swoim kobiecym atrybutom i intuicji uda jej się zmanipulować oficerem śledczym to uświadomiła sobie, że właściwie wie o nim bardzo niewiele. Niewiele więcej niż to co pewnie inni o nim wiedzieli. Nigdy nic nie mówił o swojej pracy więc i dzisiaj też nie. Nic nie wiedziała o jego życiu towarzyskim czy prywatnym poza tym, że był stanu wolnego i chyba robił sobie nadzieję, że młoda wdowa odda mu atencję jaką jej okazywał. Nie wiedziała skąd wziął ten powóz jakim zajechał pod jej kamienicę a teraz przed rezydencję van Hansenów. Raczej nie należał do niego i na pewno nie był to powóz mogący się równać z tym jaki mieli van Zee. Ale był. I spełniał swoje transportowe i towarzyskie funkcje.

Ledwo zdążyła gdy ten powóz zajechał niedawno przed jej kamienicę. Po zborze miała naprawdę niewiele czasu by wrócić do domu, przebrać się i naszykować na wieczorny koncert. Właściwie to porucznik Fink musiał poczekać na dole aż gospodyni której asystowała Brena ostatni raz się muśnie tu i tam wreszcie schodząc na dół do swojego towarzysza. I tam porucznik, chociaż już nie młokos to na galowo prezentował się na pewno całkiem nieźle. Schludny, zadbany ubiór może nie mógł się równać z tym czym nosiły się wyższe szarże i klasy ale i tak nie przynosił wstydu ani właścicielowi ani swojej partnerce. Właściwie to Versana nawet wyczuła, że zrobił wrażenie na Brenie. Chociaż pokojówka wydawała się przeżywać ten bal jakby sama miała się tam udać. A dla zwykłej pokojówki taki oficer to już był ktoś z wyższych sfer jak dla niego van Hansenowie czy van Zee. Zresztą po tym jak Greta życzliwie się do niego zwracała dało się poznać, że na niej też musiał zrobić przyzwoite wrażenie a przecież nie była już młodą trzpiotką. No a potem porucznik Fink zabrał swoją partnerkę tego wieczoru na ten wieczór traktując ją z galanterią i zostawiając za sobą obie służki które na pożegnanie życzyły im udanej zabawy i pomachały na pożegnanie.

A jeszcze wcześniej, jak już opuszczała “Starą Adele” udało jej się porozmawiać z kuternogą. Właściwie sam ją zaczepił. Wcześniej pewnie rozmawiał ze Starszym więc mógł jej przekazać adres kryjówki do jakiej mogła sprowadzić Normę. Nie była tak daleko od zacumowanej krypy. Przeszli się z początku we trójkę gdy stary wilk morski kuśtykał obramowany przez dwie młode kobiety a one uprzejmie szły jego tempem by nie jego kalectwo mu nie przeszkadzało. Pokazał im które to drzwi, otworzył je i ukazało się wnętrze chyba niewielkiego urzędu czy biura. Tak na jedno biurko. Ale na zapleczu była mała izba. Na mieszkanie dla jednej osoby było w sam raz. Na koniec jeszcze oddał Versanie klucz aby mogła tam przetransportować toporniczkę kiedy będzie trzeba. No i jak będzie no to niech da znać to on spróbuję co zapomniał ze swojej znajomości kislevskiego. Przy okazji okazało się, że Normę do miasta sprowadził Strupas i on ją zostawił u węglarzy którzy byli jakimiś jego znajomkami.

Potem pożegnały się z Kurtem no i zostały we dwie. Obie też wracały z portu, podobnie jak tydzień temu. Ale praktycznie od początku Łasica dała odczuć, że jest wkurzona na Versanę jak jasna cholera. Brakowało tych jej żartów, flirtów i radosnego szczebiotu jakimi w ciągu ostatniego tygodnia zasypywała koleżankę. Słuchała, czasem pokiwała głową ale nie dało się nie zauważyć tej chłodnej rezerwy z jaką traktowała rozmówczynię. Zwłaszcza w porównaniu z życzliwą atencją jaką okazywała młodej wdowie przez ostatnie parę dni. Zamiast tej zabawnej, nieskrępowanej flirciary jakiej pasowała rola uległej kochanki teraz Versana miała do czynienia z profesjonalną złodziejką, włamywczaką i oszustką z jaką mają wspólne biznesy do załatwienia. No ale pod tą rezerwą wyczuwała świeżą ranę jaką sprawiła jej Versana ostatniej nocy. Żal, rozczarowanie, rozgoryczenie, odrzucenie i złamane zaufanie. To je teraz oddzielało i stało między nimi. I jeśli tego jakoś nie naprawią to groziło, że zostanie to na stałe i może z czasem zniknie a może rozrośnie się jeszcze bardziej.

Ale mimo wszystko Łasica nie odmówiła swojej pomocy. Powiedziała, że będzie na tym koncercie van Hansenów i powinna być jako jedna z kelnerek na głównej sali balowej. Wydawało się, że “na logikę” to do Łasicy nawet dociera skąd takie a nie inne zachowanie kupieckiej wdowy ostatniej nocy. I po kupieckiej wdowie nawet by się spodziewała czegoś takiego. No ale nie po swojej kochance, przyjaciółce i siostrze w wierze. Przecież mogła się zmyć nad ranem i nawet by nikt nie wiedział o tej wizycie! I jeszcze po tych kazamatach jak idiotka kazała sobie prawie w środku nocy uszykować kąpiel by zrobić dobre wrażenie i niespodziankę swojej siostrze, celebrować z nią jej nowego węża. Ale “siostra” ją spławiła w sam środek mroźnej nocy! No tak. Trudno się było przebić przez ten świeży żal wyływający ze świeżej rany łotrzycy. No ale żadna z nich nie bardzo miała czas to rozstrząsać. Musiały się rozstać i każda na własną rękę miała dotrzeć do siebie i dotrzeć do rezydencji van Hansenów. Wedle planu powinny się już spotkać na sali bankietowej.

A na razie byli na miejscu. Już było sporo po zmierzchu więc mimo pory wczesnego wieczoru panowały zimowe ciemności. Na zewnątrz panował siarczysty mróz chociaż dla kogoś w zimowym ubraniu nie był aż tak dokuczliwy. Zwłaszcza jak się tylko szło kawałek od powozu do głównego wejścia rezydencji. Zdeptany śnieg chrzęścił pod butami a porucznik Fink jak wypadało na dżentelmena podał partnerce ramię by mogli razem wejść do środka. Tam już czekał na nich kamerdyner w liberii van Hansenów wiający gości.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; pustostan; kryjówka Strupasa
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: wnętrze domu, półmrok, chłodno na zewnątrz ciemno, powiew, zachmurzenie, s.lodowato


Strupas



No i wreszcie we własnych śmieciach. Strupas po paru dniach wizyty wśród odmieńców mógł wreszcie rozłożyć się we własnym barłogu. Nadal był zziębnięty i zmęczony. Chociaż wizyta na “Adele” pomogła mu zregenerować siły to jednak była zbyt krótka by znacząco zmienić sytuację. Ale przyjemnie było posiedzieć w cieple i wśród przyjaznych twarzy.

Dziś już nie miał za bardzo siły na nic. Ale mimo, że położył się w swoim ulubionym miejscu do zmęczonego ciała i umysłu sen nie przychodził tak od razu. Te wszystkie spotkania, słowa, rozmowy w jakich brał udział i był świadkiem jakoś same wracały do zdeformowanej głowy.

- Ah, to ty sprowadziłeś Normę do miasta? A znasz tych węglarzy? Może byś pomógł załatwić by Norma znalazła się u nas. Łasica i Versana już się zajmują tą sprawą ale skoro znasz tych ludzi to twoja pomoc byłaby na miejscu. - tego chyba Starszy się nie spodziewał z tą toporniczką jaką garbus parę dni temu spotkał na swojej leśnej drodze ale gdy się do tego przyznał ich mistrz wydawał się bardzo z tego zadowolony. No i chyba liczył na jego pomoc w tej sprawie. Wyglądało na to, że los jakoś splótł koleżanki ze zboru z wilczycą z północy tylko nie miały pojęcia, skąd się wzięła w mieście i, że był w to zamieszany ich garbaty kolega ze zboru. Ale jak miał znajomości u węglarzy no to powinno być teraz łatwiej.

- Ciekawe, ciekawe… bardzo ciekawe… - natomiast wieści jakie przyniósł Starszemu z jaskini odmieńców zaciekawiły mistrza. Ta niespodziewana nadpobudliwość ich kopytnych kuzynów w wierze i to co się działo w osadzie Kopfa.

- Ta Opal musi być bardzo interesującą osobą. - zamaskowany lider zboru wydawał się być zaintrygowany wieszczką odmieńców. Z ciekawością słuchał i wypytywał co dokładnie powiedziała garbusowi gdy z nią rozmawiał.

- Widzę, że jesteś zmęczony Strupasie. Wracaj do siebie i odpocznij. Nabierz sił. To musiała być ciężka podróż w samym środku zimy. Przyjdź na początku tygodnia jak już nabierzesz sił. Kurt przekaże ci nowe wytyczne. Z tą wymianą podoba mi się ten pomysł ale to trzeba zorganizować jak należy a to trochę czasu może zająć. Ale skoro nasi bracia mają takie kłopoty nie możemy pozostać obojętni. - Starszy wydawał się doceniać i był zadowolony z takich wieści i inicjatywy jaką wykazał się garbaty kultysta. Zupełnie jak ojciec ze swojego syna. Niemniej pewnie obecnie Strupas wyglądał gorzej niż zwykle więc musiał uznać, że należy mu się trochę odpoczynku.

- I widzę Strupasie, że ta podróż była dla ciebie oczyszczeniem. Twój płomień wiary rozgorzał prawdziwym żarem. Dobrze. Bardzo dobrze! Cieszy mnie to niepomiernie. A z tymi gołębicami to bardzo ciekawy pomysł. Ale też trzeba na to czasu. No i sił. Na razie więc odpoczywaj i nabieraj sił mój synu. - Starszy pożegnał się z nim przyjaźnie i ciepło. Głos ociekał mu troską i życzliwością. Jakby Strupas był dla niego najważniejszy. A pewnie i był integralną częścią zadań o jakich mówili. Na razie jednak dał mu wolne by wróciły mu siły po tej ciężkiej, zimowej przeprawie. I pomysł był chyba dobry. Jutro, jutro będzie nowy dzień i nowe szanse. Także by odzysać siły. Do czasu aż Starszy go jakoś nie wezwie albo sam nie zgłosi się do Kurta to miał czas odpocząć albo zająć się swoimi sprawami. I gdzieś na tych wnioskach powieki garbusa w końcu skleiły się na dobre i zapadł w błogą ciemność.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.I.15; Agnestag (7/8); wieczór
Warunki: cisza, ciepło, jasno na zewnątrz ciemno, powiew, zachmurzenie, s.lodowato



Sebastian klęczał właśnie my dorzucić do pieca. Wychłodziło się przez jego nieobecność. Trzeba było napalić by się rozgrzać. Pacierz czy dwa i znów będzie przyjemne ciepło ale na razie to było dość chłodno. Dorzucając kolejne drwa do pieca młody cyrulik miał okazję przetrawić spotkanie na “Starej Adele”. Pierwsze w nowym roku w jakim brał udział.

Po spotkaniu opuścił krypę jako jeden z ostatnich. Kurt odprowadził go do krawędzi burty, poczekał aż zejdzie po czym wciągnął drabinę na górę czyniąc z miejsca dostęp do starej krypy dużo trudniejszym. Został z nim dłużej bo musiał sprawdzić na spokojnie stan Bydlaka. A Kurt mu się przydał. Po pierwsze to właśnie kuternoga dotąd dbał o czworonożnego odmieńca, po drugie ten odmieniec już trochę się z nim oswoił a po trzecie był ciężki więc druga osoba była bardzo przydatna by tam unieść to czy tamto aby można było obejrzeć rany i się nimi zająć. Okazało się, że Kurt ma całkiem niezłą wprawę albo talent w takiej opiece. Ale stan Bydlaka był ciężki. Jeszcze nie zdechł. Ale mógł to zrobić w każdej chwili.

Na ile się cyrulik zorientował to przyczyną tego stanu rzeczy były liczne ugryzienia. Pewnie od innych psów czy czegoś o podobnym rozstawie szczęk. No i duża utrata krwi. Nie wiadomo czy nie nazbyt duża. Organizm balasnował na granicy wydolności. Dlatego nie było pewne czy zwierz przeżyje. Każda godzina była dla niego walką o przetrwanie. Leżał na boku ciężko dysząc i ledwo reagując na to co się wokół dzieje. Skamlał, żałośnie albo warczał groźnie gdy próbowali go odwróćić na drugi bok czy unieść.

Kurt posmarował mu rany ziołową maścią na miodzie. Co wydawało się słuszne. Powinno pomóc na leczenie ran. Cyrulik mógł zalecić od siebie podawanie krwi i wątroby. Coś co mogło pomóc odtworzyć utraconą przez ogara krew. I można było tylko modlić się by jego bebechy działały na tyle podobnie do ludzkich by to zadziałało. Ludziom mógłby założyć bandaże no ale Kurt odradzał. Twierdził, że i tak je zerwie jako ciało obce. Niemniej jeśli by cyrulik chciał spróbować to mu nie zamierzał przeszkadzać. No i szwy. Musiał założyć szwy. Tam i tu Kurt pozszywał co niektóre rany ale dość topornie. W końcu był bosmanem a nie cyrulikiem. Tutaj Sebastian miał więc pole do popisu.

Więc trochę im zeszło. Na odchodne i stary wilk morski przekazał mu wieści, że ci węglarze u których jest ta topornczka z pónocy to jacyś znajomi Strupasa. A w ogóle to się okazało, że właśnie garbus przyprowadził ją do miasta i do nich. A potem Sebastian samotnie wrócił do swojej kryjówki. Ledwo wszedł do domu, rozpłaszczył się i właśnie dokarmiał ogień w piecu gdy usłyszał pukanie. Okazało się, że przyszedł Lucas.

- O, jeszcze nie śpisz. Dobrze, bo nie byłem pewny. A z portu wracam to zaszedłem. - przywitał się robotnik portowy. No to weszli do tej jeszcze dość chłodnej izby więc Lucas się nie rozbierał. Zresztą nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Żadnym magów nie znalazł. I bardzo dobrze! Kto by chciał mieć maga za sąsiada czy pod dachem? To porządny port jest a nie jakieś wciórności jak tam w stolicy. Zresztą obaj zdawali sobie sprawę, że właściwie nie bardzo wiedzą po czym rozpoznać takiego magistra sztuk tajemnych. Jedynego jakiego znał Sebastian to Aaron. A on nie prezentował się zbyt godnie i nie wyglądał zbyt imponująco. A z tego co mówił Lucas to doker nie znał żadnego. Tylko tyle co wszyscy, że spiczaste czapki, togi, gwiazdy, księżyce, brody… No to nikogo takiego nie kojarzył ani nikt kogo zapytał.

- A nie ma się co dziwić. Zima jest. Nie ma ruchu, ze dwa tygodnie jak jakiś statek wpłynął do portu. Większość stoi od miesiąca i będzie tak stać do wiosny czekając na nowy sezon. Roboty nie ma. Sam szukam czegoś po jakichś magazynach czy co. - przyznał niechętnie Lucas. Zima to był widocznie trudny czas dla kogoś kto żył z morza i portu. No a bez tego to i nie było wieści by jakiś statek wpłynął do portu i coś w nim rozładowywał. Nawet jeśli to musiało być jak jeszcze statki kursowały czyli z parę tygodni temu, pod koniec jesieni. No i o żadnych pływających łabędziach też Lucas ani jego znajomi nie słyszeli. Te nazwy jakie powtórzył Sebastian już słyszał także i w kapitanacie dziś rano.

