Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Åšwiat Mroku > Archiwum sesji RPG z dziaÅ‚u Horror i Åšwiat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-03-2016, 17:19   #61
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


W Mirku ściągającym właśnie opony z felgi po spuszczeniu powietrza obudziła się chciwość. Tak to jest, gdy człowiek cały czas ambitnie dąży do "więcej". W przypadku Obszczyfurtka czy innych żuli na dzielni to się nie liczyło bo albo mieli nic, albo byli najebani. Ambicja i chciwość pomnażania dobra miały takie same szanse trafiać do ich mózgów przez większość czasu ich egzystencji, jak logiczna konstruktywna myśl do mózgu Krystyny Pawłowicz.

Ale były takie momenty jak ten.
Obszczyfurtek patrząc na butelki wódki, kartony fajek, koks, pigułki... poczuł się jak smok zaczynający budować swe legowisko ze złota i klejnotów.

Podszedł z łomem do Ajeja i szturchnął go parę razy wybudzając ze snu.
- Andrzejku - zaczął. - A może jak ja z Kutafonem będziemy rozmontowywać to bydle, to skoczysz z Heńkiem do paru sklepów i wykupicie ile się da nektaru bogów. Tymi kartami, na dotyk bezpinowo? - Wyjął karty zostawione mu przez Ryśka. - Trzeba korzystać, a kto może je zablokować i chuja mieć z nich będziemy.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-03-2016, 00:12   #62
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Już śnił mu się pierwszy sen: porucznik Borewicz. Gdy tylko padło "07 zgłoś się", ktoś przywołał go do rzeczywistości obywateli gorszego sortu. Jak mówi stara mądrość ludowa "sen wzmacnia, wódka usypia. Wniosek: wódka wzmacnia." Całej mądrości ludowej Mirek zadziałał wbrew kilkoma szturchnięciami. Bladź jego mać! Szybcy są!

- I jeżeli tego oczekujesz to bedzie to tym, co otrzymasz w odwecie - nieudolnie sparafrazował znanego bohatera sci-fi Andrzej, choć nie zdawał sobie z tego sprawy. - Daj mje te plastyki, bom się z niemi obchodził wielokrotnie i wiem o co kaman. Nie ze mną te numery, że piny czy inne gówno. - Odebrał od Obszczyfurtka karty płatnicze, skinął na Henryka - bo mógł - i ruszyli w stronę dworca. Wszak tam nigdy nie pytali, ogólnie rzecz biorąc, o nic. Zawsze, gdy zachodziła potrzeba nabyć telewizor lub dwa półlitrówek, albo kilkadziesiąt emerytek, można było wynegocjować jakiś tam rabat albo dostać nito w prezencie. Bo w sumie ni to litr, ni pół litra. Mirek to zawsze był półkielonek, ze względu na mieszanki jakie zażywał, ale swój rozum miał. Co dziwne, bo z każdym pierwszym toastem zwykł mawiać "Żegnaj mój rozumie, spotkamy się jutro".

Z zamiarem wykorzystania jednej z kart w sklepie Desperado, zlokalizowanym kilkadziesiąt metrów od dworca autobusowego, w piwnicy, poprosił o cztery wina Zamkowe. Był znanym w tym miejscu klientem, bynajmniej jednak z płatności bezgotówkowych.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 07-03-2016 o 15:40.
Avitto jest offline  
Stary 07-03-2016, 22:08   #63
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
NIEWINOŚĆ

Słowa Andrzeja (tak na serio Antoniego) Rembowskiego, ku jego zdziwieniu, rzeczywiście zostały zaprotokołowane mniej więcej tak jak mówił. Raczej więcej niż mniej i nie było żadnego powodu, żeby wykłócać się o podpis to i podpisał się. Dokładnie przyjrzał się papierowi i jeszcze wspomniał policjantowi, że trzeba uważać co się podpisuje. Później odprowadzono go do celi, gdzie siedziało już parę innych osób. Siedzieli na taboretach, a w kącie był jeden klop aktualnie zajmowany przez bliżej nieznanego grubasa ostro sadzącego bąki, takie czosnkowe, niezwykle wprost śmierdzące. Niektórzy to aż się z taboretów poprzewracali - wśród nich był znany jedynie z widzenia Henryk Koliba zwany Profesorem.

