|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-02-2021, 20:03 | #121 |
Reputacja: 1 |
|
24-02-2021, 21:06 | #122 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Tymczasem poprzez potęgę swojego kapłan wezwał trupy do powstania. I jedne po drugim zwoki niemrawo podnosiły się z podłoża. Truposze ustawiły się w jednym rzędzie, jeden obok drugiego. Sześć słabiutkich zombi trudno co prawda było uznać, za imponujący oddział… ale to zawsze więcej celów dla wrogich ożywieńców. No i pewnie kapłan potrafił też karcić żywe trupy. Khorsnak zaś ruszył ku awanturnikom rozmawiającym w odległości od reszty. - No… rzucajcie swoje czary ochronne i ruszamy w mgłę.- rzekł wesoło. - Zawsze cieszycie się na wejście w czarcią dupę? - Kvaser zaśmiał się w kierunku Khorsnaka. - Kapłan pośle swoje oko na zwiedzanie obszaru przed nami, więc będziemy mieli odrobinę rozeznania w sytuacji. My jesteśmy profesjonalistami. - odparł zaczepnie duergar. - Oko przejrzy mgłę? - zapytał Wędrowiec, po czym zwrócił się do druidki - Vaalu, dasz radę zmienić się tym razem w żywiołaka powietrza? Druidka w odpowiedzi kiwnęła potakująco głową, po czym nad czymś najwyraźniej myślała... - Cóż… eee…. tak. Gurom twierdzi że widzi przez nie jak przez własne oko. To taki jego latający niewidzialny szpieg, którym sprawdza otoczenie. - zakłopotał się Khorsnak i wzruszył ramionami. - O szczegóły mnie nie pytaj… bo to nie moja działka. Kapłan się na tym zna, nie ja… i Zakkara trochę. - Ale ten żywiołak, to taki duży jak ten ziemi, zmieszczę się tam? No i z tym wiatrem, co do mgły… ja się mogę w taką jakby trąbę powietrzną na chwilę zmienić, to coś da? - Odezwała się ponownie Vaaala - A potem chwila odpoczynku, i mogę tak znowu wirować. No ale te wirowanie to tak… umm… jakby to liczyć… to tak do dziesięciu, i praaawie cztery razy. A odpoczynek to nawet nie do dziesięciu… - Zaczęła wyjaśniać po swojemu. Automaton pokiwał głową. - Spokojnie się zmieścisz, jaskinia ma setki metrów średnicy, mieści się w niej całe miasteczko. Wir będzie właśnie tym, czego nam trzeba. Mgła będzie powoli wracała na swoje miejsce, ale wydaje mi się, że będziesz od niej szybsza nawet odpoczywając. Zapewnisz nam w ten sposób strefę wolną od oparów i pomniejszych nieumarłych, oraz lepsze pole widzenia. Po tych słowach spojrzał na Khorsnaka. - Jeśli oczy Guroma nie przebijają mgły, to sensor na niewiele się zda. Ale pewnie nie tworzyłby go, gdyby tak miało być. - To jest mgła… z bliskiej odległości widać majaczące w mgle sylwetki. A sam sens porusza się kilkanaście metrów przed nami, chyba że… wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?- dopytał się podejrzliwie duergar, a kobieta z jego ludu nachyliła się i zaczęła szeptać mu do ucha o podejrzeniach Bezimiennego. - No to… rzeczywiście problem… będziemy musieli się naradzić. - zakłopotał się Khorsnak.- Może coś na to poradzimy. - Ale zostańcie z nami, skoro już idziemy razem, to i razem trzeba się dogadać - Imra “zachęciła” aby krasnoludy zostały. - Obgadamy to na stronie… i zaraz wrócimy z odpowiedzią.- stwierdził pospiesznie Khorsnak i zaciągnął duergarkę do reszty swojej ekipy. Wędrowiec stanął plecami do nich, gestem sugerując brak zainteresowania, a jednocześnie skoncentrował się, wytężając słuch. Nauka krasnoludzkiego po raz kolejny okazała się być dobrą decyzją… - Kapłan może sprawiać problemy, nie chce współpracować - wyszeptał tak, by jedynie stojący najbliżej towarzysze mogli go usłyszeć. Żałował, że nie zdążył jeszcze opracować niczego do niewerbalnej komunikacji - Khorsnak przeciwnie, jest bardziej pragmatyczny, nie złamie umowy niesprowokowany. Są podzieleni, prawie jak my - Duergary przez chwilę kłóciły się (zwłaszcza wyrośnięty kapłan i przywódca szaraków), a potem chyba doszły do konsensusu. Bo Khorsnak ruszył ku awanturnikom i gdy doszedł do nich, spojrzał na nich po kolei deklarując przy tym. - Będziemy gotowi ruszyć za wami, jak tylko sami ruszycie przodem. Kvaser zaśmiał się głośno prosto w twarz Khorsnakowi. - Za taką formację to się płaci i to się nazywa eskorta. Jak eskortowany umie się bić, to płaci eksportującym mniej. - Trzeba było zaproponować cenę wcześniej. - wzruszył ramionami duergar.