|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
04-01-2021, 17:43 | #111 |
Administrator Reputacja: 1 | Cienie się ukryły… zapewne by się przegrupować. I przygotować następny atak na drużynę awanturników. A Imrę przeczucie nie myliło, bo gdy z Kvaserem docierali do drzwi komnaty nawigacyjnej, Statek zaczął dramatycznie informować. - Skirglet i jego wierzchowiec są atakowani! Zapewne przez cienie skoro Statek nie potrafił określić rodzaju przeciwnika. Na szczęście dla ich przewodnika większość drużyny znajdowała się obecnie na pokładzie… kilka kroków od drzwi do komnaty nawigacyjnej. A dwójka z członków załogi biegła już tam. I dlatego Imra i Kvaser wkroczyli tam pierwsi zastając Skirgleta zagonionego w kąt i broniącego się przed atakami dwóch cienistych sylwetek wynurzających się z podłoża. Jego dwa magiczne miecze cięły powietrze z szybkością błyskawicy, acz niziołek walczył z defensywnie… co mogło być wywołane… niekompletną garderobą poniżej pasa. Gadzina zaś schowała się pod stołem, dobrze wiedząc że pazury i kły są bezużyteczne przeciwko istotom zbudowanym z ciemności. Imra parsknęła śmiechem. Powinna od razu rzucić się do przodu, ale nie mogła się powstrzymać. W końcu jednak zamachnęła się doskakując do cieni. Kvaser spojrzał na Skirgleta z obrzydzeniem. Normalnie ta scena nie zrobiłaby na nim wrażenia, nie takie rzeczy widywał w różnych miejscach. Brzydził go sam Skirglet, brzydził fundamentalnie i silnie. Niziołek doskoczył do tego cienia, którego nie atakowała Imra i uderzył silnym ciosem. Zaraz za nimi do sali wpadł rozpędzony Wędrowiec, zamachując się na jeden z cieni długim ostrzem. Trzy ciosy… ostrza przeszyły cienistą materię. Atakująca Imra poczuła jak oręż przechodzi przez cień jak przez mgłę. Fortuna tym razem dopisała Kvaserowi i Bezimiennego. Ich bronie dosięgły ulotnej materii cieni i zadały im śmiercionośne ciosy. Dwa z głowy… zostały dwa, gdzieś w okręcie. - Co się tu do cholery odwala?!- wrzasnął tymczasem Skirglet rozwścieczony faktem, że był celem napaści. Zupełnie zapomniał o opuszczonych w dół spodniach. - Zostaliśmy zaatakowani, ot co - Imra odpowiedziała ciągle szczerząc zęby z rozbawienia. - Wciągaj spodnie złociutki to może stracą zainteresowanie. - I daliście im wejść na pokład? Spodziewałem się po was więcej. - burknął Skirglet zabierając się za szukanie spodni… obecnie znajdujących się pod stołem. - Jeszcze dwójka została - fuknęła Imra odwracając spojrzenie od niziołka ku kątom i ścianom pomieszczenia. - Idziemy na pokład tam będzie im trudniej nas zaskoczyć. Kvaser oparł miecz na podłodze. Chociaż w dalszym ciągu otaczała go aura płomieni, to słychać było syk z jego skóry, jak po chłodnym metalu, a ciemne, dymne sylwetki duchów rozwiały się. Niziołek wyglądał na lekko zmęczonego. I na solidnie zażenowanego, czy nawet obrzydzonego przewodnikiem, jednak milczał. - Strasznie defensywny ten wasz plan.- mruknął Skirglet ostentacyjnie ignorując Kvasera i ze spodniami na ciele ruszył przodem wraz ze swoim dinozaurem. Wędrowiec zaś dostrzegł niewielką, prawie pustą fiolkę. Prawie, bo kilka kropelek było w niej. Automaton, zupełnie ignorując niziołka, sięgnął po fiolkę i powąchał jej zawartość, próbując ocenić, czym tym razem naszprycował się ich przewodnik. Wciąż nie odsyłał ostrza, gotów uderzyć w pierwszego cienia, który spróbuje wyłonić się ze ścian. Czerwone niczym krew kropelki cieczy… która nie wydzielała zapachu, podsunęły konstruktowi podejrzenie czym może być ten płyn. Agonium zwany też płynny bólem, drogi narkotyk z uwagi na sposób jego wytwarzania, jak i wymagający specyficznego gustu. Zgodnie z nazwą agonium był bólem torturowanych myślących istot, skondensowanym i skroplonym. Automaton skrzywił się lekko, po czym schował fiolkę do bandoliera. - To na co czekamy?