|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-08-2020, 21:55 | #51 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Po początkowym “nafuczeniu” na nową samicę na pokładzie statku, Vaala dała sobie już z nią, i z jej “karkami” spokój. Rogata zaczęła wielce dyskutować z resztą stada, kto kim jest, co tu robi, co z tym wszystkim ma wspólnego sta-tek, i takie tam, inne, mało istotne dla Druidki pierdoły. Do tego zaś, wszyscy udali się do środka na jakieś narady, przy tym stole co mapy umiał pokazywać. Vaala wzruszyła więc ramionami, po czym wśród krótkiego “idź”, i machnięcia dłonią do Mmho, dała do zrozumienia, by Półorczyca się nią nie przejmowała, i również wzięła udział w owych naradach… dla Druidki było tam stanowczo za ciasno, a i oprócz tego, ta rogata nie przypadła jej jakoś do gustu. ~ Drobna dziewoja ponownie wspięła się na dach sterówki, po czym tam zasiadła jak wcześniej, obserwując okolicę, jaką obecnie przemierzali… po kilku minutach zaś, kilka razy przywaliła pięścią w owy dach, jakby starając się zwrócić uwagę sta-tek. - Te, słyszysz mnie? - Spytała. - Oczywiście. Słyszę zawsze. Mogę nie widzieć w twojej kwaterze jeśli sobie tego zażyczysz, ale słyszę zawsze. - odparł uprzejmie Statek. - Te twoje serce, stare… i nowe… są takie gdzieś jeszcze? I wszystkie są takie paskudne, czy są i takie co nie szkodzą istotą obok nich? - Wypytywała się Druidka. - Ta informacja jest obecnie niedostępna. Niemniej jestem w stanie dostosować dowolne źródła energii. Choćby rozpalone w mojej maszynowni ognisko. Tyle że ognisko ma tendencje do wypalania się szybko, a i ilość energii jakie dostarcza są niewystarczające dla moich potrzeb.- wyjaśnił uprzejmie Satek.- Są różne potężne źródła energii jak i przeciw-energii takich jak kula unicestwienia. Vaala westchnęła. - Wiesz co to "Serce Ziemi"? - Powiedziała. - Ta informacja nie jest obecnie dostępna. Niemniej nazwa sugeruje plan żywiołu ziemi.- ocenił Statek. - Ta informacja nie jest dostępna, tamta informacja nie jest dostępna… ty mało wiesz, sta-tek... - Burknęła Vaala. - Informacje do których mam dostęp, służą przede wszystkim do nawigacji po różnych planach egzystencji. Informacje dotyczące artefaktów wymagają skontaktowania się z mistrzami wiedzy lub kronikarzami. - wyjaśnił uprzejmie Statek. - Dobra, dobra sta-tek… to wszystko. Powiedz mi jeszcze gdzie lecimy i tyle. - Ostatnim nakazanym kierunek był Rigus. Kieruję się na portal łączący ten plan egzystencji z owym miastem. Podróż potrwa kilka dób.- odparł Statek. - Kilka czego? Ja nie wiem co to “dup” - Powiedziała Druidka. - Doba to suma dnia i nocy, na światach gdzie istnieje cykl dnia i nocy. Przy czym kieruję się najbardziej powszechnymi dobami mającymi po 12 godzin nocnych i 12 godzin dziennych.- wyjaśniał spokojnie Statek. - Noc i dzień… ahaaa, dobra. Teraz wiem - Vaala kiwnęła głową - A mam cię sta-tek jeszcze pilnować, czy jak? - Nie jest to już konieczne. Teraz, gdy jestem w miarę sprawny to ja pilnuję waszego bezpieczeństwa. - odparł uprzejmie Statek. - I dziękuję za pomoc. Bo chyba powinienem, prawda? - Mhh… - Prychnęła Vaala, po czym wróciła do obserwacji okolicy, nadal siedząc na owym cholernym dachu sterówki. - Czy jeszcze jakoś mogę służyć?- zapytał na koniec Statek. - Nie… - Padła krótka odpowiedź. *** Jakiś czas później Vaala udała się do kuchni. Wypadało ją ogarnąć, posprzątać, i doprowadzić do użytku, no i padło na nią, nikt tu chyba ze stada nie umiał nic pichcić, wszyscy prawie za to na prawo i lewo wielce zapewniali, że nie muszą jeść ani pić... ta, jasne. Tylko dzięki magii tak żyją, a co to za życie, jak nie wrzucisz na ząb porządnego kawałka mięsiwa? - Co za idiota trzyma kwasy i inne takie, razem z żarciem? - Marudziła pod nosem Druidka, wynosząc wszystko “podejrzane” z kuchni na korytarz przed nią. Pakowała wszelkie chemikalia i inne takie dziwadła, do skrzynek, wiaderek, i czego popadło, byleby to jakoś przenosić. A co z tym później będzie, to w sumie już nie jej problem. Albo magiki ze stada się tym zainteresują, i gdzieś przeniosą, albo poleci za burtę, jej to było obojętne. - Po ryju bym takiemu gospodarzowi natrzaskała... - Fuczała, pakując kolejne rzeczy do wyniesienia - ...gorzej niż w jakiejś orkowej norze. Nawet te barany tak nie robią… Pod pokładem było jej gorąco, było duszno, i ciasno. Nie lubiła takich miejsc, a wyglądało na to, że spędzi tu wiele “dup” jak to gadał sta-tek. Szlag by to trafił. Pozbycie się sporej ilości odzienia nieco pomogło… a właściwie to pozbycie się niemal wszystkiego. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
12-08-2020, 11:27 | #52 |
Administrator Reputacja: 1 | - Musiał oberwać gdy żuki do nas strzelały... - powiedział z pewnym smutkiem Harran. Imra kiwnęła głową mężczyźnie i otworzyła drzwi do sali narad wchodząc do środka. Nie zamierzała być poza obradami. Harran wszedł razem z nią. Mmho również. - Ciastka, ciastka….- mruczała do siebie diabliczka wodząc sukni.-... nie mam żadnych. Obawiam się, że musimy się tylko zadowolić trunkiem. Wyjęła spomiędzy fałd sukni plik pergaminów i odłożyła na bok. Skłoniła się dwornie sięgając rąbków sukni przy skłonie. - Pozwólcie że się właściwie przedstawię. Nazywam się Tanegris Marai i jestem bardką, negocjatorką i pozyskiwaczką informacji do wynajęcia. Zapewne wy macie więcej pytań do mnie, niż ja do was… no i jesteście gospodarzami, więc najpierw zadajcie je. Potem pokażę i wyjaśnię co zdobyłam dla waszych poprzedników. A na końcu sama zacznę pytać. Co prawda za informacje żądam zwykle zapłaty… ale zważywszy na sytuację… to tym razem daruję sobie zarobek.- rozlała trunek do kieliszków, usiadła na jednym z krzeseł i rzekła. - Częstujcie się i pytajcie. Kvaser siedział w typowej, jak mogli wywnioskować z krótkiej znajomości, pozycji. Łuk i miecz luźno odwieszonego na oparciu krzesła, pozycja niziołka rozłożysta jakby był we własnym domu - lub jego własny dom był wszędzie. Mięśnie mniej napięte, chociaż nerwowo przeczesując wszystko wzrok, sroga mina i nagłe, niespodziewane gesty - tu się podrapie, poprawi pasek zbroi, wygramoli - sugerowały, iż aż kipi od emocji. - Kvaser - skinął głową w stronę bardki i bez zbytniego ociągania się podjął kieliszek trunku wznosząc symboliczny, milczący toast. - Harran - przedstawił się zaklinacz, po czym powtórzył gest Kvasera, diabliczka uczyniła podobnie. - Imra z rodu Orirel - dodała w końcu i półelfka. - Czym zajmowała się poprzednia załoga? - zapytała Mmho, która już się przedstawiała, więc nie uczyniła tego ponownie. - To dość… skomplikowane. - zadumała się diabliczka popijając alkohol ze swojego kieliszka drobnymi łykami.- Trochę zapobiegała różnym apokalipsom, lecz to nie było ich głównym celem. Bowiem….- mruknęła machając leniwie ogonem, na którym pobrzękiwały bransolety.- ... Radogast z Villamort pochodził ze świata który uległ zniszczeniu w wyniku takiej apokalipsy. Takiej która dewastuje światy, a nie same cywilizacje. I cóż… podejrzewał, być może słusznie, że istnieje organizacja która zajmuje się wywoływaniem takich wydarzeń na różnych światach... - Zaczekaj, zaczekaj. Przestań mówić - poprosiła Mmho. - Poczekamy na Bezimiennego, inaczej będziesz musiała to wszystko powtórzyć. Gdzie on u licha? - Destiny może mu powiedzieć, niemniej… skoro go tu nie ma… to możemy pogadać o innych nie tak istotnych kwestiach. W końcu nie widzę powodu byśmy tu siedzieli i w milczeniu upijali się. - stwierdziła z uśmiechem rogata, a Statek odezwał się mówiąc.- To prawda, mogę przekazać Bezimiennemu wszystko co zostanie tu powiedziane w drodze powrotnej. W tej chwili rozmawia z łukiem Amrosa oraz rozważa możliwości naprawy dziury w mojej burcie. - Dziury? - dopytała pół-orczyca. - Struktura mojej lewej burty została poważnie naruszona. Mam dziurę…- wyjaśnił Statek. - Gdzie możemy dokonać naprawy? - spytał Harran. - Ta informacja nie jest obecnie dostępna. Niemniej najbliższe obszary pozwalające na dostęp do licznych utalentowanych rzemieślników to miasto planarne Rigus i siedziba boga duergarów Laduguera. - wyjaśnił statek, a Marai skupiła się na popijaniu trunku. - Długo już jesteście na Destiny?- zapytała w końcu. - Kilka godzin - westchnęła głośniej Imra czując jak coś jej siada na żołądku. - Destiny potrafi regenerować “rany”… nie wiem co prawda w jakim stopniu, ale jeśli dacie mu czas to dziura pewnie zniknie. Widziałam jak kawałek burty został oderwany i jak odrastał. - pocieszyła ją Tarai.- To twarda sztuka ten stateczek. Kvaser pił również powoli, mimo praktykowanego fachu raczej nie był miłośnikiem nazbyt mocnych trunków w zbyt dużej ilości. Na razie milczał, obserwując wymianę zdań, chociaż gdy usłyszał o stanie statku, poruszył ustami, chyba klął pod nosem. - Cóż, i tak czeka nas podróż na Rigus - powiedział Harran, po czym dodał: - A tam albo naprawimy statek, albo się dowiemy, kto i gdzie może to zrobić. - Odstawił prawie nienaruszony kieliszek. - Nie wypijcie - zażartował. - Niedługo wrócę - dodał, kierując się w stronę drzwi. - Skooorooo my czekamy na waszych towarzyszy, to może wy odpowiecie na moje pytania? Na przykład co tu się stało? I gdzie jest poprzednia załoga? Przypuszczam, że wy jej nie zabiliście. Destiny nie zaakceptowało by was w takiej sytuacji jako nową załogę.- wtrąciła Tanegris. - Nie? - Kvaser podniósł brwi i zaśmiał się w głos. - Nie sądzę. Gnościk chwalił się że Destiny to coś więcej niż latający artefakt, że się rozwija, że ma wolną wolę… że jest jak to on określił. “Sztuczną duszą” a nie tylko jej namiastką czy też elementalem uwięzionym w skorupie.- wzruszyła ramionami rogata. - Niestety ten proces rozwoju został zahamowany. Zastosowana przeze mnie metoda nie była przewidziana w przy mym tworzeniu. O ile zapisana we mnie wiedza przetrwała w 67%, o tyle własnych wspomnień zachowałem ledwie 19… część kryształów mojej pamięci jest w ogóle odcięta. Większość uległa wymazaniu. - wtrącił uprzejmie Statek. Pół-orczyca sięgnęła w końcu po swój kieliszek. Skoro wszyscy pili, a do tej pory nikt nie padł trupem, wyglądało na to, że nie jest to żadna trucizna. Upiła kilka łyków od razu i odstawiła. - Nie wiemy gdzie jest poprzednia załoga. Zniknęli. Nie było tu ich ciał - odpowiedziała zielonoskóra. - Ponoć ci, których uprzątnęliśmy byli atakującymi i ponoć zabili załogę. Zdążyliśmy tylko wymienić serce statku i trochę uprzątnąć nim się pojawiłaś - Imra zaczynała mówić ciszej, a jej słuch powoli się odnawiał po wybuchu. Tylko to ciągłe dzwonienie w uszach mogłoby minąć. - Sądząc po jakości ekwipunku jaki miały trupy, coś tu śmierdzi - Kvaser stwierdził będąc w dobrym nastroju - chyba, że było ich bardzo wielu. Ale za mało trupów znaleźliśmy. Poprzedniej załogi też raczej nic. - Destiny… pamiętasz coś z napaści?