Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-12-2009, 08:59   #41
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Na twarzy Starca wystąpiły czerwone plamy, będące skutkiem przebywania w przeszłości na solidnym mrozie. Zacisnął rękę na uchwycie laski i wolno zaczął cedzić słowa:

- Cóż mnie dziwi, co napawa mnie zadumą? Jesteś głuchy czy głupi Hoening? Chodzi mi o imiona, które nigdzie indziej jak przy tym stole dziś nie padły. A Ty mówisz o całym zdarzeniu w karocy tak gładko formułując zdania jakbyś co najmniej na koźle siedział i wszystko z góry widział. Pracowałem od śmierci Jaspera w całkowitej tajemnicy. Za stary na to jestem Hoening! Pamiętaj, że tylko winni się tłumaczą. Nie dam się Ci oczarować jak te oto piękne kobiety.

Liselotte czy wizja Twej bohaterki powstała dopiero dziś przy tym stole, tak że wcześniej nie było możliwości jej znać? A może ktoś posiada tu dar czytania z myśli i jest kuglarzem a nie artystą.

Nie zasłaniaj się mym wiekiem Hoening, jeśli znasz Kodeks Pojedynkowy to wiesz, że jest wiele możliwości dochodzenia swych racji na dziedzińcu. Chcesz ułatwię Ci to.

Starzec sięgnął po rękawicę leżącą na wolnym krześle. Wstał i niedbałym gestem lewej dłoni cisnął ją pod nogi Konstantina. Przełożył laskę do lewej dłoni, w prawej uniósł kielich i rzekł:

- In vino veritas! Nawet gdy tracisz głowę nie trać twarzy. Po tych słowach Arwid zajął swoje miejsce.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 04-12-2009, 11:24   #42
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Słowa Starca rozbawiły poetę niemal do łez dając upust w gromkim śmiechu, który rozszedł się po niemal każdym zakamarku tej obszernej sali. Konstantin zanosił się chwil kilka nieomal z miejsca swego spadając. Kiedy ubawiony podjął mowę na licu artysty nie gościła już złość jeno szczery uśmiech:

- Kochany Mistrzu Daree, doprawdy bajarzem jesteś niezrównanym! Doprawdy ubawiłem się do łez. Insynuujesz żem paranormalnymi mocami władam? To by wiele wyjaśniało. Może i jeszcze przez ściany przechodzić potrafię, a i latać też by się zdało. Może skrzydlatym aniołem jestem?? Hmm, sam nie wiem… - perorował rozbawiony poeta.
- Dziwi Cię, iż lotny umysł posiadam?? Gdyby nie on, ktoś inny przy tym stole by z Tobą siadywał. Nie frasujmy, więc zatem sporami zebranych, gdyż nie w tym celu się tu spotkać nam przyszło.

- Mistrzu kochanieńki!! - rzekł ciągle rozbawiony Konstantin podnosząc w dwóch palcach Arwidową rękawicę. Obszedł stół powoli w drugiej dłoni kielich z małmazją trzymając.

- Jak mi się zdawało, coś Tobie upadło … - rzekł szarmancko, delikatnie na stole przed mistrzem rękawicę składając.

-In vino veritas, in aqua sanitas! Napijmy się, więc i większych przykrości już sobie nie czyńmy!! – wzniósł toast Hoening wystąpienie swe kończąc. A zwracając się ku urodziwej Lisolette, rzekł – Wybacz o Pani, że pozwoliłem sobie przed Tobą słów kilka wtrącić. Już milczę o Piękna i głos Ci oddaję…
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 04-12-2009, 14:00   #43
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Zebranym zwykle nawykłym do słuchania długich wywodów Arwida Daree przyszło się rozczarować. Z ust starca wydobyło się tylko jedno słowo:

- Tchórz.

Pierwszy raz nestor nie podniósł także ręki w geście toastu. Siedział spokojnie, a o jego wewnętrznym wzburzeniu świadczyły tylko białe kłykcie zaciśniętej na lasce dłoni.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 04-12-2009, 15:17   #44
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
-Widzę Starcze, że werwa na stare lata cię nie opuszcza. Skoro łaski nie żądasz i rękawic opuścić nie zamierzasz stanie się po Twej myśli!! - twardo zripostował Konstantin. Poderwał dopiero co położoną rękawicę i cisnął ją w twarz butnego mężczyzny.
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 04-12-2009 o 17:18.
Morfidiusz jest offline  
Stary 04-12-2009, 17:34   #45
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Starzec odruchowo odchylił głowę, rękawica minęła jego skroń i upadła na kamienną podłogę. Arwid przytrzymując się stołu, schylił tułów i podniósł rzuconą przez Hoeninga rękawicę.

