Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2015, 12:56   #31
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Hiroshi zastanawiał się czy kiedykolwiek był w gorszej sytuacji. Czy był taki dzień, w którym lęk ogarniał go bardziej, że nie potrafił logicznie myśleć, że czuł się zagubiony i nie wiedział, co robić.
Przemierzając zimne korytarze GEHENNY czuł się jak mysz w pułapce, jak gryzoń, którego ktoś wsadził w własnoręcznie zbudowany labirynt i z góry obserwował poczynania swojej zabawki, bawiąc się przy tym i śmiejąc pod nosem, pożerając zrobiony w mikrofalówce popcorn za 0,99$.
Z nerwów uniósł głowę by spojrzeć w górę, jakby miał zaraz zobaczyć oko obserwatora, który wrzucił go w tę plątaninę korytarzy i śmiał się z tego, jak taki silny mężczyzna gubi się nie tylko w przestrzeni, ale i własnych myślach.

Gęsia skórka, która za każdym krokiem zdawała się być widoczna coraz bardziej, pokryła ręce mężczyzny jeżąc na nich każdy pojedynczy włosek, który to teraz naprężył się jakby chciał uciec szybciej niż robił to Hiro.
Krok za krokiem, jakby myślał, że będąc bezgłośnym uchroni się od niebezpieczeństw, przemierzał i brnął w ciemność, tylko dlatego, że stanie w miejscu wydawało mu się być bardziej bez sensu. Choć chyba najbardziej głupim pomysłem było opuszczanie sektora. Japończyk zdecydowanie nie spodziewał się czegoś takiego.
Owszem, słyszał o anomaliach, krwiożerczych bestiach, które są tak szybkie, że nawet nie zdążysz krzyknąć.

Nie wierzył w to.

Słyszał też o Oculusie, ponoć była to ośmiornica lub ciemna, bezkształtna plama, przemieszczająca się jak lepki, półpłynny kisiel, czarna, lepka maź. Ropa wydobywana w rafinerii, przelewające się między palcami ścieki.
I ponoć potrafił nieźle zgwałcić mózg, rozpierdolić Ci głowę w sensie metaforycznym, choć zapewne i w sensie dosłownym byłby w stanie to zrobić.

Przenikliwy krzyk sprawił, że Hiroshi drgnął, a mięsień serca gwałtownie się skurczył i rozkurczył. Przyspieszył ponownie wyrywając się z krat żeber.

Spokój, tylko spokój nas uratuje, pomyślał i nabrał spokojnie powietrza, po czym wypuścił ustami zużyte już zapasy niegdyś tlenu, a teraz dwutlenku węgla.

Przełknięcie śliny zdawało się echem odbijać od metalowych ścian, a podłoga jakby sama zdradzała pozycje mężczyzny. Był opanowany, myślał trzeźwo, ale stres wciąż go zżerał. Chcąc znaleźć kogoś udał się w kierunku jęków, jak sam stwierdził, ludzkich.

Ciemność korytarza napawała niepokojem, który to wzrósł jeszcze bardziej po ogarnięciu miejsca wzrokiem.
Wiszące, ludzkie ciała wydawały się być sztywne od strachu, zimna. unosiły się nad ziemią jakby lewitowały, albo ktoś niewidzialny utrzymywał je przy górze. Puste spojrzenia sugerowały, że dusze martwych ludzi mogły gdzieś błądzić po GEHENNIE i popychać zbłąkanych, głupich ludzi, w kierunku sieci, w których sami utknęli.

- Pomocy… - Cichy jęk wyrwał się z gardła pochwyconej więźniarki. – Pomocy… - powtórzyła gardłowo resztkami sił. Hiroshi wzdrygnął się na samą myśl, że tak łatwo go zauważyła. Rozejrzał się ponownie, przed nimi było kilka ciał i dopiero ona. Więźniarka, która i tak była konająca, nie znał jej.

Nic nie poczuł. Żadnego współczucia, być może była zbyt mało bystra, że ją to spotkało, a może na to załuzyła? W obydwu przypadkach nie chciał obok siebie zbędnego balastu, musiał uciekać.

Uciec stąd, jak najdalej.

Nie miał zamiaru wchodzić miedzy zwisające zwłoki, a jeśli sam wpadnie w sieć i zawiśnie? Musiał uciekać, tylko to miał w głowie. Postanowił iść dalej, szukać kogoś, kto nie był na skraju śmierci, znaleźć kogoś, kto przeżył i byłby w stanie razem z nim wrócić do sektoru, z którego przyszli.
Z myślą wydostania się stąd jak najszybciej postanowił iść dalej, na pewno nie chciał skręcać w niebezpieczną pułapkę, na jaką zdawało się natrafił.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 11-08-2015, 02:39   #32
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Ból po niewielkim spacerze stał się odczuwanym dyskomfortem. Twarz mimo niskiej temperatury była wilgotna od potu i rozmazana w nieładzie. Tripy miały to do siebie, że człowiek mógł zaciąć się na jednym punkcie i, tylko z sobie znanego powodu, przez półtorej godziny z zaangażowaniem się w niego wpatrywać. Szybko zapomniała o Larsie, zimnie, czy kieszeniach wypchanych nie swoim towarem. Została zauroczona widokiem i odpłynęła. Mieniło się wszystko a Lalka czuła się, jakby dryfowała w przestrzeni kosmicznej wypełnionej niezliczoną ilością migoczących gwiazd. Rozcięte i rozchlapane lightsticki w ciemnej celi nie mogły się równać z takim widokiem. Było cudownie pięknie i skończyło się tak samo nagle i niespodziewanie jak zaczęło. Im lepszy towar, tym wyższy osiągany pułap. Im większy pułap, tym poważniejszy upadek w niekorzystnych i nie kontrolowanych warunkach. Setting, w którym znalazła się Lalka, można było bez większego problemu skategoryzować jako beznadziejny. Nie wspominając w ogóle o nafrytaniu się będąc w panice.

Po zatoczeniu się ze strachu naparła plecami na pancerny wizjer. Oprzytomniała lekko wracając myślami do miejsca, w którym je zostawiła. Dorwali ją ze swoimi fantami. Miała przed sobą rzeźników, którzy rozgrzebaną robotę zostawili w chłodni a wracając z fajki znaleźli ją podczas ucieczki. Scenariusz układany w panice okazał się prawdą. Dorwą ją i rozczłonkują. Wpier*olą każdy kawałek.

Płynąca w krwiobiegu chemia fantastycznie działała jako środek przeciwbólowy. Równie fantastycznie stawiała opór podczas myślenia, czy reagowania. Lalka dobre parę minut temu powinna skleić, że coś nie jest grane. Cały czas jednak w jej głowie siedziała inna wersja świata.

- Oddam wam, oddam wam szystko! Nie chciałam wam tego szabierać. Mam to pszy szobie - wycedzała niewyraźnie sięgając po ich prochy do swoich kieszeni. - Przyniosze więcej jeszli będzie tszeba. Nawet dwa raszy tyle! Nie ja je wam szabrałam...! - produkowała się nerwowo z wysiłkiem sklejając myśli.

- Potrzebujemy tylko twojej krwi.

- Nic więcej.

- Dlatego wycieliszcie mi to zero na ramieniu? Dlaszego ja...? Nisz wam nie zrobiłam... Nawet wasz nie znam...

- Potrzebujemy twojej krwi - szli w jej stronę, powtarzając niczym zacięta płyta. - On jej potrzebuje.

- K-kto...? Jaki "on"...? Nikogo takiego nie sznam. O kim mówisze?

- Wy nazywacie go Oculusem.

- Ale ma inne imię.

- Być może staniesz się kiedyś godna, by je poznać.

Zasłyszane charakterystyczne słowo zadziałało jak mocne uderzenie w lustro. Nieodrwacalne pęknięcie rozeszło się po jej całej osobie. Mimo ograniczonego przetwarzania myśli dotarło do niej, że nie ma do czynienia z rozpruwaczami robiącymi na zlecenie jakieś dużej ryby. Miała do czynienia z czymś o wiele gorszym. Lars wyrzucił ją na zewnątrz. Poza sektor. Cudzy towar upchany po kieszeniach utracił znaczenie. Podobnie jak niska temperatura, od której ją całą telepało, nie czuła tego. Pod wygolonym łbem zaczęło się kotłować. Chciała uciekać, choć miała wrażenie, że ugrzęzła w gęstej smole i nie mogła się ryszyć.

- Dogadamy sze... Z pewnoszcią... Na spokojnie... - odpowiedziała powoli wycofując się w kierunku nieodwiedzonych jeszcze części korytarza. - Po co ten poszpiech...? Po co ta brutalnoszć...? Tszeba było zapytać... Podzieliłabym szę z wami... - dopowiadała nerwowo starając się utrzymać stałą odległość. Nie mogła biec. - Pszecież dzielę się wszystkim, co mam...

- Nie chcemy podziału.

- Chcemy wszystkiego.

- On chce wszystkiego.

- Musisz zniknąć. Całkowicie. Jesteś...

- ...niepotrzebna i słaba. Tylko twoja krew jest...

