Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2019, 23:06   #141
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Świątynia

W trakcie przepychanki (zarówno słownej, jak i fizycznej) pomiędzy Jeremim, a Heńkiem, przez tłum przetoczyła się wrzawa. Jednakże szybko ucichła. Zgromadzeni w Świątyni kmiecie nie kwapili się do popierania któregokolwiek z nich. Z jednej strony mieli Henryka - dzieciobójcę, nawróconego pijaka, utracjusza. Człowieka, który nie potrafił upilnować żony, a w dodatku ostatnim czasem bardzo gorliwego wyznawcę jedynej słusznej wiary... Z drugiej strony wszyscy wiedzieli, że zarzuty Heńka nie są bezpodstawne. Jedynie ślepiec nie miałby podejrzeń co do Jeremiego i jego guseł. Nikt nie miał jednak dość odwagi, aby publicznie oskarżyć wiedźmiarza o konszachty z diabłem. Ci ludzie mieli rodziny, trzodę, bydło... Nikt nie chciał sprawdzać na własnej skórze czy klątwy Jeremiego mają moc sprawczą.

Marysia wypowiedziała słowa w złym momencie. Wstrzeliła się akurat w moment, kiedy Otton uniósł rękę, przywołując wszystkich do porządku. Z tego względu jej zdanie było doskonale słyszalne - tym bardziej, że świątynia mogła poszczycić się znakomitą akustyką.
Dziedzic spojrzał w stronę wieśniaczki. Srogie spojrzenie rycerza niemalże przewiercało Marysię na wylot, kiedy poczynił kilka niespiesznych kroków w jej stronę.
- Czyny znaczą więcej niż słowa, młoda panno - oznajmił szorsko. - Jedną okazję do tłumaczeń już zmarnował.
Ciemne jak studnia oczy Ottona jeszcze przez chwilę wpatrywały się w Marysię, po czym rycerz obrócił się, ruszając w stronę swego siedziska.

Dziedzic usiadł, przez chwilę wlepiając wzrok w posadzkę i namyślając się. Nie spieszył się przy tym. Wydawało się, że jest przyzwyczajony, iż może kazać innym na siebie czekać. Przeczesał gęstą brodę, po czym wreszcie oznajmił z mocą:
- Ojciec Wielebny ma rację. Ta sprawa może być związana z nieczystymi siłami.
Otton odszukał wzrokiem Bognę, by tym razem ją zaszczycić swym nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Dziewko. Masz niezwłocznie porozmawiać z Wielebnym i wyznać wszystkie grzechy. Niech on osądza czy miałaś kontakt z diabłem i czy ciebie też nie opętało. Jeśli tego nie uczynisz, zostaniesz wygnana ze wsi jako zepsuty owoc.
Ostatnie zdanie wywołało pomruk zadowolenia wśród starych bab - zwłaszcza Grzelakowa uśmiechnęła się szeroko. Niejedna z nich najchętniej skazałaby Bognę co najmniej na ukamienowanie. Żadna nie ważyła się jednak na głośne słowa aprobaty, aby nie ściągnąć na siebie uwagi srogiego pana. Tymczasem wzrok rycerza powędrował do Horsta.
- Dam twojemu synowi ostatnią szansę, gospodarzu, przez wzgląd na twe godne i szczere zachowanie. Gdy go wytropimy, zostanie poddany torturom. Ojciec Wielebny będzie obecny przy kaźni, aby nadzorować czy nie mamy do czynienia z siłami nieczystymi. Jest pewna szansa, że podczas tortur uznamy go za niewinnego. Wtedy syn powróci do ciebie. Radzę jednak przygotować się na najgorsze.
Otton odczekał chwilę, aby dać czas wszystkim na oswojenie się z wyrokiem. Zaraz potem uwaga dziedzica skoncentrowała się na Jeremim oraz Henryku. Rycerz zmrużył oczy, podejrzliwie przyglądając się zarówno jednemu, jak i drugiemu.
- W tym świętym przybytku padły słowa i oskarżenia, które nie sposób zignorować. I które ciężko zweryfikować. Zdam się więc... Na osąd Stwórcy. Jutro po mszy świętej. Obydwaj staniecie do pojedynku sądowego. Jesteście podłego stanu, ale to nie odbiera wam prawa do sądu bożego. Oczywiście nie dostaniecie mieczy do ręki. Jako chłopi będziecie się pojedynkować na kije. Przegrany zostanie przykładnie ukarany. Rzekłem.

Otton podniósł się z miejsca, dając znak iż posiedzenie jest zakończone.




Luther

Pokryty smołą młodzieniec szarpnął się, po czym zastygł w bezruchu, niczym zaalarmowany zwierz. W stronę Luthera wyciągnął zaostrzony kozik, jakby starał się nim odstraszyć przybysza.
- Odejdź! Nikt nie ma prawa tu być! Odejdź! - pokrzykiwał ostrzegawczo leśny człowiek. W miarę jak młody Grolsch się zbliżał, miał coraz mniejsze wątpliwości. To musiał być Światożar. Twarz, oczy, usta, nos - wszystko to należało do jego druha. Tyle, że ten druh najwyraźniej postanowił skąpać się w smole. I nie wiadomo kiedy ostatnio jadł.
- A kysz! Ani kroku!
 