- Jak to coś niezgodnego z prawem to pewnie zawieźli to na wyspę przemytników. Trzeba by przemytników popytać. Chyba, że to towar na zamówienie ktoś przywiózł albo na przeładunek na inny statek. - sądząc z tego co i jak Lucas mówił to chyba był sceptycznie nastawiony co do takiego szukania igły w stogu siana. A jak by to miało być jakieś czarostwo to jak na bogobojnego obywatela Imperium nie miał ochoty się tym zajmować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-10-2020, 07:13   #84
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
- Piękny mamy dziś wieczór. Nieprawdaż? - zwróciła się do partnera nim stanęli przed kamerdynerem. Jej głos brzmiał kokieteryjnie. Ver pilnował jednak by nie było to zbyt przesadne i przekoloryzowane. Mogłoby wszak wtedy przynieść odwrotny efekt i wydać się niesmaczne oraz podejrzane zarazem. Pilnowała się więc na każdym kroku. Przecież nadal odgrywała rolę kobiety, której zarazem bardzo schlebiało a może i imponowało zachowanie i postawa uroczego dżentelmena, którym póki co okazywał się być porucznik Fink zaś z drugiej strony utrzymującej pewien "zdrowy" dystans. W dobrym tonie było to aby mężczyzna zabiegał o względu kobiety a ta dawała się oczarowywać ale nie zdobyć. W każdym razie nie tak od razu.

- Zdaje się że zaskarbiłeś sobie przychylność obu moich pracownic. - wtrąciła chcąc niejako skomplementować naprawdę dobrze prezentującego się partnera - Brena i Greta ćwierkały niczym kanarki. Dawno ich nie widziałam w takim stanie. Zapewne jak wrócę będą wypytywać mnie o każdy szczegół. - zachichotała skromnie przysłaniając otwartą dłonią usta.

- Nie zaskarbienie ich przychylności było moim celem. - odparł skromnie porucznik gdy szli za lokajem prowadzącym ich w głąb pięknej rezydencji. Oficer śledczy spojrzał jednoznacznie na swoją partnerkę by nie było wątpliwości kto jest jego celem w tym zdobywaniu kobiecej przychylności i atencji. Pod względem przepychu i kosztów rzeczywiście była to równa konkurencja dla van Zee. Im szli dalej tym wyraźniejszy stawał się szmer głosów.

Porucznik prowadził partnerkę "pod pachę" pilnując by ta była jak najbliżej jego osoby. Trzymał ją zarazem delikatnie jak i stanowczo. Ver z całą pewnością była w stanie stwierdzić iż Fink jest bardzo przystojnym i szarmanckim mężczyzną, który swą postawą stara się jej zaimponować. Szli wzdłuż długiego bogato zdobionego korytarza, który przypominał raczej jakaś wystawę bądź wernisaż niż pomieszczenie prowadzące do komnat. Ściany po obu ich stronach zdobiły piękne i imponującej wielkości haftowane w przeważającej większości srebrnymi i złotymi nićmi arrasy, które gdzieniegdzie wysadzane były kamieniami szlachetnymi. Sceny przedstawione na dywanach opowiadały historie przeprawy wielkiego srebrnego wilka przez dziką puszczę spowitą w śnieżnej zamieci. Zwierzę zapewne nawiązywało do panującego o tej porze roku Ulryka. Podłoga pod ich stopami za to pokryta była malowniczą mozaiką ukazującą samego Mananna splecionego w stalowym uścisku z przerażającym Gargantuanem. Mimo osobistej niechęci do obu bóstw Ver odczuwała względem nich swoistego rodzaju respekt. Wszak tylko głupiec lekceważy wroga. Miała również świadomość iż większość mieszkańców wybrzeża, wliczając w to jej pracowników wielbi bardziej bądź mniej otwarcie jak nie jednego to drugiego syna Taala. Z resztą wiara w całą trójkę była dość mocno zakorzeniona w okolicznej społeczności. W ich kulturze i obrzędach.

- Schlebiają mi twoje słowa. - odparła lekko zawstydzona słowami mundurowego - Jeżeli łapanie przestępców idzie ci równie zawodowo jak sprawianie dobrego wrażenia to pół-świadek tego miasta musi się mieć na baczności. - zrewanżowała się równie nieoczywistym pochlebstwem - Swoją drogą nie wiedziałam, że posiadasz powóz. Ciekawe jak wiele tajemnic jeszcze przede mną ukrywasz?

- Ludzie bez tajemnic są nudni. - mężczyzna zaśmiał się cicho jakby podzielił się jakimś swoim ulubionym powiedzonkiem. Ale nie mieli za bardzo już czasu jak rozmawiać bo lokaj w liberii otworzył jakieś ozdobne, wysokie, dwuskrzydłowe drzwi i stanął obok aby mogli wejść. Z wnętrza buchnął gwar stłumionych dotąd rozmów i okazało się, że to musi być ta sala balowa gdzie miał być koncert. Rzędy krzeseł były ustawione z jednej strony zostawiając puste miejsce na scenę. Większość miejsc już była obsadzona przez śmietankę towarzyską tego miasta. Tam i tu błysnęły wypolerowane epolety jakiegoś kapitana czy oficera, damy założyły piękne suknie i wszyscy czekali na to aż zbierze się komplet gości i będzie można zacząć koncert.

- Tędy proszę. - lokaj dalej pełnił swoje obowiązki przewodnika. Poprowadził gości do jednego z tylnych rzędów gdzie mogli zająć swoje miejsca. Porucznik przepuścił swoją partnerkę przodem by mogli zasiąść na wybranych miejscach rozglądając się ciekawie po tej sali balowej i gościach. Niestety z tego miejsca większość gości była do nich tyłem lub profilem więc rozpoznanie kto jest kto było dość mocno utrudnione. Lokaj spełniwszy swój obowiązek pożegnał się i ruszył z powrotem na korytarz by obsłużyć kolejnych gości.

- Ciekawe co to za koncert. Nie widzę żadnych instrumentów. - oficer trochę unosząc głowę ponad innymi zwrócił uwagę na ten detal. Scena rzeczywiście była dość pusta. Ani muzyków ani ich instrumentów nie było widać. Co tylko wzmagało oczekiwanie i zniecierpliwienie gości.

- Znając pannę Froye i jej zamiłowanie do ekstrawagancji. - słowa wyrażały raczej fakt niż opinie - Będzie to coś zaskakującego i wzbudzającego podziw. Nie wiem jednak czy coś będzie w stanie bardziej mnie zdziwić niż twój powóz. Jedno jest jednak pewne. Plotki mówiące o marnej pensji pracowników służb mundurowych muszą być wyssane z palca. - zachichotała delikatnie aby nie zwracać na nich uwagi pozostałych gości.

Ver postanowiła wykorzystać czas oczekiwania na artystów wytężając swój słuch tak aby przy odrobinie szczęścia wyłapać kilka ciekawostek spośród rozmów i szmerów niosących się sali.

Z wytężaniem słuchu wyszło tak sobie. To co udało się Versanie podsłuchać to nie brzmiało jakoś rewelacyjnie. Albo panie obgadywały która gdzie jaką suknię zdobyła albo komentowały wystrój innych. Jakiś dżentelmen tłumaczył się swojej partnerce, że na pewno nie obcinał wzrokiem innej pani a panowie zastanawiali się czy gospodyni pokaże się z jakimś partnerem czy nadal jej wdzięki są najlepszą pulą do zgarnięcia. Albo jedną z najlepszych. Do tego jeszcze młoda wdowa musiała dzielić uwagę na własnego partnera który też jak na dobrze wychowanego dżentelmena przystało bawił ją rozmową. Tam i tu dało się słyszeć od kogoś kto ponoć rozmawiał z samą gospodynią, że na koncercie ma być jakaś niespodzianka.

I faktycznie była. Gdy na środek sceny wyszła blondwłosa gospodyni, w pięknej karminowej a więc drogiej sukni robiąc wrażenie już samym pojawieniem się. Bardzo podziękowała wszystkim za przybycie na tą skromny wieczorek artystyczny i miała nadzieję, że się spodoba widzom i gościom. Dziś bowiem udało się sprowadzić trupę elfich artystów. Co już samo w sobie zapowiadało się ciekawie. A gdy jeszcze gospodyni usiadła w pierwszym rzędzie zaczęły się przygotowania. Służący wygasili większość lamp i świec. I zrobiło się tak ciemniej jak i ciszej.

A potem na scenę wyszły cztery, długowłose, szczupłe postacie. Elfy. Lub chudzi jak ich nazywało pospulstwo. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Przywitali się ukłonami a widownia przywitała ich oklaskami. No tego chyba nawet po Froi van Hansen nikt się nie spodziewał aż tak egzotycznych gości. Cała czwórka mówiła na zmianę tak jakby już podczas przedstawiania się mówili swoje role. Otóż aby być zrozumiałymi będą się starać mówić reikspiel ale proszą o wybaczenie jeśli będą jakieś nieścisłości. Postarali się aby przetłumaczyć tradycyjne elfie pieśni na ten reikspiel i w Saltzemund jakoś to znieśli. Tak skromnie oświadczyli skośnousi chociaż pewnie nie poszło im tak tragicznie skoro dostali zaproszenie do dana koncertu tutaj.

- Elfy, no no… - tego porucznik Fink się chyba nie spodziewał. Tak jak i wielu gości sądząc po poruszeniu jakie wywołało pojawienie się nieludzi. I to tych tradycyjnie uznawanych za tak obcych i niezrozumiałych jak pięknych i tajemniczych.

A potem zaczął się koncert “Leśnego Strumienia”. Elficcy artyści okazali się tak utalentowani jak głosiły legendy. Nawet język ludzi był w ich wykonaniu jak najbardziej zrozumiały chociaż z pewnym egzotycznym akcentem. Zawsze dwójka z nich śpiewała a dwójka im przygrywała. Ale w przeciwieństwie do ludzkich artystów gdzie te role były zwykle przypisane na stałe to elfy nie okazywały takich ograniczeń. A śpiewały i grały tak o wojnie jak i o miłości. Najpierw elf i elfka żegnali się gdy rozdzielała ich wojna. Potem dziewczyna usiadła i zmieniła partnera przy lirze gdy on wstał i zaczął śpiewać razem z towarzyszem pieśń o odwadze i trudach wojny jakie pokonywali razem z towarzyszem. I znów zmiana gdy tym razem panowie grali na flecie i lirze a kobiety wyśpiewywały swoją tęsknotę i trudy utrzymania domu bez mężczyzn. Do tego każdy z artystów miał swoje przysłowiowe pięć pacierzy gdy śpiewał solowy kawałek a na samym końcu cała czwórka zaśpiewała porywający, piękny kawałek o miłości, odwadze i nadziei jakie pokonają wszelkie przeciwności. Gdy się wreszcie pokłonili cała sala biła brawo bez opamiętania. Przyzwyczajeni do utalentowanych, ludzkich artystów nawet można było spotkać kogoś kto tak grał czy śpiewał poruszając serca i dusze widowni. Ale trudno byłoby spotkać tak utalentowanego artystę na tylu polach. Widocznie ta długowieczność jaką cieszyły się elfy pomagała im szlifować talent przez dekady a może i więcej. W każdym razie efekt był niesamowity. Widownia zerwała się ze swoich miejsc i prosiła o bis. “Leśny Strumień” skłonił się skromnie i rzeczywiście zaśpiewali i zagrali jeszcze nie jeden a dwa kawałki bez słowa sprzeciwu ciesząc siebie i widownię swoją sztuką. Nim wreszcie znów na środek nie wyszła gospodyni.

- Bardzo dziękujemy “Leśnemu Liściowi” za ten wspaniały i niezapomniany pokaz. Ale teraz już nasi artyści muszą troszkę odpocząć. A wam dziękuję za przybycie na ten skromny pokaz. Teraz zaś zapraszam na poczęstunek. - Froya jak na dobrą gospodynię przystało, nie puszyła się i pozwoliła by jej przedstawienie mówiło samo za siebie. Goście więc stopniowo wstali ze swoich miejsc, lokaje znów zapalili większość świateł i nawet nie wiadomo kiedy zrobił się dość późny wieczór chociaż chyba jeszcze było przed północą. Ale coś przetrącić to wydawało się całkiem niezłym pomysłem.

Gospodarze zadbali o każdy aspekt ludzkiej egzystencji. Wcześniejszy występ był tylko pożywką dla ducha. Teraz jednak przyszła pora na to aby napchać brzuchy i nasycić żołądki. Na sali pojawił się więc kolejny gwóźdź wieczoru, który zawitał równie niespodziewanie jak kilka klepsydr wcześniej elfia trupa. Wielki pieczony guziec leżąc na platerze zdawał się być dwa bądź trzy razy większy od hodowlanych prosiaków. Jego mocno przypieczona skórka miała złoto-brązową barwę. Z trzewi wysypywał się farsz w skład, którego wchodziła kasza gryczana, czerwona cebula, kacze podroby oraz suszone daktyle. W pysk zaś wepchnięte było sporych rozmiarów czerwone jabłko. Zwierz zachwycał zarówno swym wyglądem jak i zapachem. Nie była to jednak jedyna potrawa. Rząd kelnerów niosących tace pełne zarówno zimnych jak i gorących potraw zdawał się nie mieć końca. Wypolerowane powierzchnie srebrnych naczyń migotały majestatycznie w blasku pochodni i świec. W nich zaś do wyboru do koloru: sałatka kartoflana, duszone w cynamonowym sosie przepiórki, pieczeń jagnięca z dodatkiem orzechów laskowych i trufli, faszerowane leśnymi grzybami bakłażany, gulasz cielęcy doprawiony tłustą śmietaną, steki wołowe z aromatycznym masłem ziołowym i wiele wiele więcej. Wymieniać można było bez końca. Każdy, nawet najwybredniejszy niejadek mógł znaleźć coś dla siebie. Widząc to wszystko jedno było pewne. Zarówno słowa "skromny" i "poczęstunek" były dla Froyi czymś obcym i używała ich tylko po to by podkreślić wyniosłość wszystkich swoim poczynaniom. Takie zachowanie jednak było czymś całkowicie normalnym w kręgu ludzi, których jedynym zmartwieniem dnia codziennego było to "co dziś na siebie włożyć".

Ver nie przyszła tu jednak ani po to by zachwycać się artystyczną częścią wieczoru ani by kosztować wszystkich z zaserwowanych potraw. Miała do wykonania zadanie. Zadanie powierzone jej przez Starszego i nie miała zamiaru dać ciała - nawet gdyby trzeba było to ciało oddać. Mimo wszystko plan nie różnił się zbytnio od jego pierwotnej formy. Mianowicie kultystka zamierzała przechylić puchar "doprawionego" wcześniej wina wraz z Froyą i Łasica. Sęk w tym, że ta druga póki co o tym małym detalu nic jeszcze nie wiedziała i tak naprawdę to było jedyne odstępstwo od tego co przebiegła femme fatale zakładała na samym początku. Z resztą w opinii brunetki nie powinno to jednak stwarzać problemów. Wszak wyznawczyni Slaneesha była osoba dość otwartą na nowe przeżycia. Szczególnie takie w którym istniała opcja cielesnego obcowania z uroczą van Hansenówną. Pozostawał jeszcze szarmancki porucznik. Człowiek, który dla Ver był równie potrzebny co niebezpieczny więc chcąc, nie chcąc musiała dalej grać w tą "miłosną gierkę" i przyjmować awanse i komplementy adoratora z uśmiechem na twarzy. Pamiętając przy tym o utrzymywaniu odpowiedniego dystansu. Wszak to gonienie króliczka sprawiało największą radość. Swoją zaś drogą to nie zaszkodziło by w delikatny sposób postarać się wydobyć od fircyka jakiś ciekawych informacji o chociaż jednym z ludzi, których kultyści postanowili wziąć pod lupę.
 