- mruknął Skirglet nieświadom działań Bezimiennego, gdyż zajęty był wyciąganiem spod stołu swojego jaszczura, który ukrywszy się znów tam, nie był chętny do opuszczenia swojej kryjówki. A osobisty ochroniarz Imry, prężąc muskuły opierał się o włócznię pilnując wejścia do sali nawigacyjnej. Tymczasem na pokladzie przebywał ranny zaklinacz i chroniąca go łuczniczka. Póki co cienie nie wynurzały się z podłogi, być może skupiły się na druidce, która pozostała pod pokładem polując na nie. Być może, kto wie? - Zostały jeszcze dwa cienie. Mmho, Harran macie jakieś pomysły? Zaraz gdzie jest Vaala? - Imra wyszła na pokład i fuknęła spostrzegając brak druidki. Undine była teraz łatwym celem. - Nie wiem, jak wywabić cienie i skłonić je do wyjścia ze ścian - odparł Harran. - Zapewne by trzeba wysłać kogoś na wabia. Wychodząc na pokład, Wędrowiec rozejrzał się, przeliczając obecnych. - Destiny, wezwij Vaalę na pokład. Jaki jest jej status? - rzucił w przestrzeń, po czym zwrócił się do towarzyszy - Harranie, może będziesz w stanie przyzwać coś radzącego sobie z niematerialnym wrogiem? - Członkini drużyny Vaala przebywa na ładunkowym i go przeszukuje.- potwierdził Statek Kvaser idąc za wędrowcem, czy raczej snują się dziwnie cicho jak na siebie - zawsze gdy wychodził z szału wyglądał na dużo spokojniejszego. - Coś się znajdzie, ale lepiej się odsuńcie - powiedział zaklinacz, po czym przywołał enigmatyczną istotę, psychopompa księżyca. Wyglądał niezbyt przyjaźnie, ale był nad podziw skuteczny. - Gdzieś tu się kręcą dwa cienie. Znajdź je i unicestwij - polecił Harran. - Niezły pomysł - Mmho pochwaliła pomysł na przyzwanie istoty. Miała nadzieję, że załatwi to ich problem, bo przelatujące przez niematerialne istoty strzały, mogłyby być co najmniej kłopotliwe. Imra patrzyła na psychopompa z smutkiem na twarzy. Był cudowny. Wizerunki jego i mu podobnych były na witrażu w kaplicy Pharasmy którą tak często odwiedzała wraz z rodziną. Byłby też obietnicą, ale jego zadanie już jej nie dotyczyło. Zamiast tego bez poddaństwa temu który go przyzwał pewnie by rozprawił się z Lordem i jego szkieletami… a nią by pogardził. Półelfka uśmiechnęła się krzywo bawiąc się pierścieniem pod rękawicą. Obdarzony czarnymi kruczymi skrzydłami humanoidalny szkielet z długim ogonem spojrzał w kierunku Harrana. Jego oczy ukryte za kruczą maską spojrzały na Harrana jakby go chciały przeszyć na wylot. Ktoś nieobeznany z tym stworzeniem mógłby to uznać, za oznakę gniewu i wrogości, ale psychopompy były ponad takimi trywialnymi emocjami. Stwór przywołał z niebytu swoją kosę i ruszył powoli w kierunku zejścia pod pokład, po drodze znikając z oczu wszystkich poza magiem, który nadal dostrzegał zarys jego postaci schodzącej w dół. - Acha… - wtrącił niziołek-przewodnik.- Ja bym to uznał za plan awaryjny… a jaki jest wasz główny plan. Kvaser spojrzał na przewodnika z dziwną powagą, zmieszaną z odrazą, zamyśleniem i czymś jeszcze, dużo mniej określonym. Nie odezwał się ani słowem, zakładając ręce na piersi i kołysząc się lekko, lecz nie spuszcza… zeń ciężkiego spojrzenia. Wyglądał na zamyślonego. - Jak długo możesz utrzymać tego przyzwańca Harranie? - Imra spojrzała na zaklinacza pytająco. - Parę minut - odparł. - Mam nadzieję, że w tym czasie zdąży je dopaść - dodał. Minęło parę cierpliwego czekania na pokładzie w milczeniu na efekt działań przywołanego stwora. Pod pokładem została tylko rozjuszona Vaala. Trudno było powiedzieć co jest tam najgroźniejsze. W końcu Destiny zameldowało. - Druidka Vaala zlikwidowała zagrożenie. - Potem nastąpiła dłuższa chwila ciszy i znów. - Przywołany stwór zlikwidował zagrożenie. Nie czuję w sobie nieznanej energii - znów rzekł Statek z wyraźną ulgą w tonacji głosu. Walka się bowiem zakończyła. |
07-01-2021, 20:53 | #112 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Po zakończeniu walk z nietoperzami i cieniami, Vaala wróciła do przerwanego jej wcześniej zajęcia… przebywała więc w kuchni statku, coś tam niby warząc, choć nie do końca wyglądało to jakby przygotowywała jakiś zwyczajowy posiłek. Było za dużo ziół, i mamrotania pod nosem, nad sporym kociołkiem stojącym na ogniu… - Co pichcisz? - spytał zaklinacz, stając w progu kuchni. - Może jakieś lecznicze miksturki? - dodał. Zaraz po nim do kuchni wparowała Imra. - Vaala czy potrafisz przywracać siły wyssane przez cienie? - Eee… tak - Odpowiedziała po chwili namysłu obojgu Druidka, po czym dalej zajmowała się kociołkiem - Ze mnie też jeden wyssał siły. - To czy możesz, tak przy okazji, nas poratować? - spytał Harran. - Mi