|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-05-2022, 15:10 | #41 |
Highlander Reputacja: 1 |
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
14-05-2022, 16:02 | #42 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 10 - 2520.03.21; knt (6/8); południe Miejsce: Ostland; Lenkster; okolice Lenkster; leśna droga Czas: 2520.03.21; Konistag (6/8); południe Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, ziąb, pogodnie, łag.wiatr Wszyscy Od wyprawy do jaskini goblinów mijały dwa dni. Przez ten czas zwerbowani ochotnicy na górskich kolonistów mieli czas i okazję odpocząć i podreperować siły. Bardzo się tu przydały czyste łóżka, ciepło bijące z pieca, regularne posiłki no i troskliwa opieka Melissy albo Inez. To sprawiało, że ranni wracali do zdrowia w cieszącym oko tempie. Po tych dwóch porankach spędzonych w Podgrodziu nawet Olga co chyba była już jedną nogą w grobie mogła już sama siadać i jeść chociaż nadal poruszała się jak połamana. To już raczej nie groziło jej, że lada chwila kopnie w kalendarz. Wilhelm zdrowiał w oczach, już mu dolegało tylko lekkie zesztywnienie w zranionych miejscach i tyle. Lenardowi szedł ten powrót do zdrowia z większymi oporami ale, że od początku był lżej ranny od młodszego brata to i dziś właściwie już mu nic poważnego nie dolegało. Jeszcze dzień, może dwa i rana powinna się całkiem zasklepić. Podobnie to wyglądało u Grety i Petry które znów mogły być w pełni sprawne. Nawet Bruno wracał do zdrowia i sobie już łaził po podwórku i ulicy chociaż też widać było, że oszczędza przednią łapę nad jaką miał mocno zraniony bark. Dużo spał i wtedy zwykle leżał przy łóżku swojej pani. Pies Olgi znacznie się ożywił gdy przyszła w odwiedziny Klara jej młodsza siostra. Kto był wówczas u Melissy ten mógł się z nią poznać. Między siostrami było ledwo kilka lat różnicy no ale to sprawiało, że Olga wyglądała jak młoda kobieta a Klara jak jeszcze dziewczyna która dopiero nabiera kobiecości. Klara wczoraj przyszła do miasta szukając w “Zającu” wieści o starszej siostrze co nie wróciła do domu a wiedziały z matką, że jakby obie szefowe się zgodziły to pewnie brunetka wybrałaby się na te gobliny. Bo sama to nie chciała, potrzebna była większa grupa. No i szefowe skierowały ją do Melissy gdzie leżała jej siostra. Ich spotkanie było całkiem wzruszające. Olga chyba starała się zbagatelizować przed siostrą swój stan aby nie martwić jej i matki jaka została w obejściu. Wczoraj i tak już wyglądała i czuła się lepiej niż przedwczoraj gdy ją trzeba było nieść brudną, mokrą i zakrwawioną w płaszczu pod padającym gradem i trzaskającymi wiatrem gałęziami w lesie. A dziś już mogła sama siadać i jeść. W każdym razie Klara wróciła do siebie raczej uspokojona o los starszej siostry. Obie szefowe wzięły też na siebie negocjacje w sprawie nagrody za przyniesione goblińsko - wilcze trofea. Miały już wcześniej doświadczenia z urzędnikami jak posłowały w imieniu górskiego hrabiego to były tam znane. Udało im się dostać nieco wyższą cenę głównie dzięki darowi przekonywania Petry. I wstawiennictwu Godfreya. Ten poszedł z nimi no i słowo kapłana Vereny miało swoją wartość same w sobie. A do tego jeszcze wyrażał się o swoim ratunku w samych zaletach co też pewnie wpłynęło na postawę urzędnika. No i rozbicie a częściowo zlikwidowanie tej bandy goblińskich złodziejaszków też podziałało na wyobraźnię mieszkańców. Sam Godfrey Klinge okazał się być wręcz wzruszony uwolnieniem z rąk złośliwych goblinów i swojej zatęchłej celi w ich podziemiach. To było widać zwłaszcza podczas pierwszego wieczoru po powrocie do cywilizacji. Może ominęło to tych co nie skorzystali z zaproszenia do “Zająca” mając inne sprawy i priorytety ale wczoraj czy dzisiaj podczas rozmów z tymi co tam byli to coś tam do nich dotarło. Otóż ta sprawa jaka go ściągnęła z