Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2020, 21:55   #51
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po początkowym “nafuczeniu” na nową samicę na pokładzie statku, Vaala dała sobie już z nią, i z jej “karkami” spokój. Rogata zaczęła wielce dyskutować z resztą stada, kto kim jest, co tu robi, co z tym wszystkim ma wspólnego sta-tek, i takie tam, inne, mało istotne dla Druidki pierdoły. Do tego zaś, wszyscy udali się do środka na jakieś narady, przy tym stole co mapy umiał pokazywać.

Vaala wzruszyła więc ramionami, po czym wśród krótkiego “idź”, i machnięcia dłonią do Mmho, dała do zrozumienia, by Półorczyca się nią nie przejmowała, i również wzięła udział w owych naradach… dla Druidki było tam stanowczo za ciasno, a i oprócz tego, ta rogata nie przypadła jej jakoś do gustu.

~

Drobna dziewoja ponownie wspięła się na dach sterówki, po czym tam zasiadła jak wcześniej, obserwując okolicę, jaką obecnie przemierzali… po kilku minutach zaś, kilka razy przywaliła pięścią w owy dach, jakby starając się zwrócić uwagę sta-tek.
- Te, słyszysz mnie? - Spytała.
- Oczywiście. Słyszę zawsze. Mogę nie widzieć w twojej kwaterze jeśli sobie tego zażyczysz, ale słyszę zawsze. - odparł uprzejmie Statek.
- Te twoje serce, stare… i nowe… są takie gdzieś jeszcze? I wszystkie są takie paskudne, czy są i takie co nie szkodzą istotą obok nich? - Wypytywała się Druidka.
- Ta informacja jest obecnie niedostępna. Niemniej jestem w stanie dostosować dowolne źródła energii. Choćby rozpalone w mojej maszynowni ognisko. Tyle że ognisko ma tendencje do wypalania się szybko, a i ilość energii jakie dostarcza są niewystarczające dla moich potrzeb.- wyjaśnił uprzejmie Satek.- Są różne potężne źródła energii jak i przeciw-energii takich jak kula unicestwienia.

Vaala westchnęła.
- Wiesz co to "Serce Ziemi"? - Powiedziała.
- Ta informacja nie jest obecnie dostępna. Niemniej nazwa sugeruje plan żywiołu ziemi.- ocenił Statek.
- Ta informacja nie jest dostępna, tamta informacja nie jest dostępna… ty mało wiesz, sta-tek... - Burknęła Vaala.
- Informacje do których mam dostęp, służą przede wszystkim do nawigacji po różnych planach egzystencji. Informacje dotyczące artefaktów wymagają skontaktowania się z mistrzami wiedzy lub kronikarzami. - wyjaśnił uprzejmie Statek.
- Dobra, dobra sta-tek… to wszystko. Powiedz mi jeszcze gdzie lecimy i tyle.
- Ostatnim nakazanym kierunek był Rigus. Kieruję się na portal łączący ten plan egzystencji z owym miastem. Podróż potrwa kilka dób.- odparł Statek.
- Kilka czego? Ja nie wiem co to “dup” - Powiedziała Druidka.
- Doba to suma dnia i nocy, na światach gdzie istnieje cykl dnia i nocy. Przy czym kieruję się najbardziej powszechnymi dobami mającymi po 12 godzin nocnych i 12 godzin dziennych.- wyjaśniał spokojnie Statek.
- Noc i dzień… ahaaa, dobra. Teraz wiem - Vaala kiwnęła głową - A mam cię sta-tek jeszcze pilnować, czy jak?
- Nie jest to już konieczne. Teraz, gdy jestem w miarę sprawny to ja pilnuję waszego bezpieczeństwa. - odparł uprzejmie Statek. - I dziękuję za pomoc. Bo chyba powinienem, prawda?
- Mhh… - Prychnęła Vaala, po czym wróciła do obserwacji okolicy, nadal siedząc na owym cholernym dachu sterówki.
- Czy jeszcze jakoś mogę służyć?- zapytał na koniec Statek.
- Nie… - Padła krótka odpowiedź.

***

Jakiś czas później Vaala udała się do kuchni. Wypadało ją ogarnąć, posprzątać, i doprowadzić do użytku, no i padło na nią, nikt tu chyba ze stada nie umiał nic pichcić, wszyscy prawie za to na prawo i lewo wielce zapewniali, że nie muszą jeść ani pić... ta, jasne. Tylko dzięki magii tak żyją, a co to za życie, jak nie wrzucisz na ząb porządnego kawałka mięsiwa?

- Co za idiota trzyma kwasy i inne takie, razem z żarciem? - Marudziła pod nosem Druidka, wynosząc wszystko “podejrzane” z kuchni na korytarz przed nią. Pakowała wszelkie chemikalia i inne takie dziwadła, do skrzynek, wiaderek, i czego popadło, byleby to jakoś przenosić. A co z tym później będzie, to w sumie już nie jej problem. Albo magiki ze stada się tym zainteresują, i gdzieś przeniosą, albo poleci za burtę, jej to było obojętne.
- Po ryju bym takiemu gospodarzowi natrzaskała... - Fuczała, pakując kolejne rzeczy do wyniesienia - ...gorzej niż w jakiejś orkowej norze. Nawet te barany tak nie robią…

Pod pokładem było jej gorąco, było duszno, i ciasno. Nie lubiła takich miejsc, a wyglądało na to, że spędzi tu wiele “dup” jak to gadał sta-tek. Szlag by to trafił.

Pozbycie się sporej ilości odzienia nieco pomogło… a właściwie to pozbycie się niemal wszystkiego.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 12-08-2020, 11:27   #52
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Musiał oberwać gdy żuki do nas strzelały... - powiedział z pewnym smutkiem Harran.
Imra kiwnęła głową mężczyźnie i otworzyła drzwi do sali narad wchodząc do środka. Nie zamierzała być poza obradami. Harran wszedł razem z nią. Mmho również.
- Ciastka, ciastka….- mruczała do siebie diabliczka wodząc sukni.-... nie mam żadnych. Obawiam się, że musimy się tylko zadowolić trunkiem.
Wyjęła spomiędzy fałd sukni plik pergaminów i odłożyła na bok. Skłoniła się dwornie sięgając rąbków sukni przy skłonie.
- Pozwólcie że się właściwie przedstawię. Nazywam się Tanegris Marai i jestem bardką, negocjatorką i pozyskiwaczką informacji do wynajęcia. Zapewne wy macie więcej pytań do mnie, niż ja do was… no i jesteście gospodarzami, więc najpierw zadajcie je. Potem pokażę i wyjaśnię co zdobyłam dla waszych poprzedników. A na końcu sama zacznę pytać. Co prawda za informacje żądam zwykle zapłaty… ale zważywszy na sytuację… to tym razem daruję sobie zarobek.- rozlała trunek do kieliszków, usiadła na jednym z krzeseł i rzekła.
- Częstujcie się i pytajcie.
Kvaser siedział w typowej, jak mogli wywnioskować z krótkiej znajomości, pozycji. Łuk i miecz luźno odwieszonego na oparciu krzesła, pozycja niziołka rozłożysta jakby był we własnym domu - lub jego własny dom był wszędzie. Mięśnie mniej napięte, chociaż nerwowo przeczesując wszystko wzrok, sroga mina i nagłe, niespodziewane gesty - tu się podrapie, poprawi pasek zbroi, wygramoli - sugerowały, iż aż kipi od emocji.
- Kvaser - skinął głową w stronę bardki i bez zbytniego ociągania się podjął kieliszek trunku wznosząc symboliczny, milczący toast.
- Harran - przedstawił się zaklinacz, po czym powtórzył gest Kvasera, diabliczka uczyniła podobnie.
- Imra z rodu Orirel - dodała w końcu i półelfka.
- Czym zajmowała się poprzednia załoga? - zapytała Mmho, która już się przedstawiała, więc nie uczyniła tego ponownie.
- To dość… skomplikowane. - zadumała się diabliczka popijając alkohol ze swojego kieliszka drobnymi łykami.- Trochę zapobiegała różnym apokalipsom, lecz to nie było ich głównym celem. Bowiem….- mruknęła machając leniwie ogonem, na którym pobrzękiwały bransolety.- ... Radogast z Villamort pochodził ze świata który uległ zniszczeniu w wyniku takiej apokalipsy. Takiej która dewastuje światy, a nie same cywilizacje. I cóż… podejrzewał, być może słusznie, że istnieje organizacja która zajmuje się wywoływaniem takich wydarzeń na różnych światach...
- Zaczekaj, zaczekaj. Przestań mówić - poprosiła Mmho. - Poczekamy na Bezimiennego, inaczej będziesz musiała to wszystko powtórzyć. Gdzie on u licha?
- Destiny może mu powiedzieć, niemniej… skoro go tu nie ma… to możemy pogadać o innych nie tak istotnych kwestiach. W końcu nie widzę powodu byśmy tu siedzieli i w milczeniu upijali się. - stwierdziła z uśmiechem rogata, a Statek odezwał się mówiąc.- To prawda, mogę przekazać Bezimiennemu wszystko co zostanie tu powiedziane w drodze powrotnej. W tej chwili rozmawia z łukiem Amrosa oraz rozważa możliwości naprawy dziury w mojej burcie.
- Dziury? - dopytała pół-orczyca.
- Struktura mojej lewej burty została poważnie naruszona. Mam dziurę…- wyjaśnił Statek.
- Gdzie możemy dokonać naprawy? - spytał Harran.
- Ta informacja nie jest obecnie dostępna. Niemniej najbliższe obszary pozwalające na dostęp do licznych utalentowanych rzemieślników to miasto planarne Rigus i siedziba boga duergarów Laduguera. - wyjaśnił statek, a Marai skupiła się na popijaniu trunku.
- Długo już jesteście na Destiny?- zapytała w końcu.
- Kilka godzin - westchnęła głośniej Imra czując jak coś jej siada na żołądku.
- Destiny potrafi regenerować “rany”… nie wiem co prawda w jakim stopniu, ale jeśli dacie mu czas to dziura pewnie zniknie. Widziałam jak kawałek burty został oderwany i jak odrastał. - pocieszyła ją Tarai.- To twarda sztuka ten stateczek.
Kvaser pił również powoli, mimo praktykowanego fachu raczej nie był miłośnikiem nazbyt mocnych trunków w zbyt dużej ilości. Na razie milczał, obserwując wymianę zdań, chociaż gdy usłyszał o stanie statku, poruszył ustami, chyba klął pod nosem.
- Cóż, i tak czeka nas podróż na Rigus - powiedział Harran, po czym dodał: - A tam albo naprawimy statek, albo się dowiemy, kto i gdzie może to zrobić. - Odstawił prawie nienaruszony kieliszek. - Nie wypijcie - zażartował. - Niedługo wrócę - dodał, kierując się w stronę drzwi.
- Skooorooo my czekamy na waszych towarzyszy, to może wy odpowiecie na moje pytania? Na przykład co tu się stało? I gdzie jest poprzednia załoga? Przypuszczam, że wy jej nie zabiliście. Destiny nie zaakceptowało by was w takiej sytuacji jako nową załogę.- wtrąciła Tanegris.
- Nie? - Kvaser podniósł brwi i zaśmiał się w głos.
- Nie sądzę. Gnościk chwalił się że Destiny to coś więcej niż latający artefakt, że się rozwija, że ma wolną wolę… że jest jak to on określił. “Sztuczną duszą” a nie tylko jej namiastką czy też elementalem uwięzionym w skorupie.- wzruszyła ramionami rogata.
- Niestety ten proces rozwoju został zahamowany. Zastosowana przeze mnie metoda nie była przewidziana w przy mym tworzeniu. O ile zapisana we mnie wiedza przetrwała w 67%, o tyle własnych wspomnień zachowałem ledwie 19… część kryształów mojej pamięci jest w ogóle odcięta. Większość uległa wymazaniu. - wtrącił uprzejmie Statek.
Pół-orczyca sięgnęła w końcu po swój kieliszek. Skoro wszyscy pili, a do tej pory nikt nie padł trupem, wyglądało na to, że nie jest to żadna trucizna. Upiła kilka łyków od razu i odstawiła.
- Nie wiemy gdzie jest poprzednia załoga. Zniknęli. Nie było tu ich ciał - odpowiedziała zielonoskóra.
- Ponoć ci, których uprzątnęliśmy byli atakującymi i ponoć zabili załogę. Zdążyliśmy tylko wymienić serce statku i trochę uprzątnąć nim się pojawiłaś - Imra zaczynała mówić ciszej, a jej słuch powoli się odnawiał po wybuchu. Tylko to ciągłe dzwonienie w uszach mogłoby minąć.
- Sądząc po jakości ekwipunku jaki miały trupy, coś tu śmierdzi - Kvaser stwierdził będąc w dobrym nastroju - chyba, że było ich bardzo wielu. Ale za mało trupów znaleźliśmy. Poprzedniej załogi też raczej nic.
- Destiny… pamiętasz coś z napaści?- zapytała diabliczka, a Statek odpowiedział.- Tylko przebłyski… napaść była liczna i potężna. Potem zaś…. ostała się szkieletowa załoga, co by mnie zepchnąć w głębię Thuldanin i upewnić się, że stamtąd nie wrócę. Więc… musiałem podjąć kroki zapobiegawcze.
Do sali nawigacyjnej wrócił Wędrowiec, trzymając w pokrwawionych dłoniach łuk Ambrosa i jeden z jego karwaszy. Spojrzał na rozstawione na stole kieliszki.
- Ambrosa zabił pocisk skarabeusza, który mocno uszkodził poszycie Destiny - powiedział beznamiętnie - Ciało jest w opłakanym stanie, ale wskrzeszenie powinno być możliwe. Ktoś z was ma taką możliwość? Jeśli nie, trzeba spalić zwłoki. Przy okazji, jego łuk szuka nowego właściciela, ale to mniej paląca kwestia. - spojrzał na bardkę - Możesz kontynuować, mówiłaś o grupie dążącej do niszczenia światów?
- Tak naprawdę niewiele o tym wiem. To była obsesja Radogasta, być może podsycana przez paranoję innego członka załogi, drowa o imieniu Imvyr. - machnęła dłonią diabliczka.- Przypominam też, że nie byłam członkinią załogi. Nie byłam tu stale i nie brałam udziału w większości misji, więc wiele detali nigdy nie poznałam. Niemniej uważali że statek należący kiedyś do Ilithidów ma coś z tym wspólnego.
- Niewiele to i tak więcej, niż my wiemy o załodze i jej działaniach - stwierdził automaton - Ale w takim razie zacznijmy od nautiloida. Co się o nim dowiedziałaś?
- Wpierw wiedzcie że ciężko śledzić latającym pomiędzy planami okręt, samej poruszając się na własnych nogach.- przesunęła palcami po dokumentach.- Udało mi się jednak ustalić parę miejsc w których przebywał lub miał się pojawić. Zwykle jednak bez informacji dotyczących powodów jego pojawienia właśnie tam. Wpierw… wpierw… a jest… Hommlet na Oerth. Widziano zarys tego okrętu tam. Nie wiem po co się tam zjawił, ale Hommlet ma jakieś ważne znaczenie w okolicy. Odbyła się tam jakaś wielka bitwa… czy coś w tym rodzaju. Historyczką nie jestem, szczegółów nie znam. Niemniej na miejscu łatwo się tego dowiedzieć.
Niziołek wiadomość o śmierci mnicha przyjął na zimno. Tak to już było, że towarzysze umierali. Dziennie trafiało się na nowe twarze które rankiem pogodne, pod wieczór były martwe i zakrwawione. Westchnął tylko ciężko jako komentując ironię losu wobec wszechwiedzącego i wszystkowidzącego ślepca którego zabił drobny niefart.
- Ktoś z was kojarzy to miejsce i świat? - Wędrowiec spojrzał po zebranych - Zarys to niewiele, jeszcze jakieś informacje?
- Wędrowcze a niby skąd mamy go kojarzyć? Ja nawet nie jestem pewna do końca gdzie jestem chociaż już chyba kilkukrotnie było mówione. Gdyby nie ból uznałabym to nawet za sen. - półelfka się wtrąciła.
- Mogę dać mapę jeśli to pomoże. - wtrąciła diabliczka i wyciągnęła spomiędzy fałd sukni, kolejny zabazgrany pergamin. A następnie kolejny na stół.- A tu taki bardziej uproszczony obraz.

Harran, który właśnie wrócił, spojrzał na rozwiniętą mapę. Część nazw była mu znana, ale reszta nie pasowała do jego ojczystej planety.

