Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2012, 17:32   #41
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#7. Głód. Walka. Pragnienie.

Stary basior podrapał się za uchem. Miał tam narośl, pamiątkę po spotkaniu z innym samcem alfa podczas walki o terytorium gdy był jeszcze młody i dopiero zdobywał miejsce w stadzie. Sierść w tym miejscu była siwa, inna niż całe, ciemnoszare umaszczenie. Poprowadził stado na nieznane mu tereny. Co gorsza, tereny te należały do innego stada. Nie byli jednak jedyną watahą, która wkroczyła na cudze tereny łowieckie. Było też sporo samotnych basiorów, bez stada. Wszystkich przygnało w to samo miejsce. Jego umysł zaprzątało kilka myśli, które jedna po drugiej nie dawały mu spokoju.

Głód.
Mimo iż przestrzeń, po której krążyły wilki była dość duża, to jednak większość zwierzyny przeniosła się w spokojniejsze regiony lub wpadła już w łapy i kły drapieżników. Brzuchy jednak trzeba było napełnić.

Walka.
Bliskość innych kuzynów, rywalizujących w walce o zdobycie pożywienia stwarzała niebezpieczeństwo i konieczność walki o swoje. Agresja była nieodłącznym elementem tej walki.

Pragnienie.
Niewytłumaczalna tęsknota, która ich tutaj przypchała, nie mijała a wręcz rosła, doprowadzając go do obłędu.

Kesa z Imarii.
Puszcza Gór Krańca
Wracali szybko i w milczeniu. Panowie najwyraźniej poprztykali się i nie mieli ochoty odzywać się do siebie.

Gdy ukazały im się mury osady zauważyli nadciągającą od strony lasu watahę. Kilkanaście dorosłych wilków. Początkowo szła niespiesznie, truchtem wprost na wyłaniający się ostroków wsi.

Gustaw, wyciągnął strzałę z kołczanu.

- Nie biegnijcie - powiedział cicho. - Spokojnie, do bramy.

Zrozumieli. Musieli zdążyć przed wilkami. Nie mieli szans w spotkaniu z głodną watahą. Przyspieszyli kroku i wzdłuż ostrokołu kierowali się do bramy.

Wtedy stało się coś, czego być może myśliwy obawiał się najbardziej. Leciutki wietrzyk wpierw poruszył czubki drzew, smagnął liście, by owiać i ponieść ich zapach wprost do stada.

Wilki zwietrzyły ofiary. Puściły się biegiem.

- Do bramy! Pędem!

Nie trzeba było im powtarzać. Myśliwy wypuścił strzałę. Jeden z wilków upadł. Biegli. Do bramy mieli może z dwieście metrów. Wilki do nich tyleż samo lecz były szybsze.

Nie zdążą.

- Szybciej! - ściągnął drugą strzałę z kołczanu w biegu i nałożył na cięciwę.

Nie zdążą. Do bramy było za daleko a wilki były coraz bliżej.

Bućko, który biegł do tej pory za dziewczyną zatrzymał się.

- Uratuj mojego syna! - krzyknął i wyciągnąwszy nóż odwrócił się w kierunku nadbiegającego stada.

Gustaw w biegu wypuścił strzałę, lecz chybił.

Kesa zatrzymała się.

- Co robisz?

- Ratuje ci życie - burknął Gustaw łapiąc ją za rękę i ciągnąc za sobą.

- Nie pozwolę - wyrwała się chcąc pomóc chłopowi w nadciągającym ataku.

- Ratuj syna! - krzyknął Bućko. Po czym rzucił do myśliwego - Zabierz ją!

Myśliwy odrzucił łuk, złapał ją w pasie, przerzucił sobie przez ramię, niczym worek ziemniaków po czym szybkim krokiem udał się w kierunku bramy.

Chociaż wierzgała i wyrywała się, na nic zdały się jej protesty. Wilki rzuciły się na chłopa. Pierwsze dwa powalił podrzynając im gardła. Któryś wbił szczęki w nogę, któryś złapał za rękę. Kolejny rozszarpał gardło.

Dopadli bramy. Wpadli do wioski. Gustaw zrzucił ją bezceremonialnie na ziemię i dorwał jedno skrzydło wrót. Zaczął zamykać.


Wszyscy.
Osada. Główny plac.

Posileni i napojeni wyszliście na plac. Zamierzaliście odszukać Gustawa, miejscowego myśliwego. Jedynie Rednas miał inne plany. Miał dość biadolenia karczmarza i użalania się nad swoim losem. Nie rozumiał dlaczego błahy problem wymagał ich interwencji. Zamierzał opuścić wioskę. Poszedł w kierunku bramy.

Wtem przez bramę na główny plac wbiegł mężczyzna z kobietą przerzuconą przez ramię. Zrzucił ją na ziemię a sam podbiegł do bramy i wrót i zaczął je zamykać. Kobieta pobiegła mu z pomocą. Zatrzasnęli jedno skrzydło, jednak nim udało im się domknąć drugie, przez szczelinę między skrzydłami wpadł pełnym pędem wilk.

Dopiero teraz zrozumieli przed czym chcieli zamknąć osadę. Wilk nie tracąc pędu wpadł na pierwszą napotkaną osobę i rzucił się jej do gardła. Odruchowo Kelly zasłonił się ręką i to uratowało go od śmierci. Szczęki zacisnęły się na jego lewym przedramieniu. Rzucony pędem zwierzęcia padł na ziemię. Chrupnęła kość. Krzyknął z bólu.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 29-11-2012, 01:03   #42
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Orin z uśmiechem na ustach pochłaniał jedną porcję mięsa za drugą. Można powiedzieć, że aż mu się uszy trzęsły. Co prawda przez trzy dni wędrówki nie brakowało mu jedzenia ale musiał rozdzielać racje żywnościowe tak, żeby wystarczyły mu na jak najdłużej. W końcu nie spodziewał się osady w środku lasu tym bardziej, że właściciel przybytku, w którym ostatnio przyszło mieszkać niziołkowi, nie wspominał o żadnych wioskach w promieniu kilometrów. Cóż, stary piernik musiał się mylić albo jego świat był ograniczony do czterech ścian między którymi przyszło mu zarabiać na życie. Orin nie wytrzymałby tak nawet roku. Zawsze go nosiło. I to wszędzie.

Tym razem nie było inaczej. Zew przygody przywiał go aż tu. Do zapomnianej przez cywilizację osady, borykającej się z brutalnymi prawami przyrody. I właśnie w tym miejscu spotkał poszukiwaczy przygód! Niemal pod skórą czuł, że w najbliższym czasie wydarzy się coś ekscytującego. O tak! Szczęściu trzeba czasem pomagać więc odważył się i odezwał do elfa siedzącego na przeciwko.

- Hej... Szanowny panie elfie... Jeśli można... - zaczął przerywając ciszę. Przygryzł kawałek tłustej kiełbasy i z pełnymi ustami mówił dalej - Sóżfto sie fam frzyfrafiło? - zapytał przyjaźnie, klepiąc się po nodze by tamten zrozumiał - Na szlakhu jak mnemam?
- Nie, sprawdzałem tylko siłę własnych zębów. Trochę się musiałem nagimnastykować, żeby dosięgnąć do łydki, ale to była dobra rozgrzewka. - Spróbował zażartować Rednas, ale humor miał jak zawsze miałki i ripostę tępą. - Tak, wilki. Dziwnie się zachowują. W zasadzie to moim zdaniem najlepsza na problemy z wilkami jest dieta z ludzi i chciałem sprawdzić, czy zadziała... No wiesz, gdyby wilki zjadły wszystkich mieszkańców tej wioski, byłoby po problemie, prawda?

