Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-08-2015, 22:11   #21
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Kiedy Jarry otworzył wrota zwykle spokojny i wyglądający na ślamazarnego Ghost zamienił się w zimną, opanowaną maszynę do zabijania. Walczył dobytym nożem skupiając się aby przeciwnik nie był w stanie pochwycić jajogłowego. Musiał go chronić. Musiał wykonać zadanie. Za wszelką cenę James Baker nie mógł dać ponieść się emocjom. Tego samego nie można było powiedzieć o reszcie. Zaciśnięte zęby, zbielałe palce zaciśnięte na broni i wyrazy twarzy, od których co słabsi kryminaliści posikaliby się przez zapięty rozporek.


Krew bryzgała obficie z ran, które były domeną nie tylko słabych, ale i silnych. Wrzask, który niósł się ciemnym korytarzem cechowało tak wiele emocji, że ciężko było go opisać. Pewność siebie, siłę, odwagę, zwątpienie, strach... James Baker nie mógł uwierzyć, że nic nie pamiętał z tego cholernie ciężkiego, napiętnowanego emocjami boju.

Ghost nie był sobą. Nożownik nigdy nie odczuwał niepewności i nie miewał dziur w pamięci. James należał do tych spokojnych, zimnych, planujących kilka kroków naprzód. Był niczym szachista, którego szachownicą najpierw była Ziemia, a później Gehenna. Mimo tego na to co czekało go w tych korytarzach nie szło się przygotować. W oczach dwoiło mu się i troiło. Jego ręka nie rwała bólem, ale nie pamiętał jak nabył rzucającą się w oczy, krwawą cyferkę. Nie bał się zimna, ale wiedział, że dla jego dobra lepiej jak pozostanie w ruchu. Cichym, niezauważalnym ruchu... czyli takim, w którym się specjalizował.


Baker bezszelestnie ruszył w kierunku leżącego na ziemi rezystora. Nie był pewien czy misja zakończyła się fiaskiem zatem musiał zabrać ze sobą urządzenie. Paniczne krzyki, które słyszał przypominały mu jajogłowego chociaż mógł być to każdy. Duch był zimnym mordercą, ale nie mógł zostawić tego człowieka samemu sobie. Musiał mu pomóc. Płaskie urządzenie na nowo przyległo do jego kombinezonu. James sprawdził czy pakunek trzyma się pewnie wykonując kilka zrywistych, ale bezszelestnych ruchów. Ghost cicho, spokojnie ruszył w kierunku źródła dźwięku. Po dwóch krokach zatrzymał się na chwilę, skupił. Starał się aby jego wzrok wrócił do normy. Na wiele nie mógł sobie pozwolić dlatego po kilku sekundach ruszył dalej. Chciał znaleźć tego skórowanego człowieka.

Emocje, które mogły kłębić się gdzieś pod czaszką i w sercu normalnego człowieka były Duchowi kompletnie obce. W tej kwestii ekspert od przetrwania różnił się nawet od największych morderców, którzy odczuwali wiele silnych, odbieranych za naganne, uczuć. Będąc na Ziemi opanowany morderca musiał udawać niepokój, wesołość, smutek, tęsknotę, irytację czy nostalgię. Dopiero na Gehennie Baker mógł pokazać jakim był naprawdę. Aż do tego dnia. Dnia, w którym przestał pamiętać drobny, ale istotny kawałek swojego życia. Dnia, w którym coś w nim drgnęło. Wcześniej było to równie prawdopodobne jak to, że ze skały wypłynie strumień oleju napędowego. Teraz... Ghost coś czuł. Niepewność? Chyba tak nazwałby to uczucie normalny, sprawny emocjonalnie, człowiek. To jednak było nie ważne. Ghost nie pamiętał, a zatem zakładał, że misję jeszcze można wykonać, a skoro można ją wykonać on się za to zabierze. Zacznie od namierzenia źródła wrzasków. Jeżeli był to Jarry to Duch liczył, że zdąży na czas. Nie zostało mu wiele czasu…
 
Lechu jest offline  
Stary 02-08-2015, 22:35   #22
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Z początku plan Hiro zdawał się jedynym rozsądnym rozwiązaniem tej patowej sytuacji. Przynajmniej jeszcze wtedy tak mu się wydawało. Wszyscy z drżeniem rąk i zimnym potem czekali aż jedna z osób otworzy drzwi. Co silniejszy i lepiej uzbrojeni spróbują zastrzelić małe, acz niebezpieczne stworzenie, inny uciekną z Jerrym w nadziei, że walczącym się uda.

Nie udało się.
Nic się nie udało, nic nie poszło tak, jak miało pójść.

Plan okazał się być suchy i pozbawiony niezbędnych szczegółów.
Plan okazał się być do dupy.

Klatka po klatce obraz w głowie mężczyzny przewijał się, jak w jakimś starym filmie z lat 50'. Krzyki, krew, strzały, całe pomieszczenie zalała jucha, potwór dalej był żywy, a za nim czaiła się obca twarz, twarz bez wyrazu, kształtu. Ciało bez żadnego uformowania, cichy, przerażający cień. Upiornie przeskakiwał w jego pamięci, jakby taśma filmu była wadliwa i nie potrafiła odtworzyć płynności obrazu.

Potknął się, z ręki wypadł mu nóż. Szybko, w niezdarnych ruchach ślizgając się na posadce podniósł się wciąż będącym zgiętym w pół, zaczął biec po drodze zabierając swój nóż. Odwrócił się za siebie.

Wciąż biegł, skręcił w ciemność. Sapania narastały z każdego końca korytarza, nie dając jasno sygnałów, gdzie skręcić by być bezpiecznym. Umrze. Wiedział, że umrze. Śmierć nie będzie lekka, prosta i szybka. Będzie to koszmar jego życia, będzie czuł rozrywanie każdego kawałka ciała, mięśnia i przerwania nerwów, kawałek po kawałku. W ustach metaliczny posmak własnej krwi, czuł ją teraz. Z przerażeniem gwałtownie przetarł ręką usta, jego chusta już dawno nie zasłaniała twarzy. Rozwarte usta chciałyby krzyczeć, jednak zamykające się światło krtani uniemożliwiało ten czyn.
Całe szczęście.

Z przerażeniem i ciężkim sapaniem zerwał się do pozycji siedzącej. Rozejrzał się nerwowo, a jego klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie w szaleńczym rytmie. Chciał uciszyć stukot własnego serca, który w tej ciszy zdawał się zdradzać jego pozycje, być tak głośny, że zapewne Ci, z którymi na wyprawę się udał, znaleźliby go po tych dźwiękach.

Chyba po raz pierwszy czuł się tak zdezorientowany. Nie rozumiał co się stało, nie był pewien czy to sen czy jawa, czy na pewno żyje, a jeśli tak, to kiedy umrze? Nawet zapragnął śmierci, w obliczu tych wszystkich wizji sprzed chwili śmierć zdawała się być zbawieniem i przyjemną ucieczką. Jedyną, najlepszą.
Nie spodziewał się, że kiedykolwiek tak pomyśli.

Nerwowo rozejrzał się dookoła, serce pomału wracało do swojego rytmu. Podniósł lekko ponad kratownicę ciało, by móc przysunąć się bliżej ściany, będącej za nim. Zakrył usta chustą i starał się złapać oddech. Jego wzrok miotał się dookoła jakby nie wiedział gdzie powinien zatrzymać się na dłużej, czy szuka niebezpieczeństw czy może tylko chce się przekonać, gdzie się znalazł?

Po pierwszym szoku zorientował się, że jego dłoń jest śliska, że przedramię piecze, jakby ktoś zgasił na jego skórze papierosa. Pierwszy szok mijał, a ból dopiero teraz stał się odczuwalny.

Trójka.

