Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2009, 21:46   #31
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Vautrin z uniesieniem brwi obserwował Hoeninga wygłaszającego dramatycznym tonem swe pytanie.

- Ależ mogę odpowiedzieć już zaraz…- zapewnił, skłoniwszy lekko głowę – Bywałem w wielu zamkach, i jeszcze się nie zdarzył mi taki, gdzie jakaś kucharka czy dworzanin nie przysięgałby o podzwaniającym kajdanami lokalnym duchu… Jeśli mnie pytasz o zdanie, to umysł ludzki w sprzyjających warunkach sam wytwarza sobie wszelakie doznania, a przemykającą mysz imaginacja rozdyma do skrobiącego w drzwi potwora. Wybaczcie, ale to wy, artyści, samiście winni przez wasze pieśni i ballady temu, że lud prosty, jak choćby i nasi chłopcy ze straży zamkowej, sił nadprzyrodzonych w zamczyskach wszędzie szuka. Bo ze świecą szukać ballady z zamkiem, gdzie ducha by nie było. Ale, jeśli mości Konstantinie spokoju więcej przez to zaznasz, to obiecuję że popytam u ludzi zamkowych jeszcze w tej materii.

Drobiny kurzu wirowały jeszcze przed jego obliczem, podniesione w powietrze zamaszystymi gestami Hoeninga. Ten patrzył jeszcze długo, ale w końcu odszedł powoli z korytarza, pozostawiając za sobą już tylko Liselotte, na której pytanie cichym głosem odpowiedział Vautrin. Usłyszeli jeszcze niosący się po zamku huk okiennicy domykanej z impetem przez kapitana.



Trzy dni później, te same osoby, które jako ostatnie rozmawiały wtedy w tamtym przypominającym grobowce korytarzu, spotkały się ponownie w sali obrad. Mimo, że spotkanie umówiono dopiero na południe, niektórzy zjawili się w pod wiszącymi u sufitu wielkiej komnaty zdobionymi złotymi nićmi sztandarami już z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca.
Liselotte, która zbudziła się tej nocy bardzo wcześnie, nie mogąc spać postanowiła przemyśleć pewne sprawy już na miejscu, gdzie dotarła pierwsza. Czuła się dziwnie, sama w tej olbrzymiej sali, gdzie każde stuknięcie jej buta zdawało się nieść echem niczym w górach. Świtało. Obserwowała z wyżyn zamku niesamowite barwy wschodu nad borem. Na zewnątrz było chłodno i stosunkowo bezchmurnie, ale za to korony masywnych drzew były niemiłosiernie targane potężnym wiatrem, którego wycie powodowało ciarki na plecach dziewczyny.

Nagle poczuła, że nie jest już sama. Odwróciła się płochliwie. W drzwiach stał Vautrin, wyraźnie zdziwiony jej obecnością o tej porze. Przywitał się uprzejmie, zapraszając ją do stołu. Niedługo potem, przy przyniesionym przez służbę obfitym śniadaniu, rozmawiali. Liselotte opowiedziała na jego prośbę o swoim pomyśle na bohatera, i choć koncept wymagał rozwinięcia, Vautrinowi idea młodej akolitki przypadła do gustu.
Konwersowali, nie spiesząc się. Wiatr o rzadko spotykanej sile dął, hulając również po zamkowych korytarzach. Słońce dawno wyłoniło się nad linię drzew i pięło się coraz wyżej, a tymczasem sala zaczęła powoli zapełniać się kolejnymi gośćmi. Artyści, z zachowaniem zasad etykiety, dołączali do rozmowy, dzieląc się swoimi bardziej lub mniej dopracowanymi już pomysłami Opowieści. Niektórzy woleli jednak zaczekać z tym do oficjalnego rozpoczęcia spotkania. Jak ostatnio, byli i tacy, którzy na miejsce przybyli dopiero w ostatniej chwili. Tym razem jednak, nikogo zdawało się nie brakować o wyznaczonej porze.

Oczywiście, nie licząc Jaspera.

- Piękne Damy, szlachetni Panowie…- rozpoczął Vautrin, czyniąc honory Gospodarza – Słońce stoi w zenicie, tak więc czas mi otworzyć nasze umówione spotkanie. Tak się składa, że dyskusje nasze toczą się dziś już od świtu, jednak miały one charakter wstępu. Teraz, przy pełnej obsadzie, prosiłbym o publiczne przedstawienie owoców swojej pracy.

Rozpoczęła Liselotte, krótką charakterystyką swej akolitki, przy akompaniamencie akceptujących pomruków. Był to jednak dopiero początek… Spotkanie zaczęło przeradzać się w prawdziwy występ kolejnych artystów, którzy powoli decydowali się odkrywać przed innymi swoje talenty. Aravia oczarowała wszystkich, deklamując swą poetycką opowieść przy tajemniczych dźwiękach instrumentu… Ledwo co skończyła, niczym na konkursie głos zabrał kolejny artysta - Konstantin, z równym zapałem komplementując poprzedniczkę, co z dramatyczną emfazą przedstawiając swoją historię – w dodatku wciągając do niej Liselotte… Po raz pierwszy, zgromadzeni zaczęli widzieć przed oczyma duszy niejasny jeszcze zarys swej Opowieści…

Zgromadzeni rozmyślali jeszcze nad dwuznaczną naturą bohatera Aravii. Myśl kobiety była zawoalowana, ale różnymi drogami – jak choćby podobieństwem niewieściego serca Liselotty – artyści zmierzali do serca zagadki. Czy rzeczywiście ją rozwiązali? Vautrin popatrzył na Aravię jakoś tak… Inaczej niż do tej pory… Dziwny był to wzrok, pełny ni to podziwu, ni to smutku? Jednak nie powiedział nic…

Głos zabrał wreszcie stary Daree. Głos Mistrza był miejscami jak kubeł zimnej wody na rozgrzane młode głowy, ale jednak biorąc pod uwagę całość wypowiedzi, Arwid akceptował główną linię pomysłu skonstruowanego przez Hoeninga.

Gdy z ust starca padło imię jednej z Mrocznych Potęg, Vautrin odezwał się, pierwszy raz od długiego już czasu, do tego co niezwykłe w tym towarzystwie – wchodząc w zdanie Arwidowi Daree.

