Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2023, 19:14   #51
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Itkovian, Tenia, Thulzssa

Kompani odprowadzili wzrokiem Salomona i Verryna nie zazdroszcząc im ich misji dyplomatycznej.
-Co my tu w ogóle wyprawiamy…- Hugo znów zaczynał drżeć na myśl o możliwych konsekwencjach tej wyprawy. Młodzieniec naciągnął na głowę szczelniej kaptur, po czym wskazał oddaloną o kilkadziesiąt metrów wąską szczelinę, która miała stanowić ich ewentualną drogę ucieczki, gdyby opcja rozmowy z gigantami nie powiodła się.
-Sugeruję, abyśmy już tam poszli. To niewielką odległość, ale sami wiecie. Gigant to gigant. Z jego nogami mógłby nas dogonić w kilka sekund a tak… No cóż… sami… sami wiecie… będziemy trochę bezpieczniejsi- zaproponował.
Tenia jako jedyna chyba nie narzekała na podróż. Była zadowolona z nowego topora, czuła, że Wielka Matka jest z niej zadowolona. Postanowiła wciąż kroczyć ścieżką druidki, choć odkrycie w sobie wściekłości i talentu bojowego dużo jej dało, to bardziej niż większego nakierowania swej furii pragnęła wznowienia swej relacji z Matką Naturą i większego zrozumienia jej mocy, aby móc pomagać ludziom. W jakiś dziwny sposób poczuła łączność oraz jedność z tą surową arktyczną krainą! Sama była osobą szczerą i surową. Lubiła wyzwania i bezpośredniość tego mroźnego pustkowia.
Podczas podróży, starała się co jakiś czas dawać koniowi odpocząć od własnego ciężaru zmieniając się w wilka jednak nie mogła utrzymywać tej formy długo, a zwierzę i tak zdechło (przynajmniej mieli świeże mięso na drogę, żeby uzupełnić ubytki w zapasach).
Oddała proporzec poselstwa, bo ani nie znała języka, ani nie była dobra gdy szło o czcze gadanie! Spojrzała się na Hugo z potępieniem, nie czuła się, dobrze zostawiając tamtą dwójkę, aby kryć się w jakieś jaskini! Napiła się ziołowego wina zabranego z karczmy, lepsze by było jako grzaniec, ale nie miała czasu na rozpalanie ogniska
- Nie wiem, co ty tu robisz dzieciaku, mnie Wielka Matka sprowadziła, abym lepiej zrozumiała jej surowy i arktyczny aspekt. Jeżeli twoja wiara podpowiada ci schowanie się w jaskini proszę bardzo nie nadaje się na dyplomatkę, ale nie znaczy to, że nie mogę ubezpieczać dwójki gaduł - Powiedziała i przemieniła się w Wilczego Pająka i zaczęła wchodzić do jaskini po suficie chcąc w razie potrzeby pomóc ich “posłom”.

- Jak wy to mówicie? I maszsz babo placek? Przysssłowia bywają intrygujące. - Wysunął wężowy język parę razy i spojrzał na Hugo. - Szszczelina, to nie jesssst głupi pomysł, przynajmniej wiatr będzie nam mniej dokuczał - Czystokrwisty rzekł do młodzieńca jednocześnie mocniej owijając się futrem i kierując swoje kroki do wspomnianego celu.
-Lepsze to niż stać tu i zamieniać się w słup lodu- powiedział, po czym ruszył za Thulzssą w kierunku szczeliny.
Troje mężczyzn przyglądało się jak Tenia za sprawą druidycznego rytuału przybrała postać olbrzymiego pająka, by następnie bez najmniejszego problemu wspiąć się po lodowej ścianie w wyższe partie groty. Z tego miejsca doskonale widziała "przedsionek" domu gigantów, oraz wąski gardziel jaskini prowadzący w wyższe partie góry.
Jej towarzysze wybrali natomiast bezpieczniejszą opcję, zmierzając do wspomnianej wcześniej gardzieli. Była to wąska szczelina, gdzie było na tyle ciasno, iż mężczyźni nie mogli stać ramię w ramię. Wiatr wył zza ich pleców tak głośno, że momentami musieli dociskać kaptury swych futer do uszu.
-Panie wiedzy, Mistrzu nad mistrzami, Najzacniejszy ze skrybów i najzdolniejszy z poliglotów. Oświeć drogę naszych kompanów i wskaż im właściwy kierunek...- modlił się Hugo, a kiedy już skończył oparł się plecami o ścianę, którą miał za plecami. Chłopak niespodziewanie podskoczył w miejscu skupiając na sobie uwagę kompanów (po za Tenią, która nie była w stanie tego dostrzec ze swojego miejsca pobytu). Thulzssa i Itkovian dostrzegli niewielki kształt dziwacznego stworzenia, które jeszcze sekundę temu wyglądało jak zwykły fragment lodowej ściany. Tancerz Mieczy rozpoznał w istocie mefita, stworzenie żyjące w ekstremalnych warunkach gdzie dominuje konkretny żywioł. Mefit zerwał się do lotu na swych małych skrzydełkach uciekając od poszukiwaczy w kierunku, z którego ci niedawno przybyli. Kolejną sekundę później takich mefitów od ściany oderwały się dziesiątki. Stworzenia nie były ani agresywne ani (raczej) niebezpieczne.
Nieco wyżej, z okolic szczytu wąwozu, w którym kompani znajdowali się Tenia pod postacią pająka dostrzegła chmarę dziwacznych stworków, które jej kompani najwyraźniej spłoszyli. W duchu zaśmiała się, bo wyobraziła sobie minę Hugona, który pewnikiem mocno się wystraszył. Nagle jednak jej uwagę przykuł dźwięk ledwie wyróżniający się na tle trzepotu dziesiątek skrzydeł stada mefitów oraz wyjącego w wąwozie wiatru. Ujadanie, którego jeszcze nigdy wcześniej kobieta nie słyszała, dźwięk, którego druidka nie była w stanie do żadnego konkretnego stworzenia przypisać.
Na widok lodu odrywającego się od ściany przesmyku Itkovian przypadł do ziemi przysłaniając hełm przedramieniem. -Co to do cholery jest? Latający lód?- skomentował krótko pochylając się niżej. -Któreś z was się orientuje co to za cholerstwo i czemu tyle tego tu jest? -rzekł wychylając się lekko za przedramienia aby spojrzeć na istoty jeszcze raz.

-Spokojnie przyjacielu. To mefity- rzekł Hugo, choć uspokajanie kogokolwiek nie pasowało do jego bojaźliwej natury.
-To istoty silnie związane z żywiołami - te tutaj z lodem. Z tego co kiedyś przeczytałem to potrafią być niebezpieczne kiedy komuś służą. Jak widać te są wolnym stadem. Najwyraźniej spłoszyłem jednego gdy go dotknąłem a ten spłoszył pozostałe- dodał przyglądając się jak ostatnie znikają w przesmyku w kierunku niższych partii Kopca Kelvina.
-Mam nadzieję że masz rację że rzeczywiście nie musimy się martwić- odparł wojak - No nic, znajdźmy te schronienie bo i my zaraz będziemy lodowymi posągami…
Kompani nawet nie zdążyli odpowiedzieć gdy na ich głowy posypała się garść śniegu. Uderzenie serca później kolejna i jeszcze jedna, już większa. Mężczyźni wartko spojrzeli w górę i tam wysoko, nad ich głowami, na szczycie wąwozu dostrzegli dwie pary ślepi, które ich lustrowały.
-Na bogów, a co to za potwór?- syknął Hugo. Monstrum buchnęło parą z nozdrzy po czym zawyło tak, że mógłby konkurować z śpiewem giganta (który notabene ucichł). Biały, futrzasty łeb zniknął im z oczu ale nie na długo, gdyż po krótkiej chwili bestia wyłoniła się w całej swej okazałości, z gracją małpy zaskakując po wypustkach lodowej ściany, by po chwili znaleźć się kilkanaście metrów od nich. Był wielki i masywny, a całe ciało porastało mu gęste, białe futro. Muskularne łapy, potworne zęby i furia w oczach.
-Yeti…- syknął Oghmyta na widok stwora. Najwyraźniej pchany głodem zawędrował aż w okolice domu gigantów. A może to również i jego dom?
-Gdzie Tenia?- Hugo znów zaczął dygotać ze strachu -Schowajmy się głębiej! Prędko! Nie dosięgnie nas!- łklał półszeptem by przypadkiem nie zwrócić uwagi monstrum.
Itkovian sięgnął za plecy, zdjął tarczę i szybko przytwierdził ją do przedramienia. -Do tyłu szybko- poinstruował półszeptem towarzyszy, samemu stając między nimi a wejściem. Przysłonił głowę tarczą przed spadającą grudą śniegu. Rzucił szybkie spojrzenie w górę ale nigdzie nie dostrzegł Tenii. Wzrok wojaka powrócił do bacznego obserwowania Yeti'ego. Nie znał jego zamiarów ale cały czas był przygotowany aby przyjąć ewentualny cios. Powolnym krokiem cofał się do tyłu oglądając się co chwilę przez ramię aby nie wpaść na towarzyszy i nie narobić większego hałasu.
Yuan-ti westchnął ciężko, błyskawicznie dobywając obu ostrzy, które z sykiem wysunęły się ze swych miejsc spoczynku. - Całkiem puchaty jak na taką passskudę, ale cośśś czuję, że nie przyszszedł tutaj, żeby go pogłasskać po brzuszszku. - Czystokrwisty ustawił się zaraz za plecami Iktoviana, po jego lewej stronie, tak aby w razie czego skorzystać z bliskości tarczy wojownika. Spodziewając się nieuniknionego ataku bard już szykował magiczną formułkę, którą miał zamiar potraktować stwora w momencie, kiedy ten ruszy na nich albo wykona jakikolwiek inny wrogi ruch.

 
Halwill jest offline  
Stary 17-05-2023, 20:27   #52
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Śnieżny stwór przez chwilę rozglądał się po jamie, zerkając to na szczelinę, gdzie kryli się podróżnicy, to na wejście do domu gigantów. Raz po raz zadzierał głowę ku górze wciągając szerokimi nozdrzami powietrze i wydając przy tym dziwaczne, dzikie dźwięki. Potwór w końcu skupił swoją uwagę na kryjówce awanturników i ruszył w jej kierunku jeszcze nie wiedząc dokładnie co tam może na niego czekać.
-Idzie tu! Idzie tu!- Hugo zaczął się trząść -Na bogów jeszcze jeden!- krzyknął, gdy niewielka zaspa śniegu spadła mu pod nogi i spojrzał w górę profilaktycznie. Jego paniczny krzyk zwrócił uwagę obojga potworów - tego na szczycie wąwozu oraz tego, który węszył za swym "posiłkiem". Towarzysze niedoli mieli szczęście. Z resztą nie pierwszy raz ostatnimi czasy. Potwory bowiem nie działały w parze i kiedy ten z góry dołączył to pierwszego Yeti i od razu rzuciły się sobie do gardeł. Potwory okładały się masywnymi łapami, drapały i gryzły a krew barwiła jasne futra.
Tenia - pająk potarła o siebie szczękoczułkami śmiejąc się z sytuacji z mefitami, lecz gdy pojawiło się Yeti była gotowa do walki! Paraliżujące ugryzienie podziałało na szamana miała nadzieje, że jej kolec jadowy przebije się przez grube futro wroga! Wszystkie oczy pajęczej formy zaszły czerwoną mgłą bojową spychając na bok wszystkie wątpliwości, teraz była tylko walka!
Potyczka pomiędzy dwoma potworami była bardzo brutalna i krwawa i od samego patrzenia na to serce aż waliło mocniej w piersi. Stwory najwyraźniej nie uznawały kompromisów a ich skrajnie terytorialna natura nakazywała eliminować każdego, kto stanie na drodze, nawet jeśli to reprezentant tego samego gatunku. Kryjący się w szczelinie mężczyźni bacznie obserwowali rozwój wydarzeń, z orężem w dłoniach w razie gdyby... Tenia również widząc tę bójkę, choć początkowo chciała dołączyć to jednak widząc cierpliwe wyczekiwanie kompanów postanowiła ostatecznie się nie mieszać. Było to rozsądne i zasadne podejście bo już po kilku chwilach przyniosło korzyści. Mniejszy Yeti padł na plecy, natomiast ewidentnie większy i masywniejszy osobnik, nastąpił jedną nogą na pierś pokonanego, uderzając go raz po raz wielkimi pięściami po łbie zamieniając go w krwawą breję. Ranny i ciężko dyszący nadal stanowił spore zagrożenie, ale kompani wiedzieli, że lepszej okazji już nie będzie. Wojujący Itkovian i Thulzssa wyłonili się z ukrycia korzystając z chwili rozproszenia futrzaka wyprowadzając zgrabny i nieźle funkcjonujący atak ich kolektywu. Tenia również natarła pod postacią pająka o szarobiałym odwłoku, lecz jej obecność zdaję się nie była tu na nic potrzebna. Czystokrwisty oraz wąsaty wojak uporali się z przeciwnikiem łatwo i szybko, nie odnosząc przy tym nawet najmniejszej rany.
-Na Wszechwiedzącego...- młodociany Oghmyta ciągle drżał z nerwów -Nie chce już tu być...- marudził -Może... może jednak... może jednak wejdziemy do jaskini gigantów? Chłopaki już dłuższy czas nie wracają. Ten śpiew... Śpiew giganta również ucichł... Co teraz? Idziemy to sprawdzić?- pytał jąkając się przy tym.
Druidka nie mogła się komunikować w postaci pająka więc podeszła do martwego Yeti złapała jego łeb odnóżami i pokiwała “pożyczoną ”głową na pytanie kapłana następnie ruszyła do jaskini zgodnie z propozycją Oghmyty.
Wojak wyczyścił swój miecz wycierając je o futro zabitego yetiego. -Masz rację, wolę już stawić czoła gigantowi niż czekać na kolejne paskudztwa, które postanowią nas przywitać swoimi kłami- odrzekł wyraźnie zniesmaczony widokiem machającej Tenii -Ciekawe czy tych dwóch jeszcze nie pożarto - burknął pod nosem, po czym ruszył w stronę jaskini.

