Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2009, 14:24   #21
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
W końcu przybyli do brzegu. Podróż, choć nader krótka, dała się krasnoludom we znaki. Niewygodne koje, zimny wiatr przemykający korytarzami i deszczowa pogoda na statku porządnie zepsuły humor Gloinusowi. jakie to szczęście, że przywitał ich kompletnie odmienny widok.
Kokub, jak się dowiedział poprędce krasnolud, to małe portowe miasteczko, przeznaczone głównie na handel dalekomorski. Widać wiele osób żyło tu z handlu i rybactwa, bowiem już przy samej przystani zaobserwować można było tabuny stoisk. Okrzyki przekupek niosły się po porcie, zagłuszając się nawzajem z jazgotem nadmorskich ptaków. Wzburzone fale podrywały malutkie rybacki łódeczki, zręcznie umożliwiając im wypłynięcie na połów.
Pomimo słonecznej pogody fale były nadzwyczaj wysokie. Wiał też porywisty wiatr, przez który przechodziły ciarki na plecach.
Kokub, choć mały, stanowił ważny element całej partyzantki. Na małej powierzchni zostało postawionych mnóstwo różnorakich budynków, od karczm przez kuźnie aż do baraków. Pomimo tego, znalazło się miejsce na szerokie trakty biegnące przez całą długość miasta. W dzisiejszych czasach Kokub miała jednakże znacznie większe znaczenie. Był to bowiem jedyny ważniejszy port na zachodzie kraju, który znajdował się w rękach Kravowa.

Gloinus opatulił się szczelniej swoją peleryną i wyszedł w towarzystwie Aldrima na przystań. Tam spotkał się z większym ożywieniem podróżnych. Dwóch mężczyzn w czarnych strojach żywo dyskutowało z braćmi Kreuzenferg. Jeden z nich dość znacznie wymachiwał rękoma, energicznie coś opisując co rusz spoglądał na czekającą grupę śmiałków.

- Witajcie w Zhieloskoju! - rzekł mężczyzna o krótkiej bródce i wyłupiastych oczach. - Jesteście tutaj po sławę, pieniądze i nasze zwycięstwo. Zaraz wydamy wam odpowiednie polecenia.
Wchodząc między grupę, zaczęli żywo dyskutować w swoim ojczystym języku. Zatrzymywali się przy kolejnych osobach, i łamanym cesarskim wyznaczali kolejne zadania. Tłumek powoli się rozrzedzał. Zostało już mało osób bez przydziału.
- Ty i Aldrim natychmiast zgłosicie się do wieży magów, gdzie poznacie wytyczne waszego zadania. - zwrócił się do niego towarzysz tego z krótką bródką. Był trochę przy tuszy, a jego fryzurę można było określić jako wzorowaną na szczotce do czyszczenia rynsztoków. Wyjaśnił im też, jak mają się dostać do wieży magów.
Gloinus powstrzymał śmiech, z powagą ukłonił się dziękując po ichniejszemu. Jedno z kilku słów, które nauczył się w tym dziwnym dla niego języku wreszcie było należycie wykorzystane. Sytuacja nie pozwalała na użycie innych, chyba że w pobliżu pojawiłyby się kobiety lekkich obyczajów, alkohol albo dzikie trolle. Skoro ich tu brakowało, szybkim krokiem ruszył z Aldrimem przez miasto.


Obaj cieszyli się, że mieli mało bagażu. Wędrówka brukowaną drożyną nie była trudna, ale nużąca. Krasnoludów dziwiło to, że wszystko skrzętnie pozamykano, a na ulicach panował mały ruch. Nie to co w porcie, gdzie nie słychać było własnych myśli. Wspinali się po kolejnych, chyba setnych już schodach, zastanawiając się czy nie pomylili czasem drogi. Po dotarciu na szczyt, im oczom ukazała się wysoka i nader wąska budowla.