- To tylko jedno z kilku miejsc… kolejnym jest plan eteryczny… dość nieprzyjemny jego obszar. Gdzie po części łączy się z planem negatywnej energii. Tam znajduje się nieśmiertelna świątynia Ki.. Kiara.. Białej Banshee. Drowiej bogini zemsty i nieśmierci. Coś tam przywieźli. - wyjaśniła diabliczka zerkając w notatki.
- Rozumiem, że nie wiesz, co? - automaton zaczynał powątpiewać w umiejętności wywiadowcze diablęcia - Jakieś kolejne miejsca?
W tym czasie kiedy sypały się kolejne pytania, Imra oglądał podane mapy z rosnącą dezorientacją na twarzy.
- Nie poznaje większości z tych nazw - mruknęła podając mapę dalej. - Ani nie rozpoznaję bogini, o której wspominasz. Tam skąd pochodzę drowy wyznają demony… Uch to będzie problematyczne.
- Na pocieszenie dodam, że… - diabliczka nalała sobie alkoholu.- … że różnica między drowim bóstwem, a demonem czczonym przez czarne elfy dotyczy tylko poziomu Mocy.
- Czy komuś mówi nazwa Oerth? - spytał zaklinacz. - Moim zdaniem to mapa kosmologii tego świata - powiedział.
- Mnie - Kvaser wzruszył ramionami - ale nie znam tej zapyziałej dziury. Może i nawet tam byłem, ale nie przywiązuję szczególnej uwagi to mijanych miasteczek.
Mmho w milczeniu piła alkohol ze swojego kieliszka, rzuciła tylko okiem na mapy. A rogata spojrzała na półorczycę zaciekawionym spojrzeniem, dyskretnie oceniając jej walory, gdy Mmho na chwilę pochyliła się nad mapami.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-08-2020, 15:07   #53
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Kolejna kwestia jest dość skomplikowana. Pomknęli na Krynn wykorzystując księżycową drogę. Bowiem ten akurat świat jest dostępny jedynie, gdy któryś z ich księżyców jest akurat w pełni. I wtedy na powiązanym z nim planem przechodnim powstaje ścieżka którą można wydostać się i dostać do Krynnu. Oczywiście łatwiej wyjść niż do niego wejść, bo stamtąd widać na niebie Krynnu który księżyc akurat ma pełnię. Ja nie wiem za bardzo…- stwierdziła rogata wpatrując się w pergamin.-... jak tam się dostać, tak jak nie wiem po co potem udali się na najniższą warstwę Piekła. I co tam robili… ale nie wierzę, że Asmodeusz nie wiedział o ich działaniach. Być może nawet im przeszkodził… cokolwiek tam planowali.
- No… jeśli starają się przeciwstawić zniszczeniu światów, to jest szansa, że Arcydiabeł mógł być nawet chętny pomóc. Chaosu nie da się kontrolować, a takie siły jak on przede wszystkim się tym interesują - Imra przesunęła do siebie pergamin aby samej spojrzeć co tam było na nim napisane.
- Asmoduesz to za wysokie progi dla was i dla poprzedniej ekipy Destiny też, ale… znam paru biurokratów o pozycji wystarczająco niskiej w hierarchii, by udzielili wam audiencji. W razie czego - wtrąciła Tanegris i upiła łyka ze swojej szklanki.
Na te słowa Imra zrobiła bardzo dziwną minę. Zmemlała w ustach kilka przekleństw uzyskując kilka niesprecyzowanych dźwięków w ten sposób.
- Zawsze się przyda. Ile za to?
- To zależy od tego, co chciałabyś załatwić. - odparła diabliczka w zamyśleniu bawiąc się szklanką. - I głównie musiałabyś zapłacić samemu kontaktowi. Piekło ma tę “cudowną” zaletę, że nie tylko korumpuje innych, ale samo jest mocno skorumpowane… każdego tam można przekupić.
- Tak, tak. Żadna nowość. Nie chcę jednak mieć u ciebie żadnych długów ani przysług abyś później próbowała to wykorzystać - półelfka spojrzała znacząco na diablęcie.
- Konsultacje są za darmo.- odparła w odpowiedzi Marai muskając kciukiem dolną wargę w zamyśleniu.- Jeśli będę wiedziała po co właściwie planujesz zaczepiać szychy w Dziewięciu Piekłach, to będę mogła ocenić, kogo powinnam podrapać za uszkiem by ci to umożliwić. I ile to będzie kosztowało mnie i jaką prowizję doliczyć.
- Chodziło mi o dowiedzenie się co ta cała poprzednia załoga robiła w piekłach. Obsesji może nie mam, ale jeśli prawdą jest, że jednemu z nich jakiś kult zniszczył świat, to chyba warto się tym zainteresować… Szkoda stracić własny - Imra odłożyła papier na bok.
- Ja wędruję po światach. Nie mam własnego… niemniej dochodzimy dochodzimy do ostatnich zapisków… zdobyli w Sigil mapę prowadzącą do osady Pozyskiwaczy w Acheronie i prawdopodobnie Uu’gultu tam właśnie się udał. Ta informacja jest najświeższa, uzyskałam ją zaledwie dwa dni temu.- odparła rogata spoglądając na ostatni pergamin.- I to wszystko.
Mmho uważnie słuchała, nie wyglądało na to, że ma zamiar się odezwać w sprawach o których mówiono.
Kvaser westchnął po raz któryś ciężko. Nie podobało się mu do końca to co słyszy. Lubił gdy rzeczy dzieją się szybko, stąd nagła eksplozja o apokaliptycznej skali, szturm mechanicznych stworzeń i pojawianie się rogatej nie zrobiło na nim dużego wrażenia, to jednak informacje… Nie zawsze było bezpiecznie zbyt dużo wiedzieć. Nie z tego powodu, że inni coś nam zrobią. Samemu połknie się haczyk jak dorodna ryba.
- Dużo podobnego wywiadu, w tej sprawie wykonałaś dla załogi wcześniej?
- Kilka razy zdobywałam dla nich informacje. Niekoniecznie dotyczące Uu’gultu. Ot, takie bardziej trywialne sprawy. Gdzie szukać informacji na temat zaginionych bram w Sigil. I specjalistów od różnych przepowiedni i światów.- wzruszyła ramionami rogata.

- Czy wiesz może - Harran zmienił temat - w jaki sposób załoga chciała wykorzystać tę figurę? - spytał, wskazując na siedzący przy stole kamienny posąg.
- Nie bardzo…- machnęła ręką diabliczka, ale za to wtrącił się sam Statek. - To miało być moje drugie ciało, które pozwalałoby mi podróżować z drużyną. Dzięki czemu mieli by mnie pod ręką cały czas i mogli wezwać moją formę statku do drużyny. A że na wzorzec wybrano kamiennego golema, to byłbym także wsparciem na miejscu zanim moje ciało-okręt by tam dotarło.
- Taaa… Gnościk miał zawsze szalone pomysły.- stwierdziła z ironicznym uśmiechem Marai machając ogonem na boki jak zadowolony kot. I zwróciła uwagę na milczącą dotąd półorczycę.- Nie nudzimy cię za bardzo? Ja mogę odpowiedzieć także na pytania nie związane z tym stateczkiem. Zresztą… niewiele więcej mam do powiedzenia w kwestii Destiny. Nie byłam częścią załogi, a Radogast… dbał o dyskrecję. Jego wrogowie, kimkolwiek byli, musieli być potężni.-
- Możesz nam scharakteryzować załogę - niziołek jak gdyby nigdy nic wtrącił się - w miarę dokładnie, czym się zajmowali, kto był kto, liczebność. Dobrze byłoby wiedzieć ile nam do nich brakuje względem sił i ich rozłożenia w załodze.
- Jeśli wyobrazisz sobie Statek jako żywą istotę to załoga była jego organami. Gnościk, gnomi czarodziej był inteligencją. Robił za mechanika na tym statku. On go zaprojektował wraz z Architektem… on go zbudował i ciągle ulepszał. Radogast był wolą… i kapitanem, ten ludzki paladyn albo były ludzki paladyn zajmował się planowaniem zadań i misji. To on głównie zlecał mi te poszukiwania. Potem było serce statku trzymające ich w kupie… śliczna jak gwiazdka… Azuriel, opiekunka od serca i kapłana Sune… bogini miłości i pożądania. Gdybyście ją zobaczyli. Jej piękno i charakter… padano przed nią na kolana. Prawdziwe wcielenie swojej Pani… eeehm… to znaczy… kto następny…- zmieszała się rogata. Po czym dodała.- Powiedzmy że Azuriel robiła olbrzymie wrażenie na każdym. No to czas na mięśnie statku. Crombar… barbarzyńca nie wiem skąd. Radogast twierdził, że znaleźli go w jakiejś karczmie na końcu świata, pijanego w sztok i pośrodku porąbanych na kawałki łupieżców umysłów i umbrowych kolosów. I ja mu wierzę. Crombar był swój chłop, lubił wypić i przyłożyć. Nie był głupi, tylko miał bardzo trzeźwe i proste podejście do życia. Pił co się dało i bił tych których mu towarzysze kazali mu sprać. Następnie był Imvyr, któremu Radogast wyrządził największą zbrodnię…. uratował mu życie. Kto by pomyślał że drowy rozumieją pojęcie wdzięczności… i go nienawidzą. W każdym razie Imvyr je rozumiał i dołączył do załogi jako zmysły statku, bo był po części łotrzykiem, po części tropicielem, po części skrytobójcą. A w pełni paranoikiem. Nic dziwnego że się tak z paladynem dogadywali. Maquil...eee… ten tego.. nie wiem.- wzruszyła ramionami rogata.- … dołączył do załogi niedawno. Widziałam go parę razy, nie rozmawiałam ani razu. Maquil był nieludziem i wstydził się swojego wyglądu, bo przez większość czasu chodził opatulony płaszczem.
- Dziękuję - niziołek powiedział głośno kiwając zdecydowanie głową, koszula bliższa ciału, a te informacje na najbliższą przyszłość uważał za cenniejsze niż o zagładach światów. Na to przyjdzie czas.
- Nie nudzicie - odpowiedziała pół-orczyca - tylko, wiele z tego co mówicie, jest niezbyt dla mnie jasne. Nigdy nie spotkałam się z nazwą illithid, choć brzmi paskudnie. Czyli, zostaliśmy wybrani by kontynuować misję ratowania światów przed zagładą? A ci illithidzi to nasi główni wrogowie? - zapytała.
- Mają macki zamiast pysków i zjadają mózgi swoich ofiar na żywo. Ponoć pokazują swoim ofiarom jak smakuje to co mają w czaszkach.- wzdrygnęła się na samą myśl rogata. I dodała z kwaśnym uśmiechem.- Nie wiem czy miałaś okazję spotkać wampira, ale jeśli tak to wiedz że illithid to taka krzyżówka wampira z ośmiornicą. Ale z tego co wiem to Uu’gultu ma innego pana. Ten statek przejął beholder.
- Tylko macki brzmią dobrze - zielonoskóra mrugnęła okiem do bardki, najwyraźniej żartując sobie. - Czy wiesz jakie siły ma ten statek? Jeśli to oni napadli na Destiny to mogą być w posiadaniu czegoś istotnego dla poprzedniej załogi - tym razem zmieniła ton na poważny.
- Nie wiem… na pewno mają trochę ludzkich niewolników o umysłach przetrzepanych dominacją, bo jest to sztuczka z której i łupieżcy umysłów i beholdery korzystają często.- odparła diabliczka hipnotyzująco wodząc uniesionym ogonem jakby była to jedna z owych macek.- Wiem że do swoich negocjacji władca Uu’gultu najczęściej wysyła ludzkiego barda o imieniu Rasamandys.
- Łupieżcy i latające oko - Kvaser energicznie poprawił swoje miejsce na siedzeniu - kiedyś wykurzaliśmy jednego łupieżcę, to czułem, się jakbym szturmował twierdzę licza, tylko lepiej pachniało - zaśmiał się cicho lecz dziwnie basowo na te wspomnienie - a w jakich sprawach ten władza Uu’gultum - słowa niziołka lekko zwolniły gdy wymawiał obco brzmiące słowo - zwykł negocjować?
-Tego nie miałam okazji ustalić. Za dużo bym ryzykowała, a Radogast nie chciał, aby beholder wiedział, że jest tropiony.- odparła merdająca ogonem Marai.
Mmho wodziła wzrokiem za ogonem diabliczki.
- Mają jakieś słabe punkty? - zapytała, skupiając w końcu wzrok na czymś innym. W tym wypadku jej biuście.
Albo to było wyuczone, albo naturalne ze strony negocjatorki. Niemniej wychwyciwszy spojrzenie półorczycy, pochyliła się lekko ku stołowi, by bardziej ten biust wyeksponować.
- Nie mają jakichś szczególnych słabości, niemniej wystarczy parę mocnych ciosów mieczem żeby takiego zabić. Problem są zaś ich mocne strony; lewitacja, mieszanie w głowie, naturalna zdolność do zmiany planów i wrodzone tchórzostwo.- stwierdziła ironicznie. - Łupieżcy umysłów bardzo cenią swoją skórę i wystarczy lekki łomot, by dali dyla… zabezpieczyć należy się przed zauroczeniem i mieszaniem w mózgu, jeśli planujecie z nimi się potykać na polu walki.
- Jakieś konkretne przedmioty? - zapytała Mmho, z lekkim uśmiechem odrywając wzrok od piersi i patrząc Marai w oczy.
- Czuję w powietrzu chędożenie - niziołek skomentował z kwaśnym uśmiechem wypijając duszkiem resztkę alkoholu na dnie - nie po raz pierwszy dziś zresztą - wytarł usta ręką, chociaż bardziej chyba wycierał uśmiech z twarzy - to z czym walczyłem, było biegłe również w zwykłej magii. Obiło się mi o uszy, iż to raczej częste u nich.
- Czyli mamy rozumieć, że illithidzi zawarli jakiś sojusz z tym beholderem? Nie wydaje mi się, żeby normalne było dla nich współpracować - Wędrowiec zadowolił się komentarzem Kvasera na temat zalotów.
- Magii i psionice…- machnęła ręką diabliczka i dodała skupiając na moment spojrzenie na Bezimiennym.-... to nie sojusz. Uu’gultu to statek renegacki. Beholder napadł na niego, część załogi zabił, resztę zdominował. Wiesz… one … te beholdery neutralizują magię swoim wielkim okiem. I co z tego że taki łupieźca umysłu jest potężnym magiem, skoro jego czary… ulotniły się?
Po czym spojrzała wprost na Mmho i dodała wzruszając ramionami.- Konkretnych przedmiotów nie bardzo mogę wskazać, za to jeśli spotkamy się w Sigil, mogę was oprowadzić po sklepach.
- Interesujące, w jaki sposób ich zdominował, spojrzenie tego oka zdezaktywowało by czar. No chyba że trzyma je zamknięte w ich obecności, a to już można wykorzystać - Wędrowiec szybko przeanalizował informację od negocjatorki - Ale to jest temat do poruszenia później, obecnie powinniśmy skupić się na doprowadzeniu Destiny do pełnej sprawności.
Marai poprawiła okulary na nosie i dodała.- Nie wiem jak ich zdominował, ani jak zdobył statek. Nie znam się za bardzo na magicznych potworach. Nie traktuj te części wypowiedzi jako pewnika. Jedynym pewnym faktem jest to, że beholder przejął statek łupieżców i zwiał z nim. Ktoś potem ten okręt przerobił na tyle, by mógł on gładko przeskakiwać z jednego planu egzystencji na drugi.
- Trzeba wybrać kapitana - niziołek stwierdził bardziej do siebie - Statku, są jakieś wymogi tej procedury?
- Co to jest ten beholder? - zapytała Mmho.
- Kapitana wybiera załoga.- rzekł Destiny, a diabliczka zadumała się pocierając kciukiem dolną wargę i tłumacząc.- Latająca kula z oczami, jednym wielkim w środku tuż nad paszczą i kilkoma na takich szypułkach. Z każdego z nich wylatuje promień magii o różnych efektem. Są całkiem duże i bardzo, bardzo, bardzo niebezpieczne.
Mmho uniosła wysoko brwi. Nie słyszała nigdy o takich istotach, do dziś.
- Ciekawe. Przed nimi też można się chronić jakimiś sztuczkami? - zapytała, chociaż wątpiła w to, biorąc pod uwagę to za jak bardzo niebezpieczne uznała je diabliczka. Przeniosła spojrzenie na niziołka (chociaż był znacznie mniej urodziwy). - Proponuję demokratyczne głosowanie trzy dni z rzędu, codziennie rano. Jeśli trzy razy wybierzemy tą samą osobę, zostanie kapitanem na stałe.
- Proponujesz albo paraliż decyzyjny, albo plebiscyt popularności. W każdej chwili można kapitana odwołać czy powiesić, wedle preferencji - wyrazem twarzy dał znać, iż jest to żart utrzymany w czarnym humorze - trzeba nam skuteczności. Wybieramy teraz, jak się nie sprawdzi, trudno. Dowodzący nie może każdego dnia patrzeć czy robi coś, co spodoba się następnego poranka. Niepopularne decyzje mają to do siebie, że docenia się je dopiero po tygodniach czy latach - ton głosu Kvasera był odrobinę inny, jakby przebłyskiwało w nim doświadczenie działania w zorganizowanych grupach wojskowych.
- Nie znamy się, proponuję nie plebiscyt a danie wszystkim czasu na podjęcie decyzji w niepochopny sposób. Kapitanowi powierzymy nie raz swoje życie, musimy mu przede wszystkim ufać - odpowiedziała mu Mmho.
- Parę godzin znajomości nie bardzo daje szanse na poznanie kogokolwiek na tyle, by powierzyć mu i nasze życie, i los statku - stwierdził Harran. - Poprzednia załoga z pewnością znała się dłużej. - To ostatnie zdanie było wypowiedziane niezbyt serio.
- Hm, a jednak zrobiliśmy już jedno i drugie - Wędrowiec uśmiechnął się, ale oczywiście nie było tego widać pod przyłbicą hełmu - Statek potrzebuje kapitana, więc nie ma sensu odkładać decyzji. Jeśli osoba wybrana teraz nie będzie sobie radzić, zakładam, że będzie miała dość rozsądku by samemu ustąpić… - w jego głosie słychać było, że inne sposoby zmiany kapitana też wchodzą w grę.
- Możemy już nie mieć szansy na zmianę po tym, jak kapitan podejmie błędną decyzję - uśmiechnął się Harran. - Statku, jak wygląda procedura zmiany kapitana?
- Zmiany? Nigdy nie było zmiany kapitana. Nie ma takiej procedury.- zakłopotał się Statek.- Okręt powinien mieć kapitana. Załoga go powinna mieć.
- To tylko prosty umysł. Nie oczekujcie po nim wiele. Nie ma czegoś takiego jak sformalizowana procedura obrania kapitana, nie ma też procedury zmiany… po prostu Destiny zaakceptuje decyzje swojej załogi.- rogata pogłaskała czule po blacie stołu.
- Nie jestem statkiem, mi kapitan nie jest, nie był i nie będzie potrzebny, ale skoro statkowi jest niezbędny do szczęścia... - powiedział zaklinacz.
- Czyli jesteś wolną duszą… a co gdybyś to ty wydawał takie rozkazy? - zapytała się milcząca dość długo Imra.
- To wydawałbym je statkowi, by ocalić nas wszystkich - odparł. - Wszystko i tak zależałoby od sytuacji.
- Ta opcja nie jest obecnie dostępna. Polecenia wydawane mi muszą być precyzyjne.- wtrącił Destyni.
- Harran nie - Kvaser powiedział dziwnie twardym głosem, lecz jego pozycja na krześle, tak jak cały czas, mimo, iż często zmieniana, była luźna, niemal rozłożysta - jakby ktoś był rąbnięty aby mnie zapytać, to też nie - uśmiechnął się szczerze.
- Bezimienny - powiedziała Mmho, co mogło brzmieć tylko jak oddanie swojego głosu.
- A dlaczego nie ty? - Zaklinacz spojrzał na przedmówczynię.
Pół-orczyca przeklęła w duchu. Wolałaby teraz chędożyć piękną Marai, niż wymyślać odpowiedź na to pytanie. Poczuła, się trochę, jak u siebie…
- Bo, to dobry kandydat - odpowiedziała krótko.
- Imra - Kvaser postanowił rzucić swoją propozycję - nasz przyjaciel Wędrowiec jest drugi na mej liście. Niestety… - spojrzał na Wędrowca bez wrogości - ...jesteś trochę zbyt zimny - powiedział pogodnie. Uważał, i nie bał się mówić o takich rzeczach do towarzyszy w twarz.
- Ja.- wtrąciła Marai unosząc dłoń.- Jako że jako jedyna widziałam kapitana przy pracy, no i wy musicie chyba lepiej się poznać. Ja mogę tymczasowo zastąpić wam kapitana… jeśli chcecie.
- Uznam to za dobry żart - niziołek burknął uśmiechnięty - Statek wybrał z jakiegoś powodu nas, nie ciebie. Zresztą - zaśmiał się znowu - masz tupet.
- Wiecie, jak juz tak skaczemy i wyrywamy się do bycia lub nie bycia kapitanem, to chyba pójdę po Vaalę. Ma też prawo do swojego głosu - mówiąc to Imra wstała od stołu...
- Tym… cza… so… wo.- stwierdziła diabliczka podkreślając ruchem palca i ogona każde słowo.- Skoro bowiem tak trudno wam ustalić kim ma być kapitan, to warto byście zobaczyli na czym polega ta praca i jakie to są obowiązki. Nie interesuje mnie stała fucha… ale to tylko moja propozycja.
- Statku, poproś tu Vaalę - powiedział zaklinacz. - Imro, poczekaj...
- Już to robię.- odparł Statek i po chwili odparł.- Panienka Vaala powiedziała, że zaraz przyjdzie.
- A rzesz… zapominam, że tak też można się kontaktować - mruknęła półelfka opadając ciężko na krzesło.
- O ile o sobie wiemy niewiele, to o tobie nic, czego sama nie powiedziałaś - powiedział do Marai Wędrowiec, ucinając temat - Imra ma moje poparcie.
- Powinniśmy zorganizować wieczorek zapoznawczy w jadalni.- odparła z uśmiechem rogata i dodała wesoło.- Nie mam nic do ukrycia. Można mnie pytać o wszystko.
- Jak na kogoś kto handluje informacjami, tanio sprzedajesz wszystko - niziołek stwierdził do rogatej z dziwną pogodą ducha - albo też na stole jest coś dla ciebie cennego. Na wieczorki przyjdzie czas - stwierdził patrząc gdzieś w dal, zamyślony.
- Pamiętaj o zasadzie darmowych próbek, no i…- zatrzepotała zalotnie rzęsami do niziołka.-... te stworki z którymi walczyliście. Informacja o tak unikalnych potworkach też ma swoją wartość.
- Jeśli nie Mmho, to Wędrowiec - powiedział zaklinacz.
- Wystarczy tego gadulstwa. Jedno imię, każdy - poprosiła Mmho, najwyraźniej już zniecierpliwiona przedłużeniem tematu.
- Co jest? - W drzwiach zjawiła się w końcu Vaala... mając na sobie tylko kuchenny fartuszek. Z przodu co prawda zasłaniał co trzeba, ale tylko ślepiec by nie zauważył iż pod nim nie miała(chyba?) niczego.
- Wybieramy kapitana statku - powiedział Harran. - Na kogo zagłosujesz?
- Wódz sta-tek? - Powiedziała Druidka, zakładając rękę na rękę i opierając się ramieniem o framugę drzwi, przyciągając uwagę rogatej i przyspieszając ruchy jej ogona na boki.
- Tak - odpowiedział Wędrowiec.
Vaala omiotła spojrzeniem całe towarzystwo, w sumie nie zatrzymując dłużej wzroku na nikim…
- Mmho - Powiedziała.
- No dobrze. Dwa na Mmho... - zaczęła podsumowywać Imra.
- Zagłosuj na siebie. - wtrąciła Tanegris cicho.- Mam wrażenie, że tak będzie najlepiej dla waszej drużyny.
Imra spojrzała na diabelstwo zastukała palcami o stół i przeniosła spojrzenie na Mmho.
- Mmho, pozwolisz na chwilę? - zapytałą wstając od stołu.
Zielonoskóra skinęła głową i również wstała od stołu. Nie czekając na zaproszenie, ruszyła w stronę wyjścia by zostać z pół-elfka sam na sam. *

