Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2022, 16:36   #261
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace nie był zadowolony z narady. Nie dlatego, że nie udało się wypracować planu. Nawet nie dlatego, że opóźnił co bardziej porywczych towarzyszy. Nie, to co go martwiło to brak zgrania. Rotacja w drużynie była duża i to był zasadniczy problem. Nie było Emi, która kontrowała jego zbyt intelektualne teoretyzowanie, stojący zwykle w kontrze Mikel również zdawał się być nieobecny... najgorsze jednak było to, że Jace czuł się bezużyteczny. Nie miał odpowiednich czarów w swoim repertuarze, który pozwoliłby im na szybki transport do obozowisk. Nie miał możliwości przeprowadzenia zwiadu, a po naradzie nie wierzył, że Vircan postąpi zgodnie z planem i nie zdradzi się. Druid chciał akcji i psionik był w stanie założyć się, że gdy tylko uzna za stosowne, spróbuje wziąć sprawę w swoje ręce. Jace miał tylko nadzieję, że choć tym razem jego obawy się nie sprawdzą...

Miasto wydawało się być przygotowane na obronę. Słońce stało już wysoko ogrzewając mroźne ulice Longshadow. Jace czuł na sobie spojrzenia innych i pozdrawiał ludzi wokoło. Był jednak zamyślony, nieobecny. Nie mógł pomóc w przygotowaniach bardziej. Dopiero wieczorem zużyje swoje czary do zbudowania kolejnych eksplodujących pułapek. Dopóki dzień się nie skończył, wolał zachować swoje rezerwy magiczne na nieprzewidziane wypadki.

Idąc przez miasto, Jace zorientował się, że stanął przed szkołą Redcliffe. Westchnął. Życie zmusiło go do użycia swoich mocy do pokonania własnych słabości i pomocy najbliższym, a teraz sytuacja wymagała od niego sięgnięcia do jeszcze mocniejszych pokładów magii. Musiał stać się bardziej uniwersalny, tyle pytań pozostawało bez odpowiedzi, tyle wyzwań nierozwiązywalnych na tym etapie podróży. Przekroczył próg szkoły w poszukiwaniu odpowiedzi i rozwiązań...



Dzięki uprzejmości rektora, Jace mógł rozłożyć swoje notatki i tomy z biblioteki Redcliffe na całym stole w pustej o tej porze głównej sali biblioteki. Całość była podzielona na kilka części odzwierciedlając kilka gałęzi magii jakie psionik badał. Dzisiaj jednak nie potrafił się skupić. Czuł, że coś mu umyka. Wertował te same strony mając silne wrażenie, że rozwiązanie znajduje się w zasięgu, ale gdy próbował po nie sięgnąć, okazywało się, że ono się oddala. Jakby miał wyraz na końcu języka, nie mogąc go wypowiedzieć. Wreszcie zamknął tom z hukiem. Szybko sprzątnął księgi i notatki, po czym wybiegł na zewnątrz.

Znalezienie Mikela i Rufusa nie było większym problemem. Dosiadając sinoszarego rumaka Jace objechał Longshadow zgarniając towarzyszy. Pokrótce wyjaśnił im swój plan. Stagnacja dokuczała wszystkim. Każdy z nich czuł się bezużyteczny i każdego irytowała bezczynność, toteż nie było problemu z ustaleniem planu: w oczekiwaniu na powrót Vircana, zrobią szybki rekonesans po okolicy kierując się w stronę wieży maga. Żadnej brawury, po prostu sprawdzenie terenu.
Jace wyczarował dwa kolejne wierzchowce dla towarzyszy i w pośpiechu opuścili mury gotującego się do obrony Longshadow.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 02-04-2023 o 06:46.
psionik jest offline  
Stary 15-11-2022, 20:32   #262
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Tego dnia pogoda na szczęście sprzyjała podróży - było co prawda zimno, ale nie padał śnieg, a powietrze było czyste. Poganiając stworzone magią wierzchowce, trójka bohaterów mknęła po wskazanym przez burmistrza Crawberta trakcie w górę rzeki, pokrytym, jak i całe okoliczne wzgórza, drobną warstwą białego puchu. Wieża maga znajdowała się blisko 20 mil od Longshadow, więc podróż zajęła im dobre pół dnia - wcześnie zapadający zmrok sprawiał, że część drogi powrotnej przyjdzie im przebyć nocą.
Podróż przebiegła spokojnie, przynajmniej na ich standardy - minęli jeden patrol Kłów, nie zatrzymując się nawet i zostawiając za sobą dwa trupy. Wysoko na niebie cały czas unosiły się drobne figurki zwiadowców na wiwernach, obserwujących miasto, a może też wszystkich którzy je otaczali?
Po paru godzinach odbili od rzeki na północ, zmierzając prosto ku podnóżu gór. Teren zaczynał się już wznosić, gdy oczom bohaterów ukazał się bazaltowy klif mierzący sobie kilka kilometrów długości i kilkanaście metrów wysokości. Wyglądało to tak, jakby całe eony temu skała wybrzuszyła się, wypchnięta nad ziemię niemal pionowo w górę, jak po uderzeniu tytanicznego młota. Ledwo widoczna ścieżka prowadziła prosto do ściany klifu - tam też znajdowało się coś, czego nie dało się opisać inaczej niż wieża maga. Stara budowla o gładkich kamiennych murach wydawała się wręcz wtopiona w skałę, stapiając częściowo z klifem i przebijając jego szczyt. To, co z drugiej strony wyglądało pewnie jak dwa niewielkie okrągłe domki o spiczasto zakończonych dachach, w rzeczywistości było ostatnimi poziomami wieży, której podstawa znajdowała się u wylotu niewielkiej jaskini.
Bohaterowie zatrzymali się w odległości kilkuset metrów, by przyjrzeć się nietypowej konstrukcji i jej okolicy. Jace szybko rozpoznał specyficzną barwę i gładką powierzchnię ścian - były stworzone i kształtowane za pomocą magii. Przed jaskinią u stóp wieży siedziała jakaś okutana w ciężkie futra postać. Miała humanoidalne kształty, ale rozmiarami dorównywała przynajmniej trollom, z którymi walczyli w forcie Nunder.
Jace przyglądał się olbrzymowi z daleka. - Ciekawe… to zapewne jedna z kreacji Umbry. Raczej wątpliwe, by po prostu mieszkał w tej jaskini. Sprawdzimy temat z bliska? - spytał pozostałych.

Rufus skinał głową.
- Tak to pewnie sługa maga, możemy go podejść. - wymruczał coś cicho, przywołując swoją moc i natychmiast stał się niewidzialny. Miał zamiar zbliżyć się do olbrzyma.

-Obawiam się, że jak nas zauważy to mag się szybko zorientuje, że jesteśmy w okolicy. Masz go jak uciszyć? - Mikel zapytał Jace’a.
- Teoretycznie… - nie brzmiało to przekonywująco. - Bardziej martwią mnie magiczne alarmy. Poczekaj chwile Rufusie, może najpierw wybadamy magiczne pułapki, zanim tam podejdziemy? -
- Jak jesteś w stanie to zrobić, to sprawdź te pułapki. - westchnął Rufus, mówiąc sobie w duchu że trochę ostrożności nie zaszkodzi, wcześniej niekiedy im jej brakowało.
--Nie wiem czy czas działa na naszą korzyść, ta zmiennokształtna mówiła, że jej Pan pewnie się stąd zmyje wkrótce - dodał. - Właściwie mogę też postawić wróżbę, czy powinniśmy wejść do wieży. Krótki rytuał pozwolił Rufusowi na porozumienie się z duchami przodków. Ci jednak nie mieli nic interesującego do powiedzenia - ich zdaniem wejście do wieży nie wiązało się ani z dobrymi, ani ze złymi omenami.
- Możesz, choć mnie bardziej chodziło o wykrycie magii jak będziemy się skradać. Nie wiem czy chcę wchodzić w interakcje z tym strażnikiem bez Vircana. Jeśli coś pójdzie nie tak, nie uda się uzyskać zaskoczenia następnym razem, dlatego wolę zapytać, jak bardzo chcemy ryzykować? - pomny ostatnich akcji, Jace wolał przedyskutować dalsze akcje, żeby uniknąć potencjalnych nieporozumień w trakcie.
-Myślę, że we trójkę spokojnie sobie damy radę. Problem tylko w tym, że walka ze strażnikiem na bank wykurzy tego całego Umbrę… Nawet jak nie ma magicznego alarmu to pewnie i tak narobimy dużo hałasu. - Mikel zdawał się być dosyć pewny, że poradzą sobie w walce, że to mocno wątpił, że zrobią to dyskretnie.
- Wiem, spróbujmy podejść go. Mam tylko jedną uwagę, którą potraktujcie poważnie: jeśli polecę przodem w poszukiwaniu niewidzialnych magicznych pułapek, nie będziecie mnie widzieć. Musicie polegać na telepatii, jeśli znajdę coś niepokojącego, to nie szarżujące. - psionik upewnił się, że nie powtórzą błędów ostatnich starć. Muszą sobie zaufać.

Gdy uzgodnili plan, Jace wzniósł się nieco w powietrze, a jego oczy rozbłysły magicznym światłem. Chwile później razem z Rufusem okryli się magiczną niewidzialnością i psionik ruszył spokojnie w powietrzu w kierunku jaskini rozglądając się uważnie w poszukiwaniu magicznych pułapek.
~ Chodźcie, powoli. ~ odezwał się mentalnie do towarzyszy gdy odpłynął około 5-6 metrów w przód.
Bohaterowie powoli i niezauważenie zbliżali się do wieży, dokładnie obserwując jej otoczenie. Im mniejsza odległość, tym widzieli więcej szczegółów takich jak brak jakichkolwiek otworów czy nienaturalna gładkość ścian. Tajemnicza postać także była lepiej widoczna: wysoki na jakieś dziesięć stóp mężczyzna o bladej skórze był najpewniej wzgórzowym gigantem - jednak zdecydowanie bardziej zadbanym i schludnym, niż mówiło się o jego ludzie. Siedział rozluźniony pod ścianą, wpatrując się w dal, a obok niego, w zasięgu ręki leżał ogromny topór. W masywnej dłoni trzymał zaś gruby sznur, ciągnący się do jaskini i niknący w jej ciemnościach.