Piękno budowli świadczyło o fachowości architekta i budowniczych. W końcu nie codziennie widzi się wieże boczną odrastającą niczym ramię mniejwięcej w połowie wysokości budynku. Gloinus zastanawiał się, jakim cudem utrzymywała równowagę. Cały budynek wyglądał jak nowy. Do tego emanował czymś ... magicznym.
- To chyba tu - rzucił krasnolud.
- Chyba tu - potwierdził Aldrim.
- Zastanawia mnie tylko, skąd w tym portowym miasteczku taka budowla. Przecież nie buduje się takiej wieży zamiast latarni morskiej.
- Nie nam to oceniać.

Gloinus splunął na podłoże. Podeszli do pięknie wykonanych drewnianych drzwi. Na oko dwa razy większe, i ze trzy szersze niż krasnolud, ozdobione świecącymi listwami drzwi były skierowane na południe, a nie od strony posadzki - ze wschodu. Złocisty uchwyt zdawał się wisieć w powietrzu. Aldrim sięgnął po niego, lecz nim jego palce zacisnęły się na nim, drzwi w akompaniamencie skrzypienia, zaczęły powoli się otwierać...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>

Ostatnio edytowane przez Zielin : 06-08-2009 o 16:45.
Zielin jest offline  
Stary 06-08-2009, 16:38   #22
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Chęć znalezienia w opacie sprzymierzeńca i odnalezienia odpowiedzi na dręczące pytania była silniejsza niż rozsądek Księcia. Od początku zdawał sobie sprawę z zagrożenia, jakie niósł ten sposób komunikacji jednak nigdy nie spotkał się z tak silną barierą umysłową.

„Niezwykły człowiek, ciekawe czy jego uczeń też posiada podobne zdolności. I jeszcze te szare oczęta, nie wiem czyje one były, ale z pewnością nie należały do człowieka bliżej było im do gada.”

Po mimo prób przypomnienia sobie dokładniej ze szczegółami, co się z nim wtedy działo zawsze napotykał ten sam piekielny ból głowy, dlatego też pod przymusem odpuścił sobie je. Z pewnością gdyby nie krasnolud i jego żelazne ramię perspektywa bliższego spotkania z ziemią była by nieunikniona. Większość wolnego czasu aż do przybycia Tirio spędził u siebie w pokoju grając w szachy, studiując papiery strategiczne i zajmując się rozmyślaniami, jednym słowem rutyna. Usst spał sobie spokojnie koło pryczy widocznie zadowolony z uroków podróży a raczej ich deficytu i może trochę braku dyscypliny Renilli.

Zasnute błękitnymi chmurami niebo nadawało pewnego klimatu temu statkowi jednak nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Rydiss siedział na jednej z dębowych beczek studiując jakieś dokumenty, gdy z bocianiego gniazda dotarł wrzask marynarza: „Ziemia Ziemia…” Książe zerwał się na nogi i obserwował jak statek powoli przedziera się przez zastępy seledynowej cieczy by dotrzeć do drewnianego portu. Od dość długiego czasu można było dostrzec uśmiech na twarzach marynarzy wojowników, magów i ogólnie wszystkich jednak Tirio nie przejawiał takiego entuzjazmu szczególnie po wysłuchaniu już dwóch nieciekawych przepowiedni. Jednak z drugiej strony przed przeznaczeniem się nie ucieknie a i ucieczka może je sprowokować, więc postanowił stawić mu czoło najlepiej jak potrafi. Gdy statek przycumował marynarze zaczęli znosić beczki, tobołki i inne rzeczy na ląd. Rydiss poszedł do swojej kajuty by spakować wszystko, co mu potrzebne, choć nie było tego za wiele. Równie dobrze mógł do tego użyć czaru jednak wolał zrobić to ręcznie.

- No Usst czas wracać do swojej pani z pewnością znajdziesz do niej drogę szybciej niż ja. – Tygrys o dziwo wykazywał zrozumienie tych słów poprzez kiwanie głową – mam do ciebie jednak jeszcze małą prośbę – mówiąc to wyciągnął pierścień, nad którym tak naprawdę pracował od dłuższego czasu, nie był on za ładny raczej wyglądał jak by go zrobił strasznie nieudolny kowal żłobienia były niedokładne i lekko powyginane. – Oddasz go Renilli razem z tym listem – całość dokładnie przewiązał i schował tak by nie wypadła kotu podczas biegu a nawet bitwy, do tego jeszcze kilka zaklęć zabezpieczających przed otwarciem i przeczytaniem osób trzecich – no a teraz już idź.