***
- O co chodzi? - zapytała Imrę, tuż za drzwiami.
- Statku, nie podsłuchuj proszę. Albo przynajmniej nic im nie mów - Imra zaczęła najpierw do najbardziej rażącego podsłuchiwacza w całej załodze. - Słuchaj, Ewidentnie mamy tu remis. Proste pytanie, czy w ogóle chcesz mówić tej bandzie facetów bez jaj co mają robić?
- Nie informować. Zrozumiałem.- odparł Statek.
- Mmho była żoną wodza. Jest matką króla. Dobrze wiem, co to znaczy kapitan. To brzemię, wobec którego nigdy nie będę się cieszyć gdy padnie moje imię - odpowiedziała Mmho. - Będę im mówić co mają robić tylko wtedy, gdy uznają brak lepszego kandydata, chowając niezadowolenie w kieszeń. W tej sytuacji, decyzja należy do ciebie. Czy czujesz się wystarczająco silna i mądra by temu sprostać? - zapytała całkiem poważnie.
Imra milczała chwilę.
- Najchętniej bym podzieliła władzę, ale to nigdy nie wychodzi, a ja wiem, że Harran nie będzie zbyt chętny mnie słuchać...
- Kapitan jest potrzebny Statkowi… nie załodze. To ja będę słuchał kapitana.- wtrącił Destiny. - Załoga nie musi.
Półelfka nie powstrzymała odruchu aby nie szukać źródła głosu. W końcu westchnęła.
- No cóż, to nieco ułatwia sprawę. No dobrze. Już wiem na kogo postawię swój głos. Wracajmy.
 
Asderuki jest offline  
Stary 13-08-2020, 19:00   #54
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Bezimienny - powiedziała półelfka na wejściu do sali narad. - Wystarczająco dużo osób było chętnych.
Mmho spojrzała na Harrana.
- Statek twierdzi, że kapitan jest potrzebny do wydawania poleceń jemu samemu. Załoga może działać bez wodza.
- To było jasne od początku - odparł. - W każdym razie dla mnie. Ale podział głosów nie rozwiązuje problemu.
- Został jeszcze mój głos.- wtrąciła Tanegris z lisim uśmieszkiem.
- Nie należysz do załogi - uciął Wędrowiec - Sama to powtarzałaś.
- Ranisz moje serduszko mój drogi.- westchnęła smutno Marai i dodała poważniej.- Wolicie nierozwiązany węzeł niż przecięcie problemu? A może…-
Sięgnęła po talię kart ukrytą gdzieś w fałdach szaty.-... pozwolicie fortunie zadecydować?
- Kvaser, Harran? Wy macie decyzję, nie wskazaliście tylko jednej osoby - automaton zignorował diablę.
- Mmho - powiedział Harran.
- Zdajesz sobie sprawę, że ani ona ani ja nie mamy w zasadzie doświadczenia z takimi konstruktami jak Destiny? Bezimienny jako jedyny ma jakąkolwiek na ich temat wiedzę - kobieta spojrzała na zaklinacza w szczerym niezrozumieniu. Mogła to przewidzieć w zasadzie. Nie będzie potrafić zrozumieć kogoś kto nie podąża za rozsądkiem tylko za kaprysem.
- Oczywiście, że nie macie doświadczenia - odparł. - Ale jestem pewien, że Mmho da sobie radę. A po drodze do najbliższego portu zorientuje się, do czego statek jest zdolny, jakie ma zalety i wady.
- Przyznaj się, chcesz aby na ciebie popatrzyła tak samo jak spojrzała na kózkę - Imra wyszczerzyłą się uważając że powiedziała całkiem niezły żart.
Zielonoskóra spojrzała na Harrana, a po tym na kózkę… w jej opinii jeśli chodzi o walory estetyczne, nie było co porównywać. Jej wzrok padł na stojącą w progu Vaalę. Wtedy też sięgnęła po swój kieliszek. Było co zapić.
- Dziękuję Harranie - zwróciła się do mężczyzny. - Myślę, że Kvaser już podjął decyzję.

Vaala nie wiedziała, na co jeszcze ma tu być potrzebna, wzruszyła więc ramionami, "odklejając" się od framugi.
- Wracam do paleniska, tam sprzątać. Wszystkie alchemiczne badziewia wyrzucam - Powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie, i ruszyła na powrót do kuchni...przy okazji prezentując wszystkim swój nagi tyłek.
- Uch, może nie wyrzucaj wszystkich..? - Imra rzuciła tylko za druidką nieopatrznie kierując spojrzenie i w dół. Pokręciła głową niedowierzając zachowaniu dziewczyny.
- Lepiej by alchemicznym badziewiem zajął się jakiś znawca tej sztuki. Gnościk dbał o wyposażenie swoich pracowni. Więc jest sporo warte. - wtrąciła mimochodem “koza”.

- Imra - niziołek powtórzył to co mówił wcześniej z delikatną irytacją w głosie.
- Na razie leżą w korytarzu - Rzuciła na odchodne Vaala.
- Nie chce zarządzać statkiem więc możesz wybrać kogoś innego - półelfka westchnęła.
Kvaser uśmiechnął się krzywo.
- Nie widzę aby ktokolwiek tutaj rwał się do tej roboty - stwierdził z nutą goryczy.
- Mmho nie leży i nie zależy na byciu kapitanem, przyjmie to tylko jeśli będziecie chcieć. Imra nie chce. A Wędrowiec nic nie mówi - pół-orczyca z ciekawością spojrzała na Bezimiennego.
Ten zaś przechylił delikatnie głowę w dziwnym geście.
- Swoje zdanie już wyraziłem. Jak było powiedziane, mówimy tu o funkcji kierującego statkiem, a nie przywódcy załogi. Kapitan to tutaj nie do końca precyzyjne określenie. Jeśli jednak zarówno Mmho, jak i Imra nie są tym zainteresowane, a obie wybrały mnie - powiedział to tak, jakby sam się temu dziwił - to ja nie odmówię, jeśli i wy się na to zgodzicie - spojrzał na Harrana i Kvasera.
- Jesteś tak samo zniszczony jak ja, Wędrowcze - Kvaser spojrzał na niego poważnie - tylko od drugiego bieguna. Za dużo własnych demonów - stwierdził bez oskarżycielskiego tonu.
Słowa Kvasera z jakiegoś powodu bardzo rozbawiły Imrę. Przez moment nie mogła się opanować rechocząc cicho.
- No dobrze przerwę ten impas. Zagłosuję na siebie dając sobie najwięcej głosów. Znaczy wygrałam. Statku! Jako twoja kapitan mówię ci abyś się słuchał Wędrowca i to on będzie twoim kapitanem.
- Bezimienny kapitanem, zrozumiałem… utrzymuję kurs na Rigus. Powiadomię jakby pojawiły się jakieś zagrożenia w polu moich zmysłów kapitanie.- Destiny gładko przyjął decyzję półelfki.
A rogata negocjatorka dolała alkohol do kieliszków całkowicie opróżniając butelczynę i stwierdziła.- Skoro poważne rozmowy mamy za sobą, to pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Co planujecie w ogóle zrobić z całą tą sytuacją?
Niziołek energicznie zeskoczył z krzesła, zabierając oręż, i typowym dla siebie, gniewnym krokiem wyszedł z sali.
- Idę się trochę wkurwić - stwierdził trzaskając drzwiami, nie wiadomo czy ze złości czy też z nawyku.
- Zdrowie kapitana. - Harran opróżnił kieliszek. - Dobrze, że te wybory się wreszcie skończyły - dodał, po czym odstawił kieliszek na stół. - Gdyby ktoś coś ode mnie potrzebował, to statek mnie znajdzie - powiedział. - Przy jakiejś okazji wpadnij - dodał, kierując te słowa do Wędrowca - bo mam kilka ciekawych rzeczy. Może da się wymyślić, co z nimi zrobić - dodał, po czym poszedł w ślady niziołka, tyle że nie trzaskał drzwiami.
Mmho zaśmiała się, rozbawiona i jednocześnie zadowolona z postąpienia Imry. Pół-smoczyca zdecydowanie bardziej pasowało do niej niż pół-elfka. Zielonoskóra została przy stole, dopijając swój alkohol.
- Jak to co? Najpierw mamy zamiar naprawić statek - zaczęła - ale to już wiesz. Nikt do tej pory nie uskarżał się, że chce znaleźć drogę do domu, wobec czego zapewne podążymy za jego przeznaczeniem.
Wędrowiec był najpierw zaskoczony, potem rozbawiony tym, jak zostali rozegrani przez Imrę - miał już pewność, że kobieta nie pozwoli mówić sobie, co ma robić. Fakt zostania kapitanem, czy może bardziej sternikiem czy nawet obsługującym statek, skwitował jedynie skinieniem głowy. Zaś po reakcji Kvasera tylko westchnął - chyba niziołek nie lubił porażek. Harran też się gdzieś śpieszył, automaton zdążył jedynie kiwnąć głową, przyjmując zaproszenie.
- Cóż… ja zawsze uważałam, że Radogast nie miał talentu do wykorzystywania sytuacji. Był zafiksowany tylko na znalezieniu winnych zniszczenia jego rodzinnego świata. Nie przyszło mu do głowy, że posiadanie okrętu przeskakującego między światami to świetna okazja do zarobku na boku.- wyjaśniła z uśmiechem Tanegris wzruszając ramionami. - Szlachetnymi intencjami nie zapełnisz brzucha.
- Ano nie - Imra nie skomentowała zachowania dwójki jaka właśnie opuściła pomieszczenie. - A ja potrzebuję dużo pieniędzy. Słyszałaś może o jakimś zleceniu? Przyda się i na naprawę statku.
- Nie. Ale skoro lecimy do Rigus, to mogę poszukać na miejscu. Rigus to miasto najemników. Bo choć na Acheronie toczy się wiele wojen, to niespecjalnie nadaje się do podboju. A z trzech najważniejszych frakcji na sześcianach, dwie nie rekrutują najemników a trzecia tutaj w sumie nie walczy.- zaśmiała się diabliczka i potarła w zamyśleniu kciukiem po dolnej wardze.- Natomiast w samym Rigus działają różnego rodzaju naganiacze do różnych armii… najwięcej tych którzy chcą wciągnąć naiwniaków w Wojnę Krwi. Ale nie tylko… więc znalazłabym wam parę fuch na miejscu.
Imra ponownie zmierzyła spojrzeniem diabelstwo. Uśmiechnęła się.
- Jak chcesz zostać dłużej to myślę, że możesz też pomóc w ogarnianiu bałaganu. Co ty na to? Właśnie nam się kajuta zwolniła.
- Mam kilka dób zanim dotrzemy do Rigus.- odparła z czarującym uśmiechem rogata.- A potem się zobaczy.
- A właśnie co robimy z Ambrosem? -dopytała Imra.
Automaton położył na stole łuk półelfa.
- Wskrzeszenie przy obecnych zasobach raczej nie wchodzi w grę, nie wiem, czy byłoby wykonalne. Ciało proponuję spalić - to chyba dość uniwersalny sposób pochówku. Z dobytku zostało niewiele: pierścień, opaska, łuk. Ten ostatni domaga się znalezienia nowego właściciela. - spojrzał na Imrę i Mmho
- Skoro jesteśmy w światach poza światem… rozsypcie jego prochy na niebiańskiej polanie. - odezwał się sam łuk, a diabliczka dodała wyjaśniając.- Jeśli zamierzacie go wskrzesić to potrzebne jest jak najbardziej nienaruszone ciało i najlepiej zrobić to w przeciągu siedmiu do dziesięciu dni od zgonu. Potem dusza jest już zwykle osądzona i sprawa wskrzeszenia staje się bardziej skomplikowana i kosztowna.
- Tego warunku już nie spełnimy, z ciała niewiele zostało - odparł automaton - Więc spalenie i wizyta w wyższych planach - podsumował - Łuk preferuje elfią krew, a jest dość potężną bronią, wystrzelone z niego strzały stają się mordercze, jeśli przysięgnie się zabić cel.
- Do wyboru macie Arboreę gdzie idą zmarłe elfy, albo Celestię…- diabliczka wskazała palcem oba miejsca na jednej z map które położyła wcześniej na stole.-... plan większego dobra. Osobiście wolałabym Celestię… srebrzyste morze poświęconej wody robi za świetne tło dla takiej ceremonii.
- Nie sprzątnęliśmy jeszcze całego statku, może poprzednia załoga miała fundusze na ewentualne remonty, które nie zostały skradzione? - zapytała Mmho. - To wykluczyłoby konieczność działania jako najemnicy dla zarobku. Kajuta po elfie ma dziurę z tego co mówił Statek, nie zaliczałabym jej do wolnych. Cokolwiek bym o nim nie myślała, powinniśmy oddać jego ciału honory.
- Ambros nie zdecydował sobie wybrać kajuty. Medytować musiał na dolnym pokładzie, przy maszynowni… bo tam jest dziura i tam było jego ciało.- wyjaśnił uprzejmie Destiny.
- Nie wiem czy mieli. Wiele rzeczy przy statku robił Gnościk, więc jeśli były jakieś fundusze to właśnie w jego kajucie.- odparła diabliczka odwdzięczając się półorczycy za wcześniejsze spozieranie, bezczelnym zerkaniem na jej biust.
- Ekonomia… nigdy tego nie lubiłam, a jakie to ważne - westchnęła ciężko Imra, która chwilę wczesniej skrzywiła się na samą myśl o niebiańskich planach.
- Bezimienny, czy zajmiesz się ciałem? - zapytała Mmho, która najwyraźniej chciała zakończyć temat przypisując komuś zajęcie się nim, padło na nowego kapitana, głównie dlatego, że to on ciało to odnalazł. - To źle, że wszyscy się rozeszli - mruknęła Mmho, zaglądając do pustego kieliszka - dowiedzenie się, jakie kto ma oczekiwania, pozwoliłoby łatwiej obrać wspólne cele. Póki co, musimy się trzymać po prostu naprawy statku. Imra chciałaby zarobić, a ty? - zwróciła się po raz kolejny do Wędrowca.
- Możliwe, że i żadnych oczekiwań nie mają - skwitował automaton - Zajmę się ciałem, może Harran pomoże mi jakimś czarem. Zgadzam się w kwestii zarobku i naprawy Destiny, to drugie powinno być priorytetem.
- Ciężko mieć jakieś oczekiwania kiedy ni stąd ni zowąd pojawiają się przed tobą drzwi i trafiasz do pokoju pełnych obcych ludzi. Podejrzewam, że z czasem znajdą. A ty Mmho masz coś co chcesz zrobić poza naprawą statku? - Imra dołączyła do tej wymiany zdań.
Pół-orczyca pokręciła głową na boki.
- Wino, piękne kobiety - mrugnęła okiem do "kozy" - nic więcej Mmho nie trzeba. Jestem spełnioną osobą. Chętnie będę walczyć w słusznej sprawie, w imię tych, którzy nie potrafią obronić się sami.
- Interesujące podejście…- uśmiechnęła się rogata.- … i ja je podzielam. Tym bardziej że ci walczący w służbie dobra zwykle nie próbują oszukiwać przy wypłacie.
Zadumała się przez chwilę.
- Rigus to jest miasto planarne i powiązane z Acheronem. Roboty dla najemników tam sporo, acz… trudno nazwać tamtejsze szychy dobrymi. Niemniej… popatrzę to może wam coś znajdę… a co do pięknych kobiet…
Tu diabliczka zerknęła na Imrę, przy okazji muskając delikatnie własny dekolt.- … trafiłaś w niezłe towarzystwo. Są też zamtuzy wojskowe w Rigus, ale z ich odwiedzinami bym uważała. Sukkuby tam się kryć mogą i podsuwać do podpisania rzeczy… pomiędzy jednym a drugim namiętnym splotem ciał.
- Rzeczy? - dopytała Mmho, zaraz po tym podążając za wzrokiem kozy i zerkając na Imrę.
- Kontrakty na duszę, lub pisma najmu na Wojnę Krwi. Pierwszaki się często na to nabierają, ale jak ktoś dłużej podróżował po Planach, wie że od tej wojenki lepiej się trzymać z daleka. - wyjaśniła Marai.
- Od każdej wojenki lepiej trzymać się z daleka - westchnął cicho Wędrowiec. Spojrzał jeszcze raz na leżący na stole łuk - Imra, Mmho, czy któraś z was chce przejąć broń Ambrosa? Domaga się nowego właściciela.
- To zależy… na wojnie dobrze się zarabia, tylko trzeba wiedzieć jak. A co wina, to mam jeszcze jedną butelkę Mmho, ale niestety za małą na tak liczne grono, jak to obecne. - odparła żartobliwie diabliczka, a sam łuk wtrącił. - No… niekoniecznie od razu… tego właściciela chcę. Na pewno jakiś się znajdzie prędzej czy później.
- Pokaż go. Oręż strzelecka to niekoniecznie moja specjalność, ale może będę w stanie go wycenić. Nikt nie powiedział, że nowemu właścicielowi musimy go ODDAWAĆ, nie? - półelfka sięgnęła do łuku aby mu się przyjrzeć. - Kózko, a ty jakieś aluzje próbujesz robić? Dawno cię nikt za rogi nie wytargał?
- To zależy od tego o jakim targaniu za rogi mówimy, a ciebie… ?- odgryzła się diabliczka, gdy półelfka oglądała wspaniałe dzieło sztuki łuczarstwa. Broń niewątpliwie pełną magii i tak jakby jej nieprzyjemnie ciążącą.
- A ty drogi Bezimienny… jakie są twoje plany i ambicje? - zwróciła się tymczasem Marai.
- Odzyskać to, co utraciłem - stwierdził lakonicznie automaton - I stworzyć własną historię.
- Tooo… bardzo… tajemnicze. - oceniła rogata i spojrzała na półelfkę. - Ty też masz takie enigmatyczne cele do zrealizowania?
- Mam znacznie prostsze. Chce wskrzesić swojego szefa. Aczkolwiek to co powiedziałaś mnie nieco zmartwiło. Z tego co słyszałam, nie potrzeba mieć całego ciała, a wystarczy tylko kawałek… i ma się miesiąc czasu… - Imra odłożyła łuk odsuwając go od siebie z niechęcią. Od razu poczuła ulgę.
- To nie broń dla mnie - dodała tylko.
Mmho kierowana ciekawością chwyciła łuk, by go obejrzeć.
- Gadający łuk, interesujące - powiedziała przy tym.
- Proste pragnienie. I drogie.- przyznała diabliczka dopijając swojego drinka, gdy Mmho miała podobne problemy co Imra. Broń jej ciążyła i była wyczerpująca w dotyku.
- Nikt tu nie jest mnie godny.- rozpaczał przy tym łuk.
Wędrowiec spojrzał zdziwiony na obie kobiety, a potem na broń.
- Chyba będę miał z tobą kłopot…-
- Zawsze mogę wam mentorować i uczyć was właściwej drogi, dopóki któreś nie stanie się godne używania mnie. - stwierdził pojednawczo łuk.
- Destiny, które z pomieszczeń jest najbardziej szczelne pod kątem akustyki? - automaton uznał, że nie chce wdawać się w kolejną dyskusję z łukiem.
- Maszynownia z moim sercem.- ocenił okręt.
- Może któraś z szafek? W sumie nie zdążyliśmy ich sprawdzić - Imra wywróciła oczami na komentarz łuku. Teraz była pewna dlaczego Ambros był jaki był.
- Na pewno są wyciszone. - ocenił Destiny, a łuk dodał.- No… to było do przewidzenia. Uparci uczniowie i spróchniałe drewno… wolą się złamać niż nagiąć.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Wila : 13-08-2020 o 19:05.
Wila jest offline  
Stary 14-08-2020, 19:42   #55
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Pokład Kvaser