Bardiel jest offline  
Stary 16-11-2019, 07:07   #142
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Słysząc słowa Ottona wiedźmiarz skłonił się nisko przyjmując wyrok w swojej sprawie. Nie znał Heńka na tyle dobrze żeby wiedzieć jak dobry jest w walce na kije, ale wiedział że są sposoby na przechylenie szali losu na swoją stronę. Po wyjściu z kościoła pospiesznie skierował się do gródka zielnego Arniki i ostrożnie wybrał kilka ziół które oprócz właściwości leczniczych miały też skutki uboczne czy to same z siebie czy też przy użyciu w dużej ilości. Pozwolił też sobie na „pożyczenie” z jej zapasów zielnej nalewki i drewnianej butelki zatykanej na korek, takiej jaką każdy we wsi w domu ma. Następnie udał się do lasu gdzie odnalazł zioła i grzyby które jego siostra omijała z daleka gdy szukała materiałów leczniczych. Sprokurował pastę, rozcierając zioła i grzyby na kamieniu, splunął na nią trzy razy i zagarnął w chustę. Wiedział że musi poczekać aż noc zapadnie aby odprawić gusła i rzucić klątwę na Heńka. Musiał jednak działać ostrożnie, gdyby ten zachorzał przed walką niemal na pewno wszyscy oskarżyliby Jeremiego o czary, gdyby jednak Heniek był tylko nieco osłabiony dawałoby to większe szanse w sądzie bożym wiedźmiarzowi, jeszcze lepiej by było gdyby się upił przed pojedynkiem. Na razie Jeremi ruszył na poszukiwanie dębu. Gdy go znalazł wyszukał odpowiednią gałąź i skłonił się dębowi. Borowy mógł postać dębu przyjąć, tedy nie można było tak sobie gałęzi uciąć.
- Dębie stary, dębie mocny w potrzebie przychodzę. Trza mi gałęzi silnej, co się nie złami gdy nią uderzę, co razy dla mnie przeznaczone na siebie przyjmie. Daj mi ojczulku dębie taką gałąź, ja z tobą jadłem się podzielę a na jesieni przyjdę i dzieci twe w świat poniosę co by twój ród w siłę rósł. – powiedziawszy to wykopał dołek między korzeniami drzewa i zakopał kawał chleba który miał zamiar zjeść w drodze do domu. Następnie wyciął upatrzoną gałąź i do wieczora spędził czas oczyszczając ją i robiąc z niej solidną broń. Gdy zapadła noc wkradł się do wioski i poszedł do gospodarstwa Heńka. Nie wiedział czy ten będzie w domu czy też spędzi noc na modłach w kościele, ale wiedział że przed pójściem do kościoła Heniek na pewno zajrzy do domu, choćby po to by najlepszą koszulę założyć. Po cichu okrążył dom dziewięć razy z zachodu na wschód, w przeciwieństwie do tego jak słońce chodzi co siedem kroków ulewając kroplę nalewki.
- Nocy ciemna, nocy zła, niechaj grzech w duszy gra. Niech pragnienie się obudzi co wstyd dawnych przewin studzi. Niechaj suchy język woła nie o wodę lecz o zioła. Wspomnień ból i przewin ciężar niech na duszę siądą męża, który tutaj żywot wiedzie, niech gorzałkę ma w potrzebie. – mamrotał pod nosem słowa czaru rzucając na Henryka urok. Następnie pozostałą nalewkę przelał do butelki i zaprawił kilkunastoma kroplami ekstraktu wyciśniętymi z chusty, a samą butelkę postawił przy studni, tak by ja widac było przy wychodzeniu z domu. Resztę ekstraktu z ziół i grzybów dodał do cebrzyka, który wcześniej napełnił świeżą wodą ze studni. Cebrzyk na koniec nakrył co by nic nie wpadło do środka, wszystko to na wypadek gdyby jednak czar zawiódł a Heniek wolałby napić się wody. Poczyniwszy niezbędne przygotowania udał się do Arniki i Horsta gdzie przenocował przed paleniskiem, śpiąc snem sprawiedliwego. Wypoczęty i gotowy, z rana jeszcze poprosił siostrę o napar przeciwbólowy z kory brzozy i ziół który krzywiąc się niemiłosiernie wypił tuż przed wyjściem do kościoła. Miał jeszcze zamiar przed walką zmieszać nieco pyłu i ziół oślepiających które miał przy sobie i trzymać je w garści. Plan fortelu był taki że Jeremi miał zamiar udać że bierze pył z ziemi i cisnąć go w twarz przeciwnika. Jak powiedział Otton obaj byli podłego stanu, więc i rycerskości nikt nie powinien się spodziewać.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 17-11-2019, 19:39   #143
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Horst pochylił pokornie głowę i zamknął oczy. Oto była łaska pańska... a raczej upust krwiożerczym zapędom. Stary Grolsch nie miał wątpliwości z kim miał do czynienia. Zrozumiałby wiele, ale tortury? Raz słyszał podchmielonych strażników więziennych co to prawili, że nie było mocnego w mieście co to się nie przyznał, by bólu uniknąć...

Jak dla niego, był to jedynie wybieg Ottona, by wymusić na jego synu wszystko czego dusza zapragnie i skazać całą rodzinę na męki i stos. Mógł się mylić? Mógł, ale nie pokładał wiary w sprawiedliwość tego "szlachetnego człowieka". Tym bardziej biorąc pod uwagę, że Jeremi jeno na pojedynek miał iść... zaprawdę, Duchy poddawały ich próbie... albo Otton tylko i wyłącznie prawo pięści wielbił. Jedno, albo drugie, albo jedno i drugie

"Luther..."
- pomyślał gorzko ojciec "...lepiej będzie jeśliś zbiegł, bo nie widzę, byś wrócił z tarczą..."
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 17-11-2019, 21:01   #144
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Jam ci to! Luther! Musisz wrócić ze mną, bo pomyślą, żem zbiegł!
Luther zgodnie z życzeniem Światka zbliżać się przestał. Ale ani myślał zawrócić. Uspokoił się nieco gdy się upewnił, że to on. Toteż postanowił słowem kamrata przekonać.
- Posłuchaj Światko. To nie ty zrobiłeś. Boguśka mi mówiła. Potwór cię zwiódł. Jego wina. Ja powiem. Ona też. Uwierzą. Doma wrócisz. Do ojca. Racimir od zmysłów odchodzi. Wracaj ze mną.
Nie zamierzał ustępować młynarczykowi pod żadnym pozorem i dać się przegonić, a jednocześnie chciał uniknąć z nim bitki. Wręcz mu ustępował, ale użycie obucha siekiery pozwoli mu ogłuszyć przyjaciela jeśli ten zmysły postradał. Co z drugiej strony... Światko wyglądał na wygłodzonego i osłabionego...
Piwowarczyk spokojnie zdjął plecak i wyciągnął kawałek bochna, co go Rutka wczoraj piekła. Położył go na kamieniu i cofnął się...
Rączka siekiery paliła go w dłoń. Ale może się zgodzi? Zgódź się Światko... Zgódź! Jeśli nie to, to zostanie tylko podstęp...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 18-11-2019, 18:31   #145
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Spowiedź Bogny (Buka, MTM)

Było już po południu. Pan wsi zakończył rozprawę jakiś czas temu. Powoli wszyscy się rozeszli. Mieszko pomógł ustawić ławy, po czym wrócił na plebanię. W tym czasie Eugeniusz zmienił szaty i zasiadł w konfesjonale.

Duży mebel przypominający szafę stał w rogu świątyni. Miał dwoje drzwiczek z ozdobnie wyciętą kratownicą. Środek konfesjonału został przedzielony ścianką z podobną kratownicą. Po prawej stronie znajdowało się drewniane siedzisko z niewielkim świecznikiem zamontowanym na ścianie. Po lewej stronie wbudowany był mały stopień wyłożony cienkim dywanem, na którym można było uklęknąć przed kratownicą. Osoba, która klęczała nie miała świecznika. Najwidoczniej nie musiała być tak dobrze widoczna, jak osoba zasiadająca po prawej.

Eugeniusz siedział na swoim miejscu spowiednika i ze zmrużonymi powiekami recytował pod nosem modlitwy… póki ktoś nie zastukał w konfesjonał.
- To ja, Bogna - Odezwało się cicho dziewczę, zajmując przeznaczone jej na spowiedź miejsce.
- Niech będzie pochwalony święty Płomień Stwórcy - odezwał się starzec, przerywając swoją mantrę. Poprawił się na siedzeniu i nachylił się, by lepiej słyszeć szepczącą dziewczynę. Nie powiedział nic więcej, najwyraźniej czekając na odpowiedź wiernej.
- Niech będzie pochwalony. Przyszłam po rozgrzeszenie, a takich grzechów się dopuściłam… - Odpowiedziała Bogna, po czym zaczęła wymieniać swoje grzeszki. I w sumie, były to naprawdę drobnostki. Ot ukradła jajko, zazdrościła innej kiecki, bluźniła na kolejną, bo ta jej źle życzyła… napiła się piwa! Miała "nieczyste" myśli odnośnie jednego czy drugiego młodziana, całowała się po kątach. W sumie nic niezwykłego.

