Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2019, 12:00   #161
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Młyn stał cichy i ciemny. Jak Luther już jej gadał, faktycznie, nikogo w nim nie było. Tym się jednak Bogna za bardzo nie przejęła, przyzwyczajona już od paru dni do wzajemnego unikania się przez Racimira i jego syna. Dziewoja wzruszyła więc ramionami, po czym z głębokich zakamarków pod kubraczkiem wyciągnęła duży, toporny klucz, którym otworzyła drzwi.
- Ciekawe gdzie ich posiało - Mruknęła bardziej do siebie, niż do towarzyszącego jej Grolscha. Rozpaliła szybko kilka świec w kuchni i jedną lampę, rozpaliła i piec… mocno się przy jego drzwiczkach wypinając i dmuchając do środka przy rozpałce. Ściągnęła w końcu kubraczek, podwinęła znowu rękawy koszuli, po czym podparła dłonie na biodrach i spojrzała na Luthera.
- I co teraz? Mam cię ugościć, chcesz odsapnąć przy stole, zjesz coś, przemyć się chcesz? - Uśmiechnęła się do niego.

Przekroczywszy próg młyna, piwowarczyk miał nadzieję na znalezienie Racimira z Żyrkiem, tradycyjnie nawalonych. Nic na to jednakowoż nie wskazywało, a sam młyn był pusty w całkiem zwyczajnym tego słowa znaczeniu. Jeśli zwyczajne mogło być by obaj młynarze o tej porze się szwendali gdzie. Tym bardziej, że karczma tera zamknięta była, a we świątyni też ich być nie mogło, bo przeca mówił Wielebnemu, że Racimira szuka…
Miał pożegnać młynareczkę i nazad doma iść. Ale dla spokoju zaczął tedy rozglądać się po izbie i szukać, czyby nic nie wskazywało na jaką popijawę, alibo wyprawę. W las na ten przykład. Ale niczego co by rozwiać wątpliwości mogło, nie zoczył. Zoczył za to co innego. Bogna dziewuchą raczej drobną była. Ale bez wątpienia do tych dupiastych należała i jeśli w owym lesie tak rzyć wypięła jako tera to nic dziwnego, że zleciało się potworzysko z kuśką.
Luther przełknął ślinę i oblizał się odruchowo, czując ciepło w lędźwiach. Gdzieś tam we łbie coś mu o czymś przypominało… że z jakiego powodu powinien już jednak iść…

Ale skoro zapomniał co to, to przecie nie mogło być to aż takie ważne, prawda?
Zgrzytnął zębami i podszedł do Bogny nawet niespecjalnie się bólem w biodrze przejmując już, po czym też się uśmiechnął. Ino trochę jakby drapieżnie.
- To Ty mnie Boguśka wiadrem wody i kawałkiem chleba za brata bezpieczne sprowadzenie dziękujesz, hę?
- Lutek ty… ty głupoty takie gadasz, że… że szkoda gadać! - Bogna zachichotała, po czym lekko go klepnęła wierzchem dłoni w środek torsu.
- Wiadro wody i pajda chleba - Powiedziała, kręcąc głową -Też żeś wymyślił…
Piwowarczyk niczego nie odrzekł. Miast tego stał przed nią i czekał aże dziewucha przestanie chichotać wpatrując się w jej piegowate lica i z razu na raz zgrzytając zębami. A to coś jakby uśmieszek nie złaziło z jego kwadratowej zarośniętej szczęki.
Chwilę później położył dłoń na jej ramieniu, a dwa palce wśliznęły się pode materiał kiecki.
- Dyć nie musim gadać…
Bogna na poczynania Luthera nie ruszyła się o cal, choć głośno wciągnęła powietrze, a jej lico zarumieniło się. Uśmiechnęła się ponownie, ale już nieco skromniej niż przed chwilą, nie pełną gębą, bardziej tak… zmysłowo?
- Jakbyś chciał, to siadaj do stołu, dostaniesz chleb, ser, kiełbasę, mleko, będzie i masło. Jak chcesz zrobię i jajecznicę, piwo też się znajdzie - Bogna mrugnęła do młodziana, po czym… klepnęła go dłonią tym razem prosto w pęczniejące wzgórze w portkach.
Luther sapnął w odpowiedzi na taki dotyk i ucapiwszy dziewczynę za pośladki, zacisnął dłonie i przyciągnął ją w ten sposób do siebie.
Tym magicznym sposobem jako natura chciała wypukłość miast pacania znalazła się przy wklęsłości.
Po czym uniósl ją i usadził na stole nadal pozostając w jej rozkroku.
- A czymś jeszcze mnie możesz uraczyć? - spytał, a jego spojrzenie w jej koszulinie utknęło. Rudowłosa siedziała zaś, jak ją posadził, figlarnie przygryzając usteczka. Wyłapała, gdzie utknął wzrok Luthera, po czym… zaczęła powoli rozpinać pierwsze dwa guziki koszuliny z góry.
- A na co miałbyś ochotę? - Szepnęła, jednocześnie lekko go własnymi nogami w pasie oplatając.
Na odpowiedź długo nie musiała czekać. Właściwie w ogóle, bo gdy tylko guziki ujawniły zawartość, piwowarczyk odchylił Boguśkę do tyłu i zanurzył twarz we wgłębieniu między piersiami dziewczyny. Rękami pomógł sobie w wydostaniu dania na pełne zewnętrze i zaczął się nim może niezbyt wprawnie, ale z godnym nastolatka animuszem, sycić, szczodrze obcałowując i śliniąc piegowate piersi dziewczyny… co wywołało ciche jęki rozkoszy u rudowłosej, która mocniej oplotła go nogami, jednocześnie opadając plecami na stół. Pociągnęła Luthera za sobą, dłońmi trzymając go za kark, i wprost wpychając we własne piersi. Zaśmiała się cichutko, uradowana chyba takim obrotem spraw.
Uchwyt ten przez pewien czas obojgu sprawiał najwyraźniej przyjemność, bo Luther nigdzie się nie wybierał racząc się tym co mu się tak radośnie oddawało. Instynkt zdobywcy jednak wziął górę nad doświadczeniem i chłopakowi zaczęło być mało. W efekcie z trzaskiem padł kolejny guzikowy szaniec i kolejny, a Grolsch zsunął się nieco niżej ku brzuchowi i podbrzuszu Boguśki. Ino łapy jego zwlekały z tym pośpiechem nadal bawiąc się piersiami dziewczyny.
- Lut… Luther… - Wyszeptała rozpalona figlami dziewoja, było to chyba jednak za ciche.
- LUTHER - Powiedziała już stanowczym tonem, jednocześnie lekko… ciągnąc go za ucho. Gdy chłopak zaś w końcu spojrzał na Bognę, ta czerwona niczym pomidor, z siebie wydusiła, co chciała mu powiedzieć.
- Ja… ja się cały dzień TAM nie myłam…
Młody Grolsch wyglądał przez chwilę jak psisko, które za powróz od miski odciągnięto, wliczając w to niezbyt mądre spojrzenie i oślinioną buzię. Gdzieś w oczach błysnęła mu jednak samotna jak przystało na okoliczności iskierka inteligencji i piwowarczyk spojrzał w dół gdzie kręciły się pierwsze rude włoski, a potem znów na Boguśkę. Znów w dół i znów na nią. W końcu warknął jakby strasznie rozeźlony, że mu się zabawę zepsuło i... zadarł jej kieckę by się samemu przekonać na ile diabeł taki straszny. Wtedy straciła go z pola widzenia. Za to poczuła. I natychmiast w kuchni rozległ się przeciągł jęk rozkoszy dziewoji, a jej nogi rozwarły się bardzo szeroko. Opadła plecami na blat stołu, po czym drżała na całym ciele, i jęczała wyjątkowo głośno, co pewien czas wypowiadając jego imię w ekstazie…