Niziołkowi nawet nie było wstyd za swoją reakcję. Dawno już temu wyzbył się tego, akceptował, iż taki jest… a zrobił i tak wiele aby takie nagłe, emocjonalne fale nie ponosiły go zbyt często. Nie podobało się mu rozegranie sytuacji przez Imrę. Wędrowiec był dobrym kandydatem, lecz niziołek był przywiązany do pewnych norm i zwyczajów. Niestety kapitan to coś więcej niż sternik. Będą żyć na tym statku w jego władaniu i podróżować tam gdzie on powie i w sposób jaki on powie. To nie było byle co.
Na powietrzu wziął kilka oddechów i wyciągnął miecz. Trzeba było się poruszać.
Po kilku chwilach Kvaser skakał między dachami sterówki i pomieszczenia nawigacyjnego tnąc powietrze, zaskakując na dół i ćwicząc podstawowe manewry, młynki w powietrzu, skoki, przerzuty broni aby chwycić się czegoś, zmieniając dłoń. I śpiewał przy tym… coś. Bardziej nucił, nadają nieregularne tempo swojemu oddechowi, jakby to też była część treningu.

***

Do sali wszedł Kvaser głośno otwierając drzwi. Był lekko spocony i uśmiechnięty.
- No! Od razu lepiej - powiedział do zgromadzonych witając się spokojnym ruchem dłoni i zajął swoje poprzednie miejsce, odwieszając broń na ramieniu krzesła.
- Ominęło mnie coś ciekawego?
Niziołek zapytał pogodnie wiercąc się na krześle aby usiąść wygodnie.
- Łuk Ambrosa gada i koniecznie trzeba go zamknąć w szczelnym miejscu - mruknęłą Imra ciągle patrząc krzywo na kawałek drewna.
W tym momencie Mmho odłożyła łuk na stół.
- Ten łuk - niziołek bardziej stwierdził, niż zapytał, spoglądając po prostu na tę samą broń, na którą patrzy Imra - te, mały - zwrócił się do broni zaczepnie.
- Nie jestem mały. Jestem prawie tak du… no dobra. Czego chcesz.- burknął łuk.
Niziołek po prostu wstał i dotknął łuku biorąc go w dwie dłonie.
- Zaczniesz być mniej wkurwiającym przedmiotem albo cię złamię - delikatnie nagiął pod bok drzewo, bez wysiłku… choć sam czuł jak jego siły wypływały z niego. - widzisz mały, mnie łatwo wkurzyć. Nie chcę abyś mnie zirytował nie w tym momencie co trzeba - rzucił broń na stół jak lekki śmieć i wrócił na swoje miejsce .
- Jestem przedmiotem magicznym. Po pierwsze… trudniej mnie złamać niż zwykły łuk. A po drugie… jestem przedmiotem magicznym nie żywą istotą. Nie można mnie nastraszyć. Choćbyś nie wiem jak się starał. - westchnął głośno łuk.
- Nie wypełnisz swej misji zepsuty, pewnie jakąś masz - niziołek rzucił zrezygnowany.
- Już ją wypełniłem… tę główną. Pozostałe… cóż… nic nie poradzę na brak godnych mnie osób na tym okręcie.- odparł melancholicznie oręż.
- Zabierzcie to - Kvaser zaśmiał się w głos - ja z tym niszczeniem nie żartowałem.
- Co za dramatyzm. Cóż to za perełka musiała być z tego Ambrosa, że taki “szlachetny” łuk go wybrał - Imra pokręciłą głową. - No dobrze. Ja póki co pójdę chyba odpocząć. Na magicznych bambetlach się nie znam, targać za rogi nikogo dzisiaj nie będę. W kajucie pięknisi znalazłam jakąś fiolkę. Mogę ją dać do sprawdzenia - nie słysząc sprzeciwów półelfka opuściła salę.
- Zaniosę go później do maszynowni - zadeklarowała Mmho - niech tam leży póki nie postanowimy co z nim zrobić. Wiecie jaką może mieć wartość? Czy opłaca nam się go sprzedawać czy lepiej spalić go wraz z jego właścicielem?
- Magiczne inteligentne przedmioty zawsze mają sporą wartość.- oceniła Tanegris i zwróciła się do niziołka.- A jakie są twoje plany i zamierzenia na najbliższą przyszłość?
- Na najbliższą? Zjeść dobre ciasto i się wyspać - powiedział głośno o diablicy, po czym zwrócił się do Mmho - potrzebujemy pieniędzy, gadające przedmioty zazwyczaj są cokolwiek warte. Opchnie się go razem z resztą złomu - stwierdził wzruszając ramionami.
- Oby tylko nic nie mówił w czasie jak będziemy go sprzedawać, bo to bardzo marudny łuk - wyszczerzyła się w uśmiechu. - Marai miała bardziej na myśli twoje oczekiwania względem obecnej sytuacji, niż przyziemne napchanie brzucha.
- Wiem - uśmiechnął się - lubię się droczyć - stwierdził o raz kolejny zmieniając pozycję na krześle.
- Sami tajemniczy tu mężczyźni. - mruknęła diabliczka opierając podbródek na splecionych dłoniach.- Czyżby Harran też miał mhroczną i zagadkową przeszłość… o której nie chce mówić jak dwóch tu obecnych? Osobiście nigdy nie uważałam tajemniczości za afrodyzjak, a wy drogie panie?
Mmho wzruszyła tylko ramionami, z pewną obojętnością.
Kvaser wyszczerzył się wilczo.
- Ja chcę tylko zabić jednego boga - stwierdził trochę spokojniejszym i cichszym głosem niż zwykle, ale za to pełnym siły przekonania, jakby samo wspomnienie tej myśli go odprężało lub nadawało zastosowanie, cel i przyczynę jego umiejętnościom.
- Wszystko jedno którego, czy masz konkretny cel na myśli?- zapytała diabliczka, ani specjalnie zaskocznieona, ani przerażona… ot, jakby rozmawiali o trywialnych sprawach.
Niziołek po prostu paluchem wskazał swoje znamię na czole.
- To wiele tłumaczy… - stwierdziła rogata tajemniczo i wzruszyła ramionami.- … cóż, niełatwe to zadanie.
- Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo - Kvaser zaśmiał się lekko - tak jest ciekawiej.
- Czyli zemsta - podsumowała zielonoskóra.
- Jesteś handlarką informacjami - odezwał się Wędrowiec do Marai po chwili zastanowienia - Więc nie licz, że będę się nimi z tobą dzielił za darmo. Twojej historii i planów jeszcze nie poznaliśmy.
- Moje plany są takie same jak u Mmho. Wino, kobiety… mężczyźni, rozrywki…- odparła Tanegris uśmiechając się rozbrajająco. - Urodziłam się w uroczym miejscu zwanym Ribcage i uciekłam stamtąd jak tylko podrosłam, przenosząc się do Sigil. Po drodze było kilka miłości, kilka rozstań… ale przede wszystkim kolejne nawiązywane kontakty. I nie myl handlarki informacjami z plotkarką. Szukam zleconych mi informacji bądź źródeł do nich. Nie sprzedaję tych, które posiadam.
- Nie mylę - automaton się uśmiechnął - Jednak twoja ciekawość i ilość pytań są dość zaskakujące jak na tą sytuację. Nie minęły dwie godziny odkąd się tu pojawiłaś..
- Jestem bardką… bycie towarzyską to część fachu.- odparła wesoło diabliczka.
- Chociaż informacja o tym, że taki cud techniki i magii jest zamieszkany przez nową, mniej zazębioną ze sobą załogę byłay sporo warta - Kvaser stwierdził wesoło.
- Nie wspominając o szczegółach dotyczących jej członków - Wędrowiec wzruszył ramionami.
- Sami zaczęliśy przy niej rozmawiać o tych rzeczach - powiedziała Mmho - teraz pozostaje nam zamknąć ją w kajucie i przywiązywać do łóżka - Mmho uśmiechnęła się na tą myśl - albo żyć z tym jakoś. Możemy też zwerbować ją. Póki co, mamy kilka dni by to przemyśleć.
- Są skuteczniejsze sposoby na zapewnienie dyskrecji, ale rozumiem zamiary. Marai, jaką umowę miałaś z poprzednią załogą? Jeśli mamy odnaleźć nautiloida, będziemy potrzebowali dalszego wywiadu, szczególnie że możemy być uziemieni na Rigusie przez jakiś czas.
- Żadną… miałam umowy na poszczególne zlecenia, ale za to lubiłam ich. Więc jeśli będziecie ścigali tego nautiloida to nie mam żadnego powodu by wam nie pomagać. A nawet dać zniżkę na swoje usługi… co do wiązania. - Tanegris zwróciła spojrzenie na Mmho z lubieżnym uśmieszkiem.
- To kwestia otwarta do negocjacji. Ty też ślicznie prezentowałabyś się w więzach.
Następnie skupiła się na Bezimiennym. - A co do Rigus, to statek może być uziemiony, ale wy niekoniecznie z nim. Znam przejście z Rigus do Sigil, mogę was zabrać ze sobą. I nauczyć pierwszych kroków.
- Niegrzeczna dziewczynka - odpowiedziała jej Mmho z lekkim uśmieszkiem - najpierw chce zostać kapitanem, a teraz zabrać nas z daleka od statku. Gdyby być podejrzliwym można by wysnuć różne ciekawe teorie. Ale chowając teorie w kieszeń, rozumiem, że ściganie ich przez nas byłoby ci na rękę, więc współpracowałabyś. Czy masz w tym jakiś prywatny interes?
- Żaden poza takim, że lubiłam poprzednią załogę Destiny. A Azuriel lubiłam… baaardzo. Ale ją ciężko ją było nie lubić. I dlatego chętnie dołożę swoją cegiełkę do zemsty na ich pogromcach. A zabrać… to was nie zabiorę. Pokażę wam za to mój sekret. Portal o którym wiem. Portal który sama przekroczę. Wy możecie podążyć za mną… lub nie. Wasza wola.- odparła figlarnie diabliczka ogonem muskając swój dekolt prowokacyjnie.
- Nie wyglądałaś na szczególnie zszokowaną, poza pierwszymi chwilami - Kvaser wtrącił od niechcenia, lecz bez zbędnej wrogości. Adaptacja do nowych warunków była wszak wizytówką tego typu osób, którego przedstawicielem rogata.
- Widziałam dziwniejsze rzeczy na planach, a poza tym… obsesja Radogasta musiała w końcu doprowadzić ich do zguby. Zaślepienie takie zawsze tak się kończy.- wzruszyła ramionami bardka.
Kvaser ze smutkiem spojrzał na pustą zawartość kielicha - prawie “napił się” z pustego naczynia - wzdychając płytko.
- Czyli ci nie żal - stwierdził fakt, bez pretensji - cóż, ludzie umierają.
Mmho obserwowała "kozicę", starała się wyczytać z jej miny czy jest jej smutno, ale wzrok mimowolnie spadał jej w dół.
- Z pustego nawet Buhho'dor nie naleje - skwitowała brak wina, który dotkliwie odczuła już chwilę wcześniej.
- Lubiłam ich i jest mi żal, ale… cóż… pakowali się w niezłe tarapaty. I Melisaur oraz Gantara zginęli im. To są członkowie którzy polegli wcześniej.- wzruszyła ramionami diabliczka wzdychając ciężko. Naparła mocniej ciałem na stół, tak że dwa jej atrybuty mocniej przyciągały spojrzenie.
- Zdecydowanie wolę cieszyć się życiem, niż pogrążać w smutku po zgonach.- mruknęła zerkając wprost w oczy Mmho.
Wędrowiec widząc, że kolejny temat przeradza się w zaloty, pokręcił głową i ruszył do wyjścia.
-Trzeba zająć się ciałem Ambrosa - rzucił tylko, wychodząc.
- Mmho idzie odnieść łuk - oznajmiła - najpierw obowiązki, później przyjemności - przy tych słowach wstała, by zaraz ruszyć do wyjścia.
- To ja zajmę… się… eeemmm… czymś.- dodała na koniec bardka również wstając od stołu.
 
