Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2012, 23:18   #101
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rada w radę postanowili, że ratowanie świata i ratowanie przyjaciół rozpoczną od znalezienia Welmy. Co prawda można się było domyślać, że trafienie do zamku (a może to był pałac?) będzie łatwiejsze, ale z kolei ewentualne wydobycie Przemka ze szponów złej królowej mogło graniczyć z cudem.
Poza tym istniała szansa, że u Welmy dostaną coś do zjedzenia. O tym również trzeba było pomyśleć, bowiem zapasy zabrane poprzedniego dnia w zasadzie się skończyły, a życie na samych korzonkach... to nie było zbyt zachęcające.
- Zostały mi dwa jabłka - powiedział niezbyt zadowolonym tonem. - A do zamkowego sadu nie zamierzam się zapuszczać.
Podobnie jak nie zamierzał iść z ponowną wizytą do latarni, by spenetrować spiżarkę świętej pamięci latarnika.
- Dobrze że chociaż wiemy, gdzie są bagna - powiedział.
Może to były zbyt optymistyczne słowa, ale nawet taki plan, jakim dysponowali był lepszy, niż nic.
Las, a potem jakoś trafią. W końcu bagna dość trudno przegapić.
Ale Justynka miała inne plany, przynajmniej na tę chwilę.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-02-2012, 23:44   #102
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Mogli mieć rację i chociaż rodzice mówili, że nie warto wierzyć w sny, może tutaj inaczej to działało? No bo przecież już tyle dziwnych rzeczy się zdarzyło. Miłe ptaszki zmieniające się w krwiożercze potwory, smok na łące, piaskowe ludki i ich podziemne tunele, no i ten mówiący umarlak. Jeśli ktoś umrze, to przecież nie może ruszać się ani rozmawiać. A Pete to zrobił. Wszyscy widzieli, że zrobił. Może więc sny też tu były prawdziwe, a Przemek i Melcia naprawdę mieli duże kłopoty. Jeśli ta kobieta ze snu była macochą Albina, to mieli marne szanse na wydostanie Przemka. Tej wielkiej sypialni pewnie ktoś pilnował. Miała nadzieję, że go tam nie męczyli i dawali coś do zjedzenia. Wyglądało na to, że wszyscy tam spali spokojnie. Wprawdzie nie za dobrze widziała tych wszystkich dzieciaków, ale skoro zła królowa je tam trzymała, musiało jej na nich choć trochę zależeć. To chyba miało związek z tymi kolorowymi chmurami w kulach, które miały poprzypinane do szyj łańcuchami. Co to mogło być? Justynka wiedziała tylko, że ona chyba potrzebowała tego do hodowania ciemności. A Mela? Pewnie porwało ją to jaszczurowate coś, co przyśniło się Tomkowi. Tylko dokąd mogło ją zabrać? Żeby czegokolwiek się dowiedzieć musieli znaleźć Welmę i liczyć, że nikt ich nie ubiegnie. Żeby tylko nie sprowadzili na nią nieszczęścia. Albin pisał, że jego macocha już wie, że pojawiły się nowe dzieci. Czy aby nie nasłała na Pete’a tamtych osiłków właśnie z tego powodu?

Lepiej było nie zwlekać dłużej. Każda chwila miała znaczenie. Wiele by dała, żeby jeszcze raz udało się skontaktować z Albinem. Jednak lustro przestało w zasadzie istnieć, a jego rama tkwiła w ścianie. Próbowała, ale za nic nie mogła jej ruszyć.
- Pomóc ci? - spytał Tomek widząc jej usiłowania. - Może podważyć scyzorykiem?
- Ja pociągnę, a ty zobacz gdzie się zablokowało. - Justynka poruszyła ramą, a Tomek wcisnął ostrze scyzoryka w odpowiednie miejsce. Justynka szarpnęła mocniej i rama wyszła gładko i bez kłopotu. -Mamy ją! - wykrzyknęła tryumfalnie. - Może jeszcze da się połączyć z Albinem. Wszystkich odłamków lustra i tak nie zbierzemy, ale wczoraj znalazłam jeden większy. Jakby jeszcze kilka się znalazło, wieczorem moglibyśmy spróbować.
- Może faktycznie warto by zabrać parę kawałków, tak na wszelki wypadek. A nuż któryś by się stłukł, to nam zostanie kolejny
- odparł Tomek. - Zawiniemy wszystkie w jakiś kawałek materiału, bo inaczej moglibyśmy się pokaleczyć.

Niby las widoczny był z daleka, ale dotarcie do niego zajęło im więcej czasu niż się spodziewali. Kiedy wreszcie dotarli jego skrajem do bagna, słońce stało już wysoko. Najgorsze było jednak to, że nigdzie nie było widać śladów ludzkiej bytności, a gdzieś tu miał się przecież znajdować dom Zielarki.
Może się pomylili? Mapa była strasznie niedokładna. Nie mieli pojęcia co dalej robić. Iść skrajem bagna wypatrując chaty? W ten sposób najpewniej znowu dojdą nad sam brzeg morza. Tak czy inaczej musieli chwilę odpocząć i zastanowić się spokojnie. I całe szczęście, że tak zrobili, bo właśnie wtedy Piotrek zauważył unoszący się daleko nad bagnami dym. To musiała być chata Welmy.

Błoto chlupotało pod nogami a ziemia porośnięta dywanem intensywnie zielonego mchu uginał się pod nimi jak nasączona wodą gąbka. Wyszukała w zaroślach dość długi kij. Asekurując się tyczką spróbowała ostrożnie posunąć się nieco w głąb bagniska. Szybko jednak pożałowała. Buty co krok głębiej zapadały się w błocko, a smród jaki ulatniał się z niego był okropny.
- W tej chwili stamtąd wychodź! - oświadczył twardo Tomek. - Poszukamy innej drogi.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 13-02-2012, 12:32   #103
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Szli i szli, i szli… Mela myślała, że już nigdy nie dojdą i wcale jej piosenka nie pomagała. Ani to, że Duskiera nie było widać. Pusiek jednak był spokojny i to dawało dziewczynce siłę i odwagę. Wiedziała, ze pies ja obroni, jakby cos miało się zdarzyć niedobrego.

