|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-12-2018, 16:12 | #101 |
Administrator Reputacja: 1 | Woda w okolicach portu nie zachęcała do kąpieli. A Ramas, będąc rybą, uciekłby z tego miejsca jak najdalej. - Ale piękna okolica - powiedział do Khalima, nie ukrywając ironii. - Nie sądzę, by Hena zawędrowała w te strony. Khalim rozejrzał się wokół z wyrazem lekkiego niesmaku, po czym spojrzał w górę. Z nieba sfrunął jego jastrzębi chowaniec, który następnie przysiadł mu na ramieniu, po czym wydał z siebie serię dziwacznych dźwięków, które jednak zaklinacz wydawał się rozumieć. - Srebrzysto Skrzydły nie widział tutaj naszej zguby więc chyba darujemy sobie kąpiel i wrócimy do miasta…. - przytaknął sarkastycznie towarzyszowi. - A pani dziękujemy za propozycję, nie szukamy tego rodzaju wrażeń tylko pewnej osoby, bladej czarodziejki o imieniu Hena - odparł brzydkiej ladacznicy, unosząc brew. - Informacje kosztują, słodziusieńki... - Powiedziała kobieta, po czym się zaśmiała prawie jak jakaś wiedźma, na końcu zaś zakaszlała ze słyszalną flegmą w gardle. Wyciągnęła w oczekiwaniu dłoń w stronę Khalima. - Masz trochę grosza przyjacielu? Wiesz że mnie się one nie trzymają… - Zaklinacz z westchnieniem zwrócił się do Ramasa. - Rozrzutny jesteś, wiem - stwierdził z udawanym skutkiem Ramas. - Chociaż z drugiej strony... przynajmniej nikt cię nie okradnie. Masz... - podał kompanowi sztukę złota. - Ale to ty ją zabijesz, jak się okaże, że nas oszukała - Dziękuje, ale nie mówmy na razie o zabijaniu i podobnych przykrych rzeczach….- Khalim teatralnie przewrócił oczami… Jestem pewien że ta dama nie planuje nas oszukać, prawda? - stwierdził, podając jej sztukę złota. - Znowu na mnie zwalasz brudną robotę - mruknął niechętnie Ramas. - Słuchamy więc... Kobieta wzięła monetę od Khalima, po czym schowała ją sobie pakując w dekolt, gdzieś w zakamarki prawej piersi. Uśmiechnęła się przy tym wielce obleśnie do obu mężczyzn. - No więc panowie… takiej tu nie było - wypaliła, po czym cofnęła się o krok, widząc miny rozmówców - Zanim mnie nawet któryś z was dotknie, mówię prawdę! Nie było tu takiej, a ja tu jestem już od paru godzin, więc skoro takiej tu nie było, to… nie było! Znaczy się, tu nie zaglądała, inaczej bym ją widziała i wam o tym powiedziała. Więc kimkolwiek jest ta czarodziejka co ją szukacie, tu do portu nie zaglądała - Babsztyl uśmiechnął się szeroko, ukazując pożółkłe zęby. - Nie tak szybko moja pani. - Khalim również uśmiechnął się, pokazując uzębienie w dużo lepszym stanie. - Rzucę teraz zaklęcie, które sprawi, że jeżeli nas okłamałaś, to twoje ciało pokryje się ohydnymi wrzodami, z których będą wyłazić robaki.- Teatralnym gestem uniósł ręce, wypowiadając kilka słów udających zaklęcie. Z jego rąk popłynął do ladacznicy promień purpurowej poświaty, który następnie zniknął. - Przecież gadałam prawdę?! - wrzasnął babsztyl, próbując jakoś rękami odgonić się od promienia. - Dobra robota - powiedział Ramas. - Pamiętasz tę poprzednią? Też chciała kasę wyciągnąć... Ile wtedy wytrzymała? Tydzień? - Spojrzał na kompana. -Tak, to smutne, jej krzyki było słychać w całej wsi. Ale ta pani tutaj mówi przecież prawdę, więc nie ma się czego obawiać, tak? - Wzruszył ramionami i spojrzał z niewinnym uśmiechem na babę. - Co wyście mi zrobili?? Ratunku!! Straż miejska!! Ratunku!! - Zaczęła się już wydzierać na całego kobieta, uciekając od obu mężczyzn. - Chyba czas nam się stąd wynosić - stwierdził Khalim, po czym wypowiedział słowa mocy, by rzucić zaklęcie przyspieszenia na siebie i Ramasa. Ramas nie miał nic przeciwko temu, by jak najszybciej znaleźć się w miejscu w miarę odległym od portu. |
