|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-04-2019, 03:49 | #81 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
16-04-2019, 22:22 | #82 | |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 20 - Wyjazd z miasta 2054.09.14 - wieczór; pn; umiarkowanie; pogodnie; Sioux Falls, dom Skanera - Naprawdę? A dokładniej gdzie cię uwiera? - reakcją Madi na słowa i pozę kumpeli był krzywy uśmieszek jakby nie usiłowała nie roześmiać się na całego i choć trochę utrzymać ten profesjonalny ton jaki właśnie przybrała. Podeszła do tak kusząco nagiej i wypiętej kumpeli i zaczęła precyzyjniejsze badanie dotykiem aby ustalić jakie detale anatomii Lamii wymagają rozmasowania. Jej dłoń spoczęła na nagich pośladkach i nakierowywana przez instrukcje pacjentki coraz bardziej zbliżała się ku centrum. Zresztą masażystka okazała się profesjonalnie domyślna w tej ekspertyzie więc szybko doszły do porozumienia. - Ah, tutaj. No to rzeczywiście specjalne miejsce wymagające specjalnych technik i sprzętu. - ciemnowłosa miłośniczka męskich ubrań z radosnym uśmiechem klepnęła wypięty tyłek i wstała z materacu wracając do swojej torby. - Na szczęście znam odpowiednie techniki i mam odpowiedni sprzęt. - powiedziała odwracając się przodem do kumpeli i w triumfalnym geście pokazując trzymana w dłoni ulubioną zabaweczkę do przypięcia i zapięcia. Gdy doszły już do porozumienia w co i jak chcą się bawić poszło już z górki. Madi miała nawet małą niespodziankę. - To wymaga specjalnego ułożenia ciała. - powiedziała instruktorskim tonem zakładając pętle z chyba paska od szlafroka na nadgarstek pacjentki i uwiązując drugą stronę do ramy łóżka która gdzieś tam przy podłodze jednak była. - Bo to bardzo wrażliwe miejsca i trzeba być ostrożnym więc nie możesz wierzgać. - tłumaczyła cierpliwie unieruchamiając drugi nadgarstek w podobny sposób. Na koniec pod biodrami Lami umieściła jedną z poduch i dopiero wtedy uznała, że są gotowe do tego wewnętrznego masażu. Mazzi zaczynała go leżąc na brzuchu, z rękami unieruchomionymi przed sobą w ramię łóżka i elegancko wyeksponowanym do masażu kuperkiem. Potem było szybciej, mocniej i ostrzej. Madi w tego rodzaju masażu przedstawiała tą samą żywiołowość i mordercze tempo jakim popisała się w ostatnią niedzielę podczas wizyty u Betty. Bardzo solidnie i wszechstronnie zadbała o potrzeby kumpeli. Zatroszczyła się o to by jej specjalne techniki i urządzenia do masażu solidnie i żywiołowo zajęły się wszystkimi miejscami które wymagały ich interwencji. Wreszcie po kulminacyjnym momencie opadła zdyszana i spocona na równie spoconą i zdyszana kumpelę. - Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Jednak chyba jesteś robotem. Prawdziwą sex machine! - roześmiała się przez urywany oddech całując swoją sex machine w usta z tej relaksującej radości. I przewaliła się że swojej kumpeli na miejsce obok. - Jej. To teraz z tobą to mam was zaliczony prawie komplet. Bo wczoraj Val i Eve a dzisiaj ty. Ale bajer. - roześmiała się radośnie patrząc w sufit gdzie widziała pewnie własne wspomnienia z wczoraj i jeszcze raz przeżywała te właśnie zakończone. - A myślisz, że Betty by się dała? Jej jeszcze nie zapinałam. A chciałabym, jest bardzo sexy. Tak właśnie myślę, że może jej smutno, że zawsze ona kogoś a jej to nikt. Tak jak ja z tym masażem. To mogłabym jej pomóc. Jak myślisz, poszłaby na to? - postać surowej i wymagającej okularnicy wydawała się pociągać i fascynować masażystkę. No albo ostatnie do zaliczenia dziurki z weekendowego kompletu. I jakoś tak ochłonęły już na tyle, że zaczynała dominować ta przyjemna błogość i lenistwo po właśnie zakończonych przyjemnych aktywnościach. Ale Madi nie chciała jeszcze kończyć tak wcześnie tej młodej nocy bo zaczęła błądzić palcami po ciele uwiązanym do łóżkowej ramy. Z początku wyglądało to na półświadomy ruch dłoni w rytm mówienia ale nie wiadomo kiedy dokładnie przerodziło się to w porządny