Weszli do głębszego lasu, coś zaczęło chlupotać pod jej butami, błoto, wydawało taki dziwny odgłos „mlask, mlask” jakby chciało powiedzieć „Mlask, zaraz cię zjem, Mela, mlask, plask”. Ale nie zjadało, a Mela szukała twardego pod nogami, jak Pan w szkole przetrwania. Wiedziała tez, że jak się jej będzie chciało bardzo pić, może przesączyć wodę z bagna przez koszulkę, a potem piasek i pić, ale trochę się wstydziła być bez bluzki przy Duskierze. Bo on był panem (chyba) a miejsc intymnych – nawet takich, co nie bardzo je widać, a w ogóle to wcale – nie powinno się pokazywać obcym panom. No, choć w sumie nie był juz obcy. Mela nie była pewna, czy tacy panowie , co ich nie widać, też się liczą, ale wolała nie ryzykować. Poza tym, bardzo możliwe że Welma będzie miała sok. Mela lubiła sok. Oraz kanapki bez niczego, bez wędlinki i masła, może tylko z wędzonym serem. I ogórki. I rosół. I chrupki. Oraz ciastka, ale ptasie mleczko nie. Miała nadzieje, ze nie okaże się, Welma będzie miała tylko ptasie mleczko. Jak jedna znajoma jej babci, w Piszu, co przyniosła Melce ptasie mleczka, a Mela ryczała i Babcia ją wysłała do pokoju. Zamiast pocieszyć.

Tak rozmyślając Mela doszła do polanki. Stała na niej chatka.. wyglądała trochę jak toaleta na podwórku, wygodka, Mela widziała to u innej cioci-babci pod Piszem. W domu nie było sedesu i tam się chodziło sikać. Było to nawet śmieszne, ale w nocy chyba nie, bo było ciemno i śmierdziało. Ale Mela była tam tylko w dzień.

Meli czegoś brakowało w tym domki i od razu przypomniała sobie czego, jak zobaczyła Welmę – kurzej łapki. Bo takie Baby Jagi jak Welma, to mieszkają w Domkach na kurzej łapce. Mela przestraszyła się tej pani, co wyglądała, jakby była bardzo, bardzo stara. Już nawet nieżywa dawno. I nawet chciała uciec. Ale Albin mówił, że jest dobra… I Pusiek nie był zdenerwowany… no, a przede wszykim, to Baba Jaga najpierw karmiła Jasia i Małgosię smakołykami, zanim ich potem chciała upiec w piecu. A Mela była za bardzo chuda, żeby się nadawała na zjedzenie. Więc najpierw Welma ją podtuczy, a potem ona ucieknie. Tak, to był dobry plan.

Weszła do chatki, napiła się wody (jedzenia nie było na razie), woda była bardzo dobra i wszystko Welmie opowiedziała: o mamusi, swoim śnie, Albinie, małym smoku, niedobrych panach, Duskierze i latarni morskiej. I o Tomku, Justynce, Przemku i Piotrku też. I o pet szopie, co jej zginął.
Zanim Welma zdążyła coś powiedzieć. Mela usłyszała szczekanie Puśka. Wyszła na podwórko i na skraju polany zobaczyła zagubionych Tomka i Justynkę! W końcu!

- W końcu się znaleźliście! – zawołała do nich – Trzeba się pilnować i nie wolno się oddalać, bo się zgubicie, to nie wiecie?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 23-02-2012, 00:28   #104
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Hej ho, hej ho, na bagna by się szło! - podśpiewywał Piotrek, cwałując przez las. Tylko czasami, na usilne wołanie Justynki lub Tomka, raczył się zatrzymać i na nich poczekać.
- Co się tak grzebiecie? - dopytywał się wtedy.
- Idziemy, idziemy... - odpowiadali na zmianę.
Ono sami woleli się nie spieszyć aż tak. Las jako taki nie zawsze bywał bezpieczny, a na dodatek w każdym lesie można było znaleźć coś ciekawego - na przykład jagody. Nad wyraz smaczne... Widocznie jednak Piotrek nie był głodny, bo jagód nie zauważał.

Idąc mieli na uwadze, by nie oddalić się zbytnio od skraju bagna i nie stracić z oczu smużki dymu bijącego w niebo, czasem tylko rozwiewanej przez leciutki wietrzyk. Dobrze, że trochę wiało, bo przynajmniej odganiało zapach bagienny. Welma albo miała kiepski węch, albo już przywykła do tego aromatu. Ciekawe jak długo tu mieszkała i dlaczego akurat wśród bagien? Dla bezpieczeństwa? Już widzieli, co mogło mieszkać w lesie. Na bagnach menażeria mogła być jeszcze ciekawsza. Justynka aż się wzdrygnęła. Dobrze, że była jeszcze dość wczesna pora i do nadciągnięcia zmroku, a z nim Ciemności zostało trochę czasu. Las nie wyglądał dziś tak strasznie jak tego wieczora, którego tu się pojawili i nie zanosiło się, żeby nagle mogły skądś wyskoczyć na nich jakieś straszydła. I w zasadzie, kiedy już zdążyli się nieźle zziajać, przedzierając się przez chaszcze, lub szukając okrężnej drogi wokół takich, których przejść się nie dało, natrafili na wąską ścieżynkę.


Wystarczyło jeszcze zaledwie kilkanaście kroków i znaleźli się na skraju małej, słonecznej polanki.

- Łiiii! - kwiknął zawiedziony Piotrek. - Myślałem, że to będzie jakaś chatka Baby Jagi, a to tylko stara rudera. Wygląda jakby się miała zaraz rozlecieć.
- Ty się ciesz, że to nie Baba Jaga - żachnęła się Justynka. - Miałeś ochotę na pierniczki?
- No a nie?! - zadziornie odparł Piotrerk. - A jakby Baba Jaga chciała nas potem zjeść, to poczęstowałbym ją z mojej procy i wrzucił do pieca tak, jak Jaś i Małgosia, he, he!
- Taaa, już to widzę... - mruknęła dziewczynka starając się powstrzymać od podtrzymywania wątpliwie inteligentnej dyskusji.

Nie dało się ukryć. Mieszkanie Welmy, o ile to było właśnie mieszkanie Welmy, nie wyglądało imponująco. Za to inna niespodzianka strasznie ich ucieszyła. Na polance w pełnym słońcu, rozpłaszczony na trawie z wywalonym jęzorem i ziejący, jak kowalski miech, leżał sobie Pusiek. Co dziwniejsze na jego boku, jak zdobywca na szczycie góry z przymkniętymi z rozkoszy oczami, wypoczywało sobie czarne kocisko, nie budząc w dodatku żadnych sprzeciwów psa. Wyraz pyska Puśka świadczył, że nawet jest raczej z tego powodu całkiem uchachany. Gdzieś w pobliżu musiała być pewnie jego ukochana pani.