Wszyscy

Kompani spotkali się w połowie drogi między jaskinią gdzie wcześniej się rozstali a miejscem, gdzie znajdowała się "kwatera" wielkoluda. Na widok Verryna i Salomona poczuli ulgę, wszak bezpieczny powrót z domu giganta nie był czymś, czym mógł się każdy pochwalić.
-Wiedziałem, że sobie poradzicie!- ucieszył się Hugo. Młodzieniec uśmiechał się szeroko -Widzieliście ich? Jacy oni są? Jak zareagowali na sztandar pokoju?- pytał prędko.
-Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana- odparł Salomon. Czerwonooki spojrzał na Verryna i znów na Hugona -Gigant jest tylko jeden. Do tego stary i zapijaczony…- wyjaśnił.
-Ja… jak… jak to?! Jak to tylko jeden? W takim razie co z resztą? W… w…. W takim razie… kto nas uleczy z naszej klątwy jeśli jesteśmy zarażeni…- młodzik posłał pełne obaw spojrzenie Itkovianowi.
- Nasz szanowny gospodarz, Er'land Mamuci Syn, powiedział, że część gigantów postanowiła stąd odejść... a ci, co chcieli zostać, zginęli - wyjaśnił zaklinacz. - Er'land ma dość dziwne poczucie humoru i wolałem nawet nie sugerować, że ktoś z was może być zarażony. Na razie napił się i poszedł spać, ale powiedział, że możemy czuć się jak u siebie w domu. A więc zapraszam do siedziby gigantów. Jest mięso i gorzałka - dodał.
- Rzeczywiśście trochę to komplikuję ssprawy. - Yuan-ti naciągnął szarpany wiatrem kaptur głębiej na głowę. - Możemy ssspróbować poczekać na druida albo ruszszyć za reszszsztą gigantów w międzyczaśśśsie szszukając kryjówek Malarytów, choć tak naprawdę będziemy błądzić po omacku i liczyć na uśśśmiech bogini szszczęśścia. - Mężczyzna rozruszał barki, po czym zaczął iść w kierunku jaskini. - Przedysskutujmy to w śśśrodku zanim mi łeb urwie od tego wiatru. -
Widząc, że wszyscy są bezpieczni Tenia wróciła do ludzkiej postaci.
- Spokojnie dzieciaku macie jeszcze czas jeden gigant nawet tak… Specyficzny jak ten, o którym mówicie to wciąż potężny sojusznik jeżeli namówimy go do walki z Malarytami. Mój pryncypał Szept da radę was wyleczyć, zrobił ten rytuał dla mnie i Tzsu po naszej walce. Na razie idźmy spać potem porozmawiamy Earlem czy jak mu tam i ruszymy na Malarytów a po drodze zapewne spotkamy Szepta i Siłę, którzy wam pomogą- Kobieta nie lubiła mnożyć problemów czy zamartwiać się o rzeczy, na które nie miała wpływu.
-Dobrze by było uprzedzić jednak naszego gospodarza że będzie miał więcej niż dwóch gości. Wolałbym jednak się nie obudzić zgnieciony przez giganta…- burknął marudnie wojak. Pełnia zbliżała się nieubłaganie, a opcje powoli mu się kończyły. - Hugo rozpoznajesz może jakieś znaki prowadzące do kopca? Może tam uda nam się zapobiec przemianie szybciej…

- Na razie i tak musimy się przespać - powiedział Verryn. - A jeśli nasz gospodarz się obudzi przed nami, to z pewnością narobi tyle hałasu, że zdążymy się przygotować na rozmowę z nim. Salomon i ja przedstawimy was jako pozostałą część drużyny polującej na wilkołaki i inne tego typu bestie…
- Budzenie pijanego giganta wydaje się złym pomysłem, swojego pijanego męża obudziłam łamiąc mu palce obu dłoni, ale chcemy pomocy i nie zamierzam naruszać zasad gościnności jutro uleczę mu kaca to nas nie rozgniecie- Dodała od siebie druidka.
- Czy ktoś chce mi pomóc ściągnąć tutaj i oprawić Yeti? Przydadzą nam się ich futra i mięso nie sądzicie? - Spytała.
- Mogę pomóc, ale przyznaję, że się na tym nie znam. - Verryn zaoferował swą pomoc, chociaż nie bardzo wierzył, że może się ona faktycznie na cokolwiek przydać.
Po wciągnięciu Yeti do środka i zabezpieczeniu ich przed drapieżnikami dopiero poczuła jak wielkie jest jej zmęczenie
Gdy wchodzili do jaskini giganta niebo na zewnątrz powoli szarzało obwieszczając światu, że ten dzień ma się ku końcowi.
Kompani znaleźli dla siebie w miarę komfortowe miejsce do rozbicia obozu. Suszone mięso, które zaproponował im gigant nie smakowało wyśmienicie. Jedzenie, które zabrali z Krańca Świata było zdecydowanie lepszej jakości. Swoją drogą awanturnicy mogli zastanawiać się jak to jest, że w domostwie gigantów znajdowały się beczki i skrzynie przeznaczone dla ludzi i innych istot ich gabarytów.
Tenia wpadła na pomysł, by spróbować przygotować jakąś potrawkę z mięsa Yeti, lecz te bestie były na tyle ciężkie, że potrzeba było zaangażować wszystkich członków grupy a przynajmniej któregoś z wojujących, silnych mężczyzn. Jako, że zmęczeni i zestresowani mężczyźni nie wyrażali optymizmu w odniesieniu do pomysłu Tenii, kobieta ostatecznie porzuciła ten pomysł.
— Wiesz co Verrynie ? Dzięki za pomoc, ale dopiero teraz zeszła ze mnie adrenalina po walce muszę odpocząć… Zróbmy to jutro, wiem, że mamy zapasy i futra, ale nie lubię nic marnować - Wyjaśniła i poszła szykować legowisko do spania zmęczenie było największym wrogiem.
 
Brilchan jest offline  
Stary 22-05-2023, 15:19   #53
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Następnego dnia

Ogromna jaskinia w której obozowali nie dawała absolutnego poczucia bezpieczeństwa. Każde słowo niosło się echem po ogromnej przestrzeni, która w końcu musiała pomieścić istoty mierzące ponad dziesięć metrów wzrostu. Na szczęście nikt nie miał problemów z zaśnięciem. Minione dni straszliwie ich wyczerpały z racji trudnej przeprawy w każdym tego słowa znaczeniu.
Sen przyniósł im upragniony odpoczynek. To miłe, kiedy nie śpisz pod gołym niebem w niemal sercu arktycznej pustyni, będąc wystawionym na atak różnego rodzaju lokalnej fauny. Wbrew podejrzeniom Tenii, gigant nie cierpiał na "zespół dnia następnego". Zbudził ich dudniącym śpiewem, pełen energii... upijając zawartość kolejnej beczki.
-Wstawać kurduple! Nie przyjechaliście tu na wypoczynek! Ha ha ha! - zagrzmiał ze śmiechu, że aż się ściany jamy zatrzęsły.
-Przemyślałem twoją propozycję maleństwo. No i mam odpowiedź- zaczął tajemniczo pochylając się nad ich obozem
Druidka wstała i ukłoniła się przed gigantem:
- Dziękuje ci za gościnne na imię mi Tenia Chmielna jestem służką natury mój pryncypał gnomi druid Szept przysłał mnie, aby prosić cię o pomoc w walce z Malarytami. Obrażają oni Auril, którą sądząc po rzeźbie, czcisz o Wielki twierdząc, że ich zapchlone pomniejsze bóstwo może powstrzymać chłód zimy jeżeli będą mu składać ofiary z elfiej krwi upraszam cię o pomoc - Padła na kolana. Nie była do końca pewna ile lodowy zapijaczony gigant pamięta i wolała dorzucić własne argumenty, jeżeli miałby im odmówić.
Do jej uszu dobiegł rechot Er'landa, który z każdą sekundą rósł na intensywności a po kilku sekundach już trzymał się za brzuch cały dygocąc.
-Dobra podnieś się, zabawne to było. Nie ma to jak pośmiać się z rana….- pokręcił głową -A tak szczerze, to mam w moim wielkim zadzie Auril i jej relacje z innymi bogami, tak samo jak ona ma w zadzie swoje sługi…- odparł niespodziewanie drapiąc się po kroczu.
-Pomogę wam z tymi likantropami, bo jestem miłym gościem… No i oczywiście nie za darmo- na jego pomarszczonej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech -Jak już wspomniałem, jestem miłym gościem. Dlatego też udzielę wam mojej łaski i dam wam wybór. Albo oddacie mi wszystkie zaczarowane i zaklęte przedmioty, które mają w posiadaniu likantropy, których chcecie eksterminacji… Albo załatwicie dostawę gorzały…- wskazał gestem ręki puste beczki, porozrzucane w najbliższym otoczeniu- rzekł, wyprostował się i wsparł ręce na biodrach oczekując odpowiedzi.
- Jedno i drugie da się załatwić - powiedział Verryn - chociaż to drugie będzie wymagać współpracy mieszkańców sąsiednich miasteczek.
Spojrzał na pozostałych. W końcu nie on tu decydował o wszystkim.

-Nie, nie nie…- pokręcił wielką głową-Takie ilości, które są mi potrzebne mogą zapewnić mi tylko krasnoludy. Po za tym nie trzeba się zbytnio trudzić z transportem, tak się składa że w tej jaskini jest wejście do ich podziemnego posterunku. Zapewne mają tam sporo gorzały. Z resztą nie raz już handlowaliśmy. Tyle tylko, że już nie bardzo mam co na wymianę…- wzruszył ramionami -Możecie też wybrać łatwiejszą opcję, ale wtedy możecie wiele stracić zgadzając się z góry na oddanie mi całych łupów z wyprawy- dodał.
Druidce nie przypadło do gustu obśmianie, wstała z kolan i przeszła do konkretów
- Ja tam nie potrzebuje magicznych przedmiotów. Mam topór zdobyczny na wrogu, całą resztę potrzebnych rzeczy zapewnia mi Matka Natura ale jeżeli jesteście odmiennego zdania i chcecie handlować z karasiami to je nie będę stała okoniem… Mamy tę bransoletę, jest cenna, ale chyba nie starczy na takie olbrzymi ilości gorzały? - Wyraziła swoją opinie i zerknęła na towarzyszy, aby poznać ich zdanie.
Itkovianowi również nie było do śmiechu. Obudził się cały zlany potem ciężko dysząc. Sprawdził szybko, czy rzeczywiście nie odniósł żadnych obrażeń. Uspokoił oddech, i zaczął się skupiać na otoczeniu. Spojrzał na Hugona szukając wzrokiem porozumienia.
Nie dostrzegł jednak niczego w jego spojrzeniu co by potwierdzało jego podejrzenia. Wstał z posłania i wziął się do rozpalania przygasłego już ogniska przysłuchując się rozmowie.
-Jeśli chodzi o moje zdanie, wycieczka do krasnoludów nie wydaje się taką złą opcją. Jest szansa że i tam będziemy mogli uzyskać pomoc. Im nas więcej, tym większe nasze szanse.- przedstawił swoje zdanie, a gdy ognisko już zapłonęło zaczął przygotowywać napitek na ten chłodny poranek.
- A krasnoludy z chęcią nam pomogą, nie wymagając nic w zamian - z cieniem ironii powiedział Verryn. - Nie mamy czym z nimi handlować.
- Mamy tę bransoletę z rubinem z tego wilkojebcy co go ubiliśmy w karczmie więc z nami pogadają a kto wie może potrzebują z czymś pomocy te krasnale - Rzekła druidka rzucając Verrynowi bransoletę.
-Cóż mnie to się wydaje, że prędzej tym się zainteresują- Salomon spojrzał na topór Tenii.
- Od mojego topora to ty się z łaski Wielkiej Matki odpierdo,l swoje rzeczy sprzedaj - Odgryzła się kobieta.
- Daleko do tych krasnoludów? - Zaklinacz spojrzał na giganta, równocześnie sprawdzając, czy bransoleta nie jest czasami magiczna.
-Wrota do ich posterunku znajdują się w głębszych partiach tej jaskini- odparł wielkolud -Ale nie liczcie na jakąkolwiek łaskę, upusty czy altruistyczną chęć udzielenia wam pomocy. Te skąpe skurwysyny zedrą z was nawet ostatnią parę onuc jeśli będą mieli w tym interes- dodał ostrzegawczym tonem.
- A jakie były ich stawki, gdy z nimi handlowałeś? - zainteresował się Verryn.

-Tak po prawdzie to nie ja handlowałem. Za kontakt z kurduplami odpowiadał inny członek naszej społeczności. Jeszcze inny odpowiadał za hodowlę mamutów, inny za plany najazdów i grabieży i jeszcze kto inny za kontakt z smokiem, który włada tymi terenami. Byli też kapłani, oraz parający się magią run. To właśnie tym ostatnim handlowaliśmy głównie z brodatymi. Niedługo przed tym jak moi współplemieńcy się poróżnili uzupełniliśmy w dużej mierze nasze zapasy. No ale jestem samotny i jakoś muszę ten czas spędzać to też osuszam beczki od rana do wieczora…- wytłumaczył Er'land.
Thulzssa od rana nie absorbował się w żadne dyskusje oprócz sporadycznych przekleństw skierowanych w stronę miejscowej pogody i temperatury.
- Bardzo absssorbujące zajęcie bez dwóch zdań - Odrzekł w końcu w odpowiedzi na niebywałe problemy giganta oraz jego ulubione metody spędzania wolnego czasu.
- Oho…zdaje się, że mówiliśście cośś o ssmoku? Co o nim wiecie i jak najlepiej go unikać? - Zapytał ewidentnie bardziej zainteresowany czymś, co może ich zabić w mgnieniu oka niż jakimiś handlami gorzałą z jakimiś tunelowymi pokurczami.
-No przecież powiedziałem, że za kontakt ze smokiem kto inny odpowiadał…- potarł wielką dłonią o zarośniętą twarz -Smok jak to smok. Śpi tygodniami, a kiedy zgłodnieje to rusza zapolować i tyle z jego ekscytującego życia. Nie wiedzieliśmy gdzie ma leże. Po prostu czasami spotykaliśmy się na niewielkiej przełęczy między górami na północ stąd- wyjaśnił -Raczej bym się nim nie przejmował na waszym miejscu, jeśli nie macie zamiaru brnąć głębiej w góry?- upewniał się.
- Mnie w góry nie ciągnie - powiedział zaklinacz. - W końcu interesy, jakie mamy załatwić, są w nieco innych stronach, bardziej na południe.
-No dobra dobra, a wracając do tematu zapłaty za moje usługi…- burknął gigant, unosząc siwą brew.
- Nie sądze, by nas bylo stac na krasnoludy. - Verryn obrzucił spojrzeniem stos beczek. - Opcja z magicznymi przedmiotami wydaje mi się lepszą.
-Panie gigancie!- do rozmowy wtrącił się niespodziewanie Hugo, który do tej pory raczej nie wyrywał się przed szereg udając niewidzialnego. Najwyraźniej młodzieniec postanowił postawić wszystko na jedną kartę i podjąć ryzyko rozmowy z Er'landem w sprawie, która go tu przygnała.
-He?- wielkolud krótką chwilę wodził wzrokiem po kompanach szukając tego, który się do niego zwrócił.
-Mój… mój mistrz…- łysy chłopak poczerwieniał na twarzy, kiedy jego spojrzenie spotkało się z spojrzeniem giganta. -Mój mistrz szukał oświecenia, jego drogą wiodła na szczyt tej góry… czy… czy widziałeś go może?- zapytał nieśmiało.

