Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2008, 17:26   #41
 
Etopiryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Etopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znany
Kyle nie czuł strachu.. nie dlatego, że był odważny.. o nie..
To jego pycha i duma, tak wielka, że zasłaniała każdego mogącego zagrozić jego istnieniu. Jego największa wada, najsłabszy punkt.. wiele razy prowokowała go by zaryzykować własne życie lub jeszcze częściej życie innych.
Nie znaczy to, że był nierozważny czy głupi.
Kyle nie czuł strachu, bo niby dlaczego ma bać się takiego żałosnego potwora, który lada moment padnie jako kolejny pod jego ostrzem?. Wiedział, że siła nosferatu przewyższa jego siłę ale co to dla niego? Nic.
Dla Kyle'a nosferatu był tylko możliwością udowodnienia, że to on zadaje ostatni cios.. zawsze.
Po szybkim uniku przygotowany był by zadać kolejny cios.. by po raz kolejny zakończyć czyjeś życie. Szybki ruch ręki zgięci nadgarstka i..
"Co do cholery? To jakaś kpina?" myślał gdy zobaczył jak jego miecz rozciął spalone ciało nosferatu. Obejrzał się energicznie spoglądając na rudowłosą dziewczynę, która teraz stała najwyraźniej bardzo ucieszona tym co zrobiła.
"To już drugi raz..! Tym razem chociaż skutecznie.." -myślał patrząc na nią gniewnym wzrokiem przez krótką chwilę, po czym szybko obrócił się w stronę ostatniego potwora. "TIR..??!" pomyślał poirytowany gdy spostrzegł, że ktoś zajechał mu drogę do wroga cholernym tirem.
Pobiegł błyskawicznie mijając rudowłosą do miejsca, w którym trwała walka.
"Będzie mój!"
 
__________________
"W każdym z nas płynie ta sama, leniwa, czerwona rzeka."

Ostatnio edytowane przez Etopiryna : 14-03-2008 o 17:31.
Etopiryna jest offline  
Stary 16-03-2008, 19:26   #42
 
Phantomas's Avatar
 
Reputacja: 1 Phantomas nie jest za bardzo znany
Dwie ogromne bestie starły się, niedźwiedź wszarżował z impetem w stwora. Zamachnął się swoją wielką łapą i rozpruł brzuch przeciwnika. Ciemno czerwone flaki niczym wielkie obleśne ślimaki zaczęły się wylewać na ulicę. Tzimisce wrzasnął w niebogłosy, a z jego otwartej, wielkiej paszczy wylała się gęsta, żółta ślina. W mgnieniu oka wielkie kły wbiły się w łapę Hanka, ten zawarczał i uderzył łąpą kolejny raz potwora, teraz w kark, by puścił go, gdyż czuł, jak upływa z niego krew, którą Zulo mu kradnie. Teraz przeciwnik Hanka postanowił uderzyć go, machnął wielką czarną łapą zakończoną kościstymi wypustkami. Brązowe futro w okolicy barku niedźwiedzia zabarwiło się na kolor czerwony. Varison był wkurzony do granic, tym razem uderzył stwora z takim impetem, że ten stracił kilka zębów próbując wciąż nachalnie trzymać się niedźwiedziej łapy. Padł na kolana, a po ulicy rozległ się głuchy dźwięk uderzania w jakby wielkie, puste, pancerne pudło. Głebokowie rany po nadnaturalnych pazurach Gangrela zaczęły się w paru miejscach zmniejszać, a krew w żyłąch Tzimisce gwałtownie zaczęłą się spalać. Varison złapał łapą stwora za kark i wbił się wielkimi zębami w jego twarz, krusząc czaszkę i tym samym spijając z niego jego vitae oraz wypływające oko. Z paszczy zniekształconej kreatury wydobył się przerażliwy pisk, zagłuszający wszelkie inne dźwięki. Wybił się na swych potęźnych umięśnionych nogach przewracając niedźwiedzia i zaczęła się prawdziwa, dzika walka. Olbrzymie, czerwone zęby rozrywające mięso, czarne pazury tnące co popadnie, powodujące wielkie plamy krwi zalewające tą fo czasu spokojną ulicę, wielkie mięśnie zaciskające się na mięśniach przeciwnika, próbując unieruchamiać się nawzajem.

