Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2017, 21:24   #331
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Jestem Ruth- pokłonił się przed Venorą -Jeśli mama mnie z tobą pani zobaczy, to będzie zła, że mimo jej zakazu cię niepokoiłem- odpowiedział na jej pytanie.
- To ją spróbuję przekonać, żeby nie była zła. Prowadź. - odparła. Ten sen pomimo jej obaw jak na razie był całkiem przyjemny i to pomimo ogólnie ciężkiej atmosfery. - Długo już mieszkacie tu w obozie?
-Od samego początku. Przyszliśmy tu z mamą i innymi z Jaskini Szeptów, po tym jak smok ją zniszczył- odpowiedział uśmiechając się do niej ciepło -Jesteś mniejsza niż w opowieściach- znów się uśmiechnął.
Venora zaśmiała się na komentarz o jej wzroście.
- Jak moja mama mi mówiła, żebym piła mleko to jej nie posłuchałam i nie urosłam za wysoka - odparła z rozbawieniem w głosie. - Pochodzicie z Cormyru? - dopytała.
-Mama mówi, że zanim pojawiły się smoki, nasz dom znajdował się w Amn. Ale ja nie pamiętam jak tam było- odparł chłopiec.
Paladynkę zaskoczyło to co powiedział Ruth. Amn było daleką krainą, przynajmniej dla kogoś urodzonego w Cormyrze. Teraz zaczęła się zastanawiać gdzie na mapie świata znajdowali się teraz. Wątpiła jednak, że chłopak będzie wiedział. Ale przynajmniej oceniając wiek chłopca z tym co mówił mogła określić ile czasu trwało już władanie złych smoków.

- A twój tata? - dopytała, choć gdy wypowiedziała te słowa to zwątpiła czy powinna była.
-Tata umarł w jaskini. Walczył u twego boku- był dumny.
- Oh... - mruknęła zaskoczona zarówno jego odpowiedzią jak i tym, że był z tego powodu dumny. - Chodźmy do twojej mamy. Na pewno już się martwi, że jej z oczu zniknąłeś - zmieniła szybko temat, bo nie wiedziała jak się zachować. - Prowadź - dodała głównie przez to, że nie miała pojęcia jak się poruszać po tym terenie.
Dzięki przewodnictwu chłopca miała też okazję rozejrzeć się dokładnie po obozowisku, przyjrzeć twarzom mieszkańców w nadziei, że dostrzeże kogoś znajomego.
Ludzie wkoło kryli się po licznych jaskiniach i jamach. Niektórzy mieszkali w ziemiankach, a jeszcze inni, ci pierwsi i najbardziej zaradni postawili ze smoczych kości prowizoryczne chatki. Było ich naprawdę wielu, może nawet setki. Wszyscy przerywali swoje przyziemne czynności zatrzymując się jakby w czasie. Venora zwracała uwagę każdego, obok którego przeszła. Jedni klękali przed nią, a inni splatali ręce jak do modlitwy. Jeszcze inni chwytali za broń jakby chcieli dać jej do zrozumienia, że są gotowi pójść za nią nawet na śmierć.

Rycerka zastanawiała się czemu wszyscy tak ją wielbili, czym zasłużyła sobie na takie traktowanie. Bo przecież koniec świata się tu dokonał, a ona nie powstrzymała go. Skrzywiła się na te myśli.
Młodzieniec szedł dumny niczym paw prowadząc Venorę przez środek obozu, aż w końcu dotarli do kryjówki w małej jamce między dwoma, ogromnymi głazami, które wyglądały jakby runęły na siebie jednocześnie. Kobieta w podeszłym wieku wyszła im naprzeciw, stawiając szybkie i energiczne ruchy.
-Gdzieś ty się podziewał?! Martwiłam się o ciebie!- zrugała chłopca, po czym spojrzała chłodno na Venorę.
Paladynka skinęła jej głową na powitanie.
- Ruth już więcej nie zrobi niczego wbrew pani, prawda? - spojrzała na chłopca wyczekująco, ale i przyjaźnie.
-Mamo to lady Venora!- rzekł podekscytowany chłopiec
-Wiem skarbie kim ona jest. Uciekaj- pogoniła chłopaka, który pożegnał rycerkę ciepłym uśmiechem -Proszę mi wybaczyć. Jest ciekawski i wszystko by chciał zobaczyć-
Venora odwzajemniła uśmiech i zaraz pokręciła głową w odpowiedzi na słowa matki chłopca.

- Nic się nie stało. To przecież jeszcze dziecko, one zawsze są ciekawskie - odparła. - Proszę się na niego nie złościć - dodała.
-Dobrze- odparła krótko i pokornie, dygnęła i odwróciła się za synem -Proszę wybaczyć, pójdę już-
Panna Oakenfold skinęła jej głową i sama również się odwróciła. Rozejrzała się dookoła. Nikt, żadna z otaczających ją twarzy nie była jej znajoma. Czuła się zupełnie jakby stała na rynku obcego miasta, otoczona nieznajomymi. Bezgłośnie westchnęła i... Zdecydowała się przejść jeszcze po obozie, z nadzieją, że może ktoś znajomy jednak się tu gdzieś ukrywa, tyle że gdzieś w głębi tej "osady". Nie musiała długo czekać, na zmianę tej nietypowej dla niej sytuacji. Otaczający ją uchodźcy rozstąpili się, a Venora ujrzała smoczydło. Nie kojarzyła tego pyska, ale on zdawał się znać ją doskonale i chyba nawet zmierzał w jej kierunku. Jego skóra była błękitna, a ramiona silne i umięśnione. Miał na sobie szary płaszcz, zasłaniający przed wszechobecnym piaskiem.


-Musimy porozmawiać Venoro!- rzekł żołnierskim tonem -Mam złe wiadomości z południa- oznajmił jeszcze zanim się przed nią zatrzymał, lecz mówił to na tyle cicho by otaczający ich ludzie nie słyszeli. Jego głos był spokojny i sykliwy.
Ręka odruchowo zjechała jej do rękojeści miecza.
~ Teraz to dopiero nic nie rozumiem... ~ jej mina wskazywała na niezdecydowanie, niechęć i wewnętrzną walkę czy by jednak nie wbić miecza w trzewia chromatycznego smoczydła. W końcu przemogła się.
- Dobrze, chodźmy do mnie... - odparła i ruszyła tam skąd przyprowadził ją w to miejsce Ruth. - Twoje imię? - dodała, w sumie to nawet bez zastanowienia zadała to pytanie. Smoczydło spojrzało na nią ukazując lekko haczykowate zębiska
-Co?- spytał zdziwionym tonem.
Venora spojrzała na niego pełnym powagi spojrzeniem. Nawet skupiła się na wyczuwaniu zła, by sprawdzić tego osobnika. Machnęła ręką by przyśpieszył kroku.
Gdy wyszli z tłumu ponownie na niego spojrzała.
- Jak długo się znamy? - zapytała go, w tonie luźnej rozmowy.
-Venoro to nie czas na żarty! Smoki najechały świątynię Selune na południowy zachód od Wielkiej Rozpadliny. To był największy bastion partyzantów! To wielki cios!- wyjaśnił energicznie gestykulując przy tym.

Paladynka spoglądała na niego kątem oka, by znów zwrócić wzrok przed siebie i w zamyśleniu kroczyła dalej.
~ Wydaje się być w porządku, nie czuję od niego zła... Jakim cudem skoro jest chromatyczny? ~ zasępiła się. W końcu znaleźli się w jej "komnacie" czyli czaszce olbrzymiego smoka, którego, nim zakończył swój żywot, zdobiły łuski mieniące się w metaliczne odcienie.
Venora stanęła na środku tej "sali" i spoglądając na smoczydło skrzyżowała przed sobą ręce, nerwowo stukając palcami o własne ramię.
- To jest bardzo ważne byś mi powiedział jak ci na imię i kiedy się spotkaliśmy pierwszy raz - powiedziała wpatrując się w niego wyczekująco, a jej mina wskazywała na to że jest daleka od żartów.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 25-09-2017, 23:14   #332
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Smoczydło wzięło głęboki wdech i ułożyło ręce na biodrach -Jestem Xalaz’sir. Spotkaliśmy się jakieś siedem lat temu według tej waszej śmiesznej rachuby Dolin, cztery lata po powstaniu Tiamat- odpowiedział, wpatrując się w rozmówczynię.
Venora wbiła spojrzenie gdzieś w przestrzeń i przeciągle wypuściła powietrze z płuc.
- Dobra muszę zaryzykować... - powiedziała nagle i wbiła spojrzenie błękitnych oczu w ślepia jaszczura. - Lepiej usiądź - poleciła, a jak powiedziała to też i sama zrobiła. Czekała aż smoczydło zrobi to samo co ona i dopiero wtedy zaczęła mówić. - To pewnie źle zabrzmi, ale w tej chwili nie jestem Venorą, którą znasz. Ja trafiam tu, w swoich snach, a na jawie, to co dla mnie jest jawą, jeszcze to wszystko, panowanie złych smoków jeszcze się nie wydarzyło... - powiedziała prawie jednym tchem. - Dlatego nie znam ciebie, nie wiem co to za miejsce. Na jawie nie minął mi nawet rok od pasowania mnie na rycerza, a Balthazaar nadal żyje - dodała uważnie śledząc zmiany na mimice smoczego pyska.

Xalaz’sir patrzył bez reakcji chwilę na rozmówczynię po czym tak parsknął śmiechem, że prawie, buchnął na nią zawartością nozdrzy.
-Mówiłem ci dawno, przestać pić eliksiry, bo ci nie służą- pokręcił głową i wstał -Mam czterdziestu dobrych wojowników. Szukamy pewnego maga, który mógłby nam pomóc. Jeśli uda nam się go przekonać do pomocy, będziemy mogli zaatakować Smoczą gardziel- oznajmił podnieconym głosem.
Venora skryła twarz w dłoniach, dusząc w sobie pomruk irytacji. Wyprostowała się i ponownie uniosła wzrok na Xalaz’sira
- Dobrze, ale z decyzją czy ci na to pozwolę poczekam. Muszę to przemyśleć - odparła mu. Miała to głupie uczucie że mogłaby zaszkodzić tej "sobie" z tej przyszłości, samej decydując za nią.
~ Ja chyba oszaleję ~ przez jej oblicze przeszedł cień obawy. Zaraz też spróbowała zaspokoić swoją ciekawość.
- Kto był kluczem? Przez kogo została wybudzona Tiamat? - zapytała smoczydło.