Wolfenburga do Lenkster była zaskakująco związana z górskim hrabią von Falkenhorstem i jego akcją osiedleńczą. Tutaj to całe Lenkster to był głównie Zamek Lenkster. Nadgraniczna, typowo militarna instalacja obronna jaka miała mieć oko na to całe tałatajstwo spływające z gór, na rabusiów, kłusowników i banitów z Hochlandów czy przemytnicze ekspedycje. Ale przede wszystkim zapewniać schronienie okolicznej ludności w razie czasu wojny. I pod to wszystko było podporządkowane. Co prawda wyrosło tu z czasem Podgrodzie wokół ponurego zamku na wzgórzu dodając nieco pstrokatego, cywilnego kolorytu tej prastarej, kamiennej budowli ale jej administracja nadal załatwiała wszelkie ponadstandardowe sprawy przez kogoś z zewnątrz. Najbliżej było Risted położone o dwa czy trzy dni drogi od Lenkster a większe sprawy załatwiano ze stolicą w Wolfenburgu położoną jeszcze bardziej na wschód. No i właśnie taki system reprezentował ojciec Godfrey jaki przyjechał ze stolicy. Bo już od dawna nie mieszkał w Ostmarku ino posługa kapłańska skierowała go do Ostlandu. Nie był to zbyt wdzięczny teren dla kapłana bogini popularnej bardziej na południu kontynentu albo chociaż na południu i zachodzie Imperium. Zaś jak to sam powiedział “Ostlandczycy są zakochani w Sigmarze ponad miarę”. Niemniej ceniono ojca Klinge jako fachowca od spraw administracyjnych i sądowych, do tego miał dobrotliwą naturę i ufano jego niezależnym i rzetelnym osądom. No i tak właśnie wczesną wiosną do wolfenburskiego ratusza skierowano pismo z pogranicznego zamku z pewną sprawą. I ratusz zdecydował, że ojciec Godfrey będzie w sam raz do zbadania tej sprawy. A chodziło o niespodziewane pojawienie się pradawnego dziedzica włości od mileniów uważanych za stracone dla cywilizacji. To wywołało spore poruszenie bo takiej wiosennej niespodzianki w Wolfenburgu nie spodziewano się tak samo jak w Lenkster. No ale tam mieli właśnie specjalistę od spraw archiwów, sądów, prawa czyli właśnie ojca Klinge. Kapłam Vereny więc bezzwłoczne ruszył tymi kostropatymi “drogami” Ostlandnu których tak naprawdę w większości nie było. I drogami nazywano szlaki którędy jeździły wozy, piesi i konni ale z drogami wiele to wspólnego nie miało. Godfrey nie wyruszył sam, w końcu był oficjalnym wysłannikiem ratusza w całkiem poważnej sprawie. Niestety pech sprzyjał mu prawie od początku do końca. Jego eskorta topniała w wypadkach, chorobach, albo sam wysyłał ją do jakichś zadań. W końcu większość z nich była niezdolna do służby albo nieobecna gdy dotarł do Risted, ostatniego większego miasta przed pogranicznym zamkiem. Nie chciał czekać aż się znów wszyscy zbiorą albo wyzdrowieją jak tu czekało go takie ważne i pasjonujące zadanie więc ledwo z kilkoma ludźmi ruszył ponownie na szlak nie spodziewając się kłopotów już pod sam koniec podróży. I liczył, że reszta jego eskorty z czasem też dotrze za nim do zamku. Niestety okazało się, że pech nie opuścił go do końca i prawie na rogatkach swojego celu padli ofiarą zaskakującego ataku goblińskich wilczych jeźdźców. Skończyłby pewnie jak i oni i już się żegnał z tym ziemskim żywotem no ale niespodziewanie przybył ratunek w postaci grupki - o dziwo! - osadników jacy mieli ruszyć do górskiej domeny hrabiego von Falkenhorsta. Cóż za zrządzenie losu! A do tego nawet spotkał tam pannę Blitz której nie widział już od dawna, od czasu swojej służby w Ostmarku! Więc był zdumiony tymi licznymi zbiegami okoliczności tak samo jak tym, że jest tutaj, sama, bez wujka i tego przystojnego młodzieńca który przecież był tak dobrze zapowiadającym się medykiem z dobrego domu i z dobrym nazwiskiem. No ale tak się cieszył tamtego wieczora, tak świętował swój powrót do żywych i cywilizacji, że “zrobił się” już w połowie wieczora. Więc Petra z Inez zamówiły mu pokój i tam go zaciągnęły aby się wreszcie wyspał w