- Ustalmy więc szczegóły. Wycedził stary Daree.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 04-12-2009, 19:43   #46
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Bassssssta! –syknął w południowym, cudzoziemskim języku Vautrin, przeciągając środkową syczącą głoskę i wstał zdecydowanie, gdy rozległo się plaśnięcie rzuconej w twarz Arwida rękawicy. Syknął niczym wąż, i niczym wąż się poderwał, ale też szybko opanował się i puszczając mimo uszu ostatnią propozycję Daree rzucił rzeczowym, chłodnym tonem:

- Wybaczcie, drodzy Goście, ale myślę, że ten wątek waśni między wami jest na dziś rozstrzygnięty – wedle waszego życzenia. Do końca miałem nadzieję, że nadejdzie opamiętanie. Teraz jednak już dość, są między nami Damy, nie trwóżcie ich więcej swym gniewem! Co do szczegółów… Oczywiście, sprawa honoru to sprawa honoru i jeśli macie zamiar zadośćuczynienia ujmy na honorze w walce dochodzić, nie mam ja mocy zgodnego z rycerskim prawem tego sądu Wam zabronić. Przypominam jednak…- rzekł z naciskiem - …kto mianowicie oczekuje z niecierpliwością na wymierne efekty naszej pracy, a jednego z tych którzy pracę tę mieli wykonać nie ma już wśród żywych. Zatem pozostaje jak najszybciej sprawę tę zakończyć, by móc bez zwłoki przystąpić do właściwego zadania.

Vautrin oparł dłonie na stole i popatrzył najpierw na Arwida, a potem na Konstantina i spokojnym, ale bardzo oficjalnym tonem oznajmił:

- Jeśli tak waszmościom spieszno, za dwa dni rankiem rzecz rozstrzygniecie. Jak mówiłem, jutro rano muszę wyjechać, by zgodnie z rozkazem w wyznaczonym czasie na cesarskim dworze się stawić. Ale, by mieć pewność, że wszystko jak należy się odbędzie, pozostawię Was w rękach Wernera Schwarzenbergera, kapitana zamkowej straży. On to już nie raz w murach tej twierdzy na straży porządku i właściwego obyczaju nad pojedynkami trzymał pieczę. Sam był niegdyś szampierzem, i to ponoć dobrym, zresztą to że jeszcze żyje jest dowodem na jego umiejętności. Zna on protokół i lokalne prawo, czuwać będzie nad jego przestrzeganiem. Wydam mu jeszcze dziś odpowiednie rozkazy, mianowicie jutro w południe spotkacie się na zamkowym dziedzińcu, gdzie przekaże Wam wszystkie szczegóły, będzie chciał też o tej porze poznać Waszych sekundantów. Pojedynek odbędzie się następnego dnia o świcie, jako zwykle w naszym obyczaju. Wiedzcie, że o satysfakcję ma chodzić, zatem nie dopuszczę do krwawej rzeźni i wyraźny rozkaz wydam by pojedynek odbył się do pierwszej krwi – choć i w takich przypadkach to wystarczało, by znaleźć się w domenie Morra. Zwycięzca, satysfakcję posiądzie. Przegrany, jeśli żyw ostoi – przeprosiny publiczne będzie winien. Potem zaś, jak każe obyczaj, sprawę w niepamięć puścimy.

Vautrin napił się duży haust wina, jakby zaschło mu w gardle po długiej przemowie.
- I to…- kończył wątek – to musi być wszystko, o czym dziś tutaj na temat waśni rozstrząsać będziemy. Ani słowa więcej. Teraz, upraszam, zajmijmy się już tylko utworem… Panie Hoening, Panie Daree - odwołuję się od teraz do Waszego poczucia profesjonalizmu – oddzielcie emocje od konceptu, i zaprzęgnijcie wasze talenta do dalszej pracy!

Tak jak dzień był bezchmurny, choć wietrzny – a trwający właśnie wieczór przyniósł nadciągające nad zamek ciemne chmury – to taki też obrót przyjmowała sytuacja wewnątrz zamkowych murów. Rano jeszcze zgodni i weseli, mieli teraz czoła zasnute ciemnymi chmurami właśnie, a w oczach niebezpieczne błyski. Zapowiadała się kolejna deszczowa noc…

Jeśli nawet kto ze zgromadzonych miał ochotę jeszcze co dodać do tej niespodziewanej wymiany ognia między artystami i ich dramatycznego finału, słowa Vautrina sprawiły na razie, że przy stole po raz pierwszy od dość długiego czasu zapadła cisza. Atmosfera, pomimo narzuconej zmiany tematu nadal była gęsta jak sylvańska mgła… Mężczyźni, którzy dopiero co skrzyżowali ostrza argumentów, siedzieli teraz naprzeciw siebie popatrując sobie w oczy, oddychając wciąż szybko, milcząc w pewien charakterystyczny i zacięty sposób. Daree zaciskał palce na rączce laski tak bardzo, że zdawało się że zaraz pęknie… Kobiety zastanawiały się, jak będą teraz wyglądały dalsze stosunki między Daree a Hoeningiem – niezależnie nawet od wyniku pojedynku. Czy rzecz na tym się zakończy? Nie sposób było tego odgadnąć, bo po twarzy starego Arwida nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy lęka się nadchodzących zdarzeń, czy jest pewien swego. Konstantina chyba tylko wyuczone na dworach maniery powstrzymywały przed wybuchem, ale widać było, że gniew jego ku Arwidowi płonie jak pochodnia… Wydawało się tylko kwestią czasu, aż płomień ten zamieni się w pożar…

Na razie jednak Vautrin, wyczuwając wciąż u obecnych błądzenie myśli po tematach nie związanych bynajmniej z utworem, poszedł za ciosem i zdecydowanie pociągnął dyskusję po zmienionych już przez siebie torach.

„Każdą pracę wykonuj, jakby była ostatnią w twoim życiu…” – powiedział z powagą Gospodarz – zaiste, piękne i mądre to słowa… Tak, nie wiemy, coż przyniesie nam Przeznaczenie i to, co pozostawimy po sobie będzie tym, po czym sądzić nas będą, gdy prochy nasze rozwieje wiatr…Każde z dzieł naszych może być ostatnim…

Sentencja ta, w obliczu nadchodzącego pojedynku, brzmiała teraz złowieszczo. Wcześniej, zanim narodziła się jeszcze waśń, Vautrin przysłuchiwał się toczącej się dyskusji, sącząc od niechcenia karmazynowy trunek z kryształu. Jednak widać było, że z niezwykłą uwagą analizuje wypowiadane propozycje. Teraz mówił dalej, nawiązując do dopiero co zasłyszanej mądrości ludowej rodem z grunburskich slumsów.

- Zaczniemy zatem o czasie, gdy jeszcze istniał Wolfenburg, a Kislev najechały pierwsze Hordy które dopiero forpocztą inwazji okazać się miały…- kontynuował – Zręby historii, które już mamy, posłużą by snuć nici Opowieści i wypełnić ją zdarzeniami, a może i w całkiem nową stronę ją skierować, kto wie…Dziś jeszcze mówić o tym będziemy, aż początek Opowieści z naszych obrad się wyłoni, a potem ostawię Was samych, byście snuli dalej swe wizje. Ale zanim to nastąpi, pora nam obrać ostatecznie Tytuł.

- Ponownie więc zapytanie moje ku tobie, droga Liselotte, kieruję…- ukłonił się lekko Vautrin – Proszę, powiedz nam, dokonałaś już wyboru?

Spojrzenia zebranych utkwiły w długowłosej dziewczynie. Milczała dłuższą chwilę, jakby onieśmielona skupioną na niej uwagą tylu znacznych osób. Czy rzeczywiście się przejęła, czy było to grą tylko, jako że przecież jako artystce nie raz zapewne przychodzić Jej musiało stawać przed liczną i utytułowaną publicznością? W każdym razie milczała bardzo długo…
W końcu jednak, przemówiła swym dźwięcznym, melodyjnym głosem…




Ostatnie dyskusje przed rozpoczęciem tworzenia Dzieła trwały jeszcze długo w noc…Aż do świtu okiennice sali obrad były jasno rozświetlone, widoczne były jako jasne punkty nawet z dużych odległości pośród zapomnianych przez ludzi ostępów rozległego boru otaczającego zamek. Zamkowa służba słyszała długo głosy obradujących, czasem podekscytowane i podniesione, czasem wyciszone i wyważone. Zza zamkniętych drzwi dobiegały także czasem piękne odgłosy melodii bajecznych instrumentów, urokliwego śpiewu czy recytacji. Czasem nawet odgłosy kłótni. To wszystko skończyło się wraz z nastaniem blasku świtu. Artyści, uzgodniwszy wszystko co było do uzgodnienia, rozeszli się do swych komnat gotowi do rozpoczęcia prac. Ale w myślach wszystkich grała też niespokojna pieśń, której finał miał rozbrzmieć za dwa dni o świcie…

Vautrin wyjechał następnego dnia, pożegnawszy się z każdym z osobna. Przed odjazdem życzył jeszcze natchnienia, jednocześnie powtarzając, że nie będzie go czas jakiś, gdyż tym razem musi udać się na sam cesarski dwór do stolicy, co razem z powrotem zajmie co najmniej kilkanaście dni. O pojedynku mówić nie chciał, grzecznie zaznaczając, iż zdanie swoje już wyłożył i że kapitan zadba o wszystko.
Rzeczywiście, tak się też stało…

A potem, gdy było już po wszystkim… Artyści przystąpili do tworzenia Opowieści. Zanim jednak się to stało, o świcie wiadomego dnia miały się rozegrać wydarzenia, mające potem wpływ na dalsze losy artystów…

W dalszych dniach, mimo różnic między twórcami, dość szybko udało się wypracować metody współpracy, przynajmniej względem niektórych… Część czasu artyści poświęcali na tworzenie indywidualne, przygotowując idee bądź całe fragmenty. Niektórzy zamykali się w swoich komnatach, inni woleli tworzyć w ruchu przechadzając się po zamku i odkrywając miejsca, w których natchnienie przychodziło im łatwiej. Wertowano stare tomy w poszukiwaniu inspiracji. Potem spotykano się i w toku nierzadko burzliwych rozmów i obrad powoli wypracowywano kształt Opowieści, który zaczął dzień za dniem zapełniać pergaminy.

Dni mijały. Były coraz chłodniejsze, pochmurne i najczęściej deszczowe. Czasem nad zamkiem grzmiało, ale nie zdarzała się póki co burza w sile podobnej do tej z nocy, w której zginął Jasper. Prastare drzewa Reikwaldu zdawały się przypatrywać temu wszystkiemu, co działo się w zamku w prawie idealnym milczeniu, zadowalając się nieustannym szumem. Ale dla artystów świat zewnętrzny jakby zniknął – z każdym wschodem i zachodem słońca zagłębiali się coraz bardziej w świat Opowieści, oddając się swemu prawdziwemu powołaniu – Tworzeniu, z coraz to większym oddaniem.
Dyskutowano w przypadkowych spotkaniach oraz na oficjalnie zwoływanych obradach we wspólnej sali. Rozmawiano. Kłócono się. Muzykowano. Śpiewano, odbywano próby. Improwizowano. Opowieść zaczęła żyć, nierzadko zbaczając ze wstępnie określonych torów na takie ścieżki, które zaskakiwały nawet samych twórców. Istotnie, tak bogaty miszmasz różnych talentów, doświadczeń i temperamentów dawał końcowe efekty, które wykraczały poza to, czego artyści dokonywali do tej pory indywidualnie. Stary zamek zamienił się w tych dniach w prawdziwą Świątynię Sztuki, akademię wymiany swobodnej myśli, teatr artystycznych wizji...

A jednak… Poza tym wszystkim istniało też w tym samym czasie drugie życie zamku… Zarówno w kręgu samych artystów, jak i poza nimi, działy się równolegle jeszcze inne rzeczy… Stare zamkowe mury bywały świadkiem zdarzeń, które nie zawsze miały bezpośredni związek z samym aktem tworzenia Dzieła…

Sztuka.

Życie.

Śmierć?
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 05-12-2009, 23:00   #47
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Słowa Vautrina niczym grom z jasnego nieba spłynęły na zwaśnionych. Konstantin przy Daree stojący wyprostował się machinalnie w oblicze mówcy wpatrzony. Nie dodał nic więcej i posłusznie na miejsce swe wrócił. Siedział tam czas jakiś w milczeniu pogrążony swej przewrotnej naturze opamiętać się pozwoliwszy. Mimo, iż posępnego wzroku starca nijak było uniknąć nie dużo wody upłynąć musiało, aby poecie humor powrócił. Nim uroczej Liselotte finał występu nastał, nijak śladu waśni w postawie artysty było szukać, jakby sprawa waśni nie jego dotyczyć miała. Uśmiech odzyskawszy dalszy koncept pochwycił i żywo w dyskusji głos zabierając opiniami swymi biesiadników raczył. Z wielkim zainteresowaniem zdaniom Pań się przysłuchiwał, a przy każdym wystąpieniu Aravii z nadzieją czekał na słowa dalszej opowieści.
Kiedy świt do komnaty zawitał i obrad zaprzestano. Gdy cała wiara ku komnatom podążać zaczęła, poeta swe kroki z Aravią zrównawszy prośbę swą wielką, niemal błagalnym tonem, do dziewczyny skierował:

- Wybacz o Pani, iż frasuje majestat Twój piękny. Jednak pod urokiem Mealisandre wielkim jestem. Pani, zaklinam Cię na wszystkie świętości!! Pozwól mi opowieść Twą usłyszeć raz jeszcze i pozwól dalsze losy bohaterki poznać. Twa wizja zmysły me omotać zdążyła i ku opuszczeniu mej głowy zbytnio się nie kwapi. Szczerym z Tobą będąc – jam Jej losem urzeczony. Ona niczym narkotyk działać na mnie zaczęła…
Jesteś wielką artystką Aravio – mówił Hoening patrząc w oczy dziewczyny – nigdy jeszcze takiego występu obaczyć dane mi nie było. Więc nie dziwuje mnie, iż starzec o próbkę Twego talentu zazdrosny się zrobił. Czym gniew mój ku sobie skierował.
Błagam Cię usilnie, nim do pojedynku dostąpię, pozwól mi raz jeszcze o losach Mealisandre usłyszeć…


Na komnaty wróciwszy spokoju myśli zaznać nie zdołał. Poeta wyjrzał przez szeroko
otwarte okiennice. Zadumał się wielce w prastarym lesie spojrzenie swe utkwiwszy.
Poranek był mroźny i pochmurny wielce, lecz szczęśliwie deszczu niebiosa poskąpiły. Ciężka mgła leniwie błądziła między wiekowymi drzewami całując na pobudkę leśnych mieszkańców puszczy.

Ptasi skrzek, siadającego na blankach kruka sprowadził ponownie na zamek rozmarzonego poetę.

Dziedziniec tonął we mgle. Wzdłuż otaczających go korytarzy błądzili zamkowi strażnicy.
Gdzieś przy stajniach słychać było jeszcze odgłosy szwędających się pachołków, głos Vautrina wydającego ostatnie rozkazy dowódcy zamku. Konstantin skierował swe kroki w tamtym kierunku.

- Widzę Mistrzu, że jeszcze nie śpicie! – Gospodarz przywitał artystę.

- Witam Panie, więc do drogi się sposobisz. – rozpoczął poeta – Przepraszam, że zmąciłem spokój obrad.
- Nie przepraszaj...- powiedział Vautrin wsiadając na konia - Dla Was, artystów, emocje są wszystkim, bez nich bylibyście niczym...A honor rzecz święta. Dlatego rozumiem Was...

- Jednak nic na to poradzić nie zdołam, iż Daree podupadłym na talencie będąc na młodych i pełnych weny się odgrywa – jak na wspaniałej Aravii, czy mnie nieszczęsnym
. – kontynuował poeta.



- Może tak, może nie...- Vautrin ściągnął nieco cugle - Czy nie miałeś jednak wrażenia, że Daree Cię sprowokował, przyjacielu? Może masz być kolejnym trupem?

- Być może. Nie ukrywam przez myśl mi przeszła taka teza. Jednak bardziej dziwuje mnie fakt, że starzec młodzieńca na pojedynek wywołuje. Tak jakby śmierci szukał…hmmm
– zadumał się artysta – wydaje mi się, że zgorzkniał na starość nieszczęsny – to przykre.

- Nie wiem sam, co o tym myśleć...Równie dobrze mógłbym pomyśleć to samo o Tobie, Panie. Ty również nie pozostawałeś mu dłużny w prowokacji...
– dodał gospodarz- kazałem wzmocnić straże, nie zawadzi...

- Słusznie uczyniłeś Gospodarzu. Jednak nie wiem czy zauważyłeś. Usilnie próbowałem sytuacje załagodzić, ale tchórzem nie dam się nazywać, bo kim bym był, gdybym taką zniewagę puścił… - tłumaczył Hoening rozkładając teatralnie ręce.

- To prawda...Jego dążenie do konfrontacji jest rzeczywiście zastanawiające...Cóż, mam nadzieję teraz tylko, że na ranach się skończy.- zadumał się Vautrin - Ale dość jużem powiedział, o pojedynku dalej Schwarzenberger opowie. Mi czas w drogę, jeśli przed nocą jeszcze mam następnego konia, dojśc. Bywaj, Konstantinie...

Gospodarz spiął swego rwącego rumaka, rżenie konia rozeszło się echem po zamkowym dziedińcu.

- Bywaj! – zawtórował artysta - Szczęśliwego powrotu życzę!

- Gdyby to nasze ostatnie spotkanie być miało...Zaszczytem było poznać Cię, mości Hoening!

To mówiąc, krzyknął na wierzchowca i po chwili już tylko kurzawa została po nim na dziedzińcu…

- Do usług gospodarzu. – raczej do siebie rzekł poeta kłaniam się dworsko odjeżdżającemu.

Tętent rozległ się echem po dziedzińcu, gdy jeździec gnał już przez główną bramę.

Wreszcie zmęczenie dopadło Hoeninga , który żwawo podążył ku swym komnatom, gdzie przed południowym spotkanie zaznał relaksu i odpoczynku…
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 06-12-2009, 08:25   #48
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Zanim grono artystyczne na dobre powzięło prace nad dziełem, miały miejsce zdarzenia będące skutkiem poróżnienia się dwóch utytułowanych artystów. Noc minęła szybko, i ani się obejrzeli, jak słońce zaczęło zbliżać się do najwyższego punktu na nieboskłonie.

W samo południe, dziedziniec zamkowy był świadkiem zgromadzenia wielu osób, gdzie dało się wyczuć nieoczekiwanie podniosły, uroczysty wręcz nastrój. Przybyłych powitał stojący w asyście halabardników Werner Schwarzenberger, wszyscy strażnicy prężyli się, wyprostowani jak struny, na samym środku dziedzińca, jak gdyby pełnili wartę honorową. Powagi scenie dodawał wielki sztandar z oznaczeniami cesarskimi, trzymany pewnie przez dowódcę, co świadczyło chyba o tym, iż dzierżący go człek występuje tutaj urzędowo.

Dzień był dość pogodny, co było już rzadkością o tej porze roku. Choć czuć było wyraźnie rześki chłód, na zamkiem nie przesuwały się jak w ostatnich ciemne chmurzyska, a nawet świeciło słońce, co prawda bladym blaskiem, ale zawsze. Dzięki temu mimo iż przestrzenie pod arkadami były zacienione, to dziedziniec był wyjątkowo jasno oświetlony, aż promienie odbijały się lekko w wypolerowanych zbrojach żołnierzy. Wiatr niósł do nozdrzy intensywny zapach lasu, a wdzierając się pod ubiory zimnymi palcami, przynosił również obietnicę nadchodzących mroźnych dni...

Stary kapitan, ten sam który całkiem niedawno przerwawszy obrady obwieścił był śmierć Jaspera, miał arcypoważną minę, a na widok przybyłych krótkim żołnierskim gestem opuścił i podniósł głowę, podkręcając zaraz sumiastego wąsa. Był to mężczyzna potężnej budowy, o dość zmęczonej już życiem, pooranej zmarszczkami i zasklepionymi dawno bliznami twarzy. Dziś był odziany w bardziej paradny sposób – na imperialnym pancerzu, doczyszczonym do błysku, widniały jakoweś odznaczenia, a do boku przypasany miał długi miecz o wyraźnie ozdobnej głowni. Dwaj jego kompani nie wyróżniali się zbytnio od zwykłego ich dziennego wyglądu, ale zachowywali się bardziej oficjalnie, stojąc na baczność i nawet nie patrząc w oczy żadnemu z z przybyłych. Konstantin rozpoznał w jednym z nich strażnika napotkanego wtedy przed drzwiami Jaspera, ale wartownik nie wydawał się czynić ku artyście żadnych powitań.

