Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2017, 14:42   #91
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Gdy nastał poranek wszędzie unosił się zapach dymu, a w powietrzu można było wyczuć słodki posmak krwi. W porównaniu z napastnikami straty jakie odniosły Jaguary wydawały się być błahe. Sejan wrócił do swego “baraku” by zmyć z siebie pot i brud. Krew na rękach mu nie przeszkadzała, tym bardziej że, wszystko było robione w imię Imperium. Strumień gorącej wody spływał na jego ciało, i dopiero gdy Inkwizytor wyszedł spojrzał na świecące się panele informacyjne. To co w nich zobaczył sprawiło, że usta same mu się zacisnęły mocno, a otwarte dłonie wpiły się mocno w blat.

Ruchy Rathborne zaczynały przypominać ruchy na szachownicy, i było widać że, ruszyła się o trzy ruchy do przodu. Straty w ludziach to jedno, ale uderzenie medialne zabolało ich bardziej. Atak na siedzibę Machenko jak i ruchy skierowane przeciw Pax Behemot były odważnymi posunięciami, miały zepchnąć ich do defensywy. Odcięci od pomocy z zewnątrz i wewnątrz mieli stać się głusi, ślepi i podatni na kolejne ataki. Jethro Sejan gdy zapalał Lho, musiał przyznać sam przed sobą że, Rathborne doskonale wykorzystała swoją kolejkę. Czas na rewanż.

Powiadają że, czekanie jest rzeczą najcięższą, najbardziej wyczerpującą. I jest w tym sporo racji, bowiem każda sztuka wojenna rządzi się swoimi prawami. Rathborne uderzyła mocno, celnie licząc że, on i jego drużyna schowa się by przeczekać całą sytuację. To nie była zła myśl, ale oddawanie jej pola, a co za tym idzie stracenie znów wielu dni, nie wchodziło w rachubę. Trzeba było przegrupować się, bo innej możliwości nie mieli, lecz jednocześnie wykonać własne ruchy, które będą odpowiedzią na jej.

Nim jednak zamierzał podjąć jakiekolwiek decyzje, udał się na rozmowę ze swoimi ludźmi. Każdy miał swoje doświadczenie, wiedzę i umiejętności. A on musiał po prostu to zebrać do kupy, i ułożyć to w jedną sensowną całość.

Trochę później…. Każdy miał swoje sugestie, plany i wizję. Musiał wrócić do “siebie” przemyśleć to co usłyszał. Zasiadł w fotelu dowodzenia, i włączył wszystkie monitory na których pojawiały się cały czas informacje. Dane. Setki danych, które musiał przejrzeć i przygotować z nich plan. Dobry plan. Cybernetyczne oko Inkwizytora zaświeciło na czerwono.

W końcu plan powstał...

Pierwszy ruch. Trzeba będzie zorganizować Bazę. Jedną? Za mało. Sytuacja pokazała im że, muszą mieć możliwość swobodnej zmiany lokacji. Nie przewidział tego, że baza Jaguarów jako przykrywka może zostać spalona. Jego błąd, którego nie wolno powielać. Jedna baza, najlepiej z dala od miasta. Dżungla, dająca im swobodę ruchu, a także możliwości zwinięcia się bez problemu. Kaarel Cotant wydawał się idealnym kandydatem do tego. Tym bardziej że, to był jego pomysł. Ex-karskin miał za zadanie, wraz z Cortezem i TurboDieslem, przetransportować rzeczy. To czy użyją nowej miejscówki, czy wykorzystają któryś ze safehausów, nie miało to dla niego znaczenia. Baza miała zostać odpowiednio zabezpieczona, na wypadek gdyby znów pojawili się nieproszeni goście. Cotant jako spec od zwiadu, powinien wykorzystać swoje doświadczenie tak, by zapobiec ewentualnym najazdom czy zwiadom wroga. W końcu najlepiej korzystać ze swojej wiedzy.

Drugi ruch. Bezpieczna kryjówka w mieście. Tu, tak jak słusznie zauważył Matuzalem, nieocenioną pomocą mógł wykazać się Pan Kazik. Jego wiedza, umiejętności a także kontakty mogły stać się tym elementem tej gry, której nie przewidziała Rathborne. Także, można zaoferować naszą pomoc w rozwiązaniu sprawy z Dvortsovem. Nim powinien się zająć Matuzalem, i poszperać mu w głowie. Może, uda się uzyskać ważne i cenne dla nas informacje.
Sama kryjówka powinna mieć kilka wyjść ewakuacyjnych, a także być w dobrze ulokowanym miejscu. Ucieczka z niej nie powinna nam nastręczać zbyt wielu problemów, i nie rzucać się w oczy.

Trzeci ruch. Blackhole niech odwiedzi producentów narkotyków w dżungli, tak jak sam zaproponował. Może warto by wycisnąć z nich większą chęć do współpracy i wyjaśnić im zasady, które powinny panować. Blaine miał rację, niedopuszczalne jest by nasz przeciwnik z rekrutował kilkaset osób z faweli a my dowiadujemy się w momencie, gdy te kilkaset osób puka do naszych drzwi.

Czwarty ruch. Informacje. Dla głównodowodzącego pewne rzeczy były ważne, inne ważniejsze a inne jeszcze mniej ważne. Nie zgadzał się z Cotantem na temat “co, jak i dlaczego” Rathborne tak szybko wpadła na ich trop, to jednak wiedział że, wcześniej czy później będzie musiał się zająć tą sprawą. Teraz jednak nie było to jego priorytetem. Mleko się rozlało, i wiedział że, szukanie odpowiedzi na te pytania będzie ich odciągać od głównego zadania jakie mieli. Na to przyjdzie czas.

Ważniejsze dla niego było zbieranie innych informacji, których znaczenie mogło wiele zmienić. Najważniejszą rzeczą, było przejrzenie formacji które załatwił Cortez. Tym miał zająć się Durran. Matuzalem miał skontaktować się ze swoją komórką w Świątyni. Celem było wybadanie nastrojów w świątyni. Durran i Matuzalem mieli użyć swoich wtyczek i poszperać na temat dowódców FASF. W szczególności celem któremu warto było się bliżej przyjrzeć był Gomez Rodrigo. Jethro chciał także poznać listę tych, których uważano za “czystych” i “nieprzekupnych”. Obaj także mieli się wywiedzieć, ile rząd wie o Jaguarach jako osobnych jednostkach. Czy mieli ich rysopisy lub inne dane.

Jethro palił dalej, zapisując na nośniku pamięci kolejne rozkazy. Nie spieszył się bowiem, kolejne kroki wydawały mu się nazbyt śmiałe, ale wiedział że, bezczynne czekanie nie przyniesie nic dobrego. “Zawsze się tak zdarzy, że trzeba ponieść jakieś straty. Mała strata zaowocuje wielkim zyskiem.”

Podczas rozmowy z Matuzalemem, jego zastępca zauważył ważną rzecz. Sama Rathborne jak i jej podwładna Waldcroft musiały gdzieś operować. Idealnym miejscem wydawał się być Pałac Gubernatorski. Będąc tak blisko organów władzy, i tych którzy, wydają odpowiednie decyzje mogły wpływać na pewne wydarzenia. Tym bardziej że, ich ostatnie działania były zbyt dobrze skoordynowane. O ile atak na BD był do przewidzenia, tak atak medialny, gdzie media były pod kontrolą rządu był zaskakujący. Do tego cios wymierzony w Pax Behemot, idealnie skoordynowany z resztą musiał odbyć się na najwyższych szczeblach władzy.

Durran miał zająć się wyciągnięciem planów, nawet tych ogólnodostępnych, tak by w razie potrzeby można było dokonać infiltracji. Ryzykowne, ale lepiej być przygotowanym na wszystko.
Cotant miał zająć się zwiadem. Wiedział że, ex-Karskin będzie stawiał opór, jednak potrzebował informacji. Celem zwiadu nie było dostanie się do Pałacu, ale raczej “obejrzenie” sobie dróg prowadzących do niego, orientacja o sile pilnującej budynku i pobliskich wartowniach czy posterunkach. Liczył że, Kaarel sam oceni ryzyko i nie będzie potrzebnie ryzykował. To co zdobędzie będzie musiało mu wystarczyć. Nie zamierzał potrząsać jeszcze gniazdem węży. A sam zwiad był robiony tylko na wszelki wypadek. Obawiał się jednak że, faktycznie Rathborne uwiła sobie wygodne gniazdko w Pałacu Gubernatorskim, otoczona najwyższą rangą “urzędnikami”. A to zmusiłoby ich do ataku na “jej” terenie. Wolał więc mieć rozeznanie.

Przesłuchanie świadków. Tym miał zająć się Cortez i jeśli by potrzebowałby pomocy, miał po prostu o tym powiedzieć. Byli drużyną, i mieli działać jak drużyna.

Ruch piąty. Tutaj ruch tak naprawdę należał do EP. Sejan czekał na sygnał i informacje dotyczące spotkania, więc w tym zakresie miał związane ręce. Valeria to samo. Inkwizytor więc postanowił spożytkować czas na prywatne spotkanie z sędziwym Arbites. Trzeba było przekonać go do “sprawy” tak by zapewnić sobie ciche “poparcie” Arbitratorów.

Gdy drużyna dostanie informacje, oraz “wybieli” sprawę BD i Jaguarów wtedy będzie można szukać sprzymierzeńców. Arbites i EP to za mało, tym bardziej że, trzeba było jak najszybciej odciąć Rathborne od zasobów, które posiadała. A skoro mowa o wybieleniu to...

Ruch szósty. Kontratak medialny. Media były podporządkowane rządowi, co też utrudniało zadania. Zwykłe podrzucenie dowodów, czy to prawdziwych czy też sfabrykowanych, mogło skończyć się tym że, zanim by je sprawdzono i dopuszczono do ujawnienia mogło minąć wiele dni. A od tego zależała sytuacja BD. Byli im to winni, tym bardziej że, ich dowódca wykazał się zrozumieniem. Odcięcie ich od BD, także uszczupliło ich zasoby “ochronne” jak i zmniejszyło “siłę ognia”, którą dysponowali.

Zgodnie z sugestią Cotanta, Durran miał puścić w obieg informację o wydaleniu Rathborne z szeregów Inkwizycji. Tak samo, miał dorzucić listy gończe za resztą jej watahy, tak by dane dotarły do najwyższych władz na Farcast. Ujawnienie wydania Carta Extremis dla Rathborne, oraz informacji że, ten ktokolwiek jej będzie pomagał spotka się z karą ze strony Inkwizycji było niezłym straszakiem, tym bardziej że, Durran miał pozwolenie na ubarwienie jej “historii”. Odpowiedź jaka miała nadejść miała pokazać czy Istvowie mają w kieszeni El Kanga i media. Ten ruch miał pokazać jak wyglądają prawdziwe jej wpływy na Farcast.

Drugi akt tej części operacji był banalnie prosty. Przynajmniej w teorii. Pamiętał jak kiedyś zajmował się sprawą grupy samobójców, których ataki zawsze wymierzone były w ludność cywilną. Nagrania jakie potem puszczali w obieg, miały na celu zniszczyć morale. Podobną strategię zamierzał wykorzystać Sejan. Poświeć miał załatwić przynajmniej dwa trupy poległych Istvanczyków, i zorganizować parę ich mundurów. Sejan chciał nagrać film, gdzie przebrany w strój Istańczyka, zamierzał otwarcie grozić rządowi Farcast wojną. Wojną, która oczyści ich, tak jak oczyściła Machenko. Wojną która jest blisko i która już dotarła na miejsce.. Samo nagranie miało koncentrować się na stroju Istvańczyka, i słowach. Twarz, choć zakapturzona, miała unikać kadru celowo. Głos miał Durran zmienić za pomocą technologii. Nagranie miało zostać dostarczone do mediów.

Ruch siódmy. Plany, te zawsze się zmieniają w trakcie realizacji. Sejan upoważnił Matuzalema do negocjacji z Kazikiem. W ramach podziękowania zastępca miał zaoferować przekazanie informacji, które uzyska od Dvortsova. Także, w ramach współpracy, można było zaproponować infiltrację Syndykatu, identyfikację oraz eliminację ich dowództwa. Tym miała się zająć się Valeria.

Ruch ósmy. Pax Behemot. Dwa dni to było za mało by cokolwiek zorganizować. Spotkanie czy przemyt. Aizdar miał się wycofać, a za siedem dni pojawić się znowu. Tyle czasu powinno wystarczyć, bowiem w planach miał jeszcze spotkanie z Rodrigo Gomezem. Plan, który doprowadzić miał do tego spotkania, powoli powstawał i klarował się. Na razie jednak wszystko zależało od wyniku poprzednich ruchów.

Podczas rozmów ze swoim towarzyszami, część z nich opowiadała się za przeczekaniem i sporadycznymi rajdami, a inni za agresywnym kontratakiem. Każdy plan, pomysł miał swoje plusy i minusy. Sejan nie należał do ludzi biernych, i czekających na kolejne ruchy przeciwnika. Nie zamierzał dać się zastraszyć suce, i pozwolić jej rozciągać coraz bardziej swoją pajęczynę. To by tylko jeszcze bardziej zacieśniło pętlę, którą chciała im zarzucić na szyję. Hydrze ucina się łeb. Jeden po drugim. Trzeba było im informacji, dzięki którym mogli odcinać ją od poszczególnych zasobów. Jednak w żadnym razie nie zamierzał czekać na jej ruch. Na razie przeciw nim Rathborne rzuciła samo mięso armatnie. Ci, którzy byli prawdziwym zagrożeniem czekali na swoją kolej.

Nośniki pamięci wręczył każdemu ze swoich ludzi, by Ci zapoznali się z danymi oraz zadaniami.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-03-2017, 05:07   #92
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Walki o obóz Brutali



Końcówka. Skok. Ostrzegawcze krzyki przeciwników nasycone obawą. Dżungla sprzyjała jednak chowaniu się a nie wykrywaniu. Strzał w głowę do ciemnoskórego młokosa w munduropodobnym zestawie i lasgunem w łapach. Głowa rozbryzgła się ucinając jakieś latynoskie przekleństwo rozchlapując się na kilku towarzyszach. Na tego co był najbliższy Cadiańczyka od tyłu na kark, łysą potylicę i plecy ale ten starał się wziąć na cel napastnika wyłaniającego się nagle z trzewi dżungli. Przeszkodziła mu dziewczyna z warkoczami którą ten kopnął w brzuch przez co poleciała na łysego ze zduszonym jękiem.

Ten bez ceregieli strząchnął ją z siebie przez co przewaliła się na wiecznie gnijącą ściółkę dżungli i zdążył unieść ponownie lasguna gdy kasrkin ponownie zaatakował brzuch ale tym razem swoim monoostrzem źgając morderczo w głąb trzewi łysego. Krew trysnęła na nich obydwu ale rana choć poważna jeszcze nie była śmiertelna. Kaarel śpieszył się bo samemu na pół tuzina to nie miał czasu na finezję. Dziewczyna wrzasnęła gdy goraca jucha obryzgała ją chlupiąc z monoostrza i trzewi łysego.

Cotant puścił monoostrze i złapał łysego za bark przyciągając do siebie. Seria z karabinku przecięła plecy tamtego, przeszła przez jego płuca i rozbiła się na napierśniku karapaksu w barwach Jaguarów. - Potrzymaj! - krzyknął Kaarel popychając umierającego już łysego na strzelca w kapeluszu i strzelając z pistoletu dwa szybkie dublety w pierś latynosa w barwach wojennych. Tamten jęknął łapiąc się za pierś i opadł na kolana. Ruch! Musiał być w ruchu! Ostatni nieruszony napastnik zdołał strzelić i trafić ale mocny pancerz z doborowej, imperialnej jednostki wytrzymał bezpośrednie trafienie z broni skośnego w kamizelce choć zachwiał komandosem Jaguarów i powalił go na kolana. Pewnie by wstał ale ta powalona zdzira kopnęła go w nogę przez co upadł na kolana. Upadł w pobliżu tego pomalowanego a ten wściekle wydobył jakiś kosior i z dzikim wyciem umierającego zamachnął się na chwilowo uneruchomipnego Cadiańćzyka. Łysy z kapelusznikiem upadli na wilgotną ściółkę. W tej chwili ostatnim sprawnym na nogach był ten skośny w kamizelce wiciąż mierzący do Cotanta. Ruch!

Kaarel zasłnił przechwycił opadającą dłoń z kosiorem na ramię a drugim wbił lufę pistoletu, łamiąc zęby pomalowanego i wbijając ją mu w usta. A potem pociągnął spust. Tył głowy pomalowanego eksplodował w tym samym momencie gdy plecy Cotanta odczuły trafniena skośnego w kamizelce. Miał jednak za słabą broń by nawet bezpośrednie trafienia miały szanse przebić pancerz komandosa w barwach Jaguarów. Ten powalony przez łysego kapelusznik był groźniejszy zdołała wycelować już swoją broń nie tracąc czasu by powstać. Latina próbowała znowu go kopnąć ale Kaarel nie miał zamiaru im iść na rękę. Skoczył i owinął się udami wokół martwego już pomalowanego a jego ruch spowolnił upadek bezwładnego już ciała na ziemię. Dzięki temu wyszedł poza zasięg kopnięć dziewczyny i kapelusznik trafił ciało pomalowanego a chwile potem pistolet Cadiańczyka trafił tamtego w bark. Ruch! Śpieszył się więc celował w locie. Trafiony kapelusnzik wrzasnął coś unosząc w skardze głowę ku koronie dżungli. Ruch! Kaarel już opadając plecami na ziemię przekręcił się znowu za plecy zarzygane krwią i mózgiem pomalowanego i wystrzelił ponownie do tego skośnego w kamizelce w tym samym momencie gdy tamten przeorał pierś zabitego właśnie kumpla. Tym razem o sekundę Kaarel miał więcej czasu więs tym razem broń Cadiańćzyka trafiła w brzuch i pierś mężczyzny. Ten zawył, postąpił machinalnie krok w tył gdzie trafił plecami o drzewo i tak zamarł. Dziewczyna coś wrzasnęła. Tylk ona jeszcze była nieruszona. Sięgała po granat. A tamten któremu spadł kapelusz sapał przez zakrwawione zęby ale znów unosił broń by wycelować w przeciwnika.

- Potrzymaj mała! - wrzasnął Kaarel ciskając ciałem pomalowanego mniej więcej w stronę latynoskiej dziewczyny. Cinął na odlew by siewydostać spod niego i nie trafił bo była za daleko. Ale upadające ciało rozchlapanego krwią i bebechami na wierzchu kumpla spowodowało odruchowa reakcję gdy wrzasnęła i podwinęła nogi by trup jej nie dotknął. Ten już bez kapelusza strzelił ale ciut za późno. Kaarel był już w ruchu. Ruch! Leciał już do niego i seria broni poszła trochę nad nim. Doskoczył do niego wbijając się butami w jego żołądek. Tamten upadł na plecy, Kaarel też ale już w pobliżu był ten martwy już łysy. Czyli i monoostrze Cadiańczyka w jego brzuchu. Kaarel dobył jej i zamierzył się na tego bez kapelusza. Ten kolosalnym wysiłkiem zdołał wystrzelić w skrajnie niewygodnej dla siebie pozycji. Tego się komandos nie spodziewał. Strzał poszedł tuż obok jego głowy na moment ogłuszając go, że pociemniało mu w oczach. Ruch! Cadiańskie ramię prawie z pamięci i po omacku wykonało atak. Kapelusznik bez kapelusza ostatkiem sił zdołał złapać nadgarstek ze skierowanym ku sobie ostrzem. Ale w takim starciu nie miał szans gdy nie walczył z niepopierzonym rekrutem. Kaarel bezlitośnie zmiażdżył kolbą pistoletu krtań tamtego. Tamten zwiotczał momentalnie krztusząc się i widząc już smierć w oczach. Ta nadeszła gdy ramię z monoostrzem wyrwało się ze słabnącego chwytu i przebiło pierś mężczyzny.

