Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2008, 22:52   #281
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Mały Santiago wymachiwał przy kominku wygładzonym patykiem mającym udawać prawdziwy rapier, wykrzykiwał przy tym najróżniejsze bzdury typu „Uratuję cię z opresji piękna Pani.” Rzecz jasna niektóre słowa przekręcał, wszak miał zaledwie 7 lat. Nie do końca też rozumiał czemu to mężczyźni mają opiekować się kobietami ale wiedział, że jeśli zapyta o to ojca lub matkę ci z pewnością wszystko mu wytłumaczą.
Z kolejnym okrzykiem pchnął wyimaginowanego przeciwnika, nagle zorientował się, że ktoś za nim stoi. Błyskawiczny obrót i wyprowadzone cięcie… ale co to? Wróg zatrzymał ostrze gołą ręką? Santiago spojrzał w górę na starą, lecz uśmiechniętą twarz swego dziadka.
- Masz dobry refleks młodziku. Widzę też, że interesujesz się odrobinę walką.-
- Odrobinę dziadku. Ten dom jest taaak nudny, a rodzice pozwalają mi bawić się tylko z niektórymi chłopcami. „Jesteś stworzony do czegoś lepszego Santiago. Tacy przyjaciele nie są dla ciebie odpowiedni Santiago” - malec zrobił poważną minę i starał się naśladować ton głosu ojca, czym wywołał gromki śmiech starca, zaraz jednak przerwany przez atak kaszlu.
- Tak masz rację, ale twój rodzic kocha cię i chce dla ciebie najlepszego. Ale usiądźmy i pozwól, że opowiem ci pewną historię jakiej byłem bohaterem w młodości. Ach jak dobrze byłoby mieć znów dwadzieścia lub trzydzieści lat i cały świat przed sobą. Widzisz mój drogi wnuku nigdy nie żałuj zbytnio swoich decyzji, nawet jeśli były błędne. Świat należy do odważnych i pewnych swego ludzi i nie obchodzi się łagodnie z ludźmi zbyt uległymi.
A teraz posłuchaj co zdarzyło się, gdy miałem hmm… dwadzieścia-cztery lata.
-
Wtedy do pokoju wszedł ojciec. Musiał wszystko słyszeć, bo poczerwieniała twarz ukazywała wyraźnie jego złość.
-Ojcze! Czy naprawdę musisz mu opowiadać tego typu bzdury?!. Ja…-
- To nie bzdury lecz szczera prawda. – spokojny głos starca przebił się jak nóż przez zarzuty – Chłopiec ma prawo do poznania historii rodziny. Tak samo jak miałeś ją ty. Nie możesz mu także zabronić, by szedł własną ścieżką.-
- Jakim prawem…-
Kłótnia mało interesowała Santiago więc chyłkiem wymknął się z pomieszczenia zostawiając dorosłych samym sobie. Ze złością wymachując patykiem szedł do swego pokoju
„Czemu papa zawsze musi się kłócić z dziadkiem? Przez to nie usłyszałem opowieści! Może dziadek zgodzi się ją opowiedzieć jutro, kiedy rodzice pójdą do tych swoich przyjaciół na obiad? Tak z pewnością się zgodzi.”
Pocieszony chłopiec ruszył otworzył drzwi i po chwili leżał już w łóżku.

Młodego mężczyznę obudził nagły, narastający ból. Ze skrzywioną twarzą spojrzał na jakąś starkę, która właśnie kończyła opatrywać mu nogę. Nagle powróciły wspomnienia z walki ze stworami podobnymi do kotów. Zanim jednak zdążył się nad tym wszystkim zastanowić do pomieszczenia wszedł rozzłoszczony mężczyzna, plotąc coś o morderstwie i wyganiając go z budynku. Lekko zaskoczony Vasquez skierował swe kroki ku pobliskiemu kościółkowi chcąc o ile będzie to możliwe naocznie potwierdzić dopiero co usłyszane nowiny. Kiedy w końcu dotarł na miejsce z niemiłym zaskoczeniem napotkał ciała kapłana. Przez dłuższą chwile stał nad trupem, zastanawiając się co począć dalej, gdy nagle dostrzegł sylwetkę krasnoluda wchodzącego do zagajnika.
„Czemu on tam idzie? Ha! Kto by pomyślał prawdziwy krasnolud! !Tutaj! Nie mogę przegapić takiej okazji.”
Estalijczyk podrapał się po głowie, po czym skierował się w stronę zagajnika. Droga jaką wybrał była dość niefortunnie mocno zarośnięta, lecz po chwili przystanął usłyszawszy dobrze znane sobie głosy, zanim jednak zdążył się odezwać rozległ się tętent kopyt a zaraz po tym krzyki najwyraźniej należące do krasnoluda. Wyglądało na to, iż nie dostrzegli Santiaga, co zresztą zważywszy na zarośla mogło być dość trudne jeśli nie niemożliwe. Szermierz zazgrzytał zębami i ponownie zawrócił, kierując się śladami kompanów.
„Jeśli będą tak biegać w te i we wte nie trzeba będzie wrogów by mnie ubić. Przeklęta rana, gdyby to była ręka przynajmniej mógłbym się normalnie poruszać, a tak… Ech jakże chciałby powrócić do mej ojczyzny. „

