Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-01-2021, 17:43   #111
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cienie się ukryły… zapewne by się przegrupować. I przygotować następny atak na drużynę awanturników. A Imrę przeczucie nie myliło, bo gdy z Kvaserem docierali do drzwi komnaty nawigacyjnej, Statek zaczął dramatycznie informować.
- Skirglet i jego wierzchowiec są atakowani!
Zapewne przez cienie skoro Statek nie potrafił określić rodzaju przeciwnika. Na szczęście dla ich przewodnika większość drużyny znajdowała się obecnie na pokładzie… kilka kroków od drzwi do komnaty nawigacyjnej. A dwójka z członków załogi biegła już tam.
I dlatego Imra i Kvaser wkroczyli tam pierwsi zastając Skirgleta zagonionego w kąt i broniącego się przed atakami dwóch cienistych sylwetek wynurzających się z podłoża.
Jego dwa magiczne miecze cięły powietrze z szybkością błyskawicy, acz niziołek walczył z defensywnie… co mogło być wywołane… niekompletną garderobą poniżej pasa. Gadzina zaś schowała się pod stołem, dobrze wiedząc że pazury i kły są bezużyteczne przeciwko istotom zbudowanym z ciemności.
Imra parsknęła śmiechem. Powinna od razu rzucić się do przodu, ale nie mogła się powstrzymać. W końcu jednak zamachnęła się doskakując do cieni.
Kvaser spojrzał na Skirgleta z obrzydzeniem. Normalnie ta scena nie zrobiłaby na nim wrażenia, nie takie rzeczy widywał w różnych miejscach. Brzydził go sam Skirglet, brzydził fundamentalnie i silnie.
Niziołek doskoczył do tego cienia, którego nie atakowała Imra i uderzył silnym ciosem.
Zaraz za nimi do sali wpadł rozpędzony Wędrowiec, zamachując się na jeden z cieni długim ostrzem.
Trzy ciosy… ostrza przeszyły cienistą materię. Atakująca Imra poczuła jak oręż przechodzi przez cień jak przez mgłę. Fortuna tym razem dopisała Kvaserowi i Bezimiennego. Ich bronie dosięgły ulotnej materii cieni i zadały im śmiercionośne ciosy. Dwa z głowy… zostały dwa, gdzieś w okręcie.
- Co się tu do cholery odwala?!- wrzasnął tymczasem Skirglet rozwścieczony faktem, że był celem napaści. Zupełnie zapomniał o opuszczonych w dół spodniach.
- Zostaliśmy zaatakowani, ot co - Imra odpowiedziała ciągle szczerząc zęby z rozbawienia. - Wciągaj spodnie złociutki to może stracą zainteresowanie.
- I daliście im wejść na pokład? Spodziewałem się po was więcej. - burknął Skirglet zabierając się za szukanie spodni… obecnie znajdujących się pod stołem.
- Jeszcze dwójka została - fuknęła Imra odwracając spojrzenie od niziołka ku kątom i ścianom pomieszczenia. - Idziemy na pokład tam będzie im trudniej nas zaskoczyć.
Kvaser oparł miecz na podłodze. Chociaż w dalszym ciągu otaczała go aura płomieni, to słychać było syk z jego skóry, jak po chłodnym metalu, a ciemne, dymne sylwetki duchów rozwiały się. Niziołek wyglądał na lekko zmęczonego.
I na solidnie zażenowanego, czy nawet obrzydzonego przewodnikiem, jednak milczał.
- Strasznie defensywny ten wasz plan.- mruknął Skirglet ostentacyjnie ignorując Kvasera i ze spodniami na ciele ruszył przodem wraz ze swoim dinozaurem. Wędrowiec zaś dostrzegł niewielką, prawie pustą fiolkę. Prawie, bo kilka kropelek było w niej.
Automaton, zupełnie ignorując niziołka, sięgnął po fiolkę i powąchał jej zawartość, próbując ocenić, czym tym razem naszprycował się ich przewodnik. Wciąż nie odsyłał ostrza, gotów uderzyć w pierwszego cienia, który spróbuje wyłonić się ze ścian.
Czerwone niczym krew kropelki cieczy… która nie wydzielała zapachu, podsunęły konstruktowi podejrzenie czym może być ten płyn. Agonium zwany też płynny bólem, drogi narkotyk z uwagi na sposób jego wytwarzania, jak i wymagający specyficznego gustu. Zgodnie z nazwą agonium był bólem torturowanych myślących istot, skondensowanym i skroplonym. Automaton skrzywił się lekko, po czym schował fiolkę do bandoliera.
- To na co czekamy?- mruknął Skirglet nieświadom działań Bezimiennego, gdyż zajęty był wyciąganiem spod stołu swojego jaszczura, który ukrywszy się znów tam, nie był chętny do opuszczenia swojej kryjówki. A osobisty ochroniarz Imry, prężąc muskuły opierał się o włócznię pilnując wejścia do sali nawigacyjnej.

Tymczasem na pokladzie przebywał ranny zaklinacz i chroniąca go łuczniczka. Póki co cienie nie wynurzały się z podłogi, być może skupiły się na druidce, która pozostała pod pokładem polując na nie. Być może, kto wie?
- Zostały jeszcze dwa cienie. Mmho, Harran macie jakieś pomysły? Zaraz gdzie jest Vaala? - Imra wyszła na pokład i fuknęła spostrzegając brak druidki. Undine była teraz łatwym celem.
- Nie wiem, jak wywabić cienie i skłonić je do wyjścia ze ścian - odparł Harran. - Zapewne by trzeba wysłać kogoś na wabia.
Wychodząc na pokład, Wędrowiec rozejrzał się, przeliczając obecnych.
- Destiny, wezwij Vaalę na pokład. Jaki jest jej status? - rzucił w przestrzeń, po czym zwrócił się do towarzyszy - Harranie, może będziesz w stanie przyzwać coś radzącego sobie z niematerialnym wrogiem?
- Członkini drużyny Vaala przebywa na ładunkowym i go przeszukuje.- potwierdził Statek
Kvaser idąc za wędrowcem, czy raczej snują się dziwnie cicho jak na siebie - zawsze gdy wychodził z szału wyglądał na dużo spokojniejszego.
- Coś się znajdzie, ale lepiej się odsuńcie - powiedział zaklinacz, po czym przywołał enigmatyczną istotę, psychopompa księżyca. Wyglądał niezbyt przyjaźnie, ale był nad podziw skuteczny.
- Gdzieś tu się kręcą dwa cienie. Znajdź je i unicestwij - polecił Harran.
- Niezły pomysł - Mmho pochwaliła pomysł na przyzwanie istoty. Miała nadzieję, że załatwi to ich problem, bo przelatujące przez niematerialne istoty strzały, mogłyby być co najmniej kłopotliwe.
Imra patrzyła na psychopompa z smutkiem na twarzy. Był cudowny. Wizerunki jego i mu podobnych były na witrażu w kaplicy Pharasmy którą tak często odwiedzała wraz z rodziną. Byłby też obietnicą, ale jego zadanie już jej nie dotyczyło. Zamiast tego bez poddaństwa temu który go przyzwał pewnie by rozprawił się z Lordem i jego szkieletami… a nią by pogardził. Półelfka uśmiechnęła się krzywo bawiąc się pierścieniem pod rękawicą.
Obdarzony czarnymi kruczymi skrzydłami humanoidalny szkielet z długim ogonem spojrzał w kierunku Harrana. Jego oczy ukryte za kruczą maską spojrzały na Harrana jakby go chciały przeszyć na wylot. Ktoś nieobeznany z tym stworzeniem mógłby to uznać, za oznakę gniewu i wrogości, ale psychopompy były ponad takimi trywialnymi emocjami. Stwór przywołał z niebytu swoją kosę i ruszył powoli w kierunku zejścia pod pokład, po drodze znikając z oczu wszystkich poza magiem, który nadal dostrzegał zarys jego postaci schodzącej w dół.
- Acha… - wtrącił niziołek-przewodnik.- Ja bym to uznał za plan awaryjny… a jaki jest wasz główny plan.
Kvaser spojrzał na przewodnika z dziwną powagą, zmieszaną z odrazą, zamyśleniem i czymś jeszcze, dużo mniej określonym. Nie odezwał się ani słowem, zakładając ręce na piersi i kołysząc się lekko, lecz nie spuszcza… zeń ciężkiego spojrzenia. Wyglądał na zamyślonego.
- Jak długo możesz utrzymać tego przyzwańca Harranie? - Imra spojrzała na zaklinacza pytająco.
- Parę minut - odparł. - Mam nadzieję, że w tym czasie zdąży je dopaść - dodał.

Minęło parę cierpliwego czekania na pokładzie w milczeniu na efekt działań przywołanego stwora. Pod pokładem została tylko rozjuszona Vaala. Trudno było powiedzieć co jest tam najgroźniejsze. W końcu Destiny zameldowało.
- Druidka Vaala zlikwidowała zagrożenie. - Potem nastąpiła dłuższa chwila ciszy i znów.
- Przywołany stwór zlikwidował zagrożenie. Nie czuję w sobie nieznanej energii - znów rzekł Statek z wyraźną ulgą w tonacji głosu. Walka się bowiem zakończyła.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-01-2021, 20:53   #112
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po zakończeniu walk z nietoperzami i cieniami, Vaala wróciła do przerwanego jej wcześniej zajęcia… przebywała więc w kuchni statku, coś tam niby warząc, choć nie do końca wyglądało to jakby przygotowywała jakiś zwyczajowy posiłek. Było za dużo ziół, i mamrotania pod nosem, nad sporym kociołkiem stojącym na ogniu…
- Co pichcisz? - spytał zaklinacz, stając w progu kuchni. - Może jakieś lecznicze miksturki? - dodał.
Zaraz po nim do kuchni wparowała Imra.
- Vaala czy potrafisz przywracać siły wyssane przez cienie?
- Eee… tak - Odpowiedziała po chwili namysłu obojgu Druidka, po czym dalej zajmowała się kociołkiem - Ze mnie też jeden wyssał siły.
- To czy możesz, tak przy okazji, nas poratować? - spytał Harran. - Mi by się przydało leczenie. Cienie mnie nie dopadły, ale ten nietoperz potraktował mnie swym paskudnym oddechem.
- Cromharg i Kvaser również potrzebują pomocy. Najlepiej jak najszybciej - dodała widząc, że druidka ciągle miesza w kociołku.
- Nie wiem, czy starczy dla wszystkich - Vaala poklepała drewnianą łychą po kociołku, po czym wzięła małą, drewnianą miseczkę i napełniła ją kleistą zawartością. Podała naczynie Imrze - Pij. To na utratę siły.