- Witam wszystkich. – rzekł krótko Werner i zaraz, po wojskowemu, przeszedł od razu do rzeczy – Nie traćmy czasu, jesteśmy tu w sprawie pojedynku. Jako kapitan straży i były szampierz dopełnię ceremonii. Cesarski to dom, więc inaczej być nie może, niż zgodnie z kodeksem prawa pojedynek odbyć się musi. Jako i według kodeksu honorowego, rzecz jasna. Tak to każdy pojedynek musi odbywać się podług prawa właściwego dla obszaru, prawa prowincji. W prowincji, w której się znajdujemy i na tym obszarze ustanowiono ostatnie prawo miejscowe dotyczące pojedynkowania się w 2420 roku.

Mówiąc o tym prawie, Schwarzenberger mechanicznie i chłodno recytował zdania, widać było że powtarza z pamięci to, co pewnie przyszło mu gadać dziesiątki już razy. Zrobił przerwę, po czym położył bezwiednie dłoń na rękojeści swojego miecza.

- Doszły mnie już słuchy, iż ktoś z uczestników zamiarował wystawić do pojedynku przedstawiciela, względem szampierza. Otóż w świetle kodeksu dla ziemi, na której zamek ten stoi, nie jest to możliwe. Pojedynek, o którym mówimy, odbędzie się podług kodeksu honorowego. Znaczy to, że osobiście stanąć na ubitej ziemi musicie. Prawo cesarskie dla tej prowincji dopuszcza udział szampierza jedynie w tak zwanym pojedynku sądowym, gdzie skazany dowodzi swej niewinności przed sądem bożym. Innymi słowy, gdy pojedynek taki zostaje uznany za środek dowodowy w przewodzie sądowym. W tym przypadku, oczywiście o pojedynku sądowym mowy być nie może.

Strażnicy milczeli. Ich dowódca przez chwilę również stał bez wydawania głosu, patrząc uważnie na efekt, jaki wywarły jego słowa. Mina jego, a była to prawdziwa mina zatwardziałego służbisty, od razu dawała pewność, że prędzej zeżre on własny miecz, niż odstąpi od zapisanych w prawie reguł.

- Zatem, oto reguły... - powiedział oficjalnym tonem. Zaczął zaraz je wymieniać, głośno i wyraźnie, każdy akapit akcentując oddzielnie, jakby odczytywał treść odezwy.

- Jako osoby wysoko urodzone, będziecie się strzelać z pistolów.

Wypowiedziane dobitnie zdanie rozniosło się echem po dziedzińcu, odbijając się od starych, strzelistych zamkowych murów. Jakiś ptak chyboczący się na szczycie jednej z wieżyc zakrakał głośno i skrzekliwie. Jeden z halabardników popatrzył w tamtą stronę, nie poruszywszy nawet głową.

- Zgodnie z dekretem cesarskim, który obowiązuje dla obszaru tego zamku i przylegających mu regionów, wydanym jeszcze na wniosek pierwszego z fundatorów tej twierdzy, pojedynki osób wysokiego urodzenia na tym terenie rozstrzygane być mogą wyłącznie przy użyciu broni palnej. Osobiście sprawuję pieczę nad pistoletami pojedynkowymi złożonymi w zamkowej zbrojowni na takie okazje.
Pojedynek odbędzie się o świcie. Wymiana strzałów odbędzie po odliczeniu określonej ilości kroków. Mości Hoeningowi, jako wyzwanemu przysługiwać będzie prawo wyboru kolejności: czy wystrzały następować będą odliczeniu kroków i po komendzie (dowolność czasu), czy też naprzemiennie (wtedy dokonane zostanie losowanie pierwszego strzelającego) . Sekundanci pojedynkujących się ustalić mają wspólnie ilość kroków. Honorowe minimum wynosi dwanaście kroków, a najcześciej strzela się z kroków trzydziestu. Oczekuję wizyty sekundantów obu stron przynoszących odpowiednie decyzje dziś do zmroku. Pojedynek uznajemy za zakończony po pierwszej krwi odniesionej w wyniku postrzału bądź zejściu śmiertelnym.
Godzinę przed świtem oczekuję Panów wraz z sekundantami, w tym miejscu gdzie właśnie się znajdujemy, skąd udamy się na miejsce pojedynku.-

Jeszcze nie wybrzmiały ostatnie słowa, a rozległ się stuk obcasów kapitana uderzających o siebie. Żołnierz skłonił się lekko, bez uśmiechu.