W celi Antoni Rembowski (znanym w celi z jakiegoś powodu jako "Andrzej") spotkał Piotrka Gołąbka, swojego starego znajomego, o którym myślał, że ten zmarł, ale jako żywy siedział w tej celi! Dowiedział się od niego, że przeniósł się na zagranicę, a teraz wrócił...
- ...i chuj kurwa. Próbowałem im wytłumaczyć, że jakbym wiedział, że jestem ścigany to przeż bym kurwa nie przyjeżdżał, ale oni mi już wklepali, że się ukrywam i mi przypierdolą taką odsiadkę przed wyrokiem, że cały wyrok w niej odsiedzę. A jaktam u ciebie Antoni? - z Banzajem to jednak zaczynało być kiepsko, bo zaczął staczać się w opary niewiności. Bez wina to ciężkie życie, a co tam ciężkie życie - taki stan wprost groził śmiercią albo ciężkim kalectwem. Ni z gruchy ni z pietruchy powiedział tylko:
- Nie masz wina może? - a za jego plecami jakiś młodszy typ, którego nazwiska nie dosłyszał (bo i nie było podane) odpowiedział
- Chyba żadną nowością jest, że tutaj siedzi się za niewiność. Czy tam z nią. - a wraz z kropką to cela zadrżała od wszechpotężnego piardu, który zmiótł wszelką przytomność z tej celi. Oczadzieć można było!

Banzaj stracił przytomność.

Później pamiętał tylko migawki odrobinę odlepione od chronologii. Co, z kim, kiedy, gdzie - tego zupełnie już nie umiał powiedzieć. Ważne było, że w pewny momencie zapakowali go do suki policyjnej i wywieźli do lasu i tam go wypierdolili, a potem odjechali śmiejąc się. Można było pomyśleć, że chcą go tam wykończyć, ale nie - to był tylko jakiś złośliwy dowcip, żeby biedaka puścić bez żadnej winy. Nawet najtańszej.

Coś mu zaświtało w głowie i sprawdził swoje gacie. Miał tam schowane dwie grypserskie wiadomości, które będą wymagały nie lada zdolności, żeby odcyfrować ich znaczenie (no dobra, dało się i to z łatwością jak ktoś był w temacie - grypsera pisana nie była ciężka do opanowania). Pierwsza z nich była adresowana do "Pana Ryszarda Bimbromanty", a druga zaczynała się od adresu mieszczącego się w Dzielnicy Pana Ryszarda. To Piotrek Gołąbek prosił, żeby je dostarczyć.

Niedługo później zaszło słońce, a Banzaj wziął kija, żeby walczyć z wilcymi. Jedyne jednak co spotkał to dwóch Gumowilców.

GUMOWILCY

Bracia Gumowilcy tak jakby pilnowali interesów Dzięcioła Leona pod jego nieobecność, ale jedynie tak jakby, no bo nie całkiem. Pilnowali co by dziuple nie zarosły i kompletnie nie zniknęły z map przestępczości samochodowej. Od czasu do czasu organizowali traktor, żeby wyciągać zakopanego w błocie samochoda albo pomagali zagubionym złodziejom odnaleźć drogę wyjścia z wielkiego lasu. Istnej puszczy kurna.

Było cimno jak u murzyna w dupie, gdy Banzaj wpadł na pierwszych żywych ludzi (wcześniej było kilku zombi, ale po chuj drążyć temat?). Niestety okazało się, że to jakaś trójka hamerykańskich turystów z kamerami i zupełnie nie szło się z nimi dogadać. Przyjazne przywitanie sprawiło, że tamci normalnie i przepisowo z wrzaskiem spierdolili ze sceny. Potykająć się o własne kulosy Antoni Rembowski w końcu potknął się na tyle, że przewrócił się jak długi. Wymacał, że to czyjeś śpiące ciało... a raczej przebudzające się. Okazało się, że to inny Andrzej (choć w sumie ten pierwszy to Antoni) - Andrzej Młot. Najwyraźniej zasnął próbując dotrzeć do sklepu. Nigdzie w pobliżu nie było Czarnego Henryka. Nie to, że którykolwiek z dwóch Andrzejów (w każdym razie dwie pierwsze litery imion zgadzały się)by dostrzegł kogokolwiek innego w tej kompletnej ciemnicy. Może pomogłoby wołanie braci Gumowilców? Pytanie tylko, czy to by nie przywołało jakichś wilców...

ROZMONTERKA

Głucha noc zastała Kutafona i Obszczyfurtka, gdy tak powoli i miarowo rozbierali auto na części pierwsze. Tu część, tam część, ale niestety nie było w nim ukrytych jakichś dodatkowych fantów niż te z bagażnika. Czas już był najwyższy, żeby iść spać, ale Czarny Henryk i Ajej jakby zupełnie zniknęli w tym borze. Kutafon wtem taką myśl zapodał:
- Tak właściwie jak oni poszli... to przeż nawet nie wiedzieli w którym kierunku iść, a teraz to ja sam nie jestem pewien, czy poszli w dobrą mańkę... kurwać mać. - po czym z tego przejęcia opadł na tylną kanapę samochodu (aktualnie stojącą pod drzewem) i zasnął. Przynajmniej robota skończona i samochodów był w częściach.

GOLARZ FILIP
CZĘŚĆ 5

Ryszard Kocięba i Jadwiga Bass całkiem długo siedzieli w placówce Golarza Filipa. Niestety mimo upływu czasu nic się nie zmieniło. Klienci przychodzi i odchodzili, a na gazetach w magiczny sposób nie pojawiły się żadne nowe informacje - nawet na tych pytaniach Jadwigi Bass, których główna odpowiedź dotycząca Ryszarda Kocięby siedziała dosłownie obok niej. W końcu główna fryzjerka powiedziała:
- Już zamykamy, proszę przyjść jutro, wtedy szef powinien być. W takie dni jak ten to on rzadko przychodzi do pracy, więc przepraszam, że państwo na darmo czekali. - wtem do salonu weszła nowa osoba. Mężczyzna wyglądający na takiego co by sprawiał problemy, ale tylko grzecznie zapytał:
- Dzień dobry, szef jest? - a fryzjerka odpowiedziała mu tak jak i wam, na co on grzecznie ukłonił się i wyszedł. Wyraźnie był zainteresowany wami i plamą na podłodze. Wyjrzeliśmy przez okno dokąd się udał, ale poszedł do czarnej furgonetki zaparkowanej od niewiadomo jak dawna po drugiej stronie ulicy. Fryzjerka całkiem standardowym tonem jakby to była propozycja, którą składa wszystkim klientom powiedziała:
- Jeżeli państwo sobie życzą to ja mogę wypuścić przez zapleczę.

Wyjście przez zaplecze prowadzi do dziwnego dziedzińca z jeszcze trzema tylnymi drzwiami do różnych sklepów i jednymi frontowymi sklepu, o którym nigdy wcześniej nie słyszeliście o dziwacznej nazwie "Dom Jojo", choć sądząc po dziwacznych przedmiotach widniejących za szybą wystawną (przypominającą o jakichś afrykańskich realiach) nie był to raczej fan klub jojo, ani kabaret jajcarzy. Z dziedzińca dało się wyjść na równoległą ulicę poprzez drzwi na klatkę schodową.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 08-03-2016 o 18:08.
Anonim jest offline  
Stary 08-03-2016, 20:34   #64
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Bez zbędnych ceregieli Pan Ryszard przyjął propozycję wyjścia zapleczem. Przeprosił przy tym za kłopot. Miał nadzieję, że Filip pojawi się jutro i będzie można odebrać zamówiony towar.

Bardziej jednak Rysia niepokoił fakt, że jego podwładni nie dzwonili. To że sobie poradzili z czymkolwiek co im stanęło na drodze to był pewnik, ale miał dziwne przeczucie że mogli po prostu zapomnieć. Heh... i cały wysiłek odwracania uwagi Teściowej od pobocznych interesów trafił szlag.

W sumie dzisiaj była sobota więc dzień jeszcze nie chylił się ku końcowi. To był dobry moment, aby raźnym krokiem przejść się po włościach, zgarnąć zapasy na czarną godzinę oraz kilka należności. Zasoby. Musiał ich zgromadzić dużo, jeżeli miał się z resztą wybrać do obcej domeny. Przydałoby się też wywiedzieć czy ktoś z jego ludzi nie przebywał w tamtych stronach przez dłuższy czas.

No i dobrze byłoby też dowiedzieć się gdzie podział się Obszczyfurtek i spółka. Trzeba było też znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Mieszkanie w bloku może być spalone - znał co prawda sposoby, aby się dostać do niego niepostrzeżenie, ale wolał nie ryzykować.

Hmmm... ciekawe czy strych Złomoklety jest pod obserwacją... może tam dałoby się zamelinować?
 