- Mistrzu, wybacz, ale nie mogę pozwolić nawet na wypowiadanie tych bluźnierczych imion w Domu Imperatora, Niosącego Światłość… - zaprotestował zdecydowanie – Wiem, że by sobie tego nie życzył, więc upraszam wszystkich: nie plugawmy naszego grona i tych starych murów tymi obrzydliwymi słowami, których nikt, nawet w dobrej wierze, nie powinien używać. Sam dźwięk tych sylab może być niebezpie…

W tym to właśnie momencie rozległ się huk, znajomy huk, huk otwieranych nagle wielkich odrzwi tej pysznej komnaty. Taki sam huk, jaki usłyszeli wtedy gdy do sali wpadł kapitan niosąc wieść o śmierci Jaspera. Toteż teraz wszyscy, z poczuciem przeżywania na nowo tej samej chwili, z bijącymi sercami zwrócili szybko swe oblicza ku drzwiom, oczekując najgorszego.

Złowroga była to chwila, gdy plugawe imię Pana Pokus jeszcze wisiało w powietrzu i dziwny dreszcz przeszedł po siedzących przy stole, ale tymczasem w otwartych drzwiach nie okazał się nikt. Za to do sali wpadł ze świstem, śmiało, wiejący zamkowym korytarzem wicher, niosąc ze sobą porwane do tańca leśne liście…

Milczenie trwało, gdy liście wirowały jeszcze chwilę nad stołem, a gdy opadły – dopiero wtedy w na wpół otwartych drzwiach pojawiła się nieśmiało jasna twarz wystającego zwykle po drugiej stronie halabardnika.

- O wybaczenie proszę, Czcigodni… - pobladły strażnik patrzył na Gospodarza – Jeden ze służących wziął i zostawił jedno okno i…
- Każcie go wybatożyć. – powiedział beznamiętnie Vautrin – Dwadzieścia razów. Nie dość, że goście przez nieudolność waszą dni temu parę lękać się musieli, teraz jeszcze spokój ich i natchnienie burzycie. Wyjść.

Żołnierz stuknął obcasami i w sali rozległ się dźwięk domykanych ostrożnie od tamtej strony drzwi. Vautrin uśmiechnął się lekuchno do Arwida.
- Proszę, kontynuuj.

Nastrój był już zgoła inny, ale stary Mistrz niejedno już w życiu widział, więc pierwszy otrząsnął się i rozejrzawszy się po wodzących po sobie oczyma biesiadnikach podjął przerwany wątek. Arwid jak gdyby nigdy nic przeszedł do pointy, kończąc swoją wypowiedź mocnym akcentem, a w zasadzie dwoma. Pierwszym akcentem był bohater, którym, gdy jego imię padło, Arwid wyraźnie zaskoczył wszystkich zgromadzonych, czego dowodem były szeroko otwarte usta innych… Zaiste, stary Daree znał metody, jak wprawić w zdumienie słuchaczy. Drugim akcentem był zarys walnej bitwy w Opowieści, który Arwid rzucił niemalże od niechcenia, zwracając wzrok ku Vautrinowi.
Tymczasem Konstantin, w którym najwyraźniej odezwał się duch rywalizacji, znów zabrał głos perorując soczyście – układany nocami zarys Opowieści wypłynął z jego ust, a inni zaczęli się od razu nad nim zastanawiać. Zawtórowała mu Aravia, odpowiadając również Arwidowi na jego słowa… Jakieś palce zacisnęły się mocniej na kielichu, któreś policzki zaczerwieniły się bardziej…Wiatr za oknami zawył jeszcze mocniej, jak gdyby sama natura także chciała ubarwić odpowiednim tłem narastające przy stole emocje…
Vautrin uśmiechnął się.

- Brawo! – klasnął w dłonie – Teraz wiem, żeście prawdziwi artyści i jak na artystów przystało serca wasze otwierają się i emocje do głosu dochodzą. W takim to kotle tylko Opowieść dobra się warzy, bo bez ognia pod kotłem potrawa nigdy szlachetna nie być nie może!

Wstał. Po chwili echo w sali poniosło odgłos jego kroków, gdy począł przechadzać się, jak pierwszego dnia, dookoła komnaty za plecami siedzących.

- Nie przepraszaj, o Pani… - Aravia usłyszała jego głos tuż nad swoim uchem, a odgłos kroków zacichł nagle – Bo moim słowom nie w szranki z waszymi stawać. Jam tylko piórem, którym wodzicie, kreśląc zamysły Wasze. Jabłonią, na której zawisną owoce Waszych talentów. Bardziej rad być nie mogę, gdy słowa Wasze jedne przez drugie płyną, Waszych to słów czekają, nie moich. Zawsze przeto, nie hamujcie się i mówcie, piszcie, twórzcie – mnie tylko zadowolenia przysporzyć tym możecie.

Ruszył dalej, mówiąc entuzjastycznym tonem:
- A skoro przy Twojej osobie jesteśmy, Aravio, poruszyłaś to, com chciał sam z siebie rzucić… Miłości! Miłości trzeba, święte słowa Twoje, niewiasto! Czymże byłaby pieśń dla ludu bez gorącego uczucia! Posłyszałem tu dwa koncepty, które od razu mi ku sobie z pożytkiem w myśli zdążyły… Cóż powiecie na uczucie tak dwóch różnych ludzi – nieokrzesanego barda i tej, co w duszy święty ogień wiary nosi? Lud pochwyci tę historię – oto mężczyzna z krwi i kości, mężczyzna miecza i prostego trunku jak zwykli imperialni wojacy połączony węzłem miłości z podążającą wyżynami oddania Sigmarowi akolitką. Czyż trzeba lepszego przykładu zjednoczenia dwu stanów? A może dla Niej ze złej drogi zawróci? Ileż możliwych dróg, a każda dla nas korzystna …Rozważcie.