Pieczar jest offline  
Stary 04-10-2020, 21:13   #85
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.16; Agnestag (7/8); ranek i przedpołudnie

Sebastian obudził się wcześnie. Po powrocie z Adele i rozmowie z Lukasem przygotował torbę na poranną wizytę u Versany. Zapakował bandaże, maści, igłę z nićmi i kilka dodatkowych fiolek. Oparł się pokusie aby “uszlachetnić” swoje narzędzia pracy. Potem położył się na łóżku i zaczął rozmyślać. Było to raczej podsumowanie ostatnich wydarzeń, bo do żadnych nowych wniosków nie doszedł i jego plany na kolejny dzień pozostawały bez zmian. Nie pamiętał kiedy nadszedł sen.

Gdy otworzył oczy było jeszcze ciemno. Rozpalił w kominku i odgrzał niedojedzoną kolację. Ogarnął się aby sprawiać schludne wrażenie i zjadł śniadanie. Gdy zaczęło świtać, wziął torbę na ramię, ogarnął wzrokiem izbę, czy czegoś nie zapomniał i wyszedł na ulicę. Swoje kroki skierował prosto pod wskazany przez Versanę adres.

***

- Witaj w moich skromnych progach Sebastianie. - wdowa przywitała serdecznie przyjaciela ze zboru. Mężczyzna zjawił się tak jak wieczór wcześniej zapowiadał. Był w pełni przygotowany. Miał torbę w której zapewne posiadał wszystkie niezbędne instrumenty i akcesoria. Wszakże dzisiejsze odwiedziny były czysto zawodową wizytą w trakcie, której młody cyrulik miał zadbać o jak najszybszy powrót do zdrowia poturbowanego eunucha.

- Napijesz się czegoś? Może masz ochotę coś przekąsić? - spytała tak jak kultura nakazywał. Nie zrobiła tego jednak ze względu na dobry takt czy maniery, a dlatego, że tak chciała. Relacje ich łączące tworzyły z nich jedyną w swoim rodzaju rodzinę.

Sebastian zastanowił się chwilę nad jej pytaniem. Ani nie był łasuchem, ani nie czuł jeszcze głodu. Był jednak pragmatykiem.
- Czemu nie, ale wolałbym najpierw zobaczyć naszego pacjenta. Jeśli jednak sama jeszcze nie jadłaś, a masz ochotę towarzyszyć mi przy kuracji Kornasa to się dostosuję.

Reakcja Versany była niemalże natychmiastowa. Odwróciła głowę w kierunku swej gosposia uśmiechając się serdecznie i poprosiła aby ta doniosła po kubku gorącej kawy do pokoju Kornasa.

- Naturalnie. Chodźmy więc do poszkodowanego. - nie mając zbyt rozległej wiedzy w zakresie opatrywania ran zdała się na doświadczenie Sebastiana.

Pokój eunucha był niedużym pomieszczeniem łączącym główną izbę ze stajnią. Jego wystrój jak i wyposażenie nie powalały przepychem. Jednak sam ochroniarz nie wymagał zbyt wiele. Kufer, stolik z położoną na nim metalową misą, dosuniętym do niego krzesłem i łóżko na którym leżał Kornas.

Cyrulik pobieżnie ocenił stan pacjenta. Nie miał poważnych obrażeń. Nic złamanego, a ciosy jakie otrzymał nie spowodowały stłuczeń organów wewnętrznych. Już miał stwierdzić, że nic tu po nim, bo osiłek powinien sam dojść do siebie lada dzień. Jednak coś go zaniepokoiło. Eunuch był mało komunikatywny, miał spowolnione reakcje i słabo reagował na bodźce. Siniaki miały brzydki kolor.
- To była walka na jakiejś arenie. Co dostał przed walką? - zapytał.

Ver domyślała się iż Sterben dysponuje rozległą wiedzą. W najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczała jednak iż posiadać będzie tak dużą intuicję względem tego co mogło doprowadzić jej ochroniarza do takiego stanu. Lecz teraz musiała to przyznać. Póki co sama przed sobą ale nadal przyznać. Sebastian był odpowiednim człowiekiem na odpowiednimi miejscu i doświadczenie jakie zdobył przez okres mieszkania w dzielnicy biedoty odnajdywało odzwierciedlenie w rzeczywistości. To z resztą dobrze wróżyło zarówno dla Kornasa jak i całego zboru.

W pewnym momencie drzwi się uchylił a w ich progu stanęła staruszka niosąc na tacy trzy kubki z parująca jeszcze kawą.

- Przyniosłam kawę jak pani prosiła. - oznajmiła wchodząc do pokoju i wciąż nieufnie patrząc na gościa, który wraz z jej pracodawczynią stał nad łóżkiem piskliwego olbrzyma.

- Dziękuję ci Greto. - odparła serdecznym tonem - Postaw proszę tacę na blacie i zostaw nas samych jak możesz. - wskazała dłonią stolik -Tak z resztą będzie lepiej dla twoich nerwów. - dodała w trosce o swoją gosposię.

Kobieta nie stawiała sprzeciwu i posłusznie wykonała polecenie Versany. Gdy drzwi do pokoju eunucha się zamknęły i brunetka usłyszała jak jej pracownica wróciła do swoich obowiązków postanowiła wznosić rozmowę z medykiem.

- Masz sprawne oko. - odpowiedziała będąc wciąż pod wrażeniem zdolności kolegi - Tak na arenie i zaserwowałam mu niewielką dawkę Szalonego Kapelusznika. - niemal szeptała nie chcąc by pozostali domownicy usłyszeli o czym mowa - Pozwól jednak, że ten wątek dokończymy w trakcie twojego powrotu.

- Te grzyby musiały zawierać jakąś toksynę. Uodporniły go na ból. Przez co mocniej uderzał, ale jednocześnie negatywnie zadziałały na organizm i szybkość leczenia. Mogę zastosować maść na stłuczenia i rozciętą skórę. Mogę też dodatkowo przeczyścić mu żołądek jeśli ma stanąć szybciej na nogi. Grzyby są ciężkostrawne i mogą jeszcze zalegać.

Kornas nagle jakby nabrał wigoru słysząc o perspektywie przeczyszczenia. Jego pracodawczyni ciężko jednak było stwierdzić czy były to objawy euforii czy raczej przerażenia.

- Obawiam się, że w takiej sytuacji decyzja nie należy do mnie. - odparła zgodnie z wewnętrznym przekonaniem spoglądając na poruszonego łysola.

- Chodzi tylko o czas rekonwalescencji - wyjaśnił cyrulik. - Jego życiu ani zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W końcu dojdzie do siebie. Chociaż tak byłoby szybciej.

- Hmmm… - zadumał tym razem sam pacjent - Sraczka i wymioty? To ja podziękuję. - wtrącił swym piskliwym głosem niejako odpowiadając zarówno na zagwostkę cyrulika i chlebodawczyni.

- Pozostańmy więc przy maści. - brak sprzeciwu eunucha w tej kwestii brunetka uznała za zgodę - Ufam ci i wierzę, że medykament nie został pobłogosławiony przez twojego pana. - mimo sympatii jaką darzyła swojego kolegę ze zboru wolała mieć tą sytuację wyjaśnioną - Przejdźmy więc do kwestii bardziej przyziemnych. Ile będzie mnie kosztować twoja pomoc Sebastianie?

- Nie - zaprzeczył krótko. - Nie byłoby w naszym interesie aby przydatni nam ludzie przestali być nam przydatni. Nieprawdaż? A co do zapłaty to wystarczy kwota na pokrycie zużytych medykamentów. W mojej dzielnicy ludzie ograniczają się do barteru, co w tej kwestii jest problematyczne.

Cyrulik wyciągnął maść z torby i odkręcił wieczko. Pomieszczenie wypełnił dziwny, ziołowy zapach. Sebastian wziął trochę na palce, po czym zaczął aplikować na zasiniaczone miejsca eunucha.

Versana stała z boku popijając kawę przyglądając się poczynaniom mlodszego kolegi. Pereparat mial ciemno szaro-zielony kolor. Zdawała się jednak przynosić ulgę jej pracownikona, który leżał potulnie jak baranek nie wnosząc żadnych zastrzeżeń.

- Przyjemnie grzeje. - była to jedyna uwaga potężnego mężczyzny jaka wtrącił swym mocno piskliwym głosem.

Po wszystkim ciemnowłosa kultystka wraz ze swoim gościem zostawili poszkodowanego w spokoju. Sami zaś wrócili do głównej izby by zjeść śniadanie. W dzisiejszym jadłospisie kucharka przewidziała placki owsiane z dodatkiem morelowych powideł, jajecznicę z przepiórczych jaj, pomidory w zalewie octowej oraz pieczywo razowe. Sebastianowi podobnie do reszty mieszkańców serwowane przez staruszkę potrawy bardzo smakowały. Jadł w milczeniu co Greta odebrała jako komplement i w ramach rewanżu jak i podziękowania za pomoc Kornasowi spakowała młodemu mężczyźnie kilka placków i słoik powideł na wynos.

Ulice miasta tętniły życiem choć nie tak bardzo jak w środku tygodnia. Zdecydowana większość lokalnej społeczności miała wolne. No może poza oberżystami, których lokale w taki dzień jak dziś pękały w szwach. Pomiędzy tymi pędzącymi w stronę pijalni obywatelami spokojnym krokiem spacerowała para kulturystów. Mieli ze soba pare spraw do przedyskutowania zaś otwarta przestrzeń i świeże powietrze dawały im ku temu dogodne warunki.

Ver poinformowała więc młodszego kolegę o swojej decyzji w sprawie Normy. Powiedziała iż musi wpierw spotkać się ze Strupasem, gdyż możliwe iż tą sprawę da radę załatwić bez podstępu i knowań. Jeżeli jednak starania spełzną na niczym. Na pewno powróci z prośbą do cyrulika.

- Powiedz mi jeszcze jedno druhu. - brunetka postanowiła poruszyć z Sebastianem jeszcze jeden temat - Myślałeś kiedyś by ze swoimi usługami wyjścia zapotrzebowaniom rynku naprzeciw? - całe życie Versany obracało się wokół pieniędzy i handlu co pozwalało jej dostrzec szanse zarobku tam gdzie innym nie przyszłoby do głowy nawet spojrzeć.

- Co masz konkretnie na myśli? - zainteresował się. Pytanie musiało mieć drugie dno. Jako cyrulik z definicji wychodził naprzeciw potrzebom rynku, ale kobieta z racji swojej profesji i wyznania musiała mieć coś mniej oczywistego na myśli.

Pomysł Versany był dość prosty w konstrukcji. Wymagał jednak zgody zarówno Sebastiana jak i Theo. Mianowicie arena zdawała się być dość dobrze prosperującym biznesem. Posiadał on jednak pewną lukę. Miejscu, w którym krew lała się ciurkiem niczym wino a ludzie obijali sobie gęby ku ucieszy innych brakowało cyrulika. Kogoś kto mógł na miejscu pomóc i opatrzyć te poważniejsze rany. Kogoś kto za niewielką opłata zrobiłby pożytek ze swej wiedzy i umiejętności tym razem jednak ku ucieszy tych okładających się wcześniej ciosami. Kogoś kto niekoniecznie wszystkim się chwaląc mógł robić coś nie tylko dla idei. W roli tego kogoś wdowa widziała właśnie swojego młodszego kolegę.

- Co ty na to? - spytała na koniec - Wiesz. Mógłbyś upiec dwie pieczenie na jednym ruszcie. Z resztą pewnie się już domyślasz co mam na myśli? - uśmiechnęła się złowieszczo w kierunku Sterbena.

- Zastanowię się - obiecał, a widząc uporczywie zapatrzoną w siebie parę oczu odezwał się ponownie. - Moja obecna pozycja jest dużo bezpieczniejsza. Na arenie można łatwo znaleźć sobie wrogów i to nie tylko wśród przedstawicieli prawa. Działa tam dużo mściwych ludzi, a jak wejdzie im się w drogę to zaczynają strasznie wtykać nos w nieswoje sprawy. Wystarczy, że komuś bardzo wpływowemu nie uratuję kogoś kto już był martwy.

- Naturalnie. Wybór należy do ciebie - dodała poniekąd rozumiejąc postawę młodociana - Zastanów się jednak porządnie. To dość hermetyczne grono dbające o dyskrecje i anonimowość. Zaś do korzystania z twoich usług nikt by nie był zmuszany. - starała się nieco nakreślić koledze atmosferę jaka panowała w trakcie tych zjazdów - W tak ciężkich przypadkach, o których mówisz wystarczy więc, że zaoferujesz swoje usługi ale za mocno wygórowaną cenę tak aby zniechęcić klienta. - Ver już trochę siedziała w handlu i znała kilka dość przydatnych sztuczek. Starała się więc podpowiedzieć. Wszak zależało jej na kolejnej znajomej twarzy wśród tamtejszych gości. Tworzyło to nowe możliwości i na swój sposób wzmacniało zbór. Wszak to jego pozycja i sprawa była priorytetem. Priorytetem, który pozwoliłby jej zdetronizować pewne dwie bogate smarkule.

Zdawało się, że oboje przedyskutowali już wszystkie bieżące sprawy. Wdowie nie pozostało więc nic innego jak czekać na deklaracje Sebastiana w sprawie “niesienia” odpłatnej pomocy w trakcie nielegalnych walk na arenie. Jemu zaś na sygnał od uroczej koleżanki a propos berserkerki z północy. Wniosek sam nasuwał się na myśl. Musieli umówić się na jeszcze jedno spotkanie w trakcie którego przekazaliby sobie interesujące ich informacje i podjęliby względem nich odpowiednie działania.

Dzień mijał dziś jakby nieco szybciej niż zwykle. Było to jednak normalne gdy plan dnia piętrzył się niczym zaspy śnieżne na poboczach o tej porze roku Słońce już powoli zbliżało się do zenitu dając tym samym kultystce sygnał, iż wielkimi krokami zbliża się pora kolejnej randki z gustującą w kobiecych urokach Louisą. Wcześniej jednak postanowiła odwiedzić Strupasa w jego norze, w której miała nadzieję go spotkać. Na zborze zdawał się być przemarznięty i wycieńczony co pozwalało jej myśleć, iż cały dzisiejszy dzień poświęcić na regenerację sił. Sprawa, z którą chciała się do niego udać nie mogła czekać zbyt długo. Wszak Karlik wczoraj wspominał coś o tym iż ulicznik spotkał już wcześniej Normę i że to właśnie on przyprowadził ją do osmolonych węglarzyków. Musiała to niezwłocznie zbadać. Może udałoby się dzięki tym informacjom odbić waleczną norsmankę z rąk parobów bez strat zarówno w ludziach jak i sakiewce. To zaś było w pewnym sensie podążaniem za wskazówkami Starszego, który mówił, że takie rozwiązanie “Pozwala dalej rozciągać kurtynę przed ostatecznym uderzeniem.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 05-10-2020, 00:07   #86
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 - 2519.I.16; fst (8/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Folwarczna; karczma “Czarny kot”
Czas: 2519.I.16; Festag (8/8); przedpołudnie
Warunki: gwar karczmy, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno


Versana



Spotkanie ze Strupasem nie okazało się tak owocne jak z Sebastianem. Właściwie Versana nie była pewna czy garbus w ogóle zrozumiał o co go pyta i prosi. Wydawał się być dość zmęczony i dopiero jakby nabierał sił po wczorajszej przeprawie przez bezludną, śnieżną dzicz. Tylko śmierdział tak jak zawsze a może nawet i bardziej przez co trudno jej było wytrzymać w tym pustostanie w jakim się spotkali. Bez świadków ale i bez efektów. Skończyło się na tym, że garbus mruknął “dobra, dobra” czy coś podobnego. Tylko trochę nie bardzo była pewna do czego to się dotyczy. To pogada z tym węglarzami? Czy to nie obchodziło go co się z nimi stanie? Trudno było powiedzieć.