- Teraz już na to trochę za późno. - No tak - niziołek wyszczerzył zęby - to po co chcesz kupić? Chyba nie masz tutaj nikogo za ciula co za darmo daje dobrą usługę. Ktoś od was na przodzie ma być, nie lubię gdy gdy strona daje dyla bez poczucia, że zostawia towarzysza. Może być wasza dziewoja jeśli nadaje się do tego, chociaż ona raczej nie od walki wręcz - niziołek zawahał się mówiąc pod nosem - nieważne, ktoś powinien być. - Ja pójdę…. i Gurom. - stwierdził w odpowiedzi Khorsnak wzruszając ramionami. - Poza tym, za duże tu są nagrody ukryte byśmy mieli uciekać. Automaton kiwnął głową. - Korytarz stworzony przez Vaalę pozwoli na wygodne poruszanie się w pojedynczym szyku, przy podwójnym może być ciasno. Proponuję Mmho w środku, razem z Harranem i magiczką Khorsnaka. Dwóch jego zbrojnych i jeden z naszych na tyle, ja będę bezpośrednio nad wami. Imra, dołączysz do mnie, czy zostajesz na poziomie gruntu? - Mogę dołączyć - półelfka zgodziła się. - Dobrze, w takim razie będziemy mogli pilnować całego szyku z góry. Kvaser, zajmiesz tył, czy zbrojni Khorsnaka wystarczą? - Mogę zająć miejsce jak wam wygodniej - niziołek wzruszył ramionami - może być i tył. - Zakkara zajmie w środku ochraniana przez moich… tam się najbardziej przyda. A co z resztą waszych milczków?- zapytał przywódca duergarów. - Chyba nie gadasz o mnie? - Vaala spojrzała na niego "spode łba". Krasnolud milcząc wskazał kciukiem na maga i półorczycę. - Chyba słyszałeś, że pójdziemy w środku - odparł Harran. - Może trzeba mniej mówić, a bardziej nadstawiać uszu? - Środek zaczyna być strasznie upchany… wy pójdziecie w środku, moi ludzie pójdą w środku z Zakkarą… strasznie tłoczny ten środek… a tyły będzie osłaniał jeden niziołek?- zapytał retorycznie duergar. - Strasznie niepraktyczny ten szyk. Imra uniosła brew. - Tak się boisz zostawić towarzyszki samej? Zadbamy o nią i jestem pewna, że ona sama też jest zdolna - półelfka być może niepotrzebnie, ale uderzyłą w taką nutę. - Nie do końca podoba wystawianie moich ludzi z przodu, z tyłu… w najbardziej niebezpieczne miejsca. - wzruszył ramionami Khorsnak i dodał po namyśle.- Jeden zostanie przy Zakkarze. - Mi to nie przeszkadza. Zabierajmy się do roboty. Trupy może nie staną się bardziej martwe, ale ciekawość mnie zżera - Imra odsunęła się lekko od pozostałych i przyzwała konia. Smolisto czarny wierzchowiec z ognistymi ślepiami i dymnymi kopytami nawet nie wydał parsknięcia stojąc niemal nieruchomo. Wskoczyła na niego. - Vaala rozpoczynasz nasz pochód. Scena jest twoja. Em, znaczy proszę zamień się w żywiołaka - w ostatniej chwili półelfka upomniała się w duchu jak druidka łatwo przekręca znaczenie słów. Vaala ruszyła na przód całego pochodu, po czym spojrzała jeszcze przelotnie na Khorsnaka. - I kto tu dużo gada… - Mruknęła pod nosem, po czym nagle rozrosła się, i stała jakby mocno przezroczysta, przemieniając się w dziesięciometrowy żywioł powietrza, z lekka mający kobiece kształty… - To idziemy - Powiedziała, i nie czekając na żadną reakcję, ani odpowiedź, ruszyła przed siebie, by po chwili zacząć i wirować wokół własnej osi, coraz szybciej i szybciej, aż w końcu osiągnęła zawrotne tempo, stając