16-01-2019, 20:15 | #102 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Gdzieś w Secomber... Glaiscav wbiegł do małego domu, mierząc się z gryzącym oczy i płuca dymem. Zauważył, iż paliło się w kuchni na parterze, chyba od samego paleniska, i sporo mebli już się zajęło ogniem. Cała jedna umeblowana ściana stała już w płomieniach wysokich chyba i na dwa metry… Wbiegł na piętro, słysząc krzyki i płacz dzieci, i na szczęście niemal błyskawicznie je znalazł. Dziewczynka i chłopczyk, oboje może po 5 wiosen, w jednej izbie, z oknami na ulicę, na której została Rita i Synarfin. A dym walący z parteru już zakrył całe schody, i nie było raczej mowy, by tamtędy wracać. …. - Moje dzieci! Bogowie moje dzieci! - Krzyczała kobieta, po czym sama rzuciła się na powrót do własnego domostwa, ale dwoma szybkimi susłami dopadł ją Elf, powstrzymując przed tą desperacką decyzją, zwłaszcza iż z wnętrza buchnęło już mocno dymem, blokując możliwość wejścia przez główne drzwi? Na samej ulicy z kolei zaczęło się już spore zamieszanie, pojawiało się coraz więcej mieszczan, rozpoczęło się również latanie z wiadrami i ewentualne próby wejścia do wnętrza... Dzielnica obok portu Khalim i Ramas, po opuszczeniu portu, i zostawieniu daleko za sobą rozwrzeszczanej brzyduli, nadal szukali swojej zguby, mając jeszcze przed dłuższą chwilę spory ubaw po nastraszeniu starej ulicznicy. Szli więc tak ulicami Secomber, szukając Hany, i przechodzili właśnie obok jakiejś chyba piekarni, której towary zachwalał stojący na zewnątrz młodzian, czynił to jednak w bardzo dziwny sposób. Gadał i zachowywał się bowiem jak jakiś… automat? Albo ktoś pod wpływem magii… - Zapraszam do nas. Spróbujcie świeżego chleba i bułek. Smakuje wszystko wspaniale. Mamy również ciasta i ciastka - Młodzian gadał niczym katarynka, i dosyć obojętnym tonem, a poruszał się tak odrobinkę... niczym kukiełka na sznurkach, podsuwając przechodniom tacę z pieczywem pod nosy, często nieco nachalnie… Może warto było się tym zainteresować, albo i nawet wejść do owej piekarni? Karczma “Śpiewający Chochlik” Koniec końców, Shargoz zlądował w przybytku, gdzie przeniosła się reszta jego towarzyszy, choć czy to był dobry pomysł, miało okazać się później. Ledwie Druid wszedł do dosyć tłocznego przybytku, od razu mógł stwierdzić, iż wyglądało tu o niebo lepiej niż w poprzedniej karczmie, gości było wielu, a jadło pachniało niezwykle dobrze. No ale właśnie takie tłumy... Problemu ze znalezieniem kogoś znajomego problemów jednak nie miał, wypatrzył bowiem niemal od razu Durina siedzącego przy jednym ze stołów. Krasnal siedział samotnie nad kuflem piwa, a Shargoz szybko się przysiadł i również zamówił trunek. Po krótkiej rozmowie, dowiedział się z jakiego powodu reszta postanowiła opuścić wcześniejszy lokal, oraz o fakcie “zgubienia się” ich pracodawczyni. No ładnie… reszta już jej szukała, a Krasnolud właśnie tu trzymał posterunek. Zjeść coś, siedzieć przy alkoholu i czekać na resztę, samemu wypuścić się ponownie w miasto, oto decyzja, jaką powinien podjąć Druid. A właśnie, co najważniejsze! Tak naprawdę jeszcze nikt nie postarał się tu o załatwienie izb! *** Komentarze "za chwilę"