W każdym razie wreszcie mogła wyjść na otwartą przestrzeń ulic. Było mroźno. Bardzo mroźno. A niebo zasnuły brudne, ponure chmury. Ale jakoś jeszcze nic z nich nie wiało ani nie padało. Więc było jeszcze znośnie. Po prostu mroźno, nawet bardzo. Ale jak się miało ciepłe ubranie i swobodę ruchu to jeszcze tak to nie ciążyło. Teraz Versana miała okazję udać się na spotkanie z dwoma ślicznotkami z którymi była umówiona w “Czarnym kocie” od tygodnia. A póki co mogła przewietrzyć głowę i przemyśleć ostatnie wydarzenia.

Wczorajszy wieczór okazał się bardzo owocny. Chociaż nie do końca w takie owoce jakie planowała na jego początku. Choćby taki detal jak odnalezienie Łasicy na przyjęciu. W pewnym sensie jeśli traktować by to dosłownie to jej się nie udało. Bo to Łasica odnalazła ją.

- Państwo mają na coś ochotę? - pogrążona w rozmowie z porucznikiem Finkiem nie zwróciła uwagi na podchodzącą kelnerkę. Niby zdawała sobie sprawę, że jedną z nich może być jej koleżanka ze zboru no ale jednak nie mogła mieć oczu z tyłu głowy i jednocześnie bawić rozmówców rozmową właśnie. A do tego Łasica jak na zawodowego kieszonkowca i włamywaczkę przystało potrafiła się poruszać subtelnie i dyskretnie. No i nie była jedyną kelnerką na sali balowej a dość szybko człowiek przestawał na nich zwracać uwagi póki nie byli mu do czegoś potrzebni. Dlatego najpierw Versana ujrzała tacę z kieliszkami i usłyszała znajomy, kobiecy głos a dopiero jak podniosła głowę ujrzała koleżankę w liberii van Hansenów. Nie różniła się za bardzo od innych kelnerek jakie usługiwały gościom. Chociaż na pewno była bardzo zgrabną kelnerką o nietypowych, granatowych włosach spiętych w grzeczny kok. Czyli jednak udało jej się dostać w poczet służby obsługującej ten koncert.

Niestety zostać sam na sam z Froy’ą okazało się niemożliwością. Najpierw był koncert gdzie każdy gość był przykuty do swojego miejsca jak galernik do galery. Potem był poczęstunek i tańce. “Leśny liść” grali coś bardziej skocznego i frywolnego no i gospodyni, jako jedna z najpiękniejszych kobiet w okolicy a do tego panna na wydaniu, wprost nie mogła się opędzić od propozycji tańca. Praktycznie z jednych objęć trafiała w kolejne. Już byłoby Versanie łatwiej gdyby była mężczyzną. Wtedy mogłaby poprosić gospodynię o zaszczyt tańca i mogłyby chociaż ten jeden taniec spędzić może na środku parkietu ale praktycznie we dwie. No ale nie uchodziło by dama prosiła damę do tańca więc to najłatwiejsze rozwiązanie odpadało.

Podobnie nie udało się porozmawiać na osobności ani przyszykować eliksir dla popularnej blondyneczki. Tutaj mocno przeszkadzał jej bystry porucznik. Przecież nie mogła na jego oczach wsypywać czegoś do kielichów które potem proponowałaby gościom. A nawet gdy miała chwilę okazji, choćby w toalecie no to z kolei szanse były minimalne by zaraz potem natrafić dokładnie na gospodynię która praktycznie non stop była oblegana przez adoratorów. Czy to sprawiała jej uroda, pozycja, bogactwo czy jakieś inne walory to jednak panna van Hansen nie mogła liczyć na chwilę samotności czy znudzenia. Ale coś nie wyglądała na to by jej to sprawiało przykrość.

Paradoksalnie większe szanse mogła mieć Łasica bo było dość naturalne, że kręciła się z tacą, kieliszkami i butelkami proponując poczęstunek i swój promienny, atrakcyjny uśmiech. Na ile się orientowała Versana po spojrzeniach to van Hansenowi potrafili dobrać atrakcyjny personel a gdyby to nie były takie wysokie progi to pewnie Łasica zaliczyłaby niejedno klepnięcie w tyłek albo niemoralną propozycję. Ale nawet koleżanka regularnie ginęła jej z widoku. Bo albo ktoś, zwykle porucznik Fink, prosił ją do tańca, albo do stołu na przekąskę, albo rozmawiała z kimś towarzysko a te kelnerka o granatowych włosach też śmigała jak fryga by spełnić oczekiwania gości. Więc nawet jak się to tu, to tam łapały spojrzeniem to nie bardzo mogły porozmawiać.

Sam oficer śledczy, w swoim paradnym stroju nie mógł się równać z młodzieńcami z najlepszych domów i sławnych kapitanów jacy byli na przyjęciu. Raczej podobnie jak młoda wdowa przy ciut wyższych progach pewnie nie zostałby zaproszony. Ale widocznie panna van Hansen chciała się pochwalić elfickimi artystami przed maksymalną liczbą osób by fama rozeszła się po mieście. No ale “Leśny liść” faktycznie pokazał niesamowitą klasę talentu jaką trudno byłoby ludzkim artystom dorównać. Za to umysł oficera albo nie był tak lotny jak to plotki sugerowały i nie zrozumiał aluzji o jego pracę i znajomych z pracy albo zrozumiał ale nie miał zamiaru o tym rozmawiać. Pozostał tym czarującym dżentelmenem i świetnym tancerzem przez cały wieczór. Młoda wdowa parę razy dostrzegła zazdrosne czy zaciekawione spojrzenia młodych dam, zwłaszcza gdy z żalem patrzyły na jego plecy po tym gdy szarmancko całował je w rękę po skończonym tańcu i wracał do ciemnowłosej wdowy. Ją też paru dżentelmenów poprosiło do tańca ale żaden z tych naprawdę ważnych.

Niewątpliwą atrakcją wieczoru była czwórka smukłych artystów. Gdy nie śpiewali i nie koncertowali można było tak z ciekawości i towarzysko z nimi porozmawiać. Dla wielu ludzi była to może pierwsza okazja spotkać i porozmawiać z jakimś elfem. Nawet zatańczyć! Elfie artystki okazały się atrakcją wieczoru jeśli chodzi o przyjemność tańczenia z nimi. Może dlatego, że wypadało by to dama została poproszona do tańca a lokalni dżentelmeni okazali się względem smukłych elfek bardziej otwarci niż ich koledzy względem młodych szlachcianek. Okazało się, że wśród gości jest też Adriel Morska Bryza który był uznawany za przedstawiciela morskich elfów. Versana słyszała o nim wcześniej ale pierwszy raz widziała go na własne oczy.

Więc gdy wstała dzisiaj rano spała spokojnie. Nic jej się nie była pewna czy coś jej się śniło. Wydawało jej się, że był jakiś pokój i blondynka siedząca na krawędzi łóżka. I jeszcze jakaś jedna dziewczyna o ciemnych włosach. Łasica? Ona sama mogła się sobie przyśnić w dwóch osobach? Nie była pewna. A ulotny sen im bardziej próbowała sobie przypomnieć tym bardziej robił się zamazany. A może nie zdążył się rozwinąć bo obudziło ją pukanie zwiastujące początek wizyty Sebastiana. Potem już z tego snu zostało tak mgliste wspomnienie, że nie była już niczego pewna co i czy w ogóle jej się coś śniło. Za to czuła w nogach te wczorajsze harce i tańce. Nawet nie wiedziała co się stało z Łasicą. Ostatni raz widziała ją gdzieś na sali bankietowej jak kursowała ze swoją tacą wśród rzedniejącego już tłumu gości. A Versana ze swoim szarmanckim partnerem musieli się udać do domu. Tam oficer odprowadził pod sam dom gdzie pożegnał się polecając się na przyszłość i ona wróciła do siebie a on do powozu. Nadal nie wiedziała skąd miał ten powóz.

Wreszcie kołowrót myśli i świeżych wspomnień skończył się gdy wyszła za ostatni róg i ujrzała fasadę “Czarnego kota”. Widok nie bardzo zmienił się od tego co pamiętała z zeszłego tygodnia. Tylko teraz szła sama, bez Łasicy i Kornasa. Na jej ochroniarza nie bardzo co był liczyć w nadchodzących dniach ale dziewczynę o granatowych włosach jaka wczoraj z powodzeniem usługiwała na przyjęciu van Hansenów dostrzegła gdy tamta zamachała do niej ręką. Kruger na razie nie było nigdzie widać ale chyba były trochę wcześniej niż w zeszłym tygodniu.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Kazamatów; karczma “Piwniczna”
Czas: 2519.I.16; Festtag (8/8); przedpołudnie
Warunki: gwar karczmy, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, powiew, zachmurzenie, b.mroźno



Sebastian



Po wyjściu z kamienicy van Drasenów Sebastian udał się do “Piwnicznej”. Pora była dość wczesna no ale tam wydawało się, że największe szanse na spotkanie Hanny która mogła go umówić na ponowne spotkanie z dostawcą manuskryptu. Droga była dość prosta bo chociaż było bardzo mroźno i pochmurno no to nie padało nic z tych chmur a wiatr ograniczał się do ledwo wyczuwalnego powiewu na twarzy. Więc nawet można było się zgrzać.

W końcu już taki rozgrzany cyrulik zszedł po schodach prowadzących z poziomu ulicy do sali głównej piwnicznej i rozejrzał się dookoła. Dzięki małym, piwnicznym okienkom nawet w środku dnia i lata panował tu półmrok. To i w taki dzień nie było inaczej. Przyszedł w mało typową porę. Za późno na śniadanie, za wcześnie na obiad. To i lokal był prawie pusty. Dość szybko zorientował się, że Hanny także nie ma. Zapewne z tych samych powodów.

Zastanawiał się jak tu dalej to rozegrać gdy los się do niego uśmiechnął i gdy jakaś postać zeszła na dół po schodach zdejmując z głowy ozdobną chustę nieco zawaloną śniegiem okazało się, że to właśnie Hanna. Przyszła po coś do karczmarza bo się z nim przywitała i na chwilę oboje zniknęli na zapleczu. Ale zaraz pojawili się z powrotem. Wyglądało jakby dziewczyna zapomniała czegoś czy coś podobnego. Bo ledwo wyszła zza zaplecza ruszyła z powrotem w stronę schodów prowadzących w stronę ulicy nie zauważając chyba młodego cyrulika.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-10-2020, 22:50   #87
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
2519.I.16; Festtag (8/8); przedpołudnie

Sterben siedział już dłuższą chwilę w “Piwnicznej” i popijał piwo. Należało coś zamówić, żeby nie zostać poproszonym o opuszczenie tego zacnego lokalu.
- Kto by pomyślał, że dziwki pracują w Festag - zagaił Sebastian do odwróconej do niego plecami Hanny, która zeszła właśnie po schodach z piętra i stanęła przy barze. Dziewczyna zwróciła się w jego stronę i posłała mu jeden z najładniejszych swoich uśmiechów.
- Festag niektórych tym bardziej kręci. Nawet jak wtedy stawka jest wyższa - odparła Hanna podchodząc do ławy zajmowanej przez cyrulika. Dziewczyna była dumna ze swojej profesji i nie miała za złe gdy nazywało się ją po imieniu. - Szukałeś mnie? - zapytała kokieteryjnie.
- Tak - potwierdził krótko.

Hanna była wyraźnie zaskoczona.
- Myślałam, że wolisz Laurę - powiedziała zbita z tropu, a w jej oczach błysnęła nadzieja. Sebastian nie wiedział, czy chodziło tylko o możliwość zarobku czy faktycznie się jej podobał. W porównaniu do typowych jej klientów mógłby plasować się bardzo wysoko.
- Z Laurą łączą mnie relacje czysto zawodowe - przypomniał jej nie pierwszy już raz. - Poza tym nie interesują mnie te rzeczy.
- Prawiczek czy impotent? Mogłabym spróbować zaradzić na jedno i drugie - mrugnęła porozumiewawczo.
- Jestem o tym przekonany, ale do rzeczy. Potrzebuję, żebyś mnie ponownie umówiła z Florianem - Cyrulik zdawał się być odporny na jej wdzięki.
- A więc dewiant - westchnęła z przerysowanym zrezygnowaniem i klapnęła przy ławie naprzeciwko niego. W ustach dziwki komentarz zabrzmiał tak zabawnie, że Sterben nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
- Chcę się dowiedzieć skąd miał to co było przedmiotem ostatniej wymiany. Powiedz mu, że zapłacę za informację. Tym lepiej zapłacę im więcej będzie miał do powiedzenia - z każdym słowem na powrót stawał się poważniejszy.

- Florian… Nie powiem, żeby to był mój regularny klient. - rudowłosa zamyśliła się i skoro przeszli do interesów to też w pełni profesjonalnie kliknęła odpowiedni guzik i wyłączyła to kokietowanie. - Najłatwiej poczekać aż znów z czymś przyjdzie. Ale nie wiem kiedy przyjdzie. Co będę miała z tego, że was umówię? - skoro gadali o interesach to jako kobieta interesu też chciała swoją dolę. A faktycznie zwyczajowo takim pośrednikom odpalało się jakąś dolę.

- Jeśli umówisz mnie z Florianem na Marktag to dostaniesz połowę tego co on.

- Połowę? Czyli ile? - dziewczyna pokiwała głową zainteresowana tematem ale widocznie wolała jakieś bardziej konkretne obietnice.

- To już będzie zależało od tego ile powie Florian. W interesie nas obojga jest aby powiedział jak najwięcej. Na pewno będziesz zadowolona bardziej niż z dobrego klienta.

- Nie powiem byś sypał konkretami. Ja mam odwalić całą robotę, a może coś mi z tego skapnie. - rudowłosa wydawała się niezbyt przekonana do racji cyrulika. Mówiła jakby powątpiewała w jego dobrą wolę i swój własny zarobek na tą inwestycję.

- Chcesz odwalić całą robotę? Proszę bardzo. Jeśli zdobędziesz dla mnie nazwisko człowieka od którego Florian dostał dokumenty, kim on jest i gdzie go można znaleźć to dostaniesz 15 szylingów. To tyle ile zarobiłabyś w tydzień. Jeśli jednak informacje będą nieprawdziwe to mój pracodawca przyjdzie bezpośrednio do ciebie. To jak? Podejmujesz ryzyko czy wolisz tylko zorganizować spotkanie?

- Co? O czym ty mówisz? - dziewczyna zdziwiła się chyba nie spodziewając się takiej odpowiedzi. - Pytam się ile mi dasz jeśli załatwię ci spotkanie z Florianem. - doprecyzowała jak widzi swoją rolę w tym pośrednictwie towarzyskim.

- To banalnie proste - wyjaśnił. - Jeśli on dostanie 10 szylingów za informację to ty 5 za umówienie spotkania. Jeśli zażąda więcej, to ty też więcej dostaniesz.

- No dobra. Może być takie coś. Tylko mówię, że nie wiem kiedy on będzie bo nie odwiedza nas regularnie. To jak już tu wpadnie to jak mam was umówić? I jak przekazać ci informację? Będziesz się dowiadywał czy co? - po chwili zastanowienia rudowłosa skinęła głową na zgodę i teraz jeszcze tylko chciała wiedzieć więcej detali jak i co z tym umawianiem się.

- Umów spotkanie na Marktag. Informację możesz mi przekazać przez którąkolwiek z koleżanek. Może być Laura, może być Klaudia albo Mila. Możesz też zostawić wiadomość tutaj. Będę zaglądał codziennie wieczorem przez najbliższe dni. Jak wolisz.

- Dobra, może być. - dziewczyna powoli skinęła głową nie dostrzegając widocznie jakichś większych wad takiego rozwiązania. - A poza tym? Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała znów z zalotnym uśmieszkiem jakby mimo wszystko liczyła, że skusi się na to by dać jej zarobić w ten dzień boży.