-Widziałem maluszku. Szalony starzec, który nawet się dobrze nie przygotował na tę drogę…- odparł Mamuci Syn, na co Hugo ewidentnie się podekscytował.
-Kiedy to było? Jak się miewał? Którędy szedł?- zasypał giganta pytaniami.
-Zmierzał tą samą drogą co wy. Tam przed progiem mego domu znajduje się wąska szczelina, prowadząca w górę. I tam też go spotkałem. Był wyczerpany, ale zdeterminowany jak jasna cholera…- ciągnął gigant -Choć jak tak myślę to prędzej szukał śmierci niż oświecenia, ale nie moja sprawa…- wzruszył ramionami.
-Słyszeliście? Był tu!- Hugo był podekscytowany.
-To było kilkanaście dni temu. Akurat wynosiłem resztki na zewnątrz co by tu w środku nie gniły. Patrzę a tu samotny człowieczek sobie brnie przez śnieg. Zapytałem czy wie gdzie jest i czy da mi chociaż jeden powód bym go nie rozdeptał. A ten sukinsyn do mnie mówi, że jak mu pomogę to opowie mi historie… A że lubię pobajdurzyć to się zgodziłem. On opowiedział mi historię a ja podsadziłem go wyżej oszczędzając mu dzień drogi- wyjaśnił dumny z siebie i swego szlachetnego gestu wielkolud.
Druidka zaklęła szpetnie
- Dość już tego pierdolenia po próżnicy! Nie zapominajcie, że mamy do uratowania tą waszą półelfkę Rebekę czy jak jej tam ?! Chuj wie ile jeszcze elfokrwistych ludzi i elfów! Do tego potrzebujecie rytuału oczyszczenia! Panie Gigancie Earl, nie mamy czasu, użerać się dla was z krasnoludami, przysięgam na Wielką Matkę, której służę, że oddam wam wszelkie magiczne przedmioty, które znajdę na Malarytach od tej chwili jeżeli przysłużycie się w walce z nimi! Sami będziecie mogli wtedy krasnalom zapłacić, bo my i tak nie mamy nic tak cennego jak runy waszych pobratymców. Gówno mnie obchodzą magiczne przedmioty chcę, żeby to przeklęte Malaryckie mordercze ścierwo, które zabiło moją przyjaciółkę zostało starte z powiedzeni świętej ziemi, która jest ciałem Wielkiej Matki więc zbierajmy się do drogi! Pan Panie Olbrzymie idziecie przodem, żeby chronić nas przed wiatrem - Rzekła wyraźnie podminowana i zaczęła zbierać swoje rzeczy z obozu szykując się do marszu.
 
Blackvampire jest offline  
Stary 23-05-2023, 14:04   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
-Masz rację nie ma co tracić czasu, ruszajmy- powiedział wojak, po czym zaczął gaśnic ognisko.
-I ja się zgadzam. Poszukajmy mistrza Hugona- dodał Salomon.
-Wiecie, gdzie mnie szukać moi mali koledzy- odezwał się gigant -Kiedy już będziecie wiedzieli, gdzie i kiedy uderzyć, po prostu po mnie przyjdziecie- rzekł, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku jamy z beczkami.
-Myślałem, że pójdzie z nami…- skomentował Hugo.
-Jak widać błędnie myślałeś…- odparł mu Salomon. Kompani skupili się na przygotowaniach do wymarszu. Ich cel był znany, choć bardzo ogólny. Fakt, że mistrz Hugona niedawno tędy przychodził dawał nadzieję, a przynajmniej na to, że jego truchło nie leży gdziekolwiek pod śniegiem na trasie, którą już pokonali do tej pory. Droga w górne partie Kopca Kelvina nie była taka straszna, gdyż góra nie należała do szczególnie wymagających jeśli chodzi o umiejętności wspinaczki.
Kiedy już byli gotowi ruszyli dziarskim krokiem w kierunku wyjścia z domu gigantów. Lodowy posąg Auril, który po drodze mijali był wykonany z niezwykłą starannością biorąc pod uwagę budulec.
-Przerażający, ale i piękny…- westchnął Hugo.
-Nie zesraj się młody. Patrz pod nogi, żebyś przypadkiem nie wyrżnął orła na śliskiej powierzchni- zrugał go Salomon. Po kwadransie dotarli do miejsca, gdzie Itkovian i Thulzssa rozprawili się z Yeti, po czym skierowali kroki w kierunku wąskiej szczeliny w lodowej ścianie, gdzie ukrywało się stado mefitów. Ta droga była niełatwa i momentami przerażająco klaustrofobiczna. Momentami towarzysze musieli wciągać brzuchy, czy zdejmować plecaki, by móc przecisnąć się przez wąską gardziel. Minęło kilka godzin nim udało im się opuścić te ścieżkę, a niepozorne wyjście wyprowadziło ich na skalną półkę przykryta grubą warstwą śniegu. Z tego miejsca było widać wiele mil wokół Kopca, góry na północy czy zarysy odległych wiosek. Niestety to jeszcze nie był koniec ich podróży a dzień powoli chylił się ku końcowi.
-Za godzinę zajdzie słońce. Jak daleko jest to miejsce, którego szukał twój mistrz?- zapytał czerwonooki Salomon.
-Jama znajduje się po drugiej stronie góry, trzeba ją obejść tędy- wskazał palcem skalną półkę, która była nieprzyjemnie wąska i pięła się pod lekkim kątem w górę -Jeśli nic nas nie zatrzyma to jakieś pół dnia drogi- odparł młodzieniec, poprawiając na głowie kaptur -Musimy zdecydować czy ryzykujemy marsz po zmroku co jest cholernie niebezpieczne, czy zostajemy tu do wschodu i rankiem ruszamy dalej…- dodał na koniec, zerkając kolejno na swych towarzyszy.
- Wędrówka po nocy, w niebezpiecznym i nieznanym terenie, to głupota - powiedział zaklinacz. - Powinniśmy tu przenocować, chociaż widywałem już lepsze miejsca na nocleg.
Widać było, że nie jest zachwycony opcją nocowania w tym miejscu, ale i że nie widzi innej możliwości.
-Też tak myślę- wtrącił Salomon, spoglądając nieufnie na wąskie wyjście ze szczeliny, którym dostali się w te partie Kopca Kelvina. Ze względów bezpieczeństwa rozłożyli swoje śpiwory właśnie w gardzieli, gdzie pozostawali z dala od oczu lokalnej fauny, a do tego byli w znacznym stopniu chronieni przed wiatrem a trzeba podkreślić, iż tam na górze wiał jeszcze mocniej i chłodniej niż na dole, na przełęczy.

Następnego dnia

Zbudziło ich jakieś odległe ujadanie, którego właściciel teoretycznie im nie zagrażał ze względu na odległość, ale z drugiej strony woleli nie ryzykować i jeszcze nim słońce wyłoniło się znad horyzontu towarzysze zjedli porcje zapasów i z pierwszymi promieniami słońca ruszyli w dalszą drogę.
Maszerowali około dwóch godziny straszliwym szlakiem gdzie pozostawali wystawieni na silny wiatr i spory kawał drogi musieli pokonać sunąc plecami po skalnej ścianie, by zredukować ryzyko upadku w przepaść. W końcu udało im się przedostać do miejsca, które Hugo uznał za ostatni przystanek przed najtrudniejszym etapem. Była to niewielka, w miarę płaska przestrzeń, skąd było widać jeszcze dalsze części mroźnej Północy. Dalej czekała ich już tylko niemalże pionowa wspinaczka po wąskich występach skalnych.
-Odsapnijmy, tu już nam nie grozi żadne niebezpieczeństwo… Poza wysokością…- nalegał Salomon. Było jeszcze przed południem. Słońce tego dnia było skryte za szarociemnymi chmurami.
-Jeszcze tego brakuje, żeby nas tu śnieżyca zaskoczyła…- zażartował Hugo, lecz kiedy zdał sobie sprawę, że jest na to realna szansa od razu zrzedła mu mina i nic więcej nie powiedział.
-Idę się wylać- obwieścił czerwonooki, po czym odszedł kilka kroków w głąb płaskiej przestrzeni dzielącej kres urwiska od stromej ściany, po której mieli się zaraz wspinać. Mężczyzna stał tak chwilę odwrócony do reszty plecami znacząc żółtymi kroplami biały puch przed sobą.
- Hugonie czego właściwie chce tutaj twój Mistrz? Czy jest on kapłanem? Może on oczyści was z klątwy? - Druidka spróbowała pocieszyć tchórzliwego akolitę.
Verryn, który był przekonany, że odnajdą poszukiwanego mistrza w postaci zamarzniętych zwłok, nic nie powiedział.
Towarzysze przemilczeli pocieszające słowa Tenii skierowane do młodego akolity. Tak po prawdzie to do wczoraj pewnie sam Hugo podejrzewał, że jego mistrz zwyczajnie zmarł w trakcie tak forsującej podróży. Dopiero słowa giganta wlały nadzieję do serca akolity.
-Zgadza się. Mój mistrz jest szanowany w naszym bractwie. Ma spore doświadczenia i zna wiele psalmów, które potrafią uleczyć naprawdę ciężkie choroby- odparł chłopak.
-To może twój mistrz i nam wskaże drogę do oświecenia!- krzyknął Salomon znad krawędzi urwiska, kończąc właśnie oddawanie moczu. Czerwonooki odwrócił się i ruszył przez zaspy śnieżne w kierunku kompanów.
Itkovian dostrzegł coś, co w sekundę wzmogło jego czujność. Śnieg mniej więcej w połowie odległości pomiędzy Salomonem a resztą jego świty poruszył się falowo na długości kilku dobrych metrów. Pierwsze co przyszło mu do głowy to, że przestrzeń, na której się znajdują jest tylko wielkim kawałem zbitego śniegu i krzyki oraz kroki Salomona doprowadziły do tego, że ów przestrzeń zaraz runie w przepaść. Druga myśl, która pojawiła się od razu po niej to jakiś stwór, który został właśnie zbudzony.


Yuan ti po raz kolejny upewniał się, czy czasem olej, którym nasmarowane były ostrza i wnętrze pochew jeszcze nie zamarzł. Po chwili, wciąż zajęty oględzinami, odezwał się do Tenii nawet nie spoglądając w jej kierunku
- Zdecydowanie powinnaśś przesstaćy przekręcać imiona wszysstkich dookoła. Mnie to tam jeszszcze zwissa, ale podejrzewam, że taki krasssnolud, czy ktośś wyżej urodzony łatwo tego nie przepuśści - Czystokrwisty przechylił głowę w bok co spowodowało głośne chrupnięcie w jego karku, którym najwyraźniej się nie przejął. - Ot, taka rada na przyszszłośśść - Dokończył swoją myśl.
- O co ci chodzi? Jakie przekręcane? Jakie krasnoludy? - Spytała druidka najwyraźniej nie będąc świadoma tego co robi.
-Salomonie zatrzymaj się!- ryknął Itkovian. Zerwał się z miejsca sięgając prawą ręką po tarczę. W biegu przymocował ją do przedramienia i ruszył w kierunku towarzysza. Zatrzymał się w połowie odległości do miejsca, gdzie dostrzegł falujący śnieg. -Zachowajcie czujność, pod śniegiem coś się kryje! Hugo przygotuj razie linę, powinna być w moim plecaku- ostrzegł towarzyszy, a sam stanął w pozycji bojowej z szeroko rozstawionymi nogami dla zachowania lepszej równowagi. -Nie ruszaj się stamtąd i nic nie mów. Już po ciebie idziemy. Dajcie mi tą cholerną linę!- Itkovian zaczął wydawać polecenia żołnierskim tonem. Cały czas uważnie obserwował przedpole mając nadzieję że w porę dostrzeże zagrożenie.
Hugo błyskawicznie wykonał polecenie wąsatego woja. Salomon natomiast w ułamku sekundy zamarł w bezruchu patrząc uważnie na ruchy, które powodowały delikatne falowanie warstwy śniegu.
-Chyba nie chcesz po niego pójść?- zapytał Hugo, drżąc z zimna i przerażenia. Nagle spod śniegu, na prawo od kompanów wyłonił się fragmentowany ogon chroniony przez gruby, śnieżnobiały, chitynowy pancerz, z dwoma rzędami pomarańczowych wypustek i kolców na grzbiecie.
-To remorhaz…- odezwała się Tenia rozpoznając beż problemu stworzenie, które oddzielało ich od Salomona -Raczej młody osobnik, lecz nadal cholernie niebezpieczny…- wyjaśniła półszeptem -Pewnie jest już świadomy, że tu jesteśmy.
-Jeszcze nie wiem, co chce zrobić, ale na pewno nie możemy go tam tak zostawić- odparł wojak półszeptem -Czy któreś z was walczyło z tymi stworzeniami? Jakieś rady?
- Z pewnością nie lubi ognia... - jeszcze ciszej powiedział zaklinacz. - Pytanie tylko, atakujemy czy uciekamy?
Rozejrzał się w poszukiwaniu w miarę bezpiecznego miejsca.
-Nawet młody osobnik stanowi dla nas w swoim naturalnym środowisku wielkie niebezpieczeństwo…- wtrąciła Tenia -No i gdzie się nie ruszyć tam urwisko, jedyna droga to ta, którą żeśmy przyszli albo dalsza wspinaczka- dodała cicho, ale tak by każdy ją słyszał -Tylko co z tego jeśli ten stwór to będzie czekał na nasz powrót…-
- Jeżeli dacie mi dziesięć minut będę mogła spróbować z nim porozmawiać, może da się załagodzić jeżeli damy mu jakieś mięso? -Rzekła druidka wyciągając totem Chuntei i zaczęła śpiewać cicho psalm porozumienia.
 
Kerm jest offline  
Stary 27-05-2023, 16:24   #55
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Skoro nikt jej nie powstrzymywał po skończeniu rytuału odezwała się do zwierzęcia
- Witaj chcemy przejść przez twoje terytorium damy ci w zamian nieco mięsa jeżeli nas przepuścisz będzie korzyść. Jeżeli spróbujesz walczyć poranimy cię to nawet jeżeli wygrasz zamrzesz od ran albo w walce z innym osobnikiem przepuść nas - Rzekła rzucając maszkaronowi ochłapy, które wykroiła z Yeti mięso mięsożercy i tak było za gorzkie dla ludzkiej konsumpcji, ale miała przeczucie, że może się przydać.
Śnieg na chwilę przestał się poruszać, by w końcu spod białego puchu wyłonił się ogromny łeb o czerwonych ślepiach, z potężnymi żuwaczkami a z trzeciego segmentu od głowy wyrastały dwa kościane żagle, które rozłożyły się, powiększając wizualnie stwora. Ten osobnik był naprawdę spory, mimo iż awanturnicy widzieli tylko jego głowę i końcówkę odwłoka.
~Tak?~ Tenia usłyszała złowrogi głos w swojej głowie ~Ale masz jakieś wsparcie?~ zapytał zerkając na każdego z nich osobno, by na koniec odwrócić wzrok w kierunku Salomona ~Chcę to mięso…~ syknął, nie odrywając spojrzenia od czaroklety.
-Mam dużo wsparcia! Chodzącego mięsa nie dostaniesz mogę ci najwyżej dać jeszcze trochę zelżałego a jeżeli nas nie przepuścisz to przywołam potężnych sprzymierzeńców - Warknęła groźnie obnażając zęby i rzuciła zwierzakowi jeszcze nieco racji, a potem schwyciła stylisko topora.
~No to już, przywołaj swoich sojuszników~ usłyszała głos Remorhaza, który odwrócił się na sekundę w jej stronę, ruszając przerażająco żuwaczkami. Stwór wyłonił się spod śniegu, ukazując się w całej okazałości oczom śmiałków, a jego liczne odnóża zaczęły przemieszczać wielkie cielsko w kierunku Salomona. Czarokleta wzdrygnął się nerwowo widząc stwora pełzającego w jego kierunku -Tenia! Ufam, że nad tym panujesz?!- krzyknął nerwowo wodząc wzrokiem między stworem a druidką.
-Wielka Matka mi świadkiem, że próbowałam! Niechaj na drodze głupiej poczwary staną kolce do boju!- Krzyknęła a jej słowa napełnione były druidyczną magią lodowej tundry, którą zdążyła podczas tej podróży pokochać i zrozumieć.
~Ah…~ westchnął stwór gdy tylko na jego drodze spod śniegu wyłoniła się ściana ciernistych pnączy. Remorhaz rzucił Tenii złowrogie spojrzenie, po czym jednym, płynnym susem zanurkował w śnieg, by sekundę później zniknąć całej grupie z oczu.
-Cholera! Wystraszył się skurwysyn wielkiego krzaka!- krzyknął Salomon -Prędko każ się temu rozstąpić!- dodał czerwonooki ruszając w ich stronę gdy tylko dostrzegł okazję na bezpieczną ucieczkę.
Tenia przestała skupiać się na zaklęciu, wypuszczając na zewnątrz swój bezgraniczną złość, kolce momentalnie uschły, gdy przestała je podtrzymywać druidyczna magia, Salomon mógł przejść:
- Nie świętujmy za wcześnie, wróg może chcieć atakować z dołu! Smarkate stworzenie chce zjeść naszego magika! - Krzyknęła druidka, czując jak ogarnia ją, bojowy szał, ogrzewając zmarźnięte ciało falą adrenaliny.
- No to wynośmy się stąd - powiedział zaklinacz. - Nie ma co czekać, aż się zdecyduje i wylezie, by nas zaatakować. Albo, co gorsza, wrócić z mamusią.
Słowa Verryna błyskawicznie uruchomiły akolitę Oghmy. Chłopak od razu wskoczył na ścianę, z której wystawały niewielkie wypustki pełniące rolę uchwytów pomocniczych przy wspinaczce.