-Ty mnie pytasz?- zdziwił się. Smoczydło wstał i podeszło do wyjścia z smoczej czaszki -Ty tam byłaś. Ty do tego dopuściłaś…- pokręcił głową, jakby nie chciał wracać do tamtych czasów -Co się z tobą dzieje w ogóle?- odwrócił się do niej plecami i wystawił łeb między dwa wielkie kły.
Paladynka zerwała się ze swojego miejsca i doskoczyła do jaszczura. Chwyciła do dłonią za ramię.
- Wiem, że mam z tym związek... Znaczy domyślam się - powiedziała. - Chcę... Mam szansę temu zapobiec w przeszłości. Tak jakby. Zanim się to wydarzy. W snach tu trafiam. To musi mieć powód. Jestem w tym ciele ale nie mam jego wspomnień... Ale na jawie pamiętam to co tu się dzieje. Proszę, uwierz mi -
-To skoro masz wpływ na przeszłość… To nie pozwól odejść wybrańcowi- machnął ręką i wyszedł na zewnątrz znikając w oślepiającym blasku słońca.

~***~

21 Dzień Słonecznego zenitu. Grzmiące Wierchy


-Ale żeś wierzgała przez sen- Balthazaar powitał ją uśmiechem, podstawiając pod nos kawałek sarniny upieczony na dogasającym żarze z ogniska.
-Niebawem będzie świtać. Zjedz i szykuj się do drogi-
Venora natychmiast wyprostowała się do pozycji siedzącej.
- To niesprawiedliwe... - jęknęła z rozdzierającą ją goryczą. Wbiła spojrzenie w jedzenie, a oczy jej się zaszkliły jakby miała się zaraz rozpłakać.
-Co się dzieje?- Balthazaar pochylił się nad nią, kładąc pazurzastą łapę na ramieniu rycerki.
- Byłam tak blisko. O włos, żeby dowiedzieć się kto jest kluczem, kto jest wybrańcem... - mówiła prawie łkając. - Doprowadzę do końca świata... - dodała zupełnie bez sensu wypowiadając słowa. Odstawiła talerz i zakryła twarz kocem. Oddychała głęboko starając się opanować.
-Masz pij!- usłyszała znajomy głos Dundeina, który wręczał jej swój drewniany kubek z intensywnie pachnącym bimbrem.
-Venoro, to tylko sny!- jaszczur próbował ją pocieszyć i uspokoić.

Paladynką kilka razy szarpnął stłumiony szloch, aż po jakiejś dłuższej chwili, powoli odkryła twarz spod koca i spojrzała na kubek podstawiony jej przez krasnoluda.
- Przeor Grimil miał rację, powinnam siedzieć zamknięta w lochu... - stwierdziła pesymistycznie i nie patrząc na swoich towarzyszy, wyciągnęła rękę by wziąć kubek. Upiła łyk, trochę za duży, aż ją skrzywiło. A następnie wypiła jeszcze.
Kojące ciepło rozlało jej się po przełyku, aż do żołądka.

-Nie płacz. Pewnie niebawem spotkamy na drodze kogoś kogo ukatrupisz, albo wpadniesz w inne tarapaty i poprawi ci się nastrój…- jaszczur chciał chyba zażartować na pocieszenie.

Venora spojrzała prawie obrażona na Balthazaara, jakby miała mu się odgryźć. Ale jej usta wykrzywiły się niechętnie w uśmiech wywołany przez sens jego wypowiedzi. Co do tego miał rację, gdyby mogła się wyładować w walce z kimś... Dopiła do końca zawartość kubka i postawiła go na ziemi przyglądając mu się w zamyśleniu. Alkohol i troska towarzyszy zaczynały przynosić zamierzony skutek i panna Oakenfold w końcu wzięła się w garść. Nie nawiązywała kontaktu wzrokowego, bo wstyd jej było z powodu tego napadu... histerii.
Wzięła w ręce talerz z sarniną i położyła go sobie na kolanach. Pieczeń jak zawsze pachniała tak, że aż ślinka leciała. Venora skosztowała trochę, ale naszły ją nowe przemyślenia, którymi zdecydowała się podzielić, zanim uzna, że to głupie.

- A co jeśli... - mruknęła ledwo wyraźnie. - W przyszłości znaleźli sposób, żeby cofnąć się wstecz? - zapytała. - Nie było sposobu pokonania smoków, one wygrywały... Nie było żadnej nadziei na cofnięcie ich rządów... - uniosła spojrzenie. - I ostatnią deską ratunku było cofnięcie się w czasie, żeby temu wszystkiemu zapobiec? - powiedziała.
-Znaczy się co? Magia wieszczenia?- wzruszył ramionami -Nie rozumiem co masz na myśli- stwierdził z przykrością.
Czarnowłosa wpatrywała się w pysk Balthazaara zastanawiając się nad tym co powiedziała i nad sensem tego co chciała przekazać.
- Znaczy, że... Jakoś, nie mam pojęcia jak, ale może znalazł się taki silny mag... Cofnął moją świadomość do przeszłości. Do teraz, a nawet jeszcze wcześniej. I ona się objawia tymi koszmarami... - potarła dłonią skronie, bo ją aż rozbolała głowa od tego wszystkiego. - Żebym tym razem postąpiła tak, bym nie dopuściła do tego na co pozwoliłam wtedy, a co skutkowało końcem świata
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-09-2017, 18:53   #333
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Balthazaar spojrzał na Dundeina, a kapłan na smoczydło -Chyba nie rozumiem…- bezradnie wzruszył ramionami.
-No… Strasznie to zawiłe…- dodał krasnolud.
Venora jęknęła rozgoryczona niemożnością przekazania im tego co ma na myśli w sposób, który by zrozumieli.
- Mój dziadek musiał o tym wiedzieć, Morimond też... - mruknęła zrozpaczona i wbiła spojrzenie w pieczeń. - Ja chyba oszaleję prędzej niż się czegokolwiek dowiem - pokręciła energicznie głową, jakby chcąc pozbyć się tych myśli.
-Albo ruszysz dupę i w końcu dotrzemy do starca, który postara się wyjaśnić choćby cokolwiek…- zaproponował.
Venora pokiwała głową w odpowiedzi i zabrała się za dokończenie posiłku, bo szkoda było, by się coś tak smacznego miało zmarnować.
Smoczydło miało rację, musiała wziąć się w garść i liczyć że nie jest za późno by spotkać tego mędrca.

Paladynka po raz pierwszy odkąd dowiedziała się i tej personie z listu Morimonda, szczerze zapragnęła go spotkać. Dopiero teraz zapałała nadzieją, że może jednak on jej ulży w tym cierpienia niewiedzy w co jej osoba jest zamieszana. Jedyne co było pewne to to, że sprawa była arcy ważna i od niej miały ważyć się losy świata. Rycerka z tej całej powagi sytuacji aż poczuła nieprzyjemny, zimny dreszcz.
Szybko zjadła, po czym opłukała naczynie wodą z bukłaka. Wstała w końcu z posłania i zaczęła zbierać swoje rzeczy, szykując się do wyruszenia. Na koniec, gdy już jej pakunki znalazły się na grzbiecie Młota, poprosiła Balthazaara by pomógł jej założyć pancerz.
- Przydałaby się magiczna zbroja, która na rozkaz sama się zakłada i zdejmuje - skomentowała Venora na koniec, gdy już cały elfi pancerz na niej leżał, a ona dokonywała ostatnich sprawdzeń czy wszystko dobrze jest zamocowane. Zaraz też przypięła do pasa buzdygan i Pożogę .

Grupka zebrała się do drogi i ruszyła na północny wschód. Las pochłonął ich w mgnieniu oka. Niby takie same drzewa, jak w każdej innej puszczy, ale coś sprawiało, że Venora czuła się dość nieswojo. Gdy zerkała kątem oka na towarzyszy mogła śmiało stwierdzić, że Dundein również nie wyglądał na zadowolonego ze swojej obecności tutaj. Szedł kurczowo ściskając swój młot i regularnie co kilka chwil rozglądał się na boki po gałęziach wysokich drzew i przede wszystkim pod nogi.
Puszcza Semberhome tętniła życiem. Ptaki świergoliły z każdej strony. Kompani raz po raz napotykali jakieś zwierzę, a raz Balthazaar nawet musiał użyć swego smoczego zionięcia, by odstraszyć potężnego żubra. Na szczęście w czasie marszu nie natknęli się na żadnego drapieżnika ani potwora, choć zapewne od takich aż się tu roiło.
Las gęstniał, a bujne krzewy z wolna zaczynały zasłaniać przestrzeń między pniami. Ziemia robiła się grząska, a pod naciskiem ich buciorów wychodziła z niej woda.
-Jesteśmy coraz bliżej jeziora. Gdy już dotrzemy do brzegów, będziemy mieli z górki- oznajmił Balthazaar.