Następnie wyciągnęła różdżkę ukrytą gdzieś w swym ubiorze, i zaczęła leczyć zwykłe rany Harrana… a on sam zauważył, iż Vaala miała sama ślady lodowych oparzeń na rękach.
- O siebie nie zadbasz? - spytał zaklinacz, gdy Vaala zakończyła leczenie. - I dziękuję - dodał.
Imra skrzywiła się nieco na smak kleiku.
- Kvaser niech się martwi sam o siebie, ale daj dla Cromharga jeszcze jeden.
- Później… - Druidka odpowiedziała Zaklinaczowi, po czym spojrzała na Imrę - Już ci lepiej? Czy jeszcze jedna porcja? A dla tego twojego golasa to też weź jak potrzebuje…
Imra zacisnęła kilkukrotnie dłoń.
- Nie jest jeszcze najlepiej, ale niech teraz on dostanie - wskazała na Cromharga. - Zasłużył aby się o niego zatroszczyć - przy tych słowach uśmiechnęła się krótko.
Cromharg po wytłumaczeniu przez Statek sytuacji, podjadł kleiku odzyskując siły.
Imra po krótkim namyśle wypiła jeszcze dwie miski dziwnej mikstury i w końcu uznała, że czuje się na siłach.
- Uch nareszcie. Nie znoszę tego uczucia kiedy braknie sił w mięśniach.
Odpowiedzią Vaali było kiwnięcie głową… Widząc, że druidka nie zamierza podejmować żadnego tematu Imra zostawiła dwójkę samym sobie odchodząc na pokład.
- Myślałem, prawdę mówiąc, że masz jakieś zaklęcia albo mikstury - powiedział Harran. - Coś, co można łatwo odzyskać.
- Mikstury idzie łatwo odzyskać? - Zastanowiła się Vaala, po czym dodała - Jest czas, można powoli, nie ma, bo walka, to wtedy szybko i dużo… - Wzruszyła ramionami.
- Teraz jest cisza i spokój... Możesz spokojnie pracować. Szkoda, że nie można od razu wyszykować całego wiaderka mikstur leczących - zażartował.
- Ja nie kapłanka - Vaala znowu wzruszyła ramionkami -...a wy nie krowy? - Parsknęła.
- Nikt nie jest doskonały - odparł z poważną na pozór miną. - Czyżby ci mleko było potrzebne do szczęścia? - Uśmiechnął się lekko.
- Umm… dobra.. - Vaala się trochę zmieszała.
- Przepraszam - powiedział Harran. - Nie pomyślałem, o pojeniu wszystkich z wiaderka - dodał, ponownie się uśmiechając.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-01-2021, 21:22   #113
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Na pokładzie Imra dostrzegła Mmho, która siedziała ranna, cała odmrożona.
- I co ty robisz? - zapytała sucho.
- Siedzę sobie - odpowiedziała Mmho, przez zaciśnięte zęby. Nie, że ze złością, wydawała się wyjątkowo opanowana i skupiona.
- Jesteś ranna. Vaala właśnie uleczyła Harrana i mnie. Czemu do niej nie pójdziesz?
- Vaala nie chce widzieć Mmho - odpowiedziała jej pół-orczyca.
Imra zamknęła oczy w wyraźnej irytacji.
- Czyli będziesz czekać aż sama się nad tobą zlituje i ci pomoże, czy może celujesz w śmierć w boju? - dało się usłyszeć sarkazm w jej głosie.
- Mmho nie potrzebuje niczyjej litości - tym razem opanowanie pół-orczycy zmieniło się w irytację - nie potrzebuje też śmierci w boju z głupoty - dodała po głębszym wdechu. - I co mam jej powiedzieć twoim zdaniem? Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ulecz mnie i już sobie idę? Zapomnij.
Imra prychnęła.
- Cóż słyszałam kiedyś, że niektórzy używają takiego słowa jak “przepraszam”. Sama jednak nie mam w zwyczaju tego robić. Ale kto wie, może tobie by pomogło? - Imra chyba musiała żartować bo uśmiechała się jak wąż.
- Mogę dodać ci otuchy jak chcesz, potrafię być bardzo przekonywująca, ale mało kto potem mnie lubi.
Mmho roześmiała się głośno na te słowa.
- Pójdziesz ze mną i potrzymasz mnie za rękę? - zapytała nadal rozbawiona Mmho.
- Mogłabym nawet wziąć za włosy i trzymając blisko siebie zaciągnąć do tej naszej dzikiej druidki - Mmho dostrzegła błysk w oku półelfki. - Ale nie wiem czy to tylko nie pogorszy wszystkiego.
Rozbawienie Mmho zamieniło się w uśmiech, czy może raczej uśmieszek, zadowolenia.
- Taaaaak…- mruknęła, ale po chwili, gdy jej myśli wróciły do bieżącej rozmowy, dodała: - Pewnie wtedy i tysiąc słów przepraszam by nie pomogło. Obawiam się jednak, że w kwestii Vaali, Mmho nie czuje by miała za co przepraszać. To nadal byłoby nieszczere, rozumiesz?
- Nie musi być, niektórym wystarczy to usłyszeć. Tak dla zasady - Imra kiwnęła głową ponaglając półorczycę.
- Potrzebna jesteś załodze silna i zdrowa.
Mmho rzuciła kilka, a może kilkanaście przekleństw w kilku językach. Po czym zaczęła powoli się podnosić, by postawić swoje zmrożone cztery litery na nogi.
- Jak będę o siłach, to wrócimy do tej rozmowy o trzymaniu blisko siebie - mrugnęła do Imry okiem, z żartobliwym tonem. Ta się tylko na to uśmiechnęła tajemniczo.
--------
- Vaala! - Imra krzyknęła schodząc ze schodów. - Mam jeszcze jednego poszkodowanego! Szykuj różdżkę.
Mmho schodząc z nią nie kryła narastającego niezadowolenia, i póki mogła być niesłyszalna tam gdzie była Vaala, dorzuciła pod nosem jeszcze kilka brzydkich słów.
- He? - Spytała, jak to miała w zwyczaju, krzątająca się dalej po kuchni Vaala.
Imra stanęła w wejściu do kuchni i jak Mmho się tylko pojawiła to popchnęła ją delikatnie w kierunku Vaali.
- Zielona się nam odmroziła.
Druidka zmrużyła ślipka na widok Półorczycy, wyciągnęła jednak ponownie różdżkę.
- Coś więcej, poza sercem? - Spytała… w sumie nie wiadomo kogo.
- Wal w serce, śmiało, zobaczymy czy to, to - odpowiedziała pół-orczyca, starając się w tej poważnej sytuacji, ukryć swoje rozbawienia po usłyszeniu słów Vaali. - I chciałam ci powiedzieć przy okazji, że przepraszam.
- Ekhem...brszszsz...ychyyy… - Druidka dziwnie odkaszlnęła, po czym skierowała różdżkę serio w serce Mmho, no i zaczęła magiczne leczenie.
Zielonoskóra nie komentowała tego, cierpliwie czekając aż różczka przestanie być skierowana w jej serce. Gdy efekty czarów zaczęły być dla niej odczuwalne, popatrzyła po sobie. Niebieskie plamy lodowych oparzeń zniknęły, i po chwili Mmho poczuła się już w pełni zdrowia.
- Gotowe - Powiedziała Vaala, chowając różdżkę w zakamarki swojego ubioru.
- Dziękuję - powiedziała Mmho, po czym zaczęła się wycofywać z kuchni, zahaczając wzrokiem Imrę.
- Proszę - Odparła Vaala, i wróciła do mieszania kleiku w kociołku…
- No i po krzyku - półelfka rozmasowała skroń, bo zachowanie obu kobiet ją zmęczyło. Kręcąc z niedowierzaniem głową ustąpiła Mmho i również wybyła z kuchni. Niech sobie same dalej radzą. Na ten moment półelfce wystarczyło.
Poza kuchnią, Mmho skinęła tylko elfce głową, po czym udała się nieśpiesznym krokiem na pokład statku, by obserwować otoczenie.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 15-01-2021, 23:57   #114
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Minęło około czterech godzin od napaści na Destiny, gdy coś znów zaczęło się dziać. Siedzący nieruchomo na dziobie nieumarły rycerz poruszył się. Powoli wstał i ruszył po pokładzie, po drodze pytając się Destiny o położenie kapitana statku i tam właśnie ruszył.
Po pokładzie płynęła czarna posoka z rozciętego korpusu potwora, którego to konstrukt oprawiał z pomocą narzędzi zebranych z pracowni. Była to ciężka robota, ale czaszka, mózg, oczy i kości półcienistego stwora warte były wysiłku. Komponenty te były dużo warte, choć sprzedaż ich wymagała znalezienia odpowiedniego odbiorcy. I dla Wędrowca były użyteczne wielce. Nic więc dziwnego że pracował z entuzjazmem. Zwłaszcza że już coś zdobył. Jak się okazało, na jednym z pazurów bestii tkwił magiczny pierścień. Automaton przyjrzał mu się, po czym odłożył na bok, zostawiając na później.
Kvaser sprawnie nożem pomagał rozprawiać stwory. Widać, że łączyły się w jego sposobie pracy dwie skrajności. Z jednej strony ruchy niziołka były pewne, szybkie, żywiołowe lecz dość dokładne, z drugiej odpadki energicznie rzucał na kupkę jakby z pewną złością. Być może niedawna walka trochę uspokoiła małego wojownika, który zawsze po szale był nieco bardziej zrównoważony.
Wprawne, wiedzieć coś o tym fachu oko, w mig uchwyciło, że Kvaser omijał fragmenty stworów które wymagały delikatniejszej, spokjnej obróbki. Widać było, że je zna, lecz spokojnie, zgrubnie odcina, nie uszkadzając biegnących czasem pod skórą, cennych gruczołów i nerwów, lecz bez żalu odkładał odkrojone fragmenty Wędrowcowi.
Imra z kolei tylko się przyglądała tej działalności. Spojrzała raz na Cromharga jakby chciała go zapytać czy się na tym zna i nie chce dołączyć, ale słowa na głos nie wypowiedziała.
Barbarzyńca oprawianiem nie wydawał się zaś zainteresowany. Potwór nie wyglądał smacznie, więc… barbarzyńca bardziej interesował się otoczeniem. Zareagował dopiero na pojawienie się ich pasażera w pobliżu.
Nieumarły rycerz nie okazywał odrazy, czy radości zbliżając się do nich.
- Czas się nasz kończy. Statek powinien skręcić na prawą burtę i przez kilka godzin lecieć w owym kierunku, do szcześcianu na którym tkwi czarny ziggurat. Tam się nasze drogi rozchodzą.- rzekł dudniącym głosem od razu przechodząc do sedna.
Mmho przyglądała się, raz po raz, z biernym zainteresowaniem poczynaniom Bezimiennego i Kvasera, więcej uwagi poświęcając otoczeniu. Lubiła zaszywać się w swojej kajucie, ale równie mocno przebywać na pokładzie, a teraz, po tym dziwnym ataku, to drugie ulubione miejsce wygrało siłą rzeczy. Teraz jej uwagę przykuło poruszenie Nieumarłego, chociaż nie czuła by miała coś w tym temacie do dodania.
Wędrowiec skinął głowa, po czym przekazał Destiny sugerowany kurs.
- Czy mamy spodziewać się jakichś konkretnych zagrożeń w ciągu tych kilku godzin? Mamy jedynie wysadzić cię na wskazanym sześcianie?
- Mnie i moich podwładnych. Wylądować, oddać broń którą przekazaliśmy do depozytu. Odebrać resztę zapłaty. I to wszystko. Nie widzę przed nami problemów. - stwierdził wprost nieumarły.
- Nie widzisz, ale czy spodziewasz się czegoś poza typowymi tu zagrożeniami? - automaton wolał nie zostawiać niedopowiedzeń.
- Nie będzie zagrożeń. - stwierdził rycerz obojętnym tonem.
- Dobrze - skwitował Wędrowiec - Twój bóg wyjawił ci już szczegóły misji?
- Ujawnił tyle ile powinienem wiedzieć… jak i ty. - stwierdził nieumarły cicho.
- Co w takim razie mogę wiedzieć? - automaton także zniżył głos.
- To co powiedziałem. Gdzie trzeba lecieć i gdzie trzeba wylądować.- odparł nieumarły.- I że tam się rozstaniemy. Wy dostaniecie zapłatę za swoje usługi, a ja was opuszczę. Ku waszej satysfakcji. - spojrzeniem omiótł resztę załogi zgromadzonej na pokładzie.
Imra stojąca obok tylko zerkała na tę wymianę zdań unosząc do góry białą brew.
- Oby odnalezienie Pozyskiwaczy było równie proste - mruknęła na tyle głośno że wszyscy mogli ją usłyszeć.
- Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że lądowanie na powierzchni wymaga kogoś u steru.- przypomniał uprzejmie Destiny.
- Mmho może cię poprowadzić - Imra przypomniała statkowi, że półorczyca już go prowadziła.
- Wypadałoby by ktoś to uczynił. Lądowania nie są moją specjalnością.- stwierdził latający okręt.
- Tak, zdecydowanie to zanotowaliśmy. Zmień przy okazji może kurs zgodnie z prośbą Lorda? Mmho, poradzisz sobie? - półelfka wolała usłyszeć zapewnienie od półorczycy.
- Oczywiście. - rzekł Statek i powoli zaczął skręcać zgodnie ze wskazówkami Lorda Arsimona.
- Jasne, Mmho z pewnością sobie poradzi - odpowiedziała jej zielonoskóra.
Podczas gdy okręt obrócił się i obierał nowy kurs, Cromharg przystanął obok półorczycy wyraźnie nią zaciekawiony. I poprzez Statek zapytał.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę się zapytać o twój świat? Nie widziałem nigdy takiej istoty jak ty.
- Mój świat, to Świat. Nie znam innej jego nazwy - odpowiedziała mu zielonoskóra. - Żyje na nim wiele pół-orczyc i pół-orków.
- Półorków… więc pewnie orków też. Ludzie też tam żyją? I inne rasy. Tam skąd ja pochodzę są głównie ludzie i planokrwiści.- odparł barbarzyńca po chwili namysłu.- I niewiele poza tym.

Wkrótce z pomiędzy sześcianów wynurzył się ich cel. Sześcian podobnie pokryty “bliznami” jak inne w okolicy. Jednakże niemal cały jeden z boków zajmowała schodkowa piramida. Trzystopniowy ziggurat z czarnej jak noc skały. W przeciwieństwie do pozostałych sześcianów w okolicy, na tym panowała niemal grobowa cisza.
Wędrowiec rozglądał się uważnie po okolicy.
-Widzicie jakieś zagrożenia, albo macie możliwość jego wykrycia? - zwrócił się do pozostałych, jeśli trzeba przekazując wiadomość przez statek - Destiny, twoje zmysły coś wyczuwają? Warto będzie sprawdzić miejsce lądowania przed podejściem.
- To wygląda jak zagrożenie - Kvaser stwierdził energicznie cedząc słowa przez zęby i wpatrując się w ziggurat.
- Być może… ale nie dla was. - odparł nieumarły obojętnym tonem.
- Nie wykrywam żadnych celów w obszarze potencjalnego lądowiska.- stwierdził Destiny.
- Chyba nie musimy wylądować, by nasi pasażerowie znaleźli się na ziemi - powiedział Harran.
- Nie mamy chyba aż takiej długiej liny. Poza tym uspokójcie się wszyscy. Mmho posadzi statek i tyle. Nie ma zagrożeń, to nie ma. Jakby były to nasz pasażer będzie się po prostu grubo tłumaczył - półelfka powiedziała z niezadowoleniem. Miała już dość tej podejrzliwości. Byli na planie prawa. Być może i sprytnym sposobem można było obejść ich umowę, ale nie wydawało się jej to dla ich gościa potrzebne.
- Bogowie i ich posłańcy nie wiedzą wszystkiego - stwierdził Wędrowiec, oblekając się w zbroję i rozpościerając skrzydła. Wzniósł się w powietrze - Ostrożność niczemu nie zaszkodzi. Polecę w miejsce lądowania i dam znać, że możecie lądować. Mmho, przejmiesz stery? - zapytaj przed opuszczeniem pokladu.
- W mieście też nie lądowaliśmy, by zabrać pasażerów - stwierdził Harran, ale nie forsował swego pomysłu.
- To prawda… możemy zejść po drabince linowej. Wydawało mi się jednak, że chcieliście się nas pozbyć tak szybko jak to jest możliwe. - zadumał się nieumarły rycerz.- Schodzenie po drabince wszystkich moich sług zajmie sporo czasu. Tak jak ostatnio.
Kvaser westchnął ciężko przez zęby.
- Lądujemy po prostu - stwierdził z wyraźną, silne irytacją w głosie - na większy ryzyko narażamy się gadając w tej pięknej okolicy i spędzając więcej czasu.
- Będę za sterami - odezwała się Mmho - gdybyście zmienili zdanie co do lądowania dajcie znać.

