Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2011, 21:52   #11
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Krasnolud udzielił odpowiedzi na wszystkie zadane przez Zachariasa pytania. Okazało się, że cała ta Smocza Skała znajduje się całkiem niedaleko, zaledwie pięć furlongów od wieży, pod którą rozmawiali. Niziołek bardzo ucieszył się z tej nowiny. Nie trzeba będzie daleko drałować z przeklętym kufrem i wcale szybko znajdzie się miejsce, gdzie będzie się można spokojnie zatrzymać. Dowódca krasnoludzkiej warty zwrócił jeszcze ich uwagę na, jak to określił, Prawodawców. Chyba chodziło o coś w rodzaju strażników miejskich, a z takimi Zacharias miał już do czynienia. Jego pociotek Ruffi Apfelstrutz był strażnikiem pól w Krainie Zgromadzenia.

Koszty wkroczenia do twierdzy wynosiły pięć złotych koron, od osoby. Pieniądze zostały odliczone ze wspólnej kasy, a potem ruszyli do Martwych Wrót, przedsionka twierdzy. Krasnolud przestrzegał, że jest to miejsce niebezpieczne, pełne złoczyńców i mętów społecznych, kryjących się w osadzie przed imperialnym prawem. Swój glejt, wzorem towarzyszy, niziołek ukrył w kapeluszu. Było to miejsce ze wszech miar bezpieczne, gdyż kapelusz doskonale przylegał do głowy węglarza, tak że nawet silne podmuchy wiatru nie były w stanie go porwać, a jego ogólny stan odrzucał postronnych od dotykania go. Kilka minut po upuszczeniu strażnicy Marcus zdecydował o pozostawieniu kufra i rozdzieleniu pozostałych pieniędzy, dla bezpieczeństwa. Zacharias nie miał nic przeciwko temu, ale szkoda trochę było pozostawiać przy drodze kufer. W końcu był to całkiem nieźle wykonany pojemnik, z mocnymi zawiasami i okuciami. Gdyby go sprzedać, można by otrzymać za niego co najmniej pięć złotych koron, a tak zgnije sobie w krzakach. Szkoda.

Osada, jaką dostrzegli sprawiała wrażenie zbudowanej zupełnie przypadkowo. Wielka ilość rozpadających się, marnych i wykonanych byle jak budynków, stłoczona była wzdłuż zabłoconych, krzyżujących się pod różnymi kątami, ulic. Ciężko byłoby w tej plątaninie ulic, uliczek i zaułków cokolwiek odnaleźć. Na szczęście główna droga była dobrze widoczna. Wiodła ona w górę, ku znajdującej się wysoko, pośród skał potężnej twierdzy. Gdy Zacharias patrzył na mury i bramę, przyszedł mu na myśl smok, taki o jakich słyszał w bajkach opowiadanych przez dziadka Frodda i innych starych niziołków.

Spojrzenia ludzi, jakich mijali wjeżdżając do osady były nieprzyjazne, jeśli nie wrogie. Zarośnięte facjaty i zaciskane pięści, raczej nie oznaczały niczego przyjaznego. Wręcz przeciwnie... Zacharias co chwila poprawiał za pasem siekierkę, jakby ten gest miał odpędzić kłopoty i zupełnie nie po niziołczemu, posyłał złowrogie spojrzenia spode łba.
 
xeper jest offline  
Stary 23-01-2011, 02:51   #12
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Górnik stał w milczeniu słuchając słów krasnoluda. Z każdą chwilą coraz mniej mu się to wszystko podobało, a radość z tego, że uszli z życiem prysła jak mydlana bańka. Jego twarz wykrzywił grymas złości i niezadowolenia. Dopiero teraz doszło do niego jak bardzo dał się nabrać wtedy w Wissenlandzie.

Zaklął szpetnie pod nosem chowając glejt pod skórzaną kurtę po czym ruszył za resztą poprawiając plecak. Okazało się, że warownia nie leży zbyt daleko, na całe szczęście, a droga do niej była jak najbardziej bezpieczna. Już po niedługim czasie ich oczom ukazały się w oddali ogromne bramy twierdzy i parodia miasta leżąca daleko w dole. Miejsce niemal całkowitego bezprawia, a przynajmniej tak wynikało ze słów brodacza z posterunku. Robiło się coraz lepiej.