prawdziwym łóżku. Ale potem im się odwdzięczył gdy poszedł z nimi do ratusza w sprawie tych nagród no i rozpowiadał o dzielnych awanturnikach co zrządzeniem dobrych bogów uwolnili wielebnego który inaczej pewnie skończyłby marnie. Co było odbierane przez urzędników i słuchaczy raczej pozytywnie. Od przedwczoraj wiele ścieżek krzyżowało się w lazarecie Melissy. Raz, że Olga i tak u niej leżała to odwiedziła ją choćby jej młodsza siostra Klara a i pozostali co mieli opatrunki do wymiany też powinni przyjść albo do niej albo do Inez. Zresztą Petra i Inez też ją odwiedzały. Wczoraj aby oddać jej dolę za nagrody uzyskane w ratuszu no i zobaczyć się z nią i rannymi bo na początku los Olgi był mocno niepewny. Ale jak przetrwała pierwszą, krytyczną noc to szanse, że będzie żyć znacznie wzrosły. No i też odwiedzały całą tą gromadkę towarzysko. Zachowywały się bardziej jak koleżanki niż szefowe. Aby Melissa nie ponosiła kosztów utrzymania nadprogramowych gości kazały przysyłać z “Zająca” posiłki biorąc to na swoją kiesę. No i chyba im zależało na tym aby nikt nie kopnął w kalendarz a nawet jak najszybciej wrócił do normy. Petra budziła powszechne rozbawienie jak ze swadą opowiadała o swoich planach jakie miała co do Bastionu. Złote suknie, atłasowe draperie, marmurowe schody, alabastrowe rzeźby no i oczywiście najpiękniejsze dziewczęta w mieście w roli obsługi. Tak by wszystkim oko zbielało z zazdrości jak już Petra zostanie wielką panią. Momentami brzmiało to tak komediowo i niedorzecznie, że trudno było to brać na poważnie. Może i o to chodziło bo często tym jej opowieściom towarzyszyło kręcenie głową i rozbawione uśmiechy pozostałych. Ale wnosiło też lżejszą atmosferę i pozwalało zapomnieć o trudach walki i odniesionych ranach. Zwłaszcza, że ciemnowłosa kobieta w brązowych, skórzanych spodniach zapewniała, że w tych złotych i atłasowych salonach z piękną służbą zawsze się znajdzie miejsce dla starych druhów ze szlaku. A na razie to wszyscy byli zaproszeni na bankiet w najbliższy Festag. To miała być taka zbiorcza zabawa i wieczorek zapoznawczy dla tych co mieli ruszać pod egidą wysłanników hrabiego von Falkenhorsta w góry. Dzisiaj też były ale także przyszła para kapłanów. Godfrey od Vereny no i Yvonne, siostra Sigmara. On przyszedł zobaczyć jak się miewają jego dzielni wyzwoliciele no a ona z podziękowaniem za uratowanie innego duchownego i też aby sprawdzić czy jakoś nie może pomóc. Oboje wyglądali trochę jak ojciec czy wuj i córka. On musiał mieć w okolicy czwartego krzyżyka na karku a ona pewnie była w wieku Melissy albo Grety. Znały się z panną Blitz z widzenia bo właśnie młoda siostra była kapłanką w lokalnej świątyni na Podgrodziu. Trudno było jej nie znać jak się ją widziało co tydzień w Festag na porannej mszy. Była młodą, pogodną i skromną kobietą o blond włosach. Wyczuloną na potrzeby swojego stada jakiego czuła się pasterzem. Chociaż ostatnio czuła, że powołanie skieruje jej kroki do górskiej twierdzy gdzie na razie chyba nie było żadnego sługi bożego, nie tylko Sigmara ale w ogóle. To trochę też przyszła i z ciekawości aby poznać się osobiście z tymi śmiałkami co mieli ruszyć w trzewia pobliskich gór. Goli zaś zaczął pomrukiwać o Pierwszym Kuflu. Było to krasnoludzkie święto młodego piwa. Odszpuntowywało się beczki i próbowało jak wyszło. Bardzo zacne, krasnoludzkie święto. No ale nie dało się go świętować bez piwa. Najlepiej młodego. Krasnoludzkiego, młodego piwa. No tylko, że święto przypadało na ostatni dzień tego miesiąca, prawie za dwa tygodnie. A wyjazd z miasta był jak na razie przewidziany na przyszły tydzień. Może początek, może koniec, ale wysłanniczki hrabiego raczej były gotowe już ruszać w trasę niedługo po najbliższym Festag. A w trasie przez bezludne góry to raczej nie ma co liczyć na dostanie młodego, krasnoludzkiego