~

Jakiś czas później, Luther siedział na ławie przy stole, popijając piwo. Sam stół był tak zastawiony jadłem, jak wcześniej wspomniała Bogna, oprócz jednak jajecznicy, na którą o takiej porze młody Grolsch już nie miał ochoty… sama Bogna zaś, usadowiła się zadkiem właśnie na stole, również popijając złocisty trunek. Włosy miała nieco rozczochrane, koszulę wciąż do połowy rozpiętą, a spódnicę pogniecioną. Bose stopy usadowiła sobie na… kroczu Luthera, a oboje wzrok mieli rozmarzony i lisie uśmieszki na ustach. Od czasu do czasu coś drobnego podziubali, choć głównie skupiali się na piwie, i wpatrywaniu w twarz drugiej osoby.
Piwowarczyk z przyjemnością siorbał trunek, który doskonale znał. Drzewcanie z tej warki byli szczególnie zadowoleni. Ojce chyba zresztą też choć okazywali to jak to ojce. Po swojemu i od wieków wżdy tak samo. Ale przyjemnością było pić je teraz i patrzeć jako i Bogna je pije czasem rozchlapując tu i ówdzie i pozwalając by jaka kropelka spadła na jej piersi. Piersi, których zdobycie ukontentowało Luthera koronując dzień samych sukcesów…
Zdjął jej stopę z kroku gdzie spontaniczna, acz energiczna reakcja już zdążyła zaistnieć. Ale tym razem Luther po spełnieniu czuł się na siłach sprostać oparciu pokusie.
- Myślisz, że Otton sam jest… no nie jest człowiekiem? - zapytał niespodziewanie.
- Eeeee… - Odparła wielce genialnie Bogna, marszcząc drobne brewki -Nie no, co ty… nie może być. Przecie ma babę, ta by podmianę zauważyła - Sierota podrapała się po nosie, po czym upiła znowu nieco piwa - Ja myślę, że on to się jakąś plugawą magyją zajmuje - Kiwnęła z przekonaniem głową.
Pokiwał głową, ale chyba nieprzekonany, co zaraz dał po sobie znać.
- Zauważyłaby i co? Komu naskarży? I po co? - pokręcił jednak czupryną jakby i jego wątpliwości go nie przekonywały - On coś z tą potworą jak nic ma wspólnego. Światko nic o niej nie mówił na razie, a ojcom nie prędko się zachce palcem kiwnąć. Matuś zaś łojca słucha. Ale wujo. Wujo tego nie zostawi. I będzie wiedział, czy się Pan rycerz magyją para. Zapytam go. I ci powiem.
Dopił piwo i wstał ode stoła zadowolony. Po czym zerknął na Boguśkę na powrót lisio.
- Pokażesz zadek na dowidzenia?
Ruda dziewoja zamrugała najpierw zaskoczona ślipkami, po czym roześmiała się wesoło, na ostatnie słowa Luthera.



- A zobaczymy się jutro? - Powiedziała, po czym okręciła się zadkiem po stole, w stronę chłopaka. Powoli ściągnęła z siebie koszulę, wystawiając na widok nagie ciało od pasa w górę, z najważniejszymi w tej chwili, cycuszkami prosto przed nim.
Luther zrobił to co zrobiłby bodaj każdy chłopak na jego miejscu.
- Zobaczymy się- obiecał.
Patrząc na jej piegowate skarby znowu zaczął zapominać o pośpiechu. Choć z drugiej strony przecież czekał na Racimira, nie?
- Obiecujesz? - Spytała z lisim uśmieszkiem, po czym nieco nogi podciągnęła, stopy stawiając na blacie stołu. Patrząc na niego przymrużonymi oczkami, rozchyliła uda, i zadarła dłonią kieckę w górę, pokazując i co innego.
Chłopak ponownie opadł na krzesło przed dziewczyną mając jej brzuch przed sobą. Przełknął ślinę i objąwszy ją zsunął ją sobie na kolana.
- Taaak - mruknął czując znów tę miękką ciepłość.

***

Chwilę później Luther Grolsch zawiązując troki opuścił racimirowy młyn i kierował się do domu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-01-2020, 19:17   #162
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Bardiel, Marrt, MTM

Eugeniusz skinął pokornie głową, pozdrawiając niewiastę. Wygładził na sobie szatę, zerkając przy tym na boki, jakby upewniał się, że w pomieszczeniu panuje odpowiedni porządek. Na szczęście w skromnej plebanii zwyczajnie nie mógł panować nieporządek przez niewielką ilość sprzętów i ozdób.
- Oczy… oczywiście, pani. Posługa kapłana nie kończy się z zachodem słońca - wyjaśnił uprzejmie wielebny Niemysł.
- Jeśli potrzebuje pani spowiedzi, możemy przejść do świątyni. Polecę mojemu słudze, by zapalił świece - zaproponował kleryk, uśmiechając się miło do szlachcianki. W jego oczach jeszcze przed chwilą widniało zmęczenie, jednak niespodziewane najście wyraźnie go rozbudziło.

- Świece nie będą konieczne, Ojcze Wielebny. Nie chciałabym robić… zamieszania - oznajmiła Konstancja, dodając ostatnie słowo po chwili wahania. - Tak naprawdę nie wiem czy chodzi o spowiedź. Może po prostu o… Rozmowę? Na osobności. W ścisłym zaufaniu.
Dama zerknęła przelotnie na Mieszka, który nadal znajdował się w pomieszczeniu, podziwiając warkocz złotych włosów.
- Potrzebuję rady kapłana.

- Rozumiem - kapłan kiwnął z wolna głową, gładząc przy tym brodę. Przez chwilę stał w zadumie, w końcu przeniósł spojrzenie na Mieszka.
- Chłopcze, może zażyjesz wieczornego powietrza? Prorok Mamoniasz często jest przedstawiany na obrazach jak kontemplował Stwórcę pod gwiazdami - zasugerował wielebny.
Mieszko uniósł brwi, jakby zbity z tropu, ale w końcu musiał zrozumieć, co Eugeniusz miał na myśli. Skłonił się Konstancji i pokornie opuścił plebanię, zamykając za sobą drzwi.
- Proszę, niech pani siada. Napije się pani czegoś? - Kleryk zaprosił gościa do stołu, gdzie zazwyczaj po obu stronach zasiadał on i jego uczeń.