- ...cenna.

- Tak. Cenna.

- Szystko...? Tak... Na raz? Można powoli... Można zrobić tak, że będzie jej więszej... Nawet sze mnie, tej słabej... Tej, która jeszt zerem. Bo to dlatego ten numer, prawda? Bo jesztem zerem?

- Nie ma cię.

- Zero.

Lalka gubiła się we wszystkim. Słowa śledzących jej więźniów zlewały się z jej myślami. Nie zastanawiała się nad ich rozdzieleniem. Panika szalała pod jej czaszką. Duże tętno i szybki oddech nakręcały tylko maszynę większej dezorientacji i oddziaływania prochów. Zataczała się szukając powrotu do domu. Ten, przecież mógł się kryć za każdymi drzwiami, które napotka.

 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 11-08-2015 o 08:29.
Proxy jest offline  
Stary 12-08-2015, 11:33   #33
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
- 4 -

Wycie ucichło. Ofiara znieruchomiała. Teraz leżała bezsilnie całkowicie owładnięta mocą demona.

Trwało to kilka chwil. Ten bezruch. Ta martwota.

Tylko nerwowe tiki na twarzy ofiary, łzy płynące jej z oczu i krew sącząca się z nosa świadczyły o tym, że człowiek jeszcze żyje. Jeszcze się broni. Jeszcze stawia opór.

Tylko cud mógł uratować ofiarę.

Albo przypadkowy przechodzień.

Ale przecież nikt z własnej woli nie wszedłby do sektora opanowanego przez tak niepowstrzymaną i żarłoczną siłę, jaka był Oculus.

Ofiara była skazana. Jak wszyscy!


OCZKO #4


Oczko otworzył panel i od razu cofnął się z odrazy.
Był twardy, ale nawet jego żołądek zaprotestował, przeciwko temu, co ujrzały jego oczy.

Zazwyczaj CELA przewoziła jednego więźnia, rzadko dwóch, a najrzadziej trzech. Tym razem było ich dwóch, chociaż trzecie miejsce sugerowało, że ktoś się z niego wydostał.

Ci, co zostali wyglądali koszmarnie. Przeraźliwie wychudzone ciała, pokryte ropą i krwią. Na przedramionach od razu oczko wypatrzył znaki. Cyfry. Jak u niego. 4 i 4. Dwie czwórki.

Żaden z przewożonych jeńców nie miał twarzy. Dosłownie. Ktoś lub coś obryzgało im twarze silną, żrącą substancją. Jakimś kwasem, który rozpuścił wszystko pozostawiając jedynie kawałki poczerniałego, nierozpoznawalnego mięcha. Siła substancji żrącej była tak wielka, że przepaliła się nawet przez kości czaszki.

Wyglądało tak, jakby ktoś lub coś postanowiło usunąć wszelki ślad po przewożonych więźniach, bo podobnie potraktowano miejsce na karku, gdzie mieli wytatuowane kody i dłonie, na których także oznaczano więźniów. W wychudzonych klatkach piersiowych widać było dziury. Serce też wycięto, a na tym właśnie organie, – jeżeli wierzyć plotkom – STRAŻNIK wszczepiał mikrochip umożliwiający śledzenie skazańców. Kwas załatwił też oczy – siatkówka też była jednym ze sposobów identyfikacji i kontroli STRAŻNIKA.

Kiedy Oczko próbował powstrzymać skromny posiłek na miejscu nagle … CELA ruszyła do przodu. Bez ostrzeżenia!

Koła zaczęły poruszać się i stalowy kolos ruszył łącznikiem.

Snop niebieskiego światła przeczesywał ciemność przed robotem.

Oczko trzymał się jego pancerza. Mógł bez trudu zeskoczyć i odbiec w swoją stronę – nie było ani za wysoko, ani robot nie poruszał się zbyt szybko.

Mógł też na jego pancerzu przejechać dalej. Może nawet do innej sekcji? Tylko pytanie, czy w ten sposób nie trafi w ręce KLAWISZY.

Słyszał takie historie, że maszyny STRAŻNIKA polowały na więźniów w bardziej „przyjaznych” sektorach. Opowiadali je więźniowie, którzy przemykali od sektora do sektora, od bloku do bloku. Kurierzy, szczury takie jak on sam.

Wiedział, że maszyny STRAŻNIKA polują z dwóch powodów. Pierwszym było osadzenie więźnia w sektorach nadal opanowanych przez SI GEHENNY. Zamknięcie w celi nie wydawało się takie złe. Wikt, opierunek, życie jak przed wejściem w Anomalię. No prawie sielanka.

W drugim przypadku jednak KLAWISZE nie polowały, aby złapać, lecz aby zabić. A mało który więzień, bez dobrej broni, był w stanie przetrwać konfrontację z uzbrojonym robotem.

Czy chciał ryzykować, czy jednak woli pozostać na sekcji opanowanej przez Anomalię. To był jego wybór.


PONTI #5


Ponti nakarmił psa. Pies zjadł rzuconą rację. Tą lepszą. Z mięsa, bo syntetycznej papki na drogę Ponti nie wziął.

Pies żarł ostrożnie, ale i łapczywie. A potem spojrzał na Pontiego swoimi ognistymi ślepiami.

Płomienie w oczach zwierzęcia coś Pontiemu przypomniały.

Pożar. Krzyki. Ludzi smażących się, jak skwarki. Jak śmieci, którymi byli.

Gdzie to było? Old Harvest? Gdzieś indziej? Czy to miało znaczenie? Ważne, że się palili! Ważne, że ogień oczyścił ich ciała i dusze!

Ponti zaśmiał się. Czarne zwierzę spojrzało na niego z nadzieją, ale nie gadało. Szkoda.

Więzień odczekał jeszcze chwilę i ruszył dalej, omijając ranną anomalię łukiem. Nie chciał, by stwór rzucił się na niego znienacka.

Po chwili Ponti szedł przed siebie. Ale nie był sam. Anomalia podążyła za nim. Chyba. Bo kiedy się odwrócił, widział dym.

W sumie to dość logiczne. Za podpalaczami i ogniem zawsze podążał dym. Nie było dymu bez ognia i ognia bez … bez ognia właśnie.

Zachichotał. Sam nie wiedział, czemu.

Korytarz, którym szedł zamykały drzwi.

Solidne, jak te odgradzające sektor od sektora.

Wyglądały na sprawne. Panel kodowania przy nich lśnił zielenią. Aby przez nie przejść Ponti musiałby znać kody lub mieć WKP i umiejętności hakerskie na zaawansowanym poziomie. Pozostawała jeszcze kwestia, dokąd zaprowadziłyby go te drzwi?

Nadal coś nie tak było z jego wzrokiem. Wszystkie napisy, jakie widział na korytarzach czy właśnie na drzwiach były nieczytelnymi znaczkami. Jakby partie mózgu odpowiedzialne za umiejętność czytania w głowie Pontiego zostały w jakiś sposób uszkodzone.

Za sobą usłyszał jakiś dźwięk. Strzał. Potem drugi.

Ktoś uzbrojony i potencjalnie niebezpieczny szedł jego śladem i właśnie chyba zlikwidował rannego psa. Przynajmniej tak zakładał Ponti?

Ward? Czy to był Ward? Przecież tylko on miał pistolet.

Gdyby się pospieszył, być może udałoby mu się ukryć w którejś z mijanych po drodze cel – opuszczonych i zamrożonych. Chociaż pewności nie miał. Mógł też poczekać na strzelca, zobaczyć, kto to. Może to nie był Ward? Lecz ktoś, kto wyruszył razem z Pontim na tą dziwną misję, której szczegółów nie pamiętał.


SPOCK #2


Spock wycofał się po cichu, co było rozsądnym pomysłem. Co prawda dziwaczne urządzenie w jakiś niepojęty sposób fascynowało go, absorbowało, przyciągało jego myśli, ale na razie dał mu spokój.

Znów szedł cichymi korytarzami. Powoli, ostrożnie, rozglądając się uważnie na każdym kroku. Teraz, gdy widział anomalie bytujące w tym sektorze, tym bardziej obawiał się o to, co stanie się, gdy napotka jedną z nich.

Nadal nie potrafił odpowiedzieć, gdzie się znajduje. Wszystkie napisy… nie potrafił ich odczytać. A sam sektor… zbudowany był inaczej niż pozostałe. Nie miał tego samego, zunifikowanego planu. Rozkład korytarzy, pomieszczeń był inny. Podobnie jak styl budowy.

Jakby coś… zniekształciło szczegóły czy wręcz przebudowało sektor.

Spock wiedział, że to jest niemożliwe, ale słowo ”niemożliwe” znikło ze słownika GEHENNY w kilka godzin po przejściu przez Anomalię.

Nagle jego rozmyślania przerwał dziwny syk. Doleciał do Spocka zza pleców, gdzieś spod sufitu.

Więzień szybko przypadł do ściany i wymierzył z nowo zdobycznej pukawki w tamtą stronę.

Spodziewał się, że zobaczy nad sobą szczerzącą paszczę z wielkimi kłami. Że wypatrzył go, zwęszył czy wytropił w inny sposób stwór z tajemniczej maszynowni.

