Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2009, 16:52   #31
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Wojewodzic może i jest szalony. Ale szczerość - za szczerość. Odpłacajcie tak, jak wam dano.

- Czy mój pan wierzy w przeznaczenie? - odezwała się nagle na schodach, nie odwracając twarzy. - Mój pan wierzy, skoro słucha słów ducha, który mieszka w tych podziemiach - odpowiedziała sama sobie. - My też wierzymy. To fundament naszej wiary.Przeznaczenie to Kader. Allahu teala przedwiecznie postanowił to, co stworzy i że będzie to nie za mało ani za dużo, tylko tak jak Sobie zażyczył. Nie jest możliwe istnienie tego, czego nie chciał, ani też nieistnienie tego, czego chciał.Jednakże okazując łaskę, czyniąc dobro ludziom stworzył wszystko w połączeniu z przyczyną. Zażyczył Sobie, by pewne sprawy zostały stworzone z pewnych przyczyn. I ukrył dla wiernych czyny pod przyczynami. Jeśli ktoś zechce, by On coś stworzył, to przylgnie do przyczyny tego czegoś, zyska to. Chcący zapalenia się świeczki skrzesa ogień. Pragnący Dżennet i jego nieskończonych darów będzie żył zgodnie z Islamem. Pragnący śmierci sięgnie po nóż.

Przeciągnęła dłonią po pobliźnionym policzku - To... zrobiłam sobie sama. Dzięki temu jestem, kim jestem. Przyczyna poszła do czynu, bo tak chciał Bóg. Jeśli taka jest Jego wola, nawet nóż do owoców, trzymany pewną ręką, może odmienić położenie męża... lub kobiety. Czy mój jasny pan rozumie? - sprawiała wrażenie, jakby w którymś momencie przestała mówić o własnych bliznach.

My nie słuchamy wróżbiarzy, nie szukamy znaków przyszłości w trzewiach zwierząt. My wierzymy i ufamy. Nie wydzieramy Allahu teala tajemnic. Mówię to, mój panie, bo byłeś szczery, więc odpłacam się tym samym. Rozumiem, że to, co się kryje tam, w dole, dla mego pana jest świętością. Jeśli mój pan kieruje się wróżbami, będę słuchać rozkazów opartych na wróżbie. Jednakże niech mój pan będzie świadom, że choć uszanuję prawa tego domu, prawa Tzimisce, dla mnie sacrum i profanum to nie to samo co dla waszych dostojności.

Kamyk stanęła u podnóża schodów i po raz pierwszy spojrzała wojewodzicowi w oczy. Jej twarz nie wyrażała niczego, a na dnie złotych oczu pełgał mały ognik.

- Cóż jednakże znaczy mały szacunek małej Kamyk? Albo jej małe potępienie? Na tej szachownicy znaczę tyle, co farba, którą ją pomalowano. Moim przeznaczeniem jest służyć. W tym zamku. Znam swoje miejsce, panie. Poznam zasady, a będę ich przestrzegać. Jeśli jasny wojewodzic nie ufa słowom małej Kamyk, niech zaufa słowu jej wielkiego ojca. Mój ojciec dał mnie twojemu. Jestem spłatą długu, dowodem dochowania wierności przysiędze. Mój pan rozumie. Bo mój pan także jest potomkiem wielkiego ojca. Mój pan zna tą łaskę i ten ciężar.
Proszę jednakże, aby dostojny wojewodzic, niezależnie od tego, jaką decyzję podejmie po słowach ducha, zaprzestał tytułowania mojej niegodnej osoby
- po raz pierwszy w jej głosie pojawiło się twarde brzmienie... - To mnie zawstydza. Dostojny pan zna moje imię, a tutaj, z dala od mego domu, przyjęłam miano Kamyk. To dobre imię. Odpowiednie dla mnie. Tytuły są niepotrzebne.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 17-02-2009 o 17:31.
Asenat jest offline  
Stary 17-02-2009, 18:58   #32
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Wroniec całkowicie już kontrolujący własne ciało i umysł, spojrzał w kierunku odchodzącej pary. Spojrzenie kobiety, które uchwycił w ułamku chwili, nie należało do miłych, a wręcz przeciwnie, pełne było dumy, pychy i pogardy do jego osoby. Wroniec tylko uśmiechnął się w duchu, już nieraz spotykał takie spojrzenia. Jego myśli poszybowały w miejsce kiedy pierwszy raz spotkał wampira o podobnym wyrazie oczu.

*

Polanę oświetliła poświata wchodzącego w pełnię księżyca, ukazując dwie małe armie stojące na przeciw siebie. Pierwsza grupa stojąca od zachodu była doskonale uzbrojona w długie kolczugi i hełmy z nosalami. Wojownicy dzierżyli w rękach ciężkie frankońskie miecze lub topory, a nad ich głowami powiewał sztandar z wizerunkiem gryfa. Wyglądali pięknie i dostojnie oblani blaskiem księżyca.
Ich przeciwnikami była dzika, ubrana w skóry zgraja. Wygląd tych barbarzyńców mógłby, zwykłego śmiertelnika doprowadzić do obłędu. Ich oczy pełne gniewu, u wielu z nich miało nienaturalny czerwony kolor. Ciała niektórych wyglądały jak szalone połączenie człowieka i zwierzęcia. Wydłużone twarze, przypominające wilcze pyski, rogi wyrastające z głów, ręce zmienione w szpony, łuski pokrywające nagie torsy i zwierzęcy smród dopełniający obrazu zdziczenia. W śród bestii stali, także zwykli wojownicy uzbrojeni we włócznie, topory i maczugi. Wśród tej bandy znajdował się Wroniec ubrany w wilcze skóry, z sulicą w dłoniach z napięciem czekając na sygnał do walki.
W pewnym momencie polaną i okolicznym lasem wstrząsnął wrzask dziesiątek męskich gardeł. Armie starły się z sobą w bezpardonowym boju. Miecze wcinały się w półnagie ciała, kolczugi rozrywane były razem z ciałem przez szpony rozszalałych bestii, a jęki mordowanych mieszały się z okrzykami triumfu.
Jeden mąż w kolczudze wyróżniał się na polu walki, wycinając wrogów jak łany zboża. Wokół niego zrobiła się nagle wolna przestrzeń. Wroniec walczący w tej okolicy natarł na niego włócznią i przebił na wylot. Jednak cios, który zabiłby zwykłego człowieka, tylko na początku boleśnie wpłynął na rycerza. Wypuścił miecz z dłoni, ale już za chwilę wojownik z grymasem na twarzy, zaczął przysuwać się do Wrońca nabijając się głębiej na drzewce. Jego oczy pełne pogardy, pychy i nienawiści wpiły się w Gangrela, a zawarta w nich dziwna moc unieruchomiła go. Dłonie rycerza chwyciły go i niczym kukłę podniosły nad siebie. Ruch ten uwolnił Wrońca od mocy spojrzenia, dając mu szansę na ratunek. Nóż błysnął w jego ręku, a następnie wbił się w twarz wroga i razem runęli na ziemię. Wroniec przetoczył się i błyskawicznie stanął na nogi, jego ręce powoli zmieniły się w straszliwą broń. Doskoczył do wstającego rycerza i wbił mu szpony w gardło, a następnie wykorzystując całą moc swej wampirzej krwi, oderwał głowę od ciała przeciwnika. Oczy w głowie wroga nie wyrażały nic, nic oprócz pustki.

