Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Literatura
Zarejestruj się Użytkownicy


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2017, 20:57   #31
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
7. Conan Pirat - R. Howard, L.S. de Camp
***** - nawet, nawet (ale typowy fast food)
Cóż tu napisać o Conanie? Conan Pirat to trzeci tom mającej ponad siedemdziesiąt tomów serii o Conanie. Zdarzyło mi się już czytać to cudo:
więc wszystko, co napisał Howard już znam (ale i tak czytam, bo czyta się cudownie). Ale nie znam historii opisanych przez innych autorów, stąd moje gwałtowne czytanie tych cieniutkich książeczek.

A cóż o tym tomie mogę napisać? Historie skupiają się na powiązaniach Conana z piratami, bardziej lub mniej luźnymi (albo niedawno był ich hersztem, albo na początku tekstu jest to gdzieś wspomniane). Klimat mocno arabski i ewentualnie morski. Nie brakuje morderczych małp, które są chyba ulubionymi adwersarzami stworzonymi przez Howarda. To typowy fast food dla czytelników fantasy, ale... z klasą? Każdorazowo, gdy jest mi dane poczytać trochę o Conanie, to mam ochotę wziąć wielki udziec wołowy, usmażyć go na krwisto nad ogniskiem i pójść uprowadzić jakąś niewiastę (z opresji ratując przy okazji). Za bardzo nie wiadomo jak to jest zrobione, ale właśnie tak. Ta książeczka nie jest odmienna - pełno półnagich kobiet potrzebujących ratunku i wbijających noże w piersi swoich kochanków, niepowstrzymana, dzika siła Conana, fircykowate cośki arystokracji, niepojęte i dziwne siły nadprzyrodzone i to coś, co każe mi wziąć się za kolejny tom. Więc niby nic specjalnego, ale... To "ale" sprawia, że pewnie wezmę się za kolejnego Conana.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 25-02-2017, 00:52   #32
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


2/12

Strzelby, zarazki, maszyny- Jared Diamond





*** - kiepściucha, ale były momenty ktore były super, polecam wszystkim *******

Cytat:
Dlaczego wy, biali, wytworzyliście i przywieźliście na Nową Gwineę tyle towaru, podczas gdy my, czarni, wytworzyliśmy go tak mało?
To pytanie jakie Nowogwinejczyk Yali zadał swojemu przyjacielowi, autorowi tej książki.
Odpowiedź wydaje się prosta... Europa jest na wyższym poziomie cywilizacyjnym, jednak tam gdzie kończy się odpowiedź, zaczyna się pytanie następne:
Cytat:
...no ale dlaczego?
Diamond zmienił więc pytanie Yalego:
Dlaczego jedne ludy osiągnęły tę cywilizacyjną wyższość nad innymi. Czemu niektóre z nich doszły do pewnych rzeczy wcześniej, co dało im przewagę?
Oczywiście masy różnych rasi-chłopców znalazłoby na to pytanie odpowiedź w jedną krótką chwilę przebłysku white-power-myśli. Diamond jednak zdecydował się ominąć tę jakże "światłą" ideę.

Koczownicy uprawiający łowiecko-zbieracki tryb życia wolniej się rozmnażają. Kobieta z takiego plemienia musi odczekać, aż dziecko będzie mogło samemu poruszać się za grupą, aby nosić kolejne. Ot kilka lat. Kobieta w osiadłej społeczności zajmującej się hodowlą i rolnictwem, teoretycznie (czemu nie) rodzić może co rok. Do tego osiadłe plemiona wytwarzające żywność mogą sobie pozwolić na utrzymywanie jednostek nie zajmujących się wytwarzaniem/zbieraniem żywności. Stąd prosta droga do zawodów rzemieślniczych, urzędników, a co za tym idzie ewoluowaniem prostego plemiona w wodzostwo i państwo. Wyspecjalizowani żołnierze, etc.
W końcu społeczności mające ciągły i bliski kontakt ze zwierzętami (czyli udomowienie ich) są narażone na choroby przechodzące na ludzi ze zwierząt. Trzebione są epidemiami, ale uodparniają się na nie. Łowcy-zbieracze lub społeczeństwa nie mające styczności z dużą ilośćią udomowionych gatunków: nie.

