|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-09-2022, 18:15 | #121 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 29 - 2520.04.02; bct (4/8); południe Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; okolice stanicy Steinwald Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); południe Warunki: - na zewnątrz: jasno, b.sil.wiatr, pogodnie, zimno (-5) Greta Wiał mocny wiatr. Łuczniczka odruchowo zarejestrowała, że nie wpływa to korzystnie gdyby chciała skorzystać ze swojej głównej broni. Zbiegła truchtem w dół zbocza porośniętego lasem zostawiając za plecami zrujnowane, kamienne ruiny, górali Eryka i tą Petrę co coś od nich chciała przy wagonie. Po tym jak przeszło tędy sporo osób jakie kierowały się pewnie z albo do bramy, po wodę czy jak te kobiety teraz, do kąpieli, to łowczyni nie miała większych trudności z kierowaniem się tym szlakiem pozostawionym przez ciżmy i bose stopy. Tak dotarła do górskiego strumienia. Nie była tu wcześniej ale pamiętając przez jaką bystrzycę przeprawiali się poprzedniego dnia to ta tutaj wydawała się być nikłą strużyną. To, że była na miejscu tej kąpieli świadczyło nieco dymiące, niewielkie ognisko i żerdzie na jakich pewnie coś wisiało do gotowania. Jakaś zgubiona w trawie chusta no i mnóstwo śladów stóp i butów. Jednak nikogo tu nie było. Ani żadnej z kobiet co tu miały być, ani Davadrell, ani Uty no w ogóle nikogo. Nie było też nic słychać poza szumem lasu, stukaniem gałęzi o gałąź i szumiącymi liśćmi. Żadnych dzikich ryków o jakich mówił strażnik na wieży. Ani wskazówki skąd by mogły pochodzić. Śladów było sporo, w sam raz do większej grupy osób, pewnie tych kobiet o jakich mówił strażnik. Ale jak żadnej tu nie było ani nie spotkała ich po drodze to już musiały zdążyć wrócić do wewnątrz stanicy zanim wróciła tam z Erykiem i góralami. Rozglądała i nasłuchiwała to miejsce przerwanej kąpieli próbując zorientować się gdzie się udać i gdzie mogły zniknąć koleżanki z łukami gdy usłyszała jakieś ni to ujadanie, ni to warkot. Jakieś zwierzę, pewnie drapieżnik. Gdzieś za strumieniem chociaż niezbyt blisko. Davandrell Coś się działo ale przez chwilę nie było wiadomo co. Silny wiatr zamiatał trawą, liśćmi i gałęzi utrudniając także strzelanie z łuku. Przed sobą miały dwa postawione w stan czujności drapieżniki. Patrzyły czujnie gdzieś właśnie w ich stronę, do tego nasłuchiwały i węszyły. Wypatrzą ich? Czy nie? Bo mogło chodzić o tego kogoś za ich plecami. Jeśli to o tego kogoś by chodziło to też obaj zabójcy dorosłej pumy i jej kocięcia też powinny sprawdzać właśnie ten sam kierunek. Uta zamarła w milczeniu w swojej kryjówce za pniem drzewa. Trzymała łuk w pogotowiu i założyła strzałę na cięciwę. Ta jednak była jeszcze wycelowana w ziemię a sama brunetka obserwowała czujnie to te dwa dziwne zwierzaki to tego kogoś za ich plecami. I ten ktoś tam uparcie szedł. Chyba się zbliżał bo dźwięki ekwipunku nie cichły. Ale niezbyt dokładnie prosto na nich. Tylko gdzieś bokiem ale nie widziały kto to. Dopiero jak pojawili się na skraju polany. Wyższa sylwetka w długiej szacie podobnej do habitu i niższa za to bardziej krępa i z brodą. Magnus i Goli. Zatrzymali się na skraju polany dostrzegając te wilki, psy czy co to tam było. Te zaś śledziły ich wzrokiem i słuchem już znacznie wcześniej. Zaczęły na nich warczeć chcąc pewnie odstraszyć konkurencję od właśnie zdobytego posiłku. Ani druid ani krasnolud nie mieli broni zasięgowej więc raczej nie mogli działać na odległość. A przy tym silnym wietrze także i użycie łuków stawało się problematyczne. Davandrell nie zdążyła jeszcze zastanowić się jak zareagować na przybycie