się żywym, cholernym, mini-tornado. Po ustaleniu jako takiego szyku drużyna ruszyła. Wirujący żywiołak ciął swoimi podmuchami pasemka mgły odganiając je na boki. I czasami porywając jakiegoś truposza i rzucając nim niczym lalką. Dwa krasnoludy szły tuż za przemienioną Vaalą, reszta za nimi. Ich ożywione zombi osłaniały boki całej gromady… przez kilkanaście chwil. Taki pochód przyciągał bowiem coraz większą uwagę. I nieumarli ruszyli ku niemu, z każdą chwilą coraz liczniej. Truposze padły po krótkiej walce, ale sami awanturnicy… cóż… usuwanie zombie, było raczej męczącym obowiązkiem, niż wyzwaniem. A pozbywać się truposzy trzeba było. Tych problemów nie mieli Bezimienny i Imra unoszący się nad resztą drużyny i obserwujący otoczenie, choć sama mgła raczej nie pozwalała im dojrzeć za wiele. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
22-03-2021, 13:09 | #123 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
22-03-2021, 13:20 | #124 |
Administrator Reputacja: 1 | Chaos się pogłębiał z każdą chwilą. To co z początku było mozolną rąbaniną gnijącego ciała, stało się czystym chaosem masy istot skupionych na zbyt ciasnej przestrzeni. Imra planowała ruszyć ku przeciwnikowi z zamiarem porażenia go swoim popisem, tuż za nią podążał bezimienny. Tyle żywiołaczy stwór okazał się znacznie szybszy. I pierwszy uderzył. I celem jego nie była wcale wojowniczka, tylko coś innego. Żywiołaczy kolos nie był zainteresowany dzielną drużyną walczącą z zombie. Jego celem wyraźnie był żywiołak ziemi którego Vaala przywołała. Trudno było ocenić czy to z powodu podobieństwa żywiołaka do golemów, czy może antagonizm wywołany przez przeciwstawne natury obu żywiołów. Tak czy siak Wędrowiec był pewien, że jedyne co im na razie grozi z jego strony… to oglądanie “starcia olbrzymów”. Pierwszy cios żywiołaka był masywny, ale żywiołak ziemi go wytrzymał. Sam wyprowadził dwa celne ciosy w zwinnego przeciwnika oba celne… ale go nie zniszczyły. Destrukcja przyszła później. Bezimienny zaś wypatrzył swoją nemezis, a pozostali poczuli ją w umyśle. Szepty i mentalne krzyki umierających w bolesnej agonii śmiertelników. Dwudziestu, czterdziestu, stu… Teraz nawet ci, którzy nie byli czuli na moc słyszeli ten mentalny krzyk. Nawet jeśli krzywdy on im nie robił, to czuli się przez to nieswojo. Co innego zwierzęta… te przyzwane przez duergarkę spanikowały porzucając swoją rolę “rzeźników” zombie. A Bezimienny w końcu przekonał się, że miał rację widząc skradającą się wśród mgieł znajomą kreaturę... …spaczoną fuzję setek dusz stopiony w upiorną mgielną istotę zbudowaną z dziesiątek twarzy wrzeszczących w agonii. Był już blisko jego towarzyszy i wkrótce zaatakuje. Także Vaala i Imra go dostrzegły, bo obecnie widoczny był tylko z góry. Khorsnak tymczasem triumfalnie otworzył drzwi ignorując sarkanie Vaali. - Nie pospiesza się artysty! - burknął wkraczając do środka, Zakkara tuż za nim. I wszyscy posłyszeli jej głos ze środka. - Powinniście to zobaczyć. Inni nie mieli czasu na oglądanie. Vaala przyzwała stado liczące osiem bestii, które wraz z jej żywiołakiem masakrowały nieumarłych, wraz Gnashem, Murrockiem, Guromem i Kvaserem. Mmho cofała się do wyjście strzałami ubijając kolejne truposze, gdyż bycie drużynowym snajperem nie jest wygodne, gdy zewsząd próbowały ją dopaść nieumarli. Harran użył magii płynącej w jego krwi na zbliżającym się żywiołaczym olbrzymie, by rozproszyć magię. Nie wywołało to widocznych efektów… mag kątem oka dostrzegł że z mgły wyrwały małe mgiełki w liczbie pięciu o ledwo zarysowanych obliczach i wykorzystując zamieszanie i okazję pognały przez otwarte drzwi do środka budynku. Niezauważone przez nikogo, poza