Czy właśnie jako trzeci zginie? Czy to znak od potwora, przed którym uciekali? A może ma tylko trzy godziny, by uciec? Ale skąd on do cholery ma wiedzieć, kiedy miną trzy godziny?!
Niepewność znów sprawiła, że niespokojny mięsień serca począł uderzać mocniej i szybciej. Hiro starał się opanować.
Siedział w milczeniu na zamarzniętej kracie, nigdzie nie widział rezystora.
Czyżby go zgubił gdy upadł?

Wstał z podłogi bezszelestnie, najlepiej jak tylko umiał. Wyjął katanę.
Przełykana ślina niczym gwóźdź przecisnęła się przez przełyk, twardą gulą utykając w środkowym jego odcinku.
Hiro podszedł do uchylonych drzwi i wyjrzał przez nie.

Cisza wokół była dla niego gorsza niż szuranie i kwiczenie anomalii.
Niepewnym krokiem wyszedł z pomieszczenia uważnie się rozglądając i nasłuchując. Był gotów biec, nie porzucałby broni, ale spierdalał ile sił w nogach. Byle gdzie, przed siebie i byle szybko. Być może jest wiele takich pomieszczeń, w których można się schować?

Chciał znaleźć innych. Choćby jedną osobę, może była gdzieś blisko?
Starał się skupić słuch, nie był do końca pewien, co robi.
Nigdy nie był pewien, jeśli nie miał przy sobie kogoś, kto by mu powiedział.

Gdyby tylko znał rozkład pomieszczeń, wiedział gdzie jest... Może zdołałby wrócić do pomieszczenia, z którego tutaj przybyli?
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 02-08-2015 o 23:23.
Nami jest offline  
Stary 02-08-2015, 23:32   #23
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ocknął się, otwierając powoli oczy. Nic nie słyszał, jakby nagle ogłuchł, a wszystko wokół zdawało się być nieruchome i spowolnione. W świetle przygasającej lampy gdzieś przed nim leniwie rejestrował otoczenie, którego szczegóły raz stawały się wyraźniejsze, by za chwilę rozpłynąć się w półmroku. Zamrugał, ze zdumieniem stwierdzając, że pojedynczy ruch powieki trwał przynajmniej kilka sekund. Wypluł z ust coś gęstego i ciepłego. Kaszlnięcie rozrzuciło przed nim karmazynowe kropelki. Co za debil pomazał wszystko wokół farbą?

Wciąż bez ruchu zaczął słyszeć, a może raczej czuć miarowe dudnienie. Wrażenie nasiliło się po chwili waląc po bębenkach niczym kafarem. Pomiędzy głuchymi łupnięciami słychać było dyszenie, jakby ktoś pozbawiony tchu przez dłuższą chwilę rozpaczliwie próbował zaczerpnąć powietrza.

Nagle w uszach rozbrzmiał pisk, a czas przyśpieszył niczym rollercoaster. Otworzył szeroko oczy i usiadł gwałtownie, z zaskoczeniem obserwując, jak korytarz wokół niego zawirował. Oparł się o ścianę, której przeraźliwe zimno opanowało taniec błędnika i mógł przytomniej spojrzeć dookoła siebie.

Nerwowo rozejrzał się, czy gdzieś w pobliżu nie czai się jedna z bestii. Uspokojony bezruchem odetchnął głęboko i znów splunął krwawą flegmą. Pamiętał otwarte drzwi i zamieszanie. Walkę i ryki wściekłego potwora. Potem już nic. Próby przebicia się przez ciemną zasłonę spowijającą pamięć nie dawały nic, poza zawrotami głowy. W końcu dał sobie spokój. Od tego co zaszło ważniejsze było - co będzie dalej?

Powracające zmysły przyniosły ból. Odruchowo potarł piekące ramię rozcierając wypływającą z rany krew. Zamarł bez ruchu wpatrzony w wyciętą w skórze cyfrę. Obraz samego siebie wycinającego dwójkę na lewym przedramieniu był tak realny, że niemal w to uwierzył. To było bez sensu. Po co miałby to robić? Kolczyk tu, czy tam rozumiał, ale dłubanie w ramieniu nożem było durnym pomysłem. Stłumiony chichot rozległ się w korytarzu.

I wtedy ich zobaczył. Smród rozkładu czuł już wcześniej, ale początkowo nie mógł skojarzyć zapachu. Kilka, może kilkanaście ciał, zdecydowanie innych więźniów leżących tutaj już jakiś czas. Taa - nieproszony wdepnął na drętwą imprezę. Zbyt drętwą, jak na jego gust.

Czerwona alarmowa lampka z tyłu głowy zapaliła się i nie zamierzała zgasnąć. Czy tych tutaj załatwiło to, przed czym uciekał korytarzem? Czy gdzieś w innym korytarzu tak samo leżą ciała tych, z którymi Fixer posłał go na tę cholerną misję? Do diabła, gdzie są pozostali? Czarne, lepkie macki przerażenia zaczęły przesączać się połączeniami nerwowymi, by zawładnąć jego wolą. Miał ochotę położyć się tutaj i czekać na nieuchronną śmierć. Obecność czegoś nieskończenie złego, przelewającego się korytarzami Gehenny niemego przerażenia była tutaj wyczuwalna tak bardzo, że miał ochotę wrzeszczeć.

Wtedy jego dłoń natrafiła na znajomy zimny kształt. Zacisnął palce na wyprofilowanej kolbie, a napierające zewsząd mroczne myśli gdzieś prysły. Zupełnie jakby dotyk broni dawał mu siłę i przywracał pewność, że sobie poradzi. Gdzieś w głębi wiedział, że to tylko ułuda, ale lepiej było wierzyć w moc tych kilku pocisków, niż uznać, że nic go nie chroni przed demonami. Przed Gehenną.

Nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ale odgłosy pracującego gdzieś w pobliżu mechanizmu dały mu jakiś punkt zaczepienia. Były jak światło latarni morskiej dla prehistorycznych żaglowców. Pozwalały nie myśleć o tym, że się zgubił.

Na plecach wciąż miał improwizowany plecak, a w nim kilka drobiazgów. Zwolnił blokadę, wysunął magazynek pistoletu, przeliczył naboje i wsunął magazynek z powrotem. Poprawił nóż, nie próbując nawet szukać śladów krwi na ostrzu oraz gazrurkę. Nawet rezystor gdzieś tu się walał. Dźwignął się ciężko z podłogi i chwiejnie zrobił kilka kroków. Minie chwila, nim ciało przyzwyczai się do zmiany, ale powinno być dobrze.

Czas było się stąd zwijać. Kierunek wyznaczały mechaniczne odgłosy, ale nim stąd pójdzie zamierzał przyjrzeć się odrobinę denatom spokojnie leżącym w korytarzu. Chciał wiedzieć, jak zginęli a także, co ciekawego mogli mieć w kieszeniach. Najlepiej kod do centrum dowodzenia i koordynaty lotu na zgniłą Ziemię.

Cień uśmiechu przemknął mu przez twarz.

 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 02-08-2015 o 23:36.
Gob1in jest offline  
Stary 03-08-2015, 01:47   #24
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Na samym początku poczuła drżenie szczęki. Tak specyficzny ruch przyciągnął jej uwagę przyprowadzając ze sobą świadomość. Powolutku się wybudzała a reszta zmysłów nabierała znaczenia. Po drżeniu szczęki poczuła zimno, choć jeszcze nie dane było jej załapać, że jedno z drugiego wynikało. Ruszyła ciałem a zdrętwiałe kończyny przyciągnęła do siebie. Nie miała ochoty wybudzać się bardziej, szczególnie w takie zimno. Zwinięcie się w kulkę niestety w niczym nie mogło pomóc. Świadomość wracała dalej a Lalka zaczęła mimowolnie podrygiwać kłócąc się ze swoim ciałem jednocześnie o święty spokój i znośną temperaturę, w której dałoby się wysiedzieć. W końcu odchyliła głowę ze zwiniętej i tulącej samej siebie pozycji. Przekręciła ją i ujrzała zamarznięte pomieszczenie. Mętnym wzrokiem zaczęła obejmować pomieszczenie szerzej. Nie mogła odnaleźć w swojej chwilowo powolnej pamięci czegoś, co pasowałoby do widzianego obrazu. To była chwila, w której przejęła się bardziej. Telepiąc się z zimna podniosła się do pozycji pół leżącej. Wszystko z jej głowy i krwiobiegu uszło. Po ruszeniu głowy nie czuła typowego zarzucenia błędnika. Była trzeźwa jak niemowlak a temperatura pomieszczenia wcale nie była bez znaczenia. W końcu wanna lodowatej wody stawiała na nogi najprędzej.