by się przydało leczenie. Cienie mnie nie dopadły, ale ten nietoperz potraktował mnie swym paskudnym oddechem. - Cromharg i Kvaser również potrzebują pomocy. Najlepiej jak najszybciej - dodała widząc, że druidka ciągle miesza w kociołku. - Nie wiem, czy starczy dla wszystkich - Vaala poklepała drewnianą łychą po kociołku, po czym wzięła małą, drewnianą miseczkę i napełniła ją kleistą zawartością. Podała naczynie Imrze - Pij. To na utratę siły. Następnie wyciągnęła różdżkę ukrytą gdzieś w swym ubiorze, i zaczęła leczyć zwykłe rany Harrana… a on sam zauważył, iż Vaala miała sama ślady lodowych oparzeń na rękach. - O siebie nie zadbasz? - spytał zaklinacz, gdy Vaala zakończyła leczenie. - I dziękuję - dodał. Imra skrzywiła się nieco na smak kleiku. - Kvaser niech się martwi sam o siebie, ale daj dla Cromharga jeszcze jeden. - Później… - Druidka odpowiedziała Zaklinaczowi, po czym spojrzała na Imrę - Już ci lepiej? Czy jeszcze jedna porcja? A dla tego twojego golasa to też weź jak potrzebuje… Imra zacisnęła kilkukrotnie dłoń. - Nie jest jeszcze najlepiej, ale niech teraz on dostanie - wskazała na Cromharga. - Zasłużył aby się o niego zatroszczyć - przy tych słowach uśmiechnęła się krótko. Cromharg po wytłumaczeniu przez Statek sytuacji, podjadł kleiku odzyskując siły. Imra po krótkim namyśle wypiła jeszcze dwie miski dziwnej mikstury i w końcu uznała, że czuje się na siłach. - Uch nareszcie. Nie znoszę tego uczucia kiedy braknie sił w mięśniach. Odpowiedzią Vaali było kiwnięcie głową… Widząc, że druidka nie zamierza podejmować żadnego tematu Imra zostawiła dwójkę samym sobie odchodząc na pokład. - Myślałem, prawdę mówiąc, że masz jakieś zaklęcia albo mikstury - powiedział Harran. - Coś, co można łatwo odzyskać. - Mikstury idzie łatwo odzyskać? - Zastanowiła się Vaala, po czym dodała - Jest czas, można powoli, nie ma, bo walka, to wtedy szybko i dużo… - Wzruszyła ramionami. - Teraz jest cisza i spokój... Możesz spokojnie pracować. Szkoda, że nie można od razu wyszykować całego wiaderka mikstur leczących - zażartował. - Ja nie kapłanka - Vaala znowu wzruszyła ramionkami -...a wy nie krowy? - Parsknęła. - Nikt nie jest doskonały - odparł z poważną na pozór miną. - Czyżby ci mleko było potrzebne do szczęścia? - Uśmiechnął się lekko. - Umm… dobra.. - Vaala się trochę zmieszała. - Przepraszam - powiedział Harran. - Nie pomyślałem, o pojeniu wszystkich z wiaderka - dodał, ponownie się uśmiechając. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
07-01-2021, 21:22 | #113 |
Reputacja: 1 | Na pokładzie Imra dostrzegła Mmho, która siedziała ranna, cała odmrożona. - I co ty robisz? - zapytała sucho. - Siedzę sobie - odpowiedziała Mmho, przez zaciśnięte zęby. Nie, że ze złością, wydawała się wyjątkowo opanowana i skupiona. - Jesteś ranna. Vaala właśnie uleczyła Harrana i mnie. Czemu do niej nie pójdziesz? - Vaala nie chce widzieć Mmho - odpowiedziała jej pół-orczyca. Imra zamknęła oczy w wyraźnej irytacji. - Czyli będziesz czekać aż sama się nad tobą zlituje i ci pomoże, czy może celujesz w śmierć w boju? - dało się usłyszeć sarkazm w jej głosie. - Mmho nie potrzebuje niczyjej litości - tym razem opanowanie pół-orczycy zmieniło się w irytację - nie potrzebuje też śmierci w boju z głupoty - dodała po głębszym wdechu. - I co mam jej powiedzieć twoim zdaniem? Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ulecz mnie i już sobie idę? Zapomnij. Imra prychnęła. - Cóż słyszałam kiedyś, że niektórzy używają takiego słowa jak “przepraszam”. Sama jednak nie mam w zwyczaju tego robić. Ale kto wie, może tobie by pomogło? - Imra chyba musiała żartować bo uśmiechała się jak wąż. - Mogę dodać ci otuchy jak chcesz, potrafię być bardzo przekonywująca, ale mało kto potem mnie lubi. Mmho roześmiała się głośno na te słowa. - Pójdziesz ze mną i potrzymasz mnie za rękę? - zapytała nadal rozbawiona Mmho. - Mogłabym nawet wziąć za włosy i trzymając blisko siebie zaciągnąć do tej naszej dzikiej druidki - Mmho dostrzegła błysk w oku półelfki. - Ale nie wiem czy to tylko nie pogorszy wszystkiego. Rozbawienie Mmho zamieniło się w uśmiech, czy może raczej uśmieszek, zadowolenia. - Taaaaak…- mruknęła, ale po chwili, gdy