|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-04-2020, 14:12 | #1 |
Reputacja: 1 | [Warhammer 4ed] Wonny Las
|
22-04-2020, 07:44 | #2 |
Reputacja: 1 | Początkowo Arvid czuł pewien niepokój połączony z podnieceniem na myśl, że został wysłany na samotną misję. Niepokój gdyż od wyruszenia do momentu powrotu z misji będzie sam o sobie stanowił. Nie będzie nad nim nikogo, kto zweryfikuje jego pomysły albo wyda rozkaz. Było to coś odmiennego i dziwnego w stosunku do tego, do czego przywykł mężczyzna. Od zawsze wypełniał rozkazy, czy to ojca czy nauczycieli czy przełożonych w wojsku. To również wyjaśniało podniecenie na myśl o zadaniu - właśnie to, że będzie sam mógł decydować o tym, co zrobić dalej aby osiągnąć cel i wykonać misję. Misja owa nie należała do szczególnie lotnych, ot miał iść w asyście ucznia maga i pomóc mu w jego zadaniu - zbadaniu sprawy agresywnych pszczół. Gdy Arvid usłyszał pierwszy raz o sprawie owadów nie uwierzył. Jak to możliwe, że pszczoły sprawiają komuś taki problem, że trzeba im kogoś z zewnątrz do pomocy? No, ale nie zwykł kwestionować poleceń to i tym razem karnie zastosował się do słów przełożonego. Czas w podróży początkowo wlekł się niemiłosiernie, ale w miarę jak mężczyzna poznawał lepiej swojego towarzysza to atmosfera zrobiła się przyjaźniejsza. Okazało się, że Wolfgang van de Velde (choć upierał się aby nazywać go tylko Wolfgang) był w rzeczywistości dobrym towarzyszem podróży. Jego usposobienie, pewna otwartość i spontaniczność stopniowo udzielały się Arvidowi, zwłaszcza, że było to dla niego coś nowego i, jakkolwiek by to nie brzmiało, egzotycznego. Fischer miał pewne obawy, jak każdy na świecie, przed magią, a miał podróżować z uczniem maga. Na całe szczęście Wolfgang nie używał magii, choć Arvid miał przeczucie, że w tym stwierdzeniu brakuje słowa "jeszcze". Postanowił jednak się tym zbytnio nie przejmować, zwłaszcza, że mag był po jego stronie. Gdy na horyzoncie zaczęły majaczyć budynki, Arvid wyciągnął mapę i rozwinął ją. Przyłożył wojskowy kompas, rozejrzał się dookoła i pokiwał głową. Widoczne w oddali budynki były celem ich podróży. Arvid uśmiechnął się lekko. Mimo jego solidnej zaprawy wojskowej czuł zmęczenie drogą i z chęcią odpocznie przed rozpoczęciem właściwej części zadania. Zwrócił się do swojego kompana - No, to chyba jesteśmy na miejscu. Według mapy to Dulfberne. - podniósł arkusz i wskazał towarzyszowi palcem ręcznie dorysowaną kropkę podpisaną Dulfberne. - Co teraz? Idziemy rozpytać miejscowych o sprawę pszczół czy najpierw damy odpocząć naszym nogom i poszukamy jakiegoś przybytku? Ja chyba bym się rozejrzał za jakimś miejscem do odpoczynku i zostawienia naszych rzeczy. - i po chwili dodał, bardziej do siebie - Choć nie sądzę, że na tej wiosce znajdziemy coś godnego uwagi...- Jeśli jego towarzysz nie oponował, to ruszył w kierunku zabudowań celem znalezienia miejsca, gdzie będą mogli się zatrzymać na czas prowadzenia dochodzenia.