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
26-01-2019, 09:32 | #103 |
Reputacja: 1 | I tak nieulękły heros stanął przed ogni ścianą słysząc dzieci płacz. Bez cienia wahania rzucił się dziatkom na ratunek pogardę dla śmierci okazując... Ta, jasne. Ogień i dym wypalały oczy i płuca. Piekielny żar parzył skórę. W każdej chwili mogła zawalić się płonąca ściana, prosto na głowę któregoś z pogorzelców. A było ich...tych pogorzelców, znaczy...troje. Dwoje przerażonych płaczących dzieci i jeden zdeterminowany bard, który właśnie odkrywał, że bycie bohaterem lepiej wygląda w balladzie niż w życiu. Albowiem życie nie poddaje się krytyce i bohater w każdej chwili polec może bolesną śmiercią w ogniu. - Maaaamaaa! To zapłakany chłopczyk wzywał rodzicielkę. Dalej, Glais, skoro już tu jesteś i nie możesz uciekać, zostań bohaterem i okryj się nieśmiertelną sławą. - Spokojnie! Chodźcie tutaj! - chłopiec po chwili wahania posłuchał barda. Z dziewczynka było gorzej. Stała w rogu pokoju z mocno zaciśniętymi powiekami kurczowo trzymając się słupa podtrzymującego sufit i za nic nie chciała puścić ani posłuchać wołającego mężczyzny. Glaiscav doskoczył do niej. - Puść słup! - zachrypiał bard przepalonym gardłem - Puść! Puść!!! Wrzask zrobił swoje, mała puściła słup i przytulił się do barda, który co prędzej poprowadził ją do okna. W dwa kroki na jego kark spadła płonąca szczapa. Bard wzdrygnął się i zaciskając zęby starał się zignorować ból. Pomogła mu w tym świadomość, że lada chwila może zawalić się sufit... Dzieci patrzyły na niego z przerażeniem i ufnością. Klnąc pod nosem muzyk sięgnął do torby wyciągając zwój mocnej liny. Co prędzej zamotał węzeł na ramieniu dziewczynki i chrypiąc pocieszająco postawił ją na gzymsie, a następnie ostrożnie opuścił na bezpieczny bruk przed domem. - Linę odwiążcie! Linę - charczał ratownik. Chwilę później chłopiec podzielił los swej siostry. Oboje co prędzej odciągnęła matka. Nie czekając, aż lina zostanie ponownie odmotana Glaiscav wydostał się na gzyms, zawisł na rękach i modląc się ze wszystkich sił puścił gzyms spadając na bruk. Wstrząs przy uderzeniu stopami o ziemię. Bezpieczny. Ktoś podbiegł, poklepał barda po plecach... - Wstawaj! No już! Byle dalej od ognia...! ...Glais posłuchał. - Cholera - mamrotał - I po co mi to? Przecież z tego nie będzie nawet ballady. Cholera... Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 26-01-2019 o 09:34. |
27-01-2019, 18:51 | #104 |
Reputacja: 1 | Elfka złapała się za głowę. Stała i patrzyła jak ogień rośnie w siłę, pochłaniając całe domostwo. Jej kompan w pewnej chwili wybiegł w przód. - Gdzie?! - krzyknęła do niego i dopiero wtedy zauważyła, że Synarfin wcale nie zamierzał wbiegać do środka, tylko powstrzymał przed tym ludzką kobietę. Rita oprzytomniałą i podbiegła do nich. Pomogła Finowi w obezwładnieniu oszalałej, która darła się w niebogłosy by ją puszczono. Coraz więcej osób zaczęło wychodzić na ulicę, biegali po wiadra i pełne wody nieśli do płonącego domostwa. Jakieś kobiety podbiegły do nich i pomogły zająć się matką, która zostawiła dzieci w płonącym budynku. Rita kręciła się w miejscu nie wiedząc co zrobić. Nie mogli wbiec za bardem, bo to było istne samobójstwo. Dopiero widząc jak z okna na linie spuszczane