Słowa smoczydła były pokrzepiające dla Venory. Las był trochę podobny do tego ze snu, w którym jako dziecko była prowadzona przez dziadka. Skojarzenie nie dawało jej spokoju, choć przecież tamto miejsce odnalazła już, w lesie nieopodal rodzinnego domu.
- Jak dawno temu byłeś tu ostatnim razem?- zapytała panna Oakenfold, która tak jak wszyscy, szła traktem, a swojego wierzchowca prowadziła za uzdę. - Pamiętasz jak ostatnim razem się przedzieraliśmy przez bagnisko? Tu przynajmniej nie śmierdzi i nie jest tak duszno - skomentowała spoglądając pod nogi, które coraz bardziej zapadały jej się w mokry grunt.
-Ostatni raz tu byłem, kiedy starzec nie był starcem, a Ty zapewne byłaś małym dzieckiem- odparł wspominając tamte czasy -Ano bagnisko. Widziałem wiele w swoim życiu, ale mało które tak śmierdziało jak tamto- bodnął ją łokciem, że aż Młot potrząsnął nerwowo łbem.
Pewnie gdyby nie elfia zbroja to zabolałoby Venorę a tak jedynie szturchnięcie smoczydła wybiło ją z rytmu kroku, którym szła.
- Oho, widzę że w dobrym humorze jesteś - skomentowała zachowanie jaszczura i uśmiechnęła się przyjacielsko. - Ponad dwa dekadni w podróży... - powiedziała nie mogąc uwierzyć, że są już tak blisko. Ale zamiast czuć zadowolenie, że już są niedaleko, teraz martwiła się, że to wszystko będzie na nic gdy okaże się, że mędrzec wyzionął ducha. - Nie rozumiem kto mógłby, poza druidami, chcieć mieszkać w tak głębokim lesie

-Las to tylko otoczenie. Nasz cel to stary zameczek, na niewielkim półwyspie. Piękne miejsce, ale zapomniane przez świat- wyjaśniło smoczydło.
- I on tak sam tu siedzi? - zapytała z niedowierzaniem. - A jak mu na imię?
-Na imię mu Simon- uniósł brew spoglądając na rycerkę -Ma kilku wiernych służących, no i opiekuje się nim jeszcze jeden znajomy- dodał.
- Aha... - szczerze mówiąc to do tej pory paladynka wyobrażała sobie, że ów mędrzec samotnie zamieszkiwał jakąś wysoką wieżę, niczym ekscentryczni magowie. - A co to za znajomy? - dopytała zaraz z zainteresowaniem.
-Zobaczysz- odparł tajemniczo.
- No powiedz... - nalegała bo przez niego ciekawość jeszcze bardziej ją pochłonęła.
-Ten to dopiero się naoglądał w życiu…- pokręcił głową jakby sam niedowierzał.
Venora zmrużyła gniewnie oczy widząc, że Balthazaar ma świetną zabawę z tego przekomarzania się z nią. A pomyśleć, że niedawno jeszcze słowem się do niej nie odzywał. Pannę Oakenfold korciło, żeby pociągnąć go za język, ale wiedziała, że nic to nie da.

~***~

Niebo robiło się szare, ale smoczydło nie pozwalało na posterunek. Koniecznie chciał rozbić obóz u brzegu jeziora. Według jego obliczeń powinni na nie natrafić lada chwila. Balthazaar koniecznie chciał wziąć kąpiel w ciepłych wodach wielkiego akwenu, otoczonego lasami. Smoczydło odsunęło łapą gałąź paproci i w końcu ujrzeli błękitne wody Semberholme.
-Zobacz…- westchnął mając przed sobą nietykany przez człowieka obraz piękna natury. Brzeg był łagodny i porośnięty gęsto roślinnością. Fale delikatnie uderzały w odsłonięte korzenie drzewa, a kilka metrów dalej znajdował się bardzo stary, drewniany pomost.
-Zachnie!- krasnolud również zdawał się być zadowolony z okoliczności jakie miały towarzyszyć grupie tej nocy.
Balthazaar od razu zrzucił z ramienia swój skórzany plecak i rozejrzał się do okoła.
-Nawet nie trza chodzić po drewno- Dundein uśmiechnął się szeroko, odbierając Venorze z dłoni uzdę Młota -Usiądź. Przywiążę go do drzewa- wszystkim dopisywał świetny nastrój.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 26-09-2017 o 19:10.
Nefarius jest offline  
Stary 26-09-2017, 22:32   #334
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Widok był przepiękny i tak bardzo kojący, że zmartwienia panny Oakenfold zeszły gdzieś na bok. Zupełnie nie dziwiła się temu z jakim entuzjazmem Balthazaar ich tu prowadził. Teraz to nawet Venora zapragnęła wykąpać się w tym jeziorze. To by było naprawdę przyjemne miejsce na rozbicie obozu. Zaczęła nawet rozglądać się za miejscem gdzie mogłaby w odosobnieniu się zamoczyć.
Na propozycję Dundeina, gdy zabrał jej z ręki wodze wierzchowca, który zaraz nerwowo prychną, paladynka pokręciła głową.
- Nie trzeba go wiązać, tylko zdjąć z niego wszystko. Sam się mnie pilnuje - odparła kapłanowi i poklepała po łbie Młota.

- Pomóż mi proszę ze zbroją - dodała. Krasnolud skinął jej głową i podszedł do niej, by wspólnymi siłami zdjąć z Venory płyty żelastwa. A trzeba przyznać, że czarnowłosa niecierpliwiła się przy tym.
Wkrótce pancerz złożony został położony pod pniem rozłożystego dębu, a po chwili też wylądowały tam wszystkie pakunki i siodło z grzbietu czarnego ogiera. Młot z wyraźnym zadowoleniem zbliżył się do jeziora i wszedł do wody, zanurzając się w niej do połowy nóg.

- Też się wykąpię - powiedziała paladynka i wyciągnęła z torby ubranie na zmianę. - Będę tam - wskazała. - Tylko niech żaden nie waży się tam podchodzić - dodała mocno poważnym tonem, spoglądając po Dundeinie i Balthazaarze. Nie czekając na ich odpowiedź ruszyła we wcześniej wskazane miejsce.

Woda była idealna. Po tym jak znalazła sobie odpowiednio osłonięte miejsce do zejścia do jeziora, pozbywając się całego odzienia, które powiesiła na gałęziach krzaków, zanurzyła się w jeziorze. Venora nawet sobie nie próbowała przypominać kiedy ostatni raz brała kąpiel. Zdała sobie sprawę, że właśnie takiego relaksu potrzebowała, bo ostatnie dni mocno dały jej w kość.
~ Nawet w snach nie mogę wypocząć... ~ pomyślała ze smutkiem. Ale odgoniła te myśli. Dziś zamierzała zapomnieć o bliźnie szpecącej jej klatkę piersiową, zignorować myśli o tym co ją czekało i zwyczajnie odpocząć od tego wszystkiego i pocieszyć chwilą. Zanurzyła się cała, by obmyć również włosy, a później wypłynęła odrobinę od brzegu, ale tak by czuć grunt pod nogami.

~***~

Kąpiel była długa i relaksująca, tak jak tego oczekiwała. Woda nie była tak ciepła jak przygotowana w szynku, w balii z olejkami przy świecach, ale również miała swój cudowny klimat. W końcu przyszedł czas na powrót do obozu. Venora założyła na siebie ubranie i lekkim krokiem wróciła do obozu, gdzie już wesoło trzaskało ognisko. Dundein siedział wygodnie na przyturlanym głazie. Balthazaara nigdzie nie było, lecz pamiętała jak odwiedziła go w jaskini, na plaży nieopodal Suzail. Wtedy smoczydło również spędzało wolny czas na nurkowaniu pod wodą.
-O! Wróciłaś!- rzucił wesoło witając ją gestem dłoni, dzierżącej kubek z bimbrem.

Paladynka uśmiechnęła się i przejęła naczynie.
- Jako dziecko nie rozumiałam czemu dorośli piją alkohol - skomentowała z rozbawieniem i upiła łyk. - Teraz chyba skuszę się na to by popaść w alkoholizm - dodała i oddała kubek Dundeinowi. Rozwiesiła przeorane ubranie na pobliskiej gałęzi i usiadła sobie przy ognisku. - To miejsce wydaje mi się być nierealne po tych wszystkich dniach... - chciała powiedzieć "w podróży", ale przecież nim wyruszyła z Suzail to też non stop coś się działo.
-Alkoholizm? A co to?- spytał zdziwiony brodacz.

- My ludzie tak nazywamy kiedy pijemy tyle co krasnoludy - mrugnęła do kapłana. - Ciągle nie może do mnie dotrzeć że już jutro będziemy na miejscu. Myślałam, że nigdy nie dotrę. Wszystko zdawało się działać przeciw - westchnęła przeciągle i wbiła spojrzenie w taflę jeziora, na której odbijały się gwiazdy i Selune.
Krótką rozmowę przerwał im Balthazaar, który niespodziewanie wyłonił się z wody, jak zwykle nagi i bez odrobiny krępacji. Venora natychmiast odwróciła spojrzenie. Smoczydło spokojnie nałożyło swoje odzienie, oraz skórzaną kurtę, w której chował kilka sztyletów.
-Co? Łusek nie widziałaś?- zażartował jaszczur, gdy tylko Venora na niego spojrzała z oburzeniem za jego publiczne negliżowanie się.
-Ej. Przypomniała mi się taka opowieść- odezwał się niespodziewanie kapłan -Kiedyś trafiliśmy w podziemiach na przeklętego drowa. Skurwiel był świetnym szermierzem, zabił wielu krasnoludów w sztolni Grondich, pod Mithrilową Halą- brodacz wspominał to z ekscytacją -W końcu nadworny mag samego Bruneora dowiedział się, że drow to demoniczny pomiot, który zawsze wracał do tych jaskiń przez klątwę demona, którego chciał przywołać. Ten drow był ofiarą klątwy, która nie pozwalała go zabić. Po wielu bitwach magowie odnaleźli księgę, która wspominała o tej klątwie, a pisali ją nasi dziadowie…- był podekscytowany i mocno się wczuł.