jej myśli wróciły do bieżącej rozmowy, dodała: - Pewnie wtedy i tysiąc słów przepraszam by nie pomogło. Obawiam się jednak, że w kwestii Vaali, Mmho nie czuje by miała za co przepraszać. To nadal byłoby nieszczere, rozumiesz? - Nie musi być, niektórym wystarczy to usłyszeć. Tak dla zasady - Imra kiwnęła głową ponaglając półorczycę. - Potrzebna jesteś załodze silna i zdrowa. Mmho rzuciła kilka, a może kilkanaście przekleństw w kilku językach. Po czym zaczęła powoli się podnosić, by postawić swoje zmrożone cztery litery na nogi. - Jak będę o siłach, to wrócimy do tej rozmowy o trzymaniu blisko siebie - mrugnęła do Imry okiem, z żartobliwym tonem. Ta się tylko na to uśmiechnęła tajemniczo. -------- - Vaala! - Imra krzyknęła schodząc ze schodów. - Mam jeszcze jednego poszkodowanego! Szykuj różdżkę. Mmho schodząc z nią nie kryła narastającego niezadowolenia, i póki mogła być niesłyszalna tam gdzie była Vaala, dorzuciła pod nosem jeszcze kilka brzydkich słów. - He? - Spytała, jak to miała w zwyczaju, krzątająca się dalej po kuchni Vaala. Imra stanęła w wejściu do kuchni i jak Mmho się tylko pojawiła to popchnęła ją delikatnie w kierunku Vaali. - Zielona się nam odmroziła. Druidka zmrużyła ślipka na widok Półorczycy, wyciągnęła jednak ponownie różdżkę. - Coś więcej, poza sercem? - Spytała… w sumie nie wiadomo kogo. - Wal w serce, śmiało, zobaczymy czy to, to - odpowiedziała pół-orczyca, starając się w tej poważnej sytuacji, ukryć swoje rozbawienia po usłyszeniu słów Vaali. - I chciałam ci powiedzieć przy okazji, że przepraszam. - Ekhem...brszszsz...ychyyy… - Druidka dziwnie odkaszlnęła, po czym skierowała różdżkę serio w serce Mmho, no i zaczęła magiczne leczenie. Zielonoskóra nie komentowała tego, cierpliwie czekając aż różczka przestanie być skierowana w jej serce. Gdy efekty czarów zaczęły być dla niej odczuwalne, popatrzyła po sobie. Niebieskie plamy lodowych oparzeń zniknęły, i po chwili Mmho poczuła się już w pełni zdrowia. - Gotowe - Powiedziała Vaala, chowając różdżkę w zakamarki swojego ubioru. - Dziękuję - powiedziała Mmho, po czym zaczęła się wycofywać z kuchni, zahaczając wzrokiem Imrę. - Proszę - Odparła Vaala, i wróciła do mieszania kleiku w kociołku… - No i po krzyku - półelfka rozmasowała skroń, bo zachowanie obu kobiet ją zmęczyło. Kręcąc z niedowierzaniem głową ustąpiła Mmho i również wybyła z kuchni. Niech sobie same dalej radzą. Na ten moment półelfce wystarczyło. Poza kuchnią, Mmho skinęła tylko elfce głową, po czym udała się nieśpiesznym krokiem na pokład statku, by obserwować otoczenie.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
15-01-2021, 23:57 | #114 |
Reputacja: 1 | Minęło około czterech godzin od napaści na Destiny, gdy coś znów zaczęło się dziać. Siedzący nieruchomo na dziobie nieumarły rycerz poruszył się. Powoli wstał i ruszył po pokładzie, po drodze pytając się Destiny o położenie kapitana statku i tam właśnie ruszył. |
16-01-2021, 00:09 | #115 |
Moderator Reputacja: 1 | Przed drzwiami do kajuty Imry stał Kvaser, pukając w nie lekko, bez spodziewanej agresji. Niziołek typowo dla siebie, był niemal kompletnie wyekwipowany, mimo późnej pory. Gdyby Imra nie wiedziała (oraz nie czuła nosem), iż mały wojownik regularnie dba o higienę i myje się, mogłaby założyć, iż jest jednym z tych brudasów, którzy całymi dniami chodzą w opancerzeniu… ...chociaż nie, Kvaser tego wieczoru nie miał już na sobie pełnej zbroi, a tylko niewielkie fragmenty oraz, jak to zwykle, broń na plecach. Co ciekawe półelfka nie otworzyła mu drzwi a wyłoniła się z korytarza spoglądając za siebie. - Jak nie jeden, to drugi - mruknęła typowo miło dla siebie. Mimo komentarza dość szybko otworzyła drzwi i gestem zaprosiła niziołka do środka oglądając się tylko za siebie upewniając że pewnego lubiącego chodzić półnago człowieka nie było w pobliżu. Kvaser nawet nieszczególnie czekał na zaproszenie, bardziej zgrał swój akt wchodzenia do pokoju wojowniczki z momentem zaproszenia go tam. Uśmiechnięty zdjął broń z pleców i ostentacyjnym, lekkim rzutem położył ją o ścianę, niedbale i machinalnie, w sposób kojarzący się chyba z częstą rutyną. Bez pytania zajął taboret, wskakując na niego