Wychodzi na to, że ci mieli prościej, którzy pierwsi osiągnęli domestykację roślin i zwierząt na skalę umożliwiająca produkcję żywności. Diamond udowadnia, że tylko część roślin i zwierząt nadaje się do domestykacji, a niesamowita ich większość występowała w Eurazji z dużym ich natężeniem w rejonie żyznego półksiężyca i dość bliskich mu regionów. Przykładem kiepawej pozycji mogą być tu Ameryki. W Eurazji 'kandydatów' do domestykacji jest ponad 70, w Amerykach 24. Ważne też jacy to kandydaci. Jest wiele elementów jak płochliwość, agresja gatunkowa, przetwarzanie masy i tempo wzrostu, rozrodczość, wszystkożerność etc. etc. Wszak nawet ludy euroazjatyckie nie udomowiły żubrów, jeleni i saren, łosi. Czemu? Wg Diamonda te gatunki do domestykacji sie nie nadały.
Krowa, koń, owca, koza, świnia, osioł, wielbłąd - kto wymieni więcej ze standardowej pczki? Wszystkiezostały udomowione w kolebce 'naszej' cywilizacji. Próżno szukać takich gatunków np w Amerykach, Indianie mieli tylko lamę (bizon to jak nasz żubr, nieudomowiony. Krowa pochodzi od tura). W Afryce płochliwość zebr i agresja bawołów i guźców zablokowała domestykację tych gatunków. Diamond nie twierdzi, że się nie da, ale dla półprymitywnych społeczności Afryki te cechy ww gatunków afrykańskich zablokowały domestykację, która na bardziej nadających się do tego gatunkach Eurazji dała radę.
Dwa inne szczegóły też są tu ciekawe. Np. słoń, czemu nie dał przewagi Afryce, a Hannibal wiódł je na Rzym. No ok, ale gatunek ten nie został udomowiony i do dziś się to nie udaje. Domestykacja gatunku nie równa się oswajaniem osobników tego gatunku. Hindusi i Azjaci tworzący bardzo wcześnie swoje cywilizacje nie udomowiły słonia do dziś.
Ile znaczy chocby jeden gatunek widać po koniu. W Amerykach go nie było, indianie go nie znali i nie mieli substytutu możliwego do udomowienia gatunku jako siły pociągowej czy pod dupkę na walkę. Europejczycy szli jak burza przez amerykański kontynent do linii Misissippi. Tam zaczęło się z Dakotami (Siuxami), a później z Apaczami i Komanczami. Te 3 indiańskie nacje były przez długie lata większym cierniem w pupce niż setki innych plemion ze wschodu z Irokezami (tworzącymi nawet własne państwo i dosyć wysoką kulturę) włącznie. Koń, strzelba i uodpornienie się na choroby Europejczyków i dzicy Indianie już mogli robić takie jazdy, że ekspansja na zachód osłabła. Custer coś o tym wie. Co by było gdyby Indianie choćby mieli konia do udomowienia przed przybyciem europejczyków?
Kosmos.

Inna kwestia to oś kontynentu. Od francuskich wybrzeży Atlantyku po Chiny lub Indie jest właściwie pas autostrady. Brak trudnych do przekroczenia barier terenowych i podobny klimat. Oś wschód-zachód rulez, największym problemem to środkowoazjatyckie subsyberyjskie stepy (czyli problem wręcz śmieszny).
Ameryki i Afryka są ukierunkowane na oś północ - południe. W porównaniu z Eurazją szlak lądowy: wschodnie wybrzeże USA-Patagonia, to jest cholerny hardcore. Afryka ma tu niewiele lepiej. To blokuje innowacje i wymianę technologii. Dzielenie się społeczności udomowionymi gatunkami w obrębie kontynentu i przejmowanie ich od siebie by zwiększać własną produkcję.

Diamond porusza dużo więcej kwestii, wykształcenie się pisma np. Analizuje wiele teoretycznie nie powiązanych ze sobą problematyk wskazując kto miał łatwiej kto trudniej.

W końcu dam jeden z syntetycznych przykładów.
Hiszpanie podbijający Amerykę. Hiszpanie wygrali i podbili, bo mieli lepszy sprzęt itp, ale czemu?
95% indian wybiły zarazy, na które podczas tysięcy lat populacje Ameryk się nie uodporniły przez brak własnych epidemii z powodu braku zwierząt hodowlanych. Gorsza pozycja w zasobach domestykalnych gatunków roślin i zwierząt tamowała rozwój przez mniejszą liczbę osób mogących pchać go do przodu zamiast zajmowac się zdobywaniem żarcia. Brak zwierząt pociągowych i używanych do walki (koń).
Dodajmy do tego, że koczownicy z Syberii zaczęli zasiedlać Amerykę kilkanaście tysięcy lat temu. Oni dopiero wchodzili na Alaskę przez tzw. "Most Beringa" gdy na bliskim wschodzie zaczynało się rolnictwo.
I pozamiatane.


