Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2012, 19:52   #11
 
Sevril's Avatar
 
Reputacja: 1 Sevril nie jest za bardzo znany
Korenn nie spał długo, niepokój czy też podniecenie związane z pierwsza poważna wyprawą nie sprawiły, że obudził się wczesnym rankiem na długo przed pierwszymi promieniami słońca. Przy świetle kaganka sprawdził swój bagaż. Wszystko było przygotowane, było przygotowane już od dawna w oczekiwaniu aż nadarzy się podobna okazja. Nerwowo przemierzał izbę czekając chwili by wyruszyć. Zastanawiał się jak go przyjmą kiedy pojawi się i oznajmi, że idzie z nimi. Nie miał wątpliwości jak jest postrzegany. Dziwak, odludek, może jeszcze gorzej. To nic, i tak pójdzie.

Pojawiły się pierwsze promienie słońca, znak, że pora wyruszyć. Zabrał swoje rzeczy i opuścił dom nim ktokolwiek wstał. Tak będzie lepiej.

Pomimo ciemności, słońce jeszcze nie było dość wysoko żeby jego blask padał na drogę, szedł szybkim tempem, jego stopy odnalazły drogę bez udziału woli a myśli nieoczekiwanie wróciły do tych których opuszczał. Ku własnemu wielkiemu zdziwieniu poczuł, że zaczyna tęsknić za domem. „Głupota, przecież jestem kilka kroków od niego jak mogę tęsknić?” Zass poruszyła się pod koszulą wtulając mocniej w ciepłe ciało człowieka, ona nie miała wątpliwości jej pan był dla niej wszystkim co kiedykolwiek kochała, jego ciepło było wszystkim co sprawiało jej radość.

Niewiele czasu minęło od świtu gdy wreszcie dotarł do młyna, czekała tam już grupka młodych ludzi z których nie wszystkich imiona mógłby wymienić z pamięci. Przykry fakt pozostawania tak długo na uboczu. Najwyraźniej już go zauważyli. Zastanawiał się jak go widzą, może nawet niektórzy nie mają pojęcia kim jest? Na pewno nie było wielu okazji by się mogli spotkać. A teraz zmierza ku nim chłopak średniego wzrostu z długimi brązowymi włosami i serdecznym uśmiechem na ustach. Może sądzą, że całkowicie mu odbiło? Nieważne, był już dość blisko by dobrze go słyszeli.
-Witajcie! Piękny poranek nieprawdaż? – Zrobił krótką przerwę poczym mocnym, pewnym głosem dodał. – Ruszam z wami. – I posłał im uśmiech po którym jego siostra zawsze wybuchała śmiechem. „No to niema już odwrotu, Shaundakula miej mnie w opiece!”
 
__________________
Były dwie siostry Śmierć i Noc... Śmierć była większa
a Noc mniejsza. Noc była piękna niczym sen, a Śmierć... Śmierć była jeszcze piękniejsza.
Sevril jest offline  
Stary 25-02-2012, 13:56   #12
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny + narracja MG

Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a podwórze przed młynem równie niespiesznie zapełniało się przyszłymi wędrowcami. Każdy z nich w głębi duszy oczekiwał, że pierwszy na miejscu spotkania zjawi się organizator wyprawy, toteż jego brak zbijał każdego z pantałyku. Ot, tak choćby jak Etroma, który zamiast powitania wypalił do Jarleda:
- Przecież nie miało cię tu być... i jeszcze jesteś przed wszystkimi?

Jarled popatrzył na Etroma z delikatnym, życzliwym uśmiechem. Cieszył się że pierwsza osoba nie robi mu wielkich wyrzutów z powodu tego, że nie był zaproszony.
- Sven powiedział że nie idę, ale jeżeli go tu nie ma, to nie powinien robić problemów. Poza tym Solmyr właśnie tu idzie, a on też nie powinien iść - odpowiedział Etromowi.
- Sven to jedno, ale... - Etrom poczekał chwilkę zastanawiając się, czy to pytanie nie zabrzmi dziwnie. -...co na to twój ojciec? Bo wiesz, że my możemy zginąć na tej wyprawie? - Chociaż mówił o poważnych sprawach to jego głos był pozbawiony wyraźnych emocji czy tonu. Równie dobrze mógł opowiadać o tym jaka piękna dziś pogoda.
- Nie ja jeden idę na wyprawę, więc czemu mnie o to pytasz? Równie dobrze to ja mogę się spytać ciebie o to samo - powiedział lekko zdziwiony Jarled, po czym wlepił wzrok w chustę Etroma. - Mogę wiedzieć dlaczego nosisz tą chustę? Słyszałem o “zaraźniku”, ale ja w to nie wierzę.
- No cóż... dziękuję. - Odpowiedział Etrom. - Ale wystarczy, że cała zawszona wioska wierzy. Nie wiem, czy to prawda, ale... nie mam odwagi żeby to sprawdzać. Poza tym twojemu ojcu to nie przeszkadzało. Mam więc nadzieję, że tobie też nie będzie, hmm? - Usiadł. Nie oczekiwał odpowiedzi.
Jarled nie wiedział co powiedzieć, oparł się więc o ścianę młyna i wpatrywał się w nadchodzącego Solmyra. Po chwili na horyzoncie pojawił się również Fernas, potem Saelim (jeden z członków bandy Svena) i - zdążający od strony Zewnętrznej Osady - Yarkiss.

Dwóch pierwszych młodzieńców jedynie skinęło głowami na dzień dobry, lecz Yarkiss - zamiast powitania - zwrócił się od razu do barda, którego gra niezbyt przypadła mu do gustu.
- Możesz przestać? - Zapytał stanowczo Fernasa.
- Przeszkadzam ci? - odrzekł lekko zirytowany uwagą bard i przestał grać.
Solmyr spojrzał na Fernasa. Spokojnym ruchem ustawił się tak aby obejmować wzrokiem Sigrid, współtowarzyszy oraz kierunek z którego mogą przyjść kolejni potencjalni towarzysze.Patrzył chwilę w górę, po czym zaczął uważnie obserwować rozmówców oraz bacznie im się przysłuchiwać.
- Mi? Skądże! – odparł ironicznie Yarkiss. - Jeśli według ciebie tak ma wyglądać spotkanie, które ma pozostać tajemnicą, to graj dalej – tropiciel nie miał zamiaru bawić się w starszego brata barda i mu rozkazywać
- Jakbyś nie zauważył jesteśmy dość daleko od wioski, a muzyka uwrażliwia i łagodzi obyczaje, nie wiesz o tym? - odpalił chłopak. Po chwili dodał - Jestem Fernas jakby co.
- Muzyka tak, Fernas, - Yarkiss przerwał, szukając odpowiedniego słowa - ale nie twoje brzdękanie. A zresztą graj, później możesz nie mieć okazji. - Już widział jak wędrują przez las, a muzyka grana przez młodego barda wabi wszystkie niebezpieczne zwierzęta z okolicy na żer.
- To ma być groźba? - zaśmiał się bard. - Jak mamy cało wrócić z tej wyprawy radziłbym trzymać się razem i nie wszczynać niepotrzebnych awantur.
- Zgadzam się, tylko dlaczego się na mnie patrzysz mówiąc te słowa? - Yarkiss uśmiechnął się pod nosem. - Nie obruszaj już się tak.
- Wiesz co? Pozwól, że wrócę do swojego brzdękania, a ty zajmij się nudzeniem kogoś innego - powiedziawszy to Fernas powrócił do gry na lutni.
- Graj, może kiedyś nabierzesz w tym wprawy. - Yarkiss popatrzył z rezygnacją na barda. Zrozumiał, że jeśli chce wydostać się z Viseny, zmuszony będzie przywyknąć do jego towarzystwa i muzyki.
- Wczesna pora widać wszystkim poprawia humor - Powiedział na głos Etrom,dość naiwnie sądząc, że zostanie wysłuchany i przy okazji zupełnie ignorując swojego poprzedniego rozmówcę. Jednak młody tropiciel zaskoczył go, podejmując konwersację.
- Zapewne - rzekł od niechcenia Yarkiss, spoglądając w lewą stronę, gdzie stał wysoki młodzieniec z czerwoną chustą na twarzy. Wiedział, że musiał być to nikt inny jak znany w całej Visenie “Zaraźnik”. Słyszał o nim wiele, ale nie chciało mu się wierzyć w rzeczy, które rozpowiadano na jego temat.
Bard spojrzał na obu z niechęcią.
- Pięknie się zaczyna nasza wspólna podróż, nieprawdaż? - dodał z przekąsem.
Yarkiss zignorował Fernasa, nie chcąc wdawać się z nim w kolejną bezsensowną dyskusję.