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |
22-04-2020, 15:09 | #3 |
Reputacja: 1 | Lasy okalające Dulfberne Elf ostatecznie wypuscił wychudzonego królika. Wiedział, że złapie zwierze innym razem, kiedy wróci tłustsze i smaczniejsze niż na przednówku. Królik odkicał w krzaki, a Szemrzący Strumień rozłożywszy pułapkę ponownie odszedł w swoją stronę. Niepokoiły go ostatnie wnyki, jakie sprawdzał, te z których zniknęła zdobycz, jak sądził także lichy królik. Nie sądził by był to któryś z miejscowych wieśniaków, którzy choć na przednówku wypuszczali się dalej niż zwykle to starego uroczyska unikali niemal zawsze. Jak powiadali złe coś siedziało w tym miejscu. Ot, człowiecze bajanie. Elf nawet nie dostrzegał żadnych wiatrów magii w tym miejscu, może jedynie było tu bardziej ponuro niż gdzie indziej, bo do jaru dochodziło mniej słońca. Dlatego wrócił się tam aby dokładniej obejrzeć miejsce. Znalazł się tam bardzo szybko, bo nie minął nawet czas potrzebny od świtania do południa i nie pomylił się. Obłszedwszy zagajnik dostrzegł ślady jednej osoby, albo bardzo wychudłego człowieczego podrostka, albo czegoś innego. Myśliwiec podjął trop i wkrótce odnalazł to, czego szukał - ślady ogryzionego na zimno niemal do ostatniej kosteczki królika. Resztki nie były jednak same. W krzakach leżały zwłoki ukatrupionego kamieniem wygłodzonego goblina, ze zwłok którego wykrojono paski mięsa. Barhtaoth splunął na zwłoki i rozejrzał się dokładniej. W prowizorycznym obowzowisku musiała być dwójka zielonoskórych: kat i ofiara. Ten który zabił kamrata musiał być równie wymizerowany jak zwłoki, sądząc po tropie. Tak czy owak elf nie chciał tego tak zostawić. Ruszył najświeższymi śladami, które goblin musiał postawić nie dalej niż przed świtem, a zatem ledwie mgnienie oka temu. Nim słońce zeszłona horyzont był nie dalej niż kilka mil dalej i wyciągał strzałę z oczodołu zielonoskórego, który połasił się na jego królika. Goblin nawet nie wiedział kiedy zginął. Łowca niespiesznie ruszył w stronę wsi, wiedział, że będzie tam jutro przed zmierzchem. Na skraju polnej drogi prowadzącej do Dunfelberne, dostrzegł ślady kierujące się ku wsi. Przykucnął przeglądając się im dokładniej "Para ludzi, młodych mężczyzn, nie mających nawet pewnie trzydziestu wiosen." - pomyślał. Ruszył żwawszym krokiem za ludźmi i dostrzegł ich niewiele później, gdy rozprawiali na wzgórzu przed wsią na trzymaną w dłoniach mapą. Nie mylił się. Dwóch młodzieńców, jeden zdecydowanie wyglądający na zbrojnego, drugi, który mógłby uchodzić w swych szatach za marnego naśladowcę czarodzieja z Ulthuanu. Niemniej jednak, wyglądali na miłą oku odmianę od kolejnych kupców lub poborców podatków. Cofnął się dalej gęstwę i ruszył okrężną drogą ku swej chacie. |
24-04-2020, 11:56 | #4 |
Reputacja: 1 |
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
25-04-2020, 10:30 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 11-05-2020 o 19:56. |
28-04-2020, 09:33 | #6 |
Reputacja: 1 | Wolfgang i Arvid |
29-04-2020, 09:53 | #7 |
Reputacja: 1 | Arvid zwinął mapę i wraz z kompasem i schował do swojego plecaka, którego zaraz po tym zarzucił sobie na plecy i szybkim ruchem go poprawił, aby dobrze się ułożył. Chwilę później ruszył wraz z Wolfgangiem w kierunku wioski. Mężczyzna starał się zachowywać neutralnie wobec mieszkańców, niezależnie od ich nastawienia. Na pozdrowienia delikatnie kiwał głową, na niechęć starał się nie reagować. Podczas rozmowy z miejscowym staruszkiem Arvid starał się mu nie przeszkadzać. Widział, że zdecydowanie nie będzie to dialog a raczej monolog znudzonego starca. Na pytanie o dezercję jednak krzywo spojrzał się na niego. Poczuł się dotknięty, ale skąd dziadunio mógł wiedzieć, że właśnie zostali tu wysłani z misją? Początkowo chciał mu coś powiedzieć, ale rzucił jedynie -Oczywiście, że nie. Czy gdybym zdezerterował to nosił bym dalej mundur? Raczej nie. No nic, dziękujemy za informacje. Na nas już pora. Żegnajcie dziadku.- W gospodzie Arvid zaniósł swoje rzeczy do wynajętego pokoju, a zabrawszy jedynie najpotrzebniejszy sprzęt ruszył do sali, w której siedziała dwójka innych gości. Gdy już chudy mąż Pani Kneifell ich obsłużył zwrócił się do Wolfganga -No i jesteśmy. Co teraz? - pociągnął łyk z kufla i lekko skinął głową w kierunku dwójki gości -To chyba o nich mówił dziadek na drodze. Faktycznie, kawał chłopa i zna się na wojaczce. Widzisz? Pod ubraniem ma zbroję, ale chyba niespecjalnie zależy mu na jej ukryciu... W końcu i tak zdradza go hełm na głowie - powiedział lekko się śmiejąc i kontynuował - A ten drugi to z kilometra widać, że *artysta*. No dobra, ale co teraz? Wiesz z kim masz porozmawiać? Podpytamy Panią Kneifell o sprawę z pszczołami? Moim zdaniem warto od niej zacząć... Wieś nieduża, ale zawsze karczma jest centrum plotek i życia społecznego, nie? -