Pamięć była dziurawa a niespotykana dotąd lokacja i jej stan rozpalił żar odczuwanego niepokoju. Myśli i łączenie faktów poszły w ruch. Pamiętała, że miała pójść w jakieś dwa miejsca. Pamiętała Larsa, to, że miała od niego działkę, jego złość na nią i pieprzenie się z nim. Następnie długo, długo nic, i innego gościa, który się do niej dobierał. Na końcu jeszcze więcej typków i jakieś drzwi... Zebrawszy wszystko do kupy otrzymała bardzo nieciekawy przebieg wydarzeń. Lars przesadził i je*ana działka w jego impulsywności wyeskalowała do wrzucenia jej w takie miejsce. Przestraszyła się, spięła i rzuciła nagle w kierunku drzwi, tylko po to, by po jednym kroku z jękiem paść na podłogę. Złapała się za brzuch wybałuszając oczy nachodzące łzami. Doszedł do niej ból promieniujący na całe ciało. Nie trzeba było mieć dyplomu, by wiedzieć, przez co był spowodowany. Lars przegiął i to porządnie. Znęcanie się i wyżywanie w ten sposób nie było dozwolone. Tak przynajmniej było u Tarantul. Do samego pieprzenia się w całkiem sporej ilości dało się przyzwyczaić. Takie rzeczy stawały się normalnością, jeśli robiło się je przez tyle lat. W końcu na GEHENNIE nic złego z tego powodu nie mogło się stać. Kto w końcu bulił by za pukanie fioletowej dziwki? Za takie akcje był ostry wepir*ol w odwecie. Niestety Tarantule i ich biznes były daleko. Sektor Z1907 nie był jej rewirem i Lalka nie była w stanie gościowi nic zrobić. Mogła jedynie się skajać i wybłagać o spłacanie kolejnego długu. Najwidoczniej Lars ze swoimi ziomkami nie byli zainteresowani takim rozwiązaniem i upuścili z siebie emocji na tyle, że dziewczyna nie była w stanie wstać. Tajemnicą również nie było, że będzie to trwało tak długo aż im się nie znudzi, lub ktoś z większym rozmachem nie doprowadził ich do porządku. Rzecz jasna to też miało swoją cenę. Miała przegrane.

Ból kierował dłonie w różne miejsca przy ciele. W końcu zauważyła wypełnione kieszenie. Były wypełnione, co było dziwne... Sięgnęła ręką i... Energicznie zaczęła wysypywać z siebie prochy. Nie swoje, cudze. Cudzy śnieg. W ilościach w których liczenie zatrzymuje się na liczbie "w pizdu". To, że czasem budziło się z opróżnionymi kieszeniami, nie powodowało większego zdziwienia. H*j i tyle. Z jej pozycji nie można było nic zrobić. Najprostszym sposobem walki z takim incydentem było nie noszenie przy sobie absolutnie niczego, co nadawało się do skrojenia. Mając tyle długów nie było to też takie trudne. Sprawa komplikowała się, jak w kieszeniach były czyjeś fanty... Lars w zemście wje*ał ją po uszy. Właściciel na pewno ich szuka i nie będzie zadowolony jak znajdzie "złodzieja". Nie miała pojęcia, co mogłaby zrobić z tak tykającym wyrokiem śmierci. Przed dokonaniem krucjaty na jej osobie, ostatnią nadzieją był Gerd, choć zawsze mógł się na nią wypiąć. Nie miała już przegrane. Miała przeje*ane.

W końcu, w szamotaninie z prochami, wzrok i światło spotkały się na jej przedramieniu. Zastygła przez parę chwil nie mogąc przegryźć widoku za jednym razem. Już ją dorwali. Wrzucili do lodówki. Już zaczęli ją kroić. Poćwiartują na kawałeczki i wpier*olą. Nie miała już przeje*ane. Miała przepier*olone.

Nagła panika i zastrzyk adrenaliny rzuciły ją w kierunku drzwi. Kolejne parę jęków strachu jak i bólu wyraźnie zaznaczyły, że w takim stanie nie ma szans na wyjście z pomieszczenia. Nie ruszyła się nawet na żadną sensowną odległość. Oliwą do ognia były też dźwięki i niechęć do dochodzenia ich źródła. Szczęście w nieszczęściu dla jej psychiki kryło się w fakcie, iż zbyt dużo czasu spędziła w samym sercu ludzkiego gniazda. Zagrożenia, które ją dotyczyły płynęły z ręki innych ludzi. Nie bestii sukcesywnie wchłaniających GEHENNĘ. Chwilowo wolna o dodatkowe zmartwienia zaczęła się telepać na wszystkie strony, by wyrwać się z zastałego stanu rzeczy.

Było za późno na próby ratowania własnego dupska. To, co jej pozostało to spier*alanie. Tak daleko i tak długo, aż jej nie odpuszczą, bądź nie schowa się tam, gdzie jej nie znajdą. Potrzebowała znieczulenia, a ono leżało przy jej stopach. Nie chciała całej działki. Połowę i tak rozsypała rozrywając jej zapieczentowanie. Do krwiobiegu ponownie wleciała substancja, która aż czekała by podsycić strach przez krojeniem własnego ciała. Nie miała czasu czekać, aż zadziała. Zmusiła się do powstania. Ból jaki czuła był niczym w porównaniu do bólu jaki jej zadadzą jeśli od nich nie ucieknie. Złamana w pół i kulejąca sylwetka zaczęła kuśtykać z łzawymi jękami do wyjścia.

 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 03-08-2015 o 09:51.
Proxy jest offline  
Stary 04-08-2015, 12:23   #25
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
- 3 -

Obojętność. Walcząca ofiara leżała na podłodze, otoczona przez kłębiącą się ciemność.

Tak łatwo było się poddać. Zatracić w uściskach demona. Dać pochłonąć jego drapieżnym mackom świdrujących świadomość niewidzialnymi narzędziami tortur.

Zapomnieć. Zobojętnieć. I w końcu przestać istnieć.

Nie!

Demon nie mógł zwyciężyć. Ofiara jeszcze miała nadzieję, że ktoś odnajdzie ją w tym pustym, wyludnionym sektorze. Ktoś inny przyciągnie uwagę nienazwanego zła i demon osłabi nieco sieci, w które schwytał ofiarę.

Człowiek zajęczał coś cicho. Wybełkotał coś jeszcze ciszej i znów zaczął dziko miotać się na kratownicy.

Oculus zwolnił nacisk. Uwielbiał te podrygiwania i pragnął, aby trwały jak najdłużej to będzie możliwe.



OCZKO #4


Ruszył korytarzem, przyczajony jak zawsze, gdy przemykał sekcjami opanowanymi przez wrogie gangi. W czasach, kiedy istniały jeszcze sekcje opanowane przez gangi.

GEHENNA nie była cicha. Nigdy. Nawet w tej chwili. Co jakiś czas ciszę zimnych korytarzy przerywał jakiś metaliczny odgłos, jakiś stuk, brzęk, chrobot, jęknięcie metalu. Za każdym razem Oczko zamierał. Zatrzymywał się na kilka chwil wsłuchując w ciszę sektora. Głuchą, grobową ciszę.