- Ty potworze! - krzyknęła latina z łzami w oczach i desperacją w głosie. Zdołała już usiąć i trzymała w dłoniach granat. Ruch! Kaarel cisnął ją pustym już pistoletem i trafił prosto w twarz rozbijając jej nos. Dziewczyna na moment odruchowo zasłoniła się ramionami o ułamek sekundy opóźniając zwolnienie granatu. Kaarel dał susa w jej stronę. Zdążyła spojrzeć na niego w przerażeniu gdy monoostrze zagłębiło się w jej trzewia. Impet uderzenia ciała kasrkina i ból powalił ją z powrotem na plecy. Ale zwolniła zabezpieczenia granatu rzężąc w udręce śmiertelnej rany. Monoostrze wyrało brutalną ranę w jej brzuchu ale nie zabiło jej od razu. Cotant wbił je teraz prosto w serce dziewczyny uśmiercając ją na miejscu. Granat! Próbował wyrwać ją z jej umierających palców by go odrzucić ale ścisnęła go chwytem umierającego więc dał sobie spokój. Złapał pistolet i zerwał się w półmrok dżungli. Drzewo i drugie i stop i eksplozja charatajaca odłamkami dżunglę i drzewo za jakim dopiero co się schował. Wyjżał na miejsce niedanej walki. Ciało faceta w kamizelce właśnie osuwało się od wybuchu w wiecznie nienażartą pożywki ściółkę. Koniec.

Walki już właściwie wygasały. Ci byli ostani lub prawie. Przeładował pistolet i wrócił na dopiero co rozsnuwający się dym z eksplozji. Przeciwnicy. Ciała. Same małolaty. Pewnie biedota z faweli albo partyzanci. Kto ty nasłała tych kretynów? Na pewno nie ich przyjaciel. Cotant nie czuł żadnej satysfakcji ani dumy z walki z takim przeciwnikiem. Walczył bo musiał. Zostali zaatakowani więc się bronili. A jak się bronili Brutal DeLuxe to właśnie było widać. Bez sensu. Z początku był zaskoczony tym atakiem ale w miare jak trwał i pojawiali się co raz to nowi przeciwnicy o różnorodnym pochodzeniu czuł co raz większe zniechęcenie. Kto ich tu nasłał? To było prawie niemożliwe by tak różne ugrupowania w tym samym czasie ot wzięły sobie i wstrzeliły w te durne łby, że fajnie by było wejść pod lufy umocnionej bazy jednej z najlepszych jednostek wojskowych na tej planecie. Przecież to nie mogło się inaczej skończyć.

No może trochę, mogli mieć więcej szczęścia i uszczknąć z zasobów Brutali albo nawet Jaguarów kogoś może nawet na stałe. Ale za jaką cenę? Tak nieskoordynowany atak na oko Cotanta nie miał raczej możliwości zając bazy Brutali. Wkurzało go to. Przed chwilą pozarzynał jakieś dzieciaki. Mieli szansę stać się kimś. Na przykład służyć pod sztandarem Imperatora w jego Gwardii. Ale nie. Ktoś ich napuścił, omamił, spotkali kasrkina no i koniec. Cotant był wściekły, że musiał ich zabić. I wiedział jak się nazywa sucz która w ten czy inny sposób spowodowała tą nawałę. Pokręcił głową patrząc na pocięte, postrzelane, rozprute i posiekane odłamkami ciała.



Narada po walce



Cotant czuł zniechęcenie. Coś na naradzie głównie udzielał się sam Sejan, Matuzalem no i on sam. I często mieli dość sprzeczne opinie. Sprawa była przesądzona bo w sumie jako szeregowy członek oddziału niezbyt miał rangę dyskutować na raz z argumentami nr 1 i 2 w ich grupie którzy najczęściej przemawiali zgodnym tonem. Cóż mógł zrobić? Potwierdzić rozkaz i w sumie tyle. Nie zgadzał się z większoscią pomysłów tej dwójki. To, że mieli przeciek i to gdzieś od pojawienia się w tym systemie wydawało mu się oczywiście. Sam nie miał pomysłu jak to wyjaśnić inaczej bo nawet teraz nie przychodziło mu do głowy co jeszcze by mogli przedsięwziać dla zachowania przykrywki. Wylądować nie w obozie Brutali tylko gdzieś w dżungli? To wtedy po co ta maskarada z Brutalami i Machenko? Chuj go strzelał, żetyle wysiłku, ludzkich istnień jakie były zaaranżowane w tą maskaradę poszło psu w dupę i to w ciągu paru godzin czy dni. By zorganizować taki najazd na Brutali i to z nagonką w prasie i atakami na Machenko nawet Rathybone by te parę dni pewnie zajęło nawet jeśli miała już naszykowane półprodukty. Czyli rozpracowała ich ledwo pojawili się w systemie czy atmosferze tej planety. Całkiem kurwa szybko. Już chyba ciężko było uzyskać lepszy wynik. Namierzyła ich bez pudła gdy oni wciąż rozpoznawali teren i układ sił w najogólniejszych zarysach. Wkurwiające.

Dlatego nie był zwolennikiem aktywnej i bezpośredniej strategii jaką forsował Sejan z Matuzalemem. Fajnie by działało jakby mieli w co i kogo uderzyć. A nie mieli. Do pierwszego punktu urwania się z obozu i zaszycia w dżungli to się zgadzał. Ale dalej był zwolennikiem przyczajenia się, zapuszczenia sieci i czekania co ją poruszy czy nawet wpadnie. Wówczas tak, mogliby całą jednostką czy jej sporą częścią wpaść na interwencję i mieli w co i kogo uderzać tak jak zostali wyszkoleni. A tu nie. Mieli się rozejść jak smród po gaciach tej planety pod naszykowanym do skanu okiem heretyków. Rozdrobnieni i wystawieni na działania suczy co jak się okazało miała swoją przygotowaną bazę nie odkąd tu zwiała ale od dziesięcioleci. Zajebiście. Jaguary musiały poruszać się ostrożnie po polu minowym czujek i skanów Istvy i jednocześnie na każdym kroku mogli dostać się pod ogień jej agentów. I weź przyjmij walkę przy pokonywaniu pola minowego. A mogli poczekać by wywabić suczę i zmusić ją do działania. Przeiceż ich przeiciwk sam udowadniał skuteczność tej metody. Póki był skitrany i działał pośrednio nie mieli żadnego śladu o nim. Ledwo przeszedł do aktywniejszych działań i już zostawił jakiś ślad który dało się namierzyć. U nich to samo. Działali dotąd aktywnie i to z przeciekiem na karku to i zostawili ślad. A teraz nadal mieli trzymać się tej metody. Więc nie. Cotant nie wyszedł z tej narady zadowolony z przyjętej strategii na najbliższe dni.

Niemniej zostawła wiara i nadzieja. W końcu był tylko exkasrkinem. Nigdy nie był szkolony na stratega czy dowódcę. Patrzył przez pryzmat zwiadowcy i z perspektywy okopów i baz polowych. Może była w tej strategii jakas mądrość którą dostrzegał Sejan a on nie? Może. Może się uda. Poza tym Sejan mimo wszystko ustąpił w paru sprawach przychylając się choć częściowo do pomysłów Cadiańczyka. Podjał się zadania znalezeinie i przygotowania bazy ale jednej skoro mieli do dyspozycji aż trzech ludzi i tylko kilka dni. Na te inne bazy zostawały znane wcześniej adresy kryjówek ponoć bezpiecznych które mieli z centrali do której miała dostęp też i Rathybone albo radosna improwizacja. Pamiętał nadal ile czasu zakładali bazę "Diament" na Kapitolu w Malice. A przecież mieli mikroskopijny teren wręcz do przeszukania a i tak rozbijali się całym oddziałem a nie we trzech dla całego oddziału. Nie zostawiał więc Sejanowi i reszcie złudzeń, że w takich warunkach znalezienie jakiekolwiek innej bazy poza główną w takim czasie i zasobami jakie wydzielił mu Sejan uważa za skrajnie mało prawdopodobne.



Nowa baza



- Ląduj. Tu będzie dobrze. - Kaarel spojrzał nawybrany obiekt przez wizjer Valkirii. Widział wybrany przez siebie obiekt. Charakterystyczny stożek wulkaniczy porośnięty gęstą dżunglą. Mając do dyspozycji obszar całej właściwie planety przejrzał jeszcze raz wszystkie dostępne mapy, atlasy, przewodniki turystyczne i inne dostępne źródła wiedzy o tej planecie. I wybrał właśnie ten wulkan.

Wydawał mu się idealny. Wnętrze było na tyle rozległę, że spokojnie mogła tam lądować Valkiria. Do tego cały obszar był porośnięty dżunglą jak większość tej planety. Na dnie wulkanu prawie zawsze była jak nie chmury to mgła która pozwalała ukryć czy obóz czy pojazdy nawet tak nie małe jak ich latadełko. No i jaskinie. Długie, wielokilometrowe korytarze jakie wyżłobiła kiedyś rozpalona lawa. Rozciągały się wokół promieniście i przez ściany wulkanu i pod. I woda. Wilgotne środowisko obfitowało w wodę wszelaką i jako codzienne opady deszczu i jako liczne strumienie i nawet jeziorko na dnie krateru. I co było fajne niektórymi z tych podziemnych korytarzy też płynęły te strumienie a nawet rzeki. Wedle notatek jakie dorwał zwiadowca o tym miejscu dało się nimi płynąć aż do ujścia rzek płynących już na powierzchni wiele kilometrów dalej. To tak mu wpadło w oko jakby trzeba było spieprzać.

Najfajniejsza była jednak intruzja magmowa jakichś hematytów czy innego geologicznego syfu. Fajna bo powodowała anomalię i zawirowania odczytów czy radia czy radarów czy podobnego bajeranckiego sprżetu jakimi zazwyczaj dysponowało ropoznanie lotnicze czy satelitarne. W połączeniu z maskowaniem jakie mogli zmajstrować już sami i jaskiniami no i tymi wiecznymi mgłami na oko zwiadowcy powinno zdać egzamin dłużej niż kryjówka u Brutali.

Liczne przejścia i szczeliny w stokach wulkanu pozwalały wyjść pod jego powierzchnią z większości stron. Choć to była pewna słabość systemu bo jeśli ktoś by cos podejrzewał, że się ty jacyś goście zagnieździli mógł tyli szczelinami dostać się do środka. Ale na tak małą grupkę tak pełnowymiarowy wulkan był obiektem dość trudnym do upilnowania zwłaszcza jeśli większość z nich i tak miała przebywać poza nim. Najlepszą osłoną była sama tajemnica tego miejsca, że tu właśnie postanowiły się skitrać Jaguary.

- A my jak będziemy się porozumiewać jak tu tak radio szwankuje? -
zapytał kasrkina Cortez słysząc trzaski w eterze komunikatora gdy wyslądwali na plaży jeziorka na dnie i patrzyli jak cień Valkirii znika w mgle nad nimi a po chwili i ucichły jej silniki.

- Pociągniemy kabel na szczyt góry. Wedle tych zapisków to im wyżej tym zakłócenia słabną. Na górze powinno łapać co trzeba. A po kablu powinien już sygnał przejść bez problemu do nad na dole i od nas tam gdzieś w świat. Na Malice też tak zrobiliśmy i działało. Zesrało się ale wszystko się wtedy zesrało i to nie była wina radia czy kabla. - odpowiedział mu Cadiańczyk opuszczając w końcu głowę bo już nic prócz mgły nad sobą nie było widać.

- A jak tam było? - zapytał Cortez spoglądając na Kasrkina i też opuszczając głowę do pozycji horyzontalnej.

- Daliśmy radę. W końcu daliśmy radę. Dobra bo na trzech to w chuj roboty z tą bazą na tylu chłopa i sprzętu a i teren nie wąski. - powiedział ruszając w końcu przed siebie. Sugestie Sejana by przygotować w te parę dni więcej niż jedną bazę zlał ciepłym moczem. Jakby mieli kilka takich ekip jak ich trójka to było to w te kilka dni do zrobienia. Ale z etapem szperania po atlasach planety, zbierania danych, chociaż pobieżnego ich przeszperania osobiście i na koniec przeniesienia wszystkich zasobów do wybranego miejsca, zbudowanie jakiejkolwiek chociaż minimalnej infrastruktury bytowej, alarmowej, łączności to było w chuj roboty. No albo więcej czasu. A przecież czekało go jeszcze rozpoznanie pałacu lokalnych władz. Też pewnie nie uwinie się z tym w jedno popołudnie więc jak zgadywał ledwo skończą etap zakładania bazy i trzeba będzie drałować do stolicy.

Znalezienie drugiej kryjówki w mieście co prawda nie przypadło jemu ale też miał swoje zdanie. Był to dobry ruch. Pod warunkiem, że chata będzie stała pusta na wypadek gdyby przyszło zrobić jakiś numer w mieście. Na szczęście na razie przynajmniej nic nikt nie mówił by tam zamieszkać na stałe. O usługach pana Kazia też pozwolił sobie na naradzie o uwagę. Był tuta nie od wczoraj? Był. Był agentem znanym centrali? Był. Rathybone miała dojścia do operacji i agentury Inkwizycji na Farcast? Nie był pewny ale chyba bezpiecznie było założyć, że tak. W końcu pokasowała co chciała o tej planecie, że się nawet nikt w centrali nie skapnął póki na odprawie nie zaczęli tam grzebać nie? No. A oni podrałowali do pana agenta Inkwizycji ledwo wylądowali? No pewnie. I co? Kocioł chwila potem. Ciekawe nie? No pewnie, pewnie, sucza nie musiała o nim wiedzieć i kolo mógł być czysty. Ale. Tej całej agentury mieli tutaj dość wąsko i koleś był cih królem na szachownicy Farcast. Nikt ze znanych Kaarelowi agentów nie dorównywal mu hierarchią i możliwością. Do kogo jak nie pana Kazia mieli iść po wylądowaniu? No właśnie. Kolo nic nie sprzedał się, że Rathybone czy ktoś od niej u niego była. Więc. Więc albo jest pod jej skanem w ten czy inny sposób i tym nie wie. Albo pracuje dla niej. Bo jakby wykrył pewnie by im się wypruł. A o ile wiedział Cadiańćzyk nie zrobił tego. No ok, mógł jeszcze być uczciwym i nienamierzonym przez tą przeniknięta od dziesięcioleci przez Istvy i jej agentów planetę. Na rozum Cadiańczyka dobrze by było sprawdzić lojalność pana Kazia nim się rozkochają w jego usługach i pośrednictwie. Na przykład za cholerę nie mówić mu o prawdziwej loklaizacji ich nowej bazy w jakiej właśnie wysadziła ich valkiria. Ale można było dać coś innego i poczekać czy nie przydarzy się tam wkrótce coś ciekawego. Ale w końcu mieli w oddziale speców od takiego główkowania więc na pewno wymyślą coś mądrego na taką okazję.

Sam zaś zwiad mocno martwił Cadiańczyka. Teren był trudny. Same serce władz na Farcast w samym sercu stolicy. Pełno ludzi i mundurowych i pewnie wyższe niż na zwykłych ulicach poziom bezpieczeństwa. Dobrze, że nie musiał włazić do środka. Niemniej jednak było to skrajnie odmienne zadanie od zwykłego podchodzenia zwiadu pod przeciwnika na polu walki czy nawet na dalekim zapleczu wroga. Choćby dlatego, że skradający się palant obwieszony bronią na środku ulicy pewnie by się dość wyraźnie wybijał z tłumu. Trzeba było coś wymyśleć. Wkurzało go, że miał to zadanie wykonać sam. Ani wsparcia reszty oddziału ani ewakuacji. Jakby się posypało to widocznie miał spieprzać na własną rękę i przebić się jakoś obławie przez całą pierdoloną stolicę i chuj wie jak daleko potem. Dzięki Sejan. Aha i jeszcze, że doświadczenie zwiadowcze Kasrkina zostało wzięte pod uwagę. Mhm. Jasne. Tu by się przydał jakiś cwaniak od przebieranek czyli agent a nie zwiadowca. Tyle mówiło Cotantowi doświadczenie zwiadowcy. Był więc naprawdę wściekły gdy na naradzie usłyszał ten przydział sił i środków do zadania.

Lecąc jednak valkirią i teraz idąc po tej zamglonej plaży na dnie krateru podsumował co nieco. Była pewna szansa. Ale na pewno nie dla Jaguara. Ci jego zdaniem byli spaleni. Chłopaki nie chcieli w to wierzyć to nie, chcieli sprawdzać niech sprawdzają. Ale jego doświadczenie i instynkt oraz zwykła analiza faktów mówiła mu, że podpucha się sypła po całej linii. Nie mógł więc paradować po stolicy jako Jaguar czy choćby Brutal. Powinien się wtopić w tłum. Tyle, że nie wiedział jak wgląda ten przypałacowy tłum ale pooglądał trochę zdjęć, pocztówek z pałacem w tle, poczytał adresy firm, hoteli, kawiarni, barów i już miał jakiś obraz. Był już prawie zdecydowany udać się tam bez karapaksu jako zwykły robol w roboczym kombinezonie, turysta z prowincji, urzędas a kto wie, może jakiś cwaniak, handlarz. Handlarz bronią? O broni mógł nawijać bez problemu. I miałby pretekst by się szlajać po hotelach i kawiarniach. Chwalić się nie zamierzał a jakby połaził po ulicach w pobliżu pałacu, pooglądał z kawiarni i hoteli, poobserwował mury, bramy i warty chyba powinno się dać nie rzucać w oczy przez kilka dni. Pewnie więc zabrałby swoje monoostrze, pistolet, może jakieś granaty a i tak by to trzymał w torbie czy w pokoju mając przy sobie może pistol albo i/lub monoostrze. Nie jechał w końcu rzezać ludzi tylko sobie pooglądać widoki w stolicy. Nie widział wiec sensu brać karabin, pancerz czy cięższe uzbrojenie.