I rzeczywiście, kiedy tylko wkroczyli na polankę kocisko zamiałczało na alarm, a z drzwi chatynki wyskoczyła Melcia. Za nią kołyszącym się, wolnym krokiem wyczłapała przygarbiona, wysuszona starowinka.

- Dzień dobry. - Justynka dygnęła grzecznie, piorunując wzrokiem rżącego po cichu amatora pieczeni ze staruszek oraz ignorując tymczasowo małą wredotę, Melę. - Mam na imię Justynka, a to Piotrek i Tomek. Czy pani, to Welma? - zapytała uprzejmie.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 25-02-2012, 14:34   #105
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Wnętrze chatki Welmy wyglądało o wiele przytulniej niż jej fasada. Co prawda było dość duszno i pachniało różnymi ziołami, ale i do tego szło się przyzwyczaić. Dzieci weszły do środka i usiadły wokół drewnianego stołu. Mela zachowywała się jak u siebie. Kilka minut rozmowy z Welmą dodało dziewczynce dużo pewności siebie.
- Pewnie jesteście głodni - stwierdziła zielarka - Mam nadzieję, że zasmakuje wam moja potrawka.
Welma wyciągnęła z szafki cztery drewniane miski oraz łyżki. Dzieci z lekkim zaskoczeniem popatrzyły na topornie wykonane sztućce. Następnie kobieta postawiła na piecu duży żeliwny garnek i zaczęła w nim co kilka chwil mieszać wielką chochlą. Pomieszczenie szybko wypełniło się przyjemnym zioło mięsnym aromatem.
- Jedzcie, na zdrowie - rzekła Welma nakładając każdemu sporą porcję potrawki. - Jak zjecie wszystko to dostaniecie deser.
Zajadając się ciepłym posiłkiem i dzieci zaczęły jedno przez drugie zadawać zielarce pytania.
- Skąd się bierze ta straszna ciemność? - spytała Justynka.
- Hmmm... - westchnęła zielarka - Ciemność to domena nowej królowej. To ona ją sprowadziła, tak objawia się jej władza i charakter. To bardzo zła i podła kobieta. Nasza kraina pod jej rządami zmienia się z każdym dniem. Coraz to więcej istot składa jej pokłon i uznaje za prawowitą władczynię.
- A kim mogła być dziewczynka, którą osiłki królowej porwali z latarni Pete’a?
- Nie wiem. Być może także pochodzi z waszego świata. Pete z tego co wiem nie miał dzieci. Już nie raz jednak słyszałam, że sługi królowej porywają małe dzieci. Być może twój sen Justynko jest wskazówką po co to wszystko robi. Wygląda na to, że to takie dzieciaki jak wy jesteście największym wrogiem królowej. Macie w sobie coś czego ona się obawia. Albin też to najwyraźniej czuje i dlatego was sprowadził do naszego świata. Być może jedynie w jesteście w stanie przeciwstawić się potędze Ciemności.
Justynka kończąc potrawkę opowiedziała Welmie o tym, jak martwy Pete poruszał się i mówił do niej. Zielarka tylko pokręciła głową i rzekła:
- Moje dziecko... musiało ci się coś przewidzieć. Umarli raczej nie chodzą i nie mówią po swojej śmierci i żadna magia tutaj nie pomoże.
- A gdzie można się schować przed Ciemnością? - spytał rezolutnie Tomek.
- Niestety nie znam bezpiecznej kryjówki. Ciemność otacza także mój dom, ale na szczęście nigdy nie wchodzi do środka. Jestem zbyt stara, by się gdzieś daleko wybierać i dlatego nigdy nie musiała szukać innej kryjówki niż mój dom. Gdy tylko zapada zmrok, chowam się w domku i jestem bezpieczna. Gdy tylko ujrzycie Ciemność szybko chowajcie się gdzieś, gdzie nie ma ona dostępu.
- A czy istnieje jakiś lek dla tych, których przemieniła Ciemność? - nie ustępował Tomek.
- Nie miałam nigdy kontaktu z kimś kto uległ Ciemności. Wszyscy którym się to przydarzyło zaczynają służyć królowej i nie ma już z nimi normalnego kontaktu. Całkowicie zmienia się ich charakter.
- A kim są ci podli barbarzyńcy, którzy porwali naszego kolegę Przemka? - wtrąciła Justynka.
- Nie wiem kim oni są. Królowej służy wiele istot i z każdym dniem coraz to nowe składają jej hołd. Wiele z nich to stworzenia nocy, które prawie natychmiast przyjęły jej władzę. Nietoperze, sowy, szczury z radością oddały się we władzę królowej. Z dziennych stworzeń kruki w większości są sługami królowej.
Dzieci bardzo zasmuciły odpowiedzi Welmy. Wyglądało na to, że w walce z Ciemnością i królową skazane są same na siebie. Jeżeli pokonanie Ciemności było jedynym sposobem na powrót do domu, to mogło okazać się że nigdy już nie trafią do swojego świata. Tomek wiedział, że muszą poradzić sobie sami. Ich rodzic zapewne rozpoczęli już poszukiwania, ale nie ma praktycznie żadnych szans, by trafili do tego magicznego świata. Nawet, gdyby znaleźli magiczny wir w piwnicy, to w większości bajek i tak było napisane, że dorośli nie mają prawa wstępu do magicznych światów.
- Nie smućcie się - rzekła Welma - Skosztujcie pierniczka, może choć troszkę poprawią wam humorki.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 05-03-2012, 13:34   #106
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pani Welmo - powiedział Tomek, gdy skończył drugiego, przepysznego pierniczka - czy możemy ją u pani zostawić na jakiś czas? - Wskazał głową Melę. - Sprowadziła nam już na głowę tyle kłopotów, że bez niej będziemy dużo bezpieczniejsi.
Welma popatrzyła na Melę i rzekła z szerokim uśmiechem na ustach:
- Jeżeli tylko mała Mela zechce u mnie zostać, to czemu nie. Tylko sądząc po jej minie nie jest zbyt przekonana do tego pomysłu.
- Nie możemy za nią biegać za każdym razem, gdy sobie nagle wymyśli, że chce iść do mamy - stwierdził chłopiec. - Ostatnio swoimi wrzaskami ściągnęła nam na głowę bandytów. Zawsze uważa, że ważne jest tylko to, co ona chce zrobić, a z innymi w ogóle się nie liczy - dodał.
- Zwłaszcza, kiedy ci inni, to my - mruknęła pod nosem Justynka, ‘jednym ząbkiem’ skubiąc pierniczka.
No tak, tylko dlaczego Mela miała ich słuchać? Nie byli ani rodziną, ani na tyle starsi, żeby mogli nią sobie rządzić. Sama nie pozwoliłaby rządzić sobą jakiemuś dzieciakowi ledwo o dwa, trzy lata starszemu od niej. A zresztą Melka... no właśnie. Nie zdążyła się odezwać, bo Welma dosłownie wyjęła jej z ust słowa, które chciała akurat wypowiedzieć.