- Czekam na sekundantów w strażnicy. Radzę zażyć spoczynku, pewna ręka może jutro decydować o życiu lub śmierci. – rzekł na koniec.

Na znak Schwarzenbergera halabardnicy stuknęli o bruk końcami halabard i wszyscy trzej ruszyli równym marszem ku zabudowaniom straży znajdującym się na głównej bramie. Ich miarowy krok niósł się echem na zamkowym dziedzińcu, a siedzące całymi chmarami na blankach czarne ptaszyska zdawały się przyglądać temu wszystkiemu z wyjątkowym zainteresowaniem...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 06-12-2009, 12:09   #49
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Gdy Kapitan dyktował warunki w duszy Hoeninga zagościł spokój. Z każdym słowem byłego Szampierza na twarzy artysty rysował się szelmowski uśmieszek. Nie znając praw owej prowincji jak ognia obawiał się szermierczej potyczki. A i owszem podstawy walki rapierem znał - raz, czy dwa tym orężem zwadzić mu się zdarzyło, ale za szermierza się nie uważał. Jednak pistole... jego ulubiony i zarazem jedyny oręż, który go przyciągał i ciekawość jego wodził. Którym nie jeden pojedynek w Nuln zwycięsko zakończył. Której użycie dla poety normalnym bywało...

- Czekam na sekundantów w strażnicy. Radzę zażyć spoczynku, pewna ręka może jutro decydować o życiu lub śmierci. – rzekł na koniec Kapitan.

Jednak nim w eskorcie swej odejść zdołał głos Konstantina posłyszał.
Poeta w oblicze starca się wpatrując rzekł:

- Po odliczeniu i komendzie strzał nastąpi! Z trzydziestu pięciu kroków padnie! Chyba, że tchórzysz Mistrzu?? Z mniejszej odległości sensu nie widzę, gdyż tylko nieudacznicy do dwudziestu kroków strzelać się lubią.
Mości Kapitanie! Samotnie do zamku przybyłem więc samemu o regułach radził będę. A na twoim doświadczeniu i znajomości personelu zamkowego opierać się będę i o przydzielenie sekundanta stojącego na straży honorowego pojedynku zamiaruję.

 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 06-12-2009, 13:26   #50
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Wśród zebranych na dziedzińcu osób, tuż za Arwidem stał jego uczeń Lutfryd.
Jasne włosy co chwila odgarniał z czoła w nerwowym geście. Powiększone źrenice niebieskich oczy w skupieniu przyglądały się scenie. Był nieco wyższy od swego Mistrza, wagą także go przewyższał. Pierwszy raz od przybycia założył strój w jakim tu trafił, ćwiekowana skórznia, naramienniki, prawa dłoń w rękawicy zaciśnięta na głowni krótkiego miecza. Pewnie bez chwili zastanowienia rzuciłby się na Konstantina, gdyby tylko uzyskał przyzwolenie.

- Proszę Cię Mistrzu Arwidzie odstąp albo pozwól mi …
- Chicho, chyba nie chcesz być uczniem tchórza. A jeśli tak to zmień nauczyciela na Hoeninga on już nauczy Cię jak cudze zapiski przeglądać.
- Mistrzu, przecież ja nigdy…
- Cicho mówiłem.


Stary Daree i Konstantim mierzyli się spojrzeniami. Żaden nawet na chwilę nie odwrócił wzroku.

- 35 kroków … a może jeszcze chcesz mur między nami postawić. Bądź mężczyzną Hoening … nie uciekaj jak mysz przed kotem. Moja odległość to 12 kroków, myślę że wystarczająca aby sprawę definitywnie zakończyć.

- Mistrzu … rozległ się głos Lutfryda … a Twoja Opowieść? Przecież mówiłeś, ze jedziemy znaleźć natchnienie. Uczeń próbował zaapelować po raz ostatni do rozsądku nestora.
- Opowieść … czy nic nie rozumiesz? Tu i teraz toczy się opowieść! Zagrzmiał starzec. Będziesz moim sekundantem. A jeśli Morr przestanie ze mnie drwić, to Ty będziesz autorem opowieści ... „Opowieści o Mistrzu Daree”. Znasz moje życie jak nikt inny, jesteś jedynym, który może być moim biografem. Więc zamilcz teraz jeśli Cię nikt nie pyta.
 
Irmfryd jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172