są dzieciaki po jedym na raz, elfy podbiegły. Nieznajome twarze zajęły się umorusanymi i chyba poparzonymi dziećmi. - Tylko nie skacz... - syknęła Rita widząc, że Glais zamierza to zrobić. Skoczył i upadł na bruk. Chyba coś mu chrupnęło, a może to tylko odgłos z wnętrza budynku... Rita i Synarfin doskoczyli do barda, który zaczął się podnosić, poganiany przez kilka osób. Elfy złapały go pod ramiona i odciągnęli z dala od zagrożenia. - Coś ty sobie myślał?! - krzyknęła na niego Rita, która była aż czerwona na twarzy ze złości. - Trzeba go opatrzeć - mruknął Synarfin. - Życie ci niemiłe pacanie?! - złotowłosa nie ustępowała. |
28-01-2019, 10:34 | #105 |
Reputacja: 1 | Bard skrzywił umorusaną twarz. To mógł być uśmiech, ale nie musiał być. - Tak, zniewagi są najczęstszą nagrodą za dobrze wykonaną pracę - przerwał i rozkaszlał się na kilkanaście sekund - Nie uważasz, że to dobry temat na balladę? Nie? No cóż, ja też nie. Ale przynajmniej czuję, że żyję. Korzystając z pomocy elfów Glaiscav pozbierał się na nogi, założył płaszcz. - Tam już chyba nikogo nie ma, a chyba nie ma zagrożenia, że zapłoną sąsiednie domostwa. Poradzą sobie. Idziemy? Popełniliśmy altruizm, zajmijmy się teraz naszymi sprawami. Pójdźmy. |
09-02-2019, 18:30 | #106 |
Administrator Reputacja: 1 | - Sądzisz, że nasza szanowna pracodawczyni zabłądziła pod ten dach, skuszona aromatem tych wspaniałości? - spytał Ramas, z pewną podejrzliwością spoglądając na chłopaka, który zachwalał lokalne produkty. - Może sprawdzisz, co to za magia? - Hm, muszę przyjrzeć się bliżej, może jest pod jakimś urokiem? W każdym razie to chyba najciekawsza rzecz, którą widziałem dotąd w tym mieście, wejdźmy do środka… - Khalim odpowiedział cicho, po czym podszedł do chłopaka z błyskiem ciekawości w oku. - Dzień dobry, chętnie zobaczymy twój towar. - Zapraszam do nas. Spróbujcie świeżego chleba i bułek. Smakuje wszystko wspaniale. Mamy również ciasta i ciastka. - Młodzian znów wypowiedział swoją kwestię monotonnym głosem i machnął niedbale ręką w kierunku piekarni. Zdecydowanie coś było z nim nie tak, i chyba znajdował się pod wpływem magii, ale Khalim nie był pewien o co dokładniej chodziło… - Naprawdę chcesz tam wchodzić? - Ramas lubił przygody i zagadki, ale ta nie wydała mu się zbyt zachęcająca. - Zjesz jakieś paskudztwo i zaczniesz się zachowywać jak ten tu... - Wskazał na młodzieńca. - Kto powiedział, że musimy coś jeść, a może oni coś wiedzą o naszej zgubie? Bez ryzyka nie ma przygody, jak doskonale wiemy - Khalim niewzruszony skierował się do środka. Ramas podążył za nim. Ledwie po przekroczeniu progu piekarni, nosy obu mężczyzn zostały zaatakowane wprost iście cudownymi zapachami, a i oczy mogły się nacieszyć całą górą wypieków i wszelkiego jadła, które ktoś z całą pewnością przygotowywał od już paru ładnych godzin. Nigdzie jednak owego “ktosia” nie było, wewnątrz przybytku brakowało jakiegoś sprzedawcy oczekującego za ladą klienteli… której również nie było. Za to na zapleczu ktoś chyba pracował, i dało się słyszeć czyjeś rozmowy… - Dzień dobry! Można prosić? - powiedział Ramas. Na tyle głośno, by rozmawiające na zapleczu osoby go usłyszały. Uznał, że przywłaszczenie sobie kilku smakołyków byłoby, delikatnie mówiąc, mało etyczne. Na tyłach piekarni coś dziwnie stuknęło, po czym… - Jestem zajęty - odezwał się męski głos, równie