- zapytała diabliczka, a Statek odpowiedział.- Tylko przebłyski… napaść była liczna i potężna. Potem zaś…. ostała się szkieletowa załoga, co by mnie zepchnąć w głębię Thuldanin i upewnić się, że stamtąd nie wrócę. Więc… musiałem podjąć kroki zapobiegawcze. Do sali nawigacyjnej wrócił Wędrowiec, trzymając w pokrwawionych dłoniach łuk Ambrosa i jeden z jego karwaszy. Spojrzał na rozstawione na stole kieliszki. - Ambrosa zabił pocisk skarabeusza, który mocno uszkodził poszycie Destiny - powiedział beznamiętnie - Ciało jest w opłakanym stanie, ale wskrzeszenie powinno być możliwe. Ktoś z was ma taką możliwość? Jeśli nie, trzeba spalić zwłoki. Przy okazji, jego łuk szuka nowego właściciela, ale to mniej paląca kwestia. - spojrzał na bardkę - Możesz kontynuować, mówiłaś o grupie dążącej do niszczenia światów? - Tak naprawdę niewiele o tym wiem. To była obsesja Radogasta, być może podsycana przez paranoję innego członka załogi, drowa o imieniu Imvyr. - machnęła dłonią diabliczka.- Przypominam też, że nie byłam członkinią załogi. Nie byłam tu stale i nie brałam udziału w większości misji, więc wiele detali nigdy nie poznałam. Niemniej uważali że statek należący kiedyś do Ilithidów ma coś z tym wspólnego. - Niewiele to i tak więcej, niż my wiemy o załodze i jej działaniach - stwierdził automaton - Ale w takim razie zacznijmy od nautiloida. Co się o nim dowiedziałaś? - Wpierw wiedzcie że ciężko śledzić latającym pomiędzy planami okręt, samej poruszając się na własnych nogach.- przesunęła palcami po dokumentach.- Udało mi się jednak ustalić parę miejsc w których przebywał lub miał się pojawić. Zwykle jednak bez informacji dotyczących powodów jego pojawienia właśnie tam. Wpierw… wpierw… a jest… Hommlet na Oerth. Widziano zarys tego okrętu tam. Nie wiem po co się tam zjawił, ale Hommlet ma jakieś ważne znaczenie w okolicy. Odbyła się tam jakaś wielka bitwa… czy coś w tym rodzaju. Historyczką nie jestem, szczegółów nie znam. Niemniej na miejscu łatwo się tego dowiedzieć. Niziołek wiadomość o śmierci mnicha przyjął na zimno. Tak to już było, że towarzysze umierali. Dziennie trafiało się na nowe twarze które rankiem pogodne, pod wieczór były martwe i zakrwawione. Westchnął tylko ciężko jako komentując ironię losu wobec wszechwiedzącego i wszystkowidzącego ślepca którego zabił drobny niefart. - Ktoś z was kojarzy to miejsce i świat? - Wędrowiec spojrzał po zebranych - Zarys to niewiele, jeszcze jakieś informacje? - Wędrowcze a niby skąd mamy go kojarzyć? Ja nawet nie jestem pewna do końca gdzie jestem chociaż już chyba kilkukrotnie było mówione. Gdyby nie ból uznałabym to nawet za sen. - półelfka się wtrąciła. - Mogę dać mapę jeśli to pomoże. - wtrąciła diabliczka i wyciągnęła spomiędzy fałd sukni, kolejny zabazgrany pergamin. A następnie kolejny na stół.- A tu taki bardziej uproszczony obraz. Harran, który właśnie wrócił, spojrzał na rozwiniętą mapę. Część nazw była mu znana, ale reszta nie pasowała do jego ojczystej planety. - To tylko jedno z kilku miejsc… kolejnym jest plan eteryczny… dość nieprzyjemny jego obszar. Gdzie po części łączy się z planem negatywnej energii. Tam znajduje się nieśmiertelna świątynia Ki.. Kiara.. Białej Banshee. Drowiej bogini zemsty i nieśmierci. Coś tam przywieźli. - wyjaśniła diabliczka zerkając w notatki. - Rozumiem, że nie wiesz, co? - automaton zaczynał powątpiewać w umiejętności wywiadowcze diablęcia - Jakieś kolejne miejsca? W tym czasie kiedy sypały się kolejne pytania, Imra oglądał podane mapy z rosnącą dezorientacją na twarzy. - Nie poznaje większości z tych nazw - mruknęła podając mapę dalej. - Ani nie rozpoznaję bogini, o której wspominasz. Tam skąd pochodzę drowy wyznają demony… Uch to będzie problematyczne. - Na pocieszenie dodam, że… - diabliczka nalała sobie alkoholu.- … że różnica między drowim bóstwem, a demonem czczonym przez czarne elfy dotyczy tylko poziomu Mocy. - Czy komuś mówi nazwa Oerth? - spytał zaklinacz. - Moim zdaniem to mapa kosmologii tego świata - powiedział. - Mnie - Kvaser wzruszył ramionami - ale nie znam tej zapyziałej dziury. Może i nawet tam byłem, ale nie przywiązuję szczególnej uwagi to mijanych miasteczek. Mmho w milczeniu piła alkohol ze swojego kieliszka, rzuciła tylko okiem na mapy. A rogata spojrzała na półorczycę zaciekawionym spojrzeniem, dyskretnie oceniając jej walory, gdy Mmho na chwilę pochyliła się nad mapami. |
12-08-2020, 15:07 | #53 |
Reputacja: 1 | - Kolejna kwestia jest dość skomplikowana. Pomknęli na Krynn wykorzystując księżycową drogę. Bowiem ten akurat świat jest dostępny jedynie, gdy któryś z ich księżyców jest akurat w pełni. I wtedy na powiązanym z nim planem przechodnim powstaje ścieżka którą można wydostać się i dostać do Krynnu. Oczywiście łatwiej wyjść niż do niego wejść, bo stamtąd widać na niebie Krynnu który księżyc akurat ma pełnię. Ja nie wiem za bardzo…- stwierdziła rogata wpatrując się w pergamin.-... jak tam się dostać, tak jak nie wiem po co potem udali się na najniższą warstwę Piekła. I co tam robili… ale nie wierzę, że Asmodeusz nie wiedział o ich działaniach. Być może nawet im przeszkodził… cokolwiek tam planowali. |
13-08-2020, 19:00 | #54 |
Reputacja: 1 | - Bezimienny - powiedziała półelfka na wejściu do sali narad. - Wystarczająco dużo osób było chętnych. Mmho spojrzała na Harrana. - Statek twierdzi, że kapitan jest potrzebny do wydawania poleceń jemu samemu. Załoga może działać bez wodza. - To było jasne od początku - odparł. - W każdym razie dla mnie. Ale podział głosów nie rozwiązuje problemu. - Został jeszcze mój głos.- wtrąciła Tanegris z lisim uśmieszkiem. - Nie należysz do załogi - uciął Wędrowiec - Sama to powtarzałaś. - Ranisz moje serduszko mój drogi.- westchnęła smutno Marai i dodała poważniej.- Wolicie nierozwiązany węzeł niż przecięcie problemu? A może…- Sięgnęła po talię kart ukrytą gdzieś w fałdach szaty.-... pozwolicie fortunie zadecydować? - Kvaser, Harran? Wy macie decyzję, nie wskazaliście tylko jednej osoby - automaton zignorował diablę. - Mmho - powiedział Harran. - Zdajesz sobie sprawę, że ani ona ani ja nie mamy w zasadzie doświadczenia z takimi konstruktami jak Destiny? Bezimienny jako jedyny ma jakąkolwiek na ich temat wiedzę - kobieta spojrzała na zaklinacza w szczerym niezrozumieniu. Mogła to przewidzieć w zasadzie. Nie będzie potrafić zrozumieć kogoś kto nie podąża za rozsądkiem tylko za kaprysem. - Oczywiście, że nie macie doświadczenia - odparł. - Ale jestem pewien, że Mmho da sobie radę. A po drodze do najbliższego portu zorientuje się, do czego statek jest zdolny, jakie ma zalety i wady. - Przyznaj się, chcesz aby na ciebie popatrzyła tak samo jak spojrzała na kózkę - Imra wyszczerzyłą się uważając że powiedziała całkiem niezły żart. Zielonoskóra spojrzała na Harrana, a po tym na kózkę… w jej opinii jeśli chodzi o walory estetyczne, nie było co porównywać. Jej wzrok padł na stojącą w progu Vaalę. Wtedy też sięgnęła po swój kieliszek. Było co zapić. - Dziękuję Harranie - zwróciła się do mężczyzny. - Myślę, że Kvaser już podjął decyzję. Vaala nie wiedziała, na co jeszcze ma tu być potrzebna, wzruszyła więc ramionami, "odklejając" się od framugi. - Wracam do paleniska, tam sprzątać. Wszystkie alchemiczne badziewia wyrzucam - Powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie, i ruszyła na powrót do kuchni...przy okazji prezentując wszystkim swój nagi tyłek. - Uch, może nie wyrzucaj wszystkich..? - Imra rzuciła tylko za druidką nieopatrznie kierując spojrzenie i w dół. Pokręciła głową niedowierzając zachowaniu dziewczyny. - Lepiej by alchemicznym badziewiem zajął się jakiś znawca tej sztuki. Gnościk dbał o wyposażenie swoich pracowni. Więc jest sporo warte. - wtrąciła mimochodem “koza”. - Imra - niziołek powtórzył to co mówił wcześniej z delikatną irytacją w głosie. - Na razie leżą w korytarzu - Rzuciła na odchodne Vaala. - Nie chce zarządzać statkiem więc możesz wybrać kogoś innego - półelfka westchnęła. Kvaser uśmiechnął się krzywo. - Nie widzę aby ktokolwiek tutaj rwał się do tej roboty - stwierdził z nutą goryczy. - Mmho nie leży i nie zależy na byciu kapitanem, przyjmie to tylko jeśli będziecie chcieć. Imra nie chce. A Wędrowiec nic nie mówi - pół-orczyca z ciekawością spojrzała na Bezimiennego. Ten zaś przechylił delikatnie głowę w dziwnym geście. - Swoje zdanie już wyraziłem. Jak było powiedziane, mówimy tu o funkcji kierującego statkiem, a nie przywódcy załogi. Kapitan to tutaj nie do końca precyzyjne określenie. Jeśli jednak zarówno Mmho, jak i Imra nie są tym zainteresowane, a obie wybrały mnie - powiedział to tak, jakby sam się temu dziwił - to ja nie odmówię, jeśli i wy się na to zgodzicie - spojrzał na Harrana i Kvasera. - Jesteś tak samo zniszczony jak ja, Wędrowcze - Kvaser spojrzał na niego poważnie - tylko od drugiego bieguna. Za dużo własnych demonów - stwierdził bez oskarżycielskiego tonu. Słowa Kvasera z jakiegoś powodu bardzo rozbawiły Imrę. Przez moment nie mogła się opanować rechocząc cicho. - No dobrze przerwę ten impas. Zagłosuję na siebie dając sobie najwięcej głosów. Znaczy wygrałam. Statku! Jako twoja kapitan mówię ci abyś się słuchał Wędrowca i to on będzie twoim kapitanem. - Bezimienny kapitanem, zrozumiałem… utrzymuję kurs na Rigus. Powiadomię jakby pojawiły się jakieś zagrożenia w polu moich zmysłów kapitanie.- Destiny gładko przyjął decyzję półelfki. A rogata negocjatorka dolała alkohol do kieliszków całkowicie opróżniając butelczynę i stwierdziła.