W ten sposób dotarł do łącznika. Tak więźniowie nazywali korytarz, który omijał cele i pozwalał maszynom STRAŻNIKA przemieszczać się pomiędzy dziuplami, – czyli pomieszczeniami, gdzie zazwyczaj roboty dokowały by doładować swoje akumulatory, ogniwa i inne baterie.

Łącznik omijał korytarze z celami, omijał tereny, którymi przeprowadzano więźniów, ale był najszybszą drogą pomiędzy sekcjami.

Oczko wychylił się czujnie przyglądając ciemnemu korytarzowi. Mógł nim dotrzeć bez trudu do „ich” sekcji. Wyjść poza sektor o ile oczywiście strażnicy przepuszczą go przez grodzie. Był tylko jeden problem.

Maszyna.

Nazywali ją TRANSPORTEREM lub CELĄ, ponieważ w tym trójkołowym mechu, na szczycie, znajdował się cylinder w którym przewożono więźniów. Jednego, dwóch a czasami nawet trzech na raz.

Oczko nie pamiętał, aby na sektorze przejętym przez Oculusa i jego ferajnę, gdzie mieli zamontować rezystory Vossa była taka maszyna. Co więcej, zieleń światła sugerowała, że robot działa. Że ma zasilanie, a w „celi” transportuje jakiegoś więźnia czy nawet dwóch lub trzech.

Ślady krwi prowadziły właśnie do niego. Do tego unieruchomionego transportera STRAŻNIKA.


PONTI #5


Erik spodziewał się ludzi – innych więźniów na sektorze, ale korytarze, które mijał okazały się puste, wyludnione. To wywołało w nim instynktowną ostrożność. Zaczął poruszać się wolniej, niemal skradać.

Wszędzie było tak samo. Zamrożone korytarze. Pokryte lodową warstwą ściany, zamrożona podłoga, sople lodu zwisające z rur i ze zlodowaciałych systemów wentylacyjnych.

Ponti zatrzymał się. Usłyszał coś.

Jękliwe zawodzenie. Nie mogło należeć do człowieka. Nie mogło należeć do maszyny. Dobiegało zza zakrętu, do którego się zbliżał.

Ponti ostrożnie wyjrzał i zobaczył anomalię. Tak jak się spodziewał.

To był stwor, którego więźniowie nazywali psem, ponieważ najbardziej przypominał to terrańskie zwierzę.

Cały czarny, niczym kawałek wydarty z ciemności, z czerwonymi jak krew ślepiami leżał przy ścianie korytarza. Był wyraźnie ranny i niezdolny do ruchu.

Wyczuł człowieka. Wyczuły zapewne świeżą krew z wyciętej przez Pontiego cyfry 3 oraz cyfry 5. Zawarczało, głucho i groźnie. Po chwili jednak zaskamlało, jak ranne zwierzę.

I wtedy Potni zauważył, że anomalia leży przy czymś, co mogło być zgubionym WKP.

Cenne trofeum, za które jajogłowi z Gildii Zero są w stanie zapłacić nawet i z dwieście fajek.

Pies – anomalia zawarczał i potem znów zaskamlał cicho. Ewidentnie był ranny. I to poważnie, skoro jeszcze nie zaatakował.

TORQUE #3


Miał zwidy, za którymi podążył jednak – przyciągany, niczym ćma do światła. Musiał mieć zwidy, bo na GEHENNIE nie mogło być żadnych dzieci. Program osadzenia nie pozwalał na to, fundując im wszystkim – kobietom i mężczyzną – kurację antykoncepcyjną. Żaden z więźniów nie mógł zostać ojcem, żadna więźniarka – matką.

Wołanie prowadziło jednak Torque’a przez mroki oblodzonych korytarzy. Nie zwracał uwagi na to, gdzie i po co idzie. Ważniejszy był tylko ten głos, jej głos.
W końcu doszedł do jakiejś celi. To z niej dochodziło wołanie.

Torque, czując ze traci zmysły, zajrzał do środka i zobaczył ją. Zobaczył je obie!

To były…. Jak one miały na imię?! Jak?!

Dziewczyna siedziała nad ciałem kobiety i zjadała ją, kawałek po kawałku. Wpychała sobie odgryzione mięso do ust żując powoli, a krew zmieszana ze śliną wyciekała jej na brodę.

Widząc Torque’a stojącego w celi wyciągnęła do niego dłoń, w której ujrzał ociekający krwią, ludzki ochłap.

- To ten fiut, Lulu – wyszeptała dziewczynka, do oniemiałego Torque’a. – Po śmierci nie był taki zły, prawda?

Nagle wizja znikła. Dziewczyna i trup też.

Torque znajdował się w jakiejś celi. Na podłodze, w kucki, leżał tam mężczyzna. Torque znał go. Dobrze go znał.

- Czemu, to zrobiłeś? – Wyszeptał mężczyzna okrwawionymi ustami.

Trzymał się za paskudą ranę na brzuchu. Krew z podziurawionych bebechów wylewała się z niego na ziemię, tworząc coraz większą kałużę.

To był Jarry.

- Przecież … kurwa … oni zginą.

I dopiero teraz Torque zauważył, że trzyma nóż w dłoniach. Z ostrza spływała jeszcze świeża krew.

Torque potrząsnął głową. Jarry znikł, ale w pamięci pozostała inna cela i inne ciało. Lulu. Pamiętał, z jaką łatwością, jego ostrze przecięło gardło pederasty. Pamiętał słodki zapach krwi wypełniający małą przestrzeń.

Torque zawył. Głośno. Boleśnie. Zaczynał tracić rozum.

- A może nigdy go nie miałeś? – Usłyszał nagle złowieszczy szept– Czy chociaż pamiętasz, kim jesteś? Jak się nazywasz?

Odwrócił się, lecz nikogo nie zobaczył. Przestrzeń za nim była pusta. Z ust zabijaki wyrwał się kolejny jęk.

- Pomóż mi… Proszę…

Odwrócił się i znów zajrzał do celi.

Leżał tam jakiś mężczyzna cały w tatuażach. Na lewym barku mężczyzny Torque ujrzał zakrzepłą, nieopatrzoną ranę. A na przedramieniu cyfrę „3” wyciętą nożem lub podobnym ostrzem.

- Pomóż… mi… blagam. – Powtórzył mężczyzna.


GHOST #6


Ghost ruszył korytarzem, jak polujący drapieżnik. W stronę źródła krzyków.

Nie musiał iść daleko. Nie musiał nawet biec po oblodzonym korytarzu.

To faktycznie był Jarry. Albo raczej to, co z niego zostało.

Dopadli go na korytarzu. Trójka więźniów. Jarry leżał na kratownicy. Ghost widział wyraźnie, że jedną nogę ma przerąbaną, jakimś ciężkim ostrzem.

Przy nim klęczało dwóch napastników. Pożerali technika żywcem. Jeden z nich wyciągał właśnie naręcze flaków z rozwalonej jamy brzusznej Jarryego i pakował je sobie do ust. Drugi, jak zwierzę, zanurzał twarz w dziurze na brzuchu siorbiąc i mlaskając obrzydliwie.

Ghost słyszał o takich wykolejeńcach. Ludziach, którzy zbyt długo obcowali z anomaliami. Zatracali swoje człowieczeństwo, którego zapewne i tak za wiele nie mieli. Z głodu, chorych pragnień lub zdominowani przez demoniczną wolę.

Trzeci patrzył prosto na Ghosta.

Nie wyglądał już jak człowiek.

Twarz trzeciego degenerata ociekała krwią. Jedna połowa była okaleczona. Cos nie tak było z oczami. Skóra mężczyzny była dziwnie pomarszczona, jakby martwa.

