|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
06-07-2016, 18:00 | #1 |
Reputacja: 1 | [Vampire: Victorian Age] "Zbędny element" Prolog [MEDIA]http://hoocher.com/Joseph_William_Turner/The_Slave_Ship_1840.jpg[/MEDIA] Joseph William Turner - The Slave Ship *** Podróż w kierunku Stornoway zajęła “Synowi Mgły” niemalże dwa tygodnie. Dało to świeżo przeistoczonym wampirom kilka nocy na zapoznanie się swoim nowym stanem egzystencji. Krwawą orgię przeżyło, choć nie na zbyt długo, zaskakująco wielu więźniów. Statek obfitował więc przez ten czas w świeżą lub prawie świeżą krew. Zyskał też kilkunastu nowych pasażerów. Posiadali oni status balastu, ale jednak. Tylko czwórka z nich odzyskała świadomość na tyle, by przebywające na pokładzie starsze wampiry zdołały przekazać im chociaż elementarne informacje na temat świata mroku, w którym przyjdzie im teraz nie-żyć. Pozostali, w liczbie nieznanej dla pozostałych, z sercami poprzebijanymi drewnianymi kołkami, spoczywali spokojnie w jednej ze skrzyń. Drugą z nich, w trakcie dnia, zajmowali ci obdarzeni większym szczęściem lub większą wolą życia, choć być może byli oni po prostu na tyle szaleni przed śmiercią, że masakra w ładowni, nie miała już czego w nich do końca zniszczyć… Sfora starszych Sabatników puściła pokład kilka nocy wcześniej. By uczcić stworzenie nowej, wspólnie napadli oni na małą rybacką wioskę. Lepsze dni, a raczej noce, dla takich wypadów dawno minęły, wraz z czasami podpływających nawet do wybrzeży Brytanii i Irlandii arabskich galer niewolniczych. Czego się jednak nie robi dla podtrzymania tradycji? Na pokład “Syna Mgły” wróciły już tylko młode wilki, marzące o tym, by jak najszybciej wydostać się z pod kurateli kapitana. Nie podejmowali prób przejęcia okrętu, wiedząc że większość załogi to ghule, a status kapitana w hierarchi Sabatu zdawał się być o niebo wyższy od ich własnego. Zresztą, starsze wampiry ostrzegły ich, że sam kapitan ogłada ten świat pod niespełna dwóch wieków i najpewniej w razie buntu sam poradziłby sobie z jednym czy dwoma z nich…. *** Wampiry w skrzyni rozbudziło kolejne silne uderzenie ich prowizorycznego schronienia o burtę ładowni. Było jeszcze zbyt wcześnie, by obudzili się szybko i “naturalnie”. Nie był to jednak też środek dnia, ku ich wielkiemu zadowoleniu. Kapitan Bratowicz ostrzegł ich, że wyładunek skrzyń może nastąpić zaraz po przybiciu do portu, tak by zniknęły one zanim ktoś zgłosi się po odbiór żywego towaru. Mieli obudzić się już w porcie. Na zewnątrz jednak, poza odgłosami kadłuba poddawanego raz za razem ciężkim próbom przez morze nie dało się dosłyszeć niczego innego. Okrętem bardzo mocno kołysało... Nie byli w porcie, to było oczywiste. Skrzynia nie była przytwierdzona linami i przesuwała się tam i z powrotem, targana jak się zdawało, sztormem. Po chwili do uszu wampirów dotarły jakieś nowe głosy. Spodziewali się krzyków zapracowanej z racji sytuacji załogi, zamiast tego jednak rozpoznawać zaczęli desperackie jęki pozostałych w ładowni więźniów. Krzyczeli resztaką sił w swoich gardłach. To też nie było normalne, gdyż zazwyczaj szybko zjawiłby się któryś z majtków, by batem przywołać ich do porządku. Na statku zdecydowanie działo się coś niepokojącego... |
| |