Coś czego nie był w tej chwili w stanie zaplanować to twarz. Był praktycznie pewny, że Jaguary są spalone ale nie był pewny czy ich dane i twarze również. Uważał to za jak najbardziej prawdopodobne. W końcu na miejscu konfidenta na Behemocie co by mu szkodziło podać nazwiska czy zdobyć zapisy z kamer bezpieczeństwa statku? Więc musiał zaryzykować ostro ze swoją buźką przy bramie z pocztówek ze stolicy. A facet który go wysyłał zostawał w bazie. I wysyłał go samego bo w końcu jest takim specem od rozpoznania. To czemu nie słuchał tego speca od rozpoznania jak mówił o rozpoznaniu w rozpoznawczym zadaniu? No tak. Twarz. Musiał jeszcze coś wymyśleć ze swoją twarzą. Bluza z kapturem i ciemne okulary. Choć dziwne w taki upał łazić w bluzie. Kapelusz? No można by spróbować. Bandaż? Opatrunki? W sumie mógłby nawet pozgrywać jakiegoś rekonwalescenta na zdrowotnym. Przynajmniej miał satysfakcję z tej nagonki na suczę jaką Sejan zgodził się wprowadzić. To powinno oczyścić pole wokół niej i sprawdzić z kim naprawdę się kumpluje nawet z listem gończym Inkwizycji na karku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 04-03-2017, 21:39   #93
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
"Informacja jest amunicją"

Będąc już w mieście Matuzalem musiał udać się do kryjówki Barona Kasballiki. Musiał niestety tym razem zrezygnować z półotwartej formy spotkania na rzecz całkiem utajnionej. Musiał się zbliżyć do swojego poplecznika i nawiązać z nim telepatyczne połączenie, a następnie umówić się względem paru rzeczy.

Mianowicie Matuzalem miał zamiar osobiście wziąć udział w eliminacji Dvortsova, a przynajmniej przybyć chwilę przed chłopakami Szluga, aby wyrwać mu z głowy wszystkie tajemnice jakie niepokorny gangster skrywał. A nóż któreś z nich mogły podsunąć jakieś wskazówki odnośnie Rathbone i jej kadry.
Kolejną sprawą był Amarantowy Syndykat. Starzec potrzebował paru punktów zaczepienia, odnośnie tego polowania. Wolał jak najszybciej zacząć eliminację Syndyków. Nie wspomniał jednak, że ma zamiar też i im pogrzebać w umysłach.
Potrzebne też było jeszcze więcej informacji o sieci powiązań między poszczególnymi frakcjami. Szczególnie Matuzalema interesował dowódca floty systemowej. Jako Boss Podziemia Szlug powinien wiedzieć co nieco o tej personie i dla Astropaty wiedza ta również była cenna. Musiał przygotować odpowiednią podkładkę, aby móc sprowadzić Pax Behemoth z powrotem na orbitę nad Farcast.
No i pozostawała kwestia miejskiej kryjówki. To była kolejna przysługa, za którą warto by było zapłacić czymś ciekawym. Eliminacja wyjątkowo kłopotliwej konkurencji? A może kogoś kto w rządzie mataczy Baronowi?

Matuzalem miał zamiar w najbliższym czasie zająć się tymi sprawami. Po drodze mógł również zrobić przegląd safehousów przygotowanych przez jego podwładnych. Te znajdujące się w dżungli były dla niego pewne, te miejskie... No właśnie. Wolał sam "rzucić na nie okiem", czy raczej umysłem.
Była też szansa że Siemion poda jakieś ciekawe nazwisko osoby, którą wartej zapuszczenia umysłowej sondy?
Prawda była taka, że Matuzalem bardzo łaknął teraz informacji i wiedzy o przeciwniku, a każda szansa na jej zdobycie była warta rozważenia. Szczególnie, że to wróg zadał pierwszy cios. Teraz konieczna była riposta...
 
Stalowy jest offline  
Stary 05-03-2017, 07:30   #94
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Nowe lokum nie było ani dobre ani złe, po prostu było i trzeba było się do niego przyzwyczaić.

Blackhole wziął się do roboty. Połączył swój talent taktyczny z mocą obliczeniową procesora i zaczął planować. Strefy ostrzału, strefy śmierci, rozmieszczenie pułapek, kwatery. Gdzie powinny leżeć zasieki z concertiny, lokacja punktów obserwacyjnych i strażniczych. Gdzie zamontować broń ciężką a gdzie miotającą pociski stromotorowe. Drogi ewakuacji, fałszywe lotnisko dla Valkirii z drewniano-blaszano-materiałową atrapą i prawdziwe, ukryte. Lokalizacja sztabu, baraki dla Brutali, latryny, osłony z koszy HESCO wypełnionych kamieniami. T-walle zrobione z prefabrykatów, wyrównania terenu z cementu i lokalnie dostępnego budulca. Mieli maszyny, ręce i serworamiona do pracy - nie było rady, trzeba było zakasać rękawy i się ubrudzić prostą, żołnierską pracą.

Następnie Blackhole wziął ze sobą trzech Brutali - Erica zdolnego speca od wybuchów, O'Briena zwanego Cichym - operatora broni ciężkiej i Ritę - specjalistkę w walce w dżungli i udał się do dżungli na tereny kartelu.

Patrol Boat River wyposażony w dwa karabiny maszynowe płynął nieco z przodu, chroniąc wypełnioną towarem barkę przed atakiem. Lufy wymierzone były w potencjalnie czające się na brzegach niebezpieczeństwo. Było to najbardziej racjonalne przedsięwzięcie, w końcu w zielonym gąszczu najłatwiej było się ukryć agresorom a w przypadku nieudanego ataku, zawsze była możliwość ucieczki. Problem żołnierzy kartelu polegał na tym, że była to taktyka do przewidzenia. Nie spodziewali się ataku przeprowadzonego z wody. Szczególnie, że na rzekę mieli dobry punkt widzenia i mogli zawsze zareagować, zanim przeciwnik się zbliży drogą wodną. A przynajmniej lubili tak myśleć...


Wybuch bańkowy, szczególny rodzaj eksplozji podwodnej, tworzy balon powietrza uderzający w określonym kierunku. Nie powoduje takich zniszczeń jak rozchodząca się w wodzie fala klasycznego wybuchu, ale jest niebezpieczny z tego względu, że jego siła może wynieść na powierzchnie spoczywający na dnie wrak, lub przewrócić płynącą na powierzchni jednostkę.
Bum i PBR w fontannie wody leciał ku górze a zdezorientowani żołnierze kartelu spadali z łajby w odmęty rzeki. Z czarnej toni wyłonili się Brutale i zaczęli ostrzał. Zanim przeciwnicy pozbierali się na tyle, aby zareagować, większość już nie żyła. Zamontowanych na pokładzie ciężkich stubberów nikt nawet nie dotknął. Następnie sekcja Blackhole'a zajęła się eliminacją obsługi barki przewożącej paki z narkotykiem.

Po skończonej robocie Brutale zajęli miejsce na zdobytej łajbie.
-Stubbery sprawdzić, przestrzelić, przeczyścić. Chcę znać stan amunicji. O'Brien sprawdzi silnik i stan paliwa. Rita, miej oko na wszystko. Spodziewam się towarzystwa - w końcu nikt przy zdrowych zmysłach nie atakuje transportu dragów jednej z największych rodzin na planecie.
Było jasne, że zaraz zlecą się obserwatorzy. Raczej nie po to, żeby atakować, ale zebrać informacje - kto, kogo, dlaczego na czyj rozkaz. Taki intel można był sprzedać za konkretną gotówkę. Chris nie zamierzał ukrywać proweniencji sekcji - zdjął z flagsztoka banderę rodziny Rodriguez i chwilę później powiewał tam proporzec Brutali.

Mercenaries never die. They just go to hell to regorup.

Chwilę później piknęło radio.
-Charlie Tango, tu Foxtrot Echo. Jaki jest wasz status? Czemu się zatrzymaliście?
-Tu Blackhole z Brutal Deluxe. Daj szefa, dobrze radzę.

Na łączach zamilkło. Za parę minut dał się słyszeć zdziwiony głos Rodrigueza.
-Co się kurwa...
-Zamknij się i posłuchaj. Miałeś zebrać informacje o naszym przeciwniku i dałeś dupy. Amaros zwerbowała 400 osób w fawelach, pod nosem twoich handlarzy, a ty nie raczyłeś mnie o tym poinformować. Jak myślisz, że to są żarty, to widać muszę wybić ci to z głowy. Zapomnij o ładunku jak i o trasie przerzutowej rzeką. Nie będziesz korzystał z tej arterii komunikacyjnej, dopóki nie dasz mi konkretów. Kto werbował ludzi, sąd pochodzi, gdzie ma kryjówkę.
-Wszędzie nasłuchuję i...
-Mnie nie obchodzi czy nasłuchujesz, masz się wypytać! Bez odbioru!

Blackhole rzucił słuchawkę radia. Dzień dobrze się zaczął. Mieli PBRa, 2 stubbery i zaraz mieli zniszczyć ładunek prochów. A zostały jeszcze odwiedziny w jednej z fabryk drugiego kartelu.

O’Brien czyścił akwalungi, które wydatnie przysłużyły się w przygotowaniu zasadzki. Pozostali Brutal i Brutalistka zajmowali pozycje przy stubberach a Chris siedział za sterami. Kierowali się w górę rzeki, aby złożyć wizytę w jednej z położonych w dżungli fabryk kartelu Ortega.
-Eric, znasz się trochę na technologii, prawda? Nie masz jakiegoś ustrojstwa, które mogłoby wykryć gdzie na tej krypie jest nadajnik GPS? Podejrzewam, że musi gdzieś tu być, skoro przydupasy Rodrigueza wiedziały, że konwój się zatrzymał niemal natychmiast jak dokonaliśmy ataku.
-Tego akurat nie mogę zrobić –
odparł Eric. –Ale mogę włączyć zagłuszanie. Wykluczy to całkowicie komunikację ze światem zewnętrznym – zarówno naszą jak i wrażą. Urządzenie działa w promieniu kilku metrów, więc obejmuje nas jak jesteśmy na PBRze.
-Będzie musiało wystarczyć. Odpalaj.

Spec od wybuchów pogmerał przy wyciągniętym z plecaka urządzeniu. Chris sprawdził vox – faktycznie, brak łączności. Odetchnął z ulgą.
-Po powrocie w poliże wulkanu, trzeba będzie nagrać sprawę Durranowi. Będzie wiedział jak znaleźć i wymontować nadajnik. A tymczasem, chyba dopływamy w okolicę fabryki.


Zatrzymali się kilka kilometrów przed przystanią, z której barki odbierały ładunki. Fabryka nie była przy rzece, a położona nieco w głębi lądu – wszystkie transporty narkotyków były przewożone ciężarówkami. „Fabryka” była może zbyt mocnym słowem. Ot, obóz, w którym było wiele stanowisk do, gotowania składników, odparowywania rozpuszczalnika, przeprowadzania reakcji kationitowych czy rektyfikacji. Całość nie była specjalnie dobrze zmechanizowana, choć pracownicy mieli dostęp do nowoczesnego sprzętu.
Brutale pod wodzą Blackhole’a przemieścili się z brzegu rzeki w okolice fabryki. Plan był prosty – Blackhole eliminuje strażników na wieżach wartowniczych, Rita dokonuje dywersji z drugiej strony obozu, O’Brien korzysta z okazji i ostrzeliwuje przeciwników z ckm a Eric wali z wyrzutni rakiet. Po eliminacji strażników, dołącza do niego Blackhole

Nikt w fabryce nie spodziewał się tak brutalnego i sprawnego ataku, przy użyciu tak zaawansowanej broni. Zmasowany ostrzał spowodował wiele wybuchów chemikaliów, zapalone opary rozpuszczalnika rozniosły ogień po stanowiskach, eksplozje krakiet zniszczyły zaawansowaną technologicznie infrastrukturę a wiązki lasera i pociski CKMu bezlitośnie wysiekły kogokolwiek stawiającego opór. Po kwadransie strażnicy nie żyli a szeregowi pracownicy, którym nie dane było uciec, leżeli stłoczeni i związani w baleron na placu w centrum obozu. Wokół były albo dymiące zgliszcza chat albo jeszcze tlące się resztki stanowisk pracowniczych. Blackhole wyjął z pochwy swój nóż bojowy i podszedł do pierwszego skrępowanego. Rozciął mu skórę na głowie tak, aby nacięcia tworzyły krzyż, po czym kontynuował je – dwa szły przez ramiona i kończyły się na wierzchu dłoni obu rąk, jedno przez klatkę piersiową do pasa a ostatnie przez plecy, d miejsca w którym traciły swoją szlachetną nazwę. Szlachtowany robotnik wydzierał się w niebogłosy, złorzeczył Blackhole’owi, straszył zemstą rodziny Ortega i tak dalej.
-Lina – odezwał się Chris po skończonej pracy. Wziął podany przez Erica mocny sznur i związał mocno krwawiącego robotnika w kostkach, po czym zarzucił końcówkę liny na gałąź mocnego drzewa i podniósł nieszczęśnika trzy stopy nad ziemię. Pracownik kartelu nadal się wydzierał, pluł na Chrisa i mówił, że się go nie boi. Jeszcze nie wiedział, co go czeka. Wisiał za kostki i miał głębokie rozcięcia na głowie, ramionach i klatce piersiowej. Jeszcze tego nie wiedział, ale jego ciało zaczęło powoli wysuwać się ze skóry. Jeszcze godzina czy dwie i będzie leżał na ziemi a jego skóra będzie trzepotała na wietrze wciąż zawieszona za kostki na drzewie.
-Zróbmy to z pozostałymi – zarządził Blackhole, przytwierdzając proporzec Brutal Deluxe niedaleko nieszczęśnika, którego dopiero co oprawił. Kartel Ortega nie powinien mieć wątpliwości kto to zrobił i dlaczego. A jakby mieli, Chris zamierzał połączyć się z centralą przez obozowe radio i zakomunikować prostą prawdę – za 2 dni spłonie kolejna fabryka, jeżeli nie dostanie konkretnych wieści o Amaros i jej przydupasach.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 05-03-2017 o 23:04.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-03-2017, 12:30   #95
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
A moment of laxity spawns a lifetime of heresy.

Pierwszy dzień

Nie było czasu do stracenia. Ledwo co uporano się z pobitewnym burdelem i przeprowadzono demontaż bazy w kanionie, a drużyny już poszły w ruch. Kapitan Nikeos, zagadnięty przez Corteza, zgodził się udzielić wsparcia ekipie w nadchodzącym tygodniu.

Tygodniu, bowiem według wyliczeń Jednostki 13-A1 tyle czasu miały Jaguary na ogarnięcie nowej bazy, zwiadu i opracowanie nowej strategii po zdemaskowaniu przez Rathbone. J13 tyle czasu dawał też Istvanianom na podobne - na lizanie ran, przegrupowanie się i dostosowanie do możliwości "konkurencji".

Jednymi z pierwszych, którzy zaczęli działać, był Blackhole ze wsparciem kilku doświadczonych Brutali. Bez żadnych trudności zlokalizowali tranzyt narkotykowy Familii Rodriguez na jednej z mniejszych rzek Okręgu Centralnego. Owym ciekiem spływać miały barki, obstawiane przez łodzie patrolowe, w stronę Jeziora Kolonialnego. Tamże, za pośrednictwem dalszych kontaktów (szczególnie skorumpowanych funkcjonariuszy) "urobek" był przerzucany na orbitę, a stamtąd do odbiorców w Malfian Sub. Rodriguezy produkowały głównie Obscurę tańszego sortu, wciąż uzyskując pewien stały zysk ze swojego drobnego udziału w subsektorowym handlu. Aczkolwiek... nie tym razem. Po "wykolejeniu" transportu i przejęciu patrolowca przez Brutali, Rodriguezowie zostali mocno potrząśnięci. J13 obliczył, iż utracony transport stanowił około 15% miesięcznego obrotu Familii, nie licząc strat w ludziach i sprzęcie. Łatwość, z jakim Blackhole zamiótł konwój nie pozostawiała żadnych wątpliwości Markowi Rodriguez. Musiał współpracować. Tym razem na poważnie.

W międzyczasie, Valkiria przez większość dnia przeprowadzała oblot prowincji Interior na niskim pułapie, korzystając z pozyskanych map oraz skanów orbitalnych. Wreszcie, Cotant zlokalizował odpowiednią miejscówę pod nową bazę dla ekipy. Był to strzał w dziesiątkę - uśpiony wulkan. Aktywność tektoniczna była minimalna - acz wciąż obecna. Wraz z nietypowym składem chemicznym skał, rozległą siecią tuneli łączącą kilka całkiem pokaźnych grot, gęstością flory zewnętrznej i innymi czynnikami składało się to na praktyczną niewykrywalność jaskiniowej kryjówki. Valkiria bez problemu wlatywała do wnętrza komina i mieściła się w gardzieli, by osiąść na skalistym podłożu wewnątrz, będącym jednocześnie brzegiem stawu zajmującego środek krateru. Lądowanie tego typu było dłuższe, wymagało więcej paliwa i dobrego panowania nad sterami - jednak było możliwe, i praktyczne.
Oprócz "lądowiska", system tuneli łączył jeszcze dwie groty - z czego jedna była wystarczająco wielka na przyjęcie Chimery (jeśli poszerzyć tunel wjazdowy od strony jaskini z jeziorem) *oraz* obozowiska Jaguarów. Druga była dużo mniejsza i ciaśniejsza, położona dość blisko pierwszej. W sam raz na skład.
System tuneli nie był przesadnie rozbudowany. Z wodnej jaskini odchodziły dwie nitki - jedna prowadziła do dużej groty, druga gdzieś w okolice pod szczytem, do rozpadliny będącej pozostałością po stożku pasożytniczym. Z dużej groty odchodziły cztery tunele - po jednym do mniejszej i do wodnej, oraz dwa inne. Jeden schodził całkiem głęboko, kluczył, zwężał się. Wymagał czasu i zwinności grotołaza. Wychodził w totalnie zachwaszczone, zajebane dżunglowym syfem ściółkowisko w jakimś cholernym zadupiu świata. Dobry do ewakuacji, niekoniecznie do czegokolwiek innego. Drugi był dużo prostszy i szerszy, wychodził na półkę skalną gdzieś w połowie góry, z widokiem (i całkiem łatwym przejściem) na resztę łańcucha górsko-wzgórzowego. Gdyby nie niebezpieczne zejście do poziomu i rejonu pozwalającego na skomunikowanie ze światem, nadawałby się na "główną bramę" dla ludzi i motocykli.
Oprócz blokowania skanerów, voxów i auspexów (w obydwie strony) i bardzo wygodnego wnętrza, stożek miał trzy inne plusy. Pierwszy był oczywisty: dużo roślinności na zewnątrz i wewnątrz (mech, porosty, grzyby), i łączył się z drugim: woda wewnątrz wulkanu była wyjątkowo bogata w mikro i makroelementy. Oznaczało to, że Jaguary były całkowicie samowystarczalne jeśli chodziło o żywność. Ich bionika gastralna była w stanie strawić okoliczną florę, odcedzić i zneutralizować syfy oraz wyciągnąć wszystko co potrzeba (a nawet więcej) z dostępnej diety. Zapas wojskowych racji żywnościowych był teraz zbędny - mógł zostać składowany na inne czasy bądź przehandlowany. Smakowo i tak nie były lepsze niż żarcie z mchu i dżunglowej paproci. Trzeci plus był jednak jeszcze lepszy: głęboko w jaskiniach był jeden spory, bardzo intensywny wyziew, przez który pchało się gorąco i para z podziemnych wód termalnych. Mocne ciśnienie, olbrzymia temperatura. Jeśliby zmontować odpowiednią aparaturę, byłby to generator prądu. Z biegiem czasu mógłby nawet naładować akumulator do multilasera, co dawałoby ekipie całkowitą samowystarczalność energetyczną (przynajmniej jeśli chodziło o prąd elektryczny).
Cotant i Cortez natychmiast wzięli się do roboty, oczyszczając wnętrze z fauny i śmieci oraz mapując je. W następnych dniach, kiedy Cotant udał się na ponowne zwiady do Imperialnego Miasta, ekipa dalej kontynuowała roboty. Przenieśli cały swój sprzęt (Chimerę i motory składując na drugim brzegu kraterowego jeziora), rozłożyli się obozem w dużej grocie, założyli skład w małej, rozstawili fortyfikacje w grotach, tunelach i przy wyjściach, zmontowali antenę vox na szczycie wulkanu i pociągnęli doń gruby izolowany kabel łączący ją z vox-casterem. Przeprowadzali pieszy zwiad, mapowanie i patrole okolicy w promieniu dziesięciu kilometrów. Podczas gdy Cotant, Flavia i Matuzalem wykonywali długoterminowe zadania, reszta ekipy stopniowo włączała się do prac nad bazą. Durran przerobił zbędną maszynerię (w tym bezużyteczną już machinę do produkcji skałobetonu) na generator geotermalny oraz zrobił oświetlenie (głównie diody ewakuacyjne i wskazujące ścieżki oraz parę halogenów tu i ówdzie w dwóch grotach) i instalację elektryczną. Turbodiesel, wciąż złożony niemocą, miał wciąż sprawny umysł, więc rysował mapy i tworzył plany na wypadek obrony i ewakuacji. Cortez i Sejan patrolowali okolicę i tworzyli fortyfikacje - tak samej bazy, jak i przesieki bądź zasieki w okolicznych, "łatwych" podejściach do wulkanu.
Prace te trwały do końca tygodnia. Pod koniec siódmego dnia, baza była w pełni gotowa, logistyka (w tym źródła zasobów i linie komunikacyjne) ogarnięta, wszystkie materiały budowlane zużyte, a okolica przetrzepana i zabezpieczona.