- Skoro poważne rozmowy mamy za sobą, to pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Co planujecie w ogóle zrobić z całą tą sytuacją? Niziołek energicznie zeskoczył z krzesła, zabierając oręż, i typowym dla siebie, gniewnym krokiem wyszedł z sali. - Idę się trochę wkurwić - stwierdził trzaskając drzwiami, nie wiadomo czy ze złości czy też z nawyku. - Zdrowie kapitana. - Harran opróżnił kieliszek. - Dobrze, że te wybory się wreszcie skończyły - dodał, po czym odstawił kieliszek na stół. - Gdyby ktoś coś ode mnie potrzebował, to statek mnie znajdzie - powiedział. - Przy jakiejś okazji wpadnij - dodał, kierując te słowa do Wędrowca - bo mam kilka ciekawych rzeczy. Może da się wymyślić, co z nimi zrobić - dodał, po czym poszedł w ślady niziołka, tyle że nie trzaskał drzwiami. Mmho zaśmiała się, rozbawiona i jednocześnie zadowolona z postąpienia Imry. Pół-smoczyca zdecydowanie bardziej pasowało do niej niż pół-elfka. Zielonoskóra została przy stole, dopijając swój alkohol. - Jak to co? Najpierw mamy zamiar naprawić statek - zaczęła - ale to już wiesz. Nikt do tej pory nie uskarżał się, że chce znaleźć drogę do domu, wobec czego zapewne podążymy za jego przeznaczeniem. Wędrowiec był najpierw zaskoczony, potem rozbawiony tym, jak zostali rozegrani przez Imrę - miał już pewność, że kobieta nie pozwoli mówić sobie, co ma robić. Fakt zostania kapitanem, czy może bardziej sternikiem czy nawet obsługującym statek, skwitował jedynie skinieniem głowy. Zaś po reakcji Kvasera tylko westchnął - chyba niziołek nie lubił porażek. Harran też się gdzieś śpieszył, automaton zdążył jedynie kiwnąć głową, przyjmując zaproszenie. - Cóż… ja zawsze uważałam, że Radogast nie miał talentu do wykorzystywania sytuacji. Był zafiksowany tylko na znalezieniu winnych zniszczenia jego rodzinnego świata. Nie przyszło mu do głowy, że posiadanie okrętu przeskakującego między światami to świetna okazja do zarobku na boku.- wyjaśniła z uśmiechem Tanegris wzruszając ramionami. - Szlachetnymi intencjami nie zapełnisz brzucha. - Ano nie - Imra nie skomentowała zachowania dwójki jaka właśnie opuściła pomieszczenie. - A ja potrzebuję dużo pieniędzy. Słyszałaś może o jakimś zleceniu? Przyda się i na naprawę statku. - Nie. Ale skoro lecimy do Rigus, to mogę poszukać na miejscu. Rigus to miasto najemników. Bo choć na Acheronie toczy się wiele wojen, to niespecjalnie nadaje się do podboju. A z trzech najważniejszych frakcji na sześcianach, dwie nie rekrutują najemników a trzecia tutaj w sumie nie walczy.- zaśmiała się diabliczka i potarła w zamyśleniu kciukiem po dolnej wardze.- Natomiast w samym Rigus działają różnego rodzaju naganiacze do różnych armii… najwięcej tych którzy chcą wciągnąć naiwniaków w Wojnę Krwi. Ale nie tylko… więc znalazłabym wam parę fuch na miejscu. Imra ponownie zmierzyła spojrzeniem diabelstwo. Uśmiechnęła się. - Jak chcesz zostać dłużej to myślę, że możesz też pomóc w ogarnianiu bałaganu. Co ty na to? Właśnie nam się kajuta zwolniła. - Mam kilka dób zanim dotrzemy do Rigus.- odparła z czarującym uśmiechem rogata.- A potem się zobaczy. - A właśnie co robimy z Ambrosem? -dopytała Imra. Automaton położył na stole łuk półelfa. - Wskrzeszenie przy obecnych zasobach raczej nie wchodzi w grę, nie wiem, czy byłoby wykonalne. Ciało proponuję spalić - to chyba dość uniwersalny sposób pochówku. Z dobytku zostało niewiele: pierścień, opaska, łuk. Ten ostatni domaga się znalezienia nowego właściciela. - spojrzał na Imrę i Mmho - Skoro jesteśmy w światach poza światem… rozsypcie jego prochy na niebiańskiej polanie. - odezwał się sam łuk, a diabliczka dodała wyjaśniając.- Jeśli zamierzacie go wskrzesić to potrzebne jest jak najbardziej nienaruszone ciało i najlepiej zrobić to w przeciągu siedmiu do dziesięciu dni od zgonu. Potem dusza jest już zwykle osądzona i sprawa wskrzeszenia staje się bardziej skomplikowana i kosztowna. - Tego warunku już nie spełnimy, z ciała niewiele zostało - odparł automaton - Więc spalenie i wizyta w wyższych planach - podsumował - Łuk preferuje elfią krew, a jest dość potężną bronią, wystrzelone z niego strzały stają się mordercze, jeśli przysięgnie się zabić cel. - Do wyboru macie Arboreę gdzie idą zmarłe elfy, albo Celestię…- diabliczka wskazała palcem oba miejsca na jednej z map które położyła wcześniej na stole.-... plan większego dobra. Osobiście wolałabym Celestię… srebrzyste morze poświęconej wody robi za świetne tło dla takiej ceremonii. - Nie sprzątnęliśmy jeszcze całego statku, może poprzednia załoga miała fundusze na ewentualne remonty, które nie zostały skradzione? - zapytała Mmho. - To wykluczyłoby konieczność działania jako najemnicy dla zarobku. Kajuta po elfie ma dziurę z tego co mówił Statek, nie zaliczałabym jej do wolnych. Cokolwiek bym o nim nie myślała, powinniśmy oddać jego ciału honory. - Ambros nie zdecydował sobie wybrać kajuty. Medytować musiał na dolnym pokładzie, przy maszynowni… bo tam jest dziura i tam było jego ciało.- wyjaśnił uprzejmie Destiny. - Nie wiem czy mieli. Wiele rzeczy przy statku robił Gnościk, więc jeśli były jakieś fundusze to właśnie w jego kajucie.- odparła diabliczka odwdzięczając się półorczycy za wcześniejsze spozieranie, bezczelnym zerkaniem na jej biust. - Ekonomia… nigdy tego nie lubiłam, a jakie to ważne - westchnęła ciężko Imra, która chwilę wczesniej skrzywiła się na samą myśl o niebiańskich planach. - Bezimienny, czy zajmiesz się ciałem? - zapytała Mmho, która najwyraźniej chciała zakończyć temat przypisując komuś zajęcie się nim, padło na nowego kapitana, głównie dlatego, że to on ciało to odnalazł. - To źle, że wszyscy się rozeszli - mruknęła Mmho, zaglądając do pustego kieliszka - dowiedzenie się, jakie kto ma oczekiwania, pozwoliłoby łatwiej obrać wspólne cele. Póki co, musimy się trzymać po prostu naprawy statku. Imra chciałaby zarobić, a ty? - zwróciła się po raz kolejny do Wędrowca. - Możliwe, że i żadnych oczekiwań nie mają - skwitował automaton - Zajmę się ciałem, może Harran pomoże mi jakimś czarem. Zgadzam się w kwestii zarobku i naprawy Destiny, to drugie powinno być priorytetem. - Ciężko mieć jakieś oczekiwania kiedy ni stąd ni zowąd pojawiają się przed tobą drzwi i trafiasz do pokoju pełnych obcych ludzi. Podejrzewam, że z czasem znajdą. A ty Mmho masz coś co chcesz zrobić poza naprawą statku? - Imra dołączyła do tej wymiany zdań. Pół-orczyca pokręciła głową na boki. - Wino, piękne kobiety - mrugnęła okiem do "kozy" - nic więcej Mmho nie trzeba. Jestem spełnioną osobą. Chętnie będę walczyć w słusznej sprawie, w imię tych, którzy nie potrafią obronić się sami. - Interesujące podejście…- uśmiechnęła się rogata.- … i ja je podzielam. Tym bardziej że ci walczący w służbie dobra zwykle nie próbują oszukiwać przy wypłacie. Zadumała się przez chwilę. - Rigus to jest miasto planarne i powiązane z Acheronem. Roboty dla najemników tam sporo, acz… trudno nazwać tamtejsze szychy dobrymi. Niemniej… popatrzę to może wam coś znajdę… a co do pięknych kobiet… Tu diabliczka zerknęła na Imrę, przy okazji muskając delikatnie własny dekolt.- … trafiłaś w niezłe towarzystwo. Są też zamtuzy wojskowe w Rigus, ale z ich odwiedzinami bym uważała. Sukkuby tam się kryć mogą i podsuwać do podpisania rzeczy… pomiędzy jednym a drugim namiętnym splotem ciał. - Rzeczy? - dopytała Mmho, zaraz po tym podążając za wzrokiem kozy i zerkając na Imrę. - Kontrakty na duszę, lub pisma najmu na Wojnę Krwi. Pierwszaki się często na to nabierają, ale jak ktoś dłużej podróżował po Planach, wie że od tej wojenki lepiej się trzymać z daleka. - wyjaśniła Marai. - Od każdej wojenki lepiej trzymać się z daleka - westchnął cicho Wędrowiec. Spojrzał jeszcze raz na leżący na stole łuk - Imra, Mmho, czy któraś z was chce przejąć broń Ambrosa? Domaga się nowego właściciela. - To zależy… na wojnie dobrze się zarabia, tylko trzeba wiedzieć jak. A co wina, to mam jeszcze jedną butelkę Mmho, ale niestety za małą na tak liczne grono, jak to obecne. - odparła żartobliwie diabliczka, a sam łuk wtrącił. - No… niekoniecznie od razu… tego właściciela chcę. Na pewno jakiś się znajdzie prędzej czy później. - Pokaż go. Oręż strzelecka to niekoniecznie moja specjalność, ale może będę w stanie go wycenić. Nikt nie powiedział, że nowemu właścicielowi musimy go ODDAWAĆ, nie? - półelfka sięgnęła do łuku aby mu się przyjrzeć. - Kózko, a ty jakieś aluzje próbujesz robić? Dawno cię nikt za rogi nie wytargał? - To zależy od tego o jakim targaniu za rogi mówimy, a ciebie… ?- odgryzła się diabliczka, gdy półelfka oglądała wspaniałe dzieło sztuki łuczarstwa. Broń niewątpliwie pełną magii i tak jakby jej nieprzyjemnie ciążącą. - A ty drogi Bezimienny… jakie są twoje plany i ambicje? - zwróciła się tymczasem Marai. - Odzyskać to, co utraciłem - stwierdził lakonicznie automaton - I stworzyć własną historię. - Tooo… bardzo… tajemnicze. - oceniła rogata i spojrzała na półelfkę. - Ty też masz takie enigmatyczne cele do zrealizowania? - Mam znacznie prostsze. Chce wskrzesić swojego szefa. Aczkolwiek to co powiedziałaś mnie nieco zmartwiło. Z tego co słyszałam, nie potrzeba mieć całego ciała, a wystarczy tylko kawałek… i ma się miesiąc czasu… - Imra odłożyła łuk odsuwając go od siebie z niechęcią. Od razu poczuła ulgę. - To nie broń dla mnie - dodała tylko. Mmho kierowana ciekawością chwyciła łuk, by go obejrzeć. - Gadający łuk, interesujące - powiedziała przy tym. - Proste pragnienie. I drogie.- przyznała diabliczka dopijając swojego drinka, gdy Mmho miała podobne problemy co Imra. Broń jej ciążyła i była wyczerpująca w dotyku. - Nikt tu nie jest mnie godny.- rozpaczał przy tym łuk. Wędrowiec spojrzał zdziwiony na obie kobiety, a potem na broń. - Chyba będę miał z tobą kłopot…- - Zawsze mogę wam mentorować i uczyć was właściwej drogi, dopóki któreś nie stanie się godne używania mnie. - stwierdził pojednawczo łuk. - Destiny, które z pomieszczeń jest najbardziej szczelne pod kątem akustyki? - automaton uznał, że nie chce wdawać się w kolejną dyskusję z łukiem. - Maszynownia z moim sercem.- ocenił okręt. - Może któraś z szafek? W sumie nie zdążyliśmy ich sprawdzić - Imra wywróciła oczami na komentarz łuku. Teraz była pewna dlaczego Ambros był jaki był. - Na pewno są wyciszone. - ocenił Destiny, a łuk dodał.- No… to było do przewidzenia. Uparci uczniowie i spróchniałe drewno… wolą się złamać niż nagiąć.