AAAAAAAAAA!!!! Boże! Chroń mnie przed BESTIĄ, chroń BESTIĘ przed moimi przeciwnikami, gdyż nie będzie miałą ona dla nich litości!

Oczy Hanka utopił się w czerwieni, tęczówki zaczęły się intensywnie ruszać, jakby reagowały na bicie serca, lub na jakieś niesłyszalne przez nikogo innego beat'y. Futro się uniosło, pazury się wydłużyły, Gangrela przestało interesować własne życie, liczyło się tylko jedno - zabijanie. Zabić tego pieprzonego mutanta. Wrał go swymi kończynami i zębiskami na strzępy, inni walczący dookoła mogli zaobserwować latające odgryzione kawałki mięsa, rozbijające się o ścianę budynku oraz o chodnik.
 
__________________
"Oh, she gives me kisses,
My knife never misses."
Phantomas jest offline  
Stary 17-03-2008, 20:45   #43
 
Cyrus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cyrus nie jest za bardzo znany
Ciężki pojazd przesłonił Emmie obraz walczących bestii. Ponieważ wszyscy już tam byli i wydawało jej się, że dadzą już sobie radę, skierowała swoją uwagę w stronę nieprzytomnej, być może umierającej Magini leżącej nieruchomo pod samochodem. Śnieg w okolicach jej tułowia był zabarwiony krwią. Tuż koło niej leżał zakołkowany sabatnik nieruchomy jak przewrócony posąg z zastygłym wyrazem zdziwienia na twarzy.
Emma ruszyła w ich stronę. Gdy dotarła na miejsce usłyszała ryk bestii i triumfalne okrzyki reszty wampirów. Nawet nie spojrzała w ich stronę, na unieruchomionego wampira nawet nie zwróciła uwagi. Jedyne co widziała to olbrzymie źródło wiedzy wymykające jej się tam, gdzie ona podążyć nie może.
Dziewczyna leżała na boku w pozycji embrionalnej oburącz ściskając się za brzuch, tak jakby chciała ze wszystkich sił zatrzymać życie z niej uchodzące. Emma delikatnie złapała za jej bark i obróciła kobietę na plecy. Rozdarty brzuch nie wyglądał najlepiej. Zdała sobie sprawę, że jej wiedza w dziedzinie medycyny może nie wystarczyć. Przez chwilę rozważała zwołanie reszty wampirów i zapytanie się, czy ktoś mógłby pomóc. Ale po chwili zrezygnowała z tego zamiaru, oni zapewne tak jak ja nie pomogą za bardzo.
Jedyne co potrafimy robić to niszczyć i zabijać!


Gwen dopadła potwora i okładała jego ciało swymi małymi piąstkami. Czuła wilgoć na swoich policzkach. To krew, krwawe łzy wylewały się z jej oczu. Płakała już nieraz z powodu Kristofera ale nigdy z obawy o życie kogokolwiek.
Poczuła jak Spike odciąga ją od walczących tytanów, w samą porę bo ręka Tzimizce wyrzucona na oślep minęła o parę cali jej twarz. Jego ryk był nieznośny, coś musiało sprawiać mu niesamowity ból. Odsunął się od Gangrela i wyprostował. Na jego oślizgłej skórze widniało wiele pęcherzy od poparzeń. Spojrzał na Gwen wzrokiem pełnym nienawiści ale wtedy natrafił na wzrok Sarwey’a i znieruchomiał.


Spike odciągnął dziewczynę w ostatniej chwili. Sekundę później bestia zwróciła swoją uwagę na niego. Sarwey poczuł jak drętwieje, jak paraliżuje go strach. Wiedział jednocześnie, że teraz albo nigdy. Skupił całą swą wampirzą moc i przygotował dla potwora to na co zasłużył.
Tzimizce po spojrzeniu w oczy Spike’a znieruchomiał, żaden jego mięsień nie poruszył się, ale w następnej sekundzie wszystkie napięły się jak struny, wydawało się, że zaraz pękną. Na twarzy pojawił się wyraz przerażenia.