To, że Jaguary znalazły tak dobrą kryjówkę, do tej pory nietkniętą ludzką ręką, było zbawienne. Ani chybi Bóg-Imperator zesłał im ów dar, ażeby oparli na nim swe strudzone ciała i umysły podczas polowania na heretyków.

Szersze Brutal Deluxe przeniosło swój "sklep" do terenów Dynastii Machenko / Departamento Munitorium. Przez następne dni zajęli się "kontrolą uszkodzeń" (jakby nazwali to marynarze), ogarnianiem burdelu i wykonywaniem żmudnej roboty dla Jaguarów - węszeniem na prowincji.

Kobal Aizdar otrzymał komunikat od Sejana. W ciągu paru godzin Pax Behemoth i zaszył się na skraju systemu, w obłoku Oorta, na tak zwanym "cichym biegu". Tak, jak się spodziewano, FAS-Fowcy wrzucili na luz kiedy Rogue Trader posłuchał ich ostrzeżeń. W sam raz, by ich prześwietlić - a szczególnie ich Kapitana Floty w nadchodzących dniach.

Drugi dzień

Wczesnym ranem, kiedy pierwsze promienie słońca padały na sfajczone, upstrzone wrakami pobojowisko wokół kanionu, Milicia Planetario Farcasta rozpoczęło swoją operację.

Siły, które wysłano do pacyfikacji kanionu, były pokaźne. Sztab miał raporty z niedawnej rzeźni, a i też znał szerszą reputację kompanii Brutal Deluxe. Do akcji posłano trzy pełne bataliony piechoty zmotoryzowanej. Ponad tysiąc pięćset żołnierzy, z czego nieco ponad tysiąc obstawiało teren i czekało w rezerwie, a trzecia część uderzyła na kanion z obydwu wlotów oraz urwisk.

Tego typu reakcja była do przewidzenia. Nawet jeśli BD było usankcjonowaną kompanią najemniczą ze szczytów rankingu Bractwa, usprawiedliwiona na Farcast jednym z najsolidniejszych kontraktów, a wyrżnięci napastnicy stanowili korowód kryminalistów, rebeliantów i innych męt społecznych, to jednak wciąż BD było zamieszane w ostatnie kryminalne/terrorystyczne wydarzenia, media oskarżały ich o stworzenie Oka Terroru, a ludzie mdleli ze strachu na samą myśl o "morderczych mercenari banditos". Rząd musiał zadziałać. Pokazać, że ma kontrolę, że to on stanowi o bezpieczeństwie obywateli, i tak dalej.

Dlatego Milicja teraz odwalała popisówę. Obyło się bez strat, bez aresztowań, bez nieprzyjemności, za to z "sukcesem" w sam raz dla rządowych mediów. Wszak Brutali dawno już w kanionie nie było. Rządowym zostawili tylko śmieci i puste, wypatroszone budynki.

I na tym rządowa obława się skończyła. El Kang pokazał się w telewizji, pogadał w radiu, zagonił sztabowców do roboty, postawił całe MP-F w stan gotowości. Niewiele więcej. Lwią część złych wydarzeń ostatnich dni przypisywał działalności EP i to na nich kierował gniew narodu.
Mimo to nie mógł zaprzeczyć, że ktoś prowadził na Farcast jakieś szemrane rozgrywki pod bokiem tak rządu, jak i rebelii.

Matuzalem już działał w Imperialnym Mieście, kontaktując się po raz drugi z Siemionem "Szlugiem" Kazikiem. Baron Kasballiki wydawał się być zadowolony z obrotu spraw - za cenę garstki przekupnych ludzi (których mógł bez problemu zastąpić - na brak rekrutów na Farcast Kasballica nie mogła narzekać) zidentyfikował i miał na widelcu zdrajcę Dvortsova. Nawet jego ukaranie było mało kosztowne - Szlug przyjął ofertę Matuzalema dotyczącą eliminacji Dvortsova. Przed końcem tygodnia na łeb Ivana miał spaść katowski topór.
Kwestia Amarantynowego Syndykatu była grubsza i nie tak paląca. Z "dyskusji" jaką obydwaj Agenci Tronu ze sobą przeprowadzili wynikło, że większość Jaguarów musiała się w ten temat zaangażować.
Matuzalem zdołał wywnioskować, że Kazikowi niespecjalnie spodoba się grzebanie Dvortsovowi w mózgu. Domagał się jego głowy. To mocno zawężało możliwości przesłuchania skurwiela. Ewentualne pojmanie bądź "ucieczka" krnąbrnego gangstera mogły doprowadzić do rozłamu między Jaguarami a Kasballicą.
Szlug wskazał również Matuzalemowi nową, dobrze zlokalizowaną miejscówę - tuż obok burdelu "Trzy Koła" na styku dzielnic, przy głównej arterii tranzytowej ImpCity. Służyła już kilkukrotnie za bazę wypadową dla Kasballican chcących utrzeć nosa lokalnym gangom z faweli. Wytrzymała też parę szturmów i strzelanin, w tym jedną z grupą pewnego nadgorliwego (a w następstwie, tragicznie zmarłego) oficera Carabinieri. Mógł ją Jaguraom odpalić w zamian za sojusz z Kasballicą przeciwko wspólnym wrogom. Dłuższy i szerszy sojusz, nie tylko kasację Dvortsova czy syndyckich dziur na wyżynach.

Przez następne dni, prócz przygotowywania się do włamu na dvortsovą melinę, Matuzalem sprawdził safehousy swoich podopiecznych. Tak, jak się spodziewano, wszystkie miejscówy były czyste. Było ich trzy: kontener "mieszkalny" we wschodnich favelas, ślepy i nieużywany od lat zaułek w miejskich kanałach po zachodniej stronie pod miejskim centrum oraz jakiś stary drewniany magazyn po rybach, również na zachodnim brzegu, przy przystani.

Miał też informacje o czterech pozamiejskich, które stanowiły: opuszczona sadyba przemytników na południowo-zachodnim brzegu Jeziora Kolonialnego, grota u zachodniego podnóża Terrańskiej Grani, stary magazyn w jednym z miasteczek na prowincji Exterior oraz stara przystań rybacka na brzegu rzeki w Interiorze. W związku z tym, że Akolici Matuzalema stworzyli te kryjówki po przybyciu na Farcast, nie było szans by Kadra Rathbone powiązała je z Jaguarami. W ostatniej z nich Blackhole ukrył zdobycznego PBRa.

Komórka "Posłaniec", osłaniana przez komórkę "Pechowiec" zajęła się sprawą infiltracji i wybadania Adeptus Ministorum na Farcast. Jak na razie wiadomo było, że miejska diecezja pozostawała w rękach Kościoła Peryferyjnego z Alactry, natomiast reszta planety podlegała wciąż pod auspicjami Missionaria Galaxia i

Trzeci dzień

Cotant, w "cywilnym" przebraniu handlarza bronią, dotarł wreszcie do Imperialnego Miasta. Miał zgoła inne zadanie - przeprowadzić zwiad kilku newralgicznych punktów związanych z rządem. Pierwszy był bardzo łatwy, mimo wielkiej wagi i solidnej obstawy. Była nim miejska rezydencja należąca do El Kanga. Wielopokoleniowy, wolnostojący, jednorodzinny dom rodu Durante. Drugim był Pałac Gubernatorski, siedziba rządu planetarnego oraz biur organizacji pod parasolem Adeptus Terra - potężna konstrukcja na wielkim placu i pośród ogrodów, utrzymana w Wysoko-Imperialnym stylu architektonicznym. Klasyka.

Po dwudniowej obserwacji mógł stwierdzić, że obydwa punkty były silnie obstawione przez doborową formację La Guardia. Okoliczne ulice były gęsto patrolowane przez piesze i samochodowe jednostki Carabinieri. Krytyczne punkty były zabarykadowane przez plutony zmechanizowanej piechoty MP-F, do kompletu z pojazdami BWP, najczęściej lekkimi i zwrotnymi Pachydermami. Rezydencja była nieużywana. Rodzina Durante ograniczała się do paru pociotków gdzieś poza miastem i samego El Kanga. Mimo to, była obstawiana przez zagon zabijaków, a służba utrzymywała nieruchomość w topowej kondycji. O Pałacu dużo powiedzieć nie mógł, prócz planetarnego standardu i znacznie zwiększonej ochronie.

Pod wieczór tego samego dnia, Valeria Flavia spróbowała zinfiltrować Pałac. Niestety, coś poszło nie tak. Ilość obstawy i częsta rotacja, ani chybi spowodowana ostatnimi wydarzeniami i paranoiczną obawą przed atakami EP, sprawiła, że nawet tak doświadczona skrytobójczyni jak Valeria musiała zostać zauważona - zdołała pokonać ogrody i większość placu. Niestety, przestrzeń była zbyt wielka i abo ktoś ją przyuważył (mimo szkolenia, ostrożności i sprzętu), albo została wykryta przez skanery. Musiała salwować się ucieczką. Skorzystała w tym celu z dywersji, jaką Cotant i Matuzalem przeprowadzili w dwóch innych miejscach jak tylko dowiedzieli się o fiasku, po czym zaszyła się w kryjówce w kanałach i przeczekała burzę.
Efektem tego było wręcz niemożebne wypchanie Pałacu i paru innych lokacji dzikimi tłumami przeczulonych strażników. Od tego momentu aż po wycofanie alarmu, żadna infiltracja, skrytobójstwa i zwiady nie wchodziły w rachubę w ważnych punktach Imperialnego Miasta, a i samo poruszanie się osób podejrzanych było bardzo ryzykowne.
Rzeczą oczywistą było, że nie udało się namierzyć ani Rathbone, ani Waldcroft.

Czwarty dzień

Prace konstruktorów i zwiadowców dalej trwały. Durran w pocie czoła współpracował z J13 w deszyfrowaniu i składaniu do kupy śmietnika, którym była tona danych wyciągniętych z pałacowych archiwów. Niemniej jednak znalazł czas na spreparowanie i puszczenie w medialny obieg bardzo chamskiej informacji, która przyjebała w Kadrę Rathbone tak mocno, jak tylko można było. Taśmy z nagraniami dostarczono ludziom z Kasballiki, którzy zajęli się ich umiejscowieniem w rządowych mediach. Oczywiście nie za darmo. Słono kosztowało to kufer Jaguarów.

Media pokazały twarze Rathbone i jej ludzi. Arcyheretyków, zdrajców Imperium i niemiłych Bogu-Imperatorowi. Ich lista przestępstw planetarnych i pozaplanetarnych była długa. Częściowo nawet prawdziwa. A jeszcze nakaz śmierci z nadania Inkwizycji był gwoździem do trumny.

Reakcja była do przewidzenia. Nawet jeśli Istvanianie mieli wtyki w mediach i w rządzie, to nie były one w stanie zablokować czegoś takiego. Na pewno natomiast takowe szpicle zaczęły się zastanawiać, czy nie lepiej - jak te szczury - spierdalać z tonącego okrętu. Tak czy inaczej, personalia i twarze Istvów były spalone. Od tej pory mogli działać jedynie incognito... I mogli ufać jedynie sobie samym.

Oliwy do ognia dolano za pomocą powiązania Kadry Rathbone i szerszej rzeszy Istvanian z ostatnimi wydarzeniami za pomocą trupów w mundurach na terenie Machenko i kanionu. Obarczono ich także winą za te wszystkie brutalne strzelaniny w Imperialnym Mieście oraz ostatnie zamachy (może poza skrytobójstwem Vasqueza, którym już chełpili się EP). W następnych dniach retoryka mediów i rządu przyjęła całkiem inny kurs. Nowych "heretyckich terrorystów" uznano za wrogów narodu. Sam El Kang obiecał rychłe wymierzenie im sprawiedliwości. Brutal Deluxe oczyszczono z zarzutów i zwrócono im prawo do korzystania z bazy w kanionie (co być może mogło się przydać w przyszłości). Nawet gniew Machenko nieco zmalał.

Medialna broń została wytrącona z łap Istvów i obrócona przeciw nim. Ich reputacja na Farcast została bezpowrotnie zszargana. Konserwatywne farcastańskie społeczeństwo w najlepszym przypadku uciekałoby przed nimi w podskokach, a w najgorszym aktywnie im przeciwdziałało. Znaczna część współpracowników zdecyduje się na dezercję bądź sprzedaż informacji. Oczywiście nikomu z nich się to nie uda - Rathbone'owcy nie są idiotami. Wytropią ich i zabiją, a reszcie zamkną mordę kasą, groźbami i szantażami. Niemniej jednak siatka zostanie mocno przetrzebiona, a lojalni agenci będą przez dłuższy czas zajęci patrzeniem na ręce "kolegów"... co dawało dużo przestrzeni oddechowej Jaguarom.

Piąty dzień
Wreszcie, po wielu żmudnych godzinach, Durranowi i J13 udało się ogarnąć dane. Mieli potężną listę nazwisk ludzi robiących we wszystkich rządowych organizacjach. Od skarbówki po MP-F.

Przekupieni bądź zaszantażowani przez Istvanian funkcjonariusze byli wszędzie. Wprawdzie Teslohm i Pistol kasowali wszystkie ślady powiązań, to robili to w pośpiechu i bez zacierania swoich własnych śladów. Niemądrze. Durran i J13 znali na wylot modus operandi obydwu hereteków. Wyraźnie widzieli kto i w jaki sposób kasował dane. Tym samym, Jaguary miały listę setek urzędasów, celników, pograniczników, poborców, żołnierzy i innych budżetowych, z którymi Istvy miały jakieś powiązania. El Kanga tam nie było... za to już Sybilla Guyet czy Rodrigo Gomez już tak.

Takowa lista puszczona do obiegu kangowej kliki oznaczałaby krwawą czystkę przeprowadzoną rękami władz. Ryzykowała jednak rozłamem. Opublikowanie było jeszcze gorsze - groziło totalnym rozpadem sił rządowych i buntem ludności. Natomiast na pojedyncze wyłapywanie szpicli własnymi rękoma Jaguary nie miały czasu.

Dane te były bardzo ostrym mieczem... o obosiecznej głowni. Należało ich używać rozważnie.

Natomiast z listów przewozowych zdobytych przez Corteza wynikało, iż Istvanianie skradli oryginał wydruku zapisu ze skanów jakiejś stacji meteorologicznej na północnej czapie polarnej. Co ciekawe, do listów załączony był raport ze śledztwa MP-F w sprawie pożaru, w którym zginęła obsada stacji, a cały sprzęt i dane spłonęły doszczętnie.
Skan dotyczył jednak nie tyle obserwacji meteorologicznych, co... prób deszyfracji jakichś koordynatów. Częściowo się to załodze stacji udało: nazwa raportu zawierała w sobie fragment kodu, który na pewno był zapisem zdeszyfrowanych koordynatów ulokowanych na planecie Farcast bądź w systemie gwiezdnym. Był to jednak tylko jeden fragment. Bez reszty nie dało rady wskazać miejsca. A tej reszty nie było w tych drukach.

Dalsza część układanki była w walizce o którą walczyli Dvortsov i Cantano. Podobny papier, tym razem ze stacji orbitalnej nad Farcast. Skan był przeprowadzony najwyraźniej nielegalnie, przez jednego z oficerów FAS-F. Nazwisko widniało na gównoliście... i należało do martwego. Oficer zginął w wypadku na stacji dwa dni po sporządzeniu raportu.
Kod z raportu idealnie pasował do tego z listów przewozowych. Wciąż jednak brakowało co najmniej dwóch podobnych partii, jeśli nie więcej.

Tego samego dnia Matuzalem i Kasballicanie przeprowadzili wyrok na Ivanie Dvortsovie i jego ludziach, którzy zaszyli się w hacjendzie na skraju ImpCity tuż po upubliczeniu smrodów Istvanian.

Szósty dzień
Opracowawszy plan działania na podstawie zebranych danych, Jaguary zajęły się sprawą Rodrigo Gomeza. I musiały się sprężać... oraz załatwić kwestię wrogości FAS-F wobec Rodu Aizdar definitywnie. Inaczej powrót Pax Behemoth mógłby spowodować orbitalną bitwę.

Po tej i po innych akcjach, członkowie Operacji Starscream zaczęli się zjeżdżać i zlatywać do wulkanicznej bazy, po drodze sprawdziwszy pozamiejskie kryjówki. Wydawały się być czyste i gotowe na awaryjne zamelinowanie, Akolici Matuzalema odwalili dobrą robotę z wyborem miejsców.

Siódmy dzień

Wreszcie przyszła długo wyczekiwana odpowiedź ze strony EP, którą Durran wychwycił na zakodowanej fali vox nadawanej przez niejakiego "Che". Przekaz pochodził od Pauliny Legrand. Nie szczędziła słów podziwu wobec działań "Pana Jonesa", "La Viudy" i reszty Brutali. Mieli się spotkać w umówionych koordynatach za sześć godzin.

Sejan z obstawą dotarł na miejsce, które było całkiem blisko, w Interiorze - może półtorej godziny jazdy Chimerą od wulkanu. Mieli czas, by sprawdzić teren. Oczywiście, nie byli sami. W okolicy byli już obserwatorzy z EP, natomiast MP-F zmobilizowało ze dwa plutony przepatrywaczy i właśnie pchało się w rejon spotkania. Przechwycili wiadomośc.

