|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-09-2022, 11:38 | #81 |
Reputacja: 1 | John John odskoczył do tyłu by mieć czysty strzał i widząc, że dowódca mrocznych stworów padł, posłał serię w klatę Templariusza, który wcześniej miał czelność odtrącić lufę jego karabinu. Miał zamiar posłać go so niebytu jak najszybciej się dało. Dobrze wymierzona seria trafiła w górną część korpusu Templariusza, którego zaatakował Morris. Pociski wgryzły się w łączenie blach. Siła uderzenia popchnęła przeciwnika w bok. Zginął zanim uderzył o kamienie. - Ariel, masz za mało rąk, kto ma kogo łatać?! - Wydarł się Sliver. Wolał uniknąć pakowania swoich do worków, jeśli tylko się dało. Shania September widząc, że szef padł posłała dwa strzały w łeb zastępcy. Dwie serie zadzwoniły o pancerz Najwyższego Templariusza. Jeden z pocisków przebił hełm, ale przeciwnik nie padł. Anna Kobieta z trudem utrzymywała pozycję siedzącą do której ją postawiono. Oddychała ciężko. Piekło. Szczypało. Ból podobno był sprzymierzeńcem, który informował rannych że jeszcze żyją, ale to jakoś nie napawało jej optymizmem. Sześć lat w Lwach i dziesiątki misji bez postrzału, a tu... Free Marines. Nie chcąc ryzykować dodatkowego uszkodzenia sobie prawej ręki, przełożyła karabin chwytając go w lewą. Był ciężki, ale przez chwilę udało jej się go unieść. Miała zamiar wycelować w Karaka, ale gdy to zrobiła zorientowała się, że go tam nie ma... Leżał na kamiennym podłożu, najwidoczniej ubity. Rozejrzała się dookoła, półprzytomnym wzrokiem. Ostatni żyjący Templariusze nie zważali na śmierć sojuszników czy nawet Karaka. Zaciekle atakowali nadal. Jeden z żołnierzy Bractwa padł na ziemię z raną brzucha, a drugi zaszarżowany przez najwyższego Templariusza stał krwawiąc z prawie każdego miejsca swojego ciała, ale nie dawał za wygraną.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
14-09-2022, 20:50 | #82 |
Reputacja: 1 | Morris szedł za ciosem. Skinął Johnowi głową w formie podziękowania za wsparcie i skoczył do najwyższego Templariusza. Ciął dwa razy, ale tylko jednym z ciosów był w stanie niegroźnie przebić pancerz wroga. September z uporem maniaka brała głowę szefa templeriuszy na cel. Jedno dobre trafienie… I właśnie je dostała. Pocisk wszedł idealnie w hełm. Najwyższy Templariusz przestał stanowić zagrożenie. - Mógłbyś w końcu zdechnąć? - John wysyczał przez zaciśnięte zęby, starając się zrobić z klaty dowódcy templariuszy tarczę strzelniczą. Widząc, że Najwyższy Templariusz właśnie zginął z rąk Shani, John zmienił pozycję aby sierżant nie zasłaniał mu ostatniego przeciwnika. Nacisnął spust M606 i korygował ogień w trakcie jego prowadzenia. Trafił w pierś przeciwnika i ciągnął serię w górę. Broń miała duży odrzut, ale on miał wystarczająco siły aby utrzymać ją w ryzach. Długa seria weszła jak w masło i wyrwała dziury w napierśniku i hełmie ostaniego wojoniwka Ilian. Wyglądało na to, że jest po wszystkim. Ariel jak tylko skończyła opatrywać Rossa biegiem ruszyła w kierunku Anny przy której stał mistyk. Coś jej wstrzyknął nie bardzo wiedziała co, więc gdy tylko dobiegła w pobliże krzyknęła. - CO DOSTAŁA!?? Ariel rzuciła się do analizy obrażeń i priorytetyzowania opatrywania obrażeń. Szybko też rzuciła wzrokiem dookoła w poszukiwaniu strzykawki odrzuconej przez mistyka… - Dostałam postrzał, serią cholera - z trudem wydusiła z siebie Anna, średnio kontaktując z rzeczywistością i missinterpretując pytanie. - To tylko Stim - odpowiedział Mistyk ruszając biegiem w kierunku leżącego Inkwizytora. Zdjął mu hełm, a potem zaczął odpinać napierśnik. Chciał jak najszybciej dostać się do rany, która była najpoważniejsza. Ariel skinęła mu i zabrała się za opatrywanie Anny, później ruszyła w kierunku inkwizytora. Koniec walki. Gdy wszyscy byli zajęci opatrywaniem rannych lub trzymaniem warty, na środku kamiennego kręgu pojawił się biały obrys w kształcie prostokąta. Był widoczny tylko z pewnej perspektywy, bo była to płaska figura zawieszona w trójwymiarowym świecie. Po chwili obrys wypełnił się czernią. Nie była to ciemność. Wyglądało to jak czarne światło. Powierzchnia prostokąta jakby falowała i wyłoniła się z niej postać. Towarzyszyło