|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-08-2020, 22:47 | #61 |
Reputacja: 1 | Rok 1481 Rachuby Dolin, 29 Eleint
|
12-09-2020, 18:30 | #62 | |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 19-09-2020 o 14:31. | |
16-09-2020, 18:48 | #63 |
Reputacja: 1 | Rok 1481 Rachuby Dolin, 30 Eleint
|
17-09-2020, 18:51 | #64 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 19-09-2020 o 14:50. |
20-09-2020, 23:03 | #65 |
Reputacja: 1 | Rok 1481 Rachuby Dolin, 30 Eleint
|
24-09-2020, 22:38 | #66 |
Reputacja: 1 | Powiedzieli ci że jak będziesz ciężko pracował to zajdziesz daleko? Że nie ważny jest status i znajomości, ważne ile dajesz z siebie? Zdradzę ci małą tajemnicę: Kłamali. - Czcigodny Grumbleblade, założyciel Gildii Oktagonowego Kufla z Waterdeep Przez ile lat będzie trwał górski szczyt, Nim deszcz go na mórz zniesie dno? Prze ile ksiąg pisze się ludzki byt, Nim wolność w nim wpisze ktoś? Przez ile lat nie odważy się nikt Zawołać, że czas zmienić świat? Odpowie ci wiatr wiejący przez świat Odpowie ci bracie tylko wiatr. - legendarny bard Allen Zimmerman Phandalin. Miejsce do którego ściągają istoty chcące uciec od zgiełku wielkich miast, skomplikowanych intryg królewskich dworów, kupieckich umów, wojen i co tam kogo gryzie. Miejsce wybudowane pośród ruin siłą, uporem i marzeniami wbrew zagrożeniom z Gór Miecza i wszelkich okoliczności. Rhyshard mógł na to wszystko tylko pokiwać głową z uznaniem. Pytanie tylko czy ten zew wolności który przyprowadził tutaj tylu śmiałków nie przekształci tego miejsca z czasem w to przed czym wszyscy uciekali. Dla ludzi pewnie to nie będzie miało znaczenia - za krótko żyją. Z tym będą borykać się ich wnuki i dalsi potomkowie. Długowieczni o ile dotrwają do czasu przekształcenia się osady w miasto będą mieli okazję obserwować to na własne oczy. W pewnym sensie dzicz i zagrożenia które powstrzymywały ekspansje cywilizacji jaką było Phandalin było też tym co pozwalało miasteczku pozostawać tym czego szukali mieszkańcy. To czego szukał sam Rhyshard jeszcze jakiś czas temu. Ale to było dawno. Odnalazł coś innego co wypełniło pustki w jego życiu i zaprowadziło go na inną drogę. Lepszą. Wspanialszą. Doskonalszą. Co nie przeszkadzało mu w kroczeniu nią robić małych przystanków. Phandalin nadawał się doskonale do przycupnięcia w jednym miejscu przez jakiś czas i zadumaniu się nad odwieczną istotą rzeczy. Święto plonów było też dobrą okazją by uzupełnić zapasy, dowiedzieć co dzieje się w okolicy i może zdobyć trochę grosza. Pieniądze mu już nie były potrzebne do życia, ale niestety były pewne rzeczy do których mamona była potrzebna. Dlatego też Rhyshard, zwany przez niektórych Drożdżem, wkroczył swobodnym krokiem po dłuższym spacerze do Phandalin. Podpierał się na solidnym kosturze rozglądając się po mieścinie. Chociaż do obcych był na dzień dobry pozytywnie nastawiony to spod uszatej czapy wyzierało spojrzenie i mina emanujące podejrzliwością. Pewnych rzeczy po prostu nie da się już wyzbyć. Z drugiej strony był kimś kto zdecydowanie przyciągał uwagę (w pozytywnym ale też negatywnym tego słowa znaczeniu) - jak na krasnoluda był wychudzony, jakby żył na drakońskiej diecie. Nie nosił też typowych ciężkich ubrań jak większość krasnoludów, ale skórzaną kamizelę, koszulę, materiałowe spodnie i solidne obuwie. Ramiona okrywał jeszcze lekki bury płaszcz bez rękawów. Tylko pas - ciężki z żelazną klamrą wydawał się typowo krasnoludzki. To co jednak najbardziej chyba wyróżniało Rhysharda był metalowy kocioł alchemiczny, który niósł na plecach. Zaprawdę dziwaczne było to urządzenie, jednak dobywał się z niego przyjemny chlupot, zapewne trunku. Roznosiła się z niego woń drożdży, świeżego piwa i ziół. Spod rozpiętego płaszcza czasem błyskały przybory przypięte do pasa - nożyki i sierp oraz mieszki o podejrzanej zawartości. Taki