Twarz Sebastiana przybrała wyraz jakby poważnie zastanawiał się nad propozycją.
- Nie dzisiaj - powiedział w końcu. Nawet gdy zdrowy rozsądek podpowiadał, że chwila uciechy z Hanną mogłaby być nawet pasjonująca, to ku swojemu zdziwieniu większą ekscytację odczuwał w związku z traktatem i próbkami jakie znajdowały się w tylnej izbie jego mieszkania. - Muszę się zbierać - zakomunikował w sposób sugerujący koniec spotkania, dopił piwo i wstał od ławy.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 10-10-2020, 10:24   #88
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag; późny ranek; kryjówka Strupasa


Nazwanie miejsca bytowania Strupas "norą" było czymś nad wyraz. Ściany z ubitej gliny wymieszanej bogowie wiedzą z czym nie zachęcały aby się o nie oprzeć. Popróchniałe dechy będące zarazem podłoga pomieszczenia powyżej jak i sufitem piwnicy, w której ulicznik urządził sobie gniazdko nie dawały żadnej pewności czy sklepienie w każdym momencie nie spadnie im wprost na głowy. Oprócz tego wszędobylski burdel. Istny syf i malaria. Klepisko składające się zapewne z mieszaniny odchodów, resztek jedzenia i kilku rzeczy, których pochodzenia lepiej nie dochodzić. Gdzieś w kącie leżące dokładnie poobgryzane kości, które zapewne były pozostałością po posiłku gospodarza. Ver nawet nie miała zamiaru domyślać się do jakich stworzeń należały ów truchła. Widać po nich jednak było, że Strupas dbał o każdy kęs strawy zjadając nawet chrzęści i wysysając szpik z gnatów. W drugim rogu leżała zaś sterta szmat o niezbyt przyjemnym zapach spod, których wystawała tylko i wyłącznie głowa przemarzniętego wyznawcy Nurgla. Jedyną rzeczą, która tak naprawdę świadczyła o tym, że ktoś tu pomieszkuje, była stojąca obok legowiska koza, w której aktualnie płonęły drwa dające zarazem przyjemne ciepło jak i maskujące odór, który był już wpisany w charakterystykę samego kultysty.

- Przyszłam sprawdzić czy żyjesz. - zagaiła do chyba w wpół świadomego kolegi - Czegoś ci trzeba? Strawy? Wódki? Lekarza?

- Nie. Dzięki. Coś się stało? - garbus przecierał zaspane oczy przyglądając się rozmówczyni jakby usiłował zogniskować na niej wzrok i zorientować się co skłoniło ją do tej wizyty.

- Kurt wspomniał wczoraj, że spotkałeś kilka dni temu pewną waleczną norsmankę nie mówiącą po naszemu i że oddałeś ją pod opiekę jakichś kocmołuchów. - bez ogródek przeszła do rzeczy - Opowiedz mi coś o niej jak i o tych umorusanych typkach z łaski swojej. - mówiła raczej jak do dobrego znajomego niż podejrzanego cwaniaczka spod ciemnej gwiazdy.

- Co tu opowiadać? Nie ma co. Przypałętała się za miastem nie mogłem jej się pozbyć. To ją zostawiłem u Dimitra bo ona po ichniemu gada i z głowy. - garbus coś nie wyglądał na zbytnio przejętego losem spotkanej wojowniczki z północy. Ani tym co się z nią stało, raczej mówił o niej jak o zawalidrodze co przeszkadzała mu w wykonaniu własnego planu dnia.

- Tak się składa, że poznałam tego całego Dimitra. On jak i ci pozostali to jakieś twoje ziomki? Znają chociaż część twej prawdziwej tożsamości czy myślą podobnie do ogółu społeczeństwa, żeś ulicznym półgłówkiem? - tak jak na otwartej przestrzeni aura Strupasa nie była aż takim utrapieniem tak w małym nie dość dobrze wentylowanym powietrzu narastała do rangi dramatu. Tym samym wdowiec zależało na wydobyciu jak największej ilości informacji w możliwie jak najkrótszym czasie.

- A co się oni tak interesują? - gospodarz popatrzył na koleżankę nieco do góry. Właściwie to chyba byli podobnego wzrostu. Ale przez to garbienie się wydawał się niższy ale i masywniejszy. Widocznie się zastanawiał dlaczego Dymitri jest aż tak ważny dla Versany, że ta aż złożyła mu wizytę z samego rana aby o niego wypytać.

- Nie oni. Ona. - dość mocno zaakceptowała to ostatnie słowo - Chociaż oni mocno mi wadzą. - zrobiła wymowna przerwę aby przy okazji zebrać myśli. Co w panującej tu aurze nie było czymś prostym.

- Tak się składa drogi kolego, że ta Norsmanka, którą tak ochoczo oddałeś w łapska jakiś niemytych psich synów jest jedną z nas. Ją zaś chce ją powiedzmy, odzyskać. - można było odczuć delikatne podirytowanie tym błachym podejściem do kobiety, która kto wie? Może uratowała zdrowie bądź nawet życie samego ulicznika. Ver w każdym razie nie żartowała.

- Pytanie tylko czy ty im przemówisz do rozsądku czy ją mam to zrobić znanymi już tylko mi metodami? - złowieszczy uśmieszek pojawił się na jej ślicznej twarzyczce dając niejednoznaczne domysły.

- Mogę pogadać. I nic nie mówiła, że kogoś tu zna. W ogóle nic nie mówiła. Nie gada po naszemu. - garbus wzruszył ramionami na znak, że nie bardzo poczuwa się do powinowactwa z tą obcą wojowniczką z którą los go skrzyżował czystym przypadkiem. Ale skoro koleżance tak na niej zależało no to mógł pogadać ze znajomymi. Chociaż chyba nie w tej chwili.

- Byłabym niezmiernie wdzięczna. Wiesz. Tak będzie lepiej dla nich ale i dla nas też. Śledztwo w sprawie kilku tajemniczych zgonów nikomu nie byłoby na rękę. Aaaaa i nie muszę chyba dodawać, że wznoszenie opłat za Normę też nie wchodzi w grę. Z resztą tyle to i ja byłabym w stanie załatwić. Liczę na ciebie w każdym razie, bo masz łeb na karku. Póki co jednak się kuruj. Na pewno nic ci nie potrzeba? - Ver poczuła delikatną ulgę gdyż pomoc Strupasa może okazać się nieoceniona. Chociaż gdyby wesoła wdówka znów musiała wyłożyć monety aby wykupić wojowniczkę z rąk węglarzy to uprzejmość zmarzniętego kumpla rzeczywiście miałaby cenę.

- Jeżeli zaś chodzi o samą Norsmankę. To to, że ciężko się z nią dogadać to ja wiem. Mi się raczej rozchodzi o jakieś szczegóły związane z jej przypałętaniem. Przecież berserkerzy nie wyrastają z ziemi jak grzyby po deszczu. - brunetka postanowiła dopytać o szczegóły okoliczności w jakich Strupas spotkał niedawną przeciwniczkę Kornasa.

- No to jak wiesz, że trudno z nią pogadać to powinnaś wiedzieć, że trudno od niej o jakieś szczegóły o niej. - garbus wydawał się nieco podirytowany takim tokiem rozmowy albo i samą rozmową. - Natrafiłem na nią przy rzece. Przy zatopionej łodzi. Ścigali ją. No i ława trafiła też i na mnie. Razem broniliśmy się przed sami to chyba uznała, że jesteśmy sojusznikami. Nie chciała się odczepić. To musiałem wrócić do miasta a dopiero co wyszedłem z miasta. W sprawie od Starszego szłem. Przez nią musiałem zawrócić. - wyglądało na to, że pojawienie się toporniczki mocno pokrzyżowało ówczesne plany Strupasa i jakoś wcale z tego powodu miło jej nie wspominał.

- Widzisz. Jak chcesz to potrafisz. - ironiczny uśmieszek rozpromienił twarz intrygantki - Ile potrzebujesz więc czasu? Dzień? Dwa? Nie będę cię przecież w tej twojej rezydencji nachodzić codziennie.

- Po co masz tu przychodzić? - garbaty gospodarz podrapał się po zniekształconej głowie na znak, że nie bardzo widzi potrzebę kolejnych wizyt koleżanki u siebie.

- A jak zamierzasz przekazać mi informacje o tym czego udało Ci się dowiedzieć? - zapytała nieco zdziwiona.

- Poślę gołębia. Czy coś. - garbus wzruszył ramionami na znak, że nie zaprząta sobie teraz tym za bardzo głowy. Poza tym, że nie uśmiechają mu się kolejne wizyty kolegów i koleżanek ze zboru. Na razie nie miał ochoty rozmawiać się o jakichś hipotetycznych planach odnośnie jego znajomych i jego znajomej.

- No to jesteśmy umówieni. - odparła nie chcąc zaprzątać głowy swojemu przyszywanemu bratu - Byłbym wdzięczna jakbyś popytał jeszcze gdzie można spotkać Hetzwiga i Buldoga. Póki co uciekam i już cię nie niepokoje. Bywaj. - po pożegnaniu Ver czym prędzej opuściła kryjówkę kolegi. Tęskno jej było za świeżym powietrzem, mimo wszystko zachowała szczególną ostrożność. Zależało jej na tym by nikt nie widział jej wychodzącej z tej dość specyficznej enklawy Strupasa. Zarówno ze względów wizerunkowych jak i bezpieczeństwa ulicznika. Ludzie im mniej wiedzą tym lepiej śpią. Ta wiedza zaś z pewnością jest dla nich zbędna.

Kultystka jeszcze nigdy nie tęskniła tak bardzo za aromatem czystego powietrza. Zdawało się mieć niemal słodkawy zapach. Zupełnie jak woda kiedy to spragniony człowiek jej skosztuje po dalekiej podróży. Wciągnęła więc nozdrzami jeszcze kilka machów aby jak najszybciej pozbyć się tej nieprzyjemnej woni towarzyszącej Strupasowi i uniosła głowę w górę by zorientować ile czasu dzieli ją od spotkania w "Kocie". Ta chwila spędzona w półmroku wystarczyła by oczy odzwyczaiły się od światła słonecznego. Wesoła wdówka stała więc chwilę w bezruchu oślepiona dzienną aurą. Sebastian czekał na nią opierając się jedną nogą o ścianę pobliskiej kamienicy. Gdy ich spojrzenia spotkały się kiwnęli do siebie w znaku milczącej aprobaty i ruszyli ramię w ramię dalej. Wcześniej doszli do wniosku, że obecność cyrulika może wpłynąć na przebieg rozmowy i ustalili, że lepiej byłoby aby Versana przeprowadziła ją ze Strupasem w cztery oczy. Teraz zaś ponętna brunetka przekazała młodzikowi wszystko to co ustaliła z garbatym kultystą. Dodała również, że jeżeli dowiem się czegoś więcej z pewnością go poinformuje. Minęli następnie jeszcze parę przecznic. Po czym pożegnali się wzajemnym pozdrowieniem.
 
Pieczar jest offline  
Stary 10-10-2020, 10:24   #89
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Festag; przedpołudnie; karczma “Czarny Kot”

Wizyta w "posiadłości" Strupasa na szczęście nie trwała zbyt długo. W każdym razie na tyle krótko by ubrania seksownej brunetki nie zdążyły przesiąknąć aromatem wyznawcy Skaziciela tuż przed kolejną pikantną randką z jej dwoma tak samo seksownymi jak i niebezpiecznymi znajomymi. Zastanawiała się czy dzisiejszy sypialniany scenariusz znacznie różnić się będzie od jego pierwotnej formy. Czy stanowcza blond wojowniczka nadal będzie chciała przenosić pracę zawodową do prywatnego życia? Czy może da się związać i przesłuchać swoim dwóm niedawno poznanym kochankom? Czas pokaże. Była jednak jeszcze jedna rzecz, która dość mocno pochłaniała myśli ciemnowłosej femme fatale. Mianowicie. Czego udało się dowiedzieć jej przyjaciółce?

Pozycja w jakiej siedziała jej koleżanka była równie swobodna co zawadiacka. Ukazywał to iż wyznawczyni Slaanesha czuje się w takich miejscach jak u siebie w domu. Czego się jednak spodziewać po kobiecie, której patronem był Pan rozpusty, bezgranicznej zabawy i braku jakichkolwiek hamulców. Łasica tak jak to miała w zwyczaju zajęła miejsce przy ścianie o którą opierała się plecami w czasie gdy jej zgrabne nogi spoczywały skrzyżowane na blacie stołu przyciągające wzrok zarówno mężczyzn jak i kobiet. Ona sama zaś zdawała się tym ani trochę nie przejmować. Była świadoma swojej seksualności i wyzwolenia tak więc widocznie już przywykła do tych bardziej bądź mniej odważnych spojrzeń. Z taką samą ignorancją więc postanowiła przywitać i zaprosić do stolika Versanę.

- Wyspałaś się? Czy kazali ci zmywać gary i zastawę do bladego świtu? - z szyderczym uśmieszkiem na ustach przywitała się z przyjaciółką w typowy dla nich sposób - A może porwałaś, któraś z tych szpiczastouszych dziewuch i zbałamuciłaś ją w jakimś schowku na szczotki?

- Nie miałabym nic przeciwko poznać się lepiej z jakimś elfem. A jeszcze lepiej z jakąś elfką. Jeszcze nie miałam przyjemności. A podobno są niesamowitymi kochankami. - Łasica niejako zmusiła koleżankę by ta usiadła po przeciwnej stronie stołu skoro sama zajęła jedną z dwóch ław rozwalając się na niej tyle wygodnie co bezczelnie. Za to pytanie koleżanki potraktowała chyba jak najbardziej poważnie. Jednak wczorajszy wieczór naprawdę dawał rzadką okazję spotkania kogoś o tak egzotycznej urodzie i osobowości jak elfy. Zwłaszcza, że często ludzie pomimo obcości skośnouchej rasy uważali ich przedstawicieli a zwłaszcza przedstawicielki za bardzo powabnych, atrakcyjnych i intrygujących.

- A ty? Dałaś temu przystojniakowi co cię adorował cały wieczór? Zrobiliście to we dwójkę czy wzięliście kogoś jeszcze do zabawy? - Łasica zrewanżowała się podobnym pytaniem więc jej chyba też nie udało się przegapić porucznika Finka. Pytała jakby nie miała nic przeciwko takim wspólnym zabawom albo się tylko droczyła na pobudzenie aptetytu.

- Ja nie jestem taka łatwa za jaką mnie uważasz. - odparła jakby była to jej zwyczajowo gadka w takich chwilach. Uśmiech wyrażał jednak wszystko.

- Porucznik Fink póki co nie powącha nawet mojej bielizny. - rozwiała wątpliwości swej mocno zainteresowanej tym tematem koleżanki - Zbyt mało mówi o rzeczach, które mnie interesują a żeby mnie mieć trzeba się postarać. Ładny strój i powóz to za mało. Ty jednak stanowisz wyjątek i nie wiem co z tobą począć kochaniutka. - przygryzła wargę uśmiechając się zalotnie - Skoro zaś już mowa o wąchaniu. To udało ci się coś wywęszyć? I jak sprawa się ma z tymi cudownymi kropelkami nasennymi?

- Działają. I udało mi się to sprawdzić na pewnej wystrzałowej blondyneczce. Sprawdzałam z nią to całą noc. - ciemnowłosa kobieta w skórzanych spodniach leniwie zerknęła na dno swojego zwykłego, glinianego kubka z całkiem niewinną miną jakby mówiła o czymś tak błahym jak dokarmianiu bezdomnego kota a nie o spędzeniu nocy z jedną z najlepszych panien na wydaniu w tym mieście.

- A z panem porucznikiem uważaj. Każdy ma swój limit. Nic mu nie dasz to znajdzie sobie jakąś inną do adorowania. - dorzuciła tonem dobrej rady od koleżanki. Wzruszyła ramionami i upiła łyk z trzymanego kubka.