To nie był on, chociaż Spock nie pomylił się za bardzo.

To było coś ciemniejszego. Mniejszego, lecz zbudowanego podobnie.

Siedziało pod sufitem, przyczepione pazurami do metalowej kratownicy.

Spock widział łeb kreatury otoczony kłębiącym się dymem. Widział rozdziawioną paszczę pełną dziwacznych kłów, długi jęzor i świecące oko.

Ohydztwo wydawało się go obserwować. Czekać na okazję.


GHOST #6


Nieruchomy cel. Wykrzywione oblicze błagające o pomoc. W sumie nikt nie chciałby zostać pożarty.

Ghost wymierzył. Strzelił.. Trafił.

Zawsze trafiał.

Głowa Jarrego opadła w tył. Pożerające go kreatury nie przerwały swojej „uczty”. Opychały się ciałem z taką samą energią, jak wcześniej.

Kiedy tylko więzień umarł Ghost poczuł, jak ktoś przypala mu ogniem skórę na ranie.

Zacisnął zęby z bólu i spojrzał na wyciętą cyfrę „6”.

Rana… ruszała się. Mięso wokół niej pulsowało, pęczniało, jakby pod skórą przesuwały się robaki czy coś podobnego.

Ghost zacisnął zęby z bólu, lecz nie wydał nawet jęku. Szybko wycofał się poza obszar zagrożony, oparł o ścianę i dopiero wtedy syknął przeciągle.

Rana przestała pulsować. Ból minął.

- Dzięki stary – powiedział głos w głowie Ghosta.

Ghost zamarł.

- Tak trzeba. W tym jesteś najlepszy. Zabij lub zgiń. Zjedz lub zostań zjedzonym.

Głos był niewiele głośniejszy od szeptu, ale słowa, które wypowiadał poruszały jakieś ukryte struny w duszy Ghosta. Powodowały, że … zaczynał się bać.


TORQUE #3


Potrząsany mężczyzna musiał na chwilę stracić przytomność, dzięki czemu Torque usadził go w pozycji siedzącej, pod ścianą.

Kiedy zadawał swoje pytanie, ręka wytatuowanego więźnia wystrzeliła w przód. Już nie była pusta. Trzymał w niej niewielki, łatwy do ukrycia nóż.

Zadany znienacka cios przeciąłby niechybnie gardło Torque’a, gdyby nie jego niezwykły refleks. Ostrze zamiast poharatać mu szyję, pozostawiło na niej tylko krwawe cięcie – płytkie i niezbyt groźne.

Wytatuowany nie czekał. Zawył, jak dzikie zwierzę i rzucił się w przód próbując dokończyć to, co zaczął!

Jak na wychudzonego chłystka poruszał się zadziwiająco sprawnie i szybko.

Torque odskoczył w tył dobywając swojej broni.

Po jego policzku spływała krew – efekt kolejnego rozcięcia.

- Potnę cię, kurwo! – Wycedził wytatuowany więzień stojąc już na nogach, przyczajony i gotowy do kolejnego ataku.

- Potnę cię, jebana kurwo! Zdrajczyni!. Tyle czasu na to czekałem!

Facet chyba odpłynął, przez co stał się bardziej nieobliczalny i groźny.

- Zajebię cię i wyrucham w twoją martwą pizdę!

Brał Torque’a za kobietę? Czy jak?


HIRO #3


Odwrócił się i odszedł. Tak było bezpieczniej, niż ratować kogoś, kto wcale niekoniecznie na ten ratunek zasługiwał.

Hiro był wierny tylko swojemu gangowi. Tylko jemu. I sobie samemu.

Znalazł boczny korytarz omijający ewidentnie pułapkę. Szedł cicho, niczym duch, całkowicie skryty przez ciemność. Niemal z nią zjednoczony. Miękkie kroki polującego drapieżnika lub przemykającej się ofiary.

Hiro kontrolował nawet oddech. W końcu korytarz, którym szedł doprowadził go do drzwi.

Były solidne, jakby miały za zadnie oddzialik od siebie dwie sekcje lub nawet sektory. Panel przy nich działał, jednak aby z niego skorzystać Hiro potrzebował kodu dostępu lub musiał posiadać WKP i zdolności włamu elektronicznego.

Z korytarza, którym przyszedł Hiro dobiegł go jakiś dźwięk.

Coś tam szło. Najwyraźniej tropiło człowieka.

Więzień słyszał jakieś mlaszczące dźwięki, jakby odgłos… odwłoku sunącego korytarzem. Słyszał inne dźwięki, jakby uderzenia pazurów o metal.

Niepokojące. Paskudne.

I wtedy to zobaczył.

Było wielkości człowieka, lecz poruszało się na pajęczych odnóżach. Z przodu anomalia miała dziwaczną, szeroką mordę, z szeregiem zębisk. Na plecach dźwigała jakieś ciało. Okrwawione i nagie.


Pajęczak zatrzymał się i zasyczał.

- Myślałeś, że uciekniesz przede mną, trójka.

Hiro nie miał pojęcia, co przestraszyło go bardziej. Czy to, że anomalia gada, czy że odwołała się do wyciętego na ręce numeru.

- Stąd nie ma ucieczki. Już ci to powiedziałem.


LALKA #0


Za długo zwlekała! Osaczyli ją. Otoczyli ze wszystkich stron.
Pomarańczowe uniformy, blade twarze, pozbawione jakichkolwiek śladów emocji, empatii, czegokolwiek.

Byli jak marionetki! Tak! Jak kukiełki sterowane przez Mistrza marionetek.

Otoczyli ją, w sposób pozornie leniwy, lecz zdradzający duże umiejętności w tym względzie. Zepchnęli, jak owcę na rzeź pod punkt widokowy, za którym migotały niezwykłe konstelacje gwiazd.

Próbowała przebiec pomiędzy nimi, lecz była zbyt wolna. Zbyt nawalona prochami. Albo oni byli zbyt szybcy, zbyt sprawni.

W końcowym rozrachunku nie miało to znaczenia.

Nie przedarła się.

- Dogadajmy sze.

Próbowała negocjować. Z kim? Z marionetkami?

Błysnęły ostrza. Pierwsze cięcie wyrwało z niej rozpaczliwy krzyk. Wyzwoliły chęć walki o życie. Lecz było ich zbyt wielu! Zbyt dużo noży!

Cięcia były głębokie, oberwała też pchnięcie w brzuch i w szyję.
Opadła na kolana, zasłaniając rękami głowę, skulona.

Ale to im nie przeszkadzało.

Otoczyli ją półkręgiem, ciachając, tnąc, skrwawiając, a kiedy się odsunęli Lalka leżała w kałuży własnej krwi naznaczona taka ilością ran, że trudna do poznania.

Wzrok jej mętniał powoli, wraz z wypływającym z niej życiem.

- Nie ma cię…

- …Zero.

- Jesteś…

-…zerem.

Nie możesz uciec. Żadne z was nie może.

Gwiazdy nadpłynęły. Wyciągnięte macki oplotły jej ciało i duszę. Lalka umarła.


ROZPRUWACZ #0


Rozpruwacz otworzył oczy.

Nie miał pojęcia, jak się znalazł w tym miejscu, w którym się znajdował.

Ostatnie, co zapamiętał… to ucieczka. Przed czymś.

Tak. Ich sektor został zaatakowany przez anomalię. Potężną anomalię.

Znajdował się w jakiejś większej celi. Zdewastowanej i zalanej krwią. Nie jego, jak zdążył szybko się zorientować.

Jedyną raną, jaką miał, była cyfra lub litera „0” wycięta na przedramieniu. Wycięta niedawno, bo rana jeszcze krwawiła.

Miał swój sprzęt – niewiele, ale więcej nie potrzebował.

Szybko rozejrzał się wokół, lecz niczego wartego uwagi nie zauważył.
Cela miała dwa wyjścia. Jedno – prowizoryczną barykadę zagradzającą wejście do środka. Przypomniał sobie, że wielu więźniów, gdy padły pola siłowe robiło takie „drzwi” by odgrodzić się od współwięźniów. Na GEHENNIE łatwo było zginąć. Niekoniecznie od anomalii.

Drugim wyjściem była wąska dziura przesłonięta kawałkiem kratownicy. Wejście do tunelu technicznego który, jak Rozpruwacz pamiętał, przebiegał fortunnie przy jego celi. Wąski szyb, którym można było pełzać jedynie na brzuchu, powoli i niezgrabnie. Wyprowadziłby on więźnia w sanitariatach, wyjściem technicznym.

Nie. To nie była cela Rozpruwacza, tylko jakiegoś szczura kanałowego. Więzień miał u niego dług. Zamiana cel miała być wyrównaniem rachunków. Rozpruwacz wziął celę tego więźnia, upewnił się, że nikt więcej nie wie o tym „szczurzym tuneliku” i potem poderżnął dłużnikowi gardło. Na GEHENNIE naiwność i miękkie serce właśnie tyle było warte.

Rozpruwacz zmrużył oczy. Chciał sobie przypomnieć coś więcej, ale więcej nie pamiętał.