Kroki nie ustawały…
- Ale od szczegółów nie rzecz zaczynać. – uspokoił nieco ton – Pozwólcie podsumować do tej pory. Ramy, a piękne to ramy, przez mości Konstantina stworzone przekonują, gdyby kto jednak chciał jeszcze w tej potrawie mieszać – śmiało! Szczegóły dopracować trzeba, jednak to i już w trakcie prac robić można. Jednej decyzji trzeba – czy historię od samego początku w balladzie osadzać, pozwalając poznać się bohaterom, czy już dalej jako drużynę jedną słuchaczom przedstawić? Co do bohaterów… Gdym otrzymał uprzednio od Mistrza Daree pergamin z pomysłem świeżym, zaskoczył mnie on, alem rzecz dobrze przemyślał. Dobry to zamysł! Historia dla prostych ludzi być musi, więc i ludzie z wadami jak i oni przykład też dawać muszą: pokażmy – nie trzeba wcale być świętym, by chwałę Imperium nieść! Pokażmy – nawet jeśliś na złej może drodze, nie jest jeszcze za późno by się odmienić i chwałą się okryć!

Vautrin zatrzymał się na chwilę nad Konstantinem.
- A że nie wiemy kim był naprawdę? – spojrzenia Vautrina i Hoeninga spotkały się – A cóż to znaczy, naprawdę? Czy jeśli opiszesz go odpowiednio Panie, na deskach teatrum nulneńskiego wystawiwszy, kto będzie śmiał zaprzeczyć temu, iż w obronie Middenheim stawał? Kto jednemu, który kłam twoim pięknym słowom zada, spośród tysięcy oczarowanych Twoją wizją, uwierzy?
Po chwili już Konstantin odprowadził idącego dalej Vautrina wzrokiem.

- Mistrz Daree mówi nam… - Vautrin podniósł głos, donośne słowa rozległy się echem dookoła - … nie łączmy spraw osobistych z tworzoną historią… Lecz gdzie przebiega granica? Czy wszystko, co opowiadacie o sobie innym, zawsze jest tylko i wyłącznie czystą prawdą? Czy musimy wiedzieć, kim jest tak naprawdę tajemnicza Mealisandre? Ja mówię – nie! Niechaj wywrze wrażenie na tysiącach, dziesiątkach tysięcy – czy żyć wtedy będzie życiem przez Was stworzonym? Ja mówię – tak! Bohaterów Waszych tkajcie czy to z fantazji, albo i własne Wasze imiona nawet dawajcie! Wolna wola!
Vautrin stanął za swoim własnym krzesłem, a jego palce jak pająki usiadły na rzeźbionym oparciu.

- Pamiętajcie jednak… - powiedział ciszej – To co stworzycie, stanie się prawdą. Prawda może być też siłą niszczycielską, bo nie znosi ona półprawd i fałszu…To chyba miał na myśli Arwid Daree dając Wam w darze swoje ostrzeżenie. Sami zdecydujcie, jak wielkie ryzyko jesteście w stanie unieść dla sztuki. Dramat… Jest szczególnie piękny, nieprawdaż?

Kończył to zdanie wpatrzony w Aravię, ale zaraz przeniósł wzrok na starca.

- Pomysł twój, Mistrzu, z wielką bitwą, która nie odbyła się jeszcze, nie jest niemożliwy do zrealizowania. Jak powiedziałem, by słowa stały się prawdą, oprócz ich piękna trzeba także i działania. Im piękniejsze i dumniejsze słowa, tym trudniejsze działania. By ludzie uwierzyli w to o czym mówisz, oprócz waszej Wielkiej Opowieści potrzebne będą wielkie działania. Ale nie jest to niemożliwe. Po prostu tylko kosztowne.

Zrobił pauzę.
- Poddaję rozwadzę i to, że prawda większą ma moc, gdy z innymi, powszechnie znanymi prawdami się łączy. Dlatego nie wiem jednak, czy nie mocniej byłoby iść za radą mości Konstantina i osadzić wydarzenia w tle już znanym, jak choćby wyprawa Imperatora w obronie grodu na skale. Kluczem byłoby… Przekonanie ludzi, że powodzenie tej wyprawy od innych zdarzeń zależało, a na włosku wisiało, a gdyby nie Bohaterowie… Kolejna rzecz do rozstrzygnięcia, co pod obrady jeszcze poddaję.

Vautrin usiadł i napił się wina, z rozkoszą płukając świetnym trunkiem gardło nieco ochrypłe już od długiej przemowy.

- Ostatni to czas, by nad całością się zastanowić i na pewne rozwiązania publicznie kreskę swoją oddać. Potem na dwór cesarski koncept cały zawiozę, gdzie z niecierpliwością go oczekują. Dyskutujmy zatem, i zdążajmy do końca obrad. Już ponownie głos Wam oddaję, bo widzę, że do głosu niektórym pilno. Zanim jednak to się stanie, pozwólcie że obietnicy dotrzymam i na moment tylko temat zmienię, Jaspera imię jeszcze raz przywoławszy.

Zgromadzeni poruszyli się na miejscu, a Vautrin zmienił nieco ton, z zaangażowanego na dość służbowy i wyważony:
- Przez trzy ostatnie dni zajmowałem się tą sprawą. Pogłoski o rzekomym duchu, jak obiecałem nie ostawiłem, a wypytałem zamkową straż: nie zasłyszałem niczego oprócz zwykłego plecenia z brakiem konkretów. Mimo to poleciłem obejście całego zamku i meldowanie o wszystkich podejrzanych hałasach, które wykraczałyby poza tajemnicze skrobanie czy ciche stukanie.
Ja zaś zająłem się rzeczami namacalnymi.
Zacząłem od obejrzenia ciała, przez co stwierdziłem, jak i zresztą doświadczony w ranach kapitan, iż o żadnych obrażeniach poza obrażeniami od upadku nie mogło być mowy. Na miejscu wypadku nie odnalazłem nic, co mogłoby świadczyć o tym, iż odbywała się tam jakakolwiek walka. Przyznam, że w chwili gorącej ku teatralnemu rozwiązaniu zagadki się skłaniałem, morderstwo podejrzewawszy… Dałem się ponieść emocjom, a zdarzenia takie jak choćby zameldowany mi przez strażników fakt, iż zaraz po znalezieniu ciała napotkano mości Konstantina pod drzwiami komnaty ofiary, tylko ten mój stan podsycały. Jednak na zimno rzecz przeanalizowawszy, jak również odnalazłwszy w komnacie Jaspera pozostawiony przezeń na stoliku testament – do jednego wniosku doszedłem…

W zapadłej ciszy zdawało się, że nawet wiatr za oknami przycichł by usłyszeć dalszy ciąg.