Orin pożałował, że zapytał. Mężczyzna wydał się mu naburmuszony i niemiły. Zresztą, czego mógł się spodziewać po elfie jeśli ten po grzecznym rozpoczęciu rozmowy nawet się nie przedstawił? W wyglądzie rozmówcy było coś szlachetnego, niziołek nie wiedział czy chodzi o ubiór czy może o rysy twarzy...? W każdym razie Orin nie wiedział za bardzo jak się zachować więc zaśmiał się zdawkowo jakby usłyszał coś zabawnego. To zawsze pomagało w rozmowie. No... prawie zawsze...

- Straszne a zarazem piękne stworzenia trzeba przyznać. - kontynuował wątek wilków rozpoczęty przez towarzysza - Nie wiem co prawda co poradzić na tutejsze problemy ale Nena jest druidką i z pewnością coś wymyśli! - wypalił nie zastanawiając się nawet nad tym czy towarzyszce podróży jest to na rękę.

Wspomniana rzuciła tylko niechętne spojrzenie w stronę Orina jednak mówiło ono więcej niż tysiąc słów. Niziołek zrozumiał swój błąd, zarumienił się lekko i bezradnie zwiesił uszy w geście przeprosin. Wybiło go to trochę z roli, w którą właśnie wchodził. Zamilkł na jakiś czas i słuchał uważnie pozostałych. Odzywali się jeden po drugim zadając pytania i rozprawiając na temat wilczych stad ale niziołkowi nie przychodziło do głowy nic ciekawego na temat wilków. Co prawda znał utwór traktujący o tych stworzeniach ale wątpił, żeby zainteresowało to kogokolwiek z siedzących przy stole, poza tym osobiście wolał historie o wilkołakach.

W końcu odezwała się też ta rozczochrana kobieta odziana w skóry. Orin jadł w ciszy spoglądając na nią co chwilę z zainteresowaniem. Nie wyglądała tak jak pozostali, od razu można było stwierdzić, że dzicz to jej żywioł. Z jednej strony przerażała niziołka ale z drugiej był nią zafascynowany. Wędrująca samotnie przez dzikie ostępy, przyodziana jedynie w to co zdarła ze swych ofiar, łowczyni która nie ulęknie się żadnego drapieżnika... i to kobieta! Ha! Co prawda taki obraz powstawał powoli w głowie Orina a czy był bliski czy daleki rzeczywistości - o tym miał nadzieję się dopiero przekonać.

Drugi z elfów był dla niziołka zagadką. Na pewno bezkompromisowy co wynikało z propozycji szybkiego rozprawienia się z wilkami. Zupełnie odmienne stanowisko zajęła Nena, która chyba bardziej przejmowała się losem dzikich zwierząt niż niedolą wieśniaków.
- Jak na mój gust - wtrącił zamyślony Orin rozpoczynając filozoficzny wywód - to jeśli wilki napadają na ludzi i ich zwierzęta to... to chyba nie są dobre, nie? Przynajmniej ja wolałbym żeby trzymały się ode mnie zdaleka... - dodał wzdrygając się. Sam nie wiedział czy to przez wyobraźnię, która podsuwała mu przed oczy okropne sceny czy może przez fakt, że to już drugi raz kiedy nie przytrzymał języka za zębami i nadepnął Nenie na przysłowiowy odcisk. Chociaż z drugiej strony to miała rację. Po kiego grzyba budować osadę w środku ogromnej puszczy? Mają za swoje! Ha!

Na tym Orin skończył rozmyślania na temat wilczych stad. Ni to materiał na ballade czy piosnkę jakąś, ni na wiersz... No, może opowiadanie jakieś ale póki co to brakowało głównego bohatera i jakiejś akcji. Kurcze pieczone no. Nic nie układało się po jego myśli. Nie dość, że przez trzy dni wędrówki nie znalazł nawet żadnej poszlaki dotyczącej tej tajemniczej Wielkiej Bitwy stoczonej w puszczy w Mrocznych Wiekach a przecież właśnie po to tu przywędrował, to jeszcze nie mógł się odnaleźć w rozmowie, która właśnie miała miejsce. Nagle strasznie zaczęło go to wkurzać więc gdy tylko sołtys zwrócił się do nich z pytaniem o pomoc to niziołek wypalił jednym tchem z uśmiechem na ustach:

- Przecie nie zostawimy was w potrzebie! Dolejcie no tylko jeszcze piwa dobrodzieju! Ta cała sprawa z wilkami to wydaje się mi być bardzo zagadkowa. Ciekawe, ciekawe... - mruczał chwile pod nosem - A powiedzcie no, w okolicy to znajdzie się co ciekawego prócz tych wilków? Mam na myśli cmentarzyska jakie, pobojowiska... jaskinie! O!
- Gdzie w puszczy? - przez twarz karczmarza przebiegł bliżej nieokreślony grymas. - Nic mi o tym nie wiadomo.

Uśmiech nie zniknął z twarzy Orina jednak w jego oczach dało się zauważyć rozczarowanie. Niech to dunder świśnie. Następny przekonany o tym co znajduje albo raczej nie znajduje się za palisadą jego osady. Ech zaraza, niech was wszystkich te wilki zeżreją - pomyślał zajmując tym samym najbardziej skrajne stanowisko ze wszystkich obecnych przy stole. Wrócił do jedzenia i skupił na nim niemal całą swą uwagę jednak nie na długo. Elf, ten co to pewnie szlachetnie urodzony był, odezwał się i jak jakiś uczony (Orin nie zdziwiłby się gdyby tak rzeczywiście było) zaczął wykładać.

Jednak już po dwóch zdaniach elfa niziołek stracił zainteresowanie i wrócił do popijania piwa. Wciągnął głęboko powietrze w płuca i zakrztusił się. Kaszlał przez chwilę cały zaczerwieniony. Dojadł wszystko do czysta i wypił piwo do dna. Wyglądało na to, że Nena wybiera się do tego Gustawa, o którym rozprawiała gawiedź, toteż nie zwlekając dłużej ruszył za nią. Miał cichą nadzieję, że druidka nie obraziła się na niego i pozwoli mu dalej ze sobą podróżować. No przecież nie może go tu tak zostawć, nie? A może może? Do diaska.

Niespokojne rozmyślania Orina przerwał nagły krzyk...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 29-11-2012, 07:09   #43
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Burmistrz, czy kto to tam był, poprosił ich o pomoc. Jego słowa brzmiały tak głupio, że Rednas instynktownie zaczął się doszukiwać w nich drugiego dna, jednak rozmówca zaprzeczył istnieniu takowego. Ale czego mógł się spodziewać po ludziach, i to w dodatku mieszkających na krańcu świata? Musiało im się pomieszać z tego odizolowania.

Mieliby pomóc poradzić sobie wiosce z wilkami? Jest tylko jedno rozwiązanie - wysłać myśliwych, by zabijali wszystkie wilki, jakie tylko będą w stanie w okolicach wioski. Zastawić wnyki. Nie pozwalać dzieciom wychodzić, zwłaszcza po zmroku. Zamiast tego przywódca wolał prosić przyjezdnych o pomoc. Rednasowi przypomniał się widok z jednego z ludzkich miast, które kiedyś odwiedził w ramach wypraw dyplomatycznych. Dostrzegł tam człowieka, który żebrał na ulicy, choć był w pełni sprawny. Tu było dokładnie tak samo.

Gdy wszyscy wyszli, bodajże by spotkać się z miejscowym łowcą, Rednas także opuścił pomieszczenie. Stopy zaniosły go w pobliże bramy. Dlaczego? Nie był w stanie powiedzieć. Być może zirytowany impertynencją i niezdolnością do radzenia sobie w życiu płynącymi ze słów burmistrz postanowił podświadomie już teraz opuścić wioskę? To byłoby bez sensu, biorąc pod uwagę stan jego nogi. Może chciał odpocząć na świerzym powietrzu, poza osadą i z dala od ludzi?

Wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. W środku osady zaatakował go wilk. W dodatku najwyraźniej Rednas był tak zamyślony nad słowami burmistrza, że zupełnie zignorował fakt, że chwilę wcześniej przez bramę wbiegły dwie osoby i panicznie starały się ją zamknąć, jakby uciekając przed czym. Widząc coś takiego, każdy człowiek przygotowałby się do walki.

Teraz cierpiał przez swoje gapiostwo. Rana w ręce wyglądała na poważniejszą od tej w nodze i na pewno zatrzyma go w wiosce na dłużej. Teraz był już po prostu wściekły. Na to, że znalazł się na tym odludziu, na to, że nie jest w stanie wykonać swojego zadania, na to, że w ogóle musiał się go podjąć. Na to, że problemy wioski z niewiadomych przyczyn dosięgnęły właśnie jego.

Z tego powodu, choć wilk nie był wymagającym przeciwnikiem, użył znacznej mocy do pozbycia się go. Ostatnim razem - w zasadzie w dowolnym innym czasie - mógł dać zwierzęciom szansę na ucieczkę, ale nie teraz. Był wściekły po raz pierwszy od czasów młodości. Wilk wybrał zdecydowanie zły moment.

Cienie ułożyły się idealnie. Sylwetka wilka wgryzającego się w ramię wyglądała tak samo, jak sylwetka wilka tym ramieniem przebitego. A Rednas był w stanie naginać ten wąski fragment rzeczywistości do własnej woli.

Najpierw użył zdolności manipulowania cieniami. Była ona najszybsza, ponieważ wykorzystywała istniejące już cienie, by walczyły ze sobą. Wyjątkowo wykorzystał do tego własny cień, jednak teraz było to najwygodniejsze.

Rednas myślą animował cienie swoje i wilka. Jego cień poruszył ręką, układając ją we wnętrznościach zwierzęcia.

Wadą tego typu magii było to, że nie wywoływała prawdziwych obrażeń. Jednak ból, poważne osłabienie, nudności, utrata siły - to wszystko wystarczyło, być dać mu szansę skorzystać z kolejnej.

Korzystając ze stanu w jakim znajdował się wilk, wyciągnął miecz, który natychmiast rozbłysnął światłem. Wydawało się, że to blask sprawia, że cienie zaczynają gęstnieć, lecz to Rednas szykował kolejne zaklęcie, do którego potrzebował źródła światła.

Z cieni przywołał mroczny bluszcz, który oplątał wilka. Postronne oczy nie byłyby w stanie powiedzieć, czy jest on rzeczywistą rośliną, czy skomplikowanym cieniem. Prawda leżała pośrodku.

Wykorzystując swój gniew Rednas użył najdrastyczniejszej metody do pozbycia się zwierzęcia. Nakazał cieniowi zmiażdżyć wilka i rozerwać jego ciało na strzępy.
 
__________________
"My heart is neither black nor do I fear for my life. The fact remains that I do not wish him to forget me."

Ostatnio edytowane przez Issander : 30-11-2012 o 10:36.
Issander jest offline  
Stary 30-11-2012, 23:25   #44
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Wszystko zadziało się szybko. Za szybko. I wyjątkowo niefortunnie.

Gustaw mylił się – Bućko oddał życie nie po to, żeby ocalić ją, ale dla swojego syna. Kesa nie czuła się winna śmierci chłopa, żywiła jednak głębokie przekonanie, że jego poświęcenie nie powinno iść na marne.

Wilk wdarł się do osady, Kesa przyciśnięta do palisady obserwowała jak rzuca się na jedną z osób przy bramie. Maga. Magia była w nim silna, dużo silniejsza niż dziewczyna oszacowała na pierwszy rzut oka – spektakularnie rozprawił się z wilkiem. Rana zadana kłami była bardzo poważna, naruszona była tętnica, słyszała trzask kości, zakażenie.. ale to nie była jej sprawa. Nie w tym momencie. Była coś winna ojcu Bogdana. Była mu winna życie małego.

Odkleiła się od palisady.
- Zatamujcie krwawienie – powiedziała do elfa, który podnosił rannego – Ściągnijcie Mateusza, pomoże. Powiedzcie mu, ze będę u dzieciaka, jeśli będzie mnie potrzebował. Jestem Kesa, medyczka.

Nie czekając na odpowiedź oddaliła się szybkim krokiem. Zbyt dużo czasu już straciła.

Bodgek leżał, tam gdzie go zostawili, pojękując cicho. Matka pochylała się nad nim, a wokół widziała rząd umorusanych, zaciekawionych twarzyczek, prawdopodobnie rodzeństwa chłopca.

Podeszła do kobiety.
- Odeślij dzieci - powiedziała. Kiedy ta posłuchała, nachyliła się w jej stronę.
- Uratujemy Bogdanka - powiedziała miękko - Ale coś bardzo niedobrego się wydarzyło. Bardzo niedobrego. Musisz być silna. Dla dzieci.
- Olaboga... Bućko! Gdzie on? Gadajcie! Co z nim?
- Wilki go dopadły
- powiedziała po prostu.

Kobieta ukryła twarz w dłoniach a jej ciałem wstrząsnęły spazmy płaczu.
- Dziatki moje biedne. Moje dziateczki. Co ja biedna teraz pocznę. Co ja...

Kesa poczekała chwile, krócej, niż by chciała, i niż by kobieta potrzebowała, ale czas ją naglił. Dotknęła dłoni kobiety i odsłoniła jej twarz.
- Dasz radę - stwierdziła z przekonaniem - Kobiety zawsze sobie radzą. Masz dzieci. Zajmij się nimi. Ja uleczę Bogdanka. Bućko oddał życie, żeby go uratować . Nie zmarnujmy tego.

Puściła kobietę i podeszła do drzwi chaty. Dzieci tłoczyły się za rogiem.
- Mamusia źle się czuje - powiedziała do najstarszej dziewczynki. - Trzeba sprowadzić ciocię, albo jakąś znajomą mamy.
Umorusana, dziesięcio, może dwunastoletnia dziewczynka kiwnęła głową, po czym pobiegła wzdłuż chat.

Chwilę potem jakieś kobiety zabrały matkę chłopca.

Kesa została sama.
Uklękła obok dziecka i wyciągnęła złoziemny korzeń i sztylet. Rozkroiła bulwę, i ostrożnie wyskrobała jasną zawartość, usuwając całą zewnętrzną, ciemną część. W tej ilości była silnie trująca. Zawinęła ją w płótno i schowała – potem ją wysuszy, odrobina rozpuszczona w wodzie miała działanie znieczulające.
Jasną część wrzuciła do kociołka, zalała wodą i umieściła nad ogniem. Pilnowała, żeby mikstura nie wykipiała. Zawartość bulgotała, zmieniając powoli kolor z białego na żółty. To była najtrudniejsza część – nie wolno było przegapić właściwego momentu. Mikstury nie wolno było warzyć zbyt krótko, bo nie nabierała mocy, ale nie można było pozwolić jej nabrać pomarańczowego odcienia – stawała się wtedy trująca, jak otoczka bulwy. Czas warzenia zależał od wielu czynników, takich jak wiek rośliny, pory zebrania, faza księżyca i jeszcze kilku innych. Już. Gwałtownie odsunęła kociołek od ognia i zanurzyła w naczyniu z zimną wodą, studząc wywar. Powąchała zawartość. Już.

Pochyliła się nad chłopcem i dotknęła jego rozpalonego czoła.
- Otwórz oczy, Bogdek – powiedziała miękko. – Obudź się. Pojenie nieprzytomnych było niebezpieczne a nie chciała mu wlewać mikstury prosto do żołądka rurką.