energicznie i zaśmiał się. - Kłótnia kochanków? Imra najpierw uniosła brew a potem się uśmiechnęła sarkastycznie. - No powiem ci, że ileż można wysłuchiwać tego jego bełkotu? Nic tylko by sobie ze znajomymi do karczmy wyskoczył aby przetestować najnowszy wywar karczmarza - Imra spróbowała zaimprowizować i odegrać kobietę mającą dość swojego męża ale efekt był… suchy. - Czyli ciche dni - Kvaser wzruszył ramionami faktycznie jakby Imra była “żoną” rosłego barbarzyńcy, a on z powagą podchodzi do spraw ich “małżeństwa”. Imra westchnęła. - Doceń, że chociaż próbuje - powiedziała z niezadowoleniem. - Co chcesz? - To co każdy facet - niziołek stwierdził z krzywym uśmiechem, energicznie wiercąc się na krześle podczas przydługiej przerwy między wypowiedziami - dobrać się do twojej czaszki. Mieliśmy jeszcze dokończyć - stwierdził głośno, jak to on. Półelfka może i nosiła diadem intelektu, ale przez moment wyglądało, że wzięła słowa nizioła całkiem dosłownie spinacjąc się na całym ciele. Odrzucając myśli wyjęła czarną czaszkę i postawiła ją na biurku obok Kvasera. Samej usiadła na łóżku. - Trochę się jeszcze popytałam dokładniej o to co już się dowiedzieliśmy ale nic nowego nie wyciągnęłam. Można kontynuować przepytywanie - mówiąc to sięgnęła do szufladki wyciągając notatnik, kałamarz i pióro. - Należy zrobić to innym sposobem - niziołek stwierdził bez przekonania, lecz również bez zbędnej rezygnacji, raczej jakby sama idea innego sposobu była… kolejnym, innym podejściem do czaszki. Mimo to Imra zaczęła od zwykłych pytań, o nazwy które już słyszeli. Mozolnie spisywali najprostszą wiedzę o planach kopiując co czaszka im mówiła. Coś o piekłach, coś o otchłani, nieco o planie chaosu i planie prawa… i wszystkim co było pomiędzy. Imrę interesowało Sigil o którym wspominała bardka. Jego specyficzność przykuła uwagę półelfki. Kvaser zaś był dużo bardziej metodyczny i ponownie zaskakująco cierpliwy nawet jeśli krzesło zatrzeszczało wielokrotnie kiedy zmieniał co chwilę pozycje siedzenia. Po pewnym czasie Kvaser wyglądał jakby uznał, że niewiele więcej wycisną z czaszki. Podczas wygłaszania przed magiczny przedmiot kolejnej, powtarzającej się odpowiedzi, niziołek kazał jej zamilknąć, machając ręką. Przyciągnął się do tyłu, z trzaskiem ścięgien. - A właściwie czemu Wędrowiec oddał ci swoją dolę? - To była zapłata za wolność Cromharga - odparła Imra poirytowana powierzchownością wiedzy. Założyła włosy za lekko szpiczaste ucho i oparła brodę na dłoni. - Skorzystałam z twojej porady. Niziołek zaśmiał się. - Jestem ciekaw z której wyciągnęłaś taki wniosek - stwierdził raczej pogodnie - ale dobra robota. Dziwne tylko, że zechciał… Może nie dziwne - poprawił się - ale psujące jego powierzchowność, że zapłacił aż tyle. To nie było pragmatyczne i beznamiętne. - Widzisz, w jego mniemaniu to mała cena. A co do rady, to powiedziałeś, że jestem przyzwyczajona do pewnego rodzaju zachowań i miałeś rację. To spróbowałam nie stawać dęba i się nie burzyć kiedy Wędrowiec zaczął ode mnie wymagać wypuszczenia Cromharga, tylko zaczęłam z nim pertraktować. Tak aby i on coś miał i ja. - Nazywam to wyluzowaniem - niziołek stwierdził zastanawiając się - jeśli dla niego to mała cena, to znaczy, iż to co otrzymał, jest cenne - Kvser westchnął ciężko - wielu tutaj ma swoje demony - machnął ręką. Imra pokiwała głową w zamyśleniu i zaczęła stukać palcami w blat. - Śmiem jednak powiedzieć, że Wędrowiec ma ich najwięcej… wiesz, że groził mi wyrzuceniem ze statku? Destiny potwierdził, że jako kapitan ma taką możliwość. Zabronić statkowi uznawać kogoś jako członka załogi… - bystrze spojrzenie smoczych oczu spojrzało na Kvasera ewidentnie czekając na jego reakcję. Niziołek spojrzał na kobietę badawczo milcząc chwilę kompletnie zaskoczony… ale nie był to szok, raczej reakcja na coś zabawnego i niespodziewanego. - I nie wziął pod uwagę, że możesz go po prostu zabić? Smocze spojrzenie znikło niczym zdmuchnięty ogień ze świeczki. - Wątpię abym była w stanie go pokonać. Poza tym wszczynanie walki na statku kiedy jest pod jego pełna kontrolą i wasza owcza uległość tylko dodatkowo zmniej... Coś dziwnego pojawiło się na twarzy Kvasera gdy