Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Literatura
Zarejestruj się Użytkownicy


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2017, 19:13   #51
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
6/12
Hugh Jackman: The Biography - Anthony Bunko




**** - czytelniczy fast food
Gatunek: biografia
stron 318

Zacznijmy od tego że nigdy nie czułem potrzeby zgłębiania biografii sławnych ludzi.
Jakieś ogólnodostępne informacje plus to co dana osoba reprezentowała w swoim fachu mi wystarczało. Nie czułem jakiejś potrzeby grzebania w tajnikach prywatnego życia gwiazd ani nie bardzo interesowało mnie z jakich rodzin pochodzili, ile wipili na imprezie u kogoś tam, itd, itp.
Wszelako czytając trochę o Jackmanie w internetach, oglądając filmiki z jego treningów do kolejnych części Wolverina postanowiłem, że może cholercia temu gościowi należy się trochę więcej uwagi?

No bo jednak prócz Logana Hugh, śpiewa, tańczy, stępuje, prowadzi jakieś tam gale i w ogóle dużo go, ale nie na pudelku tylko tam gdzie powinien być - na scenie i ekranie. Przyznam też, że jakoś osobiście nigdy nie zachwycał mnie swoimi rolami tak jak Gary Oldman czy Christian Bale (Bale akurat ma tendencje spadkowe, więc jakoś podupadł mi w moim krótkim personalnym rankingu najlepszych aktorów). Więc pomyślałem że czas się dokształcić i może zmienić zdanie.

Chwyciłem więc jakoś tak przy okazji kindla - chyba akurat nudziło mi się na lunchbreaku (coś ludzie w firmie ostatnio nie chcą ze mną jeść - że niby za dużo gadam i rozśmieszam nie dając się poprawnie posilić) i zyznąłem co tam na Amazonie słychać. I akurat książka Bunko była na promocji więc ją zassałem.
Zacząłem podczytywać. Czasem do poduchy, jak nie miałem głowy do ambitniejszej lektury - ale najczęściej w tramwaju jak akurat był tłok i łatwiej było wygrzebać komórkę niż książkę z plecora.

No i jak to zwykle ze mną bywa - mam mieszane uczucia.

Z jednej strony Jackman w licznych cytowanych wypowiedziach pokazuje się jako “swój gość”, który wyrwał się na świat z Australii, ale wciąż pamięta o swoim kraju, wspiera rodzimy biznes filmowy i wcale nie świruje pawiana jak inne Hollywoodzkie gwiazdy.
Jest przy tym dość wybredny - a raczej wierny swojemu stylowi. Odrzucił rolę Bonda w Casino Royal bo nie dali mu scenariusza tylko kazali brać w ciemno. Nie chciał, bo zależało mu na wglądzie w fabułę i jak tym razem zarysowali postać. Szacun.
Mimo sukcesu w kinie wraca często na Broadway bo kocha śpiewać i tańczyć dla publiczności.
Zagrał w jakiś niskobudżetowych filmikach bo ktoś go miło poprosił. No Swój chłop mówie. I dobry aktor, który przygotowuje się do każdej roli (chociaż do pierwszego X-mena prawie się nie załapał i dlatego tak marnie wyglądał - nie zdążył dopakować przed).
Dba przy tym o rodzinę i w ogóle jest spoko.

Ale to wszystko to można wyczytać w internetach. Prócz paru ciekawostek z życia - pan Bunko odwalił tu rzemieślnictwo stosowane. Wziął spisał podpunkty z życia Jackmana potem napisał o nich coś więcej - prosto, klarownie i jakoś tak sucho.
Nie przekonał mnie więc do swojej książki i też nie sprawił żebym zaczął podziwiać bardziej Hugh.
Owszem szanuje go za to, że rzetelnie przygotowuje się do ról. Że ma wartości rodzinne i jest dobrym aktorem. Ale mimo że uwielbiam jego kreacje Logana (szczególnie aktualnie wyświetlany 3 stand alone - gdzie naprawde pokazał zacną gre - to jednak dla mnie jest aktorskim rzemieślnikiem, który po prostu odwala swoja robote bardzo dobrze), to do Clinta Eastwooda - do którego czasem go porównują - aktorsko mu jakoś tak jeszcze brakuje.
Nie znalazłem też w książce motywacji do treningów (na co trochę liczyłem) - no naprawde o wyczynach Jackmana na siłowni więcej można było przeczytać w Men’s Health.
Na końcu książki mamy też parę fociun i filmografie. O tak na dopchanie.

