17-09-2018, 15:38
|
#188 |
| - Eh, młodziaki… - Fungi pokręcił tylko głową. – Za młodu to my nie w takie dziury włazili.
Krasnolud przyjął linę od Camdena, obwiązał ja wokół swojej kostki i zeskoczył w ciemny otwór. Sięgnął jeszcze po lampę i zniknął z nią w rurze, ruszając na czworakach w kierunku północnym. Niedługo później usłyszeli stłumione przekleństwa, a ich przewodnik pojawił się przy nich, wycofując się niby rak. Wstał i przeklął jeszcze raz.
- W tamtą stronę przejście zablokowane. Wszystko zarwane i zasypane, tak jak w tych sypialniach. Wstrząs musiał być mocny. Z dobrych informacji, powinniście się wszyscy zmieścić, nawet nasza dziecinka. – Popatrzył z uśmiechem na zmartwioną nieco Keę, a potem parsknął widząc zdegustowaną minę czarodziejki – Oj tak, Iskierko, chyba będziesz musiała tu wejść.
Nie czekając na jej odpowiedź ruszył ponownie. Po jakimś czasie Camden trzymający linę poczuł nagły luz i zorientował się, że Fungi odwiązał linę. Chwilkę później usłyszeli hałas, głośny metaliczny dźwięk jakby coś ciężkiego uderzyło w ziemię.
- Hej, wy tam, możecie ruszyć! – głos krasnoluda odbijał się echem w kamiennej rurze.
Popatrzyli po sobie wzajemnie i po kolei zaczęli wchodzić do leju. Prowadził Liward, za nim podążali Iskra, Ryś i Camden. Kamienna wąska rura pokryta była ciemnymi plamami i narostami. Budziła w nich naturalne obrzydzenie, ale tłumaczyli sobie, że po kilkudziesięciu latach nie używania latryny nie powinni natrafić na nic paskudnego.
Gdzieś z tyłu Kea, wahająca się ciągle przed wejściem do mrocznego otworu, przymierzała do jego krawędzi swoją pawęż. Obracała ją to w lewo, to w prawo, przechylała, przekrzywiała… Wszystko to na nic, tarcza po prostu nie mieściła się w rurze. Zrozpaczona półolbrzymka położyła ją powoli i ostrożnie na ziemi, pogłaskała i weszła do rury. Tak jak powiedział Fungi, mieściła się, choć tarła mocno ramionami o kamienne ściany.
Kanał wznosił się lekko w kierunku, w którym się czołgali. Nad nimi otwierały się kolejne otwory w miarę przechodzenia pod celami. Parę metrów za ostatnim z nich przejście kończyło się w naturalnej jaskini. Zeskakiwali do niej, krasnolud pomagał im w bezpiecznym zejściu. Żwir i otoczaki pokrywały dno skalnego korytarza, sącząca się leniwie strużka wody świadczyła o tym, że było to dawne łożysko strumienia. Pod ścianą leżała przerdzewiała krata, która zapewne blokowała wejście do kanału.
W porównaniu z martwotą i śmiertelną ciszą panującą w kompleksie powyżej, jaskinia tętniła życiem. Pomiędzy kamieniami biegały i skakały niewielkie owady, pełzały ślimaki, w rozpadlinach skał coś szeleściło. Ze stropu, rozwijając raz po raz swe błoniaste skrzydła, zwisały nietoperze.
Ruszyli. Po dwudziestu metrach natknęli się na rozwidlenie. Strumyk wypływał leniwie z rozpadliny w południowej ścianie korytarza. Korytarze na wprost wznosiły się wyraźnie. Gdzieś pod ścianą dostrzegli porozrzucane kości humanoidalnej istoty.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |
| |