piwa. Trzeba by się w nie zaopatrzyć jeszcze przed wyjazdem. Czyli w najbliższych dniach. Może nawet zrobić szybki wypad do Risted? To było większe miasto to była większa szansa dostać taki deficytowy towar bo w tutejszych szynkach nie był pewny czy dostałoby się coś takiego. Ostatecznie mógłby się zadowolić i ludzkim piwem no ale to już nie było to samo. U Grety też było nie tak źle. Rana ładnie się goiła w tych komfortowych warunkach jakie tu miała. Przynajmniej do wiosennej szarugi na zewnątrz, tego zimna i błota jakie tam panowało. Odpoczynek, regularne posiłki i zmiany opatrunków pomogły jej wrócić do normy. Właściwie to jeszcze dzień i rana powinna się zasklepić. Dostała swoją dolę z nagrody wypłaconej przez władze co nieco podreperowało zasoby jej sakiewki. Poza tym właściwie miała wolne. --- Mecha 10 Targowanie o nagrodę (OGŁ vs OGŁ) Petra 45+10+10+10+10-15=70 vs Urzędnik 45-10=35; 50+70-35=85; rzut: https://orokos.com/roll/942278 32 > 85-32=53 = du.suk > cena o 30% lepsza (8x3-24 PZ + 30% = 31 PZ)
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
18-05-2022, 21:44 | #43 |
Highlander Reputacja: 1 |
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
20-05-2022, 10:02 | #44 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
21-05-2022, 00:00 | #45 |
Reputacja: 1 | Lenkster, lecznica Melissy
__________________ Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni... |
21-05-2022, 17:26 | #46 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 11 - 2520.03.26; mkt (3/8); popołudnie Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; trasa Lenkster - Zelbad; górska dolina Czas: 2520.03.26; Marktag (3/8); popołudnie Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz: jasno, ziąb, pogodnie, łag.wiatr Wszyscy https://ak.picdn.net/shutterstock/vi...53/thumb/1.jpg Znów padał grad. Chociaż szczęście w nieszczęściu akurat w południe. Jak i tak zwykle stawali na popas i obiad. W ten grad to trochę ciężko się rozpalało ogniska to nie każdemu się udała ta sztuka. I trochę ich przetrzymał nim przestał i obie szefowe dały sygnał do wznowienia podróży. Trochę się przejaśniło ale chmury nadal przesłaniały niebo. Mimo to widok był majestatyczny. Od wczoraj można było chyba uznać, że wjechali w góry. Dziś był Marktag, dzień handlowy ale w tym górskich pustkowiu był to termin raczej abstrakcyjny. Handlować czy wymieniać się można było między sobą tym co się zabrało w drogę. To był trzeci dzień podróży i pierwszym etapem miała być wioska Zelbad. Z tego co mówiły wysłanniczki górskiego hrabiego to był ostatni okruch cywilizacji w tych górach. Potem już była tylko górska dzicz i tak aż do samego Bastionu. Pierwszy dzień dał im się mocno we znaki. W nocy z Festag na Wellentag spadł obfity deszcz mocno nasączając glebę i zmieniając ją w grzęzawisko. Ale w dzień nie padało chociaż było pochmurnie. Inez i Petra zdecydowały się mimo to ruszyć zgodnie z planem. Ot, aby zacząć tą podróż. Pierwszy dzień jednak upłynął pod znakiem zimnego błota i trawy lepiącej się do butów, kopyt i kół. Prawie co chwila trzeba było pomagać wyciągać któryś z wozów z błota. Nie był to więc najszczęśliwszy początek podróży. Gdy rozbili się na pierwszy obóz na wzgórzach wciąż widać było wieczorne światła Lenkster. Te wabiły kusząc cywilizacją, ogrzanym wnętrzem czy balią z kąpielą. Tym o najsłabszej determinacji dało to do myślenia i rankiem następnego dnia parę osób zrezygnowało wracając znów ku nizinom. Zdecydowana większość jednak ruszyła dalej, zanurzając się w te górskie ostępy. Im bardziej oddalali się od Lenkster tym mniej osób spotykali. Wczoraj zwiadowcy natknęli się na jakieś ciało. Chyba człowieka. Trudno było być pewnym bo już było w znacznym stanie rozkładu i rozszarpane przez drapieżniki albo padlinożerców. Resztki ubrania sugerowały, że chyba był to