Ghost zamarł. Znał tą twarz. To był Lulu.

- Smakowałem, kurwy? – Zapytał degenerat przekrzykując nawet wycia pożeranego żywcem Jarryego.

- Pomóż… mi… - Technik zauważył Ghosta i jego usta ułożyły się w błagalne słowa.

- Smakowałem? – Degenerat o twarzy Lulu ruszył w stronę Ghosta, chociaż nie powinien go widzieć.

Jarry znów zaczął krzyczeć.

HIRO #3


Cisza. Samotność. Niepewność.

Hiro poruszał się pospiesznie, lecz cicho. Nasłuchiwał, ale poza biciem swojego serca i odgłosów typowych dla przemierzającej pustkę kosmosu, dryfującej GEHENNY, nie słyszał niczego więcej.

Nagle zatrzymał się. W końcu usłyszał jakiś głos. Cichy, odległy – echo jakiegoś wydanego gdzieś po drugiej stronie sektora krzyku.

Krzyk nie był czymś, co Hiro chciałby sprawdzać. Lecz z drugiej strony lęk przed samotnością popchnął go w tą stronę. Szybko, jednak nie za szybko, by nie wpaść z pułapkę.

Wyszedł zza zakrętu i znalazł się na głównym korytarzu. Przebiegał on przez serce każdego sektora. To z niego rozchodziły się równoległe odnogi do bloków więziennych i cel. Korytarz prowadził od grodzi, do grodzi – przejść do innego sektora.

I wtedy zauważył wiszące w powietrzu ciała. Więźniowie uchwyceni przez niewidzialną pajęczynę. Truchła wyssane do cna przez coś, co musiało tą pajęczynę rozwinąć. Przez jakąś nieznaną Hiro anomalię.

I wtedy znów usłyszał krzyk. Tym razem wyraźniej. Dobiegał z ust jednego z pochwyconych więźniów. Kobiety, na ile potrafił to rozpoznać Hiro.

Więzień podszedł trochę bliżej, ale nie na tyle by wpaść w niewidzialne sieci. Zatrzymał się.

- Pomocy… - Cichy jęk wyrwał się z gardła pochwyconej więźniarki. – Pomocy…

Trzy ciała. Poza zasięgiem ręki Hiro. Jakieś pięć kroków od pierwszego, wyschniętego na wiór ciała innego więźnia.

SPOCK #2


Spock szedł przed siebie. Broń dodawała mu odwagi, chociaż musiał przyznać, że czuje się nieswojo.

Dźwięki maszyny doprowadziły go do wyrwanej grodzi. Solidne, stal tytaniczne drzwi zostały rozerwane i wygięte tak, że przez powstałą dziurę do środka mógł przedostać się rosły człowiek.

Spock wśliznął się przez wyrwę i stanął w czymś, co mogło być jednym z jakiś ważnych elementów napędowych, sterowniczych czy innych GEHENNY.

Stał na jakiejś rampie, z której miał doskonały widok na pracującą maszynę. Ogromne koła o średnicy najmniej dziesięciu metrów, obracały się by po chwili sprząc z innym kołem z mechanicznym, powtarzalnym hukiem.

Sam proces był monumentalny i fascynujący. Miał swój rytm, swoją powtarzalność. Kojarzył się Spockowi z bijącym sercem.

Nie miał pojęcia, czym jest i do czego służy ten mechanizm, ale był pewien, że nie było go w sektorze Z-1907.

Nagle Spock zobaczył, że pomieszczenie nie jest puste, jak mu się wydawało.

Na ścianie, na jednym z cylindrów, wypatrzył jakąś anomalię. Paskudną, oślizgłą kreaturę przyczepioną do cylindra, niczym jakiś drapieżnik.

Drugą, niemal identyczną, zauważył na suficie, pod kratownicą. Kolejne dwie czaiły się na ścianach. Jeszcze jedna, zaczaiła się pod schodami prowadzącego w dół, do maszynerii.

Zapewne było ich więcej. Prawdziwe gniazdo.

Bał się ruszyć, ale wiedział też, że nie może stać tutaj, jak kutas w burdelu.
Pracująca maszyna … przyciągała jego uwagę.

Czuł, że musi zobaczyć, co się na niej znajduje. Że jest jakąś zagadką - tajemnicą do rozwikłania tego, co się wydarzyło i gdzie się teraz znajduje.

Z drugiej strony wszystko inne niż wycofanie się chyłkiem i po cichu korytarzem wydawało się być samobójstwem.

LALKA #0


Lalka szła, powoli, czekając aż narkotyk zacznie działać, doda jej odwagi.

Korytarz był pusty, pokryty lodem. Prowadził gdzieś. Nie miała pojęcia gdzie, ale to nie miało znaczenia.

Jej buty ślizgały się na oblodzonej podłodze. Oddech zamarzał w powietrzu.

Musiała być gdzieś blisko zewnętrznej części GEHENNY.

Nagle stanęła jak wryta. Przed sobą ujrzała punkt widokowy. Taras, na który maszyny czasami prowadziły więźniów … aby mogli ujrzeć wspaniałość wszechświata i otaczający ich bezkres. By mogli poczuć, że są nikim i nie mają gdzie uciec.

Tym razem widok, który ujrzała Lalka był niesamowity. Przyciągał jej uwagę.

Tam była jakaś świetlista istota! Złożona z gwiazd, światełek, galaktyk. Piękna i złocista.

Lalka podeszła do grubej, niezniszczalnej przesłony by przyjrzeć się lepiej widokom za bulajem.

Nagle światła zgasły, a ona ujrzała anioła!
Świetlistą istotę, która podpłynęła do bulaju wyciągając do Lalki dłoń.

Więźniarka zaśmiała się. To był najlepszy towar, jaki miała!
I wtedy zobaczyła odbicie w szybie. Dwaj albo trzej więźniowie zachodzący ją od tyłu.

Nie zdążyła się im przyjrzeć, ponieważ nagle widok za bulaje zmienił się.

Na Lalkę nadpłynęła czerwień. Dzika i płonąca, niczym bezkształtne oko pradawnego zła wpatrzone w jej duszę.

Zatoczyła się i wtedy zobaczyła zachodzących ją więźniów.

Byli bladzi i ubrani w jednolite, pomarańczowe wdzianka.

Nie odzywali się, ale coś w ich wyglądzie przerażało Lalkę tak bardzo, że prawie nie krzyknęła za strachu.

- Pomóż nam… - Powiedział w końcu jeden z więźniów. – Potrzebujemy…

- … twojej krwi. – Dokończył inny.

- Daj nam…

- … swoją krew.

Szli powoli. Nie spieszyli się, jakby byli u siebie, a ona była nieproszonym intruzem.

- Jesteś....

- ... jego wybranką.

-Numerze...

-...zero.

Zbliżali się i wydawali groźni, mimo że nie mieli broni.
 
Armiel jest offline  
Stary 07-08-2015, 22:06   #26
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Douglas "Oczko" Brenner - znerwicowany szwendacz



Oczko zamarł gdy zauważył maszynę. Te błyskające światełka nawet tempakowi by powiedziały, że maszyna jest na tyle sprawna by nimi mrygać. No jak bardzo ponadt to jest sprawna to nie wiedział. Oglądał chwilę nieruchomego robota. Mimo to nie zauwazył żadnych wyłamanych kół, dziur po kulach czy laserach, osmaleń po pożarach czy wgnieceń i deformacji sugerujących jakiś wypadek czy zderzenie. Nie. Nic z tych rzeczy. A więc pewnie leciała na resztce energii ewentualnie jej CPU miał jakiś kociokwik. Inaczej na tyle co się znał na robotach to wiedział, że powinna robić swoje jak robot właśnie. A ta tutaj miała transportować więźniów czyli jechać a nie stać w miejscu.