__________________ To nie ja, to moja postać. Ostatnio edytowane przez Wila : 13-08-2020 o 19:05. |
14-08-2020, 19:42 | #55 |
Reputacja: 1 |
|
14-08-2020, 20:07 | #56 |
Reputacja: 1 | Maszynownia Po zakończonej rozmowie, Mmho zabrała ze stołu łuk po Ambrosie i skierowała się z nim prosto do maszynowni, miejsca, którego jeszcze nie odwiedzała, a gdzie znajdowało się serce statku. Łuk mruczał coś tam o swojej hańbie i ciężkim losie, ale niezbyt głośno… najwyraźniej nie chcąc zirytować niosącej go półorczycy. Gdy Mmho doszła do pomieszczenia, które napędzało statek, dostrzegła zagęszczenie kryształowych linii, które się tam zbierały. Gdy otworzyła drzwi ładowni… miała mgnienie oka, nim zamknęła je znów. W środku była burza zielonkawych błyskawic otaczająca serce niczym aureola. Błyskawice te uderzały w wypełnione kryształami pomieszczenie i uderzyłyby w półorczycę, gdyby nie jej refleks. Drzwi zatrzasnęła odruchowo… obecne serce było niebezpieczne i teraz, gdy zostało połączone ze Statkiem, stało się jeszcze groźniejsze. Dobrze że komora była izolowana. To… wykraczało poza znane Mmho maszyny i wydawało się dziełem szaleństwa. Nic dziwnego że zrobił je gnom. Żaden krasnolud czy człowiek nie zbudowałby czy obmyślił czegoś takiego. Niemniej teraz widziała serce działające na pełnych obrotach. I przekonała się, że wejście tam groziło śmiercią. - Na cycki chędożonej elfki - zaklęła Mmho. Po czym głośno odchrząknęła. - Ty tam, Statku… powiadom innych o zakazie wchodzenia do maszynowni, twoje serce rzuca gromami, niczym śmiercionośna maszyna. - Tak uczynię.- odparł Statek uprzejmie. - No i co ja mam teraz z toba zrobić? - Mmho spojrzała na łuk, faktycznie zastanawiając się nad alternatywnym miejscem dla niego. - Noo, ty tam, Statku. Inne miejsca, gdzie będzie maksymalnie odizolowany ten łuk? - Komnata elementarna obok maszynowni.- stwierdził Destiny. Wobec czego, pół-orczyca udała się do komnaty obok maszynowni, którą zareklamował Statek. - Co to znaczy komnata elementarna? - zapytała po drodze. - Tam znajdowały się esencje żywiołów wyizolowane przez głównego mechanika poprzedniej ekipy.- wyjaśnił Statek i trzeba przyznać że komnata robiła wrażenie, zawierając odpowiednio przygotowane i oznaczone pojemniki na esencję wody, ognia, powietrza, ziemi i drewna… tyle że ktoś je wszystkie opróźnił. I były obecnie puste. Samo pomieszczenie było izolowane kryształem jak i maszynownia. - Do czego były im potrzebne? - zapytała Mmho, jednocześnie opierając łuk o ścianę. - Jako zapłata i sposób na ławiejsze tworzenie magicznych broni. Sekret uzyskiwania esencji żywiołów został zdobyty na … ta informacja jest obecnie niedostępna… który jest trudny do znalezienia i przekroczenia. Jest to jeden z tych światów do których nie ma łatwego dostępu i mało kto wie o jego istnieniu. Trafiliśmy tam przez przypadek i zmuszeni byliśmy się zmierzyć z czymś co miejscowi określali jako Horror. Ta dziwna istota istniała jednocześnie na planie fizycznym i w przestrzeni astralnej. I musiała być zabita na obu planach jednocześnie… sekret uzyskiwania esencji żywiołów był nagrodą za jej zniszczenie.- wyjaśnił Statek. Najwyraźniej to wspomnienie ocalało… pomijając detal jakim była nazwa owego świata. - Pamiętasz ten sekret? - spytała pół-orczyca w zamyśleniu przyglądając się pojemnikowi po esencji ziemi. - Nie zapisano we mnie wiedzy tego typu… nie gromadzę czarów, ni receptur. Przykro mi.- dodał na koniec Destiny. Zielonoskóra skierowała się do wyjścia z pomieszczenia, jeszcze raz rzucając okiem na łuk. - Czy mój świat ma jakąś nazwę? Mój lud nazywał go po prostu Światem - kontynuowała wypytywanie Statku. - Jak go nazywano w języku twojego ludu? Jak go nazywali szamani podczas obrzędów? Magowie? Bo taka nazwa jest pewnie nazwą twojego świata. Dla mnie zaś każdy świat jest rzędem znaków mistycznych, kombinacją symboli wyznaczających ich miejsce w Wieloświecie. Niczym co dałoby się wypowiedzieć. - wyjaśnił Destiny. - Możesz mi pokazać znaki określające mój? - zapytała. - Niestety nie… ta informacja jest obecnie niedostępna… straciłem ją podczas dostrajania się z sercem. Przykro mi ale… wiele już straciłem… czy to jest dla ciebie powód do gniewu? Jeśli tak to przepraszam. Nie było moją intencją zgubić twój świat. Może podczas naprawy uda się coś odtworzyć z moich wspomnień.- stwierdził smutnie Statek. Mmho, która podążała teraz w stronę balisty, umieszczonej niedaleko maszynowni, zatrzymała się w pół kroku. - Zgubiłeś mój świat? - powtórzyła z niedowierzaniem, jakby właśnie zdając sobie sprawę, że coś takiego jak "powrót do domu" w tej sytuacji będzie całkowicie niemożliwe. Zrobiło jej się nawet przykro, że nie zostawiła Luthrze jakiejś wiadomości. - Tak i pozostałe. Niemniej jestem poważnie uszkodzony. I niektóre moje kryształowe ścieżki pękły podczas dostrajania. Być może jak zostaną naprawione odzyskam koordynaty. - wyjaśnił Destiny. - A gdzie one są? Te kryształowe ścieżki? - zapytała Mmho ruszając z miejsca znów w stronę balisty. - Wszędzie… w maszynowni i w sterówce i w twoim pokoju… to te kryształowe żyły które przenikają całe moje drewniane ciało.- wyjaśnił uprzejmie i potulnie Statek. - Czyli przez dostrajanie się straciłeś jeszcze więcej informacji. -powiedziała bardziej do siebie. Zielonoskóra postanowiła dobrze obejrzeć balistę, a przy okazji sprawdzić czy działa. Balista była jak najbardziej sprawna i całkiem porządna. Taka balista mogłaby być dumą jej armii. A pociski… każdy pokryty znakami alchemicznymi różnej barwy. I świecącymi intensywnie. Czyżby wystrzeliwane przez balistę pociski nasycone były owymi tajemniczymi esencjami żywiołów ? Aż korciło ją wypróbować. Właściwie, Mmho przyszła tu z zamiarem wypróbowania, a teraz… - Mogę ją wypróbować podczas lotu? - skoczyła jeszcze po rozum do głowy i postanowiła zapytać Statek. Mechaniczne ramiona wysunęły się ze skrytek w suficie i załadowały balistę pociskiem o świecących na czerwono znakach. - Proszę stanąć za machiną i zakręcić kółkami tak, by cel znalazł się w celowniku… tych krzyżujących się igłach otoczonych okręgiem. Balista jest sparowana z celownikiem… tylko zasięgu nie da się ustalić.- wyjaśnił Destiny. - Możesz korzystać z nich sam w razie ataku? Czy potrzebujesz do tego fizycznej asysty? - dopytywała Mmho, jednocześnie patrząc w celownik. - Mogę ich używać samodzielnie, acz… nie jest w tym za dobry. - przyznał Statek smętnie. - A jeśli będziesz miał awarię, albo zapomnisz jak to się robi - dodała z lekkim przekąsem - można ładować ją ręcznie? - Oczywiście… jeśli jesteś dość silna by sama unieść i załadować balistę. Celowanie zaś nie używa mnie… tylko dźwigni i bloczków we mnie wbudowanych, więc nie potrzebuję być świadom, by balista była skuteczna. - Statek chyba nie rozumiał ironii. - Dobra, to do dzieła Stateczku - pół-orczyca uśmiechnęła się szeroko na myśl o pocisku, który zaraz wystrzeli z wielkiej balisty… w celach naukowych. Zakręciła kółkami, chociaż nie było celu, chciała po prostu sprawdzić jak to działa, by w chwili kiedy ewentualnie miałaby używać jej na poważnie nie musieć już nic testować. Po tym wypuściła pocisk. Nastąpił huk i błysk, bo wystrzeliwany pocisk zmienił się w ognisty grom wyrzucany z dużą szybkością, przez balistę. Płonący pocisk poleciał łukiem i eksplodował uderzając w pobliski mały sześcianik który znalazł się na torze jego lotu… płosząc olbrzymie kruki, które w nim gniazdowały. - Ups! - zawołała zaskoczona i podjarana widokiem pół-orczyca. Poklepała balistę. - No to ten, chowamy interes. Co zniszczyłam? - zapytała przyglądając się miejscu w które poleciał pocisk. - Pomniejszy sześcian został trafiony w powierzchnię. Uszkodzenia nieco naruszyły jego strukturę.- powiadomił ją Statek. - Czym właściwie są te sześciany? - zaciekawiła się zielonoskóra - Jest tu jakaś zbrojownia? Potrzebuję uzupełnić zapas strzał. - Są magazyny na pociski przy balistach bocznych. Balista dziobowa nie doczekała się. Były plany tam dobudowania takiego pomieszczenia. Było wiele planów.- wyjaśnił Destiny. - A co do sześcianów, to są one główną składową Acheronu i im bliżej im ściany czarnego lodu Ocantusa tym są mniejsze. Tak małe że tam tworzą wieczną burzę odłamków mogą poszatkować nieostrożnych wędrowców na plasterki.- wyjaśnił uprzejmie Destiny, podczas gdy drzwi za plecami półorczycy się otworzyły. - A to ty tak niegrzecznie się bawisz? - głos dochodzący od nich brzmiał znajomo. Marai pokiwała palcem. - Lepiej tu nie strzelać… można przyciągnąć uwagę naprawdę wrednych stworzeń takimi wybuchami. - Jak widać, już udało mi się przyciągnąć czyjąś uwagę - odpowiedziała Mmho, dodając do tego szeroki uśmiech - sądziłam, że zajmiesz się sprzątaniem swojej kajuty, nim wpadnę tam w gości. - Nie jestem typem osoby, która lubi sprzątać i poza tym wpierw wolałam się dowiedzieć, w jakiej części Acheronu jesteśmy. Bezbłędna teleportacja takich informacji nie wymaga, więc…- sięgnęła między swój biust palcami i wyciągać poczęła długi i metalowy przedmiot. Lunetę. Rozłożyła ją i podała Mmho. - Użyłam tego i… nie znam tej części Acheronu. Dobrze że Destiny jest w stanie wykryć położenie portalu do Rigus, bo… bylibyśmy bez tego w ciemnej dupie. Mmho z pewną dozą ostrożności obejrzała lunetę, ostatecznie decydując się przez nią spojrzeć. Pierwsze jej odkrycie… liczne urocze pieprzyki na dwóch krągłych półkulach unoszących się tuż przed jej nosem. Luneta była zwyczajna, ale za to dość mocna. Zielonoskóra zaśmiała się krótko, po czym odwróciła by przez lunetę spojrzeć przez szczelinę nad balistą. Widziała toczące się walki na pobliskich sześcianach przemierzających przestrzeń. Starcia wojowników z widmami próbującymi ich zabić, by dołączyli do martwych ciał na dużym polu bitwy. Potyczki orków z grupą goblinów, które próbowały uciec atakującym je mocarzom… nic niezwykłego. Wszak gobliny z natury są tchórzliwie. Po chwili jednak miękkie krągłości przyciśnięte do jej pleców zaczęły ją lekko rozpraszać. - Widzisz coś ciekawego?- zapytała diabliczka przytulając się do jej pleców i szepcząc do ucha. - Czy tylko potyczki, bo Acheron właśnie z nich słynie. Ysgard też, ale tam przynajmniej są uczty po bitwach. Tu tylko śmierć. - Nic ciekawego - potwierdziła Mmho składając lunetę - czy oni walczą o coś konkretnego, czy to tylko walki dla samej walki? - zapytała, odwracając się by stanąć twarzą w twarz z diabliczką, nie zmniejszając przy tym dystansu między nimi. - Na początku… tak.- diabliczka wykorzystała to napierając biustem na biust półorczycy. - Przybywają tu z szlachetnymi misjami lub w celach złowieszczych. By coś zdobyć i odnaleźć… na Acheronie jest pełno zniszczonych i zapomnianych machin z wszystkich wojen jakie toczą się na każdym z wieloświatów. Można tu znaleźć skarby, można tu znaleźć artefakty. Ale z biegiem czasu tracą dowódców i współtowarzyszy. Tracą cel i walczą bo już nie widzą innej drogi. Trochę to smutne.- oceniła na koniec ogonem oplatając w talii półorczycę. A potem chichocząc dodała.- Wybacz trochę się zapomniałam. - Ani trochę się nie zapomniałaś - odpowiedziała jej Mmho, chwytając ją za podbródek jedną ręką, a drugą obejmując w talii - przyznaj, że chcesz po prostu się ze mną pobawić. - Lubię nowe ekscytujące doświadczenia. A ty… jesteś wyjątkowa. Nie widziałam jeszcze takiej półorczycy jak ty.