swoich towarzyszy którzy właśnie dostrzegli te dwa górskie drapieżniki. Pewnie nie widzieli zabitych pum bo wysoka trawa zasłaniała ciała. Zresztą teraz to i obie łuczniczki ich nie widziały. A dwa drapieżniki zaczęły gardłowo warczeć chcąc odstraszyć intruzów od swojej zdobyczy. Wtedy właśnie Uta klepnęła w ramię elfki aby zwrócić jej uwagę. I w milczeniu wskazała dłonią kierunek. Mniej więcej tam gdzie stał druid i krasnolud. Chociaż białowłosa zorientowała się, że nie dokładnie tam. Tylko trochę obok. Chociaż tam wszedzie ten silny wiatr zamiatał krzakami, trawą, opadłymi zeszłej jesieni liśćmi i gałęziami drzew to wszystko tam się ruszało. Ale… Ale w pewnym momencie elfka zorientowała się co jej chciała pokazać łowczyni nagród. Dostrzegła sylwetkę okrytą w brązy i zielenie. Z dwa czy trzy tuziny kroków za plecami Magnusa i Goliego. Ci zachowywali się jakby nie tylko nie dostrzegli tego kogoś ale i obu łuczniczek. Absorbowały ich te dwa dziwne wilki czy co to tam było i chyba zastanawiali się co teraz zrobić. Zaś ta tajemnicza sylwetka chowała się przed ich wzrokiem za pniem jednego z drzew i ich obserwowała nie zdradzając swojej obecności. Od obu łuczniczek cała trójka była z pół setki kroków ale w dwóch miejscach. --- Mecha 29 Podchody (ZRĘ vs ZRĘ) ZRĘ Skradanie +10 (Davandrell; Uta, Obcy) Spostrzegawczość +10 (Davandrell, Uta, Obcy) Ukrywanie się +10 (Uta) Silny wiatr +20 (wszyscy) Davandrell 50+10+10-20=50 vs Obcy 45+10+10-20=45; 50+50-45=55; rzut: https://orokos.com/roll/956199 22; 55-22=33 > śr.suk = dostrzega postać z ok 30 m Uta 40+10+10+10-20=50 vs Obcy 45+10+10-20=45; 50+50-45=55; rzut: https://orokos.com/roll/956200 3; 55-3=52 > du.suk = dostrzega postać z ok 40 m
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
04-10-2022, 18:09 | #122 |
Highlander Reputacja: 1 | Chwile oczekiwanie i niepewności zostały nagrodzone dobrą wiadomością. Nierozpoznane odgłosy, które słyszeli to były odgłosy wydawane przez przedzierających się z dużą szybkością przez las jej towarzyszy. Davandrell ulżyło na widok Goliego i Magnusa choć nie była pewna czy przewaga czterech ludzi do dwóch stworzeń, które w trójkę - a potem w dwójkę - poradziły sobie z dorosłą górską pumą. Nie rozpoznawała tych stworzeń więc nie mogła posiadać wiedzy na temat ich możliwości oraz determinacji. Nie było aż tak zimno, żeby były tak głodne aby atakować w końcu nie najłatwiejszego i bardzo niebezpiecznego przeciwnika jak górski kot.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
05-10-2022, 21:49 | #123 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |
07-10-2022, 00:34 | #124 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 30 - 2520.04.02; bct (4/8); południe Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; okolice stanicy Steinwald Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); południe Warunki: - na zewnątrz: jasno, b.sil.wiatr, pogodnie, zimno (-5) Wszyscy - O. Poszły sobie. - Magnus pierwszy dojrzał, że te dziwne pół dziki, pół wilki odruchtały przez polanę. Do tej pory powarkiwały, nasłuchiwały i obserwowały coraz większą grupę dwunogów na jej skraju. Ale nie atakowały. Trzymały się swojej świeżo upolowanej zdobyczy. Na zmianę wydzierały z niej krwawe ochłapy a z pysków ściekały im krew, wnętrzności i kawałki poszarpanego mięsa pumy. Chyba zorientowały się, że dwunogi coś ich nie atakują lub chciały nażreć się ile się da póki jest okazja. Więc dość dziwne było, że nagle odpuściły i zaczęły truchtać przez polanę. Teraz wszyscy to widzieli jak ich grzbiety czasem kryły się a czasem wystawały pośród szarpanych wiatrem traw. Kierowały się ku