Wielebny słuchał jej wyznania w skupieniu. Nie wydawał się przerażony ani nawet zaskoczony. Podobnej spowiedzi musiał słuchać tysiąc razy w swoim żywocie.
Kiedy Bogna skończyła, nastała chwila ciszy, jakby Eugeniusz się nad czymś zastanawiał. W końcu z cichym westchnieniem odezwał się.
- Córko - powiedział iście ojcowskim, zatroskanym tonem. - Musisz mi wyznać, co wydarzyło się w Lesie Mgieł i jakich grzechów się tam dopuściłaś. Przed włodarzem zeznałaś, żeś widziała diabła. Wierzę ci, iżeś go ujrzała, bowiem moc złego w takich plugawych miejscach jak tamten las się skupia. Jeśli jednak pragniesz uzyskać przebaczenie od Stwórcy, musisz wyznać, czego diabeł od ciebie chciał i coś dla niego uczyniła.

- Diabła? - Zdziwiła się rudowłosa, i na chwilę zamilkła -Ale… on mówił, że jest bóstwem lasu…
- Dziecko… - zaczął niepocieszony kapłan. - Nie ma innego boga prócz Stwórcy. On jest Panem tej ziemi, wszystkich stworzeń i wszystkiego, co widzimy i słyszymy. Jednak przez nasz grzech pierworodny ściągnęliśmy zło na ten świat. Diabły, czy też demony zalęgły się wśród nas, żerując na ludzkich słabościach. To, co spotkałaś w lesie było demonem, dawniej czczony przez prosty lud jako miejscowy bożek. Mógł wydawać się piękny i potężny, ale pamiętaj, że diabeł posługuje się zwodniczymi sztuczkami, by uwieść swą ofiarę. Na twoje nieszczęście wpadłaś tedy w jego szpony. Wyznaj więc, czego od ciebie chciał i co dla niego zrobiłaś, jeśli chcesz odnaleźć odkupienie swojej duszy.

- Rozumiem… - Bogna spuściła wzrok w dół, nie spoglądając już w oddzielającą ich kratkę - Jest tylko jeden Stwórca, a Jego Ogień Wieczny… - Położyła palce dłoni na dolnej ramce okienka, po czym ponownie w nie spojrzała. Przybliżyła do kratki twarz, niemal ją już dotykając ustami. Chyba starała się dojrzeć oblicze kapłana?
- Diabeł chciał… on mnie… chciał, żebym tam z nim została… żebyśmy… żebyśmy się… spółkowali. Tak chciał, tak mi mówił - Powiedziała w końcu.
Eugeniusz wciągnął cicho powietrze i spojrzał niepewnie w oczy Bogny. Widać było, że wyznanie to przeraziło go bardziej, niż wszystkie pozostałe grzechy razem wzięte.
- Diabeł pod postacią pięknego młodzieńca kusił cię, byś z nim legła? - zapytał, jakby się upewniając. - Córko… Wyznaj. Wyznaj szczerze. Czyżeś uległa pokusie? Czy dałaś się zwieść demonowi i jego podłym sztuczkom? Mówże prawdę, tylko prawdą oczyścisz swoją duszę.
- Ojcze… Wielebny… - Młódka zwróciła nieco twarz w bok, by kapłan nie oglądał jej oszpeconego policzka i oka pokrytego bielmem, przykładając i dłoń do oddzielającej ich kratki, w ten sposób chyba i dodatkowo zasłaniając swe okaleczenia przed jego obliczem -...chciał wiecznego chędożenia, ale mu uciekłam - Bogna szepnęła na granicy słyszalności, a Eugeniusz… wyczuł zapach migdałów, bijący od dziewki.

Kapłan pokiwał z wolna głową. Po jego wyrazie twarzy ciężko było stwierdzić, czy wierzy Bognie czy też nie.
- Wyznajesz więc, że nie spółkowałaś z diabłem. Dobrze więc. Pamiętaj jednak, że jeśli zataisz coś przede mną, zostanie ci to wypomniane przed bramami niebios. Jeśli zaś ległabyś ze złym i w swym łonie nosiła jego dziecko… - Eugeniusz potarł boleśnie skroń. - lepiej, żebyś na świat nie przyszła - dokończył chłodniej.
- Wyznaj więc ostatnią rzecz. Czy po tym, jakżeś uciekła ode złego, czy napotkałaś w Lesie Mgieł Nawoję, Luthera albo Światożara? Czy słyszałaś coś albo widziała, co było związanego z grzechem tamtego morderstwa? Może ten leśny bożek wymawiał imię Nawoi i namawiał, by śmiercią ją naznaczyć? Mówże szczerze.
- Nikogo nie spotkałam, nic nie widziałam, ani nie słyszałam. A Diabeł nic o nikim nie gadał… - Bogna zabrała dłoń z kratki, po czym nieco od niej oddaliła twarz - Kochałam Nawojkę niczym siostrę… kochałam szczerze. I Luther też… on jej nic nie zrobił, on szuka jej mordercy… - Głos Bognie zaczął się łamać, a po policzkach spłynęły łzy.

- Już dobrze, dziecko - odezwał się ponownie ojcowskim tonem kapłan Niemysł. - Nie podejrzewam, że wyrządziłabyś jej krzywdę świadomie. Musiałem się upewnić, czy nieczyste moce do tego cię nie skłoniły - wyjaśnił po czym, umilkł, zastanawiając się przez chwilę.
- Luther szuka mordercy? Widziałaś się z nim, zanim zniknął? Wiesz, że grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Nie pojawił się na sądach włodarskich, co stawiało go pozycji winnego. Jeśli gdzieś tam jest i naraża życie, by znaleźć dowód swojej niewinności… Bogno, musisz mi wyznać, czy wiesz, dokąd się udał Luther, abyśmy mogli mu pomóc i wyjaśnić tą okropną zbrodnię - dodał z naciskiem, zaglądając za kratkę na dziewczę. Te zaś, wycierało dłońmi łzy na policzkach, jak i przecierało same oczy, dosyć nerwowo i chaotycznie, przy okazji nieco posmarkując.
- On mi gadał, dzień wcześniej, albo dwa… że pójdzie do lasu, i odszuka tego, kto to zrobił, i też Światka, co zaginął… Luther ma dobre serce, dobre, on to z miłości robi… - "Znajda" zaczęła rękawem własnej koszuli nos przecierać, wyjaśniając co wie.