Dostrzegł też, że zapiski na ścianie celi, które robił w chwilach nudy … są nieczytelne. Zmieniły się w jakieś dziwaczne znaczki. Więzień zacisnął zęby w wąską kreskę i spojrzał raz jeszcze na zachlapaną krwią celę.

Skąd wzięła się ta cała krew?

Nagle barykada zagradzająca główne wejście do celi została rozerwana przez jakieś macki.

Małą przestrzeń zalało jaskrawe, niebieskie światło.

- Nie uciekniesz, zero! Nie zdołasz uciec. Nikt nie zdoła.

Coś wdzierało się do celi. Coś wielkiego, paskudnego i morderczego.

Oculus.

Rozpruwacz nie miał pojęcia, skąd zna tą nazwę, te imię. Wiedział jedynie, że to przed tą siłą uciekał. Przed nią zaszył się w tej celi.

- Będziesz mój. Mój! Ucieczka nic nie da!
 
Armiel jest offline  
Stary 14-08-2015, 10:29   #34
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Torque dał się wziąć z zaskoczenia. Nie spodziewał się takiej reakcji wytatuowanego chudzielca. Szybko odskoczył do tyłu, wstając z kucek na równe nogi. Poczuł piekący ból na szyi, a jego ręka automatycznie przesunęła po zranionym miejscu. Miguel odsunął ją od szyi i spojrzał - krew.

~ Ten skurwiel cię zranił. ZABIJ GO! ~ rozległ się syk w głowie Torque'a.
Mężczyzna potrząsnął głową, odrzucając te myśli. Wyprostował ręce przed siebie, w geście, który miał sygnalizować próbę uspokojenia napastnika.

-Hej, kurwa, co jest?! Uspokój się! - powiedział stanowczo Miguel, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu. Chudy mężczyzna natarł po raz kolejny, poziome cięcie, które miało rozpłatać brzuch Miguela. Tym razem był zbyt wolny, ale na szczęście cios zatrzymał się na kombinezonie ochronnym.

-Opanuj się! - powiedział głośniej Torque. ~Heh, zabawne. Jeden wariat próbuje uspokoić drugiego.~ przebiegła natarczywa myśl przez umysł Miguela.

Kolejny atak, dźgnięcie od dołu, znów celem był brzuch. Torque wykonał solidny blok, zatrzymując rękoma przedramię napastnika. Chwycił je i próbował wytrącić mu nóż, jednak wytatuowany mężczyzna wyprowadził cios drugą ręką, trafiając w twarz, na tyle silnie, że Alvaro się zachwiał i cofnął krok do tyłu. Ten moment wykorzystał napastnik rzucając się na niego
-Wypatroszę cię ty kurwo! To twoja wina! - krzyczał, przyciskając Torque'a do ziemi i próbując przebić mu serce, wbijając nóż pionowo w klatkę piersiową. Miguel chwilę się z nim zmagał, ale po chwili zaczął opadać z sił. Chudzielec normalnie nie miałby tyle siły, jednak amok w którym był sprawiał, że był zdecydowanie silniejszy.

~Zabij. Zabij. Zabij. Tak jak ich... pamiętasz? Potrafisz... jesteś w tym najlepszy~ demoniczny głos po raz kolejny się odezwał.

-Miguel, nie rób tego, błagam cię. Nie jesteś potworem, udowodnij im to, błagam! - odezwał się głos, który dobiegał, gdzieś z dalsza. Głos żony Torque'a. Mimo zmagania się z napastnikiem, Miguel spojrzał w kąt celi, stała tam ona. Jego żona. Widział ją, obejmującą rękami dwie córeczki stojące po jej bokach.
-Błagam...- powiedziała prawie bezgłośnie.

Nagle lekki ból przeszedł przez ciało Miguela. Napastnik wygrywał, a jego nóż napierał już na kombinezon ochronny.

~ZABIJ!~ głos z wnętrza Torque stał się natarczywy niczym mucha zwabiona do świeżego truchła. Mężczyzna nie mógł się już dłużej opierać.

Krzyknął przeraźliwie, napiął mięśnie z całej siły i zrzucił z siebie wytatuowanego chudzielca i podniósł się na nogi.

Górował teraz nad swoim oponentem. Dyszał ciężko, a jego wzrok był nieprzytomny, nieobecny. Ruszył, spokojnym, stanowczym krokiem w kierunku chudzielca. Zanim tamten zdążył się ponieść Torque wymierzył mu solidnego kopa w bok. Ciężki but uderzając o nagie ciało mężczyzny spowodował rozległe złamania żeber, a niektóre z nich przebiły skórę. Chudy mężczyzna, najprawdopodobniej za sprawą bólu, wyszedł z amoku i odzyskał przytomność umysłową.
-Nie, błagam. Nie zabijaj mnie! - krzyczał rozpaczliwie, jednak Torque'a już tam nie było. Był ktoś inny, ktoś mroczny.

Miguel podszedł do chudzielca, złapał go jedną ręką za szyję i podniósł w górę, opierając jego plecy o lodowatą ścianę celi. Druga dłoń sięgnęła do pochwy, w której spoczywał ciężki wojskowy nóż. Szybkim ruchem Torqu'e wysunął go i obrócił w palcach, tak aby ostrze skierowane było w stronę wytatuowanego mężczyzny.

-Oooo taaaaak.... Będziesz.... cierpieć... - powiedział Torque i z całej siły wbił ostrze w ciało, zatrzymując się dopiero gdy cała klinga zatopiła się w tkance więźnia. Następnie bardzo powoli, ciągle trzymając mężczyznę za gardło, pociągnął ostrze w górę, ku klatce piersiowej tworząc ogromne rozcięcie, z którego wylała się krew wymieszana z trzewiami wytatuowanego mężczyzny, który teraz wił się i krzyczał wniebogłosy. Chwilę później stracił przytomność, ale był świadomy aż do momentu, gdy Torque dotarł do mostka i powolnym ruchem wyciągnął ostrze z ciała mężczyzny. Niespiesznie wytarł je o jego skórę i schował do pochwy. Ciągle trzymając go w powietrzu zatopił druga rękę w jego ciele, złapał za wnętrzności i szybkim ruchem wyrwał je ze środka jamy brzusznej swojej ofiary, zupełnie jakby patroszył rybę. Zwolnił uścisk, a bezwładne ciało osunęło się na ziemię, wprost w mieszaninę krwi i flaków.

Torque, odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie, wiedziony wewnętrznym głosem.

***

-Co... co się stało? - Torque odzyskał świadomość jakiś czas później, był w innym miejscu niż pamiętał, cały pokryty zakrzepłą krwią.

-Ty potworze!- dobiegł go oskarżycielski głos...
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 15-08-2015, 05:42   #35
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Douglas "Oczko" Brenner - znerwicowany szwendacz



Gdy maszynął szarpnęło a do tego jeszcze ruszyła, włączyła światło i w ogóle wyglądało, że nie jest tak całkiem niesprawna w pierwszym odruchu Oczko chciał z niej zeskoczyć. Po takiej podstepnej maszynie nie wiadomo czego się spodziewać. I to jeszcze jak się pałęta po tej strefie. Nie wiadomo jakiego syfa można złapać od niej...

Ale tak naprawdę to i tak się nad tym zastanawiał wcześniej. Przecież jakby tak na niej jechał to gdzieśtam mógł w końcu dojechać. Na pewno szybciej niż by drałował z buta. No ale ryzykowniej. Nie wiadomo co było przed nimi poza obrębem światła ani gdzie jechała. Poza tym co? Szwendanie się po strefie z anomaliami na karku nie było może ryzykowne? No i ci dwaj w środku...

Zastanawiał się nad tym. Wyglądali na wychudzonych jeszcze za życia. To akurat dziwne nie było. Nie bardzo mógł zgadnąć kiedy zginęli. Nie wyglądało, że przed chwilą czy co ale i nie na tyle, że zmumifikowało ciało czy coś takiego. No niestety przedział czasowy był dość spory.

Natomiast kompletnie nie rozumiał jak zginęli. I dlaczego. Nawet nie widział czy tak ich urządziło coś po śmierci czy też było to ich przyczyną. Wyglądało jakby ktoś chciał zatrzeć ślady kim byli. A to było bez sensu. Kogo obchodziło czy ktoś tu ginął? I to jeszcze w dzielni z anomaliami. A tu się ktoś postarał i to bardzo. Chyba nie dałoby się tego zrobić zwykłym nożem. No i chyba trzeba mieć kwas czy co tam im wyżarło te twarze. W efekcie w wyobraźni pojawiło mu się całkiem nieźle wyposażone jak na gehennowy standard miejsce z labem czy co. Nie był pewny czy nawet ich szpryciule z zerówki potrafiliby tak obrobić człowieka. No i własnie po co? Bez sensu...

Wyglądało na jakiś recykling czy co? Może faktycznie wszczepiani im jakieś cholerne pikaczu i ktoś rozkminił, że... No co? Da się podszyć pod kogoś? Pod innego więźnia? No to wystarczyło go załatwić po co zacierać dziary i wypalać oczy? Bez sensu...