***

Wędrowiec pofrunął w kierunku celu. Sześcianu unoszącego się w pustce pod nim. Im bliżej był niego tym bardziej czuł ziąb. Nie zwykłe zimno przenikające ciało, które mógł stłumić ciepły płaszcz, ale ziąb metafizyczny… jakaś lodowata emanacja przenikająca ciało i duszę. To nie było miejsce dla istot żywych. I dowody tego szybko zauważył. Kości pokrywały glebę, zmumifikowane ciała ptaków i innych stworzeń, które jakoś nie przyciągały powietrznych padlinożerców. Sępy i kruki trzymały się z dala od tego sześcianu. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegał jednak żadnych zagrożeń, a mrożąca emanacja choć nieprzyjemna, nie wywoływała żadnej szkody w jego ciele. Automaton rozejrzał się raz jeszcze, po czym odesłał ostrze i opadł w punkcie, w którym wylądować miało Destiny. Machnął zapraszająco ręką, po czym usiadł w pozycji medytacyjnej - był to dobry sygnał, że okolica wydaje się bezpieczna.
Widząc zaproszenie i nie mając żadnych komunikatów o odwołaniu akcji, Mmho przystąpiła do lądowania statkiem w wyznaczonym przez Bezimiennego miejscu. Powoli, dokładnie i w pełnym skupieniu na tym co robi.
Okręt pomagał nieco w tym komunikując się z półorczycą. Przypominała to jazdę na nosorożcu. Statek był podobnie masywny i zwrotny i tak jak w przypadku nosorożca, wymagał silnej ręki i wyczucia… a komunikacja z Destiny pomagała w tym wyczuciu ruchów okrętu. To było znajome uczucie i półorczyca radziła sobie świetnie za jego sterami. Miała już obeznanie i teraz nabierała praktyki. Samo zetknięcie z ziemią, przeszło lekki wstrząsem cały statek, ale Destiny zameldował brak uszkodzeń, więc jak na pierwszy raz… wyszło nieźle.
- Teraz… poproszę o zwrot mojego miecza i wydanie broni moim podwładnym. - rzekł chłodno nieumarły do Kvasera i Imry, po czym ruszył w kierunku zejścia pod pokład.
Imra przyniosła oręże nieumarłego i mu je oddała w momencie jak wychodził już ze statku, przez wrota do załadunku towaru na rufie.
Mmho została póki co za sterami, obserwując że swojego miejsca okolice.

Przypominało to jakąś procesję, a może pogrzeb? Na czele szedł sam Lord Arsimon, za nim dwójkami jego “ludzie”, którzy pobrawszy swój ekwipunek bezgłośnie podążali za swoim panem. Kolumna poruszała się powoli i dostojnie, ignorując to co słyszał nie tylko obeznany z psioniką Wędrowiec, ale też każdy na statku. Szepty pojawiające się w umysłach, wściekłe i rozżalone i ciche. Kakofonia nieistniejących osób, psychiczne echa tych którzy pomarli… szepczących swoje ostanie słowa przedbolesną agonią, słowa żalu, gniewu i smutku… słowa szaleństwa. Ten szmer narastał, z każdą chwilą stając się coraz bardziej nieprzyjemny dla żywych. Ale Arsimon i jego podwładni to ignorowali… może nie słyszeli? Wszak żywi nie byli.
Kvaser nawykł do głosu umarłych, wszak to duchy zemsty, zasilane między innymi przez rzeszę umarłych, towarzyszyły mu od kiedy obrał ścieżkę zemsty. Jednak umarli byli ostatecznie cieniem tego co żywe. Potrafili być spokojni, życzliwi lub zajęci swoimi sprawami. Bywali też pełni smutku, gniewu, złych intencji i szaleństwa. Tacy też byli tutaj, co niziołkowi nie podobało się. Był ciekaw, ale nie na tyle, aby ryzykować, jeśli wiedza była marna, a korzyści ulotne jak dym.
- Mmho, jak tylko zejdą, odlatujemy - stwierdził głosem silnym, lekko zachrypniętym, i jak na siebie, bardzo flegmatycznym, lecz wciąż z charakterystyczną dla małego wojownika mocą z głębi trzewi.
Vaala ponownie wdrapała się na dach sterówki, a stamtąd obserwowała najbliższą okolicę, od czasu do czasu pokazując zęby, a nawet i cicho powarkiwała. Aura tego miejsca nie była przyjemna…
- Zmywajmy się stąd jak najszybciej - powiedział, bardziej do siebie niż do innych, Harran.
- Z całą przyjemnością odlecę stąd jak najszybciej - odpowiedziała Kvaserowi Mmho, którą te głosy wprawiały w kiepski nastrój.
Gdy nieumarły lord był już na dole, Wędrowiec podszedł do niego.
- Dopełniliśmy swojej części umowy, czas na zapłatę - stwierdził.
- Oczywiście… umowa jest umową. Nawet umarli ją honorują.- rycerz odpiął kieskę i podał konstruktowi. - Poczekam aż policzysz, co byś się upewnił że cię nie oszukuję, acz zważ że nieumarli nie cenią lśniących kamyczków. Poza liszami, ale to bardziej kochankowie Vecny. - spojrzał na ziggurat wznoszący się przed nim. - Potem radzę jednak oddalić jak najszybciej.
Imra niczym sęp czekała obok Wędrowca. Gdy ten policzył wystawiła do niego otwartą dłoń. Automatonowi przeliczenie pieniędzy zajęło ledwie moment. Dopiero potem spojrzał w stronę wyciągniętej dłoni wojowniczki. Wyjął jeden z diamentów, obejrzał go, po czym rzucił jej lekko, jakby był zwykłą monetą. Sakiewkę z resztą rzucił zaś Kvaserowi. Imra zadowolona ze zdobyczy schowała diament do torby przechowywania i się schowała pod pokładem.
Kvaser chwycił zapłatę i zmrużył oczy zaskoczony.
- Imra dostaje ekstra premię?
- Bierze moją dolę - stwierdził Wędrowiec.
Kvaser wyszczerzył się szeroko i zaśmiał ochryple.
- Ktoś, kto nie posiada moich pokładów spokoju najpierw wkurzyłby się - powiedział z szerokim, wilczym uśmiechem - jak chcesz zjednywać sobie ludzi, ważne jest aby albo na tyle ci ufali, albo przedstawiać wszystko przed pytaniami - mrugnął.
- O co miałbyś się wkurzyć? Podział łupu wyszedł równy, a mogę decydować, co ze swoim udziałem zrobię. Nie zostaliście oszukani.
Kvaser spojrzał na Wędrowca tym charakterystycznym spojrzeniem, pełnym zaskoczenia, politowania ale i w gruncie rzeczy serdecznym, jaki znają wszyscy żebracy, szaleńcy, wioskowe głupki oraz ludzie niekompetentni na swym stanowisku ale ostatecznie nic nie odpowiedział, wzdychając ciężko.
Nie doczekawszy odpowiedzi, automaton wzruszył ramionami, po czym jednym machnięciem skrzydeł znalazł się na pokładzie.
- Destiny, odlatujemy stąd, kurs na tereny Pozyskiwaczy. Przewodnik będzie dawał ci dokładniejsze wytyczne, ale unikaj wlatywania na bardziej niebezpieczne tereny, o ile nie dostaniesz takiego polecenia od załogi.
- Oczywiście.- potwierdził Destiny, następnie dodając. - Aczkolwiek ocena “niebezpieczeństwa” jest możliwa tylko w dość ograniczonych kryteriach. Mogę ocenić liczebność i rozmiary zagrożeń, które nie próbują aktywnie ukryć się przede mną.
Po czym, gdy załoga znalazła się już na pokładzie z lekkim wstrząsem poderwał się z podłoża kierowany dłońmi półorczycy.
-To wystarczy. Informuj o zagrożeniach, zanim się do nich zbliżymy, żeby ktoś z załogi mógł podjąć decyzję o ewentualnej zmianie kursu.
- Oczywiście. - potwierdził statek.
 