Verryn odczekał chwilę, po czym poszedł w ślady Hugo.
Czarokleta wdrapał się z niemałym wysiłkiem, czego zmarznięte palce wcale nie ułatwiały. Na szczęście była to już druga osoba z grupy, która wiedziała, że jest nieco bezpieczniejsza od tych pozostających na dole.
-Prędko! Nie zwlekajcie!- ponaglał ich Hugo.
Po długiej chwili zawahania i zastanawiania się nad konsekwencjami ich wyborów usłyszeli gdzieś w okolicy, lecz poza zasięgiem ich wzroku dźwięki stukania i charczenia, jakie wydawał poruszający się remorhaz.
-No już!- krzyknął Hugo kolejny raz, lecz tym razem coś w nich zaskoczyło i kompani zaczęli się wdrapywać. Najpierw Tenia, następnie Thulzssa, później Salomon. Itkovian stwierdził, że szlachetnie zaczeka na czerwonookiego i będzie go asekurował. Kiedy wojak z zamarzniętymi na kość wąsem zaczął się wspinać wielgachny i potworny robal wyłonił się zza krawędzi urwiska, i gdyby Salomon w końcu się nie ruszył to miałby go na wyciągnięcie żuwaczek. Gdy stwór dostrzegł, że jego potencjalny posiłek ucieka w wyższe partie góry, ruszył błyskawicznie w ich kierunku. Kompani nie czekali aż Itkovian się wdrapie, bo pewnie by nie zdążył. Akolita zrzucił mu koniec liny, którą kilka chwil wcześniej zabezpieczył na skale
-Łap się!- krzyknął któryś z towarzyszy. Itkovian nie zastanawiał się długo. Chwycił oburącz linę a cała reszta, która już była na skalnej półce zaparła się wciągając kompana niczym krasnoludzka winda w podziemnej kopalni.
Nie było czasu na świętowanie. Remorhaz bowiem nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić i stwór uniósł przednie segmenty ciała, zrównując się z awanturnikami.
-Prędko! Tam!- krzyknął akolita, wskazując drogę, po czym sam ruszył bez namysłu w jedynym, możliwym kierunku. Remorhaz uderzył kilkukrotnie przednimi odnóżami, lecz nie udało mu się strącić żadnego z towarzyszy.
-Jest! Jest wejście do jaskini!- krzyczał, by sekundę później już wskoczyć do środka przez ciasną szczelinę. Zanim wślizgnął się Verryn, kolejno Tenia, Thulzssa, Salomon i czujący na plecach oddech białego robaka Itkovian. Jama była wąska I prowadziła pod lekkim kątem w górę. Panował w niej mrok i srogi chłód.
-Wszszszysssscy dotarli?- syknął czystokrwisty lustrując wężowymi ślepiami każdego z towarzyszy.
-Ciekawe jak wrócimy?- Salomon pokręcił głową -Ten paszczur pewnikiem będzie na nas czekał…- dodał po krótkiej chwili na złapanie oddechu.
W międzyczasie Hugo zdążył przywołać unoszącą się nad jego głową, świetlistą sferę, dzięki której w jamie zrobiło się trochę przyjemniej i jakby bezpieczniej.
-Dobra, ruszajmy… miejmy to z głowy- fuknął żołnierskim tonem Itkovian ponaglając resztę. Po kilku chwilach marszu do ich uszu dotarł rytmiczny dźwięk mantry, który zdawał się wydobywać dosłownie ze ścian jaskini, w której się znajdowali "Ooom - amiiii - padmeee - huuum - ooom - amiiii - padmeee - huuum…"

-Słyszycie?! Natura nie wydaje takich dźwięków!- podekscytowany Hugo przyspieszył kroku a kilka uderzeń serca wypadł zza rogu do niewielkiej jaskini, gdzie na środku, na futrze białego wilka siedział starzec w pozycji kwiatu lotosu. Miał na sobie sfatygowane szaty, dziurawe buty i długą, zaniedbaną, zmierzwioną i siwą brodę. Człek był blady i wysuszony niczym najprawdziwszy trup.
-O nie! Mistrzu! Spóźniliśmy się…- Hugon upadł na kolana a jego oczy zaszły łzami. Dźwięk mantry nie ustąpił, lecz nie wydobywał się z ust trupa a jakby z wnętrza góry.
Verryn przez moment obserwował odnalezionego mistrza, potem przeniósł wzrok na rozpaczającego akolitę.
- Twojemu mistrzowi nie możemy już pomóc - powiedział. Nie dodał, że jego zdaniem przybyli tu dobry tydzień za późno. - Pochowamy go, z należytym szacunkiem - obiecał - ale teraz powinniśmy sprawdzić, czy to wiatr zawywa w jakichś szczelinach, czy też ktoś tam jest.
Thulzssa przymrużył ślepia, kiedy akolita postanowił użyć zaklęcia Światła. Będzie się musiał przyzwyczaić, że większość pozostałych nie potrafi widzieć w ciemnościach. Yuan-ti ruszył za grupom co jakiś czas oglądając się za siebie. Jeżeli dobrze pamiętał te stworzenia potrafiły kopać, i to całkiem sprawnie, więc nie należało się zbyt wcześnie cieszyć. Tajemnicze głosy z wnętrza jaskini. Mężczyzna nie skomentował kolejnych poczynań Hugo, ale gwizdnął przeciągle, kiedy dotarli do, jak się zdawało, martwego mistrza.
- Poetycka śśśmierć bym rzekł… - uśmiechnął się półgębkiem podziwiając artyzm całej tej sceny. - Z tym pochówkiem też bym śśię nie zapędzał…ziemia jesst wszędzie twarda jak sskała, szszybciej będzie go ceremonialnie sspalić, choć o materiały do tego wcale nie będzie dużo łatwiej. - Po chwili jego wężowe oczy skierowały się w stronę dalszej części tunelu. - Nie brzmi to zbyt zachęcająco, no….ale pomiędzy tym a robalem, to wolę zaryzykować to. - wskazał palcem tunel.
-Moje kondolencje Hugonie ostatnio sporo zwłok chowamy na mrozie, więc wymodliłam odmienną sztuczkę od Wielkiej Matki. Mogę mu tu zrobić mogiłę, ale to chwile potrwa - Powiedziała Tenia, a następnie uklękła i zaczęła prosić duchy ziemi w sekretnej mowie druidów, aby się przesunęły robiąc miejsce na zwłoki starszego kapłana.
-Mogę wyryć jego imię i symbol Oghmy na nagrobku, ale ziemia nie ufa mi jeszcze na tyle, żeby te napisy pozostały dłużej niż godzinę, moglibyśmy zalać wzór stalą albo inną substancją, to zatrzymałoby napis… Niestety to tylko prosta sztuczka, której uczą na początku szkolenia i raczej nie dam rady stworzyć dla nas tylnego wyjścia, to byłaby magia druidyczna wyższego kręgu, do której nie mam jeszcze dostępu zresztą bałabym się zniszczyć ten efekt wokalny- Dodała wyprzedzając ewentualne pytania i sugestie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 04-06-2023, 09:56   #56
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Cholera…- syknął Salomon -Staruszek wyzionął ducha na siedząco… pewnie nie wyprostujemy jego członków i trza go będzie w takiej pozie złożyć do mogiły…- czerwonooki zbliżył się do ciała starca i przyklęknął na jedno kolano bacznie mu się przyglądając. -Dobra zabierajmy się do roboty i odpocznijmy przed próbą powrotu- rzekł po czym niespodziewanie krzyknął z przerażenia, przewracając się na plecy -Co na dziewięć piekieł?!- fuknął -Czemu się na mnie gapi?!- czarokleta podniósł się do siadu, a jego towarzysze w tym czasie zwrócili baczniejszą uwagę na starca… który z sekundy na sekundę zaczynał nabierać na twarzy kolorów -Mistrzu?!- Hugo zbliżył się, kładąc ręce na ramionach starszego jegomościa.
-H…- wydobył z ust starzec -Huuuu Hugo… Hugonie… To ty…- kolejną sekundę później oblicze mężczyzny nie przypominało już więcej trupa, a jedynie przemarzniętego człowieka w podeszłym wieku. .
-Jak to możliwe?- niedowierzał akolita.
-Witajcie w świątyni przebudzenia…- odparł starzec uśmiechając sę lekko, niemal niewidocznie.
Chmielna uśmiechnęła się ciepło
- Najwidoczniej grób nie będzie już był potrzebny, ale zostawię dół, przyda się jako latryna. Dzień Dobry wielebny na imię mi Tenia jestem druidką, w służbie Wielkiej Matki. Pozwólcie, że użyję jej błogosławieństwa, żeby wam nieco pomóc: “Matko niech twój pełen miłości dotyk pomoże temu człekowi” - Pomodliła się, chcąc przynieść kapłanowi ulgę w mrozie lub zastanych mięśniach.
- Słyszałam historię o mnichach z Kara - Tur, którzy potrafią robić takie cuda, ale oni poświęcają całe życia, aby opanować własne ciała a Hugon mówi, że jesteście arcykapłanem wielebny jak to możliwe? - Spytała zafascynowana kobieta.
- Witaj, mistrzu - powiedział zaklinacz. - Verryn, zaklinacz - przedstawił się. - Zaskoczyłeś nas. Byliśmy pewni, że jedyne, co możemy zrobić, to zrobić ci pogrzeb. A tu miła niespodzianka.
-Dziękuję dziecko…- starzec zwrócił się do Tenii, gdy jej kojący dotyk dodał mu nieco więcej wigoru, choć tak po prawdzie nie wyglądał jakby było mu to potrzebne. Pokłonił się nisko Verrynowi, kiedy zaklinacz się przedstawił.
-Mistrzu… mam tak wiele pytań…- Hugo nie krył ekscytaqyèracji widokiem swego mentora.
-Pamiętaj chłopcze. Gdy uczeń jest gotowy, nauczyciel się pojawia- odparł starzec -Przybyliście tu wszyscy nie bez powodu. Życiowe ścieżki, którą obraliście pokierowały wasze kroki, by stanąć twarzą w twarz z oświeceniem. A może… A może wcale go nie potrzebujecie?- zapytał patrząc na oblicze każdego z towarzyszy Hugona.
- Przybyłam tu, bo chłopak się o was martwił, podróżując z innymi osobami, pomagam im osiągnąć ich cele, aby oni pomogli mi osiągnąć mój. Obecnie moim celem jest zniszczenia miejscowego kultu Malara, który wmówił barbarzyńcom, że ocali ich od straszliwego kataklizmu jeżeli będą mu składać ofiary z elfów. Przy całym dla was szacunku Wielebny, nigdy nie byłam cierpliwą kobietą, nie potrafiłabym usiedzieć godziny w bezruchu. Dla mnie oświeceniem jest Służba Chuntei, leczenie ran potrzebujących, obrona słabszych przed Niszczycielami i Szkodnikami. Nie chcę obrażać waszej wiary, bo osiągnęliście cudowne wymierne efekty, lecz nie pragnę oświecenia, które pozwoli mi bawić w ciuciubabkę z Kelemvorem dla mnie oświeceniem jest czyn… będę ukrywała, że kierują mną również motyw zemsty zapchleni malaryci zabili moją przyjaciółkę w niezwykle okrutny sposób nie chce, aby taka śmierć czy wieczne tortury w wymiarze Serca Furii tylko dlatego, że zostali złożeni w ofierze nie wyobrażam sobie, żebym mogła usiąść na dupie i szukać oświecenia to nie jest moja ścieżka, ale nie jest to przytyk wobec was. Mam nadzieję, że odpowiedziałam na wasze pytanie w sposób satysfakcjonujący? Bo pragnę zadać wam własne pytanie - Choć słowa kobiety mogły zdawać się ton głosu i mina sprawiały wrażenie, jakby szanowała starca.
- Wielebny Oświecenie jest wiedzą, czy nadal otrzymujecie błogosławieństwa od Pana Wiedzy? Wasz uczeń i jeden z towarzyszących nam wojowników zostali obłożeni klątwą likantropii ja nie wykazałam się jeszcze na tyle przed Matką Naturą, aby mieć dostęp do tego typu błogosławieństw miałam nadzieje, że ty Wielebny będziesz mógł zdjąć z nich to straszliwe brzemię. Poza tym przydałaby się nam magia wieszcząca, aby ustalić gdzie, przebrzydła niszczycielskie ścierwa przetrzymują swe ofiary… Niektórzy z nas ruszyli tą drogą, aby pomóc pewnej pół elfce imieniem Rebeka, nie chce, aby spotkało ją to samo co moją przyjaciółkę Szept, chce ocalić elfy, pólelfy i wszelkich elfo krwistych z okolicy. Pragnę bezpieczniejszego świata dla mojego małego synka oto moja Droga i moje oświecenie- Zakończyła prośbę z ogniem wściekłości i determinacji w oczach.