- Dobrze, już wystarczy. Pozostało nam modlić się, by Luther nie popełnił większego głupstwa, niż niestawienie się przed oblicze pana wioski - podsumował wątek kapłan.
- Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś mi wyznać? - zapytał, odchylając się ponownie na oparcie.
- Czy ja… - Wyraźnie zawahała się dziewoja. Coś chyba chciała jeszcze z siebie wydusić.
- Tak, dziecko? - dopytywał stary kapłan, odwracając twarz ponownie w stronę wiernej.
- Czy ja… mogę być… no… - Zaczęła Bogna niepewnym tonem, z nerwów chyba, kręcąc palcami pierwszy z góry guzik koszuli.
- Czy ja… mogę być przeklęta? - Zadała w końcu pytanie, równocześnie urywając owy guzik, w który trzymany w drżących paluszkach, zaczęła się wpatrywać.
Eugeniusz przechylił lekko głowę, robiąc skonfundowaną minę. Nie wiadomo czy z powodu urwanego guzika czy z powodu wspomnianego przekleństwa.
- Cóż… spotkałaś diabła ale wedle twojej spowiedzi, nie uległaś pokusie. Jeśli to prawda, będę mógł udzielić ci rozgrzeszenia a twoja dusza, po odbyciu pokuty, zostanie oczyszczona. Nie widzę powodu, z jakiego mogłabyś być przeklęta. A ty, córko? Chcesz jeszcze coś do tego dodać?

Bogna schowała w końcu guzik gdzieś w swym odzieniu, po czym położyła obie dłonie przed sobą. Spojrzała ponownie w kratkę konfesjonału.
- Posprzątać na jutro świątynię? - Spytała, w końcu przestając się smucić i nerwować, nawet lekko uśmiechając.
- Poczekaj, najpierw rozgrzeszenie - odparł Eugeniusz. Następnie wyprostował się na siedzeniu i zaczął mruczeć pod nosem jakieś formułki, co jakiś czas wymachując ręką i rysując w powietrzu znaki.
- Nadaną mi przez Stwórcę, krzewiciela Świętego Płomienia mocą ja odpuszczam tobie grzechy, Bogno. Niech Ognisko na nowo zapłonie w twoim sercu, wypalając z twej duszy wszelkie niegodziwości, które dzisiaj wyznałaś - odezwał się nieco głośniej, nadal jednak nie odwracając się do dziewczyny.
- Jako pokutę zmów litanię Płomiennego Serca i poświęć pięć wieczerzy w intencji grzeszników - dodał, po czym zastukał w konfesjonał trzy razy, dając wypowiadanej do zrozumienia, że może już wyjść.
- Przyjmuję pokornie pokutę, w imię Wszechstwórcy, i Jego Ognia Wiecznego. Bóg zapłać - Odpowiedziała raźnym tonem Bogna, nieco zawstydzona swoją wcześniejszą wypowiedzią odnośnie sprzątania, po czym opuściła konfesjonał, udając się do jednej z ławek, by odmówić już pierwszą litanię…

Kilka minut później wielebny Niemysł również opuścił konfesjonał. Wolnym krokiem przeszedł przez świątynię. Mijając Bognę, zatrzymał się na moment, by wyrzec krótkie:
- Będę wdzięczny, jeśli pomożesz w sprzątaniu. - Później ruszył w stronę drzwi na końcu świątyni i zniknął w zakrystii, pozostawiając dziewczynę samą sobie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 23-11-2019, 13:37   #146
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzięki MTM za odgrywanie...

W świątyni

Po kilkunastu minutach, na plebanii zjawiła się i Bogna. Dziewczę pomaszerowało prosto do niewielkiej przybudówki skąd wyciągnęła wiadro, miotłę, kilka szmat, oraz szczotę. Z kołka na ścianie wzięła fartuch, którym przewiązała się w pasie, a ściągnęła kubraczek, który tam odwiesiła. Podwinęła rękawy koszuli, a kolorową chustą z ramion, obwiązała głowę, by oba warkocze opadały jej na plecy, i nie przeszkadzały w robocie. Była gotowa do sprzątania…
Kiedy Bogna weszła do sali modlitewnej, wielebny znów tam był. Krzątał się przy ołtarzu, ustawiając lichwiarz i inne naczynia oraz przedmioty, którymi posługiwał się podczas nabożeństw.
Widząc wchodzącą sierotę, zatrzymał na niej spojrzenie, taksując ją z góry na dół po czym skinął jej głową.
- Wyglądasz jak prawdziwa gospodyni, córko - rzucił z uprzejmym uśmiechem, na co dziewoja nieco się zmieszała i zarumieniła, ale i po chwili uśmiechnęła.
- Dziękuję - Dygnęła minimalnie, po czym zabrała się za przecieranie ław szmatką…
Eugeniusz szybko dał się z powrotem pochłonąć swojej pracy, najwidoczniej traktując opiekę ołtarza jako jeden z najważniejszych obowiązków. Starł blat, ułożył wszystko na (tylko mu znane) miejsca. Na koniec zostało mu przetarcie kielicha, który wycierał z należytą mu uwagą. W tym czasie Bogna - o trzy wyczyszczone ławy dalej - nagle wymownie odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę.
- Wielebny gadał o gospodyni… a wy tu żadnej nie macie. Nie przydzielają wam jakiej albo co? - Spytała.
Kapłan przerwał wycieranie kielicha i uniósł spojrzenie na Bognę. Przez chwilę milczał w zastanowieniu.
- Cóż… prawda to, do niektórych świątyń przydzielane są kobiety, których zadaniem jest opiekowanie się plebanią ale również świątynią - odezwał się, zamyślony. - Nie są to jednak osoby wybierane przez kościół. Zazwyczaj jest to kwestia przypadku i sposobności na parafii - pokiwał głową. - Do naszej parafii został przydzielony Mieszko na posługę. Chłopak… musi się sprawdzić w tej roli, jeśli wiąże w przyszłości życie z kościołem - dodał Eugeniusz.
Rudowłosa pokiwała głową.
- Ale to tak ciężko dwóm chł… - Zmarszczyła nagle nosek i brewki, chyba gryząc się w język -Ciężko to tak bez gospodyni, co kobieca ręka, to kobieca ręka? - Uśmiechnęła się przelotnie, chyba jakby w przeprosinach - A jak spytać mogę, bo to różnie wszyscy gadają, i nie wiadomo jak to jest… wielebny może mieć...no tą… no własną… babę? - Wypaliła nagle dziewoja.
Kleryk wybałuszył oczy, po czym uśmiechnął się rozbawiony, kręcąc głową.
- Zaskakuje mnie, że ludzie nadal mają co do tego wątpliwości - odparł, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Sługa Stwórcy nie może żyć z kobietą. Przed przyjęciem święceń kapłańskich składa śluby czystości. To oznacza, że nie może wziąć sobie żadnej niewiasty za żonę ani przebywać z żadną cieleśnie - wytłumaczył Eugeniusz, na co Bogna najpierw się przelotnie uśmiechnęła, a potem lekko poczerwieniała.
- Jak za dużo gadam, to mi wielebny powie? - Spojrzała na niego, zatrzymując dłoń ze szmatką w pół ruchu.
- W porządku, dziecko. Po to Pan Bóg obdarzył nas mową, byśmy z niej korzystali - odparł kapłan. - I żebyśmy chwalili Jego imię - dodał z mrugnięciem, po czym wrócił do wycierania kielicha, a Bogna do dalszego wycierania ław…

- No dobrze - westchnął kleryk, odkładając kielich. - Wracam na plebanię. Dziękuję ci dziecko, że nam pomagasz - zagaił Eugeniusz, schodząc z ołtarza. - Uważaj na siebie i z Bogiem - dodał, kierując się z powrotem na zachrystię.
- Z Bogiem - Odpowiedziała rudowłosa.