wspomniała o owczej uległości, podniósł brew bardziej z wyrzutem niż pytając lecz milczał. - Zmniejsza szanse na wygraną. Widziałam co każdy z was potrafi. Wędrowiec może nie jest przekonywujący, ale jak wy byście odebrali nagłą walkę między mną i nim bez żadnej z tych informacji jakie ci teraz dałam? Harran pewnie nawet by się nie zastanowił. Vaala może i by dołączyła. Zakładam wyjątkowo, że ty i Mmho może się i byście nawet zastanowili o co chodzi. Do tego Destiny jest bardzo naiwny, więc też i jego przedstawienie sytuacji byłoby skrzywione - Imra dość spokojnie wyłożyła swój tok myślenia. Było dość widoczne, że nie raz była w sytuacji gdzie absolutnie nie miała na kim polegać i być ostrożną ze swoimi akcjami. Mały wojownik westchnął ciężko, pochylając się do przodu. Oparł łokcie o kolana i westchnął ciężko, kręcąc głową. - A kto mówi o nagłej walce? Gdybyście się nagle bili, to stwierdziłbym, że albo jedno, albo oboje oszaleliście, a które to nie wiem. Pomyśl chwilę - uśmiechnął się cierpko - to nie jest do końca mój sposób rozwiązywania problemów, ale widziałem jaki zamęt siejesz, takich oczu nie dostaje się tylko za pozerstwo. Wędrowiec wyrzuca cię ze statku. I co dzieje się dalej? On atakuje ciebie, ty się bronisz. Czy sama pokornie odchodzisz? Bo ja spodziewałem się, że jednak nie lubisz mieć niezapłaconych długów, a szczególnie gdy ktoś tobie jest winien - uśmiechnął się wilczo - na przykład odpowiednią część statku którą posiedliśmy gdy Destiny nas wezwał. Biorąc pod uwagę to czym nasza łajba jest, to o czym nawet głośno nie powinniśmy mówić, to jest po prostu cena krwi. W zasadzie to wymieniłbym ten statek na wiele żywotów i pewnie nie pomyliłbym się. Po prostu chciałby ci odebrać część czegoś, co jest bardzo cenne. Niziołek wyprostował się energicznie, zmieniając pozę na taką z rękami za głową. - A tak zasadniczo to albo chciał cię nastraszyć albo mętnie pojęcie władzy uderzyło mu do głowy - stwierdził rozbawiony czymś. - Prezentuję sobą wszystko czego nienawidzi. Widziałam to w jego oczach kiedy tylko wspomniałam o niewolnictwie. Będąc panią stanowię wspomnienie chyba jakiś jego przeżyć. - To smutne, iż pierwszą emocją którą z niego wyciągnęłaś jest nienawiść, nie sądzisz? - Kvaser zapytał przeciągając słowa. Wojowniczka uniosła białą brew. - Smutne? Nie, całkiem normalne. Gniew i złość najłatwiej uzyskać. - Nie - niziołek nie zgodził się z uśmiechem - pijacki śpiew. Chuć przed bitwą, strach. Podniecenie, myśli o bohaterstwie. Śmiech - wymienił pogodnie, żywo - ale gdy widzisz kogoś, kto jest zimny jak metal, i z tej skorupy pierwszy raz wylewa się tylko złość, to co więcej jest w środku? To smutne, że można być tak zgorzkniałym - stwierdził w sposób trochę nie pasując do zakazanej, wytatuowanej gęby Kvasera. - Mamy bardzo różne doświadczenie. To co opowiadasz to bajka dla dzieci. Tam gdzie mi przyszło żyć w każdym razie. Gniew pokazuje siłę i stanowczość. To przypomnienie gdzie jest cudze miejsce. A ci zranieni przez taki gniew tylko sami go potem odbijają dalej. To taki niekończący się cykl, który niektórzy uważają, że należy przerwać i zniszczyć. Jak dla mnie to takie samo życie jak każde inne. Trzeba tylko umieć to w końcu zaakceptować i odnaleźć swoje miejsce. Ja tak zrobiłam i zaszłam daleko. - Uważasz, że rzeczywistość jest faktycznie taka - niziołek położył nacisk na słowo faktycznie - czy może chcesz - nacisnął na słowo chcesz - aby była taka, jak mówisz, bo się w takiej nauczyłaś żyć? Nastąpiła chwila ciszy kiedy należało zebrać myśli. W końcu półelfka wyprostowała się. - Tu jest taka rzeczywistość. Gdzie indziej może jej nie być. Wolę jednak nie zakładać inaczej tylko po to aby potem skończyć z poderżniętym gardłem. To by znaczyło, że chce aby taka była. Według twoich pytań w każdym razie. - Lubię jak tak wszystko wiesz - Kvaser zaśmiał się bez cienia złości, raczej przyjacielsko podgryzając - bo ja nie wiem. Wydaje się mi, że rzeczywistość wszędzie jest nieco bardziej skomplikowana - stwierdził pogodnie. - Hm, nawet jeśli, to nie widzę powodu aby szukać na każdym kroku rozwiązań. Jeśli mój szablon przestanie działać to wtedy się zastanowię. - Nie jest wtedy zbyt