Asderuki jest offline  
Stary 14-08-2020, 20:07   #56
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Maszynownia

Po zakończonej rozmowie, Mmho zabrała ze stołu łuk po Ambrosie i skierowała się z nim prosto do maszynowni, miejsca, którego jeszcze nie odwiedzała, a gdzie znajdowało się serce statku.
Łuk mruczał coś tam o swojej hańbie i ciężkim losie, ale niezbyt głośno… najwyraźniej nie chcąc zirytować niosącej go półorczycy. Gdy Mmho doszła do pomieszczenia, które napędzało statek, dostrzegła zagęszczenie kryształowych linii, które się tam zbierały.
Gdy otworzyła drzwi ładowni… miała mgnienie oka, nim zamknęła je znów. W środku była burza zielonkawych błyskawic otaczająca serce niczym aureola. Błyskawice te uderzały w wypełnione kryształami pomieszczenie i uderzyłyby w półorczycę, gdyby nie jej refleks. Drzwi zatrzasnęła odruchowo… obecne serce było niebezpieczne i teraz, gdy zostało połączone ze Statkiem, stało się jeszcze groźniejsze. Dobrze że komora była izolowana. To… wykraczało poza znane Mmho maszyny i wydawało się dziełem szaleństwa. Nic dziwnego że zrobił je gnom. Żaden krasnolud czy człowiek nie zbudowałby czy obmyślił czegoś takiego. Niemniej teraz widziała serce działające na pełnych obrotach. I przekonała się, że wejście tam groziło śmiercią.
- Na cycki chędożonej elfki - zaklęła Mmho. Po czym głośno odchrząknęła. - Ty tam, Statku… powiadom innych o zakazie wchodzenia do maszynowni, twoje serce rzuca gromami, niczym śmiercionośna maszyna.
- Tak uczynię.- odparł Statek uprzejmie.
- No i co ja mam teraz z toba zrobić? - Mmho spojrzała na łuk, faktycznie zastanawiając się nad alternatywnym miejscem dla niego. - Noo, ty tam, Statku. Inne miejsca, gdzie będzie maksymalnie odizolowany ten łuk?
- Komnata elementarna obok maszynowni.- stwierdził Destiny.
Wobec czego, pół-orczyca udała się do komnaty obok maszynowni, którą zareklamował Statek.
- Co to znaczy komnata elementarna? - zapytała po drodze.
- Tam znajdowały się esencje żywiołów wyizolowane przez głównego mechanika poprzedniej ekipy.- wyjaśnił Statek i trzeba przyznać że komnata robiła wrażenie, zawierając odpowiednio przygotowane i oznaczone pojemniki na esencję wody, ognia, powietrza, ziemi i drewna… tyle że ktoś je wszystkie opróźnił. I były obecnie puste. Samo pomieszczenie było izolowane kryształem jak i maszynownia.
- Do czego były im potrzebne? - zapytała Mmho, jednocześnie opierając łuk o ścianę.
- Jako zapłata i sposób na ławiejsze tworzenie magicznych broni. Sekret uzyskiwania esencji żywiołów został zdobyty na … ta informacja jest obecnie niedostępna… który jest trudny do znalezienia i przekroczenia. Jest to jeden z tych światów do których nie ma łatwego dostępu i mało kto wie o jego istnieniu. Trafiliśmy tam przez przypadek i zmuszeni byliśmy się zmierzyć z czymś co miejscowi określali jako Horror. Ta dziwna istota istniała jednocześnie na planie fizycznym i w przestrzeni astralnej. I musiała być zabita na obu planach jednocześnie… sekret uzyskiwania esencji żywiołów był nagrodą za jej zniszczenie.- wyjaśnił Statek. Najwyraźniej to wspomnienie ocalało… pomijając detal jakim była nazwa owego świata.
- Pamiętasz ten sekret? - spytała pół-orczyca w zamyśleniu przyglądając się pojemnikowi po esencji ziemi.
- Nie zapisano we mnie wiedzy tego typu… nie gromadzę czarów, ni receptur. Przykro mi.- dodał na koniec Destiny.
Zielonoskóra skierowała się do wyjścia z pomieszczenia, jeszcze raz rzucając okiem na łuk.
- Czy mój świat ma jakąś nazwę? Mój lud nazywał go po prostu Światem - kontynuowała wypytywanie Statku.
- Jak go nazywano w języku twojego ludu? Jak go nazywali szamani podczas obrzędów? Magowie? Bo taka nazwa jest pewnie nazwą twojego świata. Dla mnie zaś każdy świat jest rzędem znaków mistycznych, kombinacją symboli wyznaczających ich miejsce w Wieloświecie. Niczym co dałoby się wypowiedzieć. - wyjaśnił Destiny.
- Możesz mi pokazać znaki określające mój? - zapytała.
- Niestety nie… ta informacja jest obecnie niedostępna… straciłem ją podczas dostrajania się z sercem. Przykro mi ale… wiele już straciłem… czy to jest dla ciebie powód do gniewu? Jeśli tak to przepraszam. Nie było moją intencją zgubić twój świat. Może podczas naprawy uda się coś odtworzyć z moich wspomnień.- stwierdził smutnie Statek.
Mmho, która podążała teraz w stronę balisty, umieszczonej niedaleko maszynowni, zatrzymała się w pół kroku.
- Zgubiłeś mój świat? - powtórzyła z niedowierzaniem, jakby właśnie zdając sobie sprawę, że coś takiego jak "powrót do domu" w tej sytuacji będzie całkowicie niemożliwe. Zrobiło jej się nawet przykro, że nie zostawiła Luthrze jakiejś wiadomości.
- Tak i pozostałe. Niemniej jestem poważnie uszkodzony. I niektóre moje kryształowe ścieżki pękły podczas dostrajania. Być może jak zostaną naprawione odzyskam koordynaty. - wyjaśnił Destiny.
- A gdzie one są? Te kryształowe ścieżki? - zapytała Mmho ruszając z miejsca znów w stronę balisty.
- Wszędzie… w maszynowni i w sterówce i w twoim pokoju… to te kryształowe żyły które przenikają całe moje drewniane ciało.- wyjaśnił uprzejmie i potulnie Statek.
- Czyli przez dostrajanie się straciłeś jeszcze więcej informacji. -powiedziała bardziej do siebie. Zielonoskóra postanowiła dobrze obejrzeć balistę, a przy okazji sprawdzić czy działa. Balista była jak najbardziej sprawna i całkiem porządna. Taka balista mogłaby być dumą jej armii. A pociski… każdy pokryty znakami alchemicznymi różnej barwy. I świecącymi intensywnie. Czyżby wystrzeliwane przez balistę pociski nasycone były owymi tajemniczymi esencjami żywiołów ? Aż korciło ją wypróbować. Właściwie, Mmho przyszła tu z zamiarem wypróbowania, a teraz…
- Mogę ją wypróbować podczas lotu? - skoczyła jeszcze po rozum do głowy i postanowiła zapytać Statek.
Mechaniczne ramiona wysunęły się ze skrytek w suficie i załadowały balistę pociskiem o świecących na czerwono znakach.
- Proszę stanąć za machiną i zakręcić kółkami tak, by cel znalazł się w celowniku… tych krzyżujących się igłach otoczonych okręgiem. Balista jest sparowana z celownikiem… tylko zasięgu nie da się ustalić.- wyjaśnił Destiny.
- Możesz korzystać z nich sam w razie ataku? Czy potrzebujesz do tego fizycznej asysty? - dopytywała Mmho, jednocześnie patrząc w celownik.
- Mogę ich używać samodzielnie, acz… nie jest w tym za dobry. - przyznał Statek smętnie.
- A jeśli będziesz miał awarię, albo zapomnisz jak to się robi - dodała z lekkim przekąsem - można ładować ją ręcznie?
- Oczywiście… jeśli jesteś dość silna by sama unieść i załadować balistę. Celowanie zaś nie używa mnie… tylko dźwigni i bloczków we mnie wbudowanych, więc nie potrzebuję być świadom, by balista była skuteczna. - Statek chyba nie rozumiał ironii.
- Dobra, to do dzieła Stateczku - pół-orczyca uśmiechnęła się szeroko na myśl o pocisku, który zaraz wystrzeli z wielkiej balisty… w celach naukowych.
Zakręciła kółkami, chociaż nie było celu, chciała po prostu sprawdzić jak to działa, by w chwili kiedy ewentualnie miałaby używać jej na poważnie nie musieć już nic testować. Po tym wypuściła pocisk.
Nastąpił huk i błysk, bo wystrzeliwany pocisk zmienił się w ognisty grom wyrzucany z dużą szybkością, przez balistę. Płonący pocisk poleciał łukiem i eksplodował uderzając w pobliski mały sześcianik który znalazł się na torze jego lotu… płosząc olbrzymie kruki, które w nim gniazdowały.
- Ups! - zawołała zaskoczona i podjarana widokiem pół-orczyca.
Poklepała balistę.
- No to ten, chowamy interes. Co zniszczyłam? - zapytała przyglądając się miejscu w które poleciał pocisk.
- Pomniejszy sześcian został trafiony w powierzchnię. Uszkodzenia nieco naruszyły jego strukturę.- powiadomił ją Statek.
- Czym właściwie są te sześciany? - zaciekawiła się zielonoskóra - Jest tu jakaś zbrojownia? Potrzebuję uzupełnić zapas strzał.
- Są magazyny na pociski przy balistach bocznych. Balista dziobowa nie doczekała się. Były plany tam dobudowania takiego pomieszczenia. Było wiele planów.- wyjaśnił Destiny. - A co do sześcianów, to są one główną składową Acheronu i im bliżej im ściany czarnego lodu Ocantusa tym są mniejsze. Tak małe że tam tworzą wieczną burzę odłamków mogą poszatkować nieostrożnych wędrowców na plasterki.- wyjaśnił uprzejmie Destiny, podczas gdy drzwi za plecami półorczycy się otworzyły.
- A to ty tak niegrzecznie się bawisz? - głos dochodzący od nich brzmiał znajomo. Marai pokiwała palcem. - Lepiej tu nie strzelać… można przyciągnąć uwagę naprawdę wrednych stworzeń takimi wybuchami.
- Jak widać, już udało mi się przyciągnąć czyjąś uwagę - odpowiedziała Mmho, dodając do tego szeroki uśmiech - sądziłam, że zajmiesz się sprzątaniem swojej kajuty, nim wpadnę tam w gości.
- Nie jestem typem osoby, która lubi sprzątać i poza tym wpierw wolałam się dowiedzieć, w jakiej części Acheronu jesteśmy. Bezbłędna teleportacja takich informacji nie wymaga, więc…- sięgnęła między swój biust palcami i wyciągać poczęła długi i metalowy przedmiot. Lunetę.
Rozłożyła ją i podała Mmho.
- Użyłam tego i… nie znam tej części Acheronu. Dobrze że Destiny jest w stanie wykryć położenie portalu do Rigus, bo… bylibyśmy bez tego w ciemnej dupie.
Mmho z pewną dozą ostrożności obejrzała lunetę, ostatecznie decydując się przez nią spojrzeć.
Pierwsze jej odkrycie… liczne urocze pieprzyki na dwóch krągłych półkulach unoszących się tuż przed jej nosem. Luneta była zwyczajna, ale za to dość mocna.
Zielonoskóra zaśmiała się krótko, po czym odwróciła by przez lunetę spojrzeć przez szczelinę nad balistą.
Widziała toczące się walki na pobliskich sześcianach przemierzających przestrzeń. Starcia wojowników z widmami próbującymi ich zabić, by dołączyli do martwych ciał na dużym polu bitwy. Potyczki orków z grupą goblinów, które próbowały uciec atakującym je mocarzom… nic niezwykłego. Wszak gobliny z natury są tchórzliwie.
Po chwili jednak miękkie krągłości przyciśnięte do jej pleców zaczęły ją lekko rozpraszać.
- Widzisz coś ciekawego?- zapytała diabliczka przytulając się do jej pleców i szepcząc do ucha. - Czy tylko potyczki, bo Acheron właśnie z nich słynie. Ysgard też, ale tam przynajmniej są uczty po bitwach. Tu tylko śmierć.
- Nic ciekawego - potwierdziła Mmho składając lunetę - czy oni walczą o coś konkretnego, czy to tylko walki dla samej walki? - zapytała, odwracając się by stanąć twarzą w twarz z diabliczką, nie zmniejszając przy tym dystansu między nimi.
- Na początku… tak.- diabliczka wykorzystała to napierając biustem na biust półorczycy. - Przybywają tu z szlachetnymi misjami lub w celach złowieszczych. By coś zdobyć i odnaleźć… na Acheronie jest pełno zniszczonych i zapomnianych machin z wszystkich wojen jakie toczą się na każdym z wieloświatów. Można tu znaleźć skarby, można tu znaleźć artefakty. Ale z biegiem czasu tracą dowódców i współtowarzyszy. Tracą cel i walczą bo już nie widzą innej drogi. Trochę to smutne.- oceniła na koniec ogonem oplatając w talii półorczycę. A potem chichocząc dodała.- Wybacz trochę się zapomniałam.
- Ani trochę się nie zapomniałaś - odpowiedziała jej Mmho, chwytając ją za podbródek jedną ręką, a drugą obejmując w talii - przyznaj, że chcesz po prostu się ze mną pobawić.
- Lubię nowe ekscytujące doświadczenia. A ty… jesteś wyjątkowa. Nie widziałam jeszcze takiej półorczycy jak ty.- mruknęła Marai, a jej czubek długiego języka zahaczył o wargi Mmho. - Żyję pełnią życia i piję z kielicha przyjemności kiedy nadarzy się okazja, bo drugiej może nie być. No i jestem ciebie ciekawa. Twojego świata, zwyczajów, twojego… ciała.
Przez twarz pół-orczycy przebiegł cień złości, zasyczała krótko, niczym wściekły wąż.
- Od mojego świata trzymaj myśli z daleka - przestrzegła ją. Jako, że Destiny był prawdopodobnie (w mniemaniu Mmho) przeznaczony do ratowania światów przed zagładą, ona sama nie akceptowała wizji w której jej własny świat mógłby borykać się z takim przeznaczeniem, podobnie jak "najazdem" kogoś obcego z innych światów. Wydawał jej się zbyt szczelny i odległy od tego wszystkiego. - A wtedy nalejemy do twojego kielicha wiele przyjemności - dodała łagodniej.
- Nie ma sprawy. Rozumiem co to drażliwe tematy. Mój pobyt w Ribcage do nich należy. - odparła z uśmiechem Marai, jej długi niż ludzki czy orczy język przesunął się pieszczotliwie po wargach i kiełkach półorczycy. - Niewątpliwie potrafisz mnie zmotywować do posprzątania komnaty. Wierz mi, rzadki to talent… bo leniuszek ze mnie.
Mmho uśmiechnęła się, spróbowała ją pocałować.
- Chodź, pomogę ci sprzątać - zaproponowała, choć ta chęć sprzątania nie brzmiała całkowicie poważnie.
- No dobrze…- zgodziła się rogata uwalniając półorczycę od swojego ogona. Odsunęła się i ruszyła przodem do drzwi, kręcąc pośladkami tak że jej cała suknia falowała prowokująco.
Mmho obserwowała ruchy pośladków, sukni i ogona, chwilę dłużej skupiając na nim wzrok.
- Tak tak… jest bardzo użyteczny w takich zabawach. I jest nawet podręcznik używania ogona … w alkowie.- zażartowała diabliczka ruszając przodem i podążając do drzwi, ostatnich wolnych. Przy drzwiach stał jeden z jej ochroniarzy niczym żywy posąg. Spojrzał na obie, skinął głową i przepuścił je do środka.
Tam był bajzel i barłóg w miejsce łóżka. Niewątpliwie właściciel tego miejsca miał nietypową anatomię. Bo łóżko przypominało owadzi kokon.
Zielonoskóra nie kryła zdziwienia.
- Serio? - spytała przyglądając się kokonowi - Muszę przyznać, wygód nie oferujesz - zażartowała. Po tym ściągnęła z pleców łuk, by postawić go opartego o ścianę. Zaraz po tym zaczęła odpinać kołczan.
- Postaram ci się to jakoś wynagrodzić. Nie miałam czasu posprzątać.- chybotała się na nogach poruszając powoli pośladkami na boki, lekko wypiętymi… rozwiązała szarfę i rzuciła na ziemię. Powoli zaczęła zsuwać suknię, wpierw odsłaniając ramiona. Uśmiechnęła się zerkając przez ramię. A Mmho przekonywała się, że diabliczka jest weteranem w takich bojach.
Zielonoskóra oparła się łokciem o ścianę i z zadowoloną miną obserwowała zsuwającą się z diabliczki sukienkę. Wolną ręką odpięła od pasa miecz, by i tego oręża się pozbyć.
Odsłonięte plecy intrygująco kontrastowały z czarną czupryną bardki. Teraz kręcąc pupą diabliczka zabrała się za wiązania gorsetu krępujące zapewne piersi. Tych półorczyca dojrzeć obecnie nie mogła… za to wynagradzał jej tę stratę ogon podnoszący w górę suknię odsłaniając zgrabne nogi… i w przyszłości… pupę.
- Pozwól, że ci pomogę - zaproponowała, tym razem odkładając cały zestaw sztyletów do rzucania. Trochę tego żelastwa było… Mmho ruszyła w jej kierunku. Będąc blisko, chwyciła uniesiony materiał sukni by włożyć pod niego dłoń.
- Ty po prostu nie jesteś cierpliwa.- mruknęła żartobliwie diabliczka uwalniając się od gorsetu i rzucając go na ziemię prowokująco. Nie oponowała przed tą napaścią, ale jej ogon miękkim czubkiem przesunął się pomiędzy udami Mmho.
- Ależ zupełnie przesadzasz - odpowiedziała jej Mmho, jednocześnie odnajdując pod suknią jej pośladki, a zaraz po tym ustami całując jej obojczyk - należę do najbardziej cierpliwych przedstawicieli swojego gatunku.
- Na pewno do najładniejszych…- zamruczała kocio diabliczka zsuwając wpierw buty ze stóp, a potem suknię z bioder, wraz z bielizną. Jej ogon prowokacyjnie ocierał się o podbrzusze Mmho. - Miałaś taką jak ja?
Zielonoskóra odsunęła się o pół kroku, by móc przyjrzeć się walorom diabliczki, z trudem wracając do jej twarzy by odpowiedzieć.
- Nie. Taką nie - powiedziała Mmho, po czym odwróciła się tyłem, a na diabliczkę czekało wiązanie jej zbroi (napierśnika).
- To mnie cieszy…- zabierając się za rozpinanie go diabliczka droczyła się z ich apetytem, niemniej osładzała tę udrękę, wodząc leniwie ogonem po skórze ud półorczycy.
- Ogon ci przeszkadza, czy ciekawi?- zapytała delikatnie kąsając szyję zielonoskórej.
- Ciekawi - odpowiedziała krótko - wydaje się zwinny. Jest bardziej jak ozdoba, czy potrafi być praktyczny?
- Nie da się go użyć w walce, ale mogę nim podnosić nieduże przedmioty i robić inne rzeczy.- wymruczala diabliczka, gdy jej ogon niczym wąż wślizgnął się pod strój Mmho. Napierśnik zaś osuwął się na ziemię.
Mmho złapała go w ostatniej chwili, by nie huknął. Lubiła go i wolała z szacunkiem odłożyć na podłogę. Pod spodem miała delikatny niemalże przezroczysty materiał, przypominający halkę, zapewne mający za zadanie tylko osłonić skórę od bezpośredniego kontaktu z napierśnikiem. Zielonoskóra sama pozbyła się dołu, wraz z bielizną a po chwili też butami. Dopiero wtedy odwróciła się do diabliczki prezentując swoje umięśnione, kobiece ciało.
- Mmmm… słodkie…- wymruczałą rogata oblizując się. Jej oczy zaświeciły mocniej, a ciało było ubrane w okulary, biżuterię i rękawiczki bez palców. Była też całkiem mocno zbudowana zaprzeczając stereotypowym kształtom filigranowej bardki. I miała pojedyńczy tatuaż na lewym biodrze. Niezbyt ładny i bardzo charakterystyczny. Jej ogon poruszał się na boki, gdy podeszła do Mmho obejmując ją biodrach ramionami i dociskając swoje miękkie sprężyste piersi do jej biustu z wyraźną przyjemnością. I całując usta Mmho delikatnie.
- Bardzo podoba mi się to co widzę.. i czuję… a ty… nie jesteś rozczarowana? Obawiam się że daleko mi do księżniczek z ballad.- dodała żartobliwie.
- Księżniczeeek z ballaaad… - powtórzyła Mmho, bardzo powoli i przeciągając sylaby, jednocześnie przesuwała dłoń po plecach diabliczki, zatrzymując ją dopiero na miejscu w którym zaczynał się jej ogon. Najwyraźniej zielonoskóra chciała zacząć od najmniej znanych jej obszarów.
- Jest bardzo wrażliwy tam…- jęknęła cichutko rogata czując ten dotyk i poczęła całować szyję półorczycy, jednocześnie czubkiem ogona sięgając między uda zielonoskórej i muskając wrażliwy obszar jej ciała tam ukryty.
Pół-orczyca uśmiechnęła się na tą wiadomość. A po tym zaczęła napierac na diablicę, zmuszając ją do cofania się tak długo, aż ta natrafiła na pierwszą lepszą ścianę. Wtedy Mmho zdecydowanym ruchem podniosła jedną jej nogę zmuszając by ją nią oplotła. Pocałowała ją przy tym w usta.
- Zdołasz mnie utrzymać?- zamruczała rozpalonym głosem rogata oplatając nogami biodra kochanki, ocierając się swoimi piersiami o jej ciało… i utrudniając jej zadanie, bo ogonem sięgnęła w głąb zdobywając jej kobiecość. Było to… nowe doświadczenie. Męskie wyposażenie nie wije się na boki, gdy porusza się w kobiecym ciele.
W odpowiedzi Mmho wsunęła w nią palce, jej kochanka wyglądała na tak rozpaloną, że nie zawracała sobie głowy sprawdzeniem czy powinna. Zresztą, wcale nie miała zamiaru być delikatna.
- Wątpisz w to? - szepnęła w odpowiedzi, gdy jej palce zatańczyły nie tylko w środku diabliczki ale również na jej łechtaczce. Wolną dłoń skierowała do miejsca z którego wyrastał ogon diabliczki i ujęła je delikatnie zaczynając pieścić.
- Mam przewagę…- wysapała rozpalonym głosem rogata całując ucho półorczycy i oplatając rękami jej szyję.- Mi nogi mogą zmięknąć.
Jej ogon przyspieszył sięgając głębiej i poruszając się intensywniej przy odgłosie lubieżnych mlaśnięć. Diabliczka znała swoje ciało i umiała wykorzystać jego przewagi w alkowie.
Mmho nie miała zamiaru za szybko mięknąć. W chwili słabości jęknęła cicho i naparła mocniej na Marai, to co wyprawiała ta diablica ogonem przyprawiało o dreszcze. Zielonoskóra nie zaprzestając rytmicznych ruchów dłoni, wciąż skupiających się na wewnętrznej i zewnętrznej stronie kobiecości kochanki, zaczęła składać pocałunki na jej piersiach. Ostatecznie dochodząc do brodawek i niezbyt delikatne pieszczoty skupiając na nich.
- Masz ostre kiełki…- wymruczała żartobliwie diabliczka prężąc się by ułatwić jej zadanie. Była rozpalona jak piec i mokra podobnie, więc lubieżne ruchy palców półorczycy komponowały się z mlaśnięciami ogona. I była też blisko… najwyraźniej ostre zabawy były w jej guście.
- Oooch… tak… - wymruczała poddając się pocałunkom i kąsaniom Mmho.
Pół-orczyca wyjęła z niej palce, w tym momencie kiedy przecież Marai z pewnością chciała aby dalej tam były. Powoli, bawiąc się z nią przesuwała je w górę ku jej podbrzuszu. Na jej ustach wykwitł uśmiech. Dość nagłym ruchem, spróbowała obrócić dziewczynę tak by znalazła się do niej tyłem co się jej udało bo diabliczka współpracowała z nią uwalniajac przy okazji od ogona. Zaraz po tym Mmho ucałowała jej plecy i obydwoma dłońmi sięgnęła do ogona. Jedną położyła na miejscu z którego wyrastała drugą zaczynała przesuwać po nim w swoją stronę.
- To zostawmy na później… na razie obie… potrzebujemy… mocnych… doznań… prawda?- jęknęła rozpalonym głosem rogata prężąc się pod dotykiem kochanki.- ...teraz?
Mmho skierowała koniec jej ogona w stronę wnętrza jego właścicielki. Była ciekawa, czy diabliczka może sama sobie…
A wolną dłonią objęła ją, z przodu zaczynając pieścić jej łechtaczkę.
- Wolę twoje paluszki…- wyszeptała rogata pieszcząc swoją kobiecość ogonem tylko przez chwilę.- … zaspokoić twoją ciekawość mogę później… pokazując ci…
Poddawała się z rozkoszą dotykowi Mmho, bo i niewiele jej brakowało.
Mmho zostawiła ogon, drugą dłoń używając teraz by zagłębić się znów w środku diabliczki. W wyniku czego, obydwie jej dłonie pracowały nad stymulowaniem kobiecości kochanki. Musnęła pocałunkiem jej plecy, zaraz napierając na nie swoimi piersiami.
Diabliczka stała się uległa pozwalając półorczycy rozkoszować się jej ciałem. I drżąc doszła głośno w jej objęciach, co Mmho poczuła ocierając się o rogatą.
Pozwoliła jej złapać oddech i powoli odwróciła w swoją stronę. Musnęła jej wargi.
- Teraz moja kolej… - mruknęła lubieżnie rogata i odpowiedział czułym pocałunkiem, rozkoszując się miękkimi wargami zielonoskórej kochanki.- ... masz jakiś kaprys?
- Pokaż co potrafisz diabełku - odparła żartobliwym tonem Mmho, jednak odpowiednio ściszonym głosem.
- Dobrze…- diabliczka obróciła się przodem do kochanki i kucnęła przed nią. Oplotła rękami jej uda i przybliżyła usta do kobiecości. Jej język długi dość i zwinny zajął się jej łechtaczką, jak i samym intymnym zakątkiem wijąc się równie mocno co ogon. Jeśli to potrafiły diablęta, to na co stać było ich matki sukkuby? Jednak to nie wszystkie sztuczki jakie zaprezentowała diabliczka… bo ogon też nie był bezczynny. Sięgnęła nim na pupę Mmho… wodziła prowokująco pomiędzy pośladkami. A że półorczyca nie miała okazji ostygnąć po poprzednim szturmie tego wijącego się organu, nogom Mmho groziło zmięknięcie.
Mmho miała donośny i nieco ochrypły głos. Język Marai, był dla pół-orczycy miłym zaskoczeniem. Poddała się mu całkowicie, pozwalając by zmiękły jej nogi. Diabliczka, mogła doskonale poznać kiedy, bo z gardła zielonoskórej wydobył się wtedy okrzyk rozkoszy.
I rogata z przyjemnością doprowadziła do osunięcia się dyszącej od niedawnych intensywnych przeżyć Mmho na podłogę. Następnie wdrapała się na nią i przylgnęła do niej ciałem.
- Hmmm… teraz zdecydowanie będę musiała ją wysprzątać. Bo przecież jest tyle miejsc do przetestowania tutaj, włącznie z łóżkiem.- dodała z chichotem.
Mmho rozejrzała się mimochodem po pomieszczeniu, po czym na jej twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek. Wyglądało jakby w kilku miejscach tego pomieszczenia właśnie sobie wyobrażała je dwie.
- Zdecydowanie leniuszku, zdecydowanie - powiedziała Mmho.
- Niestety przy tobie to mi się nie uda…- mruknęła żartobliwie i ze smutną minką.- Te skarby aż proszą by je pieścić. Myślałaś kiedyś o bardziej kuszącej garderobie? Wyglądasz uroczo jako złowieszcza wojowniczka, ale w innych strojach byłabyś jeszcze bardziej kusząca.
- Moje plemię - zaczęła ostrożnie Mmho - nie nosi ubrań. Jedynie biżuterię, niekiedy w takich ilościach, że korale zasłaniają bardziej wstydliwe części ciała, o ile ktokolwiek czegokolwiek się wstydzi. Poza naszymi terenami ubieramy zbroję. Mmho nie wie w czym będzie się poruszać po statku jeśli nie w zbroi, tutejsza etykieta raczej nie zaakceptuje ludowego stroju Mmho. Zresztą, nie mam korali.
- Jesteśmy podobnej budowy… założę na siebie moją wyjątkową bieliznę. Sama ocenisz czy wyglądam w niej ślicznie. Czy lepiej golutka.- zaproponowała rogata.- A potem… sprawdzimy jak na tobie będzie leżeć… co ty na to?
- Takie przebieranki? - zapytała niechętnym tonem Mmho. - Może wieczorem - powiedziała wymijająco - przy winie.
- Zgoda… wino to dobry pomysł.- mruknęła ciepło Tanegris całując czule szyję półorczycy. - Mamy czas na jeszcze odrobinę zabawy, a potem… będę naprawdę musiała się zabrać za sprzątanie. Ochrona mi w tym nie pomoże.
Dodała z uśmiechem.- Nooo… nie rób takiej smutnej minki. Wynagrodzę ci wszelkie cierpienia przy… winie… zobaczysz.
I zaczęła muskać szczyt lewej piersi półorczycy ustami i zwinnym językiem.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 14-08-2020, 20:28   #57
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kuchnia - Vaala, Harran + okazyjna wizyta Imry i MG