Podejrzenia Jace’a okazały się trafne - zatrzymali się około 50 kroków od giganta, gdy na skraju magicznej wizji dostrzegł słabą aurę odpychania, rozciągającą się na całej szerokości wlotu do jaskini. Bez trudu rozpoznał w niej zaklęcie alarmu.
~ Jest alarm! ~ ostrzegł pozostałych samemu przyglądając się zaklęciu. Prosta emanacja była niezwykle skuteczna. Wzniósł się wyżej sprawdzając, czy da się przelecieć nad nią, ale niestety było to niemożliwe.
~ Możesz go rozproszyć? To moglibyśmy ominąć tego giganta.~ spytał się Rufus telepatycznie.
~ Tak, ty ukryj Mikela czarem niewidzialności. Przemkniemy się obok strażnika. ~ Jace skupił swoją uwagę na niciach magii z której utkane zostało zaklęcie i nić po nici rozplątywał aż nie zostało nic. Nie obeszło się bez komplikacji, widać było, że mieszkaniec wieży jest potężnym magiem, o wiele mocniejszym od Jace’a. Dopiero za trzecim podejściem udało się rozproszyć zaklęcie. Ciekawe, czy następnym razem też będą się tak siłować?
~ Gotowe, teraz ostrożnie ~ powiedział przelatując ostrożnie pod sufitem. Wolał nie ryzykować zdemaskowania, więc mimo wszystko trzymał się jak najdalej od giganta.
~ Już się robi.~ Rufus uśmiechnął się i zgodnie z sugestią Jace’a rzucił zaklęcie niewidzialności na Mikela. Następnie podszedł do wrót, skradając się by ominąć giganta.
Ukryci pod niewidzialnością, bohaterowie minęli giganta, wchodząc głębiej w wylot jaskini i mijając bryłę wieży. Drzwi do środka znajdowały się po wewnętrznej stronie, solidne kamienne odrzwia z metalowymi okuciami i paskudną gargulczą gębą na środku. Nie one były jednak najbardziej interesującym obiektem w polu widzenia, ponieważ w końcu wyjaśniło się, co znajdowało się na końcu trzymanego przez giganta sznura. W rogu jaskini, zwinięty w kłąb przypominający górę futra, drzemał potężny sowoniedźwiedź. Nie wyglądał jak typowy przedstawiciel tego gatunku - pokrywały go blizny, szwy i płaty wyblakłej sierści, a co najważniejsze, miał dwie głowy! Wyglądało to tak, jakby ktoś w ramach chorego eksperymentu doprawił stworowi kolejny łeb, i to niedźwiedzi…
Druga głowa nie miała zamkniętych oczu, a gdy bohaterowie zbliżyli się do drzwi, zaczęła intensywnie węszyć. Po chwili warknęła, budząc drugą, a także zwracając na siebie uwagę giganta.
- Siedź cicho, Hilmer, nic się nie dzieje - mruknął, zaskakująco przyjemnym dla ucha głosem, przynajmniej jak na wzgórzowego olbrzyma.
~ Olbrzym potrafi czarować, jest w jakiś sposób zmieniony, ale nie rozpoznaje zaklęcia. ~ Jace zdał relację ze swojej obserwacji otoczenia. ~ Mógłbym ochronić was przed urokami, a potem rzucić chmurę mamiącą zmysły. Powinno wam pójść łatwiej, ale zostawimy wtedy po sobie ślad. ~ Chłopak miał wątpliwości, czy powinni iść dalej. Z jednej strony dobrze byłoby zdobyć jak najwięcej informacji, z drugiej, zostawienie po sobie śladu wzmacnia czujność przeciwnika. Już samo rozproszenie alarmu może podnieść czujność, a tego by nie chciał.
~ Wycofujemy się? ~ spytał.
~ Ja bym spróbował wejść do wieży, pozostawienie śladu to chyba nie jest wielkim problem ~ - odparł telepatycznie pół-ork.
~ Uwierz mi, z magami lepiej walczyć z zaskoczenia nie dając im czasu na przygotowanie się. ~
~ Skoro już rozproszyliśmy alarm to chyba z zaskoczenia następnym razem nici… Nie zostało też wiele czasu do ataku przeciwnika, a ten cały Umbra może chcieć do nich dołączyć, więc… Jak chcemy go zaskoczyć to teraz jest okazja.~ w myślach odpowiedział Mikel ~ Magowie rzadko są w stanie przyjąć dużo ciosów, więc może uda nam się wyeliminować jedno dodatkowe zagrożenie.
Jace miał pewne wątpliwości. Mieli zrobić zwiad, a może się okazać, że zrobią dokładnie to przed czym ostrzegał Vircana. Z tym, że było ich trzech, prawie cała drużyna.
~ No dobra. Poczekajcie tu, ja spróbuję odwrócić uwagę giganta. ~ powiedział, po czym wyleciał z jaskini. Po drodze przyjrzał się jeszcze raz gigantowi. Emanował lekką aurą transmutacji nieskorelowaną z żadnym konkretnym czarem i sam dysponował zdolnościami magicznymi.
~ Ciekawe ~ pomyślał Jace. Przy bliższym przyjżeniu się nie zauważył żadnego pancerza, co mogło sugerować, że olbrzym faktycznie może posługiwać się magią, co utrudniało sytuację. Początkowo założył bowiem, że jak to w przypadku typowych gigantów wzgórzowych, będą mieli do czynienia z dość prostą istotą.
Jace skrył się za wyjściem z jaskini. Póki co był niewidzialny, ale z chwilą gdy rzuci urok, stanie się znów widzialny. Sięgnął do swojej torby i wyciągnął miksturę, którą natychmiast wypił. Poczuł magię rozchodzącą się po ciele. Gdyby nie zaklęcie niewidzialności, mógłby zobaczyć jak jego ubranie i skóra stają się wpółprzeźroczyste przybierając kolory otoczenia. To powinno pozwolić mu utrzymać się w ukryciu.
Jace strzepnął ręce rozluźniając barki. Wziął głębszy oddech uspokajając rytm serca. Od tego zaklęcia dużo będzie zależeć.
~ Przygotujcie się w razie gdyby się oparł zaklęciu ~ powiedział jeszcze i otrzymawszy potwierdzenie splótł magię w zaklęcie halucynacji. Sięgnął do umysłu strażnika. Niczym mała myszka skradał się w cieniu gigancich myśli żywiąc nadzieję, że nie zostanie odnaleziony. Cel był prosty - sprawić by w głowie giganta rozległ się głos maga wysyłający go na obchód, bo w okolicy ktoś się kręcił.
Gdy Jace wyleciał z jaskini, sowoniedźwiedź zignorował słowa olbrzyma i podniósł się na nogi, węsząc intensywnie i zbliżając się do niewidzialnych wojowników. Gigant spojrzał na niego podejrzliwie, ale wtedy zamarł na moment, jakby słuchał niewidzialnego głosu. Jego myśli okazały się być jednak zbyt ciemne i gęste - Jace ugrzązł w nich, nie będąc w stanie odnaleźć brzmienia głosu, który miał naśladować. Ten umysł zdecydowanie nie należał do zwykłego, prymitywnego olbrzyma.
- Magia! Intruzi! - krzyknął w stronę drzwi - Alarm nie zadziałał! -
 
psionik jest offline  
Stary 11-12-2022, 22:32   #263
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Mikel, nadal niewidzialny, zaszarżował w stronę rozglądającego się dookoła giganta, obalając go na ziemię i zasypując gradem szybkich ciosów.
Jace spróbował związać wolę giganta swoją psioniczną mocą, ale tamten ponownie okazał się być dużo bardziej odporny niż można było się spodziewać po zwykłym olbrzymie.
Gładka skóra olbrzyma zafalowała nagle, zmieniając się w skórzastą, poznaczoną bliznami powłokę, a jego twarz wręcz eksplodowała, wywracając się na lewą stronę. W stronę Mikela spozierała teraz gładka maska z wielką dziurą na środku, otoczoną podrygującymi językami. Zanim wojownik zdołał zareagować, stwór kopnął go z taką siłą, że odrzuciło go na kilka kroków do tyłu i posłało na ziemię.
- Intruzi! - zawyło to coś, potwornym bulgoczącym głosem.
Rufus dopadł z gniewnym rykiem sowoniedźwiedzia, zatapiając topór w jego grzbiecie. Stwór zawył z bólu i lęku, a pół-ork stał się widoczny kiedy opadło z niego zaklęcie niewidzialności.

Mikel błyskawicznym, kocim ruchem, doskoczył do giganta i z okrzykiem "Giń Gnido" uderzał w niego gołymi rękami, które raziły przeciwnika zimnem oraz elektrycznymi wyładowaniami.
Gigant podniósł się i spróbował zgnieść Mikela ogromnymi łapami, ale wyglądało to tak, jakby w ostatniej chwili powstrzymywał się przed ciosem, przez co wojownik nawet nie musiał się uchylać.
Sowoniedźwiedź rzucił się na Rufusa, gryząc obiema głowami i drapiąc pazurami. Zbroja półorka tym razem nie była wielką pomocą - po chwili krwawił już z kilku ran.
Rufus syknął ze złością, gryziony i szarpany przez bestię. Wypowiedział zaklęcie, a na ostrzu topora zaczęły gromadzić się fale nekromantycznej energii.
Kolejne potężne uderzenia spadały na sowoniedźwiedzia - Rufus poczuł, jak część energii życiowej potwora udziela się jemu samemu.

Powalony gigant zdawał się nic sobie nie robić z uderzeń Mikela, jedynie pierwsze kopnięcie w krtań sprawiło mu ból. Na skórze pozostawały mu ślady po wyładowaniach elektrycznych, ale zimno najwyraźniej się go nie imało.
Gigant podniósł się, praktycznie ignorując uderzenie Mikela, sam bezskutecznie próbował go kopnąć - wojownik zauważył, że część jego ran zaczyna się zasklepiać.

Sowoniedźwiedź ryknął z bólu, kiedy uderzyła w niego jakaś potworna widmowa postać przywołana przez Jace'a ale dalej atakował Rufusa, raniąc go dwa razy szponami. Duchowy wojownik krwawił z kilku zadrapań, ale nauczył się już dawno ignorować tego rodzaju ból, chroniony mocą przodków.
Topór w ręku Rufusa ponownie uderzył z purpurowym rozbłyskiem, prawie odcinając jedną z dwóch głów kreatury, która zwisła bezwładnie.

Mikel zręcznymi ruchami zmienił pozycję, tak żeby dziwaczny olbrzym znalazł się pomiędzy nim a Rufusem.
Gigant pozwolił Mikelowi przejść - zauważył już, że nie jest w stanie go dotknąć
Jace wycofał się do wylotu jaskini, koncentrując się i zbierając wolę do kolejnego psychicznego uderzenia.
Ostatkiem sił sowoniedźwiedź trafił Rufusa pazurem, po czym padł bez przytomności. Widząc upadek swojego zwierzaka, gigant z gniewnym okrzykiem podbiegł do Rufusa, który natychmiast obrócił się i przyjął jego napór z nieodłącznym toporem w rękach.
Uderzenia topora robiły na gigancie znacznie większe wrażenie niż ciosy i kopnięcia Mikela, rozdzierając dziwną skórzastą powłokę, z której wylewała się jakaś ciemna posoka.

Mikel nie miał zamiaru tak łatwo odpuszczać gigantowi i ponownie zaszarżował by powalić większego przeciwnika na ziemię, jednak tamten tym razem zmienił pozycję tak, że wojownik tylko odbił się od jego tłowia.
Jace podleciał zaś bliżej, przywołując kolejne niewyraźne widmo, które miało być widoczne tylko dla wroga i wyglądać jak najgorszy z jego koszmarów.
Gigant nie dał się zwieść zabójczej iluzji, tylko z gniewnym rykiem odepchnął Rufusa, odrzucając go aż na dogorywającego sowoniedźwiedzia.
Pół-ork wstał nieco oszołomiony od ciosu, ale wiele razy ćwiczył bitewne manewry z Mikelem, ustawił się więc tak by to jego przyjaciel mógł tym razem zajść przeciwnika z flanki, zmuszając go do lawirowania pomiędzy Mścicielami.
Mikel zmienił taktykę i gdy tylko Rufus dopadł do przeciwnika, powalił giganta i zasypał go serią ciosów, celując za każdym razem w dokładnie ten sam punkt. Gumowate ciało z początku wytrzymywało, ale każde kolejne uderzenie i kopnięcie przynosiło coraz lepszy efekt - najpierw pęknięcia skóry, a potem wyraźny, chrzęszczący trzask łamanych kości. Olbrzym charknął głośno, bryzgając krwią z potwornej paszczy, spróbował się podnieść, po czym z łoskotem padł na ziemię.




 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 11-12-2022 o 22:38.
Lord Melkor jest offline  
Stary 15-12-2022, 21:27   #264
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Vircan w Ecru


Druid wycofał się kilka ptasich kroków w tył aby skryć się przed wzrokiem hobgoblinów gdy na czas rozmowy z żuczkiem. Zaczął od liczebności. Ile czworokończyniarzy było w środku. Widząc to mógłby już zacząć szacować ile goblinoidów jest w obozie. Sam już składał sobie w głowie listę przeznaczoną późniejszemu raportowi.
Według żuka wewnątrz warsztatu urzędowało pięć istot, nikt więcej nie wchodził.

Potem pytał o drogi wejścia i wyjścia z magazynu, szukając najwygodniejszego i najbezpieczniejszego miejsca aby samemu obejrzeć wnętrze.

Starał się też dopytać o zawartość magazynu, ale tutaj nie miał wielkich nadziei. Spodziewał się, że mały rozumek prostego żuczka nie rozróżni beczek czy skrzyń o nasypu ziemi.

Po przesłuchaniu przemieniony druid wymamrotał pod dziobem inkantację i z jej końcem pióra zamieniły się na krótki moment wibrującymi, płynnymi kolorami nim po sekundzie nie przyjęły koloru otoczenia. Podskoczył kilka razy do skraju dachu, rozłożył skrzydła i skoczył w dół. Machnął nimi tylko dwa razy zataczając szeroki łuk by wylądować w jednym z okien warsztatów i szybko spojrzeć do środka.
Przez zniszczone okno dostrzegł trójkę hobgoblinów pracujących z zapamiętaniem przy stołach pełnych kolb, palników, odczynników i wszystkiego, czego można by oczekiwać po porządnym laboratorium alchemicznym. Asystowały im dwa automatony - masywne humanoidalne sylwetki wykonane z metalu, drewna oraz szklanych tub, w których nieustannie płynęły jakieś substancje. Na wysokości, na której znajdował się druid, odór siarki i innych alchemikaliów był wręcz okropny.