- mruknęła Marai, a jej czubek długiego języka zahaczył o wargi Mmho. - Żyję pełnią życia i piję z kielicha przyjemności kiedy nadarzy się okazja, bo drugiej może nie być. No i jestem ciebie ciekawa. Twojego świata, zwyczajów, twojego… ciała. Przez twarz pół-orczycy przebiegł cień złości, zasyczała krótko, niczym wściekły wąż. - Od mojego świata trzymaj myśli z daleka - przestrzegła ją. Jako, że Destiny był prawdopodobnie (w mniemaniu Mmho) przeznaczony do ratowania światów przed zagładą, ona sama nie akceptowała wizji w której jej własny świat mógłby borykać się z takim przeznaczeniem, podobnie jak "najazdem" kogoś obcego z innych światów. Wydawał jej się zbyt szczelny i odległy od tego wszystkiego. - A wtedy nalejemy do twojego kielicha wiele przyjemności - dodała łagodniej. - Nie ma sprawy. Rozumiem co to drażliwe tematy. Mój pobyt w Ribcage do nich należy. - odparła z uśmiechem Marai, jej długi niż ludzki czy orczy język przesunął się pieszczotliwie po wargach i kiełkach półorczycy. - Niewątpliwie potrafisz mnie zmotywować do posprzątania komnaty. Wierz mi, rzadki to talent… bo leniuszek ze mnie. Mmho uśmiechnęła się, spróbowała ją pocałować. - Chodź, pomogę ci sprzątać - zaproponowała, choć ta chęć sprzątania nie brzmiała całkowicie poważnie. - No dobrze…- zgodziła się rogata uwalniając półorczycę od swojego ogona. Odsunęła się i ruszyła przodem do drzwi, kręcąc pośladkami tak że jej cała suknia falowała prowokująco. Mmho obserwowała ruchy pośladków, sukni i ogona, chwilę dłużej skupiając na nim wzrok. - Tak tak… jest bardzo użyteczny w takich zabawach. I jest nawet podręcznik używania ogona … w alkowie.- zażartowała diabliczka ruszając przodem i podążając do drzwi, ostatnich wolnych. Przy drzwiach stał jeden z jej ochroniarzy niczym żywy posąg. Spojrzał na obie, skinął głową i przepuścił je do środka. Tam był bajzel i barłóg w miejsce łóżka. Niewątpliwie właściciel tego miejsca miał nietypową anatomię. Bo łóżko przypominało owadzi kokon. Zielonoskóra nie kryła zdziwienia. - Serio? - spytała przyglądając się kokonowi - Muszę przyznać, wygód nie oferujesz - zażartowała. Po tym ściągnęła z pleców łuk, by postawić go opartego o ścianę. Zaraz po tym zaczęła odpinać kołczan. - Postaram ci się to jakoś wynagrodzić. Nie miałam czasu posprzątać.- chybotała się na nogach poruszając powoli pośladkami na boki, lekko wypiętymi… rozwiązała szarfę i rzuciła na ziemię. Powoli zaczęła zsuwać suknię, wpierw odsłaniając ramiona. Uśmiechnęła się zerkając przez ramię. A Mmho przekonywała się, że diabliczka jest weteranem w takich bojach. Zielonoskóra oparła się łokciem o ścianę i z zadowoloną miną obserwowała zsuwającą się z diabliczki sukienkę. Wolną ręką odpięła od pasa miecz, by i tego oręża się pozbyć. Odsłonięte plecy intrygująco kontrastowały z czarną czupryną bardki. Teraz kręcąc pupą diabliczka zabrała się za wiązania gorsetu krępujące zapewne piersi. Tych półorczyca dojrzeć obecnie nie mogła… za to wynagradzał jej tę stratę ogon podnoszący w górę suknię odsłaniając zgrabne nogi… i w przyszłości… pupę. - Pozwól, że ci pomogę - zaproponowała, tym razem odkładając cały zestaw sztyletów do rzucania. Trochę tego żelastwa było… Mmho ruszyła w jej kierunku. Będąc blisko, chwyciła uniesiony materiał sukni by włożyć pod niego dłoń. - Ty po prostu nie jesteś cierpliwa.- mruknęła żartobliwie diabliczka uwalniając się od gorsetu i rzucając go na ziemię prowokująco. Nie oponowała przed tą napaścią, ale jej ogon miękkim czubkiem przesunął się pomiędzy udami Mmho. - Ależ zupełnie przesadzasz - odpowiedziała jej Mmho, jednocześnie odnajdując pod suknią jej pośladki, a zaraz po tym ustami całując jej obojczyk - należę do najbardziej cierpliwych przedstawicieli swojego gatunku. - Na pewno do najładniejszych…- zamruczała kocio diabliczka zsuwając wpierw buty ze stóp, a potem suknię z bioder, wraz z bielizną. Jej ogon prowokacyjnie ocierał się o podbrzusze Mmho. - Miałaś taką jak ja? Zielonoskóra odsunęła się o pół kroku, by móc przyjrzeć się walorom diabliczki, z trudem wracając do jej twarzy by odpowiedzieć. - Nie. Taką nie - powiedziała Mmho, po czym odwróciła się tyłem, a na diabliczkę czekało wiązanie jej zbroi (napierśnika). - To mnie cieszy…- zabierając się za rozpinanie go diabliczka droczyła się z ich apetytem, niemniej osładzała tę udrękę, wodząc leniwie ogonem po skórze ud półorczycy. - Ogon ci przeszkadza, czy ciekawi?- zapytała delikatnie kąsając szyję zielonoskórej. - Ciekawi - odpowiedziała krótko - wydaje się zwinny. Jest bardziej jak ozdoba, czy potrafi być praktyczny? - Nie da się go użyć w walce, ale mogę nim podnosić nieduże przedmioty i robić inne rzeczy.- wymruczala diabliczka, gdy jej ogon niczym wąż wślizgnął się pod strój Mmho. Napierśnik zaś osuwął się na ziemię. Mmho złapała go w ostatniej chwili, by nie huknął. Lubiła go i wolała z szacunkiem odłożyć na podłogę. Pod spodem miała delikatny niemalże przezroczysty materiał, przypominający halkę, zapewne mający za zadanie tylko osłonić skórę od bezpośredniego kontaktu z napierśnikiem. Zielonoskóra sama pozbyła się dołu, wraz z bielizną a po chwili też butami. Dopiero wtedy odwróciła się do diabliczki prezentując swoje umięśnione, kobiece ciało. - Mmmm… słodkie…- wymruczałą rogata oblizując się. Jej oczy zaświeciły mocniej, a ciało było ubrane w okulary, biżuterię i rękawiczki bez palców. Była też całkiem mocno zbudowana zaprzeczając stereotypowym kształtom filigranowej bardki. I miała pojedyńczy tatuaż na lewym biodrze. Niezbyt ładny i bardzo charakterystyczny. Jej ogon poruszał się na boki, gdy podeszła do Mmho obejmując ją biodrach ramionami i dociskając swoje miękkie sprężyste piersi do jej biustu z wyraźną przyjemnością. I całując usta Mmho delikatnie. - Bardzo podoba mi się to co widzę.. i czuję… a ty… nie jesteś rozczarowana? Obawiam się że daleko mi do księżniczek z ballad.- dodała żartobliwie. - Księżniczeeek z ballaaad… - powtórzyła Mmho, bardzo powoli i przeciągając sylaby, jednocześnie przesuwała dłoń po plecach diabliczki, zatrzymując ją dopiero na miejscu w którym zaczynał się jej ogon. Najwyraźniej zielonoskóra chciała zacząć od najmniej znanych jej obszarów. - Jest bardzo wrażliwy tam…- jęknęła cichutko rogata czując ten dotyk i poczęła całować szyję półorczycy, jednocześnie czubkiem ogona sięgając między uda zielonoskórej i muskając wrażliwy obszar jej ciała tam ukryty. Pół-orczyca uśmiechnęła się na tą wiadomość. A po tym zaczęła napierac na diablicę, zmuszając ją do cofania się tak długo, aż ta natrafiła na pierwszą lepszą ścianę. Wtedy Mmho zdecydowanym ruchem podniosła jedną jej nogę zmuszając by ją nią oplotła. Pocałowała ją przy tym w usta. - Zdołasz mnie utrzymać?- zamruczała rozpalonym głosem rogata oplatając nogami biodra kochanki, ocierając się swoimi piersiami o jej ciało… i utrudniając jej zadanie, bo ogonem sięgnęła w głąb zdobywając jej kobiecość. Było to… nowe doświadczenie. Męskie wyposażenie nie wije się na boki, gdy porusza się w kobiecym ciele. W odpowiedzi Mmho wsunęła w nią palce, jej kochanka wyglądała na tak rozpaloną, że nie zawracała sobie głowy sprawdzeniem czy powinna. Zresztą, wcale nie miała zamiaru być delikatna. - Wątpisz w to? - szepnęła w odpowiedzi, gdy jej palce zatańczyły nie tylko w środku diabliczki ale również na jej łechtaczce. Wolną dłoń skierowała do miejsca z którego wyrastał ogon diabliczki i ujęła je delikatnie zaczynając pieścić. - Mam przewagę…- wysapała rozpalonym głosem rogata całując ucho półorczycy i oplatając rękami jej szyję.- Mi nogi mogą zmięknąć. Jej ogon przyspieszył sięgając głębiej i poruszając się intensywniej przy odgłosie lubieżnych mlaśnięć. Diabliczka znała swoje ciało i umiała wykorzystać jego przewagi w alkowie. Mmho nie miała zamiaru za szybko mięknąć. W chwili słabości jęknęła cicho i naparła mocniej na Marai, to co wyprawiała ta diablica ogonem przyprawiało o dreszcze. Zielonoskóra nie zaprzestając rytmicznych ruchów dłoni, wciąż skupiających się na wewnętrznej i zewnętrznej stronie kobiecości kochanki, zaczęła składać pocałunki na jej piersiach. Ostatecznie dochodząc do brodawek i niezbyt delikatne pieszczoty skupiając na nich. - Masz ostre kiełki…- wymruczała żartobliwie diabliczka prężąc się by ułatwić jej zadanie. Była rozpalona jak piec i mokra podobnie, więc lubieżne ruchy palców półorczycy komponowały się z mlaśnięciami ogona. I była też blisko… najwyraźniej ostre zabawy były w jej guście. - Oooch… tak… - wymruczała poddając się pocałunkom i kąsaniom Mmho. Pół-orczyca wyjęła z niej palce, w tym momencie kiedy przecież Marai z pewnością chciała aby dalej tam były. Powoli, bawiąc się z nią przesuwała je w górę ku jej podbrzuszu. Na jej ustach wykwitł uśmiech. Dość nagłym ruchem, spróbowała obrócić dziewczynę tak by znalazła się do niej tyłem co się jej udało bo diabliczka współpracowała z nią uwalniajac przy okazji od ogona. Zaraz po tym Mmho ucałowała jej plecy i obydwoma dłońmi sięgnęła do ogona. Jedną położyła na miejscu z którego wyrastała drugą zaczynała przesuwać po nim w swoją stronę. - To zostawmy na później… na razie obie… potrzebujemy… mocnych… doznań… prawda?- jęknęła rozpalonym głosem rogata prężąc się pod dotykiem kochanki.- ...teraz? Mmho skierowała koniec jej ogona w stronę wnętrza jego właścicielki. Była ciekawa, czy diabliczka może sama sobie… A wolną dłonią objęła ją, z przodu zaczynając pieścić jej łechtaczkę. - Wolę twoje paluszki…- wyszeptała rogata pieszcząc swoją kobiecość ogonem tylko przez chwilę.- … zaspokoić twoją ciekawość mogę później… pokazując ci… Poddawała się z rozkoszą dotykowi Mmho, bo i niewiele jej brakowało. Mmho zostawiła ogon, drugą dłoń używając teraz by zagłębić się znów w środku diabliczki. W wyniku czego, obydwie jej dłonie pracowały nad stymulowaniem kobiecości kochanki. Musnęła pocałunkiem jej plecy, zaraz napierając na nie swoimi piersiami. Diabliczka stała się uległa pozwalając półorczycy rozkoszować się jej ciałem. I drżąc doszła głośno w jej objęciach, co Mmho poczuła ocierając się o rogatą. Pozwoliła jej złapać oddech i powoli odwróciła w swoją stronę. Musnęła jej wargi. - Teraz moja kolej… - mruknęła lubieżnie rogata i odpowiedział czułym pocałunkiem, rozkoszując się miękkimi wargami zielonoskórej kochanki.- ... masz jakiś kaprys? - Pokaż co potrafisz diabełku - odparła żartobliwym tonem Mmho, jednak odpowiednio ściszonym głosem. - Dobrze…- diabliczka obróciła się przodem do kochanki i kucnęła przed nią. Oplotła rękami jej uda i przybliżyła usta do kobiecości. Jej język długi dość i zwinny zajął się jej łechtaczką, jak i samym intymnym zakątkiem wijąc się równie mocno co ogon. Jeśli to potrafiły diablęta, to na co stać było ich matki sukkuby? Jednak to nie wszystkie sztuczki jakie zaprezentowała diabliczka… bo ogon też nie był bezczynny. Sięgnęła nim na pupę Mmho… wodziła prowokująco pomiędzy pośladkami. A że półorczyca nie miała okazji ostygnąć po poprzednim szturmie tego wijącego się organu, nogom Mmho groziło zmięknięcie. Mmho miała donośny i nieco ochrypły głos. Język Marai, był dla pół-orczycy miłym zaskoczeniem. Poddała się mu całkowicie, pozwalając by zmiękły jej nogi. Diabliczka, mogła doskonale poznać kiedy, bo z gardła zielonoskórej wydobył się wtedy okrzyk rozkoszy. I rogata z przyjemnością doprowadziła do osunięcia się dyszącej od niedawnych intensywnych przeżyć Mmho na podłogę. Następnie wdrapała się na nią i przylgnęła do niej ciałem. - Hmmm… teraz zdecydowanie będę musiała ją wysprzątać. Bo przecież jest tyle miejsc do przetestowania tutaj, włącznie z łóżkiem.