Harranem. Imra wyzwoliła swój gniew w pokazie swoje smoczej furii. Wystarczyło na rozbicie jedności żywiołaków… rozpierzchły się one na wszystkie strony, co wyglądało jak ów olbrzymi elemental wybuchł od środka w wyjątkowo brutalnym podziale na mniejsze dzieci. - Co to jest za paskudztwo?! - Krzyknęła Vaala na widok stwora o wielu wykrzywionych w agoniach twarzy. Nie czekając zaś na jakąś odpowiedź, użyła niszczycielskiej magii, przywołując bijący z góry słup boskiego ognia. - Ja tam lecę za brodaczami! - Dodała, po czym zerknęła na "swojego" żywiołaka ziemi, i na te pomniejsze-wrogie, już w rozsypce - Walcz z nimi! - No i w końcu Druidka pobiegła w stronę wejścia do budynku. - Jakieś cienie czy duszyczki wleciały do budynku - zawołał za nią Harran, po czy posłał serię wyładowań w nadciągającego stwora. Sam również skierował się w stronę tego samego wejścia. - Do środka! Powstrzymam Wołającego przez chwilę, wlecę za wami! – krzyknął Wędrowiec, lecąc nad tłumami zombiaków w stronę potwornej istoty. Nie bawiąc się w finezję, zadał kilka potężnych ciosów, wzmacniając swoją broń psioniczną energią. Kvaser nie lubił uciekać… a tym bardziej nie lubił uciekać do wnętrza budynków. Zazwyczaj stanowiły podstępną pułapkę na broniących się. Jeśli stwór, przed którym ostrzegał Wędrowiec, był tak wyrafinowany (a wiele na to wskazywało) zapędzał po prostu. - To pułapka! - Niziołek warknął do Wędrowca, jednak nie widząc większej alternatywy poza nagłym planem ewakuacji - do którego drużynie brakowało koordynacji - również zacząć się wycofywać. Bezimienny uderzył z furią rozrywając esencję stwora przy prawie każdym uderzeniu. Ostatnie bowiem było wyjątkowo pechowe. Znał tego wroga i znał jego słabości...wiedział jak groźny być potrafi. Niestety...znał też właściwości tego miejsca. Skoro ożywiało one słabsze nieumarłe w kilka chwil, toteż i ten wpływ było widać na samym stworze. Jego mglista powłoka zdewastowana ciosami miecza łączyła się z powrotem. Ten stwór tu nie umrze, bez względu na to jak pokonany zostanie. Nie, dopóki animująca zwłoki i wypaczająca wszystko aura wywołana straszliwą zbrodnią będzie tu istnieć. Mmho posłała w kierunku stwora strzałę i wycofała się. A druidka podążyła w jej kierunku spopielając stwora na oczach konstrukta, wraz z piorunem posłanym przez Harrana. Potwór rozwiał się na oczach Wędrowca, ale ten słyszał w umyśle delikatny mentalny szyderczy chichot. W tym miejscu wołający w ciemności był prawdziwie nieśmiertelny. I było tylko kwestią czasu kiedy wróci, ostrożniejszy i lepiej przygotowany do starcia. |
22-03-2021, 14:54 | #125 |
Reputacja: 1 |
|
30-03-2021, 11:02 | #126 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
31-03-2021, 17:09 | #127 |
Moderator Reputacja: 1 | Czarodziej ruszył ku drugim drzwiom. Za nimi ruszyła dwójka duergarów. Zakkara została przy machinach wojennych, a kapłan w sali głównej. Pod wpływem kostura (i kluczy) maga otworzyły się drzwi do drugiej komnaty. W środku była sala z czterema stołami i przedmiotami przydatnymi do zaklinania magii w przedmiotach. Pracownia ta służyła pewnie do wykańczania pierścieni magicznych oraz robienia różdżek i kosturów. Niestety wszystkie przedmioty tam leżące były niedokończone, a przez to bezużyteczne. Ale zawsze stanowiły materiał dla zdolnego magicznego rzemieślnika do wykorzystania. Stoły były solidnie, bo z ciężkiego dębu. I było to zwykłe drewno. - To co Krasnale, dobre drewno na kółka?? - Spytała Vaala, wskazując stoły dłonią. - Ujdzie… - odparł opancerzony który wydawał się tu z tej dwójki specjalistą w tej materii.