późno? - niziołek zapytał z ciekawością. - Raz było… - Imra przyznała. - Na popijawie u wodza orków w ich kraju. Obrzydliwy napój jaki uważają za alkohol w końcu zbił moją czujność na tyle, że nie tego szablonu użyłam. Mogło kosztować mnie to życie, ale kosztowało tylko rok w ich więzienia - kobieta mlasnęła z niezadowoleniem. - Zazwyczaj jednak działało. - Rozumiem, że działanie zazwyczaj cię zadawala - Kvaser wzruszył ramionami - ja tam wolę uczyć się na błędach, zmieniać - uśmiechnął się patrząc gdzie po pokoju Imry. Ten był mniejszy od tego który sam zajął i zdecydowanie świecił pustkami. Kobieta nie udekorowała go, a nawet pozdejmowała te ozdoby które były wcześniej dając wszystkiemu surowy wygląd. Tylko ozdobna maska leżąca na półeczce odcinała się od reszty swoją ozdobnością. - Działaj jak uważasz. Nie mam nad tobą władzy. - A pewnie chciałabyś - Kvaser uśmiechnął się krzywo i cwaniacko. - Chciałabym. Spojrzenie Imry zrobiło się drapieżne. Spojrzała na Kvasera jak na zwierzynę. - A ty chciałbyś do mnie należeć? - Możesz spróbować - Kvaser zaśmiał się głośno - pamiętaj tylko, że wyrwałem się bogu - wyszczerzył się szeroko. Półelfka rozpromieniła się. Ta odpowiedź naprawdę ją ucieszyła. - Lubię wyzwania - powiedziała z tak nietypowym dla siebie szczerym uśmiechem. Wstała obchodząc krzesło i nachylając się nad niziołkiem. - Taki ssskarb jest najlepszy - wysyczała mrucząc mu prosto do ucha. Dłonią potargała mu włosy póki co napawając się samą myślą, że dostała przyzwolenie. Prawdę mówiąc, fryzura Kvasera zawsze pozostawała w szalonym nieładzie będącym skrzyżowaniem jego ognistego temperamentu ze skłonnością do kręcenia się włosów u części niziołków. - Ostatni raz mówiła tak do mnie krasnoludzica - zaśmiał się lekko - ale nie, ty bardziej mówisz jak smoczyca… - Owszszem. Ma się nieco tej krwi - kobieta zaśmiała się krótko przesuwając nosem po uchu i skroni nizioła zaraz przesuwając się na drugą stronę jego głowy. - Zdradzić ci sssekret? - Wtedy kupiłbyś za niego też coś ciekawego - odpowiedział leniwie. - Chrrr - fuknęła na niego - Nie tym razem. Kvaser zaśmiał się donośnie na widok reakcji wojowniczki. Co tylko wprawiło ją w większą frustrację. Pokręciła głową niemal jak poirytowany kot i ponownie przeczesała palcami jego bujne włosy tylko po to aby złapać je na tyle jego głowy. Forsownie odchyliła mu głowę do tyłu tak aby spojrzeli sobie w oczy. - Jak chcesz panie Ssturd. Nie liczę, że tak prosto będzie. To byłoby zbyt proste. Bezdenne oczy pochłaniały wszystko, a usta uśmiechały osobno. Dłoń puściła włosy a Imra się odsunęła. Niziołek przyglądał się jej z lekkim uśmiechem. Jego spojrzenie było żywe, zaciekawione, ale też gdzieś w głębi, daleko wewnątrz duszy znudzone… Nie, nie było to znudzenie. Jakaś dziwna melancholia spoczywała za kurtyną płomieni emocji. - Widziałaś kiedyś ojca mordującego córkę na jej weselu? Zapytał się z łobuzerskim uśmiechem, chociaż oczy mówiły co innego. Tak jakby obwieszczały, że ten kto nosi swój wstyd dumnie na piersi, nie może być boleśnie uderzony. - Widziałam męża wbijającego nóż w brzuch ciężarnej żony - półelfka usiadła na łóżku nie odrywając spojrzenia od jego oczu. - Też, tylko była to matka - stwierdził jakby w dygresji - zabiłem ją. Dziecko zmarło, dziewczynę ocalili. Jedno z gorszych zleceń jakie miałem - rzucił trochę beztrosko. - Zabijałeś na zlecenie? Hm... - Nie - odpowiedział - w każdym razie nie zazwyczaj, nie licząc bandytów czy listów gończych. Często pracowałem jak ochrona dla bogatych. Nie trzeba było tłuc się z kompaniami najemnymi, zarobki w porządku. Tylko jak zwykle to bywa, potem jest dużo bałaganu. Szczególnie gdy zwaśnione rodziny chcą się prać po pyskach, a ty masz chronić dziedzica. Może nie wzbudzam wyglądem zaufania - zaśmiał się lekko - ale dawałem pewność, że wszystko co podejdzie do klienta i nie wygląda jak puchaty królik, przepadnie. - Białe puchate króli są najgorsze - mruknęła do siebie Imra. - Więc czemu, ojciec zabił córkę? - Bo się wkurwił - Kvaser uśmiechnął się cierpko. - No proszę. Tak niewiele niektórym trzeba. A co ty robiłeś na tym weselu? - Prowadziłem córkę do ślubu - stwierdził chłodno obserwując