Chłopiec spojrzał na nią, wzrokiem zamglonym gorączką. Dobrze.
- Podnieś się – pomogła mu unieść głowę i przytknęła naczynie do ust. – Pij. Powoli. Gorzkie. Gęste.

Kiedy wypił dwa łyki pozwoliła mu się na powrót położyć . Odlała większą część mikstury do flaszki i schowała. Resztą nasączyła płótno i owinęła nogę chłopca.

Usiadła, położyła dłonie na płótnie i przymknęła oczy. Wywar pozwoli wchłonąć się rozlanej w nodze krwi, ale nie zamknie przerwanych naczyń. Albo zaleczą się same, albo im pomoże. Skoncentrowała się i powoli weszła umysłem w ciało chłopca – szukała miejsc, gdzie krew uchodziła do nogi. Delikatnie dotykała umysłem zmiażdżonych brzegów i plotła łączący je magiczny ścieg.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 02-12-2012, 21:01   #45
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Coś działo się przy bramie, niziołek po chwili dopiero zorientował się że do wioski wtargnął wilk, i to nie byle jaki wilk! Dla Orina stworzenie to zdawało się być największym koszmarem który spotkał w życiu. Piana toczona z pyska i dzikość, którą dostrzegł w oczach drapieżnika po prostu go sparaliżowała. Patrzył jak w zwolnionym tempie zwierze doskakuje do rannego już elfa, który stał zaledwie parę kroków przed nim. Czarne cielsko przewróciło znajomą postać a po chwili Orin dostrzegł krew. Nie spodziewał się jednak tego co nastąpi dalej, bowiem nagle powietrze jakby zawibrowało, cienie zatańczyły niewyraźnie oplatając wilka, który po sekundzie rozpadł się na kawałeczki. Na widok tej krwawej miazgi niziołkowi aż oczy wyszły z orbit.

"Co to za zwidy?" - zastanawiał się trzęsąc głową - "To niemożliwe! Ten elf, on, czy to on zrobił? Przecież wilki nie wybuchają ot tak, same z siebie!" - zastanawiał się gorączkowo powoli wracając do siebie. Szok stopniowo przeradzał się w podniecenie i ekscytację tym bardziej, że wszystko wskazywało na to że krew, jak i nieistniejący już wilk, były prawdziwe.

Mało tego, za palisadą wilków było jeszcze więcej, co potwierdziła Cathil, która bez większego zastanowienia ruszyła na podest strzelniczy i posyłała w stado jedną strzałę za drugą. "Ha! I dobrze im tak!" - myślał bard wciąż mając przed oczyma wielkie, rozwarte szczęki bestii zaciskające się na ramieniu elfa.

Po chwili ponownie pojawił się spór między Neną a kobietą barbarzyńcą. Druidka chwilę pomedytowała jednak ostatecznie nie wiedziała dokładnie co się wkoło dzieje, pomijając fakt, że w okolicy grasowały dziesiątki, jeśli nie setki - o! - jeśli nie setki wilków!

- Czy w okolicy jest jakieś magiczne miejsce? Lub czy wydarzyło się tutaj kiedyś coś niezwykłego? - zapytała Nena zwracając się do postawnego człowieka, który wcześniej zamykał bramę.
- Jest tylko nasza osada. Innych nie ma. - odburknął tylko - Magiczne miejsce? Uroczysko? Czy coś? Nic nie wiem. - rzekł na prędce a Orin zauważył, że mężczyzna mówiąc to zacisnął kurczowo dłonie w pięści a mięśnie twarzy zadrgały mu niemal niewidocznie.

Niziołek nie słyszał w ogóle o czym rozmawiają pozostali, zawiesił wzrok na zapytanym wcześniej mężczyźnie. Ten chłop kłamał, to było oczywiste. Albo przynajmniej starał się coś przed nimi ukryć. Trzeba było zaryzykować. Orin wykorzystał chwilkę gdy reszta dyskutowała, podszedł do myśliwego, gestem zachęcając go by się schylił. Gdy tylko dryblas to zrobił, niziołek powiedział mu wprost do ucha obniżonym głosem:

- Rozmawialiśmy już z Zebem i wszystko wiemy. Chcemy pomóc. - niziołek próbował wykorzystać element zaskoczenia. Widać było, że myśliwy jest ledwo co po dużym wysiłu oraz dawce intensywnych emocji... Taki stan sprzyjał popełnianiu błędów...

Chłop spojrzał wprost na Orina. Przez chwilę niziołkowi zdawało się, że dostrzega na twarzy wielkoluda radość oraz wyraz ulgi ale trwało to zaledwie chwilę. Zaraz po tym chłop roześmiał się głośno.
- Zeb ci powiedział? - zapytał po czym odszedł wgłąb budynków cały czas głośno się śmiejąc..

Nie takiej reakcji spodziewał się bard. Cóż, nie udało się, ale zachowanie tego mężczyzny tylko utwierdziło Orina w przekonaniu, że sołtys nie powiedział im wszystkiego. "Moment. Czy aby na pewno?" - zastanawiał się intensywnie podczas gdy do rannego elfa przybył wioskowy uzdrowiciel. Niestety niziołek nie znał się na medycynie toteż w ciszy przyglądał się całemu wydarzeniu gdzieś z boku.

Zazwyczaj to on był centrum wydarzeń, najwięcej mówił i hałasował ale teraz rozglądał się bacznie, wręcz podejrzliwie. Starał się robić wrażenie wsiowego głuptoka ze słomą w butach i przyglądał się uważnie wszystkim naokoło, szczególnie Mateuszowi - temu uzdrowicielowi. Coś tu śmierdziało i nie był to bynajmniej niewyprany kubrak Orina.

Chłopi oczywiście byli przestraszeni całą, niecodzienną w końcu sytuacją. Zachowywali się, na ile mógł to ocenić, normalnie. Normalnie jak na taką sytuację. Mateusz był zajęty raną Rednasa i wydawał się tym całkowicie pochłonięty. Wszystko więc, poza oczywiście zachowaniem tego chłopa, którego chciał nabrać, wyglądało na takie jakie być powinno...

No właśnie. Zachowanie dryblasa podsunęło Orinowi skojarzenie, jakiego wcześniej nie miał. Gdy pytał sołtysa o cmentarzyska i pobojowiska ten zrobił dziwny grymas, na który w tamtej chwili niziołek nie zwrócił większej uwagi, jednak teraz, w połączeniu z zachowaniem myśliwego...
- A niech mnie! Coś tu jednak jest! - sapnął do siebie pod nosem podekscytowany.

- Czy ktoś mógłby pomóc mi go przenieść do dzwonnicy? - zapytał Mateusz wskazując na elfa - Mam tam specyfiki, które pomogą mi oczyścić ranę.

Orin chętnie by pomógł ale nie miał na tyle siły by ponieść rannego. Zresztą, jego myśli zaprzątał teraz zupełnie inny temat. Podszedł do Neny i stanął obok. Tak, tu czuł się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej.