ścianie lasu. - Nie skończyły jeść? Przecież tam leży cała puma. - Uta też wydawała sie zdziwiona. Co prawda stąd nie było widać tych pum i powalonego przez matkę kamrata ale raczej za krótko to żerowanie trwało aby drapieżniki zdążyły się nasycić zdobyczą. Manewr zaproponowany przez elfkę był dość ryzykowny. Nie było wiadomo ani jak zareagują te dwa drapieżniki jakie chciały odstraszyć jej towarzyszy ani ten ktoś kto chyba ich śledził. Wyszły z Utą pilnując obu czworonogów na wypadek gdyby te się na nich rzuciły. - O! Tam są! Szukaliśmy was! - krzyknął Goli gdy wyszły z kryjówki i wyraźnie się ucieszył. Ruszyli ku sobie i spotkali się mniej więcej w połowie drogi. Może tej bliższej strony obu kolegów bo Magnus zrównał krok z wolniejszym, krasnoludzkim towarzyszem. Wilki czy dziki obserwowały te manewry ale póki dystans nie został skrócony to nie atakowały. - Nikogo nie widzę. - Magnus rozejrzał się po lesie gdy usłyszał o towarzystwie. Byli już niedaleko siebie i wciąż szli ku sobie. Goli też przystanął ale woleli się już spotkać razem i rozmawiać na spokojnie. Z większych odległości trzeba było krzyczeć aby dało się słyszeć przez ten wiatr co zamiatał nawet grubymi konarami tak smao jak broda Goliego czy włosami reszty. - Ale był tam ktoś. Chyba szedł za wami. - odparła Uta bo podobnie jak Davadrell miała oko na te drapieżne bestie na wypadek gdyby się na nie rzuciły. Albo na chłopaków. Więc nie mogły obserwować tamtej leśnej sylwetki. A gdy się spotkali i razem mogli się rozejrzeć to już tamtej nie było. A teraz te dwa wilki odtruchtały przez polanę porzucając upolowaną zdobycz. A jeszcze chwilę potem dotarła do nich Greta. Podobnie jak i reszta, od strony strumienia. Przez jakiś czas szła na słuch, pomimo trzaskania gałęzi i szumu liści słyszała co jakiś czas powarkiwanie. I chyba się tam zbliżała. Potem jeszcze natrafiła na solidne, ciężkie ślady buciorów. Krótkie kroki oznaczały przy takiej masie prawie na pewno krasnoluda. Więc ruszyła ich tropem. I tak trafiła na całą czwórkę stojącą na polanie. Davandrell, jej dwóch towarzyszy i Uta. Wyglądali cało i chyba nic im nie było. Nie widziała jednak żadnych stworzeń jakie mogłyby wydawać te warczące dźwięki jakie co jakiś czas słyszała od strumienia.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-10-2022, 20:52 | #125 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |
16-10-2022, 16:20 | #126 |
Highlander Reputacja: 1 | Davandrell w pełni zgadzała się ze słowami Grety czym dała wyraz mówiąc.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
16-10-2022, 21:53 | #127 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 31 - 2520.04.02; bct (4/8); zmierzch Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; stanica Steinwald Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); zmierzch Warunki: - na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, mgła, mroźno (-15) Wszyscy Wraz z końcem dnia nad tą góską krainą podniosła się mgła. Ale do tego czasu grupka jaka wyprawiła się za strumień zdążyła już wrócić i do tego strumienia i potem pod górę w stronę prastarych, kamiennych murów górskiej stanicy. Do tego czasu krótki tunel pod wieżą bramną odrzwi z prawdziwego zdarzenia nie karawaniarze nie zdążyli zbudować. Ale już taka mała bramka sięgająca do pasa stała. Raczej stanowiła dość symboliczną zaporę przed prawdziwym przeciwnikiem ale jednak i tak lepsza niż żadna. Na pewno dodawała otuchy jak chociaż tak symbolicznie można było “zamknąć drzwi” odcinając się od tego co na zewnątrz. A dźwigając truchło zagryzionej pumy i to po górskich bezdrożach, przez strumień i cały czas pod