-Tyle słów, choć pytanie było tak proste…- skomentował enigmatycznie starzec, po czym spojrzał na pozostałych. Tenia parsknęła śmiechem, ale nie mogła się sprzeczać z tym, podsumowaniem.
- Mówiąc w skrócie, szukamy pomocy do walki z wilkołakami, mistrzu - powiedział Verryn. - A tu przybyliśmy, bo, dla odmiany, Hugo potrzebował pomocy. Jak widać, raz udzielamy pomocy, kiedy indziej jej potrzebujemy.
-Rozumiem- odparł krótko starzec -A ty?- spojrzał na Itkoviana -A może ty?- skierował wzrok na Thulzssę -Czy wy poszukujecie oświecenia?- spytał zerkając to na jednego to na drugiego z mężczyzn.
-Itkovian panie.-skinął lekko głową starcowi- Jeśli o mnie chodzi to prosty ze mnie wojak. Jestem tutaj tylko ze względu na tego młodzieńca- wskazał ręką Hugo- I tak jak nasza towarzyszka wspomniała, potrzebuję czegoś, dzięki czemu nie stanę się jednym z Malarytów których ścigamy.
-A Ty?- starzec wejrzał na Thulzssę -Czy i ty przełożysz swoje przyziemne powody nad prawdziwe oświecenie, które wszak jest na wyciągnięcie ręki każdego…- wbił świdrujące spojrzenie w czystokrwistego.
- Nigdy nie byłem dobry w duchowośść,a po tym co widziałem w rodzinnych ssstronach starczy mi jej na wiele, wiele lat. - odparł Thulzssa wzruszając ramionami. - Zosstanie więcej “ośświecenia” dla wass. - Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem przekręcając lekko głowę w bok z zaciekawieniem obserwując dziwnego starca.
- Tak jak moi kompani wsspomnieli, potrzeba im pomocy, bo mogli śśśsię zarazić. Nie ukrywam przydałoby śśsię też cośś, co uchroni nass przed ewentualną klątwą przy przyszłych potyczkach z likantropami. Nie wiem, może isstnieją jakieśś amulety ochronne albo wywary. Może cośś o tym wiecie, hmm? - mówiąc to podrapał się po szczęce.
-Aha…- westchnął wyraźnie zawiedziony brakiem jakiegokolwiek zainteresowania oświeceniem przez swych gości.
-Ja mój Mistrzu pragnę oświecenia!- wtrącił się akolita, do tej pory pomijany przez starca.
-Wiem chłopcze. Wskażę ci drogę, zadam odpowiednie pytania i pozwolę ci kontemplować aż twój umysł podsunie ci odpowiedzi, a kiedy zrozumiesz odpowiedzi dotrze do ciebie, że zadałeś błędne pytania. Nie ma jednak powodów do zmartwień. Ja przez wiele lat zadawałem błędne pytania. To proces, przez który trzeba przejść…- odparł kleryk.
-Nie bardzo rozumiem Mistrzu…- skomentował Hugo.
-Bardzo dobrze. Fakt, że potrafisz się szczerze i w zgodzie z samym sobą przyznać do tego, że nie rozumiesz to ważny krok, gdyż otwiera ci drogę na właściwe pytania. Ale do tego chłopcze przejdziemy, gdy już zostaniemy sami…- spojrzał na resztę.
-Nie byłoby szlachetnym odmówić waszym prośbom. Znam modlitwy, których błogosławiona moc uleczy wasze ciała z chorób, które nabyliście w drodze do mnie. Znam recepturę pewnego naparu, który mógłby was uchronić przez kilka dni przed wpływem klątwy likantropii. Szczerze jednak wyznam, że składniki do przyrządzenia go nie występują w najbliższej okolicy i trudem będzie odnaleźć je u lokalnych zielarzy.- ciągnął starzec -Jest pewien amulet, w którego posiadaniu był mój dawny przyjaciel, wyznawca Cierpiącego Boga. Niestety nie widziałem go przez kilka lat i nie wiem, gdzie obecnie przebywa- dodał na koniec.
-Mistrzu, moi kompani muszą wrócić w dolne partie góry, lecz po drodze czeka ich trudna i niebezpieczna drogą, oraz poczwara, która ma chrapkę, najeść się naszym truchłem- Hugo przejął inicjatywę.
-Istnieje pewne zaklęcie, dzięki któremu rzucicie się w przepaść, lecz rytuał nagnie prawa fizyki tak abyście nie upadli z wysokości. Z chęcią was obdarzę ów łaską jeśli wam to oszczędzi wysiłku- rzekł mistrz.
- Każda pomoc się przyda i będzie dla nas cenna - odparł Verryn. - A ty, mistrzu, zostaniesz tu? Nie będziesz chciał przekazać swej wiedzy innym?
-Chciałem, ale żadne z was nie było nią zainteresowane. Skąd zatem przypuszczenie, że inni będą?- odparł spokojnym tonem -Jeśli komuś będzie zależałoby mnie odnaleźć, to zrobić to dokładnie jak ten tutaj młodzieniec- spojrzał z dumą na Hugona.

- Postaram się mówić w żołnierskich słowach, aby nie nadwyrężać waszej cierpliwości, bo najwyraźniej obecność w tym świecie i jego problemach sprawia wam przykrość.: Byłam niegdyś akolitką Płaczącego Boga, spróbuje jakoś wyprosić wypożyczenie tego amuletu, przepis na napar się przyda jak nie teraz to w przyszłości…. - Odwróciła się od Oświeconego kapłana i z wściekłością rąbnęła w skalną ścianę pięścią.
- Teraz żałuję, że nie wzięłam łba tamtego zawszonego kultysty i nie wsadziłam jej do słoja z wódką albo w miód teraz moglibyśmy ją przepytać! Czy ktoś tutaj umie wysłać magiczne wiadomości ? Może ten lodowy gigant łaskawie ruszyłby zapijaczone dupsko i zabiłby dla nas tego płonącego robala ? Skoro mu zapewniamy źródło finansowania nałogu to mógłby oddać przysługę.
-Co ty Tenia za przeproszeniem pierdolisz?- wzdrygnął się Salomon -Po pierwsze to jego pomoc w walce z Malarytami jest jego częścią umowy, a po drugie wybraliśmy opcję z oddaniem znalezionego sprzętu jeśli uda nam się zwyciężyć…- pokręcił głową czerwonooki.
- Nie ufam temu zmrożonemu pijakowi! Jesteśmy zdesperowani zrobię to co muszę, ale nie wierzę w jego przydatność… Pijusom nie da się ufać! A my wciąż nie wiemy, gdzie iść- Druidka była wściekła niewspółmiernie do sytuacji, najwyraźniej miała problemy z osobami nadużywającymi alkohol.
Thulzssa przeczesał dłonią włosy pod naciągniętym na głowę kapturem. - Tak szszczerze to ta cała eksspedycja to jak na razie błądzenie po omacku i liczenie, że o cośś się potkniemy po drodze. - żółtozielone wężowe oczy mężczyzny skoncentrowały się na “oświeconym” kapłanie - Może użyczylibyśście jakiegośśś zaklęcia wieszszczącego, żeby dopomóc nam, chociaż w wybraniu właśściwego kierunku naszszych poszszszukiwań? - zapytał miło się uśmiechając. - Jak zapewne zauważyliśśście moim towarzyszszom bardzo zależy na jak najszszybszszym odnalezieniu tej kobiety, Rebeki….zanim malaryci wybebeszszą ją na ssswych ołtarzach. - Przestąpił z nogi na nogę przerzucając spojrzenie na pozostałych członków drużyny - O ile już nie jesst za późno… - dodał szczerze.
-A czy macie coś, co należy do nieszczęsnej Rebeki?- zapytał starzec -Bez takiego przedmiotu odpowiedź na moje pytania będzie bardzo niejasna a całkiem możliwe, że wręcz bezużyteczna bez głębszej analizy…- wejrzał na Thulzssę.
-Rachel…- syknął Salomon -Nazywa się Rachel, a nie Rebeka…- pokręcił głową czerwonooki.
- Rahel, Rebbecka, Sara, wszystko jedno jak ma na imię krwistooki jęczydupo! Odpowiedz na pytanie wielebnego, czy masz coś, co do niej należy? To wtedy upewnimy się, czy biedaczka jeszcze żyje i gdzie w ogóle na dziewięć piekieł jest! Najchętniej bym odpoczęła, żeby odzyskać czary i uśpić czujność tego małego ognistego robaka na zewnątrz, ale nie mamy czasu na takie luksusy, bo ci przeklęci zapchleni szaleńcy właśnie mordują niewinnych a my gadamy to sobie o oświeceniu i negocjujemy z chciwymi opojami… Bardzo się cieszę, że znalazłeś swojego Mistrza, rodzaj duchowości oraz bezpieczną kryjówkę, która ci odpowiada dzieciaku, ale pora zabrać się za konkrety! - Zdjęła z pleców topór
- Dobra bierzmy się za te zaklęcia, a potem do boju! - Jak na osobę, która gadała najwięcej dziwnie miała o to pretensje do innych.
-Przykro mi Tania, nie posiadam nic co należało do dziewczyny- odparł z przekąsem Salomon celowo przekręcając imię druidki -A ty coś masz? W sumie tobie to zlecono?- czerwonooki wejrzał na Itkoviana.
Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się do Salomona i puściła doń oko. Lubiła się przekomarzać, ale nie chciała, aby wojak uważał ją za adwersarza nie potrzebowała nienawiści od osoby, która będzie osłaniać jej tyłek w walce.
Wojak pokręcił tylko przecząco głową.
 
Halwill jest offline  
Stary 05-06-2023, 21:53   #57
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
~***~

Mentor Hugona poprosił swych gości, by rozsiedli się w niewielkiej jamie, by trochę odpoczęli. On sam skupił się na proszeniu Oghmy o błogosławioną moc, potrzebną do odpowiednich psalmów. Minęło kilka kwadransów, a starzec trwał w bezruchu nie zmieniając pozycji siadu od czasu gdy go odnaleźli. W końcu, ku uciesze awanturników, senior wziął głęboki wdech i otworzył oczy.
-Jestem gotów- oznajmił łagodnym tonem -Najpierw zajmijmy się przekleństwem likantropii- zasugerował -Usiądźcie przede mną- wskazał gestem ręki przestrzeń, Hugonowi i Itkovianowi. Akolita i wąsaty wojak wykonali polecenie a stary kapłan rozpostarł szeroko ręce i uniósł głowę ku górze. Z jego gardła wydobył się przeciągły pomruk, który po chwili zrównał się z mantrycznym echem wydobywającym się z ścian jaskini.
Starzec nucił ów mantrę kilka długich chwil, aż w końcu złączył ręce na wysokości serca, pochylił głowę, zamknął oczy i zaczął wypowiadać frazy psalmu szeptem. Cały rytuał nie przypominał żadnego, które odprawiali kapłani. Na szczęście oczekiwany efekt udało się uzyskać i gdy mędrzec przestał się modlić dotknął koniuszkiem palca czoła Itkoviana i Hugona i ci poczuli falę błogosławionej energii, która była niczym ciepły, letni podmuch wiatru.
-Jeśli klątwa Malara was dotknęła, to ja za sprawą nadanej mi przez wszechświat mocy oraz za pozwoleniem Wszechwiedzącego oczyszczam wasze ciała i dusze...- wyrecytował, po czym położył dłonie swobodnie na udach.
Tenia usiadła i dołączyła się do modłów. Nie wyznawała Oghmy, ale szanowała Pana Wiedzy za dostęp do bibliotek i naukę czytania, jakie odebrała w Waterdeep śmiało zwróciła się więc do bóstwa w myślach ~Oghmo dziękuję ci za pomoc, choć zaprawdę dziwnymi ścieżkami kroczą twoje sługi. Spodziewałabym się, radosnych rozśpiewanych bardów, a tu widzę ascetów, którzy skupiają się wyłącznie na twym aspekcie Wiedzy i Poznania oraz rozszerzania PRAWDY I WIEDZY. Wiem, że jesteś bytem neutralnym jednak proszę cię ześlij swoim wiernym sługom wizje, które pomogą nam powstrzymać Malarytów ~ Wzniosła własną prośbę ku Patronowi Bardów.
-Teraz chcecie bym zajął się wieszczeniem, tak?- zapytał mędrzec -Reasumując: sługi Malara z okolic zebrały się w kupę, uprowadzają każdego, komu serce pompuje, chociaż odrobinę elfiej krwi i robią to ponoć by zatrzymać nadciągający kataklizm w postaci straszliwej zimy. Najbardziej zależy wam, by odnaleźć uprowadzone dziewczę, lecz nie macie nic co do niej należy?- wycedził na jednym wdechu. Starzec pogładził się po pomarszczonej twarzy, wziął głęboki wdech i zamyślił się na chwilę -Niestety wieszczenie będzie musiało ograniczyć się tylko i wyłącznie do tego co wiemy, więc niezwykle trudno- położył nacisk na te słowa- będzie mi ujrzeć w mych wizjach coś o dziewczynie- przestrzegł za czasu swych gości, aby nie spodziewali się cudów -To może potrwać. Jeśli w mej wizji pojawi się coś wyraźnego powiem wam o tym. Bądźcie czujni, bo
wasze pytania o szczegóły będą dla mnie przewodnikiem, na czym powinienem się skupić. Jesteście gotowi?- zapytał, patrząc na każdego po kolei.
Verryn, który przez długi czas nie włączał się do dyskusji, skinął głową. Miał nadzieję, że starzec ujrzy w swej wizji coś, co ułatwi im poszukiwania i umożliwi jak najszybsze dotarcie do porwanej dziewczyny.
Mędrzec z trudem podniósł się z pozycji siedzącej, mrucząc coś pod nosem o zdretwialych nogach i bólu zadka. Kiedy już podniósł się i powoli wyprostował, sięgnął ręką po futro, na którym siedział i odsunął je ukazując wszystkim kilka zbutwialych desek.
-Odsuń proszę te deski. Pod nimi znajduje się niewielka jamka. Znajdziesz tam moją torbę. Zabierz z niej białą szałwię oraz trzy rytualne miseczki- zwrócił się do Hugona. Chłopak wykonał polecenie bez mrugnięcia okiem. Prędko odsunął deski ujawniając wąską szczelinę w podłożu.

Towarzysze usłyszeli jak tajemnicza mantra, która pozornie dobiegała ze ścian jaskini nabiera na sile, jakby właśnie tam znajdowało się jej źródło. Hugo wślizgnął się do środka postękując przy tym, a po krótkiej chwili wrócił ze skórzanym mieszkiem, oraz trzema glinianymi półmiskami.
-Świetnie- pochwalił go starzec -Rozłóż je w trójkąt wokół miejsca, gdzie siedziałem- kontynuował, samemu zaś zamykając szczelinę deskami.
-Mistrzu...- chłopak zaczął wyraźnie podekscytowanym tonem głosu.
-Później przyjdzie czas na twe pytania. Mamy teraz ważniejsze rzeczy do zrobienia- odparł, na co akolita pokornie przytaknął głową.
Po chwili starzec siedział tak jak dotychczas, a z glinianych półmisków unosiły się delikatne słupki siwego dymu. Na początku zapach był ledwie wyczuwalny, ale z każdą minutą nabierał intensywności i po chwili już zaczynał gryźć podróżników w oczy i gardło…
W pewnym momencie biały dym kadzideł wypełnił szczelnie całą jamę. Verryn, Salomon, Thulzssa i Tenia poczuli lekkie zawroty głowy a po paru chwilach do zawrotów dołączyło dziwaczne uczucie wyostrzenia zmysłów. Dźwięki powtarzającej się mantry zdawały się nabrać na mocy, stały się tak wyraźne jakby ktoś wypowiadał je towarzyszom prosto do uszu. Obraz, postrzegany ich oczami również nabrał większej głębi, kolory stały się wyraźniejsze, a kształty elementów ich ekwipunku zdawały się otaczać delikatną aurą. Było to bardzo dziwaczne uczucie. Ich ciała zaczęły odmawiać posłuszeństwa i choć niektórzy próbowali to nie mogli się ruszyć, z każdą chwilą zagłębiając się w uczuciu bezradności i odurzenia. Przez chwilę próbowali coś powiedzieć, ale ich języki odmawiały posłuszeństwa, z resztą wyobraźnia niosła ich w odległe miejsca jakby ich dusze opuściły fizyczne ciała.
Jedynie Itkovian oparł się efektom wdychania białego dymu. Wojak odczuwał drapanie w płucach, ale nic nie otępiało jego zmysłów.
-Czerwień w mroku...- głos Mędrca przerwał wydłużającą się ciszę -Widzę ruiny twierdzy pośród zaniedbanych i pokrytych śniegiem murów...- mruczał pod nosem tak cicho, że Itkovian musiał wytężać słuch, by wyłapywać każde jego słowo.
-Czy poznajesz to miejsce?- zapytał Itkovian. Widział, że jego towarzysze są w jakimś transie i to On musi wziąć sprawy w swoje ręce. -Czy widzisz coś jeszcze?
-Starzec wziął kilka głębokich wdechów, zamknął oczy, a po chwili wbił świdrujące spojrzenie w wąsacza -Widzę… Widzę inne pasmo gór niż te, które rozciągają się na północ stąd… Dostrzegam na murach stare symbole, to runy… wygląda… wygląda niczym starożytny dialekt krasnoludów?...- zakończył odpowiedź pytającym tonem jakby nie był do końca pewien swej oceny.
-Jesteś w stanie odtworzyć te runy?- wojak nachylił się aby lepiej słyszeć, ale nie zbyt blisko, bo bał się, że wyrwie starca z transu -Czy widzisz tam jakieś istoty?
-Mogę kilka nakreślić, choć one chyba nie mają większego znaczenia… Widzę wiele istot, są podzieleni ma różne grupy, które charakteryzują różnorakie barwy… jednak wszyscy są tu dla jednego pana… czuję jak jego obecność trzyma w ryzach zwaśnione plemiona. Widzę, jak jednoczą się dla wspólnej idei…- odparł wolno, zachrypniętym głosem.
-Czy dostrzegasz tam kogoś z pokrewieństwem elfiej krwi? - wypytywał wąsacz dalej.
-Nie, choć mój obraz jest rozmyty i niewyraźny… Być może… Być może oni są w innym miejscu… A może ich tam nie ma?...- ciągnął mędrzec.