~

Bogna przez jakiś czas pozostała sama, w spokoju sprzątając świątynię. Po dwóch kwadransach drzwi zachrystii otworzyły się a w progu pojawił się Mieszko.
Chłopak nosił brązowe, lekko kręcone włosy do ramion. Ogolona twarz, wyraźne kości policzkowe. Jak na chłopa (z tego, co było powszechnie wiadome) miał iście urodę arystokraty. Zamienić tylko tę lnianą, prostą koszulę na bawełnianą z kołnierzami, spodnie na coś z ozdobami i piękne trzewiki a z pewnością wtopiłby się w tłum wysoko-urodzonych.
Życie na wsi pozbawiło go jednak delikatności synów szlachty zastępując gładkie ręce szorstkimi dłońmi.

Chłopak trzymał pod pachą słój z jakimś ciemnym smarem, w drugiej ręce dzierżąc wysłużony pędzel. Przez bark przerzuconą miał poplamioną szmatkę.
Zauważywszy kobietę klęczącą na posadzce świątyni, zatrzymał się za progiem. Niewiasta szorowała podłogę, a ponieważ była do niego odwrócona tyłem, sługa nie rozpoznał jej w pierwszej chwili.
Zamiast tego mógł przyjrzeć się jej wypiętemu tyłkowi, który podrygiwał w rytm szczotki. A sam tyłek był niczego sobie, kształtny, jędrny, a więc i młody… a jakby tego mało, koszula na grzbiecie szorującej i minimalnie się podwinęła, dając wgląd na kilka centymetrów nagiej skóry pleców.
Mieszko momentalnie poczerwieniał na twarzy, jednocześnie nie mogąc oderwać spojrzenia od pośladków. Poczucie winy musiało go w końcu przytłoczyć, bowiem odchrząknął i postąpił kilka kroków naprzód, próbując zwrócić na siebie uwagę, co też poskutkowało. Bogna przestała szorować podłogę szczotą, po czym odwróciła głowę w stronę młodziana.

- Pochwalony - zagaił zakłopotany chłopak. - Słyszałem, że zaoferowałaś pomoc w sprzątaniu, ale nie wiedziałem, że jeszcze tutaj jesteś - dodał przepraszająco.
- Pochwalony - Odpowiedziała dziewoja, po czym w końcu ze wszystkich czterech kończyn, przeszła do przysiadu na własnych nogach, jednocześnie okręcając się przodem do rozmówcy. A koszula była nie tylko rozchłestana z tyłu ciała, no i ten brakujący guzik…
- Dużo roboty dla jednej pary rąk - Odparła Bogna, odkładając szczotę, a dłonie położyła na swoich kolanach.
- Umm… tak - bąknął, próbując ze wszystkich sił nie gapić się w dekolt sieroty. - Nie jest to największa świątynia, ale wystarczająco duża dla jednej osoby - odparł, nawiązując do tematu.
- Właśnie miałem zamiar naoliwić zawiasy - dodał, wskazując na słój ze smarem a następnie kiwając głową w stronę dużych drzwi wejściowych.
- Droga wolna… tylko mi podłogi nie zapaskudź! - Bogna pogroziła chłopakowi paluszkiem, ale i z uśmiechem na ustach…
- Postaram się! - odparł żwawo Mieszko, po czym ruszył pod boczną ścianą, stawiając ostrożnie kroki.

Kiedy dotarł do wrót, odstawił trzymany słój oraz pędzel. Otarł ręce i przyjrzał się zawiasom. Jasnym było, że sługa nie dosięgnie z pędzlem do górnych zawiasów. Bez słowa wyszedł ze świątyni, by wrócić po dwóch minutach z drabiną pod pachą.
Trafniejszym określeniem była raczej drabinka. Miała zaledwie sześć szczebli, ale z pewnością było to wystarczająco.
Chłopak oparł drabinę o wrota, po czym otworzył słój, zamoczył w smarze pędzel i uklęknął, by zacząć konserwować pierwszy dolny zawias.
- Jak żyje się z młynarzem? - zagaił dziewczynę w czasie pracy, mimowolnie na nią spoglądając, i mało pędzla nie upuścił. Bogna wróciła do szorowania podłogi, znów na czworaka, obiema dłońmi trzymając swoje narzędzie pracy...a Mieszko miał tym razem widok na nią od przodu, i na mocno rozchłestaną koszulę, i to co skrywało się pod nią, a będące w… ruchu.
- Było lepiej - Powiedziała "znajda", nie przerywając roboty, nawet na niego nie spoglądając.
- Ach, tak… Przepraszam - rzucił przepraszająco, spuszczając wzrok. Musiał sobie uświadomić, że niechcący poruszył temat Nawoi.
Przez chwilę pracował w milczeniu, smarując dokładnie pierwszy zawias. Kiedy skończył, przesunął się do drugiego.
- Ale chyba, wiesz… po tym wszystkim, co cię spotkało, Stwórca w końcu obdarzył cię miejscem na ziemi - pociągnął niezręcznie, zerkając ponownie na Bognę i jej kształty.
- Tak myślisz? - Rudowłosa przestała szorować, przysiadła ponownie tyłkiem na swych nogach, po czym wyprostowana, przetarła czoło nadgarstkiem. Głośno odetchnęła.
- Bo ja myślę, że trochę za dużo Płomienia Stwórcy było tu i tam, wypalając tych co kochałam - Zrobiła markotną minę.
- Och - westchnął Mieszko, drapiąc się po głowie i zostawiając przy tym ślad po smarze. - Wielebny Niemysł zawsze mi powtarza, żeby powierzyć się woli Stwórcy. On dla nas wszystkich ma plan, musimy tylko w niego uwierzyć - wzruszył ramionami.
- Brak wiary w Stwórcę, albo jego plan, to bluźnierstwo… ale co, jeśli się wierzy w Niego, ale nie w plan? - Uśmiechnęła się kwaśno dziewoja -Noszę zadrę w sercu - Dodała szeptem, wskazując palcem na… na wpół odsłonięte piersi koszulą.
- W takim razie… chyba wszystko się ułoży, nawet jeśli tego się nie spodziewasz - odpowiedział pocieszającym tonem, wędrując spojrzeniem za jej palcem.