dziwnym, obojętnym tonem co młodzian na ulicy. - Ktoś sobie z nas żartuje, albo używa jakiejś magii - powiedział Ramas. - Jak sądzisz... czy kubeł zimnej wody wyrwałby ich z tego dziwnego transu? - zwrócił się do Khalima. - A może to jakiś gondyjski wynalazek - podsunął kolejny pomysł, po czym ruszył na zaplecze, by sprawdzić, co się tam dzieje. - Tak, zobaczmy co tam się dzieje, a co do wyrwania z “transu” mam pewne pomysły - odparł zaciekawiony Khalim również kierując się na zaplecze. Jednocześnie polecił swojemu chowańcowi by obserwował dom z zewnątrz. Gdy obaj towarzysze weszli na tyły, oprócz zwykłego widoku zaplecza piekarni, gdzie było wiele regałów, cztery piece, masa garnców, stołów, i tym podobnych, ich oczom ukazał się jakiś jegomość, ugniatający właśnie sporą ilość ciasta swymi dłońmi na jednym z owych stołów… spojrzał na nich z dziwaczną miną, przerywając na chwilę swoją pracę, po czym do niej wrócił, nie wykazując żadnego zainteresowania nieproszonymi gośćmi w swoim miejscu pracy(?!). - Co najmniej dziwne, prawda...? - Ramas przeniósł wzrok z piekarza na Khalima. - Co masz zamiar zrobić? - Wybacz, szukamy pewnej bardzo bladej czarodziejki, nie widziałeś jej może? - Khalim zapytał się przyjaznym tonem dziwacznego kuchcika. W przypadku braku reakcji miał zamiar przetestować zaklęcie zauroczenia. Mężczyzna na moment przerwał swoją pracę, spojrzał na obu awanturników, przez chwilę się chyba zamyślił wbijając wzrok w podłogę, po czym znowu wrócił do ugniatania ciasta. - Nie, nie widziałem… - odpowiedział w końcu. - Ktoś go zauroczył - powiedział Ramas, który przez moment przyglądał się piekarzowi, próbując rozpoznać magię jaką na nim użyto. Khalim tak jak planował, wypowiedział słowa zaklęcia zauroczenia osoby… i drgnęła mu powieka, gdy wyczuł, iż jego własne zaklęcie nie zadziałało. - Nie jesteś zbyt gadatliwy, a wasze ciastka tak wspaniale pachną... Kto kieruje tą piekarnią? - spytał się ugniatacza. - Ja z bratem, a co? - Mężczyzna nie przerywał pracy, ani nie unosił wzroku by spojrzeć na rozmówcę. - Pewnie nawet gdybyśmy podpalili to miejsce, to i tak by nie zareagowali - powiedział Ramas. - Może to jakiś przedmiot na niego tak działa? -Przedmiot, hm, może te ciastka?[\i]- Khalim zdecydował przyjrzeć się produktom w piekarni, sprawdzając czy bije od nich magiczna aura. Oprócz kwestii znalezienia Heny, sprawa go autentycznie zaciekawiła. - Może raczej ten wałek... - Ramas spojrzał ponownie na piekarza. - Niczego tu nie podpalać, bo wałkiem to po łbach dostaniecie - Odezwał się mężczyzna, tym razem spoglądając na chwilę na obu awanturników, a wtedy… wtedy pod stołem gdzie pracował, stołem zakrytym dosyć długą płachtą, rozległ się chichot. - Wyjdź stamtąd, proszę - powiedział Ramas. - Żarty żartami, ale lepiej będzie, jak porozmawiamy. Bardzo się starał, by nie brzmiało to jak groźba. Raczej jak propozycja nie do odrzucenia. Piekarz przerwał pracę, zamierając w pół ruchu. Powoli podniósł głowę i spojrzał na Ramasa i Khalima, a następnie na stół, gdzie ugniatał ciasto, i zapewne i w kierunku ukrywającej się pod nim osóbki… a spod stołu wygramoliła się w końcu… Hena, z nadgryzionym rogalem w dłoni. - Psujecie zabawę! - stwierdziła dziewczyna z nieco markotną miną. - Bogowie... - Ramas odetchnął z ulgą. - Wiesz, jak się przestraszyliśmy, gdy zniknęłaś? Przewróciliśmy do góry nogami