- Otóż myślę…- powiedział Vautrin, patrząc na każdego z nich z osobna - …iż Jasper wyskoczył z otwartego przez siebie okna. Ponadto, myślę, że nie był tam w tamtej chwili sam. Nie będę owijał w bawełnę, stawiam na to, że ktoś był z nim w tamtej chwili. Ktoś z Was…

Ktoś westchnął ciężko. Ktoś syknął.

- Nie mam dowodów…- powiedział mężczyzna powoli, a potem zaczął dla odmiany mówić dość szybko – Nie wiem, jaki wpływ miała ta tajemnicza osoba na to, że Jasper zdecydował się zakończyć swój żywot. Możecie mnie znienawidzić za to, co teraz powiem – ale najważniejsze jest dla mnie to, by Opowieść powstała, dlatego nie będę drążył dalej tej sprawy dla dobra nas wszystkich. Sprawy Cesarstwa muszą zawsze być pierwsze przed sprawami jednostek. Nawet wybitnych. Jednak chcę by ta osoba wiedziała, że jeśli miała ona jednak coś wspólnego ze śmiercią barda i jeśli zagrozi komukolwiek z innych tu obecnych – użyję wszystkich środków będących w moim posiadaniu, by nigdy nie opuściła tego zamku. Co dalej? Jasper przepisał cały swój dobytek niejakiemu Toro Guldenowi, właścicielowi pewnej gospody w mieście Grunburgu. Dziś nad ranem moi ludzie wyruszyli już z ciałem, by zwrócić je tamtejszej rodzinie i z rzeczami barda, by dopełnić ostatniej woli zmarłego. To wszystko.

Twarz Vautrina była niewzruszona i poważna. Mężczyzna siedział, patrząc zamyślony przed siebie. Wicher za oknem znowu przybrał na sile. Urwane gałęzie z leśnych drzew co jakiś czas uderzały o bryłę zamku…

- Najważniejsza jest Opowieść…- powtórzył mocnym tonem – Oddaję Wam głos…Ach, byłbym zapomniał...Tytuł, moi Drodzy, Tytuł!
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 30-11-2009 o 06:52.
arm1tage jest offline  
Stary 30-11-2009, 18:51   #32
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
- Mości Gospodarzu! Nie dziw się mym czynom, iż w tą pamiętna noc, truchło biednego barda nie spieszno mi było oglądać. A czemuż?? Nie ma tu zawiłej filozofii...

Primo – jestem artystą, nie rzeźnikiem. Takie widoki nie są dla mnie, a i owszem jestem żądny wiedzy i ciekawski z natury, ale trupy … litości…proszę.

Sekundo – sądziłem, iż Jasper targnął się na swe żywoto nie mogąc weny swej obudzić.

Tertio – nie ukrywam, nie lubiłem tego pyszałka, nie miałem zbyt wysokiego mniemania o jego talencie. Nie zamierzałem również z jego powodu łapać zapalenia płuc, a jak wiemy owa choroba otwiera furtę przed oblicze Pana Snów, z którym na spotkanie nie śpieszno mi w owym czasie.
Dlatego właśnie wpierw opończę swą zabrać raczyłem, a że odgłosy po drodze słyszałem to i nie omieszkałem sprawdzić…

Ale koniec już tematu. Tłumaczyć się dłużej nie zamierzam, gdyż winnym nie jestem. A i owszem cała ta tragedia nader zasmuciła mnie. Szkoda barda, a ględzenie nad Jego losem życia mu nie zwróci.

- Mistrzu Daree, wybacz me wcześniejsze słowa. Skoro w Twoim mniemaniu postać Jaspera będzie odpowiadać Twojej wizji opowieści… niech tak się stanie!!

- Szlachetny Gospodarzu, drodzy zebrani! W zamyśle fabuły, której prezentacja przed tak światłym gronem zaszczytem dla mej osoby była, nie nakreśliłem ram czasowych… Przez co opatrznie zrozumianym przez Mecenasa naszego zostałem.

Moja propozycja granic czasowych wygląda następująco:

PROLOG, będzie przeszłością. Nici fabuły ułożone tak będą, aby ku teraźniejszym wydarzeniom skierowane były, które w ROZWINIĘCIU miejsce swe będą miały. Rozwinięcie owe na akty dzielone będzie, gdzie każdy z aktów historię osobną przedstawi zmierzając ku EPILOGOWI.
Zwieńczeniem, tak samo jak w koncepcji Mistrza Daree, ma być bitwa. Bitwa, na którą oczekujemy i która będzie naszą ostatnią nadzieją. Dokładnie powinniśmy opisać przygotowanie do niej, nastroje i przemyślenia ludzi stojących naprzeciw armii chaosu, ale według mojego uznania, zakończenie powinno być otwarte, ale kierunkujące myśli odbiorców. Myśli przeświadczone, iż odniesione będzie zwycięstwo!!

A ostatnie słowa powinny być przesłaniem. W tym momencie do głowy przyszła mi taka myśl:
… Imperator poderwał swego karego wierzchowca dając znak do rozpoczęcia bitwy. Spoglądał ze wzgórza na szykującą się do ataku armię. Zdarzały się chwile kiedy przez chmurne niebo przedzierały się promienie słoneczne oświetlając wszystko ostrym światłem o specyficznym zabarwieniu spotęgowanym ciemnymi chmurami w tle. Władca był spokojny, nie czuł trwogi, gdyż wiedział, że wraz z nadejściem świtu, nastanie nowe jutro. Jutro pozbawione ciemności…

- Moi mili, pozostawiam me słowa do waszej rozwagi. …

- Pytałeś o tytuł Gospodarzu… – Konstantin spojrzał ku zamkniętemu oknu. Piękno błądzących po niebie ciemnych chmur hipnotyzowało wzrok poety. Artysta zadumał się przez moment …

”…Kiedy Dziecko Nocy ujrzało po raz pierwszy Blask Świtu, zdumiało się niezwykłą różnorodnością jego zjawisk. Ciemne oczy Dziecka, przywykłe do bezpiecznego azylu mroku, obserwowały z uwagą nowe Znaczenia, którymi obdarowywała świat łagodna Pani Jutrzenki. To Ona nadawała chmurom różaną barwę, dla niej rozbrzmiewały szumem strumienie i rzeki. Nawet przedwieczne Morze poddawało się jej dotykowi, a Ona uspokajała jego fale swymi srebrzystymi pocałunkami.
Nadawała Sens i Wyraz rzeczom i zjawiskom, rozmywającym się do tej pory w niejasności mroku. Witały ją z głębokim pokłonem, z szacunkiem, ukrytym w czymś, czego Dziecko Nocy nie potrafiło nazwać. Jasność, witana przez świat, napawała je dziwnym lękiem…”



… Oderwawszy się od piękna nieba odwrócił się ku biesiadnikom.

