Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-08-2021, 09:37   #11
 
Bellatrix's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
post powstał wspólnie z Asmodianem, Kermem i MG. Dziękuję <3.

Zaniepokoiło ją to, co zdołała ustalić patrząc na martwe drapieżniki. Dzikie zwierzęta raczej nie dotykały się do jedzenia, od którego mogły wyczuć truciznę czy inne podejrzane rzeczy, tak jej się przynajmniej wydawało. Te tutaj wyglądały, jakby coś takiego zjadły, albo wypiły i to było powodem ich przemiany. Czy istniała możliwość, że ktoś im coś podał? Ewentualnie być może wilki były tak głodne, że zjadły porzucony, zainfekowany czymś posiłek? Ciężko było sprecyzować, ale to było zdecydowanie coś, o czym Kori będzie jeszcze przez jakiś czas myśleć.

Pakując swoje tobołki na wóz popatrzyła krótko na płonące truchła a potem skryła się w środku, zastanawiając nad sytuacją. W czasie drogi nie mówiła wiele, skupiając wzrok na okolicznej przyrodzie, pięknych, złotych polach i zielonych polanach. Przynajmniej w ten sposób nieco odciągała swoje myśli od zainfekowanych drapieżników, które zaatakowały ich wcześniej.


Po dotarciu do miasteczka uderzył w nią widok opuszczonych, zrujnowanych chat, których nikt od zakończenia plagi nie zagospodarował. Dziwiło ją to trochę.
- Te opuszczone, ponure domy nie są raczej dobrą wizytówką dla miasteczka - powiedziała do kompanów. - Zastanawiające, że nikt nie zdecydował się ich odnowić. Może chcą, żeby te budynki cały czas przypominały im o zarazie? - Myślała głośno.

Im dalej w miasteczko, tym było przyjemniej. Zobaczyła też na własne oczy ten słynny cokół od którego wzięła się druga nazwa miasteczka. Gdy chwilowo postawiła się w roli osoby zarażonej, która miała siedzieć całymi dniami przy tym okrągłym kamieniu pośrodku miasta i liczyć na dobre serce czy litość mieszkańców, to szybko stwierdziła, że chyba wolałabym od razu umrzeć. No ale nie była na miejscu tych ludzi i nigdy nie będzie.

W końcu zatrzymali się przed karczmą o nazwie “Dziki Kot”, wszyscy rozeszli się do swoich spraw i to samo miał zamiar uczynić Bort.
- Będziemy grzeczni, obiecujemy - powiedziała do niego wesoło Kori, uśmiechając się przy tym. - Powodzenia w interesach, czy co tam musisz załatwić, Borcie.
Kori pomachała kupcowi na pożegnanie i spojrzała na kompanów.
- Chodźmy do karczmy, co wy na to? Jakoś nie chce mi się teraz chodzić po miasteczku, na to pewnie będzie jeszcze trochę czasu jutro. Albo później - powiedziała do nich i ruszyła w stronę drzwi do gospody. - Pierwsza kolejka na mnie. - Uśmiechnęła się do nich zawadiacko.
- No to moja będzie druga - powiedział Galdor. - Chyba że tego, co tu serwują, nie da się pić...
- Hmm, w sumie też tak może być. - Kori uniosła brew. - No ale jak to mówią: nie spróbujesz, to nie będziesz wiedział. Najwyżej skorzystamy z własnych zapasów… u mnie na dnie plecaka jakaś butelka się znajdzie.
- Przewidująca jesteś. - Galdor z uznaniem skinął głową.
- No oczywiście! - Zgodziła się wesoło z zaklinaczem.




Wnętrze gospody wyglądało podobnie do innych tego typu przybytków, w których gościli wcześniej. Przestronną, zadbaną salę zajmował las ław i stolików, jednak o tej porze siedziało przy nich zaledwie kilku gości, którzy zmierzyli ich tylko zaciekawionym spojrzeniem. W głębi dojrzeli szynk za którym stała wysoka, ładna kobieta pucująca kufle a obok niego ceglany kominek, w którym radośnie strzelały płomienie. Na prawo od wejścia wiodły schody na piętro, a za nimi znajdowało się otwarte przejście, zapewne prowadzące do sklepu o którym mówił Bort. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i pieczonych potraw. Przy jednym ze stolików zauważyli potężnie zbudowanego półorka, który niezgrabnymi ruchami kończył właśnie swój posiłek i siedzącego z nim goblina, popiskującego do niego co jakiś czas coś w dziwnym języku.

Ledwo zajęli jedno z wolnych miejsc, a pojawiła się przy nich młoda kobieta widziana wcześniej za kontuarem.
- Witajcie w “Cichym Kocie”. Nazywam się Delma Fulst, jestem właścicielką tej gospody. - Uśmiechnęła się ciepło. - Nie widziałam was tutaj wcześniej a zawsze miło jest gościć nowe twarze. Co podać, drodzy podróżnicy? Czy zostajecie na noc? Mamy pokoje na piętrze, jedno i dwuosobowe, na każdą kieszeń. No, prawie na każdą. - Zaśmiała się, kończąc.

- Jesteśmy od krasnoluda Borta Bargitha, z karawany. Przyszliśmy się tęgo napić, bośmy okrutnie zdrożeni. Mnie zwą Aelfric Cyenwulf - przedstawił się wojownik uśmiechając się pogodnie do kobiety, odkładając swój hełm na blat stołu i rozpierając się na drewnianej ławie a potem zaczął zdejmować pas z mieczem, aby mu nie zawadzał w odpoczynku. Chwilę później oparł broń rękojeścią o blat stołu, zawijając jednocześnie pas dookoła skórzanej pochwy i luzował już paski i rzemienie, dając nieco wytchnienia sciniętemu w zbroi ciału. Na koniec zaś, rozejrzał się po całej karczmie.
- Przyjemnie tu, pani Fulst - skomplementował wygląd przybytku, a jego wzrok zatrzymał się na moment na półorku i goblinie.
- Bardzo przyjemnie - potwierdził zaklinacz, który ograniczył się do zdjęcia płaszcza. - Galdor - przedstawił się. - I tak, z pewnością zostaniemy na noc, tylko co do pokojów musimy się dogadać. - Uśmiechnął się do właścicielki karczmy, a potem spojrzał na swoich kompanów.