ktoś w spodniach a byle jakie buty, że pewnie nikt zamożny. Więcej trudno było to ocenić. Dzisiaj z rana za to mieli wypadek. Przy porannym pakowaniu obozu na wozy coś tam poszło nie tak i ładunek przywalił jednego ze stolarzy. Wezwano Melissę aby się nim zajęła gdy już odkopano go z tych żerdzi i skrzyń. Rany nie okazały się zbyt poważne no ale podczas podróży nie było takich komfortowych warunków jak w lecznicy czy w ogóle pod ogrzanym dachem i ciepłą pierzyną. Melissa jak się okazało została głównym cyrulikiem tej wyprawy. Wyglądało na to, że jeszcze Inez oraz Yvonne też coś znają się na leczeniu ale raczej jest to dla nich poboczna specjalizacja. Do siostry Yvonne ludzie mieli zaufanie bo większość z nich znała ją z posługi bożej na Podgrodziu Lenkster. Jednak niosła ona głównie pociechę duchową. Inez nikt właściwie nie znał a i kojarzyła się wszystkim raczej jako jedna z dwóch szefowych tej wyprawy no i wysłanniczka hrabiego von Falkenhorsta co chyba sporo osób onieśmielało. A Melissa przez ostatnią zimę dała się poznać jako aptekarius i znachor to chociaż nie miała takiego autorytetu jaki towarzyszył kapłanom to jednak sporo osób kojarzyło ją chociaż z widzenia co pomagało obecnie w różnych relacjach. Więc do niej najczęściej zwracali się po pomoc. Na razie były to dość niewielkie sprawy. Albo prychanie i kichanie przez to nocowanie pod chmurką, błoto, zimne wiatry i ogólnie niezbyt przyjemną pogodę górskiej wczesnej wiosny. Albo obtarcia i różne pomniejsze dolegliwości spowodowane podróżą na własnych nogach. Jak na razie ten dzisiejszy wypadek stolarza z wozem i ładunkiem to było najpoważniejsze co się jej trafiło jako cyrulikowi. --- Już w Festag na tym bankiecie integracyjnym okazało się, że całkiem spora wyprawa się szykuje. Znaczy ci co tam byli czy to z ciekawości czy po to aby się najeść, napić i zabawić. Rolę gospodarzy podjęła się trójka wysłanników hrabiego. Ciemnowłosy Oleg ze swoją nieodłączną fajką, dystyngowana Inez z nienagannymi manierami i dla odmiany bezpośrednia i wesoła Petra w swoich brązowych, skórzanych spodniach. Cała trójka gościła, uśmiechała się i żartowała z ochotnikami na górskich kolonistów. Przyszła też Olga i Klara Zielger bo i skoro wymarsz miał być następnego dnia rano to obie siostry mogły ostatni dzień spędzić razem w miłym dla nich towarzystwie. Była młoda siostra Sigmara która też zdecydowała się dołączyć do wyprawy i obie łowczynie nagród. Była Davandrel i Magnus chociaż wciąż nie było ich krasnoludzkiego towarzysza. A jak było mówione, że rano ma być wyjazd karawany nie było pewne czy zdąży wrócić do miasta na czas. Poza tym była całkiem pstra mieszanka mieszkańców Lenkster, okolicy i przybyszy z zewnątrz jacy zdecydowali się spróbować swoich szans z tą wyprawą w trzewia gór. Prawdziwe rozmiary karawany okazały się dopiero następnego dnia rano. Jak na Placu Targowym zaczęli gromadzić się piesi, konni i wozy. Przybywali i przybywali, robiło się tłoczniej, głośniej i weselej. Ci co mieli rodziny i znajomych często żegnali się z nimi czemu towarzyszyły i łzy i śmiechy, w zależności jak kto to przeżywał i okazywał. Całkiem sporo się ich uzbierało i karawana miała liczyć z tuzin wozów. Do tego całkiem sporo mułów w roli zwierząt pociągowych. Bo od początku liczono się z tym, że w pewnym momencie trzeba będzie przepakować ładunek z wozów na grzbiety tych zwierząt ale wciąż była szansa, że uda się dojechać wozami aż do Bastionu. Do tej pory nikt tego nie próbował i ta wyprawa też miała właśnie na celu przetestować czy ten wyczyn jest możliwy. Konnych było niewielu. Koń oznaczał władzę, pozycję i nie był tani więc byle kogo nie było stać na wierzchowca. Poza Inez i Petrą mało kto był konno. Większość obsiadła wolne miejsca w wozach a pozostali musieli iść pieszo. To zbieranie się do wymarszu i pożegnania