oto krasnoludzki powsinoga rozglądał się ciekawsko po miasteczku starając się dojrzeć co też za atrakcje miejscowi przygotowali, gdzie można tu wypić i gdzie zaciągnąć języka. Nawet do uszu Rhysharda dotarły wieści że gdzieś w kniei Neverwinter ludzie giną, może więc warto było poszukać tablicy lub człeka za pośrednictwem których lokalne władze wynajmowały mordwłóczęgów, oprychów, awanturników, zabijaków i włóczykijów takich jak Rhyshard? Złoto by się przydało. Natura dostarczała mu składników lecz nie w dostatecznej ilości by na poważnie ćwiczyć i eksperymentować. Czemu by więc nie dać zarobić lokalnej społeczności poprzez delegowanie pozyskania zasobów za godziwy grosz? Wyżej dupy nie podskoczysz gołodupcu. Twoje szczęście, że w innych rzeczach ciężka praca jest jedynym co się liczy. Dlatego nadstaw uszu i słuchaj i nic z tego co usłyszysz nie mów reszcie, chyba że chcesz do końca życia jebać na swych panów robiąc ich pracę za michę kleiku i dach nad głową - Czcigodny Grumbleblade Ostatnio edytowane przez Stalowy : 25-09-2020 o 21:53. |
26-09-2020, 19:36 | #67 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Brilchan : 11-10-2020 o 23:06. |
26-09-2020, 19:57 | #68 |
Reputacja: 1 | Rok 1481 Rachuby Dolin, 30 Eleint Ostatnimi czasy przeróżne osobistości zawitały do Phandalin z przeróżnych miejsc , a niektórzy spośród nich przybyli dopiero na samo święto. Phandalin rosło z tygodnia na tydzień, lecz to miało się wkrótce zmienić. Pomijając nowe zagrożenia w okolicy, które skutecznie odstraszały, powoli i nieubłaganie zbliżała się jesień, a za nią na swą kolej czekała zima. Obfite Plony był to czas, który dla wielu oznaczał koniec lata, mimo że kalendarzowe lato kończyło się kilka dekadni wcześniej. Był to też czas na ostatnie podróże przed zimą. Wielu spośród mieszkańców po tym święcie pożegna swoich bliskich, którzy wolą ten czas spędzić w bardziej cywilizowanych stronach. Była to więc także ostatnia okazja do wspólnych harców. Ostatnio edytowane przez Rewik : 26-09-2020 o 20:25. |
27-09-2020, 12:28 | #69 |
Reputacja: 1 | Mężczyzna podniósł się na knykciach i drżących od wysiłku przedramionach, dźwigając się nad podłogę ostatnim wymuszonym powtórzeniem. Wypuszczając ze świstem powietrze, wyprostował się w swej całej, szerokiej jak świątynne wierzeje, okazałości. Już stojąc, odgarnął ciemne, luźne włosy lepiące się potem do poznaczonej bliznami twarzy. Ani teraz, ani czterdzieści dziewięć pompek temu, nie zdjął wzroku z zawieszonego przez strażnika klucza po drugiej stronie krat. Ani nie przestał żałować, że nie ma go jak dosięgnąć. Klawisza, potem klucza. W tej właśnie kolejności. Uspokajając oddech, przeszedł się po celi, bez słowa podbierając resztkę czerstwego chleba z miski ustawionej przed bladym metysem. Albinos i tym razem nie zareagował, czy to z przyrodzonej niemrawości, czy z powodu skutych kajdanami rąk. - Dasz mi swojej słomy – stwierdził, nie zapytał siedzącego obok krasnoluda, przeżuwając. Potrzebował podsypać swój barłóg, a od jego kudłatego kompaniona brzydził się brać czegokolwiek włącznie z racjami, chociaż te brał nawet od albinosa, mimo że tamten patrzył mu na chorego. I to takiego, któremu pisane skapieć najpóźniej za dwie niedziele. Jak zawsze obyło się bez protestów. Jego nowi towarzysze w niedoli okazali się być bowiem osobnikami wyjątkowo zgnuśniałymi i pomimo wygadania karła – niewylewnymi. Zwykle zajętymi szeptaniem między sobą i plotkowaniem niby kumy na wieczornym przędzeniu. Oraz rzecz jasna, ustępowaniem mu. Nie przesiadywał tu sam, dbał więc tedy, by ze wszystkich czterech gówien to właśnie jego śmierdziało najwięcej. Jama czy nie, hierarchia, taka jej mać, musiała obowiązywać. Czasem żałował, że nikt nie ośmielił się zakwestionować owego porządku. Nie przez jego niesłuszność, bo bynajmniej takowym nie był, ale