Gdy tylko Cathil z Mateuszem zabrali mdlejącego Rednasa do dzwonnicy a ludzie się troszkę rozeszli w strachu chowając po domach, Orin pociągnął delikatnie druidkę za płaszcz a gdy ta zwróciła się ku niemu powiedział przyciszonym głosem:
- Neno, musimy uważać. Oni coś skrywają. Nie wiem co ale z pewnością nie powiedzieli nam wszystkiego. Mam na myśli tego wielkiego no i sołtysa. - a po chwili namysłu dodał jeszcze - Myślę, że nie puszczą pary z ust. Trzeba znaleźć inny sposób na zdobycie informacji. Można też porozmawiać jeszcze z Mateuszem... jest ważną osobą w wiosce i... wydaje się być szczery, przynajmniej w tym co robi...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 02-12-2012, 22:15   #46
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nim mag zastosował swój czar, Cathil już napinała łuk i celowała w wilka. Nie musiała jednak ostatecznie marnować strzały. Z lekkim podziwem obserwowała przez chwilę jak elf poradził sobie ze stworzeniem. Gdy spektakl się skończył podbiegła do ogrodzenia i wspięła się na półkę strażniczą by sprawdzić, czy pod osadę podeszło więcej zwierząt.
Kilkanaście wilków kręciło się wokół ciała mężczyzny i rozrywało go na strzępy. Trwała uczta.
Cathil naciągnęła cięciwę i poszukała wzrokiem największego, najbardziej agresywnego, dominującego samca. Odetchnęła głęboko, skupiła się i wypuściła strzałę prosto w stworzenie. Gdy tylko pocisk opuścił cięciwę, sięgnęła do kołczanu po następny.
Trafiła prosto w bok wilka. Zaskomlał, przeszedł kilka kroków i upadł. Reszta wilków odskoczyła nie wiedząc jak tłumaczyć dziwne zachowanie basiora. Młoda wilczyca podeszła do zdychającego zwierzęcia. Obwąchała go.
Druga strzała poszybowała w powietrze. Krótkie szczeknięcie. Stado spłoszyło się i odbiegło na sporą odległość. Strzała nie doszła celu. Wilki przystanęły w połowie drogi do lasu, poza zasięgiem jej łuku, niepewno co czynić.
Łowczyni przeklęła pod nosem i splunęła poza ogrodzenie. Wilki zachowywały się, jak nie wilki. Gonić ludzi aż do ich osady? Gdzie wszystko śmierdzi człowiekiem? W dodatku zasmakowały ludzkiego mięsa. Nie ważne co miała na ten temat do powiedzenia druidka, trzeba było je ubić, wszystkie. Cathil stanęła w bezruchu i obserwowała, czekała aż któreś ze zwierząt zbliży się na odległość strzału.
Te jednak najwidoczniej nie miały takiego zamiaru. Rozłożyły się na trawie i odpoczywały.
Zaczęła liczyć. Trzeba było wyjść i je zabić, wolała nie robić tego sama. Zeszła na dół i zwróciła się do pozostałych na placu łowców-z-przypadku.
- Musimy wyjść i je ubić. Kto ze mną?
- Zaczekajcie! - zawołała Nena - To nie jest normalne, że wilki bez strachu wpadają do tak dużej osady. Nikt nie wie ile ich tak naprawdę jest w okolicy, a jeśli są szalone możemy wszyscy zginąć - mówiła - Pozwólcie mi najpierw coś sprawdzić.
Mówiąc wchodziła już na półkę strażniczą. Stała tam w pełnym skupieniu i z zamkniętymi oczami odprawiając jakieś swoje czary. Cathil mogła jej nie szanować, ale jej umiejętności uznawała za przydatne.
- W okolicy dalszej i bliższej aż roi się od wilków. Wyczuwam kolejne stada, równie głodne i agresywne jak to tutaj. To mi nie wygląda na mały incydent. Czy są tu w okolicy jeszcze inne osady? - pytała druidka schodząc na dół.
Cathil szczęknęła zębami.
- Jesteśmy otoczeni? - chciała się upewnić.
- Dokładnie tak. Tutaj potrzebny jest jakiś plan.... i przede wszystkim więcej ludzi.... - Czy w okolicy jest jakieś magiczne miejsce? Lub czy wydarzyło się tutaj kiedyś coś niezwykłego?
Cathil zirytowana warknęła i splunęła pod nogi.
- I tak trzeba będzie je zabić - mruknęła do kobiety - Lepiej żebyś się z tym pogodziła.
Nena spojrzała z zastanowieniem na Kudłatą, ale nie powiedziała nic.
- Jest tylko nasza osada. Innych nie ma. - odburknął myśliwy, który skończył już brykadować bramę - Magiczne miejsce? Uroczysko? Czy coś? Nic nie wiem.
- Więcej stad? Równie szalone? - wtrącił się do rozmowy elf-łucznik - Jeżeli na jednym terytorium są dwa stada, to zaczynają walczyć o dominację, prawda? Możemy poczekać, aż najsilniejsze stado wypłoszy resztę a potem bez problemu sobie z nim poradzimy.
- Nie liczyłabym na zwykłe zachowania wilków - mruknęła łowczyni - Ludzie, zróbmy coś … zacznijmy od niego - pokazała na maga - Niech go ktoś zamknie w jakiejś izbie bez okien, bo przy jego pechu zaraz zabraknie mu kończyn.
Nagle pojawił się kapłan. Tego Cathil tolerowała, w końcu zawdzięczała mu zachowanie cielesnej nietykalności.
- Co się stało? - zapytał - Co z nim? - wskazał na zakrwawionego i bladego elfa.
- Wilki. Jeden zaatakował tego elfa. - powiedziała wskazując na dłoń maga - Stracił sporo krwi. Możecie pomóc ojcze?
Cathil zdecydowała, że wieśniacy muszą znać całą prawdę, jeszcze któremuś się zachce wyjść poza bramę i wilki rozerwą go na strzępy.
- Jesteśmy otoczeni przez wilki, ludojady, zabiły i pożarły kogoś tuż pod waszą bramą, a teraz czekają na więcej. Jest ich wiele i nie zachowują się normalnie - podejrzewała, że moze wybuchnąć panika, ale póki wieśniacy panikowali w obrębie palisady, niewiele ją to obchodziło.
Kapłan-Mateusz zabrał się za opatrywanie rany elfa. Ograniczona wiedza Cathil na temat przetrwania podpowiedziała jej, że nie robił tego pierwszy raz. Przydatny kontakt.
- Czy ktoś mógłby pomóc mi go przenieść do dzwonnicy? Mam tam specyfiki, które pomogą mi oczyścić ranę.
Cathil przeklęła pod nosem i pomagła Mateuszowi zanieść rannego do dzwonnicy.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 04-12-2012, 16:45   #47
 
Michaliev's Avatar
 
Reputacja: 1 Michaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znany
Najwidoczniej wilki nie lubią Rednasa. Pomyślał, widząc zakrwawiony plac. I znowu mag dowiódł swej wartości- Ellfar nawet nie zdążył posłać strzały,a już było po starciu. Pomógł mu wstać, a po chwili przybiegła Druidka i opatrzyła mu ranę, dając kilka poleceń Ellfarowi, który dokończył opatrunek podczas gdy Ona podeszła do grupy włączając się do rozmowy. Zauważył schodzącą z wieży Cathil, proszącą o pomoc w ubiciu wilków. Ellfar z chęcią by powystrzelał je wszystkie, widząc do czego są teraz zdolne, jednak Nena stawiła się w obronie wilków, zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, powiedziała, że w okolicy jest mnóstwo innych wilczurów. Druidka i łowczyni spierały się chwilę, po czym elfka zwróciła się w stronę myśliwego. Ellfar lubił obserwować kłótnie, nie wiedzieć czemu zawsze poprawiały mu humor. A z tak różnorodnych charakterów mogły wyniknąć same 'dobre' rzeczy.
Więcej stad? Równie szalone? Jeżeli na jednym terytorium są dwa stada, to zaczynają walczyć o dominację, prawda? Możemy poczekać, aż najsilniejsze stado wypłoszy resztę a potem bez problemu sobie z nim poradzimy. Nie cieszyło go co prawda czekanie za bezpieczną palisadą aż te bestie znikną, ale po pokazie ich szaleństwa nie miał zamiaru się do nich zbliżać, chyba że by grzecznie czekały przed osadą na swoją strzałę.
Nie liczyłabym na zwykłe zachowania wilków - mruknęła łowczyni - Ludzie, zróbmy coś … zacznijmy od niego - pokazała na maga - Niech go ktoś zamknie w jakiejś izbie bez okien, bo przy jego pechu zaraz zabraknie mu kończyn.
To stwierdzenie mocno rozbawiło Ellfara, ale bał się roześmiać, nie wiedział jak mag na to zareaguje. Po chwili przybiegł kapłan, z kilkoma chłopami, zrobił opatrunek Rednasowi po czym wstał i powiedział :
- Czy ktoś mógłby pomóc mi go przenieść do dzwonnicy? Mam tam specyfiki, które pomogą mi oczyścić ranę.
Ellfar z chęcią pomógł by towarzyszowi, jednak łowczyni już była przy czarodziejowi. Ździwiło go to zachowanie, ale nie skomentował, patrząc jak kierują się w stronę dzownnicy, myślał o całym zdarzeniu.
Ciągle nie mam noża! Przypomniał sobie, i zaczął biec w stronę chaty łowcy. Przez całe to zdarzenie zapomniał o tym, a nie chciał znowu wchodzić do lasu bez noża.
 