masaż, tym razem od zewnątrz. Zaczęło się od karku i barków Lamii i dłoni Madi które tam pracowały. Ale skończyło na firmowym masażu gdy te wszystkie jędrne krągłości masażystki oraz jej język i usta Lamia mogła poczuć na całej sobie od karku po stopy i z przodu i z tyłu. Tym razem jak dla kontrastu ciemnowłosa kumpela była łagodna, czuła i kojąca. W końcu zasnęły na materacu w poczuciu dobrze spełnionych powinności względem siebie i nieskalanym zaniedbaniem sumieniem. --- 2054.09.15 - ranek; wt; ciepło; pogodnie; Sioux Falls, poranek z Madi Ranek okazał się ciepły i pogodny. I to pod każdym względem. - Wstawaj śpioszku. - powitanie było też czule i ciepłe, połączone z miękkimi ustami na własnych. Nie było żadnych koszmarów, kaca ani innych konsekwencji. Materac był czysty i całkiem wygodny. Towarzystwo jędrne i prężne. Pogoda za oknem słoneczna i pogodna a w ciele i umyśle pozostała przyjemna pamięć po nocnych harcach na tym materacu. Nawet na niewyspanie za bardzo nie można było narzekać bo przestały większość nocy. Madi może nie czuła się u Skanera jak u siebie ale na tyle swobodnie, jak na stałego bywalca wypadało. Robiła więc za naturalną przewodniczkę kumpeli. Szybka kąpiel z już standardowo nagrzana woda przez grzałkę podpięta pod akumulator i szybkie śniadanie. - Jak kuperek? Okey? - masażystka zapytała znad swojego talerza gdy jeszcze z mokrymi włosami siedziały już na tarasie. Skaner jak na samotnika mieszkał w ogromnym domu. Okazało się za dnia, że do kuchni przylega taras ze stołem i krzesłami. Madi więc wpadła na pomysł, żeby z niego skorzystać przy takiej pięknej pogodzie zamiast kisić się w kuchni. - Masz. Jakby co to użyj tego. Można przed i po. Nawilża, regeneruje i w ogóle robi dobrze. - przesunęła po stole mały słoiczek z żelowata substancją wewnątrz. Przy dość szybkim śniadaniu prawie, że na trawie miały jeszcze okazję trochę pogadać. Madi wydawała się tryskać energią i radością. Jedynie żałowała, że kumpela musi wyjechać teraz z miasta więc się nie będą mogły widzieć. - Ale pamiętasz, że masz u nas jedną godzinę tygodniowo jako rehabilitację? A jak cię stać możesz możesz wykupić więcej. - przypomniała wesołym tonem o pakiecie usług jakie jej firma oferowała szpitalnym rekonwalescentom. Prawie gdy już miały się zbierać i wychodzić na dole pojawił się gospodarz. I w porównaniu do swoich gości wyglądał jak ruina człowieka. Zaspany i może nawet przeziębiony. Wydawał się z trudem kontaktować co i jak więc tylko się pożegnali bo Madi już wychodziła do samochodu. Skaner stanął w progu drzwi w szlafroki w postacie herosów z Marvela który go trochę odmładniał ale i nadawał trochę niepoważnego wyglądu. Pomachał im na pożegnanie gdy pakowały się do samochodu a potem odjechały. W dzień ta dzielnica wyglądała mniej mrocznie i złowrogo niż wczoraj, wieczorem gdy jechały tedy w mrok i deszcz. W pogodny i ciepły poranek wyglądała po prostu jako kolejny bezimienny fragment bezludnych przedmieść. - Zawsze jest taki zdechły o tej porze. Zwłaszcza po tych swoich cudach niewidach. Ale odeśpi to mu przejdzie. - kierowca machnęła ciemnowłosa głową w stronę domu jaki został już za nimi komentując poranny stan ich niedawnego gospodarza. Sprawnie wyjechały z podmiejskiej dzielnicy i wróciły do centrum. Madi bez trudu dojechała do starego kina a Lamia bez trudu pokierowała dalszą trasą. - No tak, studio fotograficzne. - pokiwała głową gdy zatrzymała samochód przed wskazanym adresem. Adres okazał się w ten słoneczny poranek mało zachęcająca bryła ponurego magazynu, fabryki czy jakiejś hali. Tylko kolorowa tablica reklamowa zdradzała specyfikę profesji adresatki. Cytat:
