Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2020, 20:14   #501
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Nie sądzisz, że powinieneś był z czymś takim przyjść w pierwszej kolejności do mnie, a nie do mojego ojca? - Noel zapytał szeptem. - Wygląda młodo, ale ma więcej, niż pięćdziesiąt lat - dodał. - Poza tym stawia nas to w niezręcznej sytuacji - wydął usta i napił się naparu. Zerknął uważnie na Mishę. - Z drugiej strony dobrze, że nie próbowałeś wskoczyć mu do łóżka za moimi plecami. To byłoby dużo gorsze.
- Noel, ja mu nic nie proponowałem, serio… To on mi… Groził… - powiedział cicho Misha. Zerknął z ukosa na Joakima.
Noel skrzywił się.
- To wciąż mój ojciec - przypomniał. - Nie oczerniaj go. Nie sądzę, żeby ci groził. Czemu miałby ci grozić. Malujesz go tak, jak moja matka. Jeżeli bardzo chcesz tego trójkąta, to będziesz go miał. Ale nie kłam na temat innych ludzi tylko dlatego, żeby samemu lepiej wypaść. To niesmaczne - popił słowa ziołami.
Misha otworzył i zamknął usta w ciężkim szoku. To wcale nie poprawiło jego nastroju. Noel bronił swojego ojca. Nie wierzył mu, tylko temu co powiedział starszy mężczyzna. Rasputin poczuł się zraniony. Zamilkł. Wstał. Poszedł do łazienki. Chciał pobyć na chwilę sam. Co się tu tak właściwie działo? Był oszołomiony tempem tej sytuacji, tego jak okropnie manipulował ojciec Noela i że młodszy Dahl mu nie ufał. Chłopak potrzebował chwilę ochłonąć.

Minęło parę minut. Umył twarz i dopiero wyszedł. Zebrał się w sobie i nabrał nowej energii. Uznał, że będzie ignorował wszelkie aluzje do seksu, póki ojciec Noela się nie wyniesie.
- Wypiłeś już? - zapytał, zwracając się do młodego Dahla.
Noel odwrócił wzrok na Mishę i pokiwał głową. Następnie spojrzał na twarz Joakima, który siedział obok niego.
- Tak jak już mówiłem, nie będziemy się w najmniejszym stopniu dotykać. To oczywiste - starszy mężczyzna kontynuował rozmowę, której początku Misha nie słyszał.
- Może zgasimy światła? - zaproponował Noel.
- Wtedy przypadkiem moglibyśmy się dotknąć - odparł Joakim. - Czy macie jakieś zabawki?
Jego syn przeniósł wzrok na Mishę.
- Misha? Mamy jakieś zabawki?
- Co…? Jakie… Zabawki? - zapytał. Misha nie rozumiał wstępnie o czym była rozmowa, ale szybko wyłapał, że musiała dotyczyć seksu…
- Raczej nie mamy - mruknął Noel, spoglądając ponownie na ojca.
- Może najpierw zjemy… - zaproponował, zamierzając taktycznie wykonać unik. Ostateczną bronią będzie ucieczka na noc do O’Hooligans… Z drugiej strony chciał dać Kirze i Kirillowi trochę czasu sam na sam. Czuł się w jakiejś cholernej pułapce. Potrzasku. Ile miał pieniędzy? Może mógł wynająć pokój dla siebie na noc… Musiał sprawdzić.
Noel wstał i ruszył do kuchni. Spojrzał na chłopca i uśmiechnął się ciepło.
- Twoje zioła pomogły mi. Jak zawsze. Jestem głupi, że tak się przejadam. A ty kochany. Dostaniesz za to większą porcję - rzekł i zaczął nabierać mieszankę warzywną na trzy różne talerze.
- Podprawiłem przecierem pomidorowym - rzucił Joakim.
- Wiem, ładny kolor. I smak - mruknął jego syn. - Aha. I mam główną, niepodważalną zasadę. Nie robimy niczego, z czym Misha czułby się niekomfortowo. Jedno jego słowo i wszystko przerywamy. To ma być dla niego, nie dla nas.
- Oczywiście - Joakim odpowiedział bez chwili zastanowienia.
Co za… ironia.
- Ale wy tak na serio? - zapytał trochę zdezorientowany.
- Co na serio? - Noel nie rozumiał.
- Zastanowiłem się nad tym i dochodzę do wniosku, że to problematyczne i niewłaściwe i może innym razem - powiedział. Skoro nie mógł się wykręcić od tego, że tego wcale nie proponował, spróbował sprawić, że pomyślą, że się rozmyślił. Serce mu się znowu kołatało po klatce piersiowej. Wcześniej miał wrażenie, że Noel go rozszarpie. Teraz miał wrażenie że drażnił jakieś dwa niebezpieczne stworzenia i jak przegnie, to go po prostu rozszarpią… Wziął jeden z talerzy z warzywami i zaczął w ciszy jeść.
Noel uśmiechnął się.
- Wiesz co? Od początku też tak uważałem! Cieszę się, że zmieniłeś zdanie - rzekł. - Wiem, że im człowiek jest młodszy, tym bardziej chce spełnić swoje najdziksze fantazje, ale może to byłoby nieco zbyt szybko. Biorąc pod uwagę, że już dzisiejszy dzień był dość wyjątkowy. Mam nadzieję, że dla ciebie również, bo dla mnie na pewno. Nie musimy tak podkręcać tempa.
Joakim bawił się przednio.
Parsknął i pokręcił głową. Noel spojrzał na niego zdziwiony.
- Mały ma charakterek - mruknął.
- Co? - jego syn nie rozumiał.
- Usłyszał, że nie chcemy się nawzajem dotykać i teraz będzie zgrywał obrażonego. Co za zbok.
Noel zmarszczył brwi i spojrzał na Mishę.
- To mój ojciec - każde słowo akcentował. - Ostatnio mam wrażenie, że w ogólę cię nie znam… - zawiesił głos.
Joakim przegryzł od środka policzek, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Młodzież - prychnął.
- Wcale nie o to mi… Noel serio… Spędzamy razem tyle czasu, czy myślisz, że mógłbym coś takiego zaproponować, albo się obrazić? Czy ja się w ogóle obrażam? - zapytał zaskoczony.
- No cóż, przez ostatnie dni w ogóle nie próbowałeś się do mnie dobierać, więc… - Noel mruknął. - Nie pamiętasz początku tego wszystkiego i o co poszło?
- Mały rządzi tobą jak ołowianym żołnierzykiem - Joakim zagwizdał.
- Czy naprawdę proszę o tak wiele, mówiąc, że nie chcę obciągać mojemu ojcu, albo że nie chcę go brać? - zapytał Noel, unosząc się gniewem.
- Tak to sobie wyobraziłeś? - Joakim zapytał. Zakaszlał, żeby w ten sposób ukryć śmiech.
Gorąco gniewu poraziło Mishę i przetoczyło mu się po plecach. Nie mógł wydusić ani słowa, bo prawdopodobnie powiedziałby coś bardzo niemiłego, albo niestosownego. Jego ciemne, czarne oczy mówiły jednak bardzo dużo. Gdyby mógł posiekałby ojca Noela, ale nie mógł, bo to był jego ojciec. Czuł się żałośnie. Nie wiedział co ma zrobić, by uratować sytuację. Jak tylko próbował z niej wybrnąć, mężczyzna obracał jego słowa przeciw niemu. Misha zajął się jedzeniem, choć stracił apetyt całkowicie.
- Mówiłem ci, że nie chcę, żebyś robił coś, czego nie chcesz - powiedział tylko. Nie patrzył teraz na nikogo. Próbował uratować swoje pionki, które ten okropny człowiek zbijał mu z szachownicy. Kaverin miał rację, to był potwór wcielony. Przebiegły jak lis. Potwornie inteligentny. Czy to był kolejny test, czy to wszystko było farsą od samego początku i tak naprawdę wędrował do tego, by jednak zdobyć Mishę i dostać go w swoje łapy? Chłopak spojrzał na drzwi wyjściowe. Prawdopodobnie ostatnią drogę ratunku, jeśli żadna gra nie wypali jak powinna. Będzie musiał uciec i przeczekać to wszystko gdzieś… Gdziekolwiek indziej, tylko nie tu.

Joakim zamyślił się. Do tej pory płynął po prostu z prądem, ale doszedł do takiego punktu, w którym musiał podjąć jakąś decyzję. Bardzo łatwo mógłby wbić klin w ten związek i go zniszczyć. I tak też powinien zrobić. To był pieprzony czternastolatek. Emilia była od niego starsza, a z nią Joakim czuł wyrzuty sumienia. To była logiczna droga i tak też powinien postąpić. Dlaczego jednak czuł się przy tym jak zły, czarny charakter, skoro chciał podjąć moralną decyzję? Zamyślił się. Może po prostu dlatego, bo to nie była jego decyzja. Nie mógł tak po prostu wparować w życie swojego syna po wielu latach i odebrać mu najcenniejszą rzecz, jaką może mieć każdy facet - czyli chłopca do ruchania. Misha wydawał mu się miękką owcą, która nie potrafiła akcentować swojego zdania. Mimo wszystko to nie jemu miał się podobać. Oczywiście, chciał go przerżnąć od momentu, w którym zobaczył, z jaką łatwością bierze ogromnego penisa Noela. Sam Joakim był od dłuższego czasu wyposzczony i taki seks wydał mu się bardzo podniecający.

Doszli jednak do takiego momentu, w którym musiał odpuścić. Westchnął.
- Noel, to był tylko żart. Twój chłopak… jeśli to twój chłopak… nie chciał żadnego trójkąta. Po prostu uznałem, że to będzie śmieszne. I kompletnie dałeś się nabrać - zacisnął dłoń w pięść i grzmotnął nią w ramię syna. - Haha.
Noel zamrugał.
Uderzył dłonią w uda.
- Kurwa. Kompletnie mnie nabraliście - pokręcił głową.
Wstał i ruszył po dokładkę. Mimo wcześniejszego bólu brzucha miał dość pojemny żołądek.
- Lepiej nie zadzierać z waszą dwójką. Potraficie nieźle zakręcić człowiekiem.

Joakim uśmiechnął się do Mishy, ale jego oczy były przeraźliwie, elektryzująco chłodne.
Mówiły… “widzisz z jaką łatwością mógłbym rozgnieść cię jak mrówkę? Uważaj. Bo będę cię obserwował.”

W pierwszej chwili Misha poczuł, jakby spadł mu z ramion obrzydliwie ciężki ciężar. W drugiej chwili pojął jak ogromny wpływ na swojego syna miał ten człowiek. Nie widzieli się długi czas, a on po prostu owinął go sobie wokół palca i użył go jako broni przeciw jemu. Misha był pod wrażeniem, ale bardziej jednak był wściekły i przerażony jednocześnie.
‘Kaverin miał rację, to przeklęty diabeł’ - pomyślał i posłał mu dokładnie takie spojrzenie, które mówiło dokładnie to, co pomyślał. Wstał i odniósł swój talerz do kuchni. Milczał, trawiąc całe zajście. Musiał otrząsnąć się i obmyślić nowy plan działania. Po pierwsze, nie mógł więcej zostać z nim sam. Był świadomy, że wtedy ponownie zostanie przygwożdżony do muru, ale dużo mocniej niż poprzednio, bo teraz ojciec Noela zademonstrował mu już swoja siłę. I wcale nie leżała w jego mięśniach. Misha zaczął zmywać, zastanawiając się nad tym. Miał zostać u Noela kilka dni, ale teraz miał ciężkie wątpliwości. Po pierwsze, skoro ten człowiek miałby spać na kanapie, to gdzie miałby spać on? A po drugie… To było jak gra w sapera na trybie ultra hard…

Noel i Joakim rozmawiali na kanapie.
- Przykro mi, że nie mogę być dla ciebie takim wsparciem, jakiego potrzebujesz - rzekł starszy mężczyzna. - Mam swoje problemy i całe życie miałem. Próbuje je rozwiązać, ale nie jest wcale łatwo. Przyznam, że często potrafię być skoncentrowany tylko i wyłącznie na sobie. Jestem chujowym ojcem, to prawda. Ale to nie znaczy, że cię nie kocham. Kocham cię, Noelu. I chcę, żebyś zawsze o tym pamiętał.
Młodszy mężczyzna kompletnie nie spodziewał się tego typu wyznań i nie wiedział co powiedzieć. Poczuł się dużo bardziej niezręcznie, niż kiedy planował z ojcem trójkąt z czternastolatkiem. Co Joakim sobie wyobrażał? Że na tej kanapie rozwiążą lata zaniedbań i wyrzutów?
- Mam wrażenie czasami, że każdego tygodnia przytrafia mi się jakaś okazja, żeby umrzeć. I nie chciałbym umrzeć, nie mówiąc ci tego. Kto wie, może jutro mnie już nie będzie - Joakim wzruszył ramionami.
Zamilkł na moment.
- Oczekujesz teraz ode mnie… jakiegoś wybaczenia, czy coś? - zapytał Noel.
- Mmm… nie - odpowiedział Joakim i uśmiechnął się lekko. - Cieszę się, że mogę z tobą być w święta. Zostałeś właśnie nazwany na ich cześć. Noel to po francusku Boże Narodzenie. Urodziłeś się w Paryżu, kiedy…
- Tak, wiem. Słyszałem tę opowieść milion razy - przerwał mu Noel.
Joakim odczekał chwilę i wstał, żeby skorzystać z toalety. Jak miło byłoby usłyszeć od syna, że on też go kochał. Jednak Dahl nie łudził się. Wiedział, że kompletnie na to nie zasługiwał.
Misha starał się nie przysłuchiwać ich rozmowie, no ale był tym piątym kołem u wozu w pomieszczeniu. Skończył myć naczynia i przysiadł obok Noela. Dał mu obiecane trzy kostki czekolady w milczeniu. Zerknął na drzwi łazienki, a potem na twarz Noela.
Mężczyzna lekko drżał. Był targany jakimiś różnymi emocjami. Wreszcie schował twarz w dłoniach. Trwał tak kilka sekund, po czym wstał. Nie płakał wcale.
- Muszę się przelecieć po otoczeniu - rzekł. - Zjadłem za dużo… - dodał, choć to raczej nie był jego ani główny, ani jedyny problem. - Proszę, nie żartuj z wyrażenia, którego użyłem. Muszę się przelecieć. Ha. Ha.
Zakładał kurtkę.
- Mam zostać? Czy mam sobie pójść? - zapytał ostrożnie Misha, zmieniając temat. Wolał iść, obawiał się zostać z jego ojcem sam, z drugiej strony, jeśli Noel go poprosi, to zostanie. Tylko dla niego.
- Jak wolisz - odparł mężczyzna. - Chciałbyś się później zobaczyć? - zapytał.
Noel wymyślił swoją własną metodę wiązania szalika. Lot mógł być wyziębiający nawet w lecie, a co dopiero w zimie. Z drugiej strony warto było zawsze trochę zmarznąć. Tylko ponad chmurami czuł się naprawdę wolny i niezwyciężony. Gdyby mógł, to nigdy nie wracałby na ziemię. Kiedy mieszkał u sióstr, planował uciec. Byłoby bardzo łatwo. Jednak czy byłby w stanie kraść takie ilości jedzenia, jakich potrzebował? Czy naprawdę byłoby mu lepiej? Bał się, że wcale nie. Zresztą Noel zazwyczaj czegoś się obawiał. Zmieniał się jedynie przedmiot jego trosk.
- Hm… No miałem zostać u ciebie do Sylwestra… Dlatego pytam, w związku z tym, że twój tata przyjechał. Jasne, że chcę się później z tobą widzieć… właściwie to wolałbym nawet cały czas, no ale jak musisz się przelecieć to nie wiem… Może się przejdę? - zaproponował. Martwił się o niego.
- No a boisz się go? - zapytał Noel.
To było zabawne, bo tak właśnie było, ale Noel wypowiedział to tonem sugerującym, że wcale nie.
- Myślałem, że będziemy spać razem w moim szerokim łożu w sypialni, a mój tata na kanapie - rzekł. - Czy coś się zmieniło? Boję się was zostawić razem. Kto wie, na co razem wpadniecie następnym razem - uśmiechnął się lekko. - Dwóch szatanów - zażartował.
- Jedyne czego się obawiam, to jego szalone poczucie humoru… - stwierdził Misha, próbując zrobić dobra minę do złej gry.
- Od śmiechu się nie umiera - mruknął Noel i stanął przed oknem.
- W takim razie może rzeczywiście się trochę przejdę i mi to dobrze zrobi po jedzeniu. Może jak wrócimy to zamówimy sobie pizze? - zaproponował.
- Jeśli masz ochotę. Obejrzymy coś? Chyba nie mam dzisiaj ochoty na granie.
Noel otworzył okno. Przymknął oczy, czując chłód nocy. Czerń za oknem stanowiła dla niego wszelkie okrycie, jakiego potrzebował. Uśmiechnął się lekko. Chciał zobaczyć elektryczne światła Sankt Petersburga z wysokości. To były drobne rzeczy, które ekscytowały.
Misha podjął decyzję, że jak tylko Noel poleci on też się ubierze i wyjdzie. Musiał ochłonąć po tym co tutaj zaszło.
- Jasne, możemy coś obejrzeć. Jakiś film. Pomyśl nad propozycjami, ja też wymyślę i wybierzemy coś z tego wspólnie - zaproponował. Obserwował jak Noel otwiera okno i czekał.
- O której wrócisz? - zapytał.
- Ptaki nie mają zegarków - odpowiedział młody Dahl.
Jego stopy uniosły się i wnet wylądował z gracją na parapecie.
- Ja ptakiem nie jestem, ale gdy jestem w górze, łatwo jest mi o tym zapomnieć. Tam czas płynie zupełnie inaczej - uśmiechnął się lekko.
Zawiesił wzrok dłużej na Mishy.
- Ale miło mi, że tym razem mam do kogo wracać - powiedział.
Odwrócił się, odepchnął i znalazł w powietrzu. Zniknął. Jedynie otwarte okno po nim zostało.
Rasputin uśmiechnął się na te jego ostatnie słowa. Były miłe. Obserwował ciemność nieba w której zniknął Noel. Następnie rozejrzał się po ulicy, by wreszcie westchnąć i zamknąć okno. Zasunął roletę i odwrócił się. Naczynia postanowił dokończyć później, jak wróci. Zerknął na drzwi łazienki. Miał nadzieję, że zdoła wyjść, nim ten człowiek z niej wyjdzie. Z drugiej strony powinien zostawić mu jakąś informację o tym, że będzie siedział sam. Może nie było to grzeczne, ale po tym jaki dał mu popis, nie mógł się dziwić, że Misha też pragnął zwiać z apartamentu Noela.
Jednak Joakim wyszedł z łazienki prędko. Tak wydało się Mishy, jednak w rzeczywistości spędził tam przecież kilka minut. A nie zapowiadał wcale długich kąpieli.
- Jak się właściwie poznaliście? - zapytał, spoglądając na chłopca, który właśnie pisał do niego notatkę na neonowo żółtej, samoprzylepnej karteczce.
Misha zerknął na karteczkę, po czym na mężczyznę. Odłożył kartkę i długopis.
- Otóż przyjechaliśmy tu z siostrą i no… Ten… Poznaliśmy się na pizzy, w pizzerii niedaleko - powiedział szukając słów. Nie mógł mu przecież powiedzieć wszystkiego. Miał pojęcie, że Kaverin za nim nie przepadał, miał pojęcie, że to groźny człowiek i obawiał się, że jeśli powie mu za dużo, to ten zrobi mu krzywdę… Albo jego siostrze.
- Czy mój syn często zarywa do nastoletnich chłopców w pizzeriach? To była pewnie twoja impreza urodzinowa, co nie? - Joakim rzucił z ołowianym sarkazmem.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:14   #502
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Tak, wyskoczył z tortu. Najwyraźniej macie więcej wspólnych cech… - odpowiedział Misha, zanim ugryzł się w język. Wzdrygnął się jednak na to.
- Hmm? - Joakim nie zrozumiał.
- Nie, po prostu się zakolegowaliśmy, najpierw jak kumple, po prostu sobie graliśmy razem - skinął na konsolę.
- A potem jakoś tak wyszło… - wzruszył ramionami.
- Zamierzam przejść się na spacer. Zapewne może się pan czuć jak u siebie, bo wątpię, by gdziekolwiek i u kogokolwiek zachowywał się pan inaczej… - powiedział jeszcze i ruszył w stronę korytarza, gdzie miał buty i kurtkę. Klucze, portfel i telefon miał w kieszeni, więc nie musiał ich szukać.

Joakim parsknął śmiechem.
- Uciekasz ode mnie. Miałem nadzieję, że dajesz dupy tylko w sypialni, a nie jeszcze w życiu - rzucił.
Podszedł do niedopitego piwa Noela i pociągnął łyk.
- Co takiego możesz mu zaoferować? - zapytał. - Jesteś kolejnym chłopcem, którym trzeba się opiekować. Czy… gdzie się podział Noel? - Joakim rozejrzał się.
- Poszedł się… - Misha zawiesił głos.
- Hmm?
- Poszedł się przelecieć. Wróci później… - dokończył. Miał mu do powiedzenia dużo więcej słów, ale zachował je dla siebie. Zgrzytnął tylko zębami.
Joakim zmrużył na to oczy i słuchał go dalej.
- Mogę mu zaoferować opiekę i towarzystwo…
- Tak, cudownie, złotko - Dahl przerwał chłopcu. - Czy posiadasz jakąś własną moc? Jesteś Parapersonum lub Paranormalium?
Misha skrzywił się.
- Nie, ale otaczają mnie takie osoby, to mi wystarczy… - powiedział wymijająco.
- Czyli poznaliście się przez Kaverina - Joakim skonstatował. - Nie sądzę, że mój syn popisywałby się lataniem przed chłopcem z pizzerii. To nie jest sposób, żeby wyrywać na niego chłopców. Sam nie posiadasz w sobie niczego. A to znaczy, że musisz mieć przy sobie bliskie, obdarowane osoby. Tylko co cię może łączyć z Kirillem? - zamyślił się i przesunął wzrokiem po sylwetce Mishy, szukając wskazówek. - Jesteś ministrantem? Nie, to bez sensu. Skąd ministrant bez mocy miałby poznać Megreza… i dlaczego ten miałby utrzymywać z nim kontakt? Musisz mieć interesującą mamę, tatę, siostrę lub brata - Joakim skonkludował. - Najpewniej siostrę, o której już wspomniałeś.
Misha wzdrygnął się. To nie wyglądało dobrze. Nie powiedział więcej niż dwa wymijające stwierdzenia na swój temat, a ten mężczyzna zaczynał go rozkładać na czynniki pierwsze.
- Niezła dedukcja… - stwierdził. Nie chciał jednak wpuścić go dalej. Zawiązał buty i wdział kurtkę. Zawijał szalik na szyi.
- Niestety nie odpowiem na dalsze pytania… - powiedział i spróbował się uprzejmie uśmiechnąć.
- Jeśli pan chce, może z nami pooglądać potem film… Do zobaczenia - powiedział i odwrócił się by wyjść.
Joakim nie zamierzał go zatrzymywać. Zaczął mówić do siebie.
- To w sumie ciekawa zagadka. Jeśli naprawdę zależałoby mu na Noelu… to powinien był przespać się ze mną i uniknąć tego wszystkiego? Czy tego nie zrobić, co skutkowałoby rozpadem związku i złamaniem serca mojego syna? Ciekawe… Miał skubany szczęście, że się wycofałem - rzekł, podchodząc do patelni. Planował je umyć po obiedzie. - Moje biedne, słabe, miękkie serce - westchnął teatralnie, macząc gąbkę w płynie do mycia.

Misha tymczasem wyszedł z pokoju i zamknął drzwi. Następnie ruszył korytarzem do windy. Potrzebował się przejść. Musiał otrząsnąć się po tym wszystkim co miało miejsce. Zamierzał pójść sobie dookoła najbliższy kwadrat ulic, a potem skręcić i zajrzeć do O’Hooligans. Czy było dużo ludzi? Czy Kaverin i Kira byli na górze? Z jednej strony chciał powiedzieć Kirillowi o wszystkim, z drugiej bał się konsekwencji. Nie wiedział, czy ma powiedzieć, czy nie i bił się z tymi myślami na spacerze. W międzyczasie zaczął padać śnieg. Pruszył powoli, dużymi płatkami. Osiadał na jego ramionach i czapce.
Nic się nie działo. Nikt go nie zaczepiał. Misha miał wrażenie, że apartament Noela zachorował na raka, jakim był Joakim Dahl. Jego pojawienie się wszystko komplikowało i nic nie ułatwiało… Nie wiadomo kiedy doszedł do O’Hooligans. Ujrzał Kirilla, który wychodził z pobliskiego samochodu i zanosił do budynku jakąś butlę.
- O… jesteś. Super. Pomógłbyś mi z helem do balonów? - zaproponował Kaverin. - Właśnie przyjechała dostawa. Kupiłem cztery butle, no i jeszcze dużo jedzenia i wnoszę to sam. Masz może trochę czasu teraz?
Misha miał wrażenie, że się zaraz rozpłacze, ale dzielnie otrząsnął się i kiwnął głową.
- Mhmm… Noel poszedł polatać. Jasne, pomogę - zgodził się. Dzięki temu zabije nieco czasu i skupi się na czymś innym niż zaraza w apartamencie młodego Dahla.
- Co tam słychać? W co ostatnio gracie? - Kirill zapytał lekkim, jak na niego tonem. - Spróbuj, czy to nie będzie dla ciebie zbyt ciężkie - powiedział i podał mu butlę z helem.
Misha nagle uświadomił sobie, jak skomplikowana była ta sytuacja. Joakim wiedząc o ich związku posiadał nad nimi pewną władzę, gdyż Kira i Kirill nie mogli się o nim dowiedzieć. A może mogli? Rasputin mógł o wszystkim im powiedzieć. Wystarczyło tylko otworzyć usta… choćby teraz… zaraz… Czy miał na to odwagę?
- W Red Dead Redemption… Taka o dzikim zachodzie… - postanowił wstrzymać się na jeden wieczór. Jeśli jednak ten człowiek znów spróbuje mu zagrozić tak jak wcześniej, wtedy poinformuje o wszystkim Kaverina. Na razie jednak musiał betonowo zamknąć swój umysł przed siostrą. Ciężar butli był spory, ale nie zbyt wielki dla chłopca.
- Jak się dogadujecie? - zapytał Kirill. - Zastanawiałem się, czy nie spędzacie przy telewizorze zbyt dużo czasu. Może poszlibyście raz na jakiś czas pograć w piłkę? Albo do salonu gier, takich bardziej oldschoolowych? Albo pouganiać się za dziewczynami? Co? - uśmiechnął się. - Widzę, że masz nową fryzurę. Wyglądasz jak młody Don Juan. Pewnie masz na oku jakąś koleżankę w szkole, co nie? - Kirill uśmiechnął się i poklepał chłopca po plecach wolną dłonią.
Misha uśmiechnął się lekko.
- Spróbuję go namówić na salon gier. może mu się spodobać ten oldschoolowy klimat - zgodził się. Zdecydowanie chciał zabrać Noela w najfajniejsze miejsca. Może i nie był uzdolniony pod względem mocy, ale mógł mu dać namiastkę domu. Przypomniał sobie, jak Noel wyglądał jak wspomniał, że to miłe wrócić do domu, w którym ktoś na ciebie czeka. To było poruszające.
- Testuję nowe uczesanie, szukam w jakim mi najlepiej - dodał po chwili gdy nosili toboły na górę.
- No cóż, jesteś bratem swojej siostry. Wyglądasz bardzo dobrze bez względu na swoje starania. Kira jest ślepa, a i tak przez większość czasu wygląda jak supermodelka - zaśmiał się Kaverin. - Nie wiem jak to robi, ale jak musi, to potrafi się naprawdę dobrze umalować. I ani jedna kreska nie wychodzi asymetrycznie. To jest naprawdę sztuka. Co prawda ma tylko jeden makijaż, którego się trzyma i który opanowała do perfekcji, ale świetnie w nim wygląda. Choć korzysta z niego jakoś raz na dwa tygodnie co najwyżej - Kirill miał dzisiaj bez wątpienia gadatliwy dzień. Co znaczyło, że uprawiał seks z Kirą. To zawsze dobrze go nastrajało. - Na co dzień jest zniewalająca, ale jak doda te błękitne cienie, to mam wrażenie, że spoglądam na żywą okładkę Vogue’a - mruknął i stęknął, odkładając butlę przed drzwi apartamentu.
- No wiem… Ale ona zawsze tak miała. Jak to się mówi, ładnemu we wszystkim ładnie - podsumował chłopiec. Misha swoją też postawił.
- Racja. A nawet gówno ubrane w szmaragdy i diamenty pozostanie gównem.
- Razem pójdzie nam dużo szybciej… - stwierdził. Choć szczerze, miał nadzieję, że nie i że dzięki temu zabije czas przed powrotem do apartamentu. Nie był pewny ile latanie zajmie Noelowi, ale miał nadzieję, że jakąś godzinę, obstawiał, że mniej więcej tyle potrwa mu to pomaganie Kaverinowi.
Odstawili butle do przedpokoju i zaczęli schodzić do samochodu.
- Cieszę się, że tak zaprzyjaźniłeś się z Noelem, ale może my również powinniśmy spędzić z sobą trochę czasu? To nie jest tak, że zależy mi tylko na twojej siostrze i nie liczysz się dla mnie. Gdyby tak było, to nie ruszyłbym za tobą na cmentarz, kiedy stłukłeś moje znicze - uśmiechnął się lekko. - Pamiętasz, kiedy to było? Wieki temu, zdawałoby się. Może obejrzymy dzisiaj z Kirą… hmm… którąś część Zmierzchu? Widziałeś już Zaćmienie? Pamiętam, jak ci się podobały książki.
- Obiecałem Noelowi, że dziś z nim coś pooglądam, ale jutro z wami chętnie spędzę czas… Czemu nie - stwierdził. Oczywiście, o ile nie zostanie z jakiegoś powodu wyrzucony do nich już tego wieczoru. Miał skromną nadzieję, że nie.
- To świetnie, będę miał czas, aby kupić film.
- Dobrze spędzacie czas z Kirą przy przygotowaniach? - zapytał.
- Trochę się stresujemy. Ale to jest dobry rodzaj stresu. Nie ten… “za chwilę wszyscy zginiecie, tak zostało zapisane w gwiazdach”... Gwiazdach… hah… Tylko to bardzo zwykła nerwowość. Taka bez uciekania z płonących budynków i tym podobne. Miła odmiana. A co, chciałbyś nam trochę pomóc? Już pomagasz - mruknął Kaverin i raz jeszcze otworzył bagażnik. Wyjął z niej papierową torbę pełną jedzenia i podał ją chłopcu.
- Mhmm, no wiem… - Misha powiedział zamyślony. Wziął tę i następną torbę i zaniósł do lokalu. Trochę się nadźwigał po schodach, ale na szczęście nie było ich dużo. Powoli uspokajał się im dłużej był w otoczeniu Kirilla.
- Masz może ochotę coś zjeść? Zrobiłem dzisiaj lazanię. Taką, co zwykle. To ulubiona Kiry. To prawda, że ty najlepiej gotujesz, ale ja też mam swoje trzy dania, które potrafię przyrządzić - Kaverin zaśmiał się.
Był naprawdę szczęśliwy. Jak mógł kompletnie nie odczuwać, że w bloku obok znajdował się jego największy wróg?
Ta myśl była lekko oszałamiająca dla Mishy. Nie poruszał jednak tego tematu.
- Zrobiłem dziś duszone warzywa i z tego lekkie leczo - wyjaśnił.
- Brzmi smakowicie!
- Niedawno w sumie jedliśmy, ale dziękuję. Lubię twoją lazanię - powiedział i uśmiechnął się do niego.
- Miło, że tak mówisz. Dopiero niedawno zacząłem gotować, bo Kira rzecz jasna nie może. Zazwyczaj jadłem jedynie owsiankę, albo piętkę chleba i kawałek suchego, żółtego sera… Ale okazuje się, że większość ludzi je nieco wykwintniej, a odkąd zacząłem z nimi żyć, to też się dostosowałem. Może chcesz butelkę coli? Co prawda kupiłem ją na Sylwestra, ale możesz ją wziąć dla siebie i Noela.
Kirill zamilkł na chwila.
- No może nawet dwie, ale nie więcej - podniósł do góry dłoń z palcem wskazującym.
- Super, w sumie przyda się… Wezmę dwie i więcej nie - obiecał Misha. Cieszyło go, że pojawienie się jego i Kiry miało taki dobry wpływ na tryb życia Kaverina. Zaczął bardziej o siebie dbać, a na tym bardzo zależało Kirze. Misha lubił ich obserwować. Byli razem tacy ciepli. Wniósł kolejny pakiet toreb.
- No, to chyba wszystko. Z resztą dam sobie radę - rzekł Kirill.
Wyjął dwie butelki pepsi i już miał je podać chłopcu, kiedy zawahał się.
- A może wstąpisz do nas? Pamiętaj, że to nie jest tak, że nie masz żadnego domu… wręcz przeciwnie, masz dwa. U Noela i u nas. Zawsze jesteś tu mile widziany - dodał.
- Naaah, wrócę już tam, nie chcę, żeby Noel się martwił gdzie zniknąłem jak on latał - stwierdził i wziął dwie pepsi od Kaverina.
Kirill skrzywił się na to.
- No dobra...
- Dziękuję… - dodał Misha. Wiedział, że ma dwa domy, w obu czuł się dobrze, ale w każdym na innych polach… A teraz, czuł się źle w każdym. Tutaj nie mógł ujawniać prawdziwych myśli, a tam siedział diabeł z piekła rodem. Misha miał tylko nadzieję, że wytrzyma, póki to się nie skończy. Wziął butelki pod pachę.
- Nie ma za co! Widzimy się jutro na seansie wampirzego filmu! - powiedział Kaverin. - To znaczy filmu o wampirach. Wampirze. Edwardzie. Tyle wiem.
- Dobrej nocy Kirillu - chłopiec pożegnał mężczyznę i ruszył na dół i do wyjścia. Zamierzał wrócić już do apartamentu. Zerknął na telefon, która była godzina.
Dwudziesta druga. Nikt też do niego nie napisał. Misha nie miał zbyt wielu przyjaciół w szkole. Nie był w stanie się do nich dogadać. Miał wrażenie… w sumie jak najbardziej słuszne… że żyli w dwóch kompletnie różnych światach. Siedział w nimi ławce podczas kolejnych lekcji i zastanawiał się, dlaczego tak właściwie tutaj był. Czy naprawdę musiał wiedzieć o mitozie i mejozie? Czy potrzebował informacji na temat okresów w literaturze rosyjskiej? Czy naprawdę miał uczyć się stolic wszystkich krajów? Jakie to wszystko miało znaczenie, kiedy uciekałeś przed agresywnym właścicielem burdelu, który zgwałcił twoją siostrę i chciał wyżyć się na niej, na tobie i na swoim bracie? Kompletnie inne realia.

- Dobrej nocy - rzekł Kirill. - Trzymaj się - powiedział i stanął w drzwiach.
Kaverin dbał za każdym razem o to, żeby ich nie zamykać, póki Misha nie zniknie mu z zasięgu wzroku. Pragnął, żeby chłopiec czuł się kochany i potrzebowany. Nie wiedział, czy był mu w stanie to zapewnić, ale pragnął go wspierać. Tak, jak wspierał Kirę. Oczywiście nie licząc seksu. Ta dwójka dała mu coś bardzo cennego, czego nie miał od wielu lat. Może nawet od urodzenia. Cel w życiu.

Misza ruszył do hotelu z dwiema zapracowanymi ciężka pracą butelkami pepsi. Zerknął w górę na okna apartamentu gdzie zamieszkiwał Noel. Następnie jednak wszedł na górę i wjechał windą na odpowiednie piętro. Im był bliżej, tym szedł wolniej. Przy drzwiach wziął obie butelki w jedną rękę i wyciągnął klucze z kieszeni, po czym otworzył drzwi. Pchnął je i wszedł do środka. Rozejrzał się. Spodziewał się wybuchu jakiejś bomby.

Blisko. Rzeczywiście paliło się, ale było to cygaro w dłoni Joakima. Tak, cygaro. Skąd je wytrzasnął? Albo był w sklepie, albo je z sobą przywiózł. Mężczyzna siedział na rozkładanym fotelu w salonie. Jego nagie ciało było owinięte szlafrokiem. Miał mokre włosy. Musiał się niedawno kąpać. Palił. A także pił. Misha spostrzegł butelkę koniaku na stoliku niedaleko mężczyzny. Ojciec Noela bez wątpienia przypominał syna, czy może na odwrót. Był tylko nieco bardziej intensywny. A może po prostu starszy… Miał ponad pięćdziesiąt lat, jeśli wierzyć Noelowi, a wyglądał na dwadzieścia.
- Wróciłeś - rzucił głosem sugerującym, że ten apartament do niego należał. Że sam Misha do niego należał… i w sumie cały świat również.
- Mhm… Przyniosłem pepsi… - powiedział i wszedł do środka. Ściągnął buty, kurtkę i szalik, po czym zaniósł napoje do kuchni. Sprawdził, czy naczynia dalej były do zmywania.
Nie, stały w ociekaczce. Jak na władcę wszechświata, Joakim nie brzydził się od czasu do czasu złapać za myjkę.
- Noela jeszcze nie ma? - Misha zapytał ostrożnie.
- Zazwyczaj ja ludziom wystarcza. Nikt nie pyta się o mojego syna, tylko o mnie. Jakie miłe urozmaicenie… Rzeczywiście, wciąż jesteśmy sami. Czy to znaczy, że obrócisz się i pójdziesz właśnie na drugi spacer? - Joakim uśmiechnął się niby uprzejmie, ale tak naprawdę po prostu się z niego wyśmiewał.
- Nie. Już się naspacerowałem… - powiedział, po czym ruszył do pokoju Noela, żeby sprzątnąć jego prezenty z łóżka i zrobić w sypialni nieco porządku. Uznał, że będzie traktował jego ojca uprzejmie, ale omijał go szerokim łukiem.
Okazało się, że Joakim zajął się również tym. Posprzątał dom w trakcie nieobecności Noela i Mishy. Chłopiec oczywiście mógł przekładać rzeczy z miejsca na miejsce, ale to nie byłoby już sprzątaniem, a jedynie unikaniem starszego Dahla.
- Niech zgadnę! - usłyszał głos z salonu. - Jesteś na mnie obrażony!
- Nie… Po prostu wolę trzymać cię na dystans, jesteś potencjalnie nieprzewidywalny i stanowisz dla mnie zagrożenie. Nie jestem typem osoby, która pakuje się prosto na kłopoty i otwiera im drzwi z szerokim uśmiechem. Szanuję jednak szacunek Noela do ciebie… Pana… Do pana. Dlatego staram się nie kłócić, nie złościć i nie wchodzić w problematyczne rozmowy i sytuacje - odpowiedział mu Misha.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:15   #503
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Joakim zaklaskał.
- Och kurwa… cóż za Miss Poprawność mi się tutaj przytrafiła - zaśmiał się. - Czy potrzebujesz pobudki? Alarmu, który by zadźwięczał i cię obudził? Już dawno temu wpakowałeś się w kłopoty. Nieprzewidywalność i zagrożenie? Jeżeli tym dla ciebie jestem, to przy mnie powinieneś poczuć się jak w domu. To nie jest żadne pieprzone przedszkole. I nie sądzę, żebyś był na cokolwiek przygotowany. Jestem dla ciebie diabłem wcielonym, mimo że w rzeczywistości jestem złem najsłabszego sortu. W mroku czają się dużo straszniejsze siły ode mnie. Które roztrzaskają cię bez najmniejszego problemu. Mój syn mam nadzieję zdoła odlecieć. Uciec… ale twoja śmierć złamie mu serce.
Joakim wstał i przeciągnął się.
- Urządziliście sobie tutaj bardzo spokojne i przyjemne gniazdko, ale prawdziwy horror nadciąga. I nie jesteście na niego kompletnie przygotowani.
Misha zastanawiał się jak niby miałby na to odpowiedzieć. Twierdząco? Przecząco? Podziękować? Wiedział, że Kirill zajmował się zbieraniem jakiś ludzi, informacji… No i była ta jego ważna przyjaciółka Alice, jeśli ktoś miałby wiedzieć jak sobie radzić z nadciągającym zagrożeniem, to pewnie oni.
- Ufam, że Kirill wie jak sobie poradzić - powiedział szczerze. Wrócił do salonu i podpiął telewizor do kontaktu, o ile już podpięty nie był.
- Och, cudownie. W takim razie jestem tutaj kompletnie niepotrzebny - mruknął Joakim.
Zasępił się. Nie szło to po jego myśli. Planował tak pokierować rozmowę, aby z bezużytecznego Mishy uczynić coś więcej. Może nawet pozwoliłby mu napić się jego krwi. Uczyniłby go Konsumentem i dałby mu moc od Dubhe, jeśli dzięki temu Noel byłby bezpieczniejszy. Doszedł jednak do wniosku, że nie tak miało być. Nie… Joakim będzie tutaj diabełkiem, a Kirill aniołkiem zbawicielem. Niech i tak będzie. Niech wszyscy poginą w kurwę. On miał swój koniak. To była jedyna osoba, jakiej potrzebował. Przyjaciel, na którego mógł liczyć. Nalał sobie kieliszek i umoczył w nim wargi, spoglądając na Mishę z oddali. Chłopiec miał w sobie dużo głupiej dumy i gracji. Trochę to szanował, lecz z drugiej strony poznał go, gdy miał ogromnego penisa w odbycie, więc to wszystko razem trochę mu się kłóciło.
- Sądzę, że Noel pana potrzebuje. Każdy potrzebuje ojca… Albo kogoś jak ojca - odpowiedział co szczerze sądził na ten temat. Usiadł na kanapie skrzyżnie. Tak właściwie w pewien sposób osoba Joakima zdawała mu się też smutną, ale może to dlatego, że wszystkie w jakiś sposób okrutne osoby tak naprawdę były też smutne. Tak to sobie wytłumaczył.
- No i ma waszego ulubionego męczennika, Kirilla. To jego prawdziwy ojciec. Ja jestem tylko biologicznym. Byłeś przy naszej rozmowie rano? Ja otwieram się przed nim, może liczę na przytulenie, nie powiem, że nie - Joakim przesunął wzrok na ścianę i napił się raz jeszcze. - “Ojcze. Wiem, jak ciężko jest być tobą i masz na swoich barkach duży ciężar”... Ech… teraz ja gadam jak pizda. Chcę, żeby się nade mną użalano - Joakim parsknął i zaciągnął się dla odmiany cygarem. - Czasami mam wrażenie, że nie ma powodu, żeby się starać. Postąpisz jak chuj? Jest źle. Powiesz, że kochasz? To wyleci w pizdu na trzy godziny i też będzie źle - Dahl chodził po salonie i nagle się roześmiał. - Chyba po prostu, kurwa, nie może być dobrze - dokończył i usiadł z powrotem na swoim fotelu.
- Zazwyczaj ma to związek z wydarzeniami z wcześniej. Jedne da się wybaczyć, inne są bardzo bolesne i trzeba lat na trawienie ich. Tak myślę… - powiedział.
- Może być tak, że przegapił pan swój moment, gdzie ojciec powinien być ojcem, ale zawsze może pan zostać przyjacielem… - zauważył jeszcze.
- Nawet nie wiesz, kiedy twoje życie może się kompletnie rozpaść. Pójdziesz pewnego dnia na głupi pchli targ. Kupisz głupi aparat fotograficzny. Wrócisz do domu i zrobisz nim zdjęcie swojej córce. Od tego czasu byłem traktowany jak Szatan. I do dzisiaj odczuwam skutki tej jakże złośliwej z mej strony aktywności - Joakim parsknął. - Żeby nie zrobić krzywdy swojemu drugiemu, ukochanemu dziecku, wysłałem je daleko. Bo bałem się tragicznie, że zrobię mu krzywdę, będąc przy nim. To oczywiście musiał natrafić na obóz sióstr pedofilek. A… - Dahl roześmiał się. - Szczególnie szukałem właśnie chrześcijańskiej placówki pełnej kobiet, bo wydawało mi się to najbezpieczniejszym miejscem pod słońcem - parsknął gorzkim śmiechem. - Na samym początku myślałem, że nie wykorzystują go zakonnice, tylko ksiądz. Bo każdy rzecz jasna na samym początku podejrzewa księdza. Więc się na nim zemściłem. I oto jestem - rozłożył ręce. - Nie zrozum mnie źle. Nie jestem wcale dobrym człowiekiem. Jednak moje życie było serią niefortunnych wydarzeń i choć nie miałem na nic większego wpływu, to i tak wszyscy mnie zawsze winią. Bo kurwa najłatwiej jest winić mnie.
- Ja winię pana tylko za to, że skrzywdził pan Kirilla. Ale gdyby pan tego nie zrobił, możliwe że nigdy nie stałby się ważną częścią mojego życia i życia mojej siostry… wierzę, że wszystko co się stało ma wpływ na późniejsze wydarzenia. Więc… w zasadzie to dziękuję. Bo dzięki panu poznałem dwójkę wspaniałych osób - Misha powiedział znów szczerze co myślał. Nawet jeśli niepokoił go ten człowiek, najwyraźniej nadal był człowiekiem i miał swoje ludzkie słabości.
- Dwójkę wspaniałych osób? Czyli kogo? - zapytał Joakim. - Mnie i…?
Chyba żartował, ale ciężko było stwierdzić.
- Noela i Kirilla - sprecyzował Misha.
- Nie, czekaj, nie zrozumieliśmy się - odpowiedział Joakim i zakręcił palcem wskazującym w powietrzu. - Mówiłeś o wspaniałych osobach...
- Pan w sumie nie jest taki zły, ale chyba mieliśmy pierwsze bardzo złe wrażenie. Pan moje i ja o panu - stwierdził.
- Wciąż nie mam zbyt dobrego mniemania o tobie. Jeśli już mój syn jest gejem, to mógłby na tym skorzystać i znaleźć sobie jakiegoś mięśniaka - odpowiedział Joakim. - Nie chcę cię w żaden sposób zranić, ale jesteś taki bezużyteczny. Zgodzisz się - zrobił znowu ten swój ruch nadgarstkiem. - Może dlatego chcesz tak dobrze dogodzić mu w łóżku. Bo bez tego nie jesteś w stanie uczynić nic.
- Już dawno pogodziłem się z faktem, że jestem bardzo dobrą kurą domową. Ale ktoś musi, kiedy ktoś inny nie może. Uważam, że każda osoba jest potrzebna. Mniej lub bardziej użyteczna… - powiedział, choć rzecz jasna poczuł się nieco urażony. Oczywiście że od czasu do czasu martwił się tym, że nie umiał tak naprawdę nic, poza doskonałym zajmowaniem się domem.
- A gdybym powiedzmy… wrócił za miesiąc? Lub dwa? I wziął cię na dłuższą podróż. Nie jestem diabłem, ale rzeczywiście, niczym diabeł, jestem w stanie dawać nadnaturalne moce. Mógłbym uczynić z ciebie coś więcej, niż chłopca do dupczenia. A powinno ci na tym zależeć, bo w gruncie rzeczy słabo wypadasz w tej roli. Choć próbowałem, to nie udało mi się ciebie wziąć - westchnął zirytowany. - Skoro tak, to twoja siła musi pochodzić z jakiegoś innego obszaru. Niż odbytu, rzecz jasna. Czy mówię kompletnie od rzeczy? - uśmiechnął się lekko i spróbował koniaku.
- Nie wiem, czy moja siostra by się na to zgodziła.
- O kurwa - Joakim się zaśmiał. - Nie… - jego śmiech robił się coraz bardziej gorzki. Kim był ten chłopiec…?
- Znaczy, żebym miał zdolności. Ona ma i nie jest z tego powodu szczęśliwa - powiedział w zadumie.
- Erm. A ty? Jesteś szczęśliwy? Teraz, w tej chwili.
- Nie, ponieważ muszę stale kontrolować swoje myśli przed siostrą, żeby nie dowiedziała się o mnie i o Noelu, a od czasu do czasu Noel ma swoje napady burczenia na mnie, więc i tu w pełni odprężyć się nie mogę. A teraz jest jeszcze pan. Wielki nieobecny, za przeproszeniem tata, który zjawia się i przypomina mi jak bardzo jestem bezużyteczny i nikim. I nie zasługuje na jego syna. Wiem. Dziękuję. Nie potrzebuję ojcowskiego pouczania, najwyraźniej nie bez powodu moi rodzice umarli jak byłem strasznie mały… - dodał ponuro.
Joakim spojrzał na niego. Dopiero teraz chłopiec zaczął mówić.
- Nie bez powodu? - zapytał Dahl. - Każdy potrzebuje kogoś, na kim mógłby polegać… - zawiesił głos, myśląc. - I chcesz przeżyć w ten sposób całe swoje życie? Dawać dupy chłopakowi, który potrafi latać. Mieć siostrę, która ma jakąś swoją moc. Udręczającą, ale jednak. No i też Kaverin, nasza jaśniejąca na niebie gwiazda, która w razie czego zawsze może cofnąć czas. No i… poza tym… - Joakim pięknie modulował głos - ...ty. Nikt. Masz rację, przypominam ci o tym, kim jesteś. Bezużytecznym dzieckiem i tak dalej. Ale to nie zmienia faktu, że mam rację. Chcesz być do końca czwartorzędową osobą w tej narracji? - Joakim zapytał z niedowierzaniem, zaciągając się cygarem.
- Wujek Spidermana był zwyczajnym człowiekiem, a jakos nie był czwartorzędową postacią w narracji.
- Zginął - Joakim przerwał mu prędko. - To było w dziesiątej minucie filmu? Dwudziestej? - zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć. - Też jesteś chodzącym trupem?
Joakim poprawił się na siedzeniu.
- Mój boże. Właśnie tak. Jesteś….
Misha zaczął się zastanawiać. Chodzącym trupem nie był, ale może gdyby miał jakieś zdolności, to mógłby pomóc obronić Kirila i Kirę przed Rolanem? Zastanawiał się…
- A mogę wybrać jaką moc bym miał? - zapytał.
- Nie. To moc wybiera ciebie - powiedział Joakim. - Nie wszyscy dostają tę, którą chcą. Ale każdy dostaje taką, która do niego naprawdę pasuje. I którą mogą zmienić świat… - zawiesił głos. - Może nie świat. Ale uczynić w nim jakąś znaczącą różnicę. To dzięki mocy inni będą cię podziwiać. Dzięki temu Noel będzie pragnął nie tylko rżnąć ciebie, ale również, żebyś ty go brał - Joakim próbował choćby w ten sposób dotrzeć do chłopca. Zakręcił w powietrzu nadgarstkiem. Misha pomyślał, że chyba z tym będzie mu się najbardziej kojarzył. - Co takiego umie twoja siostra?
- Słyszy myśli i sekrety innych ludzi. A właściwie istotki, które każdy ma do siebie przyczepione. Ponoć pochodzą z innej sfery, Kirill nazywa ją… Iterem? Ityrem? Jakoś tak. A ona je słyszy. Niestety, odkąd je słyszy, nie widzi - powiedział ponuro.
Joakim wnikliwie słuchał. Zapisywał każde słowo w pamięci, ale sprawiał wrażenie, jak gdyby wcale nie obchodziło go, co słyszał od chłopca.
- Widzisz? Mogłaby życzyć sobie wszystkiego? Ale dostała dodatkowy zmysł, którego nie ma nikt inny. Właśnie tak to działa. Noel chciał się wydostać i znaleźć gdzieś daleko, w jakimś bezpiecznym miejscu… Dostał moc latania. Ja pragnąłem zabawiać wszystkich wokoło. Żeby mnie kochali i podziwiali. Pragnąłem na nich wpływać. I teraz jeśli chcę, to mogą tańczyć tak, jak im zagram. Mój najdroższy, teraz już zmarły przyjaciel, całe życie pragnął się liczyć i stanowić jakąś siłę. Móc coś zmienić. Kochać przyjaciół i niszczyć wrogów. Otrzymał być może najsilniejszy dar, jaki można otrzymać. A i tak umarł - Joakim wypił kieliszek do końca. Ta przemowa robiła się dużo bardziej osobista, niż tego planował. - Każdy dostaje taką moc, jakiej potrzebuje. Czego tobie brakuje? - zapytał. - Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdybyś został telekinetą - mruknął. - Jakiegoś nowego potrzebujemy.
- Chcę móc obronić siostrę i Kirilla przed… Kimś naprawdę potwornie złym, kto ich na pewno szuka - powiedział. Wiedział kim jest Joakim, więc jeśli nie mówił o nim, to o kim? Jednak Misha nie rozwinął o kim była mowa.
- A kto taki ich szuka? - Joakim zdziwił się.
- Człowiek bardzo zły… Bardzo. Bardziej niż pan, tak myślę - Misha powiedział odważnie.

Joakim kochał informacje. Żył nimi. Przez tak wiele czasu był głową Kościoła Konsumentów. Ta organizacja żywiła się informacjami tak samo, jak Paranormaliami… i Paraspatiami… i wszystkim innym.
- Ma jakieś imię? - westchnął.
- Najpierw wiedziałem, że ma pseudonim… Serafin… Był pracodawcą mojej siostry, jej chłopakiem przez jakiś czas… Dopiero teraz dowiedziałem się, że nazywa się Rolan Kaverin… - odpowiedział w zadumie. Chyba zaczął coś wspominać, bo się zamyślił.
Joakim z trudem się nie zakrztusił.
- Rolan Kaverin? Znam to nazwisko. Czy to… raczej nie syn, więc brat Kirilla? Ojciec? Dlaczego miałby stanowić dla was zagrożenie?
- Nie wiem czy mogę zaufać z takimi informacjami akurat panu… Bo to sa prywatne informacje o Kirillu i o mojej siostrze, kocham ich, chcę o nich dbać - powiedział poważnie.
- Dobra, ale mam nadzieję, że kochasz też mojego Noela. I ja też go kocham. I tak jak długo, jak oni są z tym Rolanem związani, tak Noel jest z nim związany. Sądzisz, że nie mam najmniejszego prawa wiedzieć cokolwiek na ten temat? A jeśli Noel umrze właśnie dlatego, bo uznałeś, że warto mieć tajemnice przed jego ojcem? Kto na tym zyska? Rolan. Kim jesteś przyjacielem? Rolana?
- Nie. Nienawidzę go… On… Znaczy może od początku… - Misha wstał i poszedł nalać sobie pepsi.
- Tak byłoby najlepiej.
- Nie znam dokładnie całej historii, bo podsłuchiwałem ich rozmowy, gdy myśleli, że śpię, podczas drogi… Kirill przyjechał do Irkucka na grób swojej rodziny i tam go poznałem. Wpadłem na niego. Potłukłem znicze… Odkupił mi je. No i poszliśmy razem na cmentarz, bo ja szedłem do siostry. Ona… Pracowała jako tancerka w prywatnym klubie Serafina. Wiem, że nie tylko jako tancerka, ale to przykre. Chciała, żebyśmy mieli pieniądze na spłaty długów rodziców, po tym jak umarli, a nikt nie zatrudni ślepej dziewczyny z nazwiskiem jak nasze w takim zadupiu… Przepraszam - powiedział ponuro.
- Nie masz za co - Joakim westchnął wyrozumiale. Tego tonu jeszcze Misha nie słyszał i może dlatego wydawał mu się taki cenny.
- No i Rolan się nią interesował. Mówił, że przypomina mu jego matkę. Było w porządku, do czasu jak nie zaszła w ciążę, a on nie został jednym z bossów mafii Rosyjskiej. Wtedy zaczął się nad nią znęcać i doprowadził do poronienia… I ona nie może już mieć nigdy więcej dzieci, przez niego… - Misha brzmiał jakby chciał wyrwać temu człowiekowi kręgosłup. Bo chciał.
Joakim poprawił się raz jeszcze w fotelu. Nalał sobie raz jeszcze kieliszek koniaku. Chciał tylko manipulować chłopcem. Ale zaangażował się emocjonalnie w jego historię. Zrobiło mu się przykro i miał nadzieję usłyszeć jakiś happy end...
- No i poznajemy Kirilla. Kompletnie przypadkiem. A on odkrywa zdolności mojej siostry, proponuje jej, żeby mu pomagała. Ona natomiast mówi, że nie może… I tutaj nie rozumiem jak, ale Kirill jakimś sposobem znajduje ten lokal gdzie ona pracuje, jedzie tam i ją uwalnia… A potem wszystko jest mętne, wiem tylko, że cofał dwa razy czas w tym miejscu. Ale ostatecznie uciekliśmy stamtąd, nim ludzie Rolana dopadli mnie, lub moja siostrę… Domyślam się, że to jakaś nieprzyjemna potyczka między Rolanem, a Kirillem. O… O jakąś przeszłość i o moja siostrę… Dlatego teraz mieszkamy tu. Praktycznie całą Rosję dalej od tego miejsca… Ale i tak obawiam, się, że wcześniej czy później nas znajdzie, a wtedy znów byśmy musieli uciekać - westchnął ciężko.

Joakim milczał i myślał przez chwilę.
- To piękna opowieść, ale z kruchym happy endem - westchnął. - Czy wiesz, że między mną i Kirillem jest pewna… historia? - zapytał.
- Wiem, że to ty sprawiłeś, że nie może mieć dzieci - skwitował Misha.
- Tak, że tak pasuje do twojej siostry, tak - Joakim dodał zbyt szybko, żeby wydało się to spokojne.
- Po tym co pan wcześniej mówił, wnioskuję, że wziął pan Kirilla za pedofila… Ma pan strasznego pecha w ocenie przedmiotów, miejsc i ludzi w życiu… Przepraszam - powiedział cicho.
- Nienawidziłem go z całego serca. A potem go zobaczyłem… - Joakim jęknął. - I był najpiękniejszym stworzeniem na tej ziemi. Te rysy twarzy, te kości policzkowe, ten zarys nosa, linia szczęki, miękkość ust… Blond włosy, które przypominały trochę twoje. Niesforne, ale po dłuższych staraniach, można je było ujarzmić - Dahl rozmarzył się. - Ale największą uwagę zwróciłem na jego oczy. Na jego spojrzenie. Lekko senne, niespokojne, smutne, pełne cierpienia, ale też tej głębokości… dzięki której wiedziałeś, że cię zrozumie.

Joakim porzucił cygaro, które wypalił. Wypił do połowy kolejny kieliszek koniaku.
- Chyba nikogo w całym życiu nie kochałem tak mocno. Dopiero niedawno poznałem osobę, która przypadłaby na zaszczytne, drugie miejsce. Nienawidziłem go za to, co zrobił Noelowi. Co myślałem, że zrobił. A jednak kochałem go za to, kim był. Chciałem, żebym był na zawsze częścią go. No i powinienem umieścić na nim jakiś tatuaż. Byłoby to mniej dotkliwe. Za to wyciąłem i zjadłem jego jądra - zaśmiał się gorzko. - No cóż, czasami potrafi mnie nieco ponieść… - jęknął i posmutniał. Westchnął.
- Wyciął pan i … O kurwa… Przepraszam… Ale… To chore… - powiedział Misha i wzdrygnął się. Był w lekkim szoku po tym co usłyszał.
- I niby że to co robię z Noelem jest chore - żachnął się.
- Rozumiem dlaczego on pana również tak bardzo nienawidzi… Skrzywdził go pan. Bardzo… Piekielnie. Za nic. Za to, że istnieje… - powiedział podsumowując. Rasputin pokręcił głową i skrzyżował ręce.
- A kto jest drugą osobą do piedestału pańskiej miłości? - zapytał chcąc zmienić temat od jąder Kirilla.
- Osoba, którą Kirill zgwałcił i w ten sposób odebrał jej dziewictwo. I on jest tą ofiarą. A ja jestem cały czas tym diabłem - Joakim zamrugał oczami, ale i tak w jego oczach były łzy. - Wszystkie moje zbrodnie biorą się z miłości. Albo z nienawiści, którą odczuwam, chcąc zadośćuczynić tym, których kocham… - zawiesił głos i pokręcił głos. - Żyje w bardzo fantastycznym świecie. Ludzie potrafią przenosić obiekty siłą woli. Zmieniać się w potwory, a potem znowu w ludzi. I wiele więcej. Dlaczego więcej nie może dojść do tego cudu, w którym mam przy sobie wszystkich ludzi, których kocham? I którzy również kochają mnie? - westchnął ciężko.
Pozwolił oddać się na chwilę marzeniom. Nawet jeśli byłyby bardzo odległe.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:15   #504
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Myślę, że i na pana przyjdzie kiedyś czas, żeby uporać się ze swoimi demonami. Wiem, że to możliwe, Kirill własnie z nimi walczy, ale potrzebował do tego nieoczekiwanych spotkań - stwierdził Misha.
- Może pan też takich potrzebuje i ktoś w końcu pana uwolni, od swojej męki - podsumował.
- Czy na serio myślisz, że Kirill byłby mi w stanie kiedyś wybaczyć? Czy gdybym… - Joakim zaśmiał się gorzko. - Odgryzł teraz twoje jądra, to czy powiedziałbyś, że mogę liczyć kiedyś na twoje przebaczenie? Nie mówiąc już nawet o miłości? Bo takie rzeczy nie są możliwe i się już z tym pogodziłem. Będzie mnie słusznie nienawidził.

Spojrzał dłużej na Mishę.
- Mogę znaleźć cię za miesiąc, albo dwa. Czy odejdziesz wtedy ze mną na jakiś czas? Żeby bronić tych, na których ci zależy?
“Żeby być nowym Terrym, którego już nie ma?”
Trochę chciało mu się płakać.
- Mogę dać ci moc. Ale musisz jej chcieć. I też musisz przestać mnie nienawidzić. A wiem, że bardzo łatwo mnie nienawidzić. Wszyscy mnie nienawidzą. Nie licząc tych, którzy próbują z całych sił płynąć pod prąd - chciał zaśmiać się, ale nie wyszło tym razem.
- M… Mógłbym spróbować pana zrozumieć nieco, zamiast nienawidzić, ale wtedy musiałbym poznać pana lepiej… I musiałbym wymyślić sposób, by Kirill i Kira nie wpadli na to co planuję, z kim i gdzie jestem… Bo on godzi się już z przeszłością, ale nadal bardzo pana nienawidzi… Choć myślę, że moja siostra trochę go w tym utemperuje… Hm… Ale zgadzam się. Za miesiąc pojadę z panem - powiedział i przesunął się by wyciągnąć w stronę Joakima dłoń w geście zawarcia umowy.
- Jesteś pewny? - Dahl jeszcze jej nie chwycił. - To cię zwiąże ze mną. Naprawdę cię ze mną zwiąże. I chyba już minął okres w moim życiu, w którym nie dawałem ludziom wyboru. Teraz chcę, żeby na serio wiedzieli, na co się piszą.
- Jestem pewny, o ile nie będę musiał uprawiać z panem seksu - powiedział wprost. Misha najwyraźniej zamierzał oddawać się tylko Noelowi.
- Och, ale to przyrzeczenie, które musisz złożyć nie tyle mi, co samemu sobie.
Każdy po zostaniu Konsumentem chciał kochać się z Joakimem. Od tego nie było żadnego wyjątku. Mógłby dać krew nawet najwiekszemu homofobowi, a ten minutę później łasiłby się do jego kutasa.
- A co, jeśli Kira, Kirill i Noel dowiedzą się, że odeszłeś ze mną? Że opuściłeś ich? Nie zrozumieją, że to po to, aby otrzymać moc, która mogłaby ich chronić.
Joakim przymknął na chwilę oczy.
- Chciałbym, żebyś nie był tą chłopięcą niedołęgą, którą jesteś. Pragnę zmienić cię w coś, co ochroniłoby i wspomogłoby Noela, a także…
“Kirilla”... ale jego imienia nie miał prawa wypowiedzieć.
- Znają mnie… Przynajmniej Kira i Kirill… Wystarczy że ona spojrzy na moje istotki i dowie sie prawdy o moich intencjach. Noel… zaskakująco doskonale potrafi pan nim manipulować. Wystraszył mnie pan dziś tym, co pan zrobił - stwierdził i skrzyżował ręce.
- Ja potrafię manipulować wszystkimi, skarbie. Minutę temu mnie nienawidziłeś, a teraz opowiadasz mi historię swojego życia. Czy tego nie zauważyłeś? Uciekałeś ode mnie, nie mogąc znieść kilku minut w tym samym pokoju hotelowym, a teraz chcesz odejść ze mnie nie wiadomo na jak długo. W moim życiu zmieniło się wiele rzeczy, ale jedna pozostała stała. Potrafię pozyskiwać ludzi nawet pośród wrogów. A zatroszczyłem się na początku, żebyś dla mnie był wrogiem, czyż nie? - Dahl zaśmiał się. - Ale to bez znaczenia. Zostaniesz konsumentem, Misho?
Joakim wstał z fotela i ruszył do kuchni.
- Konsumentem? Tak jak Konsumenci przyjaciółki Kirilla? - zapytał zaskoczony Misha.
- Heh, prędko zdołała przywłaszczyć całe moje dziedzictwo. Nie. Konsumenci, tak jak Konsumenci Joakima Dahla. Jak ci oryginalni Konsumenci, którzy kiedykolwiek stąpali po ziemi.
Misha chyba nie znał wersji z Konsumentami Joakima Dahla.
- A czym zajmują się Konsumenci? Wiem, że czegoś szukają i współpracują z Gwardią… - powiedział Misha.
- Gwardią? - zapytał Joakim.
- Mhm… To grupa… To grupa ludzi, która zajmuje się byciem rycerzami dla pana Kirilla i jego przyjaciółki. To zaufane osoby o specjalnych zdolnościach… Jak Noel, albo Kira… I są też inni, ale Gwardia nie jest duża, ale jest ważna, bo to same najbardziej zaufane osoby - powiedział Misha.
- Ach, czyli to nowa popularna nazwa Konsumentów.
- Jakbym miał moc, to też bym mógł w niej być - dodał.
- Nie potrafię ci zagwarantować miejsca w obcej organizacji. Czy w ogóle muszę? - Joakim żachnął się. - Chciałem po prostu zrobić z ciebie mężczyznę i dać ci nieco siły.
- Chcę bronić moich bliskich. Jeśli da mi pan choć to, to mi wystarczy - wtrącił Misha.
- Nawet jeśli będziesz musiał ich opuścić?
- Tak… - Rasputin załapał, że musiałby chyba odbyć jakiś trening, czy coś. Ręka mu już ścierpła od trzymania jej w powietrzu.
- Czyli jeśli cię zaakceptuję, to dla odmiany nie będzie to czyn największej niecnoty? - Joakim wreszcie warknął i pochwycił dłoń Mishy. Ścisnął ją.
- To chyba wszystko. Pozwolisz, że udam się na spoczynek?
- Oh, oczywiście, proszę… Pomogę panu rozłożyć tę kanapę i zabiorę swoje rzeczy - powiedział i zabrał się od razu za przygotowanie Dahlowi miejsca do snu. Musiał się więc wynieść do sypialni, gdzie miałby czekać na drugiego, młodszego Dahla. Misha poczuł się jednak strasznie zmęczony, emocjami… Bardzo.

Wnet kanapa Joakima była już przygotowana na niego. Zerknął na Mishę chwilę dłużej. Jak bardzo pragnął odrodzenia de Trafforda... Czy Terry był feniksem? Dahl tego nie wiedział i szczerze w to wątpił. A jednak pragnął dać Mishy szansę. Ciekawe, jak zmarły Terry poczułby się, gdyby dowiedział się, że zobaczył go w innym człowieku tylko dlatego, bo ten dawał dupy jego synowi. Na serio miał nadzieję, że młody Rasputin sprosta oczekiwaniom, jakie stworzył względem niego nieżyjący mężczyzna. Który tak naprawdę nie miał z nim nic wspólnego. Jednak Joakim bardzo pragnął powrotu Terry’ego. W takiej czy innej postaci. Czy Misha okaże się nim? Wątpił. Jednak był gotów dać mu szansę. Tylko dlatego, bo tak cholernie tęsknił za Anglikiem.
- To będzie obietnica. Wezmę cię do siebie i dam ci siłę, której potrzebujesz. Przyjdź i pocałuj mnie w usta. Jak to zrobisz… nasza umowa stanie się wiążąca. Pomyśl dobrze, bo potem się nie wymigasz - Joakim uśmiechnął się lekko.
Gdyby chłopiec pocałował go teraz i potem zmienił zdanie, to zabiłby go bez chwili wahania. I chyba nawet nie czułby wyrzutów sumienia. To była poważna sprawa.
Misha jednak nie miał oporów przed podjęciem tej decyzji, jeśli miała zadziałać na rzecz obrony i pomocy Kirze i Kirillowi i Noelowi. Poczekał, aż Joakim usiądzie.
- Ja znam już swoja odpowiedź - powiedział krótko i pocałował go w usta. Nie był to długi pocałunek, bo oczywiście od razu po tym spróbował zwiać o krok w tył.
- Nie. Pocałuj mnie porządnie. Tak, żebym to zapamiętał - westchnął Dahl.
Oczywiście, że potrzebował języka. Zaraz miał karmić go swoją krwią. Misha musiał więc zostać nieco bardziej ośmielony.
Chłopak zastanawiał się chwilę, po czym zerknął na drzwi. Miał nadzieję, że akurat w tym momencie nie wejdzie nimi Noel. Westchnął i przybliżył się i pocałował Joakima. Rozchylił swoje wargi i musnął nimi jego, chcąc zachęcić go do otwarcia swoich, skoro miał zapamiętać ten pocałunek, to chłopak postarał się.
Joakim rozchylił wargi i pozwolił nastolatkowi wedrzeć się wgłąb.
“Jak nisko upadłem”, pomyślał.
- Teraz odejdź do sypialni, gdzie będziesz czekał na mojego syna - rzekł. - Jakieś pytania?
- Jak długo zamierza pan tu zostać? - zapytał.
- Może jutro już mnie nie będzie? Nie wiem. Jestem tu dla mojego syna. Albo będzie chciał ze mną rozmawiać, albo też nie. Może przeżyjemy najlepsze dni naszego życia razem. Jednak nie jestem aż takim optymistą. Bardzo rzadko go widuję. Chcę być przy nim choć przez chwilę. Szczerze? - Joakim zawiesił głos. - Myślę, że w życiu zamieniłem więcej słów z tobą, niż z nim - uśmiechnął się gorzko.
- Może dlatego, że musiałem szybko dojrzeć, żeby opiekować się siostrą, a Noel… Zatrzasnął się na etapie nastolatka - westchnął Misha.
- A moja żona wcale nie blokowała kontaktów między mną i nim - mruknął Joakim. - Ale ciężko jest mi ją winić za całokształt.
- Pytam, bo organizujemy dużą imprezę w O’Hooligans z okazji Nowego Roku - Misha wyjaśnił.
- I? - zapytał Dahl?
- No nie wiem, może by pan został do imprezy - zaproponował nieśmiało.


Kirill miał dobry nastrój. Nucił sobie pod nosem jedną z tych amerykańskich świątecznych melodii. Na pewno miała jakąś nazwę, ale mężczyzna jej nie znał. Zazwyczaj gardził tego typu przeżywaniem świąt. Wydawały mu się sztuczne i niemające nic wspólnego z Bogiem. Zazwyczaj w tym okresie jeździł do Irkucka, jednak w tym nie mógł tego uczynić z oczywistych powodów. Wielokrotnie też pracował charytatywnie przy karmieniu bezdomnych ludzi. To były chyba jego pierwsze święta, w których zamienił się w to, czym wcześniej pogardzał. Pogładził okrągłą, obsypaną brokatem bombkę, która zwisała z choinki. Nie było to takie złe.
- Czy już wszystko? Mam wrażenie, że o czymś jeszcze zapomnieliśmy - mruknął.
- Chyba wszystko? - rzuciła Kira będąc w kuchni. Myła dłonie po przygotowaniach.
Kaverin podszedł do okna, żeby je odsłonić. Był ciekawy, czy może już zmienili billboard na hotelu, w którym zatrzymywał się Noel. Wczoraj i dzisiaj pracowali nad tym robotnicy.
Nie zajęło mu wiele czasu, żeby zorientować się, że billboard rzeczywiście został zmieniony, ale nie to przykuło jego uwagę. Okna apartamentu Noela były odsłonięte. Nie było to częstym wydarzeniem, co zdołał już zaobserwować w ciągu ostatnich tygodni. Wiedział, że ani Mishy, ani Noelowi nie przeszkadzał mrok, a pewnie tak nawet lepiej grało się na konsoli. Teraz jednak doskonale widział ciepłe lampy, które oświetlały lokal… A także zarys postaci na ich tle. Misha przemieścił się, przechodząc przez pomieszczenie w stronę osoby, która siedziała nieopodal. Pochylił się i bez wątpienia wpił się w usta tejże osoby…
Nie była to kobieta.
Nie był to Noel…

Kirill poczuł uderzenie ciepłej krwi. Pulsowała w jego głowie. Pociemniało mu w oczach. Zamrugał kilka razy, bo w tej sekundzie chciał widzieć i to bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Zmrużył oczy i przysunął się do szyby tak bardzo, że aż poczuł chłód szkła na czole i czubku nosa. Zamrugał oczami. Czy to mógł być Noel? W szlafroku? Z papierosem w dłoni? To akurat pasowałoby… tyle że… czy to było cygaro?
- Kira! - wrzasnął zachrypłym głosem.
Chciał poprosić ją, żeby podeszła i sama popatrzyła. Kaverin miał nadzieję, że to była jedynie iluzja. Tyle że przypomniał sobie, iż Kira nie mogła mu pomóc w tej kwestii.
Ból głowy się wzmógł.
To… to był on.
To był Joakim Dahl.
Rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła. Szklanka w dłoni Kaverina pękła, raniąc jego dłoń. Czerwień soku granatowego uderzyła o podłogę, malując duży kleks. Bardzo dramatyczny. A jednak nie mógł równać się z dramatem rozgrywającym się w głowie Kirilla.
W tym czasie Misha wyprostował się i dość szybko cofnął o krok od fotela, w którym spoczywał Joakim. Rozmawiali. O czym? Kaverin niestety nie potrafił czytać z ruchu warg. Chłopiec jednak nie uśmiechał się i był spięty.

- Kirill? Co się dzieje…? - zapytała od razu zaniepokojona Kira. Natychmiast przeskanowała jego istotki i sama upuściła szklankę do zlewu. Ta jednak nie stłukła się, jedynie narobiła hałasu.
Kaverin był zły, że zrobił taki raban. Już miał powiedzieć, że zadrętwiała mu ręka, czy coś w tym stylu. Nie chciał, żeby denerwowała się bez powodu. Oczywiście, powód miała, aby odchodzić od zmysłów, ale i tak nie mogła nic na to poradzić. A Rosjanin chciał ją chronić przed niepotrzebnym stresem.
- Boże… On? To on? Kirillu - kobieta ruszyła w stronę Kaverina, wyciągając ręce przed siebie. Musiała szybko znaleźć się przy nim, bała się, że jeśli tego nie zrobi Kirill rozsypie się. Bała się też o swojego brata. Nie wiedziała co dokładnie miało miejsce, ale usłyszała, że to go dotyczyło…
Czyli dowiedziała się dzięki swojej mocy. Kirill z jednej strony poczuł się zirytowany, a z drugiej… było w tym nieco ulgi. Nie chciał jej okłamywać i miłoby panikować z drugą osobą. Nie samotnie.
- Tak, to on - rzekł o dziwo silnym i zdeterminowanym głosem. Już nie drżał. Opanowywała go ogromna złość. - Czy widziałaś dzisiaj Mishę? Kiedy pomagał mi wnieść rzeczy do środka?
Może tak i dostrzegła coś w jego aurze? Wtedy nie wydawał się wcale sterroryzowany. Czy to możliwe, że Dahl napadł na nich po tym, jak Misha wrócił do domu. Kirill chciał zająć się krwawiącą dłonią, jednak też nie mógł odejść od okna i obserwowania odsłoniętego okna apartamentu.
Misha dalej rozmawiał z mężczyzną, po czym zaczął kręcić się po pokoju. Z tej perspektywy jednak Kirill nie widział co robił. Chodził jednak między pomieszczeniami.

- Nie, nie widziałam go. Wiem, że ci pomagał, ale nie widziałam go… - powiedziała Rasputin i zmarszczyła lekko brwi.
- Ech, tak myślałem - odparł Kaverin.
- Mógł mnie unikać? - zapytała. Kirill przypomniał sobie, jak Misha starał się umówić na spotkanie z nimi dopiero na następny dzień i wykręcał się, że powinien już iść.
- Może.
Trybyki w głowie mężczyzny zaczęły pracować. Wyjął lewą, nienaruszoną ręką, komórkę z kieszeni. Chciał sprawdzić, która była godzina i zapisać ją w notatniku. Dla Kirilla czas miał dodatkowe znaczenie.
- On jest w apartamencie Noela. Rozmawia z twoim bratem.
Jak miał powiedzieć, że Misha go pocałował? Był chłopcem! Małym. Czy jeszcze chodził do podstawówki? Jeszcze gdyby to był zwykły, krótki pocałunek… Na przykład w policzek… I tak niewyjaśnione oraz traumatyczne. Jednak przed chwilą Kirill widział kompletnie inny. Prawdziwy, mokry, głęboki… Tak właściwie zastanawiające było również, gdzie Misha nauczył się tak całować.
- Powinnam do niego zadzwonić? Powiem, że musi do nas przyjść… Nie może tam zostać… - powiedziała Kira. Była cała spięta. Zdecydowanie martwiła się o swojego młodszego brata, ale była chyba rozerwana, bo Kaverin miał przeczucie, że martwiła się też i o niego. Znała jego historię, bez wątpienia bała się, że coś mu się stanie… Albo, że to on zrobi coś niebezpiecznego.
Dochodziła powoli północ.
Kirill zapisał to w notatniku. Obok dodał napis “pocałunek Mishy i Joakima”. Spoglądał na ekran komórki przez chwilę. Miał ochotę roztrzaskać ją tak, jak przed chwilką szklankę.
- Nie dzwoń do niego - odparł Kaverin. - Ja do niego zadzwonię.
Musiał mieć pewność, że Kira nie wypłoszy Joakima. Ten fiński skurwysyn ośmielił się zapuścić na jego terytorium. Pod jego nosem terroryzował brata jego dziewczyny. Dobrze się bawił, jak gdyby nigdy nic palił cygara i pił mocne alkohole. To było wypowiedzenie wojny. Kirill nie miał cienia wątpliwości, że to wszystko było wymierzone prosto w niego. Joakim mógł siedzieć w jednym pokoju z Mishą, ale w głowie miał tylko jego. Nie chciał mu dać spokoju. Kaverin miał już dość uciekania przed skurwysynami. Wciąż jeszcze od czasu do czasu śnił mu się Rolan. Nie zamierzał pozwolić, aby do snów powrócił Joakim. Musiał go zniszczyć.
Wyjął telefon i wybrał numer Mishy.
- Mogłabyś przynieść mi trochę papieru toaletowego? - poprosił. - Nie mogę opuścić… posterunku, a zraniłem się w dłoń.
Zerknął, czy Kira miała pantofle. Nie chciał, aby sama zraniła się w stopy odłamkami szkła.
Od czasu, gdy parę razy potłukli różne rzeczy w domu, Kira zawsze gdy chodziła po mieszkaniu nosiła urocze, kudłate kapcie, które Kirill dla niej wybrał.
- Już już… - powiedziała i przyniosła mu ręczniki papierowe z kuchni. Podała mu rolkę.

Tymczasem w telefonie rozległy się dwa sygnały, aż w końcu Misha odebrał.
- Ha-lo? - zapytał dość spokojnie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:16   #505
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Hej - mruknął Kirill. Starał się mówić bardzo cicho, bo wtedy łatwiej było mu ukrywać negatywne emocje. A nie chciał ich pokazywać. - Nie mogę dodzwonić się do Noela. Czy możesz podać go do telefonu? - zapytał.
To było pełne kłamstwo, bo Kaverin wcale nie zadzwonił do młodego Dahla. Ale kiedy wypowiedział te słowa, uświadomił sobie, że powinien.
Misha odchrząknął.
- Noel nie wrócił jeszcze z latania. A coś się stało? - zapytał spokojnie Misha. Kira stała obok Kirilla i nerwowo poruszała palcami opartych o parapet dłoni.
“Nie wiem. A coś się stało?”
To byłoby chyba zbyt pasywne agresywne.
- Po prostu nie widziałem go cały dzień, a wspomniał, że pomoże mi wybrać balony do O’Hooligans.
Czy to brzmiało przekonująco?
- Może ty mi pomożesz? Skoro go nie ma. Czemu miałbyś siedzieć tam całkiem sam? Chodź do nas. Nie ma sensu czekać na Noela.
- Obiecałem mu, że na niego poczekam… W końcu miałem z nim oglądać film, a zdawało mi się, że ucieszyło go, że ktoś na niego poczeka dziś… - powiedział Misha. Kirill zauważył, że światło w pokoju, gdzie siedział Joakim zgasło. Misha jednak zdawał się być w sypialni Noela. Sam.
- Nie jesteś jego niewolnikiem. Możesz do nas przyjść. Nie jesteś niczyim niewolnikiem, rozumiesz? A może jesteś? - głos Kirilla zrobił się nieco głośniejszy. Jednak jeszcze nie krzyczał.
Kaverin bez światła w pokoju nie widział już nic szczególnie interesującego. Więc obrócił się i wyrzucił papierowe ręczniki, poplamione krwią. Podszedł do zlewu i oblał dłoń wodą. Spojrzał na rany. Wydawało mu się, że nie były szczególnie liczne i głębokie, co zdawało się bardzo dobrą wiadomością. Na razie… jedyną.

Misha przymknął drzwi do sypialni i kręcił się po niej niespokojny. Dlaczego Kirill dzwonił o takiej godzinie?
- Nie no nie jestem. Wiem… Ale nie jest czasem trochę za późno, żebym teraz szedł wybierać balony? Znaczy, jeśli chcesz, to jasne, przyjdę - powiedział w zadumie. Nie był pewny o co Kaverinowi chodziło, zwykle nie było takich sytuacji i chłopiec był lekko skołowany.
- To przyjdź - powiedział Kirill.
Zemsta zemstą, ale bezpieczeństwo małego liczyło się tutaj najbardziej. Był na niego zły, że niczego mu nie powiedział. Biedactwo musiało być sparaliżowane strachem. W sumie mu się nie dziwił, był tylko dzieckiem.
- Jeśli możesz przyjść?
Nie chciałby, żeby Joakim zabił go za próbę ucieczki. Kirill owinął dłoń papierem toaletowym i zaczął ubierać kurtkę.
- Ymm… Mogę… Zaraz przyjdę… - powiedział.
- Cieszę się. Fajnie.
- To… To pa - dodał jeszcze i się rozłączył.
Misha rozejrzał się po pokoju. Trochę było mu przykro, bo serio chciał poczekać na Noela, ale ton Kirilla wskazywał na to, że coś było nie tak, wcześniej był taki wesoły, Rasputin usłyszał, że ani razu podczas rozmowy nie uśmiechnął się. Westchnął. Wsadził telefon do kieszeni i ruszył do wyjścia z sypialni, a potem do korytarza. Musiał się zacząć ubierać. Znowu.

Kirill spojrzał na Kirę.
- To dziwna sytuacja. Nie ścieraj soku, jak wrócę, to sam go zetrę - dodał, jak gdyby to była w tej chwili najważniejsza rzecz. - Powiedział, że tutaj przyjdzie. Nie mam pojęcia, o co chodzi. W każdym razie to na pewno nie był Noel. A skoro to nie był Noel, to musiał to być Joakim.
To słowo brzmiało jak przekleństwo.
Kirill przykucnął przed narożnikiem. Wysunął szufladę pod materacem. Wyciągnął kołdrę i spojrzał na sejf znajdujący się poniżej. Wpisał kombinację. Żałował, że nie miał bazooki, a jedynie zwykłe pistolety, ale te powinny wystarczyć.
- Mój boże, tylko uważaj na siebie… I na ludzi, nie chcemy niewinnych ofiar… - poprosiła. Martwiła się o niego, to było oczywiste, tak samo jak to że martwiła się o innych ludzi. Kira była dobroduszna i ciepła.
- Nie wiem gdzie miałbym znaleźć tych niewinnych ludzi - mruknął Kirill.
Wybrał broń, z którą najwięcej ćwiczył na strzelnicy. Najwięcej oznaczało dwie wizyty. Odkąd wrócił z Irkucka, zależało mu na znajomości broni palnej. Wydarzenia na Islandii nieco zaburzyły jego grafik doskonalenia umiejętności strzelniczych. Jednak Kaverin wiedział, z którego końca kula wylatuje i co nacisnąć, aby to się zdarzyło. W tej chwili nie potrzebował niczego więcej.

Misha ubrał buty i kurtkę oraz szalik, następnie wziął klucze i komórkę. Ruszył do wyjścia. Nie wiedział, czy Joakim już śpi, czy nie. Wolał mu tak czy inaczej nie przeszkadzać.
Wyszedł na hotelowy korytarz, a potem prosto do windy. Kiedy zjechał na dół, niedaleko znalazł wyjście na ulicę. Tam już czekał na niego Kirill.
Kaverin rozejrzał się dookoła. Spojrzał przez oszklone drzwi hotelu do środka, spodziewając się ujrzeć w środku Joakima. O dziwo nikogo takiego nie dostrzegł. Przez krótki moment miał nadzieję, że naprawdę to wszystko sobie wymyślił. Przygotowania do świąt były stresujące, może jego umysł zaczął płatać mu figle? Kaverin w gruncie rzeczy nie wierzył w to.
- Jak się czujesz? - zapytał ostro Mishę. Nie zamierzał użyć tego tonu. Był jednak wciąż zły na gówniarza, że nie powiedział mu ani za pierwszym razem, ani za drugim, kogo całuje po kryjomu.
Misha drgnął lekko i zmarszczył brwi wyczuwając nastrój Kaverina.
- Zmęczony - odpowiedział szczerze. Ten dzień go wykończył i chciał się położyć by odpocząć.
- Po czym? - mruknął Kirill. - Myślałem, że tylko grasz w gry z Noelem i odpoczywasz.
- To idziemy? - zapytał ostrożnie. Nie rozumiał co mogło tak zdenerwować Krilla.
- Chodź - mruknął Kaverin.
Wyciągnął telefon i zapisał tę godzinę w notatniku pod wcześniejszym wpisem. Jakim był czas rozmowy telefonicznej między nim i chłopcem. Ruszyli w stronę O’Hooligans w milczeniu. Nie pasowało mu to, że Misha wcale nie sprawiał wrażenie zakładnika. O co więc chodziło? Kirill bał się iść dalej tym tokiem rozumowania. Gdzie prowadził? Że chłopiec był zdrajcą? Że pocałował Joakima z własnej woli? Kirill zachwiał się i o mało nie przewrócił, gdy zakręciło mu się tak mocno w głowie. Ciekawiło go, czy chłopiec powie coś sam z siebie w drodzę aż do mieszkania na górze.
Misha zerknął w stronę wind prowadzących na piętra hotelu, po czym ruszył z Kaverinem w stronę baru.
- Jutro wolałbym posiedzieć z wami, tak jak planowaliśmy wcześniej, to nie problem? - zapytał.
Kirill milczał. W ogóle nie dosłyszał pytania. Tak bardzo szumiało mu w uszach. Adrenalina krążyła w jego krwi. Wpadł w szał krwi, niczym średniowieczni wojownicy na polu walki. Chciał zabijać. Misha nigdy nie wiedział Kaverina w tak czarnym, śmiercionośnym nastroju. Chyba to był taki dzień. Najpierw Noel, potem Joakim, teraz Kirill… może było coś w petersburskiej wodzie.
Kaverin otworzył drzwi i popchnął chłopca do środka. Zamknął za sobą drzwi. Spojrzał na Kirę. Co robiła? Gdzie była? Czy zastanie ją w łóżku z Joakimem? Teraz to już wszystko było możliwe!
Misha mało się nie potknął. Kira tymczasem siedziała na kanapie. Podniosła się gdy weszli. Spojrzała na istotki Kaverina, potem na te Mishy i zdawała się tylko bardziej zaniepokojona.
- Co się dzieje? - zapytał zdezorientowany Misha.
- To chyba my powinniśmy ci zadać to pytanie. Jesteś cały? Nic ci nie zrobił? - Kira zaczęła zadawać pytania.
Misha stanął jak wryty. Skąd oni wiedzieli? Domyślił się bowiem błyskawicznie, że chodziło o Joakima. Przełknął ślinę.
- Groził mi tylko… - powiedział napiętym tonem zbitego psa. Atmosfera w pomieszczeniu kompletnie go niepokoiła. Kira podeszła do niego i przytuliła brata ostrożnie. Poza nim, miała tylko Kirilla. Nie chciała stracić żadnego z nich…
- Czym ci groził? - zapytał Kirill.
Chciał wiedzieć, bo właśnie to chciał uczynić Joakimowi w pierwszej kolejności. Czymkolwiek by to nie było.
Misha przełknął ślinę ponownie.
- Uświadomił mi, że jestem niczym… I ogólnie… Że robię wam tylko za tło - powiedział powoli. Nie chciał zaognić całej sprawy, ale zdawało mu się, że cokolwiek by im nie powiedział, wyszłoby bardzo źle.
- Wywierał na niego Tę presję… - powiedziała Kira, bardzo szybko wychwytując co szeptały istotki Mishy, nim zaczął je uciszać.
- Nie wstydź się Misha… Nie zamykaj. Na pewno nic ci nie zrobił? - zapytała. Chłopiec pokręcił głową, ale zwiesił ją.
‘Kurwa’ - pomyślał.

Kirill w międzyczasie zajął się sokiem z granatu. Starł go z podłogi. Wyjął szufelkę i zmiotkę. Automatycznie przypomniał sobie Alice, ale teraz było to bezużyteczne skojarzenie. Posprzątał odłamki szkła, choć zdecydował, że później trzeba będzie gruntownie poodkurzać pokój.
- Pocałowałeś go. Długo. Czego nam nie mówisz? - zapytał Kirill podejrzanie łagodnym tonem.
- Bo mi kazał… - powiedział spiętym tonem. Misha czuł się, jakby grzebał się w ziemi. Sam kopał sobie dziurę, do której położył się i powoli zasypywał. Wziął głęboki wdech i wydech.
- Przyjechał odwiedzić Noela - powiedział jeszcze, chcąc nieco złagodzić atmosferę.
Wszystko układało się w całość.
- To dlatego go nie ma. Wcale nie lata sobie niczym Piotruś Pan. Został zabity i leży gdzieś owinięty dywanem - mruknął Kirill.
Chwilowo zapomniał, że Noel był jego synem. A zresztą, czy to miało jakieś znaczenie dla kogoś takiego, jak on?
- A czemu nie powiedziałeś mi o nim?
- Nie chciałem was martwić, wiem, że go nienawidzisz… - powiedział Misha.
Kaverin zaniósł się gorzkim śmiechem. Nie mógł uwierzyć. Misha nie chciał go martwić.
- Nie kłamie, naprawdę nie chciał, żebyś się martwił - powiedziała Kira.
- Jeżeli O’Hooligans zacznie płonąć, a ja będę spokojnie spać w łóżku, to też mnie nie obudzicie, żeby mnie nie martwić? - zapytał Kaverin. - Po drugiej stronie ulicy bawi się największy psychopata, jaki chodził kiedykolwiek po ziemi… i lepiej jest mi nic na ten temat nie powiedzieć, tak? Żeby mnie nie martwić...
- A Noel serio poszedł polatać. Pokłócili się trochę - dodał Misha.
- Dziwię się, że tylko trochę.

Ruszył do swojego pokoju. Wyjął opakowanie strzykawek, których zazwyczaj wykorzystywał to iniekcji testosteronu. Wrócił z nimi do salonu.
- Gdzie jest teraz? - zapytał. - Joakim.
- W apartamencie Noela. Chciał położyć się spać… Przepraszam… Naprawdę nie chciałem źle… - przeprosił szczerze Misha.
- Joakim nie miał racji. Jesteś ważny. Nie jesteś tylko tłem. Ale rzeczywiście będziesz bezużyteczny, jeśli nie będziesz mi mówił tak ważnych rzeczy - Kirill warknął.
Zarzucił na siebie raz jeszcze kurtkę.
- Daj mi kartę do waszego apartamentu - poprosił.
Chciał mieć własną, ale hotel był w stanie wydać tylko dwie, więc rzecz jasna jedną uzyskał Noel, a drugą Misha.
Chłopiec zawahał się… Jednak poddał i wsadził rękę do kieszeni. Kartę przejęła jednak od niego Kira.
- Zamierzasz go zabić? - zapytała blondynka. Wyraźnie nie była pewna, czy stan emocjonalny Kaverina można było uznać za poczytalny.
Kirill niespodziewanie uśmiechnął się. To był odruch. Przywołanie samej możliwości zabicia Joakima dawało mu promyk rozgrzewającego serce szczęścia.
- Nie. Nie od razu w każdym razie - rzekł. - Daj mi kartę - poprosił i wyciągnął dłoń.
Chyba nigdy wcześniej nie był taki zdecydowany. Oraz zarazem zimny, jak i rozpalony… Trochę przypomniał Kirze w tej chwili Rolana…
Kobieta aż wzdrygnęła się cała na taką myśl. Odsunęła się od Mishy w stronę Kirilla i wyciągnęła rękę z kartą.
- Tylko… Nie zrób czegoś, czego będziesz potem żałował… - poprosiła go smutnym tonem.
- Nie martw się, w takim razie nie pozostawię go przy życiu - odpowiedział Kirill i wyszedł na schody. - Tylko tego mógłbym żałować.
Zszedł na dół na parter O’Hooligans. Ruszył prosto do barmana. Isidor skończył właśnie czyścić szklanki.
- Heroina - rzekł Kirill ściszonym głosem, żeby trzy osoby pijące piwo przy jednym ze stolików nie usłyszały. - To twardy narkotyk. Ale masz?
Mężczyzna powoli uniósł na niego wzrok. Zdawał się spokojny, ale i delikatnie zainteresowany. Jego wzrok na moment padł na bok, po czym wrócił na Kirilla.
- Mam… Mam też i inne rzeczy. Będę wścibski jeśli zapytam cię po co to tym razem? - zapytał. Odstawił szklankę i wziął następną. Muzyka wypełniała bar. Było przyjemnie, spokojnie. Ludzie dopiero nastrajali się na nadchodzący Nowy Rok, ale jeszcze nie imprezowali.
- Wystarczy, że powiem, że raz jeszcze będę potrzebował twojej piwnicy - mruknął Kirill. - Będę potrzebował heroiny, ecstasy oraz benzodiazepin. Benzodiazepiny… będziesz je miał?
To była bardzo dobra farmakologiczna metoda znoszenia umiejętności paranormalnych, które wymagały koncentracji. Kirill planował naćpać Joakima, wyprowadzić go z hotelu i bardzo długo faszerować narkotykami w piwnicy pod O’Hooligans. Spojrzał na swoje odbicie w jednej z wypolerowanych szklanek. Czy będzie w stanie wyciąć Dahlowi jądra? Miał nadzieję, że tak.
Isidor myślał chwilę. Chyba coś sobie przypominał, liczył… Potarł brodę.
- W ostatniej lodówce na zapleczu, tam gdzie zwykle. Dolna szuflada. Opisane są pierwszymi trzema literami i liczbami, dla kolejnych fiolek. Będziesz potrzebował pomocy? Za ile potrzebujesz piwnicy? Będę musiał zamknąć bar - zauważył.
- Będziesz musiał? Zaknebluję go i nie będzie żadnych krzyków - mruknął Kirill. - Nie sądzę, żebym potrzebował pomocy, ale w razie czego zwrócę się do ciebie. Znieś tam wszystkie przedmioty, które w jakikolwiek sposób można użyć do torturowania - dodał. - Powinienem być z moim gościem za jakieś pół godziny, może więcej.
Następnie ruszył na zaplecze, żeby znaleźć wszystkie niezbędne środki. Strzykawki i igły już miał.
- Jak zamierzasz go torturować? - zapytał Isidor wchodząc z nim na zaplecze. Wsadził ręce do kieszeni.
- W sensie? - Kirill nie rozumiał.
- Znaczy wiesz… Są rzeczy typowe, ale są też i nietypowe… Jak mniemam to nie ma być miłe, ale seks potrafi być gorszy niż ucinanie palca, więc… Pytam - rzucił. Zaczął grzebać w kieszeni za paczką papierosów. Wyjął jednego i zapalił.
Kaverin zmrużył oczy. Następnie otworzył je i pokiwał głową.
- Mógłbym cię o to prosić? - zapytał. - Byłbyś w stanie… no wiesz? - przeniósł na niego wzrok. - Jest dość ładny, jeśli ci to pomoże.
Zamyślił się.
- Gdybyś miał kolegów, to byłbym w stanie każdemu zapłacić. I tobie też. Powiedzmy… dwadzieścia tysięcy rubli za osobę?
Isidor przekrzywił głowę. I gwizdnął lekko rozbawiony.
- Chyba nie przepadasz za tym cwelem, co? Dobra. Załatwię kogoś, za taką sumke to nie będzie trudne, ale spodziewam sie że dopiero na jutro wieczór - dodał. Wypuścił dym.
- Jak wiele osób byłbyś w stanie załatwić? - zapytał Kirill. - Chciałbym, żeby cała Rosja go przejebała. Wydaje mi się, że nigdy wcześniej nie był w naszym kraju, więc należy mu się gorące powitanie.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:16   #506
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Hm… Może dziewięć, tak od ręki… - odpowiedział Isidor.
- Tylko wspomnij im, że chodzi o faceta. Tak, żeby nie było żadnych niespodzianek.
- Ta, wiem. To oczywiste. Swoją drogą, przyjeżdża ta twoja koleżanka z wakacji, hmm? Mam wrażenie, że co ma się pojawić, wyłazi ci spod skóry jakiś diaboł - zażartował.
Kirill skrzywił się.
- Nie mieszaj jej w to. Nie może się o niczym dowiedzieć. Kiedy Alice przyjedzie do Rosji, chcę, żeby Joakim był już w kawałkach na dnie Newy. Zależy mi więc na czasie i chciałbym, aby twoi koledzy pojawili się jak najszybciej. Nie byliby w stanie stawić się jutro za dnia?
To byłoby tylko kilkanaście godzin co najwyżej.
Isidor mruknął i zaciągnął się dymem. Chyba myślał.
- Jakbyś mnie uprzedził dwie godziny temu, może by się dało, ale też nie jestem cudotwórcą, załatwię kogo zdołam i jak najszybciej zdołam. A z czystej ciekawości, czemu kryjesz się z tym przedsięwzięciem, przed carycą przygnębienia? - zapytał zainteresowany w swój leniwy sposób. Isidor przypominał Kirillowi lwa. Leniwego, rozbawionego wszystkim, ale czerpiącego przyjemność z powrotów do dawnych zwyczajów.
- Bo nie zrozumiałaby tego. Wzięłaby jego stronę. Rzucił na nią swój czar, no cóż - mruknął Kirill. - Chodzi o mężczyznę, który mnie porwał, wielokrotnie zgwałcił i uczynił eunuchem, odgryzając i połykając moje jądra. Po latach wrócił. Znajduje się teraz w hotelu naprzeciwko. Terroryzował Mishę i kazał mu się całować. Alice wciąż uznałaby, że to wszystko znajduje się w spektrum szeroko pojętej normy. Wolałbym, żeby Kira też wszystkiego nie wiedziała. Kobiety mają miękkie serca, zwłaszcza na widok tych czarnych, długich loczków - Kirill skrzywił się. - Może kolegów nie masz, ale ty jesteś na miejscu. Mógłbym zapłacić ci od ręki.
- Jakoś potrafię zrozumieć, że panienkom potrafi odbić szajba, zwłaszcza na punkcie popaprańców… - skwitował Isidor jakby dobrze znał się na rzeczy. Coś ciemnego i drapieżnego mignęło w jego spojrzeniu.
- Zastanów się. Ja tymczasem pójdę po niego - rzekł Kaverin, kończąc pakować narkotyki do torby. Przygotował już pierwszą strzykawkę z heroiną, którą zamierzał wstrzyknąć śpiącemu Joakimowi na starcie. Zanotował czas w komórce. Dodał napis “jestem gotowy do akcji i uzbrojony, zaplecze O’Hooligans”.
- To będzie ciekawy Sylwester… Jak za starych, dobrych czasów - mruknął Isidor.
- Nie, tego, co się tu będzie działo, nigdy jeszcze nie było - Kirill pokręcił głową. - Wreszcie użyjemy tę piwnicę tak, jak powinno się jej używać - dodał i ruszył w stronę korytarza.
- To ja jednak zamknął lokal… Lubię słuchać jak krzyczą… - barman rzucił i uśmiechnął się lekko drapieżnie. Następnie ruszył w stronę baru. Najwyraźniej zamierzał dołączyć do całego planu. Może i Isidor prowadził sobie spokojnie bar, ale to nie zmieniało faktu kim był kiedyś, oraz czym zajmował się ‘pobocznie’.
- Niech tak właśnie będzie. Chcę, żeby krzyczał - mruknął Kaverin.

Wyszedł z O’Hooligans i ruszył do hotelu. Przeszedł przez drzwi obrotowe i ruszył prosto do wind. Wiedział, gdzie mieszkał Noel. Sam przecież opłacał ten apartament. Czuł lekkie ukłucie paniki. To się naprawdę wydarzy. Jeszcze mógł zrezygnować. Doszedł jednak do wniosku, że nie potrafił. To zaszło za daleko i nie powinien się wycofywać. Zacznie, przeprowadzi to do końca i zakończy wszystko. Jak już powinien to uczynić dawno temu. Joakim będzie żałował, że go nie zabił. A potem sam zginie. Kaverin podszedł do odpowiednich drzwi i przystawił do nich ucho.
Czy usłyszy jakiekolwiek dźwięki? Przygotował w dłoni strzykawkę z narkotykiem, jednak trzymał ją w ten sposób, aby kamera korytarzowa jej nie nagrała. Na wszelki wypadek.
W apartamencie było dość cicho. Nie słyszał żadnej muzyki, ani dźwięków rozmów. Najwyraźniej było jak powiedział Misha. Dahl poszedł spać, albo wyszedł. Jedno z dwóch.
Kirill przysunął kartę do czytnika. Czekał, aż system otworzy drzwi. Następnie wszedł do środka. Cicho. Musiał zlokalizować swoją ofiarę i ją naćpać. Spodziewał się znaleźć Joakima w sypialni, ale nie zdziwiłby się, gdyby spał w wannie albo na kanapie. Miał tylko nadzieję, że znajdował się w apartamencie i nigdzie nie wyszedł.
Pierwsze co dostrzegł to pusty korytarzyk, w którym powinny zapewne wisieć kurtki Mishy i Noela. Nie było ich, co było oczywistym, skoro obu nie było w apartamencie. Kiedy wszedł głębiej, dostrzegł salon. Kanapa była rozłożona, a na niej rzucono kołdrę i poduszki. Były rozgrzebane, jakby dopiero co ktoś z nich wstał. Kirill dosłyszał ruch w kuchni i dźwięk odejmowania butelki napoju od ust.
“O chuj. Ty i to twoje pieprzone szczęście”, pomyślał Kaverin.
Zerknął prędko na zegar na ścianie. Wskazywał dwunastą trzydzieści siedem. Zanotował w myślach godzinę. W razie problemów mógł cofnąć czas o jakieś pół godziny. Wziąć od razu narkotyki z zaplecza i przenieść na później długą rozmowę z Isidorem. Wtedy mógłby wrócić do apartamentu i zastać Joakima jeszcze śpiącego. Bo Kirill odniósł wrażenie, że ten dopiero co wstał.
Schował rękę ze strzykawką za siebie.
- Pojawiłeś się w okolicy i nie wpadłeś w odwiedziny? - Kaverin zapytał spokojnym głosem. Raczej przyjacielskim. - Nie wiedziałem, że rozstaliśmy się pokłóceni - zażartował, powoli zbliżając się do kuchni.

Joakim z trudem nie wypuścił szklanki z wodą mineralną. Przebudził się, bo chciało mu się pić po alkoholu. Nie spodziewał się usłyszeć tego akurat głosu. Obrócił się powoli. Cały blady. Spojrzał na Kirilla. Jego wzrok zrobił się na moment mętny. Mężczyzna był piękny. Przypominał mu anioła. Bardzo łatwo było uwierzyć w to, że posiadał w sobie duszę Gwiazdy.
- K-kirill… - rzucił ochrypłym głosem.
Nie wiedział, jak zareagować.
- Skąd wiedziałeś? - zapytał i spojrzał w bok. - Ach… ten mały, pieprzony…
Kaverin zrobił kolejny krok. Przypominał tresera lwów, który próbował podejść szczególnie agresywną sztukę.
- Czemu pieprzony? Czy nie sądzisz, że prędzej czy później powinniśmy się znowu spotkać? - zapytał Kirill. - Ostatecznie obydwoje jesteśmy Gwiazdami. Nasze przeznaczenie jest połączone, czy tego chcemy, czy nie. Przyszedłem tylko po to, żeby powiedzieć ci, że ci wybaczyłem. Nie było łatwo, ale znalazłem w sobie tę siłę.
Zrobił kolejny krok do przodu. Joakim słuchał go jak oczarowany. Poczuł wilgoć zbierającą się w oczach. Czy może śnił? Nie, to nie mogło być prawdziwe. A jednak tak bardzo chciał w to uwierzyć. To wyznanie było spełnieniem jego marzeń. Od razu poczuł się nieco lżej, choć wciąż był spięty i kręciło mu się w głowie. Nie tylko z powodu alkoholu. Głównie przez emocje.
- Na świecie mamy wystarczająco wrogów - kontynuował Kirill. - Czy naprawdę powinniśmy być tym dla siebie nawzajem? Wrogami? Myślę, że skoro Alice zobaczyła coś w tobie, to nie możesz był całkowicie zły. Wiem, że nadchodzą naprawdę ciężkie wojny i powinniśmy być na nie przygotowani. Silni i pojednani.
- Tak! - Joakim odparł, odstawiając szklankę wody. - Dokładnie tak! Ja… nie wiem co powiedzieć. Nie zasługuję na twoje zrozumienie…
Zrobił krok do przodu. Kirill odruchowo się cofnął. Dahl opadł na kolana i załkał.
- Przepraszam - pochylił głowę. - Naprawdę przepraszam.
Jakieś mięśnie mimiczne Kaverina zadrżały.
- Chciałbym ci to wszystko wynagrodzić - dodał Joakim. - Ale wiem, że nie mogę. Koniec końców twoje cierpienie wcale nie dało mi szczęścia, a jedynie sam przez nie cierpiałem. Może nawet bardziej od ciebie, choć nie mam prawa porównywać tego. Po prostu…
- Już wszystko w porządku - mruknął Kirill, podchodząc.
Joakim otarł wilgoć z twarzy i spojrzał w oczy Kaverina.
- Mogę dać ci okazję do skruchy - powiedział Rosjanin. - Mogę cię oczyścić z poczucia winy - dodał.
Zbliżył się, aż stanął tuż przed klęczącym Joakimem. Ten zaczął przeczuwać, że w tym wszystkim znajdowało się drugie, bardziej złowrogie dno. A jednak pozostał w miejscu. Milczał. Pochylił głowę jeszcze bardziej.
- Rób, jak uważasz - rzekł
Kirill spojrzał z góry na człowieka, który zniszczył jego życie. Odczuwał dużo emocji i część sobie przeczyła. Nabrał duży haust powietrza.
- Tak zamierzam - mruknął i pochylił się.
Wbił igłę w szyję Joakima. Nadusił tłok. Dahl poczuł ukłucie i zagryzł wargę. Zacisnął dłonie na udach.
- Czy to… czy ja umrę? - zapytał. Jego głos lekko zadrżał na końcu.
Kirill nie odpowiedział. Wciąż pompował w ciało mężczyzny narkotyk.

Nie padła żadna odpowiedź, a substancja została wtłoczona w ciało Joakima. Nie było teraz odwrotu i obaj mężczyźni stali się tego boleśnie świadomi. Każdy na swój sposób.


Isidor otworzył Kirillowi drzwi, kiedy ten wciągał do lokalu półprzytomnego mężczyznę. Była pierwsza i nie było tu zbyt wielu pieszych w taki dzień i o takiej porze, zapewne głównie to ratowało Kaverina przed wzbudzaniem niepotrzebnego zainteresowania.
- Widzę, że sprawnie ci poszło… - rzucił i podniósł na moment głowę Joakimowi, łapiąc go za szczękę i podciągając w górę. Uniósł brew.
Kaverin westchnął.
- Ale było bardzo trudno - odparł. - Dużo gorzej, niż się spodziewałem.
- Znałem kiedyś kilku takich… Myślą zwykle, że władają całym światem… Póki ktoś nie wytłumaczy im, jak bardzo się mylą - stwierdził i puścił od niechcenia łeb Dahla.
- My jesteśmy tymi, którzy tłumaczą. Przynajmniej w tym przypadku - odparł Kirill.
- Misha zszedł na dół, ale posłałem go na górę. Twoja dama też się niepokoiła - dodał jeszcze.
- Pomóż zaciągnąć mi go do piwnicy. Mamy liny czy łańcuchy? Chciałbym łańcuchy i metalowe uprzęże, ale jak się nie ma co się lubi… - Kirill zawiesił głos. - Kiedy już go zabezpieczymy, pójdę na górę do Mishy i Kiry. Żeby ich uspokoić. A potem zejdę na dół. Zanim zaczniemy z nim, chciałbym, żeby był przytomny. Inaczej nie będzie zabawy.
- Podejrzewam, że będziesz musiał mu dać ze trzy godziny. Mniej więcej po takim czasie zejdzie pierwsza faza efektów. Będzie się czuł jak gówno… Ale będzie przytomny - powiedział właściciel O’Hooligans. Podniósł Joakima od drugiej strony, by pomóc Kaverinowi. Zejście do piwnicy prowadziło przez boczną alkowę. Mijało się toalety i skręcało do drzwi z napisem ‘Nie wchodzić, tylko dla personelu’. Schody w dół były dość strome. Na dole było jedno duże pomieszczenie, w którym Isidor Fyodorov trzymał towary i alkohole w zapasie. Dalej była druga łazienka, oraz boczne wyjście z lokalu w razie potrzeby, prowadzące przez klapę w bocznej alejce baru. Ostatnim elementem piwnicy było pomieszczenie o niezbyt dużej objętości. Były tu betonowe, zimne ściany, przy których znajdowały się okrągłe zaczepy. Koło drzwi ustawiony był ciężki metalowy stół i szafki.
- A co do łańcuchów i lin… Chłopie… Masz czego dusza zapragnie. Tylko nie licz na różowy mały wibrator. No tego akurat nie mamy… - zażartował Fyodorov, kiedy wreszcie zawlekli Dahla do pomieszczenia.
- W szafkach masz obcęgi, młotki, piłki, noże… Wiertarkę, jeśli najdzie cię finezja - wskazał mężczyzna.
- W tych natomiast masz koński palcat, jakiś pejcz, sądzę też, że i coś co wepchniesz mu we fiuta też się znajdzie… Ale w sumie tym się mogą zająć moi chłopcy. Skoro tak nienawidzisz gościa, tobie zostawię szafkę z metalem… Hm… - Isidor podszedł do szuflady.
Kirill skrzywił się.
- Nie cierpię go, ale nie chcę zwymiotować. Zostawimy mu cewkę moczową - powiedział. - Nie znaczy, że nic mu nie zabierzemy - dodał jednak.
- Pastuch - Isidor wyciągnął metalową pałkę, którą rozłożył machnięciem nadgarstka i wcisnął przycisk na jej rączce. Kirill usłyszał typowy elektryczny dźwięk.
- Powali, ale nie zabije - dodał. - Może przypali skórę nieco - dorzucił jeszcze i odłożył pałkę na szafkę.
- Kastety, pistolety… Narkotyki wiesz gdzie szukać. Liny. Tamta szafka nas nie interesuje jest bardziej dla pań, więc można ją zlać. Generalnie, do wyboru do koloru. Nie mam chyba tylko takich typowo erotycznych zabawek, ale przy tylu chujach to nie będą mu potrzebne. Jakieś dodatkowe życzenia? - zapytał.
- Nie - odpowiedział Kirill. - Poinstruuj tylko swoich facetów, że mają mnie dokładnie słuchać. Każdy rozkaz musi zostać wykonany. Nie chciałbym, żeby rozpędzili się i zrobili coś, co według mnie byłoby zbyt szybko. A, i kiedy będą go brać, ma to być brutalne i mocne. Nie dla jego przyjemności, tylko dla bólu i wstydu. To chyba wszystko - dodał Kaverin.
Spojrzał na twarz Joakima. Był naprawdę naćpany.
- Przykujemy go teraz. I pójdziemy spać, jeśli uda się. Musimy mieć dla niego jutro dużo energii. A w tej chwili i tak nic by nie czuł - dodał Kirill.
Przykucnął przy leżącym na podłodze Dahlu i zaczął go rozbierać. Chciał, żeby był nagi, zanim zostanie spięty metalowymi łańcuchami.
- Jasne. Przedstawię im sytuacje. Nie sądzę, byś miał z nimi problemy, słuchają mnie, to będa słuchać i ciebie. Zastanawia mnie tylko, a właściwie to nie… Skoro skończymy przed. Kiedy przyjeżdża Alice? - zapytał tylko. Podszedł do szafki i zaczął wyciągac z niej łańcuchy i kajdany.
- Jej samolot wyląduje pojutrze o dziesiątej rano. Wieczorem będziemy świętować Nowy Rok.
- A, coś powinniśmy o nim wiedzieć? Ma jakieś moce? - zapytał jeszcze.
- Tak. Potrafi… nie wiem, co dokładnie potrafi… Ale wpływa na umysły innych ludzi i może im kazać robić rzeczy, których ci nie chcą zrobić. Wiem, to brzmi jak problem. Ale od tego są właśnie narkotyki. Tak właściwie to jest nieco problematyczne, bo środek, który odetnie go od mocy jest zarazem środkiem, który go wyciszy i uspokoi. A nie chciałbym, żeby był cichy i spokojny. Zdaje się, że nie można mieć wszystkiego? - Kaverin wzruszył ramionami.
- No na pewno w takim razie nie dawałbym mu ekstazy, tylko raczej hm… Jakiś lżejszy koktajl z heroiny? Tylko taką dawkę po której zupełnie nie zjedzie...
- Nie, ja chciałem dawać mu benzodiazepiny - powiedział Kirill. - O działaniu uspokajającym, nasennym i tym podobne - zagryzł wargę. - Nieodpowiednie, co nie? Wolałbym bardziej dać mu coś pobudzającego, ale nie wiem, jak z jego mocą wtedy - mruknął i zerknął na naćpanego Fina.
Pozbawił go już swetra i koszuli. Teraz zajął się spodniami.
Isidor zastanawiał się.
- Opium? - zapytał. - Nie, to chyba też zbyt otumania, ale w sumie lżejsze na pewno niż niektóre mieszanki… - myślał na głos.
- Opium to morfina. Jeden z najsilniejszych leków o działaniu przeciwbólowym. To mija się z celem tak bardzo, jak to tylko możliwe - Kirill zaśmiał się. - A może dostałby jakieś miorelaksanty? Tylko że to już leki z apteki… czy może szpitala… Chodzi mi o takie środki, które dają ludziom przy operacjach. W stylu rokuronium. Pełna świadomość, ale nie ruszy ani jednym mięśniem. To byłoby dobre, bo horror sam w sobie. Z drugiej strony nie chodzi nam o wyłączenie jego ciała, tylko umysłu. Hmm… Dlaczego narkotyki muszą uśmierzać ból - westchnął. - Benzodiazepiny są chyba najlepszym wyborem. Mogę zrezygnować z jego strachu, ale nie zrezygnuję z jego bólu. Zresztą takie rzeczy będą się dziać, że powinien bać się tak czy tak - Kaverin uśmiechnął się lekko.
- No to stańmy na tym. Dobra… - podsumował Isidor i zerknął po Joakimie.
- Zbyt dobrze zbudowany to on nie jest… Raczej szczupły, to się szarpać nie będzie… - stwierdził.
- Tylko czy mnie oczy nie mylą… Jak wielkiego on ma kurwa fiuta? - żachnął się Fyodorov i szturchnął biodro Joakima butem.
- Wygląda jak obrzęknięty, przynajmniej w porównaniu do reszty ciała - rzekł Kirill. - Tylko się nie zakochaj w nim jeszcze - rzucił z półuśmieszkiem.
- To bym się musiał zakochać w każdym aktorze porno, zwykle oni mają rozmiary konia… Nie, dzięki… Trochę mu współczuję, jak musi wpompować krew w to, to chyba mózg mu nie wyrabia - parsknął Isidor.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:17   #507
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kirill zaczął zapinać Joakimowi metalową obrożę. Następnie miał przymocować dwa kajdany na jego nadgarstki i dwa na kostki.
- Będziesz miał wkrótce dużo więcej powodów, żeby mu współczuć - rzekł.
Trochę został zbity z tropy przez te komentarze Isidora na temat wielkości Joakima w spoczynku. Wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, jak duży był w erekcji. To wcale nie śmieszyło Kaverina.
- Mam nadzieję, że któryś z twoich kolegów będzie równie duży. Albo większy. Jak nie, to zawsze mamy butelki za barem, warzywa oraz… no cóż… pięści.
- Dokładnie… Tak czy inaczej, zdecydowanie poczuje, że ma przejebane… - Isidor podszedł i pomógł mu z zapinaniem kajdan.
- ...całe ciało… - dokończył Kirill.
- Przodem, czy tyłem do ściany? Zawsze możemy go dać na czworaka, na kolanach, z rękami do tyłu. Będzie od razu wypięty i w krępującym położeniu… - zaproponował mężczyzna.
- Dokładnie tak - powiedział Kirill. - Chyba na razie tak go tutaj zostawimy do jutra - rzekł. - Tylko dobrze zamknij drzwi. Wezmę klucz, żeby mieć pewność, że nam nie ucieknie. Jak wielką musiał mieć pewność siebie i pychę, aby przyjechać do Petersburga. Naszym celem jest pozbawić go tych cech na zawsze. Niech cierpi tak, jak ja cierpiałem - dodał.
Wstał i ruszył w stronę drzwi.
Trochę łatwiej byłoby mu, gdyby Joakim nie padł na kolana, przepraszając. Jednak te przeprosiny nie oddadzą mu tego, co utracił. Przez zachciankę tego człowieka nigdy nie będzie mógł mieć dzieci. Może to i dobrze. Jakim byłby ojcem? Tyle że to nie była decyzja Dahla. A jednak ją podjął.
- Idziemy? - zapytał Isidora.
- Taa - zgodził się mężczyzna po ustawieniu Dahla. Walnął mu zdjęcia z trzech perspektyw, po czym niosąc telefon wyszedł wraz z Kirillem. Zamknął drzwi i przekręcił klucz w zamku. Był antywłamaniowy, zamykał się w bok, od góry i od dołu. Drzwi miały grubość czterech palców. Mężczyzna oddał klucz Kirillowi.
- Zdjęcia na zachętę - wytłumaczył. Przeciągnął się.
- Kiedy przyjdą twoi koledzy, będą już nieaktualne - rzekł Kaverin, chowając klucz w kieszeni.
- Tak, ale żeby ich zaprosić, muszę rzucić im kąsek - wyjaśnił Isidor.
- Uważasz go za atrakcyjnego dla swoich kolegów? - zdziwił się Kirill. - Czy to znaczy, że lubią mężczyzn?
Kaverin obrócił się i ruszył schodami w górę. Chciał teraz porozmawiać z Kirą i Mishą. Oraz wyciszyć się. Musiał pomedytować. Nie mógł pozwolić, aby to wszystko, co wydarzy się w piwnicy, wzięło się z jego gniewu i pasji. Musi uspokoić się. I kiedy odzyska czysty umysł, zaprojektuje dla Joakima Dahla rytuał oczyszczenia. Taki, jakiego nigdy w życiu nie przeżył.
- Słodkich snów Kaverinie - rzucił Fyodorov i ruszył pozamykać bar do końca i udać się najpewniej do siebie.
- Tobie również - odparł.
- Spodziewaj się ludzi o jakiejś drugiej - Isidor dodał na odchodnym.
- W sensie o czternastej? Czy o drugiej w nocy następnej… nocy? - zapytał Kirill, przystając na chwilę. - Bo wspominałeś, że nie uda się ich zorganizować za dnia?
- Czternastej - sprecyzował Fyodorov. Był już chyba przy drzwiach wyjściowych.
- Czyli jednak uda się ich wcześniej zebrać? Chyba rzeczywiście spodobał ci się jego fiut - zażartował Kaverin i ruszył dalej. - Dziękuję za twoją pomoc. Jesteś nieoceniony, jak zawsze.
- Czego się nie robi dla przyjaciół - rzucił mężczyzna.
Uśmiechnął się do niego blado i ruszył do Kiry i Mishy.

Już od drzwi napadła go Kira. Musiała stać obok nich od jakiegoś czasu. Misha tymczasem siedział na kanapie i wyglądał na bardzo sennego i zmęczonego. Ściskał telefon komórkowy w rękach.
- Wszystko w porządku? - zapytała blondynka. Przesunęła dłońmi po jego ramieniu.
- Tak - Kirill uśmiechnął się lekko. - Chyba bardziej w porządku, niż kiedykolwiek wcześniej - dodał.
Westchnął. Ściągnął kurtkę i odwiesił. Następnie poszedł po szklankę. Nalał sobie wody mineralnej i napił się jej. Usiadł na fotelu. Zamyślił się.
- Nie mogę pozwolić złości i gniewowi, żeby mnie pochłonęły - mruknął chyba bardziej do siebie. - Inaczej będę po prostu jednym z nich.
Kira podeszła do kanapy i usiadła na niej obok Mishy.
- Co zamierzasz zrobić? - zapytała. Chwilę jednak milczała. Chyba zaczynała słuchać jego istotek, ale zamknęła oczy i zmusiła się do przestania. Wiedział, że to to, bo już poznał jej odruchy.
- Weźmiemy kąpiel? - zaproponowała mu. Misha skrzywił się lekko.
- Mogę sobie pójść do Noela? - zapytał.
- Tak. A już wrócił? - zapytał Kirill.
Wstał i ruszył do łazienki. Zaświecił światło. Wsunął korek do wanny i odkręcił strumień ciepłej wody. Wtedy wrócił do salonu i zerknął na Mishę.
- Tak… Pójdę, obiecałem, że będę dziś u niego bo pooglądamy film - powiedział zadumany Misha. Podniósł się z kanapy i ruszył w stronę wieszaków przy wyjściu.
- Jak się czujesz? - zapytał Kirill. - Czy masz jeszcze może jakieś sekrety? Bo to chyba noc dzielenia się nimi - zażartował. Kompletnie nie spodziewał się, żeby Misha ukrywał coś więcej. Co takiego mógłby? Kaverin nawet nie miał pojęcia.
- Nie, to już chyba najgroźniejszy… Nigdy więcej nie będę ukrywać pożaru… Przepraszam - odpowiedział. Zamknął umysł, by Kira nie dostrzegła o czym naprawdę pomyślał. Kira nie zareagowała. Tylko podniosła się i ruszyła do sypialni, zapewne wziąć koszulę do snu do łazienki, skoro mieli się razem kąpać.
- Zmykaj już - rzekł Kirill. - Dobranoc - powiedział.
- Dobranoc - rzucił Misha i wyszedł, zabierając jeszcze kartę do apartamentu Noela.
Ruszył do łazienki. Dodał do strumienia nieco płynu. Nie zależało mu na pięknych zapachach, ale pragnął powierzchownej warstwy bąbelków, która zakrywałaby ich nagość. Dzięki temu mógł czuć się komfortowo. O ile czucie się komfortowo było w ogóle możliwe. Zaczął rozbierać się.
Kira weszła po chwili do łazienki i zaczęła się rozbierać. Zdjęła sweter i spodnie, a następnie w ciszy zabrała się za rozpinanie bielizny.
Kaverin złożył ubrania i wszedł do wanny. Pozwolił aby ciepło wody go ogarnęło.
- Bez wątpienia masz jakiś komentarz - powiedział, zerkając na nią.
On tutaj grzał się w wannie, podczas gdy Joakim Dahl leżał nagi przykuty łańcuchami w zimnej piwnicy. Jakże ich los się odmienił!
Kobieta rozebrała się do naga, po czym podeszła do wanny. Powoli oparła się o nią dłońmi, by zaraz wejść i usiąść na przeciwko Kirilla.
- To straszne, co chcesz mu uczynić… Wiem, że on uczynił tobie zło, ale czy aby na pewno zemsta jest najbardziej słuszna? - zapytała.
- Nie. Masz rację. Na początku chciałem się na nim zemścić. Nadal chcę. Ale wtedy on mi się oddał. Mógł walczyć, uciekać… Po prostu pozwolił mi na to, żebym go wziął. Na tortury. On tego pragnie bardziej ode mnie. Myśli, że jak z nim skończę, to poczuje się lepiej. Że w tej piwnicy zostaną zmyte i wybaczone wszystkie jego grzechy. Jest złym człowiekiem, ale ma sumienie. A to go pali bardziej, niż wszystko, czym mógłbym go zadręczyć. Tak przynajmniej sądzi. Dlatego tutaj przyszedł. Zastanawiam się po części, czy go nie wypuścić i nie powiedzieć mu, że nigdy mu nie wybaczę. Że zawsze będzie zły i okrutny. Że nie chcę go więcej widzieć i że krzywda, którą mi wyrządził, nigdy nie zostanie odkupiona. Ani za jego życia, ani też po jego śmierci. Rzekłbym to wszystko i wypuścił w nienaruszonym stanie. Nienaruszonym przynajmniej pod względem fizycznym. Wtedy dopiero bym się zemścił.
Zamilkł na moment. Może na serio powinien właśnie to zrobić?
Kira powoli przysunęła się do niego bliżej. Podniosła dłonie i pogładziła go po ramionach.
- Sam wiesz, że najwięcej bólu zadajemy sobie sami… Z jednej strony, to rozsądne i bardzo dojrzałe, gdybyś go wypuścił i pozwolił mu gnić we własnych myślach, z drugiej strony, czy nie czułbyś się potem źle z tym, że miałeś go i nic mu nie zrobiłeś? Chciałabym, żebyś powiedział, że jesteś ponad takie uczucia, ale widziałam jak twoje istotki reagowały, kiedy dowiedziałeś się, że tu jest… Byłeś… Byłeś jak Rolan - powiedziała i spuściła głowę.
- Czułem się jak Rolan - przyznał Kirill. - To rozsądne i dojrzałe, gdybym go wypuścił? - zdziwił się jednak. - Co jest takiego dojrzałego w pozwoleniu, żeby człowiek torturował się sam przez resztę swojego życia? Poprosił mnie o wybaczenie. Nie dałbym mu go. I to jest dojrzałe według ciebie? Wydaje mi się, że to jest najbardziej zjadliwa rzecz, jaką mógłbym uczynić.
Kira westchnęła.
- Mniej zjadliwa, niż danie go do wyrżnięcia prawie dziesiątce mężczyzn… Ale nie sądzę, byś zdołał mu wybaczyć to byłoby niemożliwe - stwierdziła.
- Ta dziesiątka tylko go podnieci - rzekł Kaverin. - Nie to będzie dla niego karą - dodał.
Zamilkł na moment, myśląc.
- Nie zabiję go. Sprawię jednak, że będzie cierpiał. Mocno. Kiedy już noc się skończy, to wraz z końcem bólu fizycznego, zniknie jego ból psychiczny. Uzna, że wyrównaliśmy nasze długi. Jest jeden-jeden. Dla Dahla dużo bardziej liczy się to, co o nim sądzę, od czegokolwiek innego. Kiedy zobaczył mnie tam w apartamencie Noela, miał minę, jakby ujrzał samego boga - Kirill skrzywił się. - Ma obsesję na moim punkcie i kompletnie rozkleił się, kiedy powiedziałem, że chcę pojednania. On nie okaleczył mnie z nienawiści. Tylko miłości. Chorej miłości Gwiazdy Śmierci.
- Więc co dokładnie zamierzasz zrobić? - zapytała przybliżając się do niego. Pogładziła Kaverina po ramionach. Zsunęła dłonie na jego klatkę piersiową, gładząc czule.
- Powinienem uczynić mu dokładnie to samo, co on zrobił mi. Tyle że nie jestem w stanie go gwałcić, bo mnie brzydzi. I też szanuję fakt, że ty mogłabyś tego nie chcieć. Mnie w takiej pozycji. Od tego będę miał mężczyzn Isidora. Obciął mi jądra i je zjadł. Ja mu tego nie zrobię. Obrzydliwe. Myślę, że odetnę mu stopę. Może jeszcze podudzie. Mała cena. Przez niego ja nie mogę płodzić dzieci. On dostanie protezę i będzie mógł chodzić. Poza tym ogolę go na łyso, będę go bił, poniżał i oblewał moczem. Masz jeszcze jakiś pomysł? - uśmiechnął się blado.
Kira pokręciła głową. Wyglądała na przygnębioną. Przechyliła się do przodu i pocałowała go w szyję, a następnie w szczękę. Znów się do niego przytuliła.
- Dam mu to, czego pragnie. Ognia oczyszczenia w pokucie, wstydzie i ośmieszeniu. Boję się tylko, że mnie to zmieni. Że spodoba mi się to okrucieństwo. Czy na serio uważasz, że puszczenie go wolno byłoby mniejszym złem?
- Możesz go tu przetrzymywać kilka dni w formie postraszenia, ale tak, wypuszczenie go byłoby mniejszym złem. W końcu nie dostanie tego, na co liczy. Liczy na to, że mu wybaczysz i zemścisz się, dzięki czemu oczyści sumienie, prawda… Nienawidzę go, bo cię skrzywdził, ale nie chcę, żebyś stał się taki jak Rolan… Albo jak on. Kocham cię - powiedziała szczerze co myślała.
Kirill zamyślił się. Przez dłuższą chwilę pozostawał w milczeniu.
- Chyba ja sam chciałbym mu w końcu wybaczyć - rzekł w końcu. - Chcę doprowadzić do końca sprawę między nami, która ciągnie się tak długo. On również tego pragnie. Takie jest przeznaczenie. To sprawa między nami. Między mną, a nim. Chyba tylko my będziemy ją w pełni rozumieć - dodał. - Jeśli go wypuszczę, to niczego nie załatwię. Jedynie przełożę na później to, co musi się wydarzyć.
- Dobrze… Ale jeśli chcesz się nad nim znęcać i zadawać mu ból… To naprawdę na koniec będziesz musiał mu wybaczyć - zauważyła.
Kirill zamilkł, słuchając tych słów. To była prawda. Przeniósł wzrok na Kirę. Czasami próbował nawiązać z nią w ten sposób kontakt. Czasami wydawało mu się, że to się udawało. Choć zdawałoby się to wysoce nieprawdopodobne, wręcz niemożliwe.
- To będzie rytuał - powiedział. - Rytuał zarówno dla mnie, jak i dla niego. Myślę, mam nadzieję, że jak się dokończy, to będę w stanie to uczynić. Muszę zatopić się w bólu i wstydzie, którym mnie pokarał. Następnie oddać mu go. Jak ja się uleczę, on również poczuje się lepiej. Będziemy mogli odejść stąd pogodzeni. Nie sądzę, że będziemy się kochać. Ale będziemy w stanie przebywać z sobą w jednym pomieszczeniu i z sobą rozmawiać. Ból, który sobie nawzajem zadaliśmy, stworzy między nami więź, której Joakim tak bardzo pragnął.
Kira zastanawiała się nad tym.
- Dobrze… Jeśli, jeśli tak to chcesz rozwiązać, to dobrze. Zrób co uznasz za konieczne - powiedziała i westchnęła. Uniosła głowę i pocałowała go w usta.
- Musisz się wyspać. Ja też. Skoro mam jutro dokończyć przygotowania sama… - powiedziała troszkę z żalem.
- Ach tak… - Kirill zaśmiał się. - Już prawie zapomniałem, że szykujemy się na Sylwestra.


Kirill spał długo. Aż do dziesiątej. Przeciągnął się na łóżku i otworzył oczy. Spojrzał na Kirę, która o dziwo również jeszcze spała. Przysunął się i pocałował ją w policzek. Następnie wstał. Wziął prysznic, wysuszył się. Zjadł lekkie śniadanie. Ubrał się, a następnie wziął telefon. W pierwszej kolejności zadzwonił do Noela. Ta rozmowa powinna mieć miejsce jeszcze wczoraj, ale po kąpieli Kaverin poczuł się naprawdę senny i postanowił przełożyć ją na później. Przymrużył oczy, spoglądając na ekran telefonu.

Misha wzdrygnął się, kiedy dosłyszał, że telefon Noela dzwoni.
- Noel… Hej…. Noel… Twój telefon… - powiedział, próbując obudzić mężczyznę. Wiedział, że ten potrafi potwornie mocno spać. Zerknął kto dzwonił, a widząc numer Kirilla podniósł komórkę.
- Kirill dzwoni… - powiedział.
- Co… - mruknął młody Dahl, przecierając prawe oko. - Jaki Ki… ach… Kirill… Możesz zagrzać mi nieco mleka?
Latał wczoraj stanowczo zbyt długo. Przeziębił się. Miał znowu gorączkę, bolało go gardło. Powinien już się nauczyć, ale wciąż tak to się kończyło.
- Mhm, już… - powiedział, po czym podał mu telefon i poszedł do kuchni, żeby przygotować mu mleko z miodem. Martwił się o niego, jak go wczoraj zobaczył, zmarzniętego, to prawie serce mu pękło.
- Noel?
- Tak, to ja.
- Dzisiaj będę torturować twojego ojca.
- Ach tak… Zabijesz go?
- Nie, nie zamierzam - odparł Kirill.
- Spoko - rzekł Noel.
Zamilkł przez chwilę.
- Wczoraj gotowaliśmy leczo i trochę zostało. Jak chcesz, to możesz po wszystkim wpaść na trochę. Bardzo dobre.
- Niezły pomysł.
- Przeziębiłem się, długo wczoraj latałem.
- Ech… - Kirill westchnął. - Ty się nigdy nie nauczysz!
- A ty znowu swoje - Noel skrzywił się.
- Powinieneś bardziej o siebie dbać!
- Nie strofuj mnie, nie jesteś moim ojcem.
- Dzisiaj to się szczególnie z tego cieszę.
Noel roześmiał się.
- To było dobre - rzekł.
Misha słyszał jedynie połowę dialogów, ale cieszyło go, że Noel zdawał się nie być w złym nastroju. Ta cała sytuacja między trzema mężczyznami zdawała mu się bardzo dziwna. Niezdrowa.
Zrobił mleko z miodem i przyniósł je Noelowi do sypialni. Oczywiście w jego ulubionym kubku.
- Powiedział mi, że mnie kocha i mnie przeprasza - rzekł Noel.
Kirill milczał przez chwilę.
- Mi prawie też.
- Pojawił się, żeby przynieść mi prezenty z okazji moich urodzin. A może Gwiazdki.
- Myślę, że w rzeczywistości miał nieco inne plany - odparł Kirill. - Znaczy miał inne, lepsze motywy. Jedni próbują się zabić, wieszając się na lampach. Inni wskakują do klatki z lwem.
- Rzeczywiście, mówił mi, że mnie kocha i może wkrótce umrzeć. Jakoś tak to brzmiało. On zaplanował, że dowiesz się o nim?
- Możliwe - odparł Kaverin. - Ale sądzę, że mogły to być również mniej świadome plany.
- Ach… grubo - mruknął Noel.
- No nie?
- Dzięki za mleko, Misha - młody Dahl zwrócił się do chłopca.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:17   #508
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Misha kiwnął głową.
- Zrobię ci rosół, będzie zdrowy na twój stan. I weź leki po tym jak wypijesz mleko - przypomniał mu, wskazując stolik gdzie od wczoraj leżały już przygotowane, bo Noel zasnął zanim zdążył je wziąć.
- Dobrze. Dziękuję - rzekł Noel. - Jesteś nieoceniony.
- Tylko nie każ mu cię całować w podzięce - Kirill mruknął z przekąsem.
- Och… Misha ci już o wszystkim powiedział?
Kaverin zmarszczył brwi.
- O czym?
Noel przeniósł wzrok na chłopca.
Misha uniósł brwi i pokręcił głową z lekko spłoszoną miną. ‘Wytłumaczę ci’ powiedział ustami do Noela.
- Że… e… w Irkucku ludzie się nie całują w ogóle, o ile nie muszą? To mało romantyczna nacja.
- To też Rosjanie.
- Właśnie mówię - Noel rzekł. Następnie rozkaszlał się. - Jestem taki chory.
- Wygrzewaj się. Do zobaczenia.
- Może go nie zabijaj - mruknął młody Dahl. - Pa.
- Do usłyszenia.
Kirill rozłączył się. Wrócił do sypialni i spojrzał, czy Kira wciąż spała.
Misha westchnął ciężko.

Kira tymczasem ocknęła się. Siedziała na łóżku, potargana jak zawsze co rano, przecierała twarz dłońmi, próbując się rozbudzić. Księżniczka w stercie pierzyn. Ramiączko koszuli nocnej zjechało jej z ramienia.
- Mmm, dzień dobry - powitała sennie Kaverina.
- Na pewno znaczący - mruknął Kiril. - Co ci się śniło? - zapytał.
Usiadł na skraju łóżka i nachylił się, żeby pocałować ją w usta.
- Rozmawiałem już o wszystkim z Noelem. Jak zwykle jest wyluzowany - powiedział. - Odniosłem jednak wrażenie, że woli, abym go nie zabijał.
- Śniły mi się piękne fajerwerki… Niesamowite - stwierdziła Kira.
- Och… ktoś tu spędził naprawdę dużo czasu na przygotowaniach!
- Chyba myślę za dużo o jutrze. A co do Noela i niezabijania… No cóż… To jednak jego ojciec… Czy zły, czy nie zły… - stwierdziła.
- No wiem - mruknął Kirill. - Nie dziwię się, że nie chce jego śmierci.
- Nikt by nie chciał, żeby ważna dla niego osoba, zabiła inną, również w pewnym stopniu ważną dla niego osobę - stwierdziła w zamyśleniu.
- Chyba większość ludzi? - zaśmiał się Kirill. - Miałaś na myśli “kto by chciał” pewnie. Mi się nic się śniło. O dziwo miałem bardzo spokojną noc. Ciekawe jak nasz gość. Zejdę teraz na dół, żeby się o tym przekonać. Czy dasz sobie radę sama? Z przygotowaniami? Wszystko a przynajmniej zdecydowana większość, powinno już zostać zrobione.
- Tak… Będę tu sobie siedzieć i napełniać balony helem. Już mam trochę wprawę, wiem kiedy przestać dmuchać, by nie wybuchły - stwierdziła.
- To brzmi jak jakaś niewysublimowana metafora - mężczyzna roześmiał się.
- Uważaj na siebie… I nie przesadź… I uważaj na siebie. I kocham cię. I nie zapomnij o zjedzeniu czegoś, nie możesz cały dzień być głodny - powiedziała.
- Już zjadłem śniadanie. Ja ciebie też kocham. I tak, będę dbał o to, aby mój nadęty balon nie wybuchł - zaśmiał się.
Wstał.
- Radzę ci nie zapuszczać się po czternastej w okolicę piwnicy - rzekł.
Otworzył szufladę. Zostało jeszcze trochę strzykawek. Zrobił sobie iniekcję z testosteronu, jak każdego dnia. Miał swoją własną hormonalną terapię zastępczą. Nie korzystał z hormonu tylko przed seksem. Dzięki temu miał normalny głos i nie brzmiał jak eunuszy śpiewak operowy.
- Do potem - rzekł, ścierając kropelkę krwi.
Wyszedł z pomieszczenia, a potem z apartamentu. Chciał się przekonać, czy Isidor był już w budynku.
Mężczyzny jeszcze nie było, zwykle przychodził dopiero za dwadzieścia dwunasta, bo dopiero o dwunastej otwierało się O’Hooligans, na dzisiejszy dzień i tak planowo zamknięte z okazji przygotowań na jutrzejszą imprezę, która rozpocząć miała się od 12, włącznie z otwarciem baru. Mieli więc… Całą dobę. Całą dobę do zabawy, a Trochę mniej niż dwadzieścia trzy godziny do przybycia Alice i jej towarzyszy. W budynku było cicho.
Kirill nalał do półlitrowego kufla wodę mineralną. Znalazł również na zapleczu nieco twardawego już chleba. Ruszył z tym w stronę piwnicy. Pomyślał również o wiadrze na potrzeby fizjologiczne. Czy coś takiego w ogóle znajdowało się w O’Hooligans? Kirill postanowił poszukać. To mimo wszystko był bar i od czasu do czasu trzeba było umyć podłogi, więc w którymś miejscu spodziewał się znaleźć coś odpowiedniego. Czuł lekkie drżenie w żołądku na myśl o tym, że zaraz zobaczy się z Dahlem. Czy znajdzie w sobie siłę, żeby uczynić wszystko tak, jak to powinno zostać dopełnione?
Na górze nie znalazł żadnego wiadra, ale przypomniał sobie o tym, że znajdowało się koło wejścia do łazienki na dole… Zapewne tam je trzymano, by nie rzucało się w oczy klienteli. W pomieszczeniu na dole również było dość spokojnie. Nie grała muzyka i bar zawsze wydawał się przez to podwójnie pusty.
Poszedł więc po nie do łazienki na dole. Następnie stanął przed drzwiami, prowadzące do celi Joakima. Znalazł klucze i otworzył je. Zapalił światło. Bez niego w pokoju panowałby kompletny mrok - nie było tu okien. Był ciekawy, co takiego zobaczy tu na dole. Przybrał swoją typową pozbawioną emocji maskę. Nigdy wcześniej nikogo nie torturował. Wiedział jednak, że miał na podorędziu kilka dobrych narzędzi, dzięki czemu byłby w tym dobry. Poza tym też doświadczył też prawdziwego cierpienia. Dzięki czemu wiedział, jak je zadawać.
Nie było dla Kaverina zaskoczeniem, że zastał mężczyznę w dokładnie tej samej pozycji, w której go pozostawili. Głównie ze względu na to, że nie mógł się w żaden sposób przemieścić. Łańcuchy dobrze go przytrzymywały. W pomieszczeniu było nieco chłodno, ale nie na tyle, by zagrozić życiu człowieka, dlatego Kaverin miał pewność, że pozostawienie tu Joakima samego sobie doprowadzi do jego śmierci. Do tej pory musiał być już przytomny, a dodatkowo kac po heroinie musiał mu przejść gdzieś nad ranem.
Hałas otwieranych drzwi i agresywnie zapalone światło musiały wręcz porazić Joakima, który na wiele godzin pozostawał sam ze swoimi myślami. Początkowo czuł się fatalnie, potem był już tylko zmęczony fizycznie.
Milczał. Zobaczył Kirilla wchodzącego do środka. Nie miał pojęcia, co ten dla niego przygotowywał. Nie mógł też wyczytać nic z jego twarzy. A mógłby wpatrywać się w nią godzinami. Mimo że był obolały od niewygodnej pozycji i też zmęczony, poczuł delikatny prąd, który przeszedł przez jego ciało na widok mężczyzny. Pełen ekscytacji zmieszanej z niepokojem i wyczekiwaniem.
Kaverin również się nie odzywał. Spojrzał przez krótki moment mężczyźnie w oczy. Tyle wystarczyło, żeby Joakim poczuł zapowiedź erekcji. Kirill jednak tego nie zauważył. Przystawił mu do ust kufel wody, żeby mógł się napić. Potem przystawił skibkę chleba, aby choć trochę się posilił.
- To śmieszne - mruknął Kirill. - Możesz być skuty, a ja wolny. A jednak i tak drżę na twój widok. Jakby moje ciało samo bało się twojego. Tego je nauczyłeś. Strachu.
Joakim nie wiedział co na to powiedzieć.
- Po dzisiejszym dniu będziemy obydwoje bać się siebie nawzajem - odpowiedział.
Kirill zaśmiał się.
- Myślisz, że to wszystko zakończy się dzisiaj? - mruknął, na co Joakim poczuł ucisk w żołądku. - Tutaj masz wiadro i papier toa… o cholera - Kirill mruknął, uświadamiając sobie, że Dahl był skuty.
- Nie będę go potrzebował. Papieru. Ale wiadro mi zostaw.
Kirill tak uczynił. Po czym odszedł. Zamknął za sobą drzwi i przymknął oczy, próbując umiarowić oddech.
Gdzieś na górze usłyszał otwieranie się zamków. Najpewniej Isidor przyjechał już do pracy… Nie było za wcześnie? Jednak gdy spojrzał na zegarek, okazało się, że nie. Minęło dwadzieścia minut, a on nawet nie poczuł kiedy…
Kirill odczekał jeszcze chwilę, po czym otworzył drzwi, aby sprawdzić, czy Joakim już zdążył się wysikać.
Zdecydowanie sikanie w tak uwłaczających warunkach było problematyczne, zwłaszcza, gdy nie mogło się użyć do tego rąk, mając penisa, ale Dahl zdawał sobie z tym zadaniem w miarę poradzić.
Tymczasem drzwi do lokalu zostały ponownie zamknięte. Isidor gwizdał coś we w miarę pogodnym nastroju. Zajmował się chyba najpierw normalnymi zadaniami, by po chwili ruszyć na dół.
- Dzień dobry Kaverinie - powitał przyjaciela przy drzwiach do celi.
- Dzień dobry, Isidorze - odpowiedział Kirill. - Mamy jeszcze nieco czasu, jak mi się zdaje. Zamierzałem kupić kilka nastrojowych świec - rzekł, co zabrzmiało jak żart… ale tak rzeczywiście było. Kaverin wolał, aby to wszystko odbyło się w naturalnym świetle, nie elektrycznym.
Poza tym zastanawiał się, czy wylać mocz z wiadra na głowę Joakima. Wahał się. Z jednej strony to jak najbardziej pasowało, a z drugiej zdawało się przedwczesne. Chciał wpierw przeprowadzić prawdziwą inaugurację cierpienia Dahla, zanim to się zacznie. Choć technicznie rzecz biorąc to już od jakiegoś czasu nie miał raju w tej piwnicy.
Isidor podszedł do niego i zajrzał do pomieszczenia. Zerknął na wiadro i zerknął na ciało Joakima zakute w metalowe okowy.
- Mówisz klimatycznych świec… Na pewno się przydadzą. Będziemy tu mieć bowiem nie lada wieczorek. Mam odpowiedź od chłopców. Poza mną, masz sześciu. To cię usatysfakcjonuje, mój głodny zemsty druhu? - zapytał. Zerknął na Dahla.
- Rozumie po naszemu? - zapytał Kaverina.
- Tak - odpowiedział Kirill. - Siedem osób brzmi dobrze - rzekł. - Czyli zobaczę cię nago. Zdaje mi się, że to miały być tortury tylko dla mojego gościa, nie dla mnie - zażartował i uśmiechnął się lekko.
Rozmawiali na tyle daleko i na tyle cicho, że Joakim mógł nie słyszeć ich rozmowy. W każdym razie nie zareagował w żaden sposób.
- Dowcipniś z ciebie… Ja nie komentowałem ani razu jak od czasu do czasu spacerujesz sobie nago…
- Po moim własnym mieszkaniu… - Kirill chciał przedstawić tę okoliczność łagodzącą.
- Najwyraźniej my też wyrównamy rachunki. Jakieś zmiany co do naszego planu? Urozmaicenia o których chciałbym, lub powinienem wiedzieć? Tylko może nie tu, żeby nasz gość przypadkiem nie popsuł sobie niespodzianki zasłyszeniem czegoś… - zauważył Isidor i skinął głową, by odeszli dalej.
Kirill przymknął drzwi. Następnie spojrzał na Isidora.
- To nieco bardziej skomplikowane, niż zbiorowy gwałt i przemoc - powiedział. - To zabrzmi niewiarygodnie, ale bardziej widzimy to jako rytuał… po którym odsuniemy na bok naszą przeszłość. Tak właściwie dla was to nic nie znaczy oprócz tego, że Dahl ma przeżyć. Waham się wciąż jak wiele przemocy i jak bardzo trwałej mam mu wyrządzić. Gdyby to była jakakolwiek przypadkowa osoba, to wszystko byłoby łatwiejsze. Jednak… łączymy z sobą pewne nadnaturalne przeznaczenie i choć go wciąż nienawidzę, to jest moim bratem. Dzisiaj mam ulżyć sobie i wyżyć się na nim tak, żebym uznał, że spłacił swój dług… - zawiesił głos. - Myślę, że zaproponuję mu, że nie podam mu żadnych leków ani środków. Niech sam kontroluje swoje moce. To będzie kolejny element tortur, wymagający z jego strony poświęcenia i samokontroli. Dzięki temu będę wiedział, że zgodził się na to wszystko, co się wydarzy, świadomie. Specjalnie dla mnie. Bo widzisz, on jest tutaj z własnej woli.
Kaverin zaśmiał się.
- Zwrot akcji, no nie?
- Hm… Tylko taki, że ma przeżyć… to pamiętaj, żeby wydawać komendy. Raczej nie będzie żadnego problemu z chłopakami, ale skoro to ma być wasz rytuał, to bierzesz batutę w rękę… - stwierdził mężczyzna. Zerknął w stronę drzwi.
- A jak planujesz wyrównać kwestię twojego braku jąder? - zapytał, jakby omawiał jutrzejszą pogodę.
Kirill zasępił się.
- Myślałem, żeby odciąć mu nogę w kolanie - powiedział. - Mi płodności już nie zwróci, ani konieczności codziennego kłucia się igłą. Wiesz, jakie mam po tym zrosty na ciele? Na szczęście ich nikt nie dostrzega, bo blizny rzucają się w oczy, jednak męczę się z tym każdego dnia, aby wciąż mówić i wyglądać jak mężczyzna. On po prostu dostanie protezę i nawet nie odczuje jakiegokolwiek braku. Tyle że ja sam muszę mu to zrobić - westchnął. - Jestem ciekawy, czy zacznie walczyć…
- To zależy, czy wygra jego wola poddania ci się i odkupienia, czy prymitywny lęk przed utratą części ciała - stwierdził Isidor. Podniósł rękę i spojrzał na zegarek. Mamy jeszcze jakieś dwie godziny. Wyjaśnijmy panu jego sytuację… Jakieś plany, czy zaczniemy imprezę dopiero później? - zapytał.
- No najpierw muszę złożyć wizytę w supermarkecie - powiedział Kirill. - To jest ta część agresywnych, erotycznych rytuałów, o których się nie mówi - zażartował. - Myślisz, że to byłoby za dużo? Uciąć komuś nogę? Nie, prawda? - zapytał.
I uśmiechnął się. Wiedział, jak komicznie to brzmiało. Wiedział jednak, że musi uczynić coś takiego, żeby w ich relacji przestać być jedynie ofiarą.
- Jak dla mnie mógłbyś mu uciąć jaja i też bym się nie przejął - wzruszył ramionami Fyodorov.
Kirill się jednak skrzywił.
- Przemoc względem genitaliów to bardziej moja fobia, niż hobby - mruknął.
- A no tak… Świeczki… - przypomniał sobie barman i pokręcił głową.
- Ładne, zapachowe. Dla świątecznej atmosfery.
- Tylko może nie za dużo, nie chcemy spędzić godziny na rozpalaniu ich - dodał.
- Ustawię krąg wysokich, białych, mszalnych świec - powiedział Kirill. - W samym środku będzie on. Sam ubiorę się cały na… - zawiesił głos.
Jaki kolor będzie odpowiedni? Wpierw chciał rzecz, że biały. Ale czy srebro nie było bardziej z nim związane?
- Na biel z jakimś srebrnym dodatkiem - rzekł. - A on będzie ubrany w srebro metalu. Z jakimś białym dodatkiem… - zamyślił się.
Ying yang. Kaverin lubił rozpraszać się takimi drobnostkami związanymi z designem.
- No i poza tym opaska uciskowa, kompresy i kilka kroplówek, żeby go nawodnić. Najlepiej byłoby mieć krew, ale nie jesteśmy szpitalem. Może uda mi się dostać też coś przeciwbólowego, na wszelki wypadek. Ostatecznie chcę, żeby cierpiał, ale mogą mi się znudzić jego krzyki.
- Krew to nie za duży problem, o ile znasz jego grupę… Serio. To jest Petersburg… Tu można dostać wszystko, jeśli wiesz gdzie szukać - zauważył Isidor.
- Nie znam jego grupy. Ale zapytam go o nią. Choćby dlatego, żeby go nastraszyć - Kirill uśmiechnął się lekko. - Nie wyrzucę jego nogi, tylko schowam ją do zamrażarki. Tak na pamiątkę. To chyba wszystko - mruknął. - Masz dla mnie jakąś radę, zanim do niego pójdę?
- Tylko jedną. Jak będziesz mu ucinać nogę, to tnij poniżej kolana - stwierdził.
- Bardzo boli, a nadal będzie miał czucie, bo staw będzie działał. Fantomowe bóle to straszne gówno - dodał. Następnie ruszył na górę, najpewniej zająć się przygotowywaniem baru na Sylwestra.
- Jak staw będzie działał, to będzie łatwiej uzyskać mu późniejszą ruchomość nogi zbliżoną do normalnej. Znając tego skurwysyna zamontuje sobie jakieś działko laserowe w nowej stopie, albo moduł antygrawitacyjny i będzie latał jak pojebany dookoła świata - mruknął Kirill.
Wrócił do pokoju, w którym znajdował się Joakim. Otworzył drzwi i zajrzał do środka.
Isidor parsknął na ten komentarz nim odszedł. W pomieszczeniu tymczasem nic się nie zmieniło. Dahl pozostawał tam, gdzie go pozostawiono, tak samo jak wiadro. Woda również. Nikt nie był w stanie przesunąć tu niczego, bo nikt nie wchodził, a skuty Joakim mógł co najwyżej nieco unieść się na kolanach, albo ponownie upaść i się wypiąć.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:18   #509
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kaverin wszedł do środka.
- Potrzebuję twoją grupę krwi - rzucił Rosjanin.
Joakim przez chwilę milczał.
- Coś stało się Noelowi? - zapytał.
Kirill podszedł nieco bliżej. Przechylił głowę i uśmiechnął się z niedowierzaniem. Dahl przez chwilę spoglądał na jego twarz, aż odsunął wzrok.
- Ach… B rh+ - powiedział po chwili milczenia.
- Dobrze - odparł Kirill. Wziął wiadro i wyszedł.
Zamierzał wylać jego zawartość w łazience, umyć naczynie, po czym ruszyć na zakupy.
W łazience była toaleta i prysznic, oraz umywalka. Mógł wylać zawartość wiadra do toalety, a następnie umyć je pod prysznicem. Wszystko szło spokojnie. Dahl się nie stawiał. Nie walczył. Zupełnie tak, jakby i on przygotowywał się mentalnie na to, co miało tu dziś nastąpić.

Kaverin dobrze zamknął drzwi, po czym wyszedł z budynku i ruszył do samochodu. Miał w głowie całkiem konkretną listę zakupów. Teraz musiał ją jeszcze zorganizować. Zadzwonił jeszcze do Isidora, aby przekazać mu grupę krwi Dahla. Kiedy już odwiedził aptekę oraz supermarket, sprawdził, która była godzina. Oczywiście nie chciał się spóźnić na własną imprezę.
Dochodziła godzina trzynasta dwadzieścia. Nie było już wiele czasu…



[media]http://www.youtube.com/watch?v=gDV-dOvqKzQ[/media]

Gdy Kirill wrócił do O’Hooligans, w głównej sali lokalu, przy barze siedziały już dwie osoby. Isidor stał za barem i rozdawał im akurat drinki paląc. Zerknął na Kaverina i kiwnął mu głową. Odczekał, aż ten podejdzie.
- To jest Isai Lavrov, a to Makar Dubinin - przedstawił młodego mężczyznę o dużej liczbie tatuaży, oraz tego z dłuższymi włosami i urodzie amerykańskiego, starszego rockmana. Obaj wstali, aby podać Kaverinowi dłoń. Kirill zorientował się, że w sali stoją jeszcze dwie osoby. Jeden mężczyzna siedział przy oknie, a drugi rozmawiał przez telefon i palił, obserwując ledowe światła nad jednym z obrazów na ścianie lokalu.
- Mamy już wszystkich. Tu jest nas pięcioro, jeden jest na zapleczu a jeden w łazience. Udały się zakupy? - zagadnął Fyodorov.
- Tak. Wszystko, czego potrzebujemy - rzekł Kirill. Następnie odwrócił się do mężczyzn. - Witam państwa. Cieszę się z państwa przybycia. Każdy z was otrzyma obiecaną kwotę. Będziemy za chwilę zaczynać. Pójdę na górę się przebrać, a potem zejdę do piwnicy. Wtedy bądźcie przygotowani. Wejdziecie, kiedy was zawołam. Czy ktoś z was ma jakieś pytania? - zapytał, spoglądając po nich.
Stał wyprostowany, stoicki i pewny siebie. Chciał emanować aurą władzy i przywództwa. Ufał Isidorowi, dlatego nie sądził, aby był problem z panowaniem nad nimi. Mimo to chciał, żeby szanowali nie tylko Fyodorowa, ale również jego. Szczególnie jego.
Dwóch pozostałych mężczyzn w pomieszczeniu dołączyło i słuchało co mówił Kaverin. Popatrzyli po sobie i pokręcili głowami.
- A ja mam w sumie pytanie - odezwał się głos z zaplecza. Wyszedł stamtąd gość z lizakiem w ustach.
- Ile mamy czasu na zabawę? I jak mniemam pan wydaje wszelkie polecenia, a my nie mamy zbytnio wolnej ręki, nie? - wsunął dłonie do kieszeni.
- Yasha… - zaczął Fyodorov. Jego ton sygnalizował, że jeśli ktoś miałby być zbyt wyrywny z czymkolwiek, to właśnie on…
“Nie mogłeś znaleźć starych, tłustych facetów?”, pomyślał Kirill. “Czy wszyscy twoi znajomi wyglądają jak pieprzeni supermodele? Dobrze, że rzeczywiście zamierzam mu odciąć tę nogę, to będzie jedyna smutna rzecz tego dnia.”
- Chcę mieć kontrolę nad wszystkim, ale nie zamierzam zabijać kreatywności - rzekł Kaverin. - Jeśli chcesz coś zrobić, to najpierw zapytaj, czy możesz. Najlepiej tutaj, ewentualnie na dole. Ogólnie rzecz biorąc możecie wykorzystywać go seksualnie tak, jak chcecie oraz bić i sprawiać mu ból. O to w tym chodzi. Nie chcę jednak niczego, co spowodowałoby trwałe uszkodzenia, więc żadnych noży w odbyt i tym podobne - powiedział. - To się tyczy również krwawień wewnętrznych, więc uderzajcie z rozmysłem. Facet ma przeżyć i to bez ingerencji szpitala. I to są główne wytyczne - dodał i spojrzał na Yashę. Był rzeczywiście ciekawy, co na to odpowie.
- No i spoko - stwierdził gość i wyciągnął lizaka z ust. Tymczasem ostatni uczestnik imprezy wyszedł z łazienki i rozejrzał się po reszcie w lekkim zaskoczeniu, że zapewne akurat jak wybrał się na bok na chwile, wszyscy postanowili zebrać się i zrobić meeting. Nie skomentował tego jednak, skrzyżował ręce i oparł się o bar, zamierzając posłuchać.
- Seks, upokarzanie, ból. Brak trwałych krzywd. To w skrócie - podsumował Kirill.
Następnie spojrzał na Isidora.
- Skombinowałeś krew? - zapytał.
- Tak, masz małą lodówkę schowaną w tej większej, gdzie zwykle trzymam wódkę. Tym razem zrobiłem wyjątek. Powinieneś mieć tyle, że spokojnie mógłbyś mu przepompować całą krew od nowa, tak ze dwa razy… Plus bez obaw, raczej się od niej nie rozchoruje, bo to od znajomej z banku krwi. Tej od której zwykle podsyłamy jakąś tobie, jak zdarzało ci się… No wiesz. Przesyła pozdrowienia - Kaverin domyślał się, że chodziło o ten okres w jego życiu, kiedy bardzo mocno kaleczył się cieleśnie i sam potrzebował dostaw krwi…
- Dobra. Za chwilę zejdę do was - powiedział Kirill.
Ruszył z zakupami na górę. Otworzył drzwi do apartamentu. Wyciągnął z torby czystą, białą, elegancką koszulę oraz białe, materiałowe spodnie. Zamierzał się w nie przebrać, mimo że te ubrania mogły się łatwo brudzić i nie być aż tak praktyczne. Miał również pojedynczy srebrny łańcuszek, który zamierzał założyć na szyję. Dla Joakima kupił obrączkę wykonaną z kamienia księżycowego. Białą, ale mieniącą się lekko tęczowymi kolorami.
- Przez jakiś czas lepiej nie schodź na dół, skarbie - rzucił do Kiry, która musiała być gdzieś w apartamencie. - Jesteś? - chciał się jednak upewnić.
- Taaak - odezwała się z sypialni. Kiedy Kaverin zajrzał do środka… zobaczył jakieś sześćdziesiąt balonów… Wszędzie. Kobieta siedziała w fotelu i dmuchała balony z wykorzystaniem butli.
- Czyli nie zapraszamy dziś jednak Mishy? Zadzwonię do niego i mu powiem, żeby lepiej został u Noela… Ten ponoć jest chory, to może i lepiej, żeby miał jakąś opiekę - stwierdziła.
- Może zadzwoniłabyś do niego i spędziła trochę czasu w ich apartamencie? - zaproponował Kirill. - Choć nie chcę, żebyś się zaraziła. Mimo wszystko tego dnia w tym budynku możesz napotkać nieco bardzo rakotwórczych istotek, a nie chciałbym, żebyś tutaj w samotności waliła głową w mur, czy coś w tym stylu… - zawiesił głos, rozbierając się.
Kira zastanawiała się.
- No dobrze… Może pójdę ich odwiedzić, skoro tak. Zostały mi już właściwie tylko balony, a chyba mamy ich już sporo… - stwierdziła. Zakręciła butlę po napełnieniu ostatniego balonika i wstała. Powoli zaczęła iść przez pokój, uważając, by nie upaść. Jej telefon leżał w kuchni. Poszła zadzwonić do Mishy. Zdawała się już być nieco bardziej spięta niż zwykle. Najpewniej istotki panów z dołu już dały jej się usłyszeć.
- Kocham cię. I niczym się nie przejmuj - mruknął Kirill.
- Ja ciebie też… Proszę, bądź rozważny… - rzuciła Kira.
Wszedł do łazienki, ale doszedł do wniosku, że nie musi brać znowu prysznica. Skorzystał tylko z toalety. Po chwili wahania umieścił na szyi jedną dawkę perfumy, którą kupiła mu Kira. Potem przebrał się w przygotowane ubrania. Na samym końcu zapiął pod szyją biżuterię. Wrócił do pokoju i chwycił torbę ze świeczkami oraz innymi rzeczami. Ruszył z nią na dół. Chciał sprawdzić, czy nadal ekipa Isidora grzecznie czekała na polecenia. Jak tak, to mógł zejść do piwnicy.
Kiedy wychodził, Kiry już nie było, najpewniej ubrała się i udała do Mishy i Noela. Trudno jej się jednak było dziwić, w takiej atmosferze.
Ekipa Isidora była już na dole. Nie weszli do pokoju z Dahlem. Jedynie siedzieli na skrzyniach i rozmawiali sobie, dowcipkując i opowiadając sobie o różnych rzeczach. Czekali na niego karnie. Isidor zerknął na Kirilla.
- Zamknąłem drzwi za twoją damą - oznajmił. - Jesteśmy tu więc już tylko my - rozłożył ręce. Wszyscy mężczyźni spojrzeli na Kaverina czekając co ten miał im teraz do powiedzenia.
- Przyjdźcie wtedy, jak was zawołam. Ja wchodzę pierwszy - rzekł Kaverin.

Zszedł po schodach na dół. Odetchnął kilka razy. To miało się właśnie zacząć. Nie mógł uwierzyć, że za chwilę wydarzy się kulminacja wydarzeń, które miały miejsce tyle lat temu. Że wreszcie ten wątek w jego życiu zostanie doprowadzony do końca i rozwiązany. Odnalazł tutaj szczęście z Kirą i Mishą. Naprawdę chciał przejść do kolejnego etapu swojego życia. Mogło to mieć miejsce dopiero wtedy, zostawi za sobą swoje sprawy. Było ich wiele. Jednak Joakim stanowił jedną z tych najważniejszych.

Otworzył drzwi. Pod jego nieobecność Isidor zmienił zapięcia Joakima tak, jak poinstruował go przez telefon. Wcześniej Dahl miał nadgarstki za sobą spięta łańcuchami. Teraz zostały rozłączone. Każda kończyna Fina została przypięta do jednej z czterech kolumn, które wspierały ściany piwnicy. Piąty łańcuch prowadził od kołnierza aż do uchwytu zamontowanego pod sufitem. Dzięki temu rozplanowaniu mieli nieco większą dowolność w układaniu kończyn Dahla. Jedna pozycja mogła im się szybko znudzić.
- Zaczyna się - rzekł Kirill, ustawiając świece w koło na zewnątrz od czterech kolumn. Jednocześnie zaczął je podpalać.
Joakim zadrżał lekko na te słowa.
- Zaczęło się dawno temu - powiedział i uśmiechnął się lekko. - Dzisiaj się skończy.
Kaverin spojrzał na niego.
- Trafiłbyś tutaj w końcu, nawet gdybyś tego nie chciał.
- Ale chcę. Czy słyszysz choć jeden sarkastyczny komentarz? Kpiący uśmiech? Czy szarpałem się choć raz? Nie. Potrzebuję cię. A na dodatek zależy mi na twoim wybaczeniu.
Kirill kontynuował zapalanie świec.
- Nie dam ci żadnych narkotyków, ani leków. Musisz to przejść na trzeźwo.
- Nie boisz się, że użyję mojej mocy? - zapytał Dahl.
- I…? Jak uciekniesz, to nie będziesz mieć drugiej szansy. To jedyna, jaką zamierzam ci dać. Próba woli. Próba twojej skruchy.
- A więc teraz to ja się boję, że użyję mojej mocy.
Kaverin uśmiechnął się lekko.
- Jak to zrobisz, to cofnę czas. Jednak twoja szansa przeminie na zawsze.
- Postaram się - odpowiedział Dahl i położył się na podłodze już spokojniej.
Drżał. Z zimna? Ze strachu? Ze wszystkich tych rzeczy? Kirill po dokończeniu swojego dzieła rozejrzał się dookoła po sali. Czy Isidor coś jeszcze zmienił oprócz przypięcia Joakima?
Musiał poprzesuwać szafki, żeby znalazły się w dogodniejszym punkcie. Ubrania Joakima rzucono na jedną z nich. Nie były pogniecione, ale też nie zostały złożone w estetyczną kostkę. W pomieszczeniu było też odrobinkę cieplej, najpewniej Fyodorov doszedł do wniosku, że nadmierny chłód źle może działać na erekcję, a w końcu wszyscy panowie musieli być całkiem sprawni, żeby móc zerżnąć Joakima…
- Musisz być naprawdę szczęśliwy, że wreszcie mnie złapałeś - powiedział Dahl. - Poczułbyś się lepiej, gdybyś napadł na mnie we śnie? I zaciągnął tutaj nie z mojej woli?
- Na pewno byłoby mi łatwiej - odpowiedział Kirill. - Jednak tu nie chodzi o to, żeby było mi łatwiej zadawać ci ból. Tylko żeby ten ból rozlał się między nami i zalepił to, co zniszczyłeś.
Joakim milczał przez chwilę.
- Powinieneś wiedzieć, że to z Noelem… to była tylko wymówka. Nigdy nie wierzyłem, że to ty jesteś winny temu, co mu się przytrafiło.
Kirill również nie odpowiadał od razu.
- Wiem o tym - mruknął. - W pewnym sensie zawsze o tym wiedziałem.
- To, co zrobiłem, wzięło się z miłości…
Teraz Kaverin parsknął śmiechem.
- Jeśli tym jest dla ciebie miłość, to dzisiaj spodziewaj się wiele miłości z mojej strony - rzekł, podchodząc bliżej. - Uwierzę w fascynację, ale nie w miłość. Jak kogoś kochasz, to nie uczynisz mu krzywdy - powiedział i wyciągnął z kieszeni pierścień z kamienia księżycowego. - Zresztą wcale mnie nie znałeś, żeby mnie kochać.
Joakim milczał.
- To wszystko brzmi logicznie w twoich ustach. Kompletnie rozsądnie. Ale nie ma żadnego związku z tym, kim byłem wtedy i co czułem. Możesz mówić o moich grzechach i o tym, jakim jestem złym człowiekiem. Jednak nie masz prawa udawać, że wiesz więcej o moich uczuciach, niż ja sam. Wiem, kiedy kocham. Wiem, kiedy czuję fascynację. Wiem, kiedy nienawidzę. Nie wszystkie te uczucia okazuję w normalny sposób. Ale nikt mnie nigdy nie nazwał normalnym.
Kirill miał dość tych głębokich rozmów. Zwłaszcza, że nie wiedział do końca, jak sobie z nimi radzić.
- Jeżeli wytrzymasz wszystko do poranka następnego dnia, to będziesz mógł go zatrzymać - powiedział i wsunął pierścień na jeden z palców Joakima. - Na znak, że to się wydarzyło. I że być może nie zabiję cię, jak zobaczę cię następnym razem.
- To ma dla mnie duże znaczenie.
Kirill spojrzał na niego dłużej.
- Na serio - westchnął Joakim. - To ma dla mnie znaczenie.
Kaverin wstał i spojrzał na niego niepewnie.

Ruszył w stronę torby, którą zostawił przy wejściu. Wyjął z niej maszynkę do golenia na baterię. Sprawdził, czy działa.
- Co robisz? - zapytał Joakim.
Kirill wrócił do niego. Usiadł z tyłu na plecach mężczyzny. Całym ciałem. Był szczupłym, ale wysokim mężczyzną. To było dużo kilogramów. Dahl jęknął. Następnie zaktrzusił się, kiedy obroża wpiła mu się w jabłko Adama. Kaverin pociągnął do siebie łańcuch, który kontrolował głowę Joakima. Wtem znalazło się przy niej wibrujące ostrze.
- Ktoś, kto nie ma dobrego serca, nie zasługuje na piękno - powiedział. - To zewnętrzne powinno wiązać się z wewnętrznym. Pokutuj, grzeszniku - rozkazał, po czym przejechał maszynką po skalpie mężczyzny.
W pomieszczeniu ich głosy odbijały się echem. Podobnie jak hałas maszynki, która bezwzględnie ścinała teraz półdługie włosy Joakima. Kosmyki pięknych, czarnych loków opadały na ziemię, rozsypując się…
Wnet Joakim stał się kompletnie łysy. Kirill pozbierał kosmyki jego włosów i podszedł do jednej ze świec. Zaczął je spalać. Jako że podłoga była murowana, to nie mogła się zapalić od tego. Wnet w powietrzu rozniósł się smród palonych włosów.
- Pokora. Skromność. Potulność - rzucił. Każde słowo brzmiało jak gong. - Wstyd.
Joakim uśmiechnął się lekko, po czym spoważniał. Nie odezwał się, bo nie chciał prowokować Kaverina. Jednak nie był modelką i włosy nie liczyły się dla niego aż tak bardzo. Był piękny z nimi czy też bez nich, choć w kompletnie inny sposób. Nie chciał jednak zasugerować, że nie chciał pokory, skromności i czego tam Kaverin nie wymieniał.
- Nienawidziłeś mnie z włosami i bez włosów, więc dla mnie nie ma różnicy - mimo wszystko powiedział. - Chcę jednak skorzystać z tej okazji, by pożegnać się z moim wcześniejszym obliczem i przywdziać nowe.
Następnie położył się i przymknął oczy. Czekał, co nastąpi dalej.
Kirill otworzył drzwi.
- Niech się chwile wywietrzy - rzekł i ruszył na parter.
Ile minęło czasu? Czy Isidor i reszta wciąż na niego czekali?
Zastał ich w części w pomieszczeniu, a w części na górze. Najpewniej mieli ochotę na alkohol i coś do przegryzienia, skoro mieli tu spędzić tak wiele godzin. Makar i Yasha siedzieli na skrzynkach z wódką dalej o czymś rozmawiając. Kiedy Kaverin wyszedł, obaj zerknęli na niego z zainteresowaniem.
- Najpierw mu nakopiemy - powiedział. - Kiedy już będzie obolały, będziecie go gwałcić godzinami. Uważajcie jedynie, żeby mieć wytrzymałość na tych kilka godzin - dodał. - Zapraszam - rzucił i obrócił się do nich plecami.
Zszedł znów na dół, oczekując, że Isidor i jego ludzie ruszą za nim.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:18   #510
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pierwszy za Kirillem ruszył Yasha. Zdawał się najbardziej chętnym do działania. Zaraz za nim ruszył drugi z mężczyzn, Akim, już nie poświęcał uwagi na dalsze rozmowy telefoniczne, jak Kaverin wcześniej go zastał. Obaj mężczyźni zeszli za nim. Pozostali powoli zbierali się. W pomieszczeniu było miejsce, by spokojnie cztery osoby mogły jednocześnie coś robić, pozostali więc musieli czekać. Była ich łącznie z Kirillem ósemka, mogli się więc podzielić na dwa oddziały i kiedy jeden będzie zajęty uprzykrzaniem Joakimowi życia, drugi będzie mógł odsapnąć, zebrać ponownie energię i siły. Na razie jednak wszyscy byli w pełni sił, więc nie potrzeba było przerw. Do przodującej trójki dołączył jeszcze Isai, którego kolorowe tatuaże przykuwały uwagę. W ten sposób pierwsza czwórka została uformowana i mogli wejść wspólnie do pomieszczenia.
Dzięki takiemu podziałowi Kirill i Isidor byli w osobnych grupach i mogli koordynować zachowania reszty.

- Widzicie tę kupę gówna? - zapytał Kaverin. - Waszym zadaniem jest dbanie o to, aby w pełni wiedziała, czym jest.
Rozpędził się i kopnął w bok Joakima. Czubkiem buta. Bez wątpienia bolało. Dahl jęknął i próbował przemieścić kończyny w odruchu obronnym, jednak łańcuchy go pętały. Zęby Kirilla zatrzeszczały. Przypominał sobie, jak dniami był więziony w podobnym pokoju. Bardziej wilgotnym i nieco zimniejszym. Jak Joakim schodził do niego, kiedy tylko miał na to ochotę i traktował, jak jego kurwę. Teraz był jego kurwą.
Kaverin chwycił mocniej łańcuch. Jak wtedy, kiedy golił Dahla. Następnie uderzył pięścią w policzek mężczyzny. Sprawiło mu to rozkosz. Przypomniał sobie, jak Joakim go gwałcił. Raz za razem, aż ból i pieczenie zmieniło się w drętwienie. Zamachnął się i uderzył go raz jeszcze, dużo mocniej. Tak. Tego właśnie pragnął. Przywalił mu znowu.

- Pokażemy mu naszą narodową gościnność - rzucił lekko rozbawionym tonem Yasha. Po czym kiedy tylko Kirill cofnął się po wymierzeniu Joakimowi swoich ciosów, zawalił Dahlowi kopniaka swoim ciężkim butem z drugiej strony. Kości zatrzeszczały, ale nie było tego typowego chrupnięcia, które towarzyszyłoby łamaniu. Następnym co Joakim poczuł, nim zdołał zebrać myśli po pierwszych ciosach, to uderzenie metalowym przedmiotem po łopatkach. Było to o tyle bolesne, że wystające, napięte od rozłożenia rąk kości, wystawały i przyjęły całą siłę ciosu na siebie. Co oznaczało, że poza okładaniem go i kopaniem, zamierzali tłuc go również przedmiotami. Czy ostrymi? Na razie wybrano zdecydowanie tępe i metalowe. Choć jego skóra piekła od ich ciosów.
Mógł się zastanawiać tylko po ilu straci przytomność…
W tym momencie przez jego boki przewinął się łańcuch. Uderzenie przeszło z lewej na prawą, a końcówka zawinęła się po jego boku i trafiła niebezpiecznie w podbrzusze. Biczowali go rzecz jasna również metalem, bo jakże by inaczej.
Kolejne kopnięcie. Kolejny cios pięścią… Kolejność przestała być równa. Ciosy przemieniały się, czasami wchodziły wspólnie, a czasami dostawał krótką chwilę, w której napawał się tym, jak trzeszczało mu w uszach.

Nie był w stanie ocenić ile trwała dokładnie pierwsza zmiana, bo nim z nim skończyli, dudniło mu w głowie, a krew ciekła mu po brodzie i skroni. Jeśli jednak sądził, że był to koniec na jakiś czas, to mylił się, albowiem do pomieszczenia wszedł Fyodorov ze swoimi trzema towarzyszami.
- Widzę, że nasz gość nieco stracił kontakt z rzeczywistością… Na szczęście wiem jak najłatwiej podnieść kogoś znów do żywych… - przemówił Isidor.
Nieprzyjemny, trzeszczący dźwięk rozszedł się po pomieszczeniu, ale jego źródło było poza zasięgiem wzroku Dahla… Zaraz jednak poczuł jak chłodny, metalowy przedmiot przesunął mu wzdłuż kręgosłupa od pośladków aż do karku… A potem aż zrobiło mu się jasno przed oczami, kiedy został porażony ładunkiem prądu. Niedługo, by go nie zabić i ogłuszyć, ale na tyle, by mógł zapoznać się z bolesnym doznaniem. To zdecydowanie go ocuciło po pierwszej rundzie, którą zapewnił mu Kaverin. Fyodorov wszedł mu w pole widzenia. Trzymał Pastucha i odgarnął włosy. Nie miał uprzejmości, czy litości w spojrzeniu. Spojrzał gdzieś za Joakima i kiwnął głową. Przez plecy Dahla przeszedł ostry, bolesny i rwący ból. A po chwili pieczenie. Uderzono go czymś? Zobaczył krople krwi, które ściekły mu po boku. Czymkolwiek go uderzono, a zgadywał, że był to jakiś bicz, musiał mieć ostre zakończenie. Nie poczuł tego na odrętwiałych od poprzedniej serii ciosów uderzeń, ale zerwało mu skórę, albo ją cięło i teraz krwawił.
Nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz w życiu. Fyodorov przyklęknął, po czym wziął sobie jego głowę unosząc go za łańcuch przytroczony do obroży.
- Otwórz usta - nakazał.
Joakim nie chciał.
Bardzo ciężko mu było to wszystko znieść. Rzeczywiście, przywykł do takich tortur. O ile można było do nich przywyknąć. Jednak nie było to dla niego dziewicze doświadczenie i wiedział czego mniej więcej się spodziewać. Wyjątkowe jednak w tym wszystkim było to, że po raz pierwszy Dahl mógł to wszystko zakończyć. A przynajmniej zapauzować. Korzystając ze swoich umiejętności. Pod Suomenlinną nie miał takiej możliwości. Jeśli ktoś wcześniej chciał mu zadać ból, to dbał o to, żeby dobrze go naćpać. Teraz Dahl był kompletnie trzeźwy i musiał kontrolować w pełni swoje instynkty. A było tak ciężko… Odczuwał ból, tak jak każdy inny człowiek. Kopnięcia i ciosy pięściami naprawdę by mu wystarczyły. Ale prąd? Bicze? On tym nigdy nie traktował Kirilla. Jego oczy łzawiły z napięcia.
- Otwieraj ryj - nakazał mu Kaverin chłodnym głosem.
Jego polecenia Joakim wypełniał. I to właśnie uczynił.
Isidor uśmiechnął się, po czym wsadził mu końcówkę pastucha do ust i nacisnął włącznik. Na moment świat znów stanął w jasności, kiedy prąd poraził mu język. Uczucie było potworne. Miał wrażenie, że głowa mu wybuchnie, ale to nie nadchodziło. Silny nacisk w skroniach i ból szczęki. Dopiero po kilku chwilach zorientował się, że metalu już nie było w jego ustach, a on miał zwieszoną głowę w dół z rozchylonymi ustami z których wyciekała mieszanka śliny i krwi na podłogę. Dopiero odzyskiwał czucie w języku, ale kiedy to nastąpiło, chyba wolałby, by nigdy nie wróciło. Miał wrażenie, że każde poruszenie nim to było naciąganie mięśni jego szczęki. Zupełnie tak, jakby dostał skurczu najsilniejszego mięśnia w ciele. Czuł jak było gorąco mu w plecy, a po obu bokach jego ciała drobnymi strużkami leciała krew.
Nadeszło zwyczajne kopnięcie, w tej chwili dużo lepsze niż doświadczenie, którym go chrzczono przy pomocy Pastucha. Zdecydowanie prąd nie był najprzyjemniejszą rzeczą we wszechświecie… Kto uznał go za najbardziej światły wynalazek ludzkości, powinien się powiesić… Bo Fyodorov przeszedł do tyłu… I przyłożył metal do jego uda. Włączył prąd i skopał nim jego krocze… I jeśli to nie wydusiło z ust Joakima krzyku, to nic nie byłoby w stanie.

Dahl krzyknął, choć ciężko było to nazwać krzykiem. Nie miał siły, żeby wrzeszczeć. Wrzeszczenie oznaczało siłę i powietrze w płucach. Natomiast elektryczność skutecznie wypalała wszelki tlen, jaki posiadał. Nie mógł nabrać powietrza, zaczerpnąć tchu. A potem nie był w stanie zrobić wydechu. Choć próbował. Próbował również utrzymać świadomość.
Kirill spojrzał na niego niepewnie. Dziękował Bogu za Isidora. Sam nie byłby chyba w stanie na taką brutalność. Jednak nie znaczyło to, że jej nie pragnął. Płonął w nim gorący, jaśniejący gniew bożej sprawiedliwości.
- Tacy jak ty myślą, że wszystko mogą. Piękni, bogaci, potężni, wpływowi, inteligentni - rzekł. - Cały świat do was należy. Jeśli możecie coś wziąć, to znaczy, że macie do tego prawo. Tutaj masz swoje prawa - rzekł, kiedy Isidor podniósł Pastucha do drugiego uda mężczyzny.
Kaverin poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej. Jego oczy również łzawiły, choć nie tak, jak oczy Joakima. Zwrócił je na barmana.
- Damy mu odpocząć przed rundą drugą? - zapytał. - Nie chcę, żeby zemdlał.
Też chciał na chwilę odpocząć od cierpienia. To wszystko wyzwalało również w nim PTSD. Miał nadzieję, że wyzwoli się od bólu, który zadał mu Joakim, ale tylko przeżywał go na nowo. I to ze zdwojoną siłą. Chciał wyjść na zewnątrz i zapalić, choć zazwyczaj nie palił.

Isidor wyłączył Pastucha i zerknął na Kaverina. Szybko ocenił jak wyglądał. Kiwnął głową.
- Jeśli chcesz, możemy robić przerwy po każdej rundzie… To da jemu czas na przemyślenia i poczucie ile ma faktycznie mięśni i kości… Słyszeliście panowie? Przerwa - zakomenderował. Przedmioty, którymi katowano Dahla zostały odrzucone na szafkę, a mężczyźni wyszli z pomieszczenia. Yasha założył ręce za kark i przeciągnął się. Co najmniej jakby dopiero się rozgrzewał przed dalszym ciągiem, kiedy Kaverin jak i Dahl mieli co najmniej dość… Z różnych powodów.
Isidor podszedł do Kirilla i oparł mu dłoń na ramieniu, kiedy już opuścili pomieszczenie.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz jak trup… A to coś znaczy w moich ustach… Może się napijesz? - zaproponował mu mężczyzna. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni i zapalił.
- Tak. Chcę się napić - powiedział Kirill.
Milczał, patrząc, jak Isidor nalewał mu alkohol.
- Co to takiego? - zapytał. Na razie jeszcze nie chciał opowiadać o swoich uczuciach. Musiał uspokoić się i zebrać do kupy.
- Czysta. Rozjaśnia i przytępia umysł jednocześnie - powiedział i nalał sobie też. Palił i pił. Pozostali do nich dołączyli. W tym czasie Kaverin zapalił swojego papierosa.
- Mam taki pomysł, że na kolację zamówimy coś na wynos - rzucił Yasha. No w końcu jeść coś musieli, nie było potrzeby, by głodowali jak ten ‘pies’ na dole. To było raczej oczywiste. Isidor kiwnął głową dając przyzwolenie. W końcu nie mogli opaść z sił, skoro mieli mieć jeszcze siłę na afterparty w postaci seksu przez całą noc.
Zegar wskazywał tymczasem dopiero szesnastą… Było dużo czasu. A jednocześnie, ostatnie dwie godziny uciekły jak z bicza strzelił…
Dosłownie.


Kaverin zszedł ponownie do celi Joakima. Już od pewnego czasu nie rozlegały się z niej żadne hałasy, które zdecydowanie miały miejsce od pół godziny.
- Pękło? - zapytał Makar.
Kirill zmarszczył brwi. Co mogło pęknąć? Łańcuchy? Nie sądził, żeby Joakim był wystarczająco silny, żeby je przełamać. A na pewno nie po tej ilości prądu i cierpienia, jaką dostał.
Isidor przechylił głowę i przyjrzał się dłoni Dahla. Obrócił ją kilka razy.
- Raczej nie, mogłeś mu ją obić, ale jakby pękła, to już by mu puchła… - stwierdził. Po czym zauważył, że Kaverin wrócił na dół. Dochodziła dwudziesta trzecia czterdzieści.
Część z panów zamówiła sobie o dwudziestej pierwszej chińszczyznę, część pizzę i robili sobie teraz przerwy, zajmując się Dahlem dwójkami. I tak był już skatowany po tych paru godzinach tłuczenia. Robienie przerw na pewno dało mu możliwość pozostania przytomnym i odpoczynku. Joakim zdołał też zaznajomić się z uczestnikami zabawy. Wiedział którzy są łagodniejsi, a którzy to wściekłe psy, którzy wolą wyszukaną zabawę i napawanie się jego bólem, a którzy chcą mu okazać szczyptę łaski zadając ból ostro i szybko.
- Dochodzi północ… Myślisz, że to dobra pora na zmianę repertuaru, czy potrzymamy go do drugiej? Tak właściwie może masz jakiś swój pomysł? - zagadnął Isidor. Puścił rękę Dahla i oparł się o szafkę.
- Wypadałoby też dać mu coś do picia, żeby nam się tu nie odwodnił - dodał spoglądając na potłuczone i pokrwawione ciało Joakima.

Kirillowi robiło się mimo wszystko trochę słabo, ale alkohol pomagał. Zastanawiał się, że może mimo wszystko nie nienawidził aż tak mocno Dahla? Wielokrotnie wyobrażał sobie, ile szczęścia mogłoby mu dać torturowanie go. Ale kiedy już miało miejsce, to jedyne, co przychodziło mu do głowy, to to, że był za to odpowiedzialny. Kaverin nie był z natury okrutny i to, że Joakimowi należało się, nie zmieniało faktu, że zaczynał mu współczuć.
“Najwyraźniej to znaczy, że ten… rytuał… działa”, pomyślał.
- Nie. Dojrzał do rżnięcia - rzekł Kirill.
Na ciele Joakima zdążyły już pojawić się niebieskie siniaki. Wiele ran już zasklepiło się w strupy. Wiele nowszych wciąż krwawiło. W część ludzie Isidora wcierali sól, aby dobrze bolało.

Sam Dahl pragnął wody. Ale nie miał siły o nią poprosić. Czy to było warte? Trzymanie Kirilla w lochu i branie go, kiedy tylko miał na to ochotę? Dominowanie go i sprowadzenie do roli obiektu do wyszukanej masturbacji? Prawie każdy centymetr ciała Joakima bolał, piekł, szczypał. Bał się, czy będzie w stanie powrócić do zdrowia. A jednak… gdyby cofnął się w czasie o tych kilka lat… czy postąpiłby inaczej? Doszedł do wniosku, że nie okaleczyłby go, ale chyba jednak nie byłby w stanie zrezygnować z dosiadania Kaverina. Nawet po tym wszystkim.
“Co znaczy, że zasługuję… na więcej…”, zaśmiał się w duchu. Bardzo gorzko.
Przypominało mu to nieco te amerykańskie praktyki, którym traktowano gejów nastolatków. Niektóre ośrodki przywiązywały ich do fotela, puszczano filmy pornograficzne o tematyce homoseksualnej i właśnie wtedy rażono prądem. Żeby głowa zapisała sobie, że to było bardzo nie w porządku. Coś takiego miało miejsce tutaj, tyle że skierowane było szczególnie na jego kirilloseksualizm. Joakim miał wrażenie, że już jakiś czas temu zaczął odchodzić od zmysłów. Był tak bliski wyzwolenia mocy, a jednak trzymał ją w ryzach. To był jeden z najdłuższych dni jego życia i wcale się jeszcze nie kończył…

Joakim nie mylił się. Dzień, co prawda się skończył i zaczęła się noc, ale nie był to jeszcze jej koniec.

Po kolejnym poleceniu Kaverina, zmieniono kompletnie zestaw zabawek, jakie wykorzystywano do torturowania go. Łaskawie został oblany wodą, aby zmyć z jego ciała pot, krew i sól, to jednak nie sprawiło przyjemności jego ranom. Woda wymieszana z solą wdarła się w niektóre z nich piekąc dodatkowo. W pewnym też momencie łańcuchy zostały przerzucone o oczko wyżej na kolumnach. To nie było przyjemne, ale Joakim zawisł nad ziemią, już nie spoczywając na niej. Zastałe mięśnie i obolałe żebra dały mu się znacząco we znaki. Przed nim znalazł się Fyodorov i wepchnął mu w usta metalowy przedmiot, po prostu boleśnie łapiąc go za policzki i rozszerzając mu szczękę. Gdy spróbował ponownie zamknąć je, uświadomił sobie, że nie może. Metalowa obręcz pilnowała, by jego zęby nie mogły złączyć się, co jedynie oznaczało, że miał już dostępne dla panów dwa otwory do rżnięcia.
Nieprzyjemne skojarzenie przyszło mu do głowy. Nie miał jednak na rozmyślanie o nim za dużo czasu, bo poczuł czyjeś dłonie na pośladkach. Te też piekły go, pokaleczone od pejcza. Poczuł jednak jak ktoś bawił się nimi, drażniąc go dla własnej frajdy. Nie było w tym nic miłego, ani łagodnego. Rozchylono mu je już po chwili i poczuł jak lepka, oleista substancja zostaje tam wylana. A potem dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie.
Isidor Fyodorov stanął przed nim i wykorzystał fakt, że Joakim nie mógł zamknąć ust. Przytrzymał mu znów głowę i wepchnął swój penis do jego ust, krztusząc go nim nieco… Z drugiej strony, ktoś bez najmniejszego przygotowania wszedł w jego odbyt. To musiało być nieco bolesne i dla penetrującego, ale usłyszał tylko syknięcie i śmiech rozbawienia. Za chwile obaj mężczyźni zaczęli go brać, w nierównym tempie i nie dając mu czasu na przyzwyczajenie, ani oswojenie się, a co dopiero na oddechy. Był rozpięty na odpowiedniej pozycji i zdecydowanie par do seksu było kilka… Więc wszystko będzie trwało…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172