Niezdolny wykrzywić się dziób pozostał zupełnie neutralny, ale Vircan wstrzymał na razie oddech. Przycupnął bardziej obserwując pracę aby wypatrzeć gdzie składują gotowy proch przed dalszym transportem. Zmrużył oczy szepcząc najciszej jak się da formułkę by wypatrzeć gdzie tu znajduje się magia - jedyne aury dostrzegł na ciałach hobgoblinów, zapewne magiczne przedmioty. Poza nimi wewnątrz nie było żadnej magii. Potem wzbił się znowu i poleciał przycupnąć na oknie składziku ale to okazało się o tyle problematyczne, że magazyn nie posiadał żadnych okien - budynek był szczelnie zamknięty. Dach również nie ułatwiał, bo była to solidna ceglana kopuła. Nie dająca możliwości podważenia dachówki by dostać się do środka. No cóż… Jak nie lagą to łomem.

Skradliwy kamo-ptak przycupnął po zacienionej stronie dachu i wyszeptał kilka formułek.


Kamo-ptak przeszedł na granicę kopuły wbijając szpony głęboko w kamień po czym zaczął nimi ryć. Wycinał zaprawę jakby była ciepłym masłem, a gdy cegłówka się poluzowała wyskrobał nad nią schodek, po czym zasłonił wszystko skrzydłami by jak najmniej światła docierało do nowopowstałej dziury gdy odkładał kamień na schodku. Rozejrzał się ostatni raz po okolicy i wyciągnął szyję w głąb magazynu, gotowy odskoczyć w uniku gdyby była potrzeba…


Barkskin
Echolocation
Firebelly
Burrow

Patrząc w głąb magazynu ustawiam się tak aby dostać 3/4 covera przeciw komukolwiek kto mógłby być w środku.



Wnętrze magazynu było kompletnie nieoświetlone, jednak Vircan zdołał dostrzec kilka krat i beczułek ustawionych pod przeciwległą ścianę. Kilka z nich było wzmocnione stalowymi obręczami, uszczelnione i z jakimiś mechanizmami na boku. W zastałym powietrzu unosił się cierpki, nieprzyjemny chemiczny zapach. Unosiła się tam także przypominająca kłąb mgły istota, której miazmaty krystalizowały się w ostre niczym brzytwa szpony. Druid rozpoznał w tym stworze mihstu, morderczego przybysza z mrocznym zakątków Sfery Powietrza, czerpiącego przyjemność z duszenia i wysysania życiowych płynów z żywych istot.
Niestety, wyglądało na to, że stwór zauważył także jego. Mgła podpłynęła do kruka i jeden ze szponów pomknął w jego stronę, szczęśliwie zgrzytając tylko o ścianę.

Vircan uśmiechnąłby się do siebie i poklepał po plecach gdyby miał usta i chwilkę. Kolejne zaklęcie rozbiło beczki z prochem w środku. Nie wszystkie. I nie do końca “rozbiło”, a jedynie wypaczyło deski z których były zbite otwierając je jak kwiat w środku letniego popołudnia. Sokół odleciał w tył, ciągnąc za sobą żywiołaka (którego ciasna szpara na jedną cegłę wcale nie spowolniła) i zakęcił kółko, unikając kilku uderzeń. Już mamrotał zaklęcie by wysadzić ten magazyn w powietrze, gdy dojrzał jak dużo tam rzeczywiście jest prochu i zrozumiał, że to nie byłoby bolesne doświadczenie z którego podniósłby się jednym zaklęciem, tylko rozerwało by go to na strzępy… wycofał się zostawiając daleko w tyle znacznie mniej mobilnego przeciwnika. Wrócił kilka minut później, obserwując obóz z wysoka, trzymając słońce za plecami. Krótkie starcie podniosło alarm. Żywiołak rozmawiał przez chwilę z magiem. Vircan pokrążył trochę w powietrzu kombinując jakby się tym zająć po czym w końcu odpuścił i skierował się w kierunku obozu maszyn ciężkich. Zwiad uznał za udany. Miał już plan jak się tym zająć bez wystawiania się na ryzyko, a reszta pewnie będzie miała jeszcze swoje pomysły.

W przeciwieństwie do ruin Ecru, kolejny cel zwiadu Vircana był umieszczony znacznie dyskretniej - podróżując przez adekwatnie do nazwy pagórkowate tereny Pustych Wzgórz, łatwo byłoby go przeoczyć wśród wzniesień, kotlin i kanionów. Obecności Kłów nie zdradzało nic poza ledwie widocznymi smużkami dymu z ognisk lub kominów, więc druid miał wrażenie, że obóz nagle wyrósł mu przed oczami, gdy minął krawędź szerokiej rozpadliny.
Dziesięć namiotów różnych rozmiarów stało w ciasnym zbiorowisku pod ścianą klifu, tuż obok solidnych drewnianych wrót osadzonych w skale, prowadzących zapewne do jakiejś jaskini. Szeroka połać ziemi przed wejściem została gruntownie wydeptana, tak jakby maszerowały po niej regularnie dziesiątki istot - co było bardzo prawdopodobne, sądząc po powbijanych tu i ówdzie palach owiniętych łańcuchem. Po drugiej stronie wrót znajdowało się pięć sporych, topornych klatek z drewna, w których przetrzymywano „normalne” zwierzęta, wśród których Vircan dostrzegł kilka wilków, ogarów, a także parę jastrzębi. Nieco na uboczu stała zaś niewysoka wieża obserwacyjna, zapewniająca dobry widok na otaczającą obóz prerię.
Z dużej odległości nie było widać zbyt wiele szczegółów, ale Vircan zauważył pracujących na zewnątrz hobgoblinów, było ich jednak znacznie mniej niż w Ecru. Towarzyszyło im za to kilka minotaurów, także ubranych w jednolite mundury. Brak bestii w zasięgu wzroku rekompensowały ledwie słyszalne odgłosy, dobiegające z wnętrza klifu.

Vircan przycupnął ponownie na drzewie, kryjąc się w igliwiu. Obserwował obóz przez dobry kwadrans wyszukując informacji takich jak liczebność wrogów, wyszukując oficerów, ciekawych wydarzeń, które namioty wyglądały na ważniejsze. W tym czasie dwa razy zmienił pozycję dla zmiany perspektywy.

Potem powtórzył wcześniejszą sztuczkę przywołując dwa żuczki na przeszpiegi.
O tej porze w obozie panował zupełny spokój - hobgobliny i minotaury zajmowały się codziennymi pracami takimi jak konserwacja sprzętu, przepatrywanie okolicy, dokarmianie zwierząt w klatkach i grzanie się przy palenisku. Szaroskórych szybko podzielił na zakutych w ciężkie pancerze wojów i zwiadowców-łuczników, którym towarzyszyły wilki, traktowane znacznie lepiej niż te w klatkach. Minotaury sprawiały wrażenie oddzielnej jednostki, wciąż jednak pod komendą Kłów - masywne młoty, tarcze i sieci sugerowały, że nie są jedynie tępymi brutalami. Oficera, chociaż raczej nie dowódcę całego obozu, widział tylko przez chwilę: hobgoblin w napierśniku z wyrytym symbolem bóstwa przeszedł się po obozie, by zaraz potem zniknąć wewnątrz jaskini.

Z dziewięciu namiotów osiem okazało się być zwykłymi mieszkalnymi, pięć przeznaczono dla istot wielkości człowieka, pozostałe trzy musiały należeć do minotaurów. Każdy z nich miał dwa legowiska, co dawało obraz co do liczebności tutejszego oddziału. Ostatni zaś, największy, okazał się nie być namiotem oficerskim - wewnątrz znajdowała się duża kuchnia i kilka skrzyń z zapasami. Wyglądało na to, że dowódcy mają swoje kwatery gdzie indziej.

Jastrząb kiwnął głową na raport żuczków zastanawiając się co dalej, nim nie wysłał ich w głąb klifu. Najwyraźniej to w środku były najciekawsze rzeczy i to tam mógł ich najbardziej ubodnąć.

Czekając na powrót żuków, Vircan miał okazję zobaczyć, jak drzwi do jaskini otwierają się i dwa minotaury wyprowadzają z środka wielkiego skrzydlatego gada - wiwernę o skórze pokrytej starymi bliznami. Stwór był zadziwiająco spokojny, gdy rogaci wojownicy prowadzili ją na łańcuchu, a następnie ćwiczyli z nią różne komendy.

Gdy szpiedzy wrócili, druid szybko wypytał ich o to, jak wyglądało wnętrze klifu. Zaraz za wrotami znajdowała się rozległa grota z kilkoma odchodzącymi od niej, mniejszymi komorami. Wewnątrz znajdowało się łącznie kilkunastu humanoidów, z czego większość stłoczona w jednej z komór, a także kilka większych, niehumanoidalnych istot.

Vircan rozruszał skrzydła postanawiając, że czas samodzielnie się przyjrzeć sytuacji. Obleciał szerokim łukiem cały obóz i wylądował wysoko nad wejściem do groty. Wyjrzał jeszcze ostatni raz w dół i potwierdzając swoją pozycję i… skamieniał. Powoli, bezboleśnie ciało przemieniło się w błoto, a potem twardą ziemię żywiołaka. Po kolejnym zaklęciu skorupa nabrała właściwości kamuflujących i po nim zanurzył się w ziemi. Chwilę potem z krawędzi klifu wynurzył się na moment mały, kamuflujący się kamień. Tyle tylko by spojrzeć.
Poruszanie się przez skały na oślep i w bezdechu nie należało do przyjemnych doświadczeń - Vircan musiał się przytrzymać, by nie spaść z sufitu przy wynurzaniu. Był w głównej komorze jaskini, i to, co tam zobaczył, nie napawało optymizmem.
Kolejne dwa minotaury i kilku hobgoblinów, kierowane przez hobgoblinkę o wyjątkowo bladej skórze, zajmowało się właśnie ćwiczeniem z dwoma ogromnymi bykami, zdecydowanie nie będącymi zwykłymi zwierzętami. Stwory miały blisko dwa metry w kłębie, potężne rogi, a ich skóra pokryta była metalicznie wyglądającymi płytami, przypominającymi pancerz.
Z głównej jaskini odchodziło kilka odnóg: trzy na zachód (w tym jedna zasłonięta solidnymi drzwiami), jedna na północy i jedna na wschodzie, będąca raczej sporym wykopanym tunelem niż naturalnym przejściem.

Vircan kontynuował liczenie przeciwników i potworów oceniając ich siły oraz metody radzenia sobie z nimi. Było kilka pomysłów które mogły ale nie musiały zadziałać. Nic to… kontynuował zwiad. Zaczął od wschodu, jako że intencjonalnie kopane przejście definitywnie było bardziej… dedykowane niż pozostałe.
Jaskinia na wschodzie okazała się być ogromnych rozmiarów norą, wykopaną przez jakieś masywne stworzenie, którego druid nie kojarzył. Lokatora nie było w domu, pomieszczenie było zupełnie puste, nie licząc sporych fragmentów chityny tu i tam. Mimo dłuższego badania, nie udało mu się jednak ustalić, z czym dokładnie miał do czynienia, pozostawił więc to miejsce, by zbadać następne komory. Wysuwając się ze stropu w centralnej jaskini, druid zauważył że wielkie byki zaczęły rzucać się na swoich uprzężach, jakby coś je zdenerwowało.
Ta na północy wyglądała na kwaterę dowódcy - w rogu stało kilka pryczy, w tym jedna większa i przykryta stertą futer, a centralną część zajmował stół zastawiony mapami. Tuż przed schowaniem się w skale Vircan zauważył przesuwające się wśród skór zwoje czegoś, co musiało być ogromnym wężem.
Następne komora okazała się być więzieniem, lub jeszcze gorzej, spiżarnią - upchnięto w niej kilkunastu ludzi i przedstawicieli innych okolicznych ras. Jeńcy leżeli na gołych skałach przykrytych jedynie jakimiś szmatami by uniknąć wyziębienia, tuląc się do siebie w poszukiwaniu ciepła. Nie byli w najgorszym stanie, zapewne karmiono ich jakoś, ale przy innych lokatorach jaskiń nie tworzyło to optymistycznego obrazu.
Na północnej ścianie druid zauważył sporą szczelinę na wysokości metra - podobną do tej, którą dojrzał w pomieszczeniu dowódcy. Ktoś w dobrej kondycji byłby w stanie się przez nią przecisnąć, docierając, jak wiedziony ciekawością Vircan sprawdził, do pustej i najwyraźniej zupełnie zignorowanej groty, której połowę zajmował zbiornik wody. Nie była zatęchła, co sugerowało jej stały dopływ i połączenie z czymś dalej.
Po powrocie i kolejnym wynurzeniu się w głównej komorze, spojrzenie krasnoluda spotkało się z utkwionymi w nim, świecącymi się złowrogo ślepiami potwornych byków.
- Co się z nimi do cholery dzieje? - rzucił jeden z próbujących utrzymać je w szyku minotaurów. Blada hobgoblinka obserwowała tą scenę przez moment, jakby studiując zachowanie bestii.
- Wyczuły coś obcego - zawyrokowała - Sprawdź bramę! - rzuciła do opancerzone hobosa, po czym zwróciła się do dwóch innych - A wy sprawdźcie jaskinię, coś tu mogło wleźć! -