Versana poczuła nagle w ustach mieszany smak goryczy, zazdrości jak i sukcesu. Połowicznego ale jednak sukcesu. Starszy wszak wspominał o takiej ewentualność. Aczkolwiek brunetka wolała być integralną i raczej aktywną częścią tej całej układanki. No ale skoro się stało to się nie dostanie. Wdowa nie miała zamiaru z tego powodu rozpocząć. Nie tym to następnym razem a w końcu najważniejsze był fakt, iż zadanie zostało wykonane. Mimo wszystko ciekawość nie dawała jej spokoju.

- Z tego, że działają to ja sobie doskonale zdaję sprawę młodziutka. - odparła z delikatnym zaburzeniem, gdyż odpowiedź jej koleżanki nie wnosiła zbyt wiele - Mi raczej chodzi o jakieś szczegóły. W jakich okolicznościach jej podałaś mieszankę? Jak ów sen wyglądał? Czy udało ci się czegoś poza tą marą dowiedzieć? No i najważniejsze. Czy przyniosłaś flakon ze sobą dzisiaj. - kultystka postanowiła sprecyzować o co właściwie jej chodziło. Zdawała sobie jednak sprawę, że Łasica może jeszcze chować delikatną frazę i specjalnie z nią tak pogrywać. Dzisiaj jednak miała zamiar jej to wszystko wynagrodzić.

- Udało mi się dowiedzieć, że panna van Hansen nie wywala kogoś z łóżka w środku nocy na mróz i śnieg. - Łasica widocznie jednak wciąż miała coś za złe koleżance jej zachowanie przedostatniej nocy bo popatrzyła na nią z kpiącym i wyraźnie złośliwym uśmieszkiem. Ale sięgnęła gdzieś za pazuchę i po chwili wyjęła flakonik jaki wczoraj przekazała jej Versana, położyła na stole i przesunęła ją w jej stronę.

- Dolałam do jej wina gdy już byłyśmy w jej sypialni. Tuż po. Dlatego wypiłyśmy to już dość późno. Ale jeszcze ciemno było. I poszłyśmy spać. Śniło mi się to samo co robiłyśmy u niej w łóżku więc trochę mi się to zmieszało co było snem a co nie. Ale w obu wypadkach było całkiem sympatycznie. Muszę ci powiedzieć, że bez ubrania ta Froya jest równie apetyczna jak w ubraniu. Może nawet bardziej. No ale chyba nie mam co się rozwodzić nad tymi detalami. Przecież to sprawy osobiste a my jesteśmy tylko koleżankami ze zboru i musimy dbać o nasze dobre imię. A to nijak nie jest związane z naszą główną sprawą co przecież jest najważniejsza. - Łasica wydawała się zadowolona sama z siebie i prawie na pewno z premedytacją nawiązywała do niezbyt miłego ostatniego prywatnego spotkania z Versaną. Musiała się dalej boczyć na młodą wdowę za tamtą noc. Bo znów traktowała ją tak jak przez ostatnie miesiące, z rezerwą jak do młodszej stażem koleżanki ze zboru. Chociaż pod tą maską urazy wciąż dało się wyczuć tą Łasicę z ostatniego tygodnia, co zdecydowanie były kimś więcej niż tylko koleżankami ze zboru czy wspólniczkami w jakimś zadaniu służbowym dla zboru.

Wdówka postanowiła wykorzystać moment, w którym jej przyjaciółką przesuwała szklaną menzurkę po blacie stołu przy, którym siedziały aby złapać ją za dłoń. Skóra Łasicy była gładka i sprężysta niemal jak u nastolatki mimo iż właścicielka skórzanych spodni wiekiem zbliżona była raczej do Versany niż na przykład do Breny. Wyznawczyni Slaneesha zdawała się być nieco zaskoczona ruchem koleżanki. Mimo wszystko nie przeciwstawiała się. Wręcz przeciwnie. Pozwalała by kochanka delikatnie muskała koniuszkami swoich długich palców po wewnętrznej stronie jej dłoni. Ze strony samej wdowy nie był to natomiast przemyślany i podstępny gest a raczej próba udobruchania kochanki wynikająca z jej wnętrza. Jakiś dobiegający z tyłu głowy głos podpowiadał aby właśnie w ten sposób poczyniła. Postanowiłam więc się jemu poddać.

- Już się nie dąsaj. Ileż można? - postanowiła wyrzucić z siebie rzecz, która od kilku dni ją gryzła - Nie słyszałaś, że złość piękności szkodzi?

- Słyszałam nie słyszałam. - łotrzyca wzruszyła ramionami jakby było jej obojętne co i jak. Ale też chyba nie skreśliła tak całkiem Versany z listy swoich przyjaciół i kochanek bo jakoś dała się trzymać za rękę i wydawała się trzymać na wpół uchylone drzwi do wszelkich przeprosin ze strony Versany. Obserwowała jak dłonie Versany pieszczą jej dłoń zabiegając o jej względy i uwagę.

- To było wredne. Potraktowałaś mnie jak jakąś nachalną szmatę. Jak narzędzie do celu co można odciąć i wyrzucić gdy staje się zbędne. - powiedziała patrząc poważnie na twarz Versany by dać znać co ją boli i co je rozdzieliło od tamtej nocy. Ale jednak chyba tęskno jej było do tej bliskości jaką dzieliły przez ostatnie dni.

- Zdałam sobie z tego sprawę tak naprawdę dopiero nad ranem. Czasu jednak nie byłam w stanie cofnąć. - przyznała z żalem w głosie - Nie ukrywam też, że zaskoczyłaś mnie swoją wizytą. Z resztę... nie warto rozdrapywać starych ran. Lepiej patrzeć w przyszłość a ja ją wiąże z Tobą. Może więc… - patrzyła w wielkie granatowe oczy przyjaciółki, z których wciąż można było wyczytać urazę - Wybierzemy się dziś wieczorem na podbój okolicznych karczm? Kto wie? Może spotkamy nawet sama Rose de la Vege? - uśmiech nie twarzy brunetki mówił sam za siebie. Zarówno o tym na czym polegać ma dzisiejsza eskapada jak i czym skończyłoby się spotkanie z panią kapitan.

- Taaak? - brwi koleżanki uniosły się do góry i wydawało się, że zbystrzała. Jak kot co właśnie namierzył buszującą mysz i zaczyna obliczenia do skoku. Chwilę poważnie wpatrywała się w koleżankę siedzącą po drugiej stronie stołu po czym opuściła wzrok i kolejną chwilę oglądała swój kubek. Wydawała się coś rozważać, pewnie słowa Versany i to jak bardzo mogą być szczere.

- To jakby dajmy na to następnym razem włamała się do ciebie taka jedna w środku nocy… To co byś zrobiła? - zapytała nie podnosząc wzroku ze swojego glinianego kubka. Zupełnie jakby zawartość absorbowała ją całkowicie. Ale Versana była pewna, że w skupieniu słucha całym ciałem i z pełną uwagą jej odpowiedzi. Jakby wciąż miała nadzieję, że jednak wrócą do poprzedniej komitywy.

- Jak przyjdzie to się przekona. - rzucił dość tajemniczo z zalotnym uśmieszkiem starając się pobudzić wyobraźnię Łasicy - Swoją drogą. Ty już widziałaś jak mieszkam. Ja jednak nie widziałam twoich czterech ścian. Kiedy zamierzasz mnie zaprosić?

- Taaak? - Łasica przeciągnęła odpowiedź jakby się nad nią jeszcze zastanawiała. W końcu jednak uśmiechnęła się i lekceważąco machnęła ręką. - Daj spokój, zwykła nora. Sądzisz, że jak może mieszkać zwykła ulicznica? Nie ma co pokazywać. - skrzywiła swój zgrabny nosek na znak, że jakoś chyba to nie jest jej ulubiony temat. Za to zgrabnie przerzuciła swoje zgrabne nogi nad ławą, obeszła stół w dwóch ruchach i usiadała obok Versany. I to jak! Zarzuciła jej swoje dłogie nogi na jej uda i znów zapraszająco wcisnęła jedną z dłoni młodej wdowy pomiędzy swoje uda. Gdzie panowało to przyjemnie, miłe ciepełko wyczuwalne nawet przez skórzane spodnie. Do tego jeszcze objęła swoimi dłońmi szyję koleżanki więc już do reszty dopełniła obrazka jakby jakaś fanka spotkała swojego idola. I znów wesoło szczebiotała do Versany tak jak to przez ostatnie parę dni miała w zwyczaju.

- No to chyba sprawdzę cię z tą nocną wizytą. - zaśmiała się wesoło i równie wesoło machając nogami. - A skoro znów jesteśmy siostrami i już nie będziesz się zgrywać na bogatą paniusię no to mogę ci powiedzieć dokładniej jak wczoraj było. - oświadczyła wesoło i z ulgą jakby w gruncie rzeczy też czuła przyjemność by podzielić się z przyjaciółką wrażeniami z ostatniej nocy.

- No to to było już pod koniec. Ty się zawinęłaś z tym swoim przystojniakiem i właściwie większość gości też. I ja złapałam jak Froya wreszcie mogła usiąść na krześle. I strasznie bolały ją nogi od tych tańców. Nie dziwię się. Nie wiem czy chociaż jeden taniec przepuściła. - włamywaczka zaczęła wesoło opowiadać jak to wczoraj było gdy Versana i porucznik Fink już opuścili posiadłość van Hansenów. No a ona jako część personelu obsługującego tą imprezę jeszcze musiała zostać. Tak samo jak gospodyni. I nie było się co dziwić bo zwyczajowo im kobieta była atrakcyjniejsza tym miała na takich zabawach więcej zaproszeń do tańca. Pod tym względem trudno było by jakiejś konkurentce pobić gopsodynię co rzeczywiście przechodziła z rąk do rąk gdy nie mogła się opędzić od kolejnych adoratorów. Nie było się co dziwić. Młoda, ładna, bogata, z wysoką pozycją w hierarchii, któż by nie chciał jej usidlić?

- No i odważyłam się zagadać do niej. Zaproponowałam jej masaż na te obolałe nóżki. Najpierw to tak na mnie spojrzała jakby nagle mebel odezwał się ludzkim głosem. Ale jak dorzuciłam, że tak obsługiwałam moją hrabinę w Saltzenburgu to się zainteresowała. O! Ver! Musisz mi pomóc! Jaka to mogła być hrabina? Przecież ktoś taki jak Froya to może nawet się jakoś znać z tymi szychami z Saltzenburga! Wczoraj jakoś się z tego wyłgałam no ale jak znów mnie o to zapyta? - oszustka o aktorskich zdolnościach płynnie opowiadała jak to wczoraj zadzierżgnęła znajomość z gospodynią wieczoru. Ale w pewnym momencie przypomniało jej się o potrzebie wsparcia tego oszustwa jakimś rzeczywistym nazwiskiem z nordlandzkiej stolicy. A rzeczywiście ludzie pokroju van Hansenów mogli mieć koneksje czy po prostu słyszeć o innych ważniakach spoza miasta.

- W każdym razie to ją na tyle zainteresowało, że poszłyśmy do takiego małego atelier obok. I tam zdjęłam jej buty. I zaczęłam ugniatać te jej zgrabne nóżki paluszkami. A w końcu odważyłam się nie tylko paluszkami. - Łasica zademonstrowała swoje wczorajsze harce na dłoni koleżanki. Czule ujęła ją w swoje dłonie i zaczęła delikatnie masować każdy z palców. Aż w końcu przysunęła tą dłoń do swoich ust i ją równie subtelnie pocałowała wciąż patrząc na twarz partnerki.

- I rany! Myślałam, że przedobrzyłam! Bo ona nagle kazała mi przestać i ubrać buty z powrotem! Myślałam, że mnie przegna! - łotrzyca aż z wrażenia przycisnęła dłoń do swojej piersi by dać znać jak bardzo był to dla niej stresujący moment. Gdy się odważyła na taką bezczelność względem młodej hrabianki jaką właściwie dopiero co poznała.

- Ale nie! - roześmiała się nagle z ulgą jaką pewnie i wczoraj musiała odczuwać. - Kazała mi przyjść do swojej sypialni. Mówię jej, że nie wiem gdzie to jest bo pierwszy raz tu jestem. No to miałam się zgłosić do majordoma. I koniec końców jak przyszłam do jej sypialni to już tam na mnie czekała. I rany! Ale tam by było co kraść! Jeszcze więcej niż u ciebie! - zawołała gdy znów odezwały się w niej niskie, złodziejskie instynkty i nawyki ulicznika.

- No i tam jak zostałyśmy same no to kazała mi zacząć ten masaż jeszcze raz. Ona już była w negliżu to było łatwiej. No i zaczęłam. Od samego dołu. Ale wyczułam, że jej się podoba no to stopniowo szłam ku górze. No i jak doszłam gdzieś co centrum to już obie wiedziałyśmy jak to się potoczy. I wiesz co? - zwolenniczka Pana Przyjemności z wyraźną przyjemnością opowiadała wczorajszą przygodę z co by nie mówić z jedną z najlepszych panien na wydaniu w tym mieście. Paradoksalnie chociaż pewnie wielu z gości miałoby ochotę dzielić tamtej nocy łoże z gospodynią to ten efekt osiągnęła zwykła służka. Tylko akurat taka co uwielbiała takie zabawy. I na chwilę teraz przetrzymała swoją odpowiedź jakby miała coś szczególnego do powiedzenia.

- Oczywiście nie pytałam jej o to. Ani o tym nie rozmawiałyśmy. Ale jestem przekonana. Że nie byłam jej pierwszą kobietą. O nie, zdecydowanie nie. Froya van Hansen doskonale wie jak używać kobiecego ciała do zabawy. - zaśmiała się dumna ze swojego odkrycia nawet jeśli to było tylko przypuszczenie.

- No i w końcu jak już byłyśmy po to pić nam się zachciało. Wtedy udało mi się dolać tych kropel od ciebie. I wypiłam je razem z nią. A potem poszłyśmy spać. I śniło mi się coś ale to jakby dalszy ciąg tej zabawy w sypialni. To nie wiem czy to od tego napoju czy zwykły sen. No a rano już oczywiście nie pytałam mojej nowej pani. Bo kazała mi zostać na służbie. Powiedziała, że będę nową służącą. I tak chyba będzie mnie wzywać do siebie. Mam nadzieję. Tak więc niechcący dostałam tą robotę na stałe. A przynajmniej na jakiś czas. Pewnie póki się jej nie znudzę. No ale to też oznacza, że będę musiała być u niej to mniej mnie będzie gdzie indziej. Na razie jeszcze nawet nie wiem co i jak bo rano po prostu mnie spławiła i mam się dowiadywać u majordoma. - Łasica streściła w końcu finał wczorajszej nocy u van Hansenów czy raczej może nawet dzisiejszego poranka. Niespodziewanie okazało się, że miała szansę na zbliżenie się do młodej damy a przynajmniej na większą swobodę poruszania się po rezydencji. Przynajmniej oczywiście póki młoda dama nie zmieni zdania.

Te informacje niezwykle ucieszyły ciemnowłosą piękność. Nawet fakt iż nie uczestniczyła ani w tych igraszkach ani we wspólnym śnie nie drażnił jej teraz tak jak kilka chwil wcześniej. Poznała pewną tajemnice znienawidzonej przez siebie arystokratki i doskonale wiedziała co z tym fantem uczynić. Napawało to ją wielką radością. Musiała przyznać również, że historia Łasicy niezwykle ją pobudziła Zarówno na umyśle jak i na ciele. Przyjemny dreszcz przebiegł po jej karku zaś między nogami pojawiło się przyjemne mrowienie. Przez moment była niemalże całkowicie przekonana iż jakaś nieopisana postać trzyma a wręcz masuje i pieści jej łono. Nie protestowała jednak.

- No to mam cię! - pomyślała szkicując w głowie plan na przyszłe poczynania - Wpadłaś w objęcia Łasicy. Później wpadniesz w moje a nim się obejrzysz Slaanesh tulić cię będzie tak, że już nigdy nie będziesz chciała odejść.