Asderuki jest offline  
Stary 16-01-2021, 00:09   #115
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Przed drzwiami do kajuty Imry stał Kvaser, pukając w nie lekko, bez spodziewanej agresji. Niziołek typowo dla siebie, był niemal kompletnie wyekwipowany, mimo późnej pory. Gdyby Imra nie wiedziała (oraz nie czuła nosem), iż mały wojownik regularnie dba o higienę i myje się, mogłaby założyć, iż jest jednym z tych brudasów, którzy całymi dniami chodzą w opancerzeniu…
...chociaż nie, Kvaser tego wieczoru nie miał już na sobie pełnej zbroi, a tylko niewielkie fragmenty oraz, jak to zwykle, broń na plecach.
Co ciekawe półelfka nie otworzyła mu drzwi a wyłoniła się z korytarza spoglądając za siebie.
- Jak nie jeden, to drugi - mruknęła typowo miło dla siebie. Mimo komentarza dość szybko otworzyła drzwi i gestem zaprosiła niziołka do środka oglądając się tylko za siebie upewniając że pewnego lubiącego chodzić półnago człowieka nie było w pobliżu.
Kvaser nawet nieszczególnie czekał na zaproszenie, bardziej zgrał swój akt wchodzenia do pokoju wojowniczki z momentem zaproszenia go tam. Uśmiechnięty zdjął broń z pleców i ostentacyjnym, lekkim rzutem położył ją o ścianę, niedbale i machinalnie, w sposób kojarzący się chyba z częstą rutyną. Bez pytania zajął taboret, wskakując na niego energicznie i zaśmiał się.
- Kłótnia kochanków?
Imra najpierw uniosła brew a potem się uśmiechnęła sarkastycznie.
- No powiem ci, że ileż można wysłuchiwać tego jego bełkotu? Nic tylko by sobie ze znajomymi do karczmy wyskoczył aby przetestować najnowszy wywar karczmarza - Imra spróbowała zaimprowizować i odegrać kobietę mającą dość swojego męża ale efekt był… suchy.
- Czyli ciche dni - Kvaser wzruszył ramionami faktycznie jakby Imra była “żoną” rosłego barbarzyńcy, a on z powagą podchodzi do spraw ich “małżeństwa”.
Imra westchnęła.
- Doceń, że chociaż próbuje - powiedziała z niezadowoleniem.
- Co chcesz?
- To co każdy facet - niziołek stwierdził z krzywym uśmiechem, energicznie wiercąc się na krześle podczas przydługiej przerwy między wypowiedziami - dobrać się do twojej czaszki. Mieliśmy jeszcze dokończyć - stwierdził głośno, jak to on.
Półelfka może i nosiła diadem intelektu, ale przez moment wyglądało, że wzięła słowa nizioła całkiem dosłownie spinacjąc się na całym ciele. Odrzucając myśli wyjęła czarną czaszkę i postawiła ją na biurku obok Kvasera. Samej usiadła na łóżku.
- Trochę się jeszcze popytałam dokładniej o to co już się dowiedzieliśmy ale nic nowego nie wyciągnęłam. Można kontynuować przepytywanie - mówiąc to sięgnęła do szufladki wyciągając notatnik, kałamarz i pióro.
- Należy zrobić to innym sposobem - niziołek stwierdził bez przekonania, lecz również bez zbędnej rezygnacji, raczej jakby sama idea innego sposobu była… kolejnym, innym podejściem do czaszki.
Mimo to Imra zaczęła od zwykłych pytań, o nazwy które już słyszeli. Mozolnie spisywali najprostszą wiedzę o planach kopiując co czaszka im mówiła. Coś o piekłach, coś o otchłani, nieco o planie chaosu i planie prawa… i wszystkim co było pomiędzy. Imrę interesowało Sigil o którym wspominała bardka. Jego specyficzność przykuła uwagę półelfki. Kvaser zaś był dużo bardziej metodyczny i ponownie zaskakująco cierpliwy nawet jeśli krzesło zatrzeszczało wielokrotnie kiedy zmieniał co chwilę pozycje siedzenia. Po pewnym czasie Kvaser wyglądał jakby uznał, że niewiele więcej wycisną z czaszki. Podczas wygłaszania przed magiczny przedmiot kolejnej, powtarzającej się odpowiedzi, niziołek kazał jej zamilknąć, machając ręką. Przyciągnął się do tyłu, z trzaskiem ścięgien.
- A właściwie czemu Wędrowiec oddał ci swoją dolę?
- To była zapłata za wolność Cromharga - odparła Imra poirytowana powierzchownością wiedzy. Założyła włosy za lekko szpiczaste ucho i oparła brodę na dłoni. - Skorzystałam z twojej porady.
Niziołek zaśmiał się.
- Jestem ciekaw z której wyciągnęłaś taki wniosek - stwierdził raczej pogodnie - ale dobra robota. Dziwne tylko, że zechciał… Może nie dziwne - poprawił się - ale psujące jego powierzchowność, że zapłacił aż tyle. To nie było pragmatyczne i beznamiętne.
- Widzisz, w jego mniemaniu to mała cena. A co do rady, to powiedziałeś, że jestem przyzwyczajona do pewnego rodzaju zachowań i miałeś rację. To spróbowałam nie stawać dęba i się nie burzyć kiedy Wędrowiec zaczął ode mnie wymagać wypuszczenia Cromharga, tylko zaczęłam z nim pertraktować. Tak aby i on coś miał i ja.
- Nazywam to wyluzowaniem - niziołek stwierdził zastanawiając się - jeśli dla niego to mała cena, to znaczy, iż to co otrzymał, jest cenne - Kvser westchnął ciężko - wielu tutaj ma swoje demony - machnął ręką.
Imra pokiwała głową w zamyśleniu i zaczęła stukać palcami w blat.
- Śmiem jednak powiedzieć, że Wędrowiec ma ich najwięcej… wiesz, że groził mi wyrzuceniem ze statku? Destiny potwierdził, że jako kapitan ma taką możliwość. Zabronić statkowi uznawać kogoś jako członka załogi… - bystrze spojrzenie smoczych oczu spojrzało na Kvasera ewidentnie czekając na jego reakcję.
Niziołek spojrzał na kobietę badawczo milcząc chwilę kompletnie zaskoczony… ale nie był to szok, raczej reakcja na coś zabawnego i niespodziewanego.
- I nie wziął pod uwagę, że możesz go po prostu zabić?
Smocze spojrzenie znikło niczym zdmuchnięty ogień ze świeczki.
- Wątpię abym była w stanie go pokonać. Poza tym wszczynanie walki na statku kiedy jest pod jego pełna kontrolą i wasza owcza uległość tylko dodatkowo zmniej...
Coś dziwnego pojawiło się na twarzy Kvasera gdy wspomniała o owczej uległości, podniósł brew bardziej z wyrzutem niż pytając lecz milczał.
- Zmniejsza szanse na wygraną. Widziałam co każdy z was potrafi. Wędrowiec może nie jest przekonywujący, ale jak wy byście odebrali nagłą walkę między mną i nim bez żadnej z tych informacji jakie ci teraz dałam? Harran pewnie nawet by się nie zastanowił. Vaala może i by dołączyła. Zakładam wyjątkowo, że ty i Mmho może się i byście nawet zastanowili o co chodzi. Do tego Destiny jest bardzo naiwny, więc też i jego przedstawienie sytuacji byłoby skrzywione - Imra dość spokojnie wyłożyła swój tok myślenia. Było dość widoczne, że nie raz była w sytuacji gdzie absolutnie nie miała na kim polegać i być ostrożną ze swoimi akcjami.
Mały wojownik westchnął ciężko, pochylając się do przodu. Oparł łokcie o kolana i westchnął ciężko, kręcąc głową.
- A kto mówi o nagłej walce? Gdybyście się nagle bili, to stwierdziłbym, że albo jedno, albo oboje oszaleliście, a które to nie wiem. Pomyśl chwilę - uśmiechnął się cierpko - to nie jest do końca mój sposób rozwiązywania problemów, ale widziałem jaki zamęt siejesz, takich oczu nie dostaje się tylko za pozerstwo. Wędrowiec wyrzuca cię ze statku. I co dzieje się dalej? On atakuje ciebie, ty się bronisz. Czy sama pokornie odchodzisz? Bo ja spodziewałem się, że jednak nie lubisz mieć niezapłaconych długów, a szczególnie gdy ktoś tobie jest winien - uśmiechnął się wilczo - na przykład odpowiednią część statku którą posiedliśmy gdy Destiny nas wezwał. Biorąc pod uwagę to czym nasza łajba jest, to o czym nawet głośno nie powinniśmy mówić, to jest po prostu cena krwi. W zasadzie to wymieniłbym ten statek na wiele żywotów i pewnie nie pomyliłbym się. Po prostu chciałby ci odebrać część czegoś, co jest bardzo cenne.
Niziołek wyprostował się energicznie, zmieniając pozę na taką z rękami za głową.
- A tak zasadniczo to albo chciał cię nastraszyć albo mętnie pojęcie władzy uderzyło mu do głowy - stwierdził rozbawiony czymś.
- Prezentuję sobą wszystko czego nienawidzi. Widziałam to w jego oczach kiedy tylko wspomniałam o niewolnictwie. Będąc panią stanowię wspomnienie chyba jakiś jego przeżyć.
- To smutne, iż pierwszą emocją którą z niego wyciągnęłaś jest nienawiść, nie sądzisz? - Kvaser zapytał przeciągając słowa.
Wojowniczka uniosła białą brew.
- Smutne? Nie, całkiem normalne. Gniew i złość najłatwiej uzyskać.
- Nie - niziołek nie zgodził się z uśmiechem - pijacki śpiew. Chuć przed bitwą, strach. Podniecenie, myśli o bohaterstwie. Śmiech - wymienił pogodnie, żywo - ale gdy widzisz kogoś, kto jest zimny jak metal, i z tej skorupy pierwszy raz wylewa się tylko złość, to co więcej jest w środku? To smutne, że można być tak zgorzkniałym - stwierdził w sposób trochę nie pasując do zakazanej, wytatuowanej gęby Kvasera.
- Mamy bardzo różne doświadczenie. To co opowiadasz to bajka dla dzieci. Tam gdzie mi przyszło żyć w każdym razie. Gniew pokazuje siłę i stanowczość. To przypomnienie gdzie jest cudze miejsce. A ci zranieni przez taki gniew tylko sami go potem odbijają dalej. To taki niekończący się cykl, który niektórzy uważają, że należy przerwać i zniszczyć. Jak dla mnie to takie samo życie jak każde inne. Trzeba tylko umieć to w końcu zaakceptować i odnaleźć swoje miejsce. Ja tak zrobiłam i zaszłam daleko.
- Uważasz, że rzeczywistość jest faktycznie taka - niziołek położył nacisk na słowo faktycznie - czy może chcesz - nacisnął na słowo chcesz - aby była taka, jak mówisz, bo się w takiej nauczyłaś żyć?
Nastąpiła chwila ciszy kiedy należało zebrać myśli. W końcu półelfka wyprostowała się.
- Tu jest taka rzeczywistość. Gdzie indziej może jej nie być. Wolę jednak nie zakładać inaczej tylko po to aby potem skończyć z poderżniętym gardłem. To by znaczyło, że chce aby taka była. Według twoich pytań w każdym razie.
- Lubię jak tak wszystko wiesz - Kvaser zaśmiał się bez cienia złości, raczej przyjacielsko podgryzając - bo ja nie wiem. Wydaje się mi, że rzeczywistość wszędzie jest nieco bardziej skomplikowana - stwierdził pogodnie.
- Hm, nawet jeśli, to nie widzę powodu aby szukać na każdym kroku rozwiązań. Jeśli mój szablon przestanie działać to wtedy się zastanowię.
- Nie jest wtedy zbyt późno? - niziołek zapytał z ciekawością.
- Raz było… - Imra przyznała. - Na popijawie u wodza orków w ich kraju. Obrzydliwy napój jaki uważają za alkohol w końcu zbił moją czujność na tyle, że nie tego szablonu użyłam. Mogło kosztować mnie to życie, ale kosztowało tylko rok w ich więzienia - kobieta mlasnęła z niezadowoleniem. - Zazwyczaj jednak działało.
- Rozumiem, że działanie zazwyczaj cię zadawala - Kvaser wzruszył ramionami - ja tam wolę uczyć się na błędach, zmieniać - uśmiechnął się patrząc gdzie po pokoju Imry.
Ten był mniejszy od tego który sam zajął i zdecydowanie świecił pustkami. Kobieta nie udekorowała go, a nawet pozdejmowała te ozdoby które były wcześniej dając wszystkiemu surowy wygląd. Tylko ozdobna maska leżąca na półeczce odcinała się od reszty swoją ozdobnością.
- Działaj jak uważasz. Nie mam nad tobą władzy.
- A pewnie chciałabyś - Kvaser uśmiechnął się krzywo i cwaniacko.
- Chciałabym.
Spojrzenie Imry zrobiło się drapieżne. Spojrzała na Kvasera jak na zwierzynę.
- A ty chciałbyś do mnie należeć?
- Możesz spróbować - Kvaser zaśmiał się głośno - pamiętaj tylko, że wyrwałem się bogu - wyszczerzył się szeroko.
Półelfka rozpromieniła się. Ta odpowiedź naprawdę ją ucieszyła.
- Lubię wyzwania - powiedziała z tak nietypowym dla siebie szczerym uśmiechem. Wstała obchodząc krzesło i nachylając się nad niziołkiem.
- Taki ssskarb jest najlepszy - wysyczała mrucząc mu prosto do ucha. Dłonią potargała mu włosy póki co napawając się samą myślą, że dostała przyzwolenie.
Prawdę mówiąc, fryzura Kvasera zawsze pozostawała w szalonym nieładzie będącym skrzyżowaniem jego ognistego temperamentu ze skłonnością do kręcenia się włosów u części niziołków.
- Ostatni raz mówiła tak do mnie krasnoludzica - zaśmiał się lekko - ale nie, ty bardziej mówisz jak smoczyca…
- Owszszem. Ma się nieco tej krwi - kobieta zaśmiała się krótko przesuwając nosem po uchu i skroni nizioła zaraz przesuwając się na drugą stronę jego głowy. - Zdradzić ci sssekret?
- Wtedy kupiłbyś za niego też coś ciekawego - odpowiedział leniwie.
- Chrrr - fuknęła na niego - Nie tym razem.
Kvaser zaśmiał się donośnie na widok reakcji wojowniczki. Co tylko wprawiło ją w większą frustrację. Pokręciła głową niemal jak poirytowany kot i ponownie przeczesała palcami jego bujne włosy tylko po to aby złapać je na tyle jego głowy. Forsownie odchyliła mu głowę do tyłu tak aby spojrzeli sobie w oczy.
- Jak chcesz panie Ssturd. Nie liczę, że tak prosto będzie. To byłoby zbyt proste.
Bezdenne oczy pochłaniały wszystko, a usta uśmiechały osobno. Dłoń puściła włosy a Imra się odsunęła.
Niziołek przyglądał się jej z lekkim uśmiechem. Jego spojrzenie było żywe, zaciekawione, ale też gdzieś w głębi, daleko wewnątrz duszy znudzone… Nie, nie było to znudzenie. Jakaś dziwna melancholia spoczywała za kurtyną płomieni emocji.
- Widziałaś kiedyś ojca mordującego córkę na jej weselu?
Zapytał się z łobuzerskim uśmiechem, chociaż oczy mówiły co innego. Tak jakby obwieszczały, że ten kto nosi swój wstyd dumnie na piersi, nie może być boleśnie uderzony.
- Widziałam męża wbijającego nóż w brzuch ciężarnej żony - półelfka usiadła na łóżku nie odrywając spojrzenia od jego oczu.
- Też, tylko była to matka - stwierdził jakby w dygresji - zabiłem ją. Dziecko zmarło, dziewczynę ocalili. Jedno z gorszych zleceń jakie miałem - rzucił trochę beztrosko.
- Zabijałeś na zlecenie? Hm...
- Nie - odpowiedział - w każdym razie nie zazwyczaj, nie licząc bandytów czy listów gończych. Często pracowałem jak ochrona dla bogatych. Nie trzeba było tłuc się z kompaniami najemnymi, zarobki w porządku. Tylko jak zwykle to bywa, potem jest dużo bałaganu. Szczególnie gdy zwaśnione rodziny chcą się prać po pyskach, a ty masz chronić dziedzica. Może nie wzbudzam wyglądem zaufania - zaśmiał się lekko - ale dawałem pewność, że wszystko co podejdzie do klienta i nie wygląda jak puchaty królik, przepadnie.
- Białe puchate króli są najgorsze - mruknęła do siebie Imra. - Więc czemu, ojciec zabił córkę?
- Bo się wkurwił - Kvaser uśmiechnął się cierpko.
- No proszę. Tak niewiele niektórym trzeba. A co ty robiłeś na tym weselu?
- Prowadziłem córkę do ślubu - stwierdził chłodno obserwując z ciekawością reakcję Imry.
Chyba ją zaskoczył, bo się patrzyła na niego milcząc przez dłuższy moment.
- Co się stało? - zapytała w końcu.
Niziołek wskazał paluchem znak na czole.
- Ach.
Imra pozwoliła aby zapadła chwilowa cisza w której jej spojrzenie wodziło po znaku i pozostałych tatuażach. Po czym wstała znów do niego podchodząc tym razem aby zrobić coś innego.
- Technicznie rzecz biorąc - niziołek wyjaśnił bez skrępowania - to stało się przed tym, jak mi wytatuowano ten znak. I to nie tylko wina tego, którego chce zabić - dodał.
- Za dużo gadasz - Imra powiedziała ze zrezygnowaniem kiedy znów została wybiła z nastroju i zwyczajnie podważyła krzesło butem, wywracając je wraz z niziołkiem.
Kvaser, znany z małpiej zwinności - i być może małpiego temperamentu - odbił się dłońmi od ziemi, potem dłonią i nogą i… Wskoczył na łóżku Imry, trochę bardziej krzywo niż planował, zahaczając w locie lekko stopą o kobietę, zatem daleko było temu do perfekcji. Po chwili założył dłonie za głowę.
- Masz osobliwy sposób na proponowanie nowego miejsca do spoczynku.
- Mhrr - usłyszał warknięcie. Imra strzepnęła kurz z miejsca gdzie dostała nieintencjonalnego kopniaka. Odwróciła się do niego ze skrzywioną miną.
- Ty mała pokrako - fuknęła i rzuciła się na niego chcąc go złapać.
Niziołek widząc reakcję Imry, nawet nie myślał zwolnić jej łóżko. Co przypłacił złapaniem za ramiona i podniesieniem do góry. Wyglądało na to, że kobieta była już odpowiednio poirytowana.
Niziołek uśmiechnął się szeroko i patrząc wprost na piersi wojowniczki wypalił z szerokim uśmiechem.
- Coraz dziwniejsze te elfie gry wstępne…
Zgrzytnęły zęby a z oczu zaiskrzyło. Imra zacisnęła dłonie nieco mocniej aż puściła go z powrotem na pościel. WIążąc w środku swój gniew cofnęła się kilka kroków aby podnieść krzesło. Usiadła na nim poprawiając kosmyki włosów które spadły jej na twarz. Wyprostowała się zakładając nogę na nogę.
- Jeszcze czego. Jeśli chcesz się zabawić to na moich zasadach.
Niziołek opadł na łóżko i ponownie założył dłonie za głową zadowolony z siebie.
- Widzisz, o schematach przed chwilą rozmawialiśmy. Jeśli coś nie mieści się w tym jaki chcesz aby świat był, kompletnie baraniejesz - zaśmiał się serdecznie - pokazałem ci to. A jakie to zasady?
Kvaser zmrużył oczy lecz nie patrzył na kobietę, leżąc, lecz w sufit.
Kobieta z niezadowoleniem popatrzyła na towarzysza i przetarła palcami kąciki oczy. Westchnęła ciężko.
- Do niczego nie dojdzie, jeśli będziesz mnie zawsze wytrącał z momentu. Może i ja baranieje, ale ty będziesz się z kolei musiał obejść się smakiem.
- A kto powiedział, że moim celem jest się dziś najeść - niziołek westchnął ciężko - może coś ci pokazuję, o życiu Imra. A może tylko mam równie wielką frajdę z twoich min - uśmiechnął się pod nosem.
Półelfka zagle poczuła się tym wszystkim ogromnie zmęczona.
- Cóż nie powstrzymam cię przed tym. Mogę jednak tyle powiedzieć: wyjdź. Mam póki co dość.
Kvaser powoli wyprostował się i zeskoczył z łóżka dalej w dobrym nastroju. Powoli, acz lekkim krokiem ruszył w stronę broni, niedbale zarzucił ją na plecy i wyszedł bez słowa. Imra nie widziała, iż za drzwiami uśmiechał się ubawiony z czegoś. Chociaż w oczach tkwiło jakieś zamyślenie. Niedługo potem usłyszał trzask któremu towarzyszył warkot frustracji. Niechybnie krzesło poszło w drzazgi.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 18-01-2021, 08:36   #116
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Podróż upływała spokojnie drużynie od czasu gdy porzucili swoich pasażerów. Tylko Wędrowiec był co jakiś czas nękany kolejnymi alarmami. A to o sporym smoku, a to armii nieumarłych maszerującej po sześcianie, a to jakiejś nieznanej potężnej istocie, a to… Destiny potrafiło wynajdywać i omijać zagrożenia, trzymając się mniej więcej z dala od nich. Potrafiło oceniać wykrywane istoty pod względem potęgi, ale… nie umiało ocenić na ile zagrażało ono statkowi i załodze. Więc ciągle nękało kapitana kolejnymi spostrzeżeniami.
I omijało je szerokim łukiem. Zresztą latający okręt przemieszczał się zbyt szybko między kolejnymi lewitującymi bryłami, by stwory żyjące na nich oderwały się od swoich spraw by się nim zainteresować… cóż… w większości przypadków. Wszak jeden atak już nastąpił.
Celem Destiny nie okazał się jednak sześcian Pozyskiwaczy, a inna bryła… a właściwie jej pozostałości. Bo większość materiału z niej posłużyło do budowy tytanicznej budowli. Olbrzymiego zamku opierającego swoje podstawy o resztki bryły. Sam zamek zaś też był uszkodzony. Może przez zderzanie się z innymi bryłami. Może przez samych mieszkańców… ci bowiem wypełniali mury i place zamkowe. Skupieni na sobie nawzajem. Ścierali się bowiem z zaciekłą furią i zapamiętaniem w boju niepomni na ból i rany. Być może dlatego że nie odczuwali żadnych. Nie mogli… ich ciała leżały wysuszone na glebie, podczas gdy ich dusze w postaci widm, zjaw i innych eterycznych bytów zawzięcie walczyły między sobą. Po strojach można było poznać, że zamek jakimś monastyczną budowlą i to duchy mnichów toczyły ten bój. Właściwie miało to sens, Acheron był oddany idei prawa więc zakon miał sens egzystować w tym miejscu. A jednak uległ zagładzie i to z własnej ręki skoro mnisi walczyli między sobą… nawet po śmierci. I temu wszystkiemu przyglądał się Skirglet z dziobu statku, by po jakimś czasie wyjąć z torby proste przedmioty matematyczne. Linijkę, ekierkę i kątomierz.
Wędrowiec, dotychczas przygladający się starciu, przeniósł swoją milczącą uwagę na niziołka. Nie spodziewał się u niego takich akcesoriów, ale uznał, że to może być dobra okazja do nauki.
Niziołek ustawiał je między sobą, a widokiem zamku pomrukując coś pod nosem. A zauważywszy widza rzekł błędnie oceniając powody jego obecności.
- Założono tu klasztor, zresztą bardzo znany z powodu skuteczności stylów tu nauczanych i sposobów pokonywania przeciwnika. Cieszył się dobrą sławą, aż do czasu zgonu któregoś z kolei sensei. Wtedy właśnie coś się zdarzyło. Nastąpił rozłam pomiędzy stronnikami obu potencjalnych mistrzów. Zaczęły się intrygi, podchody.. morderstwa. Szczegóły są tajemnicą, ale ostatecznie obie rzuciły się sobie do gardeł...i zabiły nawzajem. I teraz nadal walczą, a powody tego stanu… kryją się w sercu twierdzy. Tajemne manuskrypty i magiczne artefakty związane ze sztukami walki. Skarb wart setki rubinów i… zapewne wart również by ginąć za niego. Ten kto by się do niego dobrał… byłby ustawiony na wiele lat. Trzeba tylko dotrzeć do środka twierdzy.-
I przedrzeć przez setki nieumarłych mnichów. Ten detal jakoś Skirglet pomijał.
- Interesujące - powiedział, z niezbyt wielkim entuzjazmem, Harran. - Ilu już próbowało? - spytał.
- Lokacja warta zapamiętania. Rozumiem, że wyliczasz kurs z klasztorem jako punktem odniesienia? - dodał swoje pytanie automaton, wyjawiając swoje pobudki.
- Eeee… taaak… właśnie… tak. Z klasztorem... Bo nie da się zrobić mapy Acheronu w którym wszystko się rusza. Można tylko określić wzajemne położenie co ważniejszych sześcianów względem siebie nawzajem. - odparł niziołek i spojrzał na maga dodając. - Uczestniczyłem w pięciu.
Wędrowiec kiwnął głową i wrócił do obserwacji, zarówno klasztoru jak i pracy niziołka.
- Myślę że…. eee… dziesięć, dwanaście godzin?- zadumał się Skirglet przesuwając palcem w powietrzu.- Tam… mniej więcej… powinniśmy tam lecieć i zobaczymy sześcian Pozyskiwaczy. A jak zobaczymy to już będzie łatwo.
Sam klasztor był zaś “spokojny”, mnisi zajęci byli wieczną walką między sobą. To było zresztą częste tutaj… staczane konflikty skupiały całkowicie uwagę walczących stron. Oczywiście, nie byłoby tak łatwo, gdyby drużyna podążała pieszo… wtedy trudniej byłoby unikać walczących stron.
-Mamy spodziewać się jeszcze jakichś zagrożeń, lub ...ciekawostek przed dotarciem na miejsce? - zapytał automaton.
- Hmmm… nie wydaje mi się.- stwierdził po krótkim namyśle Skirglet. - Acz mogę się mylić… Acheron jest w ciągłym ruchu. I armie na nim też.
- Zrozumiałe - zgodził się Wędrowiec - Kontynuuj swoją pracę, nie będę ci już przeszkadzał - dodał, wracając do obserwacji.
Po dokonaniu “obliczeń” niziołek schował swój sprzęt do sakwy, przeciągnął się i oparł o barierkę statku wpatrując się w zamczysko unoszące się w próżni Acheronu. Niczym wygłodniały kot spoglądający na tłustą mysz prawie w zasięgu swoich pazurów. I trwał tak, gdy mijali twierdzę pogrążoną w odwiecznym niemal konflikcie.
 