I EP, oczywiście, o tym wiedziało. Zastawili na rządowych zasadzkę, z której mało kto uszedł z życiem, zaś swoich Brutalnych znajomych (pod osłoną owej dywersji) poprowadzili do miejsca, gdzie czekała na nich skrytka z tubą, w której był pergamin zapisany garścią zdań.

Za dwa dni mieli spotkać się z "Szefową". Koordynaty miejsca były mniej więcej dwa kilosy w dół tej samej rzeki, gdzie była opuszczona przystań rybacka z ukrytym PBRem Blackhole'a. Mieli rozmawiać na temat "biznesowej propozycji" ze strony Ejército del Pueblo.

W nocy z dnia siódmego na ósmy, Pax Behemoth uruchomił pełną moc napędów, skierował się w stronę Farcast i ruszył w drogę powrotną. Tylko od wcześniejszej akcji przeciwko Gomezowi zależał los wielu ludzi na orbicie...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 10-03-2017 o 14:54. Powód: Justowanie.
Micas jest offline  
Stary 09-03-2017, 19:38   #96
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Forget is to forgive... Forget nothing.

Sprawa nie była łatwa. Z jednej strony Przesłuchujący miał naprawdę wielką ochotę "przesłuchać" przekupnego porucznika Kasballiki, jednak kwestia stosunków z Szlugiem była na tyle ważna dla Matuzalema, że musiał rozważyć wszelkie za i przeciw.
Problemem była cała procedura. Jego astropatyczne zdolności wymagały zbliżenia się na niedużą odległość. Biorąc pod uwagę jak Ivan Dvortsov się musiał teraz pilnować oznaczało konieczność podejścia go w jakiejś prywatnej sytuacji, zneutralizowania i poświęcenia całej minuty na zrywanie kolejnych warstw umysłu. Wyjątkowo ciężkie do zrealizowania po cichu, szczególnie, że Kazik miał posłać także swoich silnorękich. Chodziło oczywiście o pokazówkę, ale inkwizycyjna paranoja Przesłuchującego mówiła mu, że może także chodzić o skontrolowanie sojusznika. Prościej rzecz ujmując, w warunkach w jakich miała się odbyć egzekucja pełne skanowanie umysłu odpadało. Szczególnie, że jakby się "wahał" to któryś z drabów Szluga prawie na pewno by sprzątnął Ivana. Nie daj Imperator, aby wydarzyło się to w trakcie skanowania umysłu - już kiedyś Matuzalem to przeżył. Pół biedy, jeżeli wydarzyło się to na "płyciźnie", szok był nieduży. Jednak na "głębinie" w momencie przekroczenia granicy podświadomości umierający człowiek swoim uciekającym w Pustkę umysłem i duszą mógł ostro zszargać psykerowi nerwy.
Był jednak sposób, aby móc coś wydobyć z Ivana szybko i na większą odległość. Niestety podstawowa technika telepatyczna nie pozwalała na kompleksowe przeglądanie pamięci ofiary. Był to półśrodek w tej sytuacji. Matuzalem nie lubił półśrodków. Jeszcze bardziej jednak nie lubił rezygnować z możliwości pozyskania nowych informacji.

Planował i szykował się do konfrontacji z niewiernym gangsterem. Chociaż jego towarzysze preferowali ładować naboje do magazynków przy pomocy maszynek, Matuzalem jako tradycjonalista robił to manualnie. Jak zwykle trzy ostatnie naboje, które miały wejść do magazynka podrzucał w powietrze, a potem starał się złapać jednym ruchem ręki.
Tym razem złapał wszystkie.
Wszystkie magazynki oznaczył odznakami pielgrzyma.
Imperator sprzyjał mu w tym zadaniu.



Audio-serwitor puścił następną płytę. Z nagłośnienia popłynęła spokojna rozleniwiająca muzyka. Ivanowi Dvortsovi nie mógł jednak się rozluźnić. Chodził drażliwy i znerwicowany. Co go podkusiło, aby przyjmować ofertę tamtego człowieka?
Ivan doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji jakie zostaną wobec niego wyciągnięte. Szlug był mądrym i bezwzględnym Baronem - do najwrażliwszych transakcji podchodził z najwyższą ostrożnością. Przykładem były deal'y z EP.
A tutaj okazuje się nagle, że tajemniczy klient Ivana jest poszukiwanym po całym Sektorze heretykiem i złoczyńcą z listem inkwizycyjnym na głowie. Ba! Dał się wynająć do ataku na ludzi z którymi Baron dobijał interesy. Usłyszał o tym od jednego ze swoich ludzi, którzy widzieli Brutali wtedy w barze Szluga. Niestety dowiedział się tego za późno, już po tym jak posłał swoich ludzi na rzeź.
Ogólnie rzecz biorąc... dla swojego szefa, a co za tym idzie dla Kasballiki stał się szkodliwy i wyjątkowo niewygodny.
Zwalisty wielkolud o bujnym, czarnym owłosieniu i gęstych wąsach padł na skórzany fotel. Szczęście w nieszczęściu że paru ludzi pozostało wobec niego lojalnych. Niestety dla ochrony swojego tyłka musiał wynająć paru najmów, aby go ochronili przez te kilka dni, które Titto, jego seniorita, potrzebowała na załatwienie im ucieczki na okręt floty systemowej. Potem z okrętu na statek handlowy i droga ku gwiazdom. Szanse na to były minimalne, ale ufał w szczęście. Swój pokój w kryjówce miał prawie wytapetowany złocistymi ikonami Imperatora i Imperialnych Świętych, ale ci jakoś wydawali się krzywo na niego teraz spoglądać. Pozostawała więc tylko Fortuna.
Myśl o ucieczce jednak znów podniosła mu ciśnienie. Zdawał sobie sprawę, że Titto nie tylko będzie musiała użyć wszystkich swoich kontaktów, ale też oddać temu i owemu. Nie chciał o tym myśleć. Titto była tylko jego, a teraz musiała dawać dupy, aby mogli przeżyć oboje.
Co za upokorzenie dumy aspirującego szlachcica Kasbaliki.
Tyle, że duma to najgorszy doradca, kiedy chodzi o przeżycie.

Ivan zaciągnął się cygarem. Musiał nabrać pewności siebie. Ta garstka ludzi, która przy nim została musi zobaczyć, że się nie boi. Chociażby po to, aby do końca myśleli, że wszystko jest w porządku. Aż do momentu, kiedy zostawi ich na pastwę losu. Ze swoim doświadczeniem powinien spokojnie na innej planecie rozkręcić własne interesy. Ale to był dalekosiężny plan. Teraz trzeba się było skupić na tym co jest tu i teraz.



Był już późny wieczór. W domostwach paliły się światła, z ogrodów dochodziły śpiewy, a powietrze pachniało kwiatami. Brukowaną drogą powoli toczyło się czarne jak noc auto.



Uważny obserwator szybko wyłapałby pewien ciekawy szczegół. Tam gdzie przejeżdżało czarne auto, milkła muzyka, a światła w domach gasły.
Auto zatrzymało się przed jedną z posesji. Ta nie wyróżniała się niczym od pozostałych - ot po prostu kolejne z wielu rozsianych w tej okolicy bogatych domostw. W akustycznym tle wieczoru szczęk zamka w drzwiach auta był niczym chrobot dwóch trących o siebie blach.

Z wnętrza wysiadło czterech mężczyzn ubranych w czarne ancugi. Na głowach mieli kapelusze, a spod ich rond widać było bardzo ponure miny. Jeden czekał z wciąż odpalonym autem. Kwartet ponurych panów powolnym krokiem ruszył do furtki hacjendy. W momencie kiedy pierwszy z nich wyciągnął dłoń, aby ją otworzyć z okien budynku otwarto ogień do przybyszów. Ci szybko przypadli do murku, dobyli spod marynarek pistolety maszynowe i odpowiedzieli ogniem. Garniak, który pozostał w aucie spokojnie słuchał muzyki, kiedy kule biły w kuloodporną karoserię.



Parę numerów dalej na dachu innej willi siedział obserwator - Gurki. Widział nadjeżdżające auto i chciał powiadomić już swojego szefa, Ivana, że jadą ludzie Pana Kazia, kiedy tamci zatrzymali się pod innym adresem. Biorąc pod uwagę, że gospodarze przywitali zabójców ogniem raczej nie był to przypadek.

- Kurwa... Prawie się zesrałem. - mruknął do siebie gangster.

O czarnych automobilach wz. Volga krążyły niestworzone legendy. Wszystkie miały jeden mianownik - kiedy czarne auto zaczynało krążyć po mieście, ludzie znikali. Mniej drastyczne historie mówiły o porwaniach i morderstwach. Te straszniejsze mówiły o kanibalach, handlu organami z cwaniakami z Officio Medicae i niesławnych łowcach skór. Pan Kazik miał ponoć na swoich usługach jedno takie makabryczne auto. Widząc jego załogę w akcji Gurki przełknął nerwowo ślinę.

Po chwili na dach wyległo paru najemników i Gonzo - lewa ręka Ivana.

- Co się odpierdala?

- Czarna Volga. - zameldował Gurki - Ale dzisiaj nie po nas.

- Nie pieprzy głupot, równie dobrze mogą potem przyjechać tutaj. Idę powiado...

Długa seria z broni maszynowej tuż przy budynku na dachu którego stali ostatecznie rozwiała wszelkie wątpliwości. Zaraz ktoś rzucił z poziomu gruntu na dach dwa granaty odłamkowe które eksplodowały zaraz po wylądowaniu. Szrapnele poszatkowały zebranych najemników i dwóch gangsterów. Nimi jednak nikt już się nie przejmował.

Grupa egzekutorów Kasballiki wykorzystała dywersję (i defakto załatwienie interesów z pewnymi nie wywiązującymi się ze swoich zobowiązań ludźmi), aby podkraść się do hacjendy w której ukrywał się niejaki Ivan Dvortsov. Ubrani w lekkie pancerze, kombinezony oraz kwieciste koszule, uzbrojeni w broń krótką i krótką maszynową wdarli się na teren w asyście dwóch ludzi w mundurach i pancerzach Brutal Deluxe. Systemy alarmowe nie zadziałały - jeden z Brutali przekradł się i uszkodził zasilanie sensorów mających informować ochronę o wtargnięciu.
Dalej wydarzenia już potoczyły się z górki.
Kasballikanie wbili się na żywioł. To nie były Czarne Garnitury, a zwykli silnoręcy. Szybcy i skuteczni, walący z gnatów bez opamiętania, gdy tylko kogoś zauważyli. Dowodził co prawda nimi jakiś pomniejszy szlachcic półświadka, ale wyróżniał się tylko cygarem w twarzy, dobrymi okularami przeciwsłonecznymi oraz niewyraźną mową (nie zwykł wyjmować z ust cygara, kiedy mówił).

Ofensywa Kasballikan utknęła dość szybko. Najmici i gangerzy Ivana przyszykowali się na ewentualny szturm. Gdy tylko minęło zaskoczenie pochowali się za osłonami - ciężkimi meblami, workami z piachem, schodkami, flak-dyktą i kolumnami gęsto ostrzeliwując się. U lojalnych Panu Kaziowi drabów uruchomiły się instynkty samozachowawcze i poczynili podobnie, szczególnie że paru z nich już zdążyło zaliczyć śmiertelne zatrucie ołowiem, o które zdążyli już przyprawić kilku obrońców posiadłości.

Schowany za węgłem obszernej willi Jose sprawdził magazynek do swojego karabinu i zaklął. Wywalił resztę naboi w jakiegoś flankowanego przez siebie skurwiela chowającego się za wielką donicą z palmą. Takie życie najemnika. Nie ważne o co się strzelają ważne że dostaje za to gelty. Jose sięgnął po następny magazynek z ładownicy.

- Czekaj, pomogę ci! - usłyszał tuż obok siebie.

W następnej chwili ktoś mu włożył mono-ostrze w twarz.
Cotant się nie pierdolił się w tańcu. Wyciągnął wielgachny wojskowy nóż z głowy najemnika. Szybko chwycił się elewacji i wspiął na pięterko. Na taras właśnie wybiegło paru ochroniarzy i mieli zamiar spuścić deszcz ołowiu na atakujących gangerów. Zrobili wielkie oczy na widok Jaguara.

- Uszanowanko, może wypruwanko?! - zawołał gromko i rzucił się na nich dobywając w locie drugiego ostrza.

Tnąc drabów komentował entuzjastycznym głosem swoje poczynania. Widok wesołego Brutala był jednak czymś czego jeden z nich nie wytrzymał. Najemnik zbrojny w handkanonę po prostu wyskoczył z tarasu spadając na parter prosto między ludzi Kazika. Szybko go wykończyli przy pomocy ołowiu.

Tymczasem na parterze cichcem i bokiem przemykał się Matuzalem. Nie wziął na tą akcję swojego normalnego stroju. Wolał, aby wszyscy wiedzieli kto zajął się Dvortsovem i z czyjej ręki zginął. Ochroniarzy, którzy wpadali na niego wykańczał kontrolowaną serią w żywotne organy lub w głowę. Astropata działał z automatu, bo był skupiony na czymś innym. Ich cel uciekał. Oczywiście nie główną bramą, ale przemieszczał się właśnie do zejścia do podziemnego tunelu. I skurczysyn był tak skupiony na ucieczce, że Przesłuchujący nie był w stanie prawie nic wyczytać ze spanikowanego umysłu. A przynajmniej nic na czym by mu zależało.
Najwyraźniej Imperator sprzyjał mu dzisiaj jeżeli chodziło o eliminację złych ludzi, a nie o grzebanie w ich mózgach.



Seria pocisków dużego kalibru z karabinku asasyna zamieniła ochroniarzy gangstera-renegata w ochłapy mięsa. Złapał ich akurat w wejściu do piwnicy znajdującym się pod schodami. Z półpiętra zeskoczył właśnie Cotant. Przeskoczył nad ciałami i susami pognał po schodach za Dvortsovem. Jak na złość wszyscy ludzie Ivana leżeli martwi lub dogorywali. Kasballikanie może nie byli jakoś doskonale wyszkoleni, ale mieli niesamowitą zdolność do wychwytywania błędów przeciwnika. I wykorzystywania ich do oporu. Więc kiedy tylko wróg się skapnął i rozkojarzył tym, że prócz gangerskich łachmytów w posesji jest też dwóch nadrębajłów, Kasballikanie rzucili się w brawurowym szturmie. Teraz szwędali się dwójkami dobijając rannych i szabrując co się dało. Ich dowódca w obstawie już lazł w kierunku piwnicy, z której właśnie wyrzucony został Ivan Dvortsov. Kawał byłego porucznika mafii wyglądał kiepsko krwawiąc z kilku niegroźnych, ale z pewnością upierdliwych ran. Na twarzy Szlachcica Kasballiki pojawił się szeroki uśmiech. Nie wyjmując cygara z ust przemówił niezbyt wyraźnie.

- Pozdrowienia od Siemiona Kazika, psie. - już wznosił jakiegoś cudacznego gnata.

Jednak Matuzalem poderwał z kabury słusznego kalibru pozłacaną handkanonę zdobioną religijnymi motywami. Wycelował prosto w twarz dowódcy drabów. Tymczasem Ivan próbował próbował się doczołgać sapiąc ciężko do leżącego obok bezpańskiego pistoletu maszynowego. Obstawa szlachcica od razu wzniosła swoją broń. Paru gangerów wynurzyło się z sąsiednich pomieszczeń, aby przyjść w sukurs swoim towarzyszom.

- O, co to to nie, mój drogi panie! - zawołał Cotant wkraczając na scenę - Wasz szef zakontraktował tego kutasiarza nam! I my sobie go zajebiemy jak nam się będzie... - tu przygwoździł do ziemi buciorem ledwie żywego gangera - ...kurwa, podobało!

Tamten powoli wyjął cygaro z uśmiechniętych ust i strzepnął popiół. Na jego twarzy odmalowywała się niezachwiana pewność siebie. Jednak nie kwapił się do dalszego działania.

- Strasznie się z tym pierdolicie, seniores. - rzekł.

- O nie... pierdolić, to będziecie wy... - odpowiedział wesoło Cotant dając leżącemu mężczyźnie kopa w łeb - ... swoje stare w dupę.

Szturmowiec podźwignął zamroczonego byłego gangera do klęczek... błysnęło ostrze.

- A póki co podziwiajcie jak kończą ci co zadzierają z Jaguarami. Bo to prawdziwy Brutalny Deluxe.


Wcześniej w trakcie przygotowań.

- Będziemy musieli działać z Kasbalikanami. Kazik wie kim jestem i na pewno nie chce, abym zrywał woale z umysłu Ivana. Musi wiedzieć o czymś co Szlug chce zachować dla siebie. Jego ludzie, będą na pewno nas obserwować, ale i tak spróbuję coś wysondować.

- Nie podoba mnie się to, no ale dobra. A czemu nie dorwać jakiejś prawej ręki Ivana? Nic nie było o prawych rękach.

- Hmmm... dobra myśl. Jeżeli Ivan czy jaki jego zastępca wejdzie pod lufy, nie będzie za bardzo możliwości zajrzeć mu w pamięć. Będzie trzeba odwalić teatrzyk. Spróbuję wleźć mu do głowy, a ty zajmiesz się jego pokazowym wykończeniem - zrób mu jakiś farcastiański krawat z jajec czy coś. Puść wodze fantazji.




Kasballikanie wzdrygnęli się na widok dzieła Kaarela, jakby ktoś ich przerzucił na lodowy świat. Ba. Nawet ich szef przestał się uśmiechać i wywalił cygaro gdzieś w cholerę. Oni też mieli dosyć brutalne metody pozbywania się wrogów. Pan Kazik bardzo cenił sobie sadystów z fantazją. No ale tu był jakiś lepszy pokaz egzotycznych sztuk z poza tego świata.

- No to chłopaki, jeżeli nie chcecie podzielić losu drogiego kolegi Ivana... to nie utrudniajcie nam pracy.

- A bywamy bardzo zestresowani... i drażliwi. Błogosławiony Haxtes nam świadkiem. - odezwał się w końcu Matuzalem - I wydaje mi się, że słychać już syreny Carabinierii. - dodał.

Na wspomnienie o służbach porządkowych gangerzy spojrzeli na Szlachcica Półświadka. Ten uśmiechnął się lekko. Podszedł do truchła i obszukał je z wyjątkową sprawnością. Zgarnął pozłacaną papierośnicę i parę innych bibelotów. Uśmiech poszerzył mu się już całkiem kiedy z przesiąkniętej krwią kieszeni wyjął złożony pict, który przedstawiał jakąś wyjątkowo urodziwą kobietę.

- Zwijamy się. - rzucił do swoich ludzi.

Kasballikanie pozłazili się z całej posesji. Wzięli swoich rannych i trupy i ruszyli w kierunku ogrodzenia. Zaatakowali z sąsiedniej parceli, której właściciele gdzieś wyjechali. Za nią czekały trzy taxi-busy, którymi tutaj przyjechali.