Książka w stylu must have dla fanów Hugh - chociaż może są albo powstaną bardziej interesująco napisane biografie. Książka Bunko to taki fastfood/zapychacz tramwajowy po ciężkim dniu w korpo.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 18-03-2017, 22:38   #52
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
1/10

Malazańska Księga Poległych, tom 1 - Ogrody księżyca - Steven Erikson

***** nawet nawet


Książka co do której mam mieszane uczucia. Czytałem ją dwa razy, nie dlatego że tak mi się podobała, a dlatego, że nie mogłem przebrnąć przez zawiłość wątków.

Kilka lat temu porzuciłem cykl jakoś na początku drugiego tomu (bo nic nie rozumiałem) i teraz musiałem sobie odświeżyć, by podjąć cały cykl na nowo, a książek w cyklu jest 10. Grube tomiszcza. Niesie to z sobą konsekwencje w mnogości wątków i intryg, a co za tym idzie łatwość pogubienia się w tym wszystkim.

Pierwsze moje wrażenie było w stylu "łał! w końcu jakieś fajne dark fantasy", potem było "w sumie to mi niedobrze od tych opisów, no i wszystko takie brudne, ponure..." Potem, albo się przyzwyczaiłem, albo to gdzieś tam złagodniało, czy zmniejszyło ilość. Są intrygi, są walki, jest magia, jest brud, są zwroty akcji, są ciekawe postaci, są bogowie i epicka opowieść, która nabiera tempa.

Po przeczytaniu stwierdzam, że jest to pozycja bardzo dobra dla osób posiadających dużo wolnego czasu, potrafiących mocno skupić się nad tym co czytają i lubujących się w brudnych klimatach. Nie zaczynajcie jednak jej, jeśli chcecie poczytać sobie coś na dobranoc, lub raz na jakiś czas, bo skończycie tak jak ja za pierwszym razem.

Dlaczego ocena "nawet, nawet"? To dobra książka, napisana na dłuższą metę w ciekawym stylu i działająca na wyobraźnię. Ma swój klimat. siadając do niej czuje się hmmm... odór śmierci. ^^ Tylko ta przytłaczająca ilość postaci, wątków i tajemnic... To trochę ponad moje siły.

W sumie dałbym mniej z racji na to, że nawet po przeczytaniu 2 raz tej książki wiele pozostaje dla mnie niejasne (choć to może bardziej moja wada, a nie książki?), ale dodaję gwiazdkę od brata, który uważa że jest to najlepszy cykl jaki kiedykolwiek czytał, a przeczytał całość i twierdzi, że później wszystko się rozjaśnia i nabiera sensu.

Problem w tym, że 2 tom ponoć rozpoczyna hurtem kolejne nowe wątki... Zobaczymy jak pójdzie dalej!
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 18-03-2017 o 22:42.
Rewik jest offline  
Stary 26-03-2017, 18:58   #53
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Fantastyczne Światy: Magia Słów


Fajnie się czytało
12/12


Cytat:
Co ja mogę powiedzieć o zbiorze opowiadań. Jak to zbiór opowiadań, miał swoje wzloty i upadki. Niewykluczone, że miarą zbioru jest stosunek pierwszych do drugich. Mogę zatem spokojnie powiedzieć, że tych pierwszych było raczej więcej.

Zaprezentuję opowiadania, które najmocniej zapadły mi w pamięć. Niech to będzie swoiste wyróżnienie na tle całości.

"Testament strażnika czasu" Wojciecha Sury był ze wszech miar poprawny. Pomimo młodzieżowych bohaterów, za czym nie przepadam, czytało się bardzo sympatycznie. Całkiem niezłe wprowadzenie, ponieważ był to pierwszy utwór, z jakim się zetknąłem.

"Początek" Krzysztofa Kąkola miał w sobie coś magicznego w świecie na wskroś realnym. Fabuła zgrabnie idzie do przodu, nie mam się do czego przyczepić. Gdybym miał wystawiać ocenę, to spokojnie dostałoby 7/8.

"Wywiad" Krzysztofa Kąkola utwierdził mnie w przekonaniu, iż to bardzo sprawny pisarz. Oczywiście nie jestem pewien jak poradziłby sobie w dłuższych formach, ale krótkie opowiadania ma świetne. Z przyjemnością podjąłbym się przeczytania powieści w wydaniu tego autora.

"Prawdziwe Potwory" Radosława Skupnika zabrały mnie do świata przywodzącym na myśl "Wiedźmina". Niemniej bohaterem nie jest białowłosy zabójca potworów, lecz czarodziej Runnford. Z radością czytałem jego przygodę i również w tym przypadku chętnie poznałbym wcześniejsze lub dalsze losy tego bohatera, choć zakończenie było dość przewidywalne. Wspomnę na dodatek, że autor stworzył tutaj postacie, które najmocniej przemówiły do mnie.
Mimo wszystko chyba najbardziej mi się podobało. Miało klimat, tło, historię, bohaterów... Niezwykle przyjemnie mi się to czytało.