Jeden z towarzyszy Zweisteinera zaproponował porzucenie kufra i podzielenie się złotem po równo. Była to jak najbardziej mądra i uczciwa propozycja. Taszcząc kufer rzeczywiście mogli stać się ofiarą napadu i postradać niedawno oszczędzone łaską bogów żywota. Kolejna rada Markusa, tym razem dla Alessy także mogła oszczędzić im wielu kłopotów.

Kiedy złoto zostało uczciwie podzielone, a kufer wylądował gdzieś w krzakach, ruszyli dalej.
-Coraz mniej mi się to podoba...- zamarudził na głos górnik
-Trzeba nam znaleźć jakąś choć w ćwierci spokojną gospodę i zastanowić się co poczniemy dalej. Oby piwo mieli tu lepsze niż zabudowania...-
Szedł dalej starając się ignorować jakiekolwiek spojrzenia spode łba puszczane w ich, czy też w jego, stronę. Poprawił przy okazji większy z dwóch kilofów na plecach.

Tylko ktoś znający się na sytuacji panujących w górniczych tunelach, albo posiadający choć przeciętną wiedzę na temat górnictwa i wyposażenia górniczego mógł domyśleć się, że ten większy kilof wcale nie służył tylko i wyłącznie do przebijania się przez naprawdę twarde partie skał. Mało tego, ten rodzaj kilofa dawano tylko górnikom pracującym w tunelach narażonych na ryzyko ataku. Dla niedoświadczonego oka wyglądał jak zwykłe narzędzie, ale ktoś wystarczająco bystry zaraz spostrzegł, że dolna część obu "haków" kilofa ma kształt podobny do ostrza i rzeczywiście jej krawędzi są naostrzone.
Ta broń służyła górnikom w razie ataku na kopalnie, ponoć w walce była równie skuteczna co miecz czy wielki topór. I rzeczywiście tak było, co Eckhartd zdołał sprawdzić podczas potyczki z goblinami.

Górnik rozglądał się więc w około szukając szyldu oberży czy drogowskazu, który ich do takowej zaprowadzi.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 23-01-2011, 20:53   #13
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud trzymał się cały czas z tyłu grupy. Rozglądał się uważnie i przysłuchiwał każdej rozmowie, jednak nie odzywał się w dalszym ciągu ani słowem. Na słowa Markusa zareagował jedynie skinięciem głowy, niemal niezauważalnym. Zmierzył wzrokiem kobietę, jakby oceniając ją. Nadal jednak nie komentował niczego ani słowem. Po krótkiej rozmowie z krasnoludami podążył ponownie za grupą, osłaniając ich tyły, mimo iż znajdowali się na bezpiecznym terenie.

Rozdzielenie pieniędzy znajdujących się w skrzyni, która była jedynie zmartwieniem i spowalniała grupę wojownik przyjął ponownie bez słowa. Wydawało się to coraz dziwniejsze, bowiem przez cały czas szedł w kompletnej ciszy. Jego głośne kroki powodowały dziwne echo, roznoszące się po okolicy.

Thrunmir patrzył tylko z rozdrażnieniem mieniącym się w oczach na marudzących ludzi. Utwierdzało go to w przekonaniu, że nigdy nie zrozumie tej dziwnej rasy. Krasnolud przyjmował to, co go spotykało bez sprzeciwu. Skoro tak się działo, to tak musiało być. Rozwodzenie się nad tym nigdy nie przynosiło nic dobrego.

Wejście do miasta, po intensywnej ucieczce z masakry, nie uspokoiło grupy. Zabójca nie okazywał żadnych emocji, toteż nie można było odczytać z jego twarzy czy jest zadowolony z faktu trafienia do miasta czy nie. Trzymał swoją broń w jeden ręce, obserwując wszystko i wszystkich dookoła. Maszerował za pozostałymi członkami grupy, milczeniem akceptując każdy z ich wyborów.