Sam zaś wstał od kota będąc ubrany w płaszcz, w którym to mieścił większość niezbędnych rzeczy i ruszył na miejsce wyznaczone przez Kreuzenferga. Miasteczko było małe, ale za to ładnie wyłożone kostką w ciemnych barwach a wszystkie budynki trzymały się jednego i tego samego stylu, co wyglądało dość atrakcyjnie.

- Tirio, Fergendo i Varroviensse będziecie mieli za zadanie pomóc w misji naszej ekipie poszukiwaczy artefaktów - rzekł Ultrich. - Więcej dowiecie się w kaplicy przy głównej bramie.
Jeden z witających wskazał ręką w przeciwną stronę.

Fergendo już ją spotkałem dziwna kobieta, ale z pewnością jak każdy tutaj jest niebezpieczna, teraz ta kraina pełna jest zabójców, magów, wojowników i do tego bardzo doświadczonych, a każdy z nich ma swoje specyficzne cele, jeszcze trochę poczekam a potem zacznę działać póki, co mam za mało informacji może po drodze uda mi się ich trochę zebrać”

-Witaj Fergendo a ty to z pewnością Varroviensse odezwał się książę, gdy zobaczył obie kobiety stojące obok siebie i wyczekujące na niego z niecierpliwością w oczach. Stojąc tak obok siebie wyglądały dość dziwacznie jednak książę nie zwrócił na to uwagi.
- Mam tylko nadzieję, że nie będziesz mi przeszkadzał – warknęła Varroviness.
- Tak to pewnie kara za to, że pierwszy się odezwałem – mruknął z uśmiechem na ustach Tirio – Tak czy inaczej szkoda czasu chodźmy.

Ruszyli mijając uliczki, którymi akurat teraz krzątało się dość sporo ludzi większość z nich to marynarze, nielicznie można było spotkać jakiś mieszkańców, czasem kilku wojowników, bądź straże ubrane w błękitne stroje.
Po paru minutach marszu dotarliśmy do niewielkiej kaplicy, przed którą znajdowała się trójka ludzi - dwie kobiety i mężczyzna. Ubrani byli w proste stroje podróżne. Klęczeli przed niewielką figurką swojego bóstwa, pokornie pochylając głowy. Gdy was zauważyli, wstali lekko zmieszani.
- Nie spodziewaliśmy się was tak szybko - stwierdził mężczyzna. - Ale to dobrze. Musimy wyruszyć jak najszybciej, bo silnie rywale mogą nas przegonić. - Zebrali z ziemi torby. Nie wyglądali na uzbrojonych, a tym bardziej nie na wojowników czy magów.

- Muszę jeszcze wstąpić do biblioteki i przejrzeć jej zbiory przydadzą się informacje na temat wybuchu wojny, zielarstwie, alchemii, mapy, coś o ukształtowaniu terenu i wiele innych rzeczy.
- Możemy wstąpić po drodze do bramy znajduje się biblioteka my także posiadamy pewne zbiory przy sobie może coś cię zainteresuje.

Varroviensse nie wyglądała na zadowoloną z postoju postanowiła poczekać na zewnątrz zaś Fergendo zupełnie odwrotnie z chęcią wkroczyła razem z resztą do dużej odbiegającej stylem od reszty budynków biblioteki. Niestety miny wszystkich zrzedły, gdy okazało się, że wszystkie księgi i dzieła są w języku, Zhieloskoju gdy Fergendo się o tym dowiedziała jej entuzjazm gwałtownie zanikł i postanowiła poczekać na nas na zewnątrz. Po paru minutach wędrowcy, wyszli z kilkoma książkami różnorakiej grubości zaś jeden z towarzyszy imieniem Vasilii zaproponował, że w trakcie podróży przetłumaczy dla Tirio część zbiorów. Na co on oczywiście przystał z uśmiechem na twarzy. Podróż okazała się dość męcząca jednak każdego wieczoru Tirio i Vasilii siedzieli odszyfrowując kolejne strony tekstów. Książę starał się nauczyć przez ten czas jak największej ilości słów i znaków z tego języka gdyż mogłyby one się okazać przydatne.Uczył się o tutejszej faunie i florze, zielarstwie i wielu innych aspektach. Czasem można było dostrzec błękitne błyski jego oczu. Jednym z politycznych dzieł na którym często Tirio się uczył języka i zastanawiał była kronika na temat wybuch wojny :