Kiedy w końcu oderwał wzrok, podniósł się z kolan i wyprostował kręgosłup, przeciągając się. Podsunął słój z powrotem do pierwszych wrót, o które stała oparta drabinka i spojrzał z zamyśleniem na zawias.
- Ja też mam wątpliwości, Bogno. Zawsze wierzyłem, że moje przeznaczenie jest inne, ale… jestem, gdzie jestem i chyba tylko to się liczy.
- Masz rację, zobaczymy co to będzie… - Powiedziała Bogna, po czym dodała już raźniejszym tonem -Mam przytrzymać drabinę? Bo jeszcze mi się tu zwalisz… - Palnęła, po czym parsknęła śmiechem.
Mieszko zachichotał i wyszczerzył się w uśmiechu, kręcąc głową.
- Będę wdzięczny, jeśli mi potrzymasz. Drabinę - mrugnął, po czym zamoczył ponownie pędzel i postawił stopę na pierwszym stopniu, oczekując Bogny. Ta zaś wstała, przetarła dłonie w fartuch, po czym po kilku krokach znalazła się przy nim.
- To co mam robić? - Spytała.
- Złap mocno i nie trzęś za bardzo, bo jeszcze będzie wypadek - mruknął rozbawiony, po czym wspiął się po kilku szczeblach i zaczął smarować zawias.
- No ale jak mam trzymać - Mruknęła sierota, nie bardzo wiedząc co zrobić, obie jednak dłonie położyła na płozach drabiny, efektem czego… gdzieś na wysokości jej twarzy był zadek Mieszka.
- Idzie ci świetnie! - zawołał z góry, z uśmiechem wymachując pędzlem. - No więc… jak myślisz, kto wygra pojedynek?
- Znaczy się my, czy drabina? - Zachichotała Bogna i jak na złość, coś się przesunęło, a ona pisnęła. Wiedziona zdrowym rozsądkiem(albo i czym innym), rudowłosa zaklinowała własnym trzewikiem dół drabiny, by ta nie ujechała. Prawa dłoń wciąż trzymała jedną płozę, lewa jednak… znalazła się na nodze Mieszka. Dziewoja objęła młodziana za udo, i to z dłonią znajdującą się na jego wewnętrznej stronie.
Mieszko zadygotał lekko na drabinie, kiedy dłoń dziewczyny wsunęła mu się na udo. Zerknął pod siebie i poruszył delikatnie nogą, ocierając się o jej rękę, uśmiechając się przy tym półgębkiem.
- Heniek czy Jeremi - wyjaśnił chłopak. - Heniek jako stary alkoholik może okazać się słabszy, jednak z drugiej strony od dawna nie pił - dorzucił swoje przemyślenia.
- A bo ja wiem? Nie znam ich, ale oba wyglądają na rosłe chłopy… - Powiedziała Bogna, a jej dłoń powolutku zaczęła przesuwać się po udzie młodziana, w wiadomym kierunku.
Młody sługa zadygotał jeszcze bardziej, jakby dotyk Bogny go łaskotał. Przestał już machać pędzlem, tylko zerkał to na zawias to na rękę sunącą po jego udzie.
- To będzie… ciekawe widowisko - zagaił, próbując ciągnąc temat.
- O tak… - Szepnęła dziewoja ze wzrokiem skupionym na biodrze młodziana, a jej dłoń znalazła się w końcu na kroczu Mieszka, gdzie zaczęła pocierać paluszkami przez materiał spodni.
Wychowanek wielebnego stęknął cicho i mimowolnie odsunął delikatnie nogę.
- Skończyłem już z tym zawiasem... - odchrząknął, łapiąc oddech. Kiedy zwrócił do niej twarz, mogła zobaczyć dwa rumieńce.
- To czym byś się zajął teraz? - Spytała słodko rudowłosa, spoglądając w jego twarz z uśmiechem. A ponieważ on był wyżej od niej, znowu miał doskonały widok w poły jej koszuli. Dłoń z kolei wciąż pocierała wrażliwe miejsce…
Bogna szybko mogła poczuć rosnący w spodniach opór. Schowane w spodniach przyrodzenie napierało na dłoń dziewczyny jak po dotknięciu czarodziejską różdżką.
- Muszę… Muszę nasmarować jeszcze jeden zawias - wystękał słabszym głosem.
- A ja do końca wyszorować podłogę, i? - Sierota zaczęła wodzić paluszkami po całej długości przebijającego spodnie kształtu. Lekko przygryzła swoje usteczka, spoglądając młodzianowi głęboko w oczy - Robota nie zając, nie ucieknie…
Chłopak omal się nie zapowietrzył, czując jak masuje jego członka. Lekko zmrużył oczy, przez chwilę poddając się rozkoszy.
- Jesteśmy… jesteśmy w świątyni - potrząsnął głową i przytrzymał jej dłoń.
- To gdzie pójdziemy? - Spytała milutko się do niego uśmiechając, sama już mając spore rumieńce.
Mieszko rzucił przestraszone spojrzenie w stronę drzwi zachrystii, jakby spodziewał się tam coś zobaczyć. Przez chwilę wydawał bić się ze swoimi myślami. W końcu złapał pewniej dłoń Bogny i odsunął ją od swojego krocza.
- Nie powinniśmy. Służę teraz w kościele - odpowiedział przepraszająco. - Jeśli nie sprawdzę się w swojej roli, to… - nie dokończył tylko zszedł po drabince i stanął twarzą w twarz z dziewczyną, która… najpierw wybałuszyła oczy, a potem roześmiała się trochę za głośno, jak na miejsce w jakim się znajdowała.
- Taaaa, jasne. I też już złożyłeś te przysięgi czystości jak Wielebny? - Wydusiła z siebie w końcu, spojrzała raz na Mieszka, z góry do dołu, i pokręciła głową.
- Ech… - Machnęła dłonią na niego, coś jakby gestem rezygnacji, po czym oddaliła się od chłopaka, wracając do szorowania podłogi. Od czasu do czasu jeszcze podnosiła głowę, spoglądając za nim, potrząsając nią, i dalej sobie chichotała pod nosem, dokańczając swoją robotę.
Mieszko spojrzał za odchodzącą Bogną, speszony. W końcu pokiwał do siebie głową i odwrócił się, by przełożyć drabinę do ostatniego zawiasu. Starał się już nie patrzeć w stronę dziewczyny.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-11-2019, 09:27   #147
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Luther, to ty? - zapytał usmolony człowiek, mrużąc oczy.
Światożar spoglądał niespokojnie to na chleb, to znów na młodego Grolscha. Od czasu do czasu podejrzliwy wzrok młodzieńca wędrował do siekiery.
- Nie ma już dla mnie powrotu… Mnie już nikt nie da wiary… - oznajmił zrezygnowanym tonem Światko, tęsknie spoglądając w stronę chleba. Opuścił przy tym ramię z nożem, jakby wahał się czy nie ulec namowom druha.
- Jam już przepadł razem z Nawojką…
- Jam ci to Światko!
Luther tak się zdziwił reakcją przyjaciela, że aż prawie siekierę z ręki wypuścił. Założył ją za pasek i wskazał na chleb.
- Bierz! Rutka piekła. Szkoda by się na bagnisku zmarnował!
Usiadł obok.
- Stwórco… myślałem, żeś ty już tu spotworzał całkiem… No siadaj! Maślanki bukłak mam jeszcze…
Co rzekłszy rzeczony napitek również wyciągnął. Nie wiedział jeszcze jak Światka przekonać, ale rad był spotkaniu.
Światożar poczynił kilka nieśmiałych kroków w stronę młodego Grolscha, ale nadal zdawał się nieprzekonany. Garbił się, mocno ściskając rękojeść kozika i łypał raz po raz na Luthera. Bochenek chleba kusił jednak zanadto, aby tak po prostu uciec.
- Jam nie spotworzał… To inni potworzeją… - oznajmił, chyba nieco uspokojony, że Luther schował siekierę za pas. Nagle doskoczył do bochenka chleba i porwał go, oddalając się o kilka kroków. Jego niespokojne ruchy przystawały raczej dzikiemu zwierzęciu, niż człowiekowi.
- Mnie już nie lza do wioski wejść - mruknął jeszcze, po czym zaczął łapczywie odrywać kolejne kawałki pieczywa i napychać gębę.
- Lza, lza - pokiwał głową Luther. Pożeranie chleba nie zrobiło na nim złego wrażenia. Dyć Światko tu czwarty dzień o samej wodzie siedział. A głód nie był czymś nieznanym w Drzewcach. Nawet Grolschom - Nawojkę grzebać będą. Miast tu siedzieć i stękać kiej mamuna jaka, to byś przyszedł i pożegnał. I nie na twoich rękach jej krew, a potwora. Wiem to. Boguśka mi powiedziała. Widziała go. Zwiódł cię jako i ją.
Chleb znikał w zastraszającym tempie. W pewnym momencie Światko zwiesił głowę, wpatrując się smętnie w strumień wody.
- Jak nie na moich rękach, Luther? Jak? - dopytywał, przenosząc wzrok na rozwartą dłoń. - Przecie ja żem ją własnoręcznie… Ja myślał, że to wiedźma. Żem się opamiętał jak już było po wszystkim.
Światożar pociągnął nosem. Rosły chłop, ale miało się wrażenie, że lada moment wybuchnie bezsilnym płaczem.
- Nie chciałem przecie…
- Ano i właśnie, dyć byś tego nie popełnił! - przyznał piwowarczyk energicznie kiwając głową rad z toru jakim myśli przyjaciela podążyła. Nie chciał go tu zostawiać. Widać było, że dni Światka dzielą od głodowej śmierci. A cokolwiek czekało go we wiosce, było to od niej lepsze. Poza tym, bez Światka nikogo nie uda się przekonać o konieczności wyprawy w las. A… bogowie… chciał tego potwora zabić. Za Nawojkę… Za Wojuś... - Znam cię i wiem o tem. I inne też cię znają i wiedzą, żeś miłował Nawojkę. Potwór cię zwiódł. Każdy wie, że las ich pełen. Kurwisyn jaki. On to ci siostrę ubił. I się gad pewno raduje jak cię widzi teraz. Wróć ze mną Światko.
Światożar spoglądał w ziemię. Wyraźnie wahał, czasem zerkając nerwowo to na Luthera, to na leśną gęstwinę, jakby zamierzał szukać tam ucieczki.
- Pójdę… - odparł w końcu cicho, zdając sobie sprawę z beznadziejności własnego położenia.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 01-12-2019, 22:14   #148
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Józef