Stalowy jest offline  
Stary 09-03-2016, 08:35   #65
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Tempo życia żula było dwubiegunowe - raz spokojne i stateczne, a innym razem powodowało rozstrój żołądka, bo człowiek nie wiedział w co ręce włożyć (czy do kontenera z puszkami po piwie, czy do pojemnika na odzież bardzo używaną - a i tak można było czasami znaleźć martwego cygana). Z tym jednak Antek sobie radził, bo tak jak korposzczury miały zapierdol non stop, tak on miał wybór w myśl zasady "Róbta co chceta". Kwestia przyzwyczajenia i nastawienia, a także liczby promili we krwi. Antoni nie lubił za to tracić przytomności, bo na ulicy mogło się to skończyć nawet byciem obsikanym przez cholernego, skołtunionego kundla. Oczy powinny być bez przerwy dookoła głowy, a nawet w dupie (coś jak ukryta kamera), więc i teraz Banzaj walczył o każdy przebłysk świadomości. Nie ma chuja we wsi - musi dotrzeć do jakiejś cywilizacji...

Po znalezieniu się w lesie Banzaj miał nadal problemy ze swoją rzeczywistością 3D i czuł, że zbliża się do momentu, gdy alkohol został prawie w całości przetrawiony, a wątroba z tego powodu zaczyna szarpać jak Reksio półtuszkę. Ominął grupę niebezpiecznych zombie, które śmierdziały jak żywe trupy, tak samo wyglądały i tak samo mogły człowieka zrobić na szaro, gdy ich nie zauważył. A wszystko dlatego, że to były tzw. żule leśni, najgorszy sort jaki wydały na ten świat alkoholizm i bezdomność. New-age'owskie ścierwo, które uznało, że wielkomiejskie żulowanie to upadek tejże subkultury i należy wrócić do korzeni opartych o zbieranie grzybów halucynów i muchomorków na rosół, zajadane obsikanych przez dzikie zwierzęta jagódek i życie w szałasie. A na zimę i tak spierdalali do noclegowni, bo szałas zrobiony z samych uschniętych gałęzi jakoś słabo izolował przed deszczem, mrozem, śniegiem i atakiem wygłodniałych wilców.

Potem Antek nadział się na Amerykańców, którzy pewnie byli pod przykrywką turystyczną - cholerne durnie z CIA, ewidentni amatorzy. Kto chodził po tym lesie z aparatem?! Tutaj jeden krok wystarczył, aby jakaś igła z "adidasem" (czyt. Ajdsem) przeszła na wylot przez stopę i dupa blada - choroba murowana, jak zamki za czasów Włodzimierza Jagiełły. Zdaniem Antka, każdy powinien wiedzieć, że tutaj o taki incydent trudno nie było, więc Amerykanie na przekór ewidentnie szukali starych radzieckich instalacji wojskowych. Nikt normalny by się tu nie pchał. Jednakże i tak zagaił po amerykańsku, mając nadzieję, że mają chociażby 2 złote na piwko:
- Pażałujsta, tawariszcze...!
Nie skończył, gdy tamci przerażeni spieprzyli jakby ich sam Szatan gonił. Spłoszył ich, więc na pewno skompromitowana agentura zagraniczna...

Szedł w malignie dobre kilkanaście minut. Puścił bełta opartego o wyrzut żółci z wątroby, która już zaczęła rwać jak łysy dres blachary na dyskotece w klubie "Reaktor". Bejshido już nie mogło pomóc - potrzebował chociażby trochę jasności pijanego umysłu, aby móc się skoncentrować. Tak to mógł sobie podejmować próby jak grajek z urżniętymi palcami zagrania poleczki na fagocie. Antek spijał nieco potu z dłoni mając nadzieję, że jeszcze tam dorwie nieco skroplonego etanolu wyrzucanego z porów. Pewnie skończy się na durze brzusznym albo innym tężcu, bo brudu było co nie miara. Trudno, coś za coś, chociaż alkoholu i tak nie poczuł, więc psychika zagniatała się w jego łbie jak gwiazda po przekroczeniu masy krytycznej...jeszcze chwila i supernowa oczyszczenia zamieni go w zwykłego obywatela...a wtedy...kac.

Nie! To nie mogło się tak skończyć!

- Jeszcze krok...

I w tym momencie ten jeden krok przyładował w jakieś cholerstwo leżące na ściółce. Pewno ofiara zombie, a raczej jej resztki. Wywinął orła, puścił pawia, a z nosa poleciały mu gile - taki ornitologiczny, niekontrolowany wypad w przód. Nie, nie da rady się podnieść...

Cholera, śmierdziało gorzałą i przaśnym winem! Wymacał ewidentnie czyjąś mordę! Przetarł zaparowane okulary zlepione kiedyś przez jednego kumpla zieloną melą z przepony (lepsza niż butapren). Gienek Nowak, swój chłop, ale gruźlicy nie wypalił gorzałą, chociaż tyle włożył w tę terapię. Sam Antek nawet dorzucił się złotym i dwadzieścia groszy na "Z czerwoną kartką", a mu się nie przelewało. Teraz jednak Banzaj poczuł, że karta się odwróciła, więc uniesiony skokiem czegoś tam w organizmie zerwał się niczym koliber do lotu albo przynajmniej uziemiony postrzałem z rakietnicy wróbel...

- Ajej, Ty stary rowerze! Życie mi uratowałeś! - U padł tyłkiem w mokry mech, ale to bez różnicy, bo gacie i tak miał przemoczone. Chuje na komendzie powiedzieli, żeby lał w gacie, więc Banzaj się nie krępił i polał sprawnie niczym za najlepszych czasów japoński zajzajer do plastikowych kubków. - Andrzeju, pomocy, jestem...prawie trzeźwy.......policja............chuje........... .............Bimbromanta.......................... .............wygrzewacze...chuje...wina........... aceton..........................pytali...errgghhhh h...

Jego mózg zaczął się lasować jak zacier bananowy w radomskim bimbrze... Oby tylko celnik, jego funfel na dzielni, mógł poratować grzdulem szlachetnego sikacza...
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!

Ostatnio edytowane przez Bergan : 09-03-2016 o 12:30.
Bergan jest offline  
Stary 09-03-2016, 22:04   #66
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Jasne, że uratowałem, Młoda. - Ajej odwrócił się od uświnionej lady w Desperadosie i uśmiechnął się zawadiacko w kierunku skąpo ubranej blondynki. - Masz tu winko, pierwszy łyk Twój, bo zajebałem się w Tobie po uszy. Bedziesz moją szmatą? - Pytanie podparł gestem, chwytając ją za szyję Banzaja.

Tylko nie to. W głowie jakiś podrzędny śpiewak wył mu Jest już ciemno, ale wszystko jedno..., a jemu kategorycznie zależało na powrocie blondyneczki. Bliski kontakt z Antonim trwał do powrotu rzeczywistości - w przełożeniu na odczucia Banzaja wieki, a na Ajejowe - zbyt długo. Andrzej jednym płynnym ruchem podniósł z ziemi kolejno łydki, uda, korpus z rękoma i głowę, a następnie przejrzał zawartość kieszeni. Po doświadczeniach - co sugerował dookolny mrok - ubiegłego dnia zmacał wszystkie cenne miejsca na ciele. Dziwne, chyba nic nie brak.

- Poza kurwÄ… Henrykiem -
dokończył na głos. - Co ty gadasz? Tutaj ciemno jest, kurde, ale coś mje chyba ścieło z nóg po drodze do monopola. A ty żeś mi się wyjebał na moje gangsterskie łachy, kurwa no! Skup się, ktoś Cię tu widział? - Zmianie tematu towarzyszyło rozglądanie się w pobliżu, co miało pozwolić namierzyć Czarnego Heniutka. Zlokalizowanie go było kluczowe, ponieważ zaspany Andrzej dysponował jedynie kilkoma ostrzegawczymi pytaniami do użycia w absolutnie kazdej okazji, lecz zrozumienie słów Banzaja było skutecznie utrudnione przez wyrwanie ze snu. Samego Antoniego skojarzył od razu. Pomimo, że w obiegowej opinii był to człek skory do bitki Ajejowi nie zdarzyło się dotąd spotkać go w bitewnym rauszu. Jedna z osiedlowych legend mówiła, że gdy Rembowskiego podczas rutynowego wieczornego obchodu z wózkiem wokół akademików zdybała pijąca z puszek wataha młodzieńców z paskami na dresie Banzaj zdążył wpierdolić trzem z nich oraz każdemu zabrać i osuszyć puszkę z napoczętym piwem, zanim zebrał po nerkach i odjechał z miejsca zdarzenia wewnątrz własnego wózeczka. Jak każda legenda tak i ta miała w sobie zapewne jakieś ziarenko prawdy, wszak mało kto mógł się równać z tym wojownikiem bejshido w tempie wszczynania zadym oraz ich zakańczania.

Podczas czujnych oględzin ekosystemu pasikoników i biedronek zdominowanego przez akcenty wilgotnej i mokrej Pani Zimy ciało Andrzeja wydało zgodę na zapłon pamięci roboczej. Pamiętał, że jakiś czas temu, zanim w nieznanych okolicznościach zgasło światło, wędrował z Henrykiem przez las niewielką ścieżyną. Gdy dłuższą chwilę nie stwierdził w otoczeniu ciężkiego dyszenia Heńka, dla którego tempo marszu było zbyt szybkie, zatrzymał się, zakrzyknął kilka razy imię kolegi, po czym odwrócił.

Na ścieżce zamiast Heniutka stała butelka powszechnie znanej nalewki o kolorze i zapachu landrynek. Cholernie niemęski napitek. Ale chyba nikt nie patrzy, a droga jeszcze długa. Ajej sprawnie pochwycił butelkę, odkręcił zaklejoną akcyzą nakrętkę i wspomnienie się skończyło. Jakby został uderzony, ewnetualnie odurzony, prędzej niż znieważony lub zważony. Umysł podsuwał mu obrazy z rzeźni, do której skierowano go kiedyś z urzędu pracy w ramach aktywizacji bezrobotnych. Parę tygodni później utracił zasiłek, niezaktywizowawszy się zdaniem urzędników w stopniu dostatecznym.

- Antoś, kurde, no sory. Gdzieś tu leżeć powinna naleweczka, przejrzyj żesz trochu dookoła.

Andrzej raz jeszcze zakręcił się wkoło na pięcie. Cóż ten Henio znowu odpierdoliwszy? Zawsze sapał, rzadko sie wódką dzielił, startował w wyścigu po Berło. Normalny człowiek. Być może zniknoł se tak normalnie właśnie? Ziewnął przeciągle. Zaczął łapać chłód. Wyciągnął szlugi, odpalił jednego i schował paczkę. Z tego co pamiętał Banzaj nie palił. Paląc czekał na cud, ale wobec tego, że nie nadchodził, zaczął wypatrywać jakichkolwiek świateł na horyzoncie. Palił oszczędnie, pozwalając się namierzyć, bowiem tlący się tytoń jest widoczny przy odpowiedniej przejrzystości powietrza nawet z kilometra. Próbował oswoić się z sytuacją i wypatrywał jeszcze intensywniej. Czuł zimno, więc moment, w którym trzeba było zacząć nawoływać Kutafona zbliżał się nieuchronnie.

- Jesteśmy zgubieni tutaj, kumasz? Ja nie wiem, gdzie co tu jest. Pizda sucha. A u Ciebie, mówisz, co tam się dzieje?
 
Avitto jest offline  
Stary 10-03-2016, 07:41   #67
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość
Antoni gapił się na Ajeja - standardowo rozgadanego jak niemowa na tureckim kazaniu i kręcącego się jak gówno w przeręblu. Gdyby nie te cechy w zasadzie on i Antek byli podobnymi duszami - wojownicy ulicy, z tą tylko różnicą, że tego wymagał od Andrzeja wykonywany zawód (sam Ajej nie lubił, gdy określano go jako aktywnie pracujący) czy też funkcję. Facet bronił zaciekle granic dzielni i ogólnikowo zasługiwał na szacuken, w tym Banzaja.

Antek miał nadzieję, że Andrzejek mu pomoże, ale kutafon wolał zapalić Melboro zakupione na bazarku u cyganów albo zawinięte z transportu, którego dowódca olał płacenie cła. Ajej, znany z rozjebitnej rozrzutności, częściej palił fajki z tej drugiej opcji.

Jeśli rzeczywiście była tu nalewka, Banzaj musiał sobie poradzić i poszło dość szybko. Landrynkowe gówno? To już lepiej chlać było sfermentowaną kałużę. Nic to, etanol to etanol, więc zaczął trąbić hejnał pilnując, aby nie uronić w tym grzdulu ani kropelki. Ojebawszy pół butelki, za co było mu wstyd, bo nie przystoi chlać jak taki cham, starannie ją zakręcił i poczuł jak wraca do żywych. Szybko się też odlał, aby woda i amoniak zwolniły miejsce dla wdrażającej się w organizm porcji alkoholu. Tak, czuł moc przelewającą się przez żyły...

...wrócił na drogę bejshido.

- Ajej, Ty tapczanie. Dzięki za pomoc, co jak co, ale nie szukaj pracy na ostrym dyżurze, bo cię szybko zwolnią - podszedł do Andrzeja i poklepał go po ramieniu. - Kurde bela, pikne wdzianko masz? Oddał dobrowolnie czy zajebałeś? A może po trochu obu? Powiem ci, że teraz nawet ja bym ci myto opłacił widząc na rogatkach dzielni. Ale chuj to, słuchaj mie - zagarnęły mie psy, kutasy wzięły na spytki, nie napoili, ledwo ujszłem z życiem. Pytali o całą ferajnę...

Antek zreferował cały przebieg wydarzeń, włączając to spotkanie z Piotrem Gołąbkiem, komorą gazową (Policja to byli naprawdę naziole) zombie, agenturą CIA i Mossadu na terenie lasu oraz walkę na noże z watahą wilków i ich przywódcą - drechem Zbychem, rzekomym druidem na psychotropach. Od razu poprosił też o relację od Ajeja, bo co jak co - ale nic nie wiedzieć to gorzej niż wypić samą wodę. Oczywiście oratorstwo Andrzejka poszło w kierunku A chuja tam..., ale poproszony jakoś nawet zaczął myśleć. Kilka chwil później Antek już miał całościowy obraz tej krytycznej i kretyńskiej sytuacji...

- To gdzie ta wóda z auta? I w ogóle nieźle naszego Pana przerobili w bladego chuja. Zwyrole pierdoleni, tfu, jebana ich mać w dupę psa. Jestem z wami chłopaki i moje czerstwe piąchy są gotowe spuścić komuś totalitarny łomot. Prowadź do obozu, może i Henia znajdziemy po drodze, a ten monopol zostaw - za dużo zombie w lesie, jak dziabną to syfylis gwarantowany, brachu. Wódy ci za mało czy przechowujesz ją w formie dowodów rzeczowych, kurwa?

Lubił Ajeja, ale skubany czasem był za bardzo narwany na ostre chlanie wina. Znaczy no...Banzaj też potrafił się dokleić do butli jak stado pijawek amazońskich do nieuważnego człowieka, ale czasami wystarczyło nieco pomyśleć. Ajej był mięśniakiem i w sumie mózg utracił swoją pierwotną pozycję w hierarchii zarządzania organizmem. Chociaż sam Antek doszedł do wniosku, że zbytnio lepszy nie był. Pamiętał, jakby to było przedwczoraj, gdy robił rajd między akademikami w poszukiwaniu puszek i butelek (piątkowa noc, więc spore żniwo się szykowało) po tym, jak już przegonił konkurencję. Drechole łoiły browarki z Żabola i zaczęły bardzo niegustownie obrażać Banzaja, za co on im odpłacił klasyczną wiąchą. Naturalnie nie mógł odpuścić, ale chuj im w oko - swój żulerski honor miał. No to tamci hajda i atakujo. Sześciu, w porywach do siedmiu, gdy jeden skończył lać za krzakiem. Banzaj poczęstował wszystkich ciosami woodzitshu i szambo, wpierdolił jeszcze na dokładkę...i jeszcze trochę, a potem na ich oczach wychlał całe piwo, zaś puszki galantnie zapakował do wózka. Nagle na rewir zajechała karawela z Policją, wpierdolili i jemu, a dla jajec wpakowali w kajdankach i ze spuszczonymi gaciami do wózka puszczając po ulicy. Dobrze, że wózek z Biedro miał niezłą sterowność, to Banzaj wyprowadził go bezpiecznie do rowu.

Antek zrobił dwa kroki i się zawachał...jak on lazł w tej czarnej dupie na ostatnim zionięciu?!

- Kurde, nawet jakbyśmy mocno wąchali to Henia nie doszczerzemy. Może gdzieś kręcą się tu bracia Gumowilcy? Kojarzysz, ci od zarządzania dziuplą pod nieobecność Dzięcioła, który filuje w pierdlu za rozmonterkę auta tajniaków...

I wtem go naszło!