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |
29-04-2020, 12:26 | #8 |
Reputacja: 1 | Skraj Dulferberne Czy łowy były nieudane? Przeiceż złowił dwóch zielonoskórych i odłożył królika (nazwanego Odroczoną Wigilią) na później. Łacno to było zooczyć, bo łowca miał przypięte do skórzni dwa małe listki pokrzywy i króliczy włos. Szybko się jednak zoorientował, że przecież córka myśliwca nie będzie znać oczywistego dla każdego leśnego elfa języka. Niemniej jednak wciąż mimo upływu tylu lat był zdzwion, że ludzie nie uzywali prostego i łatwego do dostrzeżenia kodu. Pokrzywa za zielonoskórego, wyschnięta pokrzywa za zwierzoludzia, a ta z podgryzionymi liścmi za gora. Pióro sroki za... To było takie poste, a ludzie jednak nie potrafili tego dostrzec i zaadoptować. Barthaoth westchnął cicho i tajemniczo uśmięchnąwszy się do młodziutkiej Gustavówny odrzekł śpewnym głosem: - Wręcz odwortnie piękna Isabello. Jednemu pozwoliłem królikowi jeszcze poskubać młodej trawy, co by go złowić w tłustszych czasach. Drugim poczęstowali się inni, alem już udzielił reprymendy stosownej. No i tych dwóch wędrowców żem zooczył, co do wsi przybyli. A co najważniejsze teraz jeszcze napotkał ciebie tego pięknego poranka, może się łacniej dzień zacząć? Jeno cydru i śpiewu brakuje. Elf przyjrzał się przytroczonej do pasa dziewczyny perliczce rozpoznając po upierzeniu wyklutą zeszłego lata Elamaruith (co w przełożeniu na ludzki język oznaczało Tę Która Głośno Gdaka o Świtaniu). Miał już ją kilkukrotnie na końcu strzały, ale jej darował, co by podrosła. Z uznaniem przyznał w myślach, że dziewka upolowała ją we właściwym dla niej czasie, nie za wcześnie, aby ptak zdążył się już nacieszyć życiem i nie za późno, gdy mięso twardnieje i staje się gorsze w smaku. Dotknął delikatnie martwej perliczki oglądając ranę: - Zaiste piękny strzał... - skomentował z uznaniem: - Strzała przeszła prosto przez serce. Nawet nie poczuła, że ginie. Mięso będzie dobre, nie będzie czuć strachu. Z ilu to było kroków? Chyba nie więcej niż ze trzech tuzinów. Ocenił odległość po ranie i po sile naciągu łuku Gustawówny. To był typowy ludzki łuk do polowań o może trzydziestofuntowym naciągu. Nie zrobiłby wiekszej krzywdy odzianemu choćby w sztywną skórznie wojakowi, ale do mniejszej zwierzyny nadawał się idealnie. To nie była broń pokroju pochodzącego z mateczników Laurelorn łuku Szemrzącego Strumienia. Łęczysko wykonane z elfią precyzją z laminatu leszczyny, buku, rogu jelenia i żubrzych ścięgien. Cięciwy również z ścięgien, choć technika ich wykonania była nawet dla elfa tajemnicą. Miał ich kilka, jedne dłuższe, inne mocniejsze. Gdy zakładał tę najgrubszą miał ponad sto sześćdziesiąt funtów naciągu i mógł posyłać strzał hen daleko, gdzie oko tylko widziało, a zbrojny w strzały o bojowych, ciężkich grotach mógł przebijać nawet bretońską płytę! Nawet sposobiony przez dziesięciolecia do swej broni Barthaoth naciągał go używając nie tylko prawej ręki, ale całej siły obu rąk i torsu. Wiedział, że niewielu było we wsi ludzi, którzy byliby w stanie posługiwać się jego łukiem, nawet przy słabszej cięciwie, a już napewno nie Isabella, o nie. - Wracam do wsi Isabello. Zechcesz mi towarzyszyć i uczynić spacer nader piękniejszym? - spytał pokazując dłonią majaczącą w oddali wieś. |
29-04-2020, 19:06 | #9 |
Reputacja: 1 | Wolfgang nie przerywał Arvidowi w rozmowie z wieśniakiem i przytaknął kompanowi na jego wyjaśnienie.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
03-05-2020, 01:38 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 11-05-2020 o 19:56. Powód: zmieniłem i na o :D |