- Moją propozycją tytułu jest … Blask Świtu!!
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 30-11-2009 o 18:57.
Morfidiusz jest offline  
Stary 01-12-2009, 21:06   #33
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
- Blask świtu... - wyrzekła powoli Liselotte, smakując słowa. Obróciła te słowa w myślach. Ballada o szukających Broni Świtu... Opiekunowie... O drużynnikach... Strzegący - lecz któż tu czego ma strzec? Tylko Marietta Kamienia Świtu, a czyż może tytuł dotyczyć tylko jej? Nic nie pasowało. Zatem po chwili rzekła:
- Tak, myślę, że to dobra propozycja. Wszak relikwia, która prowadzi bohaterów, to Kamień Świtu właśnie, a poszukują broni, Włócznią Świtu zwanej... Nie sądzę, bym lepszy tytuł wymyśliła.
Uśmiechnęła się łagodnie do rozentuzjazmowanego Konstantina.
- Co do pomysłu, przez naszego szanownego Gospodarza podanego... Dobrze, możemy wątek miłości akolitki i wojaka Jaspera do opowieści wprowadzić. Istotnie, może on być korzystny. Lecz na jedno musimy zważać.
Zamilkła na chwilę, by słów następnych z największą uwagą wysłuchano.
- Nie wolno dozwolić, by w opowieści zagościł dramat wyboru między miłością a wielką misją, jaką los bohaterom powierzył. Miłość jest potężną siłą, która wieść może ku wspaniałym czynom i umacniać na szlachetnej drodze... lecz może też rozedrzeć duszę. Nie wolno nam ni śladu tego drugiego oblicza pokazać w opowieści.
Skinęła poważnie głową, dając znak, że skończyła i nic więcej już dodać nie zamierza.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline  
Stary 01-12-2009, 21:16   #34
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Vautrin popatrzył na Liselotte i uśmiechnął się, co rzadko mu się zdarzało.

- Młoda damo...Któż z nas ma na tyle mocy, by okiełznać raz uwolniony Miłości żywioł? Gdy raz ogień ten wybuchnie, nikt nie wie, jak wielkie pożaru jego będą granice...

Skrzek goniących się ptaków, niechybnie zaraz za oknami komnaty, rozległ się i cichł powoli... Po chwili słychać było już tylko wiatr...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 03-12-2009, 13:47   #35
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
- Mości Vautrinie, nie lękaj się, wszyscy tu o czystym sercu się zebrali i żadnych chaotycznych bóstw nie wyznają. Inaczej musielibyśmy drwa zbierać i na dziedzińcu stos układać. A trupów nam już wystarczy.

Mości Konstantinie, młodość ma swoje prawa będąc w Twoim wieku sam popełniałem błędy. Sztuką jest się do nich przyznać. Nie żywię więc urazy, że początkowo postać Jaspera … niech Morr ma go w swej opiece … wydawała Ci się delikatnie mówiąc nieodpowiednia. Troskę mą jedynie budzą słowa Pana Vautrinie … czy naprawdę masz podstawy sądzić, że jego śmierci dopomógł ktoś z osób tu obecnych? Świadomość twych słów na pewno nie sprzyja powstającemu tu dziełu.


Aravio … czyż sama nie mówiłaś, że powinniśmy utożsamiać się z bohaterem, dawać mu namiastkę siebie, przez co stanie się prawdziwszy i bliższy rzeczywistości… Wspomniałaś o namiastce, a przyznam że gdy tak pięknie mówiłaś o Mealisandre w swych myślach Ciebie od razu ujrzałem, twą zatroskaną twarz, twój instrument, nastrojowe pieśni, którymi nas raczyłaś. Wybacz, że zapytam, ale czy aby nie trapią Cię Pani zmartwienia?
Pytasz czy w Twoim zachowaniu jest pycha i zarozumiałość, odpowiem , że u innych ją widzę. Co do przeambicjonowania … nie wiem. Sama w duchu odpowiedz sobie na to pytanie… Czy moje zmysły mnie zawiodły, czy nie chcesz być bohaterką? Zaprzecz proszę a będę spokojniejszy…


Mistrz uniósł kielich zmoczył usta, ale nie odstawił go tym razem … kręcił wolno dłonią chcąc wydobyć aromat znamienitego trunku. Kiedy woń godna cesarskiego stołu doszła do zmysłów Arwida, wolno odstawił puchar, otarł usta. Na jego czoło wstąpiły liczne zmarszczki. Starzec ważył w myślach słowa poczym rzekł:

- I nie lekceważ Pani pospólstwa. Kiedy mówimy o „ludzie” to zazwyczaj myślimy o jakiejś ciemnej masie, postępującej zupełnie nielogicznie. Ale „lud” to również autorytety lokalnej społeczności, znane osobistości, które niejednokrotnie radziły jak należy postępować. Weźmy np. wspomnianego tu Toro Guldena właściciela Gwarnej Chaty z Grunburdzkiej dzielnicy slumsów, przez miejscowych zwanej po prostu Chatą. Czy ten poczciwy Krasnolud jest gorszy bo jego karczma mieści się na Gwarnym Placu a nie w zamkowej dzielnicy? Nawet nie wiedziałem, że jeszcze żyje poczciwina, spotkałem go jakieś 25 lat temu kiedy wyruszałem na wschód z myślą pomnożenia majątku. W jego chacie uczyniliśmy punkt werbunkowy a na piętrze wynajęliśmy pokoje. Nie przeszkadzały nam niedogodności tego miejsca. Spędziliśmy tam 8 dni. Nie raz toczyłem dysputy z Toro, nie jedno od niego usłyszałem, ale te oto słowa utkwiły w mej pamięci ... „Każdą pracę wykonuj, jakby miała ona być ostatnią w życiu” ... mawiał Toro wycierając kufle.
Do tej sentencji dodałbym swoją … tylko praca daje okazję odkryć nam nas samych, pokazać to, czym naprawdę jesteśmy, a nie tylko to, na co wyglądamyPo tych słowach Mistrz wolno omiótł wzrokiem po zebranych, zatrzymując się nieco dłużej na obliczach niektórych.