zebrały im nieco chyba więcej czasu niż to planowano. I pewnie dlatego Goli zdążył dotrzeć prawie dosłownie w ostatniej chwili. Najpierw dotarł do “Zająca” ale tam już nikogo nie było. Powiedziano mu jednak, że zbiórka jest na placu więc jest szasna, że jeszcze zdąży się załapać. Zdążył. Na swoich krótkich nogach pewnie nie zdążyłby dotrzeć do Risted i wrócić na czas ale szczęście mu sprzyjało. Okazało się, że po drodze spotkał kupca który wiózł wino i piwo z Risted do Lenkster to się zabrał razem z nim no a ten życzliwy człowiek słysząc o zamiarach krasnoluda był gotów sprzedać mu antałek czy dwa młodego, krasnoludzkiego piwa. Więc ten nie musiał już zasuwać do Risted ale i tak do końca nie było pewne czy uda mu się wrócić na czas. No ale zdążył. --- A jak już kawalkada wozów przemieszana z pieszymi ruszyła błotnistymi uliczkami Podzamcza a potem wyjechała za miasto zostawiając za sobą szare mury ponurego zamczyska była okazja poznać się chociaż z widzenia. W końcu większość dnia podróżowali obok siebie a i obozy w południe na popac czy noclegi to już też w tym samym, ograniczonym liczebnie towarzystwie. Z racji tego, że karawana przez większość dnia była w ruchu niezbyt była okazja do polowań. O ile coś nie trafiło się w pobliżu do ustrzelenia z łuku czy procy to było z tym trudno. W czasie marszu trzeba było iść razem z pozostałymi a oddalanie się groziło pozostaniem w tyle i gonieniem potem za resztą karawany. W czasie popasu na obiad dobrze było dać odpocząć nogom i trzeba było mieć sporo samozaparcia aby jeszcze samemu łazić z łukiem po okolicy. Czas też był dość krótki na takie łażenie jak się chciało zdążyć na gorącą strawę a potem znów trzeba było ruszać dalej. Zaś wieczorem było najwięcej czasu ale wiosenny, wczesny zmierzch wisiał nad karkami i głowami a łażenie pociemku po nieznanym terenie górskich pustkowiach mało komu zapowiadało się na bezpieczne zajęcie. Dlatego najczęściej po prostu łowiono ryby w strumieniach podczas postjów lub zastawiano wieczorem sidła wokół obozu i rano szło się sprawdzić czy będzie jakiś dodatek do śniadania czy jednak nie tym razem. Pewną konsternację wśród części kolonizatorów budziły same szefowe. Raczej mało kojarzyły się z jakimiś liderami czy przywódcami. Obie były dość młode, do tego kobietami, do tego bez władzy mężów czy ojców no i właściwie przed przybyciem do miasta właściwie nikomu nieznane. O ile jeszcze Inez zachowywała się i ubierała jak na jakąś uczoną, szlachciankę czy kapłankę wypadało to Petra swoim niefrasobliwym i wpadającym w oko stylem bycia i odzywek mocno odbijała od stereotypu szefa i wodza. Zapewne wielu podróżnym bardziej by pasował Oleg jako szef wyprawy ale on zdaje się miał pełnić w Lenkster rolę ambasadora i wysłannika hrabiego von Falkenhorsta dlatego został na miejscu. A obie wysłanniczki wzięły na siebie trud poprowadzenia wyprawy do górskiej twierdzy. - I zobaczycie, teraz będę wielką panią. Zamówiłam sobie taki elegancki płaszcza podbity futerkiem. Purporowy! A jak! Wszyscy będą od razu widzieć, że jestem wielka pani! Jak przyjadę tu następnym razem to ma już być gotowy to wtedy wam pokażę. - przy którymś ognisku Petra żywiołowa i ze swadą tłumaczyła otoczeniu jak to będzie pięknie. W ogóle zdawała się lubić snuć te słodkie i wielkie plany na przyszłość. Jakby była żywym dowodem, że w służbie hrabiego na jaką się zaciągnęli jest możliwy awans społeczny. Nawet nie tylko dla siebie co nawet dla potomków. Niebieskowłosa wysłanniczka górskiego władcy nie sprawiała wrażenia szlachcianki czy wielkiej pani ale jakby się odstawiła w takie drogie rzeczy jak mówiła i jeszcze z tą willą co miała zamiar wybudować czy odnowić to faktycznie była szansa, że siłą rzeczy inni tak by ją zaczęli traktować. Gdy tak siedziała przy ognisku na jakimś zwalonym pniu i z werwą tłumaczyła