Ślady zaprowadziły do ponownie w stronę karczmy. Już z daleka dało się zauważyć Giles’a na koniu dyskutującego o czymś zażarcie z krasnoludem, który musiał wysoko zadzierać głowę aby spojrzeć w twarz rycerzowi. Lecz to najwyraźniej niezbyt go peszyło, bo wymownie gestykulując wykładał swoją rację człowiekowi. W każdym bądź razie nie wyglądało to najlepiej, więc Santiago celowo zwolnił. Jeśli już pakować się w awanturę to z głową. Po chwili jednak spostrzegł, że przynajmniej chwilowo nic złego się nie dzieje, więc juz bez większych obaw podszedł do towarzyszy podróży i głośno odchrząknął.
- Perdón, ale czy możecie mi wyjaśnić co tu się dzieje? W zasadzie to najbardziej interesuje co uczynił takiego ów sacerdote, że zasłużył sobie na śmierć i na co u licha tutaj czekacie? Tak wam było spieszno, że minęliście mnie nawet nie zauważywszy. – w jego głosie zadźwięczała nuta urazy, lecz Santiago lekko potrząsnął głową i kontynuował – I co nie mniej trapiące, gdzie podziała się reszta? -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 10-10-2008 o 19:04.
John5 jest offline  
Stary 09-10-2008, 23:21   #282
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Guidonel wydawał się być wyrwany z transu i nawet jeśli coś bredził od rzeczy teraz przynajmniej nie pragnął tu pozostać. Arab chwycił elfa delikatnie choć stanowczo pod ramię i zaczął wyprowadzać z domostwa południcy. Do krasnoluda rzucił już tylko:

- Wszystko macie?? Chodźmy nie ma co czekać aż ta czarcia zjawa wróci.

Arabskie opowieści przepełnione były istotami demonicznymi czy magicznymi. Ich moc była znacznie większa niż moc południcy, ale i jej trzeba było przyznać niesamowitą siłę. Południca stanowiła ciekawy przykład jak bardzo podróż po Imperium wzbogacała Araba. Wcześniej nawet nie wiedział o istnieniu takiej istoty, teraz miał już z nią nawet bliższe spotkanie.

Abrahim starał się przez cały czas pośpieszać towarzyszy w kierunku wyjścia. Cień dawnego bólu w nodze, po starciu z ożywieńczym kotołakiem, znów dał o sobie znać. Abrahim po drodze zgniótł w pięści 3 listki bałabanu, których zapas wziął jeszcze z Arabii. Oprócz pewnych medycznych właściwości, liście te pozwalały złagodzić, lub wręcz znieczulić się na ból. W drodze Abrahim żuł liście – gdyż tylko takie ich zażycie dawało pożądany efekt. Liście bałabanu w jego kraju służyły do przemieszczania się na dalekie odległości po trudnych traktach w najsurowszym klimacie. Oczywiście w Arabii przywiązywano większe znaczenie choćby do tego, że bałaban przeciwdziałał szybkiemu odwodnieniu organizmu, co przy piekącym słońcu pustyni było bardzo niebezpieczną sprawą. Łagodzenie bólu może i było efektem ubocznym, ale jakże teraz pożądanym…Abrahim nie zamierzał pozostawać ani minuty dłużej w gaju południcy, a boląca noga stanowiła teraz niepotrzebną przeszkodę.
 