-Jesteś w stanie określić ich przybliżoną liczebność? Oraz porę dnia?- nie przestawał pytać, chciał wyłapać jak najwięcej szczegółów, które pomogą mu w zlokalizowaniu miejsca i czasu wizji…
-Jest ich wielu, lecz to nie armia…- odrzekł -Widzę zachodzące ospale słońce. To nie drugi kraniec świata….- wyjaśnił.
-Jesteś w stanie dostrzec jeszcze jakieś szczegóły z otoczenia? Coś, co pomogłoby nam ustalić konkretniejszą lokalizację- drążył dalej….
-Widzę… Widzę drzewa w otoczeniu murów- starzec znów zrobił przerwę na głęboki wdech.
-Czyli bardziej w kierunku południowego zachodu- zastanowił się na głos- Czy dostrzegasz tam ołtarze ofiarne?
Mędrzec pogładził się dłonią po podbródku -Dostrzegam miejsca, wokół których emanuje aura boskiej mocy, lecz nie widzę dokładnie czym są te elementy. Nie wykluczam, że to mogą być ołtarze- rzekł ze spokojem.
-A coś, co mogło wskazywać na przeprowadzone rytuały? Składniki? Narzędzia? Zwłoki?- dopytywał wojak.
-To zbyt szczegółowe pytania…- mędrzec pokręcił głową z rezygnacją -Nie potrafię udzielić ci odpowiedzi…- rzekł.
-Czy widzisz tam to, o czym wspominali Malaryci, ten kataklizm wielkiej zimy, jego skutki lub coś, co wskazywały na jego obecność?- spróbował ugryźć to z innej strony.
-Wielka zima…- zadumał się odpływając w trans na kilka chwil. Jego oczy zaszły jakby mgłą, lecz w końcu odzyskał świadomość i wbił w Itkoviana swój bystry wzrok -Czuję to… wisi nad okolicą groźba gniewu żywiołu… ale to nie jest to co może wydawać się oczywiste…- wyjaśnił starzec -Czuję lodowaty gniew, ale wyczuwam… wyczuwam jeszcze coś… coś równie… poważnego…- wytłumaczył powoli.
-Co wyczuwasz? Czy rzeczywiście nam coś grozi?- pochylił się jeszcze bardziej wyraźnie zaniepokojony. Ani przez chwilę nie chciał przyjąć do wiadomości, że Malaryci mogą mieć rację.
-Widzę… Widzę bryły lodu i uwięzione w nim istoty…- zamilknął, odwrócił głowę lekko w bok jakby błądził oczami wyobraźni -Dostrzegam twierdzę skutą lodem… nie… chwila… to… to nie zamek pokryty lodem. Ten zamek jest zbudowany z lodu…- na czole starca pojawiły się krople potu, jego oddech przyspieszał z każdą chwilą. Widać było po nim, że ów rytuał z każdą chwilą zdaje się go coraz bardziej męczyć.
-Jak daleko znajduje się ten zamek i w którym kierunku? Czy on się zbliża?- Itkovian widział że starzec jest już zmęczony, ale chciał dowiedzieć się jak najwięcej zanim wizja się skończy.
-Widzę aurę tej lodowej twierdzy skąpaną w blasku zachodzącego słońca… Widzę śnieżną pustynię, która ją otacza, lecz w oddali majaczą gęste lasy…- wyjaśnił mędrzec.
-Czy widzisz coś co mogłoby pomóc tą lodową siłę powstrzymać?- przepytywał starca dalej.
-To boskie porachunki, przepychanki między istotami, którym nie jesteśmy w stanie nijak dorównać. Kiedy takie byty ze sobą walczą najlepiej odejść na bezpieczną odległość by żaden zabójczy czar nie zabrał cię z tego świata…- odparł a następnie zamknął oczy i ponownie pogrążył się w chwilowym transie -Widzę sztandar łopoczący na wietrze… Widzę symbole, runy, znaki podobne do tych, które ujrzałem wcześniej w ruinach. Tylko, że te są jakby świeże, wyszyte złotą nicią na dobrej jakości płótnie… Widzę… aaaaa!- krzyknął niespodziewanie odepchnięty w tył z taką siłą, jakby ktoś go pchnął. Mędrzec uderzył głową o twarde podłoże i stracił przytomność.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-06-2023, 15:34   #58
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Itkovian próbował ogarnąć co się właśnie stało. Dopadł do starca chcąc mu udzielić pierwszej pomocy. Sprawdził, czy Staruszek żyje. Gdy upewnił się, że oddycha, zaczął cucić Tenie potrząsając nią gwałtownie by ta skorzystała ze swoich druidzkich mocy. Niestety wzrok blondwłosej kobiety był wpatrzony gdzieś w dal, choć oczy spoglądały na ścianę za plecami Itkoviana. Wojak potrząsnął lekko kobietą, lecz na niewiele się to zdało. Tenia uniosła delikatnie kącik ust w szelmowskim uśmieszku, ale Itkovian już wiedział, że nie będzie mógł liczyć na jej pomoc. Przynajmniej do czasu aż nie odzyska świadomości.

Dancing Trip Teni Chmielnej

Tenia zrozumiała wreszcie czemu młody Hugon tak bardzo pragnął odnaleźć Mistrza: Starzec miał naprawdę piekielnie mocny towar! Chmielna starała się raczej żyć w trzeźwości ze względu na przykre doświadczenia z ojcem raz podczas szkolenia arcydruidzi nakazali jej spróbować samogonu pędzonego z grzybków halucynogennych, aby mogła lepiej skontaktować z duchami natury, ale jako że potwornie się po tym struła nie próbowała podobnych pomocy dla duchowości, gdyż jak się wtedy okazało miała wybitnie słabą głowę do takich pomocy. Opanowała medytacje i trans, które pomagały jej w odzyskiwaniu druidycznej magii oraz łączności z naturą, ale substancje psychoaktywne zawsze były dla niej bardziej przeszkodą niż pomocą.

Mimo strachu nic nie mówiła gdy wielebny nakazał wdychanie oparów zgodnie z przewidywaniami popłynęła na chmurze halucynów i nie była w stanie pomóc, w stabilizacji wizji jednak słuchała słów Mistrza, choć nie mogła się na nich za bardzo skupić zbyt zajęta własnym hajem. Gdy straciła kotwice, obecności Oświeconego starca jej świadomość, czy może raczej dusza ? Opuściły ciało! Ciężko było stwierdzić czy to były zwidy, czy faktyczna podróż astralna spowodowana miejscem mocy bądź rytuałem magicznym, który wymknął się spod kontroli? Poczuła, że popłynęła w przestrzeń, duchowości odrywając się od ciała!

Nagle opuściła mroźne pustkowia, z którymi związała się duszą i służbą, aby tanecznym krokiem, wkroczyć do dzikiej puszczy zielonych liści gdzie nienaturalnie barwny płomień wielkiego ogniska płonął pod wiecznym blaskiem zmierzchu. Ognisko rozsiewało wokół zapach białej szałwii i inne słodkie wonie, których kobieta mimo swych botanicznych pasji nie potrafiła rozpoznać.
Wokół dziwnego ogniska odbywały się dzikie tańce i pląsy istot będących przedziwną mieszanką wszystkich ras: Wróżki, elfy, ludzie różnych wieków i ras tańczyli z wielkim zawzięciem ku własnemu zaskoczeniu Tenia ujrzała również ogromne radośnie uśmiechnięte demony, upadłe anioły, Gythinki, Gitezerii, orków, orgliny… Ciężko było zaobserwować więcej szczegółów, gdyż kobieta była upojona zarówno narkotycznymi wyziwewami jak i szaleńczą muzyką skrzypiec granych przez satyra, który najwyraźniej przewodził całej imprezie przy akompaniamencie szaleńczych szamańskich bębnów, które wtórowały jego skrzypcowej melodii! Chmielna dołączyła do maniakalnych pląsów, okręcając się srebrną żyłką, która nagle wyrosła z jej mostka niczym szlachecką sukienką jakby była to najbardziej naturalna rzecz we wszechświecie.
Tańczyła, w jakiego zapomnieniu nigdy jeszcze nie doświadczyła: Malaryci, umierający niewinni, nawet jej towarzysze i ukochany synek oraz druidyczna służba przestały dla niej istnieć w tej niekończącej się chwili tanecznego zapomnienia!

Nagle z jej podświadomości niczym poblask lub cień dawnego życia wypłynęła zapomniana do tej melodia, jej ulubionego barda z czasów młodości Czereśniak zwany Niemym, który wbrew ironicznemu przydomkowi miał głos potężny i czysty niczym ryk górskiego strumienia! Jego piękne melodie oraz zaangażowane mądre teksty poezji śpiewanej były bardzo popularne wśród Waterdeepskiej młodzieży za czasów jej młodości teraz słowa dawnego przeboju będącego symbolem jej buntu przeciwko zastanemu porządkowi społecznemu, który zmuszał jej rodzinę do egzystencji w domu przemocowego alkoholika powróciły do niej z mocą taranu! Choć w żadnym wypadku nie była bardką a jej głos nie był wyszkolony ani ustawiony jakimś zrządzeniem kosmicznego losu zaśpiewała zwrotkę utworu bez fałszu czysto trafiając w dźwięki a wszelkie wokalne niedoskonałości nadrabiała śpiewając z przekonaniem z samej głębi swojego jestestwa:

...Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
I mocno wierzę w to,
Że ten świat,
Nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie !
Przyszedł już czas, najwyższy czas,
Nienawiść zniszczyć w sobie.

Jej śpiew przerwały oklaski skrzypka-satyra, który zeskoczył z improwizowanego podium i podszedł do niej z uśmiechem
— Witaj zielona muszko! Zaprawdę pięknym darem nas tu obdarowałaś! - Zawołał, ze śmiechem, obwąchując powietrzę wokół kobiety, która odpowiedziała mu swym własnym pijackim perlistym śmiechem.

Wyczuwam, że przybywasz do nas z daleka… Mroźnych Krain jednej Pierwszych Materialnych moje złote oczy widzą chaos w twojej duszy i twą bezgraniczą miłość do natury oraz serce dzikiej wojowniczki, któremu pozwoliłaś na jakiś czas zerwać się z uwięzi ! BRAWO! Zaprawdę jesteś pięknym kwiatkiem jeżeli obiecasz mi, że po powrocie do domu uczynisz w moim imieniu jeden czyn chaosu, który złamię jakąś zasadę porządku cywilizacji choćby najdrobniejszy geścik oraz pozwolisz z własnej nieprzymuszonej woli, abym skosztował twoich słodkich ust upewnię się, że twoja piękna duszyczka powróci bezpiecznie do ciała i nie zgubi się po drodze… Co ty na to ? Jako Mistrz Ceremonii lubię dbać o bezpieczeństwo mych gości! - Krzyknął wyciągając do niej dłoń a jego wspaniałomyślny gest został nagrodzony oklaskami przez roztańczoną gawiedź.

Tenia splunęła na swą prawą dłoń i uścisnęła rękę muzyka następnie wykorzystała ten gest, aby przyciągnąć go do siebie i przylgnęła do włochatego muzyka ubranego niczym bezdomny trubadur. Gdy ich ciała się spotkały, zaczęła go agresywnie całować, jej język ruszył na dziką wyprawę w nieznane a zęby przygryzły dolną wargę muzyka do krwi.

Pełen zadowolenia pomruk kobiety spotkał się ze śmiechem satyra, wyciszonym przez pocałunek. Jego usta smakowały miodem, kwiatami i ziołami z dodatkiem metaliczno — gorzkiego posmaku krwi, ich języki przez kilka uderzeń serca, które zdawały się wiecznością, także odtańczyły własny dziki taniec równie zapamiętały co ten, który odstawiły przed chwilą jej stopy.

~Bezpiecznego powrotu Chmielna kobieto! Umowa została zawarta! Zasiej ziarno chaosu w imię Hyrsama Księcia Głupców ~ - Rozległ się w jej głowie roześmiany głos.
 
Brilchan jest offline  
Stary 11-06-2023, 10:59   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wojak spróbował obudzić któregokolwiek z towarzyszy, lecz żaden nie zareagował. Po chwili zrezygnował i wrócił do staruszka. Opatrzył go na tyle na ile potrafił, podłożył mu zapasowy płaszcz pod głowę i przykrył go futrem. ~Co tu się kurwa dzieje? Wszyscy są na haju, zero z nimi kontaktu, staruszek wyleciał jakby czymś oberwał, ale przecież to miała być tylko wizja. Co jeżeli Malaryci mają rację i naprawdę nadciąga coś strasznego? No i co to za znaki? Ciekawe czy ktoś będzie w stanie je odczytać, o ile się obudzi i będzie je pamiętać~ zerknął w stronę leżącego mędrca. ~Cholera coraz mniej mi się to podoba. Miała to być prosta wycieczka, a teraz nie wiem nawet kiedy i czy w ogóle moi towarzysze się obudzą~ Siedział tak przez chwilę wpatrzony w nich. ~ Kurwa jak zimno, lepiej rozpalę ogień i przygotuję jakąś strawę, to na jakiś czas powinno zająć moje myśli~ pomyślał, po czym wziął się do roboty.
Rozpalenie ogniska było zacnym pomysłem, lecz niemal niemożliwym do wykonania. Wszelkie zapasy drewna na opał skończyły się poprzedniego dnia a w domu Mamuciego Syna nikt nie odważył się rąbać drewnianych elementów architektury czy wystroju. Itkovian uzbierał z zapasów swoich i swych kompanów niewielką kupkę chrustu i pyłu, lecz doskonale wiedział, że palenie tego nie ma sensu. Po pierwsze tak mała ilość ognia nie wpłynie na temperaturę w jamie a po drugie to, co Itkovian uzbierał doskonale nadawało się na rozpałkę i szkoda to było marnować w takich warunkach. Kiedy wojak wiedział, że nic z tego nie będzie nakrył starego Mędrca futrem, na którym ten dotychczas siedział, by choć trochę uchronić go od zamarznięcia (o ile w jego przypadku to było możliwe).