Nie wiedzieli tego, jednak Zabójca podążyć miał za nimi bez względu na to gdzie mieliby się udać. On nie było od podejmowania jakichkolwiek decyzji. On był od zabijania.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 25-01-2011, 18:32   #14
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Mógł być pewien, że kogoś tutaj zabije. Mieszkańcy Martwych Wrót spoglądali na grupkę maszerującą mało przyjaznymi uliczkami jak na ścierwo, leżące w rynsztoku. Pogarda mieszała się z nienawiścią i zarazem zawiścią. W ich spojrzeniach nie było respektu zarówno dla Thrunmira, jak i nawet Alessy. Najwidoczniej takie tu panowały zwyczaje, że gości należało traktować jak potencjalną konkurencję w każdej dziedzinie życia. Byli jednak tacy, którzy nie okazywali braku szacunku. Ba wręcz przeciwnie. Masa kupców, przy swych straganach, drewnianych budach i dwukołowych wozach z towarami witała ich niskimi pokłonami, wzajemnym przekrzykiwaniem się, kto to niby ma lepsze ceny i najlepszej jakości towary. Ci jednak nie byli tak namolni jak roznegliżowane ladacznice, które próbowały przytulić się to do Eckhardta, to do Markusa, a niektóre odważniejsze próbowały szczęścia nawet z krasnoludzkim wygnańcem.


Okolice wyglądały przynajmniej nie zachęcająco. Spora kałuża, zaschniętej krwi na podłożu pod jedną z chałup świadczyła o tym iż bezprawie w tym rejonie było ewidentne i wręcz oczywiste. Zgodnie ze słowami krasnoludzkiego kusznika pod wieżą na drodze do Karak Azgal uliczki miała patrolować trój osobowa jednostka krasnoludzkich Prawodawców, charakteryzujących się wyglądem nie do przeoczenia. Choć grupka uciekinierów nie przebywała w osadzie zbyt długo, to jednak ani razu nie uświadczyła takowych strażników a to miało zarówno dobre, jak i złe strony. Mogli w każdej chwili paść ofiarą ataku miejscowych, ale jednocześnie broniąc się przed nimi nie byli narażeni na karę ze strony krasnoludów. Tego najbardziej chcieli uniknąć. Wszak zabójstwo, czy okaleczenie w samoobronie nie było w tych czasach grzechem, którym warto się było przejmować przez dłuższy czas.

-Hej! Może obstawicie walkę gladiatorów? No dalej, wiele nie stracicie a zyskać możecie sporo. Zastanówcie się. Od wielu tygodni rządzi tu Buurf Żelazna Piącha! To rosły wojak, nie ma na niego mocnych. Postawcie na niego.- zachęcał człek z paskudną blizną na twarzy. Nagle został on odepchnięty w tył, przez większego i silniejszego człeka o posturze miniaturowego ogra.
-Spierdalaj śmieciu pod swoją spelunę, to nasz rewir!- skarcił go wielkolud, po czym nagle, jak gdyby nigdy nic rozchmurzył się i wejrzał na grupkę.
-Może zagracie w kości? Gry karciane też są przewidywane. Może porzucacie sztyletem?! To dopiero przednia zabawa, a to najszybsza forma zarobku! To jak?- zachęcał, nie przejmując się groźnymi spojrzeniami krasnoluda, towarzyszącego grupie.


On z resztą też był niemile widziany w tych stronach. Ci wojownicy byli kojarzeni zasadniczo z szaleństwem trawiącym ich umysły, głupotą, nazywaną przez nich samych odwagą, oraz hańbą, którą okryli swe nazwisko. O ile ludzie widząc spory młot khazada nabierali jako takiego dystansu, to już rasowi kuzyni Thrunmira spoglądali na niego z istną pogardą i brakiem szacunku. Jeśli któreś z kompanów miało nadzieję, że dzięki towarzystwu krasnoluda będzie im łatwiej, to grubo się mylił.
-Jabłecznik zaprasza!- krzyczało dwóch niziołczych bliźniaków, na progu piętrowej karczmy. To był cel kompanii, a jako że żaden z szynków w Martwych Wrotach z pewnością nie mógł być nazwany ekskluzywnym, to wybrali pierwszą lepszą – nazwaną Jabłecznikiem.