"Zemsta piłkarzyków" Jarosława Kozła to ostatnie opowiadanie i przebrnąłem przez nie dość szybko. Był to krótki kryminalik w ciekawym stylu. Cóż tu dużo mówić? Mnie przekonał.

Wszystkich opowiadań jest 9, natomiast wymieniłem z nich 5, czyli ponad połowę, zaś prezentowałem te, które bym ocenił nie niżej niż średnia ocena wszystkich opowiadań.
Nie znaczy to, że pozostałe są fatalne. Są całkiem poprawne, ale nie mogę ich wyróżnić tak, jak powyższych.

Choć jednocześnie muszę zaznaczyć, że opowiadania Krzysztofa Kąkola i Jarosława Kozła, technicznie rzecz ujmując, nie powinny znaleźć się w tym zbiorze. Ciężko dopatrzeć się w nich magii, zaś o to tutaj chodziło. Niemniej, gdyby ich tu nie było, najprawdopodobniej nie poznałbym twórczości owych autorów, więc obecność opowieści w zbiorze ni grzeje mnie, ni ziębi.

Ogólnie polecam w szczególności, że cena okładkowa książeczki to 18 zł.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 26-03-2017 o 19:05.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-03-2017, 09:32   #54
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
3/12

Bar McCarthy’ego - Pete McCarthy

******
(fajnie się czytało)

Gatunek: reportaż podróżniczy


Gdy przywodzimy na myśl typowo irlandzkie symbole, wnet rysuje się obraz zielonych połaci koniczyny, dobre piwo oraz skoczna muzyka. Stereotypowi Irlandczycy są urodzonymi poetami, nie stronią od alkoholu (to wcale nie wyklucza poprzedniego, wręcz przeciwnie) i tworzą jeden z bastionów katolicyzmu. To oczywiście dość ogólna koncepcja, a prawda jest o wiele bardziej skomplikowana, a przez to ciekawsza. Opisuje je ją Pete McCarthy, angielski prezenter oraz wcale błyskotliwy pisarz podróżniczy. Choć autor pochodzi z północnej części Wysp Brytyjskich, to posiada silne korzenie w kraju, którego problematyczne uroki opisuje. Jego narracja jest pełna czarnego, nieraz cynicznego humoru, czyniąc z dokumentalnej formy ciekawą powieść drogi.
McCarthy pisze chaotycznie, lecz jest to efekt ze wszech miar zamierzony. Perspektywa co chwila się zmienia: raz będzie to zatłoczony prom, gdzie czytamy o muzycznych talentach grupy futbolistów oraz... karłów. Kiedy indziej - klasycznie irlandzki i spokojny bar. No, a przynajmniej takim będący, dopóki ktoś po drugim głębszym nie wyspowiada się z protestanckich konotacji. Będzie też kilka z licznych pensjonatów, prowadzonych przez kopie tej samej matrony, osądzającej moralnie gości już w progach swojego domu. Wszystko to dopełnione relacjami z podróży autem na wertepach równie uciążliwych, co poranek po ósmym guinessie. To opisywanie za pomocą ciągłej zmiany miejsc i natłoku wydarzeń ma odzwierciedlać sposób podróży McCarthy’ego. Podmiotowi lirycznemu nie straszne są trudne warunki, spanie na podłodze i ogólny brak planu, notabene mający być częścią doświadczenia. Przez wszystkie znoje konsekwentnie przechodzi z garścią zgryźliwych uwag. Są to obserwacje, które istotnie bawią - Pete uchodzi na wyspach za cenionego komika, któremu nieobce jest typowo angielskie poczucie humoru.
Narrator ma w opisywanym kraju także osobistą misję. Wychowując się na w poły w Anglii oraz Irlandii (ojczyźnie matki), nigdy nie osiadł na stałe w tym drugim kraju. Jak sam relacjonuje, czuje więź z owym miejscem, lecz pragnie aby stało się jego ojczyzną. Niniejszym książka jest również próbą odpowiedzi na pytanie: czy można uznać się za obywatela kraju nigdy w nim dłużej nie mieszkając? Rozwiązanie tej zagwozdki wcale nie będzie łatwe.
Zanim wytłumaczę dlaczego, przytoczę tu najpierw zasadę opisaną na kartach samej książki. Według niej, ktokolwiek w Irlandii odnajdzie bar ze swoim nazwiskiem, musi go odwiedzić. McCarthy jest w opisywanych stronach bardzo popularnym rodem, zatem autor wizytuje tytułowe przybytki przynajmniej kilkukrotnie. W jednym z nich jest traktowany niczym członek rodziny, a nawet zostaje zaproszony na dobrze zakrapianą imprezę. Jednocześnie gdzie indziej właściciele zdają się go nazywać Pete-Jestem-Nudnym-Natrętem-McCarthy.
Polskie wydanie zawiera się w formie kieszonkowej. To nawet pasuje do narracji samej książki. W sam raz, aby trochę z niej “uszczknąć” w biegu, autobusie i znów powrócić w wolnej chwili. To lekkostrawna lektura, ale i wtłaczająca coś do głowy. To ważne tym bardziej, że jak zaznaczyłem we wstępie, nasze wyobrażenie o Irlandii bywa mocno naiwne. Warto temu miejscu przyjrzeć się bliżej, gdyż jak mało gdzie, pasuje tu określenie uporządkowanego chaosu.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 30-03-2017 o 10:30.
Caleb jest offline  
Stary 03-04-2017, 12:35   #55
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
10. Czasomierze - David Mitchell
****** - fajnie się czytało
Nie znałem twórczości Mitchella do czasu rozpoczęcia tej lektury, więc zafunduję Wam recenzję, która nie została skażona znajomością Atlasu Chmur, z którego autor słynie. A wszystko co o Mitchellu czytałem zawsze do Atlasu nawiązywało. Czuję się wyjątkowy w mojej niewiedzy i ignorancji.