Sindarin jest teraz online  
Stary 19-01-2021, 13:41   #117
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Acheron, warstwa Avalas, tuż nad sześcianem Pozyskiwaczy

W końcu tu dotarli…


Destiny unosiło się nad sporym sześcianem wyróżniającym się od pozostałych pod wieloma względami. Po pierwsze, jego część była wyraźnie obwarowana. Ktoś postawił mury i zasieki i wieże strażnicze. Obecnie po części zburzone, po części zdewastowane. Ale bystre oko doświadczonych w wojskowym rzemiośle awanturników dostrzegło szczegóły które sugerowały iż oblężenie było brutalne i gwałtowne i przede wszystkim… niedawne. Ktoś niedawno zaatakował, kilka dni… tydzień albo dekadzień najwyżej. I nie była to żelazna bestia, której porozrywane gargantuiczne truchło leżało na powierzchni. Konstrukt przypominał olbrzymiego purpurowego robala z kształtu i wyglądu. Różnica tkwiła gardzieli wypełnionej kolczastymi kołami mającymi zmienić w krwawą miazgę każde stworzenie mające pecha tam trafić. Teraz, niemal rozczłonkowany, mógł budzić litość. Łatwo jednak było sobie wyobrazić jak wyglądał i jaki postrach musiał budzić w dniach swojej chwały. I ile wysiłku musiano włożyć w jego ubicie. Konstrukt bowiem nie został po prostu zneutralizowany… lecz wręcz rozszarpany. I nie zrobili tego Pozyskiwacze, wręcz przeciwnie.

- Ten mechaniczny robal to był obrońca ich siedziby. Jeden z kilku powodów odstraszających niezapowiedzianych gości. To że jest w takim stanie.- rzekł Skirglet pozwalając oglądającym to członkom załogi wysnuć własne wnioski. Wskazał palcem na obszar pomiędzy zburzonymi wieżyczkami.
- Tam znajduje się wejście do ich podziemnego miasta. Przechodzicie przez wrota, potem jest dość długi korytarz, kolejne wrota otwierane tylko od wewnątrz. I wreszcie samo miasto, siedziba ich przywódców znajduje się zanim. I tam też się kryje ich mały bastion. Ostatnia linia obrony. Acheron to niebezpieczne miejsce, a Pozyskiwacze byli dość nieliczną i elitarną grupkę. Całe miasto to około 600 do 800 duszyczek.- wyjaśniał wzruszając ramionami. - Jeśli chcecie ubić z nimi interes, to musicie udać się do bastionu właśnie. Jeśli coś tylko kupić, to mają targ na środku swojego podziemnego miasta. I na tym moja rola się kończy. Miałem was doprowadzić do ich sześcianu i oto przed nim jesteście. Nie obiecywałem wam, że pomogę wam wejść do środka i negocjować z nimi, bo nie mam takich możliwości. Po prawdzie… oni niezbyt mnie lubią.
Spojrzał na Bezimiennego i dodał. - Teraz oczekuję zapłaty kapitanie. Wiedz że łamanie umów na Acheronie, nie jest mądrym posunięciem. Tu… Wieloświat nie lubi.

Wyciągnął dłoń oczekując obiecanej zapłaty. A drużyna musiała się zastanowić co czynić dalej, bo wyglądało na to że zwykłe zamówienie materiału nie wchodzi obecnie w rachubę. Z drugiej jednak strony czego innego się można było spodziewać. Sześcian Pozyskiwaczy z pewnością nie zamilkł bez ważnego powodu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-01-2021 o 13:47.
abishai jest offline  
Stary 03-02-2021, 10:37   #118
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Wędrowiec spojrzał na wyciągniętą rękę, po czym zwrócił wzrok na Harrana. To zaklinacz spieniężał zdobyte uprzednio łupy, a nie zajęli się jeszcze podziałem tej sumy.
- Zaliczka wyniosła 5,1 procenta ustalonej zapłaty.
- Nie ma to jak dokładność. - Harran uśmiechnął się lekko, po czym odliczył wymaganą kwotę, kładąc ją na stół. - Przelicz - zwrócił się do Wędrowca. - Nie chciałbym, by nasz przewodnik poczuł się oszukany.
- Widziałem, jak liczysz, wystarczy. Tym razem dobrze - powiedział automaton, po czym zwrócił się do niziołka - Oto zapłata. Teraz oczekujemy twojej dyskrecji, zgodnie z umową.
- Tak. Tak. - mruknął w odpowiedzi niziołek przeliczając zarobek.- Będę trzymał się umowy. Głupcem nie jestem. Nie opłaca się nie dotrzymywać słowa na Acheronie.
Spojrzał po otaczających go osobach dodając.- No to ja już będę się zbierał, jakoś nie kusi mnie do zaglądania do nory… skoro ktoś zadał sobie trud rozwalenia robala to pewnie ma dość sił by poradzić sobie z grupką awanturników.
Imra dołączyła do rozmowy póki co rozmyślając do tej pory nad ostatnimi wydarzeniami. Minę miała jakby resztki jej serca skół lód.
- No to się zbieraj - ponagliła przewodnika nie mając zamiaru słuchać jego powątpiewań.
- Statku zbliż się do powierzchni. Nie potrzeba nam raczej lądować, prawda? - spojrzała na pozostałych obecnych aby tylko się upewnić, że ma rację.
Potem zaczęła się szykować do zejścia przywdziewając rynsztunek (i ucząc przy okazji Cromharga jak ma jej w tym pomagać). Co barbarzyńca czynił z pietyzmem i dokładnością… wchodząc bardziej w rolę giermka niż niewolnika. Bo gęba mu się nie zamykała. Cała szczęście że Destiny nie tłumaczył wszystkich jego narzekań.
Kvaser spoglądał na przewodnika z wrogością pomieszaną z pomyślunkiem, lecz szybko stracił nim zainteresowanie, jakby ciesząc się, że przez pewien czas ten typ będzie poza zasięgiem wzroku. Milczał obserwując okolicę.
Harran zaś rzucił na siebie zaklęcie magicznej zbroi.