-Aaaa! Świetny wybór mili państwo!- krzyknął jeden z malców, stojący przy drzwiach, zaś gdy kompani tylko się zbliżyli, otwarł im je na oścież okazując gościnę.
-Nie pożałujecie! Alkohole przednie, zaś jedzenie najsmaczniejsze w całych Martwych Wrotach.- zapewniał drugi, choć żaden z członków grupki jakoś nie dawał temu wiary. Wnętrze karczmy było przeciętne, z wyjątkiem niskiego baru, za którym stał kolejny niziołek, trochę starszy od dwóch bliźniaków na progu szynku. Nad głową malca, za barem wisiało kilkanaście nawet dobrze pachnących, wędzonych kiełbas. Na środku sali znajdowały się stoliki i ławy. Kilka było zajętych, ale o tej porze dnia szynk świecił jeszcze pustkami. Niziołek wycierał szmatą drewniane talerze spoglądając z zaciekawieniem na nowych gości.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-01-2011, 19:16   #15
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Droga przez osadę była niezmiernie ciekawa. Przynajmniej w odczuciu Zachariasa Grubba, który chłonął nowe widoki jak zimne piwo. Po kilku chwilach przestali mu nawet przeszkadzać wszechobecni właściciele podłych mord. Rozglądał się na boki, przyglądając nowościom. Podbiegł do straganu, na którym kupiec prezentował zwierzęce skórki. Z zaciekawieniem przyglądał się podstarzałej dziwce, która wykonywała zachęcające i równocześnie obelżywe gesty w stronę mijających ją mężczyzn. Zastanawiał się dlaczego nikt nie zwraca na niego uwagi i doszedł do wniosku, że to z pewnością przez jego wzrost. Przecież był nie większy od wyrośniętego berbecia. Fakt ten mu jednak nie przeszkadzał i nadal wciskał się wszędzie gdzie działo się coś ciekawego.

Przez chwilę stał między nogami otaczających go ludzi i przyglądał się pokazowi artystów. Trzech młodzieńców w obcisłych galotach, wyginało się niemożebnie i przyjmowało niezwykle ciekawe pozy. Potem stworzyli ludzką piramidę, a ten który był jej podstawą stał na rękach. Niziołek z zapartym tchem czekał, aż piramida się zawali. Nic takiego nie nastąpiło, a znajdujący się na samej górze chłopak zeskoczył zwinnie, w powietrzu wykonując salto. Zacharias bawił się niemal tak dobrze, jak swego czasu, na pokazie połykaczy ognia. Było to kilka lat temu, gdy do Apfellhof zajechała trupa Herr Bunzmanna. Zabawy było co niemiara. Pokaz się skończył, ludzie bili brawo. Zacharias wrzucił srebrną monetę do nadstawionego kapelusza i pognał za oddalającymi się towarzyszami.

Zacharias już miał zapytać człowieka zapraszającego na walkę gladiatorów, kto jest przeciwnikiem osławionego i niepokonanego Buurfa, ale nie zdążył. Inny typ, wepchnął się przed grupę. Ten z kolei zachęcał do gry w karty, rzucania sztyletem i innego hazardu.
- W rzucaniu całkiem niezły jestem - powiedział do osiłka, chwytając za siekierę. - Tylko nie sztyletami rzucać umiem, a tą oto siekierką. Z dwudziestu kroków w pięcioletnią osikę trafiam, jeśli wiesz co mam na myśli.

Olbrzym nie zaprzątał sobie nim głowy, zignorował go zupełnie. Teraz skierował się z zaproszeniem do idącej tuż za nimi grupy krasnoludów. Krępi mężowie, uzbrojeni w nadziaki i topory, podążali zwartą grupą, wrogo patrząc na idącego tuż obok niziołka, krasnoluda.
- Czego oni od Ciebie chcą? - zapytał Thrunmira. - Patrzą na Cię jak na kupę gówna albo zdechłego szczura. Dlaczego?

W końcu trafili na karczmę. I to jaką! Prowadzoną przez niziołki, o wdzięcznej nazwie „Jabłecznik”. Dwóch bliźniaków o kędzierzawych włosach zapraszało do wnętrza. Zacharias wysunął się na przód grupy, bo którz, jak nie on, będzie rozmawiał z niziołkami.
- Vitejte krajany - zwrócił się do nich w ojczystej mowie, uznając to za wszech miar słuszne. - Me imeno je Zacharias Grubb, syn Boddo Grubba a Etelki Pumperkranzovej od Apfelhoffu. Co mile setkani. S velkou radosti vyuzivame privitat...

Weszli zachęcani do wnętrza, które mimo obaw, okazało się całkiem przyjemne i ciche. Klientów nie było zbyt wielu. Było za to czysto i schludnie. Karczma dysponowała dużym wyborem trunków, a z kuchni dolatywały przyjemne, łechcące podniebienie i żołądek zapachy. Zacharias skierował sie do szynkarza.
- Vitejte - pozdrowił go. - Dati, domacin pivo... A knedliki s umakom...

Czekając na posiłek, usadowił się wygodnie na jednym z krzeseł. Plecak i siekierę oparł o nogę stołu i zaczął dyndać swobodnie zwisającymi nogami.
- To co teraz robimy, kamraci? - zapytał pozostałych. - Bo ja to bym się udał do tej twierdzy na górze, co to smoka przypomina. Tam z pewnością jest coś ciekawego... Nie, żeby tu nie było. Przecież po drodze mijaliśmy tyle ciekawych rzeczy... Ale tam jest taka prawdziwa przygoda, czuję to w kościach... Jakem Zacharias Grubb. To kto idzie ze mną?
 
xeper jest offline  
Stary 26-01-2011, 12:35   #16
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Krasnolud krok za krokiem przemierzał miasto. Wredne i zapite mordy wpatrujące się w niego z niechęcią nie robiły na nim żadnego wrażenia. Przyzwyczaił się do wytykania go palcami i traktowania jak okaz dziwnego i egzotycznego zwierza. Szedł z tyłu grupy, nie rozglądał się dookoła jak choćby ciekawski niziołek, który latał od jednego straganu do drugiego, przy okazji oglądając występy akrobatów.

Pierwszy z mężczyzn, proponujący walkę gladiatorów został po chwili zastąpiony innym, szulerem proponującym hazard. Niziołek prawie dał się nabrać, jednak hazardzista zupełnie zignorował małego towarzysza. Thrunmir zmierzył go ciężkim i groźnym spojrzeniem przechodząc obok niego. Ciekawski niziołek zadał krasnoludzkiemu Zabójcy kilka pytań, ten jednak nie odezwał się ani słowem. Ciężkie buty brodacza stukały o podłoże miarowo. Grzebień włosów poruszał się zgodnie z ruchami muskularnego wojownika. Trzymany w ręku młot skutecznie odstraszał zapędy wszelkiego rodzaju złodziei.

Dwie niskie postacie zapraszały gorąco do swojego przybytku. Grupa, z którą krasnolud podróżował skusiła się na skorzystanie z ich usług. Thrunmir nie mówiąc nic wszedł za pozostałymi do środka, zajmując wolne miejsce. Gestem ręki zamówił piwo. Czekając na trunek, rozglądał się po karczmie. Wnętrze nie wyróżniało się niczym spośród setek, w których pił krasnolud. Jedną różnicą była niska lada, przystosowana do obsługi przez niziołka. Kiełbasa, wisząca nad jednym z niziołków drażniła brodacza swoim zapachem.

W końcu milczenie przy stole przerwał Zacharias, niziołek który próbował porozmawiać z Zabójcą na ulicy. Brodacz kiwnął jedynie głową na znak, że popiera jego pomysł, po czym zajął się przyniesionym mu piwem.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 26-01-2011, 14:22   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakoś tak dziwnie bywało, że w każdym większym mieście można było trafić na coś, co porządni obywatele nazywali 'podejrzaną dzielnicą'. Pełno tam było tak zwanych podejrzanych elementów. Mniejsze i większe grupy opryszków miały we władaniu kawałki dzielnicy, ściągano haracze, trup ścielił się gęsto wśród konkurencji lub tych, co nie chcieli sie podporządkować. Obcy rekrutowali się zwykle z żądnych wrażeń turystów, narwanych bohaterów lub zwykłych głupców, którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, co może im grozić.
Miejsce, do którego trafili stanowiło dość wierną kopię takich właśnie dzielnic. Hazard, nierząd, zbrodnie. Za sam wygląd niektórzy powinni trafić do lochów.
Osobiście Markus nie miał nic przeciwko małemu zakładowi, paru rzutom kości czy mile spędzonej nocy. Miecz również nosił nie dla ozdoby. Jednak na większą skalę coś takiego mu nie odpowiadało.