Od czego tu zacząć? Może od gatunku. Mamy tutaj przede wszystkim obyczajówkę, w której autor wykazał się najbardziej, mamy kilka wątków fantastycznych i na koniec małe postapo. Dla typowego czytelnika fantasy się to nie nadaje (rzecz dzieje się w naszym świecie z doprawdy nikłą domieszką fantasy), dla osoby pragnącej akcji także kiepsko. Dla lubiących literaturę piękną i dla chętnych opowieści o życiu różnych osób - bardzo polecam.

Język, którym napisano książkę (a przynajmniej napisał ją tłumacz), jest piękny, ślicznie przedstawia emocje, akcję i miejsca. Tu się nie mam czego przyczepić. Sama historia także prowadzona jest w ciekawy sposób (aczkolwiek ostrzeżenie dla osób nie lubiących narracji pierwszoosobowej [nie rozumiem uprzedzenia] - wszystko tu jest w tej narracji) - zaczyna się od roku 84 bodajże i kończy na 2043 czy coś takiego. Książka ma pięć części, w której narrację prowadzi jeden z bohaterów i toczy się kilka/kilkanaście lat po poprzedniej. Co ciekawe, zachowana jest przy tym ciągłość historii i nie ma dezorientacji zmianą punktu widzenia czy nawet tą wielką luką czasową. Patrzenie z perspektywy każdego kolejnego bohatera jest doświadczeniem bardzo ciekawym, szczególnie, że możemy zazwyczaj poobserwować poprzedniego narratora z zewnątrz i po upływie jakiegoś czasu. Udany i przyjemny w odbiorze zabieg.

Sam wątek fantastyczny jest raczej ukryty i pokazuje się raz na jakiś czas, by pojawić się w jednej z części jako główny element. Wciąż nie jest jednak natrętny i po prostu urozmaica zwyczajne życie bohaterów.

Dlaczego więc po tylu peanach na cześć tej książeczki nie dostanie ona najwyższej oceny? Nie wiem. Wiem jednak, że nie było to dzieło, które mnie powaliło, ani które dałbym jako lekturę do szkoły. Jest po prostu dobre. I już.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 03-04-2017, 18:16   #56
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
3/12

Wieczna wojna - Joe Haldeman i Marvano
******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel.

Ok drugi komiks w temacie.

Wreszcie doczekaliśmy się zbiorczego wydania komiksu.

Skorzystałem z okazji żeby odświeżyć sobie książkę.

Warto zacząć od postaci autora - Joe Haldemana jest to absolwent fizyki i astronomii oraz weteran wojny w Wietnamie. Są to zdecydowanie czynniki które sprawiają że książka jest wyjątkowo wiarygodna i interesująca.

Jedną z ciekawych cech powieści (i istotnym elementem fabuły) jest sposób podróżowania oparty na naszej obecnej wiedzy o fizyce. I nieubłaganie podlegający efektom relatywistycznym.