górę, szło się nieźle zmęczyć. Więc Magnus i Goli z ulgą zrzucili truchło na dziedzińcu stanicy. Po drodze sarkając jeden na drugiego, że ten drugi jest za niski albo za wysoki albo ten drugi ma za długie lub krótkie nogi. Bo różnica wzrostu między nimi była oczywista. I nie szło im się razem zbyt wygodnie. Kim była tajemnicza postać którą przez chwilę widziały tylko Uta i Davandrell nie było wiadomo. Czym były te dziwne wilcze dziki czy dzikowe wilki tego ani paradawna mądrość starych las ani leśna druida niezbyt mogła pomóc. Magnus rzekł tylko, że to może jakieś lokalne, górskie stworzenia co nie występują na nizinach z jakich pochodzili. A Goli chociaż z nizin nie pochodził to w tych górach też był po raz pierwszy i tutejszego zwierzyńca uczył się tak samo jak pozostali. Wiedział jednak, że w górach występują stworzenia jakich trudno znaleźć na nizinach. I na odwrót. Z bliska te dziwne truchło wyglądała jak mieszanka dzika i wilka. W kłębie masywna jak u dorodnego odyńca, z mocną grzywą. Łeb z początku płaski jak u dzika przechodził w dość szczupły, wilczy pysk. Zakończony jednak znów wystającymi szablami jak u odyńca. A grzbiet i tył znów jak u dużego psa czy wilka. Stworzenie miało też stare blizny pewnie od kłów i pazurów innych stworzeń. Tam i tu przez skórę przebijały się drobne kostne wyrostki. Co raczej nie było zbyt częste wśród zwierząt. Magnus nie miał pojęcia czym może być to stworzenie ale ogólnie wydało mu się podejrzane na tyle, że lepiej tego wolał nie dotykać. I cieszył się, że coś takiego go nie użarło. - Ja bym to tak zostawiła. Jakiś dziwny. Ale spalić to szkoda czasu. - brunetka z łukiem pokręciła głową jak się przyjrzała bliżej temu truchłu górskiego, drapieżnika jakiemu puma rozszarpała trzewia powodując jego bolesną i nie tak szybką agonię. Wyglądało na to, że nikt z ich grupki nie spotkał się wcześniej z takimi stworzeniami więc niezbyt widział co to może być. Ale do stanicy poza trudnościami z dźwiganiem truchła górskiego kota to wrócili bez przygód. Wreszcie wewnątrz kamiennych, porośniętych mchem i a tam i tu kępkami trawy murach można było się poczuć bezpiecznie. Także ludzkie postacie, głosy i ta normalność obozowa mogła dodać otuchy. Zrobiło się mglisto a wraz z końcem dnia karawniarze po tym dniu odpoczynku szykowali się do kolacji. Nad ogniskami stały kotły w jakich gotowano wodę albo strawę. Zwykle doglądane przez kobiety. Część z nich elfka rozpoznała jako te co brały zimną kąpiel w górskim strumieniu. - O, jesteście. Dobrze. Bo tu panie wróciły ze strumienia i rabanu narobiły, że coś tam ryczy i warczy w lesie. To ta puma? - Petra szybko znalazła się w środku zamieszania jakie spowodował powrót tak mieszanej i pstrkatej grupki. Do tego z truchłem górskiego kota na drągu. Z ciekawością oglądała tą zdobycz ale też czekała na relację tego co tam się wydarzyło. Zresztą szybko zrobiło się zbiegowisko bo każdy chciał zobaczyć co za łup przynieśli łowcy do stanicy.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
17-10-2022, 10:20 | #128 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
19-10-2022, 03:15 | #129 |
Highlander Reputacja: 1 | Powrót do obozowiska odbył się już bez dalszych kłopotów choć nie bez problemów. Problemy te były jednak zwyczajne dotyczące codzienności, a nie nieznanych stworzeń czy tajemniczych postaci. Dotyczyły ciężaru dzikiego kota niesionego przez człowieka normlanego wzrostu oraz krasnoluda również normalnego wzrostu. Różnica wysokości razy masa pumy nie pomagały ani w efektywnym ani w wygodnym sposobie niesienia. Grunt, że dotarli w końcu na miejsce, a Goli nawet za dużo nie przeklinał.