jej uczucie duszności. Jakby zaczęło brakować powietrza. Nikt jednak naprawdę się nie dusił, a wrażenie było tylko psychiczne. Każdy kto był świadom pojawienia się jej wymierzył w nią broń i nacisnął spust. Postać rozmyła się tak jak miraż na Marsie. Pociski uderzyły w portal i wniknęły w jego powierzchnię, a on zaczął zanikać w taki sam sposób w jaki się pojawił. Gdy zniknął okazało się, że nigdzie nie widać ciała Karaka. September zakleła. - Jednak z tym obcinaniem głów, to dobry pomysł. Teraz poskładają tego zasrańca do kupy. Dobra, sierżancie, rozumiem że zakładać ładunki? - Wypierdolić w kosmos co tylko się da - odpowiedź Morrisa była jasna i konkretna. September wzięła porzuconą skrzynię z materiałami wybuchowymi i zaczęła pracę. Trochę była zła na McBrida, po cichu liczyła na zdjęcie drugiego nefaryty i to w ciągu tygodnia. Ale zawsze była nadzieja że pojawi się trzeci… Ariel zakładała opaskę uciskową na ramieniu Dekurion. Kobieta była blada, straciła sporo krwi… Ariel podeszła do odciętej dłoni i ją również opatrzyła. Cholerna dżungla jeśli mieliby lód możę by jeszcze.. Hmmm… Zastanowiła się chwile po czym wyciągnęła stazę. Delikatnie nastrzyknęła możliwie dokładnie całą kończynę, szczególnie okolice dłoni. Może da się ją jeszcze przyszyć… Dopiero wtedy ruszyła w kierunku lżej rannych. Ta dżungla nie należała do łagodnych miejsc, Ariel doskonale pamiętała trujące obszary. Nie brakowało tu zarodników, bakterii i wściekłych małp. - Nie odpływać panowie i panie. Tu się trzeba posklejać i wyjebać to wszystko w kosmos. Bo z tego co słyszałem i widzę, to się w klub brydżowy zamienia. - Krzyknął John czyszcząc ręce ubabrane w dla odmiany nie swojej krwi. Jeszcze przed chwilą opatrywał poszatkowaną klatę, kładąc najpierw warstwę folii zanim założył zwykły opatrunek, żeby uszczelniła zapadnięte płuco. Krew z pęcherzykami wyglądała nieciekawie, ale przynajmniej udało się nieszczęśnika z bractwa nieco połatać. Miał szanse dotrzymać do czasu otrzymania pomocy na sali operacyjnej. Po tej całej akcji z nagłym pojawieniem się lasencji na usługach Mrocznej Harmonii, Christopher zaniechał pomysłu schodzenia z drzewa. - Pozostaję na pozycji - zgłosił McBride na radiu do Morrisa. Piekły go rany na klacie, ale nie było to coś czego się nie dało "rozchodzić". Usadowił się wygodniej na gałęzi i z bronią wycelowaną na środek ołtarza, czekał na kolejną niespodziankę ze strony Legionu. Anna cierpiała. Był to nie tyle jej pierwszy postrzał, ale cała ciężka seria, która na dobrą sprawę mogła ją zabić. Uniki w ogóle się nie sprawdziły - powinna była rzucić się z punisherem na wielkoluda, wtedy by jej nie postrzelił. Teraz powinna być ewakuowana. Każdy ciężko ranny jest ewakuowany w pierwszej kolejności. Niestety nie mogła, gdyż ich helikopter został zestrzelony. - Guardian, nie wybuchł. Piloci pewnie żyją. Trzeba ich uratować. Weźcie Pinetree - nadal oszołomiona Anna mówiła z trudem, często zaciskając przy tym zęby. - Co z ładunkami? Mogę pomóc - dodała od razu. - Dobra, masz montuj zapalniki, ja to przenosze i zamontuje w punktach. - September położyła garść zapalników i ładunków koło Anny. - Dziewczyny, nie strugajcie mi tu debilek, mnie nic nie drasnęło, poprzenoszę wszystko, wy posprawdzajcie połączenia po mnie. - John z jednej strony rozumiał chęć wykazania się, bohaterskość i heroiczną głupotę, z drugiej faktycznie najlepiej trzymał się na nogach. - Mogę podłączać, dam radę - powiedziała Anna, przecierając łzy lewą ręką, aby odzyskać dobrą widoczność. Zaraz potem tą właśnie ręką zaczęła uzbrajać ładunki wybuchowe. - Panie sierżancie. Nie chciałam tak nawalić - Purna starała się pozbierać, ale źle znosiła postrzały. - Nawaliłabyś jakbyś trafiła do worka. Ktoś inny mógłby oberwać zamiast ciebie i nie mieć tyle szczęścia. Nie trzeba nam głupiego bohaterstwa, ale nie ma lepszego chrztu dla Marine jak oberwać i wyjść z tego cało. - Morris starał się ją pocieszyć w swój specyficzny oschły sposób. - Tak panie sierżancie - kobieta w typowo wojskowy sposób zameldowała przyjęcie uzyskanej wypowiedzi do świadomości. Ariel po skończeniu opatrywania rannych załadowała świeży magazynek i powiedziała. - Trzeba