Tytułowa wojna zaczyna się od tego że bezzałogowa sonda towarzysząca statkowi kolonizacyjnemu wraca z informacją że parę lat wcześniej statek został zniszczony przez statek obcych. Ziemia szybko reaguje powołując grupę żołnierzy którzy maj ą być odpowiedzią, grupa ludzi o IQ powyżej 150 i odpowiednich warunkach fizycznych (jednym z nich jest główny bohater William Mandella) zostają oni poddani rygorystycznemu szkoleniu które obejmuje najlepsze co na podstawie swoich doświadczeń są w stanie wymyślić przedstawiciele konwencjonalnych sił zbrojnych i wysłani do walki z przeciwnikiem co do którego nie wiadomo nawet jak wygląda. Mandella parę razy wraca na ziemię która za każdym razem wygląda inaczej i coraz mniej przypomina planetę za którą wyruszył walczyć.

Cała książka ma wydźwięk antymilitarystyczny i pacyfistyczny zdecydowanie wyróżniając się na tle takich klasyków military SF jak Starship Troopers (książka nie ma tak przerysowanego charakteru jak film i jest w zasadzie laurką dla wojska i autorytarnych rządów).

Komiks w warstwie fabularnej jest wierny książce (nic dziwnego skoro autor był scenarzystą) graficznie pomimo że pewne elementy zestarzały się i są już mocno retro jak promy kosmiczne, które w momencie kiedy go rysowano były szczytowym osiągnięciem techniki, trzyma się doskonale, kreska Marvano jest dostatecznie realistyczna, postacie łatwo rozróżnialne, krwawe sceny są krwawe ale bez nadmiernego epatowania brutalnością.

Książka zebrała nagrody Hugo, Nebuli i Locusa i do ekranizacji przymierza się Ridley Scott.

Wieczna Wojna w obu formach jest dziełem do którego wracam ciekawym, niepokojącym, dającym do myślenia. Niektóre elementy (jak telepatia która kiedyś miała dość silną rolę w SF oraz pare rzeczy których nie będę zdradzał) się zestarzały ale wydźwięk pozostaje silny. Wieczna Wojna pozostaje dziełem w którym po przeczytaniu ostatniej strony i zamknięciu okładki człowiek przez dłuższą chwilę pozostaje nieruchomy gapiąc się w przestrzeń.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!

Ostatnio edytowane przez Leminkainen : 03-04-2017 o 18:37.
Leminkainen jest offline  
Stary 03-04-2017, 19:34   #57
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

7/12
Niezwyciężony, Tom 8- Seria Zaginiona Flota: Przestrzeń Zewnętrzna- Jack Campbell

***** - nawet, nawet
Gatunek: Military Sci-Fi
stron 499

[MEDIA]http://ecsmedia.pl/c/zaginiona-flota-przestrzen-zewnetrzna-niezwyciezony-b-iext46935540.jpg[/MEDIA]

Zastanawiałem się pomiędzy “czytelniczym fast foodem” a “fajnie się czytało” - więc wyszło - “nawet, nawet”.

Campbella czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. “Zaginioną flotę” pożerałem tomami - bardzo polubiłem głównego bohatera - Johna Geary - Kapitana niszczyciela gwiezdnego, który w obliczu wroga stawia wszystko na jedną kartę i poświęca swój okręt by ratować ochraniany konwój a potem jak przystało na honorowego kapitana ewakuuje załogę i czeka do ostatniego momentu by wskoczyć do szalupy ratunkowej. Potem 100 lat dryfuje zamrożony w kriostazie aż odnajduje go Flota Sojuszy tylko po to by dowiedział się że od 100 lat jest legendą i stawianym na piedestale herosem Sojuszu (to mnie zainteresowało w sadze - pokazanie zwykłego wojaka który nie dość że musi zmierzyć się z wrogiem to jeszcze z własną wydumaną legendą) - “Black Jackiem” - a teraz, betka, wszyscy oczekują że uratuję flotę przed atakiem wrogiego Syndykatu i to w momencie gdy flota owa jest okrążona przez Syndyków.

Perypetie Zaginionej floty faktycznie przypominają podróż BattleStar Galactica do upragnionej Ziemi. Wiele tu wątków politycznych, trochę miłosnych i wielotomowych relacji międzyludzkich. Wszelako poziom serii to jednak bardziej Star Trek (i to w najlepszym momencie Next Generations), a nie złożone relacje z Galactici.
Zresztą sam Campbell przyznaje że to Star Trek i służba w marynarce wojennej wpłynęły na jego twórczość.