pół miasta... Nie wiem, czy cię ucałować, z radości, czy na ciebie nakrzyczeć... - Pokręcił głową. - Co wolisz...? - Uśmiechnął się. - Zabawę? - Smagły zaklinacz zdębiał na chwilę, a potem odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. - Ja też bym się zabawił, możemy się przyłączyć? - dodał. - A róbcie co chcecie, mnie się już znudziło... - dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym ruszyła ku drzwiom, by przejść do przedniej części piekarni, a następnie i ją opuścić? - Może zechcesz coś z nimi zrobić? - zaproponował Ramas, ruszając za Heną i postanawiając nie korzystać z nieopatrznie udzielonego pozwolenia. - Czy im to minie samo z siebie? - Hm? A no tak... - Dziewczyna pstryknęła palcami, nie zwalniając kroku, czy się odwracając, a piekarz zamrugał oczami, po czym spojrzał zdziwiony na towarzystwo przebywające w jego miejscu pracy. - A wy co za jedni? Tu wchodzić nie wolno! - Powiedział całkiem już innym tonem głosu niż wcześniej. Brzmiał już… normalnie, jak każdy. - Przepraszamy - powiedział Ramas - ale kolega - wskazał na zaklinacza - miał ochotę na kilka rogalików. - To nasza koleżanka chyba się uzależniła od waszych wypieków, musieliśmy ją ratować. - Khalim obrócił żart. - [i]A tak w ogóle to wiesz, że cała nasza grupa cię szuka? Większość uznała, że zaginełaś./i] - spytał po chwili Heny. - Ja zaginęłam?? - zdziwiła się dziewczyna. - To wy wszyscy gdzieś zniknęliście z gospody, po tym jak się Elfka z podłogą zawaliła! W kuchni siedziałam, a jak z niej wyszłam, to nikogo już nie było… no ale chyba już mniejsza z tym co? - Dodała łagodniejszym tonem. - Bez wątpienia masz rację - powiedział Ramas, który uznał taki sposób postępowania z Heną za najlepszy. - Przenieśliśmy się chwilowo do innego lokalu - poinformował. - Zapraszam do "Śpiewającego Chochlika" - rzucił propozycję. - Chyba że masz inne plany...? - Możemy iść. - Hena wzruszyła ramionami. |
09-02-2019, 19:00 | #107 |
Reputacja: 1 | Ech… cyrk nie wyprawa. Druid nie mógł zostawić drużyny nawet na kilka godzin, by wszystko nie posypało się jak domek z kart. Shargozowi wydawało się, że najął się jako ochroniarz, a nie niańka. Po posileniu się odrobinę druid zwrócił się do krasnoludzkiego kapłana. - Mamy tu rzeczy naszej pracodawczyni? - No mamy, mamy, a co? - Zdziwił się nieco Krasnolud. - Powinniśmy my je przejrzeć, by co nieco dowiedzieć się o naszej pracodawczyni. Poza tym potrzebuję jej niewyprawnych majtek.- zaskoczone spojrzenie krasnoluda wywołane swoimi słowami druid skwitował krótko.- Potrzebuję silnego zapachu do porównania, jeśli mam ją wywęszyć w tym mieście. - Nie uważasz, że grzebanie w jej rzeczach to lekka przesada? No i dodatkowo, to przecież nasza pracodawczyni, więc i podwójny nietakt? - Odparł Durin, z wciąż lekko uniesioną jedną brwią -Rób co tam chcesz, ja od tego umywam łapy - Dodał. - Nietaktem było ze strony naszej czarodziejki nie wspomnienie, że będziemy musieli co jakiś czas jej szukać, bo okresowo dostaje głupawki, jak jakiś likantrop.