-A więc do pracy moi mili.
Cieszę się, że przypadły Ci do gustu Konstantinie ramy czasowe opowieści nakreślone przeze mnie. Myślę, że opowieść powinna zaczynać w 2521 roku kiedy rozpoczęła się Burza Chaosu. Burza, którą wszyscy jeszcze pamiętają. Początkowo złe wkrada się w granice Imperium, wycofująca się armia ponosząca straty . Liczne potyczki, podczas których bohaterowie mogliby się poznać. Na przykład dobrym pomysłem byłoby uratowanie z opresji Williama i Marietty przez Jaspera. Napad zbójców, zasadzka a może coś znacznie gorszego jak zwierzoludzie czy nieumarli. Napotkane spojrzenia Marietty i Jaspera, szybko spuszczone spojrzenie i rumieniec na twarzy dziewczyny oraz błysk oczu i promienny uśmiech młodego wojaka. Tak moi drodzy chciałbym aby Jasper wsławił się jako żołnierz, gdyż myślę, że ta profesja była mu znacznie bliższa. Jak mi wyznał od tego właśnie zaczynał.
Miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak przecie to akolitka, czy może ona porzucić Sigmara dla tego nieokrzesańca. Życie ciągle zsyła pokusy, co więc wybrać?
Następnie bohaterowie udają się w drogę, zostawiają zniszczony wóz, rozprzęgają jedynego konia, który przeżył i udają się do najbliższego miasta. Docierają podczas burzy podobnej do tej, którą ostatnio tu obserwowaliśmy. Karczma daje im gościnę i dach nad głową. Dopiero teraz mają możliwość przedstawienia się. Spożywają wspólnie posiłek, na dworze odgłosy przybierającej na sile burzy, nagle otwierają się drzwi, ktoś rzuca się by je złapać zanim wiatr je porwie, zatrzymuje się w pół kroku … W drzwiach ukazuje się kobieta, przez chwilę męczy się z zamknięciem drzwi. Jasper wskakuje na stół przewracając dzban, odbija się od krawędzi i jednym susem znajduje się przy drzwiach. Nagle czyjaś dłoń mocno przyciąga je i odgłosy burzy z lekka przycichają.

- A gdzie to Pani sama tak po nocach podróżuje. Zapraszam do naszego stołu. Jestem Jasper.


Myślę, że następnego dnia bohaterowie udają się w tym samym kierunku. Do Was należy wymyślenie celów, jakim każdy z nich się kieruje.
W pewnym momencie Opowieści powinna pojawić się Włócznia Świtu, po którą należy udać się na niebezpieczne tereny. Potrzebna jest też zasługa, którą musieli zdobyć aby powierzono im misję. Być może wzorowa postawa w bitwie, uratowanie czyjegoś życia. Spowoduje to zbudowanie zaufania i powierzenie im zadania wyprawy na teren wroga i odnalezienia artefaktu. Wyobraźcie sobie bohaterów przemykających przed wystawionymi wartami zielonoskórych. Oczywiście sama wyprawa jest bardzo niebezpieczna a na koniec trzeba artefakt ten zdobyć w walce z własnym sobowtórem.


Kiedy bohaterowie wracają trwa oblężenie Middenhaim. Ukrytymi przejściami dostają się do miasta. Obie strony w tym czasie gotują się do ostatecznej bitwy. W starciu biorą udział bohaterowie. Włócznia, którą dzierży w dłoni Jasper, a może William rani Archaona. Najeźdźcy pozbawieni dowódcy wycofują się. Bitwa wygrana, Imperium uratowane.
Vivat Cesarz, vivat bohaterowie!


Co do tytułu myślę Pani … Arwid skłonił głowę w kierunku Liselotte … Powinniśmy pierw wysłuchać wszystkich propozycji.

Błysk Świtu hmm… Mistrz zamyślił się przez chwilę. Tak, piękne ale … bardziej pasujące do uniwersyteckiego dzieła. Błysk czyli blask, blask czyli jasność, ten jeden moment kiedy słońce wychyla się zza widnokręgu, kiedy szala zwycięstwa przechyla się na stronę światłości w odwiecznej wojnie nocy i dnia. Piękne ale zupełnie nie pasujące do tej opowieści. Czy myślisz Konstantinie że prości ludzie zrozumieją to przesłanie? Już słyszę te głosy …

- Błysk świtu, przecie wiadomo że jak świta to się widno robi, też mi opowieść. Zamkli ich w zamku, karmiły, przednim winem poiły a ony jakiś błysk wymyśliły. Cysorz to umi piniądze wydawać, szkoda tylko, że nam ciężko się żyje, przecie za jedną taką butelcyne wina co ten starzec dziennie wypijał można by milicje przez miesiąc utrzymać, albo bramę wzmocnić. Eeee do luftu z taką opowieścią, niech se te nieroby czytajo, my nie bedziemy tego słuchać.

Pamiętajmy, że dzieło ma być przesłaniem dla wszystkich mieszkańców Imperium. Co powiecie np. na tytuł „O czym milczą legendy?”… Wzbudza zainteresowanie, ciekawość. Słuchacz oczekuje dowiedzieć się tego, czego nawet w legendach nie ma. Będzie chciał usłyszeć tej dodatkowej informacji, która być może umknęła skrybie.

- Tego trza posłuchać! Będzie niosło się po karczmach, oberżach a także dworach.

W toku opowieści wszyscy odkryją czemu milczą na ten temat legendy. Milczą, bo jest to historia zbyt świeża aby się w nich znaleźć. Historia, która zakończyła się niedawno. Od pamiętnej bitwy minęło zbyt mało czasu aby zapomnieć zło, które wdarło się do Imperium, aby przestać opłakiwać mężów, czas, w którym rany są nadal świeże. Artefakt oraz wygrana bitwa da nadzieję na kolejne lata. Lud będzie wiedział, że jest bezpieczny a razie ewentualnej wojny stanie do walki.

Poznaliście więc moją propozycję.