Dostajemy przeto lekkostrawną, czasem troszkę infantylną sagę gwiezdną z licznymi rozbudowanymi bitwami flot i sensownym opisem dowodzenia armada statków.
Nie znam się na dowodzeniu okrętami morskimi ni w ząb ale przeniesienie koncepcji na statki kosmiczne i opis ich manewrowania, strategi bardzo mi się podobał. Było logicznie i epicko - a decyzje i rozterki Legendarnego Black Jacka czasem mimo, że nieskomplikowane wydawały się takie wciągające.
Na dłuższa metę jednak człowiek wiedział już jak wszystko się zakończy, że i tak wygra, że będzie bitwa i będzie skomplikowana strategia, że Geary będzie marudził, że nie da rady a potem nagle będzie "brilliant idea" i wszystko będzie super.
Normalnie syn Kapitana Kirka i Picarda… ups, że gender i niepoprawnie politycznie. Sory - ale tak jest. Właśnie jakoś Kirkiem i Picardem czasem mi leci. Nie zmienia to faktu że lubię całą trójkę.

W Przestrzeni zewnętrznej autor trochę zmienił podejście. Najpierw zamieszał trochę kwestie motywów niektórych postaci (Senator Rione, przedtem Wiceprezydent która chciała wydostać flotę z impasu i nie dać wojskowym przejąć władzy - teraz właściwie nie wiadomo czego pragnie i po co dalej towarzyszy Flocie), potem dał innym kapitanom więcej woli i pomyślunku by na koniec zamordować (mnie przynajmniej) opisem obcych, którzy na początku wydali się komiczni na tyle, że myślałem iż autor już robi sobie ze mnie jaja. Że nie ma pomysłu i po pijaku wymyślił se kosmita.

Ale w sumie - gdy wymyślono już prawie wszystko czasem komiczny mariaż znanych utworów może mieć sens. Ludzie wszelako uwielbiają porównywać wszystko do znanych schematów i skoro wąż może smakować jak kurczak to czemu napotkana nowa rasa nie ma wyglądać jak… mariaż krowy z niedźwiedziem…
no tak dokładnie - mamy tu krodźwiedzie. Pudum tssss…

Powiem tak - widać tendencję spadkową.
Ale wciąż Campbell pisze sprawnie - bitwy są wciągające, a każdy rozdział kończy się tak że chce się czytać dalej. I mimo momentami infantylnej intrygi ja jestem ciekaw co będzie dalej.
Książki można też traktować jako przerywnik, bo autor w każdej książce, przy przemyśleniach głównego bohatera, robi streszczenie poprzednich przygód. Więc nawet jak sięgasz po kolejny tom 6 miesiącach - szybko przypomnisz sobie co tam właściwie najważniejszego było poza tym, że lecieli, wygrali i polecieli dalej by znowu się tłuc z jakimiś krowami...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 04-04-2017, 20:58   #58
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
11. Po moim trupie - Rex Stout
****** - fajnie się czytało
Rex Stout, autor uznawany za najlepszego twórcę kryminałów XX wieku, obrał sobie za cel pisanie książek o tłuściochu, który jest najlepszym detektywem w Nowym Jorku. Narracja pisana jest od strony Archiego Goodwina, jego asystenta, który zajmuje się wszystkim, czym detektyw powinien się zajmować. Tłusty Nero Wolfe siedzi na wielkich pośladkach, pielęgnuje orchidee oraz pije piwo. I myśli.

To myślenie Wolfe'a jest najgorszym co można spotkać w książkach Stouta - nie śledząc dokładnie poczynań głównodowodzącego, który zleca także coś za plecami Goodwina i pozostawia swoje przemyślenia dla siebie, tracimy nieco na wspólnym rozwiązywaniu zagadek. Dostajemy jedynie to, czego dowiaduje się narrator i czasem strzępki od jego pracodawcy. A jest to, przynajmniej w Po moim trupie za mało, by samemu rozwikłać zagadkę. A szkoda, bo inaczej książeczka otrzymałaby ode mnie znacznie wyższą notę.

Fabuła tej pozycji traktuje o skomplikowanej sprawie, która zaczyna się od kradzieży brylantów (które po prostu były w przysłowiowej innej szufladzie), przez dwa morderstwa, aż do sprawy międzynarodowej. Akcja jest szybka, przyjemna w odbiorze, pięknie śledzi się całą historię, tylko brakuje nam możliwości samodzielnego odkrycia mordercy.

Ale i tak mi się podobało. Jeżeli jeszcze ktoś Stouta nie zna, to od tej pozycji można rozpocząć przygodę z jego twórczością. Bardzo polecam.

Uwaga, prawie że reklama:
A jeszcze bardziej polecam zakupić to w Dedalusie, bo kosztuje 6 zł. Ogólnie polecam księgarnię.

 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline  
Stary 12-04-2017, 09:27   #59
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
4/12



***** - goodie

Trylogia nadal trzyma poziom. Momentami denerwują mnie długaśne opisy, ale po chwili przypominam sobie, że to właśnie one budują dobry klimat i nadają temu wszystkiemu realistycznego sznytu.