- Czegokolwiek, ojcze… Dziękuję - odparła dama, zasiadając przy stole. Czekała aż kapłan uczyni to samo. Póki co wpatrywała się w blat i wyglądała tak, jakby biła się z własnymi myślami.

Wielebny krzątał się przez chwilę, grzebiąc za czymś w szafkach. W końcu wrócił do stołu z dwoma glinianymi kubkami wypełnionego winem. Być może mszalnym. Eugeniusz podsunął jedno naczynie swojemu gościu i zaraz zasiadł na poprzednim miejscu.
- No dobrze… jak pokorny sługa boży może pomóc szlachetnej pani? - zaczął Niemysł. W jego głosie nie pobrzmiewała jakaś ironiczna kurtuazja a zwykła, prostoduszna uprzejmość.

Kobieta wahała się jeszcze chwilę, ale delikatna zachęta ze strony kapłana w końcu pomogła jej się przemóc.
- Ojcze… Czy godzi się, aby żona donosiła na męża? Albo na krewnych? Ognisko naucza, że żona powinna być zawsze posłuszna i wspierać…

Eugeniusz nie odpowiedział od razu. Zamiast tego spuścił wzrok i pogładził brodę w zastanowieniu.
- Stwórca mówi, że białogłowa na ziemi odpowiada przed swym mężem. Jednak to przed Panem Bogiem będziecie odpowiadać po życiu doczesnym. Jeśli więc jest coś, co trapi wasze sumienie, wyspowiadajcie się z tego dla dobra duszy waszej. Bowiem na za męża grzechy a za swoje niewiasta ukarana będzie - odparł kapłan i pokiwał w zadumie głową.

Tym razem nim Konstancja odpowiedziała, drzwi ozwały się ponownym pukaniem doń. Niezbyt głośnym, acz zdającym się nie cierpieć zwłoki.
- Ojczee Wieleeebny - doszedł z zewnętrza teatralny i nerwowy nieco szept Mieszka - Ojczeeee Wielebnyyyyy...

Gdy zaś kapłan uchylił drzwi, chłopak dodał szybko:
- Wybaczcie Ojcze Wielebny, ale… Ten no… Luther wrócił. I coś chce. Mówi, że pilne…

Niemysł zmarszczył brwi.
- Luther? Luther wrócił? Sam jest? - kapłan obrzucił chłopca pytaniami. Następnie zerknął ukradkiem na Konstancję.
- Zabierz go do świątyni, zaraz do was dołączę - polecił kleryk.

- Ojcze Wielebny - tym razem to Luther wyłonił się zza pleców Mieszka. Wyglądał jakby się przez jakieś oczerety przedzierał i zachowywał się nerwowo, co i rusz wyglądając na boki - Pan ojciec do się sprasza. Mnie kazał po Racimira iść jeszcze…

- Dobrze cię widzieć całego, chłopcze - odparł kapłan z nieskrywaną ulgą. - Poczciwy Horst zaprasza? Cóż… przyjmowałem teraz gościa. Czy ta sprawa nie może poczekać? - zapytał, wsuwając dłonie do rękawów.

Piwowarczyk wyszczerzył zęby w odpowiedzi.
- Dyć łojca nie znacie, Wielebny? - zaraz jednak spoważniał jakoby mitygując się, że o rodzicielu mówi i ze mężem świątobliwym rozmawia - Wybaczcie. Ino, że… Światko wrócił… To ja już idę…

- Dołączę do was najszybciej jak będzie to możliwe - potwierdził kapłan, po czym pożegnał chłopców, zamykając im przed nosem drzwi. Następnie wrócił do swojego gościa.
- Przepraszam za młodzieńców. Coś się dzieje we wsi i nie tylko pani musi sprostać trudnym rozterkom, jakie zsyła na nas Stwórca - westchnął Eugeniusz, zasiadając z powrotem na swoim miejscu.

Dama skinęła tylko głową w milczeniu, wpatrzona w podłogę. Łatwo było odnieść wrażenie, że tonęła w myślach do tego stopnia, iż nawet mogła nie zauważyć odejścia kapłana.
- Czy ojciec… To znaczy czy ojcu… - podjęła w końcu temat łamiącym się głosem. - Czy ojcu nie wydaje się nieco dziwny mój… Świekier?
Konstancja podniosła na moment spojrzenie, przelotnie zerkając na duchownego, lecz zaraz ponownie wbiła wzrok w podłogę, niczym spłoszona łania.

Kapłan pogładził brodę w zamyśle, wędrując spojrzeniem pod sufitem.
- Pan Otton… piastuje ważne stanowisko. Ktoś na jego pozycji musi być gotowy na ciągłe życie w stresie. Zarządzanie majątkiem, sławienie swojego rodu, gry polityczne a do tego niezadowoleni poddani - zaczął, spuszczając spojrzenie na kobietę. - Wolą Stwórcy było, by pan Otton zajął stanowisko włodarza. Jednakże wierzę, że potrzebuje czasu, by do tego przywyknąć. Nowego pana wioski rozpierają ambicje. Czasem, kiedy się im poddajemy, nasze czyny mogą wydawać się bezmyślne. Uważam, że pan Otton wie co robi, nawet jeśli moglibyśmy się z tym nie zgadzać - odpowiedział dyplomatycznie.
- Co zaś do jego ostatniego zachowania… - dodał po chwili niepewnym głosem. - Czegokolwiek szuka w Lesie Mgieł, w końcu to znajdzie. A wtedy będzie musiał stawić czoła swoim… demonom, tak jak to uczyniła Bogna.

Konstancja pokiwała rozumnie głową, uznając rację kapłana. Choć starzec wypowiadał się rozsądnie, w oczach damy dostrzegalny był pewien zawód. Być może może liczyła na inną odpowiedź?
- Ojcze Wielebny… Toć mnie nie tylko o surowe obycie mego świekra się rozchodzi. Do jego gniewnych pomruków jużem przywykła. Jeno mnie się rozchodzi o…
Kobieta przygryzła wargę.
- On ma jakąś dziwną księgę. I tam dziwne rzeczy narysowane są. Raz podejrzałam, to tak na mnie spojrzał… Myślałam, że zamierza mnie na miejscu zabić jak psa bezpańskiego. Mnie się zdaje ojcze… Że on się sztukami zakazanymi para. Boję się, że to na nas ściągnie gniew Stwórcy. Chyba już ściągło...