Na krótką chwilę zanim cień nie zakrył oblicza Mistrza na jego twarzy zagościł dziwny wyraz … połączenie uśmiechu, zmęczenia może bólu.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 03-12-2009, 19:48   #36
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Od momentu, w którym Mistrz Arwid zaczął prezentować swoją wizję rozpoczęcia opowieści, poeta rozsiadając się wygodnie wlepił swe piękne oczęta w fizys mówcy.

Z każdym płynącym słowem oblicze Hoeninga zdawało się przyjmować minorowy wyraz. Oczy obserwatora nawet na tchnienie nie odpuszczały facjacie Mistrza.
Kiedy mówca wypowiedział ostatnie ze słów – poeta rozpoczął swój wywód…

Hmmm… - niby do siebie, a jednak na głos, rozpoczął poeta celowo zwracając na siebie uwagę zebranych – piękna wizja Mistrzu! Doprawdy piękna… uratowanie z opresji podróżujących Williama i Marietty przez Jaspera…. Napad zbójców, zasadzka a może coś znacznie gorszego jak przykładowo zwierzoludzie… Gdzie, bohaterskiego młodego wojaka - Jaspera, oczarowany pięknem akolitki poprzysięga Jej pomoc…

… Doprawdy piękna wizja… tylko, że nie Ty byłeś jej twórcą.

Czyż to nie ze mną dysputowałeś ubiegłego poranka na zamkowym dziedzińcu??
Czyż nie tam z mych ust owy pomysł dane Ci było usłyszeć??

Ale… moi mili… nie zamiarujemy przecie przeciwko sobie stawać, a co do pomysłu, to poezją dla uszy mych jest, iż pomysł tak zacny - akceptacji Mistrza Daree się doczekał. – Konstantin rozejrzał się po obecnych, a na twarz artysty szczery uśmiech zawitał – Rozwinięciu wątku… w pełni autorstwa Twego… przychylny jestem.

Tylko nie czyń tego więcej, gdyż podobne posunięcia, nie przystoją takim autorytetom. – zimno wtrącił poeta kierując słowa prosto ku swemu przedmówcy.

Jednak nie zapominaj drogi Arwidzie, iż cel, którym podąża akolitka jest już znany i to właśnie dzięki próbie czystości serca, a zarazem ocaleniu miasta, dostąpiła zaszczytu poszukiwań magicznych artefaktów. A droga, która podąża zsyłają Jej bogowie. To dzięki swej wierze i własnemu osądowi tego, co słuszne - wie, dokąd zmierza.

Wizja końcowa również nie odbiega od mojej, a co do różnic…to morze czasu przed nami nim tą część opowieści przyjdzie nam kreować…

Tytuł. Tu się z Tobą zgodzę. Może masz racje, iż Twoja wizja nazwy opowieści będzie słuszniejsza od mojej skromnej propozycji…
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."
Morfidiusz jest offline  
Stary 03-12-2009, 21:12   #37
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Kiedy usłyszała głos Vautrina tuż nad swoim uchem, w jej sercu i głowie rozpoczął się szalony proces analizy.

Pobudzona do myślenia ulotną tajemnicza grozą... Nie! Raczej dreszczykiem emocji sytuacji, rozpoczęła wędrówkę po wspomnieniach. Coś uwierało ją w podświadomości, sprawiało, ze jej świadomość wierciła się niczym sławetna królewna na ziarnku grochu.

- To co stworzycie, stanie się prawdą...
Stwierdzone przez Vautrina. Powtarzane wielokrotnie przez Daree.

Działania, wielkie działania.
Można stworzyć różne rzeczy.. lecz magicznych artefaktów nie... Nie? Oby nie!

Tak jakby... byli w zmowie? Wiedzieli o czymś, co ukryte było przed innymi?
Przeszył ją dreszcz strachu - tak jak błyskawice niebo, w pamiętną noc, gdy zginął Jasper.

Wychyliła kolejny kielich wina.

Nie, nie wierzę, ze zabił się sam – tak samo silnie jak w to, że nie pomógł mu nikt z nas. Popatrzyła na ich gospodarza, zajętego wygłaszaniem kolejnej kwestii. - Coś ukrywasz... - mówił, śledzący go spod wpółprzymkniętych powiek wzrok. - W końcu dowiemy się co to.

Nie miała czasu zebrać myśli, bo doszły jej słowa mistrza Arwida.

Nie dała się zbić z pantałyku. Minęły te czasy, gdy płonęła rumieńcem na każde słowo czy uwagę zwróconą przez mężczyznę.

- Owszem, Mistrzu, przyczynię się do spokoju duszy twej i zaprzeczę. Mealisandre różni się ode mnie znacznie i nie jest mną. Owszem, mam zamiar utożsamić się z nią i dać jej namiastkę siebie. Inaczej nie potrafiłabym uczynić jej prawdziwą. Obdaruję ją tym, co mi najbliższe.
Będzie śpiewać w najmniej odpowiednich porach, będzie układać pieśni w każdej chwili i miejscu, będzie czarować i dawać się uwodzić muzyce. Melodyjność i rytm poprowadzą ją przez świat targany ohydztwem chaosu. Stanie się muzyką samą w sobie... Będzie moją utęsknioną wizją barda. Niczym więcej. Tylko tyle, albo aż tyle, będzie nas łączyć.

Zamilkła, miną swą w jednoznaczny sposób dając do zrozumienia, że temat uważa za zamknięty.

- Co do spotkania, może tak być. Lecz pewną zmianę wprowadzić pragnę. Mówiliśmy o rasach różnych biorących udział w wydarzeniach. Skoro nasi – z naciskiem na to ostatnie słowo – bohaterowie mają być tylko ludźmi, pozwolę sobie wprowadzić do przygody bohatera... jakby go nazwać? Postronnego? Niezależnego? Rozumiecie, co mam na myśli z pewnością. Waham się jeszcze czy będzie to Elf czy Krasnolud, ale ta obietnica zaskoczenia chyba nie jest wam niemiła - mam nadzieję.
- Tytuł...
Oba mi się podobają.
Dla równowagi powinnam chyba podać swoją propozycję.
„ Z mroku do świtu”
„Od mroku do świtu”
„Mrok poszukujący światła”
„W mroku poszukujący świtu”
„ Bohaterowie z przypadku”
„Gdzie świt zwyciężył mrok”
„ Przypadkowi nieprzypadkowi”
„W poszukiwaniu światła”
„ Mrok i walczący świt”

Umilkła, wiedząc, że mogłaby tak długo. Mogła sypać tysiącami pomysłów, jednak skoro to nie była jej, a wspólna opowieść, nie potrafiła poczuć tego jedynego w swoim rodzaju uczucia trafienia w sedno.