Odrzucając mniej czy bardziej nachalne propozycje dotyczące różnych dziedzin życia dotarli wreszcie do karczmy prowadzonej przez dwoje niziołków. Co, przynajmniej teoretycznie, gwarantowało wysoką (lub przynajmniej dobrą) jakość jedzenia.
Pociągnąwszy dwa łyki wyjątkowo smacznego piwa (na wysoki smak bez wątpienia miała wpływ suchość w gardle), postanowił zabrać głos w sprawie zapewne wszystkich interesującej, czyli planów na przyszłość.
- Ciekawych rzeczy jest tu faktycznie pod dostatkiem - nawiązał do wypowiedzi Zachariasa - ale mogłyby być pewne trudności z korzystaniem z tych uroków. Albo trzeba by znaleźć pole do jakiejś uczciwej działalności. Na to nie mamy ani pieniędzy, ani znajomości. Rozkręcenie interesu wymaga nakładów, utrzymanie się w tym bagienku pewnie też sporo kosztuje, bo nie wątpię, że trzeba się temu czy owemu opłacać. A ja nie lubię wyrzucać pieniędzy.
- Dołączenie do tego bractwa
- machnął ręką w stronę ulicy - wymagałoby albo przyłączenia się do kogoś, albo stworzenie własnej grupy, odpowiednio silnej. Wywalczenie pozycji na szczycie kosztowałoby z pewnością wiele trupów. I wcale by mnie to nie bawiło. Poza tym w końcu i tak byśmy się pokłócili, kto ma zostać szefem grupy. Lub szefową - spojrzał na Alessę.
Dziewczyna miała dodatkowe możliwości zarobkowania, ale po pierwsze nie wyglądała na taką, której by to odpowiadało, a po drugie - wolał o tym nawet nie wspominać.
- Jeśli zostaniemy tu dłużej - mówił dalej - to rychło głód zacznie nam zaglądać w oczy. Nie wspomnę o tym, że zapewne niedługo by nas zostawiono w spokoju i prędzej czy później padłyby trupy. Nie wiem, jak wam, ale pobyt w lochach czy wizyta w kopalni niezbyt mi odpowiada.
- Dlatego też uważam, że warto zobaczyć, co ciekawego kryje się w tej twierdzy, o której wspomniałeś Zachariasie. Najpierw jednak chciałbym się dowiedzieć, co tam jest ciekawego, czy tam można ot tak sobie wejść, czy też trzeba mieć jakieś zezwolenie... Może nasi gospodarze dysponują jakimiś informacjami.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-02-2011 o 19:22.
Kerm jest offline  
Stary 27-01-2011, 17:20   #18
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Alessa szła przed siebie, nie zwracając większej uwagi na zaczepiających ich osobników. Zakapturzona, z pochyloną głową, starała się jak najmniej rzucać w oczy. Jednak nieprzychylne spojrzenia jej nie omijały. Nie martwiło jej to zbytnio, bardziej zmartwiła ją własna naiwność.
~ Zacząć od nowa, dobre sobie.
Myślała, że dotrze z karawaną na miejsce i bez problemu wpasuje się w tamtejszy rytm życia. To nie były jednak znajome nuty. Nie wróżyły nic dobrego. Dziewczyna potrzebowała spokoju, a tego z pewnością nie znalazłaby tutaj. Prędzej czy później skończyłaby jako ladacznica, oddająca się za byle grosz albo zostałaby po niej tylko zakrzepła plama krwi, jakich wiele miała okazję zaobserwować. Ewentualnie spalone szczątki. Tak, to było bardzo prawdopodobne...

W związku z tym na ile mogła, na tyle omijała łukiem wszelkie, zaczepiające ich osoby. Kobiety jej nie interesowały, wielce zręczna w rzucaniu nie była, a i do hazardu specjalnego pociągu również nie odczuwała. Zresztą wiele razy ryzykowała już życiem w codziennej grze. Wolała ewentualne szczęście pozostawić na takową, niż wygrać dzięki niemu jakiś zakład. Alessa z ulgą powitała krzyki dwóch niziołków, zapraszające do karczmy. Było jej wszystko jedno, gdzie się zatrzymają, ale chciała już jak najszybciej zejść z ulicy. No i przynajmniej tutaj jeden z ich grupy, mógł znaleźć wspólny język z właścicielami.