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
21-10-2022, 21:40 | #130 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 32 - 2520.04.07; wlt (1/8); zmierzch Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Steinwald - Liedergart; zamek Liedergart Czas: 2520.04.07; Wellentag (1/8); popołudnie Warunki: - na zewnątrz: jasno, powiew, pogodnie, zimno (-5) Wszyscy Ten dzień wczesnej wiosny okazał się pogodny. Co prawda w końcówce nocy spadł deszcz ale to jeszcze poza wartownikami reszta jeszcze spała w swoich wozach i namiotach. Potem jak karawana stopniowo budziła się do życia i robiło się jasno to było już słonecznie i malowniczo. Chociaz buty dalej ochoczo zagłębiały się w nasiąkłej po nocnym deszczu ziemi. No i mimo ładnych widoków było zimno. Trzeba było iść w kurtach, płaszczach i pelerynach aby nie zmarznąć. To był kolejny dzień podróży ze Steinwald. Dzień postoju chyba wszystkim pomógł odsapnąć i zregenerować siły. A szefowe ogłosiły przy wieczerzy, że dobrze by było jakby ktoś tu z obiema Porzuconymi został. Widocznie uznały, że dwie osoby na środku tego dzikiego pustkowia to trochę mało. Łatwo przeciąć ten drobny punkt, czy też choroby, przyroda albo pogoda mogą bez większych trudności pokonać tak małą społeczność jaką tworzyły tylko dwie osoby. Do rana zgłosiły się dwie obsady wozów, że całkiem chętnie zostaną na miejscu. Gorliwa wiara obu sigmarytek, ich wkład włożony w odbudowę świątyni swojego patrona, życzliwość z jaką przyjęły wędrowców na wielu zrobiła duże wrażenie. Wydawało się, że potrafiły stworzyć dom, okruch cywilizacji w tej dzikiej, górskiej krainie gdzie najbliższą osadą było Zelbad co też mieściło może z pół tuzina gospodarstw zagubionych w górach. Dlatego parę dni temu karawana wyruszyła uszczuplona o dwa kolejne wozy. Więc dalej jechało ich osiem. I tak te wozy turkotały się i chybotały po górskich bezdrożach. Żadnej drogi to nie było. Zapewne niegdyś jakaś musiała tu być skoro nawet ruiny tych stanic, czasem jakichs resztek farm w postaci wystających z ziemi drewnianych kikutów świadczyły, że niegdyś musiała tu być jakaś górska cywilizacja. No ale tak dawno, że dziś nie sposób było odnaleźć tej drogi. Więc nie szło się zbyt lekko. Podobnie było z woźnicami i końmi. W efekcie drobne wypadki, zmęczenie, lekka gorączka były stałymi współtowarzyszami podróży. Pierwszego dnia jak wyruszyli ze Steinwald pożegnawszy się z Gretą, Ilse i nowymi osadnikami jacy tam zostawali zjechali z tej góry na jakiej stała kamienna stanica. Przejechali może z pół dnia gdy niebo zachmurzyło się i spadła taka ulewa, że właściwie utopiła w niej się cała karawana. Dalej już nie ruszyli z miejsca tego pierwszego dnia. Ludzie sarkali, że to pewnie gniew bogów i zły omen i może trzeba będzie zawrócić do Steinwald gdzie był dom bozy i dwójka pobożnych jego opiekunek. Inez i Petra musiały trochę się natrudzić aby uspokoić nastroje. A kolejny poranek zaczął się od wykopywania kół wozów z grząskiej ziemi w jaką zapadły się po wczorajszej ulewie. Ze dwa to się zagłębiły po osie. Trzeba było użyć łopat i podłożyć nacięte gałęzie aby się wydostały z tej błotnistej pułapki. Ktoś podczas tych prac był nieuważny i pechowo trafił łopatą wyrzucanej ziemi w skroń kolegi. Zrobiło się zamieszanie i zraniony trafił pod czujne oko Melissy. Na szczęście okazało się, że przypadkowe trafienie nie jest samo z siebie zbyt groźne. Ale cyrulik obawiała się, że może wdać się zakażenie krwi. Które wcale nie było iluzorycznym niebezpieczeństwem. Mogły się tym skończyć nawet drobne rany. Potem ledwo ruszyli okazało się, że jeden z wozów nadwyrężył koło przy tych błotnych zapasach z górską ziemią. Trzeba było zrobić postój i wspólnymi siłami wymienić koło na zapasowe. Też to zjadło z parę pacierzy tego dnia. Za to zwiadowcy jako