__________________
Jeśli jest ciężko to znaczy, że idziesz w dobrą stronę.
Michaliev jest offline  
Stary 05-12-2012, 09:14   #48
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Rwetes, wrzaski, okrzyki bólu i głośny warkot zwierząt.

Kakofonia dźwięków zalała umysł Neny kiedy wielkie wilczysko wpadło niespodziewanie do wsi i rzuciło się na maga. W pierwszej chwili sparaliżowało ją bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. Ze zdumieniem przyglądała się jak zamurowana temu jak zwierzę uczepione ręki maga nagle rozbryzguje się dokoła niczym rozrywany na strzępy arbuz.

Nim sytuacja się rozwiązała, Kudłata napięła łuk i wycelowała w zwierzę. Nie musiała jednak wypuszczać strzały, bo wilk w krótkiej chwili przestał praktycznie istnieć. Podbiegła więc do ogrodzenia i wspięła się na półkę strażniczą by sprawdzić, czy pod osadę podeszło więcej zwierząt.

Wydawało się, że nie minęła więcej niż jedna chwila…

Kiedy łowca podbiegł do zaatakowanego aby sprawdzić czy jest cały Nena otrząsnęła się wreszcie z czasowego paraliżu i dołączyła do obu mężczyzn.
Przyklęknąwszy przy rannym krótko oceniła wzrokowo ranę. Mag stracił dużo krwi, bo dłoń była praktycznie zmiażdżona. Wilczysko musiało też uszkodzić którąś z arterii. Sięgnęła szybko do sakwy i wyjęła zwoje płótna pocięte na paski aby zrobić opatrunek uciskowy. Mężczyzna był już bardzo blady a na jego czole rosił się pot.

- Trzeba zacisnąć ranę, inaczej się wykrwawi. – powiedziała do myśliwego i zabrała się do pracy, cicho udzielając instrukcji towarzyszącemu jej myśliwemu.
Kątem oka obserwowała jednocześnie jak stojąca na strażnicy Kudłata wypuszczę kilka strzał i coś wykrzykuje. Wilków musiało być więcej bo zza ogrodzenia słychać było ich skowyt.
Kiedy Rozczochrana zeszła na dół i zwróciła się do pozostałych na ludzi, Nena pokazała myśliwemu jak dokończyć opatrunek, a sama włączyła się do dyskusji:
- Musimy wyjść i je ubić. Kto ze mną? – powiedziała łowczyni.
- Zaczekajcie! - zawołała Nena - To nie jest normalne, że wilki bez strachu wpadają do tak dużej osady. Nikt nie wie ile ich tak naprawdę jest w okolicy, a jeśli są szalone możemy wszyscy zginąć. - mówiła - Pozwólcie mi najpierw coś sprawdzić.

Mówiąc nadal wchodziła już na półkę strażniczą i tam koncentrując się skupiła się na aurze okolicy. Chciała sprawdzić ile wilków znajduje się w pobliżu i jakie są ich odczucia.

Zespoliła się z naturą. Wczuła się w otoczenie. Stała się jego częścią. Wśród szumu sygnałów wyczuła stado. Złość, agresja, niezaspokojony głód, nieokreślona tęsknota. Wyławiała kolejne sygnały, słabsze, odleglejsze. Kolejne stada, kolejne wilki, tyle agresji, głód, tęsknota. Zakręciło jej się w głowie.
W okolicy roiło się od wilków! Co najmniej dwa większe stada były w pobliżu prócz tego na łące. A ile jeszcze? Nie była w stanie ocenić dokładnie, lecz ta ilość przerażała.

Otworzyła oczy i wolno odwróciła się w stronę zebranych na dole ludzi mówiąc trochę ochrypłym z wrażenia głosem:

- W okolicy dalszej i bliższej aż roi się od wilków. Wyczuwam kolejne stada , równie głodne i agresywne jak to tutaj. To mi nie wygląda na mały incydent. Czy są tu w okolicy jeszcze inne osady? - pytała schodząc na dół.
Kudłata szczęknęła zębami.
- Jesteśmy otoczeni? - chciała się upewnić.
- Dokładnie tak. Tutaj potrzebny jest jakiś plan.... i przede wszystkim więcej ludzi.... Zastanawia mnie jeszcze jedno. Coś spędza te zwierzęta właśnie tutaj. Wyczuwam ich... tęsknotę jeśli tak to można nazwać. I nie jest to zwykły zwierzęcy instynkt. – odparła Nena

Po chwili odwróciła się w stronę wioskowego łowcy i zapytała:
- Czy w okolicy jest jakieś magiczne miejsce? Lub czy wydarzyło się tutaj kiedyś coś niezwykłego?
Kudłata zirytowana warknęła i splunęła pod nogi.
- I tak trzeba będzie je zabić - mruknęła - Lepiej żebyś się z tym pogodziła.
Nena spojrzała z zastanowieniem na Kudłatą, ale nie powiedziała nic.
- Jest tylko nasza osada. Innych nie ma. - odburknął myśliwy. - Magiczne miejsce? Uroczysko? Czy coś? Nic nie wiem.

- Więcej stad? Równie szalone? Jeżeli na jednym terytorium są dwa stada, to zaczynają walczyć o dominację, prawda? Możemy poczekać, aż najsilniejsze stado wypłoszy resztę a potem bez problemu sobie z nim poradzimy. – do rozmowy wtrącił się milczący dotąd myśliwy z gospody na rozstaju.
- Nie liczyłabym na zwykłe zachowania wilków - mruknęła łowczyni - Ludzie, zróbmy coś … zacznijmy od niego - pokazała na maga - Niech go ktoś zamknie w jakiejś izbie bez okien, bo przy jego pechu zaraz zabraknie mu kończyn.

Nena tylko pokiwała twierdząco głową. Najpierw trzeba było zająć się rannym. Z zaskoczeniem i zastanowieniem przyglądała się niziołkowi, który w czasie gdy rozmawiali podszedł nagle do wiejskiego myśliwego i szeptał mu coś do ucha.

Gustaw spojrzał na niziołka. Roześmiał się głośno.

- Zeb ci powiedział?

Śmiejąc się głośno odszedł w głąb budynków.

Na to wszystko nadbiegł kapłan.

- Co się stało? -spytał.

Widać za nim przybiegło kilku zaciekawionych chłopów.