- Mnie tu nie ma- - pomyślał z intencją, ale nie powiedział na głos i zanurzył się z powrotem w skale. Postanowił dać zielonoskórym trochę czasu by uznać, że byki po mają fochy, a nie rzeczywiście kogokolwiek zauważyły. Wrócił do jeńców. Dokładnie ich policzył z sufitu zapamiętując liczbę i znów popełzł po suficie, wystawiając z niego tak niewiele swojego ciała ile był w stanie, na południe. Do ostatniej komory której nie widział.
Wychynąwszy z sufitu w ostatniej jaskini, Vircan dostrzegł, że została ona urządzona na legowisko dla czegoś masywnego. Nie była też pusta - kręcił się po niej stwór o ciele ogromnego lwa górskiego z potężnymi pazurami i czerwonymi, łuskowymi skrzydłami. Jakby tego było mało, nie miał jednej, a trzy głowy: lwią, koźlą i gadzią, pokrytą łuską w podobnym kolorze. Bestia chodziła niespokojnie od ściany do ściany, a każdy z łbów rozglądał się we wszystkie strony, węsząc intensywnie.
- Czuć intruz! - smocza głowa ryknęła w łamanym smoczym.
Vircan znów schował się w głąb skały i tym razem skierował prosto na zewnątrz wynurzając się ze ściany z tyłu namiotów przed klifem. Spojrzał w górę i popełzł na szczyt, utrzymując stałe tempo, odliczając sekundy aby oszacować jak daleka jest to droga składając w głowie plan. Wszystko chwilowo zeszło na drugi plan. Chciał uratować jeńców. Z całą resztą można sobie poradzić później, ale jak zostawi ich tutaj dłużej to jutro pewnie będzie ich mniej…

Wrócił do komory z wodą. To było dobre miejsce na start. Uchwycił kilka garści większych kamieni zamykając roboczo wyjścia zarówno od strony komory z jeńcami jak i tej dowódcy.

Najpierw ruszył zobaczyć czy woda nie da mu wygodnej drogi ucieczki… Szybko okazało się, że droga pod wodą jest dosyć krótka (a po drodze znalazł szkieleta harpii z laską emanującą magią ewokacji) i otwiera się na większe pomieszczenie ze świeżym powietrzem. Było zimno i mokro. Zbyt mokro. Jeńcy przeprowadzeni tędy i potem wystawieni na mróz zimy w tych szmatach w które byli ubrani… nie dotarliby do miasta nawet z jego pomocą. Zawrócił. To nie była dobra droga.

Po wynurzeniu się z wody zwrócił się do ściany i zaczął kopać. Potężne żywiołacze ramiona nienaturalnie szybko kruszyły skałę na wpół upychając ją na boki, na wpół przesuwając gruz i pył za plecy. Kilka minut później skończył łagodną drogę na szczyt klifu. Nie był to szeroki tunel i trzeba będzie się nim czołgać, ale w drugim przejściu zadbał aby w miarę go wygładzić aby nawet ci w najgorszym stanie mogli nim łatwo się wspiąć na samą górę. Za trzecim przejściem droga była już na tyle czysta i wygodna na ile się dało. Kolejne kilka chwil poświęcił na wyrzeźbienie w kamieniu wielkiej sztaby skały, takiej, że on sam ze swoją nadnaturalną siłą ledwo mógł ją ruszyć. Była równo dopasowana do pochyłego wgłębienia które wykopał naprzeciwko wąskiego przejścia do pomieszczenia niewolników. Jeszcze się nie mieściła, ale gdy otworzy to przejście szeroko i wsunie sztabę to zaskoczy ona we wgłębieniu jak zapadka i naturalnego nie będzie w stanie jej przesunąć nie podnosząc jej wcześniej aby wyciągnąć z zapadki. Zawczasu rzucił też na siebie zaklęcia ochronne…

Po raz kolejny przeszedł w skale i wyjrzał z sufitu głównej sali aby rozeznać się w sytuacji czy nie interesują się jeńcami i czy pozwolą mu ich łatwo uratować…

To jednak mogło być trudne, bowiem Kły ściągnęły jeńców do głównej sali, a jeden z minotaurów nasłuchiwał przy ścianie w ich komorze. Po sekundzie dobiegł go głos hobgoblina z komory dowódcy.
- Kopanie ustało, jest cicho!
- Trzymać pozycję, i cisza! - odwarknęła bladoskóra.
Bykopodobne stwory uwiązano w bocznym pomieszczeniu, a chimera warowała przy jeńcach. Smocza głowa wpatrywała się nich, a lwia nieustannie węszyła.

Vircan skrzywił się. Najwyraźniej było to zauważalnie głośniej niż mu się wydawało. Albo zwierzęta miały czulszy słuch. Rozważał chwilę co zrobić i wycofał się w górę. Na szczyt urwiska, gdzie rozłożył się wygodnie na godzinę. Czekając aż się uspokoją. Gdy wrócił plan się częściowo sprawdził. Hobgobliny wróciły do swoich zajęć, ale jeńcy byli w innej sali. Zupełnie naprzeciw starej, z której mógłby ich łatwo ewakuować. Skrzywił się. Rozważał. Myślał wychylając się możliwie mało, tyle by widzieć i oddychać (aby możliwiem odsunąć w czasie moment gdy bestie obdarzone czułym węchem go wyczują). Widział opcje, ale to byłby chaos. To byłoby ryzyko. Zaklął i znów sie relokował. Tym razem do komory z sadzawką, licząc, że za kilka godzin hobgoblinom się znudzi i wrócą jeńców do jednej celi z kratami.

Poprawiam jeszcze ukrycie szczeliny i czekam do wieczora, co jakiś czas tylko przechodząc na sufit głównej komory by spojrzeć jak sytuacja wygląda. Jak ich przeniosą to fajnie. Spróbuję ich uratować. Jak nie to wrócę jutro z kumplami i konkretnym planem.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 22-12-2022 o 15:59.
Arvelus jest offline  
Stary 05-01-2023, 13:06   #265
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
praca wspólna

Tymczasem pod wieżą maga
- Co to w ogóle było? - Zakrawiony Rufus przyjrzał się gigantowi.
- No i jak ktoś w wieży to pewnie nas usłyszeli…
- Nie wiem - odpowiedział smutno Jace lądując przy martwym przeciwniku. - Nigdy nie czytałem o niczym takim. - dodał wyraźnie zmartwiony. Ukląkł przy zwłokach przeszukując je starannie.
- Zobaczymy, wieża jest duża, może nikt nas nie usłyszał? Mikel, zajmiesz się drzwiami? - spytał.
- Taka rola strażnika, by nie przepuścić intruzów niezauważonymi - od strony drzwi dobiegł niski, spokojny głos o nienagannej dykcji - Sugerowałbym odstąpienie od “zajmowania” się drzwiami i opuszczenie mojej posiadłości. Wystarczy tego mordowania na dziś.
~ Kurwa ~ zaklął w myślach Jace szykując odpowiedź na niespodziewaną sytuację.
- Burmistrz Longshadow, Thom Crawbert prosił nas o skontaktowanie się - odpowiedział. - Liczył na twoją pomoc i jakkolwiek by to nie wyglądało- dodał wskazując na trupa - nie przyszliśmy tu nikogo zabijać.
- Nie? Myślę, że Mezert byłby skłonny polemizować. Gdybyście go nie zabili - głos, choć dalej spokojny, ociekał kpiną - Czy w jakiś sposób wam groził? -
--Jeśli dobrze rozumiem, jesteś magu Panem zmiennokształtnych którzy zabili i zastąpili wybitnych mieszkańców Longshadow. Czy temu zaprzeczasz? -Odezwał się Rufus oskarżycielskim tonem.
- Szybko zmieniacie panowie temat - głos był zarazem zaskoczony, jak i rozbawiony - Dobrze rozumiem, iż przybyliście tu od dobrego burmistrza Crawberta w pokoju, prosić o moją pomoc, zabiliście mego sługę i teraz oskarżacie mnie o związek z jakimiś morderstwami? -
Jace ponownie zaklął w myślach, choć na jego twarzy malowało się szczere niedowierzanie. Chwile zajęło mu otrząśnięcia się z tego co usłyszał.
~ No to jesteśmy całkowicie spaleni ~ odezwał się mentalnie do chłopaków -~ Nie pozostaje nam nic innego jak szturmować wieżę licząc, że właściciel nie ma zbyt dużo czarów przygotowanych na walkę z intruzami. ~
-Jeśli to nieporozumienie i jesteś niewinny, to w takim razie spróbujmy to wyjaśnić. Może agenci Kłów wprowadzili nas umyślnie w błąd. To by oznaczało że mamy wspólnego wroga. - wtrącił Rufus. Może jednak trochę przesadził….
- To dalej nie wyjaśnia, czemu zabiliście Mezerta, najwyraźniej niesprowokowani. Czy dostanę jakąś odpowiedź, zanim opuścicie to miejsce? - głos brzmiał oschle.
- Jebać podchody… - westchnął Mikel, słysząc Rufusa. Nie było już czego zbierać, więc zabrał się za otwieranie drzwi, najpierw sprawdzając, czy nie ma tam jakiejś pułapki.
-On nas pierwszy zaatakował, więc poniósł tego konsekwencje, podobnie jak wszyscy którzy stają na drodze Mścicieli z Phaendar! Słyszałeś kto wykończył smoka z fortu Trelawney i tamtejszą armię Kłów? Jeśli jesteś po stronie Kłów, to skończysz jak wszyscy nasi wrogowie.- Rufus postanowił zajmować maga dalej gdy Mikel spróbował otworzyć drzwi. Następnie sięgnął do pasa po miksturę leczącą.
- Interesujące. Zaatakował was zupełnie bez powodu, najpierw rozpraszając moje zaklęcie alarmowe, które z jakiegoś powodu nie zadziałało? - kpina zaczynała mieszać się z gniewem - Daję wam jeszcze szansę na odejście w pokoju, macie najwyraźniej dość wrogów, by nie mieć interesu w robieniu sobie następnych -
W tym czasie Mikel podszedł do drzwi, by sprawdzić zamek i ewentualne pułapki. Pierwszy zaskoczeniem było to, że nie miały one w ogóle zamka ani klamki czy uchwytu. Drugim był gargulec - gdy wojownik przyglądał się mu z boku, szukając ukrytych mechanizmów, paskudna gęba nagle wykrzywiła się i z wrednym uśmiechem spojrzała mu prosto w oczy.
- Niespodzianka! - wywarczał, i zanim mężczyzna zareagował, fragment drewna za nim wygiął się, uderzając go z wielką siłą i przyklejając do swojej powierzchni. Jace od razu rozpoznał, że mają do czynienia ze zmiennokształtnym mimikiem, który przez cały czas mógł ich obserwować, funkcjonując jednocześnie jako drzwi i odźwierny.
- Ostrzegałem was - dobiegły ich ostatnie słowa bezcielesnego głosu.

Walka była szybka i brutalna. Mikel przyklejony do drzwio-potwora próbował się wyswobodzić, Jace przywołał magią ból w całym ciele powodując widoczne spazmy i krzyki, zaś Rufus doskoczył błyskawicznie rąbiąc toporem. Potwór zaskrzeczał od potężnego uderzenia, a półrok ledwie zdołał wyszarpnąć swoją broń z lepkiego ciała przeciwnika. Niewiele myśląc, Rufus dołożył kolejną porcję uderzeń, z których tylko jedno weszło gładko powodując panikę u przeciwnika. Jace nigdy nie widział mimika na żywo, ale wiedział, że niewielu widziało uciekającego w przerażeniu mimika. Był to dość powolny i komiczny widok.
Zaraz do niego doskoczył Mikel z Rufusem, którzy dokończyli dzieła. Ich ciosy przyklejały się do ciała, ale mimik nie miał szans. Chwilę później leżał martwy na ziemi.
W tym czasie Jace wleciał do wnętrza wieży rozglądając się dookoła.



 
psionik jest offline  
Stary 10-01-2023, 17:16   #266
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jace sięgnął po różdżkę, aktywował magię i podleciał w górę schodów szukając magicznych aur. Rzucił jeszcze okiem na oboje drzwi próbując zgadnąć co się może znajdować za nimi. Nie przyszło mu do głowy nic konkretnego - zwrócił tylko uwagę na to, że drzwi naprzeciwko wejścia do wieży wyglądały na naprawdę solidne, były też wzmocnione sporą zasuwą. Zawołał resztę pośpieszając ich. Chciał z jednej strony wymóc na magu pośpiech, z drugiej przeczekać, aż część zaklęć się skończy. Liczył w głowie czas, jaki są w wieży.