Zeszli z okrętu, a ten uniósł się w górę na bezpieczną odległość, czekając aż znów będzie potrzebny. Skirglet oddalił się jakąś godzinę temu używając rogu jednorożca. Znikł wraz ze swoim jaszczurem, po jego złamaniu. Więc był już pewnie daleko.
Nie obchodziło to jednak awanturników, których czekała droga pod ziemię, w głąb sześcianu. Wkrótce zresztą odnaleźli wrota o których wspominał ich były przewodnik. Obecnie jedno ich skrzydło było strzaskane i nie trzeba było prosić o wpuszczenie do środka strażników w kamiennej wartowni ukrytej po drugiej stronie wrót. Ci zresztą niewieli mogli powiedzieć, bo byli martwi. Jednemu urwano głowę, drugie rozerwano na pół. Brutalna i bolesna śmierć. Obu dokładnie obskubano ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Strażnicy byli różnych ras. Jeden był człowiekiem, drugi półelfem.
W ich strażnicy tkwiła dźwignia która poruszając zmyślnym mechanizmem ukrytym w zacementowanych wnękach otwierała i zamykała drzwi. Pomysłowe.
Podobnie jak ukryte we wnękach pochodnie rozświetlające korytarz. Nie na tyle by raziło to oczy bardziej wrażliwych na blask osobników, ale wystarczająco by oświetlić dokładnie wielki korytarz prowadzący w dół. Jego szerokość pozwalała wjechać nawet ciężkim wozom, czego dowodem były szczątki powozu jakiego znaleźli parę metrów dalej. Oczyszczony ze wszystkiego co mogło stanowić wartość, leżał na boku… uszkodzony w dość nietypowy sposób. Jakby jego część wyparowała. Co bardziej doświadczeni w tej materii członkowie drużyny rozpoznali podpis czaru zwanego dezintegracją.
Tak jak w poprzednim przypadku… szczątki. Tym razem elfiego kupca i jego ochroniarzy zostały brutalnie zabite i skrupulatnie ograbione. Źle to wróżyło na przyszłość…
A przed nimi jeszcze kawałek drogi, do drugich wewnętrznych drzwi prowadzących do siedziby Pozyskiwaczy.
- No, no. Zawodowi padlinożercy, nawet krzty kosztowności nie zostawili - Imra uśmiechnęła się z podziwem oglądając kolejne efekty poczynań nieznanych im sprawców. Półelfka przynajmniej uważała, że musiała to być grupa. Dlaczego? A no właśnie…
- Aż przypomina mi się jeden z napadów na domostwo szalonego maga. Gdyby Yurgen nie przeoczył jednego małego szczegółu mielibyśmy dużo mniej kłopotów - zaczęła opowiadać o brutalnym napadzie. Nie omieszkałą wspomnieć jak musiała się wyczyścić jak jeden z “pustogłowych” wpadł w dość potężną pułapkę magiczną kończąc na każdej okolicznych ścianach, meblach i każdym, który stał w pobliżu.
-... a jak się okazało na koniec Kiriemu zapomniało się wspomnieć o ukrytym przejściu, które znalazł. Po wszystkim upewniłam się, że więcej takich sytuacji nie będzie.
Wędrowiec, przyglądający się szczątkom wozu wyprostował się, gdy Imra zaczęła opowiadać swoją historię. Skierował wzrok na wojowniczkę i w pełnym skupieniu słuchał jej słów. Gdy skończyła, delikatnie przekrzywił głowę.
- W jaki sposób się upewniłaś?
- Karą cielesną oczywiście - półelfka powiedziała to nie zastanawiając się za bardzo kto zadał pytanie. Idąc dalej w głąb korytarza obserwowała kolejne poczynania padlinożerców - Doprowadził do tego, że nam się nie udało to musiał ponieść karę.
- I to wystarczyło? - zapytał Wędrowiec, jakby niedowierzając. Wrócił do wozu i roztarł w palcach odrobinę pyłu - Czar dezintegracyjny… napastnicy mogą stanowić wyzwanie, chociaż ta skrupulatność przy ograbianiu zwłok jest zastanawiająca.
Wynurzenia Imry na temat jej niezbyt chwalebnej przeszłości nie interesowały Harrana w najmniejszym nawet stopniu. W przeciwieństwie do śladów, jakie zostawili napastnicy.
- Świetnie wyposażeni biedacy - powiedział, komentując słowa Wędrowca.
Kvaser widać, że nie za bardzo znał przejmował się modą - lub cenił prostą skuteczność - gdyż wyglądał podczas wędrówki jak… modny debil. Gogle widzenia w ciemności nie spoczywały jak zwykle na szyi niziołka, lecz były założone. Grube, nieproporcjonalne do wielkości szkieł ramki oznaczały się dziwie na twarzy małego wojownika, a cienki pasek oplatający czaszkę ginął gdzieś między ostrymi, zbójeckami rysami twarzy Kvasera, a plątaniną jego rozczochranych włosów. Tedy przypominał trochę owada obserwującego toczenie i bujającego się na boki w niepokoju.
- Trzeba nam szyku - stwierdził rzecz oczywistą - mamy kogoś, kto zna się na pułapkach albo chociaż zwiadzie?
- Jestem ostatnią osobą, która powinna szukać pułapek. Nie mniej zawsze mogę iść z przodu dla ochrony takiej osoby -powiedziała imra.
- Umiem się w miarę sprawnie przekradać, do rozbrajania pułapek musiałbym się przygotować, a szkoda czekać kilka godzin - odpowiedział Wędrowiec - Szczególnie że większość mogła zostać już uruchomiona przez naszych poprzedników. Obstawy nie potrzebuję - spojrzał na ciężki pancerz wojowniczki - za dużo hałasu.
- Mogliśmy o tym wcześniej pomyśleć - wysyczał Kvaser poirytowany myśląc o pułapkach - jeśli były dobrej próby, nie musiały być jednorazowe. Tutaj dla nikogo wielkim dylematem nie jest posłać więźniów i niewolników aby ciałami rozbroili ścieżkę, może nawet wyszłoby taniej od wynajęcia dobrego łotra… I bezpieczniej - niziołek westchnął - szyk powinna zamykać albo Vaala albo Mmho, ktoś, kto w razie ataku od tyłu mógłby dać opór, a jednocześnie domyślni woli być na tyłach - stwierdził bujając się na boki.
- Wspaniale. Czyli chyba wszyscy wiedzą co mogą robić. Wspaniale, to ja będę w niedalekiej okolicy Wędrowca. Póki nie trzeba będzie się skradać wolę być z przodu. Chodźmy dalej w takim razie.
Z tymi słowami Imra ruszyła do przodu. MIjając Wędrowca spojrzała na niego jakby sobie coś przypomniała.
- Wystarczyło.
- Mmho nie zna się na pułapkach- odpowiedziała pół-orczyca - Jednak sporo widzi w tych ciemnościach i wiele wie o lochach.
Druidka człapała boso obok pozostałych, chwilowo się nie odzywając. Obserwowała okolicę wokół nich, co pewien czas to kręcąc lekko głową, to wzdychając…
- Jak się taaaak boicie, mogę ja iść pierwsza - W końcu się odezwała i wzruszyła ramionkami.
- Może przywołasz jakieś stworzenie, które mogłoby iść na czele? - spytał Harran, który wolał iść w środku grupy.
Vaala obrzuciła go zimnym spojrzeniem.
- Jeśli tak postępują czarodzieje, to może poślij tam swoją smoczycę jako patyk na pułapki? - Powiedziała.
Imra dołączyła do tego chłodnego spojrzenia kręcąc tylko niemo głową.
- Nie ma być słoń, który uruchomi pułapki, których zapewne już nie ma - odparł obojętnie Harran - tylko coś, co mogłoby wywęszyć ewentualne żywe istoty. Skoro uważasz, że to niemożliwe...
Wędrowiec, najwyraźniej zignorowany przez niektórych, pokręcił tylko głową.
- Pójdę przodem - powiedział, ruszając w stronę tunelu - Zostawię znaki za sobą, a jeśli napotkam jakieś zagrożenie, cofnę się i dam wam znać. Ruszycie minutę po mnie, jeśli się będę wracał. Odpowiada wam to? - zapytał, jednocześnie zmieniając formę zbroi na znacznie smuklejszą i lżej opancerzoną - Zaklęcie niewidzialności byłoby miłym gestem.
- Wiecznie zmienny - mruknęła pod nosem półelfka. Nie widząc jednak chętnych do wypowiedzenia się w kwestii czarów wygrzebała z torby miksturę niewidzialności.
- Trzymaj - powiedziała podając ją automatonowi.
- Zbyt krótkie działanie, ale awaryjnie może się przydać - ten przyjął miksturę i wsunął ją w bandolier, który wyłonił się na moment spod warstwy ektoplazmy - Mogę liczyć na cokolwiek jeszcze? - zapytał resztę.
- Na towarzystwo? - Vaala stanęła obok maszyny, po czym spojrzała w górę, w jego niby twarz. Czyżby chciała iść z nim?
Kvaser fuknął wkurzony.
- Jedna osoba to zwiad, dwie to niepotrzebne rozdzielanie się.
- No to masz tę niewidzialność - powiedział zaklinacz, po czym dotknął Wędrowca, równocześnie rzucając wspomniane zaklęcie.
- Ruszam - dobiegło z miejsca, w którym chwilę temu stał automaton. Na ziemi pojawił się za to kawałek sznurka ułożony w prostą strzałkę skierowaną do wnętrza tunelu. Potem nie było już nic słychać, ani głosu, ani kroków.


Początkowo Bezimienny zaczął powątpiewać w środki ostrożności jakie podjął. Cała ta zabawa ze strzałkami. Całe to przeszukiwanie korytarzy nie dawało zbyt wielu wskazówek. Walka która została stoczona w tym korytarzu, skończyła się dawno temu. Trupy zostały dokładnie obrabowane, co napastnicy mieliby tu jeszcze robić?
Zwłoki zaś były niepokojącym sygnałem z innego powodu. Obrońcy powinni je przecież dawno uprzątnąć.

Brama do siedziby Pozyskiwaczy, była duża okuta zimnym żelazem. Glify ją pokrywające miały blokować próby jej przeniknięcia. Były jednak obecnie martwymi znakami. A sama brama była częściowo wyważona. Dookoła niej leżały trupy obrońców, jak i kilka trupów napastników. I właśnie najeźdźcy byli interesujący. Duże istoty kiedyś musiały być psami albo wilkami. Teraz ich oślizgłe truchła pokrywała półprzeźroczysta skóra pod którą to kryły się przerośnięte zwoje mięśni pełne fioletowych żył grubych niczym rzemienie. Ślepia duże i wytrzeszczone były. Źrenice prawie wypełniały przestrzenie oczu. Paszcza rozszczepiała się na kilka długich pokrytych kłami macek… przez te stwory przypominały twory daelkyrów. Ale nie były nimi, gdyż były zbyt… toporne. Bezimienny widział w nich raczej naśladownictwo metod rzeźbiarzy ciał. Obrońcy nie byli tak potworni… i wywodzili się głównie z ludzi, półelfów półorków, gnomów i krasnoludów. Pomiędzy poległymi kręciły się białe krety o wielkości małych psów z długimi pazurami adamantowej barwy i z kolczastymi obrożami na szyjach. Było ich trzy i syczały gniewnie. Ich nosy wskazywały wprost na zwiadowcę awanturników, bezbłędnie wykrywając jego pozycję. Co też Wędrowca nie dziwiło. Wiedział że te stwory mają niesamowity węch. Miały też obroże co było bardziej niepokojące niż ich nosy.