Wychodząc z byłej już kryjówki głupca, który śmiał im wejść w drogę Matuzalem kiwnął Kaarelowi.

+ Jedno trzeba przyznać... nawet z ostrzem w trzewiach, nie pisnął ani słowa. + wypowiedział telepatycznie do Cadianina.



Kaarel Cotant vs Kasballica
Stealth vs Awarness
24/70 vs 77/45
5 sukcesów vs 4 porażki
Cotant WINS!

Matuzalem vs Ivan Dvostrov (Telepatic Link)
Matuzalem: Baza 60, +10 Psy-focus, -10 power, +10 rzucanie na -1 PR = 70
Ivan Dvostrov: Baza 50, -20 bolesne zadawanie śmierci. = 30
41/70 vs 47/30
Dodatkowy test Matuzalema na SW -20
37/40
Wyrwanie 1 Sekretu.


 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-03-2017 o 23:08.
Stalowy jest offline  
Stary 10-03-2017, 00:17   #97
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet




- Smaż się wiedźmo. - wysyczał mściwie przez zaciśnięte zęby Cadiańczyk znany na Farcast jako Eryk Smith. Oglądał akurat wiadomości i po raz kolejni widział facjatę heretyczki i jej pomagierów. Widział reakcję ludzi i nagonkę jaką się na nią rozpętała. I bardzo dobrze! Niech sama posmakuje tego czym ich potraktowała! To dawało mu mściwą satysfakcję, zwłaszcza, że jego pomysł, wprowadzony w praktykę przez chłopaków okazał się strzałem w dziesiątkę. Sucza traciła kolejnych kolegów z dnia na dzień. Okrążająca i będąca w natarciu przed paroma dniami sama znalazła się w okrążeniu, zepchnięta do defensywy. I bardzo dobrze!

Dwie pozostałe rzeczy jakie go ucieszyły po powrocie do samej bazy chyba najbardziej oprócz tego, że i on i reszta zespołu wrócili w komplecie to akcja z łódką i sama baza. Widział na fotce jaką elegancką łudencję przyporwadził Blackhole. I to w jakim stylu ta akcja była! I z fantazją i pomysłem i rozmachem i w 100% skuteczna i bez żadnych strat! Komandos z Cadii doceniał takie numery i kunszt wojenny jakim wykazał się Blackhole zaimponował mu. Cieszył się, że są w tej samej drużynie. No i ten prowokujący tych łachmytów pokaz siły i sprawności Brutali bezczelnie drwiących z sił tego zaatakowanego kartelu. No co jak co ale Kaarel był pod wrażeniem sukcesu tej operacji.

Drugie co go tak cieszyło to sama baza. Co prawda zaczęło się tydzień temu niezbyt imponująco. Wysiedli we trzech, z czego on sam był na miejscu tylko przy pierwszym etapie rozpoznania i zakładania bazy ale teraz gdy wrócił z tutejszej stolicy i w międzyczasie reszta zespołu dorzuciła swoje cegiełki wkładu w pracę polane swoim specostwem to baza wyglądała już naprawdę jak profesjonalna, tajna baza powinna. Teraz mieli solidną bazę operacyjną na tej planecie gdzie mogli się ukryć, naradzać, lizać rany, przetrzymać ludzi i zasoby czy zwyczajnie odpocząć.

Cieszył się też, że sam wrócił cało z rozsądną ilością danych z rozpoznania wokół wyznaczonych celów. Szedł tam z duszą na ramieniu, pakując się w sam środek mrowiska ale jednak poszedł przebrany jako jedna z wielu mróweczek i nie został nakryty. Czyli czarny scenariusz jakiego się obawiał nie sprawdził się. I dobrze i dziękować Imperatorowi bo inaczej byłoby bardzo krucho. Że niebezpieczeństwo było realne świadczył przypadek Valerii choć miała bardziej inwazyjne zadanie od niego teren jednak był zbliżony. Udało się co prawda ją ewakuować ale potwierdzało, że główne punkty na tej planecie są całkiem niezłe w takie klocki.


A teraz...


Kaziu i Dvortsov


"Sprawa Dvortsova" trochę interesowała go osobiście. W końcu po paru perypetiach to z jego wizyty w "Trzech Kołach" jakoś wypłynęło jego nazwisko. Nie miał oporów by go skasować za ten numer z walizką i najazd na chatkę Brutali pod laskiem. Nie ładnie z jego strony i zasługiwał na klapsa. Ale. Ale dobrze by było z nim pogadać, przesłuchać przynajmniej. A tymczasem pan Kaziu życzył sobie jak na złość urwać mu łeb od ręki. W zamian oferował deal na przyszłość. Sam miał wątpliwości co do motywów i lojalności agenta Kazia choć na razie nie miał żadnych dowodów na jego matactwa przeciw ich grupie. Ale też nie miał, że ich nie robił. Więc pat. Ostatecznie więc nie przejawiał zbytniej inicjatywy przy omawianiu tego punktu. Można było skasować mafioza jak chciał Kaziu ale nic nie mówił o jego prawych rękach. A jakiś zaufanych mieć musiał jak w każdej organizacji. I taka prawa ręka musiała też wiedzieć sporo o "akcji z walizką" czy z kim i skąd się wcześniej szef szlajał. Jak choćby tamta blondi. Zajumała widać mu tą walizkę to pewnie i wiedziała skąd i kto tam jest kto.


Gomez


Z Gomezem finezji zbytnio też nie miał. Jedyne co mu przychodziło do głowy to sprokurować wezwanie wyższej instancji do centrali. Czy to jakiś jego zwierzchnik, sztab główny czy sam El Kanto to już nie wnikał. Jakby udało się udanie sprokurować takie wezwanie to "po drodze" byłoby łatwiej wyłuskać palanta niż tam na orbicie w jego leżu. Tu jednak zdawał się na opinię speców z ich grupy czy są w stanie sprokurować taką fałszywkę by kolo dał się nabrać. Pewnie jakieś potwierdzenia i łącza w pogotowiu też by trzeba naszykować ale to ich spece pewnie wiedzieli dużo lepiej od niego. Wówczas palant by musiał zejść ze swojego orbitalnego tronu albo okazać nieposłuszeństwo władzy zwierzchniej co też byłoby ciekawe zjawisko. No ale wówczas albo jakby nie szło inaczej trzeba by samemu tam się pofatygować po palanta. To już jednak by pewnie wymagało większych przygotowań.


Czerwona lista



Za to z listą w Cadiańczyk wpadł na konkretny pomysł. Nie uśmiechało mu się upubliczniać tych danych. Wywołały by chaos i zamieszki kto by nie ucierpiał to na pewno poddani Imperatora. Ten cały Farcast to nie była jego rodzima Cadia no ale nadal jednak tu było Imperium. Troche prachate ale jednak. Nie uśmiechało mu się by się poddani Imperatora żarli ze sobą nawzajem z ich powodu. Ten cały El Kanto też mu nie podchodził. Nawet choćby z tą pokazówką po bitwie o obóz Brutali. Jakoś póki on i tacy jak on mieli tu decydujący wpływ nie sądził by zmieniło się na lepsze. Po porstu im, decydentom, pasowało by było jak jest. To zaś kompletnie nie pasowało Cotantowi. - A może wypromujmy własną siłę? Takiego Herlaka Szolmsa. Damy mu po kawałku tą listę niech zabłyśnie i zostanie gwiazdą. Posmakuje sukcesu sam będzie przychodził po kolejne nazwiska. A mamy chyba listę tych co powinni być ok nie? Może coś z niej wybierzemy? - zaproponował gdy omawiali ten problem. Brakowało im jakieś własnej alternatywy dla siatki Rathbone albo Kazia. Wolał mieć coś swojego. Co dałoby się łatwiej kontrolować i ulepiliby to na bieżąco więc bez wpływów tej suczy i wątpliwości jakie Eryk Smith żywił co do Kazia. Całej listy nie było co dawać od razu bo straciliby narzędzie nacisku i wpływu na wybrańca. Ale kto wie. Jakby wybrać kogoś kto już ma niezły autirytet i stopień w hierarchii może nawet by doszło do zamachu stanu? Kto wie, kto wie...


Partyzanci


O partyzantach jak na razie Cotant jeszcze nie zaangażowany dotąd w akcje i relacje z nimi nie miał wyrobionego zdania. Wspomniał, że lepiej nie afiszować się z wyrzynką ich ludzi w walce o obóz Brutali ale gdyby tamci o tym zaczęli to przypomnieć im kto był agresorem w tym starciu. I co najwyżej spróbować skierować myślenie tamtych, że to jakieś sparchaciałe owce były co działały na własną rękę wbrew rozkazom centrali. Na same spotkanie postanowił założyć jednak swój karapaks Jaguara. W końcu mieli spiknąć się z tymi którzy oficjalnie też byli wyrzutkami. Ze swoimi umiejętnościami nadawał się chyba najbardziej do zabezpieczania terenu. Przypomniał tylko, że Istvy musieli mieć swoje macki po obu stronach konfliktu by go kontrolować by nie wygasł zbyt prędko. Nie miał jednak pomysłu jak to przekuć na jakieś konkretne działanie.


Walizka


To było to! Czuł podniecenie jak rekin w wodzie wyczuwający drobiny krwi. Trop! Co prawda nie wiedzieli do czego. Ale na te pewnie kilka części kodu dwa o których wiedzieli zostały okupione imperialną krwią. Czuł, że to robota Rathbone i jej pomagierów. Miał nadzieję, że chodzi o te przeklęte mechanizmy. Pasowało jak ulał. - Wiecie co? Jeśli ten kod to byłyby namiar na miejsce ukrycia tego artefaktu a udało nam się przechwycić walizkę nim sucz ją zczapiła to oznacza, że nie ma przynajmniej tej walizkowej części kodu. A jeśli tak jest to mamy ją. Bez tego nie zdobędzie namiarów na ten syf co tak go szuka. - uśmiechnął się z zadowoleniem cadiański komandos. No dobra, nie był pewny czy mają odpis czy oryginał. Mogło być więcej kopii i sucza mogła któryś jakoś zdobyć. Ale jeśli był jeden i oni go mieli oznaczało wedle rozumowania Kaarela, że laska nie ma kompletu danych, czyli nie ma namiaru na Mechanizm czyli nadal jest na planecie i go szuka. Czyli też nadal jej na tym zależy więc... No właśnie tu się zaczynało pole do manewru jak rozegrać tą kartę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-04-2017, 15:44   #98
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Wahadłowiec naprawczy z metalicznym zgrzytem zadokował na statku. Grodzie otworzyły się i do środka weszli strażnicy.
-Kontrola. Pokażcie identyfikatory i ładunek!
Czekający we wnętrzu technicy wyjęli dokumenty z przepastnych kieszeni ubrudzonych smarem i olejami kombinezonów roboczych.
-Co jest w tej skrzyni? - indagował szef straży.
-A, to tylko podzespoły. - skłamał gładko Blackhole. Chris spodziewał się właśnie takiego pytania. Jak i przewidział dwa następne posunięcia strażnika.
-Otwieraj.
-Ale…
-Żadnego, kurwa, ale bo ci tak przypierdolę, że ci okulary z nosa spadną.

Blackhole wprowadził właściwą kombinację na zamku cyfrowym i otworzył przepastną skrzynię.
-No to teraz masz wpierdol - uśmiechnął się ponuro szef straży. -Alkohol, dragi, pornografia, wibratory, paralizatory, kajdanki, lateks… A na chuj wam 6 słoików z masłem orzechowym? Zresztą nieważne. To wszystko jest nielegalne na tym statku. Zaraz spiszemy raport a was zapraszam do pokoju przesłuchań - uśmiechnął się kpiąco.
-Moment, może się jakoś dogadamy? Mamy trochę fajnych fantów a i gotówka się znajdzie jak to opylimy. No dajże spokój.
Nastąpiła chwila wahania, choć Chris już zawczasu sprawdził ile strażnicy zarabiają. A ludzie przebywający latami na statku musieli skądś czerpać przyjemność. Jak dodało się dwa do dwóch, to wiadomo było kto przymyka oko na przemyt. Nie było wiadomo za ile.
-50% tego co dostaniecie. I kilka dobrych filmów przyrodniczych.
-40% i filmy? Powiem dla kogo są słoiki z masłem orzechowym.
-Stoi
Strażnicy podpisali przybycie w swojej księdze i zatwierdzili list przewozowy. Drużyna techników wzięła swoje skrzynki narzędziowe i ruszyła do Generatorium.
- Herezja rodzi się z bezczynności. - wyszeptał Matuzalem, ubrany w kombinezon roboczy i wielkie gogle spawalnicze - A na tym okręcie smród lenistwa jest wprost namacalny.
Akcja, którą zaplanowali nie byłaby taka ciężka, gdyby nie fakt, że z okrętu floty systemowej trzeba było jeszcze jakoś uciec. Oczywiście było kilka opcji - promy, wachadłowiec, od biedy nawet kapsuły ratunkowe. Największym problemem było dostanie się do nich i ucieczka na powierzchnię planety.
Oprócz dowódcy floty Rodrigo Gomeza mieli też krótką listę innych osobników, których warto się było pozbyć. Spora część z nich nie wykazywała się wybitnymi kompetencjami, więc nie powinni być wielką stratą dla Imperium, jednak chodziło też o to, aby nie było nikogo kto ośmielił się rzucić wyzwanie Pax Behemoth, a nawet jeżeli… to aby nie miał dostatecznych umiejętności, aby wygrać bitwę.
Nie było to trudne. Jak każdy karierowicz Gomez nie przedstawiał wysokich kwalifikacji jeżeli chodzi o swój zawód. Nie otaczał się też osobami bardziej kompetentnymi od siebie - wszak po co mieć potencjalnego rywala w swoim otoczeniu?
Była jednak również druga strona medalu Rodrigo Gomez miał ostre obawy o swoją osobę, tak jak jego koteria. Nic więc dziwnego, że pomimo szkieletowych obsad łodzi, duży procent załogi stanowili armsmeni. I chociaż byli opłacani nieźle to brak wyraźnego zagrożenia mocno uszczuplał ich zdolności bojowe i dyscyplinę. Korupcja też robiła swoje.
Ogólnie flota przypominała obsadzoną partyjniakami budżetówkę nie robiącą nic konkretnego, aż do momentu, kiedy góra zacznie się im przyglądać.
+Powtórzmy sobie jeszcze raz informacje i plan+ zaintonował z umysłach towarzyszy Matuzalem.
+Załogi okrętów mają połowy pełnej obsady. Czyli na korytarzach powinno być niezbyt tłoczno.
Na siedmiu załogantów przypada jeden zbrojny. Biorąc pod uwagę kto zarządza tą karykaturą imperialnej marynarki należy spodziewać się, że większość oddelegowana jest do ochrony oficerów.
Korpus dowodzenia posiada pełną obsadę oficerską i szczątkową doradczą. Ewidencja wskazuje na znikomą obecność kapelanów, w liczbie jednego na okręt i techkapłanów, w liczbie dwóch na okręty duże, jednego na małe i brak na łodziach. Brak nawigatorów i astropatów.
Jako że Góra nam narzuciła minimalizację strat w infrastrukturze planety musimy działać w miarę delikatnie.
Najpierw odwiedzimy Generatorium i przekonamy się jak wyglądają sprawy. Potem podzielimy się na dwie drużyny. Jedna wraz z Morgensternem i J13 uda się do Głównego Cogitatora i przejmie nad nim po cichu kontrolę. Druga grupa ruszy na pokłady oficerskie. Jeżeli wróg się połapie że coś jest nie tak Durran zamyka grodzie, aby oficerowie nie mogli dostać wsparcia. Wpadamy tam, eliminujemy, czytam Kapitana i likwidujemy go. Zgarniamy też wszystkie dokumenty i nośniki danych.
Wariant awaryjny, jeżeli coś pójdzie nie tak, cel ucieknie lub zginie. Musimy zdobyć wtedy wszystkie możliwe informacje, przesłuchać wyższych rangą oficerów… im więcej będziemy mieli wiadomości o flocie systemowej tym lepiej. Będziemy mogli szantażować i zastraszać ich dowódców, aby nie tykali Pax Behemotha.
+
Sejan szedł jako jeden z ostatnich. Nie był dobrym strzelcem, ani też w walce wręcz nie wyróżniał się, więc wolał nie wchodzić w drogę bardziej doświadczonym towarzyszom.
+Matuzalem prowadzisz. Ja zamykam pochód+ taki był plan.
Miał nadzieję że, sczytanie kapitana da im dodatkowe informacje. Jeśli nie, jego śmierć i tak będzie korzystna dla Jaguarów.
Grupka technomatów ruszyła korytarzami okrętu zgodnie z oznaczeniami na korytarzach i mapach wykradzionych z państwowych baz danych. Rzeczywiście nie było specjalnie tłoczno na korytarzach, choć i tak wszystkiego pilnowali porządkowi armsmeni o dość nieprzyjemnej aparycji i zachowaniu pełnym nonszalancji. Atmosfera rozprężenia była wyraźna. Nawet jeżeli dotarły tutaj wieści o tym co działo się na powierzchi… kto by się przejmował, przecież tutaj jest orbita, a tam jest powierzchnia... daleko daleko.
Dlatego też nie niepokojeni dotarli do Generatorium. Wielka hala dzieląca się na kilka sekcji mieściła w sobie napęd plazmowy, generujący zarówno ciąg, jak i energię dla całego okrętu. Oprócz pracujących tutaj technomatów był też techkapłan odziany w szkarłatne szaty i chyba wszystkie serwitory z całego okrętu. Widząc przybyłych ludzi Tryb chwycił się jednej z rur i zjechał z wyższej platformy na ich poziom. Oprócz podstawowych implantów mechanicus nie posiadał chyba żadnej dodatkowej bioniki. Zamontowany na dolnej szczęce grill co prawda wypaczał jego mimikę, ale po ściągniętych brwiach i uniesionych policzkach dało się rozpoznać pewne rozdrażnienie.
- Czego wy tu? - zapytał grzecznie - Kolejna partia darmozjadów do nicnierobienia?
- Mamy rzeczy na handel.
- odpowiedział konspiracyjnie cicho Matuzalem.
Twarz techniaka stężała. Przez parę chwil przyglądał im się podejrzliwie. Niektórzy już się spinali, aby sięgnąć po broń, jednak Tryb rzucił tylko krótko.
- Jakie?
- To co zwykle
- odparł Astropata.
Jeszcze chwila napięcia i piastun Generatorium kiwnął głową gdzieś ku wyjściu do bocznego pomieszczenia.
- Pokażcie.

***

Tryb z niesmakiem przejrzał asortyment drużyny, ale ostatecznie wybrał parę butelek alkoholu oraz słój masła orzechowego, mamrocząc coś, że może jego stara się uspokoi jak dostanie coś luksusowego. Próby ciągnięcia Tryba za wokoder pozwoliły dowiedzieć się paru rzeczy: Parę dni temu kapitan strasznie się chełpił przepędzeniem jakiegoś pyszałka, bosman zabiera handlarzom część towaru oraz to że ich spowiedniczka jest “niedorżnięta” i lepiej, aby nie handlowali w pobliżu kaplicy.
Grupa zebrała więc swoje towary, aby kontynuować swoją kupiecko-asasyńską wyprawę. Zatrzymywali się w niektórych miejscach i wymieniali po kryjomu przeniesione używki i inne takie na walutę. Zbierali przy tym różnego rodzaju plotki, wymieniając się tymi z powierzchni. W końcu zbliżyli się do komnaty z Głównym Cogitatorem okrętu i nadszedł czas przejścia do właściwej części operacji.