- Jestem Kori. W służbie Sarenrae - przedstawiła się ifrytka, chwytając opuszkami palców symbol Pani Wszechświatła wiszący na jej szyi. - Muszę zgodzić się z przyjaciółmi, pięknie tu i czysto. Naprawdę przyjemnie. Ja wezmę pojedynczy pokój, oprócz tego poproszę na razie butelkę wina dla siebie i dwa piwa dla moich towarzyszy.
- Dla mnie też wino - powiedział Galdor. - Ale wystarczy mi mniejsza ilość. No i pokój, też pojedynczy. Ale... w jakich cenach są pokoje?
- Za chwilę wszystko doniosę - powiedziała wesoło Delma. - Co do akomodacji, to pokój pojedynczy kosztuje srebrnika, podwójny dwa, a wygodniejszy podwójny, że tak powiem z “wyższej półki” pięć srebrników. Nocą można też przespać się przy kominku, co kosztuje tylko trzy miedziaki. A tak w ogóle, to Bort i reszta jego ferajny zamierza mnie dzisiaj odwiedzić, czy będą spać w stajni? - Zaśmiała się karczmarka.
- W takim razie Bort się przez nas nie zrujnuje. - Galdor odwzajemnił uśmiech. - Powiedział, że załatwi parę spraw i tutaj przyjdzie.

Niedługo później alkohol został dostarczony i mogli porozmawiać.
- Trochę myślałam o tych biednych wilkach w lesie - powiedziała. - Obejrzałam je i jak na moje, to wyglądało na to, że musiały coś zjeść albo wypić, żeby się tak zmienić. Jak chyba wszyscy wiemy, dzikie zwierzęta raczej nie zeżarlyby niczego toksycznego same z siebie. Myślicie, że ktoś mógł im coś podać? Albo celowo zatruć pożywienie? Ale wtedy raczej by zdechły, a nie… zmutowały?
Nalała sobie wina do kubka, czekając, co towarzysze mają do powiedzenia.
- A czy zauważyliście te pchły? - spytał Galdor. - Może to one roznoszą jakąś... chorobę?
- Albo przez to, że żerowały na wilkach same się zaraziły? - Kapłanka myślała głośno. - W każdym razie to bardzo dziwne, że przed dotarciem do miasta, które kiedyś przeszło zarazę, spotkaliśmy te dziwne, chore wilki. - Upiła nieco wina. Było całkiem niezłe, choć nie najlepsze, jakie piła.

Aelfric nie zwlekał z osuszeniem swojego kufelka i kilkoma sążnistymi haustami opróżnił naczynie, odstawiając je z drewnianym stukotem na blat stołu i ocierając wąsy z piany. Położył też swój chudy trzosik na stole przed sobą, pokazując, że choć nie przelewa mu się zanadto, wysupła na kolejną kolejkę.
- Hmm. Dobre - przełknął i zerknął znacząco na Delmę, jakby dawał znać, że napitek mu się skończył i potrzebna jest repeta.
- Wilki rzadko atakują o tej porze roku. Powinny mieć mnóstwo zwierzyny w samym lesie. Najpewniej nażarły się czego, dostały jakiejś wścieklizny i stały się szalone. A jak zwierzak choruje, to i pchły i inne takie go obłażą. Ciężko było ich nie zauważyć, bo wielkie były, niczym żuki - wojownik wzruszył ramionami.
- A co to znaczy “zmutowały? - zainteresował się wojownik, słysząc nieco obco brzmiące słowo we wspólnym.
- No że zeżarły coś i się przemieniły w takie coś, jak widzieliśmy. Miały te dziwne rany, kwas i to wszystko inne. - Wyjaśniła Kori. Skrzywiła się na samą myśl o zwierzętach, które ich zaatakowały. - Normalne to nie było. Może trzeba by było Glundy zapytać, co o tym sądzi, ale ona taka jakaś nieprzystępna jest… no ale jak będzie okazja, to może zapytam. - Kapłanka wzięła łyk wina. - Jakie macie plany do wieczora? Zostajecie w karczmie, czy jednak idziecie pozwiedzać miasteczko? - Spojrzała na towarzyszy.
- Nie wiem, czy jest tu coś wartego oglądania, ale mały spacer można przemyśleć - stwierdził Galdor.
- Można. - Kori po raz kolejny tego popołudnia zgodziła się z Galdorem. - Dopijmy więc, co mamy - chociaż widzę, że Aelfric już to zrobił - i przejdźmy się trochę. Zobaczmy, jak to tutaj wygląda i czy w ogóle jest coś ciekawego do zobaczenia.

 
Bellatrix jest offline  
Stary 14-08-2021, 17:21   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację

Nikt nie uznał za zasadne wziąć kawałek jakiegoś wilka na pamiątkę, w charakterze trofeum (co Galdora nie zdziwiło w najmniejszym stopniu), za to pomysł spalenia stworów spotkał się z powszechnym poparciem.

* * *


Dalsza podróż upłynęła w przeważnie w milczeniu i - na szczęście - bez dalszych przygód tego typu. Zdecydowanie lepsza była nuda, niż plujące kwasem zwierzaki czy przerośnięte pchły, które raczej nie nadawały się na czarne charaktery poruszającej serca i umysły ballady.