Podniosła do ust kolejny, napełniony ukradkiem przez wprawną służbę kielich wina, i poczuła, że jest to jej definitywnie ostatni, na który pozwolić sobie może, nie kalając swej godności kobiecej.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 03-12-2009, 21:13   #38
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Po słowach Hoeninga, Mistrz poczuł się wywołany.

- Istnieją dwa rodzaje ludzi: sprawiedliwi, którzy uważają siebie za grzeszników, i grzesznicy, którzy uważają siebie za sprawiedliwych. Wypije za to toast Hoeningu, a Ty oraz Wy wszyscy pomyślcie przez chwilę, do których się zaliczacie.

Mistrz długo delektował się szlachetnym trunkiem. Wolno odstawił kielich na to samo miejsce, po czym kontynuował.

- Prawda, że wczoraj żeśmy o ogólnym zarysie poznania rozmawiali, wspominałeś o karocy i o napadzie. Przyznam, to niezgorszy pomysł, dobre połączenie losów bohaterów. Dlatego nie rozwijałem tego tematu, poświęciłem mu aby dwa zdania. Zauważ, że w propozycji nie ująłem także obecności trzeciej osoby, gdyż uważam że nieco byłoby to nieprawdopodobne aby wszyscy poznali się w jednym momencie i od razu stworzyli drużynę, jak wczoraj proponowałeś.

Zapadła cisza, skrzek ptaszyszka wyrwał Arwida z zamyślenia.

- Pozostała część Twej wypowiedzi napawa mnie zadumą. Skąd mogłeś wiedzieć o Jasperze skoro jego imię padło dopiero dziś przy tym stole? To samo tyczy się Marietty, przecież wczoraj rano nie mogłeś znać ich imion ani profesji. Wyjaśnij nam to Panie Konstantin Hoening!

- Mości Vautrinie … Wyraz twarzy Mistrza nabrał powagi, jakiej zebrani jeszcze u niego nie widzieli … Żądam aby od dzisiejszego wieczoru pod drzwiami mojej sypialni a zarazem i pracowni pełniona była straż. Nikt poza mną oraz Lutfrydem nie ma prawa wchodzić do moich apartamentów. Sprzątaniem oraz paleniem w kominku będzie zajmował się Lutfryd. On też będzie dostarczał mi posiłki.

W jednym momencie z twarzy starca zniknęło zmęczenie, dłoń zacisnęła się na kielichu. Przez moment słychać było świst jego oddechu.
 
Irmfryd jest offline  
Stary 03-12-2009, 21:52   #39
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Jeśli sobie tak życzysz, Mistrzu...- odpowiedział Arwidowi Vautrin - jeśli jednak nawet służba nie będzie miała dostępu do Twej komnaty, wszystko sam wespół z uczniem swoim robić przy oporządzeniu będziesz musiał. Co do straży, po tym co się stało...Takie twe życzenie, zatem dwu dodatkowych ludzi straż przed Twoimi drzwiami pełnić będzie.

Co dziwne, zdawał się być zadowolony, dając taką obietnicę. Potem popatrzył na czerwonego już nieco Konstantina.
- Mości Hoening, co do tego, czy dalej wątpliwości przez Arwida Daree przedstawione rozwiewać zamiarujesz, twoja wola. Przypominam jednak, by do meritum z końcem zmierzać, gdyż zmierzch już zapada a wiele ustaleń jeszcze przed nami.

Uśmiechnął się do Aravii blado, a następnie nieoczekiwanie zwrócił się do Liselotte:

- Padło wiele Tytułów propozycji...Mości Konstantin przedstawił swoją, potem Mości Daree. Ty we wstępie ku Hoeninga wersji ostawałaś, Pani. Jednak Konstantin był łaskaw z kolei do propozycji Arwida się przychylić. A i Aravia ciekawe koncepty w tym względzie nam tu okazała.
Zatem, języczka u tej wagi potrzebujemy! Mości Panno, do której z tych propozycji serce twoje się wyrywa?
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline  
Stary 03-12-2009, 22:20   #40
 
Morfidiusz's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwuMorfidiusz jest godny podziwu
Cóż Cię dziwi, Daree?? – podjął rękawicę rozjuszony Konstantin, gdy tylko Vautrin wystąpienie swe zakończył.
- Wymieniliśmy swe uwagi, co do konceptu. Nie wymienialiśmy żadnych imion bohaterów, jeno zarysy postaci…

Co zadumą Cię napawa??
Reasumując opowieści zebranych - bohaterom bezimiennym imiona nadano, toż w koncepcji, o którą się rozchodzi – bezimiennych nazwałem. Co w tym dziwnego??
A i owszem – koncepcje bohatera uroczej Aravii również w karocy widziałem, kimkolwiek by była…


Ale widzę, że mózg Ci szwankuje drogi Mistrzu, gdyż w wizji, którą Ci przedstawiłem dwójka bohaterów była z zarysu wykreowana przez mą skromną personę.
Tak widocznie Pani Verena chciała, co by wizja Lisoletty do mojej była zbliżona, a urocza niewiasta zgodę wyraziła, aby zaszczyci nas połączeniem obydwu bohaterek w jedno ciało.

A jeżeli uważasz, że zdolnym do takich niegodziwości jak sięganie po twe zapiski Starcze!!
To żeś łgarz okrutny i gdybyś młodszym był, to na dziedziniec bym Cię zaprosił!!
Nie obrażaj mnie, bom nigdy za obce pomysły się nie chwytał!!
A twe oskarżenia niedorzeczne się zdają, gdyż od śmierci Jaspera z własnej woli pod strażą jestem. – zakończył swa wypowiedz zagniewany artysta.
 
__________________
"Nasza jest ziemia uwiązana milczeniem; nasz jest czas, gdy prawda pozostaje niewypowiedziana."

Ostatnio edytowane przez Morfidiusz : 03-12-2009 o 22:24.
Morfidiusz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172