- Jedziesz z nią za miasto na dwa dni? To aż jestem zazdrosna. Tylko teraz nie wiem czy bardziej o nią czy o ciebie. - masażystka pozwoliła sobie skomentować po swojemu zamiejski wypad obydwu kumpel. - Ale mam dla ciebie a raczej dla was prezent. Myślę, że wiecie jak tego używać. A przecież coś musicie robić przez te dwa dni prawda? Tylko potem chcę zobaczyć nagrania. - kierowca sięgnęła na tylne siedzenie do swojej torby. I po chwili wyjęła swój przyrząd do wszechstronnego masażu wewnętrznego jaki testowały ostatniej nocy wręczając go swojej kumpeli. - No i powodzenia na tym wyjeździe. Wróćcie do nas całe i zdrowe. Zapłakałabym się jakbym straciła dwa takie fajne kuperki do zapinania. I uważajcie na siebie, u nas w mieście jest zwykle w porządku ale poza to różnie bywa. - ciemnowłosa pracownica “Dragon Lady” starała się ukryć niepokój pod lekkim tonem no ale w końcu chodziło o wyprawę poza względnie stabilne i bezpieczne sektory miasta. Pocałowała ją jeszcze na do widzenia i pomachala na drogę po czym ruszyła swoim samochodem. - I jakbym może nie mówiła to blondi świetnie pracuje ustami i bierze w kuperek. Właściwie świetnie bierze w każdy otworek. - zakończyła spotkanie bezczelnym uśmieszkiem. --- 2054.09.15 - ranek; wt; ciepło; pogodnie; Sioux Falls, pracownia Eve - Lamia? To ty? Coś się stało? Znaczy wejdź oczywiście. - Mazzi musiała chwilę poczekać od kiedy zadzwoniła na domofon do momentu gdy przez niego usłyszała głos gospodyni. Sądząc po tonie chyba ją obudziła albo ta niedawno wstała i była pewnie w podobnym stanie w jakim niedawno widziała Skanera. Ale taka pobudka o poranku chyba też zaskoczyła i zaniepokoiła blondynkę. Prawie od razu jednak otworzyła drzwi domofonu wpuszczając kumpelę do środka. Gdy Lamia znów wchodziła po schodach a potem podeście z kratownicy otworzyły się drzwi na piętrze i stanęła w nich blondwłosa gospodyni. - A no tak, pewnie jesteś po zdjęcia. - przywitała ją całusem i przytulasem. Była w jakimś szlafroku i z bliska jeszcze bardziej wyglądała na kogoś właśnie wyrwanego ze snu. Zaprosiła Lamię na tą samą sofę i stolika co za pierwszym razem, zanim jeszcze przeszły do sypialni gospodyni. Tym razem jednak na stole pojawił się dzbanek z jakimś kompotem. - Jej ale jeszcze nie zdążyłam obrobić wszystkiego. - spojrzała na swojego gościa przepraszająco. - Ale wiesz ile tego wyszło? Z kilka godzin nagrań. Bo dwie kamery i smartfon to właściwie trzy. I impreza trochę trwała. Ale była super! Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak z kimś bawiłam! I w sobotę i w niedzielę! A ile się nagrało! No normalnie orgazm! - wspomnienia z ostatniego weekendu wyraźnie ożywiły blondynkę bo się roześmiała i skorzystała z okazji, że wreszcie może z kimś przeżywać jeszcze raz te imprezy. No ale ponieważ właśnie nagranego materiału było mnóstwo no to jeszcze nie zdążyła go obrobić. Ale postara się na weekend już zrobić co się da. Od ręki mogła tylko zgrać te nagrania na pendrive by u Betty mogły sobie obejrzeć surowy materiał. Dlatego gdy Lamia wreszcie doszła do głosu aby zdradzić swój rzeczywisty cel wizyty gospodyni była wyraźnie zaskoczona. Zaniemówiła na chwilę. - Ale Lamia, poczekaj bo mnie się wydaje, że ty do mnie mówisz, że chcesz jechać ze mną do innego miasta. Dzisiaj? Teraz właściwie? - blondynka odruchowo poprawiła swój charakterystyczny lok na czole zerkając niepewnie na swojego gościa. Widząc potwierdzenie pokręciła głową i wstała z sofy. - Poczekaj, ja muszę napić się kawy, zjeść śniadanie bo jeszcze trochę śpię i nie wszystko do mnie dociera jak należy. - fotograf podeszła do aneksu kuchennego i zaczęła szykować tą kawę i śniadanie dla nich obu. Dlatego w końcu Lamia po raz kolejny wylądowała przy śniadaniowym stole tylko tym razem gdzie indziej i z kim innym. W międzyczasie zaś Eve jednak poukładała sobie w głowie co i jak. - No przyznam, że mnie zaskoczyłaś i miałam inne plany na dziś czy jutro. - zaczęła wgryzając się w pierwszą grzankę. - No ale myślę, że mogłabym zmienić te plany no ale pod pewnymi warunkami. - blondynka była gotowa na współpracę ale właśnie miała kilka zastrzeżeń. - No więc po pierwsze za wszystko ty płacisz. Ja daje samochód