ciekawostkę przynieśli w południe jakąś starą rohatynę. Drzewce tej broni myśliwskiej już było w kiepskim stanie i poszła do grzebania w ognisku. Ale ostrze było ciekawsze. Krzemienne. Spekulowano kto mógł używać takiej rohatyny. Pierwsze co to przychodziły do głowy jakieś orki, gobliny czy zwierzoludzie bo takie poczwary kojarzyły się z czymś tak prymitywnym. Jednak po namyśle rozmówcy doszli do wniosku, że ludzie też. W końcu jak gdzieś nie było rudy metalu oraz kowala to i o metalowe wyroby było trudno. A czy kowal był w Zelbad czy nie teraz nie byli pewni. Jak był to całkiem daleko stąd a jak nie to dopiero w Lenkster był punkt w którym obrabiano metal i można było nabyć takie wyroby jak metalowe groty rohatyn i podobne przedmioty. Kolejny dzień czyli chyba przedwczoraj też był trudny. Głównie dlatego, że w pewnym momencie dolina jaką podróżowali szła lasem. Czy też raczej las praktycznie pożerał strumień jaki ciekł dnem tej doliny. I zrobiła się trudna jazda wozami przez las. Przez te wszystkie krzaki, paprocie, gałęzie i korzenie. Też zeszło im dużo dłużej niż gdy jechali po w miarę odkrytym terenie. Ale przynajmniej tak jak mówiły szefowe “to tylko kawałek”. I może nie tak dosłownie ale tuż przed zmierzchem wydostali się wreszcie z tego lasu na pustą przestrzeń. I można było na niej rozbić wieczorny obóz. Do tego jeszcze ta mgła. Chociaż nawet ładna dla oka. Nawet trwała dyskusja, że może są już tak wysoko, że chmury sięgają ziemi. Trudno było to rozstrzygnąć bo każda z tych wersji mogła być prawdziwa. Ale na oko widok był całkiem ładny. Jakby rzeka mgły no albo chmur spłynęła w dolinę a oni byli ponad tym. Chociaż w końcu i ich objął ten mglisty opar. Wczoraj za to raczej poszła ta podróż dość gładko. Ani pogoda ani teren nie utrudniały jakoś życia. A znaleziono jakąś starą lampę oliwną. Kto wie od kiedy leżała w ziemi. Jak ją oczyszczono z ziemi a potem opłukano w strumieniu to może nie wyglądała jak nowa i wyraźnie widać było tą odbarwioną część jaka wystawała na słotę pogody. Ale poza tym szepczącym efektem okazało się, że ten gliniany czajniczek jak się tam naleje oliwy i wsadzi knot to wciąż można używać. A dziś przed porankiem padało. Wszystko co na zewnątrz o poranku było mokre. Na szczęście jednak od rana świeciło słońce. Chociaż było zbyt zimno aby liczyć, że szybko wysuszy mokra ziemię. Właśnie na niej poślizgnął się jeden z chłopców jaki poszedł z wiadrem po czystą wodę do strumienia. Zapłakany trafił do Melissy która znów okazała się właściwą osobą na właściwym miejscu do niesienia tej pomocy. A przy popasie w południe znaleziono bryłki krzemienia. I trochę z ciekawości próbowano skrzesać nim ognia. Wcale nie było to takie proste ale w końcu udało się komuś rozpalić parę naciętych, spróchniałych wiórów aby się zatliły od iskry. I stało się zarzewiem umiejętnie podtrzymywanego ogniska. Chociaż wydawało się to znacznie bardziej pracochłonne i czasochłonne w porównaniu do metalowego krzesiwa wykonanego przez kowala nie mówiąc już jakie to było proste od odpalaniu przy zachowanym żarze. - To już tam, na tamtej górze. Tam jest zamek Liedergard. Tam się zatrzymamy. - mówiła pokrzepiająco Petra gdy wskazywały na widoczną w oddali w górę. Przy popasie jednak nie różniła się ona za bardzo od tylu innych jakie ich otaczały albo minęli w ciągu ostatnich dni. Po tym postoju i obiedzie znów zaprzęgnięto konie do wozów a cała karawana ruszyła dalej. Z dobre kilka dzwonów później znaleźli się u podnóza góry na jaką zaczeli wjeżdżać i sie wspinać. Drogi też dawno nie było więc wspinaczka, zwłaszcza dla wozów była trudna. Petra posłała grupkę zwiadowców aby sprawdzili jak to się sprawy mają w zamku. Bo już od podnóża góry to ten zamek na szczycie było widać. https://quiltripping.com/wp-content/...2-1024x478.jpg Na