Rufus wypił dwie kolejne mikstury lecznicze i razem z Mikelem pobiegli za psionikiem, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu ewentualnych niebezpieczeństw.
Żadne aury nie były widoczne - Jace miał pewność, że na schodach nie ma także dodatkowych zabezpieczeń. Wyjrzawszy zza szczytu schodów, zauważył kolejne pomieszczenie służące za przedsionek na piętrze. W kamienne ściany wpasowano dwoje drzwi, po jednych na północnej i wschodniej. Były zamknięte, a za nimi nie widać było żadnych aur - Beleren domyślał się już, że pomieszczenia były umyślnie zabezpieczone przed prostymi wieszczeniami.
Widząc, że na górze nie czekają żadne niebezpieczeństwa, chłopak podleciał wyżej sprawdzając kolejne pary drzwi.

Zza tych na północy nie dobiegał żaden odgłos, ale dało się wyczuć słaby zapach starej krwi, zaś zza wschodnich usłyszał ciche bulgotanie i chlupot przelewającej się wody. Poza tym wszędzie czuć było delikatny, ale gryzący swąd jakichś alchemikaliów.
- To jak otwieramy te drzwi czy szukamy czarownika? - zapytał się Rufus podążający śladem Jace'a, rozglądając się czujnie dookoła. Jednocześnie przeczuwając że może ich czekać za chwilę kolejna niełatwa walka, wypił miksturę mającą wzmocnić jego odporność na rany.
- Jedno nie wyklucza drugiego. - Mikel wzruszył ramionami i sam sięgnął do plecaka po lecznicze mikstury.
~ Szukamy czarownika. ~ odpowiedział Jace. ~ Mikel, sprawdź te drzwi ~ dodał wskazując na te zza których dochodził lekki zapach zakrzepłej krwi.
Mikelowi uporanie się z zamkiem zajęło tylko chwilę, ale gdy wszedł do pomieszczenia, nieco tego pożałował. Nie mieli pewności, do czego to miejsce służyło wcześniej, ale jakiś czas temu zostało zamienione w coś przypominającego salę operacyjną połączoną z prosektorium. Obok przykrytego płótnem kształtu wielkości skrzyni stały tu dwa metalowe stoły, wręcz lśniące czystością, jednak na ścianach i podłodze dookoła widać było niedomyte, dawno już zaschnięte ślady krwi. Poza nią dało się tu także wyczuć woń alkoholu, używanego zapewne nie tylko do dezynfekcji, ale także wypełniającego dziesiątki słojów ustawionych na wąskich półkach wzdłuż ściany wieży. Przechowywano w nich odrażającą kolekcję przeróżnych organów, tkanek, czy nawet drobniejszych istot - niektóre z nich wciąż wydawały się poruszać, a może było to tylko złudzenie? Wolne miejsca na ścianach pokrywały wykonane z wyjątkowych pietyzmem rysunki, przedstawiające ciała humanoidów, potworów i zupełnie nierozpoznawalnych istot, rozkrojone tak by widać było wszystkie organy wewnętrzne. Bohaterom rzucił się w oczy jeden z nich, przedstawiający dopplera - szara twarz była wręcz uderzająco podobna do Emi, może tylko nieco młodsza…


Rufus z oszołomieniem rozglądał się dookoła po szeregach rysunków wypatroszonych zwłok. W końcu zatrzymał dłużej spojrzenie na tych przypominających Emi….Emi która przecież była mu bardzo bliska przez krótki czas.

-Miałem rację! Ten mag jest tym który niewolił Emi i takich jak ona! I spójrzcie na to obrzydlistwo dookoła! Pewnie wielu tutaj pokroił. Ten świat będzie bez niego lepszym miejscem! - warknął.
- Tak, ale nie musiałeś tego mówić na głos - powiedział posępnie Jace, który niemal czuł grozę tego miejsca. Zupełnie jakby każdym zmysłem chłonął przeszłość w formie natychmiastowych przebłysków atakujących go z każdej strony. Zgiął się w pół, ale nie zwymiotował. - Ukh… - wymamrotał zbierając się w sobie.
- Generalnie mówisz za dużo półbrzydalu - Mikel zwrócił się do Rufusa - Masz jednak absolutną rację. Zabiję gnoja i własnoręcznie rozerwę go na strzępy. Niekoniecznie w tej kolejności. - w głowie mężczyzny wyraźnie słychać było gniew.

Zanim bohaterowie otrząsnęli się z zadumy, usłyszeli dziwny metaliczny klekot i stukot. Zwracając się w jego stronę, zobaczyli jak przykryty płótnem kształt podnosi się, prostując się na dobre dwa metry wysokości. Gdy materiał zsunął się, dostrzegli metaliczną sylwetkę budzącą skojarzenie z ogromną modliszką. Jej liczne ramiona zakończone były przeróżnymi szczypcami, nożami i igłami, a łeb składał się jedynie z wielkiego, jarzącego się na czerwono oka, o spojrzeniu utkwionym w drużynie. Cała jego postać skąpana była lśniącej lekko, przejrzystej aurze, złożonej z setek niedużych sześciokątów, niczym żółwia skorupa.


Jace nie wiedział, jak dokładnie nazwać tą istotę, ale wiedział, że jest ona robotem - czymś podobnym do golema, ale wykonanym bez użycia magii, z technologią o stulecia wyprzedzającą nawet najbardziej innowacyjnych alkenstarskich wynalazców. Nagle jakiś obraz pojawił mu się w pamięci, prawdopodobnie wspomnienie które zachował z rozmowy z Voxem: podobna machina operująca chorego ze sprawnością kilku świetnych chirurgów. Tamta jednak wydawała się być w lepszym stanie - automaton stojący przed nimi swoje dobre lata miał już za sobą. Korpus miał pordzewiały, część kończyn wydawała się niesprawna, poruszał się znacznie wolniej i sztywniej, a Jace miał pewność, że uderzenia w czułe punkty, a także użycie magii błyskawic, wywołają kolejne awarie.
Robot wydał z siebie serię trzasków, które chyba usiłowały być mową, po czym ruszył w stronę bohaterów, wymachując ostrymi jak brzytwa nożami.

- Co to może być, Jace masz jakieś pojęcie? - zawołał do druha Rufus, szykując się do chyba nieuchronnej walki.
- Wygląda… jak… coś, co nie powstało rękami ludzkimi. - wykrzesał w końcu w odpowiedzi psionik. - To niemagiczne… stworzenie… powinno być podatne na elektryczność i celne uderzenia w stawy. Szkoda byłoby je zniszczyć, to może jedyne jakie jest na świecie i wątpie by ktokolwiek mógł to stworzyć - Beleren był szczerze zafascynowany. Mechaniczy golem wyglądał na coś, co na pewno nie mogło wyjść spod ręki Umbry. Z żalem patrzył na piękno robotycznego ciała wiedząc, że będą zmuszeni je zniszczyć. Wyjął księgę szukając odpowiedniego zaklęcia, ale nim się na tym skupił, rozejrzał się jeszcze swoim magicznym wzrokiem, czy nie ma żadnego przedmiotu, który mógłby służyć do sterowania tym czymś. To oszczędziłoby im czas, siły i być może “życie” tego czegoś.
- Wiesz jak to zatrzymać, czy mam to po prostu rozwalić? Przydałoby mi się spuścić trochę pary… - dorzucił Mikel, wyraźnie nadal poruszony zawartością pomieszczenia, a zdecydowanie mniej nowym przeciwnikiem

Zgodnie z informacjami od Jace'a, Rufus naładował swój topór magicznymi wyładowaniami i zaatakował robota. Szybkie i silne uderzenie zatrzymało się na czymś w rodzaju bariery ochronnej, takiej jaką czasem otaczają się magowie, ale ta była kompletnie niemagiczna! Z drugiej strony do robota doskoczył Mikel uderzając gradem ciosów, jednak z podobnym skutkiem. Robot natomiast nie pozostawał dłużny. W kilku szybkich ruchach uderzył w półorka zadając kilka drobnych, ale ostrych cięć. Zaskoczony Rufus nie wiedział jak się bronić przeciw takiemu przeciwnikowi, ale cokolwiek zostało wstrzyknięte przez jedną z kończyn, wydawało się nie mieć żadnego wpływu na silne ciało wojownika.

Jace tymczasem nie znalazł niczego co mogłoby sterować robotem, zajął się więc wertowaniem księgi w poszukiwaniu właściwego zaklęcia. Zanim ją zamknął, Rufus zdołał wyprowadzić potężny cios, który w normalnych okolicznościach urwałby metaliczne ramię, tu nie wyrządził żadnej szkody, jeśli nie liczyć ochronnego pola, które z dziwnym sykiem zgasło. Mieli nie tylko przewagę liczebną, Jace dołączył do walki dolatując do robota z wylądowaniem elektrycznym, które momentalnie przeskoczyło na przeciwnika. Robot zadygotał, a wokół rozszedł się zapach ozonu i rozgrzanego metalu. Nawet to jednak nie zmieniało ustalonego celu, jakim był Rufus. Automator z morderczą precyzją nacierał na wojownika z każdej strony tnąc ramionami zakończonymi skalpelami i kłując tymi zakończonymi strzykawkami. Cokolwiek się tam jednak znajdowało, nie miało żadnego wpływu na półroka.

Niecałe dziesięć sekund odkąd rzucili się na siebie, Robot leżał podcięty przez Mikela i okładany przez troje bohaterów. W pewnym momencie z korpusu wystrzelił czarny jak smoła dym. Mikel z Jace'm niemal się zadławili, łzy napłynęły do oczu, a gardło gryzło paskudnym smrodem. Nie widzieli kompletnie nic, ale nadal słychać było niezmordowanego Rufusa. Mężczyźni zagryźli zęby i zaatakowali ponownie. W ciemnościach nie widzieli nic, choć Beleren czuł kilka razy obok siebie ostrzam Mikelowej broni. On sam również przejechał błyskawicą, która na chwilę rozświetliła mrok i znalazła metaliczne ciało. Ciało, które przestało się bronić. Psionik próbował zawołać, ale zakaszlał jedynie paskudnie. Wycofał się by nie zostać trafionym przez towarzyszy i dopiero pod sufitem, gdzie dym był wyraźnie lżejszy udało mu się złapać powietrze. W tym czasie reszta też zorientowała się co się stało. Ubili go! Udało się, ale trzeba się było pozbyć dymu.

- Chyba go pokonaliśmy, trzeba coś zrobić z tym cholernym dymem! - zawołał Rufus, wycofując się w poszukiwaniu najbliższych drzwi. W sumie mógł je też otworzyć telekinetycznie. Problem w tym, że ich w ogóle nie widział, przez co nie był w stanie wpłynąć na nie magią.
- Chyba tak… trzeba otworzyć drzwi. - Mikel również skierował się do najbliższego wyjścia.
Otwarcie drzwi i kilkanaście sekund energicznego machania rękami rozwiało kłęby dymu na tyle, by bohaterowie zobaczyli leżące na podłodze smętne resztki automatona. Jace i Mikel szybko poczuli się lepiej, kiedy tylko mogli odetchnąć nieco świeższym powietrzem.