~***~

Nim słońce zaszło za horyzontem do świata "żywych" powrócił Verryn a niedługo później Hugon.
-Mistrzu!- akolita od razu po odzyskaniu świadomości rzucił się na ratunek starca. Prosta modlitwa pozwoliła przywrócić przytomność mężczyzny.
-Moja głowa...- syknął, gładząc się ręką po potylicy.
-Co się wydarzyło? Nie wiele pamiętam, choć mam przebłyski dziwnie realnych snów...- skomentował Hugo.
-Rozbudź resztę- polecił mędrzec. - Sytuacja jest poważna...-

Wszyscy

Kiedy już każdy z awanturników został rozbudzony z halucynogennego transu, wszyscy zebrali się wokół starca dochodząc do siebie.
-Nie przejmujcie się tym, że nie mogliście uczestniczyć w mojej wizji. Wasz przyjaciel spisał się dobrze i dzięki jego pytaniom udało mi się wiele zobaczyć- wyjaśnił -Straszna zima nadciąga, Malaryci koncentrują swoje siły, ale jest coś poza tym i ponad tym. Inny byt, równie potężny i niebezpieczny, który odkrył, iż go szpieguję i to on wytrącił mnie z transu...- mędrzec spojrzał na Itkoviana zachęcając go by ten opowiedział więcej.
-Z tego co zrozumiałem to Malaryci mieli rację, rzeczywiście coś nadchodzi. Wizja mówiła o lodowym zamku ze sztandarami, na których złotą nicią są wyszyte krasnoludzkie znaki. Jakaś pradawna siła – Tu zrobił chwilę przerwy, aby popatrzeć po twarzach towarzyszy. -W ruinach, w których się chowają nasi poszukiwani również widnieją znaki, lecz te zostały wypisane krwią i są stare. Nie mam pojęcia czy to te same. Elfów w okolicy nie było, a sama twierdza musi znajdować się gdzieś na południowym zachodzie. Była mowa o górach niepodobnych do tych na północy i gęstym lesie- wojak streścił pokrótce to, co pamiętał. – obawiam się, że wpadliśmy w bagno i to po same uszy- dodał na koniec.
Mędrzec potwierdził słowa Itkoviana, przytakując mu głową
-Cóż, wątpię, aby rytuały Malarytów mogły powstrzymać tę zimową furię, ale… prawda może być dla was niezbyt wygodna…- mężczyzna wziął głęboki wdech -Może uda wam się powstrzymać likantropy, ale to nie powstrzyma siły, która odpowiada za anomalia pogodowe…- znów wziął głęboki wdech -Sugeruję wam rozważyć opcję sojuszu z likantropami. Wspólnie będziecie mieli znacznie większe szanse na powstrzymanie tej zimy- wyjaśnił przyglądając się twarzom rozmówców.


Sojusz z likantropami?
Verryn nie mógł uwierzyć w to, co słyszy... i miał nadzieję, że stale śni. Jednak słowa, jakie padły później, wyprowadziły go z błędu.
To nie był kiepski sen, to się naprawdę działo...



Tenia była nie w humorze głowa bolała ją, jakby klan krasnoludów urządził sobie zawody w wykuwaniu broni na czas… Czy ona faktycznie tańczyła i całowała się z jakimś kozło-chłopem? Słowa pożegnania wbiły jej się w umysł niczym piętno wypalone rozgrzanym żelazem.
- Chuj w dupę Malarytom! Wybaczcie wielebny, ale skrewiliście dokumentnie ten rytuał i nie do końca wierzę w to, co mówicie… - upiła nieco grzanego wina od uratowanego karczmarza, co nieco pomogło z bólem głowy i trzęsieniem rąk.
- Nie wiem, co za mocne środki zastosowaliście, ale tak nie upierdoliłam się od czasów nowicjatu druidycznego. Skąd mam wiedzieć, że jebany Malar nie przejął sterów waszej wizji?! Zachowujecie się naprawdę dziwnie jak na Oghmyte! Ale dobrze załóżmy na chwilę, że macie racje! Malaryckie zawszone jebańce nie chcą ocalić nikogo poza własnymi zapchlonymi dupami! Jak zadowolą swojego zjebanego Pana, to może ich przechowa w nagrodę w swojej śmierdzącej boskiej sferze! Trzeba ich wybić jak szkodniki! Jeżeli rzeczywiście nadchodzi jakieś pradawne zło, żeby zmrozić Toril, to czemu inne bóstwa nie drą mord na alarm?! Nie sądzę, żeby Auril królowa zimy pozwoliła, aby ktoś jej się tak wpierdalał w domenę, Czemu moja Wielka Matka nie zsyła mi albo komuś wyżej w hierarchii ostrzeżeń ? Gdzie jebany Elminister i Harfiarze ? To, co opowiadacie dziadku, kupy się nie trzyma! Ze wszystkich potężnych bytów jedynie wypierdek Malar pomniejsze bóstwo polowania i pierdolniętych zmiennokształtnych próbowałby coś zrobić ?!! Mistrzu przyznam władacie potężną magią i macie dziwne talenty władzy nad śmiercią jak jakiś Jergalita czy inne dziwadło z antycznego imperium Netherilu, ale poproście Hugona, żeby wyrzucił wam te szałwie, bo wam na mózg padło! - Po ostatnich przejściach straciła cały szacunek do starca, jaki wcześniej miała. Dokończyła wino i wyciągnęła z juków resztki zapasów, żeby coś zjeść i nie upić się za mocno. Mięso Yeti wszystkożercy było gorzkie i żylaste, ale czuła się tak źle, że pasowało do jej nastroju.
Druidka zaczynała podejrzewać, że kapłan oszalał w tej jaskini i jest sekretnym Malarytom, który nawet nie zorientował się, że Pan Łowów podszywa pod dawne bóstwo, dziwacznego kapłana zsyłając mu magię! Jeżeli rzeczywiście idzie jakaś wieczna zima to byłby kataklizm na miarę Czasu Kłopotów i nijak niemożliwe, żeby inne bóstwa siedziały cicho jak myszy pod miotłami! Tenia gapiła się na starca niczym przysłowiowa sroka w gnat próbując wypatrzyć w nim oznaki szaleństwa lub zdrady.

- Nawet jeśli byśmy spróbowali, czemu Malaryci mieliby przystać na sojusz z 4 podróżnikami? - zapytał Itkovian patrząc po twarzach towarzyszy - Nie mamy z nimi dobrych stosunków, zaatakowali nas w gospodzie, więc Wątpię, żeby im się nagle odwidziało-
Starzec przytaknął głową wojowi
-Rozumiem twoją perspektywę. Rozumiem waszą nienawiść do nich- spojrzał na Tenię -i oczywiście zrobicie co uznacie za stosowne. Nie jestem kimkolwiek by mówić wam jak powinniście rozwiązywać problemy. Ale jeśli zagrożenie jest tak poważne jak czuję… to będziecie potrzebować wielu sojuszników, których nie będzie wam szkoda poświęcić dla dobra sprawy…- wzruszył ramionami -Przybyliście tu po odpowiedzi i je dostaliście, natomiast co z tym zrobicie to już tylko i wyłącznie wasza rzecz- dodał na koniec.
Chmielna nieco się uspokoiła i chyba zawstydziła - Przepraszam was Wielebny… Ten rytuał bardzo kopnął mnie w dupę i chyba moja dusza popłynęła, gdzieś gdzie nie powinna… Ale to nie jest usprawiedliwienie, żeby zachowywać się jak głupia koza. Co do waszego pomysłu Itkovian ma racje… Raz uratowałam życie, głupiemu smarkaczowi jak jeszcze nie wiedziałam kogo czczą i głupi chuj chciał zginąć! Malaryci cenią siłę, ale te plemiona barbarzyńców, które z nimi pracują, mają więcej instynktu samozachowawczego — Wyjaśniała, potrząsnęła głową próbując się skupić:
- Wielka Matko! Przepraszam, jestem gadułą i mam kaca, zmierzając do brzegu, żołnierskie konkrety: Po pierwsze: Jak nieco ich rozwalimy olbrzymem i pokażemy, że jesteśmy silni, będzie można dać ultimatum i współpracować zmusimy ich, żeby darowali sobie to mordowanie elfów i zdobędziemy informacje! Po drugie nie zapominajmy, że na zewnątrz wciąż czeka ten młody płomienny robak. Przypomniałam sobie ze szkolenia druidycznego zaklęcie, które uczyni cienie naszymi przyjaciółmi i może uda się przekraść. Po trzecie i ostatnie Mistrzu, wiem, że zachowałam się jak naćpana kura rozumiem jeżeli się na mnie obraziliście, ale wciąż chciałabym informacje na temat tego amuletu Illamtera oraz przepis na tę miksturę przeciw likantropii ? Jeżeli chcecie mi zadać jakąś pokutę za moje zachowanie przyjmę ją! Dużo dla nas zrobiliście, ale potrzebujemy tych informacji.
- Na mnie nie liczcie, jeśli chodzi o sojusz z malarytami - powiedział Verryn. - Z tego co wiem, bardzo się ucieszą z mojej obecności, ale nie z wizji sojuszu, ale na samą myśl, że elfia krew wpada im we włochate łapska - dodał tytułem wyjaśnienia.
-Ja również pozwolę sobie naszczać na taki sojusz…- wtrącił Salomon, splatając ręce na piersi.
- Skoro to mamy ustalone to pozostaje nam jeszcze kilka kwestii do omówienia - rzekł wojak gładząc się po wąsie - Pierwszą jest to co robimy dalej. Jeśli wizja była prawdziwa sytuacja jest poważna. Będziemy potrzebowali naprawde potężnych sojuszników-
-Najpierw musimy się stąd wydostać- syknął czerwonooki -Tenia ma rację, robal pewnie wciąż tam na nas czycha- dodał prędko.
-Nie martwcie się tym. Pobłogosławię wam odpowiednim zaklęciem, dzięki czemu skoczycie w przepaść, lecz wasze ciała przez ten czas będą ignorować prawa rządzące światem, byście spokojnie i lekko opadli niczym suchy liść. Potwór wam nie zagrozi, bo nawet nie wyczuje waszej obecności- wyjaśnił mędrzec.
-To brzmi jak plan…- odparł Salomon -Jednego sojusznika już mamy. W dodatku to gigant. Gospodarz z Krańca Świata miał poinformować straże w najbliższym miasteczku o zagrożeniu ze strony Malarytów. Być może Helmici ściągną tu jakieś posiłki?- dywagował czarokleta -No i ciągle tak naprawdę nie wiemy gdzie znajduje się ta ruina, gdzie gnieżdżą się likantropy. Choć z tego co wcześniej mówiła Tenia odszukaniem ich siedziby miał się zająć Nów, twój gnomi przyjaciel… Proponuję dwa wyjścia: albo zabrać giganta i powoli ruszyć w kierunku domu tego gnoma, by nie marnotrawić czasu albo poszukać kolejnych sojuszników, których mamy na wyciągnięcie ręki…-
-Krasnoludy?- szepnął Hugo.
-Tak. Krasnoludy. Nie przepadam za przedstawicielami tej rasy, ale to świetni wojownicy, i być może uda nam się z nimi dogadać. Warto spróbować. Co myślicie?- zapytał zerkając na każdego z kompanów po kolei.
- Mi się nie chcę przekonywać krasnoludów, mój topór pragnie krwi! Ubijmy większość malarytów to może uda się udowodnić siłę i zyskać plemiona barbarzyńców? Tym razem zostawmy jakiegoś zawszańca wysoko postawionego, żeby zyskać informacje, o tej zimie, a nie dyskutujmy nad pytaniami kiedy wróg umiera… Krasnoludy łatwiej będzie przekonać, jak zdobędziemy jakieś dowody a olbrzym obsypie ich magicznymi świecidełkami na razie mamy konflikt, który mają gdzieś i naćpaną wizje jak ja byłabym krasnoludzicą to bym kazała nam wypierdalać. Weźmy olbrzyma i idźmy na kultystów zdobędziemy jakieś konkretne dowody oraz rozwiążemy ten problem dla lokalnych.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-06-2023, 08:34   #60
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Jak tak czasami cię słucham to się zastanawiam czy przypadkiem właśnie nie jesteś krasnoludzicom…- skomentował Salomon, uśmiechając się do Tenii zawadiacko. Druidka roześmiała się z tego gromko z komentarza, uwalniając w ten sposób część złości i napięcia które w niej tkiwło.
-Może warto by było spojrzeć na te runy?- Itkovian skierował swój wzrok na starca -Mędrcu czy możesz nam nakreślić te runy, które widziałeś w wizji? Może któreś z was coś z tego zrozumie.-
-Oczywiście- odparł starzec. Hugon podał mu kawałek papirusu i niewielki ołówek ciesielski.
-To pierwotny krasnoludzki- stwierdził Hugo -Z tych run zaczerpnęli giganci, zielonoskórzy i kilka innych ras. To dlatego te dialekty w piśmie są tak podobne- wyjaśnił akolita.
-To giganci. Ta runa przedstawia jakąś nazwę własną… Krwawy Potrzask…- wydukał Salomon.
-Krwawy Potrzask? To dawna twierdza krasnoludów, przyjęta kilka dekad temu przez lodowych gigantów…- dopowiedział Hugo.
- Gdzie leży ta twierdza? - spytał Verryn. - Wiesz o niej coś więcej?
-Macie mapę? Mogę wam zaznaczyć to miejsce na mapie. W sumie to nawet nie twierdza, a raczej posterunek- odparł akolita.
- Ja swoją mapę okolicy oddałam karczmarzowi, ale wiemy, jak się nazywa i gdzie jest to już coś Wielebny ale zanim zapomnimy czy mógłbyś powiedzieć coś o tym amulecie Płaczącego Boga przeciw zarazie likantropii? Mam dobre relacje z tym, kościołem może mi wypożyczą? I jeszcze coś o przepisie na miksturę ochronną co ma trudne do zdobycia składniki - Upomniała się Tenia, która nie chciała, żeby o tym zapomnieli.
-Podaj mi pergamin- starzec zwrócił się do swego młodego akolity -Może być ten…- wskazał palcem kartę papieru, na którym narysował runę z swojej wizji. Mężczyzna odwrócił kartę i zapisał na niej składniki oraz proces przygotowywania naparu -Tak jak wspomniałem: większość zielstwa nie występuje w tych rejonach. A co do amuletu, to przecież już powiedziałem, mojego przyjaciela, który był w posiadaniu ów amuletu nie widziałem już od kilku lat i nie wiem co się z nim dzieje, ani gdzie przebywa- wyjaśnił.Kobieta pokiwała głową i wzięła pergamin - Dziękuje i przepraszam. Ten rytuał trochę mną zachwiał i tymczasowo roztroił mi pamięć. Co złego to nie ja! Powodzenia dzieciaku, oświecenia - Rzekła klepiąc Hugona w ramię. Wstała będąc gotową do drogi. Mistrz był miły oraz potężny, ale zdecydowanie nie jej typ duchowości miała dość.
Thulzssa strzelił karkiem jakby dopiero przed chwilą udało mu się do końca obudzić. Nie wyglądał, jednak na skonfundowanego albo wymęczonego narkotyczną wizją, a wręcz przeciwnie. Na twarzy mężczyzny tańczył lekki, zadowolony uśmieszek zupełnie jakby całkiem dobrze się bawił podczas całej tej sytuacji.. Wężokrwisty wysunął parę razy swój rozdwojony język, po czym odezwał się w końcu - Waszsza pewnośśść śśsiebie jesst imponująca, ale poradzenie ssobie z kultem Malara to nie przechadzka do burdelu, no chyba, że mówimy tutaj o burdelu we Wrotach Zachodu. - uśmiechnął się nieco szerzej - Jeśśli ssami nie chcemy skończyć jako ich więźniowe, to zdecydowanie odradzam pochopne skakanie im w paszszczę. Porzuciłbym też raczej nadzieję o uratowaniu tej kobiety na czass. - spojrzał po reszcie towarzyszy. - Myśślę, że możemy się sskupić na dokładniejszszym zbadaniu zagrożenia kultu miast gnania śślepo, byle do przodu.-