jakie ma plany na przyszłość trudno było uwierzyć, że to ta sama osoba co tydzień temu w chuście na twarzy szła z wycelowaną kuszą przez nieznane korytarze goblińskiego leża. - Jak dotrzemy do Zelbad to tam odpoczniemy dzień czy dwa. To parę chat na krzyż ale będzie można się ogrzać pod dachem, może nawet przespać w łóżku. - Inez mówiła to jakby sama miała ochotę wyspać się w jakimś łóżku. Chociaż akurat ona z Petrą miały swój wóz, taki kryty budą wagon gdzie jakieś składane prycze były więc w porównaniu do większości ekspedycji miały w miarę luksusowe warunki do spania. Większość dnia bowiem obie spędzały w siodle. Widać było, że terenowym dowódcą jest raczej Petra i Inez zwykle nie wtrącała się w jej zarządzanie. Ale i tak zwykle najważniejsze rzeczy dyskutowały między sobą. Z całej wyprawy tylko one dwie wiedziały gdzie jest ten Bastion i jak do niego dotrzeć. - Rozmawiałam z tym człowiekiem co go spotkaliśmy pierwszego dnia. Mówił, że w okolicy grasują jakieś straszne wilki. Napadają na owce i podchodzą pod zabudowania. A nawet tych co łażą samopas po górach. Więc lepiej niech nikt w pojedynkę nie łazi. Na wypadek gdyby to była prawda. - siostra Yvonne podzieliła się z pozostałymi swoją rozmową z owym widzem jakiego spotkali jeszcze dość blisko Lenkster. Patrzył z ciekawością na ten nietypowy kierunek karawany - ku górom. Bo zwykle wozy i karawany jeździły ze wschodu na zachód lub na odwrót a nie na północ ku górom. Jednak okazało się, że rozpoznał lokalną kapłankę z mszy jakie prowadziła i chwilę rozmawiali. Nie mieszkał w samym Podgrodziu ale w okolicy jednak w Festag wraz z rodziną chodził do miasta na mszę. - A ja mam nadzieję, że w tym Bastionie to będą jakieś znośne warunki. Ja i moje dziewczęta pracy się nie boimy no ale jakoś nie widzę nas przy robieniu dachu albo murowaniu ścian. - Claudia co dała się skusić Petrze na rolę obsługi tego luksusowego lokalu jaki ta zamierzała otworzyć też miała nieco wątpliwości. Jak większość wyprawy jechała właściwie w ciemno nie wiedząc co zastanie na miejscu. Ale ileś tam wieków zapomnienia i górskiej niepogdy nie nastawiało zbyt optymistycznie na wizję czekających tam pałaców i luksusów. Nie na darmo zabrali tylu cieśli, stolarzy i kamieniarzy. Raczej chyba wszyscy zdawali sobie sprawę, że zacząć trzeba będzie od budowy albo chociaż remontu tego co tam zastaną. A Claudia i jej ładne i kolorowe koleżanki raczej nie sprawiały wrażenia murarzy. - Ciekawe czy tam są gryfy. Pytałam Petry i Inez ale mówią, że żadnego nie widziały ale też i się za nimi nie rozglądały. A podobno żyją w tych górach. Na nizinach nieźle płacą za takie cuda. Znam takich. Jakby ktoś z was widział takiego gryfa czy coś podobnego to dajcie znać. - Laura co wydawała się tą bardziej wygadaną z dwójki najemniczek i łowców nagród jakie dołączyły do wyprawy też miała swoje plany i zamiary na tą ekspedycję. Okazało się, że zwykle polują na przestępców, zbiegów, banitów i dezerterów ale i na bardziej egzotyczną zdobycz także. Zwłaszcza jak miały pewnego odbiorcę i płatnika na taki towar a wyglądało na to, że mają. Zaś pechowy kapłan Vereny jakiego w zeszłym tygodniu uwolniono z goblińskiego leża został w mieście. Gdy usłyszał jak się zakończyła sprawa narzeczeństwa Melissy i dlaczego wciąż jest panną Blitz a nie panią Stein pokiwał ze zrozumieniem głową. Obiecał, że w takiej sytuacji rozumie potrzebę zachowania dyskrecji i więcej o niej rozpowiadał nie będzie. A nawet dodał, że gdyby w tej sprawie Melissa miała jakieś nieprzyjemności od byłego narzeczonego to aby zwrócić się do niego. --- - To ruszajcie przodem. Znajdźcie jakieś miejsce na nocleg. Może się uda dotrzeć do ruin tej wioski co wam mówiłam to tam byśmy przenocowali. - jak już dzisiaj, w Marktag przestało sypać tym gradem to chociaż nadal zalegał na ziemi to obie