- dodała z chichotem. Mmho rozejrzała się mimochodem po pomieszczeniu, po czym na jej twarzy pojawił się charakterystyczny uśmieszek. Wyglądało jakby w kilku miejscach tego pomieszczenia właśnie sobie wyobrażała je dwie. - Zdecydowanie leniuszku, zdecydowanie - powiedziała Mmho. - Niestety przy tobie to mi się nie uda…- mruknęła żartobliwie i ze smutną minką.- Te skarby aż proszą by je pieścić. Myślałaś kiedyś o bardziej kuszącej garderobie? Wyglądasz uroczo jako złowieszcza wojowniczka, ale w innych strojach byłabyś jeszcze bardziej kusząca. - Moje plemię - zaczęła ostrożnie Mmho - nie nosi ubrań. Jedynie biżuterię, niekiedy w takich ilościach, że korale zasłaniają bardziej wstydliwe części ciała, o ile ktokolwiek czegokolwiek się wstydzi. Poza naszymi terenami ubieramy zbroję. Mmho nie wie w czym będzie się poruszać po statku jeśli nie w zbroi, tutejsza etykieta raczej nie zaakceptuje ludowego stroju Mmho. Zresztą, nie mam korali. - Jesteśmy podobnej budowy… założę na siebie moją wyjątkową bieliznę. Sama ocenisz czy wyglądam w niej ślicznie. Czy lepiej golutka.- zaproponowała rogata.- A potem… sprawdzimy jak na tobie będzie leżeć… co ty na to? - Takie przebieranki? - zapytała niechętnym tonem Mmho. - Może wieczorem - powiedziała wymijająco - przy winie. - Zgoda… wino to dobry pomysł.- mruknęła ciepło Tanegris całując czule szyję półorczycy. - Mamy czas na jeszcze odrobinę zabawy, a potem… będę naprawdę musiała się zabrać za sprzątanie. Ochrona mi w tym nie pomoże. Dodała z uśmiechem.- Nooo… nie rób takiej smutnej minki. Wynagrodzę ci wszelkie cierpienia przy… winie… zobaczysz. I zaczęła muskać szczyt lewej piersi półorczycy ustami i zwinnym językiem.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
14-08-2020, 20:28 | #57 |
Administrator Reputacja: 1 | Kuchnia - Vaala, Harran + okazyjna wizyta Imry i MG Pierwsze, co rzuciło się w oczy wchodzącemu do kuchni zaklinaczowi, był nagi tyłek kręcącej się tam Vaali. - To wygląda zdecydowanie zachęcająco - powiedział. - Huh? - Druidka spojrzała w jego stronę. - Twój goły tyłek - odparł, przedkładając szczerość nad dyplomację. - Tyłek jak tyłek, jeszcze nigdy żadnego nie widziałeś? - Zdziwiła się Vaala. - Zazwyczaj nie tak od razu na widoku - odparł. - Zazwyczaj trzeba włożyć nieco wysiłku, by taki był. - Miastowe sprawy? - Wzruszyła ramionami, po czym… wcisnęła Harranowi w ręce kolejną skrzynkę do wyniesienia na korytarz. - Do dalszego użytku - spytał, przejmując skrzynkę, czy od razu za burtę? Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić przydatność znajdujących się w skrzynce rupieci. - Posprawdzajcie sobie, a co potem to wasza sprawa… tu to nie ma co szukać. Mi tam kwas nie przeszkadza, ale jak wyląduje w zupie… - Uśmiechnęła się. - To się narobią kwasy wśród jedzących. - Również się uśmiechnął, po czym wyniósł skrzynkę na korytarz. - Jak widzę, już cię ktoś poklepał. - Ponownie się uśmiechnął. - Nikt nie klepał - Stwierdziła Druidka, rozglądając się po kuchni, co jeszcze z niej wynieść z alchemicznych badziewi… - Ślady sugerują coś innego - zażartował, spoglądając na biały odcisk dłoni na pośladku Vaali. - Ja sama? - Dziewczyna znowu wzruszyła ramionami, patrząc się na chwilę, gdzie i Harran patrzył. - Po co przyszedłeś? - Dodała - Koniec narad? - Widać z zapałem pracujesz, nie zwracając uwagi na drobiazgi - stwierdził. - Wędrowiec został kapitanem statku, a pozostali omawiają różne sprawy, chwilowo mnie nie interesujące. Pomóc ci? - Aha… Nie Mmho i nie Imra? Heh… to pomagaj - Wskazała palcem, na wciąż sporo walających się rzeczy po części pomieszczenia, mającego robić za pracownię alchemiczną. Sama z kolei zaczęła… obwąchiwać jakieś fiolki z płynami. - Znasz się na tym, to zbieraj i wynoś. Co się przyda zostawicie…ale gdzie indziej. - Na kuchni i przyprawach znam się średnio, ale raczej nie zostawię tu trutki na szczury lub innego paskudztwa - odparł. - Mmho i Imra? Nie… - No lepiej nie. Bo sraczka to wtedy najmniejszy problem? - Zaśmiała się Vaala. - Na razie każdy ma miejsce do spania, więc nie trzeba się pozbywać konkurenta do łóżka - stwierdził żartobliwym tonem. - Nie mówiąc o tym, że sam mógłbym paść ofiarą takiej pomyłki. - Lekko się uśmiechnął. - Nie ruszaj tego. - Spojrzał surowo na smoczka. - Jeszcze się strujesz. Afreeta pisnęła na znak protestu, ale posłuchała. - Aha - Mruknęła Vaala jakoś tak dziwnie, niby do Harrana, po czym wszystkie obwąchiwane fiolki również zostały spakowane do wyniesienia… - Trucie to wredna sprawa - Powiedziała w końcu - Tak robią tylko tchórze. - Powiadają, że to broń kobiet - odparł Harran - ale to zazwyczaj mówią ci, co nie lubią kobiet. Chociaż pamiętam, że czasami robiło się głupie, acz niezbyt szkodliwe kawały. - Jakie? - Zaciekawiła się Vaala, przerywając porządki i wpatrując w mężczyznę. - Od podrzucenia węża, przemalowanego na żmiję, przez zmianę smaku cukru na słony po uśpienie wrednego nauczyciela - odparł zaklinacz. - Podrzucenie czegoś na rozwolnienie jednemu z donosicieli też kiedyś się zdarzyło. Ale to było dawno temu. - Aha, aha, aha… - Vaala kiwała głową, a raz się nawet przelotnie uśmiechnęła - A potem ktoś wam za to przylał? - Z tego węża mi się oberwało - przyznał Harran. - A potem udało mi się uniknąć wykrycia, a nie było to aż takie dokuczliwe, by komuś chciało się przeprowadzić dokładne śledztwo. Skończyło się na awanturze i ostrzeżeniach pod adresem całej grupy. A ty? Co nabroiłaś? Czy może byłaś grzeczna i nienaganna? - Przyjrzał się bacznie Vaali. - W lesie się za bardzo nabroić nie da? - Vaala wzruszyła ramionami - No ale kiedyś ganialiśmy sarny je strasząc, albo rzucaliśmy grzybami w skrzaty… - Z pewnością ani sarny, ani skrzaty nie były zachwycone... Ktoś was ukarał? - Wystawił na korytarz kolejną, ostatnią już skrzynkę. Na szczęście korytarzem dało się jeszcze przejść. - Skrzaty potem próbowały nas złapać w sidła, ale im się nie udało… a starsi Druidzi nas zbesztali, i były pokrzywy na goły tyłek - Vaala pokiwała przecząco głową. - Pasek jest gorszy. - Harran się uśmiechnął. - Umoralniające mowy są czasami mniej przyjemne. I dużo, dużo dłuższe... Już lepiej dostać w skórę, niż przez tydzień mieć dyżury w kuchni. - Czyli umiesz obierać ziemniaki? Dobrze wiedzieć - Vaala wyszczerzyła do Harrana ząbki. - Zdarzało się. - Zaklinacz odpowiedział uśmiechem. - Ba, nawet marchewki zdarzało mi się skrobać - dodał. - Mam liczne talenty - dorzucił żartobliwym tonem. - Jakie jeszcze? Magiku-znachorze? - Druidka usadowiła zadek na stole, mając już chyba dosyć stania w miejscu. - To magia leczy, a nie ja - zastrzegł. - Takich talentów nie posiadam. Ale mogę coś oczyścić, naprawić, podgrzać lub schłodzić. Doprawić do smaku.... Przebrać się, znaczy zmienić wygląd. Zapalić świeczkę bez krzesiwa... Posłać łóżko - zażartował. - I jeszcze nie masz własnej samiczki? Czy może masz? - Druidka zaśmiała się głośno. - Przy wędrownym trybie życia trudno znaleźć kogoś na stałe. - Uśmiechnął się lekko. - Z drugiej strony... nie szukałem zbyt pilnie. - Ponownie się uśmiechnął. - A czemu tak wędrujesz? - Spytała Vaala. I tym razem siedziała już grzecznie, ze złączonymi nogami, bez pokazywania tego i owego… co w sumie miało jakieś znaczenie, przy takim stroju? Harran wolał nie wspominać o starannym unikaniu stałej partnerki, więc wymienił pozostałe dwa, ważniejsze zresztą powody. - Lubię poznawać nowe rzeczy, nowe krainy - powiedział. - No a z tym związane są przygody i nowa wiedza. Poszukiwanie nowej wiedzy jest charakterystyczne dla tych, co uprawiają mój fach. - To podróżujesz z nudów, i... dla wiedzy? - Zdziwiła się Vaala - No można i tak - Pokiwała głową. - Nie do końca z nudów, ale po pewnym czasie przygody w jednym miejscu się kończą. - Harran się uśmiechnął. - Wtedy trzeba się przenieść. A czasami ktoś prosi o pomoc i trzeba ruszyć w drogę. - Latasz jak jaskółka, można i tak - Powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. Jak motyl, z kwiatka na kwiatek, pomyślał, bo gniazdka nie zakładam.. - Można polubić. Nowe miejsca, nowe znajomości. - Również się uśmiechnął. - Zwykle bywa przyjemnie... I ciekawie. - Spojrzał na Vaalę z zadumą. - Czyli co… albo... jak? - Przekrzywiła głowę w bok, przypatrując się rozmówcy. - Tak całkiem szczerze? - Uśmiechnął się lekko. - No skoro gadamy… - Brak stałej partnerki nie oznacza braku zainteresowań w tym kierunku - odparł, a Vaala zmarszczyła brewki, chyba ciężko myśląc… - Nie unikam kobiet - wyjaśnił, gdy dziewczyna przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. - Czyli nie jaskółka, a pszczółka! Z kwiatka na kwiatek! - Zakrzyknęła Druidka, najwyraźniej chyba w końcu rozumiejąc. Nie zapylam, pomyślał, kryjąc uśmiech. - Jeśli kwiatkom to odpowiada... - Skinął głową. - A dużo było tych kwiatków? - Spytała dziewczyna z podejrzanym uśmieszkiem. Harran spojrzał w górę, a po chwili namysłu odparł: - Bukiet. Piękny bukiet. Vaala z kolei pokręciła głową i wzruszyła ramionkami. - He? - Spytała wielce genialnie. - Czy wiesz, co to jest bukiet? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - No kwiatki nie? To ile? - Powiedziała Druidka. - Trzydzieści dwa kwiatki - odparł Harran, mijając się z prawdą o jeden czy dwa. - O żesz w mordę… - Mruknęła Vaala. - Co jest nie tak? - zdumiał się zaklinacz, który znał parę osób mogących się pochwalić znacznie lepszymi wynikami. - Wiem, że to nie liczba zwalająca z nóg, ale nie po to wędruję po świecie, by ustanawiać rekordy… - No bo ja tylko pięć… Z oddali dało się usłyszeć zbliżające się ciężkie kroki. - Nie kłamałaś, że robisz gruntowne porządki - mruknęła półelfka pojawiając się w zasięgu wzroku. Zatrzymała się przy skrzyniach na moment. - I tego wszystkiego chcesz się pozbyć? - Trzymanie tego tu niebezpieczne, obok jadła. Magiki niech patrzą co im się przyda i gdzieś schowają, a reszta na sam dół sta-tek, albo za sta-tek poleci? - Powiedziała Vaala siedząca sobie na stole. - Mała pomyłka i jedzenie byłoby mało zjadliwe - dodał Harran. - Tylko szaleniec mógł trzymać to wszystko w kuchni. Chyba że oni nic nie jadali. - Statku - zaklinacz podniósł nieco głos - gdzie możemy schować te skrzynki? - Na dolnym pokładzie jest magazyn oraz szafki na podręczne przedmioty.