Pierwsze, co rzuciło się w oczy wchodzącemu do kuchni zaklinaczowi, był nagi tyłek kręcącej się tam Vaali.
- To wygląda zdecydowanie zachęcająco - powiedział.
- Huh? - Druidka spojrzała w jego stronę.
- Twój goły tyłek - odparł, przedkładając szczerość nad dyplomację.
- Tyłek jak tyłek, jeszcze nigdy żadnego nie widziałeś? - Zdziwiła się Vaala.
- Zazwyczaj nie tak od razu na widoku - odparł. - Zazwyczaj trzeba włożyć nieco wysiłku, by taki był.
- Miastowe sprawy? - Wzruszyła ramionami, po czym… wcisnęła Harranowi w ręce kolejną skrzynkę do wyniesienia na korytarz.
- Do dalszego użytku - spytał, przejmując skrzynkę, czy od razu za burtę?
Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić przydatność znajdujących się w skrzynce rupieci.
- Posprawdzajcie sobie, a co potem to wasza sprawa… tu to nie ma co szukać. Mi tam kwas nie przeszkadza, ale jak wyląduje w zupie… - Uśmiechnęła się.
- To się narobią kwasy wśród jedzących. - Również się uśmiechnął, po czym wyniósł skrzynkę na korytarz. - Jak widzę, już cię ktoś poklepał. - Ponownie się uśmiechnął.
- Nikt nie klepał - Stwierdziła Druidka, rozglądając się po kuchni, co jeszcze z niej wynieść z alchemicznych badziewi…
- Ślady sugerują coś innego - zażartował, spoglądając na biały odcisk dłoni na pośladku Vaali.
- Ja sama? - Dziewczyna znowu wzruszyła ramionami, patrząc się na chwilę, gdzie i Harran patrzył.
- Po co przyszedłeś? - Dodała - Koniec narad?
- Widać z zapałem pracujesz, nie zwracając uwagi na drobiazgi - stwierdził. - Wędrowiec został kapitanem statku, a pozostali omawiają różne sprawy, chwilowo mnie nie interesujące. Pomóc ci?
- Aha… Nie Mmho i nie Imra? Heh… to pomagaj - Wskazała palcem, na wciąż sporo walających się rzeczy po części pomieszczenia, mającego robić za pracownię alchemiczną. Sama z kolei zaczęła… obwąchiwać jakieś fiolki z płynami.
- Znasz się na tym, to zbieraj i wynoś. Co się przyda zostawicie…ale gdzie indziej.
- Na kuchni i przyprawach znam się średnio, ale raczej nie zostawię tu trutki na szczury lub innego paskudztwa - odparł. - Mmho i Imra? Nie…
- No lepiej nie. Bo sraczka to wtedy najmniejszy problem? - Zaśmiała się Vaala.
- Na razie każdy ma miejsce do spania, więc nie trzeba się pozbywać konkurenta do łóżka - stwierdził żartobliwym tonem. - Nie mówiąc o tym, że sam mógłbym paść ofiarą takiej pomyłki. - Lekko się uśmiechnął.
- Nie ruszaj tego. - Spojrzał surowo na smoczka. - Jeszcze się strujesz.
Afreeta pisnęła na znak protestu, ale posłuchała.
- Aha - Mruknęła Vaala jakoś tak dziwnie, niby do Harrana, po czym wszystkie obwąchiwane fiolki również zostały spakowane do wyniesienia…
- Trucie to wredna sprawa - Powiedziała w końcu - Tak robią tylko tchórze.
- Powiadają, że to broń kobiet - odparł Harran - ale to zazwyczaj mówią ci, co nie lubią kobiet. Chociaż pamiętam, że czasami robiło się głupie, acz niezbyt szkodliwe kawały.
- Jakie? - Zaciekawiła się Vaala, przerywając porządki i wpatrując w mężczyznę.
- Od podrzucenia węża, przemalowanego na żmiję, przez zmianę smaku cukru na słony po uśpienie wrednego nauczyciela - odparł zaklinacz. - Podrzucenie czegoś na rozwolnienie jednemu z donosicieli też kiedyś się zdarzyło. Ale to było dawno temu.
- Aha, aha, aha… - Vaala kiwała głową, a raz się nawet przelotnie uśmiechnęła - A potem ktoś wam za to przylał?
- Z tego węża mi się oberwało - przyznał Harran. - A potem udało mi się uniknąć wykrycia, a nie było to aż takie dokuczliwe, by komuś chciało się przeprowadzić dokładne śledztwo. Skończyło się na awanturze i ostrzeżeniach pod adresem całej grupy. A ty? Co nabroiłaś? Czy może byłaś grzeczna i nienaganna? - Przyjrzał się bacznie Vaali.
- W lesie się za bardzo nabroić nie da? - Vaala wzruszyła ramionami - No ale kiedyś ganialiśmy sarny je strasząc, albo rzucaliśmy grzybami w skrzaty…
- Z pewnością ani sarny, ani skrzaty nie były zachwycone... Ktoś was ukarał? - Wystawił na korytarz kolejną, ostatnią już skrzynkę. Na szczęście korytarzem dało się jeszcze przejść.
- Skrzaty potem próbowały nas złapać w sidła, ale im się nie udało… a starsi Druidzi nas zbesztali, i były pokrzywy na goły tyłek - Vaala pokiwała przecząco głową.
- Pasek jest gorszy. - Harran się uśmiechnął. - Umoralniające mowy są czasami mniej przyjemne. I dużo, dużo dłuższe... Już lepiej dostać w skórę, niż przez tydzień mieć dyżury w kuchni.
- Czyli umiesz obierać ziemniaki? Dobrze wiedzieć - Vaala wyszczerzyła do Harrana ząbki.
- Zdarzało się. - Zaklinacz odpowiedział uśmiechem. - Ba, nawet marchewki zdarzało mi się skrobać - dodał. - Mam liczne talenty - dorzucił żartobliwym tonem.
- Jakie jeszcze? Magiku-znachorze? - Druidka usadowiła zadek na stole, mając już chyba dosyć stania w miejscu.
- To magia leczy, a nie ja - zastrzegł. - Takich talentów nie posiadam. Ale mogę coś oczyścić, naprawić, podgrzać lub schłodzić. Doprawić do smaku.... Przebrać się, znaczy zmienić wygląd. Zapalić świeczkę bez krzesiwa... Posłać łóżko - zażartował.
- I jeszcze nie masz własnej samiczki? Czy może masz? - Druidka zaśmiała się głośno.
- Przy wędrownym trybie życia trudno znaleźć kogoś na stałe. - Uśmiechnął się lekko. - Z drugiej strony... nie szukałem zbyt pilnie. - Ponownie się uśmiechnął.
- A czemu tak wędrujesz? - Spytała Vaala. I tym razem siedziała już grzecznie, ze złączonymi nogami, bez pokazywania tego i owego… co w sumie miało jakieś znaczenie, przy takim stroju?
Harran wolał nie wspominać o starannym unikaniu stałej partnerki, więc wymienił pozostałe dwa, ważniejsze zresztą powody.
- Lubię poznawać nowe rzeczy, nowe krainy - powiedział. - No a z tym związane są przygody i nowa wiedza. Poszukiwanie nowej wiedzy jest charakterystyczne dla tych, co uprawiają mój fach.
- To podróżujesz z nudów, i... dla wiedzy? - Zdziwiła się Vaala - No można i tak - Pokiwała głową.
- Nie do końca z nudów, ale po pewnym czasie przygody w jednym miejscu się kończą. - Harran się uśmiechnął. - Wtedy trzeba się przenieść. A czasami ktoś prosi o pomoc i trzeba ruszyć w drogę.
- Latasz jak jaskółka, można i tak - Powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem.

Jak motyl, z kwiatka na kwiatek, pomyślał, bo gniazdka nie zakładam..
- Można polubić. Nowe miejsca, nowe znajomości. - Również się uśmiechnął. - Zwykle bywa przyjemnie... I ciekawie. - Spojrzał na Vaalę z zadumą.
- Czyli co… albo... jak? - Przekrzywiła głowę w bok, przypatrując się rozmówcy.
- Tak całkiem szczerze? - Uśmiechnął się lekko.
- No skoro gadamy…
- Brak stałej partnerki nie oznacza braku zainteresowań w tym kierunku - odparł, a Vaala zmarszczyła brewki, chyba ciężko myśląc…
- Nie unikam kobiet - wyjaśnił, gdy dziewczyna przez dłuższą chwilę nie odpowiadała.
- Czyli nie jaskółka, a pszczółka! Z kwiatka na kwiatek! - Zakrzyknęła Druidka, najwyraźniej chyba w końcu rozumiejąc.

Nie zapylam, pomyślał, kryjąc uśmiech.
- Jeśli kwiatkom to odpowiada... - Skinął głową.
- A dużo było tych kwiatków? - Spytała dziewczyna z podejrzanym uśmieszkiem.
Harran spojrzał w górę, a po chwili namysłu odparł:
- Bukiet. Piękny bukiet.
Vaala z kolei pokręciła głową i wzruszyła ramionkami.
- He? - Spytała wielce genialnie.
- Czy wiesz, co to jest bukiet? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No kwiatki nie? To ile? - Powiedziała Druidka.
- Trzydzieści dwa kwiatki - odparł Harran, mijając się z prawdą o jeden czy dwa.
- O żesz w mordę… - Mruknęła Vaala.
- Co jest nie tak? - zdumiał się zaklinacz, który znał parę osób mogących się pochwalić znacznie lepszymi wynikami. - Wiem, że to nie liczba zwalająca z nóg, ale nie po to wędruję po świecie, by ustanawiać rekordy…
- No bo ja tylko pięć…
Z oddali dało się usłyszeć zbliżające się ciężkie kroki.
- Nie kłamałaś, że robisz gruntowne porządki - mruknęła półelfka pojawiając się w zasięgu wzroku. Zatrzymała się przy skrzyniach na moment. - I tego wszystkiego chcesz się pozbyć?
- Trzymanie tego tu niebezpieczne, obok jadła. Magiki niech patrzą co im się przyda i gdzieś schowają, a reszta na sam dół sta-tek, albo za sta-tek poleci? - Powiedziała Vaala siedząca sobie na stole.
- Mała pomyłka i jedzenie byłoby mało zjadliwe - dodał Harran. - Tylko szaleniec mógł trzymać to wszystko w kuchni. Chyba że oni nic nie jadali.
- Statku - zaklinacz podniósł nieco głos - gdzie możemy schować te skrzynki?
- Na dolnym pokładzie jest magazyn oraz szafki na podręczne przedmioty.- rzekł uprzejmie Destiny.
- Świetnie - odparł Harran. - Dziękuję.
- W zasadzie to dobry pomysł aby hurtowo wszystko sprawdzić. Momencik - Imra na moment zniknęła w “swoim” pokoju aby wynieść z niego fiolkę.
- Coś takiego miała ta damulka, będzie można przy okazji sprawdzić… a właśnie - Imra krytycznie spojrzała na ledwo ubraną Vaalę. - Nie wyglądasz na taką osobą, ale lubisz sukienki?
- Ja się na tym nie znam - zastrzegł Harran. - Znaczy na alchemii - wyjaśnił.
- A to masz, od razu - podała mężczyźnie buteleczkę, którą ten natychmiast odłożył do stojącej tuż za progiem skrzynki.
- Sukienki? - Zdziwiła się Vaala… co prawda nosiła jakąś szmato-spódnicę, ale sukienki…
- Nie, nie lubię sukienki - Powiedziała w końcu Druidka.
- Dla jednych to ozdoba, dla innych zbędny balast - uśmiechnął się Harran, spoglądając na zakutą stal Imrę. - Ty też jakoś nie w damskich łaszkach - dodał żartobliwym tonem.
- Ciut słabo się walczy w pierwszej linii w kiecce. Zawiodę cię jednak, lubię się ubrać ładnie.
- Tym lepiej - odparł. - Zbroja na pokładzie może być niewygodna... dla sąsiadów - zażartował.
Imra pokręciła głową w niedowierzaniu. Ostatni raz spojrzała na fiolkę na szczycie sterty skrzyń.
- Miłej pracy. Ja idę odpocząć - mruknęła bezwiednie sięgając do poparzonych miejsc. Ruszyłą do kajuty zamykając się w niej i zostawiając dwójkę samym sobie.
- Dziękujemy - odparł Harran w imieniu obojga. - Pięć to wcale nie jest zła liczba. - Gdy Imra poszła, wrócił do poprzedniego tematu rozmowy. - I zawsze możesz to zmienić, gdy będziesz chciała.
- Hmmm? - Zamruczała Vaala, schodząc ze stołu, i dziwnie patrząc na Harrana. Chyba nie zrozumiała… skierowała za to swoje kroczki do fiolki pozostawionej przez Imrę, i zaczęła obwąchiwać zawartość owej fiolki.
- Perfumy? Kwas? Eliksir miłości? - zainteresował się Harran.
- Ciul wie - Stwierdziła Vaala, wzruszając ramionami, jak miała chyba w zwyczaju, po czym fiolkę… odrzuciła na miejsce.
- Znaczy w kuchni się nie przyda - uśmiechnął się Harran, który prawdę mówiąc więcej uwagi poświęcał odwrotnej stronie Vaali niż fiolce. - Ale innymi lepiej nie rzucaj. A nuż trafisz na ogień alchemiczny czy coś w tym stylu.
- Meeeh? - Druidka znowu wzruszyła ramionkami, jakby miała jakieś tiki...a może miała? Może spadła o jeden raz za dużo z drzewa??
- To znaczy, że mam rację, czy wprost przeciwnie? - zainteresował się zaklinacz.
- Albo, że mi to zwisa i powiewa? - Zaśmiała się głośno dziewczyna.
- Mi nie powiewa - odparł, przyglądając się Vaali, jakby się zastanawiał, czy dziewczyna ma na myśli odczucia, czy coś... fizycznego.
- To się rozbierz? - Vaala zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Tu? - Harran spojrzał na dziewczynę, po czym sięgnął do zapięcia pasa.
- Tu, tam, albo tam… - Dziewczyna wskazała palcem obszar kuchni, korytarza obok i chyba pokładu u góry??
- Gdzie tam chcesz? Wtedy będzie powiewać? - Zrobiła głupawą minkę, nawet jak na nią przystało.
- Bez względu na miejsce nie będzie powiewać - odparł. Przymknął drzwi, po czym ściągnął spodnie. I majtki.
Zdecydowanie nic nie powiewało. I nie zwisało. A Vaala, najpierw była wyraźnie zaskoczona i nieco zmieszana(?), a po chwili… wybuchnęła śmiechem.
- Ty tak zawsze? Chyba tak. Skoro już te trzydzieści kwiatków. Szybki jesteś! - Powiedziała, tłumiąc dalsze śmiechy.
- Nie zawsze, bo to by było niewygodnie - odparł. - A kwiatki by nie były zadowolone, gdybym był za szybki... Chcesz się przekonać? - Zrobił krok w jej stronę.

Vaala przestała się już uśmiechać, i cofnęła o dwa kroki w tył… natrafiając własnym zadkiem na kuchenne meble.
- Nie trzeba… - Powiedziała z nietęgą miną - To były tylko żarty…
- Tak też myślałem - odparł. Odwrócił się i zaczął się ubierać, a Vaala uciekła z kuchni, odprowadzana szyderczym skrzekiem, jaki wydobył się z gardła smoczka.
Zaklinacz ubrał się do końca, a gdy wyszedł na korytarz, rozległ się huk eksplozji.
- Destiny? Co się stało? - spytał.
- Mmho postanowiła sprawdzić skuteczność balisty. Sądząc z jej reakcji moja broń pozytywnie ją zaskoczyła. - wyjaśnił Statek.
- Nieźle brzmiało. - Harran uśmiechnął się lekko, po czym ruszył na poszukiwanie miejsca, gdzie można było schować rzeczy z pracowni alchemicznej.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-08-2020, 01:24   #58
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Imra potrzebowała odpoczynku. Pomijając kilka godzin lotu, walkę z żukami i poparzenia miała za sobą ciężki dzień jeszcze na Golarionie. Ocknięcie się na brzegu, cofnięcie się do zamku, zrozumienie rozmiaru porażki... Dostosowanie się do nowego otoczenia w końcu wykończyło wojowniczkę. Nie wiedziała jeszcze co sądzić o swoich nowych “towarzyszach”. Jeden umarł, jeden chce podnieść rękę na boga, jeden jest w połowie golemem. Do tego są dwie dzikie kobiety i mężczyzna - chaos.

Potrzebowała odpoczynku. Zamknęła się w kajucie i poprosiła Destiny, aby nikt jej nie przeszkadzał przez najbliższe dwie godziny. Ułożyła się na łóżku w zbroi już mając odpłynąć, kiedy przyszło jej coś do głowy. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej osobliwą maskę. Z wahaniem położyła ją na swojej twarzy i dopiero pozwoliła zabrać się do krainy snów.

“Mgliste wspomnienia wiły się jak węże… a może wizje przyszłości? Ciężko było odróżnić jedne od drugich. Imra na wierzchowcu, wokół niej armie… niczym ogary na smyczach, czekające aż je spuści ze smyczy. Posłuszne swojej pani. Bo wszak była panią i władczynią. Umiała zdobyć posłuch… umiała przewodzić… brakowało tylko wizji i celu...
Ku chwale… mojej… twojej… szepty wokół niej. To tylko maskarada… aktorzy grają swoje role... wybierz scenariusz… wybierz rolę i graj. Dwa głosy… jeden władczy, drugi nonszalancki i kpiący. Żadnego nie znała… tak jak i armii... posłuszne zakute w pancerze szeregi.
Szara narkotyczna mgła poduszki… nagie ciała lśniące od oliwy…. męskie torsy… kobiece pośladki i piersi. Wijące się wokół niej w ekstazie. Usta całujące jej ciało błagalnie… co by poświęciła im uwagę... przyniosła ulgę skrępowanym ciałom, choćby nawet stopą.
To wszystko...gra… maski… oszustwo. Ale ty możesz wybrać najlepszą z ról… przewodniczki… władczyni… szeptał ten ironiczny głos. Tylko nie daj się zwieść złudzeniom.
Niektóre skrępowane ciała… Mmho… Marai… Harrana i Vaali... kochanek i kochanków z jej przeszłości, przyszłości… wiły się wokół niej, ocierały w obietnicy rozkoszy i zapomnienia.
Czyżby… ktoś chciał ją odciągnąć od obowiązku? Czy… miała jakiś obowiązek?
Wobec kogo? I czemu?
- Sługa… czy królowa… ostatecznie nieważne jaką rolę przyjmiesz, bylebyś ją grała zjawiskowo i pamiętnie. Bo rola jest tym co po tobie zostanie… rola… i wrażenia jakie pozostawi. - tłumaczył ironicznie melancholijny głos.”

Ten głos... był jedynym wyraźnym akcentem tego gorączkowej i mglistej mary sennej.

Obudziła się zachłystując powietrzem jakby wyłoniła się spod wody. “Więc to tak do niego gadała” - pierwsza myśl jaka przyszła półelfce do głowy. Usiadła na łóżku zbierając myśli. Powoli zaczęła ściągać zbroję pozbywając się kolejnych warstw magicznego metalu. Nie zastanawiała się nad tym co robi. Usiadła przy toaletce i zaczęła przeglądać kosmetyki jakie miała Amara. Spoglądając na swoje dłonie, a potem na twarz w lustrze Imra nagle uznała, że w zasadzie czemu nie powinna się sobą zająć. Rozczesała włosy, zawiązała warkocz, przypiłowała paznokcie, zabarwiła usta. Przy perfumach się zatrzymała. Po zastanowieniu się odłożyła buteleczkę bez używania jej zawartości. Wstała otrzepując swoje ubranie. Na sukienkę się również jeszcze nie czuła. Musiała je zaadoptować lub sprzedać i kupić takie które jej przypadną do gustu.

Wybyła z kajuty zostawiając w niej nawet swój oręż. Nie była pewna, czy to było najrozsądniejsze z jej strony. Wyszła na górny pokład, aby zatrzymać się na dziobie i oprzeć o barierkę. Z góry spoglądała na sześciany i na ledwo widoczne bitwy. Przypominała sobie, a jej wspomnienia mieszały się ze snem. Marzyła.
 
Asderuki jest offline  
Stary 15-08-2020, 23:49   #59
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Kwatera prywatna Kvasera
Kvaser i Tanegris