- No cóż Mela jest jeszcze mała, a ty Tomku jesteś bardzo poważny jak na swój wiek. Oczywiście wasze bezpieczeństwo jest bardzo ważne, nie tylko dla was samych, ale jak twierdzi Albin także dla całej naszej krainy. Mela zapewne tęskni za domem - Welma spojrzała łagodnie na dziewczynkę i dodała - Tak Melu? I stąd pewnie jej niesforne zachowanie. By udało się wam pokonać królową musicie działać razem, także ty Melu. Tomek jest od ciebie starszy i wie więcej, dlatego też powinnaś go słuchać. Mama na pewno ci o tym mówiła, że trzeba słuchać starszych. Nie można być samolubem i myśleć tylko o sobie. Nikt nie lubi samolubów, a w waszym przypadku działanie w pojedynkę jest bardzo niebezpieczne. Tylko razem zdołacie pokonać królową. Jeżeli Mela zechce to może u mnie zostać, ale uważam że powinniście trzymać się razem i dbać o siebie nawzajem.
Mela słuchała słów Tomka, Justynki i Welmy, a buzia się jej wydłużała,.
- To przecież ja znalazłam Welmę, nie wy! Ja zawołałam pieski, żeby przegoniły wilki. Ja puściłam basketkę, żeby pilnowała Przemka jak go zgubiliscie! Nie jestem samoludem! Tomek mnie tylko ciągnie, a nie mówi, co mam robić! Makary zawsze mówi “Mela, teraz trzeba to.. teraz to..” a Tomek mnie tylko ciągnie! A ja już jestem duża, idę do szkoły przecież. Wszystko rozumiem. Jak mam być grzeczną dziewczynka, jak nie wiem, co trzeba robić! A Justynka mi buzie zamknęła kluczykiem. Żeby mnie udusić! Ja chcę do maaaamy! - Fala żalu i poczucia niesprawiedliwości zalała Melę, która zaczęła płakać rzewnymi łzami.
Krokodylowe łzy Meli nie wzruszyły Tomka w najmniejszym stopniu. Widział już wiele dzieci, co na poczekaniu umiały z siebie wylewać całe fontanny łez, byle tylko zmiękczyć serca mam, cioć, babć i wyżebrać coś lub też uniknąć kary.
- Nie rycz, mała, nie rycz. Nie ze mną takie numery - zacytował cicho, może nie do końca dokładnie, słowa piosenki Franka Kimono.
- Problem polega na tym, że robisz to, co ci się podoba - powiedział. - I nie liczysz się z tym, co mówią lub myślą inni. To nie jest plac zabaw, gdzie dorośli zaraz przybiegną ci z pomocą, ledwo się rozedrzesz.

Melka podniosła zapłakane oczy na Tomka
- Twoje łzy lecą mi na koszulę, z napisem king brus lii karate mistrz - zanuciła, nawet dość czysto. Metody puszczał tą pisenkę. Pociągnęła nosem dwa razy.
Nie bardzo wiedziała, o co Tomek się złości. Bo złościł się, tego była pewna. Pomyślała sobie, że skoro słucha tej samej piosenki, co bracia, to może jest choć trochę tak mądry, jak oni? Zaczęła się zastanawiać, o co chłopak się złości. Nie szło jej to łatwo, bo Mela nie miała pojęcia, co inni ludzie myślą. Choć mamusia zawsze to wiedziała. A Tomek powiedział, że powinna liczyć się z tym, co on myśli.
- A co ty myślisz, Tomek? - zapytała w końcu.
- Jeśli się rozdzielimy, to będziesz sobie mogła robić co tylko chcesz, bez narażania nas na problemy - odpowiedział. - A chwalenie się tym, że nam pomogłaś w kłopotach, które na nas ściągnęłaś, czy tym, że od nas uciekłaś, to już lekka przesada.
Mela nie bardzo wiedziała, o co chodzi Tomkowi. Rozumiała tylko, ze jest zły na nią i chce, żeby sobie poszła. To zawsze skutkowało z rodzicami. Jak byli źli na Melę, to trzeba było przeprosić i iść do swojego pokoju.
- Przepraszam, że cię zdenerwowałam - powiedziała Melka - Już więcej nie będę. - zeskoczyła ze swojego krzesła, przytuliła się na chwilę do Tomka i wyszła przed chatę. Tam usiadła w kącie, wciśnięta miedzy kamień a próg domu.
Zaczęła sobie cichutko śpiewać. To jej zawsze pomagało się uspokoić.
Melusiowe “przepraszam” zrobiło na Tomku takie samo wrażenie, jak wcześniejszy płacz. Smarkaciątko nie miało zielonego pojęcia, o co chodzi i nie wyglądało na to, by jej ‘przepraszam’ zaowocowało zmianą postępowania.
 