Nie było czasu na triumfowanie, Rufus rozejrzał się dookoła i wytężył słuch, wypatrując i nasłuchując kolejnych zagrożeń. Jednocześnie sięgnął po kolejną miksturę leczącą.
 
psionik jest offline  
Stary 22-01-2023, 23:36   #267
Kowal-Rebeliant
 
shewa92's Avatar
 
Reputacja: 1 shewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputacjęshewa92 ma wspaniałą reputację
Pod jednym ze stołów Jace znalazł idealnie wpasowaną szufladę, w której Umbra najpewniej przechowywał narzędzia używane w swoich ohydnych praktykach. Pedantycznie poukładany, bogaty zestaw perfekcyjnie wykonanych narzędzi chirurgicznych zajmował większość miejsca, tuż obok całej sterty notatek zapisanych drobnym pismem. Dotyczyły przeprowadzanych przez maga operacji i wiwisekcji, ale wczytanie się w nie wymagało więcej czasu, a także spokojniejszego żołądka. Tylko jedna z rzeczy wewnątrz szuflady emanowała magią - prosty pręt z dębu o grubości palca i długości kilkunastu centymetrów, z jednej strony rozgałęziony na podobieństwo miotełki. Chwila analizy ujawniła, że został zaklęty prostą magią czyszczącą - po wykreśleniu nim konturu nie większego niż kilka metrów kwadratowych, powierzchnia wewnątrz zostanie wyczyszczona z zabrudzeń.
Zainteresowanie Jace’a wzbudził też ostatni przedmiot, który wyglądał jak magiczny, jednak nie emanował żadną aurą. Urządzenie przypominało trochę ręczną kuszę, z które usunięto łuczysko, zamiast tego dodając zbiorniczek z jakimś ciemnym płynem. Beleren nie miał pojęcia, do czego może ono służyć, pozostawały jedynie domysły.
Rozglądając się po pomieszczeniu, miał wrażenie, że odgłosy bulgotu i chlupotów zza ścian zmieniły się. Teraz dołączyły do nich głosy, należące do wielu osób, ale ciche i zupełnie niezrozumiałe, jakby ich właściciele byli zamknięci w jakimś szczelnym pudle.
- Dźwięki dochodzą z obu drzwi. Otwórzmy delikatnie oboje i sprawdźmy co się tam dzieje. - zaproponował Jace podchodząc do najbliższych z nich. Przyłożył ucho do drzwi starając się zorientować czy jest bezpiecznie, następnie wyciągnął różdżkę i nałożył na siebie zaklęcie ochronne i ostrożnie uchylił drzwi.

-Pozwól że ja pójdę przodem] - wtrącìł Rufus, który wypiwszy mikstury leczące rozglądał się nieco oszołomiony po dziwacznym pomieszczeniu i ani do końca normalnych ani magicznych zgromadzonych w nich przedmiotach. Niestety nie mieli czasu na ich dokładne badanie. Ale teraz wysforsował się tak by stanąć przed Jace'm.
-Chyba będzie lepiej, jeśli ja poprowadzę. - wtrącił się Mikel, który oberwał tego dnia mniej od Rufusa - Prawie nic mi nie jest i robię mniej hałasu niż ty półbrzydalku.
- Jak oberwiesz to sam taki ładny nie będziesz… - pół-ork wzruszył ramionami i przepuścił Mikela na przód, jednocześnie popijając kolejne mikstury.

Przestronne pomieszczenie, do którego weszli, było bogatym i świetnie wyposażonym laboratorium alchemicznym - co dało się poznać nawet po specyficznym, ostrym zapachu. Stoły i półki pod ścianami pełne były różnych tajemniczych przyrządów, odczynników i alchemikaliów, ale największe wrażenie robiły trzy przejrzyste szklane tuby metrowej średnicy i mierzące sobie ponad dwa metry wysokości. Wypełnione były jakimś gęstym płynem, w którym unosiły się obrzydliwe masy bezkształtnego mięsa, „przyozdobione” dziesiątkami oczu i paszcz, nieustannie poruszających się i przesuwających po „ciałach”. To właśnie one stanowiły źródło słyszanych przez Jace’a lkrzyków - szkło przytłumiało je znacząco, bez niego zapewne panowałaby tu wręcz ogłuszająca kakofonia.
Z laboratorium wychodziły dwa wąskie korytarze, a także masywne drzwi prowadzące chyba poza wieżę - były jednak zablokowane solidną sztabą.


- Uważajcie, żeby z tych tuba nas nic nie zaatakowało - Jace martwił się, że poruszenie istot w środku spowodowane było ich akcjami w poprzednim pokoju. Ostrożnie przyjrzał się kontenerom i istotom znajdującym się w środku. Czy dźwięk jaki wydają nie roztrzaska wzmocnionego szkła? Na wszelki wypadek zakrył je kotarą iluzji, idealnej kopii pomieszczenia. ~ Chodźmy, tylko ostrożnie ~ dodał mentalnie do reszty. Zwiedzanie wieży było problematyczne ze względu na kurczące się zapasy. Ranny Rufus wymagał coraz więcej mikstur, a i jego magiczny repertuar był na wyczerpaniu. Potrzebował znaleźć i liczył, że gdzieś muszą być różdżki i zwoje, które pozwolą zachować jego rezerw magii. Ostrożnie przystąpił do przeszukania pomieszczenia.

-Czy mamy czas tak dokładnie przeszukiwać? Powinniśmy chyba szukać maga zanim ucieknie albo przygotuje jakąś naprawdę paskudną pułapkę. A te paskudy mi się nie podobają. - Rufus przyglądał się stworom w tubach, próbując ocenić zagrożenie z ich strony.
- Szukam czegoś co nam pomoże w walce. Umbra pewnie rzucił już na siebie czary ochronne. Niektóre będą trwać godziny, ale niektóre tylko minuty, może z dziesięć, piętnaście. Mamy troszkę czasu aż magia zaklęć się wyczerpie, ale masz rację. Sprawdźcie pozostałe drzwi. - mag pospiesznie i z żalem rzucił okiem na pomieszczenie.
Rufus skinął głową i poszedł zajrzeć do jednego z korytarzy, jednocześnie co jakiś czas zerkał czujnie na tuby z dziwacznymi kreaturami w środku.
Na końcu północnego korytarza dostrzegł niewielkie, okrągłe pomieszczenie wyglądające na składzik. W jego centrum stała murowana studnia z kołowrotkiem. Gdy odwrócił się do towarzyszy, usłyszeli ponownie znajomy głos maga, wydający się dobiegać z środka laboratorium.
- Mam nadzieję, że bawią się panowie dobrze, niszcząc efekty mojej ciężkiej pracy - irytacja aż się z niego wylewała - Domyślam się, że jesteście zbyt uparci na opuszczenie mojej wieży, ale jeśli już macie zamiar się zabić, poruszajcie się ostrożnie po laboratorium. Te okazy i narzędzia są bardzo cenne, odbudowanie efektów badań zajmie mi całe dekady -
~ Dobra, zmiana planów. Przechodzimy na telepatię. ~ odezwał się rozeźlony Jace. Był zły, że jego magia nie wykrywa żadnego zdalnego widzenia.
-Może po prostu do nas przyjdziesz i załatwimy co mamy załatwić? Nie ukrywam, że mam ochotę trochę porozwalać. Może to Cię szybciej wyciągnie z ukrycia? - Mikel postanowił odpowiedzieć Umbrze, lekko zirytowany zabawą w chowanego.
~Myślisz że on jest tam skąd dochodzi tamten głos czy to jakaś zmyłka?. ~ -Rufus spytał się telepatycznie Jace’a.
~ Siedzi gdzieś ukryty i zdalnie nas podgląda. ~
- Możecie też po prostu odejść - odpowiedział głos Mikelowi - Wolałbym żebyście nie uszkadzali moich okazów. W takiej sytuacji musiałbym znaleźć nowe… - ta pauza dawała dużo do myślenia. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu, Jace nie dostrzegł żadnych przedmiotów, które mogłyby przydać się im w obecnej sytuacji. Znajdowały się tu za to całe półki alchemicznych i magicznych odczynników, a także przechowywane w słojach fragmenty ciał różnych istot - niektóre wciąż lekko się poruszały. Na podwójnych drzwiach prowadzących na zewnątrz dostrzegł aurę mistycznego zamka, zaś obok znajdował się podobny magiczny wynalazek, pozwalający na komunikację, co ten który widzieli przy “drzwiach” wejściowych.
Psionikowi udało się też rozpoznać, czym były te masy mięsa w szklanych tubach - Umbra najwyraźniej prowadził swoje eksperymenty na odrażających istotach zwanych paszczowcami. Potwory te, będące tworami jakichś przedwiecznych i okrutnych bytów, istniały tylko, by pożerać, a sam ich bełkot, teraz na szczęście wygłuszony, potrafił doprowadzić do szaleństwa.
~ Jeśli znajdziemy maga, co powiecie, żeby wypuścić te “okazy” na niego? ~ spytał psionik.
~ A umiesz to tak zrobić, żeby nas też nie zaatakowały?~ odmyślał mu Mikel.
~ Ich krzyk może doprowadzić do szaleństwa, więc trzeba się odpowiednio przygotować, a one same pożerają wszystko na swojej drodze, więc jest to sposób na wyciągnięcie go z kryjówki. Najlepiej ewakuować się poza zasięg hałasu i patrzeć co się dzieje z odległości. ~
Rufus wyszczerzył się nieco, słysząc niepokój w słowach maga.
-[i] A jakbyśmy chcieli odejść, to dałbyś nam jakieś gwarancje, że nie pomożesz Kłom w ataku na Longshadow?[\i] - powiedział na głos a w myślach dodał [i] ~Zacząć mu rozwalać te słoje?[\i]?
~ Nie jeszcze nie. ~
- Zabiliście moich strażników, uszkadziliście asystenta, a teraz chcecie negocjować? - głos był wyraźnie oburzony - Ale nie jestem wrogiem Longshadow. Zastanowię się nad tym, jeśli odejdziecie w tym momencie, zostawiając wszystko co dotąd zabraliście. Oraz rekompensatę za zniszczenia.
~I czego kurwa jeszcze? W dupę mu wsadzę rekompensata. Co to w ogóle za pomysł? Nie ma opcji, żeby go tu zostawić. Szukamy. Nie wypuszczamy niczego, czego nie umiemy kontrolował ~ Mikel nie bawił się już w subtelności. Nie widząc w okolicy nic, co nie mógłby poczekać na późniejsze oględziny, ruszył ostrożnie tak, gdzie jeszcze ich nie było.
~ Zajmij się zamkiem jeśli mamy iść dalej, ja sprawdzę co tam jest. ~ Jace westchnął. Nie podobało mu się parcie do przodu, choć rozumiał problem z przygotowaniem na atak. Leżał on po obu stronach, ale miał wątpliwości, która ze stron jest mniej przygotowana. Czekając aż Mikel poradzi sobie z zamkiem, mag podleciał do niezbadanej wnęki sprawdzając co się tam kryje.

Zaglądając do wnęki, Jace ujrzał krótki korytarz, kończący się malutkim holem z parą drzwi i schodami wiodącymi w górę wieży. Nie dostrzegał tu żadnych aur magicznych, z jednym wyjątkiem - u góry schodów kłębiła się nieprzejrzysta ciemna masa, którą rozpoznał jako efekt zaklęcia Ukrytego Sanktuarium Maga.
W tym czasie Mikel walczył z zamkiem - ten okazał się znacznie trudniejszym wyzwaniem niż na pierwszy rzut oka, zapewne był to efekt rzuconego nań zaklęcia. Jace zdążył już do nich wrócić, gdy w końcu mechanizm poddał się. Po zdjęciu blokującej drzwi belki udało się je otworzyć, wpuszczając do środka podmuch lodowatego powietrza z zewnątrz. Było to drugie wyjście z wieży, prowadzące na płaską, ośnieżoną równinę u szczytu klifu, zupełnie niewidocznego z jego podstawy.
- Cóż, to wyjście jest dobre jak każde inne - skomentował głos - Przynajmniej nie próbowaliście ich wyważyć, ciężko dziś o dobrego stolarza. Rozumiem, że podjęliście rozsądniejszą decyzję? -
~ Chyba znalazłem kryjówkę maga. ~ odezwał się Jace wskazując mentalnie za wnękę za sobą.
~ To co, biegniemy go dorwać? - w mentalnej odpowiedzi Rufusa obecna była nuta ekscytacji. Na głos zaś odpowiedział:
- Skąd mamy wiedzieć że nie wbijesz nam noża w plecy jeśli odejdziemy teraz?
~Ja przodem? Pewnie coś wybuchnie nam w twarz… ~ Mikel już szykował się do działania.
- Nie widzę powodu, żeby to robić. Zemsta jest małostkowa -
~ To ruszajmy. ~ powiedział Jace ~Cały czas pozostajemy w łączności telepatycznej. Tylko mówcie coś, żeby się nie zorientował, że ją mamy. ~ powiedział.
Mikel ruszył we wskazanym przez psionika kierunku.
-Na Caydena! Ty tak na serio? - odpowiedział Umbrze. Nie interesowało go, że czarodziej pewnie nie do końca zrozumie, co wojownik miał na myśli, ale to nie miało znaczenia. Za kilka sekund i tak będą przemawiać pięści.
Mimo zupełnego blokowania zmysłów i magii, magiczna bariera nie była w żaden sposób namacalna - przebicie się przez nią przypominało przejście przez kłąb ciepłej pary. Zaraz potem Mikel znalazł się w przytulnej i schludnej pracowni, z sięgającymi sufitu półkami na książki opasującymi ściany. Niewielki stolik i fotel, który aż prosił o wygodne ułożenie się w nim z lekturą, zostały rozsądnie postawione w kącie między jednym regałem i schodami, zapewne by nie zostać zniszczonymi. Obok niż leżał zwój grubej konopnej liny.
Naprzeciw wejścia stało, dobrze oświetlone przez magiczne lampy na ścianie, masywne biurko, zastawione księgami i notatkami. Na blacie poza nimi znajdowało się także płaskie stalowe pudełko z dziwnymi wypustkami, z którego rozciągały się cienkie rurki, znikając w podłodze. Na solidnym drewnianym krześle, zwrócony plecami do Mikela, siedział chudy mężczyzna o siwych włosach, wyglądający na przynajmniej sześćdziesiąt lat. Odziany był skromnie, nieco wręcz niechlujnie - na prostą szatę narzucił ciepły kubrak, najwyraźniej chłód wieży dawał mu się we znaki. Wydawał się nie zwracać uwagi na wojownika, nawet nie raczył się do niego odwrócić, skupiony na lekturze.
- Upór w dążeniu do swoich celów, to można docenić - powiedział - Skoro tak bardzo nie chcecie odejść, sprawdzę, czy nie mylicie go z głupotą -
 