Już na miejscu, w Etran’s Folly, trudno było nie zauważyć skutków, jakie zaraza odcisnęła na tej miejscowości. I nie chodziło wcale o słynny kamień, ale o wiele opuszczonych domów.
Im bliżej centrum, tym było lepiej, ale i tak Plagstone niezbyt przydało Galdorowi do gustu. Miasteczkiem duchów nie było, ale mieszkańcy jakoś nie okazywali radości na widok przyjezdnych. Wprost przeciwnie.
Na szczęście właścicielka gospody przyjęła ich z uśmiechem. A że Bort obiecał uregulować znaczną część rachunków, można było skorzystać z oferty, przedstawionej przez Delmę.

Jako że do kolacji pozostało jeszcze trochę czasu, rada w radę postanowili przespacerować się i zwiedzić miasteczko.
Wcześniej jednak Galdor przypomniał sobie spojrzenia mieszkańców...
- Czy ostatnio coś się stało dziwnego w okolicy? - spytał karczmarkę. - Ludzie tak na nas dziwnie patrzyli. Nie lubią obcych?
- Dziwnego? - Delma zamyśliła się, przykładając palec do podbródka. - Nie, nie przypominam sobie. A ludzie, jak to ludzie, nieufni są. Nawet jak się jakaś karawana kupiecka w mieście pojawi, to i tak krzywo patrzą. Chyba im tak zostało po tych, co zarazę przeżyli. Ponoć wtedy każdy na każdego patrzył jak na chorego. Dobrze, że te czasy dawno za nami.
Podziękował uśmiechem.
Wyjaśnienie nie do końca go uspokoiło, ale zawierało w sobie dużą dozę prawdopodobieństwa.
- Chodźmy więc - zwrócił się do towarzyszy.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-08-2021 o 18:13.
Kerm jest teraz online  
Stary 15-08-2021, 12:07   #13
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Zatrute miasto, zatrute wilki. Czy wszystko w tym miejscu było zatrute? Aelfric mógł się nad tym zastanawiać, patrząc przez chwilę na słup dymu i ognia ze stosu, na którym ułożono padłe zwierzęta. Szczęśliwie jednak dalszych ataków nie było, i karawana, prowadzona przez krasnoluda, dotarła w końcu do Plaquestone. Te zaś, nieco rozczarowało Aelfrica, który spodziewał się znaleźć w tym miejscu o wiele więcej trosk i rozpaczy.
Etran`s Folly zaś sprawiało wrażenie kolejnej, nieco zaniedbanej osady, z której zniknęło nieco dusz. Jak po wojnie lub chorobie właśnie.

Duży, kamienny cokół do karmienia zarażonych nie był tak imponujący, jak opowiadano, choć sprawiał przygnębiające nieco wrażenie. Miasteczko nie było wielkich rozmiarów i nie było też zbytnio warowne, co szybko uchwyciło wprawne oko wojownika, który mijając właśnie ów słynny kamień, objechał go koniem aby żaden detal słynnej budowli mu nie umknął i nieśpiesznie skierował się dalej, za karawaną która zatrzymała swój bieg prosto przed okazałą karczmą. “Cichy Kot”, bo tak nazywała się karczma była solidną budowlą o spadzistym dachu krytym drewnianymi klepkami. Dobiegające z jej środka zapachy jadła szybko wywołały u wojownika burczenie w brzuchu.
Aelfric przywiązał konia do niskiego koniowiązu, podprowadzając konia go aż pod szeroki, drewniany żłob z wodą i zsiadł z niego jednym, zgrabnym susem. Chwilę rozglądał się po rynku zdejmując ciążący mu już od dłuższego czasu hełm i zachęcony przez Kori obiecującą im wszystkim w drodze sążnistą popijawę wszedł do środka.

***


Zbyt wiele się nie nasiedzieli, i to było pewne. Aelfric zdążył osuszyć jedynie jeden kufel ale, kiedy Kori zażyczyła sobie spaceru. Wojownik uniósł brew ze zdziwienia, myśląc przez chwilę nad propozycją. Z jednej strony mógłby nieco rozprostować nogi po wielu godzinach siedzenia w siodle. Z drugiej strony należało wyczyścić konia, i nareperować niemal doszczętnie zniszczoną przez ogromnego wilczura tarczę. Deski z jednej strony niemal doszczętnie strawił kwas i przydałoby się im kilka nowych klepek. Ale skoro krasnolud zaoferował się zapłacić za ich nocleg i wyżywienie, zapowiadało się, że zostaną tu co najmniej jedną noc. Tarcza i wierzchowiec mogli więc chwilowo zaczekać, a warto było chociażby rozeznać się w okolicy.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 16-08-2021, 09:55   #14
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Gdy rozmawialiście i raczyliście się trunkami, minął was widziany wcześniej przy stoliku nieopodal półork, który tylko mruknął coś pod nosem, skupiając dłużej niezmącone inteligencją spojrzenie na Kori. Za nim truchtał goblin i obaj szybko wyszli z gospody.
- Ten duży to Marduk, lokalny rozrabiaka a mały to Snikit, jego kompan - rzuciła zza kontuaru Delma, widząc, że niektórzy z was odprowadzili wzrokiem półorka i goblina. - Myślałam, że was zaczepią, ale jak widać mieli dzisiaj co innego do roboty. I chwała Abadarowi, bo nie potrzebuję tutaj bijatyk.

Niedługo później postanowiliście przejść się po okolicy. Zwiedzać nie było co, bo szybko okazało się, że oprócz sporej gospody, która była jedyną atrakcją w miasteczku, resztę terenu zajmowały ustawione obok siebie ceglano-drewniane domy. Jedynie na południowo wschodnich obrzeżach miasteczka ujrzeliście wzniesienie, na którym znajdowały się pozostałości po jakiejś starej budowli, być może jeszcze z czasów zarazy. Postanowiliście więc wrócić do gospody, po drodze mijając Tamli rozmawiającą o czymś z jakimś mężczyzną. Półorczyca pozdrowiła was z daleka gestem ręki i wróciła do wcześniejszej dyskusji.