Wieczór zbliżał się nieuchronnie, ale Słońce nie zdążyło jeszcze zniknąć za horyzontem. Józef doglądał pszczół po raz ostatni, powoli myśląc o spoczynku. Dziadunio czuł znajome trzeszczenie w kolanach. Zawsze tak miał, kiedy następnego dnia miał lać deszcz. Zapowiadał się paskudny dzień...
Głośne rżenie wierzchowca wyrwało Józefa z zamyślenia. Stępem zbliżał się rosły jeździec, dosiadający ogromnego ogiera. Starzec znał tę twarz. Podgolona czupryna, kwadratowa szczęka i ciepłe, łagodne spojrzenie. Zbliżał się Harald - brat Ottona.
- Z pozdrowieniem, zacny gospodarzu! - rycerz uniósł prawą dłoń w geście pozdrowienia, po czym zręcznie zeskoczył z konia. - Mam nadzieję, że nie nachodzę... W noc taką jak ta ciężko mi się będzie spało. Zdaje mi się, że dzisiaj czeka nas pełnia. Pomyślałem, że chętnie obejrzę waszą pasiekę, jeśli pozwolicie.




Luther, Horst, Arnika, Jeremi

Dotarcie do rodzinnej chaty ze Światożarem okazało się znacznie trudniejsze, niż Luther mógł się spodziewać. Kiedy znalazł się na skraju lasu wraz z młynarczykiem, dostrzegł na horyzoncie zbrojnego. Zachowanie żołnierza podpowiedziało młodemu Grolschowi, że lepiej się przyczaić. Jeździec patrolował wioskę, rozglądając się czujnie na wszystkie strony. Od czasu do czasu sprawdzał czy miecz dobrze chodzi w pochwie. Nie wiadomo czy z nudów, czy też szykował oręż do użycia...
- O nie, ja nie idę... - szepnął Światko, chowając się za jednym z drzew. - Czekamy aż się ściemni.

Dopiero gdy zapadła noc, Luther był w stanie zniknąć z oczu konnym patrolom Ottona i przedostać się do chaty pani matki i pana ojca. Mógł sobie wyobrażać jakie będą mieli miny, kiedy zobaczą "syna marnotrawnego".




Marysia

Ostatnie dni były dla Marysi dość ciężkie. Co tu dużo mówić - brakowało dorosłego, krzepkiego chłopa na gospodarstwie. Niezależnie od tego ile dzielności i pracowitości miało w sobie dziewczę, były czynności na roli, przy których ciężko było się obyć bez chłopa. Ot, brakowało choćby męskich ramion, aby umiejętnie powodować pługiem. Patryk starał się jak mógł, aby pomóc siostrze, ale był zaledwie wyrostkiem. W dodatku ze złamaną ręką!

Było już po zmroku, kiedy Marysia dokładała drewna do paleniska. Zima już się co prawda skończyła, ale nocą nadal potrafiło nieźle przymrozić tyłek. Patryk siedział markotny na swoim sienniku, niezadowolony że przez ciemności nie może grać dłużej w zarzucanie obręczy na kołek. Drzewce powoli zasypiały.

Marysia usłyszała nagłe poruszenie w kurniku. Ptaki poczęły głośno gdakać i machać gwałtownie skrzydłami. Ostatnio gdy słyszała takie poruszenie, lis podusił jej połowę drobiu...