tle pogodnego nieba to te mury wyglądały całkiem malowniczo. Chociaż porastająca mury górska trawa i krzaki wyraźnie sugerowały, że nie jest to zamieszkałe miejsce. Tak samo jak gołe, kamienne ściany bez dachów. Ale jak zwiadowcy a potem kilka pacierzy później reszta karawany wjechała przez krótki tunel wieży bramnej to okazało się, że jest to znacznie większy obiekt niż Steinwald. Tamto to faktycznie musiała być tylko stanica na niewielką załogę. A Liedergard zasługiwał już na miano zamku. Zbliżał się już zmierzch gdy karawaniarze wtoczyli swoje wozy na dawny dziedziniec zamku. A potem zaczęli rozprzęgać konie i rozbijać obóz. Te parę dni podróży w górskiej dziczy mogło dać w kość. Davandrell, Greta a także miejska łowczyni nagród Laura nie czuły się zbyt dobrze. Jeszcze nic strasznego ale pulsowanie w skroniach i siąpienie z nosa obwieszczało łagodną gorączkę. Druid Magnus i kapłanka Yvonne byli nieco nie w sosie. Może ich tak to nie osłabiła ta podróż ale też trudy dały im się we znaki i nie byli pewni czy tego jeszcze nie odchorują. Goli, Petra i Uta wydawali się być znużeni podróżą przez tą dziką, bezludną krainę ale czasem tylko któreś z nich splunęło flegmą czy smarknęło i raczej większych trudności nie przeżywali z tego powodu. Jedynie Inez i Olga zdawały się trzymać fason i zachowywać dobry humor jakby na nich ta podróż nie wywarła większego wrażenia. Dlatego jak szefowe obwieściły, że jutro też zrobią sobie dzień przerwy w podróży to powitano te wieści z entuzjazmem. Steinwald i okoliczne tajemnice pozostały daleko za nimi. Górale jak dotąd nie wysypali się, z wieściami o podziemiach w mglistych ruinach ani fantami jakie tam znaleźli. Kim była tajemnicza postać jaką przez moment Davandrell i Uta widziały przy polance z pumą i dziwnymi drapieżnikami nie było wiadomo. Wycieczka zajęła się truchłem pumy i wolała wrócić do stanicy niż iść tropem tamtej postaci. Podobnie te dziwne dzikowilki nie było pewne co to jest. Uta potem zagadnęła ich szefowe o te stworzenia. Ale te też nie umiały powiedzieć więcej niż to, że takich stworzeń tu nie spotkały. Ani jesienią, ani zimą, ani teraz na wiosnę. Z drugiej strony jesienią i wiosną tylko przeszły przez tą okolicę podróżując do a potem z Bastionu. I nie zwiedziały okolicy. Może więc po prostu nie natrafiły wtedy na takie drapieżniki a może wtedy ich tu nie było. W każdym razie chociaż wtedy szefowe zgodziły się wystawić podwójne warty na blankach stanicy to przez całą noc nic się nie wydarzyło co by sugerowało jakiś atak. Kolejnego dnia jak opuszczali Steinwald też nie. Ani przez kolejne dni. Zdaniem Petry to jako karawana stanowili całkiem duży cel. Musiałaby być już albo spora i silna banda aby ich zaatakować, albo zuchwała no albo zdesperowana. Co innego jakiś patrol czy mniejszą grupę. A jak się kryli za murami nawet mocno zrujnowanej stanicy to jeszcze ich szanse rosły. Ale jak wyszli z tych murów i podróżowali doliną przez kolejne dni to jakoś nikt i nic ich nie zaczepiało. Poza wczesnowiosenna aurą i górami. - Chodźcie, pokażę wam Bastion. Znaczy murów to stąd nie widać. Może po zmierzchu jakieś światła by było widać. Ale górę na jakiej stoi Bastion już widać i w dzień. Zwłaszcza taki klarowny jak dzisiaj. - Petrze poprawił się humor jak wjechała konno na dziedziniec zamku. A potem radośnie niczym mała dziewczynka zabrała kto chciał na stare, kamienne blanki. I tam wskazała zdawałoby się losowy kierunek. Trochę nie było pewne którą z okolicznych gór pokazuje no ale wreszcie chociaż w ten symboliczny sposób było już widać kres ich podróży. Wedle szefowej to jeszcze parę ostatnich dni i będą na miejscu. Między innymi dlatego dała znać aby jedno z ognisk rozpalić na jednej z wież tak aby dać znak tym w Bastionie, że już tu są i wracają. Ale póki co można było