-Drowa można było unicestwić tylko pod warunkiem, że stanie się to w dwóch miejscach na raz. Próbowaliśmy magii, świętego orężu, palenia i topienia w kwasie. Zawsze wracał i przez wiele dni siał strach w sercach mieszkańców Mithrilowej Hali- brodacz upił łyk bimbru
-Któregoś razu zrozumiałem jak można go zabić tak by nigdy nie wrócił. Przedstawiłem mój plan Bruneorowi i moim braciom w świątyni. Zgodzili się i udostępnili środki na tę misję. Prędko ruszyliśmy mu naprzeciw i po wielu dekadniach intensywnych poszukiwań znaleźliśmy ukrytą jaskinię w opuszczonym szybie. Tam krył się czarci relikwiarz. Róg demona - wziął głęboki wdech. - Czym prędzej opuściliśmy Mithrilową Halę, a przeklęty elf za nami. Daliśmy radę uciec aż do granic Cormanthoru. Przebyliśmy całą pustynię Anauroch. Tam nas dopadł. Po ciężkim boju udało się go zabić. Uśmiechał się, kiedy ostatnie krople krwi opuszczały jego ciało. Przecież mieliśmy relikwiarz i zaraz miał się znów pojawić. Nie rozumiał, że pokonaliśmy go na granicy dwóch prastarych krain. Umarł w dwóch miejscach na raz…- skończył opowieść z dumą.
Paladynka słuchała krasnoluda, żywo zainteresowana jego historią. Gdy on opowiadał, czarnowłosa oczami wyobraźni widziała te walki z przeklętym mrocznym elfem. Podobno były one przebiegłe i bardzo sprawnie władały rapierami. Panna Oakenfold nie mogła się jeszcze pochwalić by miała okazję z takowym walczyć, ale pewnie w jej przypadku była to jedynie kwestia czasu.
- Jej, to było niesamowicie sprytne z twojej strony - powiedziała Venora, która była pod wrażeniem zakończenia opowieści. - Mina tego drowa musiała być bezcenna, gdy doszło do niego jak został przez was przechytrzony - stwierdziła z podziwem w głosie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 28-09-2017, 19:40   #335
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Balthazaar włożył sobie do paszczy spory kawał niedopieczonego mięsa i ugryzł, że aż krew i tłuszcz trysnęły mu między zębami.
-Nie ma co. Jutro doprowadzę cię do mędrca a ten w końcu wybije ci z głowy te twoje wybraństwo- rzekł uśmiechając się, choć Venora przez chwilę nie była tego pewna.
- Nie musi. Sama już w to wątpię po ostatnim śnie - odparła mu zaraz Venora. - Xalaz’sir mówił, że mam nie pozwolić wybrańcowi odejść. To dość jednoznacznie mówi, że ja nim nie jestem - dodała spoglądając na jezioro. - A może ty Balthazaarze opowiesz nam opowieść o swojej najciekawszej walce? - zaproponowała, bo spokojny ciepły wieczór, trzaskające płomienie w ognisku i wszechobecny spokój aż prosiły się na wspominki. Rycerka też od razu zaczęła się zastanawiać, która z jej przygód pasowała do rangi wyjątkowego dokonania.
-Ja… Moją najznamienitszą walkę stoczyłem dokładnie dziewiędziesiąt osiem lat temu, na południe od Calimshanu. Walczyłem ze swoim bratem. Zabiłem go… - zamilkł wpatrując się w ogień.
-E… No a Ty Venoro?- Dundein chciał nieco załagodzić atmosferę i od razu zmienił temat, widząc jak smoczydło się zasępiło.

Panna Oakenfold wpatrywała się skonsternowana na Baltazaara. Sama nigdy nie wyobrażała sobie by jakkolwiek mogła zrobić krzywdę któremuś ze swych braci.
W końcu odchrząknęła przerywając nieprzyjemną ciszę jaka zapadła po tym co powiedział jaszczur.
- Ciężko mi wybrać... Może to jak w trójkę odbiliśmy z moimi przyjaciółmi mojego bratanka z rąk kultystów Bane'a... - uśmiechnęła się. - Tak, to było chyba najlepsze czego dokonałam do tej pory - pokiwała głową. - Kultystka porwała moich dwóch bratanków i wywiozła ich aż na Smocze Wybrzeże. Pierwszego udało się wykupić z niewoli. Drugiego kultystka zabrała ze sobą i innymi dziećmi. Wiele dni przyjaciółka Harfiarka szukała informacji gdzie go wywieziono. A gdy się dowiedziała ruszyliśmy w pogoń. Deptaliśmy im po piętach, a kiedy już myśleliśmy, że ich mamy, okazało się, że wyjechali z wioski dosłownie tuż przed tym jak my przyjechaliśmy - Venora opowiadając to, aż dostała wypieków. - Ale odzyskaliśmy trop kultystów. Zaszyli się w starym młynie - wyprostowała się.

- Byliśmy tylko my troje i cholera wie ilu kultystów. Po drodze natrafiliśmy na ich zwiadowcę, ale po krótkiej walce mój przyjaciel Albrecht dopadł do uciekającego kultysty zabijając go. Dzięki temu nikt nas się nie spodziewał. W pełni wykorzystaliśmy każdy z posiadanych zasobów, czy to chodzi o magię kapłańską, mikstury czy taktykę. Harfiarka zrobiła zwiad. Podeszliśmy ich używając mikstur, które czyniły nas niewidzialnymi, wprost pod same drzwi młyna. Jako ciekawostkę podam, że mikstury te zdobyliśmy, gdy pokonaliśmy złego druida półorka, który z ich pomocą próbował nas zabić... No ale wracając… I wtedy zaczęło się. Kiedy ja, Albrecht i jego archon ogar walczyliśmy z kilkoma tuzinami kultystów, Harfiarka szukała dzieci, by je niepostrzeżenie wyprowadzić. Walczyliśmy, ciała kultystów padały na ziemię. Była tam też tą, która porwała moich bratanków, ale uciekła. Ale przynajmniej zabiliśmy towarzyszącego jej Zhentarimskiego maga... Balthazaar wtedy wparował, akurat na sam koniec. Ah... Wtedy to mi ciśnienie podskoczyło jak myślałam że jest on ich wsparciem - zaśmiała się. - Ale po tym jak zjadł głowę pierwszego ze złapanych kultystów to sporo zwątpiłam w to że jest mi wrogiem - dodała z rozbawieniem. - Tak więc zabiliśmy sporo kultystów, wielu uciekło gdzie pieprz rośnie, ale najważniejsze, że dzieci były całe i zdrowe - podsumowała na koniec, niezmiernie zadowolona.

Krasnolud pokręcił głową z uznaniem. Brodacz uśmiechnął się i wziął wdech by coś powiedzieć, kiedy po okolicy rozległ się potężny okrzyk, który w jednej sekundzie zerwał w popłochu setki ptaków z najbliższej okolicy. a echo nad akwenem jeszcze to wszystko potęgowało.
Dundein zamknął usta i spojrzał na poskładane zbroje, swoją i Venory. Nagle drzewo po drugiej stronie jeziora runęło z trzaskiem i hukiem na ziemię a z lasu wyłonił się troll. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak Gloglo, lecz kompani szybko dojrzeli, gołą czaszkę, z której ktoś spalił całą twarz trolla. Bez wątpienia był ożywieńcem. Biegł ile sił w nogach pomagając sobie potężnymi ramionami. Miał do pokonania kilkadziesiąt metrów wokół linii brzegu
-To Gloglo!- krzyknął kapłan, łapiąc za Meteor, który od razu zapłonął tak jak robiła to Pożoga.
-To ożywieniec!- krzyknął Balthazaar łapiąc za swój dwuręczniak. Pewnie od razu wspomniał sobie swoją poprzednią potyczkę z tym trollem. Nie dało się jednak po nim poznać strachu.

- Na bogów, jak nas tu znaleźli?! - nie mało przeraziła się Venora. Choć było jej przykro widząc jak skończył troll, czym prędzej doskoczyła do swojej broni, w ostatnim momencie decydując się na buzdygan sugerując się wspomnieniem o ożywieńcach. - Szybko, zakładamy zbroję! A ty na razie bierz to i nie dyskutuj - podała buzdygan Balthazaarowi, bo w tej chwili on najszybciej mógł wejść w konfrontacje z truposzem. Paladynka od razu zaczęła zakładać na siebie nagolenice.
Krasnolud w mgnieniu oka zajął się nakładaniem pancerza pannie Oakenfold. W tym samym czasie Balthazaar spojrzał na buzdygan, który wręczyła mu rycerka. Smoczydło buchnęło parą z nozdrzy i schowało dwuręczniak do pochwy, na plecach po czym wyciągnęło rękę do Venory -Ten drugi miecz też mi daj!- wręcz zażądał.
- Który? Półtorak płonący czy ten dwuręczniak? - odparła paladynka, wiążąc rzemienie płyty osłaniającej jej ramię i zaraz sięgnęła po wspomniane miecze, by na wszelki wypadek oba wyciągnąć.

Balthazaar złapał do prawej ręki półtoraręczny miecz, którym wywijał równie sprawnie, co ona sama Pożogą. To jednak nie wszystko, gdyż jaszczuroludź wykonał kilka młyńców półtorakiem, a po chwili zaczął również kręcić koła buzdyganem w powietrzu. Wyglądało to naprawdę imponująco. Kiedy troll już był dość blisko Balthazaar pochylił się lekko, otworzył szeroko paszczę i zawył a sekundę później w trolla wystrzeliła oślepiająca błyskawica. Piorun trafił ogromnego ożywieńca prosto w pierś odpychając go o krok w tył. Troll, jednak nie rezygnował jak na umarlaka przystało i czym prędzej skoczył na Balthazaara. Smoczydło znało ten miecz. Jeszcze więcej szczegółów sobie przypomniał, kiedy miecz znów na niego spadł. Silny cios rozorał twardą skórę na piersi Balthazaara. Tonowy zombi natarł po raz drugi, lecz tym razem jaszczuroludź zachował odpowiednią czujność i uniknął ran.
-Jeszcze chwila!- krzyczał Dundein kończąc ostatnie wiązania trzymające napierśnik Venory na jej ciele.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 29-09-2017, 22:58   #336
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Rycerka chciała rzucić się by wspomóc jaszczura, ale mimo to stała w miejscu, póki kapłan nie skończy. Nie mogąc wytrzymać bezczynnego stania na szybko zaczęła sobie przypominać jakie czary miała skryte w pierścieniu.
- Zaraz rzucę na ciebie ochronę przed złem! - oznajmiła Balthazaarowi i zamierzała to zrobić w pierwszej kolejności, gdy tylko Dundein jej da znać, że skończył.
-Gotowe!- krzyknął krasnolud, w tej samej chwili łapiąc za swój symbol Moradina -Kowalu stalowego ludu! Uderz mego wroga światłością swojej dobroci!- krzyknął, a mosiężny symbol zalśnił oślepiającym światłem i wystrzelił w trolla. Promień zerwał w powietrze liście i pył z gleby, lecz Dundein źle wycelował i czar minął minimalnie nieumarłego trolla.
Tymczasem Venora uwolniła z pierścienia ochronny czar, który spowił ciało jaszczura.