Kerm jest offline  
Stary 05-03-2012, 13:40   #107
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Justynka westchnęła tylko ciężko patrząc za wychodzącą Melą.
- Wyjdę do niej - mruknęła znowu, tym razem do chłopaków. - Z maluchami zawsze są same kłopoty. Trzeba im wszystko tłumaczyć.
Jak dorośli mieli do tego cierpliwość? Nie miała pojęcia. Dobrze, że tak to jest na świecie zrobione, że tylko dorośli mają dzieci. Mama mówiła wprawdzie, że czasem zdarza się to starszym dzieciakom, ale zawsze źle się to dla nich kończy.
- Podrzućmy ją Złej Królowej - powiedział Tomek. - Pozbędziemy się na raz dwóch kłopotów. Nawet nie będziemy musieli palcem kiwnąć i zrobimy przewrót pałacowy. Mela zrobi. A potem tylko załatwimy z Albinem, żeby całą naszą piątkę odesłał do domu.
- Żartujesz, prawda? - spytała dziewczynka, nie tak do końca przekonana co do intencji Tomka.
- O podrzuceniu? Taaaak. Ale co do skutków to jestem pewien, że królowa by ją oddała i dopłaciła za to, żebyśmy ją zabrali.
- O tak. To całkiem możliwe - Justynka uśmiechnęła się mimo, że nie było jej tak naprawdę do śmiechu. - Gdyby tak można ją było odesłać prosto do mamy, pewnie nawet pół sekundy bym się nad tym nie zastanawiała.
- Ja też. - Tomek skinął głową. - Ale, niestety, nie potrafię. A co gorsza potrafię sobie bez problemu wyobrazić kolejne zagranie Meli i jej wrzask “Ja chcę do mamy” w samym środku jakichś kłopotów.

- Myślicie, że to jakaś pomyłka, że Melę przeniosło tu z nami? - powiodła wzrokiem po zebranych przy stole, nie wyłączając samej Welmy. - Bo ja już sama nie wiem. Czasem się zastanawiam czy czasem Albin się nie pomylił, albo że wpadła w wir przypadkiem.
- Mieliśmy pecha, że się smarkata też w to wkręciła - powiedział Piotrek, z ustami zapchanymi kolejną parą pierniczków. - Chociaż jej gwizdek mi się podoba. Ale moja proca bardziej.
- Trzeba by się było Albina zapytać. On by wiedział najlepiej - zastanawiała się głośno Justynka.

Na to jednak mieli jeszcze sporo czasu. Z Albinem dopiero wieczorem mogli próbować się porozumieć. Chociaż nie miała pewności czy rama i resztki potłuczonego lustra na to pozwolą. Nie pozostało im jednak nic więcej. Chyba, że Zielarka znała jakieś inne sposoby połączenia. Szkoda, że nie mieli tu telefonów komórkowych. Chociaż pewnie Zła Królowa nie pozwoliłaby Albinowi na własną komórkę. Może dlatego zostało mu tylko to lustro i listy przesyłane przez kruka.
- Zaraz wracam, tylko sprawdzę co u Meli. Jeszcze się tam gdzieś zapłacze na śmierć, albo znowu wymyśli coś niemądrego.
- Niemądrego? Jak możesz obrażać biedną Melcię - mruknął Tomek z ironią.
- Nikogo nie mam zamiaru obrażać - odpowiedziała, przecząc własnym słowom pokazaniem Tomkowi języka. - Tylko, że coś z nią trzeba zrobić. Przecież nie utopimy jej w bagnie.
Po minie Tomka widać było, że jest to myśl warta rozważenia.
- Przestań - poprosiła ni to karcącym, ni rozbawionym tonem. - Muchy byś nie skrzywdził.
Język znów poszedł w ruch, a Justynka odwracając się na pięcie pomaszerowała w kierunku wyjścia.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 05-03-2012, 17:52   #108
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tomek uśmiechem skwitował gest Justynki, a potem, już bez uśmiechu, spojrzał na Welmę.
- Zna pani jakiś sposób, jakieś magiczne środki komunikacji? - spytał, gdy za dziewczynką zamknęły się drzwi.
Welma, zajęta nakładaniem na talerz kolejnej porcji pierniczków, tylko skinęła głową.
- A jakie? - spytał Tomek. - Szklana kula? Ptaszki z listami? Co zrobić, żeby kogoś powiadomić, wysłać list czy też porozmawiać na odległość?
- Wszystko zależy z kim miałabym się skontaktować. Zależnie od osoby są różne sposoby. Jedne będą działać lepiej, a inne gorzej.
- A z Albinem?
- Mogę spróbować uwarzyć wywar
- odparła zielarka - i na powierzchni gotującego się wywaru “połączyć” się z Albinem. To może być jednak trudne i niebezpieczne. Zła Królowa może nie dopuścić chłopca do rozmowy. Ale mogę spróbować, jeżeli wam bardzo na tym zależy.
- Albin mówił, że najlepiej wcześnie rano, albo też wieczorem
- mruknął Tomek. - Pewnie w ciągu dnia stale go pilnują... A czy można kogoś podglądać tylko? Albo zobaczyć, gdzie jest teraz biały smoczek?
- Oczywiście, że można.

Welma podeszła do kotła, który cały czas stał na ogniu. Rzuciła garść ziół do środka i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w powierzchnię cieczy.
- Biały smoczek ma kłopoty. Widzę jego łzy i smutek. Widzę więzienie, niewolę i ból - powiedziała ze smutkiem.
- Gdzie on jest uwięziony? - Piotrek oderwał się od pierniczków i zerwał się na równe nogi. - Pójdziemy i go odbijemy! - Dla podkreślenia swych słów wojowniczo machnął procą.
Tomek westchnął, a Welma pokręciła głową.
- Nie wiem, gdzie on jest. Widzę tylko solidną, drewnianą kratę - powiedziała. - To raczej nie sama królowa go pochwyciła, ale chyba jacyś jej słudzy.
- Nie ma czegoś takiego jak kłębek-wskazidrożek albo magiczny kompas, pokazujący gdzie jest poszukiwana osoba?
- spytał Tomek.
- Może i byłabym w stanie coś takiego wyczarować - odparła zielarka - ale musiałabym mieć coś co należało do tej osoby.
- Nie mamy żadnej łuski smoka, ani nic takiego
- powiedział Tomek. - Ostatnio ominęliśmy go z daleka i nikt nie prosił o żadną pamiątkę - dodał. - Cóż, musimy znaleźć go na własną rękę. Ale będziemy potrzebować żywności i wody. Czy można tu znaleźć coś bezpiecznego do jedzenia i picia?
Welma uśmiechnęła się.
- To mogę spokojnie wam załatwić - woda, bukłak na nią, jakieś sucharki, owoce, suszone mięso. Choć z tego ostatniego pewnie nie za bardzo będziecie zadowolone.
- Wow, jak Indianie!
- ucieszył się Piotrek. - Biały brat lubić suszone mięso! Howgh!
Dla potwierdzenia swych słów walnął się pięścią w pierś.
- No tak... Ale jeśli to się skończy, to przecież nie będziemy mogli wracać tutaj, na bagno, po kolejne zapasy. - Tomek miał nieco wątpliwości. - Można jeść jakieś owoce?
- Och, to nie problem.
- Welma uśmiechnęła się szeroko. - Mogą wam wytłumaczyć, nauczyć, pokazać, co można jeść, a czego nie wolno.
- Świetnie
- ucieszył się Tomek. - To by było wspaniale. Ale to jak Justynka wróci. Ona też musi tego wysłuchać. A czy - zmienił temat - mógłbym dostać jakiś plecak? Albo torbę? Niewygodnie nosić wszystko w rekach.
- To dla mnie też. Jakiś plecaczek
- wtrącił się Piotrek. - Poza tym do plecaka wejdzie więcej, niż się zmieści w rękach - dodał, nad wyraz szczerze.
Welma roześmiała się.
- Jeśli trochę poczekacie, to dla każdego z was coś znajdę. Albo przerobię - oznajmiła.
- Czy tu rosną jakieś magiczne rośliny? - spytał Piotrek. - O jakichś magicznych właściwościach? Może znaleźlibyśmy coś, co mogłoby się nam przydać w nagłych przypadkach. Na przykład coś leczniczego.
- To wam też mogę pokazać, jak was będę uczyć o tym, co można zjeść
- powiedziała Welma. - Mogę wam dać też zioła i mikstury przydatne jak ktoś jest chory.
- A takie, co dają dużo siły?
- spytał Piotrek. W końcu w każdej grze były takie miksturki. - Pije się i wtedy będzie się miało pałera.
Przyjął postawę niczym kulturysta.
- Taaa, jasne. - Tomek był odrobinę ironiczny. - To ja zamawiam miksturę niewidzialności.
- O, i jeszcze magicznego rumaka
- dodał Piotrek. - Wtedy by nam ci barbarzyńcy nie byli tacy straszni. Chociaż ja się nie boję - dodał, zadzierając nosa.
- To może od razu latający dywan - mruknął (tym razem z wyraźnie dosłyszalną ironią) Tomek.
Welma pokręciła głową.
- Może bym i mogła coś takiego uwarzyć, ale to wymaga czasu, przygotowań i zbierania odpowiednich ziół. I to nie wystarczy ot, tak sobie, wyjść z chaty. Czy jest na to czas? A latających dywanów nie ma. Nikt o czymś takim nie słyszał.
- Tak! - krzyknął natychmiast Piotrek. - Konia. Chcę konia. Magicznego. Z taaaką grzywą - pokazał rękami - i jeszcze dłuższym ogonem.
- Nie, nie ma mowy
- zripostował Tomek. - Nie możemy tu siedzieć i tracić czasu. Czeka na nas Przemek, Albin i jeszcze biały smok.
Welma tylko wodziła wzrokiem od jednego chłopca do drugiego.
- Nie, to nie - burknął obrażony Piotrek i obrócił się plecami do Tomka. Nie zapomniał jednak o talerzu z pierniczkami.
Tomek westchnął. Najpierw Melcia, teraz Piotrek. Kiedy pokłócą się z Justynką?
- Mówiłam o tych miksturach, a nie o magicznych zwierzętach - wyjaśniła Welma.
- To może gdybyśmy tu przeszli za parę dni, mogłaby pani o tym pomyśleć? - spytał, by choć trochę udobruchać kolegę. - Takie miksturki magiczne może by się nam przydały...
Welma uśmiechnęła się do niego i skinęła głową.
- Zobaczę, co da się zrobić - obiecała.
- A jak możemy się skontaktować z panią, gdybyśmy potrzebowali porady? - spytał Tomek.
- Najprościej to do mnie przyjść - odparła zielarka. - Jeżeli chodzi o kontakt, to można wykorzystać na przykład lusterko.
- Jakie? Dowolne?
- spytał Tomek, przypominając sobie mizerne resztki, jakie pozostały z lustra wiszącego w domu plażowym.
- Zasadniczo każde - odparła z uśmiechem Welma. - Chodzi o formułę zaklęcia. Wypowiadając formułę niejako przyzywasz daną osobę.
- Formułę?
- spytał Piotrek. - Lustereczko, powiedz przecie... - przerwał. - Tomek, jak to było w Harrym Potterze? - spytał.
- Nic nie wiem o żadnym Potterze - wtrąciła się Welma, zanim Tomek zdołał cokolwiek powiedzieć. - U nas wystarczy potrzeć ramę i wypowiedzieć imię tamtej osoby.
- I to wszystko?
- Piotrek był wyraźnie zawiedziony. - Myślałem...
- To wszystko
- do końca przekreśliła jego nadzieje Welma.
Tomek w międzyczasie zastanawiał się, w jaki sposób przerobić zebrane odłamki lustra w poręczne lustereczka dla wszystkich. Mieli kawałki lustra, mieli ramę... Teraz tylko ładnie poprzycinać, połączyć wszystko i już.
Tylko połączyć...
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2012, 18:13   #109
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Justynka nie musiała szukać Melki zbyt daleko. Ledwo uchyliła drzwi chaty, mało na nią nie nadepnęła. Przycupnęła na progu tuż obok i obejmując ramionami kolana przez chwilkę jeszcze nie odzywała się, słuchając Melciowej mruczanki.
- Ładnie śpiewasz, wiesz? - zagadnęła. - Jak pójdziesz do szkoły, to będziesz mogła brać udział w konkursach i różnych szkolnych świętach. Bo tam się czasem śpiewa piosenki i recytuje wierszyki. Bywają nawet jakieś przedstawienia i dzieciaki dostają wtedy różne role do odegrania. Ja kiedyś byłam nawet królową, ...ale nic nie mówiłam - dodała po chwili. - Bo ja nie lubię za dużo mówić.
To był fakt. Nie nadawała się do wygłaszania mów. Szczególnie jeśli chodziło o młodsze dzieciaki. Starszym wystarczyły dwa, trzy słowa i najczęściej było po sprawie. Zaczynała żałować, że tu przyszła, bo niby co miała powiedzieć Meli? Gdyby nakrzyczała na nią tylko pogorszyłaby sprawę. A może nie? Może wtedy faktycznie smarkula zostałaby sobie u Welmy i kłopot mieliby z głowy. Zabraliby ją, kiedy wracaliby już do domu i tyle. Poprawiła się nerwowo na niewygodnym, wydeptanym progu. A co, jeśli tamte zbiry tutaj też przyjdą? Sam Pusiek i Zielarka-staruszka jej przed nimi nie obronią. Może rzeczywiście już lepiej ją z sobą zabrać. Pewnie na jedno wyjdzie. Chociaż... Gdyby Królowa ją złapała przynajmniej wiedzieliby, gdzie Melcia jest. A poza tym, kto inny musiałby wysłuchiwać jej niemożliwych do przewidzenia wrzasków.

Jakby na przekór, tym razem Mela jakoś nie spieszyła się z odpowiedzią.
- Gniewasz się ciągle na mnie? Jak tak, to sobie pójdę i możesz sobie tu zostać z Puśkiem i panią Welmą.
Melka podniosła główkę i spojrzała na Justynkę. Owszem, chciała ją udusić. Ale uratowała Puśka. Poza tym - wszyscy mówili, że w szkole się będzie musiała uczyć, słuchać pani i że “skończy się dzieciństwo” (czyli - jak Melka sądziła - stanie się szybko dorosłą panią). Melka bała się trochę szkoły. A Justynka mówiła o miłych rzeczach.
- Tomek mnie nie lubi - stwierdziła. - Dlaczego?
- No coś ty! Jest zły, bo martwi się o nas wszystkich. Żeby nikomu z nas nie stała się krzywda. Przemka porwali źli ludzie i nie wiadomo co z nim zrobili. Potem Ty też zniknęłaś. Mogło cię coś złapać i zjeść. - Powiedziała to wszystko prawie na jednym wydechu i przy końcu już jej się głos strasznie trząsł i powietrza zabrakło. - I co ja bym wtedy powiedziała twoim rodzicom? - dokończyła kiedy złapała oddech. - I wcale nieprawda, że Tomek cię nie lubi. Przecież na podwórku nigdy ci nie dokuczał, chociaż jest dużo starszy. I zawsze bawiliśmy się razem.
- Na podwórku bał się Makarego... - westchnęła Melka - tu się nie boi i okazał.. - poszukała słów marszcząc nos - okazał swoje prawdziwe uczucia. - Dlaczego on nie mówi, co chce?
- Może powinien, ale czasem nie było czasu, żeby coś tłumaczyć. Żeby wiedzieć co robić trzeba też słuchać. Ty też powinnaś nas częściej słuchać, a nie robić coś po swojemu. Trudno nam robić dwie rzeczy na raz. - Justynka teraz starała się mówić wolno i spokojnie, żeby nie stracić tchu. - To znaczy, na przykład, kiedy trzeba szybko się schować i być cicho, to nie możemy wtedy wołać za tobą, gonić cię i gadać z tobą, znaczy tłumaczyć ci, co trzeba robić. Wtedy musimy robić to, co nam powiedzą chłopaki. Oni się lepiej na tym znają. Jak mówią cicho, to mamy być cicho. Jak każą paść na ziemię i leżeć, to leżymy. Tak, jak w wojsku.
- Nie chcę się bawić w wojsko. To głupie. Może pobawimy się w petszopy?
- Och, Melunia... - Tym razem to Justynce zachciało się płakać. - Wiesz, to nie jest tak, jak myślisz. Teraz nie jesteśmy na podwórku w Warszawie. Nawet nie jesteśmy w Polsce. I wiesz, tu jest bardzo niebezpiecznie i to nie jest zabawa. Tamci źli panowie naprawdę zabili pana latarnika, tak zupełnie, na śmierć. I nam też mogą zrobić straszną krzywdę. - I tu już Justynka nie mogła się powstrzymać, chociaż nie chciała straszyć Małej. Chyba dlatego szybko pochyliła się i objęła dziewczynkę. Tylko rękawem jak najszybciej otarła tę wodę, która poleciała z oczu.

Mela nie pamiętała, jak jechała do babci do Pisza, zresztą - babci tu nie było. A tylko Pisz był nie w Warszawie. Pamiętała, że była w piwnicy, a potem tu. Widziała zabijanie w telewizji, ale bracia wytłumaczyli jej, że to nie było naprawdę, tylko aktorzy udawali. Więc się nie bała. Wiedziała, że jak ktoś jest niedobry dla dzieci, to zabiera go policja. Ale widziała też, ze Justynce jest smutno. Przytuliła się do niej.
- Nie płacz, Justynka - powiedziała - znajdziemy twoją mamusię. Nie płacz. Jesteś dużą dziewczynką. Wszystko będzie dobrze.

No masz babo placek. Prawdę mówiąc Justynce trochę zrzedła mina. Nie wiedziała, że tłumaczenie jest aż takie trudne. Gdyby miała siostrę, albo brata, to może by się nauczyła, a tak... W dodatku wcale nie wierzyła, że wszystko będzie dobrze. No ale niech już będzie.
- Dobrze. Postaram się nie płakać, ale powiedz, że ty też się postarasz trochę bardziej nas słuchać, okiej? - Odsunęła się troszkę od Melki i wziąwszy jej rączki w swoje, spojrzała jej prosto w oczy. - Wtedy Tomek i Piotrek nie będą się na ciebie złościć, a mi nie będzie smutno. I obiecuję - dodała - że będę się starała więcej mówić, o tym, co myślimy.
- Ale... jeszcze bardziej? - zdziwiła się szczerze Melka - Ciągle biegam, jak Tomek każe. A on ciągle się złości. To głupie. On chyba nie jest za mądry, co? - zapytała przyciszonym głosem, żeby Tomek nie usłyszał - Ale nie chcę, żebyś była smutna. Pójdziemy się pobawić z Puśkiem?

Justynce nie wydawało się dobrym tłumaczyć to, że nikt z nich nie jest za specjalnie mądry. Nawet Tomek. Chociaż na niego najbardziej liczyła.
- No. Chyba jeszcze bardziej - poważnie pokiwała głową, na wszelki wypadek nie komentując kwestii inteligencji Tomka. - Jak chcesz, to możesz się pobawić, ale ja jeszcze muszę wrócić do środka, bo chcemy poprosić Welmę, żeby nam też trochę potłumaczyła. Wolałabym, żebyś była razem z nami i też trochę posłuchała. Wtedy będzie nam się łatwiej wszystkim dogadać. Co ty na to?
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 10-03-2012, 13:41   #110
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Mela wytarła nos wierzchem dłoni. Justyna strasznie dużo mówiła. Makary mówił mało, a Metody jeszcze mniej. Wtedy Melka wiedziała, co ma robić. I co to miało znaczyć “łatwiej wszystkim dogadać”? Podniosła się na nogi.