__________________
Potrzebujesz pomocy z kartą do Pathfindera lub DnD?
Zajrzyj do nas!

Ostatnio edytowane przez shewa92 : 24-01-2023 o 10:30.
shewa92 jest offline  
Stary 13-02-2023, 23:05   #268
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



Wyraźnie zirytowany Mikel doskoczył do Umbry, pomimo smoły lepiącej się do stóp. Szybkim i pewnym chwytem przerzucił go przez ramię, prosto na rozgrzaną smołę. W czasie manewru zadał szybkie uderzenie łokciem w żebra maga, a gdy ten już wylądował w przygotowanej przez siebie niespodziance, poprawił szybkim kopniakiem po drugiej stronie. Wtedy zauważył, że coś jest nie tak - to, w co uderzył, nie było słabym, kruchym ciałem starca, a twardą, zbitą tkanką. On sam wydawał się też znacznie, znacznie cięższy, a kiedy uderzył o ziemię, huk był o wiele głośniejszy. Jeszcze dziwniejsza była w tym jego twarz, zupełnie pozbawiona wyrazu, niczym u lalki, a fragment jego szaty zatopił się w podłodze. Kiedy Mikel zdał sobie sprawę z tej iluzji, dostrzegł spoglądające na niego nieruchome oblicze, poznaczone grubymi szwami.

Jace podleciał wyżej rozglądając się magicznym wzrokiem.
Wlatując do pomieszczenia, został niemal oślepiony feerią barw od dziesiątek aur magicznych, jakie zobaczył w tym miejscu. Psionik przywołał pod sufit chmurę hipnotyzujących oparów, tak żeby rozchodziły się one od góry.

~-Gdzie on jest Jace? - zapytał się Rufus telepatycznie, rozglądając się dookoła i jednocześnie zbierając moc do rzucenia zaklęcia przyspieszenia na siebie i obu towarzyszy.

“Umbra” bezskutecznie próbował wyrwać się ze smoły, a Jace usłyszał skandowanie kolejnego zaklęcia - po chwili ze smoły wyłoniły się czarne macki, smagając powietrze i każdego w zasięgu. Rufus zdołał się wyrwać, jedna z nich wystrzeliła w kierunku Jace’a. Chłopak zadziałał instynktownie, przećwiczony w głowie scenariusz w końcu uratował mu życie, pierścień rodowy rozbłysł bladym balskiem, a przed psionikiem pojawiła się blade pole ochronne, które ścięło w pół atakującą mackę.
Schowany w oparach mgły Mikel nie musiał się martwić smołą czy mackami. Miał za to inne zmartwienia - nagle poczuł, jak na jego udzie zaciskają się szczęki, niemal wyrywając kawał mięsa. Odwróciwszy się, zauważył coś, co sprawiło, że przesłaniające widok kłęby tym bardziej go ucieszyły. Obrzydliwe stworzenie było wielkości wilka, i przy kiepskiej widoczności mogłoby przypominać lisa, gdyby normalnymi dla lisów były takie rozmiary, a także placki gołej, jakby doszytej skóry, potężna muskulatura i złowrogi wyraz ogromnej paszczy. Wojownik był jednak zbyt doświadczony by dać się zbić z pantałyku nawet takiej kreaturze i rzucił potwornym lisem przed siebie nad główą fałszywego Umbry, jednocześnie zadając mu kilka szybkich ciosów. Następnie zajął się gaszeniem swoich płonących butów.


W międzyczasie psionik skupił wolę by stać się niewidzialnym. Odleciał poza zasięg macek, szukając Umbry.
~-Mikel dasz radę z tą szkaradą? - Musimy znaleźć maga… - Rufus posłał w kierunku przyjaciela telepatyczną wiadomość a jego oczy rozbłysły światłem kiedy rozglądał się szukając prawdopodobnie ukrytego Umbry. Wleciał w halucynogenną chmurę, ale gdy tylko wciągnął w płuca jej opary, zatrzymał się jak wryty, zafascynowany kolorami.
Zaraz potem został wyrwany z zamyślenia przez jedną z czarnych macek, które oplotły wszystko i wszystkich w praktycznie całym pomieszczeniu. O dziwo, bohaterowie nie usłyszeli, by Umbra rzucał kolejne zaklęcie. Za to lisopodobna bestia, mimo oplątania i oblepienia smołą, próbowała bezskutecznie dziabnąć Mikela. Ten zaś nie próżnował, jedno jego pięść zaczęła nagle płonąć, a druga pokryła się wyładowaniami piorunującej energii. Jednocześnie aktywował moc przyspieszenia jego butów i zasypał "Umbrę" serią ciosów z nadludzką szybkością. Tamten przyjął te ciosy bez słowa, ale jeszcze się poruszał. Przez wciąż istniejące przebranie ciężko było zobaczyć, jak mocno jest ranny.

Jace uznał, że brak zaklęć mógł świadczyć o tym, że mag wreszcie uległ fascynacji. Pozostało tylko wytropienie go. Ponieważ nie atakowały go macki, chłopak zawołał mentalnie.
~ Prawdziwy Umbra jest gdzieś przy ścianach! Macki potrwają dłużej niż chmura, ale przez jakiś czas będzie jeszcze podtruty. Wycofajcie się, niech macki i ogień zabiją przeciwników. ~
Jace poświęcił chwile by zgromadzić magiczną energię i przypomnieć sobie niuanse zaklecia telekinetycznego, którym zamierzał pochwycić wrogiego maga.
Rufus próbował bezskutecznie wyrwać się z uścisku macek, które wciąż go mocno trzymały, łamiąc żebra, podczas gdy pozostałe tłukły o stworzoną przez Jace’a barierę. Gorąca smoła zupełnie oblepiła fałszywego maga, który przestał się w końcu poruszać - jego beznamiętna twarz wpatrywała się prosto w Mikela, który posilił się miksturą leczącą. Wciąż nie było słychać żadnej inkantacji.


Jace przywołał spektralną dłoń, ktora podała Rufosowi i Mikelowi butelkę z lekarstwem przeciwko truciźnie.
Rufus wzywając magiczną moc przodków z bojowym okrzykiem wyrwał się z macek, a następnie wleciał głębiej we mgłę, szukając prawdziwego Umbry. Zobaczył go po chwili, i nieco tego pożałował - zamiast podstarzałego maga zobaczył nienaturalnie rozrośniętego mężczyznę o potwornej aparycji. Ogromne mięśnie na szarej, jakby wykutej z kamienia skórze wyglądały wręcz groteskowo, a efekt potęgowały jeszcze wielkie pazury na dłoniach i twarz „ozdobiona” szczękami niczym u demona. Do tego całość należało pomnożyć kilkukrotnie, gdyż otaczał go mały tłumek iluzorycznych kopii.
Oczy maga, wcześniej rozproszone i otępiałe, zogniskowały się i zabłysły złowrogo, gdy tylko dostrzegł wyłaniającego się z mgły półorka. Uśmiechnał się złowrogo, wypowiedział kilka słów, po czym wziął głęboki wdech i wyrzucił z siebie szeroką strugę kwasu. Bohaterom udało się na szczęście w porę uskoczyć, lecz i tak zostali mocno poparzeni.

Mikel natomiast nie widząc przeciwnika wspomógł się kolejną miksturą leczącą, próbując zająć lepszą pozycję pośród chaosu.

Rufus krzyknął do pozostałych “Umbra jest tam” i rzucił się na potwornego maga, zamachując się swoim toporem, który rozbłysnął purpurową aurą wysysającej życie energii.
Trafienie w maga okazało się jednak niemal niewykonalnym zadaniem - mgła zmniejszała widoczność, a jego skóra okazywała się niesamowicie twarda. Półork miał wrażenie, że go nawet nie drasnął.

Jace zaś wyjął z torby tabliczkę z wybuchową runą, która rzucona magiczną dłonią poleciała w stronę głosu Rufusa. Po chwili Jace usłyszał zaskoczony i bolesny okrzyk zarówno maga, jak i swojego kompana, który padł od siły eksplozji.

- Gratulacje - z mgły rozległ się kpiący głos Umbry - Może dalej też się sami pozabijacie? Mam sporo pracy - Po tych słowach zamilkł, znikając we mgle. Nie wydawał się też rzucać żadnego zaklęcia.

-Wycofaj się paskudku!- krzyknął Mikel do Rufusa. Następnie zręcznie niczym kot doskoczył do schodów omijając zarówno smołę jak i macki oraz wypił ostatnią już niestety leczniczą miksturę.


Rufus czując że tylko nadludzkim wysiłkiem woli zachowuje przytomność, pomknął za Mikelem, zwinnie omijając macki i gorączkowo sięgając po miksturę leczniczą. Zdążył ją dopić, zanim padł nieprzytomny u jego stóp.
Jace, wciąż niewidzialny, zdołał dołączyć do towarzyszy w pomieszczeniu z tubami. Co więcej, zostawił jedną tabliczkę pod dokumentami na biurku w laboratorium i drugą przy tubach z gibberingami.

Uciekających bohaterów odprowadził krótki wybuch kpiarskiego śmiechu.
- A mogliśmy do tego dojść bez rozlewu krwi - po tych słowach nastała cisza.
Mikel wlał miksturę do gardła Rufusa, a następnie zamknął drzwi do pokoju z Umbrą,
~Przyczep te tabliczki tak, żeby musiał je zobaczyć jak otworzyć drzwi.
Wlana prosto do gardła mikstura sprawiła, że Rufus odzyskał przytomność.

--Cholera, co to był za wybuch…. - Rufus rozejrzał się dookoła w zamieszaniu a potem przypomniał sobie, że powinni rozmawiać telepatycznie..
-~Chyba musimy się wycofać, czy macie jakiś inny pomysł? - spojrzał na Mikela który nie był w dużo lepszym stanie niż on.
Mikel tylko pokręcił głową i zaczął jak najszybciej kierować się do wyjścia.
~ Spierdalamy!


 
Lord Melkor jest offline  
Stary 15-02-2023, 12:27   #269
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kły okazały się być dobrze zorganizowane, i zapewne dość paranoiczne - nie zlekceważyli nawet jedynie potencjalnego zagrożenia. Fakt, po jakiejś godzinie poszukiwań rozluźnili się, ale ani nie przenieśli jeńców z powrotem na ich miejsce, ani nie odpuścili aktywnego ich obserwowania. Zmierzchało już, gdy Vircan postanowił wrócić do Longshadow. Lot nie trwał długo, ale mury miasta zobaczył już po zmroku - z powietrza dojrzał też trzech jeźdźców, pędzących do miasta na stworzonych magią wierzchowcach.
Jace, Mikel i Rufus wracali do miasta pobici, ranni i wyzuci z większości czarów. Wieża Umbry okazała się zbyt ciężkim wyzwaniem dla ich trójki, ale mag wydawał się słowny, a przynajmniej bardziej zainteresowany swoimi sprawami niż zemstą: nikt ich nie ścigał ani nawet nie śledził w drodze powrotnej. Teraz myśleli tylko o tym, by odpocząć i nabrać sił - do ataku zostało parę dni, a mieli jeszcze sporo pracy, jeśli chcieli zaszkodzić siłom Kosseruka przed bitwą.