"Z pewnością głównym powodem rozpętania konfliktu był bunt rodziny Kravowów. Należy jednak pamiętać, że i to ma swoje podłoże historyczne.
Ze wszystkich państw naszego kontynentu, to Zhieloskoj jest najmłodszym, które zaadaptowało ideę reprezentacji ludu u władzy. Wcześniej rządziły nim dynastie królewskie, z których ostatnia - Wrogiuszowie zrzekła się rządów na rzecz lepszych kontaktów z państwami ościennymi. Gdy na urząd najwyższego senatora została wybrana Mariesza Golumiedzis, w państwie zrodziła się opozycja. Pani Golumiedzis była zwolenniczką bardziej postępowych reform, co wywołało sprzeciw konserwatywnych przeciwników. Skupili się oni wokół rodziny arystokratów - właśnie Kravowów. Senatorka Golumiedzis oraz senator Delmisz ostro pokazali, że nie zamierzają rezygnować ze swoich decyzji. Zagrozili rodzinie Kravowów likwidacją tytułu szlacheckiego, co byłoby potwarzą dla ich dziedzictwa.
Wkrótce został zabity senator Delmisz. Powodem śmierci było prawdopodobnie otrucie. Oczywiście podejrzenie padło w stronę Kravowów, którzy nawet mimo gróźb nie spuścili z tonu. W ten sposób senator Golumiedzis skłoniła senatorów do uwięzienia rodziny na czas uspokojenia społecznych nastrojów. Wśród uwięzionych znalazł się m.in. ojciec rodu Wurad, jego żona, dwie córki, oraz około sześciu bliższych krewnych. Do sąsiedniego Palatynatu uciekł syn Wurada, Rajwird - skądinąd bardzo zdolny czarodziej.
Wydawało się, że wszystko będzie dobrze, jednak czternastego dnia po uwięzieniu, budynek, w którym przebywali spłonął, a wraz z nim zginęli wszyscy Kravowowie. Konserwatyści oraz ostrożniejsi reformatorzy wszczęli bunt, czemu wyraz dali okupując budynek senatu. Lecz dopiero po powrocie Rajwirda doszło do przewrotu.
Nastroje społeczne były szczególnie antyrządowe, co skutecznie wykorzystał młody Kravow. Mając wokół siebie specjalistów od propagandy, udało mu się zebrać wielu sprzymierzeńców w całym kraju. Wśród nich był między innymi sam Borys Smokobójca, Eris Karlawerg, oraz wpół legendarny ork - Golgori z Wyżyn. W walkę zamieszano też najemników. Obie strony zdecydowały się na pomoc z krajów Aldacji i Pelladu.
Najwięcej sprzymierzeńców zebrał na południowym półwyspie Nadmorza. Przeciwników kazał traktować dość łagodnie. W mieście Ravot założył główną siedzibę buntowników. Tam też wygłosił swoje postulaty, jak na przykład likwidację rządów ludu i powrót na tron dynastii Wrogiuszów.
Zdobyto teren Smoczogrodu, Woriogruszy i przygraniczne w pobliżu miasta Oriopazh. Jednak są one wciąż sporne i niepewne.
Sprzed kilku dni, od czasu, gdy piszę kronikę, doszły mnie wieści o rozpoczęciu oblężenia Jeleniego Zdroju. Jeśli buntownicy zdobędą miasto, będzie to poważny cios dla sił państwa i propagandowa zdobycz Kravowa. Nie tylko ze względu na lokalizację (Jeleni Zdrój to tzw. brama na półwysep Nadmorza), ale także, jako stolica zhieloskojskiej kultury.
Wojna domowa będzie trwać nawet kilka lat, chyba, że któraś ze stron nie zyska oleju w głowie i postara się dążyć do ugody. Albo... Jeśli dojdzie do ingerencji z "zewnątrz"."
 
