Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-12-2008, 21:43   #181
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Rudiger warknął niczym dziki zwierz, rozjuszony tym, że nie udało mu się zranić Bunga. Warknąwszy, ciął jeszcze parokrotnie, zawsze z takim samym skutkiem. Gdyby wiedział, że od tej walki będzie zależeć jego los, brałby się za tłuczki z innymi dzieciakami, a nie łaził po smętarzu za młodu. Może czegoś by się nauczył.

Gdzieś z przodu coś zaczęło się dziać. Schneider spojrzał w tę stronę. Ciemność, w którą wpatrywał się jego Mistrz – i.. tak, faktycznie, Mangust również – pełzła po ścianach tunelu, nie ujawniając najmniejszego kształtu. W co oni tak wbijali oczy?
Rudiger wolał nie tracić czasu. Obejrzał się w bok. O tak, Bungo stanął w niemal zupełnym bezruchu – to idealny moment, by… ale co to… Dopiero po chwili zorientował się, że sam też stracił możliwość poruszania się. Ręce i nogi nie odpowiadały na jego wezwania, ignorowały nawet zaklinania i prośby, a miecz samoistnie wypadł mu z dłoni. Przerażony złodziej przygotowywał się na najgorsze.

To jednak nie nastąpiło. Zamiast tego, do jego uszu dotarła muzyka. Tak, właśnie – muzyka. Dochodząca nie wiadomo skąd i nie wiadomo, w jakim celu. Mimo niepokojących, fałszywych nut, Schneider nieco się uspokoił. Ta melodia miała w sobie moc, dziwną siłę, jakby ktoś położył delikatną, kobiecą dłoń na jego rozdygotanym czole i starł krople potu.
Bulgoczące błoto zaczęło rosnąc w zastraszającym tempie, po czym nagle uformowało się w postać. Przed wszystkimi stanęła kobieta oszałamiającej urody. Taka, o której Rudiger zawsze marzył – nie zbyt naiwna ani o zbyt dojrzałych rysach, z symetryczną, idealną twarzą i władczym spojrzeniem, które biło do niego nawet z takiej odległości.

Przez krótki, malutki moment Schneiderowi zdawało się, że ta boska istota spogląda w jego stronę – spojrzała mu w oczy? – ale może był to tylko odprysk jego zbyt wybujałej imaginacji. Ta czy inaczej, niezatarte wrażenie ogłuszyło go na chwilę.

Mistrz rozmawiał z tą Panią. Och, nie było dziwnym, że nawet tak potężny mąż płaszczy się przed nią jak jaszczurka. Rudi nie wyobrażał sobie, kim on w takim razie musiał być w porównaniu do niej. Robakiem? Smętnie pobzykującym owadem?

Nim zdążył dojść do jakiejkolwiek konkluzji, korytarz wypełniło światło tak potężne, że sam błysk prawie zwalił go z nóg. Poczuł, że Pani odchodzi, odchodzi, już ucieka, a do tego, że jego Mistrz idzie z nimi. Chciał krzyknąć „Nie, błagam! Błagam, zabierzcie mnie ze sobą!”, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Zacisnął mocniej zęby, bo było to jedyne, do czego był teraz zdolny. Przez obfite zmarszczki potoczyły się dwie zły, gorzkie jak poczucie zawodu.
Za mgłą świetlistości ktoś wyszeptał parę słów. Rudiger zaczerpnął powietrza. Więc jednak! Mistrz ujął się zanim!

Zanim pomyślał o podziękowaniach, poczuł potężne szarpnięcie w dół. Gęsto błoto zamknęło się nad jego głową, a on sam odpłynął w nicość.

***

Jakiś zapach wbił się w jego nozdrza. Różnił się jednak od tego, co kiedykolwiek czuł. To nie był śmierdzący pot, stare, zatęchłe błoto czy lecące przez powietrze odchody. Pachniało… czystością. Miękkim puchem. I mięsiwem.
Zaskoczony, wyskoczył z łóżka. To, co ujrzał wokół wydało się niemożliwe.
Na jego ciele leżał idealnie dopasowany, jedwabny szlafrok. Wokół miękkie poduchy, szykowny pokój, dziesiątki ubrań, a jedno piękniejsze od drugiego i stół – suto zastawiony stół. Rudiger nigdy w życiu nie widział takiej ilości takiego jedzenia zebranego w jednym miejscu. Obok był jeszcze Mangust. Więc to sprawka ich Pana!
Na najcichszy dźwięk dzwoneczka do ich sali wpadły trzy przepiękne kobiety. Ach, zapach kobiety… Schneider od lat marzył o czystej, niewinnej duszyczce przy sobie na łożu.
- Kolega wybaczy, muszę zająć się towarzyszkami – powiedział do niego czarodziej.
- Nie mam zamiaru koledze ustępować – odparł zachwycony Rudi. – Ani o krok.

***

Wydawałoby się, że czas mijał powoli, jednak Rudiger wiedział, że minęło go już całkiem sporo. Sam też się zmienił. Nie poznawał siebie, gdy patrzył w lustro. I, jak powtarzał sobie każdego ranka, to był właśnie dopust boży.

Wizyty w sali ćwiczeń u seniora Tiligriano, rosłego jak dąb tileańskiego fechmistrza, sprawiły, że rozrósł się w barach. Niegdyś obwisłe, wychudłe ciało teraz nabrało koloru, skóra naciągnęła się na mięśniach, a szczurza zwinność zmieniła się w grację godną tancerza. Tiligriano ze ślepym oddaniem wpajał mu nauki walki bronią, ich kolejne typy i sposób wykorzystania. Rudiger chłonął tę wiedzę ze zmrużonymi oczami, będąc świadomym, że to pierwsza taka okazja i nie warto jej marnować.

Chociaż rozluźnienie nachodziło go na każdym kroku, pilnował się uważnie. Nie był pewien komu ufać, a na pewno nie był to obcokrajowiec, o którego uczył się robienia mieczem. Zmieniło się to dopiero, gdy ośmielił się prosić o spotkania z Mistrzem Hektorem.

Nie miał zamiaru uczyć się sztuk magicznych. Dostał od losu wystarczająco wiele i wątpił, by tak lichy szczur zasługiwał jeszcze na naukę władania mocami, rządzącymi światem. O, nie – on miał być jedną z tych mocy, wykonawcą woli swojego pana. Narzędziem, niszczącym jego wrogów. Mieczem, zabijającym, gdy trzeba.
Mimo to, nie mógł się powstrzymać od jednego pytania. Kiedy więc Hektor przyjął go w ogromnej bibliotece, a przyjemny zapach starych ksiąg uderzył go w nozdrza, padł u nóg Mistrza i wyszeptał drżącym głosem parę słów.

- Panie, jeśli w swej łaskawości wybaczysz mi te bezczelne słowa, a i światła twa wola zwróci się w stronę pokornego sługi, rzeknij mi, skąd pochodzi cała ta siła? Czy-li z łaski któregoś z bogów? Czy to jakaś esencja, siła uwięziona w probówce? A może… a może to dzięki… dzięki Niej?

Nie był pewien, czy Hektor mu odpowie, nie mógł jednak zdzierżyć braku pewności. Potrzebował czegoś silnego, trwałego. Oparcia. Wiary, którą mógł przyjąć.
W swoich najskrytszych marzeniach czekał na okazję do poszerzenia swojej wiedzy, czy to przez którąś z ksiąg, którą miałby teraz uważnie studiować, czy dzięki kolejnym rozmowom z jego panem.

Nocami wracał do kobiet, które potrafiły pojawić się w łożu nawet bez „proszę”. Szczególnie upodobał sobie jedną z nich, Meralldę, ze względu na jej szczupłą figurę, ale szerokie biodra i nad wymiar obfite piersi. Merallda nie mówiła zbyt wiele, ale zdawało mu się, że też przypadł jej do gustu, nawet jeśli dzielił ją z kimkolwiek innym.

Dziś jednak nie było w tym nic dziwnego. Rudiger zmienił się również z wyglądu. Jego siwą czuprynę wygolono, by pozbyć się pcheł i wesz, jakie niegdyś się tam zbierały. Twarz, pełna zmarszczek, jakie dało mu życie, z żałosnej zmieniła się w posągową. Przyćmiona, młodzieńcza uroda na nowo przebłyskiwała z jego oblicza, a oczy płonęły ogniem nowej siły.

Mimo, iż zasypiał przy Meralldzie, myślami każdej nocy wracał do wspaniałej pani, jaką zobaczył tamtego, pamiętnego wieczoru. Był pewien, że nigdy nie przepomni tej urodziwej twarzyczki, delikatnych dłoni a przede wszystkim, dźwięków, płynących z niebiańskiego instrumentu. Miał szczerą nadzieję, że niegdyś dane mu będzie spotkać ją jeszcze.
 
Van der Vill jest offline  
Stary 21-12-2008, 13:05   #182
 
RavenOmira's Avatar
 
Reputacja: 1 RavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetny
Podczas gdy wszyscy zmierzali do nieuchronnego wymordowania się nawzajem, Berg odczuwał nieprzyzwoitą satysfakcję z okaleczania i mordowania niewinnych dzieci. Wszystkie jego niższe instynkty wychodziły teraz na zewnątrz, w pełni ukazując jego totalną nieczułość na ludzką krzywdę. Ale czy w jego sercu było miejsce na coś takiego jak litość czy współczucie? Berg już w momencie poczęcia był dzieckiem przeklętym, któremu nigdy nie było dane zaznać nie tylko rodzicielskiej, matczynej miłości, ale jakiejkolwiek miłości. Jego stare, wyniszczone złem sercem nie było w stanie przyjąć jakiekolwiek ziarnka dobra czy promyka nadziei. Ono od zawsze karmione było strachem, nienawiścią i cierpieniem. Gdzieś w zakamarkach podświadomości przemykał mu obraz pewnego kapłan, który nim zginął z jego ręki zdążył powiedzieć:
- Twoja dusza synu musi strasznie cierpieć….

Zawsze śmiał się z podobnych słów. Nigdy nie myślał nad tym by je przemyśleć, zrozumieć. Na co mu to było? Liczy się tylko to co teraz, pieniądze i zaspokojenie potrzeb…Życie jest zbyt krótkie by tracić je na metafizyczne bzdury, którymi zawsze gardził.

Z zadowoleniem, ale i z małą domieszką zdziwienia, zaczął przyglądać się jak dziadek zaczyna przegrywać. Sytuacja wymknęła mu się spod kontroli, pewny wygranej zlekceważył cyrkowca, który teraz niechybnie umrze, ale wcześniej pozbawi też życia wroga. Berg, który dostał przecież zlecenie na Bunga zrozumiał teraz, że jest to bodajże największe wyzwanie z jakim przyjdzie mu się zmierzyć…
Wtem postanowił włączyć się do walki. Chciał wyciągnąć miecz i wbić go głęboko w dupę Mangusta, lecz jego dłoń nagle zastygła w bezruchu na rękojeści. Z przerażeniem stwierdził, że nie tylko dłoń odmawia mu posłuszeństwa ale całe ciało.

- "Co jest do kurwy nędzy?"

Inni również zastygli. Strach, którym do tej pory karmiło się jego serce, teraz całkowicie nim zawładnął.

- "Czy to koniec?"

Z nikąd pojawiła się kobieta z harfą. Tak zwyczajnie nagle się pojawiła i najzwyczajniej w świecie zaczęła opierdzielać dziadygę. Ten dał jej kamień. Bergowi zaparło dech – ten blask, ten klejnot! Bez wątpienia był on cenniejszy niż wszystko to co widział do tej pory razem wzięte. Ten blask miał go od tej pory prześladować…
Oszołomiony, dopiero w ostatniej chwili zdołał ujrzeć jak kobieta z dziadkiem i jego lizusowatymi sługami zwyczajniej rozpływają się w powietrzu. Mimo, że odzyskał już władzę nad swoimi członkami nadal nie mógł się poruszyć, jakby stopy wmurowały się w oszlamioną posadzkę a dłoń stała się jednością z rękojeścią miecza.

- Wiedziałem, że w tym całym gównie jest coś więcej!!! Niech szlag trafi…

Urwał. Pojawili się żołnierze, kazali iść ze sobą. Było ich wielu. Zbyt wielu. W tym momencie Berg zdał sobie sprawę ze swej porażki. Zamiast opowiedzieć się za którąś ze stron wolał bawić się dziećmi. Teraz wystarczyło tylko jedno słowo, jeden bachor i niechybnie czeka go szubienica. I tak ma skończyć Berg cerveza?

***

Było ciemno. Jednam mimo to wyraźnie widział twarz ciemnowłosej dziewczynki, całej mokrej od deszczu. Wpatrywała się w niego swymi brązowymi oczkami, czul na swojej brodzie jej zimny oddech. Nagle przemówiła, przemówiła nie swoim dziecięcym głosem lecz głosem tak przez niego znienawidzonym, należącym niegdyś do pewnego rudego alfonsa:

- Co Berguś, dałeś dupy, zawaliłeś to. Klient bardzo się na ciebie skarżył…


Nagle rozpłynęła się w powietrzu a Berg z największym przerażeniem stwierdził, ze znów ma 12 lat i leży nagi na łóżku. Pokój był pogrążony w mroku, jednak dostrzegł w kącie kontury krzesła i siedzącej na niej postaci. Grała na harfie. Berg chciał wstać ale nie mógł bo okazało się że jest do niego przykuty potężnymi łańcuchami. Nagle postać przestała grać, wstała odkładając harfę i zbliżyła się do niego. Gdy nachyliła się nad jego twarzą, nagle z nikąd w powietrzu pojawiło się kilka świec, które oświetliły oblicze osoby stojącej nad nim. Był to Mangust!

- No Berguś, zapłaciłem więc liczę na to, że obsłużysz mnie tak jak należy – i wyszczerzył do niego zęby. Jeden z nich oślepił go. Mienił się niczym najpiękniejszy klejnot…

***

Obudził się zlany zimnym potem. Prycza była cholernie niewygodna, śmierdziało od niej moczem i rzygowinami pozostawionymi przez poprzednik lokatorów tej celi. Odkąd zostali zaprowadzeni do koszar niemal w ogóle z niej nie wychodził. Bał się, że go rozpoznają, że skojarzą którąś z jego zbrodni. Kiedy poprzedniego dnia spacerował przy murach, szukając jakiegoś słabego fragmentu owego elementu infrastruktury, podszedł do niego niejaki kapitan Corelli i rzekł:

- Czy my się przypadkiem gdzieś nie spotkali? Odnoszę takie dziwne wrażenie…znal pan niejakiego Alfreda Connoly’ego?

To był jasny sygnał. Oni wiedzą! Musiał uciekać stąd jak najszybciej…

- Musimy stąd uciec, oni nas osądzą na śmierć. Musimy uciekać, hihi... Znam was, ty, radź co mamy robić.

Ten skrzekot. Ta baba, która napawała go wstrętem i strachem, mówiła do cyrkowca. W tym momencie zwyciężyła w Bergu chęć przetrwania. Nawet jeśli miałby poniżyć się do końca. Sam nie wiedział czemu, ale odczuł, że to co zaraz ma powiedzieć jest początkiem jego upadku. Upadku, który był nieuchronny…

- Właśnie….musisz na m pomóc. Powiedz cokolwiek co mamy robić…ja spełnię każde…twoje…słowo…

W jaki sposób przeszło mu to przez gardło- nie wiedział.
 
__________________
"Rzeczy trudne wymagają czasu. Rzeczy niemożliwe wymagają trochę więcej czasu"
RavenOmira jest offline  
Stary 21-12-2008, 15:07   #183
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Koniec zbliżał się wielkimi krokami Bungo pogodzony był już z bogami. Wiedział, że albo zwycięży albo zginie w tych kanałach. Odniesione ciężkie rany od czarnoksięskiej magii świadczyły na jego niekorzyść w dalszej walce. Bungo już był raz w takiej sytuacji, gdy postawił wszystko na jedną kartę. Jednak to on wyszedł z niej żywy a nie hrabia wampir.
Nagle poczuł łaskę spływającą na niego spostrzegł, iż jego rany zostały uleczone.

„Sigamarze Panie łaskawy, cały jestem dla ciebie.”

Wiele więcej pomyśleć czy też zdziałać nie mógł. Nagle z nikąd pojawiła się przepiękna bestia pod postacią kobiety. Widział już wiele takich w Strilandzie. Po krótkiej rozmowie z dziadkiem diablica wraz ze swoimi pomagierami znikli za sprawą przeklętej magii.

Przez jakiś czas bohaterowie błądzili po korytarzach, gdy zostali zatrzymani przez oddział straży.

***


Następny okres przebiegał dla cyrkowca i Mila, spokojnie. Po przesłuchaniach w czasie, których Bungo i Milo dzięki zeznaniom dzieci, które w dużej mierze udało się im wyprowadzić z podziemi zostali uwolnieni, lecz nakazano im pozostawać jeszcze w obrębie koszar. W czasie przesłuchań młodzieniec przedstawił całą zbrodniczą działalność księcia złodziei oraz wspomniał o istnieniu gorszego zagrożenia ze strony czarnoksiężnika i jego popleczników. Przedstawił też zbrodnie wariat i obciążył go znacznie bezzasadnymi morderstwami dzieci. W sprawie kobieciny, która z nimi była niewiele miał do powiedzenia, ponieważ przez większość czasu jej nie widział. Niejako oczyścił ja trochę, ponieważ widział jak walczyła z uczniem czarnoksiężnika. Nie została ona jednak tak szybko zwolniona jak Bungo i Milo. Co zaś do wariata Bungo żywił szczerą nadzieję, iż szybko zakończy swój żywot na szubienicy.

Po rozmowie z dowódcą i przedstawieniu swoich umiejętności dostał zezwolenia na dołączenie do oddziału żołnierzy. Dostał też za zadnie przygotowanie i wytresowanie zwierząt do walki i tropienia. Na pobliskim targu gdzie udał się w towarzystwie kilku żołnierzy znalazł to, co potrzebował, psa i sukę rasy wyraźnie bojowej. Psa nazwał Pięścią i szkolił go tylko w kierunku bojowym, zaś sukę Gardę w zakresie rozszerzonym o tropienie. W tym czasie opanowywał też umiejętności potrzebne w dalszej służbie. Długie godziny na strzelnicy i opanowywanie nowoczesnej broni prochowej, walka wręcz szkoleni psów zajmowały mu prawie cały czas. Mila widywał rzadko zaś kobiecinę i wariata jeszcze rzadziej, tylko w tych momentach, gdy pod strażą prowadzeni byli na dalsze przesłuchiwania.
Niekiedy spotykał też dwójkę z dzieci, których rodziców nie udało się odnaleźć Merg i Jorga pracujących kuchni.

Minęło kilka tygodni, gdy przechodząc z piwnicy, w którą dzieli z innymi żołnierzami mijał celę, w których umieszczono Babę Jagę i Berga.

Usłyszał wtedy z ust jej prośbę o uwolnienie.

- Nie wiem dobra kobieto, ale przesłuchiwania w końcu się skończą myślę, że w końcu zostaniesz uwolniona. Tobie zaś bodajże Berg jest ci morderco dzieci mam nadzieje, że za niedługo za pośrednictwem kata dołączysz do ofiar, które z zimną krwią zamordowałeś.

Poczym Bungo spluną poprzez kratę na Berga.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 21-12-2008 o 15:11.
Cedryk jest offline  
Stary 11-01-2009, 20:48   #184
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację




****





 
Mortarel jest offline  
Stary 16-01-2009, 22:17   #185
 
Renegat's Avatar
 
Reputacja: 1 Renegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwuRenegat jest godny podziwu
Nadszedł w końcu dzień tak długo wyczekiwany przez Mangusta: koniec siedzenia w tej norze, przynajmniej tak wnioskował z tonu Hektora. Ten wskazał na czarodzieja i Rudigera by za nim podążali. Weszli do korytarzy wiodących w stronę sypialni. Tam właśnie podążał Hektor, do jego własnej komnaty. Różnice między jego pomieszczeniem, a tym w którym spali i przebywali podróżnicy były niewielkie. Jednak w tym pokoju było coś, czego zapewne ni było w ich. Mianowicie było to tajemne przejście i schody do piwnicy. Tam ujrzeli przepięknie przyozdobione ściany i sufit. Wszystko mamiło się złotem i drogocennymi tkaninami. W pewnym momencie coś zmusiło czarodzieja, jak i jego dwóch towarzyszy do padnięcia na kolana. W tej chwili rozpoznali głos, który swego czasu uratował ich w kanałach, głos należący do przepięknej kobiety, która omamiła jego serce, z którą tak bardzo pragnął się spotkać.
Dźwięk jej głosu ponownie omamił całe ciało Mangusta. Powodował dziwny wewnętrzny paraliż. Istota mówiła o docenieniu czynów czarodzieja i jego towarzysza wobec niej samej.

"Dla Ciebie jestem w stanie pójść nawet na pewną śmierć, zrobiłem to z całkowitą przyjemnością tylko dla Ciebie Bogini" - pomyślał, po czym otrząsnął się z rozmyślania, bo jej dźwięk przestał unosić się po przestrzeni. Sama kobieta wycofała się wgłąb komnaty, a jej myśl kontynuował Hektor.Mówił coś o Sigmarze i tym jasnym, bijącym magią kamieniu. Jednak na ten moment Mangust był w stanie wykonać wszystko, o ile tylko poprosiła go o to Bogini. Wiedział, że wykonując misje dla Hektora robi to głównie za jej prośbą. Na koniec czarnoksiężnik dał im 3 mikstury lecznicze, Rudigerowi dał jeszcze jakąś lśniącą klingę, po czym kazał im się przyszykować.

"Przygodo, nadchodzę!" - po czym oddalił się wraz z bandziorem
 
Renegat jest offline  
Stary 21-01-2009, 21:27   #186
 
RavenOmira's Avatar
 
Reputacja: 1 RavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetny
Los potrafi spłatac solidnego figla. Berg pogodził się już ze śmiercią, co prawda nie żałując 99% swoich czynów ale co tam. Żył jak śmieć, ludzi traktowal jak śmieci więc jak śmieć umrze. Widział z jakim zadowoleniem Bungo obserwuje jego upadek i właściwie tylko fakt, że nie zdążył go zabić nie dawał mu spokoju. O dziwo, skończyły się sny i wizje z przeszłości pozostawiając po sobie jedynie pustkę. Niemal identyczną, jaka wypełniała jego serce...

Aż tu nagle taka niespodzianka! Darowanie win, szkolenie i wreszcie jakaś tam misja. W głębi duszy Berg śmiał się do rozpuku. Zwłaszcza z Bunga, którego irytacja i oburzenie zawsze wprawiały go w dobry humor. Co prawda pluł na całe to żołnierskie życie i najchętniej zarżnąłby i zerżnąłby (kolejnośc dowolna) wszystkich tych co go szkolili ale postanowił nieco z nimi pograć. Przyjął (po raz pierwszy w swym plugawym życiu) cudze zasady gry. Udawał przykładnego żołdaka choć w głębi przeżywal katusze, ze tutaj jego bezkarność się kończy. Ale co tam! Jeszcze sobie odbije...

I chociaż był to w sumie najbardziej frustrujący okres w jego życiu, bawił się wyśmienicie. Szkolenie udoskonaliło jego władanie mieczem, strzeleckie umiejętności itp. Ta druga szansa na życie nie zmieniła go jednak nic a nic. Skoro mordował i nadal żyje to będzie mordowal nadal. Niech no tylko nadarzy sie okazja...

Rozrywki dostarczał mu wyraz twarzy Bunga, który nie potrafił pojąć dlaczego wciąż dają mu żyć.

"Niech się trochę podziwi jeszcze póki może...przyjdzie i na ciebie czas hehehe..."

Wezwano ich do kwatery. Jakieś żołnierzyki zaczęły pieprzyć coś na co Berg nie zwracal uwagi. Głównie wpatrywał się w sufit, cichutko przy tym pogwizując. Zrozumiał jedynie tyle, ze gra toczy się o jakiś tam diament i, że lada chwila wyruszają. Gdy wychodził z pomieszczenia wysilił się jedynie na króciutki komentarzyk:

-No to jedziemy zerżnąc parę dupeczek...
 
__________________
"Rzeczy trudne wymagają czasu. Rzeczy niemożliwe wymagają trochę więcej czasu"

Ostatnio edytowane przez RavenOmira : 21-01-2009 o 21:29.
RavenOmira jest offline  
Stary 27-01-2009, 12:00   #187
 
Maciass0's Avatar
 
Reputacja: 1 Maciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłośćMaciass0 ma wspaniałą przyszłość
Baba Jaga

Baba Jaga poczuła mocne szarpnięcie. Poleciała w dół i po chwili poczuła kolejny ból. Leżała na ziemi, metr pod swoją pryczą. Obkręciła się i zobaczyła jakąś kobietę, dziwnie podobną do niej. Widocznie miały coś wspólnego i to nie był wygląd a zachowanie i wnętrze. Wstała i powiedziała do niej bardzo grzecznie w stylu starych kobiet:

- Co żeś chciała szmato jedna? Co ty sobie myślisz?
- Zamknij mordę Jaga, jestem Zofia i pokażę ci jak być przydatnym innym w twoim nędznym życiu. Mam wiadomość od twojej przeszłości. Siostry mówią, żebyś wróciła do formy, masz jeszcze wiele do zrobienia. Pamiętamy o twojej przysiędze. Wiesz gdzie on jest?


- Przepraszam, ale o czym ty mówisz? - spytała Jaga
- Wiedźmo jedna, czy ty nie pamiętasz już nic. A przysięga zemsty na twojego brata? Wyczuliśmy twoją przemianę. Nawet nie wiesz jak trudno było się tutaj dostać. Chodź.

Przeszli razem do komnaty gdzie znajdowało się coś na wzór kuchnii. Była to mała komórka pełna pary z jednym blatem zawalonym strzępkami jedzenia. Baba Jaga zobaczyła kątem oka ruch gryzoni w leżących na ziemi ziemniakach.
Weszła z lekkim zniechęceniem pod przymusem Zofii. Ta od razu wycedziła przez zęby:
- Najpierw posprzątasz a potem ugotujesz dla dziesięciu obiad. Sałatka plus gotowana kasza z mięsem. Tam masz potrzebne składniki. Po stworzeniu obiadu masz trenować magię.
- Magię?
- Nie, kogel - mogel. Czy ty jesteś naprawdę taka głupia na jaką wyglądasz. No dobra, nie martw się, wrócisz do formy.


Baba Jaga zaczęła pracować, wzięła miotłę w rękę i zaczęła szorować po posadzce. Szuru buru, szuru buru. Piachu ni ma.
Spojrzała na miotłę, na jej końcówki i na specjalnie wyżłobioną rączkę u góry.

"Dziwne... Mam wrażenie, że jest zrobiona specjalnie dla mnie. Widzę, że kobiety są stworzone do pracy w kuchni" - pomyślała

Kontynuuowała pracę. Po chwili wyjęła na blat składniki pokarmu, zaczęła gotować potrawy. Mimochodem zaczęła śpiewać piosenki, pierwsza nasunęła się na język z trudem, Baba Jaga musiała wręcz dopasowywać słowa przerywając przy tym piosenkę. Improwizowała. Chciała jedynie umilić sobie pracę.

"Kuchnia, kuchnia jeść nam się chce ! Kuchnia, kuchnia jeść nam się chce ! Kucharze mają a nam nie dają Kuchnia, kuchnia jeść nam się chce !..... Ole !"

Ole? Pospolite powtarzające się zwroty, prawdziwy koszmar śpiewu. Babo Jago sięgnił głębiej, do swojej przeszłości. Pamiętasz jak śpiewałaś dla zła i dla trucizny? Piosenka o nowych warzywach. Wykwintne dania i szybka śmierć. Tak, tak... Tak!

Zaczęła obracać mięsem w garnku, dosypywała przypraw, różnych składniki i zioła...

"Jedz głupi, jedz kaszę i ser, Jedz póki jeszcze coś jest. Jedz głupi, jedz Ser, kiełbasę i dżem, To wszystko co dziś możesz mieć."

-Tak! Wracam do sił, wracam do siebie. Strzeż się mój bracie. Manguście dopadnie Cię zemsta niesprawiedliwości - wykrzyczała Baba Jaga w kuchnii.


***

Nie słyszała co mówił do niej rycerz. Kiwała głową, zgadzała się na wszystko. Wiedziała, że wszystko co będzie robiła dla rycerzy doprowadzi do wypełnienia zemsty na Manguście. To tak mają się potoczyć sprawy. Ostatnie słowa powiedziała do Berga:

- Nie wiem gdzie idziemy, ale na pewno dojdziemy do niego. Pamiętasz Mangusta? Pomogę wam... hihihi..

Rozległ się demonicznie zły śmiech przez chore płuca. Zakaszlała i dopowiedziała już cicho:

- Jak zdrowie da...
 
Maciass0 jest offline  
Stary 30-01-2009, 13:23   #188
 
RavenOmira's Avatar
 
Reputacja: 1 RavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetnyRavenOmira jest po prostu świetny
Berg słuszał coś jakby skrzekot starej ropuchy. Rozejrzał się wokół ale dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że dźwięk ten pochodził z dołu. Spojrzał więc na niższy poziom i ujrzał ją - staruchę z lochu! Napawała go panicznym wręcz strachem mieszanym z obrzydzeniem. Wzdrygnąl się nie zdając sobie z tego sprawy.

- "A tej co?"

Całe życie działał sam, całe życie przeszedł jak do tej pory bez niczyjego wsparcia (fakt najwyższej jakiści jego żywot jednak nie miał). Dlaczego miałby teraz przyjąć pomoc akurat od niej? Starego, rozsypującego się próchna, które lada chwila może wykorkować. A może jednak? Przez chwilkę przeanalizował kilka myśli. Szelmowski usmiech zagościł na jego obliczu.

- A co babuniu... - z trudem powstrzymywal obrzydzenie - Czyżbyś miała z nim jakies porachunki? Widzisz jego śmierć byłaby mi bardzo na ręke. Tobie chyba zresztą też...Możemy pomóc sobie nawzajem co ty na to? - porozumiewawczo mrugnął do niej okiem - Mangusta możesz zostawic mnie ale - nachylił się szepcząc jej do ucha tak by nikt inny tego nie słyszał (odruch wymiotny NA RAZIE powstrzymał) - zansz może jakieś trucizny? Mam kogoś do zlikwidowania i wolałbym to zrobić, tym razem, po cichu...
 
__________________
"Rzeczy trudne wymagają czasu. Rzeczy niemożliwe wymagają trochę więcej czasu"
RavenOmira jest offline  
Stary 09-02-2009, 11:27   #189
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
"Posągowy żołnierz stawił się obok maga" - szeptał sobie w głowie Rudiger, z radością obserwując miejsce, w którym, razem z Mangustem, stanęli przed ich Panem. - "Wyprostował się elegancko i opuścił ręce wzdłuż ciała."

Nie mógł powstrzymać delikatnego chichotu, gdy o tym myślał. Jeszcze niedawno - wychudły, brudny złodziejaszek, zaś dziś - ha! - obyty z bronią, dumny bogacz. I co ważniejsze - dysponujący w końcu celem. Celem!

Opowieść Hektora była długa i ciekawa, ale paru rzeczy Schneider pojąć nie mógł. Umykały mu znaczenia pojedynczych słów, a i całe sensy zdań. Zdał sobie sprawę, że obycie z językiem też wypadałoby poćwiczyć. W końcu jednak - odmaszerowali, a on dzierżył w dłoni wspaniałe ostrze, któremu przyglądał się z ogromnymi oczami. Nie dość, że było świetnie wyważone, był to dar od jego Pana. Dar od Hektora! Był pewien, że wyczuwa, jak jego tętno przyspiesza, gdy dotyka dłonią klingi. To była magia, potężna moc, zamknięta w broni w jego dłoniach! Teraz już nikt nie mógł mu się równać w walce.
 
Van der Vill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172