szefowe uznały, że czas ruszać. Przez ostatnie dwa dni wyglądało to podobnie. Po obiedzie zanim jeszcze zwinięto obóz, znów zaprzęgnięto zwierzęta i wznowiono marsz to najpierw ruszała mała grupka, zwiadowców. Mieli sprawdzić czy da się przejechać wozom no i znaleźć jakieś miejsce na nocleg dla całej wyprawy. Do tej pory nie było z tym kłopotów. A dziś wypadło to na Eryka i jego ludzi. Było ich z pół tuzina tych Gebirgsjaeger co nie załapali się na służbę w nowym sezonie. A może woleli spróbować szczęścia w tej wyprawie. Tak czy inaczej obie wysłanniczki hrabiego chętnie zrekrutowały tych górskich milicjantów na wyprawę w góry. Eryk nie był zdziwionym tym poleceniem więc zabrał z połowę swoich ludzi i ruszył w górę strumienia jaki biegł środkiem doliny jaką przemierzali. Dość szybko znikli im z oczu. Ale co jakiś czas gdy wozy jechały natykały się na wbitą w ziemię tyczkę jaką zwiadowcy oznaczali drogę nawet gdy ich samych z czoła karawany zwykle nie było widać. Inez z Petrą zastanawiały się właśnie czy daleko jeszcze do owych ruin wioski co powinna być “już niedaleko” ale nie było pewne czy dotrą do niej dzisiaj czy powiedzmy jutro. Gdy dały się słyszeć charakterystyczne odgłosy gwizdków. Eryk miał taki gwizdek i umiał się z nim komunikować ze swoimi ludźmi. Teraz gdy już dzień się miał u końcowi słychać było ten gwizdek. Nie mogło to być zbyt daleko, pewnie nie dalej niż kilometr czy dwa. Nie było ich jednak nigdzie widać a odgłosy pochodziły gdzieś od czoła. A te gwizdy były wezwaniem pomocy. Coś się stało i potrzebowali pomocy. Albo byli atakowani albo jakiś wypadek. - Trzeba im pomóc! Ja też mogę pójść. - siostra Yvonne zgłosiła się na ochotnika gdy nastąpiła chwila wahania i konsternacji co należy dalej robić. Trójka pozostałych milicjantów zgłosiła się pierwsza aby sprawdzić co tam się z przodu dzieje. Petra nie chciała jechać w ciemno i ryzykować bezpieczeństwem całej karawany więc ją zastopowała. Ale zgadzała się, że nie można zwiadowców zostawić samym sobie. - Dobrze, idźcie. Jeszcze ktoś by się przydał. - niebieskowłosa popatrzyła z siodła na pozostałych. Wahali się nie wiedząc co tam mogą zastać u Eryka. Może tylko ktoś złamał nogę. A może byli tam masakrowani przez niewiadomo co. - To my też pójdziemy. Może to jakiś młody gryf? - Laura wypowiedziała się nieco żartobliwym tonem za siebie i swoją partnerkę. Pozostali niekoniecznie się roześmiali. Gdyby to był gryf, zwłaszcza dorosły osobnik to na kogo by nie spadł to by miał przechlapane. Tak czy inaczej trzeba było decydować się szybko. Grupka ochotników w pośpiechu sprawdzała broń i była gotowa ruszyć lada chwila. Pozostali mieli tu zostać i czekać na wynik tego rekonesansu. --- Mecha 11 Wypadek z wozem 03.26 W kogo: https://orokos.com/roll/943235 9 > inni = stolarz --- Pogodoodporność: ODP + Surwiwal rzut: https://orokos.com/roll/943238 39 Melissa 35+0=35; rzut: 39; 35-39=-4 > remis = nie jest lekko ale ostatecznie może być; mod 0 Davandrel 35+10=45; rzut 39; 45-39=6 > remis = nie jest lekko ale ostatecznie może być; mod 0 Greta 40+10=50; rzut 39; 50-39=11 > ma.suk = jakoś to będzie; mod 0
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
24-05-2022, 23:07 | #47 |
Highlander Reputacja: 1 |
__________________ Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. A co jest drugim. Biały Wilku? - Nie ma przeznaczenia - jego własny głos. - Nie ma. Nie ma. Nie istnieje. Jedynym, co jest przeznaczone wszystkim, jest śmierć. |
25-05-2022, 22:42 | #48 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
|
28-05-2022, 22:41 | #49 |
Reputacja: 1 | W drodze do Zelbadu
__________________ Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni... |
28-05-2022, 23:27 | #50 |
Dział Postapokalipsa Reputacja: 1 |
__________________ Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis! |