Tym razem motywem głównym przez całą książkę jest więzienie. Nie takie dla kryminalistów, jest to albo spaczona zbroja ze spiżu, bądź też fizyczne wyczerpanie, czy też skaveńska niewola. Odniosłem takie wrażenie jakby książką się działa właśnie w tych trzech miejscach, co fantastycznie wpływało na perspektywę, przez jaką widzimy Stary Świat. Cały czas pajęcza sieć połączeń między wszystkimi bohaterami i wydarzeniami się zacieśnia i nigdy nie wiadomo co teraz się wydarzy, bądź też jakiego starego znajomego spotkamy.

Ciężko mi napisać coś więcej, ponieważ niedługo skończę całą trylogię i będę w stanie opowiedzieć o tym dziele jako o całości, i dopiero wtedy będę w stanie poświęcić temu więcej słów. Czy będę usatysfakcjonowany zakończeniem? Czy wszystkie wątki zostaną zakończone? Jeszcze tylko kilkanaście stron…
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 13-04-2017, 15:21   #60
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


5/12

Nakręcana dziewczyna - Paolo Bacigalupi

gatunek: postapo-ekofiction/cyberpunk



*** - Kiepściuchna, ale były momenty

Będąc w trakcie czytania jednego cyklu (który opiszę zbiorczo), podczas czekania na zwrot do biblio jednej z jego części, sięgnąłem po coś... i stosunek do tego mam mocno ambiwalentny.

Ciężko choćby zakwalifikować tę knihę do jakiegoś gatunku, niby postapo, ale tak bardzo low, że klimatem jakby muska cyberpunka. Dosłownie, to można by nazwać to "spiringpunk", ale tworzenie oddzielnego podgatunku dla jednej książki byłoby absurdem.

Miejscem akcji jest Tajlandia i bardzo niewiele jest informacji o świecie (jak wygląda poza nią), toteż nie można pokusić się o jakiś opis świata, jedynie tego kraju żyjącego w dobrowolnej izolacji.
Przyszłość, po wysypie zaawansowanych chorób toczących roślinność i po odczuciu już powaznych skutków globalnego ocieplenia. Uprawy są masakrowane przez kolejne odmiany 'rdzy pęcherzowej', oraz innych świństw, rośliny po tym nie gniją, ale człowiek po spożyciu takowych wypluwa płuca. W efekvcie na świecie dominują firmy genetyczno-spożywcze produkujące nowe iteracje sadzonek odpornych na nowe choroby. Genhakerzy stają się bogami zapewniając ludzkości możliwość wyżywienia, jednocześnie po całym świecie szukają nasion starych odmian roślin uznanych za wymarłe lub zaginione, aby poszerzać ofertę GMO. Wszak większość gatunków wymarła przez rozszalałe modyfikowanie genetyczne. Przykład: Cheshirery które wyparły zwykłe koty, psy, czy nawet szczury z aglomeracji. Ot jakiemuś debilowi wpadło na myśl by zaszczepić kotu udoskonalone geny kameleona. Drapieżnik potrafiący w celu polowania lub kopulacji znienacka na bogu ducha winnej zwykłej kotce, podejść nie tyle bezszelestnie co niewidzialny. Ot jak casus królików w Australii (oczywiście nie jako drapieżników, ale opanowania terenu ) lecz na skalę totalną. Ksiązka traca trochę fantastyką ekologiczną pokazującą szaleństwo GMO

Z drugiej strony daje się we znaki podwyższenie poziomu wód, oceany zalewają wybrzeża co wymuszało szukanie alternatywnych źródeł energii względem ropy naftowej. Z niejasnych przyczyn poszło w stronę 'sprężynowania'...
Nie fuzji wodorowych, energii słonecznej itp.
Technologia opiera się na nowocześnie wytwarzanych sprężynach lub wykorzystywania genetycznie modyfikowanych zwierząt.
Przekład kalorii na dżule jest tu kluczowy, a kalorie dostarczają firmy genhakerskie, kółko się zamyka. Sprężynowane samochody, pistolety, wszystko. Albo wykorzystywanie megadonów do ciezkich prac (genetyczna przeróbka słonia).
Tylko niektórzy za słoną kasę mogą pozwolić sobie na własne limity spalania węgla, a gaz spalać można jedynie dostarczany przez monopolistę - państwo.