Diamond wskazuje też czemu niektóre cywilizacje, które osiągnęły rozwój wcześnie potem nie wytrzymały tempa z Europą. Bliski wschód = totalne zdegradowanie delikatnego środowiska (jak dziś wyglądają tamte tereny wiadomo, kiedyś najżyźniejsze na świecie). Chiny, przez wczesną unifikację i jedność kulturowo-polityczną. W Europie w 1500 roku było kilkaset państw, najmniejsza liczba w historii to 25 w końcu XIX wieku. Gdy w jednym trafiał się wariat co u władzy stopował rozwój kraju, sąsiedzi wynalazek przechwytywali i używali u siebie, często jeszcze udoskonalając go. W Chinach starczyło, aby raz do władzy dorwała się obskurancka partia eunuchów i w jedno pokolenie w całej wschodniej Azji (za wyj. Japonii izolowanej na max.) zaprzepaszczono wspaniałą tradycję "treasure fleet". Wcześniej ogromne floty ogromnych statków z załogami dziesiątków tysięcy Chińczyków, dociarały do Afryki. Jedna decyzja i ze stoczni zostały gruzy. Co by było gdyby to Chińczycy utrzymali politykę eksploracji i ekspansji i pierwsi opłynęli Przylądek Dobrej Nadziei? Nie wiadomo. Zrobili to Portugalczycy. Wieczne podzielenie Europy uchroniło ja od tego co spotkało Chiny.

takich przykładów jest w książce więcej. Czyta się to i rozdziawia japę. Pozornie mało ważny szczegół rzutujący na historie całych cywilizacji. To miażdży. Szczególnie jak ktoś w historii i etnologii się lubuje i smaczki typu 'efekt motyla', oraz związki przyczyna-skutek w formie łańcucha zdarzeń traktuje jak ja. Genialne.

Ale...

No właśnie, ale...
Za stary ze mnie kuń by to wszystko łykać jak młody pelikan bezrefleksyjnie tylko dlatego, że to wszystko naprawdę układa się w niesamowicie logiczną i spójną całość. Jakimś tam zmysłem wyczuwam tu coś..., muszę poczytać więcej o tym co pisze Diamond, jak widzą to inni naukowcy. Nie wiem, przeczucie. Szczególnie, że Diamond w kilku miejscach się wręcz kompromituje. Z jednej strony wskazuje, że prócz etnologii, lingwistyki, biologii, najważniejsza tu jest metodologia historii... z drugiej pisze o tym, że w czasie zamachu "Walkiria" na Hitlera, front wschodni przecinał Rosję na pół. Dla laików totalnych (nie każdy może historię lubić) wspomnę, że to niecałe 2 tygodnie przed Powstaniem Warszawskim gdy Rosjanie byli o krok od Wawy. Już po zdobyciu Wilna, na 2 dni przed Lwowem...
Poza tym książka napisania jest KO-SZMA-RNIE (między innymi dlatego nie waham się tyle spoilerować, serio mało kto przebrnie). Powtórzeń własnych hipotez jest tyle, że można wyciągnąć kopyta. Czasem po 2 razy na rozdział wspominane jest to co udowadniał w poprzednim (nie jako jednozdaniowe wspomnienie...).
Mrok i groza.
Poza paroma rozdziałami, tego się prawie nie da czytać choćby w miarę płynnie. Nie każdy musi książki popularnonaukowe pisać jak Norman Davies, ale no kurde, bez przesady!

Stąd moja podwójna ocena książki. Z jednej strony jest fenomenalna i polecam każdemu (choć ostrożnie z wnioskami Diamonda). Z drugiej jest tragedia. Nie da się tu dać jednoznacznej oceny.

Ale pozycja obowiązkowa jak się często bywa na imprezach gdzie po którymś piwie zazwyczaj w kuchni zaczynają się górnolotne dyskusje, a bywa na nich kolega-kolegi, nacjo-chłopiec na szeroko dzielący się hipotezami o wyższościach rasowych. Bo kilka drobnych szczegółów geograficzno-zoologicznych i jego prapraprapra...przodek, mógłby być złożony słońcu w ofierze na wielkiej piramidzie azteckiej nad Wisłą.
Zgasić można jak ognisko sikiem.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-02-2017 o 16:38.
Leoncoeur jest offline  
Stary 25-02-2017, 16:31   #33
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


3/12

Wir Pamięci. Rozpad połowiczny. Mord założycielski (trylogia Apostezjonu)- Edmund Wnuk-Lipiński




******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel

Po dość ciężkich przeżyciach (wspomniane tu "Opowieści ze świata wiedźmina" <odruch wymiotny>, książką Diamonda i jeszcze jednym popularniaku który po kawałku przyswajam), mój mózg potrzebował odpoczynku. Lektury naprawdę dobrej.

Są książki tak dobre, że są jak Woodstock. Po pierwszym razie wraca się doń co jakiś czas, choć przecież niczym nowym już nie zaskoczy.
Dla mnie taka książka jest trylogia Wnuka-Lipińskiego, którą odświeżyłem sobie już bodaj po raz czwarty.