Więc robot był pewnie uszkodzony czy na jałowym biegu oszczędzając energię. To zachęcało do jakiś numerów przeciwko niemu. Możnabyło na przykład przemknąć się obok niego bo i tak nie był uzbrojony i ruszyć dalej zostawiając za sobą niemrawego bota. Walczyć nie było sensu zresztą same gabaryty maszyny do tego nie zachecały. Oceniał, że prędzej połamałby swój nóż niż nim cośtam sensownie jej uszkodził. Poza tym po co miał z nią walczyć? No a niedobre było to, że nie miał pojęcia jak długo tu stała. Ale jak choć trochę coś się zachowało z dawnych procedur panujących na statku mogła wysłać jakiś sygnał i w drodze już mógł być jakiś bot naprawczy czy coś takiego. Więc pozostawanie tu dłużej nie wydawało mu się mądrym pomysłem.

Był za tym by przemknąć się i zniknąć w łączniku. Łącznik mógł mu cholernie ułatwić sprawę powrotu do własnego sektora. Tak jak autostrada pomijała te zatłoczone miasta tak łącznik omijał te wszelki syf gnieżdżący się w celach i okolicach. No ale można było się naciąć na maszyny własnie więc też nie miało to samych zalet. A puste, długie proste korytarze łącznika wcale mu się do skradania i znikania tak nie podobały. Jednym słowem czy dalej przez cele czy przez łącznik to oba wyjścia miały swoje plusy i minusy.

Niepokoiło go jeszcze coś. Krew. A dokładniej plamki krwi to tu to tam ukladajace się w dość wyraźny trop. Taki sam jaki sam zostawił i jakim postanowił nie wracać. A jednak wrócił. Po prostu natknął się na podbny trop kogoś innego czy to on wcześniej łaził w amoku jakimiś dziwnymi ścieżkami? No i jeszcze w końcu to był transporter więźniów. A co jeśli w tej celi został ktoś jeszcze z jego bandy?

Westchnął w duchu. Chwilę jeszcze rozważał taktycznie samo podejście. Jakoś było wbrew jego naturze podłazić pod strzelnicę bunkra licząc na śpiącego erkaemistę czy zacięcie broni. Na szczęscie te maszyny nie miały uzbrojenia a i nie zauważał jakiegoś czegoś co wygladało jak lufy czy inne emitery. Postanowił więc zaryzykować. Ruszył do przodu choć czuł się strasznie głupio i goło tak leźć na gołą klatę pod maszynę bez żadnej zasłony. Włamywacze tak nie postepowali.

Mimo obaw jednak obyło się bez żadnych przygód i choć się napocił a srce biło mu jak oszalałe to jednak dotarł cały tak blisko, że mógłby dotknąć robota. Obejrzał front z bliska ale transporter się okazał się typowym przedstawicielem swojego maszynowego gatunku. ~ No trudno... Spróbuję... ~ przełknął ślinę, oblizał spierzchnięte wargi i uderzył pięścią trzy razy w pokrywę - wrota cylindra. Tropy krwi porwadziły wprost do niego więc albo ktoś tam wlazł albo wylazł. Nawet jak to on stąd jakoś się wydostał to mógł zostać tam ktoś jeszcze.

Chwilę czekał w napięciu. Strasznie korciło go by zwiać ale przecież był włamywaczem. Musiał z założenia panować nad sobą by pozostać w bezruchu nawet jeśli zdawało się, że strażnicy go widzą, krzyczą i biegną prosto na niego. Teraz te opanowanie przydało mu się choć jak zawsze cholernie szarpało mu nerwy. Czekał chwilę a potem dwie i nic. Dalej stał przed prawie bezgłośną, nieco błyskajacą światełkami maszyną. Nikt ze środka nie odpowiadał. Albo była pusta, albo ktoś był odurzony bardziej od niego albo był martwy. Przełknął ślinę. Albo tam nie był człowiek.

Walczył chwilę sam ze sobą, własnym rozsądkiem i sumieniem. Właściwie zrobił co mógł i mógł dalej iść w swoją stronę. Nie było sensownej reakcji ze środka więc i nikogo sensownego tam nie było. Nawet jakby był tam ktoś z jego bandy i to żywy to pewnie trzeba byłoby go nieść co cholernie nie sprzyjało znikaniu i przemykaniu. A jednak zamknięcie ciekawiło go. Jak wszystkie zamknięcia. Może to właśnie jego wieziono. Może kogoś z jego grupy. A może kogoś innego? Tylko kogo? Przecież wszyscy byli w sektorze. Złapano by kogoś poza sektorem kto nie był w ich grupie? Czy może już ich sektor upadł i właśnie zwożono resztki chuj wie gdzie? Jeśli sektor upadł... To i tak nie miał gdzie wracać... A jeśli to z jakiegoś innego miejsca to może jeśli ktoś tam był to wiedział jak tam dotrzeć?

~ No chuj, spróbuję... ~ powiedział sobie w myślach. Wyjął nóż i spojrzał ostatni raz na mechanizm który powinien odblokować wrota celi. Bał sie tego co z tamtąd może wyskoczyć. A jednak był gotów spróbować. Lekko pochylił się jak do sprintu i odsunął jak mógł najdalej od cylindra. ~ A chuj! ~ warknął w myślach i wcisnął przcisk któy powinien otworzyć celę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-08-2015, 16:43   #27
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
W kuchni nastąpiła eksplozja. Erik i ten drugi jeszcze szarpali się, gdy objął ich Święty Ogień i oczyścił ze wszystkich grzechów. Erikowi aż zakręciłą się łezka w oku, że uratował chociaż jedną osobę przed Żniwiarzem - taki był jego cel od samego początku, gdy zorientował się, że wszyscy zginą. Budynek implodował w czasoprzestrzennym krzyku. Na pustym placu został jedynie Erik. Wciąż odczuwał postrzał jaki otrzymał, choć o dziwo na jego ubraniu nie było żadnego śladu. W sumie to miał inny strój niż wcześniej, a jego świecznik przypominał raczej nóż niż cokolwiek innego. Miał również jakieś ubranie i lekarstwa. Coś się zmieniło.

W wiosce nie widział już dziewczyn, które z nim przebywały. Już nawet nie chodziło o to czy to były w ogóle dziewczyny, czy jedynie stwory z innej rzeczywistości noszące maski. Po prostu nie było nikogo. Pozostał sam w mrocznej i zimnej kosmicznej pustce, w której żeglowało to co niegdyś było Old Harvest. Gdzieś tam, w sterówce była kurtyna, a za nią facet, który sterował tym wszystkim. Żniwiarze, pola kukurydzy, wiosna, duch Angeli - wszystko było elementem większej układanki, a aktualnie był w rundzie drugiej. Wybuch nie zniszczył go, ale przeniósł do kolejnego Old Harvest przypominającego trochę statek kosmiczny. Widać było kątem oka metalowe, zimne ściany. Izolacja stała się najlepszym przyjacielem Erika, bo teraz nie musiał się obawiać, że ktoś mu włoży nóż w plecy. Nie ma nikogo, nie ma problemu.

Równocześnie to wszystko wyglądało trochę dziwnie. Erik nie tracił czujności, a jednak gdziekolwiek poszedł tam nie było nikogo. Parterowe budynki stały się jedynie pejzażem, niczym więcej jak malunkami na prześcieradłach mających udawać prawdziwą wioskę. Jakby znajdował się w jakimś studiu filmowym, a ktoś zapomniał zatrudnić innych aktorów, a nawet statystów. Nie chciał dotykać tych prześcieradeł, ale nie dlatego, że zepsułby scenerię, a dlatego, że było to po prostu niebezpiecznie. Emanowało z nich niezwykłe zimno - kosmiczny mróz o nieopisanie niskiej temperaturze.

Przechadzając się więc wśród budynków i sprawdzał jak wygląda sufit i podłoga. Podłoga w większości przysypana była ziemią, ale jak trochę poruszał stopą odgarniając piasek to już kilka centymetrów niżej widać było metalową podłogę. Mroczne niebo również było ściemą. Kolejnym kłamstwem drapieżnego kosmosu.

Erik to wszystko wiedział i po prostu odgrywał swoją rolę. Czasem zaglądał do okien nie-budynków i widział tam jedynie zwykłe rzeczy, które spodziewał się tam widzieć. Może to wszystko działo się jedynie w jego głowie? Takie miał wrażenie, że po prostu siedzi w izolacji w jakimś zakładzie psychiatrycznym i najpierw uczestniczył w historyjce o jakiejś nawiedzonej wiosce, a teraz o statku kosmicznym. Bo to był statek kosmiczny. Zdawał sobie sprawę z tego tak bardzo jak to, że to była wioska. Równie dobrze to mogło być wysypisko śmieci, lunapark, czy szosa krajowa numer 7. Erik wszędzie byłby sobą. Okoliczności się zmieniały, ale nie on. Był gotów na śmierć, bo nie wierzył, że w ogóle może go spotkać. Po prostu pojawi się w innym miejscu, w innej mrocznej historii, która znów go zabije, ale nie naprawdę. Jego dusza musiała być podczepiona do jakiejś bardzo złej rzeczywistości i nie mogła dotrzeć do ostatecznego celu. Może wtedy umrze. Erik nie byłby smutny, gdyby jednak umarł - w końcu uratował kogoś od Żniwiarza, więc pewnie trafi do Nieba. O to się modlił.

Za jednym z rogów zobaczył jakiegoś wilka, który wyraźnie chciał pogadać. Dawno nie widział gadających wilków, a zwłaszcza takich z czerwonymi ślepami. Przystanął nieopodal jego i podrzucił mu połówkę swojej racji żywnościowej. Niech piesio coś zje. Nie zamierzał zabierać rzeczy, której pilnował. Z resztą wszystko to powiedział wilkowi, który był psem albo wytworem jego wyobraźni tudzież krokodylem na chodniku w wielkim mieście będącym rysunkiem na karteczce powieszonej w urzędzie skarbowym. Po prostu został z psem, a jak już pies zje i nie będzie gadał to ostrożnie minie go i pójdzie dalej. Inna sprawa jakby wyglądało na to, że pies chciałby pogadać. Wtedy był gotów z nim pogadać. W końcu pies nie człowiek, więc powinien normalnie do niego mówić. Chyba. A może nie? Tak czy inaczej chętnie posłuchałby tego wilka. Psa. Wytwór wyobraźni. Nic tu nie jest prawdziwe, a wszystko jest prawdziwe. Trzeba iść dalej. Później Erik pójdzie dalej. Bez konfrontacji ze zwierzem, choć oczywiście zachowa środki ostrożności - wyraźnie jednak będzie pokazywał, że nóż posiada w celach obronnych, a nie ofensywnych.
 
Anonim jest offline  
Stary 09-08-2015, 22:51   #28
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Szedł powoli, wsłuchując się w coraz wyraźniejsze odgłosy pracującej maszynerii. Nie przypominał sobie tego korytarza. Tak jak trupów w tamtym. Wyznając zasadę, że martwym przedmioty do niczego już się nie przydadzą, wzbogacił się o jeden ze znalezionych noży, wybierając ten w najlepszym stanie, jak i ręcznie wykonanej broni palnej - mimo prawdopodobnych kłopotów z celnością i wysoką zawodności w końcu nigdy nie było wiadomo, kiedy przyda się dodatkowa siła ognia.


Gdy dostrzegł dziurę w grodzi miał ochotę gwizdnąć z podziwu. To, co potrafiło tak przypirzyć w zbrojoną ścianę i zrobić w niej dziurę tej wielkości nie miałoby najmniejszego problemu z wdarciem się do odciętego sektora i zrobieniem sobie przekąski z więźniów, którzy na sam widok takiej anomalii obsrywaliby portki od góry do dołu. Skoro do tej pory tego nie zrobiła oznaczać mogło jedno - nie przepadała za smrodem...

Zdusił śmiech wywołany wyobrażoną scenką z wykrzywionym w odrazie uzębionym pyskiem anomalii.

Stanął na rampie i zerknął na dół. Widok pracującego mechanizmu był wspaniały. Z zapartym tchem pochłaniał szczegóły maszynerii czując, że to coś ważnego. Coś, czego nikt wcześniej nie oglądał. To było jakby bijące serce Gehenny. Coś, co może dać mu szansę na wyrwanie się z tej krypy...

Przypływ entuzjazmu pohamowało nagłe odczucie, że coś tu nie gra. Przede wszystkim był niemal pewien, że nic takiego w Z-1907 nie było. Po prostu. Czyli to nie był ten sektor. To gdzie on się, kurwa, znajdował!? Niedobrze. To wcale nie było...

Dreszcz przebiegł mu po plecach, a on sam zamarł w bezruchu. W chwili, gdy pomyślał o drugiej nie pasującej mu rzeczy, czyli o tym, że tak ważna, jak przeczuwał, maszyna dla Gehenny nie powinna być niechroniona dostrzegł go. Stwora wyglądającego jak zdeformowany człowiek, uzbrojonego w potężne pazury i ruchliwy organ, od biedy mogący uchodzić za język, a przypominający raczej bicz. Wolał się nie domyślać do czego służył i jak sprawnie anomalia się nim posługiwała.

Kilka ciągnących się jak smoła sekund później wiedział już, że stworów było więcej. Dostrzegł przynajmniej pięć, a miał przeczucie, że to nie wszystkie. Wszystko wskazywało na to, że miały gdzieś tutaj pieprzone gniazdo. Cholerna kosmiczna szarańcza!

Stał tak, rozdarty między fizyczną niemal potrzebą zejścia w dół i przyjrzenia się z bliska obracającemu się monumentalnemu mechanizmowi. Stanowił on zagadkę, której próby rozwiązania nie mógł tak po prostu porzucić. Z drugiej strony doskonale wiedział co będzie, jeśli postawi choćby krok na schodach wiodących w dół. Jeśli gnidy były głodne, to może nie cierpiałby długo. Nie miał szans dotrzeć na dół. Nie sam. Musiał zebrać innych i wrócić tutaj. Najlepiej z jakimś miotaczem ognia i usmażyć te karaluchy jednego po drugim.

Zagryzł zęby, przymknął oczy i odetchnął głęboko, powoli wypuszczając powietrze. Nie sądził, żeby powodowany przez niego hałas przebił się przez rumor czyniony przez obracające się koła, ale wolał nie sprawdzać, jak dobry słuch mają wiszące na suficie paskudy. Krok po kroku, nie spuszczając anomalii z oczu wycofał się do wyrwy i wyszedł na zewnątrz. Oparł się o ścianę obok i ledwo powstrzymał od walnięcia pięścią w ścianę. Dlaczego? Dlaczego!? Żeby je Gehenna wpieprzyła z tymi ich jęzorami, zmieliła i wysrała gdzieś w przestrzeń! - złorzeczył w myślach stworom.

Obiecawszy sobie solennie, że wróci tutaj , gdy tylko zbierze odpowiednią siłę ognia, ruszył dalej korytarzem nie wybierając zbytnio drogi. Nie miał pojęcia gdzie był, ale chciał być pewien, że drogę powrotną do tamtego pomieszczenia znajdzie.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 09-08-2015, 23:00   #29
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Duch ruszył przed siebie. Powoli, spokojnie, analizując sytuację na zimno, a zimne były jego umysł i ciało coraz bardziej odczuwające chłód pokrytego szronem korytarza. Nożownik starał się poruszać cicho. Jego krok stanowił kompromis między prędkością poruszania, a czujnością, której nie mógł sobie darować. Analiza sytuacji Ghosta sięgała dużo dalej, znacznie głębiej niż normalnego człowieka. W chwili dostrzeżenia zagrożenia Baker nie skupiał się na ofierze, którą był znany mu jajogłowy tylko na ewentualnym przeciwniku. Ważne były dla niego rany jakie zadali więźniowie, posiadana przez nich broń, upodobania jeżeli chodzi o walkę, a te - jak numer - każdy miał inne.