- odparł gniewnie siwowłosy mężczyzna. -Więc gdzie są jej rzeczy? Kapłan w milczeniu wskazał paluchem torbę leżącą wśród całej graciarni plecaków i innych tobołków, jakie należały do całego towarzystwa, a które leżały obok stołu, gdzie obaj siedzieli. Shargoz zdjął kruka ze swojego ramienia i posadził na stoliku po czym zabrał się za grzebanie w torbie ich pracodawczyni. Znalazł pióro, inkaust z atramentem, fiolkę perfum, szczotkę do włosów, olejek do ciała, świecę. Do tego fiolki z antytoksyną , buteleczki z magicznego ogniem, słoneczne pręciki, puste pergaminy, małe lusterko, jakieś ubrania, i wreszcie... trochę bielizny Heny. Uśmiechnął się, posłał swojego kruka by zaczął szukać ich zaginionej czarodziejki i mruknął do krasnoluda.- No to ruszam na łowy. Po czym sam zaczął zmieniać postać, bardziej nadającą się do tego obszaru polowań. Psa. I przemieniony powąchał wpierw bieliznę Heny, a potem pognał do wyjścia… zostawiając majtki obok siedzącego krasnoluda. Podążył wpierw do poprzedniej karczmy, by tam złapać zapach ich pracodawczyni. Widok kręcącego się po mieście psa wywołał nieco zainteresowań przez przypadkowe osoby, ale póki co nikt nie starał się o jakieś rękoczyny odnośnie zwierzęcia… na razie ograniczyły się owe spotkania do “spadaj kundlu!” czy tam “poszedł” od dorosłych, lub “jeeeeej, piesioooo!!” od spotkanych dzieci. Druid z kolei w zwierzęcej postaci dotarł w końcu do karczmy gdzie przebywali wcześniej, a następnie ruszył tropem od bocznych, kuchennych drzwi przybytku(więc tędy czmychnęła Hena?), ulicami miasta, zapuszczając się wkrótce do innej dzielnicy, w kierunku portu Secomber. Skupiony na węszeniu druid schodził z drogi ludziom i nieludziom na ulicach miasta. Nie miał wszak na celu przyciągania czyjejkolwiek uwagi. Podążał więc dalej trzymając się tropu i zerkając w górę, na Basira krążącego nad nim i wypatrującego owej kłopotliwej czarodziejki. Ptak jej jednak nigdzie na ulicach miasta nie wypatrzył… z kolei Druid-pies podążał nadal tropem przez Secomber. Tropem, którego woń nieco się nasiliła, był więc w miarę świeży i jeszcze nie przesłonięty setką innych zapachów. Mogła minąć więc co najwyżej godzina… - Wilk!! - Wydarło się nagle jakieś babsko, wskazując paluchem właśnie na niego - Wilk w mieście! Wołać straż!! Druid-pies zaszczekał i dał dyla gnając wzdłuż zapachu i pomstując na durne ludzie… którzy nie potrafią nawet odróżnić psa od wilka. Rozglądał się też za potencjalnym zaułkiem w którym mógłby wrócić do ludzkiej postaci… który w końcu znalazł, i mógł dokonać przemiany. Pytanie tylko, jak dalej podążać tropem zapachu ich “zguby”. Na razie wolał przeczekać tą “ruchawkę” w psiej postaci w nadziei, że nie potrwa długo… lub że unoszący się na niebie Basir wypatrzy niesforną czarodziejkę. Przez następne kilka minut jednak nic się szczególnego nie działo, a miasto żyło zwyczajowym rytmem… Druid uznał więc, że sytuacja wróciła do normy i mógł się z powrotem zająć tropieniem. Pies wciągnął w nosy powietrze szukając nutki znajomego zapachu i powrócił do tropienia, przeklinając pod nosem głupią babę i jej wrzaski. Ledwie po dwóch minutach ptasi towarzysz Druida wypatrzył… Henę. A przynajmniej tak zameldował telepatycznie mężczyźnie. “Blada ludzka samiczka w towarzystwie dwóch samców idzie ulicami…” Nie pozostało więc nic innego jak pognać w tamtym kierunku. Wreszcie jakiś trop! Pies zerwał się do gwałtownego pędu.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