Eravier jest offline  
Stary 06-08-2009, 22:15   #23
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Ragath

"Oddział" liczył około pięćdziesięciu mężczyzn. Siedzieli zgromadzeni wokół studni tej niewielkiej wioski, w której się znaleźliście. Gdy zostaliście przedstawieni, wszyscy wstali i zasalutowali, wyciągając w górę rękę z rozwartą dłonią.
Można było o nich powiedzieć wszystko, lecz nie to, że są żołnierzami. Bardziej przypominali chłopów oderwanych od zajęć - rolników, rzemieślników, piekarzy... Jak widać problemy z wojskiem dotykały wszystkich. Ich mundury niekoniecznie przypominały to, co widzieliście u pozostałych wojowników, chociaż już tamte cechowały się niemalże skrajną surowością. Były szyte nie na miarę, niekompletne - ktoś wychodził z założenia, że mają spełniać jedynie funkcję reprezentatywną. Jeden miał mundur kompletny i to z odznaczeniami. On właśnie wstał z obręczy studni, a następnie zbliżył się do was. Był zdecydowanie za stary na służbę wojskową, chyba nawet starszy od waszej trójki. Siwy, z szerokim wąsem. U boku miał zakrzywioną szablę.
- Ja trochę znat' wasz język, to będę waszym tłumaczem - powiedział.
"Kadeci" zaczęli mówić między sobą w swoim rodowym, ostrym języku.
- Dostaliśmy rozkazji od gienerała, co by ćwiczyć na placu, bo w pobliżu wciąż kręcą się oddziały senatorskie.
Wskazał drżącą ręką bliżej nie sprecyzowany. Paladyn początkowo trzymał się na uboczu, teraz wystąpił i zaczął krążyć wokół weterana mówiąc zdecydowanie;
- No to na co czekać?! Chodźmy już! Im szybciej zrobimy z was zabójcze płotki, tym lepiej!
Żołnierze nie zrozumieli ani słowa, ale chyba pojęli przekaz, bo zaczęli zbierać broń.

Samuel/Muriel
Coś zbudziło cię w nocy. Wydawało się, że był to przypadek, lecz wystarczyło otworzyć oczy, by ujrzeć znaczne zmiany. Przed tobą znajdowała się ogromna katedra.



Na schodach ktoś stał. Gdy oczy przywykły do ciemności, postać stała się wyraźniejsza. Nosiła długą, czerwoną szatę. Jednak po zbliżeniu - a sam nie wiedziałeś skąd nagle znalazłeś się tak blisko - okazała się to być skromna suknia. Nosiła ją kobieta bardzo młoda i równie piękna. Miedziane włosy padały jej na plecy, wpatrywała się w ciebie swoimi brązowymi oczyma. Uroku dodawały jej mały nos i pociągła twarz.
- Mam dla ciebie wiadomość od najwyższych... - powiedziała cicho dźwięcznym głosem. - Chodź za mną.
Musiałeś pójść. Miała w sobie coś, co mogło pobić dziesięciu surowych generałów.

Prowadziła cię pustą halą katedralną. Słychać było jedynie jednostajny stukot twoich butów. Na końcu oświetlony płonącymi lampkami stał pomnik jakiegoś bóstwa. Rozłożone ręce skierował ku górze, podobnie jak oszpeconą twarz. Stał w pełnej zbroi płytowej. Kapłanka - bo musiała być to kapłanka - chwyciła cię za dłonie.
- Nie wiem dlaczego, Wielki Nyerl wybrał sobie ciebie za wykonawcę swojej woli - mówiła z pasją w głosie. - Rzekł bowiem, oto czas byśmy stali się jednością.
Zrzuciła suknię, ukazując nagie ciało.
- I oto... staniemy się jednością... - szepnęła.
Zatopiła swoje usta w twoich. I istotnie wasze serca zaczęły bić razem.

Obudziłeś się wczesnym rankiem, pewien, że był to sen. Przed tobą istotnie nie było świątyni. Za to szybko zorientowałeś się, że obok leży ta kapłanka w czerwonej sukni. Leżała twarzą do góry i wpatrywała się w niebo otwartymi oczami. Martwymi oczami. Gardło było podcięte, a ta gęsia szyja pokryta zaschniętą krwią. Reszta wchłonęła już w grunt.