Kilka metrów dalej Balthazaar podejmował drugi raz walkę z Gloglo. Tym razem troll już nie żył, lecz był równie niebezpieczny, co za życia. Smoczydło atakowało zajadle buzdyganem i płonącym mieczem, które dostał od Venory. Niestety ciało trolla stwardniało i zrobiło się jeszcze bardziej wytrzymałe niż wcześniej. Miecz Gloglo uderzył Balthazaara po raz pierwszy, lecz smoczydło sparowało cios krzyżując przed sobą miecz i buzdygan. Posypały się iskry a troll zawył głośno.
Smoczydło wyszczerzyło zęby i wtedy niespodziewanie troll pchnął z całej siły mieczem w przód i przebił jaszczurzego przeciwnika ostrzem na wylot. Venora stanęła jak wryta. Nieumarły Gloglo wyciągnął płynnym ruchem ostrzem z bebechów Balthazaara, lecz ten nie padł na ziemię. Jego ciałem szarpnął nienaturalny skurcz, a sekundę później smoczydło wyprostowało się wrzeszcząc z całych sił płuc.

Panna Oakenfold dzierżąc swoją tarczę, biegiem rzuciła się smoczydłu na ratunek. Nabierając pędu uniosła wysoko Pożogę, której ogniste ostrze rozbłysło dodatkowo bladą poświatą, gdy paladynka tchnęła w nie energię karcącą zło.
- Zajmę go! Wycofaj się i ulecz! - krzyknęła przy tym do mocno ranionego Balthazaara.
Balthazaar zdawał się być pogrążony w czymś na kształt berserskiego szału, gdyż żadne nawoływania nie zwracały jego uwagi, oko miał przekrwione, a ruchy jakby kompletnie pozbawione taktyki, jakby postawił wszystko na brutalną siłę. Venora nie miała czasu by instruować smoczydło i czym prędzej natarła. Pożoga buchnęła płomieniami, a rycerka nabrała rozpędu i uderzyła druzgocąco w bok umrzyka.
Troll nie wyglądał na wzruszonego, choć Venora wiedziała, że nieumarli zwyczajnie nie odczuwali bólu tak jak żywe istoty i pewnie do samego końca stwór będzie walczył z całych sił. Nagle kątem oka dostrzegła Dundeina, który znalazł się tuż za nią modląc się do Moradina. Brodacz dotknął rycerkę w plecy i ta nagle poczuła jak moc błogosławieństwa spływa na nią dając jej sił.

Venora uśmiechnęła się lekko czując jak objawiona łaska Moradina dodaje jej krzepy, ale nim zdążyła choćby podziękować, dostrzegła jak Balthazaar pogrążony w swej furii dopada do trolla i wywijając buzdyganem i mieczem siecze ożywione truchło. Troll aż odsunął się o krok i to był dobry znak, a potężne bruzdy na cielsku oznaczały skuteczność furii smoczydła.
Troll jednak niespodziewanie zmienił swój cel i dwukrotnie natarł na Venorę. Pierwszy cios odebrał jej dech w piersi, ale zachowała dość przytomności umysłu i zdążyła zasłonić się Bastionem rycerza unikając większych szkód.

- Dopilnuję, żebyś zaznał wiecznego spokoju - powiedziała paladynka, posyłając znad tarczy zdeterminowane spojrzenie w wypaloną twarz trolla. Czując dodatkową moc, zesłaną jej przez krasnoludzkiego kapłana Venora sięgnęła jeszcze po boską moc. Pewnym ruchem ręki wyprowadziła cios Pożogą w swego oponenta.
Paladynka wzięła potężny zamach miecza od boku. Przez sekundę widziała oczami wyobraźni jak Pożoga zatapia się w martwym cielsku trolla, gdy niespodziewanie troll uprzedził jej zamiar i odsunął się o krok w tył. Venora porwana impetem własnego ciosu omal się nie przewróciła. Niestety utrzymanie równowagi kosztowało ją wypuszczenie miecza z dłoni. Oręż przeleciał zaledwie kilka metrów i wbił się w żyzną glebę.
Balthazaar pogrążony w swojej furii nie zauważał świata, poza swoim przeciwnikiem. Smoczydło uderzyło potężnie buzdyganem w bok trolla, poprawiając od razu w kolano. Płonącym półtorakiem próbował ranić oponenta w żebra od drugiej strony, lecz ostrze nie przebiło skóry Gloglo. Jaszczuroludź zawył gromko i natarł raz jeszcze buzdyganem czując jego moc przeciw nieumarłym. Niestety w całym tym amoku smoczydło potknęło się i runęło pod nogi trolla.

Ożywiony Gloglo o dziwo nadal ignorował Balthazaara, a jego ciosy były kompletnie poświęcone Venorze. Jego wielki miecz dwukrotnie uderzył z hukiem w glebę, o krok od rycerki. Panna Oakenfold tańczyła kpiąc sobie swoją finezją z brutalnej siły trolla.
Chwilę później obok pojawił się krasnolud. Tym razem starał się nie wpaść pod miecz smoczydła modląc się w języku krasnoludów. Brodacz uniósł swój święty symbol, a po chwili dotknął Balthazaara w udo, dzięki czemu boska energia zasklepiła kilka naprawdę groźnych ran na ciele smoczydła.

Rycerka myślała czy nie skoczyć w bok by dopaść swojego miecza, który tak niefortunnie jej wypadł z ręki, ale zrezygnowała z tego. Mając wolną rękę mogła zrobić coś zupełnie innego. Zamiast się cofać, ruszyła na nieumarłego osłaniając się tarczą. W ostatnim momencie, gdy miała martwego trolla w zasięgu, wyciągnęła ku niemu dłoń by go dotknąć i porazić go paladyńską mocą.

Venora jeszcze nigdy tego nie próbowała i jedynie z wykładów w zakonie wiedziała jak magia lecząca działa na istoty martwe. Palce paladynki dotknęły pociętej i przypalonej piersi Glogla. Przez tą króciutką chwilę czuła zimno martwego ciała i pewnie gdyby nie objawione moce, to teraz by się wzdrygnęła ze strachu. Lecz akurat tego serce paladyna nie znało, a spojrzenie czarnowłosej wyrażało wyłącznie duże skupienie.

Energia, bardzo duży jej zasób, spłynęła z Venory na przeciwnika. Gloglo w pierwszej chwili wyglądał jakby się zawahał, by po dosłownie jednym mgnieniu oka zwalić się bez jakichkolwiek sił wprost pod nogi rycerki. Wyglądało to tak, jakby ktoś odciął go od magii utrzymującej ciało w ruchu.
Panna Oakenfold cofnęła się o krok w tył, osłaniając odruchowo tarczą przed przeciwnikiem, nie wiedząc czy zabiła go na zawsze. Złapała oddech, bo zdała sobie sprawę że na ten moment przestała oddychać i... Troll leżał trupem, tym razem już całkiem umarłym.
- Jesteście w jednym kawałku? - zapytała towarzyszy niepewnym tonem głosu, cały czas wpatrując się w ciało trolla, jakby obawiając, że ten jednak powstanie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 30-09-2017, 23:23   #337
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Balthazaar zignorował słowa Venory wymachując buzdyganem w powietrzu jakby walczył z niewidzialnymi przeciwnikami, a panna Oakenfold nie miała bladego pojęcia co się dzieje.
Nagle smoczydło skupiło wzrok na wyłaniającej się z lasu hordzie zombi i szkieletów, które przylazły tą samą drogą co troll. Były ich dziesiątki, może nawet setka, a Balthazaar biegł wzdłuż brzegu w ich kierunku ujadając złowrogo.
Venora zamrugała oczami nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Truposzy było całe mnóstwo... Zakładała, że Baruna ukarać chciała ich zabijając Glogla i nasyłając go by zabił swych nie tak dawnych sprzymierzeńców, którym pomógł dopaść wampiry. Ale wyglądało na to, że nekromantka zmieniła nieco swoje priorytety i posłała całkiem spore zasoby za nimi. Doskoczyła do swojego miecza, który czekał na nią tkwiąc wbitym w ziemię, chwytając za rękojeść Pożogi.

- Stój! - krzyknęła Venora za smoczydłem, które na złamanie karku popędziło ku hordzie, ale wielce wątpiła, że posłucha jej, bo miał z tym problem przy pełnych zmysłach, a co dopiero teraz w szale. Rycerce przeszło przez myśl czy gdy wampiry prawie ją zabiły to właśnie wtedy wpadł w ten waleczny amok i ich wszystkich pozabijał sam.
- Ubieraj się! - rzuciła do Dundeina i cofnęła się do swojej torby. - Muszę pomóc tamtemu szaleńcowi, zanim się zabije… - dodała mając na myśli jaszczura. Czarnowłosa skrzywiła się i zdusiła w sobie jęk bólu, zdając sobie sprawę z własnych ran, bo po tym adrenalina jej opadła na tyle by odezwały się obite mięśnie i obolała klatka piersiowa. Musiała zadbać o siebie. Uwolniła więc ostatnie zaklęcie z pierścienia, lecząc się. Bezużyteczny już pierścień zdjęła z palca i po wrzuceniu go do torby, założyła drugi pierścień.

- Już, już... - krasnolud pokiwał głową, odłożył broń i czym prędzej zabrał się za swój pancerz.
Venora po upewnieniu się, że w hordzie nie widać żadnego stwora wiele silniejszego od zombich i szkieletów, schowała Pożogę do pochwy, złapała za siodło i przywołała swojego wierzchowca. Młot posłusznie przybiegł do niej i paladynka zaczęła układać mu na grzbiecie cały ich dobytek, bo pewnym było, że musieli stąd się natychmiast wynosić.
Rycerka i kapłan w jednej chwili skończyli swoje czynności. Dundein ubrany już w swoją zbroję łuskową wziął w ręce młot i spojrzał wyczekująco na Venorę. Panna Oakenfold poprawiła ostatnie zapięcie pasa przytrzymującego tobołki do siodła, by przy szybkiej ewakuacji nic nie spadło. W końcu odwróciła się i spojrzała na brodacza.
- Podlecz mnie - poprosiła go i wzięła miecz w dłoń.