- Co z nim? - wskazuje na zakrwawionego i bladego elfa.
- Wilki. Jeden zaatakował tego elfa. - powiedziała wskazując na dłoń maga - Stracił sporo krwi. Możecie pomóc ojcze?
Przybyły szybko zajął się magiem i wraz z Kudłatą postanowili przenieść go do dzwonnicy.
Chłopi pomogli dźwignąć rannego.
W tym samym czasie do stojącej nieopodal Neny podszedł Orin i ciągnąc ją za poły płaszcza powiedział cicho, tak aby jedynie ona mogła usłyszeć:
- Neno, musimy uważać. Oni coś skrywają. Nie wiem co ale z pewnością nie powiedzieli nam wszystkiego. Mam na myśli tego wielkiego no i sołtysa. - a po chwili namysłu dodał jeszcze - Myślę, że nie puszczą pary z ust. Trzeba znaleźć inny sposób na zdobycie informacji. Można też porozmawiać jeszcze z Mateuszem... jest ważną osobą w wiosce i... wydaje się być szczery, przynajmniej w tym co robi...
- Masz rację mój mały przyjacielu. Chodźmy najpierw do sołtysa. Coś tutaj mocno nie pasuje i trzeba przycisnąć i uzdrowiciela i sołtysa.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 06-12-2012, 18:32   #49
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#8.

Cathil Mahr.
Osada. Dzwonnica.

Gdy tylko ruszyli w kierunku dzwonnicy Rednas, który i tak słaniał się na nogach, stracił przytomność i tylko jasność umysłu kapłana przy małym udziale Cathil zapobiegła temu, że nie uderzył twarzą prosto w ubitą ziemię.



Dzwonnica była najwyższym budynkiem w osadzie. Drewniana, o podstawie czworoboku, kilkukondygnacyjna, zakończona była stożkowym dachem. Budynek wyglądał na całkiem niedawno postawiony. Deski jeszcze pachniały świeżością.

Mateusz załomotał w drzwi.

- Jonasz, otwórz.

Usłyszeli odgłos otwieranego rygla, po czym w futrynie stanął garbaty mężczyzna o wyglądzie i zachowaniu wiejskiego głupka.



- Ta? - spojrzał podejrzliwie na niesionego elfa oraz na dziewczynę.

- Zagotuj wody Jonaszu - Mateusz wprowadził nieprzytomnego do izby i położył na posłaniu.

Izba była prosta. Jedno posłanie, kilka półek zajętych przez słoiczki i buteleczki, schody prowadzące w górę, zakończone drzwiami. Palenisko z zawieszonym nad nim kociołkiem. Jonasz pokuśtykał w stronę kominka i z cebra wlał wody do kociołka.

- Rozerwij mu rękaw, muszę oczyścić ranę - Mateusz wybrał z półki kilka specyfików i zajął się warzeniem mikstury.

Rednas Kella.
Osada. Dzwonnica.

Po rozprawieniu się z wilkiem wszystko co działo się wokół niego docierało do niego jak przez mgłę. Adrenalina, która buzowała mu w żyłach utrzymywała go w przytomności. Wokół zrobiło się zamieszanie, ktoś biegał, ktoś krzyczał, ktoś pomógł mu wstać, ktoś zajął się jego ręką. Jeszcze pamiętał, że podtrzymywany gdzieś próbował iść, po czym wszystko utonęło w bieli.

Kroczył w gęstej mgle. Podniesienie nogi i zrobienie kroku kosztowało go wiele wysiłku, jakby ktoś go ciągnął za stopy. Nie widział jednak stóp, gdyż ginęły w spowijającej go mgle. Mijał drzewa. Zauważał ich pnie, dopiero gdy na nie wpadał. Karłowate, popsute, chore.


Zobaczył zakapturzoną twarz podsuwającą mu kubek gorącego wywaru do ust.

- Pij - odezwała się twarz.

Płyn był gęsty i gorzki.

Zapadł się we mgle.

Szedł przed siebie, walcząc o każdy krok. Zaczynało mu brakować powietrza. Wpadł na kolejne drzewo, chciał się o niego oprzeć, lecz nie miał dłoni. Spojrzał na kikut swej ręki. Poszarpane strzępy mięsa zwisały razem z rozszarpanym rękawem. Odepchnął się od pnia, lecz nie mógł unieść nogi. Schylił się. Jego nogi zanurzone były po kolana w brunatnej cieczy. Sięgnął zdrową ręką wgłąb brei. Coś uczepiło się jego nogi. Złapał to i szarpnął. Puściło. Wyciągnął. W ręce trzymał dłoń kościotrupa.



Przebudził się. Ciężko było skoncetrować mu wzrok. Leżał w izbie. W kominku palił się ogień. Zakapturzony człowiek nachylony był nad jego ręką. Ręka pulsowała tępym bólem. Ktoś jeszcze chodził po pomieszczeniu.

- Chodź... chodź do nas... - usłyszał szepty. Odrzucił kościstą dłoń. - Chodź, chodź do nas...

Ktoś wołał go w staroelfickim języku.

Szarpnął się mocniej i ogromnym wysiłkiem ruszył z miejsca. Chciał biec, ale ciągle coś ciągnęło go za nogi.

- Chodź, chodź...

Zobaczył wyłaniające się z mgły twarze. Twarze elfów. Straszne twarze. Poszarpane. Pomarszczone. Martwe.



Obudził się ponownie. Oddychał głęboko. Serce trzepotało się niczym wróbel złapany do klatki. Na czoło wystąpił mu sperlony pot. Ogień ciągle palił się równym płomieniem. Wokół rozchodził się zapach ziół. Skupił wzrok. Nad kociołkiem, przy palenisku siedziała zakapturzona postać kapłana. Oprócz tego w pomieszczeniu znajdował się przygarbiony mężczyzna wpatrujący się tempo w kobietę, którą już widział w karczmie u sołtysa.

Kesa z Imari.
Osada. Chata Bućko.

Widziała krew. Przelewające się strumienie, tętniące arterie, z których wypływał bursztynowy płyn. Powoli, systematycznie, magicznymi splotami łączyła poszarpane brzegi. Krew wracała do porozrywanych koryt, załatanych niewidzialnymi nićmi magii. To co zniszczone zostało w ułamku sekundy, naprawiała zdawałoby się długimi godzinami. Tutaj czas płynął inaczej. Choć upłynęło zaledwie dwa kwadransy, jej zdawałoby się, że trwało cały dzień.

Przerwała w końcu strumień magii, który z niej wypływał. Zrobiła wszystko co było w jej mocy. Była wyczerpana ale zadowolona ze swojej pracy. Na twarzy chłopca zobaczyła odprężenie. Zasnął, spokojnym, mocnym snem.

Ziewnęła. Sama miała ochotę położyć się obok niego i zasnąć. Pomyślała o matce dziecka. O jego siostrach i braciach. Przypomniała sobie niedawne wydarzenia. Ucieczkę przed stadem. Atak we wsi. Zmiażdżoną rękę elfa.

Obowiązek walczył ze zmęczeniem.

Ellfar Ravil.
Osada. Chata Gustawa.

Dogonił myśliwego tuż przed chatą.

- Tak?

- Sołtys mówił, że znajdziesz dla mnie nóż.

Gustaw zmierzył go badawczo.

- Nóż? Wejdź.

Otworzył drzwi chaty, które oczywiście nie były zamknięte.



We wnętrzu porozwieszane były skóry zwierząt, pęki ziół, narzędzia myśliwskie, noże do oprawiania zwierzyny.

Myśliwy sięgnął po jeden z noży, z dłuższym, lekko zakrzywionym ostrzem, z drewnianą, rzeźbioną rączką.

- Jeszcze coś? - burknął gospodarz

Nena Decair, Orlin Sorley.
Osada. Chata Sołtysa.

Chata tym razem była pełna. Przy ławach siedzieli zaaferowani chłopi przy kuflach, z których aromatycznie dochodził ich słodki zapach miodu. Rozmowy ucichły. Wszyscy spojrzeli na przybyłych by po chwili powrócić do swoich rozmów.

...godoł co to całe stado go goniło...
...a Marika, ta co mo dwie łaty kole zada, to ją zeszłego tydnia pogryźli, ino z kopyta im po mordzie...
...i tenczas jako mu wraził w bebechy to się jucha po całym placu...