- Dwie godziny by je zrobić mi trzeba. Co najmniej. Trzy, jeśli mają być solidne. - Może w tym czasie przetransportujemy te dzieci poza jaskinię? - zaproponował Harran… a Vaala zdziwiła się na jego słowa. - Chcesz tylko dzieci ratować? - Powiedziała. - Dzieci zawsze wysyła się na początku, a im dłużej będziemy czekać, tym będzie trudniej - odparł. - Więc lepiej by było, gdyby dorośli ruszyli w drugiej turze. - Możemy poczekać, niech będą solidne - odpowiedział duergarowi Wędrowiec, po czym zwrócił się do Harrana i Vaali - Razem z dziećmi musi być ktoś, kto ich potem przypilnuje. Harranie, Cadamusie, macie w zanadrzu jakieś zaklęcia lotu? I jakie są proporcje dorosłych, starców i dzieci? - Tak, mam ich kilka - odparł zaklinacz. - Bez problemu starczy dla połowy chętnych. - Mogę wam skurczyć balistę albo katapultę, obdarzyć kilkoro kocią gracją…- zamyślił się mag. - Mam kilka prostszych zaklęć bojowych. I jedną postać gazową. Lotu nigdy się nie nauczyłem. Dostaję mdłości podczas szybkiego latania, więc wolę przemieszczać jako chmura gazu. - A co do popilnowania. Miraka… moja asystentka. Lub Sermonus, wojownik który nas broni. Oboje siedzą z pozostałymi w piwnicy.- wyjaśnił Cadamus drapiąc się po brodzie.- Na wypadek gdyby… okazało się, że ktoś kto wtargnął tutaj okazał się mniej przyjazny. Przy odrobinie szczęścia zabilibyście mnie i mojego strażnika i nie dowiedzieli o ukrytej piwnicy. Przy pechu, Sermonus byłby ostatnią linią obrony. - Blaszak…znaczy się, Wędrowiec pytał, ile. Jest. Dorosłych. A ile. Dzieci. - Vaala wycedziła przez ząbki do dziadka, po czym pokręciła głową, i odeszła już od towarzystwa… i nagle jej się coś przypomniało - Da radę wejść na dach? Dach płaski, czy nie? Wybijemy nawet dziurę żeby wejść… tu i tak wszystko rozwalone… bo stamtąd będzie lepiej startować, żeby uciec z jaskini, tak? Kvaser na razie przysłuchiwał się ustaleniom, lecz nerwowo przestępował z nogi na nogę, jakby nie lubił zbyt długo gadać. - Jest czterech dorosłych wyłączając mnie i dzieci… jest osiem. Co do liczby dzieci nie jest do końca pewien. Małe to to i rozbiegane. Ciężko policzyć i przeszkadzają w przygotowaniu czarów. Od dzieci wolę trzymać się z daleka… aż do czasu, gdy staną się nastolatkami. W dachu dziurę mogę zrobić. Mam na to czar.- odparł Cadamus licząc na palcach. Wędrowiec westchnął cicho. Jednak magowie na różnych sferach zachowywali się podobnie… - Czworo dorosłych. Jeśli dostaną zaklęcie lotu od Harrana, mogą wziąć przynajmniej po jednym z dzieci. Sam mogę przenieść dwie osoby ...jeśli nie spanikują. Kvaser, Imra, pomożecie przy tym? Wystarczy wtedy jeden kurs - po tych słowach zwrócił się jeszcze do maga - Chcesz powiedzieć, że jednak masz zaklęcie zmniejszające w zanadrzu? - zapytał z irytacją. - Nie osób. Jedynie jednego przedmiotu. - poprawił Cadamus.- Ogólnie nie mam zaklęć zmieniających postać istot żywych, co najwyżej poprawiających ich cechy. Ale przygotowuję tylko zwiększające zwinność i jedno poprawiające kondycję. Już rzuciłem na siebie. - Gratulacje - powiedział automaton głosem kompletnie bez wyrazu - O ile jesteś w stanie skurczyć katapultę? - Do jednej szesnastej jej pierwotnej wielkości.- stwierdził po namyśle. - Pod ramię wezmę tylko najmniejsze, większych dzieciaków po prostu nie obejmę - Kvaser stwierdził rzeczowo. - Jedna osoba więcej - stwierdził automaton - Cadamusie, skurcz w takim razie katapultę, nie będziemy tracić tyle czasu. - Och na litość… a nie możesz wziąć liny i ich powiązać ze sobą? Mierzyłeś się na podniesienie wozu wcześniej, grupka ludzi nie powinna być problemem. Nie musi im być wygodnie - Imra westchnęła. - W sumie - Kvaser zamyślił się - może skorzystać z tej maski przeciw temu mgielnym sukinkotowi? I byłby grosz. - Może najpierw załatwimy te bardziej przyziemne