- Kurwa, Ajej, mam tutej jakieś zapiski z grypserką. Piotrek Gołąbek mi wsadził w gacie, zanim zapakowali chuje i tutaj wywalili, niebieskie zasrańce. Masz zapalarkę jakomś albo spiczki? No, zapałki, o! Umiesz odczytać takie runy? Kurde sprawy się chylą ku armagedonowi chyba...
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!

Ostatnio edytowane przez Bergan : 10-03-2016 o 10:01.
Bergan jest offline  
Stary 10-03-2016, 22:05   #68
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Cała opowieść Banzaja w obliczu ostatnich wydarzeń ciekawiła Młota. Wybitnie, bo coś musiało się kroić, skoro policja zaczęła zajmować się zapisywaniem słów menelskiej braci w tak dokładny sposób. - Że w ogóle przepytywał cię taki pisaty pies, to już dziwne. O tych zagramanicznych cwelach - spacerowiczach kurwa leśnych wiem. Nic na nich nie mam, ale na meline im jeszcze nie wbijałem.

Andrzej opowiadając skrzętnie pomijał swój śmietnikowy epizod. Po zrelacjonowaniu ostatnich wydarzeń z życia Bimbromanty w kilku nieskładnych zdaniach wysłuchał Antoniego napinając się coraz bardziej. - Bymy poszli do wozu, ale raz, to chuj wie, co to w tych butlach na prawdę leży. Kontrabanda taka, że przez zamknięty bagażnik mi jebało od początku. Dwa, to mogem prowadzić, ale kawałek żeśmy już z Heniem uszli, będzie - wydał po cichu papierosom komendę "kolejno odlicz" - z 4 szlugi temu. No i gówno widać. A trzy... Chuj, nie wpierdalaj sie. - Ajej zgubił się w potoku słów Banzaja. - Tu mam zapałeczki, od Mirka wzięte. Tak czy srak nie przeczytam - podkreślił tonem surowego ojca. - Nie wzięłem okularów z nocowizjerem. Szalenie męczyła go dyskusja, kręciło się od tego Andrzejowi w głowie. Czuł się upośledzony przez ciemność. Nie mógł bowiem pokazać groźną miną, że dyskutowanie jest dla niego dopuszczalne jedynie, gdy ilość alkoholu wlewanego do żołądka jest większa od ilości wypowiedzianych zdań. Wobec kolegów starał się jednak nie stosować okopywania nerek jako środka wyrazu.

Ajej zgubił się i nie odnalazł. - Yyyy... Tego. Armagedon, no, ta.

Po chwili jednak dotarł do spokojniejszego sektora w tartaku myśli. Nie bywał w lesie w ogóle stąd zdał się na zdanie Antoniego i krzyknął kilkukrotnie imiona towarzyszy pozostawionych przy wraczejącym aucie.
 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 11-03-2016 o 13:57.
Avitto jest offline  
Stary 11-03-2016, 16:53   #69
 
Gargamel's Avatar
 
Reputacja: 1 Gargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumnyGargamel ma z czego być dumny
Jadzia skwapliwie skorzystaÅ‚a z wyjÅ›cia przez zaplecze jednak witryna Jojo sprawiÅ‚a, że niewiastavnie poezÅ‚a dalej tylko stanęła jak wryta. KiedyÅ› sÅ‚yszaÅ‚a legendy o miejscach handou magiÄ… wszelakÄ…. Czyżby to byÅ‚o jedno z takowych miejsc, gdzie można byÅ‚o zdobyć wiele zajebistych ajtemów? Å»eby to sprawdzić Jadwiga weszÅ‚a do Å›rodka ciÄ…gnÃ-c za sobÄ… Ryszarda za koÅ‚nierz, niczym gówniarza jakiegoÅ›. Ot, czasem taka maÅ‚a przyjemność siÄ™ zdarzaÅ‚a.
 
__________________
Gargamel. I wszystko jasne
Gargamel jest offline  
Stary 11-03-2016, 17:37   #70
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Aj! Ej! Ożeszwmordę... - protesty Ryszarda były niczym grochem o ścianę.

Próbował się wyrwać, wysmyknąć, uciec i dokonać pospiesznego oddalenia się, ale wszystko cholera wzięła. Stara jędza miała uścisk jak imadło. Pozostawało tylko tymczasowo oddać pola. Znając babską psychikę teściowa zaraz się czymś zaciekawi i Rysiu będzie miał dogodną sposobność do oddalenia się.

No chyba, że naprawdę w sklepie znajdzie się coś ciekawego w co jednakowoż wątpił.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172