***

Tymczasem Saelim zignorował sprzeczkę o wyższości muzyki nad ciszą i podszedł powoli do syna grabarza. Jego twarzy wciąż nie opuszczał głupi, złośliwy uśmieszek.
-Grobokop tutaj? Widać Svenowi nie udało się ciebie złamać. - Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej, utrzymując kontakt wzrokowy z rozmówcą. - Gratuluję siły woli i odwagi. Miejmy tylko nadzieję, że Sven się nie pokaże, bo będzie to ciężka podróż - skwitował Oszust spoglądając w stronę osady, jednak nawet jemu się wydawało, że pomysłodawca wyprawy nie ma zamiaru się pojawić.
- Lepiej się zamknij, zamiast się czepiać. Najpierw Yarkiss czepiał się gry na lutni, teraz ty czepiasz się mnie... - odpowiedział Jarled, po czym pomyślał ~ Skad się wzięło we mnie tyle odwagi. Dwa dni temu nawet bym się na niego krzywo nie popatrzał. ~
- Więc widzę, że ktoś właśnie wyhodował sobie jaja. - Odpowiedział spokojnie Saelim, zaraz jednak uniósł ręce jakby pokazywał, że nic w nich nie ma. - Nie miałem zamiaru uderzać w czuły punkt, ale pomyśl, jestem... byłem w bandzie Svena, naprawdę sądziłeś, że odpuszczę okazję by cię wkurzyć? - spytał chłopak. Widać było, że dobrze się bawił.
Jarled zignorował słowa Saelima jednak nie spuszczał z niego wzroku. W głębi duszy miał nadzieję że chłopaka z kolczykiem wilki zjedzą pierwszego.

Do Fernasa dopiero po chwili dotarł sens odważnych słów z ust Grobokopa i oniemiał. Nigdy by nie przypuszczał, że lokalny kozioł ofiarny może wykazać się taką odwagą. Z zaciekawieniem oderwał się od dokuczania Yarkissowi i zaczął przysłuchiwać się rozmowe, a w końcu rzekł do Saelima:
- Już ci powiedział, żebyś się zamknął. - sam zdziwił się, że w ogóle się odezwał. Zazwyczaj nie interesowały go cudze spory, ale wręcz nienawidził ludzi atakujących słabszych, a każdy z bandy Svena tak właśnie postępował.
Saelim spojrzał na Fernasa. Nie wyglądał na mocno wstrząśniętego jego słowami.
- O, tak. Świetnie się dobraliście, okoliczny nieudacznik i grajek. - W jego głosie wyczuwało się wyraźną kpinę - Mam tylko nadzieję, że wasze umiejętności przydadzą się na wyprawie. Oczywiście liczę, że nic sobie nie zrobicie. Łopata i lutnia to naprawdę niebezpieczne narzędzia. - Uśmiechnął się do dwóch młodzieńców i odwrócił na pięcie - Pozwolicie, że się oddalę - nie chcę, by ktoś się zdenerwował i zaczął grać. Myślę, że tego już nie zdzierżę. - Powiedział Oszust nie odwracając się, po czym usiadł opierając się o pobliski głaz.
Fernas zacisnął pięści, ale momentalnie się opanował. Wiedział, że nie warto wchodzić w otwarty konflikt z kimkolwiek. Po chwili uśmiechnął się w swój nieco irytujący sposób. ~ Jeszcze zobaczymy kto sobie coś zrobi, wkrótce ~ pomyślał.
Jarled spojrzał na Oszusta wściekłym wzrokiem i wypalił
-
Z tego co wiem złodziej nie ma pola do popisu w lesie, a grabarz może mieć, jeżeli wiesz o czym mówię. - Gdy skończył mówić zaczął znacząco bawić się rękojeścią swojej broni.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-02-2012 o 14:38.
Sayane jest offline  
Stary 25-02-2012, 13:58   #13
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post wspólny cd.

Na szczęście pod młynem zaczęli się gromadzić kolejny członkowie wyprawy. Jednym z nich był Rafael. Na jego widok wszyscy w głębi duszy odetchnęli z ulgą - mężczyzna, podobnie jak syn bartnika, był znany jako świetny myśliwy i zwiększał ich szanse na przetrwanie w dziczy. No i przede wszystkim miał niekonfliktowy charakter.
- Witaj Solmyr - powiedział z subtelnym uśmiechem Rafael, podchodząc bliżej zebranych. Wyciągnął spokojnym ruchem rękę w stronę młodzieńca, którego znał z Zewnętrznej Osady. Kątem oka już spoglądał na kolejnych - Yarkissa i Fernasa - z zamiarem przywitania się również z nimi.
- Witaj Rafaelu - Solmyr lekko ukłonił się, ściskając rękę nowoprzybyłemu. - Jesteś pewny swojego bycia tu? Zapytał spokojnym tonem osoby, która zna odpowiedź, spoglądając Ralfiemu głęboko w oczy, jakby zaglądając w zakamarki jego duszy.
Przez sekundę Rafael poczuł się bardzo dziwnie, kiedy Solmyr zawiesił na nim swoje spojrzenie. Spuścił wzrok, zerknął w prawo i w lewo. Sekunda - tyle potrzebował, by zagrać. Uśmiech lekko się poszerzył, w oczach zabłysła iskierka szaleństwa. “A kto miałby być pewny, jak nie ja?” - mówiła zaprezentowana przez niego mina.
- Brat i siostrzyczka muszą mieć co jeść - powiedział wesoło, robiąc kilka kroków w stronę kolejnych zebranych, ale nadal nie spuszczając rozmówcy z oczu.
Solmyr nie odpowiadając spojrzał w kierunku wioski.
- Witaj Yarkiss - Rafael skierował się do następnego z osadników, wystawiając prawą dłoń do przodu. Jednocześnie spojrzał na Fernasa, zastanawiając się czy oderwie na chwilę rękę od swojej lutni, by się z nim przywitać.
- Witam. - Yarkiss wstał, aby podać mu rękę. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj, ale miło cię widzieć. - Syn Petera zdążył poznać Rafaela jako dobrego łowcę, dlatego cieszył się, że dane im będzie wspólnie podróżować.

Etrom, widząc że temat rozmów zupełnie omija jego skromną osobę, rozsiadł się wygodniej na kawałku ziemi i patrzył to w przestrzeń przed sobą, to w niebo. Naciągnął kaptur bardziej na czoło, pozwolił sobie zamknąć oczy i odpocząć. Po całej nocy marnego snu i wypoczynku teraz okazja wydawała się lepsza niż kiedykolwiek by z tematem nadgonić. W końcu kozioł ofiarny wioski zebrał całą uwagę, czemu więc ktoś miałby interesować się nim? Pozostawało jednak uczucie niesmaku, że zostawia się kogoś - notabene lubianego - na pastwę “łobuzów”. Z drugiej strony widać było, że dobrze mu to robi. Jak raczył zauważyć jegomość z kolczykami w uszach (bodaj na imię ma Saelim z tego co usłyszał), Jarled wreszcie wyhodował sobie jaja. W wyprawie takiej jak ta, z ludźmi pokroju takich jak ci tutaj, “jaja” to absolutne minimum. Etrom zaśmiał się pod nosem na myśl o tym, jak zabawnie to brzmi. Zwłaszcza, że pierwszą chętną do wzięcia udziału w tej eskapadzie była właściwie dziewczyna. Dziewczyna, która jako jedyna ma “jaja” by opiekować się mabari. Co to o nich, jako grupie, dobrego mogło świadczyć?

Jakby w odpowiedzi na rozmyślania “Zaraźnika” na horyzoncie pojawiła się kobieta, przerywając Rafaelowi dalsze powitania. Pierwszy zauważył ją Solmyr - głównie dlatego, że na ramieniu nadchodzącej siedział jastrząb. Przez chwilę próbował odgadnąć kto to może być, jednak nie znał dziewczyny. Niezbyt szybko podciągnął pod nogi plecak, na którym wylegiwała się Sigrid. Łasica obudziła się jużz drzemki i bacznie przyglądała otoczeniu. Bliskość drapieżnika, który był jej naturalnym wrogiem, bardzo ją niepokoiła.

Jednak nie tylko łasica była zdenerwowana. Widać było, że nowoprzybyła nie potrafi odnaleźć się w sytuacji. Przez dłuższą chwilę przyglądała się zebranym z szeroko otwartą buzią i oczami, aż w końcu wypaliła:
- Jestem Eillif. Chcę wyruszyć z wami.
Jarled przyjrzał się Eillif. ~Ciekawe jakim cudem ten jastrząb nie rozrywa jej ubrań~ pomyślał. Dopiero po chwili zauważył, że zielarka ma na sobie przeszywanicę, która chroniła jej strój i ciało.
[i]- Witaj Ellif. Widziałaś może czy ktoś jeszcze tu idzie?
Idąc do młyna Eillif nie odwróciła się ani razu, więc w odpowiedzi tylko przecząco pokręciła głową i wzruszyła ramionami. Nie wiedziała co zrobić, co powiedzieć, aby podtrzymać rozmowę... i nie wyjść na dziwaka, ale niestety wybrała najgorszą opcję z możliwych. Bez słowa odeszła od swojego rozmówcy i oparła się o ścianę młyna. Zrzuciła plecak i z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się reszcie jej przyszłych towarzyszy. Oni odwzajemniali jej spojrzenie - pomijając fakt, że była jedyną kobietą wśród zebranych, nieczęsto widziało się oswojonego jastrzębia. W sumie to bardzo rzadko - w Visenie nie było zwyczaju przygarniania dzikich zwierząt; jedynie w Zewnętrznej Osadzie niektórzy tropiciele i druidzi mieli swoich zwierzęcych kompanów.
- Widzę wasze niespokojne spojrzenia, ale zapewniam, że Thorbrand sam z siebie nie zaatakuje. Odpowiadam za niego - wyjaśniła, widząc przestraszone, a może tylko ciekawe, spojrzenia młodych mężczyzn.

Niezręczną sytuację przerwało pojawienie się długowłosego chłopaka, który nadbiegł zdyszany od strony lasu. Wyraźnie zaspał; zresztą dopiero teraz wszyscy zauważyli, że słońce stało już wysoko, a świt dawno minął.
- Witajcie! Piękny poranek nieprawdaż? – Biegacz zrobił krótką przerwę po czym mocnym, pewnym głosem dodał. – Ruszam z wami.
- To chyba Korenn, syn jednego z rolników - mruknął Fernas. W karczmie słyszał plotki o chłopaku Orsika, który - mimo męskiego wieku - trzymany był w domu, w zamknięciu. Według wioskowych plotkarek musiało być z nim coś mocno nie tak, na pewno miał coś z głową!

Pojawienie się Korenna uświadomiło wszystkim późną porę. Jeśli chcieli uciec z Viseny to był najwyższy czas - od strony wsi słychać było coraz głośniejszy gwar budzących się mieszkańców, a pola i łąki zaczynały zapełniać się pastuszkami i rolnikami. Teraz było już pewne, że nie pojawi się ani Sven, ani nikt z jego bandy prócz Saelima; ani nawet żadna z osób, które zgłosiły się do wyprawy. Z trzech czy czterech tuzinów “bohaterów” zostało dziewięć osób. Szybko przenieśliście się na drugą stronę młyna, ale to było chwilowe rozwiązanie - należało jak najszybciej zebrać się do drogi.

- Piękny poranek, piękny. Bo i niby co miałoby mącić ten nasz dobry humor? - sarknął Yarkiss, poganiając wszystkich by szybciej przenieśli się na trakt. Świetny humor Korenna był, według niego, zupełnie nie na miejscu.
Etrom wstał z ziemi i zastanowił się chwilę nad tym, bądź co bądź, retorycznym pytaniem.
- Może brak głównego prowodyra tego całego zamieszania? - Zaproponował. - Gdzie jest ten Sven? - Tak naprawdę to nieobecność tego typka zupełnie gonie obchodziła, ale wreszcie nie był ignorowany, nie należało więc marnować okazji.
- Kto go tam wie - mówiąc te słowa Yarkiss zorientował się, że wśród osób zebranych pod młynem obecny jest jeden z członków bandy Svena. - Może Saelim powie nam coś na ten temat - powiedział to głośniej, mając nadzieje, że złodziej wyjawi im, kiedy zjawi się jego kompan. Chociaż Yarkiss nie darzył Svena wielkim szacunkiem, nie cieszył się na myśl, że może on nie pojawić się pod młynem. Uważał, że lepszy zły lider grupy niż żaden. Ktoś w końcu będzie musiał podejmować decyzje w krytycznych sytuacjach. Nie będzie wtedy czasu na dyskusje. Jednak postanowił nie zamartwiać się tym na zapas. Uznał, że lepiej będzie cierpliwie poczekać jak dalej potoczy się sytuacja. Jednak nie tylko on się nad tym zastanawiał.
- Jeżeli Sven nie zamierza przyjść, wypadałoby wybrać jakiegoś przywódce tej ekspedycji. Ktoś chętny do tej roli? - zapytał Jarled i spojrzał na towarzyszy.

Póki co jednak ważniejsze było oddalenie się z zasięgu wzroku mieszkańców wsi. Grupa szybko zebrała manatki i podążyła truchtem w stronę traktu, a potem dalej, aż za najbliższy zakręt. Dopiero po minięciu cmentarza Visena zupełnie zniknęła Wam z oczu i mogliście odsapnąć. Kilka osób pociągnęło wody z bukłaków. Zapowiadał się upalny dzień; na szczęście przez następne kilkanaście kilometrów trakt biegł równolegle do Wartki i od życiodajnej wody dzieliły Was zaledwie krzaki i kępy tataraku.

Wreszcie mogliście też bez przeszkód przyjrzeć się sobie nawzajem. Widać było, że część osób dobrze przygotowała się do wyprawy - objuczeni niemal do granic możliwości, wyglądali jakby mieli zamiar dojść aż do samego Królestwa. Inni jednak nie mieli ze sobą wiele. Ciężko było powiedzieć czy liczą na uśmiech Tymory, przychylność innych bogów, pomoc kompanów czy też własne, nieznane innym umiejętności.

Gdy już wszyscy złapali oddech Jarled ponownie podjął temat wyboru przywódcy grupy. Podobnie jak Yarkiss uważał to za niezbędne. Zresztą wyprawa w ogóle wymagała omówienia, gdyż - w obliczu braku pomysłodawcy - nikt nie miał konkretnego planu, co robić dalej. Niby plan był zbędny - należało iść traktem dopóki nie natkną się na konwój lub jego marne resztki - jednak po pierwsze, grupa skurczyła się z kilkudziesięciu do dziewięciu osób; po drugie zaś, nie była dobrana w żaden logiczny sposób. Ot, zbieranina młodzieży, z której część nawet nie była na zebraniu lub nie została przyjęta do grona “bohaterów”. Skąd w ogóle dowiedzieli się o wyprawie? A może przyszli w zamian za kogoś? Najwyraźniej niejedno dziecko miało długi język i było wielce prawdopodobne, że dorośli szybko zorientują się w ucieczce potomstwa i zorganizują... no cóż, pościg.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-02-2012 o 14:42.
Sayane jest offline  
Stary 25-02-2012, 17:02   #14
 
D.A.J's Avatar
 
Reputacja: 1 D.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znanyD.A.J wkrótce będzie znany
Jarled spojrzał na niebo, jednak natychmiast musiał przysłonić sobie oczy dłonią albowiem słońce mocno świeciło.
~Wędrówka w pełnym słońcu może nas szybko zmęczyć. Powinniśmy jak najszybciej dojść do gęstszego lasu. ~ Pomyślał i spojrzał na grupę. Już teraz, po krótkim dialogu wiedział kto będzie sprawiał problemy. Mimo że wszyscy wychowali się tak blisko siebie i każdy każdego kojarzył, dochodziło już teraz do kłótni. A w końcu mieli ze sobą spędzić jeszcze miesiąc. Spojrzał na dwóch najbardziej kłótliwych -Saelima i Yarkisa. Ten pierwszy był jednym z członków bandy Svena, więc Jarled znał go aż za dobrze.
~Po co ja dałem mu się sprowokować? Na pewno idiota cieszy się z tego że mnie zdenerwował~ Nasunęło mu się po czym spojrzał jeszcze raz na Yarkisa. Był zdenerwowany jego kłótnią z Fernasem ale skarcił się w myślach.
~To była mała sprzeczka, nie powinienem tak o nich z głupiego powodu. Zwłaszcza że już wkrótce mogę widzieć jak któryś z nich umiera.~
Jarled starał się nadać grupie szybkie tempo, chociaż wiedział że ktoś na pewno będzie szedł jakby to był spacer. Co chwile spoglądał za siebie, bał się że gdy tylko mieszkańcy Viseny zorientują się o zniknięciu wioskowej młodzieży wyruszy za nimi pościg. Mieli przewagę odległości ale nie mogą być szybsi niż pościg na koniach, nawet takich do orania ziemi. "Grobokop" zaczął się rozglądać za jakimś sposobem ucieczki przed pościgiem. Widział tylko trzy sposoby. Pierwszy to schowanie się ale dziewięć osób nie może nagle zapaść się pod ziemie. Drugi to zejście z traktu, co też nie było zachęcające. Ostatnie czego chciał to zgubić się w lesie. Ostatni pomysł - przepłyniecie Wartki wydawał mu się najlepszy. Oczywiście w niektórych miejscach rzeka była dość płytka żeby konie mogły przejść ale zawsze lepszy jakiś pomysł niż żaden. Właściwie mogliby już teraz się przeprawić przez rzekę i kontynuować podróż jej brzegiem przez jakiś czas, co na pewno utrudniłoby wypatrzenie ich. Jarled obrócił więc głowę do drużyny i powiedział
-Obawiam się pościgu, czy wszyscy umieją pływać? Gdybyś szli po drugiej stronie Wartki nie zobaczyliby nas tak łatwo jak na trakcie. Poza tym przydałoby się wybrać przywódcę tej wyprawy jeżeli Svena nie ma. Jest ktoś chętny?-
Jarled chciał mieć już za sobą kwestie wyboru lidera, wiedział że najpewniej wywoła nową kłótnie o to kto ma być przywódcą, ale wolał jedną teraz niż żeby później kłócili się o każdą decyzje. A pierwszą poważną która prędzej czy później ich czekała było gdzie i kiedy mają nocować. Syn grabarza zaczął rozmyślać.
~Im dalej od domu tym większe problemy. Bogowie, miejcie nas w opiece bo przed nami jeszcze długa droga~
Jarled dziwił się samemu sobie. Nigdy nie był jakoś specjalnie wierzący, od takie wierzy bo wierzy, a tu nagle prosi bogów o pomoc.
 
D.A.J jest offline  
Stary 25-02-2012, 22:06   #15
 
chaoswsad's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie cośchaoswsad ma w sobie coś
Pojawienie się Eillif nieco wyrwało Rafaela z zamiaru dalszego witania się z zebranymi. Winien był najpierw ukłonić się dziewczynie. Już miał to zrobić, ale zawahał się. Mimo, że jej nie znał, od razu wydała mu się jakaś.. dziwna. Brak snu wybitnie ograniczał jego towarzyskie nawyki, wszak były wyuczone i nie przychodziły mu bez wysiłku. Dodatkowo dziewczyna nie grzeszyła urodą, co w połączeniu z jej zachowaniem i groźnym drapieżnikiem na ramieniu, zniechęciło początkowo nawet tak otwartego człowieka, jakim był wobec ludzi Rafael. Poczuł się zakłopotany. Na szczęście ktoś trafnie zauważył, że warto by było się przenieść, zatem ruszyli, a w raz z tym Ralfi mógł zapomnieć o lekkim dyskomforcie.

***

Letnie słońce szybko wysuszało poranną wilgoć. Młodzieniec pociągnął parę łyków z bukłaka zawieszonego na skórzanym pasku. Szli w dziewiątkę. ~ Co się dzieje? ~ nie dowierzał w zaistniałą sytuację. Miało ich tu być o wiele więcej. To była chyba jakaś kpina. Przemilczał pierwsze minuty drogi, będąc za bardzo zirytowanym, by coś powiedzieć. Jak oni mieli przeżyć? Zaczął myśleć, czy nie powinien się wycofać, ale przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z matką. Nie mógł jej zawieść. Postanowił w końcu, że nadrobi brak dobrych manier, do którego zmusił go pośpiech. Idąc nieliczną grupą, prędzej czy później natknie się na każdego, trzeba zatem zadbać o dobre stosunki. Począł witać się z towarzyszami, jeszcze w czasie marszu. Nie wszyscy byli tak samo chętni, ale większość wykazała jakieś zainteresowanie. Podszedł również do Eillif.
- Witaj, nazywam się Rafael – ukłonił się lekko, trzymając dystans do zielarki. – Masz bardzo pięknego przyjaciela – wydukał, starając się brzmieć pewnie. Trochę obawiał się majestatycznego Thorbranda, ale miał skrytą nadzieję, że może kiedyś uda mu się przyjrzeć jastrzębiowi z bliska. Uwielbiał obserwować wszystko, co stworzyła natura, a taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć. Nie chciał robić zbytniego wrażenia na dziewczynie, ale czy to za sprawą przyzwyczajenia, czy niewyspania patrzył na nią nieco inaczej, niż na pozostałych.

Od jednego z idących, Ralfi chciał usłyszeć coś więcej, aniżeli ciepłe powitanie.
- Cześć Oszuście. Sporo nas, nie? – przywitał się z Saelimem, wyciągając do niego rękę. Może w tej sytuacji, był to najmniej odpowiedni żart, ale od jakiegoś czasu nic innego nie przychodziło mu do głowy. Uśmiechnął się do chłopaka prawie tak, jakby byli kolegami po fachu. Nie miał nic wspólnego z zajęciem, jakim Oszust się parał, ale uważał, że jak na zapracowanego myśliwego ma nie najgorsze stosunki z bandą Svena. Liczył, że złodziej weźmie to pod uwagę, bo chciał usłyszeć odpowiedź na pytanie, które Yarkiss zadał już wcześniej.
- Co jest ze Svenem? Nic ci wczoraj nie mówił? – zapytał, spoglądając jak zareaguje Oszust, a cwaniacki uśmiech powoli zniknął z jego twarzy.

Kiedy Jarled zaproponował przejście przez rzekę i znów wspomniał o wyborze przywódcy, Rafael zbliżył się do Yarkissa. Pokręcił głową, po tym jak Fernas zaproponował jego kandydaturę, chociaż w głębi duszy schlebiała mu ta propozycja. Według niego to właśnie Yarkiss powinien dowodzić. Był tropicielem, w dodatku najstarszą osobą pośród nich. Idealny kandydat na przywódcę. Co do pościgu, Rafael zaproponował wejść głębiej do lasu. Tam czuł się w miarę pewnie. Nie wykluczył jednak udania się na drugi brzeg, w razie czego potrafiłby przepłynąć Wartkę. Osobiście nie sądził, żeby ktoś miał go gonić. Tyle, że teraz był członkiem grupy, a rodzice niektórych z jego towarzyszy, być może pojadą lub wyślą kogoś za uciekinierami.
 

Ostatnio edytowane przez chaoswsad : 26-02-2012 o 12:55.
chaoswsad jest offline  
Stary 26-02-2012, 12:38   #16
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
Z kilkunastu chętnych do wyprawy pod młynem zostało ich tylko dziewięciu. Fernas jednak dziwił się, że aż tylu ich tu przybyło. Był pewien, że mało kto z tej grupy wie na co się porywa, nawet on sam zaczynał mieć wątpliwości czy sobie poradzi. Może rzeczywiście jego było lepiej zostać w domu? O nie, na pewno nie! Tam czekała go tylko ciężka praca i wrzaski ojca. W tym momencie zrozumiał, że przez jakiś czas będzie miał spokój od tych rzeczy. I dobrze. Bard, który szedł na końcu grupy, dokładnie przyjrzał się swoim towarzyszom. Wiedział już mniej więcej komu można ufać. Poza tym odkąd wyruszyli był w świetnym humorze spowodowanym nieobecnością Svena i jego bandy. Znał ich, a to że nie przyszli uznał za tchórzostwo. Zresztą nie zdziwiło go to ani trochę. Co prawda był tu Saelim, ale wyjątek jedynie potwierdzał regułę. Zaczął się zastanawiać, co byłoby gdyby zaatakowali ich bandyci. ~ Musielibyśmy się bronić to jasne, ale czy zabiłbym człowieka? ~ zapytał sam siebie. Nigdy nie zawahał się uderzyć kogoś prosto w twarz czy kopnąć w krocze, ale nie był przecież mordercą! Bard zaczął obawiać się, czy nie zawiedzie w takim wypadku. Nie chciał zabijać, ale był pewien, że niektórzy z tu obecnych zrobiliby to bez mrugnięcia oka. Naraz rozległo się pytanie:
- Poza tym przydałoby się wybrać przywódcę tej wyprawy jeżeli Svena nie ma. Jest ktoś chętny?
Fernas zastanowił się, ale nie miał problemu z odpowiedzią. Z całej tutejszej gromadki jedyną osobą, która nadawała się do tego zadania był Rafael. Łowca wydał się dość przyjaźnie nastawiony wobec wszystkich, poza tym gdy spędza się tyle czasu w karczmie słyszy się różne rzeczy, a o Rafaelu nie usłyszał żadnego złego słowa. Zresztą musiał utrzymywać rodzinę, więc z ogarnięciem takiej gromady też powinien sobie poradzić. Bez chwili zawahania powiedział więc:
- Liderem musi być ktoś rozważny i opanowany, proponuję Rafaela.
Miał tylko nadzieję, że wybór nie padnie na kogoś innego, bo w takim wypadku może być tylko gorzej. Fernas zawsze próbował patrzeć na wszystko obiektywnie i rzadko kiedy kierował się uczuciami czy sympatią bądź antypatią. Poparłby każdą inną osobę, o ile nadawałaby się lepiej na to miejsce. Okazało się jednak, że Rafael odmówił i zaproponował Yarkissa. Dla barda nie był to najlepszy wybór – mimo że ważna dla przywódcy była znajomość lasu, to przede wszystkim powinien dobrze zarządzać ludźmi, bo kto wie co ich spotka. Wtedy obaj kandydaci zaczęli ze sobą rozmawiać, ale Fernas już się nie przysłuchiwał. Zmartwił się tylko, że na jakiś czas będzie musiał rozstać się z muzyką, by nie zwracać na siebie uwagi w lesie. Wcześniej ktoś wspomniał też o możliwości pościgu za nimi. Bard uważał za prawdopodobne, że rodzice udadzą się za swymi dziećmi, ale o siebie się nie martwił. Ostatnio gdy uciekł z domu ojciec nie ruszył w pogoń, a jedynie krzyczał w niebogłosy ze zdenerwowania i frustracji. Prawdziwy ojciec, nie ma co. Teraz też nie powinien za nim wyruszyć, zresztą Fernas nazywany był przez swojego ojczulka „największym darmozjadem w rodzinie”. Młody bard był tylko zły na siebie, że nie pożegnał się z matką. Chyba tylko jej na nim zależało. Ale co się stało to się nie odstanie. Mówi się trudno. Przestał rozmyślać i zaczął bacznie obserwować wszystko dookoła. Jego uwagę przyciągnął Etrom, a właściwie jego chusta. ~ Po co on to jeszcze nosi? Już wyszliśmy z wioski, nikt mu nic nie powie~ pomyślał zdziwiony.
 
MrKroffin jest offline  
Stary 28-02-2012, 01:11   #17
 
Jerdas's Avatar
 
Reputacja: 1 Jerdas nie jest za bardzo znanyJerdas nie jest za bardzo znany
Po zebraniu się niezbyt karkołomnej grupy Solmyr nie wniósł nic do ogólnej dyskusji. Obserwował. Jeszcze nie był gotowy do oceny poszczególnych towarzyszy, potrzebuje na to więcej czasu. Był nieobecny, zapatrzony w dal. Myślami odbiegał w przyszłość, kalkulował. Teraźniejszość była, jest dla niego tylko przejściem. Chyba dlatego jest zawsze taki opanowany.

Kiedy przyszła Eillif, jego myśli wymieszały się z odczuciami Sigrid. A emocje jakie owładnęły jego łasicą pochodziły wprost z pierwotnego strachu o własne życie. Uspokajał ją, jak tylko potrafił, koił jej nerwy. Będzie to musiał jakoś rozwiązać. Przed rozpoczęciem wędrówki wyciągnął z plecaka białą koszulę i ją założył, tak jak i sam plecak. Nie musiał pouczać Sigrid aby usiadła na plecaku, wskoczyła natychmiast i wlepiła, nie, wbiła się pazurami, lekko go raniąc. Złapał za kostur i ruszył.

Strach łasicy był dla niego nowością. Podczas marszu skupił się na oddechu i medytował, odepchnął niepokój. ignorował rozmowy towarzyszy. Skupił się na drodze. Takie tymczasowe rozwiązanie pomogło. Sigrid się uspokoiła, choć jej obawa co jakiś czas przemykała po jego umyśle. Dobrodziejstwem medytacji był fakt wyostrzenia zmysłów lecz tych nakierunkowanych na wyczucie niebezpieczeństwa. Szedł z przodu kompanii. Patrzył przed siebie.

Eillif była problemem, który trzeba rozwiązać.

Myśli dryfowały. Pogoń za nimi. Lider grupy. Brak planu. Nieobecność Svena. Zaczął przypominać sobie wszystkie swoje umiejętności. Przetrwanie. Walka. Znajomość ziół. Magia, której praktycznie nigdy nie używał. Będzie musiał zacząć.
Starał się dotrzeć głębiej, ponad powierzchnię zjawisk. Przez chwile podryfował w stronę Sylmara, dawno o nim nie rozmyślał. Kim byłby teraz? Czy przyjdzie tak jak dawniej, w chwili słabości?

Tak bardzo żałował, że nie spał. To w snach, gdzie królowała jego bogini odnajdywał prawdziwe ukojenie i uświadamiał sobie co powinien czynić. Kolejna fala strachu przemknęła przez jego umysł, silniejsza niż pozostałe. On chyba też zaczyna się bać. Zaczął w myślach intonować pieśń, złożoną niezrozumiałych dla niego sylab i słów. Czuł, że jest to pieśń o podróży chłopca. O tym jak chłopiec staję się mężczyzną. Otoczynie zaczęło powoli się rozmywać. Kolory stawały się nasycone. Miał wrażenie, że słyszy jak liście szepczą. Widział kurtynę przykrywającą świat.

Wszystko naglę cię cofnęło. Tęsknił. Kiedyś wrócę, szepnął.

Usłyszał monolog Rafaela.

Jeśli większość uzna, że potrzebna jest nam osoba, która będzie decydować o tym, jaką drogą pójdziemy, ja oraz Yarkiss możemy się tym zająć. Obaj znamy się na wędrówce po lesie, a co dwie głowy, to nie jedna. Nie myślcie, że chcemy wami rządzić, taki obowiązek to duża odpowiedzialność. Każdy z was odpowiada za siebie, ale jeśli nasza grupa ma się trzymać razem, i co najważniejsze - ma przeżyć, ktoś w kluczowych sytuacjach musi decydować o wszystkich. Jeżeli ktoś z was uważa, że lepiej się tym zajmie, niech przedstawi swoje racje. W międzyczasie proponuję żebyśmy kontynuowali podróż schodząc z traktu do lasu, i to najlepiej zaraz. Pościg z Viseny jest całkiem możliwy…

Zrozumiał. Zatrzymał się.
 

Ostatnio edytowane przez Jerdas : 28-02-2012 o 21:02.
Jerdas jest offline  
Stary 28-02-2012, 20:08   #18
 
Gegrol's Avatar
 
Reputacja: 1 Gegrol nie jest za bardzo znany
Saelim zdążył już zapomnieć o myślach, które dopadły do niego podczas marszu do młyna. Znalazł o wiele lepsze zajęcie niż użalanie się nad sobą. Sprawiał by to inni użalali się nad sobą.
Nie spodziewał się tutaj Grobokopa i może nawet był pod lekkim wrażeniem jego obecnością, ale nie dał sobie tego po sobie poznać. W końcu jak mógł odpuścić wioskowej ofierze paru słów kpiny. Zdenerwowanie chłopaka sprawiało jedynie, że Oszust się uśmiechał. Właściwie nie wiedział czemu to robi, nigdy nie odczuwał nienawiści do syna grabarza, a dręczył go tylko dlatego, że inni to robili, on nawet starał się tego unikać. Jednak nie dlatego, że czuł litość, po prostu uważał, że ma lepsze zajęcia niż ciągłe znęcanie się nad jedną ofiarą. Wciąż jednak lubił utarczki słowne, to go uszczęśliwiało i choć było to chore, pokręcone, a nawet sadystyczne szczęście mu w zupełności odpowiadało.
Jest jeszcze Fernas, który niepotrzebnie włączył się do rozmowy. Wtedy być może Saelim nic nawet nie wspomniałby o jego grze. Aż ciężko uwierzyć, że to nie on stał się kozłem ofiarnym. Delikatny młodzian, wiecznie chodzący ze swoją lutnią i opowiadający o swoich wyprawach. Dużo osób miało ochotę zamknąć mu jego zbyt szeroko otwartą gębę. Powinien się cieszyć, że tak się nie stało.
Reszta drużyny nie wydawała się zresztą lepsza. O ile do myśliwych nie mógł się przyczepić, zapewne posiadali lepsze zdolności od niego, to jednak miał pewne pretensję do zwierzyńca, który tworzył się przy młynie. „Jastrząb i łasica, mam nadzieję, że się nawzajem pożrą” pomyślał Saelim dokładnie wyobrażając sobie tą scenę. Nie interesował się nigdy magią, choć jego siostra i matka posiadały talent, ale wiedział, że między tym i zwierzętami, a ich właścicielami istniała pewna więź. Mimo wszystko obecność zwierząt, szczególnie jastrzębia sprawiała, że czuł się nie swojo. Aż za dobrze przekonał się jak fauna ma wyczulone zmysły, szczególnie psy mabari, które już kilkakrotnie zbudziły wioskę, by poinformować o intruzie, którym niestety zazwyczaj był on.

Wkrótce ruszyli. Właściwie Oszust nie do końca wiedział kto ogłosił wymarsz, ale nagle wszyscy byli na nogach i spokojnie zmierzali na trakt. Znów powróciły myśli o tej wyprawie. Saelim zaczął rozumieć, że jego decyzja była pochopna i nieco głupia. Nie robił tego dla wioski, rodziny, czy własnej satysfakcji. Nie ma zamiaru się poświęcać dla dobra ogółu, by osiągnąć własny cel potrzebował utrzymać się przy życiu. Oczywiście wątpił by inni także pragnęli swej śmierci, ale zapewne oni mieli zamiar uratować swoje rodziny, tak więc nawet jeśli nie powrócą z tej wyprawy będą mogli umierać z przeświadczeniem że zrobili to co chcieli. Złodziej nie mógł tego samego powiedzieć o sobie.
Nagle z własnych myśli otrząsnął go czyjś głos. Oszust spokojnie spojrzał na uśmiechniętego mężczyznę, a zaraz potem na jego wyciągniętą dłoń.
- Cześć Oszuście. Sporo nas, nie? – powiedział.
Poznawał go, to ten nadgorliwy myśliwy, raczej nie mieli okazji się lepiej pozna. Zdaje się, że mówili na niego Ralfi. Zapewne Saelim nie zwróciłby uwagi na niego uwagi, gdyby nie fakt, że z wielką łatwością i bez często spotykanej krępacji użył przydomka Oszust. Poza tym coś w jego aż nazbyt przymilnym głosie i spojrzeniu sprawiało, że łotrzyk uścisnął rękę myśliwego.
- Tak, spodziewałem się prawdziwym tłumów. - Odpowiedział Saelim z przekąsem, zrozumiał jednak, że jest to jedynie zaczepka.
- Co jest ze Svenem? Nic ci wczoraj nie mówił? – zapytał Ralfi, spoglądając jak zareaguje Oszust, a cwaniacki uśmiech powoli zniknął z jego twarzy.
Oszust skrzywił się słysząc to pytanie. Spodziewał się, że to on będzie musiał tłumaczyć nieobecność przywódcy bandy.
- Sam chciałbym to wiedzieć. Wczoraj wyglądał na aż za bardzo podnieconego wyprawą i ostatnia rzecz, której się spodziewałem to, że go tu nie będzie. - Powiedział chłopak nadzwyczaj spokojnie, choć nie podobało mu się, że jest zmuszony usprawiedliwiać Svena. Z pewnością na to nie zasługiwał.
- Dziwne.. Bardzo dziwne... - Rafael uważnie przyjrzał się Saelimowi, po czym spuścił wzrok. - Nie ma też nikogo z bandy poza Tobą, musisz mieć jakiś ważny powód, że się nie wycofałeś. - tym razem zerknął tylko kątem oka, ponawiając “złodziejski” uśmiech.
- Cóż, zapewne nie uwierzysz w moje szlachetne zamiary i chęć uratowania wioski, co? - Powiedział Saelim wpatrując się we własne buty i uśmiechając się. - [i]Na tą wyprawę wyruszyłem jedynie dla siebie, a moje cele niech na razie pozostaną tajemnicą. Nie spodziewaj się jednak, że zobaczysz mnie w drodze powrotnej. - Twarz złodzieja nie okazywała żadnych uczuć. - A ty? Po co to robisz? - Zapytał Oszust chcąc zmienić temat.
- Z tą drogą powrotną.. Czy to, aby nie groźba? - Spytał Ralfi nieco ironicznym głosem, żeby podkreślić swoją nadinterpretację słów Oszusta. Spojrzał na chłopaka, aby upewnić się jak to odebrał. [i]- Jakby co, tu wiele nie znajdziesz -[i] zaśmiał się i podrzucił lekko sakiewkę, którą uprzednio wyjął zza pasa. - A ja? Sprawy rodzinne, może osobiste. Własne życie też może być nie lada zagadką, nie uważasz? - Uniósł brwi i wykrzywił usta, po czym oddalił się nieco od rozmówcy, jakby zostawiając go samego z tym pytaniem. W międzyczasie uważnie schował sakiewkę na swoje miejsce, obserwując kroki Saelima.
- Spokojnie, o swoją sakiewkę nie musisz się martwić. - Rzucił Saelim uśmiechając się, nawet nie próbował szukać odpowiedzi na drugie pytanie. Pozwolił Rafaelowi odejść.
 

Ostatnio edytowane przez Gegrol : 02-03-2012 o 16:12.
Gegrol jest offline  
Stary 29-02-2012, 13:45   #19
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
Kiedy tylko padła propozycja oddalenia się od traktu, Eillif podniosła swój plecak i stała przygotowana. Nie chciała ani spowalniać grupy, ani tym bardziej sprawiać jakichkolwiek kłopotów. I na tym właśnie polegał jej plan. Zielarka miała iść jakby wcale jej nie było, a kiedy zadawano jej pytania czy wymagano od niej potwierdzenia czegokolwiek tylko kiwać głową, w pionie lub w poziomie. W zależności od sytuacji.
Nie chciała wyjść na ignoranta, osobę zadufaną w sobie lub na egoistę, ona po prostu nie umiała rozmawiać z ludźmi. Człowiekowi, który całe dnie spędzał w lesie „rozmawiając“ ze zwierzętami trudno przychodziły takie rzeczy. Ale przecież coś sobie obiecała... Ta wyprawa miała zmienić jej życie. I tak będzie!


- Witaj, nazywam się Rafael - chłopak ukłonił się lekko, trzymając dystans do zielarki. - Masz bardzo pięknego przyjaciela - wydukał, starając się brzmieć pewnie.
Eillif aż podskoczyła kiedy odwróciła się i koło niej zauważyła zielonookiego blondyna.
-Witaj, Rafaelu. Dz - dziękuje bardzo. - Kobieta zupełnie nie wiedziała, co robić dalej, co powiedzieć, jak powinna się zachować. Miała tylko nadzieję, że jej rozmówca nie uzna tego za ignorancje i uda jej się wreszcie nawiązać kontakt z kimś z grupy.
- Jest jakiś sposób, w który możesz się z nim porozumieć? - Zapytał spokojnie Ralfi.
Zielarka zupełnie nie spodziewała się takiego pytania. Nie dlatego, że uznała je za niegrzeczne, czy nie na miejscu. Ona po prostu nie wiedziała co odpowiedzieć. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest już spostrzegana jako zupełna dziwaczka. A co by było gdyby dodała jeszcze, że wcale nie ma kontaktu z jej przyjacielem!? Że rozmawia ze zwierzętami! Odpowiedziała więc bardzo niepewnie, bez przekonania:
- Nie rozmawiamy ze sobą wcale, ale uwierz mi rozumiemy się bez słów.
Powiedziała mu prawdę, bo uznała że i tak przyjdzie jej spędzić najbliższy miesiąc z tymi ludźmi i dlatego wypadałoby być szczerym i nie okłamywać się na wzajem. Prawda i tak musiała wyjść na jaw.
- To ciekawe... Myślę, że podczas tak... niebezpiecznej wędrówki, jego skrzydła i wzrok mogą nie raz uratować nam skórę. - Skomentował młodzieniec, patrząc przyjacielsko na ptaka i uśmiechając się do Eillif.
- Taką mam nadzieję. Widzę, że lubisz zwierzęta? Niestety, obawiam się, że są osoby, które nie czują się pewnie widząc oswojonego jastrzębia na moim ramieniu. Ale nie dziwię się im, to może wyglądać trochę... groźnie. - Odpowiedziała z entuzjazmem kobieta. Jednak ostatnie słowa powiedziała przyciszonym głosem, trochę zmartwiona.
- I wygląda - Rafael kiwnął potwierdzająco głową. - Jak tylko przekonają się o przydatności takiego stworzenia, na pewno nabiorą pewności - dodał patrząc pod nogi.
- A ja? - rozpromienił się subtelnie. - Zawsze lubiłem zwierzęta... i wszystko inne co stworzyła natura. - Powiedział, spoglądając przed siebie. Zamyślił się na chwilę, a następnie skłonił się lekko, jakby chciał podziękować za rozmowę. Zwolnił tempa, nie towarzysząc zielarce.
Eillif zrozumiała co Rafael miał na myśli odchodząc. Albo tylko tak jej się wydawało...
Jednakże uznała, że w tym przypadku, najlepszym wyjściem będzie milczenie. Odwróciła delikatnie głowę w stronę blondyna i uśmiechnęła się najładniej jak potrafiła.
A kiedy została sama zaczęła myśleć nad tym co Rafael powiedział o Thorbrandzie.


Idąc tak sama, pozwoliła sobie jeszcze raz przyjrzeć się jej nowym towarzyszom. Nie znała z nich zupełnie nikogo, pierwszy raz widziała ich na oczy i nie miała zamiaru jeszcze ich oceniać. Nie znała się dobrze na ludziach. Można nawet powiedzieć, że nie znała się w ogóle.
Z rozmyślań wyrwała ją propozycja Jarleda, który zaproponował przepłynięcie Wartki.
Eillif, oczywiście była już gotowa.
~ Nie sprawiaj kłopotów, nie sprawiaj kłopotów, nie spowalniaj grupy, żadnych kłopotów...
Z pewnością zielarka powtarzałaby te głupoty jeszcze przez bardzo, bardzo długi czas, ale musiała przerwać, bo w grupie pojawił się problem. Wysłuchała przemówienia Solmyra i była pewna, że większości jej towarzyszy, nie podoba się postawa Rafaela i Yarkissa.
Ona, osobiście nie miała wobec temu nic przeciwko, a nawet cieszyła się, ze nie musiała podejmować żadnych decyzji. Nie chciałaby podpaść żadnemu z tych młodych mężczyzn. Tym bardziej, że Eillif, zdążyła zauważyć, że w nowej grupie została już uznana za co najmniej dziwną, a może nawet...niebezpieczną.
 

Ostatnio edytowane przez Eillif : 07-03-2012 o 23:24.
Eillif jest offline  
Stary 01-03-2012, 18:31   #20
 
Lakatos's Avatar
 
Reputacja: 1 Lakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znanyLakatos wkrótce będzie znany
Post wspólny

Podczas marszu Jarled jako pierwszy przerwał luźne rozmowy mówiąc:
- Obawiam się pościgu. Czy wszyscy umieją pływać? Gdybyśmy szli po drugiej stronie Wartki nie zobaczyliby nas tak łatwo jak na trakcie. Poza tym przydałoby się wybrać przywódcę tej wyprawy jeżeli Svena nie ma. Jest ktoś chętny?

Początkowo pomysł Jarleda, że zostanie za nimi wysłany pościg, wydawał się Yarkissowi dziwny, lecz gdy się na tym zastanowił, zmienił zdanie. Skłonny był przyznać racje Grobokopowi w tym, że ich zniknięcie nie przejdzie bez echa w Visenie, ale już pomysł, żeby przeprawiać się na drugi brzeg rzeki, nie przypadł mu go gustu. Powód był prosty. Yarkiss nie potrafił pływać i nie chciał się tym za bardzo chwalić. Postanowił jednak, że na razie będzie milczał.

Pierwszy odezwał się Fernas idący spokojnie na tyle grupy.
- Liderem musi być ktoś rozważny i opanowany, proponuję Rafaela. - uważał, że ów łowca to jedyne słuszne rozwiązanie kwestii przywódcy.

Po zabraniu głosu przez Jarleda, Rafael zbliżył się do Yarkissa. Propozycję Fernasa skomentował przeczącym kręceniem głowy.
- Dziękuję za uznanie - zwrócił się do barda. - Myślę, że jeśli już ktoś ma prowadzić, ty powinieneś się tym zająć Yarkissie. Jesteś najstarszy, poza tym znasz się na lesie, więc najlepiej ocenisz jaką drogę mamy wybrać. Ja w razie czego służę pomocą. - Oznajmił pewnie, uśmiechając się serdecznie na koniec.
Sugestia Rafaela nie ucieszyła Yarkissa. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, że mógłby zostać liderem grupy. Zawsze wolał żyć na uboczu i starał się nie być w centrum uwagi, dlatego postanowił przekonać Rafaela, żeby ten wziął na siebie odpowiedzialność za losy wyprawy.
- Pozwól. - Yarkiss pociągnął łowcę za ramię i odszedł z nim na bok. Nie chciał, żeby inni słyszeli co ma mu do powiedzenia. - Myślę, że wiesz w co się wpakowaliśmy? Nie wybieramy się na zwykłą przechadzkę po lesie, a spójrz na nich. - Wskazał ruchem głowy na resztę grupy. - Może i się na czymś znają, ale na pewno nie na tym jak przeżyć w głuszy. Jeśli ta wyprawa ma się udać, ktoś musi ich poprowadzić, a do tego nie jest potrzebna tylko znajomość dziczy. Wiesz chyba o czym mówię? - Spojrzał porozumiewawczo na tropiciela. - Ja już na dzień dobry posprzeczałem się z Fernasem, za to ty zawsze potrafisz się dogadać i cieszysz się ich sympatią, dlatego zgadzam się z bardem, że to ty powinieneś zostać liderem grupy. Chyba nie odmówisz? - Zapytał z uśmiechem na twarzy. - Oczywiście jeśli będziesz potrzebował pomocy, to służę radą.
Rafael zaczął intensywnie myśleć, kiedy Yarkiss przekonywał go o słuszności propozycji barda. Schlebiało mu, że starszy od niego łowca również uznał go za odpowiednią osobę do prowadzenia grupy. Starał się utrzymywać dobre kontakty z ludźmi, co nie przychodziło mu bez wysiłku, więc cieszyło go, że ktoś to docenia. Z drugiej strony pomyślał o wszystkich niedogodnościach, z jakimi będzie miał do czynienia podczas dowodzenia tymi ludźmi. Nie chciał robić za sędziego, czy jakiegoś mediatora podczas sporów, tym bardziej za tyrana.
- No cóż, rozumiem, nie chcesz wziąć tej odpowiedzialności na swoje barki. Dogadanie się dogadaniem, ale robienie za niańkę też mi się nie uśmiecha.. - odpowiedział Yarkissowi na stronie.
“Widać nie tylko ja nie chcę użerać się z innymi.” - Pomyślał Yarkiss, uśmiechając się pod nosem.
- Mam propozycję. Nikt nie powiedział, że koniecznie musi być jeden prowadzący. Zgódź się byśmy we dwójkę przewodzili podczas tej podróży. Tak czy siak będziemy musieli się naradzać, a we dwóch nie będzie tak ciężko - kontynuował Rafael.- To optymalne rozwiązanie, poza tym skoro uznajesz mnie za dobrego przywódcę, uszanuj moje zdanie co do twojej kandydatury. - Skwintował, spoglądając z ciekawością na rozmówcę.
- Uszanować twoje zdanie? - Zaśmiał się Yarkiss. - Sprytnie, sprytnie, ale dobrze, niech tak będzie. Nie jestem zwolennikiem rozwiązań pośrednich, ale w tym wypadku chyba tak będzie najlepiej. - Mówiac to, wyciągnął do Rafaela prawą dłoń na znak zgody w sprawie przywództwa.
Ralfi odwzajemnił uśmiechem reakcję Yarkissa na swoją propozycję. Ucieszył się, że ktoś będzie dzielił z nim obowiązek podejmowania decyzji, które napotkają na swojej drodze.
- Cieszę się, że się zgodziłeś. - Uścisnął rękę towarzysza.
Yarkiss miał nadzieje, że będą oni zgodni co do swoich decyzji i obędzie się bez większych sporów.
- Dobrze więc jeśli uzgodniliśmy już mniej więcej warunki naszej współpracy, czas na pierwszą decyzje. Co myślisz o pomyśle Jarleda, że wyślą za nami pościg?
- Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym wcześniej... ale może rzeczywiście kogoś wyślą... - odpowiedział Rafael.
- Ja też nie jestem pewny, czy aby kogoś za nami poślą, ale sądzę, że lepiej dmuchać na zimne. - Yarkiss należał do ludzi, którzy zazwyczaj przedkładają ostrożność nad brawurę.
Rafli zmarszczył się lekko. - Moim zdaniem wystarczyłoby wejść głębiej w las i iść wzdłuż traktu. Ale w razie czego, mogę się zamoczyć. – Nawiązał do pomysłu Grobokopa, rozkładając ręce przy wzmiance o “zamoczeniu”. Spojrzał uważnie na Yarkissa.
- Lepiej trzymajmy się z dala od rzeki, podobno roi się tam od skrzatów. Wolałbym ich uniknąć.- Argumentował Yarkiss, nie wspominając nic o tym, że nie umie pływać. Po chwili dodał. - Pozostaje jednak jeszcze jedna sprawa, która wypadało załatwić. - Mówiąc to spojrzał w kierunku towarzyszy. - My się dogadaliśmy, ale to wcale nie oznacza, że reszta to zaakceptuje. Podejrzewam, że ktoś będzie miał inne zdanie na ten temat, dlatego jeśli mógłbym prosić mistrza dyplomacji, załatwisz to?
Rafael wyraźnie się uśmiechnął. ~ Myśli, że jestem próżny? ~ zastanawiał się.
- Wiesz, wydaje mi się, że nie będą specjalnie protestować.. W naszej grupie jesteśmy chyba najlepiej znającymi się na terenie ludźmi. Choć oczywiście mogę się mylić, w końcu Fernas ponoć kiedyś wędrował daleko w las, idąc za półelfim grajkiem. - Jego głos zrobił się ciut tajemniczy.
- Jeśli tak samo dobrze gra na lutni jak wędruje po lesie, niech lepiej uważnie patrzy pod nogi. - Yarkiss nie dawał wiary opowieściom Fernasa.
- Ustalmy co robimy, żebyśmy mogli jakoś poprzeć swoją koalicję przed resztą. - Rafael zabrzmiał nieco komicznie, mówiąc o koalicji. Oczywiście taki miał zamysł.
- Koalicję, powiadasz? - Zaśmiał się syn Petera. - A nie mówiłem, że mistrz dyplomacji? Według mnie nie ma co wielce debatować. Będziemy tu tak stać jeszcze trochę, to się jakieś licho do nas przyczepi. Na razie podążajmy lasem wzdłuż traktu, później się zobaczy co dalej. Ruszajmy już, bo reszta pewnie się zastanawia co knujemy. - Mówiąc to ruszył z powrotem w kierunku grupy.
 

Ostatnio edytowane przez Lakatos : 02-03-2012 o 00:43.
Lakatos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172