* * *

Wieczór nadszedł całkiem szybko, a wraz z nim w "Cichym Kocie" pojawił się Bort. Towarzyszył mu szczupły, uśmiechnięty mężczyzna o domieszce elfiej krwi, przyciskający do piersi poobijaną nieco lutnię. Krasnolud uśmiechnął się do was, po czym podszedł do kontuaru i porozmawiał o czymś z Delmą. Po chwili zawołał was do wspólnego, długiego stołu znajdującego się na podwyższeniu w rogu sali - widać było, że służył tylko do specjalnych okazji.
- Siadajcie, siadajcie moi drodzy. Delma zaraz poda wieczerzę - powiedział wesoło kupiec. - Flonk będzie nam przygrywał na swojej lutni, więc czeka nas naprawdę przyjemny wieczór.

Widzieliście, jak Olf i Ulf wymienili spojrzenia i walczyli, by stłumić śmiech, co mogło oznaczać, że niezbyt cenili muzyczne umiejętności wychudłego barda. Tak samo jak Glunda, która przewróciła tylko oczami. Z każdą kolejną chwilą w gospodzie pojawiało się coraz więcej gości, głównie mężczyzn wyglądających na prostych farmerów - zapewne po dniu ciężkiej pracy na polu wpadli na kolejkę lub dwie. Nigdzie nie było natomiast widać Tamli, a Milo zjawił się przy stole akurat w momencie, gdy podano wystawną kolację.

- Ten to ma wyczucie - rzucił wesoło Olf (albo Ulf).
- No oczywiście - zgodził się Kuchcik. - Mój nos wyczułby dobre jedzonko nawet z drugiego końca miasteczka. Pysznie to wygląda!
W istocie, Delma i jej kucharki sprawiły się tego wieczoru, gdyż kolacja wyglądała i pachniała wyśmienicie. Na talerzach znajdowały się dwa rodzaje mięsa, owoce, naleśniki z twarogiem, jajka na twardo, świeży chleb a do picia mieliście wino i mleko.
- Jak widzicie, nie żałowałem grosza na strawę a jest też co celebrować, bo dzisiaj zawarłem świetną umowę z lokalnym młynarzem - rzucił wesoło krasnolud, polewając sobie wina i podając gąsiorek Galdorowi, by krążył po stole. - Pokoje dla was są wynajęte i opłacone, także jedzcie, pijcie i miło spędzajcie czas, gdyż jutro wyruszamy w dalszą drogę.
W tym momencie Flonk zaczął wygrywać na lutni pierwsze nuty swojej piosenki, czym zaskoczył bliźniaków i druidkę. Wyglądało na to, że od momentu ostatniego spotkania bard mocno poprawił swoje umiejętności gry.

* * *
Kończyliście powoli kolację w wypchanej po brzegi gospodzie. Im więcej piwa wypijali lokalni farmerzy, tym głośniejsi się stawali. Wznosili toasty, rzucali niewybrednymi żartami, co jakiś czas zerkając w stronę zajmowanego przez was stolika. Półork Marduk opróżnił właśnie kolejny dzbanek wina i ponuro zerkał na wszystkich zebranych. Aelfric i Galdor podskórnie czuli, że coś wisi w powietrzu. I w końcu atmosfera wesołej biesiady została przerwana.
- Kolnral, ty głupku! - Jeden z rolników zerwał się z krzesła. Jego spodnie były mokre od piwa, jakby przed chwilą popuścił.
Zataczający się drugi z farmerów odburknął:
- Następnym razem uważaj na swoje łokcie, Eallon, ty stary pijaku!
Pijany Eallon popchnął Kolnrala a ten wpadł na plecy innego mężczyzny. Zanim się zorientowaliście, tuzin farmerów ruszyło na siebie z pięściami i czymkolwiek mieli pod ręką. Rozdawano ciosy, nad głowami latały kubki i butelki.
- Do diabła, nie znowu! - Usłyszeliście Delmę, gdy ruszyła do tylnych drzwi. - Lecę po szeryfa!
Ulf i Olf podskoczyli z szerokimi uśmiechami na twarzach, prawie przewracając stół przy którym siedzieliście.
- Zaczęło się! - Krzyknęli wspólnie, patrząc na Aelfrica. - Dawaj z nami, przyjacielu, pokażmy im kto tu rozdaje garści!
I rzucili się w stronę bijących się gości.
- Trzeba ich powstrzymać, zanim zdemolują gospodę! - rzucił Bort, ruszając, by zareagować, ale po chwili dostał w głowę kuflem i zatoczył się do tyłu.
Galdor i Kori uchylili się przed lecącymi w ich stronę butelkami, Aelfric odbił ręką rzucone przez kogoś krzesło. W głównej sali zapanował całkowity chaos.

 
Mroku jest offline  
Stary 17-08-2021, 08:38   #15
 
Bellatrix's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Kapłanka bez problemu wytrzymała spojrzenie półorka, gdyż nie była z tych, którzy uciekają przed tym wzrokiem gdzieś na boki. Nie wyglądał na zbyt bystrego, ale i jego postura nie zdradzała, by parał się jakąś umysłową pracą. Raczej na odwrót. No a Delma szybko im wyjaśniła, kto zacz.
- Miejmy nadzieję, że nie będzie szukał problemów, bo Aelfric na pewno pokaże mu, gdzie jego miejsce. - Kori uśmiechnęła się łobuzersko do wojownika i puściła mu oczko.

Po skosztowaniu lokalnego alkoholu przyszedł czas na rozejrzenie się po miasteczku. A to było dość nudne zajęcie, choć ifrytka cieszyła się, że ma przy sobie towarzyszy, z którymi mogła rozmawiać, dzięki czemu spacer nie był tak bezcelowy.
- Wygląda na to, że podzielili miasteczko na dwa. Z tyłu zostały te zrujnowane domy, jakby mieszkańcy chcieli odciąć się od przeszłości. Tak mi to przynajmniej wygląda - powiedziała do pozostałych.