Eliasz jest offline  
Stary 10-10-2008, 00:07   #283
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Tego mi jeszcze trzeba" - pomyślał z niechęcią Joseph. - "Starcia światopoglądów Gilesa i Ishera. Jakby mało było kłopotów."

Oczywiście rozumiał krasnoluda, ale niestety Giles był niereformowalny. Wola rycerza to rzecz święta, kto się nie zgodzi, ten wróg, buntownik zasługujący na śmierć.
Tak rycerz został wychowany, w takim przekonaniu żył i z taką ideą w głowie i sercu kiedyś umrze. Nie poradzi na to żaden czyn ani słowa.

Starcie się poglądów przerwało, przynajmniej na moment, wkroczenie Santiago. I nie dało się ukryć, że Estalijczyk, na oko wyglądający dużo lepiej, miał prawo do zadawania pytań...

- Witaj! - powiedział Joseph. - To świetnie, że już się lepiej czujesz... Ostatnio wyglądałeś... dość kiepsko...
"Jakbyś był jedną nogą w grobie" - chciał powiedzieć, ale wolał nie denerwować Santiago, który jeszcze nie w pełni doszedł do siebie.

- A co do twoich pytań...

Odetchnął głęboko.

- Kapłan chciał nas wysłać w objęcia jakiegoś demona. A potem groził szlachetnemu rycerzowi, więc ten zabił go własną ręką.

Ton wypowiedzi był doskonale obojętny, więc trudno było ocenić, co Joseph myśli na temat tego czynu.

- Potem wpadliśmy w ręcę pięknej panny o zielonej skórze, w której to pannie na śmierć zakochał się Guidonel. Garnir przegrał zabawę w zagadki i panna też go zabrała. Zaś Abrahim zniknął jeszcze wcześniej. I pewnie też trafił do siedziby owej panny.

- Ponoć, tak powiada imć Giles, jutro wejście do tej siedziby stanie otworem, więc spróbujemy ocalić naszych kompanów.

- A teraz - kontynuował - ma się odbyć sąd nad buntownikami, którzy praw Pani przestrzegać nie chcieli.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-10-2008, 00:45   #284
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
"Na młot mych przodków ten dzieciak aż się prosi o guza. Ale zaraz zaraz..."

Krasnolud spoglądał na kręcącego się konno rycerza aż usłyszał głos jeszcze jednego człowieka- Santiago. Isher spojrzał pytająco na nowo przybyłego by potem na pozostałych kompanów. Sposób w jaki się zwracał do reszty najwyraźniej znał ich. Podchodząc do Santiago klepnął go w ramię siarczyście na znak przywitania.

-Dobrze Cię poznać chłopcze. Nie dano nam się poznać. Jam jest Isher. A teraz spójrz!- Wskazał ręką Gilesa, który ze zdecydowaną miną oczekiwał aż chłopi wydadzą "buntownika.- Uparciuch nie słucha nikogo. Hej Giles! Śmiercią go nie ukarzesz. On musi żyć i pamiętać co by słuchać Pani...Stawu?- Drugi człon wypowiedział ciszej zważywszy na to, że zapomniał czego była panią.- Albo wiesz co ja go ukarze co by w Twoim imieniu.

Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę karczmy wyciągając po drodzę młot i tarczę. Z pewnym krokiem drzwi otwiera kopniakiem wchodząc do środka z głośnym "Bin Duraz!" Kiedy tylko drzwi się zamknęły za krasnoludem ten podszedł do karczmarza zdumionego najwyraźniej pojawieniem się Ishera.

-Słuchaj mnie ino uważnie. Ten tam nie żartuje co to z dymem puści wieś. Dajta mi tego urwipołcia co bym mógł go za ucho wytarmosić i zostawimy Was w spokoju. Jak czegoś nie zrobimy ten narwaniec zrobi co głupiego. Ekhem. No jak żem pójdzie ze mną to..........to nie spadnie mu włos z głowy i wróci tu.......... sam lub ino ze mną.

Dawanie obietnic nie należało do charakteru krasnoludów, wywodziło się to z tego by nie dawać obietnic bez pokrycia oraz ich wybujałej fantazji na temat własnych dokonań. Isher jednak nie mógł dopuścić do rzezi niewinnych ludzi zwłaszcza, że nie było przesłanek ku temu, że zabili ich kompana. Owszem rzucili się na niego i kara im się należała. Ale aby mordować, krasnolud był w zupełności przeciw. I byłby nawet gotów stanąc po ich stronie. A zaczynał tracić pewność co by Giles był w pełni rozumu. Pierwsz myśl jaka wtedy mu przyszła do głowy, że należłoby dać mocnego kopniaka rycerzowi by zszedł na ziemie, opamiętał się i ochłonął.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."

Ostatnio edytowane przez lopata : 10-10-2008 o 00:49.
lopata jest offline  
Stary 10-10-2008, 15:05   #285
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Isher, Giles, Joseph, Santiago

Karczmarz z przerażeniem w oczach wysłuchał słów Gilesa, trząsł się przy tym jak galareta.

- Tak panie, jak każesz!- zakrzyknął i pobiegł co tchu w kierunku wsi.

Nie minął kwadrans, gdy z daleka ujrzeliście tłum ludzi, chłopów, kobiet i dzieci, którzy wolnym krokiem zmierzali do was, przy czym ich głowy spuszczone były w dół.
Zbliżyli się do was, otaczając was chmarą, nikt nie śmiał spojrzeć w oczy żadnemu z was, każdy przybrał usłużną pozę, zwracając się ku wam przodem w na wpół ukłonie.

- Panie, racz wybaczyć, myśmy tylko chłopiny ubogie som. Toć ten księżulek nam kazał wszystko uczynić, myśmy nie wiedzieli.- poczęli lamentować i uskarżać się chłopi.

Wtem z szeregu wypadł jeden z chłopów, rzucił się na ziemię u stóp Gilesa, rycerz rozpoznał w nim chłopa spod świątyni, kmiot wznosząc w górę ręce jął błagać:


- Panie wybacz mnie! Jom nie chciał nic złego, nie pal wsi, nie rżnij chłopstwa. Toć ja tylko słuchał tego co księżula mówił. On nam opowiadał, żeście diabły wcielone, jom nie chciał nic złego! Ukarz mnie, ale oszczędź rodzinę mą. Jam żonaty i dzieci mam, nie zabijaj ich, toćto jeszcze brzdące- to rzekłszy wskazał na zapłakaną chłopkę, do której sukni tuliło się dwoje dzieci. Chłopczyk i dziewczynka, nie mogli mieć więcej nad pięć lat.

Wszyscy zaś chłopi poczęli lamentować.

- Panie nie karz go, nie pal wsi, toć to ksiądz namawiał do występku. On chciał dobrze.

Wszyscy chłopi zaczęli kłaniać się i czynić błagalne gesty.

Isher i Joseph stali obok i przyglądali się całemu zajściu, byli ciekaw, co też Giles uczyni.


Garnir, Abrahim, Guindonel

Było was trzech, w każdym z was inna krew, ale jeden przyświecał wam cel- ucieczka z domostwa driady. Nie było czasu do stracenia.
Garnir, Guindonel i Abrahim, trójka przyjaciół, kolejna przygoda. Ha!
Guidonel ocknął się od uderzenia Garnira, a gdy ujrzał Abrahima przytulił go czule.
Garnir ruszył za elfem, kiedy chciał zeskoczyć z łóżka spotkał go nieoczekiwany pech. Krasnolud poślizgnął się na płatkach róży i upadł na twardą posadzkę. Grzmotnął w nią głową nabijając sobie sporego guza.
Podobny pech spotkał także Abrahima, kiedy Guidonel wypuścił go ze swych objęć, niemal jednocześnie z sufitu oderwał się konar pnącza i spadł wprost na głowę czarcioskórego.

Zaczęliście rozglądać się po pałacyku. Było już sporo czasu popołudniu. Od komnaty, w której byliście, czyli tej z łóżkiem, na które spadł krasnal i elf, odchodziły trzy korytarze.

Postanowiliście je zbadać. Na końcu pierwszego znajdowała się komnata ze stołem, na którym pęczniał stos leśnych owoców, oraz duży puchar z nektarem kwiatów, to właśnie z tej komnaty przybył Abrahim.

Drugi korytarz prowadził do Sali, na środku, której znajdowała się kryształowa sadzawka wypełniona wodą. Trzeci z kolei korytarz prowadził do komnaty, w której nie było żadnych sprzętów, lecz na ścianie znajdowało się coś, co wyglądało na drzwi. Jednak nie było w nich żadnej klamki, a wszelkie próby otwarcia ich przy użyciu siły kończyły się fiaskiem. I co tu teraz robić w takiej sytuacji.

 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 10-10-2008 o 21:59.
Mortarel jest offline  
Stary 10-10-2008, 15:31   #286
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Dziwny pech wisiał w powietrzu, choć Abrahim podejrzewał raczej celową magię, która miała powstrzymać uciekinierów. Nie było jednak co się nad tym zastanawiać, trzeba było szybko uciekać. Arab wpadł w lekką panikę, gdy jego dłonie sunące po drzwiach nie napotykały żadnego otworu, klamki czy uchwytu. Uspokoił się jednak wiedząc, że przynajmniej nie jest już sam.

- Spróbuje zbadać sadzawkę, może nią zdołamy się stąd wydostać.


Arab dobrze wiedział, że taka sadzawka musiała być nawadniana, wątpił by robiła to ta leśna zjawa, nie widział też żadnego sługi. Sadzawka więc albo magicznie sama napełniała się woda…albo była tylko częścią większej wody – w takim wypadku można było spróbować przepłynąć pod domostwem.

Gdyby jednak sadzawka nie pozwalała na ucieczkę wówczas pozostawało użycie brutalnej siły – Abraham wątpił by stół użyty jako taran rozwalił drzwi, jednak gdyby nie było innych pomysłów należałoby spróbować i ten.
„Choć może…” nim wypróbował sadzawkę lub brutalne rozwalanie drzwi spróbował innego zabiegu.

- Ormazdzie , Ty który czuwasz nad wszystkimi i widzisz wszystko, spójrz na swego sługę próbującego wydostać się z domu pułapki, z domu niewoli.

Chwilę później dotknął symbolem bóstwa – złotym półksiężycem drzwi, licząc, że jeśli magia przeszkadza im wyjść, to może siły wyższe przeszkodzą magii.
 
Eliasz jest offline  
Stary 10-10-2008, 17:00   #287
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Tak jak się spodziewał młodzieniec, dość szybko zaczęli przybywać skruszeni chłopi. W końcu przybyła cała ludność osady. Rycerz Pani wiedział, iż buntowników trzeba karać ostro. Wiedział, iż okazanie teraz słabości równałoby się z poddaniem się presji kmiotków. Spojrzał jeszcze raz na tłum, gdy wtedy pod nogi Blanszarda rzuci się kapelusznik. Rycerz szybkim ruchem osadził konia, aby ten, przyzwyczajony wszak do walki nie stratował go.
Giles wysłuchał jego przemowy spojrzał na dzieci i serce jego zmiękło, lecz powinność wobec suwerena i Pani Jeziora wzięła górę nad litością.

- Słyszę w waszych głosach chęć poprawy. Mieszkacie w Bretonii i jej praw musicie przestrzegać. Widzę, że zostaliście zawiedzeni przez oszusta, który zapewne nawet nie był żadnym kapłanem. Dlatego będę łaskawy i litościwy. Od teraz ty karczmarzu jesteś Starszym Wioski. Ty odpowiadasz za przestrzeganie prawa przez jej mieszkańców. Jeśli kiedykolwiek powtórzy się proceder wpędzania podróżnych w pułapkę Gaju Południcy, ty zostaniesz ukarany. Masz też zadbać o kościół, który stanie się on Świątynią Pani. Postaram się, aby przysłali wam jakiegoś rycerza, któremu zostanie nadana ta ziemia, aby chronił ją i czerpał z niej korzyści. On też będzie waszym władcą. – poczym spojrzał na prowodyra buntowników.

„Ciężkie jest zaprowadzanie ładu Królewskiego. Parszywy los a śmietankę pewnie spije ktoś inny”.

Wiedział, iż minie jeszcze długo czasu zanim Król postanowi nadać mu jakieś ziemie.

- Wiedzcie, iż za bunt kara jest śmierć w torturach, na stosie albo, jeśli buntownik wyraził żal przez powieszenie. Biorę pod uwagę to, że zostalicie oszukani, kara będzie symboliczna. Po pięć plag dla każdego kmiecia, który groził władzy, w mojej osobie, bronią. Ty zaś, który odważyłeś się wystąpić bezpośrednio przeciwko władzy króla Bretonii, którą tu reprezentuję, otrzymasz dwadzieścia plag. - spojrzał na skuszonego kapelusznika.

Potem podjechał do karczmarza spojrzał na niego z wysokości bojowego rumaka.

- Wybierz pięciu tęgich chłopów, którzy nie brali w zajściu udziału. Pospiesz się człowieku.

Poczym wyjechał na środek niewielkiego placyku.

- Ci, co będą smagać plagami mają tak tłuc jakby tłukli złodzieja. Jeśli zauważę, że ktoś wiedziony fałszywą litością, uderzał będzie słabiej, zajmie jego miejsce, jeśli i następny też będzie okazywał nieposłuszeństwo w karaniu buntowników, wszyscy trzej zostaną powieszeni. Teraz czekam, po kolei od najniższych kary. Możecie wezwać zielarza, aby opatrzył rany. No ruszaj się Starszy. - zwrócił się ponaglająco do karczmarza.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 10-10-2008 o 18:04.
Cedryk jest offline  
Stary 10-10-2008, 18:12   #288
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trudno powiedzieć, co by się stało, gdyby Giles się uparł i chciał wykonać wyrok śmierci. A raczej jak zareagowałby Isher, dla którego takie postępowanie było czymś idiotycznym. Dla niego, Josepha, również, ale wiedział, że jakiekolwiek dyskusje z Gilesem byłyby czymś pozbawionym sensu. Giles po prostu 'wiedział', jak należy postąpić w danej sytuacji. I oczywiście zawsze postępował zgodnie ze swymi 'jedynie słusznymi' przekonaniami. które najwyraźniej wyssał z mlekiem matki.

- Nie ma o czym dyskutować - szepnął Joseph kierując te słowa do stojących obok niego Ishera i Santiago. Ich niezbyt zadowolone miny jasno wskazywały, że mają inne zdanie, niż Giles. - Takie najwyraźniej jest tu prawo.

"Równie głupie, jak wychowanie i rycerzy, i chłopstwa" - dodał w myślach.

- Spójrzcie na nich - mówiąc to wskazał na stojących naprzeciw Gilesa wieśniaków. - Oni, w przeciwieństwie do was, znają je aż za dobrze. Żaden nawet słowa nie powie. I nie sądzę, by kierował nimi strach przed Gilesem, czy nawet przed nami wszystkimi. Oni najwyraźniej wierzą, że Giles ma prawo zrobić to, co chce zrobić i nie mają zamiaru mu się przeciwstawić. Pewnie mu jeszcze pomogą.

"Szczególnie teraz, gdy zobaczyli, że cało i zdrowo wróciliśmy z gaju Południcy."

Miał nadzieję, że w ten sposób powstrzyma obu towarzyszy przed nierozsądnymi, przynajmniej w tym momencie, wystąpieniami przeciw decyzji Gilesa. Chociaż zdecydowanie nie był pewien, czy jego słowa cokolwiek tu zdziałają. Zarówno Isher, jak i Santiago mieli podobny stosunek do tej kary... Negatywny...

Mimo tych uspokajających słów nie był całkowicie pewien, jaka będzie reakcja wieśniaków. Gdyby tak nagle zdecydowali się zaatakować... Odruchowo położył dłoń na rękojeści miecza...
 
Kerm jest offline  
Stary 10-10-2008, 19:14   #289
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Karczmarz więc nie zamierzał krasnoludowi wydać kmiotka i kiedy wyszedł zrezygnowany na zewnątrz ujrzał jak cała wieś się zebrała by błagać o litość. Nie podobało się to Isherowi i to bardzo. Był przygotowany aby zaatakować konia gruchocząc mu grzebną lub włóczną nogę by potem nauczyć rozumu Gilesa. Pięść zacisnęła się na stylisku młota z taką siłą, że kłykcie aż pobielały. Jednak ten najwyraźniej zmienił osąd co uspokoiło krasnoluda. Nie podobało się i tak zachowanie rycerza ale lepsze takie rozwiązanie aniżeli inne, gorsze.

"Ten dzieciak kiedy nas w kłopoty wpędzi, wim to na pewno albo ja będę włochatym goblinem."

Uspokoił Ishera fakt, że nie był sam naprzeciw zdania Gilesa. Nie dając po sobie poznać zwrócił uwagę na ostrożne gesty Josepha. Kiedy uspokoił go słowami, krasnolud wiedział że jemu też nie podobało się zachowanie rycerza. Spojrzał tylko raz jeszcze na Santiago i kiwając zrezygnowanie głową opuścił ją i odwróciłsiętyłem do całej sytuacji. Swoje kroki zwróciłza kościółek gdzie zaczynał się las. Isher coś burknął na odchodnym niezrozumiale co pozostawiło bez echa jego odpowiedź. Kiedy doszedł na skraj lau ogarnął wzrokiem bezkres drzew.

"Gupi ludzie. Zostawiają swoich co by na pewną śmierć. Nie dziwota, że byle bandyta sieje strach na ich ziemiach. Ale my brodaty lud nie zostawiamy się wzajemnie w potrzebie. Trzymaj się Garnir, już ino ide."

Isher nie wiedział co powinien zrobić ani od czego zacząć. Nie zamierzał jednak siedzieć bezczynnie i przyglądać się bezsensownie brutalnej karze. Spoglądając co rusz to w lewo to w prawo, naszykował tarczę i młot poprawiając wszelkie rzemienie i paski.

"Jeśli ta wiedźmia suka rzuca magią to może nie na nich ale na nas to zrobiła. Może ino siedzą tam gdzie byli i bronią się ostatkiem sił."

Spojrzał jeszcze tylko za siebie upewniając samego siebie, że dobrze robi nie zostając na miejscu gdzie ktoś silniejszy wyrządza krzywdę słabszemu. Przecież powinno być inaczej. Z takim przekonaniem wyruszył, by zwlaczać chaos. Zaczynał mieć dziwne myśli czy aby Gilesa nie opętały mroczne myśli i nie stanął po drugiej stronie barykady. Znowu spojrzał w las. Czas pokaże co dalej. Wpierw musiał ruszyć po rodaka i pozostałych kompanów. Nie obchodziło go czy zrobi to sam czy z pomocą kogokolwiek. On czuł teraz, że musi pomóc pozostałym członkom drużyny.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 10-10-2008, 19:30   #290
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Santiago lekko zachwiał się pod silnym klepnięciem krasnoludzkiej ręki, lecz niemal natychmiast odzyskał równowagę i z lekkim zafascynowaniem w oczach spojrzał na Ishera.
- Ach, ja zwę się Santiago, Santiago Vasquez. Estalijczyk by zażegnać wszelkie niejasności. Jestem zaszczycony, że mogę poznać zacnego przedstawiciela rasy krasnloudzkiej. Doprawdy gdy powrócę do ojczyzny nie będą chcieli mi uwierzyć, lecz na razie pomińmy te szczegóły i skupmy się na tym dookoła nas.-
A to co właśnie miało miejsce niezbyt przypadło do gustu mężczyźnie. Wiedział w ogólnikach jakie prawa rządzą Bretonią, lecz to nie znaczyło, że się z nimi zgadzał. To, że niektórzy mieli tak ogromną władzę napawało go niesmakiem. Bynajmniej nie uważał tez, że poglądy Gilesa są złe, po prostu uznawał je za zbyt radykalne. Przez chwilę stojąc z innymi rozważał, czy nie wtrącić się do przemowy rycerza, lecz ostatecznie uznał, że byłoby to głupotą. Raz, że nie wiadomo jak zareagował by na to sam Giles, możliwe nawet że kazałby wychłostać także i Santiago, po drugie zaś podobne wtrącenie mogłoby ośmielić chłopów do sprzeciwu a nie dało się ukryć, że zdławili by ich samą liczebnością. W końcu odezwał się Joseph, słusznie zauważając, że chłopi najwyraźniej uznawali słuszność osądu rycerza.
- Tak compadre, masz rację. Nasz dzielny caballero zdaje się mieć posłuch. Z jednej strony to dobrze, bo nie musimy się chyba lękać o to, czy nie rzucą się na nas, ale z drugiej coś we mnie sprzeciwia się takim karom. Dwadzieścia plag… wątpię aby ten nieszczęśnik przeżył coś takiego, lecz cóż prawo, jest prawem obojętnie jak surowe. Tylko zastanawia mnie, kto tu tak naprawdę zawinił, chłop, że jest na tyle głupi by dać sobą kierować… czy rycerstwo, które trzyma chłopstwo żelazną ręką, zezwalając tylko na ciężką pracę. – Santiago ze smutkiem pokręcił głową – Usiądźmy gdzieś amigos, to trochę potrwa jak przypuszczam. A choć już nieco wydobrzałem to noga nadal daje się we znaki i nie chcę jej nadwyrężać. -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172