Do kwatery niziołka ktoś zapukał. Głos sugerował nową osóbkę na Destiny.
- Można wejść na słowo?
- Tak - Kvaser stwierdził głośnym, typowym dla siebie głosem zawierającym nutę gniewu. Akurat doogląda części ekwipunku, robiąc szybkie sprawdzenie oraz porządki w ubraniach.
Bardka weszła i zamknąwszy je oparła się o nie plecami.
- Cóż… przejdę od razu do sedna. Powiedziałeś im?
- Co takiego - Kvaser spojrzał na diablicę pytająco.
- Nie udawaj naiwniaka. Widziałam już taki znak. Raz na trupie. Drugi raz na dzikiej oszalałej bestii w ludzkiej skórze, mordującej każdego kogo zobaczył. Paru rozerwał na strzępy na moich oczach… ofiary łowów lub wybrańcy Wielości. Tak was nazywają. Przyznaję, że jesteś pierwszym z którym da się porozmawiać. Tamten tylko charczał.- rzekła pospiesznie Marai.
Niziołek zaśmiał się w głos. Jego śmiech, chociaż w tym przypadku krótki, był bardzo intensywny, rozchodząc się echem po jego kajucie. Po tym chwilę przypatrywał się Marai z szerokim, rozbawionym uśmiechem na twarzy.
- Ty się boisz - stwierdził tonem jakby ta myśl go bawiła - niesamowite. Ale dobrze - wskazał jej palcem krzesło - chyba że wolisz na łóżku - zaśmiał się cicho - to pogadamy. To o czym opowiadasz to ja bardzo wiele lat temu.
- Tak. Trochę o siebie. Ale bardziej o nich. Ja umiem uciekać. Jestem urodzonym tchórzem. - odparła z uśmiechem diabliczka i wybrała krzesło.
- Mój gniew nie ma do końca źródła w Wielości - niziołek wyjaśnił z uśmiechem - chociaż sądzę, że mógł on rozpalić wszystkie piece mego serca, coś, co nigdy by się nie wydarzyło. Wtedy być może byłoby mi łatwiej. Ale ja jestem Zemstą - stwierdził dziwnie zimno i stanowczo - trzeba patrzeć na resztę tatuaży - wyjaśnił rozbawiony.
- Nie bardzo rozumiesz o co mi chodzi. - zadumała się Tanegris spoglądając wprost na jego oblicze.- Nie boisz się, że to coś więcej niż tatuaż? Znak bóstwo, znak powiązanego z bóstwem… jest jego oknem. Tak przynajmniej opowiadają. Nie boję się o twój gniew… boję że Wielość sobie przypomni o tobie. I zmieni w swoją laleczkę, ot tak dla kaprysu. I zwrócisz swoją broń i gniew przeciw każdej żywej istocie.
Niziołek uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął spokojnie dłoń przed siebie. Wokół niej pociemniało, może to zwid.. Zebrała się energia. Po kilku chwilach czarny, ruchomy dym zbierał się wokół dłoni Kvasera, tam byl najbardziej gęsty, lecz rozchodził się na całe ciało. Widać było jak po jego powierzchni tworzą się wzory twarzy, sylwetek, małych i dużych dłoni, czasem dawnej broni. W pomieszczeniu zrobiło się odrobinę chłodniej. Zapachniało grobem, a gdzieś na pograniczu słuchu rozbrzmiewały szepty. Tysiące głosów, różnych istot. Mówiły, śpiewały, śmiały się. Były groźne, to czuło się pod skórą. Lecz nie były złe.
Niziołek ruszył dłonią jakby coś strzepywał. Dym rozwiał się.
- Prowadzą mnie duchy Zemsty, przysięgałem pod Słońcem, kąpałem się w wodzie Rek’sal prosząc księżyc. Nacinałem swoje ściągną płacząc jak dziecko gdy całe plemię kochało się, tańczyło i piło najkrótszej nocy w roku. To nie są ozdoby - pokazał na tatuaże na rękach - a to co otacza znak to nie ramka. To jest droga mojego wyzwolenia i przyjaciele którzy idą ze mną do tego celu - uśmiechnął się lekko.
- To są duchy Kvaserze. Przyznaję, że potężne… ale tylko duchy… a ty chcesz się zmierzyć z bóstwem. Może i na wpół szalonym i całkiem… głupim ale bóstwem. Istnieje cień szansy, że duchy… cóż… mogą zostać stłumione jego potęgą. Nie twierdzę, że to się stanie. Ba, nie mogę nawet założyć takiej możliwości… bo magiem nie jestem i moja wiedza nie jest na tym polu zbyt duża. Ale jeśli jest cień szansy… to winieneś ostrzec towarzyszy, tak na wszelki wypadek.- rzekła cicho rogata.
- Duchy! - Warknął z irytacją w głosie - to jest znak - stwierdził gniewnie - to jest natura diablico. To samo możesz powiedzieć do druidów, iż ich magia może zawieść przy bogu - stwierdził spokojniej - nie są ślepi. Niczego nie ukrywam. Jeśli byłaś dłużej w mym świecie, wiele z tego co usłyszałaś jest albo znanym faktem, albo plotką - wzruszył ramionami.
- Niezupełnie… większość druidów dostaje moc od bóstwa. Nawet jeśli nie mówią o tym otwarcie.. i tak… też może zawieść przy bogu.- odparła ironicznie rogata i westchnęła.- nie mówię że nie masz racji. Nigdy nie badałam tej kwestii… po prostu widziałam takich jak ty, naznaczonych… i nie był to przyjemny widok.
- Wielu takich zabiłem - stwierdził z wyraźną przyjemnością w głosie - zwykle słabszych, młodszych, może osłabionych szaleństwem - zamyślił się - czy Erythnul o mnie wie? To debil, ale może już słyszał, gdy umierali jego wyznawcy - stwierdził poważnie - to, że jestem wkurwiony nie znaczy, że jestem głupi - uśmiechnął się - myślisz, że teraz pierwsze co zrobię to postaram się dostać do jego siedziby? Przepaliłem małą fortunę na takich jak ty, na kronikarzy, bibliotekarzy, magów… Jestem metodyczny. Wiem, że potrzebuję ochrony na tyle, aby sprostać temu działaniu. Wiem, że potrzeba broni. Pracuję nad tym od lat. Gdybym miał talenty polityczne, po prostu wcześniej pozbawiłobym go wyzawców, co do jednego - stwierził pokazując, iż to nie droga do celu była dlań najważniejsza, lecz cel sam w sobie.
- Jeśli coś mogę ci doradzić, to… szukanie sojuszników wśród innych bóstw.- odparła Marai z łobuzerskim uśmiechem. - Wielość nie jest powszechnie lubiana, a gdy zginie to jego miejsce będzie do zagarnięcia dla innego bóstwa.
- Myślałem o tym - przyznał - lecz dopiero teraz pojawiły się realne możliwości - stwierdził rzeczowo.
- To dobrze. Mam nadzieję, że moje obawy są bezpodstawne, bo wiesz… naznaczeni na ofiarę bogom rzadko unikają ich chciwych łapek. Twoi towarzysze powinni być gotowi na każdą ewentualność… nieważna jak malutka byłaby szansa.- odparła cicho rogata. - W końcu mało komu udało się zabić boga.
- Mam nadzieję, że są - stwierdził lekko - na takie rozmowy przychodzi się z piwem - stwierdził pogodnie.
- Zafunduję ci kolejkę w Rigus. Znam tam karczmę z porządnym piwem i karczmarzem szują. Będziesz mu mógł obić pysk, jak spróbuje nas okantować.- odparła żartobliwie Tanegris.- Co ty na to?
- To dobra cena - stwierdził kiwając głową - na ciastkarnię będę musiał chyba poczekać dłużej - stwierdził bardzo poważnie.
- Nie umiem piec. A swoje chyba już zjadłam.- westchnęła rogata. - przykro mi.
- Taki to los w podróży - stwierdził niziołek przywołując wspomnienia długich wypraw - w cywilizacji chce się odpocząć w dziczy, a w dziczy pragnie się udogodnień.
- Rigus mało ich oferuje. To kilka obozów wojskowych stłoczonych razem. - wyjaśniła rogata.
- Zawsze jakiś zalążek, chociażby wykopane latryny - stwierdził, aby po chwili doda - chociaż w takich miejscach lepiej iść w krzaki. Gorzej gdy tak pomyślą wszyscy - zaśmiał się.
- Na krzaczki musisz poczekać… trzeba by polecieć statkiem dalej.- zaśmiała się Tanegris.
- Sądzę, że docelowo planowałaś z nami podróż gdzieś dalej - niziołek zmienił temat - lecz zmieniłaś plany. Pewnie przy starej załodze właśnie otrzymałabyś podwózkę - stwierdził.
- I zapłatę… też bym otrzymała.- zaśmiała się rogata i wzruszyła ramionami. - Zwoje teleportacji są piekielnie drogie.
- Pewien magnat określiły nasz sytuacje jako dziura budżetowa. Nie sądziłem, że może przybierać ona postać dziur w poszyciu statku - mruknął wesoło.
- Cóż poradzić… w balladach o bohaterach nie podaje się kosztów całej heroicznej wyprawy. Tylko wynik. - odparła ironicznie Marai. - Dlatego ja nie jestem herosem.
- Gdy nas sprzedasz - wtrącił lekko - postaraj się dać dzień wcześniej. Taki kredyt - stwierdził dziwnym tonem, ni to żartem, groźbą czy poważnie. Tak jakby tego typu sytuacje nieszczególnie go obchodziły.
- Dobra… aczkolwiek nie widzę powodu do takiej sprzedaży. Mam swoich informatorów mój drogi. Straciłabym ich zaufanie, gdybym sprzedawała swoje kontakty na prawo i lewo. Weź na przykład te żelazne żuczki. Informacja o ich istnieniu jest dużo warta dla odpowiednich osób. Nikt się nie dowie jak je znalazłam.- odparła z uśmiechem rogata.
- Jakoś mało o nie pytałaś - niziołek uśmiechnął się - a my je poznaliśmy nieco bliżej niż tylko broniąc statek.
- Nie było okazji, bo byliście bardzo nieufni. Wpierw należało więc przełamać lody i nieco się obnażyć. Ale skoro już przy nich jesteśmy to chętnie posłucham twojej opinii o nich.- odparła z lisim uśmieszkiem Marai.
- Robaki - stwierdził wzruszając ramionami - dziwi mnie czemu ta informacja miałaby być cenna. Gdybym pomyślał o mechanicznych stworzeniach, to po ludziach, właśnie istnienie robaków wydaje się oczywiste - wyglądało na to, iż niziołek nie miał zamiaru być od razu wylewny.
- Automatony nie powstają zwykle same z siebie poza Mechanusem. Ergo ktoś je stworzył i ów ktoś zapewne stworzył środki do ich kontroli. Wizja zdobycia mechanicznej armii wystarczy na zapłacenie za informacje o nich. No i są jeszcze uczeni interesujący się nowymi przejawami egzystencji.- wyjaśniła rogata.
- Wątpię aby ktokolwiek je tworzył - Kvaser powiedział sceptycznie - to mechaniczny padlinożercy pożerający resztki innego mechanizmu. I budujący się od nowa - wzruszył ramionami.
- To już nie mój problem, jakie wnioski wysnuje kupujący informacje.- wzruszyła ramionami bardka.
- Czyli doradztwo nigdy nie jest w cenie - skrzywił się cierpko.
- Tyrani opijają się własną pychą, doradcy są od łechtania ego swojego pana.- uśmiechnęła się ironicznie rogata.
- Nam jednak ochoczo próbujesz doradzać - stwierdził bez oceny.
- Jesteście pierwszakami. Pochodzicie z planów materialnych, pierwszy raz znaleźliście na planach. Nie znacie pułapek wśród których się wychowałam. - wyjaśniła Tanegris.
- Jesteś albo genialnym szpiegiem albo słabym kupcem - uśmiechnął się dając jasno do zrozumienia iż to żart.
- Kto wie, kto wie…- odparła żartobliwie diabliczka i wstała.- No… na razie cię pożegnam. Mam za sobą intensywną i wyczerpującą dysputę z Mmho i muszę się zdrzemnąć.
Kvaser w milczeniu kiwnął głową na pożegnanie.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online  
Stary 16-08-2020, 19:29   #60
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Mmho w kajucie, wyprowadzka Vaali, spacer z Harranem

Właściwie to Mmho wcale nie była smutna. Rozładowane napięcie i znalezienie kogoś, kto mógł zastąpić kochanki z jej świata (w dodatku z nadzwyczaj zwinnym językiem) było raczej powodem do radości. Posiadając silne poczucie niedokończenia spraw, którymi wymyśliła sobie się zająć, wcale nie miała zamiaru przesiadywać u diabliczki zbyt długo.
Póki co z napierśnikiem w ręku gdyż postanowiła go nie ubierać dla wygody, wróciła do kajuty, którą dzieliła z Vaalą.

Jak się okazało pomieszczenie to było puste. Zielonoskóra postawiła pod ścianą swój napierśnik, po czym zajrzała do szafy. Mieszkający tu wcześniej rycerz zostawił po sobie jakieś podstawowe łaszki. Nim jednak Mmho zabrała się za ocenienie, czy coś z tego mogłaby ubrać zamiast zbroi, dla wygody uświadomiła sobie coś. Zamiast do szafy powinna najpierw zajrzeć do własnego plecaka. Pomysł okazał się trafiony. Luthra jak zwykle o wszystkim pomyślała. Mmho odnalazła tam prosty, zapasowy strój zwiadowcy z którego wystarczyło jej póki co zabrać koszulę.

Po pewnym czasie zjawiła się tam i Druidka, ubrana już jak poprzednio, w swój liściasty pancerz i szmatko-spódniczkę.
- Hej - Pozdrowiła Mmho zdawkowo, za bardzo nawet na nią nie patrząc, po czym zaczęła zbierać swoje przysłowiowe "pięć szpargałów" jakie tu wcześniej zostawiła.
- Co robisz? - zapytała wprost pół-orczyca, przyglądając się temu. Mmho była akurat zajęta ubieraniem na siebie białej zwykłej koszuli, w której miała do zapięcia kilka guzików.
- Zbieram swoje rzeczy, nie widać? - Powiedziała oschle Vaala.
- Mmho zrobiła coś, co cię uraziło? - zapytała nie kryjąc zdziwienia. Jednocześnie robiąc krótki rachunek sumienia.
- Będziecie miały więcej miejsca - Burknęła dziewczyna, zarzucając torbę na ramię. Była gotowa do wyjścia…
- Zaczekaj - poprosiła Mmho - porozmawiajmy. Chodzi ci o Marai? Jesteś zła? - pytała odkrywczo.
- Nie ma o czym gadać… - Vaala wzruszyła ramionami, po czym ruszyła do wyjścia z komnaty - Tak będzie lepiej.
- To może zamiast gadać, posłuchasz? - Mmho jeszcze raz próbowała ją zatrzymać w imię porozumienia się.
- Nasłuchałam się już twoich jęków w korytarzu, to mi starczy - Dziewczyna zatrzymała się na moment w progu, spoglądając na Mmho z markotną miną.
- To był tylko stosunek - Mmho wzruszyła ramionami - nie mam zamiaru się z nią przyjaźnić, ani nosić jej śniadań do łóżka - wyjaśniła - pochodzimy z różnych kultur. W mojej kochamy się kiedy chcemy i z kim chcemy.
Vaala wyszła z kajuty, po czym tak pierdolnęła drzwiami, że mało ściana nie odleciała, i tyle było po Druidce…
Mmho wyszła za nią.
- Vaala… ja mówię poważnie - powiedziała do jej pleców - Mmho liczyła na przyjaźń, to coś więcej niż tamto. Na początek Mmho musi zostać wysłuchana, przemyśl to.
- Śmierdzisz kozą - Warknęła dziewczyna, nawet się nie odwracając, po czym zeszła schodami na pokład niżej.
- To nie wąchaj tylko wytłumacz Mmho co myślisz - pół-orczyca nie odpuszczając poszła za nią - chcesz żeby Mmho była tylko dla ciebie?
- Nie będę się z tobą ganiała po sta-tek, przestań za mną chodzić - Wysyczała Vaala, zatrzymując się, i odwracając się do Półorczycy. Była wyraźnie wściekła, z przymrużonymi, szklącymi się oczkami, z “chodzącą” szczęką, i nawet z pulsującą żyłką na czole. Brakowało tylko jeszcze, żeby i dłonie zacisnęła w pięści…
- Czy to Mmho cię tak zawiodła? - Mmho próbowała kryć zdziwienie tak mocną dla niej reakcją druidki - Mmho nie chciała, chcę się przyjaźnić i żebyś była bezpieczna przy Mmho i szczerości… - powiedziała pół-orczyca wyciągając po tych słowach dłoń w kierunku ramienia Vaali, na co ta cofnęła się krok w tył.
- Idź sobie do kozy - Warknęła Druidka, po czym ponownie ruszyła dalej.
Tym razem Mmho nie kontynuowała próby porozumienia się z Vaalą. Zawróciła.

***
Nie wróciła jednak do swojej kajuty. Zamyślona podążyła korytarzem, jednocześnie analizując zachowanie druidki i próbując przypomnieć sobie drogę do bocznej balisty, gdzie jak mówił jej Statek, znajdowały się zapasy strzał.
Harran w ostatniej chwili uniknął zderzenia z Mmho, która, pogrążona w myślach wędrowała korytarzem.
- Ooo - skwitowała to spotkanie Mmho, kiedy w końcu udało jej się skupić wzrok na osobie z którą prawie się zdarzyła.
- A ty co tak błądzisz myślami w chmurach? - spytał Harran, nieco zaskoczony brakiem uwagi, jaki zademonstrowała półorczyca.
- Mmho zawiodła Vaale, ale nie do końca rozumie czemu - odparła Mmho - siedzi to Mmho w głowie bo stara się rozumieć, rozumiesz?
- Tak i nie, bo nie powiedziałaś, jak ją zawiodłaś - odpowiedział.
- Racja - powiedziała Mmho - idę do bocznej balisty. Będziesz mi towarzyszył?
- Dobrze, opowiadaj. - Ruszył razem z Mmho.
- Właściwie niewiele jest do opowiadania. Mmho bawiła się z Tanegris, a Vaala przez to wyprowadziła się od Mmho i nie chce rozmawiać - powiedziała ruszając.
- A wcześniej bawiła się z Vaalą? - spytał.
Pół-orczyca wzruszyła krótko ramionami.
- Mmho chciała, ale nie wyszło - odpowiedziała.
- I od razu zaciągnęłaś do łóżka następną dziewczynę? - Harran nie do końca chciał wierzyć w to, co słyszy. - Naprawdę?
- Sama przyszła, a co? - zapytała Mmho. - Żadnej nic nie obiecałam.
- Niektórzy nie lubią takich sytuacji. Obietnice nie mają tu nic do rzeczy. Ta mi nie dała, więc idę do następnej... czyli ta pierwsza mnie nie obchodzi. Tak to wygląda i niezbyt to miłe.
- Hmm… - mruknęła pół-orczyca - tak? Ciekawe.
- Tak bywa. I w cywilizowanych społeczeństwach, i wśród tych zwanych dzikimi. Rozczarowanie boli. I zostawia ślad.
- Niedobrze. Mmho chciała przyjaźnić się z Vaalą. Lubię ją - powiedziała Mmho.
- Teraz to będzie trudno. - Harran miał nieco wątpliwości, jeśli chodziło o dalsze losy tej przyjaźni. - Kobiety bywają uparte, a nawet zawzięte. Im bardziej cię lubiła, tym gorzej.
- Znamy się kilka godzin - przypomniała Mmho - nawet nie zdążyłam jej nigdy powiedzieć, że w swoim świecie Mmho zostawiła żonę i trzy kochanki… ale teraz, mam wrażenie, że nie powinna tego wiedzieć. Byłaby pewnie tylko bardziej obrażona.
Harran spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem.
- Cztery kobiety? Nieźle. - Pokiwał głową. - Nie miały nic przeciwko sobie?
- Plemię Złotego Węża cechuje się otwartym spojrzeniem na fizyczność. Sprawia nam przyjemność podobnie jak picie wina czy palenie Fhhali więc to robimy. Inaczej traktowana jest więź emocjonalna - Mmho zamyśliła się na moment - rozdzielamy to.
- Niektórzy tego nie rozdzielają - odparł. - Czasami od razu wiadomo, że związek będzie tylko dla przyjemności obu stron. Zabawa w łóżku raz z tym, raz z tamtym, innym to nie odpowiada. Może Vaala lubi układ jeden na jeden, może chodziło o Tanegris, tego nie wiem. Może jej to minie, ale nie wiem...
- Jeden na jeden? Chodzi o wierność? Mmho była kiedyś żoną wodza, obiecywaliśmy sobie wierność - powiedziała pół-orczyca - rozumiem co to znaczy.
Harran wzruszył ramionami. Nie wiedział, co działo się w sercu Vaali... i na ile on sam przyczynił się do kiepskiego humoru druidki.
- Może chodziło o wierność, może kolejność, może chciała trochę poczekać. - Ponownie przedstawił parę możliwych powodów urażonej dumy Vaali. - Może i nie wypadało odmawiać diabliczce, gdy nadstawiła tyłek - powiedział - ale Vaali podpadłaś. Nie wiem, jakie są jej plemienne obyczaje, ale ją rozumiem. Gdyby mi ktoś okazywał pewne względy, a zaraz potem poleciał na kogoś, kto ma większe cycki i bardziej zachęcająco kręci zadkiem, to też by mnie szlag trafił.
- Dziwni jesteście - powiedziała Mmho po dłuższej chwili namysłu.
- Wszędzie są różne obyczaje i różne charaktery - odpowiedział. - Czasami robi się błędy i płaci za pomyłki. Jeśli ci na niej zależy, to walcz, jeśli nie, to korzystaj z innych przyjemności.
- Dziwni jesteście - powtórzyła Mmho.
W tym czasie dotarli w końcu do balisty. Mmho zaczęła rozglądać się za schowkiem na strzały.

- Tego szukałaś? - spytał zaklinacz, gdy po chwili Mmho się podniosła, z pękiem strzał w dłoni. - Uzupełniasz zapasy?
- Taaa… - odparła Mmho - trochę strzał poszło. Idę jeszcze obejrzeć dziurę w statku - dodała - chcesz iść z Mmho?
- Chętnie zobaczę - odparł zaklinacz - jak bardzo oberwaliśmy i z czego zbudowano Destiny.
Pół-orczyca schowała zapas strzał i ruszyła.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172