Kyle nie miał zamiaru obiegać całego TIR’a na około, to było dla słabeuszy i do tego mało widowiskowe.
Jedna noga na oponę, druga na zderzak. Później błotnik, i maska ciężarówki. Wskakując na pojazd zyskał nie tylko na czasie ale również zdobył przewagę wysokości nad resztą.
Dostrzegł nieruchomą, potworną postać Tzimizca. Nie mógł wymarzyć sobie lepszej okazji. Wyskoczywszy w biegu, przeleciał nad głowami Spika i Gwen, wciąż w locie jednym ruchem ręki pozbawił tą istotę głowy. Jego miecz przepłynął przez ciało jak przez masło. Oślizgłe ciało stało jeszcze dwie sekundy nieruchome, potem pojawia się ciemna pozioma linia na szyi bestii, w końcu jego głowa spadła, lecz zanim upadła na ziemię zamieniła się w grudkę popiołu i ponownie złączyła się z ciałem tworząc tym razem spory stos szarego popiołu znaczącego śnieg.
Kyle klęczał nieruchomo, odwrócony plecami do wszystkich. Po sekundzie powstał i spojrzał na popioły.


Dla Hanka walka się nie skończyła. Co prawda, jego wróg zniknął jak zły sen ale wciąż musiał pokonać potężniejszego wroga, tego co tkwił w nim samym.
Widząc wszystko jak przez krwawą mgłę zorientował się, że otaczają go już sami sprzymierzeńcy, że im nie może zrobić krzywdy. Jego szczęki były zaciśnięte do bólu, jego własna krew sączyła się między zębami. Wciąż czuł przeraźliwy ból.
Ogromnym wysiłkiem siły woli zmusił swą formę do przybrania ludzkich kształtów i do odgonienia prawdziwej bestii, tej co nie jest widoczna na zewnątrz.
Czując jak jego zmysły powracają, powoli podniósł się z ziemi. Niczym na największym kacu czuł ból w każdym miejscu swego ciała.
 
__________________
When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead.
What from of plague are you?

Ostatnio edytowane przez Cyrus : 17-03-2008 o 20:58.
Cyrus jest offline  
Stary 17-03-2008, 21:35   #44
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Nagle zrobiło się tak cicho. Gwen była cała upaprana krwią. Twarz umazały jej własne łzy, a ciało i ubranie krew walczących Kainitów. Musimy stąd wiać. Zaraz tu będzie policja. Na strach i myślenie o konsekwencjach przyjdzie pora później. Z ulgą patrzyła na przemianę Hanka, bała się co musiałaby zrobić, gdyby nad sobą nie zapanował.
- Odjeżdżamy. – powiedziała cicho. – Hank można otworzyć to pudło, tę maszynę- poprawiła się - z tyłu? Trzeba zebrać wszystko. Broń i tego...- wskazała ręką na miejsce gdzieś za wozem, gdzie leżał zakołkowany wampir. - Dasz sobie radę? – niepewnie spojrzała na gangrela. Czy ja tu mam sojuszników? Czy Hank jest sojusznikiem? Później. Nie czas na martwienie się. – Później. Później. – powtórzyła. Nawyk myślenia na głos znowu dawał znać o sobie
Podniosła wzrok na mężczyznę z mieczem
- Myslę, że będziesz chciał z nami pogadać? Ale już wozie rzecz jasna?
Nie czekała na jego odpowiedź. Przeszła po siedzeniach na drugą stronę wozu
Ruda – nadal mówiła bardzo cicho- ona żyje? Zapakujmy ją do wozu – tam podejmiemy resztę decyzji. – Słyszysz mnie, ruda?
- Trzeba stąd szybko uciekać. – To były pierwsze słowa które powiedziała głośno.
Czuła, że musi stąd odjechać, że dzieli ja krok od szaleństwa.
Pić.
 
Hellian jest offline  
Stary 17-03-2008, 23:19   #45
 
Empress's Avatar
 
Reputacja: 1 Empress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwuEmpress jest godny podziwu
Emma dotknęła osłabionej i wyziębionej kobiety. Kobiety od której mogła dowiedzieć się tak wiele. Tak wiele zrozumieć. A teraz…teraz....wzrok padł na Sabatnika. Palce rozluźniły się w ostatniej chwili, wypuszczając z siebie delikatną twarz, nim zacisnęły się ponownie, tak silnie, że paznokcie wbiły się w wewnętrzną stronę dłoni z tak wielką siłą, że spowodowały zachodzące krwią napuchnięcia. Oczy zwęziły się, sprawiając, że ogniste tęczówki stanowiły jedynie błyski światła pośród bezgwiezdnego oceanu nocy. Głos dziwnie wyglądającej dziewczyny, która niestety nie zasłynęła pomiędzy stronami naruszonej stabilności psychicznej Emmy, zdawał się oddalony, niewyraźny. Nieprawdziwy.
- Zabrać…go…
Rdzawa głowa nieznacznie się przekrzywiła, język smakował wypowiedzianych słów, jak nowej potrawy, mimo, że sam przed chwilą powołał je do egzystencji. Zaś smak nie był zbyt dobry. Nie w mentalności dziecka, któremu ktoś właśnie zniszczył najcudowniejszy prezent pod słońcem. Możliwość obserwowania prawdziwej magii, jej użytkowniczki, oraz wszystkich innych sposobności i cudów jakie się z tym wiązały.
- Zabrać?!
Syknęła z niedowierzaniem, oraz furią, która jak kolce przebijała się przez całą jej osobę, wręcz rezonowała. Wzmocniony but opadł na żebra bezbronnego nieszczęśnika, rozlokowanego na ziemi. Raz, drugi, trzeci. Choć już za pierwszym dało słyszeć się donośne pęknięcie kości. Nikt nie mógł niestety zauważyć, jak w mięśniach dziewczyny spalają się pozostałości krwi. Było jej coraz mniej…Nie wiadomo kiedy dłoń zanurkowała w dół, sięgając po szyję tamtego i podnosząc całą sylwetkę jak kukłę.
- Już ja cię stąd zabiorę, ty żałosne ścierwo! Zabiorę cię…na tamten świat!
Dłoń w jednej stronie zdarła kołnierz wampira a kły rozorały szyję z równą łatwością z jaką ostrze wnika w masło. Uścisk dłoni zacisnął się mocniej na i tak już bezbronnym wampirze, podczas gdy przedstawicielka upadłych magów chłeptała jego krew z jakąś…ponurą determinacją i chęcią powołania pokracznej wersji swej własnej sprawiedliwości. Wampir, mimo, że przytomny, to wciąż sparaliżowany, nie mógł zrobić nic. Jego ledwie drgające spojrzenie, wyrażało błaganie. Błaganie o rzecz, która nie będzie mu dana.
- Czujesz to…prawda? Jak z każdym łykiem…z każdym łykiem śmierć jest coraz bliżej…wiesz gdzie trafisz…piekło…to nie stan świadomości…to rzeczywiste miejsce…przyzwyczaj się do tej myśli…do bólu, bezradności…tych rzeczy, które zafundowaliście jej…wy nic nie znaczące bękarty diabła…zwierzęta. Bez kontroli. Bez poszanowania życia…bez…
Krwawe usta skończyły świętą tyradę, ponownie wpijając się w ranę. Jego śmierć była blisko. Czuła to. Czuła i…przestała. Żywić się cieczą wypływającą z jego żyły. W jej głowie jak świetliste pismo rozpromieniały słowa, które przed chwilą sama wypowiedziała. Po chwili wahania zalizała jego ranę, nie będąc do końca przekonana, słuszności swej decyzji.
- Nie jesteś wart tego bym cię zabiła…
To mówiąc, rozwarła jedynie z pozoru delikatną dłoń, pozwalając niewładnemu, pobitemu i egzystującemu na resztkach życiodajnej cieczy kainicie, opaść z powrotem na śnieg. Pokręciła głową i odwróciła się na pięcie, nie zważając na fakt, że szurnęła mu śniegiem w twarz. Podeszła do poszkodowanej dziewczyny i…bez dłuższego zwlekania rozcięła sobie dłoń zębami, pozwalając zaabsorbowanej posoce do czegoś się przydać.
- Pij…musisz to wypić…żeby przeżyć. To jedyna szansa…
Powiedziała jakoś tak smutnie i nieobecnie, jakby patrząc wzrokiem ogrodnika na usychający kwiatek, usilnie próbując choć nieco go ożywić. Wzięła dziewczynę na dłonie. Jej zwiększona mocą krwi siła powinna utrzymać się jeszcze przez jakiś czas…
 

Ostatnio edytowane przez Empress : 18-03-2008 o 00:21.
Empress jest offline  
Stary 18-03-2008, 00:17   #46
 
Etopiryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Etopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znany
"Kolejny.. jak ja kocham ten dźwięk, to uczucie.." -delektował się odgłosem tnącej ciało potwora niczym masło, stali. Dla niego było to jak najpiękniejsza muzyka. Zatrzymał się przez moment kucając na ziemi by w pełni wykorzystać tę
chwilę, by w pełni ją pochłonąć.
Nic jednak nie trwa wiecznie. Kyle powstał po bardzo krótkiej chwili kierując swój wzrok na popiół, to co pozostaje z nich wszystkich. Dobrych czy złych, bohaterów czy tchórzy.. wszyscy zamieniają się w nic nie znaczący, szary proch. Wiedział, że kiedyś i on się weń obróci ale przedtem zniszczy wszystkich swoich wrogów a wrogów miał dużo.. każdego dnia co raz więcej.

- Myślę, że będziesz chciał z nami pogadać? Ale już wozie rzecz jasna? - usłyszał zaniepokojony głos młodej kobiety, która nie czekając na odpowiedź wsiadła do tira.
Podszedł w jej stronę ściągając z twarzy maskę i chowając miecz. W tym momencie ukazał swą prawdziwą twarz. Był to czarnowłosy Azjata ale widać było po rysach jego twarzy, że nie miał nic dobrego do zaoferowania. Duże kły wystawały mu z ust, mógłby je schować ale było by to bardzo niewygodne.
Jego twarz przynosiła na myśl drapieżnika. Złapał się za ramię i lekko syknął.
-Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc.. - powiedział spokojnie jak by do wszystkich patrząc na Rudowłosą kobietę klęczącą przy zwłokach Maga.
Wszedł do środka pojazdu i zabrał się za własne ramię.
Zwrócił wzrok ku młodej kobiecie i podszedł do niej powoli. Krok po kroku do celu tak jak to się zawsze czyni, tak jak go uczono.
- Nazywam się Kyle przyjechałem tu spotkać się z Karl'em.. miał tu być ale widzę, że wy go zastąpiliście.. Prawda? - mówił spokojnie czekając na odpowiedź wampirzycy.
-Jak ma na imię ten, który z pewnością należy do klanu gangreli ? Chodzi mi o tego zmiennokształtnego. Z pewnością zna się bliżej z Karlem.. Czyż nie? - dodał po chwili obdarzając krótkim spojrzeniem rannego wampira.
 
__________________
"W każdym z nas płynie ta sama, leniwa, czerwona rzeka."

Ostatnio edytowane przez Etopiryna : 18-03-2008 o 00:20.
Etopiryna jest offline  
Stary 18-03-2008, 15:55   #47
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
- Gwen ze zdumieniem patrzyła na rozwój sytuacji. Najpierw dostrzegła Rudowłosą odrywającą się od tętnicy zakołkowanego sabatnika, ale to jeszcze potrafiła zrozumieć.
Pić.
A potem ten cholerny Azjata ruszył w jej kierunku
- Co TY ocipiałeś?! Naruszasz moją przestrzeń! Nigdy nie podchodź do mnie w ten sposób! Myślisz ze mnie wystraszysz! Zmieniłam zdanie nigdzie z nami nie jedziesz! Gówno Cię obchodzi jak Hank ma na imię! A jak Ty masz na imię! Przyjechałeś tu zabijać! Wypieprzaj do tej swojej Azji. I tam szukaj Karla na śniadanie! Tu nie ma żadnych Karlów! Odsuń się!
 
Hellian jest offline  
Stary 18-03-2008, 16:15   #48
 
Etopiryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Etopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znanyEtopiryna nie jest za bardzo znany
Kyle zaskoczony zmiennością zachowania młodej wampirzycy milczał przez chwilę z dziwnym grymasem zdziwienia na twarzy.
-Jak widzisz, nie nosze tej maski tylko dla szpanu.. - powiedział i lekko się skrzywił ale chyba miał zamiar się uśmiechnąć.
-A więc ma na imię Hank tak?- powiedział nadal bardzo spokojny.
- Nie obawiaj się mnie.. gdybym chciał zrobić, któremukolwiek z was krzywdę z pewnością nie rozmawiałbym z Tobą.. - mówił dalej starając się uspokoić wampirzycę..
- Nie wiem czy słuchałaś ale przedstawiłem się już.. nazywam się Kyle i nie mam złych zamiarów. Będę wam pomagał w drodze do Karla, musimy być tam jak najszybciej z pewnością mają kłopoty. - mówił teraz już trochę szybciej ale nadal nie ukazywał jakichś szczególnych emocji.

Ed.

Hank właśnie się podnosił po morderczej walce i nie wyglądał dobrze, mimo to nie bał się ani trochę. Kyle nie był tym zachwycony ale inaczej było by to zbyt proste. "Mają się ku sobie" pomyślał Kyle widząc jak Hank dzielnie osłania wampirzycę.
- Widzisz.. wydaje mi się, że gdyby nie ja i rudowłosa nieznajoma sytuacja wyglądała by nieco inaczej.. i nie koniecznie dobrze dla was. - mówił teraz trochę poirytowany.
-Ważne, że potwór nie żyje.. ja to tylko przyspieszyłem.- powiedział stanowczo nie spuszczając wzroku.
-Widzę jednak, że duma bierze górę nad rozsądkiem, ze mną macie większe szanse na przeżycie - zakończył gotów pójść własną drogą.
Te ostatnie zdanie tak trafnie pasowało do sytuacji lecz Kyle nie zauważał, że tyczy się, także jego.
 
__________________
"W każdym z nas płynie ta sama, leniwa, czerwona rzeka."

Ostatnio edytowane przez Etopiryna : 18-03-2008 o 21:00.
Etopiryna jest offline  
Stary 18-03-2008, 19:49   #49
 
Phantomas's Avatar
 
Reputacja: 1 Phantomas nie jest za bardzo znany
Hank podnosił się z ziemi słuchając rozmowy wampirów. Postawił pięść na ziemi...

-TY! ... Drugą dłonią wskazał na Kyle'a, po czym zgiętą nogę postawił na płaszczyźnie...

-Zabiłeśśś... Postawił kolano...

-Moją ofiarę! Wstał kończąc zdanie. Wyglądał niczym starożytny barbarzyński wojownik, umazany od pasa w górę w krew, która przysłaniała jego bladą skórę. Dzikie oczy otaczane przez czerwień i groźna mina dawały jego twarzy naprawdę przerażający wyraz. Warga mu drżała, ukazując lewy, spory kieł. T-shirt był cały porwany, brudna, czerwona, podarta szmata leżała gdzieś nieopodal, a skórzana kamizelka pod kołem ciężarówki. Miał na sobie jedynie jeansowe spodnie z wielką, żelazną klamrą od skórzanego pasa oraz ciężkie, skórzane buty. Ciekawym widokiem było to, że jego brzuch był obandażowany cały w obwodzie, a pod seriami bandaży można było zauważyć w okolicach wątroby większy opatrunek. Na prawym barku krwią Tzimisce ociekał tatuaż z trupią czaszką ze skrzyżowanymi piszczelami. Hank dostrzegł reakcję Gwen na zbytnią bliskość zamaskowanego faceta. Gangrel podszedł do Kyle'a ciężkimi krokami, a za każdym jego krokiem towarzyszyło dudnienie jego butów o chodnik. Objął Gwen w pasie i wyciągnął dłoń w stronę wampira.
-Daj nam spokój. Nie zasłużyłeś sobie, żebym ci cokolwiek mówił.

Spojrzał Kyle'owi prosto w oczy.
 
__________________
"Oh, she gives me kisses,
My knife never misses."
Phantomas jest offline  
Stary 26-03-2008, 21:41   #50
 
Cyrus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cyrus nie jest za bardzo znany
Hanka drażniły rany, te nowe jak i te sprzed wielu lat, które teraz pod wpływem walki przypomniały o sobie. Mimo to nie pozwolił nikomu innemu usiąść za kółkiem swojego TIRA. Musiał przyznać, że ucieczka policji nie będzie łatwa. Warunki pogodowe pogarszały się z sekundy na sekundę. Teraz jechali już w samym środku zamieci. W kabinie obok niego siedziała Gwen. Ta mała miała na niego dobry wpływ, uspokajała, chociaż sama zdawała się być kłębkiem nerwów.
Z tyłu za nim pędziły dwa radiowozy na sygnale zalewając wszystko błękitem i czerwienią. Gangrel nie był pewny czy da radę im uciec, nie wiedział dokładnie, dokąd jedzie, nie znał tego miasta.
Dodatkowo drażniło go wspomnienie Spika, który zachował się bardzo dziwnie. Gdy tuż po zakończeniu walki do uszu wszystkich dobiegły odgłosy zbliżających się wozów patrolowych, każdy zareagował jak na komendę, każdy wiedział, co zrobić i zapomniał (przynajmniej tymczasowo) o kłótniach i nieufności, tylko on, Sarvey stał jak wryty w bezruchu. Hank krzyczał do niego, aby zapakował swój łaskawy tyłek do ciężarówki, lecz ten patrzył na niego nieobecnym wzrokiem. Więc został tam. Trudno. Teraz sam będzie musiał się o siebie zatroszczyć.
Hank ponownie spróbował nastawić radio CB na odbiór fal policji. Prowadząc wóz jedną ręką przeklinał elektryka na czarnym rynku, który zapewniał go, że urządzenie automatycznie odnajdzie częstotliwość policyjną i do tego ją zdekoduje.
-Jak dorwę tą łasicę, to wszystkie gnaty poprzetrącam.


Gwen roztrzęsiona, próbowała się zorientować gdzie są, aby pomóc pokierować Hanka w bezpieczne miejsce. Problemy były dwa. Nie bardzo wiedziała gdzie takie bezpieczne miejsce może się znajdować i dodatkowo sama traciła orientację w tej zawierusze.
Dodatkowo zaczął doskwierać jej głód.
- Może powinniśmy się zatrzymać i spróbować się jakoś... noo... dogadać?- zapytała, ale Hank przez przekleństwa chyba jej nie usłyszał.
Spojrzała jeszcze raz na oba rewolwery, jakie pospiesznie zebrała z miejsca zdarzenia przed przyjazdem policji. Pamięta, że zamaskowany mężczyzna wraz z rudą wskoczyli do przyczepy chowając tam również nieprzytomną Maginię, zakołkowanego wampira i widoczne resztki po malkavie i gangrelu.
Pamięta również, że Spike nie wsiadł do TIRa, dziwne, dlaczego tak postąpił?
Nagle usłyszała triumfalny okrzyk Hanka i z małego pudełka pod pulpitem rozległa się rozmowa prowadzona między pogonią a komisariatem.

”- Baza, odbiór. Mamy go. Jedzie drogą główną na północ. Prosimy o posiłki i wsparcie helikoptera. Odbiór.
- Tu baza. Odwołujemy akcję. Powtarzam, odwołać akcję. Wracać do bazy. Odbiór.
- Ale przecież to podejrzany pojazd. To ci ludzie są prawdo podobnie odpowiedzialni za masakrę w Nocnej Lampce. Prawie ich mamy. Nic nie rozumiem.
- Nie jesteś od rozumienia, tylko od wykonywania rozkazów. Jeżeli nie zawrócicie odpowiecie przed komendantem za niesubordynację. Czy wyrażam się jasno?
- Tak jest! Zatrzymujemy pościg. Bez odbioru.”



W lusterku Hank i Gwen dostrzegli zostawające w tyle światła radiowozów.



W tylnej przyczepie panowała ciemność. Była zupełnie pusta i nie było się czego złapać.
Emma mocno trzymała ranną dziewczynę. Była przekonana, że młoda Magini czuje się już lepiej po wypiciu jej krwi. Czuła to poprzez wzmocnienie jej uścisku. Tuliła się do niej, jak młodsza siostra szukająca ciepła tam, gdzie od wielu lat dawno wygasło.
Czuła niedaleką obecność zamaskowanego wojownika sprawnie utrzymującego równowagę, stojącego na lekko ugiętych nogach. Ona musiała siedzieć zapierając się nogami.
Po chwili syreny policji ucichły a karkołomna jazda złagodniała nieco.
W minutę później TIR się zupełnie zatrzymał, a drzwi do przyczepy otworzyły się.
Zatrzymali się w środku lasu, co powodowało u nich pewien niepokój, ale potrzebowali chwili, aby ochłonąć i dojść do porozumienia między sobą.
W lesie było bardzo cicho i ciemno. Jedynie reflektory i warkot silnika mąciły tą dzicz kanadyjską. Przed nimi jak i za rozciągała się szosa.
 
__________________
When the man meets force that he can not destroy, he destroys himself instead.
What from of plague are you?
Cyrus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172