Niepokoiło go to. Nierozumiał co tu się dzieje. Wyglądało, że natknął się na jakąś dziwną sprawę ale za cholerę nie ogarniał w tej chwili całosci. Za mało puzzli. Może coś z czasów jak jeszcze nie było tego diabelstwa na pokładach? No ale znów bez sensu. Wystarczyło kogoś załatwić a po co było to jeszcze tak obrabiać go potem? Rózne pojeby sę tu trafiały i byli tacy co zbierali uszy czy palce albo zjadali to czy tamto, cieli twarze laskom i nie tylko twarze i laskom albo preferowali jakiś kwasowy koktajl... No pojeby no... No ale czegoś takiego... Bez sensu...

No i te numery... One niepokoiły go w tych sztywniakach najbardziej. Mieli takie same numery jak on. W tym samym miejscu i nawet też cholerne czwórki! No i kurwa te ślady krwi... Jakoś całkiem bez sensu ale jednak nie szedł po nich a i tak na nie trafił i kurwa wygladało, że stąd wyszedł. ~ To jest kurwa pojebane! ~ oblizał nerwowo wargi i przełknął ślinę. Pokręcił przecząco głową ale jednak zmusił się by rozważać sprawę dalej.

Poprzednicy? No tak wyglądało... Przecież ten durny blaszak nie otwierał się od środka. Jemu się udało ale jak był na zewnatrz. Bo tam była ten wihajster do otwierania a wśrodku nie. Więc kurwa co? Wyszedł z tej durnej puszki? Niby kurwa jak?! Przecież nie na darmo to się nazywało Cela do cholery! Pokręcił głową. To było serio pojebane.

No jak sam nie wyszedł to co? Ktoś? Przecież tu nikogo nie było prócz tych popierdolonych anomalii no i jego grupy jeśli jeszcze ktoś żył. Ale co? Torque czy Ghost by go wypuścili i porzucili gdzies tam w korytarzu? Mogło tak być choć w sumie jakoś mu nie pasiło... Nie sprzedali mu kosy, nie zajebali fajek ani komputerka jak każdy porządny więzień tutaj a przecież przyjaciółmi nie byli by liczyć na taką dobroć. Wrócić po resztę do celi nie mogli bo tam byli tylko te dwa sztywniaki więc nie było po kogo. Jeśli on był ten trzeci no to maks co mogło ich tam być. No to gdzie by poleźli? Jakby trafili na anomalię to pewnie by go zostawili a sami zwiali. Bez sensu... Znowu bez sensu...

Więc co? Robot sam go wyjebał na zewnątrz? Drzwi mógł sam otworzyć a jak on był w jakimś amoku mógł dalej poleźć aż padł. Tylko kurwa Cela była od tego by przewozić więźniów a nie ich wypuszczać. Po cholerę robot miałby go wypuszczać? One miały te swoje programy i obwody a nie jakies fanaberie. Miał go wypuścić? A po cholerę. Przecież tam gdzie stanął nic nie było pusty, głupi korytarz i tyle.

Im dłużej nad tym główkował tym bardziej niepokojące się to robiło. Nic się nie zgadzało nawet jak na standardy tego pojebanego statku. Jeszcze jakąś awarię robota mógł zrozumieć ale w połączeniu z tak specyficznie okaleczonymi ciałami i takimi samymi jak on numerami, którzy jechali tym samym rozjebanym robotem... Zamrał nagle. ~ Nie... No kurwa nie... To niemozliwe! Nienienienienienie! Nie jestem żadnym popierodlonym klonem! Jestem prawdziwym człowiekiem! ~ kręcił głową gwałtownie, na chwile powstał nawet ale musiał znów przykucnąć by złapać równowagę i nie spaść. Ale... No kurwa... Zgadzało się...

Przysiadł nieruchomy z wrażenia oszołomiony tą teorią. Szukał dziur. Chciał je znaleźć. Jarry albo zerówkowcy na pewno by jakieś znaleźli. Przecież w sumie zgadywał! Na pewno się myli przecież w takich łamigłówkach był cieniasem, znał się na otwieraniu zamków i znikaniu! No ale... Zgadzało się... Tylko wtedy choć trochę pasowało mu to co widział.

Był klonem. Sądząc po tych dwóch w środku robota którymś z kolei. Tylko wtedy miało sens zacieranie wszelkich identyfikatorów. By się nie połapał, że patrzy na siebie tylko jakichś pojebów co zdechli chuj wie gdzie chuj wie dlaczego. I wtedy pasowało też kto to zrobił. Te pieprzone maszynki u nich w labie. Tam gdzie go zrobili. Tam gdzie zrobili wszystkich poprzednich. Te serce z tym czujnikiem wówczas było im potrzebne i biło teraz w jego piersi. Nie miał pojęcia jakie są wspomnienia i mentalność świeżych klonów ale może od tego nie umiał nic przeczytać. Bo co? Bo się bali, że trafi do domu? I kurwa słusznie! Na pewno trafi! Zacisnął dłoń w pięść ~ Nawet jak mnie zrobiono to kurwa i tak jestem człowiekiem! A rozpierdolę im ten jebany grajdoł! ~ bo zamierzał! Szok ustępował i w jego miejsce wstępował gniew i potrzeba odwetu. Jak to z klonami było prawdą to chuj wie ile razy już go zajebali te jebane gnojki! Ale jeszcze musiał pomysleć.

Co dalej? Co z tymi wspomnieniami? Przecież pamiętał jak miał rodziców, jak dorastał, chodził do szkoły, pierwsze włam, pierwsze zaćpanie się, pierwszą dziewczynę, pierwsze zatrzymanie, tą akcję w tej bazie wojskowej po któej go te chujki wsypały i go złapali no i całe życie na Gehennie od odlotu z Ziemii po wizytę w celi Czip i całą tą wyprawę z rezystorami. To co? To nie były jego wspomnienia tylko mu przekleili od kogoś? Jakiegoś oryginalu?

I kurwa skąd miał się znać na jebanych klonach? Jeśli nie powstał normalnie i nie żył kilkadziesiąt lat tylko... Parę tygodni? Miesięcy? Dni? Godzin? Chuj wie... To ile jeszcze pocągnie? Jak normalny człowiek? Czy kurwa znów ma jakieś chujostwo które go rozjebie od środka gdy przestanie być potrzebny? - Jeśli tak... To co ja kurwa mam do stracenia? - wzruszył ramionami. Bo co? Nawet ciała nie miał swojego tylko po jakimś dupku z laba. Wspomnieniom też nie mógł ufać. A pomijajac anomalie które jak teraz na coś patrząć mogły być takimi samymi mutasami jak on tylko w inną mańkę no ale rozjebac go mogły na serio nadal... No ale pomijając anomalie i inne przycyzny nagłej śmierci to nadal nawet w ośrodku dla emerytów mógł zejść w każdej chwili. Na przykład przez te chujostwo na sercu...

Ale miał jednak coś co chciał zrobić. Chciał zobaczyć ten zjebany lab. A zgadywał, że ten pojebany robot właśnie tam wracał. W sumie to nawet nie musieli być na statku tylko w jakimś pierdolonym labie chuj wie gdzie i puszczali ich kolejno jak jebane szczury po labiryncie chuj wie po co. Musiał wiedzieć. Lab byl na pewno chroniony tak jak pewnie i każda zewntrzna ściana tego labiryntu czy może nawet i statku ale w końcu był znikaczem i włamywaczem. Znajdzie się przy granicy to zacznie dumać jak ją przekroczyć i spojrzeć co jest po drugiej stronie. W końcu zawsze był ciekawski no nie?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-08-2015, 16:07   #36
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Mknął wciąż przed siebie przemierzając obce sobie, zimne i nieznane korytarze. Ciemność wokół zdawała się go obejmować z każdej strony, jakby to jej cień pragnął go dotknąć i zniewolić lub po prostu zgładzić, sprawiając, że mężczyzna stanie się tak samo ciemny i rozproszony.

Po pewnym czasie dotarł do drzwi z konsolą, której nie rozumiał. Nie miał o tym bladego pojęcia, czy jeśli STRAŻNIK padł, to drzwi otworzą się same? Automatycznie?

Z tych przemyśleń wyrwał go czyjś głos. Z przekonaniem ujrzenia człowieka obejrzał się za siebie, jednak to, co ujrzał, wprawiło go w osłupienie i zawrót głowy.

Mężczyzna z niedowierzaniem, w bezruchu wpatrywał się w stwora. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, prawdopodobnie dlatego, że jakiś zmutowany pająk potrafił to robić. Mówić. To wprawiło mężczyznę w osłupienie, jakaś gadająca gadzina, nie mylić z gadem jako gatunkiem. Z początku nawet nie dotarło do niego to, co mówił potwór, ale sam fakt tego, że wydawał z siebie dźwięk w postaci słów, porozumiewał się.
- Skurwysyństwo. - zaklął pod nosem, a jego źrenice stały się większe, oczy szeroko się rozwarły. Najchętniej by spierdolił, jak to on, jednak wiedział, że niektore pająki skaczą i to całkiem sprawnie jak i daleko. Nie było sensu teraz uciekać, bo nie było na ty żadnych szans. Tak wyliczył. Miał zamiar wyjąć katanę, ale jeśli pająk potrafił też pluć jadem? Na nic mu się to zda.
Z przerażenia i niemocy dał dwa kroki w tył, aż prawie wpadł na panel sterowania drzwi, ktorych za cholerę nie byłby w stanie otworzyć. Nie był aż tak inteligentny, nie on był od myślenia, pozostając bez chodzącego obok Mózgu stawał się prawie nikim. Nie potrafił myśleć, planować, potrafił tylko wyjmować broń i walczyć.
- Jak mniemam, to sen - stwierdził do siebie, jednak na tyle wyraźnie, że dało się słyszeć. Skupił wzrok na potworze i wyciągnął katanę. Wyjmowanie kuszy zajęłoby mu zbyt dużo czasu i nie zdążyłby nawet wycelować, a co dopiero strzelić.
- Ale we śnie też da się zginąć. - dokończył będąc gotowym na walkę, na kolejny krok pająka. Gdyby się na niego rzucił, łatwiej by było wbić mu ostrze, gdyby tylko biegał i dreptał, można by samemu doskoczyć i z rozmachu odciąć mu głowę… Przynajmniej taką miał nadzieję.
- Skoro jestem trzy, to chyba mam jeszcze czas, tak? - Hiro nie rozumiał do końca, że anomalie to inny rodzaj bestii. Że odwrócenie ich uwagi i próba dekoncentracji na niewiele się zdaje. Wzrokiem rozejrzał się na boki za korytarzem, za ewentualną ucieczką.
- Gdzie jest numer dwa? - skupił wzrok na Anomalii. Nie mógł dać się zabić. Nie tak łatwo.
- Nie żyje. Zdycha. Wszystko jedno. Ty też zdechniesz. W końcu zdechniecie. jeden po drugim.
Pajęczak nie kwapił się z atakiem. Jakby czekał. Na coś lub na kogoś?
- Dla mnie to ma znaczenie - odparl po japonsku poprawiajac uchwyt trzymanej katany, jakby na cos sie szykowal.

Dał kilka kroków w tył by znaleźć się bliżej drzwi, by sprawdzić, czy się otworzą. Wcisnął na konsoli numer "3", jednak nie oczekiwał sukcesu.

Przygotował się do biegu i ruszył z gotową do użycia bronią w kierunku stwora. Miał zamiar odbić się od bocznej ściany i wskoczyć na pajęczaka by przebić go ostrzem lub jeśli warunki pozwolą, wyminąć go, przeskoczyć i dać nogi za pas. Nie mógł sobie pozwolić na bezczynność, a walka była tym, do czego został stworzony i miał zamiar to wykorzystać. Swoje umiejętności, zwinność i uniki.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 18-08-2015, 17:41   #37
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację

Był całkiem przeciętnym kolesiem i za takiego wielu go miało na początku. Nie za wysoki, jakiś metr siedemdziesiąt i przeciętnej budowy ciała. I to nie przeciętnej jak na Gehenne gdzie było wielu fanów pompowania mięśni. Przeciętnej według normalnych standardów. Ani gruby ani chudy. Włosy, gdy zaczęły już mu odrastać po strzyżeniu jakie fundowali po zatrzymaniu, miały ciemny kolor. Zależnie od światła ludzie mówili, że jest ciemnym blondynem lub szatynem. Wesoły, lubiący się śmiać, chociaż było w tym coś cholernie niepokojącego. Przedstawiał się też zwyczajnie, nie z ksywki a z imienia. John.
Wielu go kojarzyło, przed zapakowaniem wszystkich na Gehenne był sławny. John Sher, chociaż media ochrzciły go "Rozpruwaczem", właściwie "Johnem Rozpruwaczem" ale pseudonim składający się z dwóch słów okazał się zbyt długi dla amerykańskiego, nawykłego do upraszczania i skracania wszystkiego, społeczeństwa. Nawiązanie było proste, chociaż może nie dla niedouczonego, przeciętnego zjadacza hamburgerów. Podobnie jak Kuba Rozpruwacz zarzynał nożami dziwki chociaż zdarzały się i "zwykłe" kobiety. Wszystkie ofiary nosiły ślady tortur i odbycia aktu seksualnego. Ocierającego się o ostrą dominację a w przypadku kobiet nie zajmujących się najstarszym zawodem świata gwałtu. Był cwany. Nawet gdy go złapali oskarżyli go o cztery morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Podał informacje dotyczące dziewiętnastu innych a i tak udało się zdobyć materiał dowodowy by oskarżyć go w sumie o dziewięć zabójstw. Nie mniej zasłynął ze swojego procesu, filmik nakręcony przez kogoś na sali robił furorę zanim go usunięto z sieci. Udawał skruchę by zaraz potem wybuchnąć śmiechem, tak intensywnym, że stawały mu w oczach łzy. Ironicznie odpowiadał na pytania, traktował wszystko jak kabaret.

Gdy Strażnik wypuścił więźniów, czy też zostali wypuszczeni na skutek Anomalii nie miał źle. Wielu widziało w nim guru, człowieka godnego szacunku. Bardziej pokojowi najzwyczajniej się go bali. Było paru, którzy chcieli pokazać jacy są twardzi i dokopać Johnowi. Okazywało się, że potrafi nożem porżnąć nie tylko dziwkę. Nigdy nie należał do gangu chociaż wielokrotnie z nimi współpracował. Ściągał do siebie różne męty. Tacy jak on zawsze imponują pomniejszym sadystycznym śmieciom. W sektorze w którym siedział silniejsze ugrupowania go tolerowały. Nie mógł im zaszkodzić a taka grupa wolnych elektronów zawsze się przyda jako swoista przeciwwaga. Oczywiście do czasu, po ataku i ucieczce wszystkich patrzono na niego uważnie. Wiedziano, że komu jak komu mu ciężko będzie powstrzymać się od zabijania. Siedział jednak grzecznie z swoim uśmieszkiem. W końcu jak sam mówił mu też zależy na własnym przetrwaniu. A parę osób przekonało się, że nożem niekoniecznie trzeba kogoś zabić.

#0

- Będziesz mój. Mój! Ucieczka nic nie da!
- Takiego chuja. - mruknął rozglądając się.
Anomalia budziła w nim jakiś pierwotny lęk. Ten wykształcony przez włochatych przodków człowieka, strach przed większym drapieżnikiem. Nie owładnął on jednak mężczyzną. Nie był zwierzęciem, zwierzęta nie są zdolne do okrucieństw.
Abominacja wyglądała na morderczą, cholernie morderczą. Mimo to wszystko co może zabić ciebie możesz zniszczyć i ty. Nie tylko ludzi. Roboty strażnika, anomalie… Jednak rzucenie się na to było równoznaczne z samobójstwem. Gdy myśl o szarży z nożem pojawiła się w głowie Shera ten mimowolnie się uśmiechnął. A potem odwrócił się i skoczył. Nie ścigało go zwierzę przy którym nie można wykonywać gwałtownych ruchów. W tym wypadku gwałtowne ruchy były wskazane. Bo szybsze. Byle dotrzeć do tunelu, odrzucić kratę i się skryć. Tam Oculus nie będzie go ścigał, może wsadzi do niego mackę ale sam się nie zmieści. Chyba…
Udało się, krata poleciała w kąt a on sam szybko wgramolił się do środka. Zdążył jeszcze wyciągnąć nóż i zaczął się nim czołgać. Ktoś większy by się nie mieścił, sam John raz po raz stukał barkami o ściany. Parokrotnie walnął też głową jak w głupim odruchu chciał zobaczyć co jest przed nim. I tak nic nie widział. Ciemność była absolutna. Nie widział nic przed sobą a żeby rzucić okiem za siebie miał za mało miejsca. Smród pleśni (co mogło pleśnieć w wentylacji statku?) drażnił nozdrza.


Przez pewien czas słyszał za sobą odgłosy. Wydawane przez Oculusa? Przez coś innego? Podsuwane przez jego chorą wyobraźnię? Chciał się wydostać z tego tunelu. Chciał zobaczyć światło. Wolał gdy ton on jest czającym się drapieżnikiem a nie jakiś popierdolony stwór.

W końcu zobaczył światło, słabe jednak mimo to uśmiechnął się. Z początku było przed nim, potem okazało się, że dobiega z lewej strony. Dotarł do kratki, ta (o ile dobrze pamiętał słowa szczura) była przyśrubowana ale słabo. Można było ją wypchnąć. Naparł na nią i przeszkoda po chwili puściła. Wygramolił się na zewnątrz mrużąc oczy przed zbawiennym światłem i wciągając z radością stęchłe powietrze. Powietrze pełne krwi. Na jego ustach wykwitł jeszcze szerszy uśmiech, jak to mówili niektórzy "banan". Rozejrzał się.