12-02-2019, 22:05 | #108 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Khalim i Ramas odnaleźli Henę, udali się więc w końcu z nią do nowej karczmy… po drodze napatoczył się z kolei na nich Shargoz. Choć może słowo “napatoczył” to nieco przesada, Druid bowiem również jej szukał, i odnalazł jedynie kilka minut po swoich towarzyszach. Tercet wrócił więc do "Śpiewającego Chochlika", gdzie siedział na posterunku Durin. I skoro odnaleziono już zgubę, Krasnolud wysłał magiczną wiadomość prosto do głowy Glaiscava, informując resztę towarzystwa o sukcesie drugiej grupki poszukiwawczej. A Shargoz bacznie przyglądał się stercie bagaży i ławie, stołowi, i najbliższej okolicy, majtek uczennicy Maga nigdzie jednak nie zauważył. Więc brodacz je schował, być może i na właściwe miejsce, by nie było z tego żadnej chryji… Druid zaś żałował, że nie było go przy tym, jak Durin wykonywał tą czynność, pewnie nieźle by się uśmiał… Nowa karczma była tuzin razy lepsza od wcześniej odwiedzonej przez nich rudery, pojawił się jednak spory problem. Tak jak już wcześniej zasłyszeli, tak też i miało miejsce: wszystkie izby były już wynajęte i nie było miejsca na nocleg… no chyba, że wypytać obsługę, czy nie znalazłoby się miejsce w stajni? Czy jednak każdemu z towarzystwa taka opcja noclegu przypasuje? Albo jakimś innym sposobem jednak zdobyć izbę, dwie... trzy? Rita miała jednak wyjątkowo zaciętą minę, a Synarfin wiedział, co Elfce chodziło po główce. Szybko nadeszły godziny popołudniowe, i jeden czy drugi z towarzystwa szykował się do pewnych prywatnych spotkań to z jedną, to z drugą miejską dziewoją, pozostali z kolei stanęli przed wizją nudnego wieczoru i... nocy? No chyba, żeby wziąć sprawy we własne ręce, i zapewnić sobie jakieś ciekawsze atrakcje, niż te w “Śpiewającym Chochliku" zapewniane tu wszelakim osobnikom? *** Komentarze później
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
24-02-2019, 21:30 | #109 |
Reputacja: 1 | wieczorem w “Siedmiostrunowej Harfie” Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 24-02-2019 o 21:42. |
26-02-2019, 14:54 | #110 |
Reputacja: 1 | Inna karczma, te same problemy z kwaterunkiem. To jednak druida mało obchodziło. Mieli w drużynie dość wygadanych "czarujących" osób, by on musiał się tym zajmować. On, który pod względem burkliwości rywalizował z drużynowym krasnoludem. Shargoz z radością te sprawy kwaterunkowe zostawił reszcie. Ich sprawa, czy im się uda. Dla druida wszak nie miało znaczenia, czy będą spać pod dachem czy na ulicy. To oni byli mi ci wymuskani i cywilizowani. On zaś.. . On był już tylko znużony. Zobaczył w tej dziurze wszystko, co było warte do zobaczenia (czyli w sumie niewiele), zjadł, połaził po tym miejscu. I miał go serdecznie dość. Miasta nigdy nie stały wysoko na jego liście ulubionych rzeczy. Ani romanse. Jeśli potrzebował kobiety, to ją sobie wynajmował wraz z pokojem na parę godzin. Jeśli się trafiła okazja, wykorzystywał. Żadna dotąd nie obudziła w nim większego zainteresowania, poza podstawowym pożądaniem. A i nawet wtedy, był to jedynie nieduży żar ogniska. Żadna nie obudziła w nim wulkanu i wątpił by jakakolwiek to potrafiła. Tak czy siak, Sargoz nie zamierzał już ganiać za nowym lokum. Zamiast tego, wzorem Durina Strzaskane Kości, zajął się jakże intrygującym zajęciem jakim było pilnowanie bagażu i... ich niesfornej pracodawczyni. Oraz okazjonalnym hazardem w postaci gry w kości na nieznaczące sumki, dla zabicia czasu. Jutro czekała ich dalsza droga, więc należało się wyspać. I to druid zamierzał zrobić.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |