Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-07-2015, 15:43   #101
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
14 Mirtula około 12 dzwonu, Alaghon stolica Republiki Thurmish.

Cedrik i Tanish Oldstone



Pierwsze dni po ogłoszeniu poboru do marynarki nie były łatwymi dniami. Przymusowe wcielanie do marynarki ludzi łapanych na ulicach, spijanych w karczmach było procederem nagminny. Nic więc dziwnego, że ludzie nie chodzili nigdzie samotnie. Nawet tragarze do tej pory pracujący samodzielnie pracowali grupami po dziesięciu. Widząc zorganizowane grupy łapacze woleli brać łatwiejsze łupy, jak samotni pijani czy też sieroty. Marynarka jest bezrozumnym potworem pożerającym najsłabszych. Nieliczni kapitanowie byli tam uczciwi i sprawiedliwi, co nie znaczy że reszta łamał prawo, z pewnością okrutnie egzekwowali praw im przynależne.
Nic dziwnego, że samotnicy szybko nikli w trzewiach Marynarki Wojennej Republiki Turmishu.

Nie do końca znane są powodu połączenia sił przez Cedrika i Tanisha Oldstone.
Pierwszy z nich był człowiekiem wkraczającym w wiek średni natchnionym przez muzy bardem.
Drugi młodym półelfem, sam zwał się żeglarzem, lecz był nie tylko nim.
Spotkali się w karczmie „Pierwsza Fala”, tam postanowili, po wieczorze suto zakrapianym alkoholem, chronić sobie tyły przed łapaczami.

Najgorsze łapanki w końcu skończyły się, lecz nie znaczyło, że ludzie i nie tylko, byli bezpieczni przed siłowym wcieleniem do marynarki.
Nasłuchawszy się różnych plotek obiegających stolicę jak wiatr, postanowili zawierzyć jednej z nich. Wieść gminna mówiła, iż komandor, niektórzy mówili admirał lub kapitan Dev, poszukuje zdolnych ludzi na potrzeby armady. Dobrze płaci a na statkach jego, nie ma takiego terroru, jak na żaglowcach marynarki wojennej. Mówiono coś o budowie bazy dla armady pod miastem, z dwie mile od bram miejskich. Taką plotkę należało sprawdzić.

Ulice były ludne, mieszkańcy korzystali z pierwszych dni w miarę spokojnych, bez terroru łapaczy z marynarki.
Ulica nadmorska prowadząca do bramy wschodniej, była bardzo długa, lecz prosta, szeroka i cały czas opadła w kierunku bramy miejskiej. Towarzysze idąc nią nagle usłyszeli dźwięki melodii wygrywanej na harmonijce ustnej.
http://www.youtube.com/watch?v=8C89S...C89S7zQ2JU#t=1
Pod ścianą siedział dziewczynka, chyba jedenastoletnia grając, na je kolanach leżał, śpiący chyba, niemowlak w zawojach. Zaś do niech podbiegł kilkuletni umorusany chłopczyk.
- Co łaska wielmożni panowie dla sierot.
Poprosił wyciągając brudną rękę.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 12-07-2015 o 20:25.
Cedryk jest offline  
Stary 15-07-2015, 13:37   #102
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Wysoki, brązowowłosy półelf, ubrany w ciemne, skórzane spodnie, białą koszulę oraz etnicznie uszytą beżowoszarą kurtkę odskoczył, niczym tancereczka, od żebraka. Jego wysokie, dobrej jakości, podróżne buty zastukały lekko obcasami o bruk, a rapier przypięty do pasa cicho zadźwięczał.
- Uff o mały włos - powiedział jakby do siebie, sprawdzając czy jego dobytek jest na swoim miejscu. Plecak, łuk…sakiewka, ok, wszystko tam gdzie powinno. Dopiero po chwili postanowił przyjrzeć się obdartym dzieciakom.

Po “dzieciach” było widać już pierwsze trudy życia na ulicy. Ubrania, chociaż w miarę czyste, były łatane i cerowane. Gdy półelf przyjrzał się uważniej dziewczynie, ze zdziwieniem spostrzegł, że to co w pierwszej chwili brał za owiniętego niemowlaka, było zapaskami oraz suknią, a wrażenie to powodował duży brzuch dziewczyny. Jako, że prawdopodobne rodzeństwo nie wyglądało jeszcze na bardzo nie dożywione, więc zapewne dziewczynka była w ciąży.

Mężczyzna zmarszczył brwi, zniesmaczony widokiem ciężarnej dziewczynki. Czuł, że znalazł się w sytuacji rodem ze swojego koszmaru. Z jednej strony chciał pomoc osobie w potrzebie (i podbudować w ten sposób swoje własne ego) a z drugiej, walczył z nieodpartym pragnieniem dokopania mentalnie dzieciakom, które darzył, wszystkie po równo niechęcią tak wielką, że mogłaby przenosić skały.
Dać srebrniaka i odejść, czy splunąć na ziemię i wyminąć? Półelf podrapał się po krótko przystrzyżonej bródce. Nie, nie złamie się, nie zapomniał jak się dzieciaki z sąsiedztwa nabijały z niego i jego rodziny, te jakby mogły, robiłby to samo.
-A kim ty jesteś, że mam ci płacić, co? - zapiał niespodziewanie, gromiąc chłopca spojrzeniem.

Chłopczyk skurczył się w sobie, odwrócił się od Tanisha, poczym wyciągnął rękę do zamyślonego barda.
- Wielmożny panie, może ty wspomożesz sieroty?

Cedrik w pierwszej chwili nie odpowiedział chłopcu będąc zasłuchanym w melodię dziewczynki. Uśmiechnął się do siebie słysząc miłe dla ucha dźwięki. Dopiero kiedy przyjrzał się jej uważniej na jego ustach pojawił się lekki grymas. Nim jednak rozwinął w sobie kłębiące się myśli do jego uszu wyraźniej dotarła odpowiedź towarzysza. Spojrzał na niego szczerze zdziwiony:
- Spokojnie, to tylko dziecko, nie musisz go atakować, żyje na ulicy. Korda też przy sobie nie ma by wbić Ci go w brzuch, jest niegroźny -zwrócił się do chłopca wyciągając z sakiewki złotą monetę tak by wyraźnie ją zobaczył- Dostaniesz jeśli obiecasz, że podzielisz się z innymi, zgoda?

Chłopiec uśmiechnął się.
- Oddam siostrze, dziękuję ci wielmożny panie.
Chłopiec szybko chwycił podaną monetę.

W tym czasie półelf przyglądał się z wzgardą dziewczynce. Dostrzegał coraz więcej cech, które umknęły mu przy pierwszych oględzinach. Duże zielone, w kształcie migdałów oczy, delikatne kości i rysy twarzy, nie widział jej uszu bo skrywały je blond włosy. Dziewczynka miała w sobie krew elfów, dużo jej nie było, może była półefką, lecz raczej qwateronką, jeśli wziąć pod uwagę wygląd żebrzącego chłopca.

Tanish zrobił taką minę jakby jego twarz miała się zaraz wciągnąć do środka. A niech wszystkich świerzb zeżre! Trafił na żebrzących mieszańców. Choćby nie wiadomo co, nie może tego tak zostawić.
Prychnął ze zdenerwowania i podszedł do dziewczynki, która najwyraźniej nie interesowała się tym co robi jej, a może i nie, towarzysz.
- Jak ci na imię? - spytał siląc się na najłagodniejszy ton głosu. Musi rozegrać sytuacje tak, by wyjść z niej na plusie dla swoich przekonań.

W dnu dzisiejszym Tanish stracił najwyraźniej swój zmysł spostrzegawczości, znowu nie dostrzegł, iż mimo, że dziewczynka cały czas z uczuciem grała na harmonijce ustnej, bacznie obserwował też chłopca. Jako, że nie groziło mu żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, nie przerywała swojej gry.
Zagadnięta przerwała grę.
- Amanda, proszę pana.

- Należycie do jakiejś żebrackiej szajki? Nie, zaraz, po co ja się pytam… - puknął się w czoło mieszaniec. Nie wiadomo dlaczego, zawsze tremował się gdy musiał rozmawiać z kimś o wiele młodszym od siebie. -To nie tak, że mi się zrobiło was żal… albo, że jesteście dobrzy w żebrach... - zaczął przezornie wyciągając trzy srebrne monetki - Powiedzmy, że się solidaryzuję z dalekimi krewnymi - odparł dwuznacznie starając się zachować powagę i dostojeństwo.

- Nie panie, nie należę do żadnej szajki, staram się tylko zarobić na siebie i brata. Nie pojmuję też twych słów o krewniactwie. Czyżbyś był panie jakimś krewnym naszego ojca? Był tak jak wy panie półelfem. Zwał się Argenon Redleaf, zabili go piraci z “Czerwonej Przyprawy”.
Odparł dziewczynka, skinieniem głowy dziękując za jałmużnę, szybko chowając pieniądze w sakiewce ukrytej pod zapaską.

Pokręcił przecząco głową. - Nie znałem twojego ojca - przełkną żachnięcie się - Jest jednak coś… - popukał się palcem wskazującym po lekko spiczastym uchu - Co sprawia, że jesteśmy dla siebie daleką rodziną. - mrugnął do dziewczyny porozumiewawczo, pozwalając sobie na chwilę szczerości, po czym wyprostował się.

- Dziękuje krewniaku.
Do dziewczynki podszedł jej brat podając z uśmiechem złotą monetę. Skinęła głową i uśmiechnęła się do Cedrika, poczym szybko schowała złoto do sakiewki, ukrytej pod zapaską.
Po chwili już znowu grała.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qWLvv...Lvv_rrSH4#t=12
[/MEDIA]
Cedrik nie przerywał w pierwszej chwili rozmowy Tanisha, obserwował go za to uważnie. Wydawał mu się nieco dziwny, choć może nie powinien oceniać innych, to nie mógł oprzeć się wrażeniu, że z pół elfem coś jest nie tak. W tej chwili jednak był jego jedynym towarzyszem, a kiedy wczoraj popili, obaj uznali pomysł wspólnej podróży za sensowny, co ważniejsze - rano także taki się wydawał, więc zostało jak ustalili. W końcu nie miał znaczenia charakter tego kto akurat ochroni Cię przed śmiercią, a w stolicy wałęsanie się samemu w tej chwili było ryzykowną inicjatywą. Bezpieczniej było zaokrętować się we dwóch. Kiedy Tanish przestał rozmawiać z dziewczynką, przyszła kolej na barda.
- Dobrze grasz -pokiwał głową- też jestem muzykiem, od dawna ćwiczysz? -zwrócił się do niej melodyjnym, przyjemnym głosem, wprawne ucho z łatwością wyłapałoby, że ów pracował wcześniej nad jego brzmieniem.

-Zaczęłam, jak byłam w wieku mojego brata, proszę pana.
Odparła z uśmiechem.

Odpowiedział uśmiechem i kucnął przed nią.
- Masz talent, możesz go dobrze wykorzystać, nie zawsze musi być tak jak teraz -objął gestem rąk ją, brata i okolicę- Może być lepiej, los może się odmienić, bez względu na to co już przeszłaś -spojrzał ledwo zauważalnie na jej brzuch- Kto Ci to zrobił?
Było w nim coś co przyciągało uwagę, w jego głosie, jego mowie ciała, wszystko wyglądało w nim tak jakby chciał wlać w nią ducha i nadzieję.

- Właściciel gospody w której pracowałam.
Odparła opuszczając głowę i czerwieniąc się.

- Jak się nazywa ta gospoda?

- “Pod pulardą”

Pokiwał tylko głową, ale nie drążył więcej tematu, zamiast tego położył dłoń na jej głowie i powiedział pokrzepiająco:
- Rozwijaj swoje umiejętności, a pewnego dnia spotkasz ludzi, którzy je docenią. Chciałabyś podróżować z grupą przyjaciół, którzy grają tak jak Ty i żyją z tego, nie żebrząc na ulicy?

- Takie mam plany proszę pana. Te pieniądze pomogą je zrealizować.
Odparła z uśmiechem.

- Świetnie! -odpowiedział entuzjazmem- Tak może się stać, może szybciej, może później, tego nie wiem, ale stanie się jeśli będziesz w to bardzo mocno wierzyć.-uśmiechnął się szeroko- Czy wiesz kim jest Liira, dziecko?

- Chyba boginią bardów, ale nie jestem do końca pewna panie
Odpowiedział po chwili zastanowienia.

- Tak, jest boginią, która ma słabość do muzykalnych i zagubionych dusz takich jak Ty. Wiem bo i mi wiele pomogła, porozmawiaj z nią, nie martw się, że nie usłyszysz od razu odpowiedzi, ona nadejdzie, zobaczysz. A jeśli dostrzeżesz w mieście podróżującą trupę artystyczną to nie obawiaj się do nich podejść i pokazać co potrafisz. Ktoś z pewnością doceni młody talent. -zamyślił się przez chwilę i powiedział do siebie w duchu "A możę i teraz jakaś się znajdzie?" - Czy grasz jeszcze w innych częściach miasta niż tutaj?

- Grywałam w różnych częściach miasta, chociaż po łapankach długo się ukrywałam z bratem. Dopiero teraz się odważyłam wyjść.
Odparła kiwając głową.

-Mądrze, nie jest ostatnio bezpiecznie. Czy jest w mieście jeszcze coś na co powinni uważać podróżni? Dzielnice, do których lepiej nie zaglądać? Ludzie, których należy unikać?
Uznał, że dziewczynka jako, że żyje na ulicy może mieć pewien zasób informacji o tym jak żyć by przeżyć. Zawsze warto wiedzieć więcej niż mniej jeśli chodzi o takie sprawy, miał też swoje powody.

- Nie wiem, proszę pan. Mieszkamy na ulicy dopiero dwa dekadnie.
Przy tych słowach wzruszyła tylko ramionami.

- Rozumiem -wstał w końcu by rozprostować nogi- Czas na nas, trzymajcie się z dala od kłopotów, powodzenia - kiwnął jej głową i spojrzał na Tanisha. z pytaniem.
- Idziemy?

- Już myślałem, że przyjdzie mi nocować na ulicy… - westchnął półelf z nieukrywanym znudzeniem na twarzy, na co jego towarzysz wzruszył tylko ramionami. Takie rozmowy, jak ta z bezdomną, były jego najsłabszą stroną. Po wielu latach udręki, wyzbył się zrozumienia i współczucia dla innych, ponieważ sam nigdy nie spotkał się z podobnymi reakcjami. - Prowadź, jeśli chcesz… - mruknął posępnie.

 

Ostatnio edytowane przez sunellica : 15-07-2015 o 13:44.
sunellica jest offline  
Stary 15-07-2015, 13:49   #103
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Towarzysze ruszyli dalej w dół w kierunku bramy miejskiej. Nie odeszli dalej, niż na pół kabla, gdy nagle muzyka harmoniki umilkła, a do ich uszu doleciały podniesione głosy.

Gdy obejrzeli się zobaczyli dziewczynkę szarpiąca się z brodatym drabem przewyższającym ją o prawie dwie głowy. Jej brat próbował ją bronić z krzykiem, lecz został kopniakiem posłany na stos skrzynek które z trzaskiem pod nim pękły.

Dryblas spostrzegł, iż zbyt długo już się z dzieckiem szarpie, próbując wyrwać z jego dłoni sakiewkę. Wyszarpnął z pochwy nóż i szybkim ruchem ugodził dziewczynkę w prawą pierś. Z je dłoni wypadła na ulice harmonijkę a drab ruszył w górę uliczki, szybko niknąc w pierwszej uliczce. Dziewczynka chwyciła się za pierś oparła o ścianę i powoli osunęła na bruk. Z stosu potrzaskanych skrzynek rozległ się upiorny krzyk. Nieprzemyślne jałmużny czasami stwarzają więcej szkód niż obojętność. Każdy srebrnik, każda złota moneta dla osoby, która nie potrafi jej obronić jest jak sztylet w pierś. Do towarzyszy dotarło ta prosta myśl, iż być może przyczynią się do śmierci dwóch istot a może i trzech, swoją jałmużną, jeśli czegoś nie zrobią.

- Zobacz co zrobiłeś… nie daje się złota dzieciakom z ulicy! - Tanish mocno się zdenerwował. Oczywiście nie przyszło mu do głowy, że jego srebrniki, wyrządziły podobną szkodę co datek barda.

- Trup jak nic… - powiedział do siebie, gapiąc się tępo na dziewczynkę.

Widząc to Cedrik zaklął pod nosem, ale szybko opanował się i przeniósł uwagę z uciekającego na dziewczynkę. Dogonienie go byłoby trudne, a ona z każdą chwilą się wykrwawiała. Decyzja była prosta.

Podbiegł do leżącej dziewczynki i spojrzał na chłopca.
- Nie martw się, będzie zdrowa.

Tanish spokojnym krokiem podążył za towarzyszem.

Dziewczynka oddychała z trudem, na jej wargach pękały banieczki krwi przy każdym oddechu, z pomiędzy placów wypływała krew. Z przerażeniem w oczach dziewczynka obserowała jak krew z niej wycieka.

Bard zdjął plecak i wygrzebał z niego podłużną tubę, z której wydobył zwój zapisany magicznymi symbolami. Rozwinął go i skoncentrował się przesuwając delikatnie po nich palcami szepcząc pod nosem ich znaczenie. Wtedy nagle jego dłoń rozbłysła niebieskawym światłem, którą zbliżył do rany dziewczynki z intencją uzdrowienia w myślach. Światło z dłoni przepromieniowało jej ciało i wniknęło w nie zasklepiając ranę całkowicie. Bard odetchnął ciężko bolejąc nad własną głupotą i spojrzał na półelfa.

Dziewczynka zaczęła swobodnie oddychać. Gdy zrozumiała,ze będzie żyć rozpłakała się.

- Co z nią teraz zrobimy? Srebrniki chyba też nie były najlepszym pomysłem.

Mieszaniec wzruszył ramionami. - Uleczyłeś ją… zrobiłeś aż nadto za nas obu, nie sądzisz? - Nie miał zamiaru komentować przytyku, dobrze wiedział, że atak na dzieci nie był z jego winy.

- Proszę panowie pomóżcie mi wyjść z bartem poza miasto. Tam potrzebują ludzi do pracy w przystani organizowanej przez ludzi komandora Deva.

Powiedziała dziewczynka ocierając oczy z łez.

- Zresztą możemy sobie pomóc nawzajem. Przy branie czekają łapacze. Wyłapują samotnych. “Krewniaku” jeśli podasz się za mojego ojca, a pan bardzie za ojca mojego brat, wtedy wyjdziemy, i ja z bratem, i wy. Miałam już kwotę na łapówkę, przy następnej zmianie łapaczy, byłam umówiona z sierżantem, który miał mnie z bratem za nią przepuścić, dlatego czekałam i grałam zamiast od razu przejść przez bramę. Jeśli podamy się za krewnych łapówka nie będzie konieczna, tylko kopytkowe.

Szpiczastouchy prychnął ni to z rozbawienia, ni to z niedowierzania. - Musieliby być ślepi, żeby przełknąć tak słabe kłamstwo… popatrz na siebie, brudna i obdarta… nie wspominając, że ciężarna! - zgromił dziewczynkę spojrzeniem. - Jeszcze mi powiedz, że mam iść pod rękę z moim grajkiem, to dopiero by było - zaśmiał się rozbawiony wizją w swojej głowie.

- Nie jestem brudna, za bardzo, a ubrania zaszyłam i pocerowałam, nie są najgorsze. Brudniejsi ode mnie przechodzą przez bramę. Strażnicy zresztą bardziej pilnują wchodzących, by pobrać myto za wnoszone na sprzedaż towary. Obawiać musimy się łapaczy, nie strażników.

Sięgnęła pod mur, gdzie leżał jej worek. Wyjęła z niego czystą choć łataną pelerynę i drugą pstrokatą od łat, nieco mniejszą.

- Okryjemy się z bratem tymi pelerynami. Twarze i ręce się umyje, choćby w beczce z deszczówką. Mam nawet kawałeczek mydła. - zapewniła.

- A krew? Wyparuje? - zadrwił z niej Tanish.
Dziewczyna zawstydziła się i opuściła głowę słysząc natarczywy ton głosu półelfa.

Zakłopotany podrapał się po głowie nie wiedząc co dalej zrobić. Spojrzał z roztargnieniem na towarzysza, łudząc się, że ten przyjdzie mu z pomocą, po chwili jednak zreflektował się. - Coś wymyślę, nie z takich opresji wychodziłem… - zamruczał do siebie obmyślając plan działania.

Zaraz, dlaczego ja się w to angażuje?” porażony myślą, zamarł na chwilę z przygłupim wyrazem na twarzy. Wbrew wszystkim jego dziwactwom, chciał na pewien sposób, ułatwić życie “krewniaczce”. Gdy sam był młody, latami marzył o kimś, kto wyciągnie do niego rękę i da kopa na rozpęd w samodzielnym życiu. - Coś wymyślę… - pokrzepił sam siebie.

Jakby na to nie spojrzeć, bard nie planował takiego rozwoju wypadków, miał wyruszyć na morze, nie wiązać swoje losy z bezdomną. Chciał jej pomóc, w zamian za to stracił sztukę złota, oraz zwój który kosztował tyle, że by mieć czyste sumienie, nawet się nie przyzna. Dla dziewczynki byłaby to fortuna. Naopowiadał jej o wierze, o losie który może się zmienić, zachęcił do wiary w swoją Boginię twierdząc, że pomoże... nie mógł teraz się odwrócić. Bo co warte by były wtedy jego słowa? A może to nie przypadek i miał właśnie jej pomóc? Nie zastanawiał się nad tym już dłużej, wskoczył do wody i musiał płynąć z prądem.

- Dobra, motyw z krewnymi jest w porządku, ale ja będę Twoim Ojcem -wskazał na dziewczynkę - a Tanish ojcem chłopca. Kupimy Ci nową koszulę lnianią, a tę się wyrzuci, umyjesz się tak jak mówiłaś. Brzucha nie będziemy ukrywać i to da nam przewagę. Udam pełnego hańby i wstydu, rozgorączkowanego ojca, którego żona puściła się z innym i poszła z nim, zabrała pieniądze i to co cenne z domu, was zostawiła, od dwóch dekadni na ulicy byliście stąd wasz nie do końca czysty wygląd. Tobie mówiłem byś się z tymi chłopakami nie zadawała, ale widać w matki ślady poszłaś i wstydu mi na trzy generacje narobiłaś, teraz udajemy się do najbliższego miasta do mojej siostry, która się Tobą zajmie bo jest uczciwa i z zasadami, idziemy tam bo ja jako artysta jeszcze nie mogę osiąść na stałe w jednym miejscu. A...-popatrzył na swojego towarzysza- wymyśl sobie imię, wy udajecie się z nami gdyż siostra was zatrudni w piekarni męża. Rzucimy im też dodatkowym srebrnikiem by wstydu oszczędzili już mi dalej w tym mieście i zdrowie wypli by Cię siostra na ludzi wyprowadziła. Będę gadał.

Półelf wzruszył ramionami, dla niego zachowanie towarzysza było całkiem na rękę. Im mniej roboty dla niego, tym lepiej. - Tytek jestem… - wypalił głupkowato i przybrał minę tępego chłopa. Przemilczał sprawę swojego dobytku, który jawnie wskazywał na kogoś z pełniejszą sakiweką u pasa. Najwyżej zagada strażników na śmierć.

Dziewczynka pokiwała głową z uśmiechem.

- Bardzo panom dziękuje. Wiem co muszę mówić. Zrobimy, tak jak pan mówi.

Na pierwszym kramie szybko zakupili lnianą koszule dla dziewczyny, po czym szybko przebrała się okrywając się płaszczem.

Gdy dochodzili ulica do bramy z daleka widać było już zamieszanie. Przy bramie stały dwie dziesiątki zbrojnych z marynarki wojennej którzy wyłapywali wszystkich zdolnych do walki lub służby na okrętach. Z daleka było widać, iż przepuszczają rodziny, zaś złapani nieszczęśnicy siedzieli związani na ziemi w pobliżu muru miejskiego.

Cedrik na widok zamieszania szepnął do towarzyszy

- Lepiej wymyślcie własne, bardzo przekonujące historyjki, gdzie pracujesz… Tytku, co robisz i tak dalej, wiesz o co chodzi.

W końcu przyszła i ich kolej. Podszedł do nich sierżant piechoty morskiej z racji pełnionych zadań zwanej w tej chwili łapaczami, czwórką zbrojnych.
- No widzę dwóch zdatnych do marynarki wojennej Republiki. Chłopców i dziewcząt pokładowych, nigdy nie będzie za mało, biorąc pod w uwagę straty. No dokąd to?

- Witajcie Panie, Nazywam się Gustav Serenit, to mój przyjaciel i jego syn, a to... moja -splunął siarczyście na ziemię- córka-spojrzał na dziewczynkę, a jego spokojny do tej pory wyraz twarzy zaniósł się udawanym gniewem- Cholera mnie weźmie zaraz! -wybuchnął- Moja córka, krew z krwi, a widzi Pan co ona tam niesie? Bachora! W takim wieku! To się w głowie nie mieści, jestem artystą Panie, wiele czasu w drodze spędzam, ostatnie pół roku poza miastem byłem, pieniądze co miesiąc słałem, wracam i co zastaje? Moja psiekrwie żona -splunął ponownie- ponoć puściła się z jakimś Rodrickiem i poszła w cholerę, dzieci zostawiła, a córka jak widać w mamusię się wdała! -wskazał na nią gniewnie palcem- A mówiłem by się z tymi chłopakami nie prowadzała i co z tego wyszło? Ano to co powiedziałem Panie, godność moja zszargana i zhańbiona, żona zwiała i zabrała wszystkie pieniądze, dzieci praktycznie na ulicy żyć musiały przez ostatnie dwa tygodnie. Bogowie chyba mnie posłali tu specjalnie wcześniej bo inaczej kto wie czy by żyły gdybym wrócił później, ale jak zaraz zawału nie dostanę to nie wiem no, wstydu najadłem się po uszy i teraz też, wiesz Panie jaki to wstyd?-gorączkował się dalej- Każdy się gapi na taką małolatę, mleko pod nosem i z brzuchem, na mnie jak na ojca wyrodnego, a jam Ci Panie zawsze dobrze chciał mówię Ci, teraz do siostry mojej prowadzę bo ja jeszcze osiąść na stałe nie mogę w jednym miejscu by tego pomiotu dopilnować, ale siostra moja porządna kobieta z zasadami, może uda jej się na ludzi wyprowadzić. Pozwól Panie opuścić tę krainę wstydu jak najszybciej bo już tej hańby dłużej nie zniosę.

- Jestem Tytek - wypalił Tanish lekko się przy tym opluwając - Ten dzieciol to mój pierworodny, Mytek! - odparł z dumą w głosie - Jak pan widzi wyruszamy z miasta za chlebem! - zaśmiał się rubasznie -Żona zmarła, dom zawszał… a tu mój kum, że robota i panny jakie czekajo, no więc ja ide, zrobiłem się na muła jucznego, może wyrwę jako dupę, w piekarni się zatrudnię jako nosiwoda, bo piec to ja nie umiem, jeno chlać, o tak, w tym dobry byłem… co nie Mytku? Ehhh wdał się bachor w starą raszple, tfuuu, nie wolno tak o zmarłej mówić ale wie Pan jak to z babami, ciągle mi tylko “Za robotę byś się wziąąąąął”

Cedrik teatralnie westchnął ciężko.
- Tytek to prosty chłop, ale dobry.

Sierżant długo przyglądał się towarzyszom, dokładnie obejrzał dziewczynkę, która zaczerwieniona starała się ukryć przed jego wzrokiem. Nie uszła jego uwadze krew w nosie dziewczynki, lecz wysnuł całkiem niepoprawne wnioski.

- Widzę, że już się zabraliście za dziewczynę. Ten kto pasa żałuje ten grzeszy. Wiadomo wszak, że jak się baby nie bije to jej wątroba gnije, gdybyście tak swoją traktowali pasem to by wam nie poszła, zostawiając dzieci na poniewierkę.

Pokręcił głową nad głupotą niektórych mężów i ojców, po czym się roześmiał. Machnął ręką.

- Idźcie niech bogowie was prowadzą.

-A pomyślności! Mytek rusz ten zad, idziem, idziem… co ty myślisz, że widoki byndziesz podziwiać? - szturchnął chłopaka by dać mu znak by ruszył przez bramę - Uśmiechajże się bo tak to nigdy ci matki nie znajdę - strofował chłopca, ciągnąc go za ramię.

- Dziękujemy Panie, chodź -powiedział przez zęby do córki i poszli.

Na bramie na szczęście stali już strażnicy miejscy.

Macie papiery żeście ze stolicy albo okolic?

Zapytał sierżant dowodzący bramą.

- Widać żeście przyjezdni, pięć sztuk miedzi od nogi, zatem czt…. e pięć sztuk srebra.

Nadstawił rękawicę i strzelił palcami dając tak znak by nie zajmowali mu czasu.

- Dobrze Panie, widzę że zajęci jesteście to nie zajmiemy wiele czasu, już z Panami łapaczami dużo rozmawialiśmy, oto pieniądze -wyliczył pięć sztuk srebra i dodał jeszcze jedną dodatkową- za zdrowie wypijcie Panie i niech Bogowie wam sprzyjają.

Sierżant szybko wrzuciła do stojącej opodal szkatułki cztery sztuki srebra.
- Przechodźcie, nie trasujcie bramy.

Za bramą widać było już trakt. Gdy minęli bramę dzieci oddechneły z ulgą.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 16-07-2015, 21:21   #104
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
14 Mirtula, wieczór. Impreza integracyjna bosmanów

Na polecenie Leili sala została już wcześniej przygotowana przez półprzejrzystych służących. Dwa z trzech stołów odsunięto pod ścianę, tak by zrobić miejsce do tańca, gdyby komuś przyszła ochota. Na zabawie oczekiwano finalnie pojawienia się Lei, Krossara, Baedusa, Neevana, Urlany, no i oczywiście Couryna oraz Leili. Wszyscy byli wszak bosmanami i wszyscy powinni sobie wzajemnie ufać i służyć wsparciem.
Leila już dzień wcześniej uprzedziła kamerdynera, że wyprawią tutaj małe przyjęcie. Nie chciała, by marnowano potrawy na czterdzieści czy - co gorsza - sto osób. Wystarczyło po prostu przygotować porządne posiłki dla maksymalnie dziesięciu. Sama nie wiedziała, czy ktoś przyjdzie z osobą towarzyszącą, czy każdy przyjdzie solo. Jej osoba towarzysząca była na szczęście odgórnie wliczona w pulę bosmanów.

Jako jedna z pomysłodawczyń Leila pojawiła się na miejscu o umówionej porze jako pierwsza. Z nieodłącznym Courynem oczywiście, gdyż korzystali z jednego tylko pierścienia. Co miało mnóstwo zalet, ale i nieco wad. Mag nie miał nic przeciwko stałej obecności wybranki przy swoim boku, ale czasami dobrze by było móc się spotkać z nią, gdyby ona była w magicznej kwaterze, a on - na drugim końcu świata. No, powiedzmy - wyspy.
Na razie nie zajęli jeszcze miejsc. Pogrążeni w cichej rozmowie oczekiwali na pojawienie się kolejnych gości.
- Szkoda, że tak leje - powiedział Couryn. - Impreza pod gołym niebem ma swój urok.
Leila przytaknęła.
- Uwielbiam wieczorne niebo. I ognisko, jeśli chodzi o bardziej liczne towarzystwo - odparła z uśmiechem.
- Tu sobie ogniska raczej nie rozpalimy - odparł z nieudawanym żalem.
- Ciiiii - Leila zamachała dłońmi. - Jakby to kamedryner albo - co gorsza - biliotekarz słyszał… - pokręciła głową. - Nadrobimy. Kolejną zabawę zrobimy przy ognisku, jak nadarzy się okazja. O ile ta wypali…
- To już by musiała być bardzo nieudana impreza, żebyśmy mieli dość tego towarzystwa. - uśmiechnął się.
Leila nie wydawała się do końca przekonana.
- Jestem spokojna o ciebie czy Leę, Krossara chyba też. Nawet Baedusa. Trochę nie wiem, co to będzie z Neevanem i Urlaną - wyjaśniła. -Może to oni będą mieć dość nas?
- Może i racja. - Co do Neevana Couryn też miał pewne wątpliwości. A nuż barda dopadnie ponury nastrój. Albo wyskoczy z tekstem w stylu “Wina picie skraca życie”, na dodatek wcale nie żartem? - Bądźmy optymistami - dodał.
- Ay, sir. Przy tobie zawsze - odpowiedziała mu Leila i przyciągnęła go do siebie, by skraść mu krótki pocałunek.

Po dłuższej chwili do sali weszła Lea i żywym krokiem podeszła do obecnych.
- No popatrzcie. Mówią, że to kobiety się spóźniają, a tu już prawie wszystkie są. - powiedziała żartobliwie z uśmiechem - Urlana powiedziała, że idzie szukać beczek z piwem, więc pewnie zaraz tu będzie.
- Jeśli zdąży przed innymi, to obalimy ten okropny mit - odpowiedziała Leila wesoło. - Mam tylko nadzieję, że wszyscy będą się dobrze bawić. Nie chciałabym, żeby wypadło… no wiecie… drętwo - dodała z cieniem niepokoju w oczach.
- Aj tam, Couryn lub Neevan coś zagrają, potańczymy, trochę wypijemy, może coś zjemy, przede wszystkim się pośmiejemy. Przy ognisku w sumie by było lepiej, ale nie ma co się przejmować. Myślę, że Baedus będzie w stanie stworzyć nawet tutaj odpowiedni nastrój dzięki magii iluzji. - rzekła uspokjajająco do Leili.
Dziewczyna odpowiedziała jej kolejnym uśmiechem, po czym rzekła:
- Cóż, może oboje macie rację. A co do ogniska… Właśnie tak rozmawialiśmy. Jeśli to dzisiaj wypali, to następną zabawę robimy przy ognisku, jak tylko nadarzy się okazja.
- Jak tylko przestanie padać - dorzucił Couryn. - Z pewnością na wyspie jest dość bezpańskiego drewna.
- Niekoniecznie musimy tutaj robić nasze ognisko. Możemy je zrobić gdzie indziej. Zobaczymy co przyniosą kolejne dni. - odparła na słowa mężczyzny elfka.
- Na pewno przyniosą ślub - podsumowała Leila.
- Ej... trochę więcej optymizmu, kochanie - uśmiechnął się Couryn.
- A… Ale ja się naprawdę bardzo cieszę! - odpowiedziała Leila. - Po prostu chciałabym, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. I trochę się stresuję. Do tego mam wrażenie, jakby to teraz miała być jakaś przymiarka do wesela. A przecież nic jedno z drugim nie ma wspólnego… - tłumaczyła jakby sama sobie.
- Będziesz uroczą panną młodą - odparł Couryn. - A w końcu tylko to się liczy.
- Postaram się. Chociaż z takim panem młodym i druhną… Żadne wyzwanie - zaśmiała się Leila.
Wtedy na salę wszedł Baedus z Cyntią, czym wywołał kilka uśmiechów na twarzy.
Szedł dziarskim krokiem w kierunku zebranych gości.
-Witajcie. Widzę, że szykuje się imprezka... zaśmiał się Basanta po czym dokończył zdanie. -...pomimo padającego deszczu. - mówiąc te słowa spojrzał w sufit.
Wtem do sali wpadła Urlana niosąc na plecach beczkę piwa. Nawet była podpisana "piwo", tak jakby tutejsza magiczna obsługa mogłaby się pomylić. Postawiła ją na jednym z krzeseł i odwróciła się do reszty.
- Czyście to widzieli? Nie pozwolili mi wziąć więcej niż jednej beczki. W ojcowskim browarze by to nie przeszło, gdyby było wiadomo, że kroi się jakaś impreza - obwieściła reszcie.
- Narażają nas na wyprawy po więcej w środku nocy - odpowiedziała Leila rozbawiona lekkim oburzeniem kobiety.
Na końcu zjawili się Krossar i Tania. Spóźnieni, mieli lekko pogniecione ubrania, więc łatwo było domyślić się czym zajmowali się wcześniej - sobą.
- Chcieliśmy jeszcze raz złożyć gratulacje - powiedział kapłan gdy Urlana rozlewała piwo.
- Za szczęśliwą parę! - powiedział, z namaszczeniem wznosząc pierwszy toast.
- Dziękujemy - odpowiedziała Leila. - Pamiętajcie tylko, że to nie jest zabawa z okazji nadchodzącego ślubu, a zwyczajnie chwila dla bosmanów na zaciśnięcie więzów - dodała z uśmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 16-07-2015 o 21:23.
Flamedancer jest offline  
Stary 16-07-2015, 21:28   #105
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
14 Mirtula, wieczór. Impreza integracyjna bosmanów



W końcu do sali wszedł spóźniony Neevan, niosący lutnie i cytrę, pożyczoną od Ann.

- Przepraszam za spóźnienie. Musiałem zadać dziewczętom różne zadania do wykonania, by nie przyszła im ochota na podglądanie nas.

Odłożył swe instrumenty na jeden z odsuniętych stołów.

Potem sięgnął po jeden z kufli napełnionych piwem, opróżnił go jednym haustem.
- Zagram teraz dwie ballady, potem jedną melodię do tańca. Potem trochę porozmawiamy, potem kolej Couryna, proponuję jedna pieśń i jedna muzyka do tańca, potem znów przerwa na rozmowy, znowu ja wchodzę i tak na zmianę, póki będziemy mieli siłę na zabawę.

Zaproponował szantymen. Nie widząc sprzeciwów nastroił swoją lutnię i zaczął grać.

Czy uwierzysz w taką noc
tę noc, gdy spełniają się sny
Czy uwierzysz w taką baśń
rozkoszną i chwaloną od wieków
Podejdź do płonącego ogniska i

Zobacz mnie pośród cieni
Zobacz mnie pośród cieni
Pieśni, które zaśpiewam
O runach i pierścieniach
Tylko podaj mą harfę
Tą noc zmienię w mit
Nic nie wygląda prawdziwie
Lecz wkrótce poczujesz
Ten świat jest dla innego barda
Snem pośród cieni
Snem pośród cieni

Czy wierzysz, że to ma sens?
Czy to prawda, czy to mit?
Dla mnie oba są jednym
Nikt nie zna ukrytego znaczenia
Linii czasu
Nikt inny, ale Norny potrafią
Spojrzeć poprzez czas i
Wszystko zacznie się, gdy
Wywyższane dziecko
Odezwie się do ciebie
Zobacz mnie pośród cieni
Zobacz mnie pośród cieni
Pieśni, które zaśpiewam o plemieniach i królach
Jak czarna wrona, jak sala tortur
Nic nie wygląda prawdziwie
Lecz wkrótce poczujesz
Ten świat jest dla innego barda
Snem pośród cieni
Snem pośród cieni


Nie bój się z mojego powodu
Nie ma nic do ukrycia
Jak gorzką jest wasza zdrada
Jak gorzkie jest kłamstwo
Zapamiętaj magię i zapamiętaj blask
Pragnę jedynie być po twojej stronie
Ucieszyliśmy kruka, a teraz
Pobiegnę przez blask ognia
To jest mój wybór
Bo wszystko powinno iść dalej…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_3_S1Q40HZo[/MEDIA]

Potem przepłukał gardło piwem i zaczął drugą piosenkę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6dCd-zZz_wY&list=PLpHPU70Hqr5RXcUxECnIivwdosR3FWfwf&ind ex=19[/MEDIA]

- Teraz zaś coś do tańca. Matelot, panie proszą panów. - zakrzyknął z błyskiem w oku i z uśmiechem na twarzy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sl2pw1OzpZw&spfreload=10[/MEDIA]
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 17-07-2015, 10:24   #106
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje czy też łączy pokolenia. W tej chwili i w tym miejscu zdjęła ciężar prowadzenia rozmowy z barków niektórych i pozwoliła na chwilę oddać się beztroskiej zabawie. Leila do pierwszego tańca zaprosiła narzeczonego. W późniejszym czasie zamierzała odtańczyć po co najmniej jednej piosence z każdym z bosmanów. Póki co skłoniła się przed Courynem:
- Uczynisz mi ten zaszczyt?
Jako pierwsi wyszli na środek sali z cichą nadzieją, że ośmielą tym ewentualnych niezdecydowanych. Choć Leila poruszała się zwinnie i lekko, wyraźnie było widać, że to Couryn lepiej czuje muzykę.
Lea wsłuchała się w rytm muzyki granej przez barda. Najbardziej jej się podobała pierwsza ballada. Nogi rwały się jej do tańca, więc wstała od stołu i stanęła przed Basantą. Uśmiechnęła się do niego i lekko się skłoniła.
- Proszę o wybaczenie Cyntio. Zatańczysz ze mną, Baedusie? - zapytała
- Z przyjemnością Leo, wybaczysz Cyntio następne będą już z tobą.
Odpowiedział mag z uśmiechem, przepraszając towarzyszkę.
- Obiecałeś mi tańce i zabawę, panie, zatem jeden taniec mogę odstąpić. - zapewniła dziewczyna głębokim, ciepłym i zmysłowym głosem.
Potem mag z kurtuazją poprowadził paladynkę na środek sali, gdzie dołączyli do żywiołowego tańca, w którym prym wiodła Urlana.
-Witaj Leo - zagadnął dziewczynę do rozmowy czarodziej, jednocześnie starając się jej nie nadepnąć, gdyż średnio tańczył.
- Hej Baedusie - uśmiechnęła się do niego. Elfka tańczyła zdecydowanie lepiej, niż ktokolwiek na sali.
-Widzę, że znasz się na rzeczy - zaśmiał się Basanta, jednocześnie patrząc na jej ruchy w tańcu.
- Dziękuję. - Mrugnęła okiem do maga. - Kobiety znają się na wielu rzeczach. Między innymi na tańcu. Czyżbyś chciał się go poduczyć odrobinę? Mamy jeszcze jedno miejsce na naukach z dziewczynkami. - zapytała żartobliwie, wykonując kolejny obrót.
-Może następnym razem - zaśmiał się ponownie Baedus. -Tymczasem dziękuje za taniec - mówiąc te słowa, lekko się skłonił. Po czym udał się w stronę Cyntii.

Kolejny taniec Couryn zatańczył z Leą, później z Urlaną, na koniec z Tanią. Co prawda wolałby cały czas tańczyć ze swą piękną narzeczoną, ale cóż - zabawa miała być integracyjna...
A później zastąpił Neevana. Najpierw zagrał piosenkę o żegludze po szerokich oceanach, potem zaś kilka kawałków nadających się do tańca - zarówno w parach, jak i w kółeczku, dla tych, którym akurat zabrakło partnera.
W tym czasie Leila spełniła swój zamiar i każdy taniec w parze poświęciła innemu bosmanowi. W kółku najlepiej bawiła się za to z Leą i Urlaną - ta ostatnia miała zamiłowanie zwłaszcza do bardziej skocznych melodii. Choć nikt by się nie spodziewał, sądząc po jej posturze, poruszała się całkiem zgrabnie i trafiała w rytm nie gorzej niż choćby Leila.

W przerwie między kolejnymi zabawami, przy okazji posilania się potrawami i chłodzenia się napojami dostarczonymi przez półprzejrzystych służących, Leila rzuciła towarzystwu pytanie:
- Jak już skończy się wojna, a wy zdobędziecie chwałę i bogactwo... Co chcielibyście począć dalej?
Pierwsza odpowiedź padła z jej nadgarstka... Jakoś nie potrafiła się do tego przyzwyczaić.
- Ja to bym chciał opiekować się młodymi w końcu - zaburczał Dragonel.
Leila uniosła powoli rękę do oczu.
- W swoim czasie. Tyle lat czekałeś, by kogoś wybrać - powiedziała do niego, choć nadal nie do końca w to wierzyła - możesz poczekać jeszcze kilka.
Widząc, że smok nie zamierza prowadzić dalej tej dyskusji, zwróciła się z powrotem ku bosmanom.
- Nie bądźcie tacy, pochwalcie się marzeniami! - zawołała wesoło.
- Najpierw zrealizujemy twoje marzenia - uśmiechnął się Couryn - a potem zaczniemy myśleć, co dalej. Co powiesz na trochę włóczęgi po morzach i oceanach, od portu do portu, od ciekawego miejsca do ciekawego miejsca?
- Uważam, że należy być zalążkiem zmian. Założę świątynię Wodnego pana w stolicy, obecnie jest tam jedynie kapliczka. Chciałbym zarażać ludzi ideą zmian, pozytywnych zmian w otaczającym nas świecie. Każdy może być kroplą, która drąży skałę. Poza tym pewnie to, co wszyscy. Duży dworek, własny las u boku rodzina. Własny azyl jednym słowem.
Gdy Krossar mówił, Leila przyglądała się kątem oka Tanii. Była ciekawa, czy dziewczyna już teraz podziela marzenia kapłana o dworku i rodzinie.
Tania zauważyła badawczy wzrok Leili. Uśmiechnęła się w odpowiedzi do niej, po czym pocałowała zaskoczonego kapłana namiętnie i przytuliła się do niego. Jak widać było, zamiary Krossara bardzo się podobały dziewczynie.
- Dużo pracy przed tobą - uśmiechnęła się i wzniosła kufel w symbolicznym toaście za plany Krossara. - Powodzenia.
Następnie Leila zwróciła się do Couryna:
- Moje marzenie spełni się na dniach. A potem, jak już odzyskam ziemie rodziców, z przyjemnością wyruszę z tobą w świat.
- Krok po kroku do celu - uśmiechnął się Couryn, po czym pocałował Leilę w policzek.
Leila odwzajemniła uśmiech i, napiwszy się piwa, dodała:
- Będziemy potrzebowali nie tylko floty i ludzi do walki, ale też ludzi do utrzymania włości. Żeby nie trzeba było po powrocie za każdym razem na nowo odzyskiwać co nasze.
Lea przysłuchiwała się rozmowie nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Miała tylko cichą nadzieję, że nikt jej o jej marzenia nie zapyta. W myślach jedynie stwierdziła, że na pewno będzie pomagać swoim towarzyszom spełniać swe marzenia. Starała się nie zwracać na siebie uwagi.
Na koniec zdała sobie sprawę z jednej rzeczy - w ogóle się nad nimi nie zastanawiała.
- Tak, spokojne życie u boku ukochanej kobiety i dziecka, nie wiem, czy będzie mi dane. W końcu przyłączyliśmy się do komandora Deva, co wystawi nasze rodziny na ciosy.
Powiedział w zamyśleniu ze smutkiem w głosie Neevan.
- Wpierw jednak muszę odnaleźć i odbić córeczkę z łap piratów.
Po tych słowach wymownie spojrzał na Leę, na co ona jedynie skinęła głową wiedząc, o co chodzi i jednocześnie pokazując, że obietnica wciąż jest aktualna. Obietnic wszak zrywać nie wolno.

Kiedy przypadkiem wzrok Leili spoczął na milczącej elfce, dziewczyna tylko uśmiechnęła się do niej ciepło. Nie zamierzała nikogo ciągnąć na siłę za język. Czekając, aż ktoś jeszcze się odezwie, zaczęła myśleć nad kolejnym tematem do podtrzymania rozmowy.

Na szczęście ledwie minęło kilka minut, a Neevan przejął pałeczkę i rozpoczęła się kolejna partia tańców i zabawy.

- Tym razem nie wypuszczę cię z rąk i nie oddam cię nikomu - powiedział Couryn, z uśmiechem podnosząc się z krzesła. - Jeśli, oczywiście, zgodzisz się na taką niewolę. - dodał. - Mogę cię prosić do tańca? - skłonił się uprzejmie.
- Z przyjemnością - podała mu dłoń i razem wyszli na parkiet. - Po co byłby nam ślub, gdybym nie zgadzała się związać z tobą na resztę życia. Ja jestem twoja, ty jesteś mój - powiedziała lekkim tonem.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 17-07-2015, 10:37   #107
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
14 Mirtula, wieczór. Impreza integracyjna bosmanów

Gdy zabawa trwała w najlepsze, Krossar zapytał Leilę o jej marzenie.
- Co to za sprawa z ziemią rodziców? Odebrano ci ją? Opowiedz, jeśli chcesz. Być może będę chętny ci pomóc, gdy nadejdzie odpowiedni czas.
- To trochę dziwna sprawa - zaczęła Leila - bowiem to nie jest ziemia przekazywana z pokolenia na pokolenie, tradycja rodzinna i tak dalej - wyjaśniła na wstępie.
Napełniła kufel sobie i Krossarowi.
- Włości moich rodziców znajdowały się w Granicznych Królestwach, a tam wszelkie ziemie zdobywa się siłą, więc władza zmienia się jak w kalejdoskopie - powiedziała Leila i napiła się piwa, zastanawiając się, jak ująć wszystko to, co wydarzyło się, od kiedy opuściła dom.
- Rodzice chcieli mnie wydać za mąż - przyznała niechętnie. - Niestety podczas rejsu z Arrabaru, który miał być niejako preludium… Cóż. Nastał sztorm. Pamiętam tylko, że obudziłam się na plaży. Zupełnie sama. Chyba tylko dzięki Uśmiechniętej Pani cało dotarłam do Arrabaru - Leila uśmiechnęła się i wzniosła symboliczny toast za Tymorę.
- Tam okazało się, że rodzina, z którą miał nas połączyć ten cały ślub… Hm - zawahała się na moment. - Nie wiem. Trafiłam do ich domu, ale mieszkał tam zupełnie ktoś inny. Nie znał swoich poprzedników, nie słyszał o nich - dziewczyna wzruszyła lekko ramionami.
- W każdym razie nie spodziewałam się, by moi rodzice przeżyli - westchnęła cicho. -A ja byłam młoda i głupia, zobaczyłam w tym swoją szansę. Nie wiem więc, jak ma się sytuacja w Królestwach, ale nie sądzę, by ziemia, którą zdobył mój ojciec, wciąż należała do nas - uśmiechnęła się niepewnie i upiła kolejny łyk piwa.
Lea postanowiła przysłuchać się historii towarzyszki. Zgrzytnęła zębami.
- Władza przejmowana z pomocą siły? W takim razie musi panować tam kompletny chaos! - oburzyła się elfka odkładając swój kufel i wstając - Powinna być ona przejmowana albo przez kompetentne osoby, albo przez prawowitych następców. Zapobiegnie to bezsensownym wewnętrznym walkom, kiedy istnieją zagrożenia zewnętrzne. Nie dość, że to niszczy stabilność, to jeszcze piękno nie tylko ziem, ale też przedmiotów i obiektów. Najważniejsze jest to, że mieszkańcy Granicznych Królestw nie będą się zastanawiać, czy jutro przypadkiem nie stracą dachu nad głową. Będą bezpieczni.
Gdy paladynka ujrzała zdziwionych towarzyszy patrzących w jej stronę, lekko się zawstydziła. Nawet Neevan przestał na chwilę grać, by dowiedzieć się, co się właśnie stało.
- Przepraszam - powiedziała, siadając na miejscu - Powiedziałam po prostu to, co mi na sercu leżało. Leilo - jestem pewna, że kiedyś spełnisz swoje marzenia. A może jeśli Twoi rodzice gdzieś żyją i dowiedzą się, że wzięłaś w posiadanie ich dawne ziemie, to wrócą do domu.
- Nie przepraszaj. Tamtejsi mieszkańcy są przyzwyczajeni do takiego stanu rzeczy - szybko wyjaśniła Leila. - Wszystko jednak zależy od tego, kto akurat sprawuje rządy na danym kawałku ziemi. Ilu ludzi, tyle władców. Są tacy jak komandor Dev czy kapitan Blasea, są tacy jak kapitan “Rybitwy”.
- Jeśli moi rodzice żyją, ale nie wrócili do siebie… Cóż, nigdy nie pomyślałam o tym - uśmiechnęła się do Lei. - Być może będzie, jak mówisz.
Tańcom, muzyce i rozmowom nie było końca.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uhzZHCOgxLQ&list=PLAC377F8C5CEA36FE&index= 46&spfreload=10[/MEDIA]

Alkohol lał się szerokimi strumieniami, nikt jednak nie przesadził na tyle, by skończyć gdzieś pod stołem. Zabawa trwała do późnej nocy. Potem wszyscy rozeszli się do swoich komnat. Pozostawało mieć nadzieję, że nie było to ostatnie spotkanie bosmanów w takim gronie.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 17-07-2015 o 11:02.
Adi jest offline  
Stary 17-07-2015, 16:47   #108
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Po imprezie bosmanów Tania i Krosssar.

-I jak ci się podoba nasz pałac?
- Czyżbyś chciał, panie, zrobić wrażenie na biednej parweniuszce? - odparła Tania ze śmiechem - Piękny, lecz miejscami zimny, bez duszy.
- Duszą napełnią go zaufani i dobrzy ludzie. To tylko miejsce, piękne i wspaniałe jako azyl. Koniec z męczeniem się na statku tylko w ciasnej kajucie. Poza wartami będziemy mogli spędzać tu czas razem - uśmiechnął się - Wtedy rejsy nie będą takie złe.
Kobieta tylko przytuliła się, na co kapłan odpowiedział jej tym samym. Stali tak dłuższą chwilę, delektując się bliskością ich ciał i tym specyficznym wewnętrznym ciepłem, jakiego doświadcza człowiek w takich chwilach.

- Na tym rejsie sporo zarobimy. Kapitan buduje tu bazę dla eskadry, co oznacza większą ilość statków i spory rozmach ich planów. Co planujesz dalej? Chcesz zostać i brać w tym udział?
- Komandor Dev to dobry człowiek i jeden z znanych korsarzy na tych wodach. Żeglowanie i pływanie to moje życie. Jeśli powiążesz swoje losy z komandorem, sama też je zwiążę z eskadrą “Smoka”. Tam gdzie Ty, tam i ja ukochany. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Dobrze myślę, że eskadra “Smoka” to dobre miejsce. Zwalczając floty tyranii przyczynimy się do czegoś dobrego. Przy okazji zarobimy na godne życie. - pocałował Tanię na koniec.
- Może pokażesz mi wreszcie ten swój pokój? Tam może będzie przyjemniejsza atmosfera. - rzekła biorąc go pod ramię wciąż zachowując swój rozradowany wyraz twarzy.

Pokój był dość ładny i z motywem wody. Na ścianach rozpościerały się malunki fal i wschodzącego słońca. Dlatego Krossar wybrał właśnie te komnatę, była jakby usztyta pod niego. Łóżko dość sporych rozmiarów zajmowało większą cześć pomieszczenia. Do tego małe biureczko i wygodne krzesło w rogu. Wszystko oświetlane sporą ilością świec, co tworzyło pewien klimat. Kapłan udekorował pokój płatkami kwiatów, jak i samymi kwiatami, jakie zebrał na wyspie. Wszystko tworzyło miłą atmosferę.

- To tymczasem mój pokój. W zasadzie jest nasz ponieważ jesteś tu bardzo mile widzianym gościem. - powiedział całując dziewczynę.

Czego jak czego, ale nieśmiałości Tani nie można było zarzucić. Z radością zabrała się do rozbierania ukochanego. Szybko pchnęła go na łóżko, po czym szybko do niego dołączyła. Krossar delektował się obecnością Tani. To był upojny wieczór a kochankowie, bawili się ze sobą na wszelakie znane im sposoby. Ucząc się siebie wzajemnie. Zdecydowanie żadne z nich nie było ciche i nieśmiałe.
 
Icarius jest offline  
Stary 17-07-2015, 16:53   #109
 
sheryane's Avatar
 
Reputacja: 1 sheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwusheryane jest godny podziwu
15 Mirtula 1372RD, późne popołudnie


W czasie deszczu dzieci się nudzą….
To stwierdzenie nie było do końca prawdą. Golddragonówny nie nudziły się praktycznie nigdy. Wyglądać by mogło na to, że ta czwórka nigdy również się nie męczyła. Wiele czasu spędzały w bibliotece i w klasie do niej przylegającej, zaś Greta wraz z dwiema najmłodszymi nawet w niektórych pracowniach rzemieślniczych. Ann i Indira uczyły się jubilerstwa pod czujnym okiem Lei. Ta pierwsza nawet, według słów paladynki, pracowała już samodzielnie nad własnymi projektami. Na szczęście dla narzeczonych najstarsza z sióstr pilnowała porządku, z winą na twarzy zawsze zabierała siostry do pracowni, gdy tylko ich zobaczyła. Jednak to nie o nie tu chodzi, więc zacznijmy od nowa...

W czasie deszczu dzieci się nudzą…I nie tylko dzieci.
Nudziła się też Leila. Uwielbiała spędzać czas z Courynem, ale nieustające, gwałtowne opady mocno ograniczały ich możliwości. Musieli więc zadowolić się długą, południową kąpielą w łaźni, obopólnymi przyjemnościami w alkowie i przeglądaniem zawartości biblioteki. Jak się bowiem okazało oboje lubili czytać. Chwila zapomnienia nad książką, przy kominku, w towarzystwie ukochanej osoby, z deszczem miarowo tętniącym o dach i okna potrafiła była wspaniałym relaksem. Tyle że w Pałacu Smoków nie dało się słyszeć deszczu. Może gdyby wystawić magiczny domek pod gołe niebo... Póki jednak stał bezpiecznie w kajucie kapitana, nic nie mąciło tymczasowej ciszy w pokoju narzeczonych.
Leila z westchnieniem zamknęła książkę o smokach, którą czytała.
- Nudzę się - powiedziała niemal płaczliwym tonem.
Żywe srebro musiało gdzieś spożytkować swoją energię. Tym razem w nieco inny sposób niż łóżkowe - takoż i biurkowe, krzesłowe oraz podłogowe - uniesienia.
- Może weźmiemy Srebrnych i Złotych na jakiś trening, poćwiczymy. Trochę się rozruszamy, a i oni nam nie zardzewieją przez te kilka dni - zaproponowała, wstając z łóżka i przeciągając się leniwie.
Couryn przesunął wzrokiem po prężącej się Leili. Jemu nie przeszkadzałaby wszak kolejna porcja przyjemności, choć musiał przyznać, że był już nieco zmęczony. Może więc trochę innej aktywności nie było takim złym pomysłem.
- Zatem chodźmy ich poszukać - odrzekł dziarsko i para przeniosła się z powrotem na okręt.

Całą dziesiątkę znaleźli pod pokładem "Złotego Smoka", rozłożonych na kojach lub siedzących gdzieś w kątach. Follen szkicował coś w swoim notatniku. Sufur rozprawiał z Palimem o przewadze walki dwoma broniami nad bronią i tarczą; Palim słuchał go z uprzejmym zainteresowaniem, choć wiedział, że chłopak podszedł do niego z innego powodu. Obok nich Rivi czyściła i tak lśniącą się już broń, ściszonym głosem rozmawiając o czymś z Leri. Briala przyglądała im się z uśmiechem, ale mina jej zrzedła ledwie dostrzegła Leilę. Z kolei Dag na widok pani bosman uśmiechnął się szeroko.
- Macie dwie klepsydry, by znaleźć się na "Rybitwie" - zarządziła Leila.
- Ale cyklon... - zaczął Turving.
- Deszcz akurat zelżał odrobinę. Zapraszam pod pokład "Rybitwy". Tam jest więcej miejsca - Leila weszła mu słowo.
- Miejsca na co? - odezwał się Kamion, uśmiechając się lekko.
- Na ćwiczenia. Co to ma być? Chwila wolnego i już kwestionuje się moje słowa? Żeby mi to było ostatni raz - powiedziała Leila tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Złoci bez dalszej dyskusji podnieśli się z miejsc, szykując się do wyjścia.
- Follenie, weźcie z Kamionem miecze ćwiczebne dla każdego. Dla mnie także - poprosiła.
- Tak jest, pani bosman - odparł Follen.
- Brialo, ty możesz zostać przy kiju, ale idź im pomóc - polecił Couryn. - Ten rozkaz obowiązuje także Srebrnych. "Rybitwa" czeka.
- Im nas więcej, tym weselej! - zawołała Leila radośnie.
Niestety wydawało się, że nikt, prócz Couryna, nie podziela jej entuzjazmu.

Nawet jeśli aura uspokoiła się na chwilę, to i tak lało jak z cebra, a wiatr hulał w najlepsze, mimo że zatoka osłonięta była wysokimi klifami. Takie warunki pogodowe zdecydowanie nie sprzyjały jakiemukolwiek treningowi pod brezentem czy innym prowizorycznym dachem, nie mówiąc już o ćwiczeniach pod gołym niebem. W kwestii Pałacu Smoków Couryn i Leila byli zgodni - nie było sensu wprowadzać tam zbyt wielu osób. Chyba że faktycznie będą mogli swoim piechurom ufać całkowicie. Leila była pewna w zasadzie tylko Follena, a za żadne skarby świata bez wyraźnego powodu nie zabrałaby do środka Turvinga.
Na szczęście "Rybitwa" była okrętem dużo większym niż "Złoty Smok", toteż dużo łatwiej zmieścić było pod pokładem dwanaście osób. Zwłaszcza że część co cenniejszych towarów została przeniesiona na pinasę.

- Świetnie - powiedziała Leila z zadowoleniem, gdy już wszyscy w wyznaczonym czasie zjawili się pod pokładem "Rybitwy". - Jak wspominałam, potrenujemy walkę. Treningu nigdy za mało. Dzisiaj będziecie mieli okazję walczyć z kimś z drugiej drużyny, aby nie przyzwyczajać się do ograniczonego repertuaru manewrów - zapowiedziała i wraz z Courynem zaczęli wymieniać kolejne pary.
W ten sposób drobna Rivi miała walczyć z dużo postawniejszym Arnorem, a śliczna Leri z nieśmiałym Palimem. Niedoszli amanci, Dag i Kamion, trafili do pary. Młody Sufur zaś stanąć miał w szranki z równie młodym i jeszcze bardziej beztroskim Turvingiem. Kiedy już wszyscy spodziewali się, że Briala ćwiczyć będzie z Follenem, Leila rozwiała ich wątpliwości. W tym przypadku każde z nich walczyło ze swoim przełożonym. Dwójki rozpierzchły się po sali i już wkrótce dało się słyszeć pierwsze uderzenia drewna o drewno.
- Możecie rozmawiać, możecie się śmiać. Nie robimy tutaj karceru, pobawcie się trochę tym treningiem, póki mamy spokój - powiedziała Leila nieco podniesionym głosem, by wszyscy ją słyszeli.

Follen podszedł do Leili, ukłonił się lekko i uśmiechnął.
- To dla mnie zaszczyt, pani bosman - powiedział ze swoim zabawnym akcentem. - Mogę wiedzieć dlaczego ja?
Leila wzięła ćwiczebny miecz, który jej podał, i uśmiechnęła się zawadiacko.
- Odpowiem, gdy mnie trafisz - odparła.
- Wolałbym po prostu porozmawiać, ale skoro to warunek... - zawiesił głos w pół zdania i przyjął pozycję szermierczą.
Przez chwilę stali na przeciwko siebie, mierząc się jedynie spojrzeniami. Nagle Leila wykonała szybki wypad, celując nisko. Follen nie spodziewał się tego i atrapa broni uderzyła go w udo. Nim zdążył wyprowadzić kontrę, dziewczyna wróciła już do początkowej pozycji.
- Zapomniałam dodać, że to działa w obie strony - powiedziała, odgarniając wolną ręką kosmyk włosów za ucho. -Jak ja trafię ciebie - ja zadaję pytanie.
- Słucham zatem. Pani bosman zasłużyła - Follen przystał na jej propozycję.
- Dlaczego nie chciałeś zostać bosmanem? Masz wiedzę, umiejętności, charyzmę - zapytała, opuszczając na chwilę broń.
Miała nieodparte wrażenie, że Follen nadawałby się na dowódcę lepiej niż ona. Nie mogła powstrzymać się od tego pytania.
- Zawsze wolałem słuchać rozkazów, niż je wydawać. Po co więc robić sobie na złość. Tak jak jest mi odpowiada - odpowiedział po chwili namysłu. - Jeśli będę mógł się przydać ze swoją wiedzą czy umiejętnościami, proszę się nie krępować.
- Ale nie przeszkadza ci, że dowodzi tobą taka młódka? - zapytała, wiedząc, że mężczyzna jest od niej dobre kilka lat starszy.
- To już drugie pytanie, pani bosman - odparł ze śmiechem, unosząc ponownie broń.

Leila ponownie wyprowadziła atak jako pierwsza. Tym razem jej podwładny nie dał się jednak zaskoczyć. Szybka parada umożliwiła mu zbicie ciosu. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zaatakowała znowu, tym razem wykonując jeden ze swoich ulubionych manewrów - fintę. Markowane uderzenie w nogi poszło po łuku w górę. Follen oszczędnym ruchem przeszedł do zastawy i obrócił się lekko, schodząc z drogi ćwiczebnego miecza. Leila przypuszczała kolejne ataki, usiłując trafić swojego podwładnego, ten jednak ze stoickim spokojem za każdym razem parował, blokował i unikał jej broni. Taka zabawa trwała kolejnych kilka minut, aż w końcu szybki sztych Leili przedarł się przez zasłonę Follena i trafił go w ramię.
- Ha! - zawołała dziewczyna triumfalnie. - Skąd wziąłeś się na "Złotym Smoku"? - zapytała, tym samym zarządzając chwilę przerwy dla złapania oddechu.
- Z dalekiej północy - Follen parsknął z rozbawieniem, za chwilę spoważniał jednak i odparł szczerze:
- Po śmierci żony i syna szukam sobie nowego miejsca na świecie. Akurat trafiłem na ogłoszenie i spróbowałem w "Pierwszej Fali". A nuż uda mi się tu znaleźć namiastkę rodziny.
Leila skinęła głową, lekko zaskoczona tą historią. Najwyraźniej nie tylko cztery dziewczynki pokładowe miały niewesołe życie.
- Kontynuujmy - poleciła, by zająć myśli walką. - Widzę, że nie lubisz podnosić ręki na kobietę, ale prędzej czy później będziesz musiał - uprzedziła.
Mimo jej słów potyczka wyglądała jednak bardzo podobnie - Leila nacierała, a Follen walczył w defensywie, nieustannie tylko odpierając jej ataki.

W końcu mężczyzna zdecydował się na atak. Leilę tak zaskoczyła nagła zmiana tempa, że całkowicie straciła rytm. Uderzenie, które w zamierzeniu Follena miało być tylko lekkim pacnięciem, trafiło z pełnym impetem w ramię dziewczyny. Leila syknęła z bólu i złapała się za bolące miejsce. Follen wydawał się za to nieco strapiony.
- Pani bosman, proszę o wybaczenie. Nie chciałem... - zaczął.
- Przestań - Leila weszła mu w słowo - Wróg nie będzie mnie przepraszał. Pytaj - poleciła.
- Chodzą słuchy, że chce pani mieć własny okręt. Być kapitanem - powiedział.
- Szybko się rozchodzą wieści - zaśmiała się Leila.
- Chciałbym wiedzieć, czy znalazłoby się tam miejsce i dla mnie? - zapytał Follen.
Dziewczyna była nieco zaskoczona tym pytaniem.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek do tego dojdzie... - zaczęła niepewnie.
- Ale jeśli dojdzie? - nie ustępował.
- Tak, oczywiście. Jeśli... I jeśli będziesz nadal chciał. Zapraszam już teraz. Będzie mi niezmiernie miło - odpowiedziała.
Follen skinął z zadowoleniem głową i przyjął na powrót postawę szermierczą. Tym razem to on zaatakował i serią szybkich uderzeń zmusił Leilę do przejścia w defensywę. Broniła się dzielnie, cofając się pod naporem jego ciosów. Nadążała jednak bez większego problemu z ich parowaniem i blokowaniem.

W końcu kapryśne szczęście opuściło dziewczynę. Robiąc kolejny krok w tył potknęła się i straciła równowagę. Nie mogła tym samym obronić się przed atakiem wymierzonym w jej lewy bok, Follen zaś nie zdołał powstrzymać ręki. W efekcie bolesne uderzenie posłało Leilę na podłogę.
- Pani bosman! - zawołał i podbiegł do klęczącej z opuszczoną głową dziewczyny. - Wszystko w porządku? - zapytał, klękając przy niej.
Leila trzymała się lewą ręką za lewy bok. Uniosła głowę i uśmiechnęła się łobuzersko. W tej samej chwili Follen poczuł, jak na jego szyi oparło się drewniane ostrze ćwiczebnego miecza.
- W jak najlepszym - odpowiedziała ze śmiechem.
Przyjęła jego pomoc w podniesieniu się z podłogi i otrzepała wolną ręką spodnie.
- Ale chyba nam już starczy - powiedziała i skłoniła się przed swym podwładnym. - Dziękuję.
- Dziękuję, pani bosman - odpowiedział Follen.
Resztę treningu spędzili na krążeniu wśród pozostałych ćwiczących i udzielaniu im rad.
 
__________________
“Tu deviens responsable pour toujours de ce que tu as apprivoisé.”
sheryane jest offline  
Stary 17-07-2015, 16:58   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Couryn przez moment obserwował, jak sobie radzą członkowie obu dzielnych drużyn.
Problem na tym polegał, że jeśli będzie obserwować poczynania Srebrnych i Złotych, to sam nie poćwiczy w najmniejszym nawet stopniu, a Briala będzie pod pewnymi względami poszkodowana. A z tego wynikało, że Leila może się okładać mieczem z kim zechce i kiedy zechce, zaś on będzie musiał wybierać sobie kogoś, kto razem z nim będzie tylko i wyłącznie patrzeć i uczyć się. Przynajmniej na razie. A potem trzeba będzie zmienić system szkoleń. Walka dwóch na dwóch, dwóch na jednego. Im bardziej paskudnie będzie to wyglądać, tym lepiej. Przyda się podczas prawdziwej walki, która rzadko kiedy będzie uczciwa. Jeśli w ogóle taka bywa.

Po chwili mag sięgnął po kij. Chociaż osobiście wolał krótką włócznię, to walczyć kijem też potrafił. Chociaż zapewne nie z taką wprawą, jak jego przeciwniczka, która podobnie jak on zamiast swej prywatnej broni wzięła jeden z kijów, które można było używać do ćwiczeń.

Pierwszy atak Briala rozpoczęła dość niedbale, całkiem jakby nieco lekceważyła swego przeciwnika, albo chciała dać fory swemu dowódcy. Zapewne to pierwsze, bowiem czarnoskóra “Srebrna” nie wyglądała na osobę, która słowo “fory” stosuje w praktyce.
Zadany kijem cios o włos minął ramię Couryna, który zdążył się w porę uchylić. A potem sam zaatakował. Przez parę chwil kije stukały o siebie, a potem nagle Briala cofnęła się o krok i złapała się za ramię.
- To było paskudne - powiedziała, po czym zaatakowała ze zdecydowanie większym animuszem.
Animusz nie przełożył się na efekty i ponownie atak Briali rozminął się z celem. I ponownie Courynowi dopisało szczęście, bowiem mag był pewien, że bez znacznej dozy szczęścia nie zdołałby po raz drugi trafić Briali.

Ostatecznie walka zakończyła się wynikiem trzy do jednego.
- Na dłuższą metę wygrałabyś - powiedział Couryn do Briali, która nawet w połowie nie była tak zdyszana, jak on.
- Ale najpierw bym była martwa - odpowiedziała. - Następnym razem będzie lepiej - zapewniła.
- Przy najbliższej okazji - obiecał jej mag, w duchu obiecując sobie odłożenie spełnienie tej obietnicy na dużo, dużo później.
- Sufur, Turving! - powiedział głośniej. - Zapraszam.
- Przed chwilą walczyliście przeciwko sobie
- oznajmił, gdy wezwani zjawili się przed nim - teraz staniecie ramię w ramię i postaracie się, by Briala nie złoiła wam za bardzo skóry. Do dzieła - powiedział, po czym cofnął się o dwa kroki, by nie przeszkadzać walczącym.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172