Tu nie będzie nic z choćby otarcia się o spoiler, bo zdradzać cokolwiek byłoby zbrodnią - polecam każdemu sięgnąć po książkę samemu :P
Ale tak ogólnie nic nie napisać i nie zachęcić, tez słabo.

Niedaleka przyszłość z bardzo niewielkimi konotacjami z motywem cyberpunk. Totalitarne państwo. Kto czytał "Limes Inferior" Zajdla, ten wie o co chodzi. Jednak w odróżnieniu od LI w trylogii Apostezjonu nie jest głównym tematem wątek głównej postaci.
Bo i głównych postaci jest kilka, niektóre wiążące się z fabułą dopiero w ostatniej części. Wątki ich splatają się mocno tworząc fabułę, ale znów pomyliłby się ten, który uznałby, że głównym bohaterem jest grupa kilku związanych ze sobą osób.
Nie.
Głównym bohaterem tej książki mi osobiście wydaje się społeczeństwo Apostezjonu. To tło, które reprezentują pierwszoplanowe postaci w tej książce. Ta trylogia to czysta fantastyka socjologiczna, jednak mi osobiście dzieło Wnuka-Lipińskiego podoba się bardziej niż wszystkie najlepsze książki Zajdla razem wzięte (za trzecie z opowiadań, W-Lipiński zresztą nagrodę im. Zajdla zgarnął). Ksiązka ta jest bardziej plastyczna i wręcz mistrzowsko wyważona. Punkt ciężkości pomiędzy fabułą ciągniętą przez główne postaci, zarysowaniem drugiego planu, oraz poziomem bardzo plastycznie i twórczo rozbudowanego tła... jest rewelacją.
Imho nawet sceny przedstawiające 'drugą stronę', narady w sztabie rządowym, są świetnie opisane, oraz dane w odpowiednim momencie. Również postaci drugoplanowe swoimi osobami łączące wątki główne z wątkiem rządowym są bardzo dobrze wplecione. Pierdzielone dzieło sztuki.

Przy tym wszystkim tło jest bardzo wyraziste. Pewne narzędzia czy nazwy, subkultury, tebeki i spece... stają się charakterystyczne, przyoblekają tekst w ciało.

W książce tej Wnuk-Lipiński upchnął zarówno motyw walki człowieka o samego siebie z samym sobą, z lekka nutką pięknie wkomponowanej poezji. Triumf ducha i wskazanie niemożności zdławienia buntu w silnym charakterze. Akcję. I jednocześnie ślicznie to połączył, a żaden z tych aspektów nie jest nużący.
Jedno co uderzyło mnie przy czytaniu, to leciutko odstająca od całości część 3 ("Mord założycielski"). Może wynikać to z pojawienia się zupełnie nowych głównych postaci względem części poprzednich i faktu, że wokół nich z początku kręci się wątek główny (nim nie splecie się z poprzednio zarysowanymi), a może z bardzo zmiennego tempa akcji. Mimo to, wciąż jest to soczysty kawał świetnej literatury.

Ciekawym jest fakt, że Edmund Wnuk-Lipiński był światowej klasy socjologiem, a nie pisarzem per se. Poza kilkoma opowiadaniami wydawanymi w antologiach napisał tylko to (i więcej nie napisze, zmarł 2 lata temu). Ja się pytam czemu?! <puaka>
Taka perła stworzona przez kogoś, kto nawet nie aspirował do bycia nazywanym pisarzem fantastyki, bo miał inne zajęcia. I buch. Jeden trzyksiąg, jeden przyznany mu Zajdel.
Miazga.

Moja ocena jest odzwierciedleniem mojej reakcji po pierwszym przeczytaniu. To kniha z tego samego gatunku co naprawdę genialny film. Jak siedząc w kinie pacza się jeszcze na napisy, a nawet chwilę po ich zniknięciu, tak ja paczałem na ostatnią stronę po skończeniu.

Ja tej ksiązki nie proponuję, nie zachęcam.
Marsz do biblioteki/księgarni!
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-02-2017 o 16:42.
Leoncoeur jest offline  
Stary 28-02-2017, 11:07   #34
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
3/12



***** - me gusta

No kurde trafiłem. Trafiłem idealnie. Świetna historia w świecie Młotka o chłopaku, który od zbieracza chrustu staje się kimś na miarę samego Sigmara. Od zera do bohatera opatulone w szczelny Chaosycki kokon tego bezwzględnego świata. Naprawdę świetnie się czytało i już się nie mogę doczekać, aż zacznę czytać kolejną cześć tej trylogii. Tyle wątków zostało jeszcze nie wyjaśnionych, tyle sam mam jeszcze pytań i czuję ogromny niedosyt. Pragnę więcej!