- Eckstein i Sholl. - odparła niemal, odruchowo, myślami będąc jednak wokół zupełnie innego tematu. Pierwsze z wymienionych nazwisk należało do arystokratycznej familii, która dorobiła się fortuny sprowadzając przyprawy z dalekiej Arabii. Erik Eckstein wieki temu odkrył szlak biegnący do krainy piasku i słońca. Zaś jego potomkowie zrobili z tego doskonały użytek. Sholl'owie natomiast byli jednym ze starszych rodów szlacheckich. Ponoć ich pra-pra-pra-pra-pra-pra dziadek miał ponad sto lat i w czasie swej młodości walczył u boku samego Magnusa. To zaś przyniosło mu wielką chwałę, zaszczyty i bogactwo, z którego jego potomkowie czerpali do tej pory.

- Jak ja żałuję, że nie było mnie z wami zarówno w sypialni jak i w trakcie tej sennej wizji. - odparła nieco chyba zazdroszcząc już teraz sprawiającej zapomnieć o żalu przyjaciółce - A powiedz. Czy w trakcie tego letargu coś szczególnego przykuło twą uwagę. Jakiś gest? Przedmiot? Człowiek? - Ver wiedziała, że prędzej czy później dołączy do wspólnego majaczenia z dwoma pozostałymi kobietami. Wolała jednak zbadać grunt by wiedzieć jakimi kartami grać w razie kolejnego rozdania.

- Człowiek? Nie, nie człowiek nie. Chyba byłyśmy same. I też w sypialni. Dlatego mówię ci, że trochę nie do końca jestem pewna czy to mi się śniło i czy to przez te krople czy nie. Ale powiem ci, że bardzo mi się podobało bo Froya ma tak atrakcyjną powierzchowność jak i dominującą osobowość więc tak jak lubię najbardziej. - zachichotała wesoło wychowanka portowych ulic i tawern co wydawała się na całkiem innej skali niż dobrze wychowana arystokratka z jednego z najlepszych domów w tym mieście.

- Też żałuję, że cię nie było. Może następnym razem nam się uda razem. Teraz jak będę się tam kręcić to może uda mi się jakoś podrzucić te krople. Chciałabym obsłużyć was obie. - Łasica pogłaskała czule policzek kumpeli zwierzając się jej bez skrępowania ze swoich upodobań. Wydawało się, że cały żal już jej przeszedł i wróciła do dawnego stylu rozmowy jaki ich tak udanie połączył przez ostatnie parę dni.

- Ale wiesz co? Zdziwiłam się, że ona ma zbroję w sypialni. Na takim manekinie. Z mieczem przy pasie i w ogóle. Ładna ta zbroja. Po bogatości. W pierwszej chwili myślałam, że to ozdoba. Chociaż trochę dziwna jak na kobiecą sypialnię. Ale rano się zorientowałam, że to jakby na jej rozmiar ta zbroja. Chociaż oczywiście nie pytałam jej o to. - łotrzyca jakby przypomniała sobie o jakimś ciekawym elemencie dekoracji sypialni panny van Hansen chociaż ze świata realnego a nie z sennej mary. Zbroja rzeczywiście nie była zbyt częstym elementem wystrojów sypialni a jak już to albo gdy budżet nie pozwalał na oddzielne pomieszczenie albo ktoś miał sentyment do takiego artefaktu. W przypadku van Hansen raczej nie było się pewnie co martwić o budżet.

- A trzymałaś się moich zaleceń co do dawki? Może za mało zaaplikowałyście? - troszkę niepokoił ją fakt tak miernego efektu oddziaływania specyfiku. Chociaż z drugiej strony. Mimo instruktażu jaki Ver pośpiesznie przeprowadziłem swojej koleżance ta mogła nie do końca zdawać sobie sprawę z mocy jaką eliksir dysponuje.

- Szkoda, że do mojego kielicha nic nie dodałaś. W każdym razie. Co się odwlecze to nie uciecze. Kiedy masz kolejna służbę? - pretendująca o tytuł najpiękniejszej w mieście kobieta nie ukrywała swojej ciekawości i zniecierpliwienia.

- Jutro rano mam się zgłosić do majordoma. A z dawkami wlałam po parę kropel do kielicha. Ciebie już wtedy nie było to już pewnie późno w nocy było. - dziewczyna wzruszyła ramionami na znak, że teraz chyba zacznie jej się rutyna z tą służbą no ale miała pewnie nadzieję na częstsze i bliższe kontakty z blondwłosą domowniczką.

- To jak? Po spotkaniu z naszą wydziaraną panią komisarz poszukamy wspólnie w okolicznych knajpach wypijając to tu to tam po parę kufelków piwa naszej seksownej Rosy? - pytanie było jednocześnie zaproszeniem dla przyjemnej dla oka rózmowczyni.

- O tak! Bardzo chętnie! - Łasica roześmiała się beztrosko bez wahania przystając na taki plan. Rozejrzała się po sali gospody jakby sprawdzała kto jeszcze tu jest po czym odezwała się jeszcze. - Chociaż powiem ci, że mam cichą nadzieję, że nasza blond lwica zaraz przyjdzie. A potem nas wykorzysta bez skrupułów jak poprzednio. Cały tydzień na to czekałam! - zachichotała i gdy znów spojrzała Versanie w oczy dało się poznać jej mokre i rozognione spojrzenie dające znać, że znów buzuje w niej pożądanie.

- Skoro już przy niej jesteśmy. - pociągnęła temat dzierżącej młot wojowniczki - Udało ci się dowiedzieć co w tych paczuszkach, które odbiera od karczmarza się znajduje?

- Nie. W ogóle nie miałam czasu za nią latać. - łotrzyca bez skrępowania przyznała się do braku okazji by zająć się kolejną sprawą i osobą. Rozłożyła dłonie na znak, że no też ma swoje limity i ograniczenia.

- A co powiesz aby za to innego dnia wybrać się do "Sierpa i młota"? - informacja o młodej Froyi widocznie zmotywowała byłą prostytutkę - To ponoć drugi lokal, w którym te szumowiny z kazamat lubią przesiadywać po robocie. Warto by tam powęszyć a kto wie może natrafimy na tą Leone lub tego szefa nocnej zmiany, jak mu tam. Ratlereka? Jamnika? Hmmmm… Buldoga psia jego mać. - humor widocznie dopisywał posiadaczce magazynu w porcie co z resztą było widać i słychać.

- Hmm… Teraz to nie wiem… - niespodziewanie dziewczyna o granatowych włosach zamyśliła się słysząc tą propozycję. - Nie mam nic przeciwko zwiedzaniu lokali. Zwłaszcza z tobą. Ale się nie rozerwę. Jeszcze nie wiem ile, jak i kiedy będzie trwać moja służba u van Hansenów. Jutro tam mam pierwszy raz iść. A na Marktag się jeszcze umówiłam z Sebastianem. Mam mu robić za przywzoitkę i ochroniarza na jakimś spotkaniu. Nie wiem czy dam radę. Jak nie to może lepiej by wziął tego tępego mięśniaka. To tępak no ale na dawaniu po gębie się zna a chyba o to chodzi z tym co Sebastian mi mówił wczoraj. - wyznała szczerze dając znać, że będąc w trakcie tak wielkich zmian może mieć kłopot aby być wszędzie na czas i na miejscu. Zwłaszcza jak nadal nie było wiadomo jak ma wyglądać ta jej służba u van Hansenów.

- Mam być zazdrosna o tego młodego cyrulika? - zapytała raczej w formie żartu - Całkiem przystojny z niego chłopaszek. - dodała z uśmiechem na ustach - Może chciałabyś wziąć więc do towarzystwa Kornasa. Powinien już wydobrzeć do tego czasu. - zaproponowała wiedząc jakie stosunki łączą jej koleżankę z wyznawcą Khorna - Z resztą ja też chętnie bym się przeszła. Tak żeby mieć ciebie i Sebastiana na oku. Abyście czasem gdzieś we dwójkę nie pobłądzili. - roześmiała się w głos skupiając na sobie spojrzenia niektórych z karczemnych gości.

- No tak, całkiem ładniutki ten nasz cyrulik. Szkoda jakby ktoś mu tą ładną buzię zdefasonował. - roześmiała się serdecznie widocznie oceniając ich najmłodszego stażem kolegę w grupie w podobny sposób. - A Kornas może też może być. Jeśli już będzie na chodzie. Ja mu obiecałam, że przyjdę to jak będę mogła to przyjdę. Ale właśnie nie wiem czy będę mogła. Zapytać chyba trzeba by Sebastiana w końcu to jego spotkanie. O. A właśnie. A co z Normą? Ona też mi się podoba. Wygląda mi na ostrą babkę. Ciekawe czy lubi to robić z dziewczynami? Mam nadzieję, że tak. Ale nie widziałam jej od areny. Żyje w ogóle? - temat Kornasa jakby przywołał Łasicy wspomnienie jego przeciwniczki która go właśnie wysłała na to łoże boleści. Ale i sama wyglądała potem jeszcze mizerniej.

- Żyje, żyje. Takie jak ona łatwo nie dają za wygraną. Dobrze jednak, że siedzisz, bo to co ci teraz powiem mogłoby cię zwalić z nóg. - starała się zbudować napięcie przed nowiną jaką sprzedał jej Kurt - Na zborze rozmawiałam z Sebastianem o Normie. Jesteśmy w końcu rodzinną a on wydał się mi być pomocny. Ma wiedzę i pewien autorytet, którymi mógłby zarazem pomóc nam i blondynie ale i przekonać tych smoluchów aby to oddali wojowniczkę na kilka dni pod jego opiekę. Swoją drogą okazał się być chętny wziąć w tej całej maskaradzie udział. Podzieliłam się nawet tymi pomysłami ze Starszym. - Versana wiedziała jak na twarzy nożowniczki rysuje się ciekawość i zniecierpliwienie - On zaś powiedział, że dobrze by było ją zwerbować gdyż znacznie wzmocniłaby nasze szeregi i polecił mi rozmowę z Kurtem aby ten wskazał mi miejsce, w którym mogłybyśmy ją zakwaterować. - wyznawczyni Slaneesha nerwowo stukała jeden po drugim palcami lewej z dłoni o blat - I tu najlepsze. Poczciwy wilk morski w trasie do kryjówki powiedział mi, że to Strupas zaprowadził naszą przyszła zdobycz do tych węglarzyków. On zaś wyznał, że spotkali się poza miastem przy jakiejś rozbitej łodzi ale, że wadziła mu w wykonaniu zadania poleconego przez Mistrza to odstawił ją do miasta. Sama z resztą już wiesz do kogo. Zaś co do łodzi to pewno ta sama, o której ty wspominałaś. Niezła heca co? - fakt ten zresztą do tej pory napawał Versane zdziwieniem. Świat bywa mały a ścieżki poplątane. Wszystko jednak działo się z jakiegoś powodu a sam Tzeenth trzymał nad tym całym kuriozum pieczę. Tak było i tym razem. Pan Intrygi pisał karty czasu. Sam więc utkał i ten splot zdarzeń. Skrzyżował drogi wyznawców tak by natrafili na siebie i razem mogli szerzyć swą wiarę w jedyne słuszne zakończenie aktualnie trwającej ery.

- Strupas w każdym razie ma pogadać z tymi kitajcami. To z resztą jakieś jego ziomki czy coś. - wyjaśniła już teraz pokrótce co ustaliła z wielbicielem smrodu - Jeżeli jednak się mu nie uda to poproszę o pomoc Sebastiana. A jak i on nic nie wskóra to ich potruje jak babcie kocham. - wypowiadając te słowa była bardzo ostrożna. Karczma nie była jeszcze przepełniona a co za tym idzie gwar był mniejszy więc każde słowo, które padało z ust dziewcząt mogło się ponieść nie tam gdzie trzeba i trafić do nieodpowiednich uszu.

Łasica chyba nie spodziewała się takich wieści bo dość często komentowała jako nieme “ooo” gdy nie mogła się nadziwić nad tą zawiłą, wielowątkową historią.

- Heh. Ale heca z tego wyszła. - zaśmiała się kręcąc głową z niedowierzania i rozbawienia. Chwilę trawiła to wszystko bawiąc się kosmykami włosów koleżanki nim odezwała się ponownie.

- No to jak Starszy dał zezwolenie na nią to mamy z górki. - wyłapała w końcu coś co jej się wydało najważniejsze. Koniec końców uznała, że sprawa jest w dobrych rękach i zostało jej trzymać kciuki by wszystko udało się załatwić pomyślnie.

- A no i pozostaje jeszcze sprawa tego Grubsona. Jutro dzień roboczy. Pokręce się więc ze swoją służką po mieście i postaram się czegoś dowiedzieć. - streściła z grubsza swoje zamiaru na pierwszy dzień zbliżającego się tygodnia - Chociaż tak jak wspominałam wcześniej. Coś mi intuicja podpowiada, że nasze wdzięki zachęcą go aby dwie tak atrakcyjne damy jak my zaprosić do siebie. Tam zaś robotę wykonają już środki nasenne i mój medalik. - Versana w typowym dla siebie stylu zamierzała wykonać powierzone im przez Czarnego zadanie. Szybko, sprawnie i bez pozostawiania śladów. Ida i Łasica zdawały się być do tego stworzone. Grubas w końcu jest mężczyzna i raczej nie odmówi dwóm pięknym kobietą. No chyba, że jest eunuchem jak Kornas ale i wtedy przebiegłe kultystki znalazłyby na przynętę na tak grubą Rybę.

- Po co wchodzić oknem. Skoro można drzwiami. - zażartowała wbijając szpilkę tak jak to obie miały już w zwyczaju - Może i ty o niego rozpytasz. Wiesz. Gdzie lubi chodzić na dziewczynki lub wypić kielich dobrego wina. - Versana wciąż nie puszczała dłoni swej chaotycznej koleżanki muskając tym razem jej przedramię.

- Ano tak, ten Grubson dla Czarnego… - pokiwała głową jakby słowa Versany przypomniały jej o negocjacjach z hersztem Czarnych sprzed paru dni. Westchnęła z żalem zapowiadając, że nie ma zbyt dobrych wieści. - Ojej Ver nie chciałabym cię z tym zostawić samej. Naprawdę. - powiedziała biorąc jej dłoń i całując ją jak zwykle dżentelmeni całowali szlachetne damy. Potem jednak już zdecydowanie nie jak dżentelmeni przyłożyła sobie tą dłoń do swoich piersi aż dało się wyczuć przyjemnie, jędrne krągłości. O tyle przyjemniejsze, że koleżanka z premedytacją wykonała ten zapraszający gest. - No ale się nie rozerwę. - dorzuciła przepraszająco i dyskretnie drugą dłoń Versany znów skierowała między swoje gościnne uda.

- Może się jakoś umówimy na jutro? Jak pójdę do van Hansenów to chyba mi powiedzą jak mam przychodzić i co robić. To już będę coś wiedziała. Tak to nawet nie wiem czy będę tam pracować dniami czy nocami. - rozłożyła ramiona na znak, że te wczorajsze czy raczej poranne zdobycie roboty służącej w szlachetnym rodzie przyniosło chwilową niepewność co do dyspozycyjności własnym czasem i osobą. Ale sądząc po spojrzeniu to łotrzykowa lojalność sprawiała, że głupio było Łasicy zostawić wspólniczkę samą z robotą jaką wzięły pierwotnie na dwie osoby.

- Wiesz, że z tobą bardzo chętnie. - Łasica nie musiała czekać zbyt długo na relację owdowiałej kultystki - Powiedz tylko gdzie i kiedy. Jutro akurat nie mam zbyt wiele do zrobienia więc chętnie się spotkam. Z resztą dobrze byś czegoś więcej się dowiedziała o swych nowych obowiązkach. Trzeba przecież obmyślać plan co do wypicia tych kropelek we trójkę. Hmmm… - zamyśliła się chwilę - A może w czwórkę? Myślisz, że Brena by się nadała? - zapytała z diablikami w oczach i przebiegłością i intrygą w głosie.