- rzekł uprzejmie Destiny. - Świetnie - odparł Harran. - Dziękuję. - W zasadzie to dobry pomysł aby hurtowo wszystko sprawdzić. Momencik - Imra na moment zniknęła w “swoim” pokoju aby wynieść z niego fiolkę. - Coś takiego miała ta damulka, będzie można przy okazji sprawdzić… a właśnie - Imra krytycznie spojrzała na ledwo ubraną Vaalę. - Nie wyglądasz na taką osobą, ale lubisz sukienki? - Ja się na tym nie znam - zastrzegł Harran. - Znaczy na alchemii - wyjaśnił. - A to masz, od razu - podała mężczyźnie buteleczkę, którą ten natychmiast odłożył do stojącej tuż za progiem skrzynki. - Sukienki? - Zdziwiła się Vaala… co prawda nosiła jakąś szmato-spódnicę, ale sukienki… - Nie, nie lubię sukienki - Powiedziała w końcu Druidka. - Dla jednych to ozdoba, dla innych zbędny balast - uśmiechnął się Harran, spoglądając na zakutą stal Imrę. - Ty też jakoś nie w damskich łaszkach - dodał żartobliwym tonem. - Ciut słabo się walczy w pierwszej linii w kiecce. Zawiodę cię jednak, lubię się ubrać ładnie. - Tym lepiej - odparł. - Zbroja na pokładzie może być niewygodna... dla sąsiadów - zażartował. Imra pokręciła głową w niedowierzaniu. Ostatni raz spojrzała na fiolkę na szczycie sterty skrzyń. - Miłej pracy. Ja idę odpocząć - mruknęła bezwiednie sięgając do poparzonych miejsc. Ruszyłą do kajuty zamykając się w niej i zostawiając dwójkę samym sobie. - Dziękujemy - odparł Harran w imieniu obojga. - Pięć to wcale nie jest zła liczba. - Gdy Imra poszła, wrócił do poprzedniego tematu rozmowy. - I zawsze możesz to zmienić, gdy będziesz chciała. - Hmmm? - Zamruczała Vaala, schodząc ze stołu, i dziwnie patrząc na Harrana. Chyba nie zrozumiała… skierowała za to swoje kroczki do fiolki pozostawionej przez Imrę, i zaczęła obwąchiwać zawartość owej fiolki. - Perfumy? Kwas? Eliksir miłości? - zainteresował się Harran. - Ciul wie - Stwierdziła Vaala, wzruszając ramionami, jak miała chyba w zwyczaju, po czym fiolkę… odrzuciła na miejsce. - Znaczy w kuchni się nie przyda - uśmiechnął się Harran, który prawdę mówiąc więcej uwagi poświęcał odwrotnej stronie Vaali niż fiolce. - Ale innymi lepiej nie rzucaj. A nuż trafisz na ogień alchemiczny czy coś w tym stylu. - Meeeh? - Druidka znowu wzruszyła ramionkami, jakby miała jakieś tiki...a może miała? Może spadła o jeden raz za dużo z drzewa?? - To znaczy, że mam rację, czy wprost przeciwnie? - zainteresował się zaklinacz. - Albo, że mi to zwisa i powiewa? - Zaśmiała się głośno dziewczyna. - Mi nie powiewa - odparł, przyglądając się Vaali, jakby się zastanawiał, czy dziewczyna ma na myśli odczucia, czy coś... fizycznego. - To się rozbierz? - Vaala zaśmiała się jeszcze głośniej. - Tu? - Harran spojrzał na dziewczynę, po czym sięgnął do zapięcia pasa. - Tu, tam, albo tam… - Dziewczyna wskazała palcem obszar kuchni, korytarza obok i chyba pokładu u góry?? - Gdzie tam chcesz? Wtedy będzie powiewać? - Zrobiła głupawą minkę, nawet jak na nią przystało. - Bez względu na miejsce nie będzie powiewać - odparł. Przymknął drzwi, po czym ściągnął spodnie. I majtki. Zdecydowanie nic nie powiewało. I nie zwisało. A Vaala, najpierw była wyraźnie zaskoczona i nieco zmieszana(?), a po chwili… wybuchnęła śmiechem. - Ty tak zawsze? Chyba tak. Skoro już te trzydzieści kwiatków. Szybki jesteś! - Powiedziała, tłumiąc dalsze śmiechy. - Nie zawsze, bo to by było niewygodnie - odparł. - A kwiatki by nie były zadowolone, gdybym był za szybki... Chcesz się przekonać? - Zrobił krok w jej stronę. Vaala przestała się już uśmiechać, i cofnęła o dwa kroki w tył… natrafiając własnym zadkiem na kuchenne meble. - Nie trzeba… - Powiedziała z nietęgą miną - To były tylko żarty… - Tak też myślałem - odparł. Odwrócił się i zaczął się ubierać, a Vaala uciekła z kuchni, odprowadzana szyderczym skrzekiem, jaki wydobył się z gardła smoczka. Zaklinacz ubrał się do końca, a gdy wyszedł na korytarz, rozległ się huk eksplozji. - Destiny? Co się stało? - spytał. - Mmho postanowiła sprawdzić skuteczność balisty. Sądząc z jej reakcji moja broń pozytywnie ją zaskoczyła. - wyjaśnił Statek. - Nieźle brzmiało. - Harran uśmiechnął się lekko, po czym ruszył na poszukiwanie miejsca, gdzie można było schować rzeczy z pracowni alchemicznej. |
15-08-2020, 01:24 | #58 |
Reputacja: 1 | Imra potrzebowała odpoczynku. Pomijając kilka godzin lotu, walkę z żukami i poparzenia miała za sobą ciężki dzień jeszcze na Golarionie. Ocknięcie się na brzegu, cofnięcie się do zamku, zrozumienie rozmiaru porażki... Dostosowanie się do nowego otoczenia w końcu wykończyło wojowniczkę. Nie wiedziała jeszcze co sądzić o swoich nowych “towarzyszach”. Jeden umarł, jeden chce podnieść rękę na boga, jeden jest w połowie golemem. Do tego są dwie dzikie kobiety i mężczyzna - chaos. |
15-08-2020, 23:49 | #59 |
Moderator Reputacja: 1 | Kwatera prywatna Kvasera Kvaser i Tanegris Do kwatery niziołka ktoś zapukał. Głos sugerował nową osóbkę na Destiny. - Można wejść na słowo? - Tak - Kvaser stwierdził głośnym, typowym dla siebie głosem zawierającym nutę gniewu. Akurat doogląda części ekwipunku, robiąc szybkie sprawdzenie oraz porządki w ubraniach. Bardka weszła i zamknąwszy je oparła się o nie plecami. - Cóż… przejdę od razu do sedna. Powiedziałeś im? - Co takiego - Kvaser spojrzał na diablicę pytająco. - Nie udawaj naiwniaka. Widziałam już taki znak. Raz na trupie. Drugi raz na dzikiej oszalałej bestii w ludzkiej skórze, mordującej każdego kogo zobaczył. Paru rozerwał na strzępy na moich oczach… ofiary łowów lub wybrańcy Wielości. Tak was nazywają. Przyznaję, że jesteś pierwszym z którym da się porozmawiać. Tamten tylko charczał.- rzekła pospiesznie Marai. Niziołek zaśmiał się w głos. Jego śmiech, chociaż w tym przypadku krótki, był bardzo intensywny, rozchodząc się echem po jego kajucie. Po tym chwilę przypatrywał się Marai z szerokim, rozbawionym uśmiechem na twarzy. - Ty się boisz - stwierdził tonem jakby ta myśl go bawiła - niesamowite. Ale dobrze - wskazał jej palcem krzesło - chyba że wolisz na łóżku - zaśmiał się cicho - to pogadamy. To o czym opowiadasz to ja bardzo wiele lat temu. - Tak. Trochę o siebie. Ale bardziej o nich. Ja umiem uciekać. Jestem urodzonym tchórzem. - odparła z uśmiechem diabliczka i wybrała krzesło. - Mój gniew nie ma do końca źródła w Wielości - niziołek wyjaśnił z uśmiechem - chociaż sądzę, że mógł on rozpalić wszystkie piece mego serca, coś, co nigdy by się nie wydarzyło. Wtedy być może byłoby mi łatwiej. Ale ja jestem Zemstą - stwierdził dziwnie zimno i stanowczo - trzeba patrzeć na resztę tatuaży - wyjaśnił rozbawiony. - Nie bardzo rozumiesz o co mi chodzi. - zadumała się Tanegris spoglądając wprost na jego oblicze.- Nie boisz się, że to coś więcej niż tatuaż? Znak bóstwo, znak powiązanego z bóstwem… jest jego oknem. Tak przynajmniej opowiadają. Nie boję się o twój gniew… boję że Wielość sobie przypomni o tobie. I zmieni w swoją laleczkę, ot tak dla kaprysu. I zwrócisz swoją broń i gniew przeciw każdej żywej istocie. Niziołek uśmiechnął się półgębkiem i wyciągnął spokojnie dłoń przed siebie. Wokół niej pociemniało, może to zwid.. Zebrała się energia. Po kilku chwilach czarny, ruchomy dym zbierał się wokół dłoni Kvasera, tam byl najbardziej gęsty, lecz rozchodził się na całe ciało. Widać było jak po jego powierzchni tworzą się wzory twarzy, sylwetek, małych i dużych dłoni, czasem dawnej broni. W pomieszczeniu zrobiło się odrobinę chłodniej. Zapachniało grobem, a gdzieś na pograniczu słuchu rozbrzmiewały szepty. Tysiące głosów, różnych istot. Mówiły, śpiewały, śmiały się. Były groźne, to czuło się pod skórą. Lecz nie były złe. Niziołek ruszył dłonią jakby coś strzepywał. Dym rozwiał się. - Prowadzą mnie duchy Zemsty, przysięgałem pod Słońcem, kąpałem się w wodzie Rek’sal prosząc księżyc. Nacinałem swoje ściągną płacząc jak dziecko gdy całe plemię kochało się, tańczyło i piło najkrótszej nocy w roku. To nie są ozdoby - pokazał na tatuaże na rękach - a to co otacza znak to nie ramka. To jest droga mojego wyzwolenia i przyjaciele którzy idą ze mną do tego celu - uśmiechnął się lekko. - To są duchy Kvaserze. Przyznaję, że potężne… ale tylko duchy… a ty chcesz się zmierzyć z bóstwem. Może i na wpół szalonym i całkiem… głupim ale bóstwem. Istnieje cień szansy, że duchy… cóż… mogą zostać stłumione jego potęgą. Nie twierdzę, że to się stanie. Ba, nie mogę nawet założyć takiej możliwości… bo magiem nie jestem i moja wiedza nie jest na tym polu zbyt duża. Ale jeśli jest cień szansy… to winieneś ostrzec towarzyszy, tak na wszelki wypadek.- rzekła cicho rogata. - Duchy! - Warknął z irytacją w głosie - to jest znak - stwierdził gniewnie - to jest natura diablico. To samo możesz powiedzieć do druidów, iż ich magia może zawieść przy bogu - stwierdził spokojniej - nie są ślepi. Niczego nie ukrywam. Jeśli byłaś dłużej w mym świecie, wiele z tego co usłyszałaś jest albo znanym faktem, albo plotką - wzruszył ramionami. - Niezupełnie… większość druidów dostaje moc od bóstwa. Nawet jeśli nie mówią o tym otwarcie.. i tak… też może zawieść przy bogu.- odparła ironicznie rogata i westchnęła.- nie mówię że nie masz racji. Nigdy nie badałam tej kwestii… po prostu widziałam takich jak ty, naznaczonych… i nie był to przyjemny widok. - Wielu takich zabiłem - stwierdził z wyraźną przyjemnością w głosie - zwykle słabszych, młodszych, może osłabionych szaleństwem - zamyślił się - czy Erythnul o mnie wie? To debil, ale może już słyszał, gdy umierali jego wyznawcy - stwierdził poważnie - to, że jestem wkurwiony nie znaczy, że jestem głupi - uśmiechnął się - myślisz, że teraz pierwsze co zrobię to postaram się dostać do jego siedziby? Przepaliłem małą fortunę na takich jak ty, na kronikarzy, bibliotekarzy, magów… Jestem metodyczny. Wiem, że potrzebuję ochrony na tyle, aby sprostać temu działaniu. Wiem, że potrzeba broni. Pracuję nad tym od lat. Gdybym miał talenty polityczne, po prostu wcześniej pozbawiłobym go wyzawców, co do jednego - stwierził pokazując, iż to nie droga do celu była dlań najważniejsza, lecz cel sam w sobie. - Jeśli coś mogę ci doradzić, to… szukanie sojuszników wśród innych bóstw.- odparła Marai z łobuzerskim uśmiechem. - Wielość nie jest powszechnie lubiana, a gdy zginie to jego miejsce będzie do zagarnięcia dla innego bóstwa. - Myślałem o tym - przyznał - lecz dopiero teraz pojawiły się realne możliwości - stwierdził rzeczowo. - To dobrze. Mam nadzieję, że moje obawy są bezpodstawne, bo wiesz… naznaczeni na ofiarę bogom rzadko unikają ich chciwych łapek. Twoi towarzysze powinni być gotowi na każdą ewentualność… nieważna jak malutka byłaby szansa.- odparła cicho rogata. - W końcu mało komu udało się zabić boga. - Mam nadzieję, że są - stwierdził lekko - na takie rozmowy przychodzi się z piwem - stwierdził pogodnie. - Zafunduję ci kolejkę w Rigus. Znam tam karczmę z porządnym piwem i karczmarzem szują. Będziesz mu mógł obić pysk, jak spróbuje nas okantować.- odparła żartobliwie Tanegris.- Co ty na to? - To dobra cena - stwierdził kiwając głową - na ciastkarnię będę musiał chyba poczekać dłużej - stwierdził bardzo poważnie. - Nie umiem piec. A swoje chyba już zjadłam.- westchnęła rogata. - przykro mi. - Taki to los w podróży - stwierdził niziołek przywołując wspomnienia długich wypraw - w cywilizacji chce się odpocząć w dziczy, a w dziczy pragnie się udogodnień. - Rigus mało ich oferuje. To kilka obozów wojskowych stłoczonych razem. - wyjaśniła rogata. - Zawsze jakiś zalążek, chociażby wykopane latryny - stwierdził, aby po chwili doda - chociaż w takich miejscach lepiej iść w krzaki. Gorzej gdy tak pomyślą wszyscy - zaśmiał się. - Na krzaczki musisz poczekać… trzeba by polecieć statkiem dalej.- zaśmiała się Tanegris. - Sądzę, że docelowo planowałaś z nami podróż gdzieś dalej - niziołek zmienił temat - lecz zmieniłaś plany. Pewnie przy starej załodze właśnie otrzymałabyś podwózkę - stwierdził. - I zapłatę… też bym otrzymała.