Bogna

Bogna sama nie wiedziała jak szybko czas zleciał. Nie spieszyła się z powrotem do młyna, a roboty na plebanii było całe mnóstwo. Tak jak w gospodarstwie Marysi brakowało męskiej ręki, tak w świątyni i przybudówce wręcz przeciwnie. Brakowało kobiecej! Słońce zaszło, gdy sierota zamknęła za sobą drzwi plebanii. Ręce urobiła sobie po same pachy, a w dodatku nie zaznała bliskości, której tak bardzo pragnęła. Pozostawał powrót do młyna, gdzie czekały pełne wyrzutów spojrzenia Racimira oraz Żyrosława...
- Bogna... Bogna... - usłyszała zawodzenie od strony lasu. A może tylko jej się tak wydawało? Kiedy przystanęła i wsłuchała się uważnie, do uszu docierało tylko cykanie świerszczy oraz szum wiatru. Ruszyła dalej.
- Bogna... Bogna... - ponownie rozbrzmiał dziewczęcy głos, który wydał się znajomy. W ciemnościach nie mogła jednak nikogo dostrzec.



Maryna

Dzieciaki wyjątkowo opornie dawały się dzisiaj zagonić do spania. Symek bardzo prosił, aby matka pozwoliła mu podłubać w drewnie nieco dłużej tego wieczora. Dzieciak z zapamiętaniem rzeźbił coś, co chyba miało przypominać rycerza z mieczem. Z wyglądu coraz bardziej upodabniał się do ojca i tym bardziej ciężko było się oprzeć naleganiom małego artysty-stolarza. Olgierd też miał w sobie coś ze sztukmistrza. Potrafił zagrać na lutni, przypochlebić się, odśpiewać romantyczną pieśń... Nic dziwnego, że za młodu Maryna nie potrafiła mu się oprzeć. Był zupełnie innym mężczyzną niż...

W izbie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Maryna otwieraj! - usłyszała ochrypły głos Racimira. Jeśli nie chciała, aby Sławcia obudziła się z płaczem, musiała reagować szybko.




Eugeniusz Niemysł

Wielebny musiał przyznać, że pomoc Bogny okazała się nieoceniona. Zarówno domostwo, jak i świątynia wyglądały teraz o niebo lepiej, niż przed wizytą dziewuchy. Jeśli Diabeł rzucił na nią jakiś urok, to najwyraźniej wyjątkowo pożyteczny. Oby wszyscy opętani tak zawzięcie szorowali podłogi!
Żarty żartami, ale pewne podejrzenia budziły intensywne rumieńce na policzkach Mieszka, objawiające się przy każdym wspomnieniu o Bognie. Być może zamiłowanie do czystości rzeczy materialnych nie szły u sieroty w parze z czystością duchową? Ani cielesną... Jednakże dzisiaj nie było co tego roztrząsać. Późno już, ciemno wszędzie, głucho wszędzie. A Eugeniusz jak to stary człowiek, pewnie otworzy oczy na długo przed świtem i już nie będzie mógł spać. Lepiej korzystać, póki oczy się do snu kleją.

Nerwowe pukanie do drzwi zaalarmowało Wielebnego oraz Mieszka. Sługa zrobił zaskoczoną minę i zaraz ruszył w kierunku wejścia, by sprawdzić co się dzieje. Niedługo potem wrócił zaaferowany.
- Ojcze Wielebny - szepnął konspiratorsko. - Przyszła ta Konstancja, żona tego Fulka. Mówi, że potrzebuje spowiedzi...
Choć trudno było uwierzyć, aby żona rycerza szlajała się sama po zmroku, okazało się że Mieszko wcale nie żartuje. Starzec ujrzał damę czekającą w przedsionku.


Kobieta odsunęła kaptur, odsłaniając piękne, jasne włosy. Dygnęła z gracją przed Wielebnym, unosząc nieznacznie poły brązowej sukni.
- Wybaczcie najście, ojcze... Czuję, że muszę z ojcem porozmawiać. Muszę, bo inaczej nie zasnę...
Młoda dama utkwiła w Eugeniuszu błagalne spojrzenie, jakby to właśnie w nim upatrywała jedyny ratunek.
 
Bardiel jest offline  
Stary 07-12-2019, 13:40   #149
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Życie stało się trudniejsze odkąd "Pan" przyjechał. Gorsze, w specyficznym tego słowa znaczeniu. Było zdecydowanie więcej pracy i mniej... wszystkiego innego, od jedzenia po czas.
Najwyraźniej trzeba było jednak zaakceptować tę nową sytuację, a w końcu zawsze mogło być jeszcze gorzej.
- Kury - wyrwało się dziewczynie, która zajęta dotychczas paleniskiem niezwłocznie poderwała się do pionu.
Gdy stawką było bezpieczeństwo zwierząt, zmęczenie nie miało żadnego znaczenia i gdy tylko drób podniósł alarm, Marysia biegiem ruszyła do wyjścia.
- Weź kuszę - rzuciła w biegu do Patryka, który w tych okolicznościach też nie miał zamiaru siedzieć po próżnicy i szybko ruszył po broń.


Ich kusza. Mogła być teraz bardzo potrzebna i na całe szczęście że mieli sporo bełtów w zapasie. Marysia wiedziała, że odpowiednio uzbrojona miała szanse na ustrzelenie lisa, aby nie zagroził on kurom w kolejnych dniach. Jednak nie miała chwili do stracenia. Najważniejsze było bezpieczeństwo kur i niedopuszczenie do ich śmierci, a dopiero w drugiej kolejności eliminacja zagrożenia.
Nadal ściskając solidny palik drewna w dłoni, dziewczyna wybiegła na podwórze i szybko ruszyła w stronę kurnika.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-12-2019, 01:35   #150
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Dokończyć robotę i czas się kłaść. tak łatwiej ścierpieć bóle. Plan Józefa był prosty, ale jak każdy plan tak i ten legł w starciu z rzeczywistością.

- Bądźże pozdrowieni Panie Rycerzu- rzekł Staruszek ściągając czapkę i pochylając głowę na powitaniu zacnego Pana, który zawitał do obejścia.

- Z przyjemnością pokaże co tam u moich pszczółek słychać. Akurat tak chodzę i patrze co dam u nich. Teraz wiosna się zbliża zaraz będzie dal nich jeden z najbardziej pracowitych czasów.- kontynuował mowę zapraszając gestem gościa by podążał za dziadkiem na wycieczce po pasiece.

- O tutaj moje skarby mieszkają. Z racji sąsiedztwa głównie produkują miód z okolicznych polnych kwiatów, ale o tu ten- wskazał na jeden ul będący trochę na uboczu.- te lipowy robią- specjalnie tu je ustawiłem, by obok lipy były. Robią najlepszy miód, ale z racji, że tylko jedno drzewko jest to nie ma go nigdy za wiele.

Po zakończeniu wycieczki zaczęło już ciemnieć, dlatego Józef zaprosił Rycerza w gości do swojej chałupy. Tak by na spokojnie móc opowiedzieć do końca o swoich małych skarbach. Choć miodu już nie było w spiżarni to dobre piwo i coś na ząb się znajdzie.
 
Lynx Lynx jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172