Wracając do karczmy starała się wypytać mijanych przechodniów o zarazę i trochę historii miasteczka. Widząc nieopodal Tamli, uśmiechnęła się do niej szczerze i odmachała. Dobrze było zobaczyć znajomą twarz pośród nieznajomych budynków.

Diplomacy - zbieranie informacji na temat zarazy i miasteczka.
Rzut: 19



Bort pojawił się w karczmie wieczorem wraz z jakimś elfiokrwistym bardem, z którego podśmiewali się Ulf i Olf, co mogło oznaczać, że młody mężczyzna nie jest wybitnym wirtuozem instrumentu. Krasnolud natomiast szybko podzielił się z nimi dobrymi informacjami, a stół zapełniono przepysznymi specjałami, których zapach sprawiał, że kapłance aż zaczęło burczeć w brzuchu.
- Gratuluję nowej umowy, Borcie - powiedziała, polewając sobie wina, gdy Galdor przekazał jej gąsiorek. - Wznieśmy toast za powodzenie twoich interesów i za ten wspaniały wieczór, który przed nami.
Wszyscy stuknęli się kubkami a Flonk zaczął grać na swojej lutni. I Kori aż westchnęła rozmarzona, słuchając przyjemnie wygrywanych nut. Przez chwilę skupiła wzrok gdzieś poza rzeczywistością, pozwalając ponieść się muzyce, która przywiodła kilka przyjemnych wspomnień z dawnych lat.

Wieczór płynął, kapłanka zdążyła napełnić żołądek pysznym jadłem i winem, gdy lokalni zaczęli być coraz głośniej i głośniej. Najwyraźniej ilość wypitego alkoholu im nie służyła, czego zwieńczeniem była bójka, która wybuchła dosłownie z niczego. Jeden z farmerów szturchnął drugiego, tamten wylał na siebie piwo i zamiast przeprosić i po prostu się rozejść, to się na siebie rzucili. A potem rzuciła się na siebie cała główna sala, ku uciesze bliźniaków, którym widać takie mordobicia się podobały. I jeszcze zachęcali Aelfrica.
- Ech, mężczyźni. - Westchnęła, przewracając oczami. - Dobrze chociaż, że Delma pobiegła po szeryfa.

Zgadzała się z Bortem, że trzeba było jakoś powstrzymać walczących ze sobą rolników, ale to mogło nie być takie proste, o czym krasnolud szybko się przekonał, gdy dostał kuflem w głowę. Sama Kori w ostatniej chwili uchyliła się przed lecącą butelką i ruszyła w stronę kupca, by pomóc mu wstać.
- Jesteś cały, Borcie? - Zapytała.
- Bywało gorzej, drogie dziecko - odparł kupiec, strzepując dłonią z twarzy resztkę spienionego piwa.
- Hej! - Krzyknęła ostro w stronę walczącego tłumu. - Przestańcie się bić! Zdemolujecie całą karczmę i gdzie będziecie przychodzić na piwo?! Poza tym szeryf jest już w drodze tutaj!! Uspokójcie się!

Diplomacy - uspokojenie tłumu.
Rzut: 22

 
Bellatrix jest offline  
Stary 18-08-2021, 14:50   #16
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Wzrok wojownika na próżno szukał spojrzenia Marduka. Albo rosły dryblas go nie dostrzegł, albo dostrzec nie chciał, co na jedno wychodziło. Aelfric wiedział, że do konfrontacji nie dojdzie, ale patrząc na zwaliste cielsko półorka Aelfric wiedział, że prędzej czy później może do niej dojść. Póki jednak nie zaczepiał ich, problem chwilowo mieli z głowy. Aelfric śledził wzrokiem półorka, dopóki nie wyszedł z niej wraz z towarzyszącym mu goblinem. Oni sami zresztą kończyli już krótkie zresztą posiedzenie, i w końcu wyszli z karczmy na planowany spacer. Ten jednak nie przyniósł żadnych nowych rewelacji, ani też specjalnie nie zainteresował wojownika. Rozprostował jednak nogi po całodziennej jeździe, a to było zawsze coś.