Było też dopalające się ognisko, oraz resztki posiłku i porozrzucane koce dookoła niego. Ktoś tu niedawno obozował i nie zdążył posprzątać po sobie. Ognisko zrobione z kawałków węgla płonęło nadal. Woda w kociołku bulgotała i ktoś zostawił “maskotki” łażące wśród trupów. A może nie?
- No dobra cwaniaczku. Ty nie widzisz nas, my nie widzimy ciebie. Tyle że nas jest więcej i znamy twoją pozycję. Może więc zaczniesz od przedstawienia siebie i wytłumaczenia co tu robisz, zanim zrobi się nieprzyjemnie, co? - odezwał się czyjś męski głos.
Wędrowiec rozejrzał się uważnie, próbując zlokalizować źródło głosu.
- Wybaczcie środki ostrożności, strażnicy przy wejściu byli niedysponowani. Przybywam w interesach - powiedział. Dla pewności ponownie przywołał ciężką zbroję - teraz nie robiło to różnicy.
- Toś deczko spóźnił. O kilka dni.- odparł głos doskonale wykorzystując echo, by ukryć swą pozycję. Ani chybi doświadczony łotrzyk. - W interesach powiadasz? Jakich?
- Skamieniałe drewno - odpowiedział automaton, także ostrożnie zmieniając pozycję.
- Tylko to? To chyba nie łączy nas konflikt interesów. My tu przybyliśmy z innego powodu. - odparł znów głos. - Zdajesz się być istotą umiejącą sobie radzić. Proponuję zawieszenie broni. Tutaj znajdziesz dość zagrożeń do zwalczenia. Ani ty ani my nie potrzebujemy wzajemnie osłabiać się.
- Rozsądna propozycja, przyjmuję ją. Co was tutaj sprowadziło? - Wędrowiec spojrzał w stronę ogniska próbując ustalić, ilu towarzyszy miał jego rozmówca. Naliczył około 4-5 posłań. Schludność nie była zaletą tych istot.
- Łupy… co innego mogło? A dokładniej możliwość znalezienia receptury soczku. Niestety za tymi wrotami jest nieciekawa sytuacja. - niewidzialność rozmówcy została rozwiana. Przed Bezimiennym pojawił się (w bezpiecznej odległości), chudy szaroskóry krasnolud, zerkający jednym sprawnym okiem na obszar który wskazywały krety. Niewątpliwie jego pojawienie się było gestem dobrej woli w stronę rozmówcy.
- Co rozumiesz przez nieciekawą sytuację? - zapytał automaton - Wybacz, że nie odwzajemniam gestu, ale zaklęcie nie jest moje i nie rozwieję go sam bez naruszania rozejmu. Moi towarzysze dotrą tu niedługo i wtedy to zrobią.
- Zombie… pewnie się uśmiejesz słysząc to słowo. Ale tak… jest tam masa nieumarłych. Cała populacja. Oczywiście dla ciebie to żaden problem, dla nas też… zabicie ożywionych zwłok nie jest wyzwaniem. Problemem natomiast jest to, że tego draństwa jest sporo… a ciężko przeszukiwać teren, kiedy co chwila jakiś sztywniak wstaje i rusza w twoim kierunku by cię pogryźć. A wstaje zawsze, bo ta piekielna mgła co chwila ich ożywia. No i kryje w sobie inne zagrożenia, do których nie dotarliśmy. - wzruszył ramionami krasnolud w którym to Bezimienny rozpoznał duergara.
- To element zabezpieczeń Poszukiwaczy? Czy efekt najazdu na osadę? Wypadek?
- Nie mam pojęcia. Nie znalazłem żadnego żywego Pozyskiwacza, ale jeśli opowieści o ich osadzie są prawdziwe, to w głębi tego sześcianu kryją się portale będące skrótami do następnej warstwy. Na ich miejscu tam bym właśnie zwiał podczas najazdu.- wzruszył ramionami krasnolud.
- Taktyka spalonej ziemi, możliwe. Co to za “soczek”, którego receptury szukacie?
- Przybywacie do osady Pozyskiwaczy i nie wiecie co to soczek?- zaśmiał się krasnolud i rzekł. - Soczek to alchemiczna misktura która stworzyła tą osadę. Jej wypicie pozwala uodpornić się na konserwujący wpływ Thuldanin na okres dwóch tygodni. Bardzo przydatna substancja, jeśli chce się tam znaleźć coś wartościowego.
- Interesujące. Wiecie może, kto stał za atakiem na Pozyskiwaczy? Bo rozumiem, że wy dotarliście tu później?
- Nie bardzo… ruszyliśmy jak tylko dowiedzieliśmy się, że coś złego się tutaj wydarzyło. Uprzedziliśmy inne sępy.- bo sami wszak też takimi ścierwojadami byli. Nie ukrywał nawet tego fakt, że chciał zgarnąć łupy przed innymi.
- Zrozumiały pragmatyzm. Dobrze, moi towarzysze pewnie właśnie nadchodzą, więc i twoi mogą się ujawnić. Myślę, że współpracując damy radę spenetrować ten kompleks, a potem podzielić się zdobyczami.
 
Sindarin jest teraz online  
Stary 07-02-2021, 15:39   #119
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Jak się czymś dzielić to tylko jak podpiszemy porozumienie - powiedziała Imra na dzień dobry lustrując krasnoluda.
- Imra Orirel, z kim mamy przyjemność?
- Khorsnak Inviblade, przywódca Dzielnych chłopców Khorsnaka.- odparł duergar kłaniając się. - Miejmy nadzieję, że przyjemność będzie i po naszej stronie. A spisywać umowy nie ma potrzeby. Skoro każde z nas szuka czegoś innego?
- Bez umowy - Kvaser spojrzał na Khorsnaka - to można sobie widły w plecy wbijać. Niby każdy szuka czegoś innego, ale zachłanność - niziołek przeciągnął w dobrym humorze, jego głos nie zawierał w sobie groźby - zwykła nieagresja wystarczy - stwierdził szczerząc się.
- To akurat możemy podpisać. Nie będziemy sobie wbijać sztyletów w plecy, bez wcześniejszych negocjacji?- zaproponował krasnolud z szerokim uśmiechem.
- Ujdzie - powiedziała Imra spoglądając na pozostałych, którzy się nie wypowiedzieli.
- Skoro szukamy różnych rzeczy, to umowa o nieagresji wystarczy - przytaknął Harran.
Vaala zaś wzruszyła ramionkami, po czym kiwnęła potakująco głową. To samo uczyniła Mmho, której dane słowo na honor wystarczyłoby.
Te deklaracje sprawiły, że kolejni członkowie drużyny Khorsnaka ujawniali swoją obecność. Pierwszy pojawił się krasnolud, opancerzony ponad miarę i kryjący się za masywnym pawężem. Tuż za nim trzymająca w rękach laskę magiczną duergarka sądząc po obcisłej szacie okrywające świadczące o tym fakcie krągłości. Po twarzy ciężko było rozpoznać, bo ta owinięta była czarnymi zawojami i widać było tylko oczy. Na końcu pojawili się najciekawsi członkowie drużyny, duergar uzbrojony w kryształowe ostrze, który wręcz pulsował psioniczną mocą barwy płomieni. Oraz… olbrzymi zakuty w ciężką i pokrytą runami zboję krasnolud, szeroki w barkach a wysoki jak...wyrośnięty człowiek. Przez co wydawał się olbrzymi na tle swoich towarzyszy. A to nie był koniec dziwności w jego wyglądzie. Jego skóra była barwy i faktury stali, włosy ze srebrnych nici, a oczy niczym dwie platynowe kule.
- To moja drużyna.- rzekł chełpliwie Khorsnak.
Imra kiwnęła głową.
- A więc umawiamy się na brak agresji - kobieta wyciągnęła z torby kartkę i tusz oraz coś do pisania. Korzystając z własnego kolana i zbroi zapisała umowę o nazwie “pakt o nieagresji” na czas przebywania w placówce Pozyskiwaczy wymieniając wszystkich z jej towarzyszy (wszak nie mieli oficjalnej nazwy). Jako drugą stronę zapisała Dzielnych chłopców Khorsnaka. Przekazała dokument swoim do podpisania, a potem drugiej stronie skrupulatnie pilnując aby każdy się podpisał. Sama również się podpisała.
- No to jak mamy formalności z głowy to możemy ruszać.
Gdy Imra spisywała kontrakt, zaklęcie niewidzialności w końcu się rozwiało, ukazując Wędrowca w ciężkim pancerzu, który z zaciekawieniem przyglądał się kryształowemu ostrzu jednego z duergarów. Na dokumencie podpisał się jako "Kapitan Destiny", po czym spojrzał w stronę ogromnych wrót.
- Czy mgła unosi się jedynie do pewnej wysokości, czy zajmuje całą przestrzeń?
- Czy próbowaliście wynieść stamtąd jakiegoś chwilowo utrupionego zombie? - spytał Harran.
- Sięga do połowy jaskini. I nie martwcie się… nie jest trująca.- wzruszył ramionami Khorsnak, a potężnie opancerzony krasnolud wtrącił się. - Wynieśliśmy sześć.
- Bo mamy sześć onyksów. Zamierzamy zwiększyć naszą liczebność, co by dać przeciwnikowi więcej celów do bicia. - wzruszył ramionami Khorsnak przyglądając się kontraktowi Imry.
Kvaser zmarszczył brwi.
- A góra jest wolna? Da się tam skakać, jakieś pozostałości po drewnianych ramkach czy bieda? - Niziołek zaciekawił się - Tylko truposze? Brzmi… Jakby było coś więcej.
- A góra to… sufit. Mgła obejmuje całe budynki. I nie… nie tylko same truposze. Napotkaliśmy jeszcze uszkodzone konstrukty i żywiołaki które je napędzały. Ziemi jak i błyskawic. - odparł opancerzony krasnolud.
- To nie ma chyba na co więcej czekać. Zobaczmy co się tam stało - Imra ponagliła wszystkich samej będąc zwyczajnie ciekawą wydarzeń jakie zaszły w tym miejscu.
- Ciebie mogłabym wziąć na kolana i polecieć na koniu jak się boisz tak tej mgły - dodała jeszcze do Kvasera uśmiechając się krzywo.
Kvaser wyszczerzył się szeroko do kobiety. Po charakterystycznym błysku w oku mogła spodziewać się, że ma ripostę która bawi niziołka.
- Naprawdę nie musisz mi odpłacać mi za użyczenie ci MOJEGO konia - niziołek zaśmiał się rubasznie i głośno, dają echu nieść jego słowa bardziej niż zwykle. Tu jednak jego żart czy też obelga minęła półelfkę zupełnie, bo pokręciła głową.
- Żyjesz w swoim świecie Kvaser.
Niziołek tymczasem szerzył się pewny siebie.
Wędrowiec uśmiechnął się lekko, albo na żart Kvasera, albo na suchą reakcję Imry.
- Może wystarczyłoby zapewnić odpowiednią wentylację, by pozbyć się tej mgły? Chociaż nie powinniśmy mieć problemu ze zwykłym jej ominięciem. Sprawdzę, czy da się wytyczyć ścieżkę jej skrajem, po dachach, żeby ułatwić nawigację - dodał, ruszając w stronę bramy.
- Zakładasz że to jest zwykła mgła. Czym ona nie jest. To nie jest zwykły opar, który można rozproszyć. - wtrąciła zamaskowana krasnoludzica.
- Nie wiem jak wy… ale my zamierzamy się wpierw przygotować. No i mamy truposzy do ożywienia.- wyjaśnił Khorsnak wskazując kciukiem na masywnego krasnoluda o metalowej skórze.- Nadźwigaliśmy się po to, by on mógł zrobić swoje. Nie zmarnujemy tego wysiłku porzucając ten plan.
- Jeśli macie więcej informacji na jej temat, to się nimi podzielcie - stwierdził lekko zirytowany automaton - Nie będę miał niczego poza założeniami, dopóki jej nie sprawdzę. W jaki sposób przeszkadza to waszemu planowi?
- Nie przeszkadza… w niczym. - odparł Khorsnak podchodząc do ogniska.- Ino nie zgadzałem się na przesłuchiwanie. Chcesz wiedzieć więcej, to dosiądź się do ogniska wraz z nami. Pogadaj jak cywilizowany osobnik. Chyba że wam się spieszy… My mamy jeszcze śniadanie do dokończenia. Nie zwykłem walczyć o pustym żołądku.
- Trzeba było to od razu zaproponować. I chyba nigdy nie byłeś ranny w brzuch - Wędrowiec odpuścił sobie przytaczanie, jak niebezpieczne jest zakażenie treścią żołądkową przy takich ranach, jeśli w pobliżu nie ma kleryka. Zerknął tylko na Imrę i Kvasera, którym pewnie ta nauka była wbijana do głowy od lat.
- Nie, nie byłem. - stwierdził żartobliwie duergar.- Ponieważ uczciwą walkę zawsze uważałem za taktyczny błąd. Zwykle to ja zapewniam ranę w brzuch.
Ima westchnęła. Tak była ciekawa, ale w sumie lepiej było poznać tymczasowych sojuszników.
- Śpieszyć może i się nam nie śpieszy, ale też nie należę do specjalnie cierpliwych osób. Jak dla mnie możemy sobie sami po prostu sprawdzić tę całą mgłę.
- Jeśli macie jakieś ciekawe informacje - wtrącił Harran - to lepiej poznać je teraz, a nie zdobywać osobiście. Wiedza zawsze się przyda.
- Wiedza kosztuje…- zaśmiał się Khorsnak przysiadając się do ogniska i biorąc kawałek pieczonego mięsa. Obok niego usiadła duergarka, ale ta nic nie jadła. Dwaj wojownicy zaś od razu zabrali się do jedzenia. Potężny krasnolud o skórze barwy żelaza nie przyłączył się do posiłku stojąc tuż przed białymi kretami i pilnując ich.- … acz skłonny jestem sprzedać ją za walutę podobnej wartości. Odpowiedź za odpowiedź. Co wy na to?
Półelfka w końcu odpuściła i dosiadła się ciężko siadając.
- Jak najbardziej. Taką walutę rozumiem - powiedziała. Samej użyła jej z resztą na Kvaserze swego czasu i próbowała wymusić na nieżyjącym półelfie.
- To co wy chcecie wiedzieć?
- Na przykład… po co wam potrzebne jest skamieniałe drewno. Materiał egzotyczny, ale nie tyle elastyczny by być szczególnie cennym. - zapytał zaciekawiony Khorsnak.
Wędrowiec prychnął lekceważąco.
- Chwilę temu chciałeś tylko porozmawiać, teraz już domagasz się zapłaty za coś, co możemy sami sprawdzić? - po tych słowach ponownie ruszył w stronę bramy - Jak wrócę, porównamy informacje.
- W postaci ploteczek…- zaśmiał się krasnolud rubasznie. -... straszniesz spięty.
I pokręcił głową dodają.- Dokończymy posiłek, który nam przerwaliście i zanimujemy zwłoki, a potem ruszymy za wami. Dogonimy was, o ile nie zapuścicie się za głęboko.
- Ja z chęcią was posłucham i pogadam - Imra tym razem się uparła aby zostać. - Znajdziemy się później.
- Tylko nie zabłądź - rzucił za Wędrowcem Harran, który na razie nie wybierał się na spotkanie z truposzami.
Kvaser wysłuchiwał wymiany zdań z pewnym znużeniem rozmieszanym z prawdziwym zniecierpliwieniem. Wiedział jednak, że taki był rytm wypraw, obozowanie, potem kolejny ruch, znowu obozy. Problemy pojawiały się gdy druga grupa była w lepszej kondycji, ale to były problemy czysto emocjonalne. Najedzony nie zrozumie głodnego.
- Powinniśmy ruszyć wszyscy razem - stwierdził stanowczo i głośno - z chęcią załatwiłbym to szybko, ale skoro spotkaliśmy innych, bezpieczniej jest iść równo.
Z uprzejmości o którą trudno było go posądzić, nie wspomniał, iż równy wymarsz miał też za celu patrzenie sobie na ręce.