- Jeśli prawdę powiadasz, a podkreślam tutaj, że bezpodstawne oskarżenie kogoś o konszachty z diabłem jest surowo karane, tedy pan Otton odszedł daleko od Królestwa Niebieskiego - odpowiedział ze smutkiem klecha. - W takiej sytuacji jestem zmuszony podjąć kroki mające na celu uratowanie jego duszy. Może być, że jestem jego jedyną nadzieją. Bowiem jeśli ta wstydliwa sprawa dojdzie do uszu Konsylium a później Princepsa… Cóż, w najlepszym przypadku drogi Otton zostanie ekskomunikowany. W najgorszym spłonie na stosie - dodał poważnie, patrząc kobiecie w oczy.

Konstancja spojrzała na Wielebnego z przestrachem.
- Ale jakie kroki ojciec ma na myśli?

- Na początek myślę, że rozmowa wystarczy. Zamierzałem wcześniej spotkać się z panem Ottonem. Pragnąłem pomówić z nim o Drzewcach, o naszych mieszkańcach i jego planach co do tego miejsca. Sprowadzę też rozmowę na temat Lasu Mgieł, zobaczę jego reakcję - odparł po chwili namysłu.

Dama zerwała się z miejsca i dopadła do kapłana, zamykając dłoń starca w rękach.
- Ojcze Wielebny! Jeno błagam, ostrożnie! Jeśli wydacie mnie lub cień podejrzeń na mnie rzucicie… Wolę nawet nie myśleć! Toż to człek nieobliczalny, do okrucieństwa skory…

- Spokojnie córko. Wszyscy w wiosce mówią o pana wyprawach do lasu bez łuku. Zadbam o to, by wasza spowiedź została tajemnicą - uspokoił Eugeniusz, poklepując delikatnie dłoń kobiety.

- Dziękuję ojcze… Dziękuję po stokroć… - wyszeptała kobieta ze szklistymi oczami, po czym ucałowała dłoń Wielebnego i udała się do wyjścia.


Minęła chwila, kiedy drzwi plebani otworzyły się ponownie. Tym razem na zewnątrz wyszedł kapłan. Siedzący na skrzyneczce Mieszko obserwował wcześniej, jak uradowana Konstancja kierowała się w dół wioski. Mina Eugeniusza nie wyrażała jednak tyle uciechy. Był wyraźnie przybity i zmęczony. Starszy mężczyzna stanął w progu i opierając rękę o framugę, wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.

Młody sługa siedział w ciszy, skubiąc nożem w kawałku drewna. Światło księżyca oświetlało postać, jednak cień padał na jego twarz. Kiedy wielebny w końcu wyszedł za próg i ruszył wolnym krokiem w jego stronę, ten podniósł głowę i opuścił nóż.

- Wszystko dobrze, ojcze? - zapytał zatroskany.

Nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast tego Niemysł minął chłopaka i wszedł do przykościelnego ogrodu. Stanął pośród grządek i uniósł obliczę na księżyc oraz gwiazdy.

Mieszko nie dawał tak łatwo za wygraną, więc po chwili wstał i poszedł za nim. Schował nożyk za pasek i stanął po jego prawicy, patrząc w tym samym kierunku.

- Nie byliśmy... - zaczął Eugeniusz rwącym się głosem. Mieszko spojrzał na niego ukradkiem.

- Nie byliśmy na to przygotowani - kontynuował, a w jego głosie rozbrzmiewał ból. - Czy opat wiedział? Czy wiedział, co tu zastaniemy i wysłał mnie celowo, by przysporzyć trosk? - pytał przestrzeń przed sobą.

- O czym wiedział? O czym opat wiedział? - dociekał nieśmiało Mieszko.

- O Lesie Mgieł. O demonie z lasu. O gusłach, morderstwach i wszelkim złu, jakie czai się w Drzewcach - odpowiedział, nie patrząc na chłopca. Ten zaś długo zastanawiał się nad odpowiedział.

- Nie mógł wiedzieć. Mało kto wie o tym mało znaczącym miejscu. A nawet jeśli, to chyba powiadomiłby Konsylium, które wysłałoby tu inkwizycję zamiast nas, prawda wielebny? - zagaił sługa z dziecięcą naiwnością.

- Może masz rację. Może to nie dzieło Roberta ale wola Boska. Stwórca poddaje nas próbie, chłopcze - westchnął ciężko kapłan. - Przeżyłem już jedną katastrofę. Byłem w epicentrum, kiedy szerzyła się panika i śmierć. Ty jednak nie jesteś na to gotowy. Nie powinieneś tu być - dodał z bólem.

Nastał moment ciszy, w czasie której Mieszko wpatrywał się w czubki swoich butów i gładził rękojeść noża.
- Jestem gotowy - odezwał się z pewnością w głosie, stając przed Eugeniuszem z rękoma wspartymi pod boki. - Jeśli taka była wola Stwórcy, to moja obecność tutaj ma swój cel. Myślę, że chciał, abym cię wspierał - dodał jeszcze pewniej, wpatrując się w kleryka. Ten zaś opuścił spojrzenie na sługę.

- Może nie jestem przykładem cnót. Może popełniłem w życiu kilka błędów i popełnię jeszcze więcej. Wiem jednak, że kiedy chodzi o los rodziny, przyjaciół, sąsiadów zawsze stanę w ich obronie. I chociaż nie rozumiem, z czym się mierzymy, chcę żebyś wiedział wielebny, iż masz we mnie wsparcie - dokończył butnym tonem.

Delikatny uśmiech wyrósł na ustach starca, który rozciągał się szerzej z każdą chwilą. Jego oczy lekko się zaszkliły a zmęczone, pomarszczone obliczę wyrażało pogodę i wzruszenie.

- Nadajesz się do zastępów Stwórcy, chłopcze. Święty Mieszko Archanioł - odparł Niemysł ze śmiechem. Chłopak tylko się zarumienił, ale stanął z jeszcze większą dumą, unosząc twarz i zaciskając dłoń na rękojeści noża.

- Chodźmy. Nie każmy poczciwemu Hrostowi dłużej na nas czekać - dodał po chwili Eugeniusz.

- Mam iść... z wami? - zapytał zaskoczony Mieszko. Dotychczas wielebny odsuwał chłopca od swoich spraw, zostawiając go w świątyni albo nie wtajemniczając go w rozmowy.

- To dziwna noc. Być może będę potrzebował twojego wsparcia - odparł pogodnie kapłan i zawrócił w stronę kościoła.

Mieszko stał jeszcze przez chwilę skołowany, jednak zaraz pośpieszył za wielebnym.


- I jeszcze jedno - zagaił Eugeniusz, kiedy maszerowali ramię w ramię. - Twoja matka byłaby z ciebie dumna.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 11-01-2020, 22:49   #163
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Józef

- Wiedźmiarza? - zapytał Harald, unosząc nieznacznie zabliźnioną brew. Jego łuki brwiowe były rozcinane co najmniej kilkakrotnie. - A... No tak. Czyli kmiotek w świątyni nie zmyślił sobie tych uroków...
Szczęśliwie w oczach rycerza nie objawił się fanatyczny błysk ani inszy "święty zapał". Zamiast tego zaśmiał się cicho.
- Lepiej przy Wielebnym nie wspominajcie o tym, jeśli to wasz kamrat. Jeszcze pośle po jakich inkwizytorów i wszyscy kłopot będziem mieli. Ja żem nigdy na Stwórcę nie bluźnił, ale do anielskich zastępów to mi daleko. Ja tu chcę się zestarzeć spokojnie, ot co.
Rycerz pociągnął tęgi łyk, godzien olbrzymiej postury, po czym otarł gębę w rękaw.
- A i jeszcze jedno gospodarzu... Nie wspominajcie o żadnych wiedźmiarzach przy reszcie rodu mego. Niewiasty płochliwe, jak to niewiasty. A mężowie mogą nie być wyrozumiali. Zwłaszcza Gerhard. To młodszy syn Ottona. Ślubował czystość i pełne oddanie Stwórcy. Ponoć planuje wstąpić do któregoś z zakonów rycerskich. Ale brat mój niezbyt to aprobuje i stara sie trzymać młodzika na smyczy, wszelkimi dostępnymi sposobami. A swoją drogą...
Harald przyjrzał się Józefowi badawczo.
- Rzeczywiście potrafi co użytecznego ten wasz czarownik?




Marysia

- Czego od was chcę? - zapytał kąśliwie Gaudenty. Rozparł się wygodniej na krześle, delektując poczuciem władzy. - Od szczeniaka nic nie chcę. Nie jestem sodomitą. Za to od ciebie...
Mężczyzna zlustrował wieśniaczkę od stóp do głów, lubieżnie oblizując wargi. Niestety był nie tylko obleśny, ale również niebezpieczny. Ostrze przyciśnięte do szyi sparaliżowanego przez strach Patryka, nie omieszkało tego przypominać.
- Lotna dziewka to ty nie jesteś, więc powiem wprost... - intendent wyszczerzył się paskudnie. - Rozbieraj się.




Arnika, Horst, Jeremi

Ciężko powiedzieć na pierwszy rzut oka czy Światożar był opętany czy po prostu zdesperowany. Zarówno Horst jak i Jeremi spędzili już dość zim na tym padole łez, aby wiedzieć że rozszalały człek jest w stanie wydobyć z siebie niespotykane pokłady sił...
Stary Grolsch pochwycił młynarczyka, a zaraz potem w sukurs przybył wiedźmiarz. Gdy Jeremi obłapił Światożara od tyłu, Horst mógł pobiec po kawał sznura. Niełatwo było jednak spętać usmolonego młodzieńca. Skakał, wierzgał, rzucał się ponad wszelką miarę.
- Ojciec mnie nie może widzieć!!! Puśćcie!!! Na Boga żywego, zaklinam was!!! - darł się jak upiór i pechowo dla Horsta, tak wierzgnął nogą, że utrafił gospodarza prosto w nos. To było za mało, aby posłać mężczyznę na deski, ale wystarczająco dużo, aby jucha pociekła na podłogę. Coś chrupnęło i fala bólu zalała Horsta. Ze złamaną chrząstką, przystąpił do pętania "czarta" z tym większą zaciekłością. Sikał krwią po Światożarze, Jeremim, podłodze i sobie samym. Niemniej udało się zapanować nad sytuacją...




Bogna i Luther

Bognowe łono wyleczyło biodro Luthera niczym najlepszy lekarz. Młody Grolsch pokazywał właśnie dziewoi kunszt swego oręża, kiedy z zewnątrz doszły odgłosy kroków. Nierównych, chwiejnych. A było tak przyjemnie...
- Żyrko sssostaw mieee... - bełkotał chrapliwie znajomy głos. - Mie to już nic nie pomosze... Rosumiesz?! Niiiic!
- Cichajcie ojciec... - odparł znacznie ciszej Żyrosław. - I nie szamotajcie się bo po klucz musim sięgnąć.
Na chwilę zapanowała cisza. Przerwał ją odgłos świadczący o tym, że ktoś pośliznął się na żwirowej drodze.
- Nosz kurwa jego mać ociec bo ja już nie wyczymiem z tobą! - Żyrosław tym razem odezwał się znacznie, znacznie głośniej...




Eugeniusz Niemysł

Mieszko szedł tak wyprostowany, że aż wydawało się jakoby urósł od słów kapłana. Nie miał on zadatków na kaznodzieję, ale palił się do szlachetnych czynów. Doświadczony starzec mógł tylko zastanawiać się jak długo prosty habit może więzić tę żądną przygód, rycerską duszę. Pokrzepiony słowami Eugeniusza Mieszko czuł się niczym święty paladyn, strzegący bożego sługi przed siłami ciemności. A ciemności w rzeczy samej nie brakowało! Przezornie nie oświetlali drogi, co by nie ściągnąć niepożądanej uwagi. Niewykluczone przecież, że po okolicy mógł kręcić się Otton bądź jego zbrojni. Pełny księżyc zapewniał na tyle światła, aby mogli trafić do chaty Horsta bez skręcenia kostki.
Wilcze wycie sprawiło, że Mieszko na moment zamarł w bezruchu. Dochodziło z oddali, ale trzeba było poświęcić chwilę, aby uspokoić przestraszoną podświadomość.
- Wziąłem pochodnię, Ojcze Wielebny, na wypadek jakiego zwierza... - szepnął Mieszko. - Ale nie wiem czy zapalać? Zdaje się, że wilcy nie śpią...


 

Ostatnio edytowane przez Bardiel : 11-01-2020 o 22:54.
Bardiel jest offline  
Stary 14-01-2020, 18:47   #164
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Mając u boku pełnego energii i optymizmu Mieszka, troski Eugeniusza nie wydawały się tak ciężkie. To prawda, chłopak czasem sam ich przysparzał, ale bywały też dobry chwile. Młody sługa był zaufany i wierny. Stary kapłan nie chciał wykorzystywać jego ufności. Pragnął jedynie poprowadzić go dobrą drogą, tak by w przyszłości sam mógł podejmować decyzje zgodne z naukami Stwórcy. Póki co musiał go trzymać blisko. Chłopak palił się do działania. Cecha chwalebna ale niekoniecznie wymagana dla kleryka. Pełni wigoru kapłani zazwyczaj stwarzali więcej problemów niż ich rozwiązywali. Z drugiej strony, gdyby Mieszko dostał się w szeregi inkwizycji...

Z myśli starca wyrwał go przyciszony głos Mieszka. Dopiero po chwili wielebny Niemysł zwrócił uwagę na wycie wilków. Zaraz też serce szybciej zakołatało w starczej piersi.

- Panie miej nas w opiecie - wyrwało mu się szeptem z ust. Eugeniusz instynktownie próbował dostrzec zagrożenie, ale albo wilki doskonale czaiły się w mroku, albo były zwyczajnie za daleko.