Zawsze dobrze było coś celebrować. Dobrze ubity interes to był powód do świętowania. Należało więc uszanować życzenie Borta i cieszyć się wieczerzą.
Aelfric postanowił się nieco przyłożyć i pałaszował za trzech. Pił również za trzech, ale po prawdzie dla człowieka o tak zimnej krwii tutejsze wino zdawało się ledwie zsiadłym kompotem owocowym. Brakowało mu znanego na północy bimbru, pędzonego z bylin i korzeni wszelkiej maści choć prawdziwi znawcy potrafili pędzić taki bimber dosłownie ze wszystkiego. Trunek taki solidnie uderzał do głowy, szczególnie, kiedy rozgrzało się solidnie w kominku, i w hali stawało się gorąco. Wino było nawet nieco słabsze od miodu, kolejnego specjału który dosyć chętnie pity był przez ludzi północy. Chętniej jednak upijały się nim kobiety, bo w smaku był dużo od wina słodszy. Tymczasem jednak Aelfric, z braku mocniejszych napitków znanych na północy, i właściwie niespotykanych na południu, chcąc nie chcąc podlewał strawę cierpkim winem z dojrzałych winogron, wyczuwalnych w smaku rubinowego napoju, a biorąc pod uwagę fakt, że cienki napój prawie w ogóle nie miał mocy nad wojownikiem, ten musiał wlewać go w siebie wielkimi porcjami.
- Trąci bukłakiem. Lepiej byłoby go zaprawić korzeniami - mruknął nalewając kolejny kubek i krzywiąc się od cierpkiego smaku, do którego nie przywykł jeszcze.
Jedzenie jednak rekompensowało niedostatki napoju, co Aelfric skwapliwie i w spokoju wykorzystywał, odkrawając sobie zakrzywionym, qadirskim sztyletem kolejną porcję mięsiwa i w międzyczasie słuchając muzyki granej przez półelfa.
- Dobre. Nie kłuje w uszy jak dudy - pokiwał z uznaniem i rozparł się wygodniej na ławie, przymykając na chwilę oczy. Co jakiś czas popijał cierpki napój, i właściwie mógłby tak siedzieć do samego rana, kiedy atmosfera w karczmie wyraźnie się popsuła.
Aelfric wiedział, co się będzie za chwilę dziać. Wiedział to w chwili, w której jeden kmiot zaczął wyzywać drugiego.
Kiedy się zaczęło, wojownika nie trzeba było zachęcać. Rzucił się za bliżniakami, jednak w przeciwieństwie do młodych, żądnych rozróby ulfenów, Aelfric postanowił nieco oczyścić karczmę z pijanego motłochu. Zgrabnym ruchem przewrócił stół, przy którym siedzieli w taki sposób, aby Kori, Galdor i Bort mogli użyć go niczym prowizorycznej barykady przed ciskanymi zewsząd pociskami, potem szybko przesadził go, stając oko w oko z rosłym kmiotkiem. Ten widząc ogromną sylwetkę wojownika wpierw jakby zwatpił, ale kiedy Aelfric spokojnie czekał na jego reakcję kmiot odzyskał animusz i wyprowadził solidny sierpowy, celując w szczękę wojownika. Cios nie dotarł jednak do celu, zatrzymany szeroką jak bochen chleba dłonią wojownika. Klasnęło a z ust kmiotka wyrwał się jęk bólu. Aelfric wolną ręką chwycił kmiotka za pasek od spodni, obrócił niczym tancerz tancerkę i rzucił prosto w ciżbę walczących, roztrącając i przygniatając co mniej zorientowanych. Rzucony zaś miał już dość, bo kwiląc i bełkocząc coś po cichu odczołgiwał się gdzieś pod jakiś stolik.
- Wypierdalać stąd owcojebne skurwysyny! - rzucił krótką, żołnierską komendę do reszty kmiotków, wzmacniając ją rozdawanymi na prawo i lewo ciosami. Nie liczył, że go posłuchają, bo i dlaczego mieliby to robić? Plan był prosty. Rozwalić kilka łbów, rozkwasić nieco nosów, i może otworzyć kilkoma co bardziej krewkimi kmiotkami okna.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 18-08-2021 o 15:31.
Asmodian jest offline  
Stary 18-08-2021, 18:12   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lokalny rozrabiaka zauważył, zdaje się, urodę i zgrabną sylwetkę Kori. Świadczyło to o tym, że Marduk ma dobre oko i, mimo wypisanej na obliczu tępoty, dobry gust. Galdor, który na temat urody dziewczyny miał podobne zdanie, miał tylko nadzieję, że półork ograniczy się do spojrzeń, bo nie sądził, by inne formy zainteresowania zostały przez Kori dobrze przyjęte. A to by się skończyło awanturą i, zapewne, mordobiciem.

* * *


Jak się okazało, miasteczko niewarte było większego zachodu. No chyba ktoś interesował się zrujnowanymi domostwami. Jedynym w miarę ciekawym obiektem (prócz słynnego kamienia) były jakieś ruiny na wzgórzu. Jedyne, co można było w takiej sytuacji zrobić, to wrócić do gospody i przy piwie czy winie czekać na Borta.
A przy okazji można było wypytać Delmę o ruiny. A karczmarka była uprzejma odpowiedzieć.
- Dawno temu znajdował się tam dom założyciela miasteczka, Etrana Bolmere'a i jego rodziny. Przenieśli się tutaj z Taldoru, mając nadzieję, że założą małą społeczność jako przystanek w podróży drogą lądową przez nasz region. Plotka głosi, że zbudował go na wzgórzu, aby wszyscy z miasteczka go widzieli, mimo że to miejsce znajdowało się daleko od ujścia świeżej wody. Zaledwie pięć lat po założeniu miasta dom spłonął, zabijając Etrana i jego rodzinę. Ówczesny szeryf stwierdził podczas śledztwa, że jeden z domowników musiał zaprószyć ogień i uznał to za nieszczęśliwy wypadek. Etran nie miał w miasteczku wrogów, więc tak rzeczywiście mogło być, nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam. - Wzruszyła ramionami.
- Dziękuję bardzo - odparł zaklinacz, a potem poświęcił parę chwil na rozmyślania nad losami miasteczka i jego założyciela. Pecha mieli i Etran, i miasteczko.
Czy ktoś im pomógł? To było całkiem dobre pytanie, ale raczej nie było nikogo, kto mógłby udzielić na nie odpowiedzi.

* * *


Dobry humor krasnoluda zaowocował nie tylko wystawną ucztą, ale i sprowadzeniem grajka, mającego umilić im czas. Galdor miał tylko nadzieję, że bliźniacy się mylą i że nie jest to jakiś kmiotek o drewnianych paluchach, który dźwiękami wydobywanymi z lutni będzie ranić uszy słuchaczy. A na takich szarpidrutów zaklinacz był uczulony...
Na szczęście okazało się, iż bliźniacy są w błędzie, a Flonk spisuje się bardzo, bardzo dobrze.

Czas przy pysznym jedzeniu, dobrych trunkach i dobrej muzyce płynął szybko. Galdor nie objadał się co prawda tak, jak Aelfric, ale musiał przyznać, że dawno się tak nie najadł.

Jak zawsze okazało się, że nic nie może trwać wiecznie. Niczym w kiepskiej opowieści w gospodzie wybuchła bójka i, zamiast cieszyć się dobrym towarzystwem i jedzeniem trzeba było zadbać o to, by wynieść cało głowę z tej awantury.
Zaklinacze (podobnie jak i większość magów) nie wdawali się w bijatyki, a sam Galdor przestrzegał tej tradycji, okładanie się pięściami czy stołkami pozostawiając innym. Na dodatek nie dysponował żadnym zaklęciem, które mogłoby uspokoić żądny wrażeń tłum.

- Trzymajcie głowy nisko i miejcie pod ręką coś ciężkiego - powiedział. - Na wypadek, gdyby jakiś pijaczek podszedł za blisko.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-08-2021 o 19:48.
Kerm jest teraz online  
Stary 20-08-2021, 09:03   #18
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Przed kolacją - zwiedzanie miasteczka.

Niebywały urok osobisty Kori sprawił, że pytani o miasteczko i zarazę przechodnie z chęcią opowiadali co nieco. Etran's Folly założone przez szlachcica Etrana Bolmere'a nigdy nie miało łatwo. Położone z dala od popularnych szlaków handlowych, nigdy nie było niczym więcej, niż przystankiem dla kupców zmierzających z Elidir do Almas. Co gorsza, po Goblinich Wojnach miasto strasznie ucierpiało z powodu zarazy, która je dosięgnęła. Pomóc próbowała elfia alchemiczka i medyczka Silwyth Eldara, ale pomimo czasu, jaki poświęciła na badania chorych, nie udało jej się wynaleźć leku. Co gorsza, sama w końcu zachorowała i wkrótce później zmarła. Ostatecznie miasteczko podniosło się po zarazie, ale straciło połowę swoich rodowitych mieszkańców, zostawiając niezamieszkane i zrujnowane domostwa jako pamięć po tych, którzy odeszli. Miało im to również przypominać, że nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej.

Kolacja - "Cichy Kot"


Bitka trwała w najlepsze. Kori z Aelfrikiem i Eshu próbowali uspokoić walczących farmerów, jednak udało im się to tylko połowicznie. Część mężczyzn słysząc gardłowy ryk wojownika przerwało walkę, czterech innych posłuchało się kapłanki. To jednak było za mało, by zapanował spokój, gdyż w głębi głównej sali rolnicy obrzucali się czym popadło i nie zwracali zupełnie uwagi na wasze starania. Co jakiś czas musieliście odskakiwać, bądź uchylać się przed latającymi kuflami i butelkami. Półork Marduk o którym wspominała wcześniej Delma tłukł kolejnych rolników i widać było, że ma w tym sporą wprawę. Jego kompan, goblin Snikit uciekł na zaplecze, nie chcąc zapewne oberwać przypadkiem od kogoś. Ulf i Olf rozdawali ciosy ustawieni plecami do siebie i co chwilę parskali głośnym śmiechem.

Nie minęło wiele czasu, gdy drzwi gospody otworzyły się energicznie i w środku pojawił się wysoki, brodaty mężczyzna w sile wieku. Odziany był w skórznię, szerokie spodnie i buty pod kolano. Przy pasie miał krótki miecz. Towarzyszyła mu zatroskana Delma.
- Wystarczy do cholery! - Warknął przez główną salę tak, że aż uszy bolały.
Nagle wszyscy... przestali się bić, zerkając w stronę drzwi wejściowych.
- Myślicie, że nie mam nic lepszego na głowie, tylko co chwilę przyłazić tutaj, żeby przerywać te wasze durne bójki?! - Krzyknął z nutą gniewu w głosie. - Teraz wszyscy ustawicie się przy tamtym stole. - Wskazał palcem na jedyny, jaki się ostał pod jedną ze ścian. - I rozliczycie się z Delmą ze wszystkich strat. Was też się to tyczy. - Spojrzał na Aelfrica, Ulfa i Olfa, którzy znajdowali się między farmerami. - Dopóki jestem tu szeryfem, prędzej pójdziecie z torbami, niż rozniesiecie to miejsce na strzępy. Delmo...

Karczmarka skinęła głową i ruszyła najpierw do kuchni, skąd wyniosła spory gar. Ustawiła go na stole, zapraszając dłonią pierwszych farmerów.
- Wrzucać mi tu pieniądze za uszkodzone meble, potłuczone butelki i kufle. Nie będę płacić za to z własnej kieszeni - mruknęła.
Wszyscy, jak jeden mąż zaczęli podchodzić do kobiety i płacić za szkody. Nie minęło pięć minut, jak gar napełnił się monetami. Rolnicy zabrali się też za sprzątanie głównej sali - postawiono z powrotem przewrócone stoły, ławki i krzesła. Niektórzy zamiatali rozbite szkło z podłogi a wszystkiemu przyglądał się szeryf, oparłszy się uprzednio o drzwi wejściowe. Tak, by nikomu nie zachciało się nagle czmychnąć.

- No i po zabawie - rzucił niepocieszony Ulf.
- Ano, ale fajnie było, nie, Aelfricu? - zapytał Irriseńczyka Olf, ustawiając z wojownikiem stół, przy którym siedzieli.
- Fajnie? - wtrąciła Glunda. - Zobaczcie, jak wygląda główna sala. Jakby przeszedł tędy huragan. No ale czego się spodziewać po bezmózgich samcach. - Prychnęła drwiąco.
- Delma jest przyzwyczajona do takich rzeczy, na pewno szybko wszystko wróci do normy - powiedział Bort, rozmasowując rozcięcie na swoim czole. - A właśnie... - Odwrócił się w stronę karczmarki. - Czy skoro jest już spokój, możemy dostać deser?
- Oczywiście, Raya zaraz przyniesie wszystko - odparła nieco spokojniejsza już gospodyni, niosąc przed sobą gar z pieniędzmi na zaplecze.