- zaśmiała się rogata i wzruszyła ramionami. - Zwoje teleportacji są piekielnie drogie. - Pewien magnat określiły nasz sytuacje jako dziura budżetowa. Nie sądziłem, że może przybierać ona postać dziur w poszyciu statku - mruknął wesoło. - Cóż poradzić… w balladach o bohaterach nie podaje się kosztów całej heroicznej wyprawy. Tylko wynik. - odparła ironicznie Marai. - Dlatego ja nie jestem herosem. - Gdy nas sprzedasz - wtrącił lekko - postaraj się dać dzień wcześniej. Taki kredyt - stwierdził dziwnym tonem, ni to żartem, groźbą czy poważnie. Tak jakby tego typu sytuacje nieszczególnie go obchodziły. - Dobra… aczkolwiek nie widzę powodu do takiej sprzedaży. Mam swoich informatorów mój drogi. Straciłabym ich zaufanie, gdybym sprzedawała swoje kontakty na prawo i lewo. Weź na przykład te żelazne żuczki. Informacja o ich istnieniu jest dużo warta dla odpowiednich osób. Nikt się nie dowie jak je znalazłam.- odparła z uśmiechem rogata. - Jakoś mało o nie pytałaś - niziołek uśmiechnął się - a my je poznaliśmy nieco bliżej niż tylko broniąc statek. - Nie było okazji, bo byliście bardzo nieufni. Wpierw należało więc przełamać lody i nieco się obnażyć. Ale skoro już przy nich jesteśmy to chętnie posłucham twojej opinii o nich.- odparła z lisim uśmieszkiem Marai. - Robaki - stwierdził wzruszając ramionami - dziwi mnie czemu ta informacja miałaby być cenna. Gdybym pomyślał o mechanicznych stworzeniach, to po ludziach, właśnie istnienie robaków wydaje się oczywiste - wyglądało na to, iż niziołek nie miał zamiaru być od razu wylewny. - Automatony nie powstają zwykle same z siebie poza Mechanusem. Ergo ktoś je stworzył i ów ktoś zapewne stworzył środki do ich kontroli. Wizja zdobycia mechanicznej armii wystarczy na zapłacenie za informacje o nich. No i są jeszcze uczeni interesujący się nowymi przejawami egzystencji.- wyjaśniła rogata. - Wątpię aby ktokolwiek je tworzył - Kvaser powiedział sceptycznie - to mechaniczny padlinożercy pożerający resztki innego mechanizmu. I budujący się od nowa - wzruszył ramionami. - To już nie mój problem, jakie wnioski wysnuje kupujący informacje.- wzruszyła ramionami bardka. - Czyli doradztwo nigdy nie jest w cenie - skrzywił się cierpko. - Tyrani opijają się własną pychą, doradcy są od łechtania ego swojego pana.- uśmiechnęła się ironicznie rogata. - Nam jednak ochoczo próbujesz doradzać - stwierdził bez oceny. - Jesteście pierwszakami. Pochodzicie z planów materialnych, pierwszy raz znaleźliście na planach. Nie znacie pułapek wśród których się wychowałam. - wyjaśniła Tanegris. - Jesteś albo genialnym szpiegiem albo słabym kupcem - uśmiechnął się dając jasno do zrozumienia iż to żart. - Kto wie, kto wie…- odparła żartobliwie diabliczka i wstała.- No… na razie cię pożegnam. Mam za sobą intensywną i wyczerpującą dysputę z Mmho i muszę się zdrzemnąć. Kvaser w milczeniu kiwnął głową na pożegnanie.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
16-08-2020, 19:29 | #60 |
Reputacja: 1 | Mmho w kajucie, wyprowadzka Vaali, spacer z Harranem Właściwie to Mmho wcale nie była smutna. Rozładowane napięcie i znalezienie kogoś, kto mógł zastąpić kochanki z jej świata (w dodatku z nadzwyczaj zwinnym językiem) było raczej powodem do radości. Posiadając silne poczucie niedokończenia spraw, którymi wymyśliła sobie się zająć, wcale nie miała zamiaru przesiadywać u diabliczki zbyt długo. Póki co z napierśnikiem w ręku gdyż postanowiła go nie ubierać dla wygody, wróciła do kajuty, którą dzieliła z Vaalą. Jak się okazało pomieszczenie to było puste. Zielonoskóra postawiła pod ścianą swój napierśnik, po czym zajrzała do szafy. Mieszkający tu wcześniej rycerz zostawił po sobie jakieś podstawowe łaszki. Nim jednak Mmho zabrała się za ocenienie, czy coś z tego mogłaby ubrać zamiast zbroi, dla wygody uświadomiła sobie coś. Zamiast do szafy powinna najpierw zajrzeć do własnego plecaka. Pomysł okazał się trafiony. Luthra jak zwykle o wszystkim pomyślała. Mmho odnalazła tam prosty, zapasowy strój zwiadowcy z którego wystarczyło jej póki co zabrać koszulę. Po pewnym czasie zjawiła się tam i Druidka, ubrana już jak poprzednio, w swój liściasty pancerz i szmatko-spódniczkę. - Hej - Pozdrowiła Mmho zdawkowo, za bardzo nawet na nią nie patrząc, po czym zaczęła zbierać swoje przysłowiowe "pięć szpargałów" jakie tu wcześniej zostawiła. - Co robisz? - zapytała wprost pół-orczyca, przyglądając się temu. Mmho była akurat zajęta ubieraniem na siebie białej zwykłej koszuli, w której miała do zapięcia kilka guzików. - Zbieram swoje rzeczy, nie widać? - Powiedziała oschle Vaala. - Mmho zrobiła coś, co cię uraziło? - zapytała nie kryjąc zdziwienia. Jednocześnie robiąc krótki rachunek sumienia. - Będziecie miały więcej miejsca - Burknęła dziewczyna, zarzucając torbę na ramię. Była gotowa do wyjścia… - Zaczekaj - poprosiła Mmho - porozmawiajmy. Chodzi ci o Marai? Jesteś zła? - pytała odkrywczo. - Nie ma o czym gadać… - Vaala wzruszyła ramionami, po czym ruszyła do wyjścia z komnaty - Tak będzie lepiej. - To może zamiast gadać, posłuchasz? - Mmho jeszcze raz próbowała ją zatrzymać w imię porozumienia się. - Nasłuchałam się już twoich jęków w korytarzu, to mi starczy - Dziewczyna zatrzymała się na moment w progu, spoglądając na Mmho z markotną miną. - To był tylko stosunek - Mmho wzruszyła ramionami - nie mam zamiaru się z nią przyjaźnić, ani nosić jej śniadań do łóżka - wyjaśniła - pochodzimy z różnych kultur. W mojej kochamy się kiedy chcemy i z kim chcemy. Vaala wyszła z kajuty, po czym tak pierdolnęła drzwiami, że mało ściana nie odleciała, i tyle było po Druidce… Mmho wyszła za nią. - Vaala… ja mówię poważnie - powiedziała do jej pleców - Mmho liczyła na przyjaźń, to coś więcej niż tamto. Na początek Mmho musi zostać wysłuchana, przemyśl to. - Śmierdzisz kozą - Warknęła dziewczyna, nawet się nie odwracając, po czym zeszła schodami na pokład niżej. - To nie wąchaj tylko wytłumacz Mmho co myślisz - pół-orczyca nie odpuszczając poszła za nią - chcesz żeby Mmho była tylko dla ciebie? - Nie będę się z tobą ganiała po sta-tek, przestań za mną chodzić - Wysyczała Vaala, zatrzymując się, i odwracając się do Półorczycy. Była wyraźnie wściekła, z przymrużonymi, szklącymi się oczkami, z “chodzącą” szczęką, i nawet z pulsującą żyłką na czole. Brakowało tylko jeszcze, żeby i dłonie zacisnęła w pięści… - Czy to Mmho cię tak zawiodła? - Mmho próbowała kryć zdziwienie tak mocną dla niej reakcją druidki - Mmho nie chciała, chcę się przyjaźnić i żebyś była bezpieczna przy Mmho i szczerości… - powiedziała pół-orczyca wyciągając po tych słowach dłoń w kierunku ramienia Vaali, na co ta cofnęła się krok w tył. - Idź sobie do kozy - Warknęła Druidka, po czym ponownie ruszyła dalej. Tym razem Mmho nie kontynuowała próby porozumienia się z Vaalą. Zawróciła. *** Nie wróciła jednak do swojej kajuty. Zamyślona podążyła korytarzem, jednocześnie analizując zachowanie druidki i próbując przypomnieć sobie drogę do bocznej balisty, gdzie jak mówił jej Statek, znajdowały się zapasy strzał. Harran w ostatniej chwili uniknął zderzenia z Mmho, która, pogrążona w myślach wędrowała korytarzem. - Ooo - skwitowała to spotkanie Mmho, kiedy w końcu udało jej się skupić wzrok na osobie z którą prawie się zdarzyła. - A ty co tak błądzisz myślami w chmurach? - spytał Harran, nieco zaskoczony brakiem uwagi, jaki zademonstrowała półorczyca. - Mmho zawiodła Vaale, ale nie do końca rozumie czemu - odparła Mmho - siedzi to Mmho w głowie bo stara się rozumieć, rozumiesz? - Tak i nie, bo nie powiedziałaś, jak ją zawiodłaś - odpowiedział. - Racja - powiedziała Mmho - idę do bocznej balisty. Będziesz mi towarzyszył? - Dobrze, opowiadaj. - Ruszył razem z Mmho. - Właściwie niewiele jest do opowiadania. Mmho bawiła się z Tanegris, a Vaala przez to wyprowadziła się od Mmho i nie chce rozmawiać - powiedziała ruszając. - A wcześniej bawiła się z Vaalą? - spytał. Pół-orczyca wzruszyła krótko ramionami. - Mmho chciała, ale nie wyszło - odpowiedziała. - I od razu zaciągnęłaś do łóżka następną dziewczynę? - Harran nie do końca chciał wierzyć w to, co słyszy. - Naprawdę? - Sama przyszła, a co? - zapytała Mmho. - Żadnej nic nie obiecałam. - Niektórzy nie lubią takich sytuacji. Obietnice nie mają tu nic do rzeczy. Ta mi nie dała, więc idę do następnej... czyli ta pierwsza mnie nie obchodzi. Tak to wygląda i niezbyt to miłe. - Hmm… - mruknęła pół-orczyca - tak? Ciekawe. - Tak bywa. I w cywilizowanych społeczeństwach, i wśród tych zwanych dzikimi. Rozczarowanie boli. I zostawia ślad. - Niedobrze. Mmho chciała przyjaźnić się z Vaalą. Lubię ją - powiedziała Mmho. - Teraz to będzie trudno. - Harran miał nieco wątpliwości, jeśli chodziło o dalsze losy tej przyjaźni. - Kobiety bywają uparte, a nawet zawzięte. Im bardziej cię lubiła, tym gorzej. - Znamy się kilka godzin - przypomniała Mmho - nawet nie zdążyłam jej nigdy powiedzieć, że w swoim świecie Mmho zostawiła żonę i trzy kochanki… ale teraz, mam wrażenie, że nie powinna tego wiedzieć. Byłaby pewnie tylko bardziej obrażona. Harran spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem. - Cztery kobiety? Nieźle. - Pokiwał głową. - Nie miały nic przeciwko sobie? - Plemię Złotego Węża cechuje się otwartym spojrzeniem na fizyczność. Sprawia nam przyjemność podobnie jak picie wina czy palenie Fhhali więc to robimy. Inaczej traktowana jest więź emocjonalna - Mmho zamyśliła się na moment - rozdzielamy to. - Niektórzy tego nie rozdzielają - odparł. - Czasami od razu wiadomo, że związek będzie tylko dla przyjemności obu stron. Zabawa w łóżku raz z tym, raz z tamtym, innym to nie odpowiada. Może Vaala lubi układ jeden na jeden, może chodziło o Tanegris, tego nie wiem. Może jej to minie, ale nie wiem... - Jeden na jeden? Chodzi o wierność? Mmho była kiedyś żoną wodza, obiecywaliśmy sobie wierność - powiedziała pół-orczyca - rozumiem co to znaczy. Harran wzruszył ramionami. Nie wiedział, co działo się w sercu Vaali... i na ile on sam przyczynił się do kiepskiego humoru druidki. - Może chodziło o wierność, może kolejność, może chciała trochę poczekać. - Ponownie przedstawił parę możliwych powodów urażonej dumy Vaali. - Może i nie wypadało odmawiać diabliczce, gdy nadstawiła tyłek - powiedział - ale Vaali podpadłaś. Nie wiem, jakie są jej plemienne obyczaje, ale ją rozumiem. Gdyby mi ktoś okazywał pewne względy, a zaraz potem poleciał na kogoś, kto ma większe cycki i bardziej zachęcająco kręci zadkiem, to też by mnie szlag trafił. - Dziwni jesteście - powiedziała Mmho po dłuższej chwili namysłu. - Wszędzie są różne obyczaje i różne charaktery - odpowiedział. - Czasami robi się błędy i płaci za pomyłki. Jeśli ci na niej zależy, to walcz, jeśli nie, to korzystaj z innych przyjemności. - Dziwni jesteście - powtórzyła Mmho. W tym czasie dotarli w końcu do balisty. Mmho zaczęła rozglądać się za schowkiem na strzały. - Tego szukałaś? - spytał zaklinacz, gdy po chwili Mmho się podniosła, z pękiem strzał w dłoni. - Uzupełniasz zapasy? - Taaa… - odparła Mmho - trochę strzał poszło. Idę jeszcze obejrzeć dziurę w statku - dodała - chcesz iść z Mmho? - Chętnie zobaczę - odparł zaklinacz - jak bardzo oberwaliśmy i z czego zbudowano Destiny. Pół-orczyca schowała zapas strzał i ruszyła.
__________________ To nie ja, to moja postać. |