mi jeszcze jednego ochotnika trzeba wywalić zwłoki poza ten przeklęty krąg i poodrąbywać im łby. - spojrzała przy tym niepewnie w stronę braci mistycznej. Złożyła ciała wrogów na jeden stos. Poległych ze strony Capitolu na drugi możliwie odległy. - Dobrze - Cortez pokiwał głową widząc inicjatywę medyczki. - Zabierzemy ich ze sobą. Zasłużyli na kremację i godny pochówek. Z południowego wschodu dobiegł ich odgłos jakby coś przedzierało się przez gęstwinę. Po chwili wyłoniła się z niej para pilotów idąca chwiejnym krokiem. - Wezwaliśmy wsparcie. Powinni być tutaj za piętnaście minut. Guardian zabierze rannych, a Condor spróbuje wydobyć wrak z drzew - zakomunikowali nie czekając na wyjaśnienia. |
22-09-2022, 17:34 | #83 |
Reputacja: 1 | Cortez co kilka minut próbował nawiązać łączność z wezwanym wsparciem. Po około dziesięciu minutach w końcu mu się udało. - Mówi Lord Mystic Cortez. Sytuacja opanowana. Wróg wyeliminowany. Mamy rannych. Możecie podejść do lądowania na terenie ruin. Zachowajcie ostrożność przy obniżaniu pułapu w obrębie koron drzew. Gdy kolejny Guardian wypluł z siebie oddział piechoty, ich sierżant został przywitany przez Corteza. Wymienili informacje, po czym dowódca piechoty skinął przyjmując do wiadomości wytyczne. Na pokład śmigłowca trafili wszyscy członkowie oddziału Bractwa. - Purna, McBride, Harrison! Pakujcie się! - Morris wskazał na śmigłowiec. - Doe! Ty też. Zabierz na Fulcrum Rossa - September! Razem z Silverem skończycie z ładunkami, a potem zaprowadzisz nas do motorówki. Wrócimy po swojemu - dokończył wydawać dyspozycje. - Ruchy! Dopiero po tym rozkazie Christopher przewiesił karabin i klnąc za obolała klatkę piersiową, zszedł z drzewa. Zrobił to ostrożnie, żeby przypadkiem do listy bólu nie dołożył sobie na przykład złamanej nogi. Wkrótce dołączył do osób zebranych na placu gdzie wylądował nowy śmigłowiec. Nie mogąca iść ani wstać samodzielnie Anna, musiała zaczekać aż ktoś ją zapakuje do śmigłowca. Ale nie siedziała po próżnicy, tylko chcąc się jak najbardziej przydać kontynuowała montowanie zapalników. Ktoś mógłby powiedzieć, że miała przy tej robocie dwie lewe ręce, ale faktycznie rzecz biorąc aktualnie miała tylko jedną. Mimo to robiła postępy w montowaniu. September chwile odprowadziła wzrokiem helikopter potem wróciła do roboty. Zaciskanie spłonek na kablach poszło szybko, robiła to mechanicznie, w zasadzie o tym nie myśląc. Potem była bardziej kreatywna praca, umieszczanie ładunków. Wykuwanie dziur, korzystanie ze szczelin, kopanie dołków. Zeszło się ze dwie godziny, potem połączyć to plątaniną kabli… na koniec kucnęli na skraju lasu za drzewem i uroczyście przykręcili kable do detonatora. - Na trzy… - powiedziała September i nacisnęła detonator zanim ktokolwiek zdołał po niego sięgnąć. Może i nefaryta jej się urwał, ale przynajmniej jego kwadrat zdemolowała. John po tym jak rozmieścił ładunki tam gdzie jego towarzyszki broni nie mogły, bo były zbyt poobijane, by to dobrze zrobić, miał pewność, że wszystko ładnie i czysto pierdolnie w hymnie dla Duranda. Nie pomylił się, sonata na parę kilo plastiku brzmiała gładko, prawie jakby prowadzili firmę wyburzeniową i pozbywali się jednego ze starych budynków. Pokiwał głową z uznaniem za plecami September. Załadowany po brzegi Guardian wzbił się ponownie w powietrze, a trójka pozostałych Marines obserwowała jeszcze jak wojska techniczne z Condora przymocowują stalowe liny do wraku śmigłowca. Akcja zakończyła się sukcesem. Potężny silnik transportowca wyrwał maszynę z łap dżungli i odleciał w kierunku Elwood. *** Droga przez dżunglę zleciała raz dwa. Nawet małpy trzymały się z daleka, ograniczając się do obrzucania odchodami nieznanych im marinsów. Od widzianych wcześniej trzymały się z daleka, a na ruch bronią reagowały w zdrowy i wróżący im przeżycie sposób. Mgłę musieli omijać nową ścieżką, najwyraźniej wiatr zdołał ją przesunąć nawet między drzewami. A może sama wędrowała w poszukiwaniu ofiar? W końcu wyszli na plażę, a tam o dziwo wciąż znajdowała się motorówka. - Już miałem wątpliwości czy dobrze ją zabezpieczyliście - Morris pokiwał głową z uznaniem. - Mamy czym wracać. Silver. Pokaż co potrafisz. - Przecież szliśmy wtedy sami, nie miał kto nas ratować, bo pan wylegiwał się w łóżku, musieliśmy ją zabezpieczyć. - odparła September podając wiosło Silverowi - masz, zgubiliśmy kanister z benzyną. - No to dobrze, że przynajmniej wiosło zostało i z półtorej pary sprawnych rąk na oddział. - Sarknął John, biorąc wiosło. Przynajmniej mieli z prądem, płynąc pod prąd bez silnika, mogliby tylko pomarzyć o dotarciu na miejsce przed kolejną epoką lodowcową. Marine poczekał aż wszyscy się załadują, przed zepchnięciem łodzi do wody i skierowaniem jej na główny nurt. Co prawda byli tu bardziej odsłonięci, ale z drugiej strony, płynęli szybciej. Gdy już Silver się spocił, September uchuchomiła silnik. - Nie mówiłam, że skończyła nam się benzyna w baku. Morris bardzo zainteresował się czymś w oddali odwracając twarz od dwójki Marines, ale nadstawiał ucho na rozwój wydarzeń. - Wiedziałaś, że robią je tak, żeby dało się nimi wiosłować i trzepać tyłki jak trzeba? - Rzucił John wskazując na wiosło, jakby to było wysoce zaawansowane technicznie narzędzie. - Takie zabawy między członkami oddziału są zakazane przez regulamin. - odparła September. - Który regulamin? - zainteresował się Morris. - Nasz. Paragraf 8, punkt 3: zabrania się nawiązywania relacji cielesnych pomiędzy członkami oddziału. Dalej jest o utrzymaniu morale itd. Może wprowadzili aktualizację odkąd pan sierżant tu trafił. - odparła Shania. - A ten - przytaknął sierżant. - Tyle, że wiosło chyba nie podpada pod kontakt cielesny. Podobnie jak pompki z dopalaczem. Zresztą tego typu relacje zawsze mają na celu podnoszenie morale, a nie ich obniżanie. - To by ewidentnie podeszło pod molestowanie - zachichotała Shania. - Znowu? Poza tym, jak przez spodnie, to nawet nie naruszenie nietykalności cielesnej. Dwa, zapominasz o wszystkich gwiazdkach przy paragrafach, tych, które mówią, że nie obowiązuje gdy. - Wyszczerzył się Sliver. - Silver, jesteś białym, hererosekzualnym facetem w wieku produkcyjnym, dlaczego uważasz, że masz jakieś szanse w sądzie przeciw kobiecie? - spytała Shania, trzepocząc rzęsami. - Rozgryzłem system. - Powiedział John plując przez ramię do wody. - Wystarczy powiedzieć, że była kultystką wszystko się stało za jej namową, a teraz próbuje wrobić niewinnego obywatela. Sprawę przejmuje sąd kościelny. Powodzenia z pięknymi historiami na tamtym przesłuchaniu. - John zatrzepotał rzęsami. - No i skąd wiesz, że hetero? - Mężczyzna usadowił się wygodniej, z M606 przełożonym przez ramię. - Oho! - włączył się Morris. - September czyżbyś pochodziła z tradycyjnej rodziny z Hope na Marsie? Farmerka od pokoleń zajmująca się bydłem? - parsknął dając do zrozumienia, że się nabija. - Przecież my nawet kibel i prysznic mamy wspólny. Teraz w sądzie liczy się tylko kasa, prawnik i to po której stronie stoi opinia publiczna. Kojarzycie tą niedawną sprawę dwójki rozwodników o zniesławienie. Wszystko poszło w media i to praktycznie ludzie zdecydowali kto wygra. - Gdybyś nie był hetero nie chciałbyś się bawić ze mną tym wiosłem - September mrugnęła do niego zalotnie. - Kto powiedział, że tylko z tobą. - Odparł trzepocząc rzęsami John. - Żeby życie miało smaczek. - Jasne, John pieprzył trzy po trzy, ale poza obserwacją brzegów i wody nie miał za wiele do roboty. - Jest tu tylko sierżant, ale w twoim wypadku chyba będzie trzymał się regulaminu. - No co poradzić. Natomiast seksualizacja wiosła, ech te baby, a potem dziwią się, że rozmiarówka poza skalą. - Pokręcił głową Sliver i wrócił do obserwacji otoczenia. Morris nie podjął już tematu, który urwał się aż do powrotu do bazy. A powrót dłużył się wszystkim niemiłosiernie. |
29-09-2022, 09:56 | #84 |
Reputacja: 1 | Lądowanie na Fulcrum było jak dejavu dla “starszych” Marines. Zabawne uczucie. Chris i Doe odbyli tylko dwie misje więcej niż nowoprzybyli Purna i Silver, ale czuli się jak weterani. Scott i jego ludzie jak ostatnio wyszli na lądowisko i pomogli zabrać rannych do lazaretu. Różnica była taka, że tym razem nikt nie został odesłany na Torkertown czy Elwood. Ariel uparła się by zostać i pomóc Scotowi przy opatrywaniu rannych. W krótkich rzeczowych słowach opisała stan rannych. Najgorzej wyglądali Harisson i Ross obaj dopiero co parę dni temu wyszli z Lazaretu, a już tam wrócili. Scot martwił się, że pootwierają się im rany i może dojść do krwotoku wewnętrznego. Szczególnie u Rossa z jego obrażeniami klatki. W jego lewym płucu zbierał się płyn. Chwilę potrwa zanim wróci do czynnej służby. Z Anną było chyba najgorzej. Stim szybko przestawał działać i ciało marine poddawało się ranom i cierpieniu. Pociski poszarpały prawą dłoń i pierś. Jeden minął aortę o centymetr może dwa. Drugi utkwił w kości promieniowej. Dużo szycia dłubania i oczyszczania ran. To była mroczna harmonia już po raz kolejny. Scot nic nie mówił, ale zaczynał się obawiać. Ariel zresztą też. Widziała już kilku mutantów stworzonych przez mroczną harmonię. Im bardziej wystawiali się na działanie tego cholerstwa tym więcej ryzykowali. Dopiero gdy upewniła się, że wszyscy członkowie jej oddziału zostali zaopatrzeni, również ci, którzy przybyli motorówką stwierdziła, zę jej służba dobiegła końca… Na dzisiaj… Usiadła na ziemi przed namiotem oparła się plecami o niewielki nasyp i wyciągnęła papierosy. Zapalniczka od ojca trzasnęła i po chwili z ust uniósł się kłąb dymu. Ariel z nieobecnym wyrazem twarzy obracała bezwiednie zapalniczkę co jakiś czas ją zapalając i gasząc. McBride początkowo chciał udać się ze śmigłowca, prosto pod prysznic, ale adrenalina wywietrzała mu z krwi i przypomniał sobie, że oberwał. Razem ze wszystkimi udał się do lazaretu. Jego stan w porównaniu z resztą nie był najgorszy, więc musiał poczekać na swoją kolej. I nie narzucał się medykom ze swoją osobą. W tym czasie bez emocji przyglądał się ich pracy. *** Purna, Ross i Harrison zostali zatrzymani w lazarecie, a reszta dostała pozwolenie na powrót do swojego namiotu, ale z zaleceniem oszczędzania się. Po 30 godzinach Anna odzyskała przytomność i wszyscy pozostali Marines zostali wypisani z lazaretu. Harrison był najbardziej pokiereszowany i miał niesprawną rękę. Z Purną było nieco lepiej, ale musiała uważać żeby nie pozrywać szwów. Ariel zabrała się za podstawowe czynności obozowe. Czyszczenie broni, ciuchów i całego sprzętu. Gdy odespała swoje udała się do kwatermistrza by odnowić zapasy. Czuła, że obecne tempo pracy w tym obozie nie zwolni… A skoro zainteresowało się tym Bractwo… lada chwila może się tu zjawić i wierchuszka capitolu z dodatkowymi oddziałami. Spróbowała wydębić jakieś piwo na szeroki uśmiech bohatera i z racji tego, że miała odpoczywać postanowiła popływać… Chris ją już raz wyciągał spod wody, pora powalczyć ze złymi nawykami. Gdy znalazła się na powrót w namiocie obrzuciła pokiereszowanych uważnym spojrzeniem. Po czym rzuciła: - Idziemy na plażę? Mniej ranni mogą pływać ci bardziej będą odpoczywać. Christopher, który do tej pory czytał sobie manual do Guardiana, pożyczony od ekipy mechaników, leżąc na swojej pryczy teraz spojrzał w kierunku Doe, na chwilę odkładając swoją lekturę. - Ale ty, Shania i Anna macie spakowane bikini, prawda? - zapytał z powagą w głosie. - Ja pasuję z opalania. Mam tyle opatrunków, że potem białe miejsca by głupio wyglądały - odparła wyraźnie niezadowolona Anna, leżąc na swojej pryczy. - A daleko mamy do plaży? Muszę oszczędzać nogę - powiedziała, niepewna czy może sobie pozwolić na dłuższy spacer. Ariel spojrzała na Chrisa spojrzeniem zarezerowanym dla pacjentów zadających głupie pytanie i powiedziała. - Mam spakowane ale poczekam aż słońce nieco bardziej wyjdzie. - patrząc na to, że słońce pomału zachodzi, przyjdzie poczekać pewnie z pół roku…- Ale jak masz ochotę popływać zapraszam. - Tak, tak, już mi Anna wykład o wschodach i zachodach zrobiła - Chris przewrócił oczami na odpowiedź Doe. - Ale wiesz, że w bikini będzie ci wygodniej pływać? Na razie, na czas rekonwalescencji możesz sobie darować pluskanie w pełnym rynsztunku - dodał i spojrzał na Purnę. - Zależy której. Do obozowej jest rzut beretem, ale do tej co szkoliłem ostatnio resztę ze strzelania to już chwilę trzeba się przejść. Tam na pewno jest spokojniej i więcej cienia, bo drzewa blisko wody rosną. W razie czego jakoś tam zatargamy cię we trójkę z Silverem i September - wymienił tych którzy nie oberwali w misji, a on sam już praktycznie nie dawał po sobie poznać, że jakkolwiek ucierpiał w ostatnim starciu z Legionem. - Dzisiaj tutaj, jutro pójdziemy na strzelnicę - Ariel rzuciła tonem jaki przywykł jej z roli pełniącej obowiązki… Jak zawsze załapała po chwili że znowu palnęła głupstwo…- A zresztą - machnęła ręką… Stwierdziła że nie będzie robić z siebie dłużej pośmiewiska zabrała swoje rzeczy i ruszyła na plaże popływać. Później musiała jakoś wydębić jakieś zabezpieczenie medyczne do alternatywnej bazy w dżungli. - Ja sobie pomoczę nogi, jakby mnie naszła poważna ochota na pływanie, trzaśnijcie mnie po łbie. - Powiedział John leniwie. - Przyjąłem zamówienie - odpowiedział mu z rozbawieniem McBride i wstał ze swojego łóżka, zostawiając manual na poduszce. - Chodź Purna, pomogę ci dokuśtykać na miejsce. - Dzięki - odparła Anna, ostrożnie podnosząc się z miejsca i sięgając po kule. Szum fal i widok na bezkresny ocean zawsze ją relaksowały, więc miała świadomość że taki wypad dobrze jej zrobi, nawet jeśli obejdzie się bez pływania. Ariel wróciła na plażę w swojej przydużawej koszulce Capitol Army. Zrzuciła ją odsłaniając swoje ciało poorane bliznami, niektórymi świeżymi innymi starszymi. Miała na sobie dwuczęściowy strój kąpielowy, który mógłby być nazwanym rozbudowanym bikinii, ale miał charakter bardziej sportowy niż plażowy. Zostawiła broń pod opieką innych marine z oddziału i sama wskoczyła w morską wodę. Pamiętała jak bardzo dało jej popalić próba dopłynięcia do brzegu w pełnym rynsztunku. Wiadomo, takie pływanie jak teraz to nie to samo. Ale też rany dopiero się zagoiły i wolała się nie przeciążać, nie dowierzała do końca temu magicznemu hokus pokus i wolała nie przeciążać się. Odpłynęła kawałek zrobiła parę wydumanych długości i wróciła zdyszana na plażę. Anna tymczasem przycupnęła w cieniu drzewa, na skraju plaży. Podobało jej się, że ich ekipa bez marudzenia zwolniła tempo marszu do jej żółwiego tempa, podczas gdy nawet ona sama była z niego niezadowolona. Na szczęście nie nadwyrężała się, a na plażę było faktycznie blisko. Zamyśliła się, gdyż widok blizn koleżanki dał jej do myślenia. Ojciec Anny też miał kilka, ale każda była pamiątką po istotnym wydarzeniu: obrona Vunderburga, bitwa na Lagunie Corvis. Jeśli i jej przyjdzie być zeszpeconą, to co powie? Przypadkowa potyczka, zupełnie bez znaczenia, a blizna bo zostali zaskoczeni i była zbyt wolna... Po prostu podajcie mocnego drinka. Christopher po zdjęciu koszuli i gdy został w samych kąpielówkach okazał się być bardzo szczupły, same mięśnie i kości obciągnięte skórą, na której trzeba było się dopatrzeć, żeby dostrzec na niej nieliczne blizny. Snajper korzystał z czasu spędzonego na plaży głównie na pływaniu w wodzie, bo nie przepadał za wylegiwaniem się na piasku w pełnym słońcu. Woda choć była raczej ciepła to i tak było w niej chłodniej niż na plaży. Z początku pływał bardziej wysiłkowo, kraulem czy żabką dla rozruszania wszystkich mięśni, a później zmienił pozycję na plecy i po prostu unosił się na powierzchni, co przy jego sylwetce też wymagało wysiłku. Trzymał się dalej od brzegu, ale miał na oku starania Ariel, by przyjść jej z pomocą, gdy przesadzi z wysiłkiem. |
29-09-2022, 22:12 | #85 |
Reputacja: 1 |
|
30-09-2022, 15:24 | #86 |
Reputacja: 1 | *** Goście z Bractwa udali się do namiotu Bella. Chwilę potem O’Reilly pobiegł w tamtym kierunku. Nie minął kwadrans gdy przez megafon sierżant Morris również został wezwany do dowódcy. Nie wychodzili przez dłuższy czas. Ze środka słychać było podniesione głosy dyskusji. Pół godziny później Morris energicznym krokiem wparował do namiotu Marines i ciężko usiadł na swoim łóżku. - Bractwo leci na Eisilę samo. Dostali koordynaty. Niech sobie radzą. Stanowisko Bella jest takie, że nas tam nie było i nie będziemy robić za przewodników. Do tego wyszło, że Otto Werner, którego załatwił McBride był Aide-de-kamp samego Marszałka Stahlera Bauhausu. To nie nasz poziom żeby dawać się wciągać w takie gierki. - Czyli co? Siedzimy na dupach w obozie? - doprecyzowała Shania. - Ha ha - zaśmiał się triumfalnie Chris, gdy dowiedział się kogo ubił w lesie przy obozie Bauhausu i spojrzał na Shanię. - Taki to się liczy więcej niż za Nekromaga - mrugnął do niej, nawiązując do klasyfikacji jaką sobie prywatnie we dwójkę prowadzili. - To tylko człowiek, nie liczy się - oświadczyła kategorycznie Shania. - Nie sądzę abyśmy siedzieli na dupach. Jak znam Bella i tak płyniemy na Eisile tylko po swojemu, ale tym razem bardziej po cichu - Morris popatrzył wymownie na Shanię. - Ja tam mogę wysadzać i po cichu, tylko trzeba będzie plastik kocem owinąć przed wybuchem… - stwierdziła September. Anna uśmiechnęła się w myślach. Kiedyś, jeszcze wczoraj, po takim tekście parsknęła by śmiechem, ale obecnie cierpiała na utratę dobrego humoru. Odnośnie wycieczki na Eisile, Purna miała świadomość że jako ranna nigdzie nie popłynie, zwłaszcza że drużyna miała już sapera. Ariel nie rozumiała tej polityki. Zapytała więc zapewne o oczywistość. - Skoro bractwo leci samo to po co my mamy tam płynąć. Na pewno inkwizycja ściągnie sobie posiłki. To pchanie palców do kontaktu… - Jak to się nie liczy!? - oburzył się Chris na słowa Shani. - Heretyk i ważniak Bauhausu, nadal liczy się bardziej - skrzyżował ręce przed sobą po czym spojrzał na sierżanta. - Czyżby chcieli nasz udział podciągnąć pod misję ratunkową po przechwyceniu wezwania o pomoc od Braciszków, którzy jak już wiemy nie poradzą sobie bez nas jak znów się temat im spierdoli? - uśmiechnął się ucieszony, że będą mieli robotę do zrobienia. - Taaa, coś mi się zdaje, że żebyśmy byli w stanie cokolwiek sensownego zrobić, to byśmy musieli być aż za blisko. - Rzucił skwaszony John, zapowiadało się na kolejny bajzel. - Dowództwo nie chce aby Capitol był w jakikolwiek oficjalny sposób zamieszany, ale chce wiedzieć co się dzieje. Zapowiada się dłuższa przebieżka - Morris zignorował sprzeczkę i odniósł się do wątpliwości Ariel i Johna. - I jeszcze mamy się w nic politycznego nie władować? No dobraaa, jakie zapasy mamy do dyspozycji i czemu tak mało? - Sarknął Sliver. Ariel nie poruszała tematu rozkazy to nie gazeta nie ma co nad nimi się rozwodzić… Wolała by się w paszcze legionu nie pchać, bo to nie dość że bolesna śmierć, to jeszcze z szansami na jeszcze boleśniejszy powrót jako chodzący truposz. - Bractwo wraca do siebie i mają się przegrupować. Na Eisilę przylecą z terenu Bauhausu i w ich transporcie. My dostaniemy się tam drogą wodną. Łączność na poziomie oddziału. Wyposażenie takie jakie jesteście w stanie unieść bez narzekania. Czas trwania zwiadu około 30 godzin. Wyruszamy za 10 godzin. Pytania? - Morris zerknął po obecnych. - Ross i Harrison zostajecie na Fulcrum. - A ja? - Spytała od razu Anna, w ramach kwestii osób poszkodowanych, które nie udających się na misję. - Ty księżniczko płyniesz z nami - odparł Morris, poważnym tonem i bez najmniejszego śladu kpiny w głosie. - Będziemy coś wysadzać? - zapytała September - Czy raczej brać amunicję i granaty na zapas? - Na pewno nie tyle co do ruin, ale kilka ładunków może się przydać - stwierdził sierżant po chwili zastanowienia. - To jak każdy poza Ariel weźmie po ładunku wybuchowym powinno nam wystarczyć. - powedziała Satember. Ariel ruszyła do namiotu by zebrać swój ekwipunek. Tym razem plecak z wszystkimi potrzebnymi zapasami. Nie kombinowała, doświadczenie nauczyło jej jednego - zawsze akcja zaskakuje i nie ma możliwości się na nią przygotować. Plecak był standardowy, lekkie zapasy, manierka, śpiwór, trochę sprzętu survivalowego. Amunicja i broń. Uzupełniła też zapasy apteczki polowej i fajek. Plecak leżał na jej pryczy a ona stała przed namiotem wypuszczając powoli dym nosem. Papierosy były paskudne ale palenie ją uspokajało….Zapalniczka ponownie zatańczyła jej w rękach rozpalając się i gasnąc w rytm powtarzających się myśli… Wytyczając ostatnie minuty do wymarszu. - Ja się dopakuje dodatkowymi magazynkami - odezwał się McBride. - Ale musimy pamiętać, że musimy być mobilni. Ty razem skrzynkami granatów nie weźmiemy. - Smuteczek, skrzynia granatów zawsze się przydaje. Ale masz rację, zobaczę, czy mają jakąś amunicje przeciwpancerną. Może się przydać jako dodatek do standardowych pestek. - Rzucił John. - Muszę pójść do punktu medycznego - powiedziała Anna zabierając swoje kule i zaraz potem wykuśtykała z namiotu... Wróciła po siedmiu godzinach, wyglądając na wypoczętą i idąc już normalnie - bez kul. *** Czas odpoczynku dla jednych był zbyt krótki, a innym dłużył się niemiłosiernie. Wszyscy o wyznaczonym czasie znaleźli się na kei gdzie zacumowana była ich motorówka. - Silver siadasz za sterem - zakomunikował Morris. - W razie czego możesz zmienić się z Purną. Gdy marines zajęli miejsca, łódź okrążyła Fulcrum od zachodniej strony i ruszyła na północ. Była niespełna pięciokrotnie wolniejsza niż śmigłowiec, ale znacznie trudniej było ją wykryć. Po godzinie wyspa docelowa była wyraźnie widoczna, a po dwóch można było dostrzec szczegóły linii brzegowej. Wtedy też zobaczyli punkt nadlatujący z północnego wschodu. Zbliżał się do tej samej wyspy co oni. Gdzieś z gęstwiny od północnej strony, w kierunku śmigłowca wystrzeliło kilka smug dymu. Po paru sekundach można było zaobserwować kilka następujących jeden po po drugim wybuchów. Trafiony pojazd zaczął gwałtownie zniżać lot, by po chwili zniknąć za czubkami drzew. Eksplozji nie było słychać. Albo awaryjnie lądował, albo wpadł do wody. Anna skrzywiła się z mieszaniną niezadowolenia i żalu. - Znajome widoki - sarknął Chris, komentując upadek śmigłowca. - Ale przynajmniej wiemy, że piloci Capitolu lepsi, bo nasi wrócili do bazy po zrzuceniu nas do wody - wspomniał nie tak dawne wydarzenia w jakich uczestniczył z sierżantem, Doe, September i własnym bratem. Ariel tylko poprawiła broń… Wolała by nie pływać z plecakiem. - Damy radę przyspieszyć i podpłynąć bliżej miejsca katastrofy? - spojrzała pytająco na Morisa on był sierżantem, a jej wrodzona skłonność do pomagania towarzyszą czasem przeważała nad zdrowym rozsądkiem. - W miejscu katastrofy mogą być siły zła. Możemy im dokopać, nie spodziewają się nas - rzekła September. - Co najwyżej kohorty - Morris się zasępił. - Wyglądało to na konwencjonalną wyrzutnię rakiet. - Jak będzie trzeba, to może. Ale wtedy w eter pójdzie od razu, że tu jestesmy i będą szukać łodzi. - Rzucił przez ramię Sliver, wypatrując w międzyczasie wirów i mielizn. McBride oparł się wygodnie o bok motorówki i wyciągnął snajperkę. Przez jej lunetę zaczął obserwować brzeg wyspy. - Sierżancie. Idziemy najpierw do wysadzonej bazy, ołtarzyka czy w kierunku gdzie wywaliło ten śmigłowiec? - zapytał Chris. - Zaczniemy od bazy, potem ołtarz. Bardziej nas interesuje kto zestrzelił śmigłowiec niż to czy ktoś przeżył kraksę. Potem kierujemy się na zachód - Morris popatrzył w tamtą część wyspy, ale odwrócił głowę bardziej w lewo bo coś przykuło jego uwagę. Na horyzoncie zamajaczyło kilka dużych okrętów płynących w kierunku zachodniego wybrzeża Eisili. - Chyba nie jesteśmy tu sami - mruknęła September, starając się zorientować czyje to statki. I czy ich zobaczyli, bo że to nikt z naszych był pewne. Shania przytknęła lornetkę do oczu. Okręty należały do floty Mishimy i płynęły w formacji bojowej. Jeden pancernik, dwa krążowniki i trzy niszczyciele. Nie była pewna czy ich łódź została dostrzeżona, ale liczyła, że wielkość oraz maskowanie stanowiło wystarczającą ochronę. NIkt na pokładzie nie wzniósł alarmu ani żadna z jednostek nie zmieniła kursu. - Coś tam macie? poza spadającymi transportami się znaczy. Gdzie zaparkować? Trzeba to maleństwo dobrze ukryć jeśli mamy mieć do czego wracać - powiedział Silver. Ariel liczyła tutaj na doświadczenie Morrisa. On najlepiej zna te wyspy i te okolice. Wśród nowych członków ich oddziału były też lwy morskie. W sprawach desantu wolała oddać się pod komendę specjalistów. Sama dla pewności sięgnęła do jednej z kieszeni swojej kamizelki i wyciągnęła stamtąd prezerwatywę, rozerwała opakowanie zębami i zabrała się za zabezpieczenie swojego sprzętu na wypadek ponownej konieczności zamoczenia się. Uśmiechnęła się przy tym do September. Dopięłą również swoją torbę medyczną upewniła się co do reszty sprzętu. - Wybrzeże czyste - zameldował McBride, a sierżant skinął mu głową na znak że przyjął do wiadomości. |
19-10-2022, 14:20 | #87 |
Reputacja: 1 |
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |
23-10-2022, 19:18 | #88 |
Reputacja: 1 |
|
22-11-2022, 14:04 | #89 |
Reputacja: 1 |
|
01-12-2022, 10:51 | #90 |
Reputacja: 1 |
|