sprawy, a potem sobie urządzisz polowanie? - zaproponował Harran. - Szczerze - Kvaser powiedział zamyślony - możemy się założyć Harranie, że ten stwór nas zaatakuje podczas transportu, może będą ofiary. Zakładam, nie wiem… Dobre piwo? - Stwór jest powiązany z mgłą, więc o ile będziemy poruszać się poza jej obszarem, będzie mniejszym zagrożeniem - odpowiedział Wędrowiec, po czym zwrócił się do Imry - Pomysł wart rozważenia. O ile przekonasz ludzi, żeby dali się spokojnie przywiązać i nie wiercili się podczas transportu. Ma te słowa na twarzy półelfki pojawił się złowrogi uśmiech. - Słyszałam, że ludzie z miast lubią się wiązać… gdy… no… - Zaśmiała się Vaala - Ale żeby dzieci? Jak prosiaczki, idące na rzeź czy co? Róbcie dziurę w dachu, wychodzimy. Nikogo wiązać nie trzeba, poradzimy sobie - Powiedziała dziewczyna, po czym wymownie zgniotła obie dłonie, żeby jej strzelały u nich kostki. Wędrowiec znieruchomiał na moment, jakby coś przeliczał. - Cadamusie, poproszę o zaklęcie zmniejszające na katapultę. Harranie, rzuć proszę zaklęcie lotu na siebie, Kvasera i Imrę. Vaalu, możesz przybrać formę żywiołaka powietrza po opuszczeniu budynku? W ten sposób bez problemu przeniesiemy ludzi w bezpieczne miejsce, damy też radę wspólnie udźwignąć balistę. Oczywiście jeśli nie chcecie jeszcze sprawdzić, czy nie ma tu czegoś cennego? - Ja mogę przywołać wielkie sowy, co ludzi przeniosą… - Palnęła nagle Vaala. - Za późno, zmieniaj się w żywiołaka i lecimy - Imra fuknęła - idę po te ofiary losu.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |
01-04-2021, 19:49 | #128 |
Reputacja: 1 |
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
16-04-2021, 12:32 | #129 |
DeDeczki i PFy Reputacja: 1 |
|
19-04-2021, 21:17 | #130 |
Administrator Reputacja: 1 | Spakowali wszystko, ustalili szyk. Rzucili czary….ruszyli. Cadamus magią otworzył dach i mogli wyfrunąć na zewnątrz. Ich cel...okolice sklepienia jaskini, na razie przynajmniej. Za sobą zostawili Cadamusa zmieniającego się w mgłę i duergary znikające w błysku teleportacji. Na zewnątrz poczuli znajome świerzbienie psionicznego krzyku odbijającego się echem w ich umysłach. Znajomy wróg Bezimiennego znów ożył. I tym razem wyciągnął wnioski ukrywając wśród oparów, zamiast ruszyć do ataku. Vaala leciała na szpicy, za nią sowy machając szybko skrzydłami, gdyż nieprzyjemna obecność Wołającego działała im dodatkowo na nerwy. Harran leciał pomiędzy sowami i pilnował szyku. Od “tyłu” czy też “dołu” ptaki osłaniane były przez Imrę i wędrowca. Na końcu zaś ruszał Kvaser i mgiełka, która niedawno była Cadamusem. Od razu zrobiło się źle, kryjący się gdzieś w mgle potwór uderzył… nie siłą a podstępem. Do krzyków w głowach dołączyła cicha nutka słodkiego szeptu. Słowa coś sugerujące. Coś co miało skłonić do działania. Na drużynie ten szept nie zrobił efektu… bo też i drużyna nie była celem. Dwójka staruszków i Miraka zaczęły panikować i szarpać za pióra. Ale niewiele to dało, ptasie umysły ugięły się pod potęgą sugestii i zaczęły rozlatywać na boki, burząc plan Bezimiennego. Jeden poleciał na wprost przed siebie, drugi odbił w prawo… trzeci zaś w lewo. Jak stado ptaków panikujące na odgłos huku, sowy ratowały swoja skórę na własną rękę. Wołający w Ciemności wyciągnął wnioski z pierwszej porażki i uderzył wpierw w najsłabsze ogniwa. A tym były ptaki wezwane przez druidkę. Teraz pewnie czaił się gdzieś w mgle starając się być jak najmniej widoczny, by znów uderzyć mocą z chirurgiczną precyzją. - Vaala! - zawołał Harran - sowy się wyłamują z szyku! Obniżył nieco lot i zaczął się rozglądać za wrogiem. - I co ja mam niby zrobić?? - Wydarła się druidka, po chwili jednak zmieniła lot, i