rozpakować się na noc i odpocząć. Jak się okazało zamek nie był tak potężny jak Lenkster. Ale o wiele większy niż stanica Steinwald. Składał się jakby z trzech pięter czy pierścieni jakie wznosiły się na szcycie góry. Raczej to chyba było wymuszone niewielką ilością miejsca na dość skromnym obszarowo szczycie. Więc niejako kolejne warstwy budowano do dołu i na zewnątrz. Sam szczyt otaczało strome urwisko wysokości kilku pięter. Co już samo w sobie stanowiło naturalny mur obronny. A jeszcze na szczycie wznosiły się kamienne mury. Nawet ten najłaodniejszy stok miał ze 45* podejścia. I w nim właśnie zamontowano bramę. Samych odrzwi oczywiście od wieków nie było, została tylko framuga bramy. Za nią dziedziniec z resztkami jakichś budowli i od dawna porośnięty trawą a nawet pojedynczymi drzewami co nadawało mu zdziczałego wyglądu. Potem kolejny pas murów i brama. Kolejny dziedziniec, drzewa i trawa. I ostatni, ten największy i pewnie najstarszy obręb murów zbudowany na kawałku w miarę płaskiego terenu na samym szczycie góry. Tu były ruiny potężnego budynku mieszkalnego, pomniejsze kamienne budynki pewnie jakieś pomocnicze, jakieś może stajnie czy magazyny, trudno było zgadnąć co to kiedyś teraz mogło być. A na samym końcu potężny donżon w postaci pasywnej wieży. - Po drugiej stronie doliny jest pomniejszy fort. Widzicie tutaj te resztki? Nasz markgraf mówił, że kiedyś był tu wiszący most jaki łączył oba te punkty. Można było nim przejść ponad doliną bez schodzenia do niej. - Petra pokazała im ciekawostkę jaka nie rzucała się w pierwszej chwili w oczy. Ot, na szczycie jednej z wież jakieś resztki zaśniedziałego, porośniętego mchem żelastwa w postaci prętów, kołków i tego typu rzeczy. Trudno nawet było się domyślić co to kiedyś mogło być. Ale jak im powiedziała to nabierało to sensu. Po przeciwnej stronie doliny widać było w zapadającym zmierzchu wystające pomiędzy drzewami kikuty jakichś prastarych ścian. Pewnie to był ten fort co mówiła. I jak kiedyś był tu wiszący most to musiał to być niezwykły widok a i przeprawa po nim musiała być niesamowitym przeżyciem. Przynajmniej Petra bardzo żałowała, że już go nie ma bo chętnie by się nim przeszła. Ale na razie zbliżał się wieczór, pogodny chociaż jak teraz było zimno to wieczorem i w nocy temperatura spadnie jeszcze bardziej. - Macie ochotę na małą wycieczkę jutro? Na zboczu jest chyba jakiś cmentarz albo coś podobnego. Widziałam go poprzednio jak szliśmy do Lenkster. Ale spieszyliśmy się i nie miałam go jak zbadać. Teraz jest okazja jak i tak robimy jutro tu postój. - zapytała Inez przy ognisku gdy już zmrok zaczynał przejmować władzę nad tą górską krainą a światło dnia zaczynało wyraźnie przegrywać tą walkę. Ogniska już jednak rozpraszały ten mrok. A od nich zaczynały dochodzić zapachy gotowanego jedzenia i gwar wieczornych głosów. --- Mecha 32 Odporność pogodowa (ODP + skille) nocleg w wagonie +20 (Petra, Inez) mocna głowa +10 (Inez, Goli) odp.choroby +10 (Magnus) surwiwal +10 (Davandrell, Greta, Uta, Laura) surwiwal +20 (Olga, Magnus) konno +10 (Petra, Inez, Yvonne) mikstura wzmacniająca Inez +20 (wszyscy) doba w terenie -5 x5= -25 zimno -5 Davadnrell 35+40-30=45; rzut: https://orokos.com/roll/958171 72 > 45-72=-27 > ma.por = minimalna gorączka (-5) Greta 40+30-30=40; rzut: https://orokos.com/roll/958172 58 > 40-58=-18 > ma.por = minimalna gorączka (-5) Magnus >>> -3 > remis = nie jest lekko ale może być (0) Goli >>> 14 > ma.suk = jakoś to będzie (0) Petra >>> 21 > ma.suk = jakoś to będzie (0) Inez >>> 41 > śr.suk = jest w porządku (0) Olga >>> 46 > śr.suk = jest w porządku (0) Laura >>> -26 > ma.por = minimalna gorączka (-5) Uta >>> 20 > ma.suk = jakoś to będzie (0) Yvonne >>> 9 > remis = nie jest lekko ale może być (0)
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |