Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-09-2022, 11:38   #81
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
John

John odskoczył do tyłu by mieć czysty strzał i widząc, że dowódca mrocznych stworów padł, posłał serię w klatę Templariusza, który wcześniej miał czelność odtrącić lufę jego karabinu. Miał zamiar posłać go so niebytu jak najszybciej się dało.

Dobrze wymierzona seria trafiła w górną część korpusu Templariusza, którego zaatakował Morris. Pociski wgryzły się w łączenie blach. Siła uderzenia popchnęła przeciwnika w bok. Zginął zanim uderzył o kamienie.

- Ariel, masz za mało rąk, kto ma kogo łatać?! - Wydarł się Sliver. Wolał uniknąć pakowania swoich do worków, jeśli tylko się dało.

Shania

September widząc, że szef padł posłała dwa strzały w łeb zastępcy.
Dwie serie zadzwoniły o pancerz Najwyższego Templariusza. Jeden z pocisków przebił hełm, ale przeciwnik nie padł.

Anna

Kobieta z trudem utrzymywała pozycję siedzącą do której ją postawiono. Oddychała ciężko. Piekło. Szczypało. Ból podobno był sprzymierzeńcem, który informował rannych że jeszcze żyją, ale to jakoś nie napawało jej optymizmem. Sześć lat w Lwach i dziesiątki misji bez postrzału, a tu... Free Marines.
Nie chcąc ryzykować dodatkowego uszkodzenia sobie prawej ręki, przełożyła karabin chwytając go w lewą. Był ciężki, ale przez chwilę udało jej się go unieść. Miała zamiar wycelować w Karaka, ale gdy to zrobiła zorientowała się, że go tam nie ma... Leżał na kamiennym podłożu, najwidoczniej ubity.
Rozejrzała się dookoła, półprzytomnym wzrokiem.


Ostatni żyjący Templariusze nie zważali na śmierć sojuszników czy nawet Karaka. Zaciekle atakowali nadal. Jeden z żołnierzy Bractwa padł na ziemię z raną brzucha, a drugi zaszarżowany przez najwyższego Templariusza stał krwawiąc z prawie każdego miejsca swojego ciała, ale nie dawał za wygraną.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-09-2022, 20:50   #82
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Morris szedł za ciosem. Skinął Johnowi głową w formie podziękowania za wsparcie i skoczył do najwyższego Templariusza. Ciął dwa razy, ale tylko jednym z ciosów był w stanie niegroźnie przebić pancerz wroga.

September z uporem maniaka brała głowę szefa templeriuszy na cel. Jedno dobre trafienie…
I właśnie je dostała. Pocisk wszedł idealnie w hełm. Najwyższy Templariusz przestał stanowić zagrożenie.

- Mógłbyś w końcu zdechnąć? - John wysyczał przez zaciśnięte zęby, starając się zrobić z klaty dowódcy templariuszy tarczę strzelniczą.

Widząc, że Najwyższy Templariusz właśnie zginął z rąk Shani, John zmienił pozycję aby sierżant nie zasłaniał mu ostatniego przeciwnika. Nacisnął spust M606 i korygował ogień w trakcie jego prowadzenia.
Trafił w pierś przeciwnika i ciągnął serię w górę. Broń miała duży odrzut, ale on miał wystarczająco siły aby utrzymać ją w ryzach. Długa seria weszła jak w masło i wyrwała dziury w napierśniku i hełmie ostaniego wojoniwka Ilian. Wyglądało na to, że jest po wszystkim.

Ariel jak tylko skończyła opatrywać Rossa biegiem ruszyła w kierunku Anny przy której stał mistyk. Coś jej wstrzyknął nie bardzo wiedziała co, więc gdy tylko dobiegła w pobliże krzyknęła.

- CO DOSTAŁA!??

Ariel rzuciła się do analizy obrażeń i priorytetyzowania opatrywania obrażeń. Szybko też rzuciła wzrokiem dookoła w poszukiwaniu strzykawki odrzuconej przez mistyka…

- Dostałam postrzał, serią cholera - z trudem wydusiła z siebie Anna, średnio kontaktując z rzeczywistością i missinterpretując pytanie.

- To tylko Stim - odpowiedział Mistyk ruszając biegiem w kierunku leżącego Inkwizytora. Zdjął mu hełm, a potem zaczął odpinać napierśnik. Chciał jak najszybciej dostać się do rany, która była najpoważniejsza.

Ariel skinęła mu i zabrała się za opatrywanie Anny, później ruszyła w kierunku inkwizytora.

Koniec walki.
Gdy wszyscy byli zajęci opatrywaniem rannych lub trzymaniem warty, na środku kamiennego kręgu pojawił się biały obrys w kształcie prostokąta. Był widoczny tylko z pewnej perspektywy, bo była to płaska figura zawieszona w trójwymiarowym świecie. Po chwili obrys wypełnił się czernią. Nie była to ciemność. Wyglądało to jak czarne światło. Powierzchnia prostokąta jakby falowała i wyłoniła się z niej postać.


Towarzyszyło jej uczucie duszności. Jakby zaczęło brakować powietrza. Nikt jednak naprawdę się nie dusił, a wrażenie było tylko psychiczne. Każdy kto był świadom pojawienia się jej wymierzył w nią broń i nacisnął spust. Postać rozmyła się tak jak miraż na Marsie. Pociski uderzyły w portal i wniknęły w jego powierzchnię, a on zaczął zanikać w taki sam sposób w jaki się pojawił. Gdy zniknął okazało się, że nigdzie nie widać ciała Karaka.

September zakleła.
- Jednak z tym obcinaniem głów, to dobry pomysł. Teraz poskładają tego zasrańca do kupy. Dobra, sierżancie, rozumiem że zakładać ładunki?
- Wypierdolić w kosmos co tylko się da - odpowiedź Morrisa była jasna i konkretna.
September wzięła porzuconą skrzynię z materiałami wybuchowymi i zaczęła pracę. Trochę była zła na McBrida, po cichu liczyła na zdjęcie drugiego nefaryty i to w ciągu tygodnia. Ale zawsze była nadzieja że pojawi się trzeci…

Ariel zakładała opaskę uciskową na ramieniu Dekurion. Kobieta była blada, straciła sporo krwi… Ariel podeszła do odciętej dłoni i ją również opatrzyła. Cholerna dżungla jeśli mieliby lód możę by jeszcze.. Hmmm… Zastanowiła się chwile po czym wyciągnęła stazę. Delikatnie nastrzyknęła możliwie dokładnie całą kończynę, szczególnie okolice dłoni. Może da się ją jeszcze przyszyć… Dopiero wtedy ruszyła w kierunku lżej rannych. Ta dżungla nie należała do łagodnych miejsc, Ariel doskonale pamiętała trujące obszary. Nie brakowało tu zarodników, bakterii i wściekłych małp.

- Nie odpływać panowie i panie. Tu się trzeba posklejać i wyjebać to wszystko w kosmos. Bo z tego co słyszałem i widzę, to się w klub brydżowy zamienia. - Krzyknął John czyszcząc ręce ubabrane w dla odmiany nie swojej krwi. Jeszcze przed chwilą opatrywał poszatkowaną klatę, kładąc najpierw warstwę folii zanim założył zwykły opatrunek, żeby uszczelniła zapadnięte płuco. Krew z pęcherzykami wyglądała nieciekawie, ale przynajmniej udało się nieszczęśnika z bractwa nieco połatać. Miał szanse dotrzymać do czasu otrzymania pomocy na sali operacyjnej.

Po tej całej akcji z nagłym pojawieniem się lasencji na usługach Mrocznej Harmonii, Christopher zaniechał pomysłu schodzenia z drzewa.
- Pozostaję na pozycji - zgłosił McBride na radiu do Morrisa. Piekły go rany na klacie, ale nie było to coś czego się nie dało "rozchodzić". Usadowił się wygodniej na gałęzi i z bronią wycelowaną na środek ołtarza, czekał na kolejną niespodziankę ze strony Legionu.

Anna cierpiała. Był to nie tyle jej pierwszy postrzał, ale cała ciężka seria, która na dobrą sprawę mogła ją zabić. Uniki w ogóle się nie sprawdziły - powinna była rzucić się z punisherem na wielkoluda, wtedy by jej nie postrzelił.
Teraz powinna być ewakuowana. Każdy ciężko ranny jest ewakuowany w pierwszej kolejności. Niestety nie mogła, gdyż ich helikopter został zestrzelony.
- Guardian, nie wybuchł. Piloci pewnie żyją. Trzeba ich uratować. Weźcie Pinetree - nadal oszołomiona Anna mówiła z trudem, często zaciskając przy tym zęby.
- Co z ładunkami? Mogę pomóc - dodała od razu.
- Dobra, masz montuj zapalniki, ja to przenosze i zamontuje w punktach. - September położyła garść zapalników i ładunków koło Anny.
- Dziewczyny, nie strugajcie mi tu debilek, mnie nic nie drasnęło, poprzenoszę wszystko, wy posprawdzajcie połączenia po mnie. - John z jednej strony rozumiał chęć wykazania się, bohaterskość i heroiczną głupotę, z drugiej faktycznie najlepiej trzymał się na nogach.
- Mogę podłączać, dam radę - powiedziała Anna, przecierając łzy lewą ręką, aby odzyskać dobrą widoczność. Zaraz potem tą właśnie ręką zaczęła uzbrajać ładunki wybuchowe.
- Panie sierżancie. Nie chciałam tak nawalić - Purna starała się pozbierać, ale źle znosiła postrzały.
- Nawaliłabyś jakbyś trafiła do worka. Ktoś inny mógłby oberwać zamiast ciebie i nie mieć tyle szczęścia. Nie trzeba nam głupiego bohaterstwa, ale nie ma lepszego chrztu dla Marine jak oberwać i wyjść z tego cało. - Morris starał się ją pocieszyć w swój specyficzny oschły sposób.
- Tak panie sierżancie - kobieta w typowo wojskowy sposób zameldowała przyjęcie uzyskanej wypowiedzi do świadomości.

Ariel po skończeniu opatrywania rannych załadowała świeży magazynek i powiedziała.

- Trzeba mi jeszcze jednego ochotnika trzeba wywalić zwłoki poza ten przeklęty krąg i poodrąbywać im łby. - spojrzała przy tym niepewnie w stronę braci mistycznej.

Złożyła ciała wrogów na jeden stos. Poległych ze strony Capitolu na drugi możliwie odległy.
- Dobrze - Cortez pokiwał głową widząc inicjatywę medyczki. - Zabierzemy ich ze sobą. Zasłużyli na kremację i godny pochówek.

Z południowego wschodu dobiegł ich odgłos jakby coś przedzierało się przez gęstwinę. Po chwili wyłoniła się z niej para pilotów idąca chwiejnym krokiem.
- Wezwaliśmy wsparcie. Powinni być tutaj za piętnaście minut. Guardian zabierze rannych, a Condor spróbuje wydobyć wrak z drzew - zakomunikowali nie czekając na wyjaśnienia.
 
Mike jest offline  
Stary 22-09-2022, 17:34   #83
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Cortez co kilka minut próbował nawiązać łączność z wezwanym wsparciem. Po około dziesięciu minutach w końcu mu się udało.
- Mówi Lord Mystic Cortez. Sytuacja opanowana. Wróg wyeliminowany. Mamy rannych. Możecie podejść do lądowania na terenie ruin. Zachowajcie ostrożność przy obniżaniu pułapu w obrębie koron drzew.

Gdy kolejny Guardian wypluł z siebie oddział piechoty, ich sierżant został przywitany przez Corteza. Wymienili informacje, po czym dowódca piechoty skinął przyjmując do wiadomości wytyczne. Na pokład śmigłowca trafili wszyscy członkowie oddziału Bractwa.
- Purna, McBride, Harrison! Pakujcie się! - Morris wskazał na śmigłowiec. - Doe! Ty też. Zabierz na Fulcrum Rossa - September! Razem z Silverem skończycie z ładunkami, a potem zaprowadzisz nas do motorówki. Wrócimy po swojemu - dokończył wydawać dyspozycje. - Ruchy!
Dopiero po tym rozkazie Christopher przewiesił karabin i klnąc za obolała klatkę piersiową, zszedł z drzewa. Zrobił to ostrożnie, żeby przypadkiem do listy bólu nie dołożył sobie na przykład złamanej nogi. Wkrótce dołączył do osób zebranych na placu gdzie wylądował nowy śmigłowiec.

Nie mogąca iść ani wstać samodzielnie Anna, musiała zaczekać aż ktoś ją zapakuje do śmigłowca. Ale nie siedziała po próżnicy, tylko chcąc się jak najbardziej przydać kontynuowała montowanie zapalników. Ktoś mógłby powiedzieć, że miała przy tej robocie dwie lewe ręce, ale faktycznie rzecz biorąc aktualnie miała tylko jedną. Mimo to robiła postępy w montowaniu.

September chwile odprowadziła wzrokiem helikopter potem wróciła do roboty. Zaciskanie spłonek na kablach poszło szybko, robiła to mechanicznie, w zasadzie o tym nie myśląc. Potem była bardziej kreatywna praca, umieszczanie ładunków. Wykuwanie dziur, korzystanie ze szczelin, kopanie dołków. Zeszło się ze dwie godziny, potem połączyć to plątaniną kabli… na koniec kucnęli na skraju lasu za drzewem i uroczyście przykręcili kable do detonatora.
- Na trzy… - powiedziała September i nacisnęła detonator zanim ktokolwiek zdołał po niego sięgnąć. Może i nefaryta jej się urwał, ale przynajmniej jego kwadrat zdemolowała.
John po tym jak rozmieścił ładunki tam gdzie jego towarzyszki broni nie mogły, bo były zbyt poobijane, by to dobrze zrobić, miał pewność, że wszystko ładnie i czysto pierdolnie w hymnie dla Duranda. Nie pomylił się, sonata na parę kilo plastiku brzmiała gładko, prawie jakby prowadzili firmę wyburzeniową i pozbywali się jednego ze starych budynków. Pokiwał głową z uznaniem za plecami September.

Załadowany po brzegi Guardian wzbił się ponownie w powietrze, a trójka pozostałych Marines obserwowała jeszcze jak wojska techniczne z Condora przymocowują stalowe liny do wraku śmigłowca. Akcja zakończyła się sukcesem. Potężny silnik transportowca wyrwał maszynę z łap dżungli i odleciał w kierunku Elwood.

***

Droga przez dżunglę zleciała raz dwa. Nawet małpy trzymały się z daleka, ograniczając się do obrzucania odchodami nieznanych im marinsów. Od widzianych wcześniej trzymały się z daleka, a na ruch bronią reagowały w zdrowy i wróżący im przeżycie sposób.
Mgłę musieli omijać nową ścieżką, najwyraźniej wiatr zdołał ją przesunąć nawet między drzewami. A może sama wędrowała w poszukiwaniu ofiar?
W końcu wyszli na plażę, a tam o dziwo wciąż znajdowała się motorówka.
- Już miałem wątpliwości czy dobrze ją zabezpieczyliście - Morris pokiwał głową z uznaniem. - Mamy czym wracać. Silver. Pokaż co potrafisz.
- Przecież szliśmy wtedy sami, nie miał kto nas ratować, bo pan wylegiwał się w łóżku, musieliśmy ją zabezpieczyć. - odparła September podając wiosło Silverowi - masz, zgubiliśmy kanister z benzyną.


- No to dobrze, że przynajmniej wiosło zostało i z półtorej pary sprawnych rąk na oddział. - Sarknął John, biorąc wiosło. Przynajmniej mieli z prądem, płynąc pod prąd bez silnika, mogliby tylko pomarzyć o dotarciu na miejsce przed kolejną epoką lodowcową. Marine poczekał aż wszyscy się załadują, przed zepchnięciem łodzi do wody i skierowaniem jej na główny nurt. Co prawda byli tu bardziej odsłonięci, ale z drugiej strony, płynęli szybciej.

Gdy już Silver się spocił, September uchuchomiła silnik.
- Nie mówiłam, że skończyła nam się benzyna w baku.
Morris bardzo zainteresował się czymś w oddali odwracając twarz od dwójki Marines, ale nadstawiał ucho na rozwój wydarzeń.
- Wiedziałaś, że robią je tak, żeby dało się nimi wiosłować i trzepać tyłki jak trzeba? - Rzucił John wskazując na wiosło, jakby to było wysoce zaawansowane technicznie narzędzie.
- Takie zabawy między członkami oddziału są zakazane przez regulamin. - odparła September.
- Który regulamin? - zainteresował się Morris.
- Nasz. Paragraf 8, punkt 3: zabrania się nawiązywania relacji cielesnych pomiędzy członkami oddziału. Dalej jest o utrzymaniu morale itd. Może wprowadzili aktualizację odkąd pan sierżant tu trafił. - odparła Shania.
- A ten - przytaknął sierżant. - Tyle, że wiosło chyba nie podpada pod kontakt cielesny. Podobnie jak pompki z dopalaczem. Zresztą tego typu relacje zawsze mają na celu podnoszenie morale, a nie ich obniżanie.
- To by ewidentnie podeszło pod molestowanie - zachichotała Shania.
- Znowu? Poza tym, jak przez spodnie, to nawet nie naruszenie nietykalności cielesnej. Dwa, zapominasz o wszystkich gwiazdkach przy paragrafach, tych, które mówią, że nie obowiązuje gdy. - Wyszczerzył się Sliver.
- Silver, jesteś białym, hererosekzualnym facetem w wieku produkcyjnym, dlaczego uważasz, że masz jakieś szanse w sądzie przeciw kobiecie? - spytała Shania, trzepocząc rzęsami.

- Rozgryzłem system. - Powiedział John plując przez ramię do wody. - Wystarczy powiedzieć, że była kultystką wszystko się stało za jej namową, a teraz próbuje wrobić niewinnego obywatela. Sprawę przejmuje sąd kościelny. Powodzenia z pięknymi historiami na tamtym przesłuchaniu. - John zatrzepotał rzęsami. - No i skąd wiesz, że hetero? - Mężczyzna usadowił się wygodniej, z M606 przełożonym przez ramię.
- Oho! - włączył się Morris. - September czyżbyś pochodziła z tradycyjnej rodziny z Hope na Marsie? Farmerka od pokoleń zajmująca się bydłem? - parsknął dając do zrozumienia, że się nabija. - Przecież my nawet kibel i prysznic mamy wspólny. Teraz w sądzie liczy się tylko kasa, prawnik i to po której stronie stoi opinia publiczna. Kojarzycie tą niedawną sprawę dwójki rozwodników o zniesławienie. Wszystko poszło w media i to praktycznie ludzie zdecydowali kto wygra.
- Gdybyś nie był hetero nie chciałbyś się bawić ze mną tym wiosłem - September mrugnęła do niego zalotnie.
- Kto powiedział, że tylko z tobą. - Odparł trzepocząc rzęsami John. - Żeby życie miało smaczek. - Jasne, John pieprzył trzy po trzy, ale poza obserwacją brzegów i wody nie miał za wiele do roboty.
- Jest tu tylko sierżant, ale w twoim wypadku chyba będzie trzymał się regulaminu.
- No co poradzić. Natomiast seksualizacja wiosła, ech te baby, a potem dziwią się, że rozmiarówka poza skalą. - Pokręcił głową Sliver i wrócił do obserwacji otoczenia. Morris nie podjął już tematu, który urwał się aż do powrotu do bazy. A powrót dłużył się wszystkim niemiłosiernie.
 
Mekow jest offline  
Stary 29-09-2022, 09:56   #84
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Lądowanie na Fulcrum było jak dejavu dla “starszych” Marines. Zabawne uczucie. Chris i Doe odbyli tylko dwie misje więcej niż nowoprzybyli Purna i Silver, ale czuli się jak weterani. Scott i jego ludzie jak ostatnio wyszli na lądowisko i pomogli zabrać rannych do lazaretu. Różnica była taka, że tym razem nikt nie został odesłany na Torkertown czy Elwood.

Ariel uparła się by zostać i pomóc Scotowi przy opatrywaniu rannych. W krótkich rzeczowych słowach opisała stan rannych. Najgorzej wyglądali Harisson i Ross obaj dopiero co parę dni temu wyszli z Lazaretu, a już tam wrócili. Scot martwił się, że pootwierają się im rany i może dojść do krwotoku wewnętrznego. Szczególnie u Rossa z jego obrażeniami klatki. W jego lewym płucu zbierał się płyn. Chwilę potrwa zanim wróci do czynnej służby.

Z Anną było chyba najgorzej. Stim szybko przestawał działać i ciało marine poddawało się ranom i cierpieniu. Pociski poszarpały prawą dłoń i pierś. Jeden minął aortę o centymetr może dwa. Drugi utkwił w kości promieniowej. Dużo szycia dłubania i oczyszczania ran. To była mroczna harmonia już po raz kolejny.

Scot nic nie mówił, ale zaczynał się obawiać. Ariel zresztą też. Widziała już kilku mutantów stworzonych przez mroczną harmonię. Im bardziej wystawiali się na działanie tego cholerstwa tym więcej ryzykowali.

Dopiero gdy upewniła się, że wszyscy członkowie jej oddziału zostali zaopatrzeni, również ci, którzy przybyli motorówką stwierdziła, zę jej służba dobiegła końca… Na dzisiaj… Usiadła na ziemi przed namiotem oparła się plecami o niewielki nasyp i wyciągnęła papierosy. Zapalniczka od ojca trzasnęła i po chwili z ust uniósł się kłąb dymu. Ariel z nieobecnym wyrazem twarzy obracała bezwiednie zapalniczkę co jakiś czas ją zapalając i gasząc.

McBride początkowo chciał udać się ze śmigłowca, prosto pod prysznic, ale adrenalina wywietrzała mu z krwi i przypomniał sobie, że oberwał. Razem ze wszystkimi udał się do lazaretu. Jego stan w porównaniu z resztą nie był najgorszy, więc musiał poczekać na swoją kolej. I nie narzucał się medykom ze swoją osobą. W tym czasie bez emocji przyglądał się ich pracy.

***

Purna, Ross i Harrison zostali zatrzymani w lazarecie, a reszta dostała pozwolenie na powrót do swojego namiotu, ale z zaleceniem oszczędzania się. Po 30 godzinach Anna odzyskała przytomność i wszyscy pozostali Marines zostali wypisani z lazaretu. Harrison był najbardziej pokiereszowany i miał niesprawną rękę. Z Purną było nieco lepiej, ale musiała uważać żeby nie pozrywać szwów.

Ariel zabrała się za podstawowe czynności obozowe. Czyszczenie broni, ciuchów i całego sprzętu. Gdy odespała swoje udała się do kwatermistrza by odnowić zapasy. Czuła, że obecne tempo pracy w tym obozie nie zwolni… A skoro zainteresowało się tym Bractwo… lada chwila może się tu zjawić i wierchuszka capitolu z dodatkowymi oddziałami. Spróbowała wydębić jakieś piwo na szeroki uśmiech bohatera i z racji tego, że miała odpoczywać postanowiła popływać… Chris ją już raz wyciągał spod wody, pora powalczyć ze złymi nawykami.

Gdy znalazła się na powrót w namiocie obrzuciła pokiereszowanych uważnym spojrzeniem. Po czym rzuciła:

- Idziemy na plażę? Mniej ranni mogą pływać ci bardziej będą odpoczywać.

Christopher, który do tej pory czytał sobie manual do Guardiana, pożyczony od ekipy mechaników, leżąc na swojej pryczy teraz spojrzał w kierunku Doe, na chwilę odkładając swoją lekturę.
- Ale ty, Shania i Anna macie spakowane bikini, prawda? - zapytał z powagą w głosie.

- Ja pasuję z opalania. Mam tyle opatrunków, że potem białe miejsca by głupio wyglądały - odparła wyraźnie niezadowolona Anna, leżąc na swojej pryczy. - A daleko mamy do plaży? Muszę oszczędzać nogę - powiedziała, niepewna czy może sobie pozwolić na dłuższy spacer.

Ariel spojrzała na Chrisa spojrzeniem zarezerowanym dla pacjentów zadających głupie pytanie i powiedziała.

- Mam spakowane ale poczekam aż słońce nieco bardziej wyjdzie. - patrząc na to, że słońce pomału zachodzi, przyjdzie poczekać pewnie z pół roku…- Ale jak masz ochotę popływać zapraszam.

- Tak, tak, już mi Anna wykład o wschodach i zachodach zrobiła
- Chris przewrócił oczami na odpowiedź Doe. - Ale wiesz, że w bikini będzie ci wygodniej pływać? Na razie, na czas rekonwalescencji możesz sobie darować pluskanie w pełnym rynsztunku - dodał i spojrzał na Purnę. - Zależy której. Do obozowej jest rzut beretem, ale do tej co szkoliłem ostatnio resztę ze strzelania to już chwilę trzeba się przejść. Tam na pewno jest spokojniej i więcej cienia, bo drzewa blisko wody rosną. W razie czego jakoś tam zatargamy cię we trójkę z Silverem i September - wymienił tych którzy nie oberwali w misji, a on sam już praktycznie nie dawał po sobie poznać, że jakkolwiek ucierpiał w ostatnim starciu z Legionem.

- Dzisiaj tutaj, jutro pójdziemy na strzelnicę - Ariel rzuciła tonem jaki przywykł jej z roli pełniącej obowiązki… Jak zawsze załapała po chwili że znowu palnęła głupstwo…- A zresztą - machnęła ręką…

Stwierdziła że nie będzie robić z siebie dłużej pośmiewiska zabrała swoje rzeczy i ruszyła na plaże popływać. Później musiała jakoś wydębić jakieś zabezpieczenie medyczne do alternatywnej bazy w dżungli.

- Ja sobie pomoczę nogi, jakby mnie naszła poważna ochota na pływanie, trzaśnijcie mnie po łbie.
- Powiedział John leniwie.

- Przyjąłem zamówienie - odpowiedział mu z rozbawieniem McBride i wstał ze swojego łóżka, zostawiając manual na poduszce. - Chodź Purna, pomogę ci dokuśtykać na miejsce.
- Dzięki - odparła Anna, ostrożnie podnosząc się z miejsca i sięgając po kule. Szum fal i widok na bezkresny ocean zawsze ją relaksowały, więc miała świadomość że taki wypad dobrze jej zrobi, nawet jeśli obejdzie się bez pływania.

Ariel wróciła na plażę w swojej przydużawej koszulce Capitol Army. Zrzuciła ją odsłaniając swoje ciało poorane bliznami, niektórymi świeżymi innymi starszymi. Miała na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy, który mógłby być nazwanym rozbudowanym bikinii, ale miał charakter bardziej sportowy niż plażowy. Zostawiła broń pod opieką innych marine z oddziału i sama wskoczyła w morską wodę. Pamiętała jak bardzo dało jej popalić próba dopłynięcia do brzegu w pełnym rynsztunku. Wiadomo, takie pływanie jak teraz to nie to samo. Ale też rany dopiero się zagoiły i wolała się nie przeciążać, nie dowierzała do końca temu magicznemu hokus pokus i wolała nie przeciążać się. Odpłynęła kawałek zrobiła parę wydumanych długości i wróciła zdyszana na plażę.

Anna tymczasem przycupnęła w cieniu drzewa, na skraju plaży. Podobało jej się, że ich ekipa bez marudzenia zwolniła tempo marszu do jej żółwiego tempa, podczas gdy nawet ona sama była z niego niezadowolona. Na szczęście nie nadwyrężała się, a na plażę było faktycznie blisko.

Zamyśliła się, gdyż widok blizn koleżanki dał jej do myślenia. Ojciec Anny też miał kilka, ale każda była pamiątką po istotnym wydarzeniu: obrona Vunderburga, bitwa na Lagunie Corvis. Jeśli i jej przyjdzie być zeszpeconą, to co powie? Przypadkowa potyczka, zupełnie bez znaczenia, a blizna bo zostali zaskoczeni i była zbyt wolna... Po prostu podajcie mocnego drinka.

Christopher po zdjęciu koszuli i gdy został w samych kąpielówkach okazał się być bardzo szczupły, same mięśnie i kości obciągnięte skórą, na której trzeba było się dopatrzeć, żeby dostrzec na niej nieliczne blizny. Snajper korzystał z czasu spędzonego na plaży głównie na pływaniu w wodzie, bo nie przepadał za wylegiwaniem się na piasku w pełnym słońcu. Woda choć była raczej ciepła to i tak było w niej chłodniej niż na plaży. Z początku pływał bardziej wysiłkowo, kraulem czy żabką dla rozruszania wszystkich mięśni, a później zmienił pozycję na plecy i po prostu unosił się na powierzchni, co przy jego sylwetce też wymagało wysiłku. Trzymał się dalej od brzegu, ale miał na oku starania Ariel, by przyjść jej z pomocą, gdy przesadzi z wysiłkiem.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 29-09-2022, 22:12   #85
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Marines dowiedzieli się, że Rodriguez odzyskał przytomność. Bardzo szybko stanął na nogi. Marines szli o zakład, że musiał maczać w tym palce Cortez. Jednak żadna pomoc Mistyka w zakresie ich ran nie była im zaoferowana.

Inkwizytor już po kilkunastu godzinach przechadzał się po obozie i wtykał nos w nieswoje sprawy. Zdarzało mu się zaczepiać obsługę obozu i zadawać im bezpośrednie pytania. Dochodziły do nich słuchy, że największy problem z tym mają Brygady, a w szczególności Ci, których dowódcą był Lee. Ten sam który przywitał Payton na lądowisku.

McBride dla rozrywki postanowił zainteresować się tematem. Niby przypadkiem przydybał Cortesa gdy ten akurat nic nie robił i nie był w towarzystwie tego ledwo wyciągniętego śmierci z ramion Inkwizytora.
- Co się kroi? - zagaił Christopher, który praktycznie bezszelestnie zjawił się za plecami Mistyka.
- Nudzi się, no i ma do tego dobrą intuicję - odparł nie odwracając głowy i nadal rozglądając się po placu.
- A co mu Brygady zrobiły? - zapytał z zaciekawieniem snajper. - Lee krzywo na niego spojrzał?
- Pewnie jeszcze sam tego nie wie. Jakby wiedział, to dalej by nie szukał.
- Albo wie, że Brygady może sobie gnębić do woli, nie to co z innymi formacjami - stwierdził konspiracyjnym szeptem Chris i skrzyżował ręce przed sobą. - Ale że, co? Ma przeczucie? Wywąchał wśród nich Heretyka?
- Każdego może sobie gnębić do woli - Cortez w końcu obdarował snajpera spojrzeniem. - Nie ma znaczenia czy to Brygadzista, Marine czy sam pułkownik - powiedział wpatrując się z zaciekawieniem w twarz swojego rozmówcy.

Shania podeszła do rozmawiających i zagadneła:
- Zawsze na takie misje zabieracie nowicjuszy? Czy po prostu nie spodziewaliście się aż takiego oporu?

- To nie byli nowicjusze - Cortez pohamował oburzenie. - Ale fakt, nie spodziewaliśmy się Templariuszy Koła, ani samego Karaka. Te ruiny musiały w jakiś sposób koncentrować Mroczną Harmonię. Zniszczenie ich było najlepszym rozwiązaniem.
- Ci templariusze Koła to takie kozaki? Fakt mieliśmy przewagę liczebną, ale zniwelowało ją zaskoczenie, a wybiliśmy ich. Gdyby nie ta sztuczka z porywaniem trupa szefa to mielibyśmy komplet trofeów w mniej niż pięć minut. A gdyby nie ten burak obok - Shania skinęła głową w kierunku Chrisa - to miałabym dwóch nefarytów na koncie. Może pan nam zdradzić jakieś słabe punkty wrogów? Wygląda na to, że trochę ich tu może być. Trzeba sprawdzić resztę wyspy, mogą mieć kryjówki w lesie.

- Zawsze do usług - wyszczerzył się snajper do Shani na jej pretensje. - Ale za długo się zbierałaś i gdybym się nie wtrącił to któreś z was mogłoby nie wrócić z tej misji - dodał tonem bohatera całego zdarzenia.

- Za szybko strzeliłeś, gdyby ci nie naszedł na pocisk to musiałabym poprawiać po tobie - nawet nie spojrzała na McBrida - Następnym razem nie szarp tak za cyngiel. Chyba, że ci się obluzował od tego ciągłego chodzenia z palcem na cynglu?

- No widzisz, moja sława mnie wyprzedza i wrogowie sami pchają mi się pod kule - zaśmiał się snajper. - Poza tym wiesz, Razyda i tak liczy się jako więcej niż jeden nefaryta, więc i tak prowadzę w statystykach - mrugnął do Shani.

- Razyda jest większy od nefaryty - odparła Shania - ciężko nie trafić w niego. Zresztą ja mam jeszcze dwóch pomiagierów na liście. To w sumie 3, ty masz nefaryte i razyde, więc tylko 2.

- Nie mam zastrzeżeń do tego jak sobie poradziliście - Cortezowi udało się dojść do głosu.- Tak samo nie byliście przygotowani na wroga jak my. A na takiego z jakimi walczyliśmy potrzebny byłby cięższy sprzęt. No i inaczej potoczyłoby się to gdyby był z nami ktoś specjalizujący się w innym aspekcie Sztuki. - Wymownie popatrzył na Rodrigueza. - Bardziej wojownik, a nie śledczy.

- Zapomniałaś o nekromagu i jego akolitach - Chris zacmokał z dezaprobatą. - Padł od moich kul - przypomniał jej i się uśmiechnął. - Cortez, nieprzygotowani to my byliśmy za pierwszym razem. Za drugim trochę zdziwieni. Ale teraz to się tego mogliśmy spodziewać.

- Panie Cortez - Odezwała się Anna, gdy powolnym krokiem dołączyła do rozmawiających. - Co z Dekurion? Udało się uratować jej rękę? - spytała z wyraźną obawą w głosie.

- Bracie Cortez lub Lordzie Mistyku Cortez - odruchowo poprawił ją i zwrócił się w jej kierunku. - Nie wiem. Jest duże ryzyko, że nie. Czy martwi cię ten fakt?

- Tak. Martwi - odpowiedziała szczerze Anna. Pomijając fakt, że równie dobrze to ona mogła być na jej miejscu, utrata kończyny była makabrą której Purna nikomu nie życzyła.
- Jeśli można jakoś pomóc... - zaczęła, ale nie bardzo wiedziała jak skończyć. Oddanie krwi czy szpiku kostnego to za mało, a na władaniu sztuką się nie znała.

- Na sztuczną z Cybertronika nie ma co liczyć, bo przecież ich nie uznajecie - wtrącił się Chris. - No chyba, że umiecie odrastać członki - dodał z wpatrując się wyczekująco w Mistyka.

- Żaden członek Bractwa nie przyjąłby wszczepu Cybertroniku - Cortez powiedział z odrazą. - A nasza siostra na pewno znajdzie swoje miejsce i nadal będzie przydatna - dodał, ale Marines mieli wrażenie, że nie powiedział wszystkiego co miał na myśli.

- Mam wrażenie, że nie mówisz wszystkiego co myślisz bracie Cortez - rzekła Shania. W odpowiedzi została obdarzona wymownym spojrzeniem, które potwierdzało jej domysły, ale jednocześnie informowało, że więcej się w tym momencie nie dowie.

McBride w przyjacielskim geście położył dłoń na ramieniu Mistyka.
- Stary, wiesz dobrze, że gdyby nie nasze przygotowanie to żadne z was stamtąd by nie wyszło, a w najlepszym razie wasze trupy zasiliły by siły Legionu - wytknął mu Chris. - Jeśli masz coś na myśli to dobrze, żebyś akurat nam o tym wspomniał - dodał z naciskiem, żeby Cortez nie migał się od odpowiedzi. - Obiecuje, że zostanie to między nami.

- Ja się przyznaje, nie odrobiłem pracy domowej z mrocznych plugastw. Czym w ogóle są templariusze koła? - Sliver faktycznie nie wiedział za wiele, a chciał móc się spokojnie przechwalać w barze. Zawsze była szansa na darmową kolejkę.

Cortez otworzył już usta aby odpowiedzieć coś McBride’owi, ale wykorzystał sytuację i skupił się na pytaniu Silvera.
- Siły Ilian nie są tak liczne jak te innych Mrocznych Apostołów. Templariusze to jedyny rodzaj ich wojsk. Templariusze Koła razem ze strażnikiem Karakiem żyją na obiekcie w kosmosie w kształcie znaku Ilian. Ich umysły są zdegenerowane nawet w porównaniu do zwykłych templariuszy. Żyją tylko walką i walczą z każdym kogo tylko wyczują. W przypadku braku wrogów walczą ze sobą. To najbardziej zaprawieni w boju spośród wszystkich wyznawców Ilian.

- Więc elita, tutaj, na zadupiu wszechświata. Czemu? - Zapytał zwyczajnie John, mając nadzieję, że mistyk coś jednak powie całkiem wprost.

- Wydaje się, że to kwestia tych ruin. Emanowały mroczną harmonią. Poza tym sami byliście świadkami zwiększonej aktywności innych Apostołów w tym regionie. Może zanosi się na coś większego - Cortez zapatrzył się w punkt przed sobą.

- Potrzebujemy więcej amunicji - stwierdziła Shania - i lepszej broni. Jak Bractwo poprze podania to powinni nam przysłać coś extra.

- Taa, nawet nie wiedzieliśmy że Legion Ciemności postanowił sobie zrobić wyjazd integracyjny z widokiem na złociste plaże i fale ciepłej wody - zironizował Christopher. - A słyszałeś - zwrócił się bezpośrednio do Corteza. - W tej drugiej miejscówce też było coś na kształt ołtarza. Może one im ułatwiają te teleportacje. No i przy tamtej miejscówce Akolici przebrali się za siły Bauhausu. Pytanie czy chcieli infiltrować Bauhaus… Co raczej byłoby trudne…. Raczej szykowali zasadzkę. Może na Mishimców, ale bardziej pewne, że na prawdziwych Bauhausowców.

- Co właściwie wiadomo o tych ruinach? Są stare, więc chyba nie byliśmy pierwszymi, którzy je odkryli - zauważyła Anna.

- O ruinach wiedzieliśmy od jakiegoś czasu, ale najwyraźniej do tej pory nie były punktem zainteresowania Legionu. To co mówicie o Kohortach jest dosyć ciekawe. Bardzo rzadko przebierają się w zbroje korporacji. Dumnie noszą swoje barwy. Być może Semai też przy tym maczał palce. Nie zdziwiłbym się jakby starali się zaostrzyć konflikt w tym rejonie. Musicie pokazać nam ten drugi ołtarz - zgodził się z sugestią Chrisa.

- Obóz wsadziliśmy, ale McBride znalazł ich obozowisko niedaleko obozu. - stwierdziła Shania.

- Ja nic nie wiem o drugich ruinach. Ale jeśli mamy tam iść, to najlepiej w pełni sił i w jak największym składzie. Więc wracając do tematu Dekurion... - powiedziała Anna.

- Nie będzie problemu. Mogę wam zaznaczyć na mapie - wyszczerzył się McBride.

- Bardzo śmieszne - wycedził Cortez bez jakiejkolwiek wesołości w głosie. - Pokażecie nam to miejsce.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 30-09-2022, 15:24   #86
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
***

Goście z Bractwa udali się do namiotu Bella. Chwilę potem O’Reilly pobiegł w tamtym kierunku. Nie minął kwadrans gdy przez megafon sierżant Morris również został wezwany do dowódcy. Nie wychodzili przez dłuższy czas. Ze środka słychać było podniesione głosy dyskusji.

Pół godziny później Morris energicznym krokiem wparował do namiotu Marines i ciężko usiadł na swoim łóżku.
- Bractwo leci na Eisilę samo. Dostali koordynaty. Niech sobie radzą. Stanowisko Bella jest takie, że nas tam nie było i nie będziemy robić za przewodników. Do tego wyszło, że Otto Werner, którego załatwił McBride był Aide-de-kamp samego Marszałka Stahlera Bauhausu. To nie nasz poziom żeby dawać się wciągać w takie gierki.

- Czyli co? Siedzimy na dupach w obozie? - doprecyzowała Shania.

- Ha ha - zaśmiał się triumfalnie Chris, gdy dowiedział się kogo ubił w lesie przy obozie Bauhausu i spojrzał na Shanię. - Taki to się liczy więcej niż za Nekromaga - mrugnął do niej, nawiązując do klasyfikacji jaką sobie prywatnie we dwójkę prowadzili.

- To tylko człowiek, nie liczy się - oświadczyła kategorycznie Shania.

- Nie sądzę abyśmy siedzieli na dupach. Jak znam Bella i tak płyniemy na Eisile tylko po swojemu, ale tym razem bardziej po cichu - Morris popatrzył wymownie na Shanię.

- Ja tam mogę wysadzać i po cichu, tylko trzeba będzie plastik kocem owinąć przed wybuchem… - stwierdziła September.

Anna uśmiechnęła się w myślach. Kiedyś, jeszcze wczoraj, po takim tekście parsknęła by śmiechem, ale obecnie cierpiała na utratę dobrego humoru.
Odnośnie wycieczki na Eisile, Purna miała świadomość że jako ranna nigdzie nie popłynie, zwłaszcza że drużyna miała już sapera.

Ariel nie rozumiała tej polityki. Zapytała więc zapewne o oczywistość.
- Skoro bractwo leci samo to po co my mamy tam płynąć. Na pewno inkwizycja ściągnie sobie posiłki. To pchanie palców do kontaktu…

- Jak to się nie liczy!? - oburzył się Chris na słowa Shani. - Heretyk i ważniak Bauhausu, nadal liczy się bardziej - skrzyżował ręce przed sobą po czym spojrzał na sierżanta. - Czyżby chcieli nasz udział podciągnąć pod misję ratunkową po przechwyceniu wezwania o pomoc od Braciszków, którzy jak już wiemy nie poradzą sobie bez nas jak znów się temat im spierdoli? - uśmiechnął się ucieszony, że będą mieli robotę do zrobienia.

- Taaa, coś mi się zdaje, że żebyśmy byli w stanie cokolwiek sensownego zrobić, to byśmy musieli być aż za blisko. - Rzucił skwaszony John, zapowiadało się na kolejny bajzel.

- Dowództwo nie chce aby Capitol był w jakikolwiek oficjalny sposób zamieszany, ale chce wiedzieć co się dzieje. Zapowiada się dłuższa przebieżka - Morris zignorował sprzeczkę i odniósł się do wątpliwości Ariel i Johna.

- I jeszcze mamy się w nic politycznego nie władować? No dobraaa, jakie zapasy mamy do dyspozycji i czemu tak mało? - Sarknął Sliver.

Ariel nie poruszała tematu rozkazy to nie gazeta nie ma co nad nimi się rozwodzić… Wolała by się w paszcze legionu nie pchać, bo to nie dość że bolesna śmierć, to jeszcze z szansami na jeszcze boleśniejszy powrót jako chodzący truposz.

- Bractwo wraca do siebie i mają się przegrupować. Na Eisilę przylecą z terenu Bauhausu i w ich transporcie. My dostaniemy się tam drogą wodną. Łączność na poziomie oddziału. Wyposażenie takie jakie jesteście w stanie unieść bez narzekania. Czas trwania zwiadu około 30 godzin. Wyruszamy za 10 godzin. Pytania? - Morris zerknął po obecnych. - Ross i Harrison zostajecie na Fulcrum.
- A ja? - Spytała od razu Anna, w ramach kwestii osób poszkodowanych, które nie udających się na misję.
- Ty księżniczko płyniesz z nami - odparł Morris, poważnym tonem i bez najmniejszego śladu kpiny w głosie.

- Będziemy coś wysadzać? - zapytała September - Czy raczej brać amunicję i granaty na zapas?

- Na pewno nie tyle co do ruin, ale kilka ładunków może się przydać - stwierdził sierżant po chwili zastanowienia.
- To jak każdy poza Ariel weźmie po ładunku wybuchowym powinno nam wystarczyć. - powedziała Satember.

Ariel ruszyła do namiotu by zebrać swój ekwipunek. Tym razem plecak z wszystkimi potrzebnymi zapasami. Nie kombinowała, doświadczenie nauczyło jej jednego - zawsze akcja zaskakuje i nie ma możliwości się na nią przygotować. Plecak był standardowy, lekkie zapasy, manierka, śpiwór, trochę sprzętu survivalowego. Amunicja i broń. Uzupełniła też zapasy apteczki polowej i fajek. Plecak leżał na jej pryczy a ona stała przed namiotem wypuszczając powoli dym nosem. Papierosy były paskudne ale palenie ją uspokajało….Zapalniczka ponownie zatańczyła jej w rękach rozpalając się i gasnąc w rytm powtarzających się myśli… Wytyczając ostatnie minuty do wymarszu.

- Ja się dopakuje dodatkowymi magazynkami - odezwał się McBride. - Ale musimy pamiętać, że musimy być mobilni. Ty razem skrzynkami granatów nie weźmiemy.

- Smuteczek, skrzynia granatów zawsze się przydaje. Ale masz rację, zobaczę, czy mają jakąś amunicje przeciwpancerną. Może się przydać jako dodatek do standardowych pestek. - Rzucił John.

- Muszę pójść do punktu medycznego - powiedziała Anna zabierając swoje kule i zaraz potem wykuśtykała z namiotu...
Wróciła po siedmiu godzinach, wyglądając na wypoczętą i idąc już normalnie - bez kul.

***

Czas odpoczynku dla jednych był zbyt krótki, a innym dłużył się niemiłosiernie. Wszyscy o wyznaczonym czasie znaleźli się na kei gdzie zacumowana była ich motorówka.
- Silver siadasz za sterem - zakomunikował Morris. - W razie czego możesz zmienić się z Purną.

Gdy marines zajęli miejsca, łódź okrążyła Fulcrum od zachodniej strony i ruszyła na północ. Była niespełna pięciokrotnie wolniejsza niż śmigłowiec, ale znacznie trudniej było ją wykryć. Po godzinie wyspa docelowa była wyraźnie widoczna, a po dwóch można było dostrzec szczegóły linii brzegowej. Wtedy też zobaczyli punkt nadlatujący z północnego wschodu. Zbliżał się do tej samej wyspy co oni. Gdzieś z gęstwiny od północnej strony, w kierunku śmigłowca wystrzeliło kilka smug dymu. Po paru sekundach można było zaobserwować kilka następujących jeden po po drugim wybuchów. Trafiony pojazd zaczął gwałtownie zniżać lot, by po chwili zniknąć za czubkami drzew. Eksplozji nie było słychać. Albo awaryjnie lądował, albo wpadł do wody.

Anna skrzywiła się z mieszaniną niezadowolenia i żalu.

- Znajome widoki - sarknął Chris, komentując upadek śmigłowca. - Ale przynajmniej wiemy, że piloci Capitolu lepsi, bo nasi wrócili do bazy po zrzuceniu nas do wody - wspomniał nie tak dawne wydarzenia w jakich uczestniczył z sierżantem, Doe, September i własnym bratem.

Ariel tylko poprawiła broń… Wolała by nie pływać z plecakiem.
- Damy radę przyspieszyć i podpłynąć bliżej miejsca katastrofy? - spojrzała pytająco na Morisa on był sierżantem, a jej wrodzona skłonność do pomagania towarzyszą czasem przeważała nad zdrowym rozsądkiem.

- W miejscu katastrofy mogą być siły zła. Możemy im dokopać, nie spodziewają się nas - rzekła September.

- Co najwyżej kohorty - Morris się zasępił. - Wyglądało to na konwencjonalną wyrzutnię rakiet.

- Jak będzie trzeba, to może. Ale wtedy w eter pójdzie od razu, że tu jestesmy i będą szukać łodzi. - Rzucił przez ramię Sliver, wypatrując w międzyczasie wirów i mielizn.

McBride oparł się wygodnie o bok motorówki i wyciągnął snajperkę. Przez jej lunetę zaczął obserwować brzeg wyspy.
- Sierżancie. Idziemy najpierw do wysadzonej bazy, ołtarzyka czy w kierunku gdzie wywaliło ten śmigłowiec? - zapytał Chris.

- Zaczniemy od bazy, potem ołtarz. Bardziej nas interesuje kto zestrzelił śmigłowiec niż to czy ktoś przeżył kraksę. Potem kierujemy się na zachód - Morris popatrzył w tamtą część wyspy, ale odwrócił głowę bardziej w lewo bo coś przykuło jego uwagę. Na horyzoncie zamajaczyło kilka dużych okrętów płynących w kierunku zachodniego wybrzeża Eisili.

- Chyba nie jesteśmy tu sami - mruknęła September, starając się zorientować czyje to statki. I czy ich zobaczyli, bo że to nikt z naszych był pewne.

Shania przytknęła lornetkę do oczu. Okręty należały do floty Mishimy i płynęły w formacji bojowej. Jeden pancernik, dwa krążowniki i trzy niszczyciele. Nie była pewna czy ich łódź została dostrzeżona, ale liczyła, że wielkość oraz maskowanie stanowiło wystarczającą ochronę. NIkt na pokładzie nie wzniósł alarmu ani żadna z jednostek nie zmieniła kursu.

- Coś tam macie? poza spadającymi transportami się znaczy. Gdzie zaparkować? Trzeba to maleństwo dobrze ukryć jeśli mamy mieć do czego wracać - powiedział Silver.

Ariel liczyła tutaj na doświadczenie Morrisa. On najlepiej zna te wyspy i te okolice. Wśród nowych członków ich oddziału były też lwy morskie. W sprawach desantu wolała oddać się pod komendę specjalistów. Sama dla pewności sięgnęła do jednej z kieszeni swojej kamizelki i wyciągnęła stamtąd prezerwatywę, rozerwała opakowanie zębami i zabrała się za zabezpieczenie swojego sprzętu na wypadek ponownej konieczności zamoczenia się. Uśmiechnęła się przy tym do September. Dopięłą również swoją torbę medyczną upewniła się co do reszty sprzętu.

- Wybrzeże czyste - zameldował McBride, a sierżant skinął mu głową na znak że przyjął do wiadomości.
 
Mike jest offline  
Stary 19-10-2022, 14:20   #87
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
***

Marines dobili do brzegu niedaleko miejsca gdzie za pierwszym razem byli zrzuceni z helikoptera. Każdy złapał za uchwyt na burcie motorówki i wnieśli ją między zarośla, a następnie przykryli płachtą maskującą.
- To dobre miejsce - skometnował Morris. - Blisko bazy gdzie zaczniemy zwiad, a jeśli potem ruszymy na zachód to będzie bliżej. Sprawdzicie sprzęt i ruszamy.

John krytycznym okiem przyjrzał się maskowaniu i poprawił je dwa razy zanim był w końcu zadowolony. Z jakiegoś powodu w końcu zawsze dostawał od sierżanta szkoleniowego burę, że tamten go nie widział. A żadnych zajęć nie opuścił.

Ariel ogarnęła swój sprzęt sprawdziła broń i zapytała:
- Plecaki zostawiamy tutaj, czy bierzemy na zwiad?
- Po co wogóle było brać plecak jak chcesz go zostawić w łodzi - zapytał ją w odpowiedzi McBride. - Coś ci ponieść? - wyszczerzył się.

- Bierzemy wszystko. Najpierw wschód, potem północ i zachód. Nie wracamy tutaj przed powrotem do domu - zarządził Morris.

***

Gdy oddział dotarł w końcu do pierwszego celu zwiadu zobaczyli częściowo zniszczone ogrodzenie. W miejscach prześwitu widać było zburzoną infrastrukturę. Pozostałości zbrojowni walały się po całej bazie, a budynek główny zawalił się do środka. Między gruzami chodziły ludzkie sylwetki.


Przy bliższym podejściu okazało się, że to Kadawerzy. Członkowie Kohort którzy osiągnęli ostateczny poziom degeneracji. Kuriozalne było to, że spośród jednostek Mrocznego Legionu to oni wydzielali najgorszy zapach, mimo że nie byli bezpośrednimi sługami Demnogonisa. Nieporadnie patrolowali ruiny bazy, a uzbrojeni byli we wszelaką zdobytą na innych korporacjach broń.

Sliver poklepał wierne M606, ale sięgnął po shermana. Wziął pod uwagę co ostatnio im się trafiło i kadawerzy mogli się obyć bez aż takich pieszczot. O ile nie dostanie rozkazu krycia drużyny. Podejrzewał, że prawdziwa siła ognia przyda się później.

September policzyła ilu włóczy się po ruinach bazy.

Purna nie miała wcześniej możliwości wizytować w bazie do której dotarli i nie wiedziała czy jest tam coś godnego uwagi. Miała jednak świadomość, że jeśli pokuszą się i zaatakują rozstawione przez Legion ciemności czujki, ich obecność zostanie odkryta. Na szczęście nie musiała decydować.

Morris wychylił się i rzucił okiem przez wyrwę w murze. Miał zacięty wyraz twarzy i widać było, że jest niezadowolony.
- Musimy ich zostawić. Obchodzimy bazę i ruszamy na północ - zakomunikował.

- Sir, jak będziemy w drodze powrotnej, to zapewne na nas ruszą. Założyć jakąś pułapkę w okolicy, jako przygotowanie na taką ewentualność? - spytała Anna szeptem scenicznym.

- Aby położyć Kadavera trzeba się mocno postarać, a to wzbudziłoby podejrzenia. Musimy odpuścić - przyznał niechętnie sierżant.

Ariel nie była zadowolona z pozostawiania wroga za plecami. Ale rozumiała konieczność zachowania ciszy. Skinęła więc głową i najciszej jak potrafiła ruszyła za resztą oddziału.

- Ale jak ich sprzątniemy to nici z elementu zaskoczenia - wtrącił się Christopher do uwagi Anny. - Pamiętaj, nas tu nie ma i jeśli tylko będziecie cicho chodzić to nie będzie problemu - snajper popierał decyzję sierżanta pomimo zagrożenia jakie mogło to generować.

- Wiem i w pełni się z tym zgadzam. Chodziło mi o wybuchową pułapkę gdzieś w okolicy - zapewniła spokojnie Purna. O kadaverach wiedziała tylko z wykładów i nagrań, ale w zaistniałych okolicznościach nie ciągnęło jej do poszerzenia wiedzy w tym zakresie.

Sliver nie marnował czasu na dyskusję, tylko skradał się ostrożnie w nadanym kierunku.

***

Ominęli obóz od zachodniej strony nie wzbudzając alarmu pośród zmutowanych byłych żołnierzy Kohort i udali się na północ. Po kilkudziesięciu minutach natknęli się na polanę jaką widział już wcześniej McBride. Nikogo tutaj nie było. Jedyne co zastali to pionowo ustawione kamienie, które otaczały najprawdopodobniej głaz ofiarny z rdzawymi zaciekami i rozbebeszone skrzynie z oznakowaniem Bauhausu, które jednak były puste.
Od strony północnej usłyszeli odgłosy walki. Echo utrudniało identyfikację konkretnej broni z jakiej oddawane były strzały. Jedno było pewne. Były to karabiny szturmowe.

- Wypadałoby zobaczyć kto z kim - rzuciła uwagę September.

Morris skinął głową i wykonał znak ręką w kierunku północnej ściany zieleni. Marines przecięli polanę i zgłębili się w gęstwinie.
Ogień automatyczny nie był jednostajny. Pojawiał się sporadycznie. Brzmiało to jak impas z próbami wyłuskania przeciwnika. W miarę pokonywania odległości i zbliżania się do północnego brzegu wyspy odgłosy narastały. Morris odbił na zachód i poprowadził oddział w kierunku plaży wychodzącej na zatoczkę.
Gdy dotarli do granicy ich oczom ukazał się dymiący wrak helikoptera Bauhausu. Po prawej za drzewami, skałkami i innymi naturalnymi osłonami utrzymywał pozycję oddział samurajów Mishimy. Za wrakiem schowani byli Cortez i Rodriguez w towarzystwie kilku żołnierzy bractwa. Na plaży leżało kilka ciał. Byli to zarówno Żołnierze jak i Samurajowie. Najwyraźniej tak skończyła się nieudana próba szarży na ich pozycję.

- To pewnie przebierańcy jak ci z Bauhausu wtedy - rzekła September - zachodzimy ich od tyłu i likwidujemy?

- Nie było takiego rozkazu. Mieliśmy się rozejrzeć. Nie wiem czy dowództwo chciałoby żeby nasze siły wdawały się w konflikt między mishimą, a Bractwem. Nie mamy teraz pewności czy po stronie Mishimy znajdują się heretycy… Sierżancie? - spytała Ariel.

John zamiast liczyć na dobry wzrok, ukrył się nieco bardziej i wsłuchał w prowadzona wymianę ognia. Chciał zidentyfikować pozycje i używane uzbrojenie, jak i to jak zarządzali amunicją.

- W mojej ocenie możemy pozbyć się każdego przeciwnika, który stanie na naszej drodze pod warunkiem, że nie będziemy zbędnie ryzykować i załatwimy to po cichu - powiedział Morris wpatrując się w wydarzenia na plaży jakby liczył, że nagłe sytuacje przechyli się na czyjąś stronę.

Bractwo liczące kilka osób praktycznie w całości było ukryte za osłoną wraku, a wychylali się bardziej po to aby sprawdzić czy wróg nie rozpoczął natarcia i utrudniać mu wszelkich jego prób, niż próbując go atakować. Mishima, licząca mniej niż dziesięciu nadających się do walki samurajów uzbrojonych w karabiny Shogun próbowała doskoczyć do bliższych osłon i flankowania wroga.

- Brzmi mi to, jakby bractwo siedziało na dupie i starało się nie wychylać, a jakichś dziesięciu Mishimczyków próbowało z Shogunami w garści dopaść między winklami bractwo. Można ich łuskać pojedyńczymi strzałami myślę. - Rzucił John po chwili wsłuchiwania się w niemalże melodyjne pandemonium rozgrywające się niedaleko.

- Chris da radę. Wystrzela jednego po drugim, w taki sposób, że będą myśleli że to bractwo ich kładzie - zaproponowała Anna, wierząc w umiejętności ich snajpera.

- Da się zrobić - skinął głową McBride, na sugestię Purny.

- Ustawmy się w szpaler przed snajperem, bo jak tylko się zorientują, że tracą przewagę mogą rzucić się do samobójczej szarży. - wyszeptała Ariel skoro sierżant rozważa temat pomocy bractwu.

- Może zajść ich od boku, by nie wejść pod kule Bractwa, i na znak ostrzelać z zasadzki? - zaproponowała September.

Sierżant nadstawiał ucha rozmowie i przyglądał się plaży.
- Pamiętajcie, że nas tutaj nie ma - przypomniał patrząc kolejno na twarze podkomendnych. - Rozstawcie się i ostrzelajcie zaczepnie Mishimę, ale zaraz potem, niezależnie od efektu, wycofajcie się. Zbieramy się sto metrów od tego miejsca na zachód. Jak ktoś zamarudzi to zostaje. Zrozumiano?

- McBride, strzelasz pierwszy, my na twój strzał walimy i wycofujemy się. Może dowódcę uda ci się zdjąć - powiedziała September. - Ruchy, na stanowiska…

- Tak jakby nas tu nie było, da się zrobić. - Potwierdził John przemykając pośród zieleni na upatrzone stanowisko. Nie za często bawił się w snajpera, ale to była pora na Shermana.

Anna bez wahania i gadania, zajęła dogodną pozycję na skraju lasu. Pozostanie w ukryciu tak aby móc strzelać, było dla osoby z jej doświadczeniem łatwym do wykonania rozkazem. Obserwowała pozycję żołnierzy Mishimy, którzy z nieznanych względów haniebnie wystąpili przeciwko bractwu.
Gotowa była strzelać w miarę od razu, ale czekała na wyznaczony sygnał.

McBride rozejrzał się za jakąś dogodną dla siebie miejscówką.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 23-10-2022, 19:18   #88
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Chris został w pozycji najbardziej wysuniętej na północ. Zasięg jego broni na to pozwalał. Ustawił się w pozycji stojącej. Lewą dłonią złapał za przedramię prawej ręki, a karabin oparł w zgięciu lewego łokcia. Wymierzył do jednego z samurajów stojących w linii drzew i zaczął naciskać spust.

Kilka sekund później na ziemię osunęło się dwóch samurajów. Pierwszy oberwał w splot, a twarz drugiego została zmasakrowana trzema pociskami. Po oddaniu strzałów, McBride schował się za drzewem, by nie dać nikomu szansy odgryźć się za szybką śmierć dwójki mishimców.

Morris stanął nieco z tyłu za Shanią czekając na strzał snajpera i swoje oddał zaraz po nim.
Patrząc Mishimskimi kategoriami, kolejny przeciwnik odszedł do świata duchów gdy jego głowa pękła jak dojrzały melon. Sierżant zmienił cel, ale tego udało mu się tylko zranić w brzuch. Dowódca zaraz potem wycofał się w gęstwinę.

Shania puściła serię do najbliższego przeciwnika i również zaliczyła headshota. Samuraj upadł odsłaniając kolegę, którego przysłaniał. Ten zaskoczony zerknął na osuwającego się towarzysza i podniósł wzrok w kierunku zarośli.

Shania zaczęła ostrożnie wycofywać się, ale Samuraj podniósł broń do twarzy i puścił w jej kierunku serię. Nie towarzyszył temu żaden ostrzegawczy okrzyk. Miała nadzieję, że nie została rozpoznana.
Poczuła jak pocisk uderza o pancerz na prawej nodze, ale reszta seriii poszatkowała tylko pobliską roślinność.

September po strzale wycofała się znikając w krzakach. Żal jej było tylko jednego trafienia, ale nie było potrzeby ryzykować.

John puścił serię z broni bocznej. Przyzwyczajony do odrzutu M606 miał wrażenie, że wcale nie posłał w przeciwnika żadnych pocisków. Tak samo nie zauważył efektu swojego ataku gdyż naboje zrykoszetowały od samrajskiego pancerza.

John zaklął z cicha, chyba musiał się przejść na strzelnicę z czymś lekkim w dłoni. Może tracił wyczucie. W porównaniu z odrzutem tego, co zwykle używał, to odrzut Punishera był niezauważalna a nadal kompensował. To musiało jednak poczekać, teraz była pora rozmyć się w gąszczu. Na tym znał się akurat doskonale.

Anna skrzywiła się ustawiając do strzału. Zapiekła ją rana na piersi. Przez chwilę zastanawiała się czy iść w ilość czy jakość i finalnie postanowiła oddać trzy strzały w trybie semi-auto.

Pierwszy pocisk trafił przeciwnika w bark, drugi minął minimalnie jego głowę, ale trzeci trafił w sam jej środek. Rana wylotowa plunęła chmurką krwi, a Mishimiec zginął zanim uderzył o ziemię.

Purna była zadowolona z efektu jaki przyniósł jej ostrzał. Nie uśmiechnęła się od czasu jak sama dała się głupio ostrzelać i ten mały sukces nie miał szans tego zmienić. Nie mniej jednak kobieta odczuła pewną satysfakcję, że prawidłowo wykonała powierzone jej zadanie.
Aby nie zawalić w połowie roboty, zgodnie z wcześniej wydanymi przez dowodzącego sierżanta rozkazami, Anna czym prędzej wycofała się na tyły - oczywiście pozostając pod odpowiednią osłoną, tak aby żołnierze mishimy jej nie dostrzegli.

***

Chris został za drzewem i obserwował rozwój wydarzeń. Ich atak został zauważony przez Bractwo, które ruszyło do kontrataku. Mistyk pluł ze swojego Punishera krocząc równo z piechotą, a Inkwizytor rzucił się do szarży prosto na wroga ukrytego w linii drzew. Pozostali Marines wycofali się, a zgodnie ze słowami Morrisa mieli od razu ruszać dalej. Snajper musiał zdecydować czy zostaje na pozycji czy rusza za oddziałem.
McBride lekko wychylił się, żeby spojrzeć przez lunetę na sytuację na polu walki, czy jego asysta nie będzie konieczna dla zwiększenia szans na przeżycie Braciszkom.
Bractwo miało w tym momencie wystarczająca przewagę liczebną, aby udało im się wydostać z niedogodnej pozycji taktycznej.

Christopher uznał, że może sobie zamarudzić tu jeszcze krótką chwilę. Choć nie było łatwo, cel był dobrze osłonięty, to zawsze dla strzelca wyborowego jest to jakaś forma sprawdzenia się. Obrał więc za cel mishimca, stojącego najdalej od pozycji Bractwa, uznając, że on może stanowić największy problem. Oddał cztery strzały i czym prędzej zawinął się ze swojej miejscówki, kierując się do punktu zbornego.
Wróg pod osłoną oberwał trzy razy w pierś. Jeden pocisk rykoszetujący od naramiennika nie miał znaczenia. Snajper wiedział, że samuraj, jeśli nie był na usługach Legionu, jest martwy. Ostatni z przeciwników, widząc co się dzieje, zniknął w gęstwinie.
Bractwo było mocno zdezorientowane stając przy zwłokach i lustrując zarośla gdzie musiał kryć się napastnik. Jednak najwyraźniej niczego nie dostrzegli.

***

Wszyscy z wyjątkiem Chrisa zebrali się w wyznaczonym punkcie. Ariel zdecydowała się na osłanianie flanki i nie brała aktywnego udziału w ataku na Mishimę. Jeśli ktokolwiek zwrócił na to uwagę to nikt tego nie komentował.
- Gdzie McBride? Oberwał? - zapytał Morris odnosząc się do odgłosu wystrzałów i brakującego członka oddziału.
- Nawet nie wiedzieli co ich trafiło, sierżancie. Strzelili na oślep, musiał by mieć pecha by oberwać. - odparła September.
- Byłam najbliżej niego, podczas ostrzału był cały - zameldowała Purna, pomijając fakt że nie upilnowała czy wycofuje się on razem ze wszystkimi... Owszem, nie ona dowodziła oddziałem i nie musiała już wszystkich pilnować. Nie musiała, ale jak najbardziej mogłaby.
Z niepokojem wyglądała Chrisa w gęstwinie drzew.
- Z naszych chyba nikt nie oberwał, za dużo zamieszania, ale trzeba się zbierać i sprawdzić porządnie co tu się dzieje.- Rzucił Sliver cicho. W międzyczasie przysłuchiwał się strzelaninie, która wcale nie była za specjalnie daleko.
- Damy mu chwilę. Morris popatrzył w tym samym kierunku co Purna.

Nie musieli długo czekać . McBride kilkadziesiąt sekund później wyłonił się z zarośli.
- Widział was ktoś? - sierżant powiódł spojrzeniem po twarzach członków oddziału.

- Nie musieliście czekać, przecież znalazłbym was - odezwał się McBride, widząc miny swoich towarzyszy broni. - Mnie pewnie nie widzieli, obie strony mocno zaskoczone naszą interwencją. Jeden z mishimców uciekł.

- Dobra robota. - Morris pokiwał głową z uznaniem. - Idziemy dalej.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-11-2022, 14:04   #89
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Szybkim tempem ruszyli na zachód gdy natknęli się na kolejny oddział w pancerzach Mishimy. Morris dał znak aby się zatrzymać, wycofać i zebrać wokół niego.
- Zgadzam się, że nie powinniśmy zostawiać wroga za plecami. Oprócz tego chciałbym sprawdzić czy rzeczywiście mamy do czynienia z Mishimą. - powiedział szeptem i Wymownie popatrzył na Chrisa, Shanię i Ariel. - Proponuję zrobić na nich zasadzkę. No chyba, że ktoś ich podejdzie i rozumie po Mishimsku - poczekał na reakcję.
- Ja mishimskiego nie znam, ale mogę zajść ich od drugiej strony i wtedy ich rozstrzelamy ze wszystkich stron - zaproponował snajper.

- Silver. Ty zostajesz w tyle. Z tego co zauważyłem kiepsko radzisz sobie z podchodzeniem wroga - sierżant popatrzył na Johna krytycznie.
- Jasne, puszcze osłonowy, gdyby coś się zjebało albo coś jeszcze doszło z tej strony. - Odparł skwaszony John, mógłby psioczyć, ale nie było sensu, tu akurat Morris miał rację.

Ariel zaczęła się zastanawiać czy w pobliżu nie było jednej z naturalnych pułapek jakich pełna była Wenus. Być może jakieś rośliny mogły by im przyjść z pomocą. Jeśli wciągnęli by przeciwnika w taki teren mogli by zyskać przewagę. Zresztą przy planowaniu pułapki teren stanowił główny obiekt zainteresowania. Tak przynajmniej twierdził jej poprzedni sierżant.

- Możemy szybko coś zaminować - zaproponowała zdecydowanie Anna, gotowa od razu przystąpić do działania. Już od dłuższego czasu samodzielnie nic nie wysadziła i tęskniła za fajerwerkami.
W języku napotkanego wroga znała tylko kilkanaście podstawowych zwrotów, więc nawet nie podjęła tej kwestii.

- Wystrzelamy ich z zasadzki - zaproponowała September - po co za bardzo kombinować?

Anna zastanowiła się przez krótką chwilę.
- Amunicji istotnie mamy więcej niż ładunków, no i nie mamy czasu - przyznała Purna z nutą żalu. - To proponuję ostrzał z dwóch stron pod kątem ponad stu stopni, i snajpera na precyzyjne dobijanie - zaproponowała.

Ariel nie widząc niczego, co dawałoby szansę na zdobycie przewagi w inny sposób poparła pomysł Anny.

- W takiej gęstwinie to nie ma sensu żebym stał z tyłu - snajper machnął ręką. - Ustawię się na ich drodze ucieczki, którą zakładam, że będzie kierunek z którego przyszli.


***


Ariel poruszała się cicho, przemykając wśród drzew. Ukryła się za duża paprocią w pobliżu olbrzymiego drzewa o porośniętej mchem korze. Olbrzymie liście jakiejś rośliny nieustannie spływały drobnymi kropelkami lepkiej substancji. Wisiały jej nad głową krople gęstego syropu spadały do okoła.. Jej słodki syrop był trucizną, ale na tyle słabą, że nie był śmietelny dla niczego większego od dużego robala. Tych zresztą w koło nie brakowało. Ariel poprawiła uchwyt na karabinie i czekała z odbezpieczonym granatnikiem. Kropla spadła na jej but, kolejna na ramię… Ariel zacisnęła zęby czekając…Dyskomfortu nie powodował ból, czy swędzenie…. Najgorsze było to, że naprawdę miała ochotę polizać słodką plamę na ręce…

September zaczaiła się za drzewem i przygotowała broń...

Purna była jakieś półtora metra obok niej, również schowana za drzewem. Razem zajmowały lewą flankę.
Z uwagi na ciszę radiową, Anna nie wiedziała co z Chrisem i czy uda mu się podkraść na tyły wroga, ale póki nikt nie strzelał i nie krzyczał wiadomo było że ich snajper pozostawał niewykryty. Cały ich oddział był dobrze ustawiony i gotowy do działania. Wymanewrowanie i zasadzkę umożliwił im fakt, że nadchodzący oddział Mishimy poruszał się wolno, zapewne maszerując od dłuższego czasu.

Z kolei John został nieco z tyłu i boku reszty oddziału, by przypadkiem nie ostrzec Mishimczyków swoją niezgrabnością, a mieć w miarę czyste pole do ostrzału lub ognia zaporowego po dobiegnięciu.
 
Mekow jest offline  
Stary 01-12-2022, 10:51   #90
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Marines zajęli pozycję do przeprowadzenia zasadzki.
- Gotowi? - usłyszeli głos Morrisa w słuchawkach. Nie zdążyli odpowiedzieć.
- Ktoś tam jest! - krzyknął jeden z oddziału Mishimy i wycelował broń w Shanię. Reszta ruszyła w jego kierunku, aby cel znalazł się w ich polu widzenia.

Shania

September widząc, że skradanie skończyło się wystrzeliła granat i posłała serię na wszelki wypadek. A potem skuliła się za drzewem, gotowa schować się głębiej.

Granat wystrzelił dokładnie w sylwetkę Samuraja, ale ten odruchowo uskoczył. Ładunek uderzył w drzewo i sypnął odłamkami po okolicy. Przeciwnik uderzony w klatkę i brzuch krzyknął z bólu, ale utrzymał się na nogach. Dziewczyna poprawiła krótką serią, ale pociski zrykoszetowały od pancerza na nodze i tylko drasnęły go w pierś.

Chris

Ktoś musiał nie mieć farta i dać się dostrzec mishimcom, co jednocześnie zwróciło uwagę ich wszystkich w jeden punkt. A to było bardzo na rękę snajperowi. Bezgłośnie doskoczył z ostrzem do najbliższego mu wroga i stojąc za jego plecami, jedną dłonią zakrył mishimcowi usta, a prawą wyprowadził wprawne cięcię, rozcinając mu szyję, aż do kręgosłupa. Przeciwnik nie wydał nawet jęku, nie wiedząc co go zabiło. Christopcher przytrzymał go by nie opadł na ziemię, a jednocześnie martwe ciało zrobiło mu za osłonę przed karabinami żółtych.

Morris

Morris przycelował i krótko przytrzymał spust. Jedna z kul weszła prosto w oczodół. Przeciwnik bezgłośnie zwalił się na ziemię.

John

Człowiek od wsparcia stał kawałek dalej, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Nie sądził, że ktoś da się za szybko zauważyć. Kiedy usłyszał wrzawę Mishimców, podbiegł i otworzył pełen ogień.

Cała seria trafiła w górną część ciała najbliższego samuraja. Rany korpusu nie miały znaczenia gdyż pociski, które trafiły w głowę zrobiły z niej papkę. Zwłoki były w takim stanie, że pewnie nie przydałyby się już nawet Legionowi Ciemności.

Mishima

- To zasadzka! - krzyknął jeden z samurajów. - Dowódco! Niech się Pan wycofa! Będziemy Pana osłaniać!
W odpowiedzi Samuraj idący w środku grupy skinął głową i dobył ceremonialnych mieczy.

Anna

Anna przez moment dostrzegła między zaroślami sylwetkę mężczyzny, w pancerzu Mishimy z nieprzystosowanymi do walki w dżungli czerwonymi elementami. Wycelowała, ale zanim zdążyła rozpocząć ostrzał, cała zasadzka została wykryta i obrany cel uskoczył do tyłu poza zasięg widoczności.
Paprocie i drobniejsze krzewy nie miały prawa zatrzymać pocisków, ale Purna wolała nie strzelać na ślepo - nawet jeśli nie ryzykowała tym trafienia swojego.
Pozostając nisko, na ugiętych nogach, ruszyła powoli do przodu, z gotową do oddania strzału bronią wycelowaną przed siebie. Gdy w jej polu widzenia pojawiło się dwóch delikwentów, przycelowała w głowę jednego z nich i oddała strzał. Purna składając się do strzału widziała jak samuraj, osłaniając swoim ciałem dowódcę, stara się wypatrzyć wroga. Nieskutecznie. Dokładnie wymierzyła i posłała pojedynczą kulę, która trafiła go od dołu prosto w policzek. Był martwy gdy padał na ziemię.

Purna była zadowolona ze swojego strzału, ale walka nie dobiegła końca. Ona sama miała jeszcze jednego w polu widzenia... Nie trudno było się zorientować, że dowodzący oddziałem Mishimy człowiek musi być kimś ważniejszym - zamiast walczyć, tylko go osłaniali. Powinien zatem dużo wiedzieć o całym desancie, a oni chętnie by się czegoś dowiedzieli. Jednocześnie sierżant Morris chciał ich sprawdzić pod kątem heretyzmu. Komenda “poddaj się” nie wchodziła w grę, gdyż to było niehonorowe.
- Rzuć broń! - krzyknęła tak krótko jak to było możliwe, aby trudniej było zlokalizować skąd dochodził głos.
Jednocześnie wycelowała karabin w lewą nogę dowodzącego.

Ariel

Ariel rzuciła się parę kroków do przodu, jak tylko zobaczyła wyraźnie mishimca od razu otworzyła ogień. Chłodna kolba karabinu oparła się jej na policzku. Krzyki ludzi ucichły nabrała powietrza i ściągnęła spust. Krótka seria przecięła powietrze.

Pociski jednak nie doszły celu. Dowódca samurajów skoczył w jej kierunku. Ręka dzierżąca miecz wykonała minimalny i oszczędny ruch, a w powietrzu pojawiło się tyle błysków co pocisków posłanych przez medyczkę. Azjata dopadł do niej, zamarkował cięcie, przed którym Ariel chcąc nie chcąc musiała się zasłonić, a zaraz potem poczuła sprawny chwyt zmuszający ją do upuszczenia karabinu i chłodną stal na swoim gardle.
- Jestem Tanakka Sho. Dowódca trzydziestego piątego oddziału samurajów z wyspy Hinko. Kim wy jesteście i czego tu chcecie? - krzyknął zaraz potem.

- A ja jestem kurwa twoja jebana śmierć… - Wysyczała i rąbnęła go potylicą, poprawiła butem w stopę i szarpnęła napinając swoje potężne muskuły. Chciała dobyć swojego miecza i pokazać sikającemu pod wiatr, że Capitol daje rady!
Mimo dobrych chęci jej potylica trafiła w pustkę, a chwyt pozostawał zbyt mało swobody aby mieć możliwość wyrwania się. Jednak jej wysiłki zostały w pewien sposób nagrodzone. Poczuła silne kopnięcie pod kolano wymuszające przyklęknięcie. Ułamek sekundy później seria z karabinu nadleciała z boku gdzie ukrywał się Morris. Samuraj puścił Ariel, aby w ostatniej chwili odbić pociski trzymanym w lewej dłoni Wakizashi. Mężczyzna musiał zdawać sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znalazł gdyż moment później odskoczył w zarośla.

Ariel dobyła swojego miecza i rzuciła się za nim w krzaki krzycząc.
- Stój żółty tchórzu i walcz jak przystało na prawdziwego kitajca!! - chciała go wyprowadzić z równowagi… Choć obecnie to chyba bardziej była wyprowadzona ona…
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172