Na kiblu siedział trup. Najzwyczajniej w świecie. Trochę mniej zwyczajny był brak głowy. Na przedramieniu miał wyciętą cyfrę. Cztery. John ciągle z uśmiechem pokręcił głową i zamontował kratkę z powrotem. Spojrzał na własne ramię, nie pamiętał by ktoś ją wycinał. Sam nie był fanem skaryfikacji. No i w jego celi było pełno krwi. Trochę dużo jak na taką ranę a szczura zabił wcześniej. Kiedy? Od tamtej chwili wspomnienia miał pomieszane, zatarte, nie potrafił określić upływu czasu. Zero, cztery i Oculus. Co to do cholery znaczyło? Nie miał pojęcia. Priorytetem była ucieczka potem będzie miał czas by rozwiązać zagadkę cyfr, Anomalii i zaniku pamięci.

Przetrzepał kieszenie bezgłowego. Znalazł parę fajek, kiepsko skręconych i dwa dropsy. Chyba Dream. Nie był pewny, nigdy narkotyki go nie pociągały. Nie dawały tyle zabawy co dobre bzykanko i zabawa z nożem. No właśnie, nóż. Znalazł i go. Zwykły, prosty. De facto kawał blachy naostrzony na szlifierce i objechany na "rękojeści taśmą". Schował swój i fanty a uzbroił się w broń zdechlaka.


Rozejrzał się czy nie ma jeszcze czegoś ciekawego w kiblu po czym wyszedł na korytarz. Ten był ciemny. Ciemny i zimny. Rzadko wychodził po za zamieszkałe sektory ale wiedział co to znaczy. Nikt w okolicy nie mieszkał. Nie było też śladów krwi a targana, odcięta głowa farbuje nieźle. Zdziwiło go to. Stanie jednak w jednym miejscu gdy oni ciebie zabójcza Anomalia nie jest rozsądne. Szybkim ale ostrożnym krokiem, uważnie stawiając stopy poszedł w prawo trzymając się ściany.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 19-08-2015, 18:41   #38
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Jarry nie miał szans przeżyć. Z takimi ranami jakich doznał błąkał się między światem żywych, a martwych. Każda sekunda jego podróży okupiona była okropnym bólem. Jajogłowy czuł jak wróg pożera jego flaki, jak opycha się jego spęczniałymi jelitami. James Baker może i był zimnym mordercą - kimś kto bez zastanowienia i ostrzeżenia potrafił zabić. Każdy kto znał jego historię wiedział jednak, że Ghost zabijał tylko tych którym się to należało. Tych, którzy za pomocą pieniędzy, skorumpowanych urzędników i stróżów prawa jakimś cudem wymykali się z więzień, uciekali ze strzeżonych posterunków czy wychodzili za symboliczną kaucją. Swoich James ratował jeśli tylko mieli szanse przeżyć. Jarry ich nie miał. Mógł umierać długo i powoli albo zostać ocalonym poprzez nagłą śmierć. Duch wiedział, że właśnie o taką pomoc błagał go naukowiec.

Po celnym strzale Ghost poczuł okropny ból, a jego przedramię pulsowało. Nawet on - wyszkolony do przetrzymania najcięższych fizycznych ran - po oddaleniu się poza zagrożony sektor syknął zbyt głośno, przeciągle. Ten gest był pełen emocji tak do niego nie podobnych. Nagle ból się urwał, a w jego głowie odezwał się głos. Czyżby ten ktoś dziękował mu za martwego technika? Skąd wiedział czym zajmował się Duch?

James od pierwszego dnia na statku nie spodziewał się, że coś będzie w stanie go poruszyć. Nie podejrzewał, że ktoś będzie w stanie ożywić w nim uczucia - szczególnie tak silne jak strach. Baker się bał. W to nie wątpił ani on ani żaden rozsądny byt. Duch nie wiedział kto osiedlił się w jego głowie, ale bał się tego, że ta istota wie o nim tak wiele. Wiedział, że Ghost jest mistrzem w bierkach survivalu. Wiedział, że człowiek już wcześniej zabijał. Wiedział też, że gdyby istniał cień szansy na uratowanie jajogłowego James by go uratował. Ta wiedza i pewność zawarta w szepcie przerażała Ducha. On zawsze myślał, że działa nieszablonowo na tyle aby jego ruchy były ciężkie do przewidzenia. Jednak znalazł się ktoś kto “czytał go” bez problemu. Nawet jeżeli tym kimś była Anomalia.

James nie mógł stać w miejscu. Nie mógł pozwolić przeciwnikowi na zebranie sił i odnalezienie go. Mężczyzna chciał poszukać pozostałych i - o ile to możliwe - wraz z nimi kontynuować misję. Miał nadzieję, że ktoś poza nim posiadał rezystor i w grupie odnajdą właściwą drogę. Podejrzewał jednak, że tak się nie stanie. Zawsze był realistą, ale takim, którego kurewsko ciężko złamać. Baker udał się tunelami w kierunku pośrednim między sektorem martwego Lulu, a tym, z którego przyszedł. James nie chciał wracać do skutego szronem korytarza. Jako mistrz przetrwania zdawał sobie sprawę, że zamarznięty na ciele pot może osłabić, a nawet zabić.


Baker błąkał się przez chwilę, ale poza zaschniętą krwią nie spotkał nikogo, ani niczego. Krew była jednak drogowskazem, z którego mało kto tak dobrze jak on - cichy morderca - potrafiłby skorzystać. Po pewnym czasie James znalazł ślad. Ktoś poruszał się na boso zostawiając za sobą ślady drobnych, kobiecych stóp. Na myśl przyszła mu jedynie Lalka, która jako jedyna była na tyle drobna i jako jedyna była kobietą. Jeżeli zostawiała na tyle krwawe odciski Duch zaczynał podejrzewać, że mogło spotkać ją najgorsze... Mogło być to co prawda zwykle skaleczenie, ale kto potrafiący się "zwyczajnie" skaleczyć przetrwałby na Gehennie? Trop prowadził w boczny korytarz - do bloku z celami. Ghost wiedział, że to mogła być pułapka. Podejrzewał, że mogło się tam czaić coś jeszcze gorszego niż Lulu i jego kanibale. Jeżeli jednak istniał chociaż cień szansy, że idąc tym tropem Duch uratuje czyjeś życie - i zwiększy szanse grupy na wykonanie misji - mężczyzna zdecydował się zaryzykować.
 
Lechu jest offline  
Stary 19-08-2015, 18:53   #39
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Erik stał w bezpiecznej odległości, gdy kolejne budynki zajmowały się ogniem. Słyszał krzyki osób nie mogących wydostać się z domków. Śrubokręt. Niezwykle proste i efektywne narzędzie, aby zablokować niezliczoną ilość zamków elektrycznych. Nadawało się również do wepchnięcia komuś przez oko do mózgu, czy odkręcenia kilka śrubek w strategicznych miejscach. Dla tych staroświeckich typków, którzy nadal mieli standardowe drzwi wystarczyło je zabarykadować od zewnątrz. No i w sumie nikt się nie spodziewał ataku. Wszyscy po cichutku robili sobie swoją sektę w odizolowanej części świata i wypowiedzieli o jedną słowo za dużo, które dotarło do Pontiego.

Krzyki płonących zostały ucięte jak za sprawą kosmicznego noża, gdy nastąpiła całkiem pokaźnych rozmiarów eksplozja. Wybuch zdmuchnął w jednym momencie kilka domków i naruszył konstrukcję kolejnych. Płonący plastik zwiększył temperaturę ognia dosłownie rozstapiające mięso na kościach sekciarzy. Erik siedział w bezpiecznej odległości i popijał piwko. Nie bał się wtedy niczego i nikogo. Nawet Żniwiarza, który okrążał go. Spotkał go kilkukrotnie, ale wiedział, że jest w jakiś sposób połączony z sekciarzami - gdy ostatni z nich spłonął i wyzionął demona jaki gnieździł się w jego duszy (a także swoją duszę) to i Żniwiarz zniknął. Erik był kompletnie sam.

Tak jak teraz. W tym korytarzu. Pies się nie liczył. Pies był jedynie kolejnym kłamstwem drapieżnego kosmosu. Pozytywnym kłamstwem, ale jednak - nieprawdą, niczym więcej niż "więcej niż prawda, więcej niż dobę". Ponti zaśmiał się i nawet niemal pogłaskał pieska, ale uznał, że to może być zbytnio niebezpieczne. A co jeżeli piesek był zbudowany z kwasu? Albo wątróbek. Nie znosił wątróbek. Lepiej nie dotykać. Erik pomachał przyjaźnie dłonią i odszedł dalej.

Po pewnym czasie Erik miał takie wrażenie, że coś go śledzi. Odwrócił się i zobaczył dym. Nie zdziwił go ten widok. Część demonicznych istot, które spalił w tamtej wiosce nie znalazła spokoju i nie mogła przedostać się do Otchłani i czasem widział tego typu dymy. Dym to tylko dym, nie oznaczał nic więcej. Nie zbliżał się za bardzo do niego, bo gdyby je wciągnął to by rozeszło się po jego krwioobiegu i po jakimś czasie zostało wydalone. Wbrew kreskówkom albo dziwnym legendom dym nie przejmował ciała, bo to było tylko jakieś tam powietrze, gazy, czy inne takie. Myślenia miało tyle, żeby za nim latać, ale nic więcej. Chciało wrócić do Otchłani. Nie wiedziało jak. A dziad wiedział nie powiedział i w końcu ten dym uczepił się Erika.