- Pochodnia, tak. Może i Stwórca nam sprzyja, ale to nie znaczy, że wykona za nas całą robotę. Zapal pochodnię, zanim będzie za późno. Jeśli ktoś nas zatrzyma powiemy, że idziemy do chorego udzielić spowiedzi - przedstawił swój plan wielebny.

Na myśl o wilkach przed oczami Eugeniusza pojawiła się wyimaginowana sylwetka poprzedniego proboszcza Drzewiec. Kolejna śmierć kapłana byłaby iście niefortunna i pogrążyła to miejsce jeszcze bardziej we władaniu szatana.

Może jednak faktycznie Stwórca zesłał mu Mieszka z jakiegoś powodu, pomyślał, odrzucając od siebie te czarne myśli.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 18-01-2020, 23:17   #165
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
-Cholipka- zaklął cicho Józwa pojmując swój błąd.

-Przepraszam Panie i dziękuje za zrozumienie.- skłonił głowę w kierunku szlachcica.

-Tak to nie wiem do końca Panie. Jak żem młodszy myślał, że to prawda potem się przekonał, że sporo tej magii to sztuczki i zioła różnorakie, ale niekiedy to ja nie wiem jak on to robi. Tak jak tą swoją żonę wyrwał. No nie wiem jak on cały tabor tych wędrujących dziwaków przekonał, że on dobry mąż będzie i żeby oddali mu tam jak tam jej było... cholipcia nie pamiętam, ale dziewczę piękne było i do teraz nie mogę wiary dać, że to żona Jeremiego była.- kontynuował wypowiedź Dziadzio, a potem zamilkł na chwilę.
Pochylił głowę i wydawać, by się mogło, że przysnął.

-Ychhh... przepraszam Panie. W czymś jeszcze mogę pomóc.- zapytał Józek wzdrygając się po tym jak to prawie przysnął.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 25-01-2020, 17:28   #166
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Udawanie, że nie wiadomo o co chodzi nie wypaliło, a intruz nie przebierał w środkach, aby osiągnąć swoje cele. Marysia była mocno wystraszona. Nie o siebie się bała, a o swojego młodszego brata. Nie mogła pozwolić aby stało mu się coś złego; ale jednocześnie nie miała najmniejszej ochoty rozbierać się przed tym starym wieprzem. Przez chwilę nie była pewna co robić i tylko stała sparaliżowana strachem.
Szybko jednak zrozumiała, że nie ma nic cenniejszego niż życie braciszka, więc to czego chciała lub nie chciała było teraz bez znaczenia.
- No tak, już już - wydukała, gdy zaczęła mimowolnie odpinać guziki sukienki, z niepokojem patrząc na nóż przyłożony do gardła Patryka.
Oczywiście nie chciała się rozbierać i zdejmując powoli sukienkę, gorączkowo myślała nad tym co tak naprawdę powinna zrobić. Niestety guziki szybko się kończyły, a ona nic nie wymyśliła i zaraz potem kiecka Marysi wylądowała na podłodze. Dziewczyna "wyszła" z leżącej wokół jej stóp sukienki, podchodząc tym samym bliżej kuszy i leżących na podłodze bełtów.
Wówczas to wzrok dziewczyny padł na bełty. Gdy zaczęła powoli rozpinać koszulę, przyszło jej do głowy, że może powinna chwycić jeden i rzucić się do ataku? Jakie miała wówczas szanse na zwycięstwo w walce? A jakie na uratowanie brata? Bełty nie były do walki wręcz, tylko do strzelania z kuszy.
- No dalej dalej! Nie przerywaj! - zaskrzeczał zbir, widząc że Marysia wstrzymała się od rozbierania.
- Zrób to Maryś, umiesz to zrobić z zamkniętymi oczami - wydusił z siebie Patryk, który z pewnością był jeszcze bardziej wystraszony niż ona.
Ma zamknąć oczy do rozbierania się? Wtedy będzie jej łatwiej przełamać opory, ale ostatecznie nic jej to nie da... Nie tak dawno, z zamkniętymi oczami to oni ćwiczyli z Patrykiem... ładowanie kuszy! Tak! To do tego musiał się odnieść i tylko powiedział to tak, żeby grubas się nie domyślił... Ale jak miała to zrobić? Ciągle się na nią gapił, a życie brata było zagrożone. Nawet jeśli Patryk gotów był zaryzykować, to ona nie bardzo się na to zapatrywała.
Rozpinając powoli koszulę zastanawiała się intensywnie jak mogła zwiększyć swoje szanse. Potrzebowała tylko chwili, ale w obecnej sytuacji nic nie było w stanie odwrócić od niej uwagi tego tłustego Tortu, który wlepiał w nią gały jak... przymierający głodem tłusty tort.
Musiała przynajmniej jakoś zyskać na czasie, ale nie bardzo wiedziała jak ma tego dokonać. Tymczasem w koszuli zabrakło guzików do rozpinania - cała była już rozpięta. Marysia zawahała się przez chwilę.
- No dalej, zdejmij to - rzucił facet, gapiąc się na nią lubieżnie.
Wtedy to Marysia pomyślała, że skoro tak się na nią gapi, to sama powinna odwrócić jego uwagę. Sobą od siebie?! Pozornie nie miało to najmniejszego sensu, ale gdyby udało jej się zrobić tak, aby swoim ciałem odwrócić uwagę od tego co robi... Czy to możliwe? Czy ona to umiała? Komuś innemu mogło się to udać, ale ona nigdy nie rozbierała się przed facetem, a sztuka uwodzenia była jej obca.
Zdjęła koszulę i zrobiła krok w bok - niby po to, aby odłożyć koszulę na kufrze, co oczywiście zrobiła, ale tak naprawdę chciała się znaleźć bliżej kuszy. Udało się! Facet nie zorientował się że się przemieściła w pobliże broni, mimo iż cały czas się na nią gapił! Problem polegał jednak na tym, że czekało ją najtrudniejsze zadanie, a czas i ubrania jej się kończyły. Nie licząc butów stała tam już tylko w tych najbardziej osobistych elementach odzienia.




Marysi zostały już tylko gorset na ramiączkach i pantalony. Stanie tam w samej bieliźnie, na oczach tego niegodziwca, było już dostatecznie ciężkie i zdecydowanie nie chciała jej zdejmować... Nadal nie wiedziała jednak jak wybrnąć z tej niezwykle przykrej i trudnej sytuacji. Musiała coś wymyślić!
- Ładnie, a teraz zdejmuj i to - powiedział facet.
Marysia wymieniła się spojrzeniem z Patrykiem. Posunęła się daleko, ale żądano od niej więcej. Musiała, ale jak mogłaby... Patryk zamknął oczy! Nie chciał patrzeć jak ona cierpi? Czy to był znak, aby chwyciła kuszę?
- Ale jak to, tak na oczach brata? - wypaliła, chcąc przynajmniej zyskać na czasie.
- Tak to! Bo zaraz mu je wydłubię, jak nie będziesz się dalej rozbierać - bydlak rzucił w odpowiedzi i przełożył nóż z gardła chłopca, w okolicę jego oka.
Dobre i to! Ostrze noża było teraz znacznie dalej od oka, niż wcześniej od gardła. Aby zostawić przynajmniej taką właśnie odległość, Marysia osunęła w dół jedno ramiączko gorsetu.
- Z zamkniętymi oczami Maryś, zrób to - wyrzucił z siebie Patryk. Nie chciał aby ona cierpiała i był gotów zaryzykować, a nawet się dla niej poświęcić. To samo tyczyło się jednak jej samej.
Wtedy to się stało! Okazja na jaką Marysia czekała od początku!
- Nie! - warknął Torte, spoglądając na trzymanego na kolanach chłopca. - Otwórz oczy i patrz! - rzucił, odwracając głowę tak aby widzieć, czy chłopak ma zamknięte, czy otwarte oczy. Marysia tymczasem obróciła się i kucnęła do kuszy, od razu pakując jedną stopę w strzemię. - Otwórz oczy! - kontynuował facet, a Marysia wstając naciągnęła kuszę. Zrobiła to, tak jak wtedy gdy trenowali, przy czym tym razem sprawiła się o wiele szybciej. Złapała leżący na podłodze bełt i wstając nałożyła go na kuszę. Miała zaledwie parę sekund, ale zdążyła wykorzystać tę chwilę nieuwagi napastnika. Zanim się zorientował, ona stanęła z naładowaną bronią i gotowa do oddania strzału. I była gotowa zabić tę świnię, jeśli tylko drgnie on w niewłaściwy sposób, zagrażając zdrowiu Patryka.
 
Mekow jest offline  
Stary 25-01-2020, 19:18   #167
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Jeremi zaśmiał się chrapliwie i bez wesołości.
- Szlag by tego młodego czorta strzelił, nieźle cię urządził! - powiedział i spojrzał na spętanego młodzieńca który mimo solidnie zadzierzgniętych więzów nadal starał się uwolnić.
- Dałbyś spokój, ja nie takie tryki jak ty wiązałem i żaden się nie uwolnił, jeno ręce do krwi poobdzierasz. – ton jego głosu był spokojny i nic nie wskazywało na to że przed chwilą dopiero co stłumił chęć solidnego kopnięcia rzucającego się Światożara.
- Idź, niech Arnika obaczy ten nos, może go choć nastawi. Przynajmniej w zęby nie kopnął, one nie jak grzyby, nie odrastajom. – zacytował szwagrowi stare przysłowie współczującym głosem. Nie raz nie dwa zdarzyło mu się w karczemnej bójce po mordzie oberwać i wiedział że w najbliższym czasie Horst będzie cierpiał solidne katusze. Wiedźmiarz zaś pamiętając że niedługo przyjdą inni zakrzątnął się po izbie, sprzątając co się da. Powycierał ślady krwi i poustawiał zydle na swoje miejsca, przy okazji sprzątając skorupy glinianej miski która strącona ze stołu rozbiła się na podłodze.
~ Przynajmniej nie będzie wyglądało jakby tu świniaka szlachtowano. ~ pomyślał.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 26-01-2020, 21:19   #168
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Józef

Rycerz słuchał Józefa, uważnie przyglądając się staruszkowi. Jednakże w pewnym momencie wybuchnął salwą serdecznego śmiechu.
- Magia czy sztuczki, jedno i drugie bywa przydatne - oznajmił rezolutnie, dopijając napitek i podnosząc się z miejsca. Mało przy tym nie grzmotnął łbem o belkę podtrzymującą strop. - Dalibóg, sam będę miał okazję spytać go, jak to z tymi cyganami było. Bo jako żywo, wygląda mi to na zajmującą opowieść. Jednakoż pierwej Sąd Boży będzie musiał rozstrzygnąć, czy intencje wiedźmiarza czyste, czy też... No nieczyste. Bądźcie pozdrowieni, gospodarzu, mnie już trza ruszać w drogę, co by się nie snuć potem po nocach. Mnie już starczy przygód.

Harald skinął głową, opuszczając chatę. Jak na człowieka tak imponującej postury, dość sprawnie wskoczył na konia. Po raz ostatni pozdrowił Józefa uniesieniem dłoni, po czym ruszył w kierunku udeptanej ścieżki.




Marysia

Intendent momentalnie zerwał się z miejsca, gdy tylko Marysia sięgnęła po broń. Szczęśliwie okazało się, że bełt co prawda nie znajdował się w łożu, ale sama cięciwa kuszy została wcześniej napięta przez Patryka. Dzięki temu dziewczyna zaoszczędziła cenne sekundy i zdążyła wymierzyć broń w Gaudentego. Lubieżnik zerwał się z miejsca, nadal trzymając Patryka.
- Dobrze ci radzę, zastanów się... - wydusił mężczyzna, lecz jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż wcześniej. Nie czuł się już panem sytuacji. Poczucie władzy gdzieś wyparowało, a bez niego została tylko nalana gęba i świńskie oczka. - Rzuć to, albo go zabiję! Nie żartuję, rzuć to!
Ostatnie zdanie niemal wykrzyczał, lecz gardło Patryka pozostawało nietknięte. Gaudenty prawdopodobnie zaczął zdawać sobie sprawę, że popełnił błąd wstając. Gdy siedzieli, mógł jakoś zasłonić się dzieciakiem. Teraz stanowił dość duży cel...




Horst, Jeremi, Eugeniusz

Światożar rzucał się jeszcze przez chwilę, lecz solidnie zaciągnięte więzy skutecznie ostudziły zapał młodzieńca. Nie odzywał się, patrząc jedynie z wściekłym wyrzutem na wiedźmiarza. Może i narobił im niezłego kłopotu, ale zdaje się, że nie zyskał czarnoksięskich zdolności. Więzów magicznie zdjąć nie zdołał - jedynie wyglądał jak sam diabeł, przez smołę którą się umaział.

Niebawem do chaty zapukał kapłan.
 
Bardiel jest offline  
Stary 31-01-2020, 20:13   #169
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Na odgłosy dochodzące zza drzwi, Bogna zamarła w pół podskoku na Lutherze. Na jej piegowatej buźce, zamiast rozkoszy i spełnienia, pojawiło się zaskoczenie i strach…
- Żeby ich wszystkich zawszony pies trącał - Fuknęła, po czym szybko zeszła z siedzącego na krześle młodziana. Mieli tylko chwilę, nim obaj młynarze wejdą do środka i ich przyłapią, nie było więc czasu na ceregiele. Spódnica opadła ponownie do kolan, przysłaniając co trzeba, a dziewoja capnęła swoją koszulę, by ją szybko założyć. Brakowało w koszuli jednak guzików, które w miłosnym uniesieniu Luther urwał, wsadziła ją więc sobie jedynie w spódnicę, po czym skrzyżowała ręce na piersiach, zakładając jedną na drugą, i tak tam stała w kuchni, niby nic, naburmuszona i wpatrująca się w drzwi, co w sumie pasowało do sytuacji "zdziwionej i lekko obruszonej dziewoji, co to niby znowu widzi pijanego gospodarza"...

Luther przez dobry moment nie za bardzo wiedział co się dzieje. Choć nieco się we mieście nauczył, to być może nie miał takiego doświadczenia jak Boguśka. A być może po prostu za głęboko miał wpojoną ojcowską zasadę “jak coś robisz, to rób porządnie” i potrzebował chwili by skupić się na czem innym niż kołyszące się przed nim jędrne piegowate cycki. Dość rzec, że gdy wychowanka młynarza była już niemal gotowa na powitanie ojca, on nadal walczył z trokami od portek.
- Żeż by to….
W końcu wygrał tę nierówną walkę i gdy drzwi się otworzyły, łyknął raz jeszcze piwa. Głęboki, głęboki łyk. A potem westchnąwszy, otarł usta i spojrzał na zdębiałego nieco Żyrka i próbującego rozpoznać w nim znajomą gębę Racimira.
- Żyrko!

Żyrosław nie zareagował równie entuzjastycznie co młody Grolsch. Wypuścił z rąk zataczającego się Racimira. Chwiejący się młynarz oparł plecy o framugę drzwi. Tymczasem jego syn dopadł do Luthera i bezpardonowo chwycił za poły koszuli.
- A ty następny! Gdzie żeś się podziewoł do stu diabłów?! - ryknął młynarczyk wbijając wściekłe spojrzenie w druha. - Durniu jeden, dziedzic na tortury chce cię brać!
Żyrosław nawet nie zwrócił uwagi na obecność Bogny. Racimir zaś… Chyba w ogóle na nic nie zwracał uwagi.
- Czekej no Żyrko baranie! Zaraz powiem ino… - Luther z początku zwyczajnie chciał po prostu wyjaśnić przyjacielowi to czego ten nie wiedział, ale ostatecznie dotarło do niego jedno z kluczowych słów - tor… jakie tortury??? Dyć ja do lasu po Światka poszedł!
Piwowarczyk poczuł jak zimny pot skrapla mu się na karku i spływa po plecach. Po wsi łaził w te i we wte. Strażników pana mnogo i choć ich unikał, to sądził, że najwyżej go do karczmy wezmą przed pańskie oblicze na spytki. Których nie chciał. Ale… męki?
- Stwórco… Ale żem w łajno popadł - złapał się za głowę i przysiadł.
Po czym obejrzał na Bognę.
- A ty czego mnie nie powiedziała???
- Emmm… - Zapowietrzyła się dziewoja, wyraźnie markotniejąc - Chciałam powiedzieć, ale nie wiedziałam jak… schowałeś się tu, to było ważne, na odchodne miałam ci powiedzieć… - Wyjaśniła swoje postępowanie.



.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 31-01-2020, 21:19   #170
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Aaaa - Luther najwyraźniej przyjął jej słowa jak w pełni uzasadnione - No… no dobra. Ale, ale. Ja tu po Racimira przyszedłem. Tatko go wzywa do siebie pilnie. Ale chyba będziesz go musiał zastąpić Żyrko.
Tatko pewnie nie będzie szczęśliwy, ale lepszy rydz niż nic.

Żyrosław spoglądał spode łba to na Bognę, to znów na młodego Grolscha. Gdyby nie to, że stał na rodzinnej podłodze, zapewne nie omieszkałby splunąć.
- Ociec jest niedysno… niedysnopowany - odparł kwaśno, zaś Racimir osunął się tyłkiem na ziemię. Zupełnie tak jakby chciał potwierdzić słowa syna. - Czemuż to mam łazić po nocy do was?
- No przecie… - Luther chciał już przypomnieć młynarczykowi o tym, że mu brata znalazł, ale zaraz zdał sobie sprawę, że przez te ponure wieści o torturach nie zwyczajnie jeszcze mu tego powiedzieć nie zdążył. - Światka we puszczy znalazłem. Jest u nas.

Bogna nie ruszała się z miejsca ani o cal, stojąc jak stała, oparta tyłkiem o stół, z dłonią założoną na dłoń, przysłuchując się rozmowie…

Żyrosław spojrzał na młodego Grolscha oczami jak spodki.
- Znalazłeś?... Światka?... Kumie mój, no to migiem ruszajmy! - Żyrosław już chciał czym prędzej opuścić młyn, ale zauważył przeszkodę w postaci przysypiającego Racimira.
- Luther… Pomógłbyś mi go zanieść na górę? Nie godzi się ojca w progu pijanego ostawić…

Piwowarczyk ocenił fachowym spojrzeniem stan żyrkowego łojca i pokręcił przecząco głową.
- Lepiej go tu zostawić. Na ławie może, alibo stole baranice rozłożyć i na tym położyć. Jak go na górę wtarabanim, a łobudzi się później to jak nic runie na dół i się połamie. Boguśka weź no… na ten - wskazał miejsce gdzie wcześniej się ruchali - Noo… jakieś skóry, czy futra.... A my go podniesiem...
- Lepiej by było do własnego wyra, ale co ja tam wiem, nie? - Spojrzała przekornie na Luthera, po czym wzruszyła ramionami. Wzięła swój kubraczek w dłoń(by go poza widokiem dla obu założyć i związać, żeby trzymał na miejscu, i przysłaniał rozchłestaną koszulę z urwanymi guzikami), po czym opuściła kuchnię, szukając jakiś futer i takich tam.
- Ale lepiej na ziemi, bo jak z czegoś rypnie, to jeszcze co będzie… - Dodała na wychodnym.
Piwowarczyk zbyt zapewne już miastowy i za młody by wiedzieć jako się postępuje z babą co to za dużo ozorem miele, rozważył jej słowa kucając przy stole i oceniając wysokość. Przekonany wyraźnie nie był.
- Aj szkoda czasu. Nic mu n tej ziemi nie będzie. Na bok go ino co by się nie zachłysnął. Wilka dostać nie zdąży.
Żyrosław stał przez chwilę, zastanawiając się. Bognie wydało się, że na moment zawiesił spojrzenie na jej rozchełstanej koszuli. Ale może to tylko takie wrażenie? W końcu młynarczyk kiwnął głową.
- Racja, położym go na futrach przy piecu i ruszamy w drogę - oznajmił chwacko, biorąc się za przeniesienie ciężkiego młynarza w stosowniejsze miejsce. Nie minie wiele czasu, nim będą gotowi. Sierota uwinęła się dosyć szybko, i wróciła z paroma futrami i kocami, z kubraczkiem założonym na wierzch…
Mijając ją chwilę później w drodze do drzwi, piwowarczyk nie omieszkał ucapić chyłkiem za pośladek.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172