z ciekawością reakcję Imry. Chyba ją zaskoczył, bo się patrzyła na niego milcząc przez dłuższy moment. - Co się stało? - zapytała w końcu. Niziołek wskazał paluchem znak na czole. - Ach. Imra pozwoliła aby zapadła chwilowa cisza w której jej spojrzenie wodziło po znaku i pozostałych tatuażach. Po czym wstała znów do niego podchodząc tym razem aby zrobić coś innego. - Technicznie rzecz biorąc - niziołek wyjaśnił bez skrępowania - to stało się przed tym, jak mi wytatuowano ten znak. I to nie tylko wina tego, którego chce zabić - dodał. - Za dużo gadasz - Imra powiedziała ze zrezygnowaniem kiedy znów została wybiła z nastroju i zwyczajnie podważyła krzesło butem, wywracając je wraz z niziołkiem. Kvaser, znany z małpiej zwinności - i być może małpiego temperamentu - odbił się dłońmi od ziemi, potem dłonią i nogą i… Wskoczył na łóżku Imry, trochę bardziej krzywo niż planował, zahaczając w locie lekko stopą o kobietę, zatem daleko było temu do perfekcji. Po chwili założył dłonie za głowę. - Masz osobliwy sposób na proponowanie nowego miejsca do spoczynku. - Mhrr - usłyszał warknięcie. Imra strzepnęła kurz z miejsca gdzie dostała nieintencjonalnego kopniaka. Odwróciła się do niego ze skrzywioną miną. - Ty mała pokrako - fuknęła i rzuciła się na niego chcąc go złapać. Niziołek widząc reakcję Imry, nawet nie myślał zwolnić jej łóżko. Co przypłacił złapaniem za ramiona i podniesieniem do góry. Wyglądało na to, że kobieta była już odpowiednio poirytowana. Niziołek uśmiechnął się szeroko i patrząc wprost na piersi wojowniczki wypalił z szerokim uśmiechem. - Coraz dziwniejsze te elfie gry wstępne… Zgrzytnęły zęby a z oczu zaiskrzyło. Imra zacisnęła dłonie nieco mocniej aż puściła go z powrotem na pościel. WIążąc w środku swój gniew cofnęła się kilka kroków aby podnieść krzesło. Usiadła na nim poprawiając kosmyki włosów które spadły jej na twarz. Wyprostowała się zakładając nogę na nogę. - Jeszcze czego. Jeśli chcesz się zabawić to na moich zasadach. Niziołek opadł na łóżko i ponownie założył dłonie za głową zadowolony z siebie. - Widzisz, o schematach przed chwilą rozmawialiśmy. Jeśli coś nie mieści się w tym jaki chcesz aby świat był, kompletnie baraniejesz - zaśmiał się serdecznie - pokazałem ci to. A jakie to zasady? Kvaser zmrużył oczy lecz nie patrzył na kobietę, leżąc, lecz w sufit. Kobieta z niezadowoleniem popatrzyła na towarzysza i przetarła palcami kąciki oczy. Westchnęła ciężko. - Do niczego nie dojdzie, jeśli będziesz mnie zawsze wytrącał z momentu. Może i ja baranieje, ale ty będziesz się z kolei musiał obejść się smakiem. - A kto powiedział, że moim celem jest się dziś najeść - niziołek westchnął ciężko - może coś ci pokazuję, o życiu Imra. A może tylko mam równie wielką frajdę z twoich min - uśmiechnął się pod nosem. Półelfka zagle poczuła się tym wszystkim ogromnie zmęczona. - Cóż nie powstrzymam cię przed tym. Mogę jednak tyle powiedzieć: wyjdź. Mam póki co dość. Kvaser powoli wyprostował się i zeskoczył z łóżka dalej w dobrym nastroju. Powoli, acz lekkim krokiem ruszył w stronę broni, niedbale zarzucił ją na plecy i wyszedł bez słowa. Imra nie widziała, iż za drzwiami uśmiechał się ubawiony z czegoś. Chociaż w oczach tkwiło jakieś zamyślenie. Niedługo potem usłyszał trzask któremu towarzyszył warkot frustracji. Niechybnie krzesło poszło w drzazgi.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
18-01-2021, 08:36 | #116 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
19-01-2021, 13:41 | #117 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. Ostatnio edytowane przez abishai : 19-01-2021 o 13:47. |
03-02-2021, 10:37 | #118 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
07-02-2021, 15:39 | #119 |
Reputacja: 1 | - Jak się czymś dzielić to tylko jak podpiszemy porozumienie - powiedziała Imra na dzień dobry lustrując krasnoluda. |
08-02-2021, 14:00 | #120 |
Administrator Reputacja: 1 | - Ta… potrzebujemy drewna do naprawy. Nasz transport jest zniszczony - Imra zaryzykowała, ale głównie po to aby zobaczyć reakcję krasnoludów. - Sekretność jest może i potrzebna, ale tak się przecież nie da plotkować. To po co wy się wybieracie do… no tej kolejnej warstwy planu? |