i kierowcę. Ty płacisz za paliwo, motel i w ogóle utrzymujesz mnie i mój samochód przez ten wyjazd. - zaczęła od najważniejszych spraw. - Ze spaniem chce spać w łóżku a nie w samochodzie albo pod chmurką. Bo jak wyjdzie, że jesteś żyła to się wścieknę. Mogę pójść ci na rękę z łóżkiem i zgadzam się spać w jednym z tobą. Właściwie to nawet bym wolała spać z kimś znajomym. - fotograf dalej po kolei wyliczała kolejne punkty swoich warunków przyjmując ton i pozę wymagającej klientki. - No i nie chce słyszeć słowa o moim samochodzie, o tym jak prowadzę albo jak mam jechać. Nie cierpię jeździć z drugim kierowcą za uchem. Zawsze mnie wkurzają takie osoby. - zaznaczyła to tonem nie znoszącym sprzeciwu i chyba wiedziała o czym mówi i miała już takich kłopotliwych pasażerów. - No i nieważne co tak załatwimy ale jutro na wieczór musimy być z powrotem tutaj. Jak ci nie starczy czasu to najwyżej cię zostawię i albo jakoś wrócisz sama albo przyjadę po ciebie może w piątek, może w sobotę. No ale ja muszę najpóźniej wrócić tutaj jutro. - trochę spoważniała gdy mówiła o tych terminach okienka na wyjazd w jakich musiały się zmieścić. - No i muszę odwołać jedno spotkanie, uprzedzić, że mnie nie będzie to muszę trochę pojeździć po mieście. Pojedziemy jak wrócę. Myślę, że godzina czy dwie powinny wystarczyć. To co? Może być? - zakończyła przedstawianie swoich warunków na tą podróż. --- 2054.09.15 - południe; wt; ciepło; grad; droga 90; opustoszała stacja benzynowa - No nie mów, że zaczyna padać. - kierowca o blond włosach nachyliła się ku przedniej szybie aby przyjrzeć się pochmurnemu niebu. Gdy wyjeżdżały że Sioux Falls robiło się pochmurnie ale jeszcze bez tragedii. Chmury mogły przejść bokiem albo mogło się skończyć na samym zachmurzeniu. No ale jednak nie przeszły a niebo pociemniało w złowrogą, burzowa barwę. Ujechaly jakąś godzinę, może dwie od miasta gdy obawy kierowcy ziściły się i zaczęło padać. Ale nie deszcz tylko białe kuleczki jak od styropianu uderzające w dach i szyby z denerwującym stukotem. - Nie no, nie będę jechać w czymś takim. Musimy gdzieś zjechać i to przeczekać. - fotograf odezwała się gdy nie zanosiło się, że to przelotny opad. Niebo było ciemne od horyzontu po horyzont. A ten był ładnie widoczny bo teren był płaski jak stół. Jak zresztą w większości obu dawnym Dakot. Zafrasowana Eve musiała mocno zwolnić z powodu tego gradu i rozgladała się po poboczach szukając jakiejś kryjówki w tym płaskim i pustym krajobrazie. W końcu trafiły na coś. Samochód z ulgą wjechał pod zadaszenie starej stacji benzynowej. Ta jednak była całkowicie pusta i bezludna. Eve pro forma sprawdziła dystrybutory ale oczywiście pewnie lata minęły kiedy osuszono je z ostatniej kropli paliwa. Sam budynek stacji zresztą wyglądał podobnie. Rozszabrowany pod każdym kątem i że wszystkiego co dało się zabrać a było cokolwiek przydatne. Przy tym ponurym gradzie spustoszony budynek sprawiał ponure wrażenie. No ale nie padał tam grad i było sucho. No i poza dwójką gości nikogo tam chyba od dawna nie było. Chociaż o dziwo było pomimo tej ponurej aury całkiem ciepło. Jakby w ogóle żadnego gradu nie było. Gdy znalazło się suche i zadaszone schronienie można było chodzić na krótki rękaw. - Jej. Ale syf. Mam nadzieję, że nie będzie tak padać do wieczora. - mruknęła Eve przechadzając się po opustoszałym budynku. W tej ponurej scenerii łatwo było odnieść wrażenie, że są ostatnimi ludźmi na Ziemi. Fotograf w końcu przyniosła z samochodu termos, kanapki i tortille jakie w pośpiechu zapakowała im na drogę Amy. Mogły coś zjeść na późne śniadanie lub wczesny lunch. Eve oceniła, że przejechały chyba ponad połowę. Gdyby nie ten grad to jeszcze z godzina czy dwie i byłyby w Mason City. Na takim Pustkowiu czuła się nieswojo. Niemniej starała się zachować humor i pogodę ducha szamiąc i popijając posiłek przygotowany przez Amelię. Trochę dziwnie wyglądała z kabura u pasa ale twierdziła, że na magiczną moc odstraszajaca kłopoty. Albo z drugiej strony jak ktoś nie miał spluwy na widoku na Pustkowiach to sam ściągał na siebie kłopoty. Chociaż uprzedzała, że właśnie nosi na postrach i strzelać tak naprawdę to umie fotki a nie ołowiem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | |
25-05-2019, 05:35 | #83 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HvSrrBEF7Os[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
25-05-2019, 05:36 | #84 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
25-05-2019, 05:36 | #85 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
25-05-2019, 22:33 | #86 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 21 - Mason City 2054.09.15 - popołudnie; wt; gorąco; grad; droga 90; opustoszała stacja benzynowa - Gdzie są moje majtki? Gdzie mój biustonosz? Lamia widziałaś gdzie poleciały? - półnaga blondyna z krótkimi włosami gderała chodząc boso po brudnej i zakurzonej podłodze próbując skompletować swoje zdekompletowane ubranie. Wyglądała nawet zabawnie gdy ubrudzona jak po całym dniu pracy na budowie chodziła, zaglądała, schylała się w samej flaneli ubrudzonej tak samo jak ona. Ostatecznie znalazła połowę z tej swojej zagubionej bielizny ale gdy zorientowała się w jakim stanie jest to ubranie i ona sama stwierdziła, że chyba jednak lepiej się będzie przebrać w coś czystego. Dlatego mniej więcej doprowadziła się do porządku za pomocy butelki z wodą i czystej, letniej sukienki jaką nałożyła ze swoich bagaży. - No zwariowała ta pogoda. Zobacz Lamia, jak dalej tak będzie lać to normalnie serial tu można nakręcić. - prychnęła na tą pogodową anomalię jaka ich otaczała na tej zapomnianej przez wszystkich stacji benzynowej położonej pośrodku “nigdzie” na Pustkowiach. No i nie było się co dziwić. Było ciepło. A nawet gorąco. Tak, że człowiek nawet na krótki rękaw czuł ten gorąc. A mimo to grad nadal walił w ten ziemski padół jakby chciał zbombardować do reszty to co kiedyś zostało po bombach i pożodze wojennej. Dlatego śpieszyć się nie musiały. Zwłaszcza gdy Eve uświadomiła kumpelę, że dzisiaj już nic nie załatwią w Mason City bo gdzieś w tą porę zamyka się zwykle wszelkie biura i urzędy a one właściwie dosłownie były w polu. Kierowca oceniała, że są gdzieś w połowie drogi czeka ich jeszcze z godzina drogi. Albo raczej dwie z taką pogodą. - Nie no… Jak się nie rozpogodzi przez pół godziny to i tak spróbujemy pojechać. Nie mam zamiaru spędzać tutaj nocy. Chociaż do jakiegoś baru spróbujemy dojechać. - fotograf w letniej sukience trochę chyba jednak zaczynała się niepokoić ich sytuacją. Kiepska pogoda utrudniała wszelkie działania na zewnątrz w tym podróż. Ale też minęła już połowa dnia i chociaż do wieczora było jeszcze kilka godzin to gdy było się w takim “nigdzie”, w centrum bezludnych Pustkowi, a było jeszcze trochę drogi do przejechania to można było się zaniepokoić. I widocznie blondyna radziła sobie z tym stresem i niepokojem gadaniem i robieniem zdjęć. Chodziła po stacji i robiła fotki w plenerze w jakim utknęły. Wydawało się, ze fotografowała przypadkowe rzeczy. Budynek, widok z okna, stare dystrybutory, swój samochód i swoją kumpelę. A jednak miała dryg do tej roboty by gdy pokazywała Lamii swoją robotę z każdego kadru wyzierał oddech opuszczonych, bezimiennych Ruin bez śladu obecności człowieka jeśli nie liczyć tych fotek z Lamią albo samochodem fotograf. - Dobra, trudno, jedziemy. Pomalutku jakoś dojedziemy. - Eve albo straciła cierpliwość albo nadzieję, że się wypogodzi. Machnęła ręką na to czekanie gdy minęło mniej więcej te wyznaczone pół godziny. Zapakowała się do samochodu dając okazję by kumpela siadła obok. Westchnęła, uruchomiła silnik i powoli wytoczyły się ze stacji w te gradobicie. Ledwo wyjechały spod ochronnego daszku od razu karoserię i szyby zaatakowały, małe, lodowe kuleczki. Chociaż stężenie gradu przez od początku postoju znacznie osłabło. To też chyba pomogło kierowcy w podjęciu decyzji o wznowieniu podróży. - O, chyba przechodzi… - gdy odjechały z kwadrans albo dwa wydawało się, że grad zaczyna ustępować. Rzeczywiście w końcu ustąpił. Ale zanim zniknęły ostatnie kulki “styropianu” tarabaniące o szyby o te same szyby spadły pierwsze krople deszczu. I grad płynnie przeszedł w rzęsistą ulewę. - No zgłupiała ta pogoda! - zezłościła się blondyna uderzając w kierownicę. Przez majtające się po przedniej szybie wycieraczki pojawiał się ponury, utopiony w ulewie świat pustej drogi. Prawie nie mijały żadnych pojazdów. Więc większość drogi pokonały jakby były ostatnimi ludźmi na tych Pustkowiach. Czasem mijały domy czy osady w których oknach świeciło się światło. A blondyna w letniej sukience za kierownicą rzadko przekraczała 40-kę na prędkościomierzu to jednak wydawała się zdeterminowana aby dojechać do celu. No i żeby jakoś urozmaicić sobie i towarzyszce podróż to włączyło jej się gadanie skoro już nie mogła fotografować jak na stacji. - A właśnie, bo z tym Honolulu, nie miałyśmy kiedy pogadać. - zaczęła bez żadnego wstępu gdy tak koncentrowała się na pokonywaniu zalanej kolejnymi falami ulewy drogi. - Jej, wiesz jak zgłupiałam wtedy jak mi kazałaś nagrać filmik z tymi chłopakami Steve’a? - rzuciła towarzysko i zerknęła na pasażerkę. - Znaczy samo nagranie to był świetnym pomysłem! I wyszło też świetnie! - zaśmiała się od razu gdy pewnie uświadomiła sobie jak niefortunnie dobrała słowa. - No ale wiesz, ja mówię, że idziemy nagrywać filmik a oni nic. Ja wstaję od stołu a oni nic. Ja odchodzę od stołu a oni nic! Nosz cholera! Kiedy się ruszą?! Już myślałam, że na idiotkę wyjdę jak żaden z nich się nie ruszy. Weszłam już między gości i zaczynałam panikować bo oni dalej nic! Myślę sobie, dojdę do baru i meta. Jak żaden się nie ruszy no to kicha. No! Ale na szczęście wreszcie mnie dogonili jak już prawie doszłam do tego baru! Ale mi ulżyło! - roześmiała się teraz pewnie szczerze ubawiona tamtym wydarzeniem z ostatniego weekendu. Humor jej się wyraźnie poprawił gdy myślała o czymś przyjemnym i pozytywnym. - No a potem w pokoju też było super. Zresztą, widziałaś na smartfonie. - uśmiechnęła się skromnie przypominając o smartfonowym nagraniu z tamtej przygody w “Honolulu”. - A wy co wtedy robiliście jak nas nie było? - zapytała zaciekawiona co ją wówczas ominęło. --- - Rany, ten piach mam wszędzie. Wszystko mnie gryzie i swędzi… - zamarudziła po raz kolejny bo niby się otrzepały i wyczyściły ale jednak gdzieś te drażniące ciało grudki piachu zostały irytując i swędząc jako nieprzyjemny efekt uboczny po tarzaniu się na podłodze starej stacji. - A w ogóle ta twoja Betty też jest kawał gorącej foczki. Tak w ostatnią niedzielę no to rany. Babka z klasą. I co nie powie to wszyscy się słuchają. A jak tam leżałyście sobie jak my z dziewczynami się zajmowałyśmy sobą. No jak w jakiejś loży dla VIP-ów. Naprawdę jak Królowa i Księżniczka. - roześmiała się patrząc wesoło na ciemnowłosą kumpelę obok. - A my to takie służki do zabawiania królewskiej pary. - dodała ubawiona tym dworskim skojarzeniem. - Myślałam, że ona tak tylko będzie leżeć i podziwiać. No ale jak cię potem wzięła w obroty to fiju fiu! Ma pary kobiecina, tylko pozazdrościć. No i w ogóle fajne masz te koleżanki. Jak wtedy na koncercie. Myślałam, że pewnie mnie spławicie jak już jesteście na jakiś numer ustawione. No ale nie. Zapytałam się i mnie przyjęłyście a potem w kiblu no działo się, że hej! O czekaj! Ty! Już jesteśmy! Zobacz, już prawie Mason! - fotograf radziła sobie z deprymującą aurą nawijając o wydarzeniach z ostatniego tygodnia. Dzieliła się swoim komentarzami, przemyśleniami i spotrzeżeniami a nawet planami. W pewnym momencie z tej ściany ulewy wyłoniło się nie wiadomo co ale nagle Eve przerwała swoje przemyślenia gdy okazało się, że są już blisko miasta. No ale rzeczywiście gdy przejechały pod jakimś wiaduktem to kawałek dalej zaczęła majaczyć w tej ulewie jakaś ciemna bryła miasta. I niedługo potem wjechały w to miasto. Miasto chyba było mniejsze niż Sioux Falls. Ale jednak było to miasto a nie przydrożna osada. Siatka ulic, kwartały budynków no i wreszcie większy ślad ludzkiej cywilizacji. Głównie jako światła w oknach bo ruch na ulicach i chodnikach przez tą ulewę był nikły. Niemniej w porównaniu do pustki jakiej uświadczyły przez ten kawałek od zapomnianej stacji to i tak były godziny szczytu. - Czekaj, czekaj, gdzie to się jechało… Byłam tu z rok temu… A może dwa… - Eve znów koncentrowała się na tym gdzie ma jechać. Co prawda były już prawie na miejscu ale jednak teraz było o tyle trudniej, że po drodze jechały głównie prosto skręcając na rozjazdach jedynie kilka razy odkąd opuściły Sioux Falls. Teraz zaś wjechały w obce miasto i musiały dotrzeć do konkretnego celu. - To chyba tędy. Pojedziemy do hotelu gdzie się zatrzymałam ostatnim razem. Tam powinno być w porządku. A w ogóle to te koszary są chyba gdzieś tam, na końcu miasta. Ale to już dzisiaj za późno, pozamykane wszystko. Jutro rano tam pojedziemy. - kierowca o krótkich blond włosach wskazała ręką kierunek ulicy z jakiej właśnie zjeżdżały. Tak naprawdę mogła właściwie wskazać każdą inną bo i tak widać było tylko prawie pustą ulicę gdy ulewa przepłoszyła i zmyła większość cywilizowanego życia. A poza tym miało być na końcu miasta a teraz chyba były w jakimś centrum. Tutaj widać było światło w znacznie większej liczbie okien niż na peryferiach gdy wjeżdżały do miasta. W końcu Eve zaparkowała samochód przed dwupiętrowym budynkiem z czerwonej cegły. Wyglądał na jakiś dawny urząd czy coś podobnego. Zajmował dwa skrzydła ulicy i główne wejście było przy samym narożniku gdzie budynek miał skośną ścianę. A naprzeciwko był parking. Trzeba było więc wypakować się, zamknąć samochód i przebiec przez ulicę do zbawczego i zapraszająco oświetlonego wejścia pod atakiem rzęsistej ulewy. Lało tak bardzo, że mogło przemoczyć do suchej nitki nawet na tak krótkim odcinku. Na szczęście Eve miała małą, składaną parasolkę która mogła im pomóc w tym zadaniu. --- 2054.09.15 - zmierzch; wt; ciepło; pogodnie; Mason City, Shepard Hotel No ale to wszystko było. Można było uznać za zadanie dotarcia z Sioux Falls do Mason City za wykonane. Co prawda dzisiaj już niczego nie szło załatwić ale miały niezły przyczółek na jutrzejsze załatwianie spraw. No i wreszcie mogły odpocząć po tej całej nieplanowanej podróży. Eve zapomniała czegoś z samochodu więc wróciła na zewnątrz zostawiając Lamii detale wynajęcia pokoju. Prosiła jednak by ta zamówiła kąpiel. Zanim wróciła to sierżant saperów w skórzanej kurtce czekała już z kluczem i namiarem na ten pokój. - Ojej. Zobacz Lamia. Tylko jedno łóżko w tym pokoju. Będziemy musiały spać razem. Mam nadzieję, że żadna z nas nie chrapie. - Eve przybrała minkę zaskoczonej, naiwnej blondyneczki uroczo kręcąc na boki trzymanym plecakiem gdy tak ogarniała wzrokiem ich nowe lokum. Takie średnie. W końcu tutaj spędzało się pewnie jedną czy kilka nocy obliczonej na pary i małżeństwa. Bo łóżko było tylko jedno ale podwójne. Z każdej strony nocna szafka, jakaś większa na ubrania i torby, prywatna łazienka i tutaj urok dawnego czaru cywilizacji pryskał. Bowiem co prawda był, zlew a nawet kabina prysznicowa no ale i tak człowiek współczesny był sprowadzony do poziomu technologicznego wiadra na odpadki, miski do mycia i baniaka z czystą wodą do prywatnych ablucji. Pozwalało to na przyzwoite zadbanie o twarz czy dłonie ale nie było mowy o prawdziwej kąpieli. Czyli tak jak to zwykle bywało. No i oczywiście powszechne oświetlenie za pomocą olejaków i świec zamiast działających żarówek. Czyli standard był całkiem przyzwoity. Niedługo też ktoś z obsługi zastukał do drzwi, że kąpiel jest już gotowa. --- - Jeeejjj ale fajnie… - mokra twarz o krótkich blond włosach z oznakami szczęścia i błogości na twarzy pozwoliła sobie przymknąć oczy i po prostu relaksować się zwykłym leżeniem w balii. Łazienka hotelowa też była podobna do standardów znanych ze Sioux Falls. Czyli balie albo wanny, z wiadrowaną wodą ogrzewaną za pomocą grzałek podpiętych pod akumulatory. I tak samo jak w szpitalu miejskim gdzie pracowała Betty nie ufano klientom aż tak by zostawiać im ową grzałkę do ogrzania wody. No ale woda w balii okazała się czysta, ciepła i przyjemna więc dwie przyjaciółki mogły sobie pozwolić na relaks chociaż we dwie to im trochę ciasno było. - Tak samo jak z tym byciem waszą dziwką. - nie wiadomo po jakich elipsach krążyły myśli blondynki ale jakoś potrafiła skojarzyć pozornie całkiem niezwiązane ze sobą fakty i zdarzenia. Otworzyła oczy i popatrzyła wesoło na leżącą obok Lamię. - Bo na tej stacji tak mnie wzięło. Że tak w niedzielę Madi mnie tak cudnie zapinała a teraz ty. No i pomyślałam sobie, że jeszcze cudniej byłoby tak z wami dwiema na raz. Cudnie, że się zgodziłaś. - roześmiała się wesoło i z tej radości pocałowała kumpelę w policzek. I znów karuzela myśli przetoczyła się gdzieś dalej chaotycznie zmieniając temat rozmowy. - A właśnie. A powiedz bo się tak zastanawiałam. Jak mam na sobie tą obrożę no to jestem zabaweczką. Ale umówiłyśmy się, że będę też i dziwką jak z Madi u ciebie. Ale jak będę miała i obrożę i waszą dziwką to kim w końcu będę? - popatrzyła rezolutnie na kumpelę gdy poprosiła ją o wyjaśnienie tej pozornej sprzeczności. - A tak sobie właśnie przypomniałam, że ta Tasha, bo ma na imię Natasha ale wszyscy ją zdrabniają do Tasha, no to myślę, że dobry wybór. Naprawdę sobie dziewczyna potrafi śmiało poczynać. No wiesz, nie jest z cukru i lubi na ostro. Dlatego ma takie wzięcie i dlatego myślę, że tym bardziej nadaje się do naszych celów. Ostatnio pracowała w “Neo”. Można tam spróbować ją złapać. Pójdę z tobą jeśli chcesz. Swoją drogą lubię tam chodzić. Mają świetną muzę, światła, bar no i można spotkać ciekawych ludzi. To co? Ja myję ciebie a ty mnie? - leżąca w balii blondyna mówiła swoim luźnym, niefrasobliwym tonem wymieniając uwagi na temat tancerki i modelki którą planowały poznać aby ją zwerbować do planowanego dopiero show biznesu filmów akcji. Na koniec odchyliła się bardziej do pionu biorąc w dłonie mydło i myjkę proponując kumpeli wymianę usług. --- - Ty no zobacz. Jak żeśmy zmokły, wlokły się przez ten grad i ulewę i w końcu jesteśmy na miejscu to przestało padać. - blondynka prychnęła z irytacją na tą cholerną aurę. Gdy zeszły do hotelowej restauracji aby wreszcie zjeść coś ciepłego okazało się, że na zewnątrz panuje podejrzana cisza. Nie było stukotu gradu ani ulewy dobijającej się do okien. Właściwie to szykował się całkiem przyjemny koniec dnia. Już niewiele go zostało, jeszcze z godzina, może dwie zanim zacznie się pełnoprawny wieczór ale na razie zrobiło się na niebie całkiem ładnie. Tylko na tym ziemskim padole wciąż były kałuże, błoto i strumyczki po tym gradzie i ulewie. Za to gorąc zelżał do całkiem przyjemnego nawet na krótki rękaw ciepła. - Dobra, olać tą pogodę. I tak już jesteśmy na miejscu. No ale właśnie Lamia. To jak biura otwierają dopiero rano a tu jeszcze nawet wieczór się nie zaczął to co będziemy robić do rana? W pokoju mamy tylko łóżko a mnie się jeszcze nie chce spać. - Eve popatrzyła wesoło i z zaciekawieniem na kumpelę zagryzając frytką zamoczoną w roztopionym serze jakie wcinała w ramach obiadokolacji.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-06-2019, 22:20 | #87 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
02-06-2019, 22:21 | #88 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
02-06-2019, 22:22 | #89 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |
02-06-2019, 22:22 | #90 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack 'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole The sands of time for me are running low... |