Słowa Thulzssy miały niestety sporo racji, co wywołało konsternację u jego towarzyszy, szczególnie zdanie o porzuceniu nadziei, że porwana Rachel nadal żyje. Kiedy jednak każdy myślał o tym ile już przeszli, to wielce prawdopodobne, że nawet nie chcieli dopuszczać do głosu myśl, że poszukiwana dziewczyna może nie żyć.
-Żyje czy nie sprawę trzeba doprowadzić do końca. Malaryci zagrażają całej okolicy. A być może kiedy się z nimi uporamy uda nam się dowiedzieć czegoś więcej o tej niszczycielskiej zimie- rzucił Salomon.
-No cóż. W takim razie chyba nie zostaje mi nic innego jak wam podziękować za pomoc. Gdyby nie wy to pewnie moje truchło leżałoby tam przy starej wieży, obgryzione przez bandę ghuli...- Odezwał się Hugo -Zawsze będę was miło wspominać- dodał, ściskając każdego z awanturników.
-My ciebie też dzieciaku. Nie zmarnuj życia na siedzenie w tej jaskini- odparł czerwonooki, puszczając chłopakowi oczko.
-Proszę- mędrzec wręczył Tenii recepturę na wywar chroniący przed działaniem likantropii -Sługa Cierpiącego Boga nazywał się Bradd. Jeśli nie ma nic więcej, co mogę dla was zrobić, to pozwólcie zatem, że pobłogosławię was moim darem piórkowego spadania-
-Myślę, że wszystko o co chcieliśmy zapytać już zapytaliśmy. Ruszajmy do Er'landa. Nim przejdziemy przez szczelinę minie kilka godzin, ale, tak czy siak, spędzimy noc bezpiecznie a rano będziemy mogli ruszać jak najdalej z tych przeklętych pustkowi- rzekł Salomon.
-W porządku. Zatem stańcie blisko siebie- polecił im mędrzec. Kiedy wykonali polecenie, człek odmówił modlitwę, lecz żadne z nich nie poczuło większej różnicy. Hugonie odprowadź naszych gości do wyjścia- zwrócił się do akolity -Bywajcie. Gdybyście kiedyś pragnęli doznać oświecenia to możecie tu zawsze wrócić- pożegnał ich. Akolita, zaciągnął kaptur szaty na głowę i pomaszerował przodem wąską jamą do zewnątrz.
Już po chwili wszyscy znaleźli się na niewielkiej półce skalnej, skąd widać było oddalone pasmo gór, oraz całą dolinę, którą pokonali wędrując w to miejsce.
-Zaklęcie uaktywni się, gdy tylko oderwiecie się od podłoża. Wiatr was nie zwieje, nie lękajcie się- tłumaczył Hugo -Wylądujecie miękko i bezpiecznie, wiem, bo kilka razy korzystałem z tej magii- dodał.
-To jakieś trzydzieści metrów. Niby niewiele, ale zejście, że tak powiem w klasyczny sposób zajęłoby nam pół dnia, a i należy pamiętać, że w ten sposób ominiemy remorhaza...- wtrącił Salomon -Ktoś pierwszy na ochotnika?- zapytał zerkając na każdego po kolei, lecz nie widząc zbyt wielkiego entuzjazmu wzruszył tylko ramionami -No dobra. To w takim razie widzimy się na dole- dodał na sam koniec i zrobił krok po za krawędź skalnej półki. Jego ciało zalśniły pomarańczową aurą a sekundę później czerwonooki opadał swobodnie i powolnie w dół...


~***~


Los nie wystawiał ich więcej na próbę tego dnia. Każdy z awanturników bezpiecznie opadł na ziemię, całkiem niedaleko szczeliny prowadzącej w środkową partię Kopca Kelvina, do miejsca, gdzie Mamuci Syn miał swój dom. Żadne bestie nie przerywały ich żmudnej i niezwykle męczącej wędrówki w dół. Salomon miał rację w swoich obliczeniach, gdyż nim nastała północ grupa dotarła do progu domu gigantów, w miejsce, gdzie poprzedniego dnia doszło tu do walki pomiędzy dwoma Yeti.
-Cholerny opoj znowu chleje od samego świtu...- rzucił z przekąsem Salomon, kiedy tylko do ich uszu dobiegły dźwięki fałszującego śpiewu spitego Er'landa -Mam tylko nadzieję, że przestanie i da nam spokojnie odpocząć. Szczerze powiedziawszy to nogi mi wchodzą do dupy...- pokręcił głową, lecz każdy z jego kompanów doskonale go rozumiał. Mieli za sobą bardzo trudną wyprawę, lecz zaraz dość owocną. Czegoś się dowiedzieli i pomogli Hugonowi odnaleźć swego mistrza, a także zyskali wartościowego sojusznika, jakim był gigant.
Po dwóch kwadransach marszu dotarli do miejsca w jaskini, gdzie poprzedniego dnia nocowali. Er'land siedział całkiem blisko witając ich potężnym chepnięciem.
-Eeeej! Moi ma - hik!- moi mali koleżcy! Ciągle- hik! - żyjecie! A już- hik! - żem myślał, że już was więcej nie ujrzę i chuj z naszej wyprawy wyjdzie! Ale -hik!- Ale na szczęście jesteście! A gdzie ten -hik!- łysy?- zapytał zaintrygowany nieobecnością Hugona.
- My się też cieszymy — powiedział Verryn. - A ten łysy został ze swoim mistrzem, którego odnaleźliśmy całego i zdrowego — wyjaśnił.
-A! No to ten… to jego zdrowie!- krzyknął gigant wyciągając z kieszeni niewielki (jak na standardy gigantów), złoty przedmiot, który przypominał bawoli róg. Er'land złapał róg między kciuk a wskazujący palec, po czym uniósł, przechylił głowę do tyłu i zaczął nalewać sobie zawartość do ust. Już po kilku sekundach obserwujący całe zajście awanturnicy zrozumieli, że nie jest to zwyczajny róg do picia, gdyż cokolwiek z niego nie leciało już dawno powinno się skończyć.
Mamuci Syn przełknął zawartość z ust i kolejne kilka sekund poświęcił na wlewanie sobie złocistego trunku. Przełknął kolejny raz i znów zwrócił uwagę na gości -Cholernie -hik!- cholernie żmudna to fucha, ale srał to pies -hik!-. Piwsko z tego rogu nigdy się nie kończy i to jest wspaniałe!- niemal krzyknął podnieconym tonem, by ponownie przechylić głowę i zalać usta piwem.
Tenia z całego serca życzyła olbrzymowi śmierci w walce z Malarytami mogłaby wtedy oddać róg dostatku piwa mężowi, który szybciej zapiłby się na śmierć i świat miałby dwóch mniej opojów.
-Wiemy, gdzie mamy iść: Krwawy Potrzask ta twierdza krasnoludzka, którą twój lud przejął a teraz, najwyraźniej jebani pchlarze wypędzili twoich i zaczęli składać krwawe ofiary. Podobno ta wieczna zima to jakieś antyczne zagrożenie dzisiaj odpoczywamy, a jutro idziemy walczyć, żebyś zyskał magiczne przedmioty, bo pewnie się już ci nudzi to piwo ? Idę się pomodlić.


Tenia poszła do Pomnika Auril położyła przed nim sztukę złota jako ofiarę i zaczęła się modlić: ~Królowo Zimy, Władczyni Północy Straszliwa Damo Mrozu nie jestem twoją wyznawczynią, ale żyje w twoim królestwie i szanuję twą władzę nad mrozem… Jakieś kurestwo próbuje podważyć twoją władzę nad Zimą i grozi wiecznym mrozem upraszam cię Królowo Auril o przysłanie nam jakichś kapłanów lub innych sług do pomocy ~ - Nie spodziewała się, żadnej reakcji to nie były już Czasy Kłopotów, bóstwa postępowały inaczej ale warto było spróbować.
Itkovian tylko wzruszył ramionami. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień, więc udał się czym prędzej na spoczynek.
Gigant spojrzał z uniesioną brwią na Tenię -Hik! Właściwie to wszystkie te przedmioty, które uda mi się zyskać -Hik!- trafią do krasnoludów. Kiedy was nie było przehandlowałem z nimi wszystko, co mam od was obiecane za ten róg…- skomentował z dumą w ogóle nie dostrzegając niechęci druidki -Swoją -Hik!- drogą, nieco im o was opowiedziałem. Brodacze mają dla was fuchę, jeśli bylibyście zainteresowani. Ponoć nic nadzwyczajnego, ale płacą -Hik!- uczciwie…- wyjaśnił wielkolud.
Tenia miała czas przemyśleć słowa giganta podczas spaceru i modlitwy gdy wróciła rzekła
- Cóż, skoro szanowne krasnoludy chcą z nami rozmawiać to może na swój sposób potwierdziły wieści o tej wielkim kataklizmie? Skoro mają robotę to ja jestem gotowa iść się spytać i poprosić o pomoc idzie ktoś ze mną? - Spytała.
- Chętnie - powiedział zaklinacz. - A nuż się okaże, że da się połączyć różne zadania - dodał. A na odpoczynek będzie jeszcze trochę czasu.
- Całkiem ładnie to sobie rozplanowałeś i aż mnie dziwi, że nie chcieli jakiegoś zapewnienia w razie, gdybyśmy na ten przykład nie wrócili, co? - Zapytał z przekąsem bard. Rzeczywiście trochę zdziwiła go taka “dobra wola” brodatych pokurczy. Może uważali ten magiczny róg za niepotrzebny albo piwo z niego jest niedobre. - To złote cacuszko tworzy, chociaż krasnoludzki trunek, czy raczej piwo ludzkiej roboty? - Czystej krwi Yuan-ti jednym uchem nasłuchiwał odpowiedzi giganta, ale jednocześnie zerknął w stronę reszt towarzyszy. - Jeśli płacą za robotę, to nie mam nic przeciwko, a nuż Tymora się do nas uśmiechnie i cokolwiek dla nas mają będzie lepsze od błądzenia po jaja w śniegu.. - Przeczesał włosy dłonią. - Polecałbym zająć się ich zleceniem, zanim ruszymy na poszukiwania Malarytów. Z zapłaty za zadanie może będziemy mogli kupić u nich sprzęt i lepsze zapasy. -
-Kurwa -Hik!- jasne, że chcieli zapewnienia, że wrócicie. Na szczęście znam się z tymi od bramy, bo nie raz pomagałem nosić beczki, za czasów kiedy -Hik!- handlowaliśmy. Poprzysiągłem im na własne jaja, że jeśli coś pójdzie nie tak to po prostu oddam róg. Jego zawartość nigdy się nie kończy -Hik!- A piwo raczej średnie zważywszy na to, że różnych już próbowałem. Ponoć stwórca rogu nie grzeszył dobrym smakiem… Najważniejsze jest -Hik!- … jest to, że ile bym go czasu nie przechylał to zawsze coś z niego leci -Hik!-


-No dobra, w takim razie chodźmy, pogadamy z krasnoludami, wrócimy obgadamy między sobą czy się zgadzamy na ich propozycje, odpoczniemy do rana i albo zaczniemy działać, albo ruszymy w kierunku kryjówki gnomiego druida- zaproponował Salomon -Co myślisz?- syknął do Itkoviana.
-Pójdźmy, zobaczmy najpierw czego chcą, potem dopiero będziemy mogli coś planować- odparł Itkovian ciężko podnosząc się z posłania. Nie uśmiechała mu się nocna wycieczka, ale wolał to mieć szybciej za sobą.
-Prowadź panie Er'land!- rzekł dziarsko Salomon. Gigant skinął głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb jaskini.
-To całkiem niedaleko...- skomentował wielkolud, choć z jego ust brzmiało to dość zabawnie, gdyż po każdych, kolejnych dziesięciu krokach musiał się zatrzymywać by jego goście mogli go dogonić. Na szczęście oczekiwanie na awanturników umilał sobie wlewaniem do gęby zawartości złotego rogu.
-Krasnoludy to cholerne -Hik!- sknery i cwaniaki, ale jak już zrobią jakieś-Hik!- cacko, to niech ich drzwi ścisną...- mruczał do siebie coraz mniej wyraźnie. Po około godzinie marszu przez odmęty lodowej jaskini, w której jeszcze niedawno mieszkał cały klan gigantów towarzysze niedoli zaczynali żałować, że postanowili wyruszyć na spotkanie z brodaczami od razu.
-No i mamy to...- burknął Er'land patrząc mętnym wzrokiem na żeliwne wrota ulokowane na krańcu niewielkiej, bocznej jamy. Wrota były misternie zdobione płaskorzeźbą przedstawiającą jakąś bitwę dzieci Moradina z duergarami. W górnej części zamkniętych odrzwi znajdował się otwór, przez który przewleczony był gruby sznur. Gigant pociągnął za niego a gdzieś tam za drzwiami, echem zabrzmiało głośne dzwonienie.
-Trzszszepa szczekać...- wybełkotał, podpierając się o ścianę. Po niespełna kwadransie po drugiej stronie wrót zabrzęczał jakiś mechanizm i kompani wyraźnie słyszeli jakby coś się w ich stronę zbliżało. W końcu dźwięki ustały i coś zastukało w metalowym mechanizmie wrót. Oba skrzydła masywnych drzwi zadrżały, po czym zaczęły się powoli uchylać w stronę awanturników. Ich oczom ukazała się drewniana rampa, oraz liczne kołowroty i łańcuchy, które wprawiały tę "windę" w ruch. Kolejną rzeczą, którą ujrzeli była para krasnoludów o dziwo mężczyzna i kobieta. Oboje dobrze uzbrojeni oraz wyposażeni w dobrej jakości oręż.
-Aj aj!- powitał ich wojak, dzierżący dwuręczny topór. Miał rudo kasztanową, mocno natłuszczoną brodę, bystry wzrok i szerokie bary.
-Faktycznie ciekawa grupka...- skomentowała towarzyszącą mu krasnoludzica. Ona również nie wyglądała jakby była tu przypadkiem. W ręku trzymała obnażony miecz półtoraręczny. Miała ładną twarz, a jej warkocz kasztanowych włosów pasował do brody towarzysza. Dopiero widząc ten szczegół awanturnicy zaczęli dostrzegać, podobne rysy twarzy tej dwójki.
-To Lira- odezwał się krasnolud, przedstawiając towarzyszkę.
-A on to Lares. Jesteśmy radzi, że zgodziliście się z nami pomówić. Wybaczcie, że musieliście na nas czekać- powiedziała Lira.
-Zechcecie udać się z nami w nieco bardziej przystępne negocjacjom miejsce, czy też wolicie byśmy od razu przeszli do rzeczy?- zapytał Lares.

 

Ostatnio edytowane przez Halwill : 18-06-2023 o 08:39.
Halwill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172