W kwestii politycznej są dwie potęgi: Ministerstwo handlu odpowiadające za wymianę handlową ze światem zewnętrznym, oraz Ministerstwo Środowiska dbające o izolacje i bezpieczeństwo ekologiczne Tajlandii. W praktyce to drugie jest wręcz jak policja polityczna w krajach totalitarnych. Masowe kontrole kto jaki gaz i ile spala, masakrowanie towarów firm z zachodu w punktach wymian. Terror. Czy mający podstawy?
W sytuacji, gdy Bangkok, święte miasto Tajów walczy o to by utrzymać się przed naporem morza, a zakażona roślinność może masakrować całe populacje... cóż ma to swój sens. Do tego Tajlandia walczy z naporem koncernów kalorycznych zachodu, kolejnej fali prób uzależnienia Syjamu w klimacie neokolonializmu. MŚ walczy tu o przetrwanie na wszystkich frontach.

Kolejną ważną kwestią jest socjologia i polityka etniczna. Chińczycy doświadczyli swego holocaustu na Malajach i niektórym udało się prysnąć do Taj. Są tam na tragicznym statusie nazywani "Żóltymi kartami", pomiatani niczym podludzie, ale żyją i starają się egzystować.

Ostatnim ważnym aspektem są nakręcani ludzie. Czyli klony GMO zwani "nakręcańcami". Czemu? Nie wiem. Konotacja z motywem sprężynowania jest tu żadna i nazwa imho bzdurna. Ale oni są, wykorzystywani jako robotnicy, żołnierze, czy np. gejsze. W Tajlandii są tematem tabu, nie ma tu dla nich oficjalnie miejsca.

* * *

W tym wszystkim musi odnaleźć się Anderson Lake, wysłannik koncernu kalorycznego AgriGen aby odnaleźć nasiona gatunków uważanych za wymarłe. Oficjalnie jako szef fabryki sprężyn trafia na ślad roślin niespotykanych gdzie indziej na świecie i będących podobnymi do czasów sprzed wielkich zmian. Jego los związuje się z Emiko, tytułową "nakrencanką" pracującą w klubie gogo/burdelu, ukrywaną przez szefa z racji tego kim jest - eksponowaną dla klientów/dewiantów. Z drugiej strony jest wątek Jaidee - osławionego Tygrysa z Bangkoku, bezkompromisowego lidera "białych koszul", czyli zbrojnego ramienia ministerstwa środowiska, oraz jego przybocznej Kanyi Chirathivat. Oni uosabiają walkę o izolacje i samostanowienie Tajlandii naprzeciw chcących wejść do kraju genhakerów. Trzecim wątkiem jest Hoc Seng, stary Chinczyk "żółta karta" chcący przetrwać i odbudować to co stracił na Malajach.

Jest średnio. Fabuła niby w porzo, pomysł nienajgorszy, wykonanie zahaczające o fatalne. Wszystko poza pierwszym planem to atrapa. Masa nie tyle niedopowiedzeń, co wręcz niedopuszczalnych pominieć. Kilka razy wymieniane jakieś gatunki nawet nie opisane po łebkach jak wyglądają, co czytelnikowi tworzy w wyobraźni czarne dziury. Pytań "Ale co, jak i dlaczego" powstaje bez liku. Do tego nawet wyuzdane sceny seksu kiepsko sklecone i zupełnie niepotrzebny w tym klimacie motyw nadnaturalny wpleciony nawet nie tylko w samą fabułę co w klimat i realia świata. Bohaterowie 2 planu tacy sobie, trzecioplanowi i masa będąca tłem to jak naszkicowani kredkami przez sześciolatka. Co więcej, ksiązka pisana w czasie teraźniejszym , co dla człowieka przyzwyczajonego do opisu akcji w czasie przeszłym jest niczym dłuto w mózgu. Kijowa czcionka i umiejscowienie nr stron na dole po wewnętrznej części strony (tam gdzie ja zwykle trzymam kciuk czytając) tylko podbija furię czytelnika.
Same wady, a mimo to... książka coś w sobie ma i po jakimś czasie się w to nawet wsiąka. Dla mnie zupełnie niesamowita i niewytłumaczalna zagadka. Serio zabijcie mnie, nie wiem dlaczego.

Na pewno nie jest to czytelniczy fastfood, wahałem się czy dać * wyżej lub niżej. Zadecydowało to co Bacigalupi zrobił z Bangkokiem.
To niesamowite miasto mające klimat wciskający człowieka w grunt wręcz totalnie, a Bacigalupi zrobił z niego taką atrapę jak miasteczko na dzikim zachodzie w filmie "Płonące siodła" z Genem Wilderem.
Autor wciska w sceny bohaterów Tajów pewne zwyczaje tajskie, nazewnictwo, nawet fajnie prezentuje ich styl myślenia i nastawienia do świata co znamionuje jego wiedzę, ale ludzie i sam bangkok to biała plana z leciutkim ołówkowym szkicem.
Za to karny jeżyk pod ogonek i faktyczna ocena na ***




 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 13-04-2017 o 15:34.
Leoncoeur jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172