*

Wroniec spojrzał jeszcze raz za odchodzącą ze Stepanem kobietą.

-Uważaj mnie za kogo chcesz- powiedział w myślach-ale lepiej nie wchodź mi w drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 17-02-2009 o 23:07. Powód: poprawa stylistyki
Komtur jest offline  
Stary 30-03-2009, 01:23   #33
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wojewodzic przestąpił z nogi na nogę. Skrzypnął jego kaftan. Pobliźnioną twarz ściągnęła się w grymasie.

On mnie nie rozumie.

I Kamyk też nie rozumiała młodego Diabła. Dała mu możliwość sprawdzenia swojej szczerości - a Stepan z niej nie skorzystał.

Słuchaj mnie. Słuchaj mnie moich słów. To, czego pragniesz, przyniosę ci w okrwawionej ręce, tylko...


Patrzył się w jej oczy - i nie rzekł ani słowa. Jego dłoń zacisnęła się na buławie. Kamyk poruszyła się niespokojnie.

... tylko daj mi to, bez czego...

- Oni zapytają ciebie o góry. Więc odpowiedz: Mój Pan zamieni je w proch - ciągnęła Kamyk, a każde słowo było ostre jak szabla, którą z taką czcią i miłością niemal gładziła po rękojeści. - Nie ma na ziemi, którą Pan stworzył, ani pod gwiazdami, które jego ręka rozpaliła na niebie, aby rozjaśniać noc dla takich jak my, nie ma zaprawdę takiej rzeczy ani potęgi, której nie mógłby unicestwić, jeśli taka będzie jego wola - w złotych oczach zapłonął spokojny ogień osłoniętej lampy - bezwzględność kogoś, kto jest pewny ręki, która go prowadzi. - Ja jestem ostrzem w ręku Boga. Wystarczy, że powiesz. Ja mogę być przyczyną tego, czego mój jasny pan zapragnie, aby się stało...

Wojewodzic panował nad twarzą. Ale mało kto potrafi panować nad oczami.

... Widzę w tobie okrucieństwo, ale nie widzę nieprawości, mój jasny panie. I widzę oddanie dla twego ojca. W tym jesteśmy podobni. Dlatego po każdym twoim rozkazie nie będę pytać szlachetnego wojewody, czy to jego wola. Ale to kosztuje, mój jasny panie. Kiedyś przyjdę do ciebie, i wymienię cenę.

... daj mi to, bez czego...

Nie będę żądać, będę prosić. Sługa może tylko prosić, czyż nie mam racji, mój jasny panie?


... wszystko, czym byłam, wszystko, o co walczyłam...


Ale nawet wierność sługi ma swoją cenę.

... przepadnie. Obróci się w proch.
 
Asenat jest offline  
Stary 04-04-2009, 12:20   #34
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Kiedy echo ostatnich słów wypowiedzianych przez Assamitkę przebrzmiało, na wąskiej, krętej klatce schodowej zapanowała ciesz. Może to przez wszechobecne zimne, kamienne ściany, stojący na przeciwko siebie Kainici, odnieśli wrażenie, że atmosfera w korytarzyku zgęstniała, stała się ciężka i ... grobowa. To określenie wpełzło do umysłu kobiety niczym larwa w gnijące trupie mięso. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.

- Dobry senior jest świadom obowiązków wobec swojego wasala. - świszczący głos Stepana, niczym powiew wiatru poszybował w dół, ku czekającym na nich mrocznym czeluściom - Wszystko ma swoją cenę... i miejsce w konflikcie mroku ze światłością. Sługa rzadko wybiera tego, komu służy. Wyboru nie dostajemy ani rodząc się z matki, anie odradzając z Ojca. Jedyny wybór to lojalność... bądź zdrada. Ona jest prawdziwą śmiercią, dla tego kim jesteśmy...

Nie czekając na odpowiedź towarzyszki, Wojewodzic ruszył schodami w dół. Kiedy pokonał kilka stopni nieoczekiwanie przystanął i odwróciła się, jego twarz wykrzywiał brzydki grymas, który zapewne miał być uśmiechem.

- Widzę Pani, że w twej martwej skorupie nadal płonie wojowniczy duch. - mężczyzna na chwilę zawiesił głos - Wysłuchaj mej dobrej rady i w tym miejscu postaraj się trzymać go na wodzy.

Kolejne stopnie pokonali w milczeniu. Czym głębiej schodzili tym dziwniej reagowały wyostrzone, wampirze zmysły Assamitki. Kobieta co chwila rozglądała się nerwowo, jej dłoń spoczęła na zimnej, stalowej rękojeści szabli, którą Kamyk miała przytroczoną do pasa. W głowie jej dudniło, gdzieś na saraju świadomości, cichutki dziewczęcy głosik recytował:

" Moje słowa, Twe dzieło... Czarna posoka i cudzy strach...Zgniłe nasienie i liche plemię... Co było, tego nie ma, czego nie było, nie będzie... Wracaj do nikąd, rozpłyń się bez śladu, na moje żądanie, na moje rozkazanie... "

Nienaturalne cienie wyginały się ekstatycznie w dzikim tańcu, umykając w popłochu, gdy tylko zbliżała dłoń do wykutej w skale ściany. W koło unosił się dziwaczny zapach, nie typowy piwniczny odór wilgoci i stęchlizny, tylko słodko-gorzki aromat, przynoszący ze sobą obietnicę zarówno bólu jak i rozkoszy. W końcu dotarli. Głęboko, do samego centrum. Zamek Petra był jak wielki kamienny lewiatan, a oni znaleźli się właśnie w głębi jego trzewi, w samym sercu Strachovskiego wzgórza. Z mroku zalegającego w kącie, wykutej w skale komnaty, wyłoniła się niska, przygarbiona postać w długim postrzępionym habicie. Twarz żywego trupa znaczyły niezliczone zmarszczki, a w długą, siwą brodę powplatane były pajęczyny.




Na środku pomieszczenia, stała studnia. Stepan skinął głową zakonnikowi i podszedł do ziejącej, bezdennej czeluści. Wyzuta z uczuć i myśli, które nagle ktoś wypił z niej, jak wino z ozdobnej czary, oszołomiona, poruszająca się jak w transie, Kamyk ruszyła za nim. Po chwili stali przy niskim murku, cembrowiny, spoglądając w nieskończenie czarne, połyskujące oko mroku.




***



D
o pierwszego piania kura i brzasku było jeszcze daleko, ale mimo to, a może właśnie dlatego, ruch na dziedzińcu Strachowskiego zamczyska był wielki. Pachołkowie wyprowadziwszy ze stajni konie siodłali je, inni pod dyktando księcia von Zaborsky układali pakunki w czarnym powozie, który z racji swej barwy i braku okien przywodził raczej na myśl karawan lub wielką trumnę. Jana obserwowała gorączkowe przygotowania do wyprawy z mieszanką strachu i nadziei w sercu. Wampirzyca odwróciła się od niewielkiego, pionowego okienka, wychodzącego na dziedziniec. Jej służki uwijały się jak w ukropie, pakując rzeczy, które jak sądziły mogły przydać się ich ukochanej pani w tej nieoczekiwanej wyprawie. Ciche stukanie w okute, dębowe drzwi oznajmiło przybycie Elisa, który wraz z kilkoma pachołkami miał znieść bagaże swojej pani do czekającego na podjeździe powozu. Jana z nieukrywanym smutkiem pogładziła po oszpeconych twarzyczkach swoje wierne służki. Jednak jej wrodzone umiłowanie piękna i świadomość własnej pozycji nie pozwoliły na nic poza delikatnym muśnięciem zdeformowanych skroni i policzków. Opuszczając komnatę Vitova, ze smutkiem zdała sobie sprawę z tego, najprawdopodobniej gdy wrócić, nie zastanie już Viery i Anny przy życiu, o to z pewnością zadba mściwa i małostkowa Krystyna. Coś w środku Jany umarło, tak samo jak tej nocy, kiedy Ojciec złożył na jej szyji mroczny pocałunek. A może nie wróci? Może zdoła uciec, wrócić do domu... obojętnie gdzie byle jak najdalej od Diabła i jego przeklętego potomstwa. Kiedy zeszła na dziedziniec Horst czekał już na nią, z galanterią skłonił się swej pani. W jego jasnych oczach na krótka chwilę skupiła się cała miłość i troska świata. Rycerz był gotów na jedno jej skinienie rzucić się z przeciwko wszystkim tu obecnym, ba był nawet skłonny wyzwać samego Petra... gdyby tylko zechciała.




Pod murem, tam gdzie nie docierało światło pochodni, przemykał złowróżbny cień. Niezauważony przez ludzi ani pozostałe wampiry Nosferatu bacznie obserwował krzątaninę na dziedzińcu. Jego oszpecone usta ułożyły się w złośliwy, cyniczny uśmieszek, kiedy jego spojrzenie spoczęło na pięknej białogłowie i jej rycerzu.

- Przyjdzie czas...Przyjdzie - wysyczał podniecony.

Umysł Wrońca wciąż był lekko zamroczony. Gangrel przez chwilę snuł się po dziedzińcu bez wyraźnego celu. Krzątający się ludzie drażnili go, wiedziony swoim pierwotnym, zwierzęcym instynktem, który pulsował we krwi wszystkich dzieci Ennoii, skierował swoje kroki do stajni. Przy wejściu złapał za kaftan młodego sługę, który właśnie taszczył na dziedziniec pięknie, zdobione złotymi guzami siodło, zapewne dla jego mości księcia von Zaborskyego, a może dla szkaradnego wojewodzica.

- Gdzie Slavko trzymał swojego konia? - Wroniec sam zdziwił się słysząc tak ostre nuty w swoim głosie.

Przestraszony młodzian tylko wskazał palcem miejsce w odległej części stajni i oddalił się najszybciej, jak tylko umiał, przytłaczany ciężarem paradnego siodła. Wroniec rozejrzał się uważnie po niewielkiej drewnianej zagrodzie. Podłogę zaścielała świeża słoma, na powbijanych u powały gwoździach wisiało zgrzebło, uzda i brązowa derka. Gangrel sięgnął po ciepły, wełniany pled. Przytknął go na chwilę do twarzy po czym rzucił na klepisko pod nogami. Rysy Wrońca wyostrzyły się nieprzyjemnie. Żuchwa nagle zaczęła gwałtownie rosnąć, po chwil zrównała się z nią uzbrojona w przeraźliwe kły szczęka. Ciało Gangrela powoli się zmieniało. Mężczyzna upadł na kolana. Podkurczone palce zaczęły porastać szarawą szczeciną, podobnie jak tułów i plecy. Czarna, prosta szata, przywodziła teraz na myśl zimowe futro. Jego oczy jarzył się w półmroku, żółtym, złowróżbnym blaskiem. Głuchy pomruk, który wydobył się z pomiędzy potężnych, uzębionych szczęk, oznajmił koniec transformacji. Wroniec obwąchał dokładnie spoczywającą tuż przed nim derkę. Nadstawił uszy, węszył. Złapał trop. Po chwili na dziedziniec, na którym czekali już wszyscy pozostali Kainici wbiegł wielki, srebrzysty wilk, o gorejących w mroku złotych oczach.


 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 29-04-2009 o 02:16.
MigdaelETher jest offline  
Stary 15-04-2009, 00:23   #35
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Mnich nie czekał aż jego pan wyda rozkaz. Dobrze znając jego zamiary po rozświetleniu kamiennej sali wiszącym kagankiem, sam zniknął w mroku skrywającym wąski tunel prowadzący w głąb Strachowskiego wzgórza. Szybkość jego ruchów po napotkaniu Stepana świadczyła albo o nadnaturalnym wigorze starca, być może zapewnionym wampirze krwią, albo o ciężkiej ręce niezadowolonego wojewodzica…

Po kilku chwilach które upłynęły obu Kainitom w ciszy, z ciemności ponowie wyłoniła się okryta w habit sylwetka zakonnika, znów zaskakującego swoją siłą, gdyż bez trudu dźwigał ona na swych barkach sporych rozmiarów spętane i zakneblowane szmatą jagnię. Zwierzę rozpaczliwie wierzgało nóżkami i pełnymi rozpaczy oczyma zerkało na około, szukając szansy na ucieczkę. Po krótkiej szamotaninie, na którą Stepan starał się nie zwracać uwagi, jakby pragnąc nadać sytuacji jak największą dozę powagi, starzec trzymał już zwierzę częściowo nad studnią, w pozycji nie dającej wątpliwości co do tego co za chwile miało się z nim stać. Mnich wyciągnął z pyska zwierzęcia dławiący je kawałek materiału i szybko chwycił ponownie za łeb, tak by nadstawić jego gardło wprost nad bezdenną czeluść ofiarnej studni. W pojedynczy, rozpaczliwy odgłos stworzenie włożyło wszystkie siły, wyrzucając z siebie resztę nadziei i rozsiewając w całym podziemnym kompleksie ziarno upiornego echa, które jeszcze przez chwilę bijało się od prymitywnie ciosanych kawałków kamiennych murów. Jego krzyk brzmiał niemalże ludzko…

-Wy, pokorni niewolnicy wiary, wzdrygacie się przed spożywaniem nieczystych pokarmów prawda? –rzucił jakby od niechcenia w stronę córy Haqima.

Trzymał już w ręku długi nóż, o kościanej rękojeści. Broń była bez wątpienia bardzo wiekowa, choć zadbana. Na pewno jednak nie wyglądała na narzędzie rytualne, częściej zdecydowanie służyła do celów bardziej praktycznych, chociaż poza celami sakralnymi też zapewne zdarzało się nim Stepanowi podrzynać gardła…

-Zmoro Strachowskiej góry! Przebudź się!

Pojedyncze, choć wykonane bardzo powoli, z ogromnym namaszczeniem oraz wprawą cięcie i z obnażonej szyi ofiarnego baranka trysnęła nieduża ale energicznie tryskająca fontanna krwi. Zwierze wierzgało przez chwilę, jednak silne ramiona wątłego z pozoru starca jakimś cudem utrzymały je, aż większość krwi zniknęła w atramentowo czarnych odmętach w głębi studni.

-Zmoro! –ryk który wydobył z siebie Tzimisce byłby wstanie prawdopodobnie poruszyć zamkowe wzgórze, a na pewno obudzić umarłego…

-Panie, może lepiej przywlekę jednego z tych cygan którzy przywieźli tutaj tę drugą… -staruch z pewną obawą syknął do Stepana, nie wiedząc jakie relacje mogły łączyć przybyłą wraz z nim kobietę z tą poprzednią.

-Nie. Z nimi jeszcze nie skończyłem… -odrzekł krótko Diabeł.

-… i nie skończysz prędko…-z głębi dobiegł cichy, chrapliwy głos. W ciszy która nagle zapadła w komnacie wyraźnie było słychać teraz ciche skrobania i odgłosy łapczywego siorbania dochodzące z ciemności wiele metrów niżej.

-Zmoro! Powiedz co widzisz w ciemności, do której zesłały cię twe podłe uczynki! Mów, a pewnego dnia zwolnimy cię z twej służby, lub też zamilcz i gnij z wolna, bez ofiary!

-Słaby już jestem młody Stepanie, starszy od ciebie też, więc nie groź starcowi którego oczy więcej widziały od twoich! Dawno też nie oglądały bram piekieł które ty nazywasz oczyma swojego ojca, więc wkrótce skończy się moja posługa! Lepsze gnicie bez śmierci po wieczność od waszych ofiar! Duchy przodków naszych będą gościnne dla mojej duszy, bardziej niż wy, diabły! – syczący głos zdawał się należeć do szaleńca. Co gorsze, zdawało się że na granicy słyszalności, każdemu z jego słów towarzyszył jakiś inny odgłos. Kiedy przemawiał, wraz z nim z ciemności wydobywały się krzyki i jęki całej rzeszy cierpiących, udręczonych dusz…

-Mów co widzisz gnido! Co mówią o mnie, moim ojcu i naszych gościach. Co mówią o tej, która stoi tu obok mnie mów, tu i teraz!
 

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 15-04-2009 o 00:27.
Ratkin jest offline  
Stary 15-04-2009, 01:32   #36
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Z kamienną twarzą obserwowała poczynania wojewodzica. Na słowa skierowane w swoją stronę skinęła tylko milcząco głową. Nie uważała, aby do niej należało uświadamianie jasnego Stepana, że owce do zwierząt nieczystych nigdy się nie zaliczały. Jako śmiertelniczka wielce lubiła młodą jagnięcinę. Jako nieumarła gustowała w posiłkach obdarzonych przez Boga większym rozumem... lub większą drapieżnością.

Nikły ślad jakiejkolwiek emocji - ciekawości - przemknął jak strzęp mgły po jej poznaczonej twarzy dopiero na widok noża. Jak większość jej braci, Kamyk poświęcała broni wiele uwagi. A wojewodzic trzymał w ręku piękną sztukę stali, która niewątpliwie zasługiwała na uznanie i budziła chęć bliższego obejrzenia. Kamyk szacowała już w myślach, czy dałoby się nią celnie rzucić.

Raczej nie... Za słabo wyważony.... A wojewodzic wygląda na takiego, który woli być blisko ofiary. Czuć krew i słyszeć trzask ciętej skóry.

Wojewodzic ciągnął bluźnierczy rytuał, któremu Kamyk przypatrywała się z zimną obojętnością. Wiedziała już, że wojewodzic może ją osądzić i skazać na podstawie jednego słowa wyszeptanego z dna studni, ale z tym zdążyła się już oswoić i pogodzić. Słuchanie wróżb i składanie duchom ofiar było niewątpliwie występkiem przeciwko Bogu... ale młody Diabeł i tak stał jedną, jeśli nie obiema nogami w piekle. Dla jego duszy nie było ratunku, zresztą Kamyk nie miała nigdy zapędów misjonarskich i nie zamierzała jej ratować. Nie dbała o splugawioną duszę Stepana. Bardziej interesował ją jego umysł, bo od woli i słów wojewodzica w dużej mierze zależał jej los. A najbardziej obchodziła ją nienaruszalność jego nieumarłego ciała - aby dotrwało względnie sprawne i w miarę w jednym kawałku do takiego czy innego końca jej służby. Jego śmierć czy kalectwo zostawiłyby Kamyk samą z wojewodą i jego okrutną córką.

Zignorowała szepty dobiegające ze studni. Podniosła głowę dopiero, gdy wojewodzic odpowiedział zmorze. Jeszcze nie przebrzmiały słowa ostatniego rozkazu Stepana, a Kamyk odchyliła rękojeść szabli, oparła dłoń na ocembrowaniu studni i z demonstracyjnym posłuszeństwem zajrzała w mrok. Jasny warkocz zsunął się z pleców i zakołysał w pustce.

Niech zmora widzi, może słowa łatwiej napłyną jej do ust.


Otchłań cuchnęła, i Kamyk wbrew sobie poczuła ukucie współczucia dla uwięzionej istoty. Myślała o własnej, ciemnej celi, do której doprowadziło ją jej nieposłuszeństwo, o wilgotnych ścianach, bezczasie i plączącym myśli szaleństwie, zrodzonym z samotności i gorączki od jątrzących się ran, z których drżącymi palcami wybierała sobie trupie robaki.

Mnie nikt nie oszukiwał, że kiedyś odzyskam wolność... Ale znaczyłam zbyt mało.

Drzwi celi dla Kamyk otwarły się po roku. Ale nie miała wątpliwości, że dla istoty w bezdennej czeluści studni nie otworzą się nigdy. Bo znaczy więcej niż krnąbrna niewolnica.

Nieproszone wspomnienia wdarły się przemocą w duszę. Kroki i pisk otwieranych drzwi, oślepiające światło i głos tego, który stał się jej bratem.
- Zgaście pochodnie! Oślepicie ją!
Wtedy z jej gardła odwykłego od mówienia dobył się gardłowy, bełkotliwy szloch, bo uznała, że wysłali tego, który jej bronił, aby pchnął ją nożem.
- Złap mnie za szyję, wyniosę cię, nie otwieraj oczu. Będziesz wolna, tylko przeżyj.
Zanim Umar obwinął jej twarz chustą, podniósł wychudzone na wiór ciało i wyszedł celi, szepcząc uspokajające i pozbawione głębszego sensu słowa, zdążyła zobaczyć jego twarz. Pierwszy obraz po wyjściu z ciemności, pierwszy jako człowiek cieszący się wolnością.

 
Asenat jest offline  
Stary 16-04-2009, 15:52   #37
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kiedy wreszcie mogła opuścić komnatę jadalną, nie od razu rozpoznała uczucie, które nią zawładnęło. Zdążyła zapomnieć jakiej lekkości dodaje krokom uśmiech na ustach. Bo w tę noc krwawych wydarzeń Jana czuła radość. Słyszała tylko urywki dotyczącej jej rozmowy. Ale liczyło się, że wyjedzie z zamczyska Diabła. Nareszcie.

Nic jej tu nie trzymało. Nawet narcystyczna ambicja pięknej Rzemieślniczki nie czerpała natchnienia z kompletnie obcej jej estetyce rywalizacji z Krystyną. Dla Jany, ładem i porządkiem, absolutem, niezmiennym kierunkiem wszystkiego, było piękno. Dwie nieszczęsne służące, słodkie dziewczęta, które przybyły na ten okrutny dwór razem ze swą panią, ze swymi pulchnymi buziami, krągłymi kształtami i regularnymi rysami były kiedyś owego porządku wyrazem. Teraz pod postacią Krystyny wyciągał po nie ręce chaos. Wprawdzie Jana chaosu unikała, ale nie mogła się przed nim cofać.

- Wrócicie do domu. Skoro świt. W Mostovie nie nocujcie w karczmie, tylko u młynarza. Niech któryś z jego synów zawiadomi Koteasa. Pan wyśle po Was powóz. – Mówiła pieczętując list do swego ojca.
„Jeśli umrą, umrze wszystko co nas łączyło” – tak go podpisała i nie skłamała. Na dworze Petra odkryła, że jej zdolność do kompromisów jest ograniczonym zbiorem. Niewiele w nim zostało.

Były tylko ludźmi, obie razem mniej warte niż naszyjnik, który zaginął Janie, gdy tylko przybyła do Starachowa, mniej warte niż zniszczone sukienki. O rzeczach bezwartościowych Jana nie ośmieliłaby się rozmawiać z Diabłem.
Ale nie miała oporów by rozmawiać z jego ochmistrzem.
- Chciałabym by powóz dowiózł je w ciągu dnia do karczmy w Mostovie. – Jakość życia Rzemieślniczki na strachovickim dworze kilkakrotnie ratowało zauroczenie tego ponurego mężczyzny. – Znam Twoją wierność i oddanie. Wiem, że wyświadczysz mi tę przysługę z radością. Dziękuję. - Jej ciało i spojrzenie składało fałszywą obietnicę. Patrzyła jak wargi mężczyzny łapczywie przywarły do jej dłoni, wytrzymała długie sekundy mokrego dotyku ust, gorącego wydechu z nozdrzy. Wytrzymała namacalne pragnienia, odór żądzy. Brzydki człowiek o żółtych zębach, jeśli spełni polecenie Jany najprawdopodobniej zapłaci za to wysoką cenę. Ale jego zły los był dla Kainitki ceną do przyjęcia.

A gdy chwilę później zaciągnęła się rześkim nocnym powietrzem a w stajni zarżały konie, wydawało jej się, że to ruszył zaprząg Wielkiej Niedźwiedzicy. Zmiana - siostra Piękna wyciągała do Jany swe ręce. W rytm zaprzęgu w głowie Rzemieślniczki stukotało postanowienie. Nie wrócę tu.

Widziała Eliasa, który zniósł już te nędzne przedmioty, które jeszcze posiadała. Służący usadowił się na koźle i bacznie rozglądał wokół, jego bystremu spojrzeniu niewiele rzeczy uchodziło. Horst gładził swego konia po szyi i dociskał popręg, ale wiedziała, że obserwował rozmowę, którą toczyła wcześniej, bacząc by upokorzenie jego Pani nie miało innych świadków. Anna i Viera ukryte na tyłach zamkowej kuchni próbowały przetrwać tę noc.
Podeszła do swego jasnowłosego rycerza. Koń zarżał, gdy się zbliżyła, ale niecierpliwym gestem nadstawił łeb do głaskania. Horst zaczerwienił się na tą zwierzęcą empatię a Jana przez chwilę miała ochotę się roześmiać. Wymienili kilka zdawkowych zdań.

Potem zobaczyła Rzemieślnika.
- Książę – ukłoniła się von Zaborsky’emu. – Mogę zapytać, co o moim losie uradziłeś z wojewodą?
Nie rozmawiali od wydarzeń w sali jadalnej więc pewnie powinna coś powiedzieć o śmierci Szarlatanki. Ale myśli Jany pochłaniały teraz całkiem inne problemy. I była zbyt dumna by kłamiąc udawać wrażliwszą niż jest. Choć zdawała sobie sprawę, że inny Rzemieślnik mógł bardziej osobiście doświadczyć tego unicestwienia.
- Tak - uśmiechnął się gorzko - uradziłeś. Wielkie słowo, pani, jakbym ja miał cokolwiek do powiedzenia - mówił, a raczej wyrzucał poszczególne wyrazy potrząsając głową. - Wojewoda! On jest tu panem i możemy tylko dziękować losowi, że mimo wszystko nie jest takim szalonym okrutnikiem, jak większość z jego klanu. Co doskonale, zresztą widać, po wojewodziance. Ale wracając. Jego wspaniała łaskawość złożył mi propozycje nie do odrzucenia, żebym jechał na tą wyprawę wraz z jego synem i służbą. Zaproponowałem, żebyś także ty, pani, wybrała się z nami. Zdecydowanie to bezpieczniej, niż w pobliży łagodniutkiej niczym owieczka Krystyny. I tu mnie Peter chwycił wyrażając zgodę, ale jednocześnie czyniąc odpowiedzialnym za twoje bezpieczeństwo. Co więcej i chyba najważniejsze: stwierdził, że jeżeli wyprawa się powiedzie odda mi ciebie i moja sprawa, co z owym prezentem zrobię. Rozumiesz, pani, dlaczego ci to mówię? - dodał wpatrując się w jej piękne oczy, w których można było odnaleźć odbicie nieboskłonu.
- Rozumiem. I dziękuję. – na chwilę zamilkła szukając właściwych słów.
- Dziękuję też książę, że tu nadal jesteś. W Starachovie. - Bez ciebie bym tu nie przetrwała - pomyślała, ale nie dodała tych zbyt oczywistych słów.
Ukłoniła się ponownie i pocałowała dłoń Edwarda von Zborsky. Wasal wobec suzerena.
Widziała, jak był zaskoczony, wręcz wstrząśnięty. Przez moment zgubił swój klasyczny, uprzejmy wyraz twarzy i niepewny jak postąpić aż otworzył usta. Ale to trwało tylko moment. Póki się nie opanował i
- Pani, proszę, nie rób tego. Nie jestem już księciem, a nawet gdybym był, to nie kobiety składają pocałunki na męskich dłoniach, ale mężczyźni na kobiecych, tak smukłych i pięknych, jak pani - to było delikatne, jak uderzenie skrzydeł motyla, a jednocześnie znacznie dłuższe, kiedy pochylił się ku jej ręce i jego wargi musnęły delikatną skórę dziewczęcej dłoni. Musnęły i zostały tam nieco dłużej niż powinny, ale tylko nieco. Tak, że nie dał jej powodu do obrazy, a jednocześnie pokazał, że to było coś więcej, niż tylko proste wypełnienie zasad etykiety.
Policzki Jany pokrył rumieniec wstydu.
- Mam nadzieję książę, że wkrótce odzyskasz swoją domenę.
- Gdzie miałbym być? - dodał cicho. - Zdaje się jednak, ze nie do końca jasno się wyraziłem. Wojewoda planuje cię oddać mnie, a to znaczy, ze nie masz już dla niego takiej wagi, jako zakładniczka. Inaczej nigdy by tego nie zaproponował. Póki co ów status chronił cię przed łagodna Krysią, teraz, z jakiegoś powodu, Petrowi przestało na tym zależeć. Albo, to kolejna możliwość, nie ma zamiaru cię przekazać, lecz zabić mnie. Tylko po co, skoro mógł to zrobić w zamku? Dlatego osobiście radzę uciekać stąd, bo inaczej marnie widzę nasze szanse. A co do domeny, wiesz, pani, księciem zostałem zupełnie z przypadku, jako jedyny syn swojej matki po jej odejściu. Naturalny następca, na którego zgodzili się wszyscy na całe trzy noce, bowiem tyle panowałem. Nie mam zamiaru niczego odzyskiwać ani nigdzie wracać. Chciałbym zapomnieć o tym mieście i znaleźć gdzieś indziej ostoję.
Słuchała księcia w skupieniu, oddychała, jej skóra zaróżowiła się od niskiej temperatury. Wyglądała bardzo ludzko. I była zupełnie spokojna. Jakby rozmowa dotyczyła spraw nieistotnych.
- Widzisz książę plan tam gdzie ja dostrzegam tylko kaprys. Dostałeś mnie, bo wojewoda chciał cię książę rozgniewać, sądzę, że nie implikuje to w żaden sposób mego statusu na tym zamku.
- Książę mówisz bardzo otwarcie –dodała jeszcze - czy jesteś pewien, że nikt nas nie słucha? Żadne szczurze czy ludzkie uszy? Ja nie dysponuję nadwrażliwością, co czasem tutaj jest wręcz błogosławieństwem.
Nie komentowała stosunku Rzemieślnika do swojej domeny. Dla niej władza była problemem mężczyzn. Być może kiedyś ta ostrzyhomska dziewczyna dzieląca rzeczy na męskie i żeńskie w niej umrze, bo zdawała sobie sprawę, że w świecie Kainitów takie podziały traciły ostrość. Z pewnością jednak nie miało to nastąpić szybko.
- Alboż on o tym nie wie? Chyba, bo to całkiem też możliwe, że umyślnie daje nam właśnie szansę ucieczki. Doskonale wiedząc, iż chcemy opuścić to miejsce. Ale dlaczego? Może to próba dla jego synalka? Zresztą, cokolwiek to jest, trzeba się będzie bardzo dobrze zastanowić nad tym, co zrobić, żeby przetrwać. Chyba powoli będziemy musieli ruszać. Zapraszam - wskazał pięknej kobiecie czarną karetę.
- Póki wiedza opiera się na wierze nie na dowodach można nią manipulować. Nie powiesz mi książę, czy zauważyłbyś podsłuchującego nas Nosferatu?
- Byłoby nadzwyczaj dziwne, pani, gdybym go nie dojrzał. Chyba, że jest niewidzialny i ma tą umiejętność bardzo zaawansowaną. Taką, jaka przedstawiciele rodziny często ćwiczą przez kilkadziesiąt, czy kilkaset lat. A dlaczego pytasz?
Nie zrozumiała ostatniego pytania. Popatrzyła przez chwilę von Zborsky'emu w oczy z dziwnym wrażeniem, że z niej żartuje.