***

Olivia Volt widząc, że kadzidło przed ikoną Wszechsjasza dopala się, wyjęła z pudełka kolejny zapachowy pręcik i pokruszyła go dosypując do tlących się kawałków w kadzielnicy. Serwoczaszki unoszące się pod sufitem wygrywały cicho hymn do Boga Maszyny. A ona jak zwykle pogrążyła się w lekturze księgi traktującej o mowie maszyn. Przydział jej się nie podobał, ale robiła wszystko co do niej należało. Dostała obietnicę od Magosa, że przy pierwszej okazji zaokrętuje ją na statek lecący poza układ Farcast. Jedynym warunkiem było dostarczanie informacji o Rodrigo Gomezie i przejmowanym przez niego od przemytników towarze. Magosa interesowało czy pośród przejętego ładunku nie znajdowały się zakazane technologie i artefakty. Jak na złość wszystko co wpadało Kapitanowi w ręce była to zwyczajna kontrabanda podlegająca Administratum i Adeptus Arbites. Nic ponadto. Żadnych wyjątkowych przedmiotów. Żadnych technologii.
Miała oczywiście na Gomeza haki i każdą kompromitującą kapitana informacją dzieliła się z przełożonym. Ale to nie było to co Magos oczekiwał.
Olivii nie pozostawało nic jak dalej czuwać i wypełniać swoje obowiązki. Na szczęście miała regularną przepustkę na lot na planetę, więc przy każdej okazji wymieniała swoją małą kolekcję ksiąg na nowe egzemplarze. A tak pomiędzy tymi okazjami rzadko wychodziła z komnaty Głównego Cogitatora. Załoganci nie byli towarzystwem dla niej, a oficerowie byli tyle godni zaufania co parszywi xenos. To pomieszczenie… było jej domem. A Cogitator okrętu… jedynym towarzyszem.
Rozległ się sygnał komunikatora przy włazie. Olivia oderwała się od kontemplacji nad swoim marnym losem i szybkim krokiem podeszła do konsoli. Nim jednak zdołała sięgnąć do przycisku, skrzydła włazu rozsunęły się ukazując jakiś ludzi.
Ostatnie co zdołała zapamiętać to ból i ciemność, kiedy jeden z nich przywalił jej kolbą karabinu.

***

Zamknęli właz i rozproszyli się po komnacie, aby powyjmować ukryte w skrzynkach bronie i oręż. Matuzalem ułożył nieprzytomną techkapłankę gdzieś z boku komnaty i zaczął skanować je umysł. Morgenstern zdjął serwoczaszki na wypadek jakby mogły nagrywać wizję i fonię, a potem zabrał się za Główny Cogitator.
+ Omega, Sigma, Ypsylon, Ypsylon, Theta, Ypsylon+ - podał subwokalem Matuzalem do maleteka kod dostępu do maszyny.
+ Nawiązałem połączenie. Mam dostęp.+ zameldował Morgenstern.
Póki co akcja przebiegała bez większych komplikacji. Grupa sprawdziła sprzęt, kiedy ich techkapłan przeczesywał zasoby Ducha Maszyny okrętu. Matuzalem tymczasem kontynuował skanowanie umysłu nieprzytomnej kobiety. Po paru minutach skończył. Bez większego wysiłku usnął kobiecie z umysłu wspomnienie ich wtargnięcia, jednak decyzję czy pozostawić ją żywą pozostawił Inkwizytorowi.
+ System należy do mnie. Mało rekorderów video, wiele audio. Zgrywam ich lokalizację. Czuć tu robotę Istvaan. Usuwam ich syfy + meldował o sytuacji Durran.

Kaarel w kombinezonie technika starał się jak mógł być jednym z wielu grupki techników. Na żargonie technicznym to chyba zaniżał standard więc się nie wychylał, na aktorstwie też nigdy się nie wyznawał więc starał się zachować naturalny i neutralny wyraz twarzy licząc, że w grupce to będzie wyglądać naturalnie. No i że jakby co to skupi się uwaga na tych agentach co prowadzili rozmowy w ich imieniu. Gdy znaleźli się w kapliczce zerknął ciekawie na nieprzytomną kapłankę. Ale w sumie na razie mógł zająć się jedynie filowaniem na okolicę. Szło dotąd przyzwoicie, przykrywka działała więc na razie on nie miał zbyt wiele do roboty. Popatrzył pytająco na szefów ich gromadki czekając na kolejny etap tej orbitalnej eskapady. Skoro nadszedł ten krok z dobywanie broni to znaczyło, że przechodzą do konkretów i bardziej pewnie znanych Cadiańczykowi tematów. Nie chciał jednak działać bez rozkazu i zbyt pochopnie czekał więc na konkretny przydział zadania. *

Do osłaniania Morgensterna wyznaczeni zostali Mordax, Poświeć oraz Cortez. Pozostali z naszykowaną bronią skrytą pod torbami i szmatami wyszli z kaplicy Głównego Cogitatora i ruszyli w kierunku pokładów oficerskich. Trasa była wyznaczona. Teraz pozostawało mieć ufność w Imperatorze, że zdołają zachować dyskrecję jak najdłużej.

***

Podchody skończyły się w połowie drogi do sal zajmowanych przez Kapitana okrętu i najwyższych oficerów. Wyszło im naprzeciw kilku armsmenów, paru innych zagrodziło im drogę odwrotu. Matuzalem nie czekał, przekazał telepatycznie rozkaz Morgensternowi i nim cokolwiek pokładowa policja zdołała powiedzieć światła pogasły, a Agenci Inkiwizycji chwycili za wytłumioną broń. Drobne błyski i wizgnięcia wyciszonej broni przeplotły się z wystrzałami na oślep agresorów. Ci szybko padli, ale zdołali narobić rabanu. Po chwili jednak zaczęły zamykać się newralgiczne grodzie i włazy, poza tymi które miały zaprowadzić Agentów do ich celu.
Wyglądało na to, że misja wskoczyła na wyższy bieg.
Inkwizycyjni puścili się biegiem przez korytarz.

***

Detsznur na drzwi. Dwa zapalniki.
-Gotów? Team był na pozycjach.
Matuzalem informował o lokalizacjach, w jakich znajdowali się przeciwnicy w środku. Kasrkini przygotowali flashbangi i czekali na…
-Trzy. Dwa. Jeden… Eksplozja detsznura zatrzęsła korytarzem, posyłając spory fragment plastalowych drzwi do środka pomieszczenia. Chwilę później eksplodowały wrzucone do środka granaty hukowo-błyskowe.
-Wejście!
Szpica natychmiast wbiła się do pomieszczenia strzelając do przeciwników wciąż jeszcze oszołomionych od hałasu i stroboskopowego światła. W mniej niż pięć sekund było po wszystkim. Ich cel, człowiek w średnim wieku w bogatym mundurze pełnym orderów, chował się za stołem generującym holomapy. Nie trwało to długo. Został zaskoczony przez Flavię, która złamała mu rękę, odebrała broń i po założeniu bolesnej dźwigni działającej na trzy stawy naraz sprowadziła go do parteru.
- Sytuacja opanowana – zameldowała krótko.
Do leżącego na glebie wolno podszedł Matuzalem i spojrzał wijącemu się z bólu mężczyźnie w oczy. Tamten chciał coś krzyknąć, ale spojrzał w puste oczodoły maski Astropaty. Gomez, który miał na swoje rozkazy całą flotyllę systemową pozbawiony wsparcia wydawał się tylko marnym człowiekiem, kiedy pozostawał w pojedynkę.
- Zajrzyj w umysł zdrajcy, a znajdziesz jeno małego człowieczka bijącego pokłony przed potęgami obiecującymi mu iluzje siły i mocy. - wyszeptał chrapliwie Matuzalem.
Zarówno Astropata, jak i jego ofiara znieruchomieli. Od Starca biła złowieszcza aura, kiedy bez żadnych prób maskowania się wnikł do umysłu Rodrigo Gomeza. Ten próbował stawiać opór, jednak ból, którego nie zwykł zaznawać łamał go i zmiękczał. Walka umysłów trwała, a kolejne sekundy wlokły się niemiłosiernie.
+ Idą do was. Przespawali grodzie. Kilkudziesięciu. Utrudniam im jak mogę, ale… tu też zmierzają. Rozstawiają się pozycyjnie i odcinają drogi ucieczki. Nie przejdziecie bez walki + odezwał się Morgenstern na voxie + Co jest priorytetem? Spowolnienie pochodu czy droga ewakuacji? + zapytał heretek pytając na czym ma się skoncentrować.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 05-04-2017 o 15:50.
Stalowy jest offline  
Stary 09-04-2017, 21:52   #99
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Turbodiesel spojrzał na Matuzalema. Astropata wyglądał na pogrążonego kompletnie w transie. Nie wiadomo ile miało to potrwać - według tego co wcześniej mówił Matuzalem może to zająć minutę, może więcej. Nie wiadomo ile czasu mieli na pewno.
Rzucił jeszcze spojrzenie na Inkwizytora, ale ten tylko obserwował badawczo podwładnych, nic nie mówiąc. Czy był, aż tak pewien swego, że nie obawiał się otoczenia i rozstrzelania? A może miał aż tyle zaufania w umiejętności podwładnych, że ci wyjdą z każdej opresji?

+ Przygotuj ewakuację. Dokonaj sabotażu wszystkiego co może nam przeszkodzić w dotarciu na powierzchnię. Usuń ślady naszej obecności.+ rzucił na voxie eks-komisarz.
+ Załatwione. + odparł były Tryb.

***

Agenci Inkwizycji musieli odeprzeć szturm armsmenów uzbrojonych w tarcze abordażowe, strzelby i miotacze ognia. To co zadziałało przede wszystkim na korzyść inkwizycyjnych to brak odpowiedniego oświetlenia. Parę granatów ciśniętych ponad tarczami zdołało porozbijać nacierające formacje, a kilka celnych serii z automatów pozwoliło uspokoić sytuację na parę chwil. Obawa była jednak taka, że w pewnym momencie do walki ruszą nie tylko milicjanci, ale także załoganci.

Matuzalemowi zajęło dobre parę minut łamanie Kapitana Rodrigo Gomeza, zanim w końcu ceremonialnie Astropata wpakował mu kulę ze swojego Emperor's Goldena. Kunsztownie wykonana handkanona przez chwilę jeszcze dymiła, po czym zabójca zakręcił nią na palcu i schował sprawnym ruchem do kabury pod ciuchem roboczym.

Informacje pobrane. Usuń ślady naszej obecności tutaj. Niech Duchy Maszyny pozostaną nieposłuszne wobec załogi.

Po nadaniu krótkiej wiadomości telepatycznej Matuzalem skinął głową pozostałym. Najwyższy czas było się wydostać z Obrońcy Farcast.

***

Pablo zaciągnął się skrętem Białej Próżni i wypuścił obłoczek dymu. Ale i to niewiele pomogło. Ktoś sprzątnął całą wyższą kadrę dowodzenia na okręcie, odciął komunikacje, pogasił światła i ostro zrypał masę rzeczy na okręcie. Problem polegał na tym, że władza na Farcast niedługo się zapyta “czemu Pablo i jego ludzie nie zdołali zapobiec temu pierdolnikowi?”. Ano i tak fartem było to, że nie sprzątnięto go - wykręcił się od spotkania tym że “musiał pomóc bosmanowi w przeprowadzaniu akcji dyscyplinarnej”. Na zebraniu i tak Pablo musiałby wysłuchać tego jak ten pierdolony Gomez udaje zainteresowanie sprawami okrętu.
Pierdolony gnój, dobrze, że nie żył.
Gorzej że teraz Pablo musiał zrobić sobie dupochron. Posłał ludzi, aby zajebali zamachowców, ale najprawdopodobniej to oni zostali zajebani. Skoro ktoś już się pokusił na infiltrację okrętu to raczej nie byle pierdoły. W sumie ostatnio ktoś bąknął, że na powierzchni jest pierdolnik przez jakąś bandę pojebów, która próbuje robić konkurencję dla Pueblos.
Pablo cisnął resztkę skręta na podłogę i roztarł ją butem.
Pierdolone Farcast. Mógł wylecieć do innego systemu, ale nie... “Zostań Pablo, mówili. Załatwimy ci dobrą posadę na okręcie, mówili.” Srał was pies.
Najgorsze to było to że już ludzie zaczęli panikować i nawet ktoś odpalił kapsułę ratunkową. On też by wskoczył, gdyby nie to że jakby go znaleźli to by musiał się tłumaczyć z dezercji i czemu pozostawił posterunek. Kurwa mać. Może dlatego że nie chciał ginąć?
- Sir? Wszystko w porządku? - w świetle świeciglobusów Miguel był ledwie rozpoznawalny.
Pablo złapał się na tym że sięgał już po kolejną Białą Próżnię.
- Ktoś cokolwiek zameldował?
- Nie, sir. Drużyny albo albo muszą przebić się przez grodzie albo giną w starciu z agresorem.

Pablo spojrzał nieprzytomnie na swojego podkomendnego. Kto jak kto ale Pierwszy Zbrojny nie powinien tracić głowy. Tak… nie powinien. I jeszcze ten cholerny Miguel… dupowłaz-idealista. Wszystko jak od linijki, ale jak tylko.
- Hangary, główne grodzie, mostek, generatorium… obstawione?
- Tak jest! Kazałem dozbroić też załogantów i bronić im poszczególnych sekcji.
- Dobrze.
- Jakieś dalsze rozkazy? Może ruszymy zapolować na tamtych?

Pablo miał ochotę zdzielić tego szczyla w pysk za takie sugestie, ale opanował się. Strach pomyśleć co by się działo, gdyby nie wypalił tej Próżni. Z drugiej strony… czy naprawdę wykręciłby się z tej kabały nawet jakby przeżył?
- Nie. Muszą się wydostać poza statek. A zaraz przybędzie wsparcie. Techklechy już nadali komunikat do pozostałych.
Porucznik tylko skinął głową i zasalutował. Pablo odprowadził młokosa wzrokiem, kiedy ten odszedł do grupy zabezpieczającej pokład z kapsułami.
Pierwszy Zbrojny zachował kamienną twarz. Zwrócił wzrok ukradkiem w stronę kapsuł.

***

Korytarz oświetlały światła awaryjne i świeciglobusy które armsmeni i załoganci zdołali rozłożyć. Kiedy tylko zaczęli tracić kontakt na voxie kablowym z pobliskimi drużynami Miguel wezwał pozostałe oddziały, aby przybyły ze wsparciem. Jego podwładni skupili się przy włazach, przejściach i zakamarkach, aby powstrzymać marsz wroga do kapsuł desantowych. Miguel czuł ciarki na plecach. Wróg przemieszczał się błyskawicznie, jakby nie musiał w ogóle odpoczywać. Jeżeli zdołają go przytrzymać chociaż parę minut, dotrą pozostałe oddziały i liczebnością zdołają zalać cholernych agresorów.
Ci jednak okazali się ponad zdolności planowania Miguela.
Para granatów dymnych przeleciała z głębi korytarza i upadła w pobliżu jego ludzi. Zaraz wszystko zostało pochłonięte przez całun dymu a potem…
… a potem przyszła Śmierć.

***
Morgenstern uniósł pięść z wyprostowanym kciukiem. Commando Inkwizycji podzieliło się na dwie kapsuły. Ich technomanta ustawił pozostałe tak, aby zostały wystrzelone razem z nimi. Kilka stanowisk było jednak pustych - prawdopodobnie ktoś z załogi spanikował i uciekł. Było to chyba najrozsądniejsze wyjście, biorąc pod uwagę, że obrońcy pokładu polegli co do jednego. Ciała w straszliwym stanie leżały na podłodze. Wyciekająca z nich krew spływała tworząc upiorne kałuże i cieki.
Każda grupa dostała odpowiednie koordynaty na punkt zborny. Ponadto każdy pamiętał gdzie znajduje się ich kryjówka i w razie czego jakim kanałem się komunikować.
Pozostawało tylko teraz się modlić do Imperatora o to, aby dywersja z wystrzeleniem wszystkich kapsuł i sabotaże na okręcie flagowym floty systemowej wprowadziły tyle zamieszania, że uda im się wymknąć z ewentualnej obławy. Niestety oślepiając załogę oślepili także siebie na ostatnią fazę operacji.
- Imperator chroni. - mruknął Inkwizytor Jethro Sejan uruchamiając kapsułę ratunkową.
 
Stalowy jest offline  
Stary 12-04-2017, 16:26   #100
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Arrow There is no time for peace, nor respite.

Ad. Dzień Szósty

Wspólna obława Kasballican i Jaguarów na hacjendę Ivana Dvortsova i jego przydupasów była pełnym sukcesem. Korzystając z dywersji przeprowadzonej przez mafijnych egzekutorów z czarnego automobilu wz. Volga, kasballicańscy siepacze i dwóch Brutali spacyfikowało rezydencję w przeciągu dziesięciu minut. Drugie tyle zajęło "przesłuchanie" Dvortsova. Kiedy Carabinieri nadjechali, było już pozamiatane, a napastników było ze świecą szukać.

Policja oczywiście mogła wpaść szybciej i ze znacznie większymi siłami. Może nawet ze wsparciem MP-F. Kazik wiedział jak zapewnić swoim pracownikom godziwe warunki pracy, a swoim rządowym kontrahentom odpowiednią ofertę. Także i tym razem wszystko poszło gładko. Zdrajcy byli martwi. Dłużnicy spłacili długi. Nie doszło do niefortunnego spotkania Karabinierów z recydywistami. Dzień był udany.

Informacje, jakie Cotant zgarnął z hacjendy (nie do końca pod okiem Kasballican), wskazywały na dłuższą rywalizację Dvortsova i jego Kasballican z Valerem Cantano i jego agentką, Anną "Blondyną" Roverti. Cantano, co potwierdzał późniejszy sprawdzian ze strony Durrana, był głową farcastańskiego oddziału Zimnej Gildii - calixjańskiej międzyplanetarnej firmy kurierskiej, nie raz i nie dwa zamieszanej w szmuglerkę bądź kradzież; lecz zazwyczaj działającej w sposób legalny. Dvortsov i Cantano zostali zakontraktowani przez "Panią Smith" w celu odnalezienia trzech walizek z "oficjalnymi dokumentami". Jedna miała być w dokach, ale tutaj kontrakt został z jakiegoś powodu anulowany. Jaguary wiedziały, że Istvy same zajęły się zgarnięciem papierów. Możliwe, że chodziło o czas - albo, że nie ufały kryminalistom. Druga walizka została przechwycona przez Blondynę szybciej, aniżeli przez soldatos Dvortsova - potem przechwycił ją jeden z Brutal Deluxe, Cotant.

Trzecia teczka znajdowała się w urzędzie pocztowym wsi Meguila w Paramos de Vaquero. Dvortsov nie zdążył wysłać tam ludzi - i, jak widać, nie miał zamiaru realizować kontraktu.