dla krotochwili i zabicia nudy naprzykrzającej się pod celą, po dwakroć dokuczliwej teraz, gdy odgłosy rozbawionej ciżby dolatywały ich z zewnątrz. Wcale a wcale nie dziwił się wspólasom, że nie śmieli buntować się na jego urządzenie, co najwyżej poszeptywać o ucieczce. W końcu on był aż jeden, ich zaś tylko trzech. Ale jak się rzekło: czasem żałował. A czas pod celą dłużył się niemożebnie. Wrzaski tłumu i ryk zastąpiły niedawny rozgwar uciechy, wyrywając go z namysłu. I dały jeszcze więcej do myślenia. Wkrótce po nich nadeszły bardzo dobrze znany mu huk i wyśniony brzdęk kluczy. Z powściągniętą niedowierzaniem ciekawością patrzył jak do środka, potykając się o własne nogi, wpada człowiek. Z nie mniejszą uwagą i rosnącym wraz ze zrozumieniem uśmiechem triumfu na twarzy, wysłuchał wydukanej mu relacji. - Niewinnych? - powtórzył ostatnie słowa posłańca, obracając się ku nasłuchującym z kątów współlokatorom celi. - Słyszeliście, chłopcy? Biją waszych! Człowiek zarechotał, by natychmiast spoważnieć i zbliżyć się do krat. - Uczciwa oferta – wyraził opinię ogółu więźniów, ruchem głowy wskazując jąkającej galarecie kolejno zamek czekający na otwarcie oraz nieokreślony kąt celi, gdzie spodziewał się znaleźć zarekwirowane przy zatrzymaniu dobra. - Mój brzeszczot. I kolczuga. Ostatnio edytowane przez Vantablack : 27-09-2020 o 12:32. |
27-09-2020, 22:54 | #70 |
Reputacja: 1 | Poznałeś już moją uroczą rodzinę? To dla nich to wszystko stworzyłem. Nie myślałem że w ciągu paru pokoleń moi potomkowie zapomną co to jest ciężka, uczciwa praca. - Czcigodny Grumbleblade - Kryć się! Na miłych bogów co za przeraźliwe bydle! Ukłucie strachu przeszło przez serce Rhysharda. Był przekonany że to pewien potwór z odmętów ogniska domowego zdołał go wytropić. Na szczęście okazało się że to tylko smok. Wkurwiony, biały smok. Czyli ogólnie odrobinę lepiej. Co prawda nie znał się na bydlackich jaszczurach, ale zdawał sobie sprawę że jeżeli ruiny dworku nie mają głębokiej piwnicy to ujść przed tym skurwielem będzie ciężko. Gorzej. Jak paskud siądzie dupą na dworku, wsadzi łeb do środka to jeszcze gotów zionąć do tej piwnicy i wszystkich w środku zmrozić. Szybka analiza sytuacji zaskutkowała jednym wnioskiem - trzeba się schować w lesie. Pewnie kiedyś wolałby budynek, ale od kiedy zaczął wchodzić w kontakt z naturą miał więcej zaufania do drzew. Spojrzał na stromy klif, przełknął ślinę. Pochylony za kawałkiem muru, odczepił od pasa linę i przygotował ją by się asekurować przy zejściu. Musiał tylko wyczekać odpowiedni moment. Test Stealth: 14+2=16 W ostatniej chwili usłyszał jakiś jęk. Rozejrzał się ostrożnie. Pod murem leżała umierająca kobieta. Ciężko było ustalić na pierwszy rzut oka co jej jest. Krasnolud spojrzał znów na klif, po czym na kobietę. Chciał powiedzieć, że to nie jego interes, ale nie chciał być taki jak jego niedoszła rodzina. Skurwiele. W kuckach pod murkiem podszedł do kobiety i rzucił prosty czar tworząc w dłoni garść drobnych grzybków. Schował część do zewnętrznej kieszeni płaszcza. Szybko zabrał się za opatrywanie rannej kobiety, w międzyczasie wsunął jej do ust kilka grzybków. - Przeżuj i połknij. To ci pomoże. Rhyshard rzuca czar Goodberries. Tworzy 10 grzybków, daje kobiecie 3 by ją ustabilizować, jeżeli będzie potrzeba to da więcej. Test Medycyny: 13+3=16 Tak skupił się na opatrywaniu kobiety że prawie zapomniał o krążącym gdzieś nad wzgórzem smoku. Bestia przypomniała o sobie kolejnym rykiem. Drożdż musiał pomyśleć o jakiejś ewakuacji albo kryjówce. Las u podnóża klifu kusił, ale skoro już postanowił pomóc kobiecie to trzeba się tym zająć do końca, a nie wyglądała na taką która będzie w stanie podołać zejściu po stromiźnie. Wyglądało na to że konieczne było ukrycie się tu na górze. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 28-09-2020 o 10:16. |