Poznajemy Konrada kiedy ma zaledwie kilkanaście lat i jest bezimiennym popychadłem karczmarza. Na skutek swojej bohaterskości udało mu się pokonać zwierzołaka i jednocześnie uratować młodą dziewczynę, Elysse. Ostatecznie książka jest wypchana wydarzeniami i nie mogę wiele napisać, aby nie spojlerować. Mamy atak zwierzołaków, mamy płonące miasto, mamy wzięcie w niewolę, mamy treningi pod okiem różnorakich wojowników z całego świata, mamy walkę z gobasami, mamy czarne rytuały, mamy krasnoludkę inżyniera, mamy tajemniczego spiżowego wojownika, mamy charczące „Chaos!”. Ogółem jest tego dużo, ale czyta się świetnie.

Aktualnie jedyny minus to fakt, że jest to część trylogii. Czyli czekają mnie tylko dwie książki. Mało.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 01-03-2017, 08:11   #35
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


4/12

Mitologia Nordycka - Neil Gaiman




**** - Czytelniczy fast food

Co można poczuć, jak ktoś taki jak Gaiman bierze się za coś takiego jak nordyckie sagi mityczne (przy których mitologia Greków i Rzymian, to marność nad marnościami)?
Można sobie za dużo obiecać po tym dziele i oczekiwać nie wiadomo czego.
Jak ja.

W przedmowie Gaiman tłumaczy swoją fascynację sagami o Asach i Wanach, oraz wyraża wielki żal, że tak niewiele przetrwało z tej pięknej nordyckiej spuścizny. Za późno zostawały spisywane wcześniej funkcjonując jako opowieści tradycji oralnej północnych społeczeństw.

Cytat:
Napisał Gaiman
To trochę jakby jedynymi historiami o bogach i półbogach Grecji i Rzymu, jakie przetrwały do czasów dzisiejszych, były czyny Tezeusza i Heraklesa.
Tak wiele utraciliśmy.
Nic tylko przytaknąć.

Gaiman wskazuje jedyne szczątki wiedzy o takich bóstwach jak Eir, Lofn, Sjofn czy Vor, oraz sygnalizuje że:

Cytat:
Napisał Gaiman
Starałem się jak umiem najlepiej opowiedzieć na nowo owe mity i historie, zachowując możliwie największą wierność, lecz tak, by zabrzmiały jak najciekawiej.
I tu zapala się człowiekowi czerwona lampka...
Pisarz z taką renomą jak Gaiman, o takim warsztacie, takim języku i z taką kreatywnością mógłby zrobić z tymi sagami wszystko. Po pierwsze zrobiłby to pięknie, po drugie na sucho uszłoby mu nawet gdyby rozpisał to w klimatach Shadowrun.
Wskazując żal po utraconych mitach spodziewać by się można było, że (zaznaczając wyraźnie) wymyśli historie stanowiące doskonale zauważalne dziury w tym co przetrwało w mitologii germańskiej, oraz naprawdę sporym jajem na nowo opowie to co przeczytać można w przekładach Edd czy Völuspie.
Ale czym w takim razie jest sygnalizowana "największa wierność"?
Odpowiem wam.
Srogą kupą.


* * *

Cytat:
- To uczciwe - Przyznał Thor. - Jaka jest cena?
- Domaga się ręki Frei.
- Chce tylko jej ręki? - rzucił z nadzieją Thor.
Ostatecznie miała dwie, może zdoła ją przekonać, by bez specjalnych sprzeciwów zrezygnowała z jednej. W końcu Tyr świetnie sobie radził.
Tak, są fajne wstawki i te historie naprawdę opisane są na nowo. Widać pióro takiego mistrza jak Gaiman i czyta się to naprawdę lekko i przyjemnie. Niestety Neil nie zerwał ze stylem w jakim masa pisarzy robiła własne literackie interpretacje mitów. Nie wiem jak (jeżeli ma nazwę) ten styl się zwie. Po prostu czytasz konstrukcję zdań i jaka by tam treść się nie znalazła myślisz: "mit".
Więc jak za bazę ma się to:
Cytat:
Loki spake:
10. "Trouble I have, | and tidings as well:
Thrym, king of the giants, | keeps thy hammer,
And back again | shall no man bring it
If Freyja he wins not | to be his wife."
To kpiną w żywe oczy jest 'rozpisanie na nowo ciekawym stylem', rozpisanie tego przez Gasimana tak jak to rozpisał, nie próbując nawet unikać konwencji literackiej tego gatunku.
Siadaj, pała.

Czyta się to łatwo i przyjemnie. Książka ma 228 stron, z czego wiele to przedmowa, glosariusz i... puste strony... Tytuł każdego mitu na stronie, druga pusta, na kolejnej tekst. Dana saga kończy się krótkim wersie na stronie nieparzystej, to następna pusta, kolejna tytuł mitu, kolejna pusta. Realnie tekstu myślę na mniej niż półtorej setki stron. To sprawia, że dla kogoś kto czyta dużo, to jest do łyknięcia w dzień bez spiny. Ktoś kto czyta mało i nieczęsto przeczyta w kilka dni. Fajnie. Ale dla kogoś, kto wziął ta knihę znając sagi i się w nich kochając, to będzie kpina nr 2.
Gaiman nie dość, ze nie wziął na warsztat zapełniania dziur (czyli np. tworzenia opowieści które nie przetrwały o bogach, których znamy tylko imiona), to jeszcze pominął wręcz masę istotnych historii składających się na nordycką kosmologię.

Oto lista sag/mitów w tej książce:
  • 1. Mimir i oko Odyna
    2. Loki i skarby bogów
    3. Mury Asgardu
    4. Dzieci Lokiego
    5. Jotun Thyrm i "Ślub Frei"
    6. Kwasir i miód poetów
    7. Próby Thora w Utgardzie
    8. Porwanie Idun przez Thjaziego + Skadi i jej zadosćuczynienie
    9. Freyr i Gerd
    10. Kocioł Hymira zdobyty na biesiadę Aegira
    11. Śmeirć Baldera
    12. Kara Lokiego
    13. Ragnarok i Gimlea
Siadaj, pała po raz drugi.
Zasadniczo ciężko z tego powyższego coś wywalić, by zrobić miejsce na coś innego. Samo gęste.
Ale gdzie wojna Asów i Wanów? Gdzie podział ludzi przez Riga? Gdzie motyw słońca i księżyca (Sól i Mani) ściganego przez wilki? Starcie Thora z Geirrodem?
Kosmologia, opis dziewięciu światów opisana po łebkach tak, że aż paczać hadko. Zero wzmianek o złotych tablicach i przeznaczeniu, a także o roli Norn (wzmiankowane jedynie). Bardzo wiele kwestii poruszonych wzmianką i zamiecionych pod dywan.
Słabo mocno.

W końcu zaś Gaiman przegiął totalnie, bo dopuścił się zbrodni niewybaczalnej...
Lokasenna często jest jedynie opisywana względem sensu i skrótu tego, co zaszło w pałacu Aegira podczas biesiady bogów. To dla mnie niezrozumiałe, bo "Kłótnia Lokiego" jest jednym z najpiękniejszych poematów, a szczególnie z talentem Gaimana można by rozpisać to z takim jajem, że tylko siadać.
Gaiman poszedł jeszcze dalej. Jeżeli idzie o ilość tekstu, Neil Lokasennę opisał podobnie jak Szrejter w "Mitologii Germańskiej", na jednej stronie, w przeciwieństwie do tego drugiego sięgając trochę po dialogi w miejsce opisu. ALE, wywalił całkowicie bodaj najważniejszą kwestię z "Kłótni Lokiego".
Będąc pijanym i pod wpływem emocji, bluzgając na wszystkich bogów Asgardu następuje przyznanie się do winy za śmierć Baldura.
W wersji Gaimana, bogowie ot tak po prostu domyślili się, że to Loki nakłonił Hoda do tego do czego nakłonił. Ot objawienie. Potem z nim sobie ucztowano, a zaczęto go ścigać i ukarano dopiero jak zgodnie z Lokasenną ciężko wszystkim naubliżał.
Nie Gaiman.
Siadaj pała #3.
I jutro przyjdź z rodzicami.

Pominięta wgl kwestia płaczu Frigg.
Co to wgl jest?!

Konkluzja prosta.
Kto wgl nie abla głębi sag mitycznych Skandynawii, to owszem można wziąć tego (wedle oceny) czytelniczego fast-fooda w łapki, bo się fajnie i lekko czyta.
Kto ma większą niż pobieżną wiedzę, niech ominie to, bo nie ma sensu. Zamiast tego polecam o wiele lepszą "Mitologię Germańską" Artura Szrejtera. Gorsza literacko (no bo z Gaimanem w kwestii stylu równać się ciężko), ale więcej, mocniej, szerzej i do głębi.
"Mitologia Nordycka" pana G. to taki raczej wczesnoszkolny petting.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-03-2017 o 10:09.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-03-2017, 11:59   #36
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
5/12
Handmade Shoes for Men - Laszlo Vass
*****


Podręcznik o szyciu męskich butów napisy przez Laszlo Vassa, świetnego szewca i właściciela marki Vass Shoes z Budapesztu.

Jako wprowadzenie do świata butów - doskonały. Jako podręcznik "jak to zrobić" sprawdza się niespecjalnie. Zdecydowanie za mało zdjęć, za mało fachowych porad i podania szczegółów przynajmniej jeżeli jesteśmy absolutnie początkujący.

Książkę czyta się jednak dobrze, choć gdzieniegdzie widać że to angielskie tłumaczenie. Polecam wszystkim którzy mają dziwne hobby albo chcieliby przeczytać coś z zupełnie innej bajki
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline  
Stary 02-03-2017, 21:35   #37
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
4/12
Sprawa Osobista - Kenzaburo Oe

******* - super, polecam (prawie) wszystkim




Gatunek: Obyczajowa/Literatura Japońska/Noblista
Ilość stron: 184

Jestem fanem twórczości Haruki’ego Murakami - ale moja fascynacja Japońską prozą zaczęła się w liceum gdy w moje łapki trafił “Futbol Ery Manen” właśnie Kenzaburo Oe. Ta książka japońskiego noblisty zrobiła na mnie chyba równie wielkie wrażenie jak Przygoda z Owcą Murakamiego. Co śmieszne Oe jest ponoć wielkim krytykiem Murakamiego i Panowie jakoś tam za sobą nie przepadają, mimo to w ich książkach dostrzegam wiele podobieństw.
Dlatego - na lekkie zamulenie (czasem potrzebuje książki ciężkiej która “ryje psyche” albo ogólnie pozostawia jakiś abstrakcyjny osad na mózgu, czy tam w inny sposób swoim przesłaniem “może zatapiać pancerniki” - jak to kiedyś określił mój znajomy), sięgnąłem po “Sprawę Osobistą”, która leżała na mojej Murakamiowej półeczce już od pewnego czasu, jednak pierwsze czytanie skończyło się po 20 stronach.
Może dlatego,że nie byłem jeszcze ojcem.

Ot co. Polecam książkę każdemu ojcu do poczytania. Każdemu “fatrowi” który czasem walczy ze swoim egoizmem, rozmyślał co by było gdyby nie było dziecka i jak to właściwie jest nagle stać się odpowiedzialnym za małą iskierkę życia.
Polecam - żeby się pocieszyć że nie jest się, aż takim egoistą jak główny bohater o wdzięcznym imieniu/ksywie Ptak. Ale jednocześnie zrozumieć, że pewne rozterki są normalne dla kogoś wrzuconego w jednak tak odmienną sytuację życiową jakim jest przyjście na świat potomka. Że wszelkie książki o super tacie, mega ciężarowcu i jak to być mega zajebistym ojcem nie przygotują Cię nijak na ten pierwszy cios, gdy potomek zakwili, spojrzy, posika się albo zwali toksyczne coś w pieluchę, które umownie powiedzmy można nazwać kupą.
Oj tak - Oe już w 1956 roku nie bał się mówić otwarcie że rodzicielstwo czasem ssie. Że nie jest kolorowo z wodotryskiem, a rodzicom wcale z głowy nie parują marzenia, plany a wręcz czasem one nagle przywalają w ryj, bo zdajesz sobie sprawę że trzeba odsunąć je na bok. Normalka teraz - nie do pomyślenia kiedyś.

Japoński noblista chce jednak przywalić czytelnikowi z grubej rury. Poznajemy więc Ptaka jako zmęczonego życiem, przytłoczonego dorosłością gościa który wciąż marzy o przygodach i wspomina swoją buńczuczną przeszłosć kiedy był prawie że gangsterem, a w każdym razie niezłym ulicznym zabijaką. Cień dawnego młodzieniaszka który miał przed sobą perspektywy a skończył w szponach nałogu by ledwo się wyskrobać i odnaleźć siebie jako bardziej zdechłego kogucika niż dawnego dumnego Ptaka. I od razu dowiadujemy się praktycznie że jego dziecko rodzi się niepełnosprawne. No żal go nam.
I nawet rozumiem czemu powoli staje się skurwysynem…
Rozumiemy jak łamie go strach i jaką walkę musi podjąć.
Książka jest niesamowita - odpychająca a zarazem bliska sercu. Z jednej strony masz ochotę natłuc Ptakowi a z drugiej zastanawiasz się czy odnajdzie w tym wszystkim szczęście i siebie.

Jest jednak małe ale. Pierwsze primo - opis na okładce - de facto robi spoiler. Narracja cały czas prowadzi nas z bohaterem zupełnie w inną stronę niż wynika z recenzji, streszczenia na okładce. Nie czytajcie.
Drugie primo - mimo że mam wydanie II czy tam III ponownie wydane po tym jak Oe dostał nobla - to wydawnictwu nie chciało się uwspółcześnić tłumaczenia i dostajemy przedruk z 1974 roku. No momentami trąci archaizmem.
Trzecie primo ultimo - mimo genialnej budowy postaci, wciągającego realnego świata - czegoś jednak brakuje. Momentami nastrój klimat się jakoś rozmywa - i nie chodzi o to że się odrealnia, czy przechodzi w groteskę. Robi się momentami miałko. Dlatego nie jest max i nie "wgniotło mnie w fotel"

Więc tak - jak jesteś rodzicem z chandrą i/lub lubisz japońskie klimaty - polecam ręcami i nogami. W pozostałych wypadkach - omijaj sprawę osobistą szerokim łukiem. Weź się za Norwegian wood albo Football Ery Mannen.
Arigato - sayonara!
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 05-03-2017, 15:22   #38
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
3/12
Miroslav Zamboch - Na ostrzu noża, tom 1

[MEDIA]http://ecsmedia.pl/c/na-ostrzu-noza-tom-1-b-iext44522812.jpg[/MEDIA]
*** - kiepściucha, ale były momenty

Czuję, że tą recenzją narażę się wielu osobom, ale… mnie Koniasz nie porwał. Właściwie mam wrażenie, że ta postać powstała jako lek na kompleksy autora (choć nic na ten temat nie wiem), bo to taki bohater dla smutnych nerdów – z jednej strony we wszystkim jest świetny – bije, rozkminia, śledzi, dowodzi, ma mroczną przeszłość i gołębie serduszko… kawę pewnie też robi zarąbistą. Facet ma tylko jedną wadę - brzydal z niego. Przy czym to ostatnie niczemu nie przeszkadza, bo jest tak cudny, że nawet kobieta do której wzdycha, zaczyna się nim interesować. Swoją drogą mam wrażenie, że Krystyna to też bardziej mokry sen nerda niż postać z krwi i kości…

Co do fabuły - mnie nudziła. Niby jest wielowątkowa, dość skomplikowana, są spiski i intrygi, jest bicie po mordach i smaczki dla erotomanów, a jednak… nie wiem, mnie to nie porwało. Może to za sprawą postaci Koniasza, a może to ta narracja pierwszoosobowa – zło.

Tak więc przepraszam, kajam się, ale nie planuję czytać pozostałych tomów. Starczy, że ten męczyłam prawie 3 miesiące.


PS. Aha, jedno mnie urzekło: nazwisko "Kowalski" w świecie fantasy.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-03-2017 o 15:26.
Mira jest offline  
Stary 05-03-2017, 15:37   #39
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
8. Spustoszone ziemie - Robert Jordan
******* - super, polecam wszystkim
I oto kolejny tom Koła Czasu. Nie będę się ponownie rozwodził, dlaczego cała seria jest warta przeczytania, jedynie w punktach wymienię wielkie zalety tego tomu. I jeden minus, od którego zacznę:

Minus: tłumaczowi (albo autorowi) mylą się czasem imiona bohaterów, co może być niezmiernie irytujące. Ja wiem, że Egwene i Elayne mogą się wydawać podobnymi imionami, ale... Nie lubię takich błędów, bo wprowadzają dezorientację, która burzy mi swobodne płynięcie przez kolejne piękne słowa. A i jeszcze jeden, malutki minusik - w tej części całkowicie pominięty jest wątek Perrina, bohatera, który jest jednym z moich ulubionych.

Plusy:
  • seks w igloo!
  • kilku martwych/pokonanych Przeklętych
  • ważne postaci, które są rugane przez bohaterów pobocznych
  • fanatycy religijni
  • więcej fanatyków religijnych
  • największa zołza, niejaka Nyneave, której głowa myta jest co rozdział

A jakby kto chciał wiedzieć nieco więcej, to odsyłam, do poprzednich recenzji:
Ten, który przychodzi ze świtem ([recenzje] Wyzwanie 2017 - 12 książek w 12 miesięcy)
Ognie niebios ([recenzje] Wyzwanie 2017 - 12 książek w 12 miesięcy)
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 05-03-2017, 19:13   #40
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Peter Pan and Wendy - J.M. Barrie
****** - fajnie się czytało

Jakoś książka ta ominęła mnie w dzieciństwie a że jest to dosyć popularny element kultury masowej postanowiłem to nadrobić.

Myślę że fabuły jako takiej nie trzeba przedstawiać.

Zdecydowanie nie jest to prosta opowiastka dla dzieci jakiej się spodziewałem, i co mnie zaskoczyło postać Piotrusia Pana nie jest darzona szczególną sympatią przez narratora. Nie wiem jak tłumaczenia ale oryginał zawiera sporo archaizmów.

Ogólnie to jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał to warto
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172