Umysł torturowanego był niezwykle oporny. Matuzalemowi udało się wydrzeć tylko jeden sekret - twarz Pani Smith. Mimo charakteryzacji, Astropata miał całą pewność, że była to Annabelle Lia Waldcroft.

Ad. Dzień Siódmy

Akcja przeciw pro-istvaniańskiemu dowódcy FAS-F, Rodrigo Gomezowi, na pokładzie Defensor del Farcast była zdecydowanie bardziej ryzykowna. Jaguary działały incognito przeciwko siłom rządowym, licząc na swój profesjonalizm, siłę ognia, zaskoczenie i przykrywkę. Przeciwko sobie mieli całą flotyllę systemowców, ich systemy obronne, tysiące ludzi załogi i setki próżniackich porządkowców. Nieznany był ewentualny udział Istvanian. Nie mieli wsparcia ze strony Brutal Deluxe ani Kasballiki, ani dojść do przekupnych oficerów.

Jeden szybki, precyzyjny sztych prosto we wrogie oko.

Czy ktokolwiek wątpił w powodzenie tej akcji?

Rodrigo Gomez wraz z innymi sprzedawczykami oraz paroma nadgorliwcami gryźli metal pokładów. Jaguary bez strat ewakuowały się na planetę, wykorzystując inną drogę wyjścia - deszcz kapsuł ratunkowych, w większości pustych. Za sobą zostawili burdel, którego ogarnięcie miało zająć całe tygodnie i pociągnąć za sobą kolejne łby Próżniaków.

Owszem, MP-F udało się zlokalizować i zabezpieczyć kapsuły. Nie zdołali jednak dorwać zamachowców. Ślady urywały się w dziczy. W ciągu kolejnych godzin Brutale zmieniali przykrywki i chyłkiem docierali do punktów zbornych, a stamtąd do swojej głównej bazy w Interiorze.

Z początku media (ani chybi pod namową rządu bądź Istv) spekulowały o odpowiedzialności EP za ów zamach - jednak ostatecznie "głos ludu" przypiął łatkę do piersi istvaniańskich terrorystów. El Kang po raz kolejny wystąpił w przemówieniu, gdzie zapowiedział rządową obławę na terrorystów, oraz współpracę z poszkodowanymi pozaplanetarnymi organizacjami - Dynastią Machenko i Brutal Deluxe - w celu eliminacji zagrożenia.

Dzień Ósmy

Tegoż dnia, czas upłynął na zbieraniu ludzi w bazie oraz obserwacji mediów... i oczekiwaniem na kontakt z orbity.

Pax Behemoth przybył dopiero w godzinach wieczornych. Przez bitą godzinę toczył negocjacje z FAS-F. Długo, acz były zakończone sukcesem. W kadrze Próżniaków nie było już nikogo, kto miał interes w pozbyciu się Rogue Tradera... tym bardziej, że ów RT oficjalnie obiecał pomoc rządowi El Kanga w odnalezieniu i ukaraniu heretyckich terrorystów. W odpowiedzi, decyzja o pozostaniu łajby Aizdara na orbicie została wydana przez samego Gubernatora. Szach.

Wieczorem i w nocy członkowie OSS nie mogli jednak liczyć na spoczynek. Tego dnia mieli bowiem spotkać się z "Szefową" - z liderką EP, Cecillią Eguzkine. Ponadto, na ten dzień zaplanowany mieli odbiór dostawy sprzętu. Amunicja oraz paliwo do pojazdów, przede wszystkim Valkirii i autocykli, były na wyczerpaniu. Sky Talon miał dość wachy jedynie na wyrzucenie Chimery poza wulkan i późniejsze jej odebranie. Jako autopilota ustawiono Jednostkę 13 i Duchy Maszyny, odpowiednio "ulepszone" przez Morgensterna.

Wysprzątaną Chimerę z Durranem jako kierowcą, Mordaxem jako obserwatorem, Bruno Falkerem jako pomocnikiem i Kelvarem jako strzelcem posłano do odebrania fantów z bazy Brutali na terenach Machenko. Diesel i Cortez trzymali pieczę nad PBRem, odbierając go z ukrytej przystani i przycumowując niedaleko miejsca spotkania. Mieli robić za ewentualne wsparcie bądź drogę ucieczki. Abaroa zdecydował się przywdziać na tą okazję swój ciężki pancerz wspomagany. Deski pokładu ledwo wytrzymywały ciężar ponad dwustupięćdziesięciokilogramowego kolosa, nie licząc Diesla. Mimo to, łajba powinna udźwignąć ciężar reszty ekipy. Powinna.

Reszta, czyli Sejan, Matuzalem, Cotant, Blaine, Flavia i Zak Eres mieli udać się na spotkanie.

Jeszcze w godzinach porannych do Blackhole'a dotarły alarmujące wieści od Ortegów oraz, nieco później, od Rodriguezów. Ci pierwsi byli bardzo niepocieszeni (jeśli tak można było nazwać lodowaty wkurw) zniszczeniem ich fabryki i masakrą ich pracowników. Niemniej jednak, "aby nie eskalować niepotrzebnej waśni", przysłali dane - namierzyli członków kadry Istv, którzy za grube pieniądze zwerbowali dwie kompanie najemnicze. Jedną była "Obersoldaten Kompanie GmbH". Kontakt z Durranem i Kapitanem Nikeosem potwierdził, że była to stara, niegdyś poważana i pokaźna grupa, członek Bractwa (calixjańskiej gildii najemników, do której należy Brutal Deluxe - i każda inna licząca się, *zalegalizowana* kompania). Od dłuższego czasu prowadziła praktyki na granicy legalności. W końcu podczas wojny domowej na Scintilli, jeszcze przed najazdem Chaosu, splamiła się wieloma przestępstwami - złamaniem kontraktu, walką po obydwu stronach konfliktu (przy czym jedną stroną była władza imperialna a drugą heretycka rebelia), grabieżą rządowych rezerw złota, uśmierceniem wielu niewinnych (w tym prominentnych) obywateli Imperium oraz brutalnością przekraczającą nawet dopuszczalne limity Bractwa. Obersoldaten zostali przez Bractwo skreśleni z listy członków... co oznaczało, że od tamtej pory byli ściganymi przestępcami, tak przez siły porządkowe jak i inne kompanie z Bractwa. Do tej pory uniknęli sprawiedliwości. Nie przez ucieczkę, tylko przez rozwalanie wszystkich, którzy ich dopadli. Przez okres Wojny z Chaosem nie służyli w siłach heretyków, ale wciąż kontynuowali swoje szemrane praktyki zawodowe, nie raz i nie dwa nadużywając imienia Bractwa. Do przewidzenia było, że tego typu szuje znajdą się w takim burdelu jak Farcast. Zwiastowali kłopoty, cholernie duże kłopoty. W swoim czasie Obersoldaten byli tylko o klasę niżej od Brutal Deluxe.

Drugą grupą był aktywny członek Bractwa - stosunkowo świeżo uformowana grupa weteranów ostatnich wojen o nazwie "Lazerhawks". Specjaliści od broni laserowej, werbujący się spośród byłych Gwardzistów i, rzekomo, mający kontakty z Boskim Światłem Sollex - kultem Trybiarzy dedykowanym "badaniom nad optyką" (co w ich języku znaczyło spopielanie wrogów Omnissiaha laserami). Standardowa, acz nieco kolorowa i młoda grupa. Dlaczego przystali na Istvaniańską kasę? Czy wiedzieli, kto ich werbuje... czy też ich zmanipulowano? A może zdecydowali się podążyć drogą Obersoldaten?

Rodriguezy wykryły jeszcze jedną bandę, z którą Istvy ubiły interes - podobnie jak Obersoldaten, była spoza Bractwa. Z tą różnicą, że nigdy w nim nie była. Nazywali się "Cabaleros" i byli w zasadzie gloryfikowanym gangiem z favelas i prowincji, który próbował sę "ustatkować" i awansować w lidze do rangi poważnego gracza na planetarnym rynku mercenari. Ploty chodziły, jakoby mieli ambicję dołączyć do Bractwa - jednak jak na razie byli bandą desperatów, biedaków i nowicjuszy. Groźną w odpowiednich rękach... a Istvanianie byli mistrzami w protegowaniu "ukrytych talentów" i alokacji zasobów ludzkich. Albo zabrakło im kasy na dalszy werbunek profesjonalistów.

Spotkanie z EP

Muzak: Black Ops 2 - Hidden



Po południu, o godzinie szesnastej standardowego zegara, jako tako odpowiadającej godzinie lokalnej, Jaguary stawiły się w wyznaczonym miejscu, które było jakieś trzysta metrów od rzeki - a czterysta od miejsca, gdzie ukryto łódź patrolową.

Od samego początku wiedzieli, że partyzanci przetrzepali i obstawili teren dziesiątkami swoich, którzy teraz obserwowali z uwagą poczynania Brutali.

Wreszcie, odległe warkoty silników przybrały na sile. Na dżunglowej szosie, kończącej się na niewielkiej polanie - miejscu spotkania - pojawiło się kilka pojazdów. Pierwszym była terenówka z ciężkim stubberem na pace. Za nim bojowy wóz piechoty, typ Pachyderm. Ani chybi podwędzony Milicji. Wielokrotnie przerabiany. Spod siatki kamuflującej i samych barw kamuflażu na blachach wprawne oko dostrzec mogło kilka luf obrotowego ciężkiego stubbera, lemiesz, modyfikacje do jazdy w ciężkich warunkach i terenie, wyrzutniki dymu oraz anteny zaawansowanego systemu komunikacyjnego. Za nim jechała ciężarówka ze stadem "ciężkozbrojnych" gerylasów, a pochód zamykał drugi wóz terenowy.

Kondukt się zatrzymał, pasażerowie wysypali, palce spoczywały blisko spustów. Z pancerniaka wychyliły się znajome gęby. Paulina Legrand i sama ważniaczka, Eguzkine, flankowane przez bandę nakokszonych drabów wcale nie przypominających tutejszych. Niektórzy starsi członkowie Inkwizycji mogli rozpoznać w nich gangerów pochodzących z Kopca Volg na odległej planecie Fenksworld w Obrębie Josjańskim. Cała drużyna. Jeden, wyjątkowo napakowany kolo z dziwnie przerośniętą lewą ręką, trzymał w łapach tak zwane "działko korbowe" - wielolufowy stubber, ten sam co na BWP. Drugi szybko zniknął gdzieś w krzakach - miał snajperę, kulomiot z zamkiem czterotaktowym. "Sierżant" ściskał w łapach volgicki pistolet "bolterowy" (de facto przerobioną wyrzutnię flar) i paskudnie wyglądający piłotopór. Reszta trzymała w łapach swoje trójlufowe volgickie strzelby, tak zwane "Tłuczki do Mięsa". Na pasach, szelkach i nadgarstkach spoczywała im broń boczna - jednostrzałowi "Łaskobójcy", automatyczne "Pruj-Magi", prymitywne acz skuteczne petrolbomby i ordynarne piłonoże. O dziwo, ich broń, ekwipunek oraz pancerze były bardzo dobrego sortu - niby powinien być to improwizowany, prymitywny szrot z podkopca. A tutaj wyglądał, jakby był robiony na zamówienie przez dobre Manufactorum. EP musiało im dobrze płacić.

Matuzalem rozpoznawał jeszcze symbolikę wotywną, odnoszącą się do kultu Błogosławionego Baraka Haxtesa, lokalnego bohatera w Volg. Możliwe, że ci tutaj byli członkami jego dawnej "armii", spadkobiercami tradycji bądź zwykłymi fanami Wpierdolu.

- Ładnie żeście się wystroili. - zaczęła Legrand pyskatym tonem - Nie wzbudzacie zaufania.

Odpowiedź przedłużyła się. Na kanale vox odezwał się Kelvar.

- Szefie, dotarliśmy do bazy BD. Wszystko gra. Rozpoczynamy załadunek. W międzyczasie opierdolimy burritos. Bardzo dobre burritos. Nie wiem, czy zostanie dla was.

- Wiem, gdzie trzymasz fajki. - wtrącił się Cortez - Palenie szkodzi zdrowiu.

- Grozisz mi?

- Gdzieżbym śmiał. Jam pokorne dziecię Imperatora, i tylko grzecznie informuję. Z ukrytą sugestią.

- Zamknąć się. - warkot Diesela rozległ się na kanale, uciszając ex-Gwardzistów.

W międzyczasie, na polanie trwała niezręczna cisza. Z początku Legrand, Eguzkine i inni guerrillas próbowali trzymać harde miny, jednak niewzruszona postawa pół-maszyn, pół-ludzi o wielokrotnie zademonstrowanej sile bojowej szybko sprawiła, że wszyscy normalni ludzie w okolicy stracili rezon.

Ha... Normalni ludzie. Bojący się tego, co nieznane. Bojący się potworów. Tym były dla nich Jaguary. Potworami. Mordercami. Agentami samej Śmierci, wszak nieobcej partyzantom. Bliskiej wręcz. Może właśnie dlatego wiedzieli, kiedy z nią mieli nie igrać, kiedy stała przed nimi z gotową kosą.

Tym właśnie stali się członkowie Operacji Starscream w oczach normalnych ludzi. Ludzi spoza Inkwizycji. Ludzi, których mieli chronić. Jakby ci ludzie dowiedzieli się, że Jaguary były z Inkwizycji, a pośród nich był pełnoprawny Inkwizytor, pewnie uciekliby w panice. Albo zaczęli strzelać. Z panicznej trwogi.

Wreszcie, liderka planetarnej opozycji odchrząknęła. Słabo jej to wyszło. Próbowała coś powiedzieć, głos się jej załamał. Znów chrząknęła. Wstydliwe zachowanie. Okazała słabość... nie tylko przed rozmówcami czy przed sobą, ale przed swoimi ludźmi.

- Obserwowaliśmy was i waszą kompanię od momentu, kiedy się tutaj pojawiliście. Więcej, jesteście tutaj nowi. "Pan Jones"... - kiwnęła głową na Jethro - Miał na tyle duże plecy, by wyciągnąć naszą Paulinę z celi śmierci. A wasze... wasza... zabójczyni przyniosła Che na tacy głowę Vasqueza. Nie jesteście byle najemnikami. Jaguary. Nie wiem kim jesteście... ale zadaliście sobie wiele trudu, by mnie spotkać. Doceniam. I, jak widzicie, dużo ryzykuję. O czym-

Dużo mówiła. Oznaka nerwowości. Braku kontroli nad sytuacją. Zasypywała dziurę niepewności potokiem słów, betonując otchłań, przed którą stała. Układała sobie logicznego Tetrisa, by odzyskać frame. A teraz jeden z jej ludzi jej przerwał. Uwikłał się w nią w nerwowy szept.

Cotant wychwycił, co mówił aide. Milicja miała zrobić rajd na Meguilę jutro skoroświt.

Najwidoczniej było to coś grubego. Liderka odesłała kuriera i zwróciła się do Pana Jonesa.

- Myślę, że możemy sobie pomóc. Z chęcią bym was wynajęła do zajęcia się pewnym problemem-

Muzak: Black Ops 2 - Panic Attack.



Dziewucha nie miała dzisiaj szczęścia. Ciągle ktoś jej przerywał. Tym razem byli to jacyś ludzie, którzy otworzyli ogień w dżungli. Dużo ognia.

- Co się dzieje? Kto nas atakuje?!

Jaguary już się spinały, szybsze od zwyczajnych ludzi. Ledwo chwilę po nich, Volgici. Ich sierżant brał już Szefową na tył. Jego krzyk przeszył powietrze... i nasycił adrenaliną ciała Jaguarów.

- ZDRADA!

Reszta Volgitów błyskawicznie otworzyła ogień. Dwie obrotówy ze smugowymi nabojami, snajpera z przeciwpancerną kulą, flara z "bolt pistola", potężna salwa walcowanych kul z dziewięciu trójlufowców. W odpowiedzi - odruchowa reakcja Agentów Tronu, ich własny ostrzał i szum energo-noży Valerii. O dziwo, najszybszy był automat innego "zwykłego człowieka" - Zak Eres, który jedną ręką szarpał Cotanta w dół, drugą pokrywał Volgitów ołowianym sprejem.

- Sejan! - kelvarowy krzyk na voxie - Alarm! Atakują nas w BD!

- Kto?! - Turbodiesel się aktywował. Pewnie chciał o to samo pytać się Sejana.

- Chuj wie! Mocni są!

W międzyczasie, do rozpraszających się i na ślepo odgryzających Jaguarów pruli już inni partyzanci. A do partyzantów pruli napastnicy z dżungli. Wszędzie wybuchały granaty dymne. Nie z rąk EP. W gęstych kłębach dymu migotały gwałtowne, czerwone i pomarańczowe smugi laserów. Część z nich mknęła ku agentom OSS.

O ile ekipa mogła zignorować ostrzał partyzantów (kule co najwyżej brzęczały na pancerzach bądź ginęły w zaroślach) oraz dym z petard (był zwykły, a wszyscy w ekipie mieli osprzęt do widzenia), to jednak Volgici i napastnicy byli zdecydowanie mocniejsi. O czym przekonała się już Flavia, szarpnięta salwą z kul strzelbowych, czy Blackhole, mający o dwie "czarne dziury" więcej w plecach po laserze.

Wizyta w bazie BD

Dojazd do bazy nie sprawił trudności. Chimera miała wciąż dużo paliwa, a modyfikacje terenowe i pług pozwalały na stosunkowo szybkie przedarcie się z dziczy na jedną z "głównych" szos Interioru - a stamtąd, na tereny Dynastii Machenko i Brutal Deluxe.

W przeciągu ostatniego tygodnia Brutale zmontowali nową, zdecydowanie lepiej ufortyfikowaną bazę, wkomponowaną w szerszy kompleks Machenko o przeznaczeniu tranzytowym. Otrzymali też pokaźne zasoby, którymi nie omieszkali podzielić się z Jaguarami.

Muzak: Black Ops 2 - Escape From Anthem.



Podczas gdy serwitory ładowały towar, ekipy mogły się powymieniać plotkami oraz zjeść lunch w mesie. I mało się tym lunchem nie zadławili, kiedy dosłownie znikąd, od strony dżungli, nadleciało kilka bojowych pojazdów. Valkyries, wspomagane przez jedną kanonierkę Vulture. Salwy rakiet i ciężkich boltów padły na całą południową stronę kompleksu. Początkowe straty były minimalne, większość ludzi była w głębi bazy. Wkrótce jednak mogło się to zmienić.

Brutale błyskawicznie zerwali się i jeden przez drugiego, po stołach, rwali się do drzwi, na korytarz, ku zbrojowni. Kelvar połączył się z Sejanem, zapominając o subwokalizacji i rycząc w przestrzeń.

- Sejan! - kelvarowy krzyk na voxie - Alarm! Atakują nas w BD!

- Kto?! - Turbodiesel się aktywował.

- Chuj wie! Mocni są!

- Nas też atakują. Ogarnijcie się! Macie chociaż Chimerę.

- Kurwa.

- To ludzie Istv. - rzekł enigmatycznie Mordax, zaraz jednak rozwiewając wątpliwości, ani chybi z użyciem psioniki - Obersoldaten.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172