- Dobrze - powiedziała i pobiegła do izby.
- Tomek! - zawołała. - Justynka mówi, że mam cię słuchać. I Piotrka. Ale dlaczego?
- Bo są chłopakami -
Justynka wchodząc za Melą podniosła lekko głos i mrugnęła porozumiewawczo do chłopaków - i lepiej niż dziewczynki wiedzą, co robić na wojnie. Bo to nie zabawa, tylko prawdziwa wojna. Taka, jak kiedyś była w Warszawie. Dziadek mi kiedyś o tym opowiadał.

Mela spojrzała na Justynkę, a potem roześmiała się głośno.
- No co ty, Justynka.. - powiedziała - wojna to karabiny i czołgi. Widziałaś tu jakieś czołgi? Chcesz mnie oszukać? Nie wiesz, że oszukiwanie jest nieładne? Twoja mamusia będzie z ciebie bardzo - zaakcentowała słowo - niezadowolona jak się dowie.

Usta Justynki ściągnęły się naraz w cienką, prostą kreskę, a oczy posłały w stronę Meli mordercze spojrzenie.

- A mówiłem, że lepiej ją zostawić tutaj - powiedział Tomek, odrywając się od rozmyślań o chałupniczym wytwórstwie lusterek. - Mała mądralińska, a nigdy nie słyszała o wojnach na miecze czy łuki. Bajek pewnie też nigdy słyszałaś - o walkach rycerzy w czasach, gdy armat nikt jeszcze nie znał?To też były wojny. To może chociaż filmy oglądałaś? Troję na przykład? Czy też byłaś za mała na takie filmy?
- Jej się po prostu nie da nic wytłumaczyć
- dodał, zwracając się do Welmy i rozkładając bezradnie ręce. - Strata czasu i energii.

- Nie jestem mała - obraziła się Melka. Ale tylko na chwilę. Zaczęła się zastanawiać. Widziała wojnę na łuki. I miecze też. Był co prawda świetlne, ale można uznać, że były mieczami. Odwróciła się do Tomka.
- Kiedy dostanę miecz? - zapytała. Coś jeszcze kołatało się jej w głowie. Jak oni są dobrzy (co do tego nie miała wątpliwości) to muszą być też źli. Ci panowie, co zabrali Przemka, to o nich musiało chodzić... - Czy będziemy gonić tych panów na wilkach? Czy będę mogła być dowódcą?

- Dzieci, dzieci. Błagam was - lamentowała Welma - Dość tego paplania. Głowa aż mnie od tego rozbolała. Czy wszystkie dzieci w waszym świecie są tak gadatliwe? W naszym świecie dzieci wiedzą, że trzeba słuchać dorosłych, ale także starszych. Melaniu musisz zrozumieć, że Albin wybrał was. To na was teraz w dużej mierze spoczywa los naszej krainy. Tylko działając razem możecie uratować nas wszystkich przed Ciemnością. Jesteś mądrą dziewczynka, widzę to po twoich oczach, musisz więc zrozumieć, że chłopcy są lepsi w dowodzeniu niż dziewczynki. Każdy z was musi mieć jednak jakiś talent, który pomoże wam w waszym zadaniu. Gdyby było inaczej, to Albin by was nie wybrał. Dlatego musicie sobie pomagać nawzajem. Tomek umie dowodzić, ty umiesz przywoływać pieski i razem możecie się doskonale uzupełniać. W tym wasza siła. Nie możecie się ciągle kłócić i sprzeczać. Tomek jest starszy i powinnaś go słuchać. Tylko tak możecie pokonać Ciemność. Rozumiesz?

- Dlaczego chłopcy są lepsi w dowodzeniu?
- zainteresowała się Melka - W domu mamusia mówi tatusiowi, co trzeba zrobić. No i kiedy dostanę miecz? - dopytała jeszcze, ale już cichszym głosem, bo rozumiała, że pani Welma jest zmęczona i nie można jej przeszkadzać.

Justynka zmarszczyła w zamyśleniu brwi. Chyba właśnie zrozumiała, dlaczego jej mama uważała, że na głowy rodzin zostali stworzeni tatusiowie. Ciekawe! Wyglądało na to, że tata Justynki zwykle wiedział co trzeba zrobić, chociaż często pytał mamę o zdanie i czasem razem się naradzali. Tata Meli musiał być strasznym niedorajdą, skoro jej mama musiała mu ciągle mówić, co ma robić. Nic więc dziwnego, że Mała nie miała żadnego szacunku dla chłopców. Justynka, jak już będzie duża, to na pewno wybierze sobie takiego męża, jak tata, bo nie chce mieszkać z - jak to się nazywało? - pantoflarzem. Chociaż nie bardzo rozumiała, co z tym wszystkim mają akurat wspólnego jakieś pantofle.

- Dziewczynki też mogą dowodzić i to dobrze, ale muszą mieć doświadczenie. A żeby mieć doświadczenie trzeba przeżyć kilka lat na świecie. Im więcej lat przeżyjesz, tym masz większe doświadczenia. Dlatego Tomek będzie lepszym dowódca niż ty, bo jest od ciebie starszy. Rozumiesz?-powiedziała Welma

- Jest starszy jak Makary i Metody i trzeba go słuchać - powtórzyła Melka - bo jest dowódcą. I jest wojna. Rozumiem. A miecz?

- Miecz?
- zdziwiła się Welma - Ja nie mam mieczy. A poza tym po co ci miecz? Ty masz swojego Puśka, by cię bronił. To jest twoja broń.

Mela pokiwała energicznie głową. Słowa Welmy miały sens. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się.
- Lubię cię - powiedziała.
- Ja też cię lubię - powiedziała ciepło Welma i uśmiechnęła się.

Ktoś lubi Melcię? Zadziwiające. Tomek był nieco zaskoczony. Może zatem dziewczynka zostanie tu do chwili, gdy będziemy mogli ją wykorzystać jako broń masowego rażenia?

Justyna pomyslała, że Mela ma wyraźnie ustalony gust w kwestii kogo lubić, a kogo nie. Najbardziej odpowiadali jej tacy, co jej potakiwali. W sumie nic znowu takiego dziwnego. Kto z czystym sumieniem przyznałby się, że nie lubi mieć racji?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172