Niedługo później, podczas gdy rolnicy wciąż sprzątali główną salę, na waszym stole pojawił się deser. Bort zamówił sobie miskę owsianki z rzepy, która była jego ulubionym przysmakiem, dla was natomiast ciasto jabłkowe. Szybko zajął się pałaszowaniem swojej potrawy, jednak będąc mniej więcej w połowie zaczął przeraźliwie kaszleć.
- Wszystko w porządku, Borcie? - Zapytał Eshu.
- Tak, tak, to tylko... kawałek rzepy. Muszę... przełknąć... - Krasnolud wciąż nie przestawał kaszleć.
Chwilę później zrobił się czerwony na twarzy, oczy uciekły mu w głąb czaszki a w kącikach ust pojawiła się piana. Podniósł się jeszcze z krzesła, chwycił za szyję, zrobił dwa kroki w tył i runął na podłogę jak ścięte drzewo. Jego ciałem targały spazmatyczne drgawki.
 
Mroku jest offline  
Stary 21-08-2021, 08:31   #19
 
Bellatrix's Avatar
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Z opowiadań przechodniów wysuwała się wizja miasteczka, które przeszło naprawdę wiele, w dodatku jedyną osobą, która chciała pomóc była jakaś alchemiczka, która sama w końcu zachorowała i zmarła. Przykre to było i na moment Kori poczuła się na duchu przytłoczona tymi wszystkimi nieprzyjemnymi opowieściami. A że nie chciała sobie całkowicie psuć nastroju, postanowiła, że w końcu czas wrócić do gospody. Cały czas miała jednak w głowie opowieść tubylców.


Nie spodziewała się, że jej próby uspokojenia bijących się mężczyzn cokolwiek dadzą, jednak kilku posłuchało się jej. To jednak było za mało, bo reszta rolników wciąż okładała się czym popadło. Nawet Aelfric, który wyglądał tysiąc razy groźniej od kapłanki nie był w stanie przemówić wszystkim do rozsądku.

W końcu w gospodzie pojawił się tutejszy szeryf, który szybko zaprowadził porządek i nakazał uczestnikom bijatyki pokryć straty, jakie poniosła Delma. Kori uważała to za dobry pomysł, ale czy odwiedzie lokalnych od kolejnych bijatyk? Wątpiła, skoro szeryf wspomniał, że dość często przychodzi do karczmy, by zapobiegać mordobiciom. Najważniejsze, że rolnicy się uspokoili i można było z powrotem usiąść przy stole.

- Zgadzam się po części z Glundą. - Wtrąciła swoje trzy miedziaki po druidce. - Jak już ktoś chce obijać sobie twarze, to niech to robi na zewnątrz, z dala od ludzi, którzy chcą w spokoju zjeść kolację i po prostu odpocząć. Prawda, Galdorze? - Uśmiechnęła się do zaklinacza, który też nie wyglądał na fana takich “atrakcji”.

Spokój nie panował jednak długo, gdyż Bort zaczął się dławić przyniesioną przez jedną ze służek owsianką. Chociaż na zwykłe dławienie się kapłance to nie wyglądało, skoro na jego ustach pojawiła się piana, a on sam padł w drgawkach. Kori od razu doskoczyła do niego, próbując zajrzeć mu do ust.
- Aelfricu, Galdorze, Eshu, przytrzymajcie go, żebym mogła zobaczyć jego gardło! - rzuciła do kompanów i spojrzała na zebrany wokół krasnoluda mały tłumek. - Macie tu jakiegoś znachora w miasteczku? Lećcie po niego, szybko!

Sama skupiła się na sprawdzeniu przełyku krasnoluda i próbach wszelkiej pomocy, jakiej mogła mu udzielić. Nie była wykwalifikowaną cyruliczką, ale w świątyni Pani Wszechświatła spędziła sporo godzin na naukach o tym, jak zapewnić potrzebującym opiekę medyczną. A to, co działo się z Bortem zdecydowanie nie wyglądało ifrytce na zwykłe zakrztuszenie się posiłkiem.

Medicine - pomoc Bortowi + Recall Knowledge, czy Kori czytała/spotkała się z podobnymi symptomami.
Rzut: 21

 
Bellatrix jest offline  
Stary 21-08-2021, 16:01   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z pewnością znaczna część walczących czerpała sporo radości z walki i demolowania gospody, ale Galdor do nich nie należał.
Nie znaczyło to, iż był człowiekiem kochającym ciszę i spokój (w taki wypadku spędzałby większość życia przy kominku), ale walenie się po pyskach i rozbijanie mebli i naczyń uważał za bezsensowny sposób spędzania czasu..
Na szczęście przybycie szeryfa położyła kres bijatyce, zanim ta zdążyła się przenieść za (w miarę) bezpieczny stół, za którym schronił się Galdor wraz paroma pokojowo nastawionymi osobami.
Zaklinacz należał do nielicznych osób, które ucieszyły się z przybycia szeryfa, a pomysł, by wszyscy uczestnicy starcia solidarnie zapłacili za wyrządzone szkody uznał za przedni i godny naśladowania.
Najwyraźniej szeryf cieszył się odpowiednim autorytetem, bowiem nawet największe rozrabiaki położyły uszy po sobie i sięgnęły do sakiewek.

- Sądząc po zachowaniu gości - odparł na słowa Kori - ci, co tak jak my chcieliby w spokoju zjeść kolację, są w mniejszości.

Cisza i spokój, jakie nastąpiły, były mile zaskakujące, a obserwowanie, jak niedawni przeciwnicy zgodnie brali się do pracy, podnosiło na duchu i napawało optymizmem. Ten jednak nie trwał zbyt długo, jako że Bort nagle zaczął się krztusić, poczerwieniał i zwalił się na ziemię.
Medykiem Galdor nie był, ale objawy towarzyszące upadkowi krasnoluda wyglądały... niepokojąco.

Przyklęknął przy leżącym, by pomóc Kori w oględzinach.
- Czy macie jakiegoś bezpańskiego kota? - zwrócił się do Delmy. - Może coś w tej owsiance zaszkodziło Bortowi?
 
Kerm jest teraz online  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172