Widok Longshadow podniósł ich nieco na duchu. Mury, wzmocnione w krytycznych punktach, wyglądały znacznie solidniej, a pilnujący ich strażnicy wyszkoleni przez Mikela szybko zauważyli nadjeżdżających i wypytali ich dokładnie, rozsądnie nie ufając z góry znajomym twarzom. Miasto spało spokojnie, tak jakby nic złego nie miało się wydarzyć, chociaż oznaczenia na ulicach i zebrane już podstawy barykad świadczyły o tym, że jest to sen kogoś pewnego siebie i przygotowanego, a nie niczego nieświadomego.
Bohaterowie dotarli do karczmy i udali się do swoich pokoi, szybko zasypiając ze zmęczenia. Jednak dla nich nie miała to być spokojna noc

Rufus

Krew. Krew i płomienie - cała wioska płonęła, ale tak właśnie miało być. Przybyli tu zapolować na smoka i nic nie mogło stanąć im na drodze. Ani bandyci, ani kultyści, ani strażnicy, ani wieśniacy. Gru’tharg dobrze to wszystko zaplanował - Rufus czuł dumę ze swojego przodka. Informacje były pewne, jaszczur był zainteresowany tą osadą, więc w ten sposób z pewnością wywabią go z kryjówki. Jeśli przy tym zginie kilkoro niewinnych osób czy bachorów, nagroda była warta wysiłku. Wedle podań smoczyca żyła w okolicy od stuleci, więc jej skarb będzie ogromny…
- Rufus, kończ z nimi i dawaj na plac! - wrzasnął Irvan, przekrzykując jęki i błagania o litość. Rzeczywiście, musieli jeszcze przygotować odpowiednią pułapkę - Gru’tharg szeptał kolejne wskazówki prosto do ich myśli, a duchowy topór syczał przeciągle, łaknąc świeżej krwi. Wznosząc topór, spojrzał na leżącą u jego stóp młodą kobietę, zasłaniającą swoim ciałem niemowlę. Patrzyła na niego hardo oczami pełnymi łez, przez co się zawahał ~Może zdążę się jeszcze zabawić~ przez jego głowę przemknęła myśl.
Nagle rozległ się ryk, a na niebie pojawiła się skrzydlata sylwetka. Złote łuski smoczycy skrzyły się w promieniach zachodzącego słońca, gdy bestia wyłoniła się zza ściany lasu.
- Mordercy! Zapłacicie za każdy niewinny żywot! - ryk pełen był gniewu.
~Dobrze, wyprowadziliśmy ją z równowagi~ pomyślał Gru’tharg, a może Rufus? Już od lat gubił się w tym, czyje myśli są czyje, ale nie miało to znaczenia. Teraz liczyło się tylko jedno. Rzucił raz jeszcze okiem na młodą matkę i opuścił ostrze.

Vircan

- Braciszku, tak bardzo tęskniłam - piękna, bladolica kobieta przytuliła go, po czym pogładziła go po gładkim policzku. Sięgnął do jej dłoni - jego była równie gładka, o smukłych palcach. To nie było to ciało, ale teraz go to nie obchodziło. Dariah wyglądała równie młodo co w dniu, w którym zasnęła, w przeciwieństwie do niego w ogóle się nie zmieniła. Ubrana była jednak inaczej: w długą, powłóczystą krwistoczerwoną suknię o głębokim dekolcie, w której wyglądała zjawiskowo, chociaż nie pamiętał, by kiedykolwiek nosiła coś takiego - wyglądała niczym arystokratka na balu. Ale co w ogóle o niej pamiętał?
- Wszystko będzie dobrze - jej czerwone usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu - Znalazłam rozwiązanie! Teraz już będziemy razem, ona nam pomoże - poczuł nagle delikatny dotyk na ramieniu, a zza jego pleców wyłoniła się druga kobieta, chyba jeszcze bardziej zjawiskowa. Ciemna karnacja i włosy kontrastowały z śnieżnobiałą suknią, a w jej wzroku było coś sugestywnego, słodkiego i upajającego niczym najmocniejsze wino.
Kobiety objęły się i pocałowały czule, z miłością, po czym spojrzały na niego, wciąż przytulone. Ciemnowłosa oblizała zmysłowo wargi.
- Zajęło to sporo czasu - powiedziała Vigeirl głosem niczym aksamit, od którego po plecach aż przechodziły ciarki - Ale w końcu kochana Dariah zrozumiała, jak rozwiązać nasz problem. Teraz możemy być razem, we trójkę - obie uśmiechnęły się szeroko, ukazując nienaturalnie długie kły - Już zawsze razem -

Mikel

- Spalić ją! Spalić wiedźmę! - ryk tłumu niósł się przez phaendarski ryneczek. Mikel z trudem przeciskał się przez ciżbę, pracując łokciami i odpychając kolejne znajome twarze. Musiał dotrzeć do centrum, po prostu musiał, stąd widział tylko szczyt stosu. Gdy w końcu przebił się przez ludzki mur, jego podejrzenia i dawne lęki się potwierdziły.
Przywiązana do stosu wysoka kobieta o długich, prostych włosach była jego siostrą. Laura krzyczała rozpaczliwie, zalewając się łzami i błagając o pomoc, co wydawało się jedynie podjudzać oprawców. Rzucali w jej stronę kamieniami, kiedy kat w mundurze Żelaznych Kłów przyłożył zapaloną pochodnię do sterty drewna, która zajęła się błyskawicznie. Laura zawyła przeciągle, gdy płomienie zaczęły obejmować jej stopy i podpalać rąbek sukni, a Mikel pomknął jej na ratunek. Zdążył jednak zrobić ledwie kilka kroków.
- Gdzie lezie! - chuderlawy facet w stroju strażnika dróg odepchnął go, jakby był kilkuletnim dzieckiem. Próbował go ominął, pchnąć, ale nie miał siły.
Wszyscy skandowali radośnie do wtóru przeraźliwego krzyku Laury. Mikel w rozpaczy rozglądał się, nie wiedząc co robić, aż nie zobaczył jedynej osoby, która nie brała udziału w tym szaleństwie. Na ganku karczmy siedział mężczyzna o znajomej twarzy, dzierżąc kufel piwa. Zupełnie ignorując tą scenę skinął chłopakowi w niemym toaście i upił łyk, nie przestając się uśmiechać.
- Otrzeźwiej - usłyszał kpiarski szept, i wtedy do niego dotarło.
To się nie mogło wydarzyć.
Phaendar było zajęte, ci znajomi nie żyli, a Laura nie wyglądała już tak, jak mara na stosie, nigdy też nie błagałaby o pomoc.
A przede wszystkim, byle chłystek nie zdołałby go zatrzymać. Jakby na potwierdzenie swoich słów, podciął strażnika, uderzając go w twarz zanim ten zdążył walnąć o ziemię. W ostatniej chwili twarz mężczyzny zmieniła się: szara skóra, wielkie czarne oczy i wydłużone uszy. Przypominała goblińską gębę, gdyby ta należała do kogoś większego, i okrutniejszego.
Potem się obudził.

Jace

Kolejna kolacja w rodzinnym domu Belerenów trwała w najlepsze, mimo burzy na zewnątrz. Jace słuchał, jak Tez opowiadał o swoich przygodach w Tamran, przedrzeźniany przez bliźniaki. Dzieciaki Marii dokazywały radośnie, tylko czasem upominane od niechcenia przez siostrę i jej męża. Szwagier rozprawiał z Maxem o jakichś interesach, sugerując zainwestowanie w niewielki statek handlowy na jeziorze Encarthan. Ojciec mu przytakiwał, patrząc na Jace’a - ten domyślał się już, że będzie chciał wysłać na jakąś wyprawę.
Podmuch wiatru zdmuchnął świece, te jednak zapaliły się znów po chwili.
Rodzinna sielanka zniknęła. Ojciec wbijał właśnie nóż w gardło Tezzereta, który zaczął topić się we własnej krwi. Maria z mężem gołymi rękami dusili własne dzieci, zaśmiewając się w niebogłosy i wołając „W imię Azaersi!”. A bliźniaki, z naszywkami Żelaznych Kłów na mundurach, zmierzały w stronę Jace’a z obnażonymi mieczami i oczami…
Nie.
Widział śmierć męża Marii, Tez przewodził teraz phaendarczykom w Trevalay, a on sam… on sam padł właśnie ofiarą jakiegoś czaru. Odcinając się od gwaru pomieszanego z jękiem i wołaniem o pomoc, Jace wyczuł napierającą cudzą wolę, i odepchnął ją, przekierowując koszmar prosto do nadawcy. Tuż przed tym, jak połączenie się zerwało i się obudził, dostrzegł ciemną sylwetkę, wyższą od człowieka, ale przysadzistą i masywniejszą, o łysej czaszce i nieco spiczastych uszach.

II dzień miesiąca Kuthona (XII), Longshadow, 124 dni po ucieczce z Phaendar, 51 dni po odbiciu fortu Trevalay

Poranek nie należał do przyjemnych - bohaterowie nie spali zbyt dobrze, męczeni koszmarami. Rufus i Vircan wyglądali wręcz, jakby w ogóle nie zmrużyli oka, wciąż rozstrzęsieni po nocnych widach i niepewni, czy te wizja były jedynie sennymi marami, czy zapowiedzią przyszłości.
 
Sindarin jest offline  
Stary 21-02-2023, 23:12   #270
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Rufus milczał przez większość drogi z powrotem do Longshadow. Był zły na siebie i zastanawiał się co poszło nie tak, zużyli w końcu cenne zasoby a nie dorwali tego bezdusznego czarownika Umbry. Po tym jak widział jego laboratorium nie miał wątpliwości co plugawej natury tego osobnika. Ale zamiast działać według przemyślanego planu on i Mikel działali zbyt impulsywnie, nie dali sobie możliwości dyplomacji, a i Jace miał chyba rację żeby się wycofać wcześniej. Mieli szczęście, że nikt z nich nie zginął.

Widok wzmocnionych dzięki ich wysiłkom umocnień tylko odrobinę poprawił nastrój pół-orka. Nie wszystko poszło źle, ale mieli jeszcze dużo do zrobienia. Wieczorem spotkali Vircana, który zebrał cenne informacje na temat obozowiska sił Kosseruka i mogli zaplanować jakiś sabotaż przed atakiem na miasto. Ale nie miał siły ani nastroju na zbyt długie nocne narady. Po tym jak Vircan uleczył jego rany (szkoda że nie zabrali go ze sobą do wieży Umbry, wtedy może wygrali by z monstrualnym czarnoksiężnikiem), położył się do snu, licząc na nieco odpoczynku. Ale nie było mu dane....

*************************************************

Nad ranem obudził się z koszmaru z krzykiem i poczuciem przeraźliwego zmęczenia. Sen był taki realistyczny.... czy było to prawdziwe wspomnienie z życia jego dziadka? Nie chciał postrzegać Gru'tharga jako mordercę i gwałciciela niewinnych kobiet, a taką sugestię przekazał mu ten koszmar. Pamiętał wciąż bardzo dobrze spojrzenie tej kobiety zasłaniającej niemowlę własnym ciałem. Czy było to jakieś ostrzeżenie, że on też taki może się stać? To chyba było niemożliwe....chociaż kiedy przypominał sobie jak niedawno brutalnie torturowali z Mikelem tę zmiennokształtną dziewczynę nie był już wcale taki pewien.

Roztrzęsiony, usiadł na podłodze i próbował skupić wolę by skontaktować się z Gru'thargiem. Może dziadek będzie w stanie mu dać jakieś wskazówki co do tego snu i czy pochodził on od niego?

*************************************************

Po próbie skontaktowania się z duchem dziadka zszedł na śniadanie do swoich towarzyszy. Może Jace i Vircan coś doradzą w sprawie tego dziwnego snu, przypomniał sobie że zmiennokształtna mówiła coś o przerażających siostrach atakujących w snach. A on cały czas czuł się nienaturalnie zmęczony. Tylko pytanie jak można było je znaleźć? Niezależnie od planów które ustali z towarzyszami, chciał znaleźć czas na sprawdzenie co u Kargara, który nie tylko udzielił mu informacji o prawie nieznanym ojcu, ale jeszcze pomagał przy przygotowaniach miasta do obrony. Był też ciekaw czy coś działo się z pojmaną przez nich zmiennokształtną. No i chętnie by poszukał w mieście możliwości odrestaurowania zapasu mikstur leczniczych, których większość utracił we wieży Umbry....


 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172