Zasiadłszy do stołu, Alessa odsunęła nieco kaptur do tyłu, nie zdjęła go jednak całkowicie. Chciała jedynie móc wygodnie spoglądać na kompanów, a przy tym nie ściągać na siebie spojrzeń innych gości.
- Musielibyśmy mieć niezłe zaplecze pomocników, żeby tu się wybić. - przytaknęła Markusowi - Nie wiem czy ktokolwiek z nas mógłby tu spać spokojnie, nawet gdyby udało nam się coś rozkręcić.
Złowiła spojrzenie mężczyzny przy okazji kłótni o pozycję w hierarchii. Wzruszyła tylko lekko ramionami. Wcale nie musiała o niczym decydować. Zaś uwaga ściągnięta na kogoś innego, mogła jej tylko ułatwić działanie. Przynajmniej na terenach Imperium. Tutaj i tak było wszystko jedno...
- Lochy i kopalnie? - prychnęła cicho - Tam szybciej padłabym trupem niż na ulicy. Twierdza to interesujący pomysł. Przynajmniej wyrwiemy się jakoś stąd. Cokolwiek nas tam nie spotka, w najgorszym razie może chcieć nas zabić. Czyli nic nowego w porównaniu do tego miejsca... - skinieniem głowy wskazała drzwi wyjściowe - Jeśli zatem nie macie nic przeciw memu towarzystwu, to chętnie wybiorę się z Wami. Niańczyć mnie nie będzie trzeba. - zapewniła ich.
 
Amanea jest offline  
Stary 28-01-2011, 02:19   #19
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Górnikowi coraz mniej podobało się to miejsce. Nigdy w życiu nie miał okazji oglądać tylu szumowin i dziwek stłoczonych w jednym miejscu jak pszczoły w ulu. Większość życia spędził w górniczej osadzie na terenach Wissenlandu. Może nie było to wielkie miasto, ale wiodło się tam ludziom całkiem nieźle. Zawsze jest zapotrzebowanie na różnorakie kruszce. Dlatego też robota górnika nie należała do prac słabo opłacanych, szczególnie jeśli ów górnik musiał pracować w miejscach narażonych na ataki orków czy innych paskudztw.

Na dodatek kleiły się do niego miejscowe kurewki, uroda to one nie grzeszyły, choć temu się akurat nie dziwił. W takim miejscu znalezienie pięknej kobiety graniczyło pewnie z cudem. A jeśli nawet posiadali tu jakieś ładne i przede wszystkim zdrowe kurtyzany, to z pewnością były już dawno zarezerwowane dla tutejszych "grubych ryb". Reszta musiała zadowalać się ochłapami.

Eckhardt spojrzał krzywo na barczystego mężczyznę nakłaniającego ich do hazardu. To na pewno był jakiś kanciarz, który posiadał oszukane kości czy oznakowane karty. Nie lubił hazardu, słyszał jaki może okazać się niebezpieczny. Słyszał nieraz plotki o tym jak ludzie przegrywali całe swoje majątki i później z niczym umierali w rynsztoku. Nie chciał podzielić ich losu. Wiedział, że pokusa hazardu może złamać jego wole i dlatego też nie chciał nawet próbować.

W końcu grupa dotarła do karczmy prowadzonej przez niziołki. Ich mały towarzysz szybko odnalazł z nimi wspólny język. Brzmiał dosyć dziwnie, ale Zweistainer się tym nie przejmował. Zasiadł przy tym stoliku gdzie reszta i zamówił piwo. Zrobił głęboki wdech a zapach kiełbas wdarł się do jego nozdrzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo jest głodny. Postanowił do piwa zamówić coś taniego, ale według niego odpowiednio sycącego, do jedzenia.

Kiedy odezwali się jego towarzysze z propozycją udania się do twierdzy, mężczyzna zmierzył ich wzrokiem drapiąc się po brodzie.
-Pewnikiem trzeba jakowejś pieczęci czy innego glejtu aby się tam dostać. Każdego to tam raczej nie wpuszczają.- upił solidny łyk piwa po czym wierzchem dłoni starł piane z brody i ust.
-Ale spróbować zawsze można....-
Tu spojrzał na milczącego krasnoluda. Z początku chciał coś powiedzieć bo otworzył gębę, ale chyba zwątpił i po prostu upił kolejny łyk piwa.
-Praca w kopalni nie jest zła....a w krasnoludzkiej kopalni pracować to zaszczyt. Ale oni ludziom raczej nie pozwalają.- po chwili kontynuował
-Po prawdzie to nie znam ja się na wielu rzeczach po za górnictwem. Żołnierzem nie jestem, a do uczonego mi jeszcze dalej.-
Ugryzł kawałek chleba, który mu przyniesiono po czym zabrał się za konsumowanie kaszy.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 29-01-2011, 13:34   #20
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację

Ci, którzy chcieli zjeść, zjedli. Ci, którzy chcieli się napić, opróżnili podane im naczynia. Wspólnie ustalili iż udadzą się do samej twierdzy, by tam zobaczyć, czy znajdzie się dla nich coś ciekawego. Miny niziołków były nietęgie, gdy nowe twarze tak szybko opuściły Jabłecznik, jednak nikt ich za nic nie winił ani nie oskarżał. Jak widać karczma nie przypadła grupce do gustu. Pożegnanie nie było tak ciepłe jak powitanie, jednakże nikt się tym nie przejmował. Droga przez Martwe Wrota w stronę ostrej drogi pod górę, w stronę bramy Karak Azgal była prawdziwą męką. Kurwy i na siłę chcący sprzedać swoje towary kupcy, byli tak namolni, że kompani niedoli z trudem powstrzymywali się od agresywnych krzyków, gróźb i rękoczynów, nie chcąc sprowadzić na siebie kłopotów. W końcu jednak ogromne osiedle z drewnianych domków przerzedziło się aby ostatecznie zniknąć. Stali u podnóża ogromnego wzniesienia, na którego szczyt, pod bramę prowadziła kręta droga.

Na górze spodziewali się złowrogo spoglądających na nich strażników, żądających niebywałych kwot za wstęp, albo nawet zabraniających wejścia na teren miasta. Zdziwili się, gdy grupka krasnoludzkich wojowników właściwie nie zwróciła na nich uwagi. Choć brama była piękna i wykonana wręcz idealnie to jednak samo miasto zrobiło na nich druzgocące wrażenie. Brukowana kostka, z której zbudowane były ulice była tak idealnie równa, jakby chodziło o sam pałac Imperatora. Ściekowe kratki w rynsztokach zapewniały znacznie mniejszy smród niż ten, który panował w jakby innym, gorszym świecie w Martwych Wrotach. Kompani nie odczuli również złowrogich spojrzeń, głupich komentarzy, oraz przede wszystkim natrętnych sprzedawczyków. Kompani przeszli ledwie kilka metrów a z jednej z bocznych uliczek wyłonili się znani z opisów Prawodawcy.

Tak jak się spodziewali, było ich troje. Każdy w płytowej, lśniącej zbroi, dzierżący dwuręczny młot. Każdy z nich miał u pasa dwa skałkowe pistolety, gotowe w każdej chwili na oddanie śmiercionośnego strzału. Każdy z tak długą brodą iż musiała być ona w połowie rozdzielona i owinięta wokół pasa, aby nie być ciąganą po podłodze. Krasnoludy były dostojnymi osobnikami o chłodnym, lecz nie złowrogim uosobieniu.
-Bądźcie powitani w Mieście wspaniałości.- rzekł jeden. Trudno było stwierdzić, czy któryś z trójki osobników jest dowódcą.
-Okażcie proszę swoje glejty, które otrzymaliście w strażnicy, po drodze z Złych Ziem.- rzucił drugi. Kompani bez większych oporów ukazali dokumenty, potwierdzające uiszczenie wpłaty za wjazd do Karak Azgal.
-Dziękujemy, życzymy miłego dnia.- odezwał się trzeci oddając glejt niziołkowi.

Na prosto od bramy znajdowała się ogromna fortyfikacja będąca najwyższym budynkiem w mieście. Można było śmiało pokusić się o stwierdzenie, iż jest to twierdza w twierdzy. Wysoki na niemal czterdzieści metrów budynek przypominał prawdziwy zamek z legend, na którego szczycie znajdowała się piękna rzeźba skrzydlatego smoka. Całość otaczał gruby i porządny mur, po którym spacerowali pełniący służbę kusznicy. Wszędzie wokół panował spokój i względna cisza. Nie było tutaj nikogo kto na siłę chciałby sprzedać grupce gości swój towary, czy na chama zaprosić ich do "wyjątkowej" karczmy. Zdecydowana większość, przechadzających się ulicami mieszkańców Karak Azgal była krasnoludami. Na szczęście kompani nie wyglądali niczym zbiry z Martwych Wrót, to też postrzegani byli za zwykłych gości. A skoro sprawdzeni przez Prawodawców, to znaczy że zapłacili należną miastu kwotę dzięki czemu nie musieli się obawiać nieprzyjemności. Karak Azgal stało przed nimi otworem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172