Gotowa do walki, pospieszyła wspomóc oszalałe smoczydło w walce.
- Balthazaar! Musimy się stąd wynosić! - krzyknęła do towarzysza.
-Kowalu dusz! Wszechojcze i stworzycielu dumy ziemi i skał! Obdaruj mnie swoją łaską, bym mógł przywrócić kompanów do zdrowia, albowiem walczą w słusznej sprawie- pomodlił się brodacz, a następnie dotknął nogi Venory, która już siedziała na grzbiecie Młota. Gdy złapał ją za żelazny nagolennik, boska energia rozeszła się po stali elfiego pancerza, przynosząc pannie Oakenfold uczucie ciepłego ukojenia. Teraz była gotowa do boju i nie zwlekając ani sekundy pomknęła w kierunku Balthazaara.
Smoczydło nie wydawało się przejmować jej okrzykami w dalszym ciągu. Zanim zdążyła go dogonić, on już starł się z pierwszym szeregiem sporej hordy ożywieńców. Jego pełne złości i agresji okrzyki niosły się echem po jeziorze.
Paladynka zatrzymała swojego rumaka nim na dobre zbliżyła się do umrzyków.
~ Oby Balthazaar się w końcu opamiętał ~ zmartwiła się. Zeskoczyła z grzbietu Młota, by nie narażać zwierzęcia w walce. Chwilę poświęciła na uważne przyjrzenie się hordzie i temu jak radził sobie jaszczur. Wtedy też pierwsze zombie zaczęły zwracać uwagę na rycerkę.

Verona westchnęła ciężko i zakręciła mieczem w dłoni, a ognista łuna ciągnąca się za ostrzem Pożogi utworzyła piękny efekt świetlny w pogrążonym w ciemnościach lesie, odbijając się również od lustra jeziora. Panna Oakenfold natchnęła swój oręż boską energią i wtedy ruszyła szarżą na najbliższego wroga, tnąc go w biodra. Zamierzała wejść w grupę przeciwników by dopiero wtedy użyć na nich odpędzania.
Smoczydło wywijało oburącz jakby postradało zmysły. Półtorak buchał ogniem, a buzdygan miażdżył czaszki i kości jakby były ze zbutwiałego drewna. Nieumarli padali wokół jaszczura tworząc paskudny dywan z kości i zwłok. Rozpędzona Venora cięła celnie i sprawnie. Korpus ożywieńca odzielił się od nóg i spadł pod nogi panny Oakenfold, a sekundę później już otaczało ją kilkunaście szkieletów i gnijących zombi.

Venora sięgnęła ku symbolowi swego boga.
- Helmie wspomóż mnie swą mocą by mogła odegnać tych, których wieczny spokój został zakłócony plugawą magią nekromancji! - krzyknęła donośnie paladynka. Tafla jeziora odbiła jaskrawe światło świętej mocy. Fala uderzyła w ożywieńców zmieniając ich w pył i płaty popiołu. Oczy rycerki przyzwyczaiły się znów do półmroku wieczornej pory, a ona dostrzegła krąg zmiażdżonych umrzyków oraz liczną grupę tychże uciekających do lasu, w popłochu.
Poczuła ulgę, ale wciąż była zaniepokojona co ze smoczydłem. Zaczęła się rozglądać za nim, nie wiedząc czy nie narazi się na jego furię jeśli zdecyduje się do niego zbliżyć.
- Balthazaar, opanuj się w końcu! - krzyknęła do jaszczura, lecz nie zbliżyła się do niego, zadowalając się na razie walką z tymi z nieumarłych, którzy jeszcze nie zechcieli łaskawie uciec czym dalej od niej.

Jaszczur niespodziewanie odwrócił łeb w jej stronę i spojrzał złowrogo. Oręż w jego silnych ramionach aż drżał od chęci miażdżenia i cięcia. Smoczydło zrobiło w jej kierunku kilka kroków i nagle runęło na ziemię pod jej nogi ciężko dysząc.
- Na bogów, co ty żeś ze sobą zrobił... - paladynka pokręciła głową nie wiedząc czy jaszczur padł z braku sił czy po prostu martwy. Nie mając żadnej magi leczącej w zanadrzu, jedyne co mogła robić to trzymać nieumarłych z dala od Balthazaara i czekać, aż kapłan do niej dołączy.
- Dundein, bardzo byś się teraz przydał! - krzyknęła za siebie.
-Przecie pędzie ile sił w nogach!- krzyknął z oddali, dźwięcząc swoją zbroją. Balthazaar próbował się podnieść, lecz od razu upadł. Venora zdzieliła mieczem jeszcze kilku ożywieńców, nim Dundein w końcu do nich dołączył i od razu pochylił się nad ciężko rannym smoczydłem.
-Spadamy!- krzyknął Moradinita, pomagając podnieść się smoczydle.
- Tylko dokąd?! - odparła mu Venora, spoglądając pytająco na ledwo żywe smoczydło. - Osłaniam was... - dodała i zamachnęła się na kolejnego umrzyka.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-10-2017, 11:31   #338
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Wzdłuż brzegu… Mamy kilka mil…- syknął Balthazaar, lecz nim zdołał dokończyć zdanie drzewa znów trzasnęły, a grupie ukazały się kolejne dwa ożywione trolle, które pierwszy raz widzieli kilka dni temu, nieopodal cmentarzyska trolli. Chwilę później, gdzieś między drzewami, zapulsowała fioletowa łuna otaczająca półorczą nekromantkę. Kobieta szła powolnym i triumfalnym krokiem. Towarzyszyły jej krążące wokół duchy i zjawy, które ujadały przeraźliwie. Widziała ich z drugiego brzegu. Przyglądała się Venorze i nie raz złapały wzrokowy kontakt. Półorczyca uniosła swój kostur mrucząc pod nosem zaklęcie, a towarzyszące jej trolle ruszyły biegiem w ich kierunku, odtrącając i depcząc każdego szkieleta i zombi po drodze.
Venora widząc to sama uniosła tarczę i uwolniła ochronne zaklęcie, które objęło ją swym działaniem. Było bardzo źle i nie zapowiadało się by miała być jakaś tego poprawa.
- Wynosimy się i to szybko! - czarnowłosa ponagliła towarzyszy i przywołała wierzchowca, nalegając by Balthazaar go dosiadł. - Ale nie możemy ich przecież zaprowadzić za nami... - syknęła gdy zdała sobie sprawę, że owszem są blisko celu, ale teraz z nekromantką za plecami, to tylko kłopoty sprowadzą na mędrca. - Musimy ich zgubić-

-Jaskinia… Pod wielkim dębem, nad jeziorem… Dotrzemy nią do posiadłości… - jęczał Balthazaar.
-A koń?- spytał krasnolud przejętym tonem
-Zmieści się! Szybko! Szybko wzdłuż brzegu…- poganiał ich jaszczur.
Przez krótką chwilę Venora już obawiała się, że będą jej kazali porzucić po drodze Młota. A tego nie była w stanie zrobić. Nie tracąc czasu na zbędne gadanie przyśpieszyła kroku.
- Że też musieli się do nas przyczepić... - pokręciła głową. Wiedziała, że w obecnym stanie nie mieli możliwości mierzyć się z nekromantką. - Dobrze chociaż, że wampirów się pozbyliśmy - dodała szukając jakiś pozytywów ich obecnej, jakże złej sytuacji.

Kompani pognali ile sił w nogach. Balthazaar po drodze wypił jedną miksturę leczniczą, którą wciąż trzymał w zanadrzu na taką właśnie chwilę -To tam…- wskazał pazurem wielki dąb, pochylający się z nad szczytu skarpy nad wąską plażą i taflą jeziora. Niestety na ich drodze pojawiły się dwie sylwetki. Był to ten sam tajemniczy osobnik, który towarzyszył Barunie ostatnim razem, lecz tym razem nie był sam.

Tuż obok niego, na ścieżce stał krasnolud. Co do tego Venora nie miała wątpliwości. Przygarbiony, odpowiednich gabarytów, o długiej i falującej brodzie. Osobnik podpierał się na kosturze, choć zapewne nie z powodu zdrowia. Czarodziejska laska przypominała przeklęty artefakt, a może po prostu ktoś wykonał ją z tak wielkiej pasji.
Krasnolud miał na sobie brązowy płaszcz z kapturem, który skrywał w półmroku jego tożsamość. Tajemniczy nekromanta wskazał Venorę palcem i odwrócił się na pięcie, odchodząc jak gdyby nigdy nic, zaś krasnolud ruszył energicznym krokiem na przeciw rycerki.



- Helmie ześlij na mnie swą łaskę, wspomóż mnie w walce ze złem - wypowiedziała paladynka i wtem jasna poświata otoczyła ją. - Zajmę się nimi, nie zwalniajcie - nakazała towarzyszom, a sama ile sił w nogach popędziła zaatakować wrogiego krasnoluda.
Brodacz wykonał kilka energicznych gestów rękami, uderzył kosturem o podłoże, a kamienie pod nogami wszystkich zaczęły drżeć aż nagle wystrzeliły w powietrze skupiając się w jednym miejscu. Przed Venorą wyrósł metrowy mur odgradzając Venorę i jej świtę od krasnoludzkiego czaroklety.
Paladynka z irytacji uderzyła mieczem o murek, aż poszły iskry. Ze swoją zbroją co najwyżej mogła się wywalić przy próbie sforsowania zasieków. Spojrzała w tył i ujrzała jak sługi nekromantki zbliżają się do nich. Istniała szansa, że jeśli by próbowała dorwać krasnoluda to po walce z nim, zostałaby okrążona przez umarłe i uzbrojone trolle.
Była zbyt blisko celu by poddać się pokusie wejścia w tą walkę. Ostatecznie po prostu odpuściła i obchodząc długi mur z ziemi, biegiem skierowała się do jamy wskazanej przez Balthazaara.
- Szybko! - wydyszała, ale bardziej do siebie niż towarzyszy, którzy byli przed nią.

Widząc jak grupka przeciwników podejmuje próbę ucieczki krasnolud uśmiechnął się i zdjął z głowy kaptur. Rycerka przez krótką sekundę zastanawiała się czy aby już kiedyś nie widziała czaroklety i nagle przypomniał jej się Foigan, łudząco podobny do tego krasnoluda, który właśnie inkantował kolejne zaklęcie.
- Foigan?! - słowo mimowolnie opuściło usta Venory, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Ale to nie mógł być on. Ten tu...
~ On szukał brata. Mówił, że zaginął... ~ przypomniało jej się natychmiast. Zacisnęła mocniej zęby. Nie mogła nic zrobić poza ucieczką. I modleniem się na raz do Helma i Tymory by pozwolili im wyjść z tego z życiem. Krasnolud uniósł w powietrze swój kostur, trzymając go oburącz z szeroko rozpostartymi ramionami. Inkantując słowo wyzwalacz zaklęcie poruszał się energicznie, jakby tańczył ze splotem. Po chwili kostur zabłysnął granatową energia, a za plecami krasnoluda pojawił się wirujący krąg energii, z którego wyskoczył ogromny dzik, niewiele mniejszy od Młota. Bestia ważyła kilkaset kilo, a spod czarnej i gęstej szczeciny wyłaniały się liczne kolce.