Za ladą stała pulchna żona sołtysa.

- Mąż zaraz przyjdzie. Siądźcie, przyniosę coś do picia.

Rozejrzeli się wokół. Jedyne wolne miejsce było przy starym dziadzie, co to go widzieli wcześniej wygrzewającego się przed karczmą w słońcu. Zajęli więc tam miejsca. Karczmareczka doniosła dwa kufle pitnego miodu.

Dziad spojrzał na nich niewidzącymi oczami, przysłoniętymi bielmem. Oblizał się.



Wtem nachylił się do nich nad ławą i rzekł przyciszonym, ochrypłym, drżącym starczym głosem.

- W lesie się czai bestia straszliwa,
Ni miecz, ni topór jej się nie ima.
Tam ślepia żółte na świat patrzają,
Kły ostre w mroku błyskają.
Jawią się szpony pokryte czerwienią,
Warkot straszliwy co wstrząsa ziemią.
I szczęk kłapnięcie rozrywa wnet ciszę...


Zamilkł i gdy zdawało się, że już nic nie powie dokończył:

- ...Wilk przegryzł ci tętnicę.


Wtedy przyszedł karczmarz. Spojrzał nieprzychylnie na starca.

- Nie zwracajcie na niego uwagi - popukał się znacząco w czoło. - Dziadu, idźcie się położyć...

- Suszy mnie - ślepiec nie odrywał swoich niewidzących oczu od niziołka i dziewczyny.

- Szukaliście mnie - westchnął sołtys.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 11-12-2012, 07:32   #50
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil przycupnęła przy cierpiącym elfie i przyglądała mu się uważnie. Umrze, czy nie umrze? Z tego co zdążyła się o nim dowiedzieć nie był specjalnie przyjemnym stworzeniem, a jego osobowość pozostawiała wiele do życzenia, ale mimo wszystko jego śmierć byłaby bardzo niefortunna. Cathil zmarszczyła więc czoło i intensywnie wpatrywała się w mężczyznę jakby sam fakt, że nad nim czuwa miał go utrzymać przy życiu. Nie zwracała właściwie uwagi na nic innego. Przez chwilę zastanawiała sie czy nie złapać go za dłoń, ale zacisnęła tylko ręce w pięści i czekała. Gdy wreszcie otworzył oczy poczula ogromną ulgę. Jej twarz się co prawda nie rozpromieniła, chyba - Cathil nie miała zazwyczaj czasu, ochoty, ani możliwości badania swojej mimiki - ale pozwoliła sobie na lekki uśmiech.
- Obudziłeś się - w jej głosie dało się słyszeć nieśmiałą radość z obwieszczonego wszem i w obec faktu. Do izby weszła kobieta, którą Cathil widziała jedynie w przelocie, to ona wpadła do osady wraz z wilkami.
- Co z nim? - zapytała Mateusza wskazując na rannego. Wyglądała jakby się znała, była pewna siebie i zadała pytanie bez zbędnych wstępów. Jonasz, ten buc, który nie wpuścił Cathil poprzedniej nocy za palisadę, patrzył na nowoprzybyłą nieufnie. Cathil poczuła więc w stosunku do niej cichą sympatię.
- Kość złamana. Nastawiłem. Zrośnie się. Mięśnie są porwane. Jest szansa, że się zrosną ale też może się okazać, że ręka będzie niesprawna. Stracił dużo krwi. Powinien odpoczywać. Może zostać u mnie kilka dni - Cathil się skrzywiła, słysząc odpowiedź kapłana. Obrażenia nie w kij dmuchał.
- Jonasz pójdzie już - garbaty mężczyzna najwidoczniej czuł się niepewnie. Łowczyni uśmiechnęła się widząc jego dyskomfort. Dobrze mu tak. Przez chwilę wahała się, czy nie podstawić mu nogi, ale uznała że to zbyt dużo wysiłku jak na takiego bubka. Mateusz kazał mu jednak wrócić rano. Po co? Cathil nie wiedziała na co taki typ może się przydać, nie wyraził jednak swoich wątpliwości słowami.
Nowa kobieta śmiechnęła się do łowczyni. Cathil poczuła, że patrzy na nią z góry i nie chodziło tu bynajmniej o fakt, że tamta stała.
- To twój znajomy? Nie frasuj sie, jest młody, silny, będzie dobrze.
Cathil otworzyła szeroko swoje duże brązowe oczy na ten komentarz, odchrząknęła i nic nie odpowiedziała. Nie ruszyła się też z miejsca i ponownie skupiła całą uwagę na elfie. Chyba nie emanowała jakąś wyjątkową troską? Prawda? Dlaczego miałaby się bardziej przejmować elfem niż kimkolwiek innym? Warte zastanowienia.
Znachorka, jak ochrzciła ją włochata, odeszła dwa kroku i dopytała półgłosem Mateusza. Dalej ciągnęla się wymiana zdań na temat rannego. Kobieta zwróciła się wreszcie do milczącego elfa.
- Ręka będzie boleć - rzekł do leżącego. - Masz złamaną kość. Nastawiłem. Musisz ją oszczędzać. Jeśli ból będzie nie do zniesienia daj znać.
Dobrze było mieć porządnego znachora pod nosem. Dalej rozmowa dwóch mądrali zeszła na jakiegoś dzieciaka i jego marny los, Cathil słuchała jedynie jednym uchem, aż do momentu gdy nieoczekiwanie wzrosło między rozmówcami napięcie. Znachorka okazała się wyczulona na punkcie komplementów.
- Dobre z ciebie dziecko - skomentował Mateusz. Słysząc to, kobieta cofnęła się lekko, uciekając od przyjacielskiego gestu mężczyzny.
- Dawno przestałam być dzieckiem - powiedziała stanowczo - A moje umiejętnosci przewyższają wasze, więc nie traktujecie mnie protekcjonalnie.
Drażliwa, drażliwa, niezasłużenie beształa porządnego człowieka, który chciał być życzliwy.
- Wybacz. Nie chciałem cię urazić - kapłan wycofał się. - Już kilka lat służe tej wiosce. Tutaj... ludzie uważają mnie za kogoś lepszego. Chyba potrzebuję więcej pokory - usłyszała w jego głosie uśmiech.
- Ty, albo ona - prychnęła Cathil ze swoich nizin, nie odwracając wzroku od elfa. Zwykle nie obchodziły ją konfrontacje między innymi, ale miała pewne zdanie na temat.hierarchii, nawet tej człowieczej. Mateusz był u siebie, Mateusz miał w wiosce pozycje. Znachorka przyszła z zewnątrz i domagała się uznania swojej ogromnej wartości, podminowując status kapłana. Dobrze, że nie zrobiła tego przy wieśniakach. Zawstydziłaby tylko człowieka, który był dla nich ważny. Głupi babsztyl nie zdawał sobie chyba też sprawy, że słowa nie czynią czlowieka wartościowym w oczach innych. Kiedy ktoś zmuszony jest mówić innym, że jest ważny, zazwyczaj próbuje zamaskować swoje słabości klepiąc jęzorem.
- Odejdźmy kawałek, w ustronniejsze miesjce - zaproponowała męzczyźnie kobieta - Nie przeszkadzajmy... - przerwała, obrzucając Cathil szybkim spojrzeniem - ...rannemu.
Cathil prychnęła pod nosem i dalej czuwała przy elfie, rozmyślając jednocześnie o swoim położeniu. O położeniu osady. Trzeba było coś zrobić. Zidentyfikowali przynajmniej problem - za dużo wilków. Cathil miała gotowe rozwiązanie - trzeba było zmniejszyć ich liczbę.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 11-12-2012 o 07:53.
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172