- Brena… - Łasica zmrużyła oczy chyba nie do końca będąc pewna o kim mowa. - Ta twoja pokojówka? Ta młoda? - zapytała chyba coś jednak kojarząc personel van Drasenów. - Bardzo chętnie ją poznam bliżej! - zawołała wesoło śmiejąc się równie wesoło. - A to ona już dojrzała do takich zabaw? I to tak na nas trzy? - zainteresowała się trochę niepewna jak wyglądają prywatne relacje pomiędzy panią a jej pokojówką. - A czwarta to o kim myślisz? - zapytała zaintrygowana kto jeszcze miałby się dołączyć do takiego spotkania. - A na razie jak nic nie wiem to może po prostu odwiedzę cię w domu? Mam nadzieję, że jak mi kazali przyjść na rano to nie będą mnie trzymać do północy. Może do obiadu albo do kolacji. Nie wiem jeszcze. No ale bym wpadła do ciebie do domu. Wolisz drzwiami czy oknem? - zapytała obejmując mocniej szyję koleżanki i z lubością planując jutrzejsze spotkanie co już teraz zapowiadało się bardzo interesująco. Na koniec popatrzyła na nią ironicznie rozbawiona swoim ostatnim pytaniem.

- Mam na myśli senne igraszki. Ty wypiłabyś magiczną mieszankę z Froyą a ja tego samego dnia z Breną. - wyprowadziła z błędu swą siostrzaną duszę - To pozwoliłaby spotkać się nam w czwórkę w trakcie niegrzecznego snu. Nie uważasz, że byłby to całkiem spory krok mej młodziutkiej pracownicy w naszym kierunku? Wszyscy byśmy na tym skorzystali. Każdy wyciągnąłby jednak z takiego obrotu spraw zupełnie inna wartość. - chytre oczka i cyniczny uśmieszek po raz kolejny pojawiły się na ślicznej twarzyczce szczwanej bestii jaką była Versana.

- Aaa takie coś… - głowa o granatowych włosach podniosła się i powoli opuściła gdy jej właścicielka załapała o jakim pomyśle mowa. Zastanawiała się chwilę bawiąc się koniuszkami czarnych włosów koleżanki.

- Noo… Ale by było! - zaśmiała się wesoło zgadzając się z Versaną, że pomysł był przedni. - No ale to trochę palcem po wodzie pisane. Nie wiadomo kiedy dokładnie kto łyknie te krople, kiedy kto pójdzie spać i w ogóle. Nie wiem nawet czy jutro w ogóle spotkam moją nową panią nie mówiąc o dolaniu jej kropel do kielicha. - przyznała, że chociaż pomysł był bardzo obiecujący to jednak potrzebował całej serii korzystnych zbiegów okoliczności na jakie żadna z nich do końca nie miała wpływu. A wystarczyło brak jednego elementu by się całość posypała.

- Mogę jej dolać jak będzie okazja. A nie to nie. Ale i tak chyba lepiej po prostu wpadnę do ciebie po służbie to pogadamy o tym czy o tamtym. Albo pozwolisz mi się wreszcie porządnie obsłużyć. Co ty na to? - zaproponowała swoją kontrpropozycję pieszczotliwie przesuwając palcem po policzku przyjaciółki.

Łasica miała rację. Od zbyt wielu zmiennych zależało powodzenie tego przebiegłego przedsięwzięcia. Istniał jednak pewien sposób, który mógł okazać się pomocny podobnie jak miało mieć to miejsce w przypadku Grubsona - środki nasenne. Nie dawał on całkowitej pewności był jednak dużym ułatwieniem w tak złożonym przypadku jak ten przed, którym stały właśnie obie kultystki.

- Zawsze można pomóc twojej pani… - mówiła to z premedytacją uśmiechając się szyderczo - …słodko zasnąć. Trochę wina i wieczorowa pora byłyby zaś dobrą przykrywką dzięki której nagły sen nie wzbudzałby podejrzeń. - znów spoglądała na swoja przyjaciółką w ten podstępny sposób - Jeżeli zaś chodzi o wizytę u mnie. Mam rozumieć, że szukasz drugiego etatu? Myślałam, że van Hansenowie dobrze płacą swojej służbie. Ja na pewno takiego wynagrodzenia ci nie zaproponuje. Aczkolwiek… - milczała chwilę masujące dłoń kochanki - ...część mogę zapłacić w naturze.

- W naturze? Brzmi bardzo interesująco. - ciemnowłosa zrobiła mądrą minkę i zgodziła się na taką interesującą propozycję regulowania należności w ich relacjach i stosunkach. - Ale krople nasenne daj spokój Ver. Nie chcę zaczynać jako trucicielka co swoją nową szefową od pierwszego dnia raczy miksturami. Chyba, że mnie sama weźmie tak jak wczoraj. Ale mówię ci, że nawet nie wiem czy ją w ogóle spotkam jutro. Albo jak ją spotkam na tyle, że każe mi sobie przynieść rękawiczki do powozu czy coś takiego. Albo mnie wezmą na kocmołucha do szorowania garów. - pokręciła głową na znak, że to nadal palcem po wodzie pisane. I na razie wolałaby się przyczaić i obadać nowy dla siebie teren.

- Niech ci będzie. Miej jednak na uwadze moje wcześniejsze prośby. Póki co pozostaje mi więc czekać na sygnał od ciebie. - przystała na rację koleżanki - Jednak nie myśl sobie, że w temacie dzisiejszego wyjścia jak i odwiedzin u ciebie będę również tak pobłażliwa. - szyderczy uśmieszek zdradzał brudne myśli jakie chodziły jej po głowie.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 10-10-2020 o 10:27.
Pieczar jest offline  
Stary 11-10-2020, 02:19   #90
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - 2519.I.16; fst (8/8); południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; port; krypa “Stara Adele”
Czas: 2519.I.16; Festag (8/8); południe
Warunki: cisza, ciepło, jasno, lekko buja na zewnątrz jasno, sil.wiatr, pogodnie, siar.mróz


Sebastian



W południe pogoda się nico zepsuła. Znaczy nadal było pogodnie no ale ten delikatny, nawet przyjemny wiaterek przeszedł w silny wiatr jaki potrafił zwiewać czapki i kaptury z głów, tworzył zamieć śnieżną wciskając białą ścianę w każdą szczelinę i w ogóle utrudniał życie i poruszanie się wszystkiemu co było na zewnątrz. W tym także i młodemu cyrulikowi który musiał przejść kawałek miasta z “Piwnicznej” do portu gdzie była zacumowana stara krypa jaka stanowiła ich główną kryjówkę i miejsce spotkań.

Jak dotarł do burty zaśnieżonej kogi musiał uderzyć parę razy by dać znać kuternodze, że ktoś przyszedł. Potem usłyszał skrzypieni drzwi na górze, gdzieś na pokładzie i zaraz z góry wychyliła się zakuta w futro i kaptur sylwetka. Musiał mrużyć oczy od wiatru i patrzeć pod światło to nie dostrzegał detali kto to.

- A. To ty. Zaczekaj. - usłyszał z góry głos Kurta. Potem jeszcze chwilę musiał poczekać aż stary wilk morski spuści na dół drabinę po jakiej dało się wejść na pokład. Po czym znów ją wciągnął i dał znać, by udać się pod pokład na rufie bo wewnątrz znacznie lepiej się gadało i w ogóle.

- Coś się stało? - zapytał jednonogi bosman gdy już obaj znaleźli się pod pokładem gdzie drewno i olinowanie trochę skrzypiało, pokład minimalnie ale się jednak bujał na takim wietrze no ale i tak było cieplej i przyjemniej niż na zewnątrz.

Gdy okazało się po co Sebastian przyszedł Kurt pokiwał głową i pokuśtykał do tej samej kajuty co wczoraj zaprowadziła go Versana. I w tej samej klatce leżał ten sam Bydlak. Kurt przepuścił cyrulika i chwilę obserwował jak ten rozpina palto i zaczyna szykować się do badania.

- Dziś już wygląda lepiej. Siły mu wracają. To uważaj na ręce. Potrzebujesz czegoś? - zapytał ponownie widząc, że Cyrulik zaraz zacznie się zabierać za właściwą robotę. Ten faktycznie zaczął od przyklęknięcia przed klatką i przyjrzenia się zwierzęciu. Rzeczywiście Bydlak wyglądał lepiej. Zupełnie jak w tym powiedzonku o gojeniu się jak na psie. Dalej widać było dość świeże rany no ale ogar reagował żywiej. Podniósł łeb i obdarzył obcego człowieka nieufnym spojrzeniem. Zawarczał ostrzegawczo swoimi wspólnymi paszczami by ten nie robił czegoś głupiego. A te szczęki rzeczywiście nie wyglądały zbyt sympatycznie. Na pewno nie na tyle by znalazła się w nich czyjaś dłoń.



Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica Folwarczna; karczma “Czarny kot”
Czas: 2519.I.16; Festag (8/8); południe
Warunki: gwar karczmy, ciepło, jasno na zewnątrz jasno, sil.wiatr, pogodnie, siar.mróz


Versana



Wydawało się, że Łasica jest skłonna zapomnieć o tamtej niefortunnej nocy. Bo znów przysłowiowo spijały sobie z dzióbków jak to przez ostatnie parę dni bywało i łotrzyca bez żenady okazywała młodej wdowie swoją atencję i zainteresowanie na tyle na ile w środku karczmy i w środku bożego dnia można było sobie pozwolić bez wywoływania zgorszenia.

- A może nawet lepiej jakby nie przyszła? Porwałabym cię do pokoju na górze i tam zbałamuciła straszliwie. Albo ty mnie. Sama nie wiem. - snuła sobie wesołe i kosmate rozważania siedząc tuż obok swojej partnerki i grzejąc jej dłoń swoimi gościnnymi udami. Humor zdawał się jej dopisywać.

- O, a jeszcze jakbyś potem Rose znalazły to też mogłoby być ciekawie. Nie wiem czy ona lubi z dziewczynami. Ale mam nadzieję, że tak. Albo chociaż da się namówić. Mam parę pomysłów gdzie można ją zacząć szukać. - wesoło paplała dalej znów opowiadając o tej kapitan jednego ze statków o barwnej reputacji to przy oazji miała całkiem interesującą powierzchowność.

- Aż się nie mogę doczekać, żeby oddać ci cześć. Odkąd mi to pokazałaś. Jest taki śliczny! - łotrzyca przygryzła wargi w bardzo przyjemnym dla oka geście. Gdy jej dłoń spoczeła na podołku Versany tam gdzie od paru dni miała wytatuowanego zwiniętego węża. Ale przerwała gdy drzwi gruchnęły do środka i wraz z sylwetką kolejnego gościa wdarł się silny wiatr i zamieć. Tak się działo od jakiegoś czasu gdy ktoś wchodził albo wychodził bo na zewnątrz zerwał się silny wiatr co miotłą wzbijał tumany śnieżnego pyłu. Za każdym razem któraś z nich albo obie podnosiły głowę by sprawdzić czy to nie ich wyczekiwana blond lwica. Ale niestety nie więc wracały do przyjemnej rozmowy. Aż o teraz. Teraz bowiem drzwi zamknęła dumna postać okryta futrem i z charakterystycznym młotem bojowym w jednym ręku. Gdy zdjęła kaptur dało się rozpoznać równie charakterystyczne blond loki. Podeszła do baru, oparła obuch o podłogę i coś zaczęła rozmawiać z barmanem.

- O. Przyszła. - zachichotała Łasica i zdjęła swoje zgrabne nóżki z ud koleżanki siadając obok niej ale w bardziej cywilizowany i kulturalny sposób. Teraz zdradzała oznaki zniecierpliwienia, niepokoju, ciekawości i ekscytacji. W końcu nie było wiadomo czego po łowczyni czarownic można się spodziewać. Niby były umówione tak trochę od poprzedniego spotkania ale nie widziały się od tamtego czasu no i właśnie…

Ale czas na gdybania się skończył gdy blond wojowniczka wzięła swój młot w jedną rekę, kufel jakiegoś grzańca w drugą i odeszła od baru. I wtedy je zauważyła. Lekko uniosła jedną brew ale po tej chwili wahania czy zdziwienia ruszyła do ich stołu i usiadła na przeciwko.

- Pochwalony. - przywitała się Kruger jak na pobożną obywatelkę i poddaną imperatora przystało.

- Pochwalony. - łotrzyca by zachować pozory skinęła główką jak na skromną pensjonariuszkę przystało. Ale trudno jej było ukryć ekscytację widoczną w rozognionym spojrzeniu jakim co chwila zerkała na siedzącą naprzeciwko blondynkę albo tuż obok czarnulkę.

- Kim jesteście? Kim naprawdę jesteście? - niespodziewanie Kruger zapytała spokojnie ale jednak dość chłodno. Przy ekscytacji i zniecierpliwieniu okazywanej dotąd przez Łasicę to podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Zamrugała oczami z zaskoczenia, spojrzała na kumpelę, znów na Louisę i chyba nie bardzo wiedziała co odpowiedzieć.

- To znaczy? - zapytała niepewna o co pyta. Bo brzmiało jak inkwizytor czy śledczy co przesłuchuje świadka. Albo podejrzanego.

- Powiedziałaś, że jesteś Katja i jesteś kelnerką. Katja faktycznie jest tu kelnerką ale ty nią nie jesteś. I w ogóle tu nie pracujesz. Okłamałaś mnie. - rzekła chłodno blond wojowniczka. Łasica na chwilę się zapowietrzyła i zmieszała. Zerknęła ukradkiem na koleżankę i nieco nerwowo podrapała krawędź stołu by zebrać myśli. Ale boża wojowniczka nie wyglądała jakby dało ją się zbyć milczeniem.

- Oh, to prawda. Nie jestem Katja i nie pracuję tutaj. - wyznała Łasica skrobiąc paznokciem blat stołu. - Straciłam wtedy głowę jak cię zobaczyłam. Dawno nie spotkałam tak pięknej i wyjątkowej kobiety. Tak bardzo chciałam cię poznać. To poprosiłam Katję bym mogła ją zastąpić. Zapłaciłam ją trochę no i udawałam kelnerkę mając nadzieję, że jakoś uda mi się do ciebie zbliżyć. No a później poszło tak pięknie, tak cudownie, że no… Dzisiaj też przyszłam. Bardzo przepraszam, że ci nie powiedziałam prawdy ale bałam się, że inaczej nawet na mnie nie spojrzysz albo mnie przegnasz. - Łasica zaimprowizowała niezłą bajeczkę ale to zaskoczenie i zdenerwowanie nieco pomieszało jej szyki, trochę poplątało język a policzki spłonęły jejrumieńcem. Wydawało się, że ten surowy wzrok łowczyni heretyków i kultystów rozstapia ją i konsternuje. Chociaż mimo wszystko Versana musiała w duchu przyznać, że gdyby nie znała prawdy nie mogłaby jej zarzucić kłamstwa. Raczej może, że może nie mówi całej prawdy ale to zmieszanie można było też uznać za zawstydzenie swoimi specyficznymi upodobaniami o jakich była mowa. Blondynka przyjęła te tłumaczenie z chłodnym milczeniem. Nie skomentowała tego na razie więc nie było wiadomo do jakich doszła wniosków. Za to teraz przeniosła wzrok na Versanę.

- A ty? Wdowa van Drasen tak? I jak interesy z tymi dwoma mężczyznami z głębi Imperium? - zapytała tym samym spokojnym ale jednak chłodnym tonem. Zupełnie jakby też miała jakieś podejrzenia co do młodej wdowy co tydzień temu próbowała ją zwerbować jako ochroniarza.


---


Mecha 26


Blefowanie Łasicy (OGŁ) vs Louisa (INT) Kostnica 82 > m.suk > no może i tak - no są jakieś minusy i wątpliwości ale plusów jest trochę więcej na 40%
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172