Vaala przycupnęła obok Imry, po czym zaczęła ogrzewać sobie przy ognisku bose stopy. Wpatrywała się w płomienie, zupełnie nie interesując się nową grupką… wyciągnęła gdzieś spomiędzy swoich łachmanków jakiś listek, po czym wsadziła go w usta, i zaczęła powoli żuć.
Mmho również przysiadła się do innych, pozostając jednak nieco w tyle i na uboczu. Nie lubiła nowych miejsc i nowych osób. Obserwowała ich uważnie i czujnie, pozostawiając dyskusje dla innych.
Szybko wyłapała spojrzenia krasnoludzicy i tego dużego krasnoluda o cerze barwy stali i dosłownie srebrnej brodzie. Oni to obserwowali nową grupkę. Dwójka wojowników skupiła się na jedzeniu posiłku, a Khorsnak na rozmówczyni… bo Imra niewątpliwie wzięła na siebie rolę głównej dyplomatki.
- Więc nie spodziewam się, że podzielisz się ze mną waszymi sekretami. - odparł duergar uśmiechając się szeroko.- Rozumiem potrzebę dyskrecji. Nie sądziłem jednak że skamieniałe drewno jest takie ważne dla kogoś. U nas… przebijamy przez nie.
- Co kraj to obyczaj - Kvaser stwierdził na wieść o palach - materiał jak to materiał. Ja na przykład lubię zbierać - stwierdził szczerze, z krzywym uśmiechem - byłoby to dobre do mojej kolekcji - i o dziwo niziołek nie kłamał, w każdym razie nie w całości.
- Nieciekawa to chyba kolekcja.- zaśmiał się rubasznie Khorsnak.
 
Asderuki jest offline  
Stary 08-02-2021, 14:00   #120
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ta… potrzebujemy drewna do naprawy. Nasz transport jest zniszczony - Imra zaryzykowała, ale głównie po to aby zobaczyć reakcję krasnoludów. - Sekretność jest może i potrzebna, ale tak się przecież nie da plotkować. To po co wy się wybieracie do… no tej kolejnej warstwy planu?
- My tam mieszkamy. - odparł Khorsnak spojrzeniem gromiąc chciwe błyski w oczach jedzących wojowników.- Thuldanin to warstwa na której wielki Laduguer założył swoją strefę wpływów, po tym jak odsunął się reszty panteonu. W granicach jego władztwa jesteśmy bezpieczni, ale dziedziny bogów mają swoje granice. A poza Hammergrimem, niewolnicy w kopalniach kamienieją. Zdobycie receptury soczku to sława i bogactwo i zasługa u Laduguera. - mówiąc to zerkał na masywnego kapłana. - A skoro się nadarza okazja, to tylko głupiec by nie skorzystał.
- Zdecydowanie - Imra zamyśliła się. - Sądząc po tym w jakim stanie jest to miejsce co wy na to, aby dopisać do paktu o nieagresji jeszcze równy podział łupów pomiędzy grupy? Oczywiście soczek jest wasz, nasze będzie drewno ale reszta..? O ile się nie znajdą żyjący Pozyskiwacze jest chyba do wzięcia. No o ile nie wygląda to jak przy tych trupach co już znaleźliśmy. Ogołocone do zera. Zakładam, że to nie jest wasza sprawka?
- W zasadzie… to po części nasza. - przyznał krasnolud po chwili zakłopotanego milczenia. I podrapał się. - Powiedzmy że będzie tak, co kto pochwyci to jego. Niemniej po wszystkim możemy przeprowadzić handel wymienny znalezionymi łupami.
Imra myślała chwilę.
- Mi pasuje, reszta się zgadza? - spojrzała na towarzyszy szukając chociaz niemego potknięcia.
- Nie ma co komplikować umów - Kvaser mruknął poirytowany.
- Będziemy się ganiać za łupem? Albo jedna strona będzie walczyć, a druga już zbierać łupy, olewając pomoc walczącym? - Burknęła Vaala, wzruszając ramionkami, ze wzrokiem wciąż wbitym w płomienie ogniska - Pół na pół, wszystko. I tyle - Dodała.
- Zawarliśmy pakt o nieagresji tylko, nie o wzajemnej pomocy. Niemniej nie jesteśmy głupcami.- przyznał duergar z uśmiechem pocierając dłonią swoją rudą brodę. - Pomożemy jeśli będzie to leżało w naszym interesie, tak jak wy pomożecie gdy będzie to leżało w waszym. Bo wyprawą paladynów to wy chyba nie jesteście, co?
- Nie, nie jesteśmy. - Harran uśmiechnął się lekko. - I też dbamy o swoje interesy. Co nie oznacza, że nie potrafimy interesów łączyć.
Imra nie potrafiła ukryć zadowolenia, ze słów zaklinacza. Gdyby nie sytuacja nie powstrzymałaby się przed tym aby pieszczotliwie potargać mu włosy. Były jednak inne sprawy.
- To co wiecie o tej mgle? Wracając w końcu do tematu od którego to wszystko się zaczęło.
- Nie lubi ognia…- zaczęła duergarka, ale szefu uciszył ją spojrzeniem i dodał. - Zanim moja przyjaciółka podzieli ciężko zdobytą wiedzą, pozwólcie że zapytam o ten środek transportu który zamierzacie naprawić. Zakładam że nie pływa po wodzie, bo na to skamieniałe drewno jest za ciężkie...
- Sądzę, że już teraz powinniście się podzieli wiedzą - niziołek mruknął poirytowany - bujać to my, nie nas.
- Niech będzie.- burknął krasnal i skinął głową. A duergarka kontynuowała.
- Zaklęcia ognia i światła w oparze mgielnym mogą nie zadziałać.
- Hm, a co z oddychaniem? Są jakieś skutki? - Imra kontynuowała pytania.
- Nie… mgła nie jest trująca. Tylko jest mgłą, ciężko ją przebić wzrokiem. - wzruszył ramionami Khorsnak, a duergarka z ulgą przyjęła fakt, że szef przejął inicjatywę.
- Jak rozumiem tylko w tej mgle odradzają się trupy samoistnie?
- Mhmm…- odparł Khorsnak.- I to dość szybko.
- Odradzają… - niziołek zamyślił się - ..znaczy wstają z niczego? Mięso do mięsa idzie? Czy biegają same ucięte nogi?
- Mięso się łączy… zresztą nie ma czasu na dokładną rąbankę. Za dużo ich.- wzruszył ramionami mocno opancerzony wojownik wtrącając się do rozmowy.
- Brzmi smakowicie - niziołek skomentował rozbawiony - brzmi jak coś, przy rąbaniu czego można się zmęczyć.
- I męczy… dlatego musieliśmy się wycofać. - przyznał opancerzony duergar. A Khorsnak zapytał. - Skąd przybywacie? Jeśli to nie jest jakiś ważny sekret.
- Z dupy twej matki - Kvaser wyszczerzył się złowieszczo i wybuchnął gromkim, głośnym śmiechem, po raz kolejny dając zabrzmieć echu swego głosu - wyruszyliśmy z Rigusa i tyle wiedzieć trzeba - dodał po chwili po swym “znakomitym” dowcipie.
Imra rozmasowała skroń w niedowierzaniu. Tan niziołek przyprawiał ją o ból głowy.
- Tak, dokładnie, ewidentnie musiałeś wyleźć z krasnoludzkiej dupy, bo nigdzie indziej nie pasujesz.
Kvaser zaśmiał się z wypowiedzi Imry, doceniając dobry żart.
- Widzicie jaka pojętna uczennica mi się trafiła?
- Chciałbyś - Imra prychnęła - jak widzicie kolega nie tylko wyglądem, ale i pomysłami dorównuje swojemu gównianemu poczuciu humoru.
- Ano widać… to … widać. - przyznał duergar z enigmatycznym uśmieszkiem.
- Pff, tak jakbyście i wy byli lepsi. Jedyna ładna osoba tutaj to Harran, którego obrazy można by malować, bo i tyle mówi co takowy - Imra pozwoliłą się ponieść.
- A ty Khorsnak, co możesz powiedzieć o swoich towarzyszach?
- Że są ładniejsi od Harrana? Toż on chudy i mizerny… jak elf. A długouche to jedne z najbrzydszych stworzeń w wieloświecie.- wyraził swoją opinię Khorsnak wywołując wesoły rechot dwójki wojowników i nieśmiały zamaskowanej duergarki.
- A się zgodzę. Parszywe, zadufane w sobie i do tego gotowe na wszystkich innnych patrzeć z góry. W dupach mają poprzewracane - Imra swobodnie podzieliłą się opinią jaką miała na temat połowy swojego dziedzictwa.
- No i, najważniejsze, elfy mają poważną wadę - Kvaser zaczął z udawaną powagą - nie mają brody za którą można podczas chędożenia ciągać - mruknął rozbawiony swym żartem.
Duergary rubasznym śmiechem doceniły żart niziołka, a jedyna kobieta w ich drużynie speszyła się chichocząc cicho pod nosem.
- Spokojnie. Kvaser tylko dużo gada, ale jak idzie co do czego to zrobić nic nie potraf - widząc, że taktyka na rozbawianie działa Imra spokojnie kontynuowała.
- Gdzie ten Wędrowiec - niziołek fuknął pod nosem wpatrując się w ujście tunelu, nagle jeszcze bardziej poirytowany długim oczekiwaniem.
A Vaala zachichotała pod nosem, wesoło poruszając palcami stóp, grzanych przy ognisku. Po raz pierwszy od dłuuuugiego czasu, znane jej towarzystwo ją rozbawiło.
- Wszyscy tylko tacy w gębach mocni… - Burknęła pod nosem.
- W czynach też.- odparł mocno opancerzony duergar, a Khorsnak machnął ręką. - Daj spokój… nie daj się sprowokować do czegoś głupiego. Bo może się nie skończyć na poparzonym tyłku, jak ostatnio.
- Ja mało kiedy przypalam… więcej gryzę - Dodała Druidka, i cicho, zwierzęco, zawarczała, po czym się roześmiała.
Khorsnak wzruszył ramionami. - Jedna gryzie, druga lubi gryzienie… co wy baby macie z tymi ukąszeniami.
- Jak to co? To proste. Skoro nie wiesz to znaczy, że za mało się starałeś - Imra wyszczerzyła się podle.
- Pfff… więcej niż tradycja przewiduje. - odparł ze śmiechem Khorsnak.
- Znaczy ambitny jesteś - Imra się uśmiechnęła nawet miło jak na siebie. - Lubię takich.
Druidka wstała (z udawanym jękiem zmęczenia), po czym przetrzepała swoją szmatko-spódniczkę dłonią. Wzruszyła ramionkami.
- Kolejny gawędziarz… - burknęła ni to do siebie, czy do reszty. Poruszyła głową na prawo i lewo, aż coś jej tam chrupnęło.
- To jak, gotowi, czy jeszcze musicie siusiu, albo inne takie księżniczkowe sprawy? - Zerknęła na brodaczy.
- Sama też tylko gada…- burknął w odpowiedzi Khorsnak obrywając kuksańcem od duergarki i wstał zarządzając. - No to ruszamy. Ghash zgaś ognisko.
Krasnolud uzbrojony w kryształowe ostrze skinął głową i zabrał się za to. A reszta podążyła do kapłana. Khorsnak, dueragarka i srebrnobrody krasnolud zapięli łańcuchy do obroży białych kretów i ruszyli ku bramie, a za nimi pozostali.
A Vaala ubiegła Ghasha, z perfidnym uśmieszkiem nagle wsadzając bosą stopę prosto w ognisko. Te zasyczało… i zgasło, nie czyniąc jej najmniejszej krzywdy.
- Ja mało gadam - Dodała dziewczyna, mrużąc oczka.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172