-To złowieszczy dzik! Spróbuję go przegnać!- krzyknął Dundein łapiąc za swój święty symbol. Twarda mowa krasnoluda poniosła się echem po okolicy brodacz skończył inkantację, lecz nic się nie wydarzyło a wielki dzik w końcu do niego dobiegł i go staranował. Kapłan padł na ziemię z rozoranym paskudnie barkiem. Dzik nawet się tym nie przejął, Venora widziała, że przyzwana bestia interesuje się Młotem.

- Balthazaar! On szarżuje na ciebie! Jedź szybciej! - krzyknęła rycerka, by ostrzec kompana. Sama nie zamierzała pozwolić by przywołana istota miała wolną drogę i zdecydowała się zająć ją i zaatakowała dzika w bok, wyprowadzając cios zamaszystym ruchem.
Miecz rozciął bok odyńca pozostawiając śmierdzącą i krwawą ranę. Dzik zawył gromko i niemal zatrzymał się w miejscu obierając sobie za cel rycerkę.
-Venoro! Uważaj!- krzyknął Dundein zbierając się z ziemi. Widząc to Balthazaar od razu pociągnął za wodze i zatrzymał Młota. Teraz, kiedy już miał z powrotem swój dwuręczniak czuł się znacznie pewniej i mimo przykazu rycerki, smoczydło zeskoczyło z grzbietu rumaka i pognało jej z pomocą.
- Dam sobie radę! - warknęła Venora, rozeźlona, że jaszczur zupełnie na opak jej słowom zadziałał. Na dowód swoich słów natarła ponownie na złowieszczego dzika, ponownie celując w jego bok.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 01-10-2017, 17:14   #339
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Pożoga idealnie spełniała swoje zadanie. Venora cięła mieczem, a ten pozostawiał bolesne i przypalone rany. Dzik zakwiczał z bólu, a gdy panna Oakenfold poprawiła w udo zakwiczał kolejny raz. Rany krwawiły obficie a zwierz zdawał się walczyć ostatkiem sił. Do boju dołączył też i Balthazaar, który rozpędzony natarł na dzika wbijając swoje ostrze od dołu w odslonięty brzuch. Z rany trysnęła krew i wylały się flaki, a stwór padł trupem, lecz nim okazali radość z triumfu dostrzegli jak krasnolud kończy właśnie przyzywać kolejne zaklęcie. Jego dłoń poczerniała, podobnie jak i oczy, a po chwili ta dziwaczna energia skupiła się w małą kulę lewitującą nad dłonią czaroklety. Krasnolud uderzył ręką w kulę a ta eksplodowała lodowym podmuchem, zupełnie jakby krasnolud stworzył serce arktycznej burzy. Venora chciała uskoczyć i schować się za trupem dzika, lecz spóźniła się o sekundę i co prawda padła za ukryciem, ale już była poraniona malutkimi skrawkami lodu i śniegu.
Całe ciało ją piekło, a twarz zdawała się odmarzać przez kilka chwil. Venora podniosła wzrok i dostrzegła kulącego się z bólu Balthazaara, któremu mroźny podmuch najwyraźniej zaszkodził podobnie jak jej.

Zza martwego dzika nie mogła dostrzec Dundeina, ani Młota, lecz jej więź z ogierem podpowiadała że zwierzę uciekło na bezpieczną odległość.
-Musimy go zabić!- krzyknął kapłan.
Gdyby okoliczności były inne, rzuciłaby się pierwsza i nawet nie czekałaby na swoich kompanów. Krasnoludzki czarownik był w jej zasięgu, a siły nekromantki jeszcze daleko. Lecz sytuacja była wyjątkowa. Wróg niestety nie był jej obcy i tu leżał problem.
~ Szukał brata. Ponoć trafił na jakiś trop i wczoraj w nocy ruszył w dalszą drogę ~ słowa karczmarza z szynku Boskie Tchnienie nieznośnie obijały się jej w głowie.
Nie mogła tego zrobić Foiganowi. W jakiekolwiek kłopoty wmieszał się jego brat bliźniak, Venora nie mogła go zabić. Sama chciałaby mieć szansę osobiście zająć się bratem, niezależnie od tego jak bardzo się stoczył.

- Nie! - odparła ostro Dundeinow i wychyliła się, żeby pochwycić go i pociągnąć do siebie, by niczego nie próbował i popchnęła go w kierunku wielkiego dębu. - Wynosimy się! - nakazała.
Krasnolud wyznaczył okrąg w powietrzu końcem swojego kostura. Wypowiadane przez niego słowa brzmiały jakby wypowiedziane w innym wymiarze. Czarokleta wycelował drągiem w kierunku trójki przeciwników i już miał uwolnić zaklęcie kiedy Venora rzuciła ostatnie spojrzenie na wrogiego krasnoluda i rzekła
- Foigan cię szuka wszędzie! Martwi się o swojego brata i tęskni! - krzyknęła.
Krasnolud przerwał inkantacje w ostatniej chwili a splot, który wokół siebie koncentrował rozpłynął się w powietrzu.
-Foigan?- powtórzył z niedowierzaniem, jakby ktoś właśnie go spoliczkował.

Venora skupiła się na jego osobie. Uniosła brwi zaskoczona, że nie wyczuwa od niego zła.
- Tak! Znam go, pomagał mi w mojej misji - mówiła dalej, kątem oka spoglądając w prawo, skąd dochodziły odgłosy zbliżających się trolli. - Nie wiem co się stało, że trzymasz z nekromantami, ale nigdy nie jest za późno odejść od nich. Wróć do brata, mogę ci w tym pomóc!
Krasnolud spojrzał nieco zdezorientowanym wzrokiem na zbliżające się potwory. W końcu uniósł prawą dłoń zaciśniętą w pięść, odwróconą wierzchnią stronę w kierunku ziemi. Brodacz otworzył dłoń, a jeden z pierścieni na jego dłoni zalśnił blado niebieską poświatą. Sekundę później z stworzonego muru odpadło kilka większych kamieni, które zawirowały w powietrzu mieszając się z ziemią. Na oczach Venory i jej kompanów właśnie został przyzwany żywiołak, który bez chwili namysłu rzucił się na przeciw trollom.
-Co wiesz o moim bracie?- spytał zbliżając się powoli w jej kierunku, nie robiąc żadnych niepotrzebnych, agresywnych ruchów.


- Ostatnio jak go widziałam miał się dobrze - odparła Venora bez zawahania. Opuściła rękę, w której trzymała ognisty miecz. - Sądzę, że będę w stanie cię do niego zaprowadzić. Jeśli tylko wrócę do stolicy - dodała.
-Nie- odpowiedział gromko -On mnie nienawidzi. Od zawsze. Zawsze byłem lepszy od niego, a magia łatwiej mi ulegała… To nie ma sensu…- pokręcił głową. Trolle w końcu uderzyły na żywiołaka, który atakował je równie zajadle.
- Może i tak kiedyś było - wzruszyła ramionami, bo taka była prawda. - Ale teraz jest tak jak mówię. On w pełni poświęcił się, żeby ciebie odnaleźć. Gdy tylko pojawiła się najdrobniejsza wieść o tobie to się jej uczepił i ruszył. On naprawdę szczerze cię kocha - dodała z przekonaniem.
-Ty nie rozumiesz dziewczyno! Ja nie jestem magiem jak on! Jestem sługą Czarnego splotu! Moc daje mi coś co nie może być zaakceptowane w rodzinnym domu! On si e z tym nigdy nie pogodzi- pokręcił głową. Venora dostrzegła kątem oka jak trolle lada moment ubiją mocno osłabionego żywiołaka i ich atak jest kwestią sekund.

- Pewna jestem tego, że Foigan nosi w sobie duże poczucie winy, że ciebie stracił - odparła na jego słowa. - A ja doskonale czuję, że nie jesteś złą istotą. Może jednak dasz mu szansę się wypowiedzieć?
-Venoro! Nie mamy czasu!- ponaglał ją Balthazaar
-Gdzie… Gdzie go teraz znajdę?!- spytał zerkając spokojnie na kotłujące się nieopodal trolle. Żywiołak padł a krasnolud wziął głęboki wdech, sięgnął ręką do paska, gdzie miał przypiętą tubę na zwoje. Sługa Cienistego splotu sięgnął po zapisany pergamin i odczytał go na głos. Napisy z papieru zniknęły a przed krasnoludem pojawiła się lewitująca kula czarnej energii. Brodacz pchnął ją gestem ręki. Ta świsnęła w kierunku trolla a na jej miejscu pojawiła się następna i kolejna i jeszcze jedna. Każda z kul uderzała z potężnym impetem w ożywione trolle. Eksplozje wzbiły w powietrze tumany kurzu, ziemi, liści i wszystkiego co leżało na glebie. Pył szybko opadł a po trollach pozostał jedynie wielki krater w ziemi i masa gnijących szczątków ich ścierwa.

-Gdzie go znajdę?- powtórzył.
Panna Oakenfold była pod wrażeniem potęgi magii jakiej użył brat Foigana. Przestąpiła kilka kroków w jego kierunku.
- Gdy jest w podróży to go nie znajdziesz. Ale zawsze wraca do tego samego miejsca. Suzail, karczma Boskie Tchnienie - odpowiedziała mu. - Tam go wszyscy znają i na pewno cię dobrze ugoszczą. Jeśli go nie spotkasz to czekaj tam na niego aż wróci - poleciła mu.
-Konszachty i znajomości jakimi się powiązałem nie pozwolą mi spokojnie siedzieć w gospodzie w środku wielkiego miasta. Czeka mnie śmierć z rąk ligi nekromantów…- wzruszył ramionami. Trolle padły, lecz zombi i szkielety ciągle maszerowały w ich kierunku, a gdzieś tam z tyłu półorcza czarownica.
- Możesz się od tego odciąć. Dołącz do mnie - zaproponowała mu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 01-10-2017, 20:28   #340
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Odejdźcie, zanim Baruna tu dotrze, bo ona nie zawaha się by wypełnić rozkazy Ligi- pokręcił głową wskazując im wolną drogę na wschód.
- Ona cię zabije i pośle za mną. Czemu jej tak zależy, żeby mnie dopaść? - zapytała z nadzieją, że krasnolud zechce jej choć trochę rozjaśnić sytuację.
-Nie zależy. To rozkaz Sariusa, po tym jak przegnaliście precz jego krwipijczych pupilków…- odpowiedział.
Panna Oakenfold poczuła coś na kształt ulgi.
- Do zobaczenia kiedyś, obyśmy wtedy nie byli zmuszeni skoczyć sobie do gardeł - stwierdziła z nadzieją w głosie i skinęła trmu głową. Po tych słowach odwróciła się na pięcie i pobiegła do swoich towarzyszy.