Po czym posłusznie wsiadła do powozu.
Nie zaprosiła księcia do środka. Gdy zdała sobie sprawę ze swego faux pas ten oddalił się już do stajni.
Jana zamknęła oczy i oparła głowę o aksamit oparcia. Dopiero teraz pozwoliła, by na jej twarzy odmalowała się nadzieja.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 16-04-2009 o 20:52.
Hellian jest offline  
Stary 16-04-2009, 19:53   #38
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację

Wojewoda trzymał na sznurkach wszystkich. Byli lalkami tego łajdaka, który, szczęśliwie, nie był jeszcze najgorszym łotrem ze wszystkich. Peter bowiem przejawiał, oprócz normalnego okrucieństwa swojego klanu, także zdrowy rozsądek. Bawił się bólem, przemocą, szaleństwem, ale nigdy nie pozwalał zapanować im nad sobą. Dzięki temu był i normalniejszy i bardziej przerażający zarazem. Był też wrogiem, którego nie należało lekceważyć. Jego córeczka to zwykła krwiożercza smarkula, która należałoby dobrze wybatożyć, potem natomiast zwyczajnie utłuc. Znacznie rozsądniejszy syn wydawał się osobą, z którą można się było porozumieć, ale który jednak nie dorósł jeszcze do poziomu przebiegłego i niezwykle charyzmatycznego ojca. Bo Peter miał w sobie coś, co Edward z niechęcią przyznawał. Należał do tych istot, które można było nienawidzić, ale nie można było im odmówić swoistej wielkości, nawet, jeżeli miało się na myśli wielkość okrucieństwa. Strachwitz był potworem, ale nie, tak jak jego córka, zwyczajnym potworem.

Przygotowania ruszyły pełną parą. Szykował się dłuższy wyjazd, wampiry więc potrzebowały schronienia przed światłem dnia. Wielki wóz, na którym pachołkowie układali paczki i przywiązywali kufry. Wszystko sprawnie, idealnie, gdyż ci, którzy nie spełniali odpowiednich oczekiwań szybko kończyli służbę u pana na Strachovie. Komenderował pachołkami, a raczej udawał, ze komenderuje, gdyż ci sami wiedzieli co robić sto razy lepiej od niego. On oglądał niebo, a potem przez chwilę spojrzał na Janę, która właśnie wyszła z zamku i rozmawiała ze swoim rycerzem.

Są chwile, dla których warto być Toreadorem. To była jedna z nich. Jej smukła sylwetka o idealnych proporcjach greckiej bogini, na tle delikatnej poświaty księżyca. Granatowe niebo i niezwykła dziewczyna skąpana w srebrnych promieniach miesiączka, które wydawały się przeświecać ja na wylot. Jaśniała tym srebrem, które jeszcze wzmacniało efekt jej niezwyklej urody. Konary drzew poruszające się pod wpływem porywów wiatru, który przybył hen z dalekiej Rusi, szumiały tysiącami liści snując czar. Czar zrozumiały dla Zaborsky'ego, tak, jak dla kupca dwa plus dwa dukaty równało się cztery. On to czuł, widział, słyszał, odbierał każdym zmysłem, każdą częścią ciała. Upajał się, spijał ta chwilę, jak krew od tych nieszczęśników, którzy mieli pecha stanąć na drodze wampira. Nigdy, żadna krew jednak nie smakowała tak, jak te momenty zachwytu. Bał się ich, bo wiedział, że w tych chwilach traci traci panowanie niby arabski spijacz haszyszu. Jednocześnie uwielbiał, bowiem piękno stanowiło dla niego doznanie fizycznie, upajało niczym największa rozkosz obcowania z kobietą, którą pamiętał z dawnych lat.

- Panie!
To coś, jak cudowna muzyka, która przenikała …
- Jaśnie panie!
… jak niesamowita harmonia …
- Jaśnie panie!
… barw ...
- Jaśnie panie!!! - Któryś ze służących odważył się tknąć go w rękę i odskoczył przerażony, czy nie poważył się na nazbyt wiele.
Ale Zaborsky nie był z tych, którzy karali czy zabijali ludzi, dlatego, że mogą, że są silniejsi. Uważał takie postępowanie za dowód zidiocenia i słabości, a ponadto … przecież ten pachołek spełniał tylko swoją rolę, a teraz przestraszony, zgięty w pokłonie tłumaczył bełkotliwie, że już załadowali wszystko.
- Biedacy – pomyślał, pewnie nie wiedzieli, czy wyrwać go z błogostanu informując o wypełnieniu poleceń, czy lepiej nie ruszać i co mniej rozzłości gościa wojewody.
- Dobrzeście się sprawili i dziękuję za powiadomienie mnie. Byłem zamyślony – wprawił ich w lekkie osłupienie, bo któż to widział, żeby pan wyjaśniał coś słudze. Ale Zaborsky nie był żadnym panem tylko … tylko nawet nie wiadomo kim. A wtedy zjawiła się Jana.


Rozmowa z nią stanowiła jedną z tych rozmów, które niszczą maski noszone co noc przez wampiry. Uśmiechy, wymuszona swoboda, udawany luz. Wszystko syf! Zaborsky jasno przekazał jej swoje obawy deklarując, co planuje zrobić rozglądając się jednocześnie, czy w pobliżu nie ma jakiegoś niespodziewanego osobnika ze zbyt długim jęzorem [nadwrażliwość]. Nie było, przynajmniej on takiego nie zauważył, ale tak naprawdę to pewnie znaczenie miało zerowe, bo Peter dając Edwardowi swobodna drogę doskonale musiał sobie zdawać sprawę, ze może uciec. To wręcz była nie ma forma polecenia odejścia oraz zabrania Jany. Inaczej nie miało to sensu. Jeżeli chciałby ich zatrzymać, wystarczyło wydać polecenie, ażeby nie ruszali się z zamku. Wystarczyło zatrzymać Janę. A on nie! Wypuścił ich wiedząc, że nawet jeśli każe pilnować ich synowi i jego przybocznym to podczas wyprawy może zajść wiele okoliczności, które owa opiekę uniemożliwią. Taki władca jak Peter musiał z tego sobie zdawać sprawę, a jednak ich puścił.

Była piękna, smutna i całkowicie zaskakująca, biorąc pod uwagę niespodziewany pocałunek. Szkoda, że nie miała ochoty spędzić podróży w jego towarzystwie. Nawet właściwie nie ze względu na wymogi etykiety, bo niby jakież? Ale po prostu ucieszyłby się mając nadzieję, że jej również będzie przyjemnie. No cóż, jednak Jana widocznie przedkładała samotność nad rozmowę z nim, dlatego po przedłożonym wyczekiwaniu, czy jednak nie usłyszy zaproszenia, skinął głową i trzymając kamienna twarz poszedł po konia. Odpowiadał za jej bezpieczeństwo, nawet jeżeli ona mu nieszczególnie sprzyjała.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 16-04-2009 o 20:48. Powód: boldowanie
Kelly jest offline  
Stary 16-04-2009, 21:59   #39
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Moc krwi zmieniła ciało Wrońca w dużą leśną bestię. Jego oczy nie widziały już tak wyraźnie otoczenia, barwy zanikły, a cienie stały się jeszcze głębsze. Fala zapachów wlała się w jego nozdrza wywołując na moment lekkie zmieszanie. Podobnie było z dźwiękami, które napływały do niego z majdanu. Po chwili jego umysł przestawił się na odbieranie nowych bodźców i Wroniec wybiegł na podwórze.

Pojawienie się wilka w pierwszym momencie wywołało lekkie poruszenie na dziedzińcu. Rycerz, towarzysz Jany sięgnął nawet po broń. Na szczęście pachołkowie Strachowskiego zamku widzieli nie raz Wrońca w tej formie i szybko powstrzymali gorliwego wojownika.

Gangrel ruszył w kierunku bramy. Po chwili zatrzymał się i przeciągłym wyciem ponaglił resztę do wymarszu. Wilk truchtem opuścił zamek, węsząc co chwilę. Trop Slavka nie był już co prawda świeży, ale był na tyle wyraźny że Wroniec nie miał problemów z wyczuciem go. Kilka minut później z bramy wynurzyli się jeźdźcy i powóz. Zaczęły się łowy.
 
Komtur jest offline  
Stary 17-04-2009, 11:17   #40
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Kamienne ściany drżały od władczego tonu głosu Stepana kiedy po raz kolejny nawoływał uwięzionego pod Strachowskim wzgórzem demona. Arogancka istota jednak długo opierała się, choć brak sprzeciwu zdradzał słabnący opór wobec siły woli rozkazującego mu kainity. Oczekiwanie przedłużało się jednak...

Mistrzu, przestrzegałeś mnie przed rzeźbieniem ciała niczym mój ojciec i siostra. Patrząc na nich rozumiem twe prawidła o tym że sztuka roztapia duszę tak jak ich dotyk roztapia ciało niczym płomień świecy topi pszczeli wosk. Teraz jednak chciałbym napluć tej gnidzie skwaszoną jucha tak jak mój ociec wzgardził tej nocy swoim słabym sługą... -przez chwilę myśli Stepana zbłądziły, kiedy zaczął rozważać czy nie warto by było zadbać o silniejszego strażnika leśnych ostępów tej domeny. Z drugiej strony, odsunięty chwilowo od łask może być chętny by zdobyć przychylność jednego z dwóch spadkobierców jego pana. Już widzę jak będzie chciał porozumieć się z Krystyną. Może nie trzeba było być aż tak aroganckim wobec niego? Nie, jest tylko sługą, a nie sprzymierzeńcem, niech zna swoją rolę…

-Wiele obcej krwi spłynęło na te ziemie! To obca krew zagraża jej!- zagrzmiał głos upiora, zdający się dochodzić nie z studni, a z najgłębszych czeluści piekieł. Dwojgu wampirów zdawało się że całe wzgórze drży przemawiając do nich. Stepan składając w całość odbijające się raz za razem echem zdanie zacisnął swoją prawicę mocniej na trzymanym w niej długim nożu.

-Pan niech szuka czarnego światła w sobie, niech porzuci obce odpowiedzi! Niech jego sługi będą niczym pszczoły w ulu! Niech przygarnie psa, który zabił kąsającą jego lud żmiję, lecz niech do domu go nie wpuszcza. Szczujcie go! Niech nie ma dla nich wytchnienia! Niech łapczywie pożrą wszystek! Duch jest nieśmiertelny! Niech ogary rwą gardła waszych wrogów bez ustanku! Niech mają ochłap z czarnej krwi nim rzucą się nawzajem ku sobie i żaden wam nie pozostanie! –upiór zrobił chwilową przerwę, pozwalając by kakofonia dźwięków poukładała się w zdania. Stary mnich zakrywał uszy i z bólu wił się w kącie pomieszczenia. Do obojga kainitów dotarło, że zdania te zrozumiałe są dla nich tylko dla tego, że równocześnie przemawiano wprost do ich umysłów, bezlitośnie wlewając potok słów do ich głów. Pochodnie przygasły, rzucając na ściany jeszcze bardziej złowieszcze cienie.

-Strzeżcie się zepsutej krwi! Nie zmyliście szafotów, nie zważaliście gdzie rozsiewacie swoje krwawe nasienie! Diable czary ukrzyżowanego sługi! Krew pokonanych spłynęła w cień i sczerniała! Koronę wam nieśli! To ona wydała na świat zarazę która teraz trawi waszą trzodę! Czarna posoka! Sami zatruwacie się nawzajem własnym jadem, tylko z ręki obcych padnie żmija wijąca się w ciemności niczym bicz, który sami na siebie kręcicie! Ogorzała krew! Niech sługa wpierw zabije chore dziecko nim powtórzy grzech pradziada!

Po czasie, jakie strwożone serce potrzebowałoby na zabicie nie więcej niż trzy razy, jedynym dźwiękiem jaki rozlegał się w mroku było łkanie starego mnicha. Płomienie pochodni, stłumione drganiami i czarną magią powoli wychyliły się na powrót z wieńczących je naoliwionych szmat. Upiór najwyraźniej nie miał już nic więcej do zdradzenia…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 17-04-2009 o 11:24.
Ratkin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172