wleciała pod jedną z sów, starając się własnym, żywiołaczo-powietrznym ciałem poprawnie nakierować jej lot. Kvaser widząc co się dzieje, zmierzył w kierunku sowy, która najbardziej oddaliła się od grupy w stronę mgły, lecz wcale nie miał zamiaru od razu jej zapędzać. Czekał tylko na okazję aby użyć maski. Niekoniecznie aby od razu schwytać wołającego. Liczył, iż jeśli stwór posmakuje jej siły, sama jej obecność w danym miejscu będzie dość odstraszająca. Wszak po pierwsze chodziło o dobry transport. Imra spojrzała najpierw na Wędrowca i ich ładunek. Cmoknęła z niezadowoleniem i póki co utrzymała co nieśli. Automaton spojrzał na nią i także kontynuował lot. - Jeśli którakolwiek z sów zbliży się do mgły, zostawiamy balistę - krzyknął do Imry - Później wrócimy po szczątki! - uważnie obserwował sowy, gotów do pomknięcia w ich stronę, jeśli którakolwiek za bardzo obniży lot. Niestety, obniżały wszystkie trzy… tylko jedna pikowała w górę. Druidka swoimi podmuchami pochwyciła i pociągnęła spanikowaną sowę w górę. Jedna z głowy… Pozostałe dwie jednak rozleciały się na boki pikując w opary mimo szarpiących je za pióra “jeźdźców”. Za jedną z nich podążał Kvaser wyszukując spojrzeniem wroga. Podobnie czynił Harran rozglądając się wśród oparów mgły doskonale maskujących potwora. Niziołek czuł że musiał być dość blisko niego, bowiem poczuł napływ samobójczych myśli, które to jego żelazna determinacja strząsnęła z siebie niczym kaczka krople wody z piór. Automaton puścił balistę, tak jak to musiała uczynić Imra. Machina spadła w dół niczym pocisk miażdżąc truposze na ziemi i pękając tu i ówdzie. Skamieniałe drewno okazało się na tyle twarde, że skarb nie rozsypał się na kawałki, a Wędrowiec wolny od ciężaru mógł podążyć za sową z pełną prędkością. Imra skierowała swoją uwagę na sowy, skoro pozbyli się balastu. Poleciała do zwierząt i zaczęła je uspokajać i doprowadzać do porządku wszystkimi sztuczkami jakie znała. W tym czasie Wędrowiec dopadł do jednej z nich, podlatując od dołu. Wykorzystał swój pęd i siłę, by gładko zmienić tor lotu ogromnego ptaka, nakierowując go z powrotem na właściwą trasę. - Kvaser, Harran, widzicie go? - Nie... Gdzieś się stale chowa - odparł zaklinacz. Vaala po nakierowaniu sowy na odpowiedni tor lotu, również ruszyła za pozostałymi towarzyszami, by ratować resztę przyzwanych zwierzaków, i lecących na nich osób. - Nie, ale jest blisko - niziołek powiedział wściekle i założył maskę rozpoczynając inkantację. - Kalinimada maxaa ka dambeeya dadka, muxuu heesaa dadka u qaban karaa Meeday ninka heeskayga maqla fikirradiisa oo dhan… Był ciekaw czy wystarczy sama świadomość obecności stwora oraz jego bliska odległość, oraz, co ważniejsze, czy stwór wyczuje działającą moc. Mogła być to pochodnia przeciw wilkowi. W obronie owieczek. Mgielny Cadamus ruszył jako “eskorta ptactwa” odciągniętego przez resztę drużyny. Nawet jeśli w tej formie niewiele mógłby pomóc, to i tak tu nie był użyteczny. Z pomocą Imry, która zajęła się uspokajaniem sów, udało się zebrać razem uratowane ptaki. Wojowniczka oceniwszy sytuację, musiała podjąć decyzję. Czy udać się z uratowanymi ptakami, by upewnić że bezpiecznie dolecą do celu. Czy może wspomóc towarzyszy w walce z ukrywającym się we mgle wrogiem czekającym na okazję do napaści. Wiedziała wszak, że w okolicy są jeszcze inne zagrożenia. Jak choćby żywiołaki błyskawic. - Polecę z nimi dalej! - krzyknęła do pozostałych przywołując swojego magicznego wierzchowca i dosiadając go. Z sów zagrożonych atakiem pozostała tylko jedna…. “eskortowana” przez niziołka który deklamował długi i skomplikowany tekst w wymarłym zapewne języku. -... Miyay arki doontaa dhammaan shucaaca ruuxdeeda. Waa u xun yahay, oo isagu aad ugu shaqeeya codka dadka iyo afkooda.