~***~

Ucieczka przed hordą umrzyków trwała kilka godzin. Venora wiedziała, że jeśli zatrzymają się chociaż na chwilę ożywione sługi półorczycy mogą ich dogonić i skraść cenny czas. Niedługo przed świtem kompani dotarli do wzniesienia, na którym stał mały zameczek. Niebo powoli szarzało, ale niestety ktoś już tam na nich czekał. Nekromanta, który nasłał na nich półorczycę, wampiry i na koniec bliźniaka Foigana siedział na tronie z kości, tuż przed pomostem łączącym wzniesienie i zamek. Mężczyzna widząc grupkę powstał a kości rozpadły się w pył. Powoli ruszył w kierunku Venory i jej towarzyszy, a każdy krok truł i plugawił glebę. Mag odsłonił skrawek twarzy spod kaptura ukazując złowieszczy uśmiech
-A kim jesteście, jeśli wolno spytać?- rzekł zatrzymując się w miejscu. Negatywna energia wokół niego zawirowała, a z ziemi wyłoniły się duchy przypominające gnijące trupy.


Venora poczuła silny zawód. Obawiała się, że nekromanta już zajął się mieszkańcami zamku, który stał za nim.
- Wędrowcami, na których musiałeś się uwziąć - odparła mu z bojowym nastawieniem, wychodząc na przód. Złapała do ręki buzdygan. Była zmęczona i miała naprawdę dość uciekania. Buzdygan rozświetlił się jasną poświatą gdy paladynka tchnęła w niego boską energię. - Ciągle wchodzisz nam w drogę. Koniec tego... - dodała w złości i rzuciła się szarżą na nieznajomego. Czuła od niego zło dlatego zamierzała porazić go mocą karcenia złych istot.
-To nie koniec, to początek nowej drogi! Kiedy cię zabiję, będziesz nosić mój kostur jako bezmózgie zombi bezczelna dziwko!- warknął i nakazał swoim przyzwańcom gestem ręki atak. Cienie wyjąc pomknęły w kierunku panny Oakenfold i jej towarzyszy. Nekromanta zaś zaczął wymawiać słowa wyzwalacz dla swojego zaklęcia.
Paladynka przystanęła.
- Dundein przywal w niego czymś! - rzuciła do kapłana i sięgnęła po symbol Helma. - Wiecznie Czujne oko, ześlij mi swą moc bym mogła przepędzić precz te splugawione dusze! - musiała pozbyć się najpierw cieni, bo mogły ją wykończyć nim w ogóle miałaby szansę dorwać się do nekromanty.

Symbol zabłysnął jaskrawą energią, która wystraszyła cienie. Nieumarli czmychnęli czym prędzej, a przeklęta materia “skupiająca ich ciała” aż zaskwierczała od boskiej mocy Helma. Nekromanta skrzywił się na ten widok, lecz już kończył inkantować swoje zaklęcie. Ziemia zadrżała a spod jej powierzchni, z całej okolicy wystrzeliły kościste szczątki, czaszki i fragmenty trupów, skupiając się na nekromancie. Całe jego ciało pokrył pancerz z tych wszystkich szczątek.
W tym samym czasie Dundein modlił się do Moradina o błogosławieństwo i pomyślność dla swoich towarzyszy.
-Od flanki go!- krzyknął Balthazaar ruszając wraz z Venorą w kierunku nekromanty.
~ Przynajmniej udało się oczyścić drogę ~ z tą myślą w głowie, paladynka zaszarżowała na nekromantę. Zrobiła zamach buzdyganem wkładając w ten cios energię karcącą zło.
Kości chroniące nekromantę chrupnęły gdy buzdygan rycerki uderzył. Mężczyzna skrzywił się z bólu, lecz nie wyglądał jakby go to miało zatrzymać. Na szczęście tuż obok pojawił się Balthazaar i poprawił swoim dwuręczniakiem. Na sam koniec nekromanta musiał sprostać potężnemu ciosowi krasnoludzkiego młota, które powaliło czarokletę na ziemię ze strzaskanym kolanem i krwawiącym bokiem.

-Myślisz, że mnie zabijesz? Baruna już tu prawie jest! Wskrzesi mnie! Jest potężna! Sam ją szkoliłem!- syczał czołgając się od Venory, lecz smoczydło szybko go dopadło i bez większego problemu podniosło silną łapą, stawiając przed obliczem rycerki. Pierwsze promienie słońca pojawiły się od wschodu, nad taflą jeziora Sember.
Venora uwiesiła buzdygan przy pasie, a za niego w dłoń wzięła Pożogę. Uniosła chłodne spojrzenie błękitnych oczu na twarz starego nekromanty.
- Możemy się przekonać CZY cię wskrzesi - mruknęła. - Ale przynajmniej twoja śmierć mocno osłabi siły pochodu zmarłych jaki wysłaliście - stwierdziła i zbliżyła się do niego. - A jeśli cię wskrzesi to jej przekaż, że lepiej dla was będzie, żebyście wczołgali się z powrotem do tej ciemnej dziury, z której wypełzliście - warknęła do niego. Uniosła miecz i przystawiła płonące ostrze do szyi nekromanty. Krótkim ruchem ręki rozcięła jego szyję, odzielając głowę od tułowia.

- Przeszukaj go - powiedziała spoglądając na Balthazaara. - Nie mamy czasu spalić ciała, więc zabierzemy głowę - powiedziała spoglądając po towarzyszach. - Bez kompletnego ciała będzie musiała użyć potężnej magii, żeby go wskrzesić. A tak co najwyżej zrobi z niego bezgłowego zombie. Chodźmy.
-O nie!- krzyknął Dundein a na wzniesieniu pojawiła się czoło hordy umrzyków. Było za późno by uciekać. Zostali okrążeni przez nekromantyczny pomiot z każdej, możliwej strony. Szkielety wypełzały z lasu, wspinały się obok mostu, odcinając Venorze i jej kompanom jedyną drogę ucieczki.
Ożywieńcy powoli zacieśniali przestrzeń dzielącą je do grupki. Młot prychał nerwowo podskakując raz po raz. W końcu ujrzeli Barunę, przed którą rozstępowali się jej podwładni. Dopiero teraz mogli się jej lepiej przyjrzeć. Zielona energia pulsowała i przybierała różnorakie kształty. Baruna uśmiechała się, nawet gdy dostrzegła rozczłonkowane zwłoki swego mistrza. Słońce wzeszło na niebie, ale nekromantka wcale się tym nie przejmowała.

Pierwsze promienie słońca pojawiły się na jej twarzy. Półorczyca uniosła ręce i wykrzyczała słowa wyzwalacz zaklęcia. Nagle spod nóg Venory wyłoniły się cienie. Nieumarli zawirowali wokół rycerki dotykając ją półmaterialnymi ramionami, które wysysały z niej życiową energię.

Venora poczuła jak robi jej się słabo i opada na kolana. Dundein próbował przepędzić truposzy, ale liczna grupa szkieletów ostrzelała krasnoluda z łuków.
-Venoro!- zawył Balthazaar i wiedząc, że musi coś w końcu zrobić, rzucił się w kierunku Baruny. Na jego drodze stała jednak liczna grupa zombich, którymi musiał zająć się najpierw. Venora czuła jak życie ucieka z jej bladej piersi.
~ Trzeba było nam rzucić się na nią wtedy! Oszczędzilibyśmy sobie tylko kłopotu skoro i tak ma się to skończyć w ten sposób... ~ czarnowłosa z całych sił starała się podnieść, ale ciało ją zawodziło.

-Ha ha ha ha!- grzmiała półorczyca, widząc jak jej sługi z łatwością rozbijają grupkę rycerki. Panna Oakenfold posłała ostatnie spojrzenie na leżące obok truchło nekromanty. Przez chwilę zastanawiała się czy naprawdę skończy jako żołnierz w hordzie umrzyków.
Niespodziewanie na niebie pojawił się błyszczący punkt, który w sekundę zwiększył swe rozmiary. Początkowo Venora myślała, że był to jakiś meteor.

Uderzenie zmiotło z ziemi dziesiątki szkieletów, a w miejscu gdzie przed chwilą stała Baruna unosiły się kłęby pyłu. Kurz i ziemia szybko zniknęły, a Venora ujrzała piękną istotę o anielskich skrzydłach, która dzierżąc dwuręczny młot unosiła się nad zmiażdżonym ciałem Baruny.
Była to młoda kobieta o kasztanowych włosach i nieziemsko błękitnych oczach. Jej skóra miała ciemną karnację, a ciało smukłe i umięśnione. Najpiękniejsze w tym całym obrazie były pierzaste skrzydła o rozpiętości pięciu metrów. Była wzrostu Balthazaara, dlatego z taką łatwością wywijała dwuręcznym młotem. Jej oręż był pięknie wykonany ze złotymi pierścieniami wokół głowicy i drzewca, z osadzonymi w nich kamieniami szlachetnymi. Anioł miał cudowną, aksamitną szatę w białym kolorze, przez którą prześwitywały jej krągłe piersi. Jedynym elementem zbroi były naramienniki z karwaszami i nagolenniki w złotym kolorze. Baruna leżała w kałuży własnej krwi z licznymi ranami. Nim Venora odpłynęła dostrzegła jak horda nieumarłych zamienia się w proch.


Rozdział VIII: Test mędrca

Zdobyte doświadczenie: 13000 PD
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172