Kiedy tylko James zauważył potencjalnego przeciwnika od razu sięgnął po kuszę. Wiedział, że musi walczyć. Nie mógł dać ciała. Nie wyglądało na to aby był w stanie pomóc jajogłowemu, ale… musiał spróbować. Sam też chciał przetrwać ile tylko się dało. Bezbronna zdobycz leżała na kratownicy, a z jej niemal odciętej, drgającej nogi skapywała jeszcze ciepła posoka. Dwójka pożerająca naukowca była obrzydliwym zjawiskiem, od którego James bez emocji oderwał wzrok. Nie zwracał uwagi na więźnia pakującego do pyska jelita niczym spaghetti. Nie analizował też psychiki gościa siorbiącego płyny żołądkowe Jarrego jak rosół. Nie. Duch aż do tej chwili był pozbawiony empatii i tak spokojny jakby właśnie jadł zupę.


Duch drgnął dopiero kiedy zobaczył trzeciego z nich, a nawet nie kiedy ukazał się mu jego odrażający, ociekający krwią, powykręcany pysk tylko w chwili... kiedy Baker zdał sobie sprawę, że znał tego człowieka. Ghost opuścił swoje neutralne, spokojne miejsce w chwili kiedy zdał sobie sprawę, że to był Lulu. Gość znienawidzony przez połowę sektora. Pytania, które zadawał wykręt bardzo pasowały do Lulu i losu jaki go spotkał. Pozostali więźniowie zapewne go zjedli - co w ich położeniu nie było aż tak straszne jak zwykle. Człowiek aby przeżyć mógł zrobić wszystko i - o ile mu się udało - był z tego usprawiedliwiony. Wiedział to każdy zdrowo myślący facet, a już na pewno ekspert od przetrwania jakim był Baker.

Kiedy ciało Lulu ruszyło w jego kierunku wojownik strzelił z kuszy. Chciał trafić w głowę aby monstrum to odczuło. Wiedział, że jeżeli nie zauważy efektu będzie musiał zastanowić się nad odwrotem. Jarry był w takim stanie, że Baker jedynie mógł zakończyć jego cierpienia. Nie był medykiem aby skutecznie ocalić technika. Musiał walczyć, a jak to nie przyniesie skutku zwijać się z tego upiornego korytarza.

Strzał trafił w cel. Lulu zrobił jeszcze jeden chwiejny krok i zwalił się na ziemię. Z jego ust wydobył się śmiech. Zimny. Okrutny. Nieludzki. Obłąkańczy. Pozostała dwójka nadal zajęta była pożeraniem Jarrego. Nie zwróciła uwagi na upadek kompana.

To - jak wszystko na Gehennie - nie było normalne. Lulu padł, ale śmiech świadczył, że pewnie był skłonny wstać. Jego kompani mogli zaraz zwrócić się przeciwko Duchowi co nie byłoby zbyt ciekawym przeżyciem dla Baker’a. James postanowił wystrzelić jeszcze raz - prosto w łeb jajogłowego. Jak Jarry będzie wolny Ghost miał plan się oddalić i poszukać reszty. Technik był spalony, a zatem misja została siarczyście spierdolona. Jedyne co mógł zrobić Duch to zebrać kogo się dało i wracać. Gdyby tylko wiedział którędy…
 
Lechu jest offline  
Stary 10-08-2015, 10:13   #30
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Od momentu opuszczenia ostatniej ostoi ludzi na GEHENNIE stan Torque'a się pogorszył. Mężczyzna nie wiedział czy wynika to z obecności anomalii, które wpływały na jego umysł, czy faktycznie zaczynał wariować. Wiedział, że to co widzi jest nierzeczywiste, ale jednocześnie było to tak realne, że nie mógł tego zignorować. Jego wyrzuty sumienia i niepewność własnej osoby zostały spotęgowane.

Wizje, których doświadczał przestały przedstawiać jego rodzinę. Paleta możliwości jego chorego umysłu zdecydowanie się poszerzyła. Torque dyszał ciężko, jego serce biło jak oszalałe. Powracające wizje tego co zrobił, albo tego o czym marzył bombardowały jego zmysły. Dziewczynka, jego córka? To ona? Nie poznawał jej, ale wiedział, że coś w niej było znajomego. Może to tylko ucieleśnienie jego szału, rządzy krwi, którą w sobie tak mocno tłumił?

Jarry z otwartym brzuchem i Torque stojący nad nim. Niczym zwycięzca, zdobywca! Tak, pokazał temu małemu skurwysynkowi gdzie jego miejsce, wybebeszył go niczym prosiaka i nurzał się w jego krwi z obłędem w oczach. Nagle poczuł obrzydzenie. Do siebie, do wizji... do wspomnienia? Poczuł, że treść żołądka zbiera mu się w gardle i uwalnia się wraz z potwornym spazmem bólu. Zerzygał sie żółcią, a jej gorzki smak go otrzeźwił. Był sam, Jarry zniknął. Stał w pustej celi, nie pamiętając jak się tu znalazł.

- Ja... nie wiem. Nie wiem, nie pamiętam co się stało! Nie dręcz mnie!- odwrócił się, krzycząc na wyimaginowany głos, który brzmiał jedynie w jego głowie. Dalej był sam. Albo nigdy nie był sam, zawsze ktoś z nim był. Jakaś obecność, mroczna istota zamieszkująca zakamarki jego mózgu czekająca jedynie na chwilę słabości, aby przejąć kontrolę nad ciałem i puścić się w dziką furię i szał. Aby zaspokoić swoje pragnienie krwi.

Cichy głos, który dobiegł zza jego pleców był niczym mroźny deszcz. Torque przywykł do krzyków, wrzasków i oskarżeń, ale ledwo słyszane błaganie było dla niego czymś niezwykłym.

Mężczyzna leżał na ziemi. Torque go nie znał, nie wiedział kim jest. Tatuaże nic mu nie mówiły, ale trójka na jego barku. To było coś ważnego. Spojrzał na swoje przedramię.
-Trójka.- powiedział patrząc w przestrzeń. -O co chodzi?- kontynuował monolog, gdy mężczyzna leżący na ziemi jęknął głośno, zwracając na siebie uwagę.
Torque spojrzał na niego przekrzywiając głowę na bok, prawie pod nienaturalnym kątem.
Przysunął się do niego i złapał za bark, w którym wycięta była liczba trzy
-O co tu chodzi!?- krzyknął, szarpiąc mężczyznę i sprawiając mu tym niesamowity ból
- Co znaczy trzy!? Kto to zrobił?! - poczym poderwał się na nogi i odsunął.
Spojrzał na dłoń, pokrytą krwią. Wpatrywał się w nią niczym zahipnotyzowany.
Poniósł wzrok
- Co znaczy trójka? - powiedział spokojnie.

-Dobrze wiesz co to znaczy. To my. Ja, i nasze dwie córeczki. Trójka, którą zamordowałeś z zimną krwią - doszedł go szept.
Torque zamknął oczy, zacisnął powieki z całej siły i krzyknął na całe gardło.

Gdy przestał, jego głos dzwonił mu jeszcze w uszach. Pomogło. Spojrzał na mężczyznę leżącego w celi jakby widział go pierwszy raz na oczy.

Pomógł mu usiąść.

-Co tu się kurwa dzieje?- powiedział spokojnie, patrząc mu w oczy.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172