- Maska powoli rozgrzewała się na jego twarzy, przeskakiwały po niej iskry. Vaala z Harranem oraz Bezimiennym mogli podlecieć i przechwycić ostatnią sowę wydzierając ją z łap mgielnego potwora… lub pozorowanymi działaniami zmusić go do ataku. Bo póki co był on bardzo ostrożny i wykorzystywał fakt, że otoczenie dostarczało mu naturalnego kamuflażu. - Może się ujawni, gdy zrozumie, że zdobycz wymyka mu się z rąk - powiedział Harran, stale wypatrując przeciwnika, który - według słów Kvasera - musiał być niezbyt daleko. Wędrowiec skierował się ku ostatniej sowie, podobnie jak wcześniej zmieniając tor jej lotu. Rozglądał się jednocześnie, gotów w każdej chwili pojawić się tuż przy przeciwniku, jeśli ten się ujawni. Niziołek wyglądał na bardziej przejętego inkantacją niż otoczeniem. Oczywiście, nie była to prawda. Nie miał szczególnej nadziei złapać akurat teraz stwora, ale przepędzenie go byłoby pocieszające, albo chociaż sprawdzenie na ile działa taki straszak. - Carrabku wuxuu been u sheegayaa codka, codkuna wuxuu ku been abuurtaa fikirrada.Fikirku wuxuu duulaa nafta kahor intuusan ereyada ku jabin Erayaduna waxay nuugaan fikirka oo sidaas ayey ugu gariiraan fikirka. - No i gdzie ten świński ryj?! - Zakrzyknęła Vaala, również wypatrując przeciwnika jednocześnie mając zamiar wlecieć jak poprzednio pod sowę, i własnym żywiołaczym ciałem nakierować ją ponownie w górę. Druidka przeszukiwała otoczenie swoim spojrzeniem, ale nawet jej bystre oczy nie zdołały wypatrzeć ukrywającej się bestii. Za to… jej działania sprowokowały go do wreszcie zadziałania. Gdy podrywała jego ostatnią potencjalną ofiarę do góry… potwór ujawnił się. Uderzenie telekinetycznej energii przeszyło zarówno druidkę jak i Wędrowca. To jednak wystarczyło Bezimiennemu, który natychmiast się teleportował i potężnym uderzem swojej naprędce uformowanej broni rozdzielił ciało potwora na dwoje. Niziołek zaś musiał się spieszyć, jeśli chciał złapać Wołającego w maskę, bo ten ginął. Kvaser nie tracił, co ciekawe, cierpliwości. W pewnym sensie niziołek miał coś z mnicha który nie potrafiąc zapanować nad emocjami, znajduje drugą drogę - i ostatecznie przez brak opanowania, panuje nad nimi. Z gardła małego wojownika płynęły słowa inkantacji: - Sida dhulka webiga liqay, aan la arki karin. Dadku miyuu wax ka weyddiin karaa wabiga durdurradiisa dhulka gariirkiisa, Xagee buu ku yaacayaa, ma qiyaasi doonaan. Gdy przebrzmiały ostatnie słowa, esencja setek dusz zaczęła pospiesznie wnikać w maskę, zasysana kawałek po kawałeczku. Maska się rozgrzewała, pojawiały się na niej kolejne szczeliny gorejące czerwienią i parząc twarz niziołka. Jednak najgorsze były głosy, setki szalonych głosów. Każdy wbijający się jak igła w umysł, każdy przywołujący inne bolesne wspomnienia. Niektóre należały do Kvasera, inne do torturowanych dusz. Niziołek ginął na kilkanaście bolesnych sposobów co chwila i tylko dzięki żelaznej woli zdołał oderwać maskę od swojej twarzy nim złapany w niej byt zdołał opanować jego ciało. Twarz miał poparzoną boleśnie, acz nie od ognia, raczej to odbicie torturowanego oblicza odcisnęło piętno na jego twarzy. Niziołek trzymając maskę rozejrzał się wokół i zaśmiał w głos, dając swoim donośnym głosem znać, że wszystko jest dobre, a przy okazji pozwalając, aby jego obecność niosła się po mieście. - Czysto od mgielnego skurwysyna! - Dobra robota! - odkrzyknął Wędrowiec - A teraz do wejścia! Po balistę jeszcze wrócimy! - Ha! - Również krzyknęła Vaala, po części do Kvasera - Mały-wielki-wojowniku! To było niezłe! - To było zdecydowanie dobre! - zawołał Harran. - Lecimy do wyjścia! |