Erik zachichotał, gdy pomyślał skąd wziął się ten dym. Materia nieożywiona, która już nigdy nie będzie sterowała ludzi, bo wciąż była doczepiona do pierwiastków ludzkiej duszy. Człowiek nie może miec dwóch dusz, więc wejście w ciało ludzkie z pierwiastkiem duszy innego człowieka kończy się... niczym. Tak jakby to był zwykły gaz. Erik to wszystko wiedział i miał ich gdzieś. Cały plan ze spaleniem wioski właśnie na tym polegał, żeby jak najwięcej z nich spało i zginęło zanim demony miałyby okazję uciec. A taka ucieczka wcale nie trwa chwili. Może i niektóre nawiały, ale z pewnością niewiele. Erik musiał być popularny w Piekle.

Ostatecznie Erik dotarł do końca podróży. Wydawało się, że w przenośni i dosłownie. Stanął przed drzwiami, które były tak samo realne jak reszta tych bluźnierczych korytarzy oddzielających go od płonących wnętrz chorej, nawiedzonej gawiedzi. Wyglądały jak drzwi oddzielające sektor od sektora, ale były czymś zupełnie innym. Oddzielały demoniczny międzyświat od nieznośnej prawdy rzeczywistości. Czy tam jednej z prawd. Erik czasem gubił się w tym wszystkim, bo wiedział, że zarówno w śnie jak i na jawie można ostatecznie umrzeć. Nie każdy o tym wiedział. Ale cóż - sporo osób po prostu była zbyt głupia, żeby zrozumieć delikatne nitki łączące wszechświat obiektywny z tym subiektywnym.

Przy drzwiach lśnił panel kodowania. Emanował wściekłą zielenią niczym jadeitowa biżuteria dalekowschodnich okultystów, gdy przywoływali Grubą Damę - jeden z aspektów Nyarlathothepa. Wyjątkowo obrzydliwy i hipontyzujący twór, który nie jednego badacza tajemnic przywiódł na ostateczną zagładę. Zgodnie z przewidywaniami panel był napisany po chińsku. Przeklęty Nyarlathothep! - pomyślał Ponti i próbował cośtam poklikać, ale nic z tego nie wychodziło. Odpowiedź musiała być inna. Erik szybko zorientował się, że chodziło o urządzenie, którego pilnował piesek. Nie zabrał mu go, no bo piesek go potrzebował.

Wtem padł strzał. Z broni palnej. Ktoś zastrzelił pieska i pewnie zabrał urządzenie do otwierania drzwi. Erik spodziewał się Warda albo innego gnojak bawiącego się bronią palną. Był problem. Tamten miał spluwę, więc z łatwością mógł znów zastrzelić Pontiego. Z drugiej strony... nie było żadnej drugiej strony oprócz ta za drzwiami. A drzwi dało się otworzyć wyłącznie z nieznośnie fikuśnym ustrojstwem aktualnie znajdującym się we władaniu rewolwerowca.

Drugi strzał kompletnie zburzył zasłony kolorowego i cukierkowatego świata jaki otaczał do tej pory Erika Pontiego. Pies zdechł. A Erik sam już się gotował do śmierci. Już było po nim, bo każda decyzja niosła ze sobą takie samo ryzyko jak przechodzenie przez ruchliwą ulicę nie patrząc czy coś nie nadjeżdża. Właśnie w takiej pozycji znajdował się Erik. Wiedział, że tak jest. Nie bał się. Był gotów umrzeć ze śmiechem na ustach.

Zresztą spodziewał się kto nadchodzi. To był drugi Erik. Te korytarze były kompletnie w jego głowie, więc przeciwnikiem był on sam. Jego słabości. Jego szaleństwo. Jego morderczy zapał. Skoro przeciwnikiem był on sam to przecież nie miał żadnych szans na przetrwanie, gdy ten drugi posiadał spluwę, a on tylko głupi nóż.

Wszystkie te myśli przeturlały się w głowie Erika z siłą wodospadą, a z szybkością spadających kawałków promu kosmicznego. Początkowo chciał się rzucić do najbliższych otwartych drzwi i ukryć się w tamtym pomieszczeniu, ale to było głupie. Po pierwsze jeżeli tam było ciemno to równie dobrze mogła byc w mrokach ukryta przepaść, po drugie nawet jakby nie był zauważony to ten ktoś kto się zbliżał mógł otworzyć drzwi główne, przejść przez nie i zamknęłyby się zanim Erik by tam dotarł. Zostałby po tej stronie drzwi bez żadnej możliwości ucieczki. Nie miał zamiaru atakować tego ktosia, bo ostatnio jak zaatakował Warda gdy ten trzymał spluwę to to się dobrze skończyło jedynie dla Warda - został uratowany od Żniwiarza. Tym razem nie chciał nikogo w ten sposób ratować i nie chciał wystawiać się na strzał. Ostatecznie po prostu został przy drzwiach i jak ten ktoś się pokaże to mu pokaże nożem na panel sterowania. Jak tamten będzie chciał go rozbroić to odrzuci nóż. W ogóle broń nie jest potrzebna - jego bronią automatyczną były jego pięści.

Liczyło się przetrwanie będąc gotów na śmierć z uśmiechem na twarzy. I nie dać się zastraszyć. Nawet Oculusowi, czy Nyarlathothepowi.
 
Anonim jest offline  
Stary 19-08-2015, 21:57   #40
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Oparty o ścianę nieopodal dziury prowadzącej do pomieszczenia z anomaliami po kilku dłuższych chwilach upewnił się, że stwory nie idą jego śladem. Chociaż skąd mógł mieć pewność? Poleganie na ludzkim osądzie do oceny zachowania anomalii nie mogło przynieść nic miarodajnego. Zdecydował się jednak ruszyć dalej korytarzem zapamiętując szczegóły otoczenia.

Jednego był pewien, jak nigdy wcześniej na Gehennie - chciał tu wrócić i poznać sekret tamtego mechanizmu.

Ostrożnie, zwracając uwagę na otoczenie przemieszczał się po nieznanych mu wcześniej korytarzach. Dziwne napisy na ścianach oraz układ korytarzy mówiły wyraźnie, że wcześniej tu nie był. Ba! - nigdzie indziej na Gehennie nie widział nic podobnego. To... nie było normalne. Tak znaczne odstępstwo od schematu w pełni zautomatyzowanego statku penitencjarnego było zaskakujące. Można nawet rzec - niemożliwe. Problemem z tym ostatnim stwierdzeniem było to, że właśnie doświadczał tego na własnej skórze. Czyżby korytarze Gehenny zmieniły się tak samo, jak pojawiły się anomalie? Stwory, które tutaj zachowywały się jak lokalna fauna były świadectwem, że statek znalazł się w osobliwym miejscu. I to miejsce najwyraźniej zmieniało statek... czy zmieniało także więźniów?

Potrząsnął głową, pozbywając się niczemu nie służących myśli. Skoro postępowanie według schematu stało się błędne, bo Gehenna zmieniła się, a może nawet wciąż zmieniała, to trzeba było porzucić schematy. Jeśli znalazł się w miejscu, którego nie znał i nie miał pojęcia którędy wrócić do odciętego sektora, to jedyną drogą mogło być pójście naprzód i znalezienie drogi do innych sektorów. Powrót, szczególnie bez wykonania misji zleconej przez Fixera oznaczał śmierć. Równie dobrze mógł ją znaleźć gdzie indziej.

Dochodzący z góry syk sprawił, że włosy stanęły mu dęba. To znaczy stanęłyby, gdyby je miał. Nieznacznie drgnęły mu kąciki ust w uśmiechu, gdy zdał sobie z tego sprawę w chwili, gdy mierzył ze zdobycznego samopału do maszkary na suficie. Nie przypominała stworów z maszynowni, jak ochrzcił dziwne pomieszczenie do którego trafił wcześniej. Co nie zmieniało podejrzenia, że była równie niebezpieczna jak one.

Błyszczące oko bestii wpatrywało się w niego, a jej łeb poruszał się co chwila ginąc w otaczającym go dymie. Spock musiał przyznać, że sukinkot miał styl i robił wrażenie. I wcale nie był pewien, czy władowanie kilku pocisków prosto w oko tego czegoś załatwi sprawę na dobre. Chociaż jeśli rzuci się na niego to będzie wyraźnym celem, w odróżnieniu od rozpływającej się w dymie i mroku reszty.

Stwór czekał.

Spock przełknął ślinę i powoli, nie spuszczając wzroku z anomalii przesunął się kilka kroków dalej. Palec na spuście wydawał się jak z drewna - czy zdąży strzelić, nim to cholerstwo na niego spadnie?

- Ciii... ciii... - wyszeptał. - Ja idę tam, a ty zostajesz albo coś... dobra? - zdawało mu się, że bicie serca było o wiele głośniejsze od słów. Nie przestawał oddalać się od zagrożenia.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172