Gloinus Whitebeard

Można powiedzieć, że gdy tylko weszliście do środka, zostaliście porwani przez grupę ludzi w szatach magów. Mówili szybko we własnym języku, a do was rzucili tylko;
- Musimy się spieszyć! Przeniesiemy was na drugi koniec kraju.
- Na drugi koniec...? - wysapał Aldrim
Poprowadzili was na drugi koniec okrągłej sali, gdzie na podeście widniały egzotyczne znaki i symbole. Magowie ustawili waszą dwójkę na środku podestu, a potem w szóstkę otoczyli. Natychmiast złożyli dłonie. Najstarszy mag zaczął wyśpiewywać inkantację. Otoczyło was coś na wzór przezroczystej masy, która wsiąkała w wasze ciała powodując ujmujące zimno. Po pięciu minutach zeszła, jednak drgawki pozostały. Znaleźliście się w innym budynku, bardziej obskurnym. Wciąż była szóstka magów. Jeden z nich klęczał, trzymając się kurczowo swoimi dłońmi. Spomiędzy palców płynęła krew. Inni też wyglądali niezdrowo.
- Mam nadzieję, że warto było tracić siły na waszą teleportację - powiedział łysy mag z długą brodą. - Witamy w Smokogrodzie. Za mną.
Pobiegliście wąskimi, krętymi schodkami w dół tej wieży.
- Smokogród nie na darmo nosi taką nazwę - mówił mag, który biegł z przodu. - W podziemiach tej budowli śpi smok równie stary co nasza cywilizacja. Musimy zaryzykować i go obudzić. Niestety senatorzy również o tym wiedzą i posłali szpiegów, by zabili tą istotę. Musimy być tam przed nimi, inaczej stracimy szansę na zyskanie sprzymierzeńca. Wybraliśmy was, bo jedynie krasnoludy są w stanie przebyć te korytarze. A my wracamy do obrony... inaczej zdobędą Smoczogród i utracimy potężną twierdzę.


Zostawił was przed wejściem do jaskini. Przy wejściu płonęły pochodnie, lecz dalsza część była zakryta mrokiem.

Rydiss Tirio
Wędrowaliście początkowo drogą między pastwiskami, lecz już o poranku zeszliście w las. Tam Vasilii opowiedział wam nieco o celu podróży. Była to stara biblioteka, założona przez lorda Apokela - jednego z władców Zhieloskoju. Dziwne położenie nie przeszkadzało w popularności budynku, gdzie zawsze można było znaleźć księgi nie do zdobycia w innych miejscach. Jednak kilkanaście lat temu stało się coś dziwnego. Biblioteka została zrujnowana, a pracownicy zniknęli w dziwnych okolicznościach. Wszelkie dzieła zabrano po tym wypadku, a budynek popadał w ruinę.
Lecz jakiś czas temu odkryto mapę, która wskazywała, że lokalizacja biblioteki nie była przypadkowa. Zwój wskazywał, że pod ziemią znajduje się kompleks o nieznanym przeznaczeniu i pochodzeniu. Zostaliście wysłani prawie natychmiast po tym odkryciu.

Po godzinie zobaczyliście bibliotekę. Był to niski budynek, z niewielką kopułą. Szyby w okiennicach były rozbite, a front pokryły rośliny. Przed biblioteką ktoś spacerował obserwując okolicę.
- Spokojnie, to nasz - powiedział Vasilij.
Następnie zakrzyknął coś do kręcącego się człowieka. Ten również odpowiedział krzykiem i zamachał. Jednak, gdy zbliżyliście się, krzyknął i uniósł się w powietrze. Potem coś rozerwało go wzdłuż na dwie części, a następnie odrzuciło. Strumień krwi popłynął do istoty kryjącej się między drzewami.


Przypominała ludzką postać... jedynie kształtem. Lecz nie badaliście jej teraz. Fergendo krzyknęła;
- Do biblioteki! Prędko!
Złapała trójkę przerażonych historyków i wraz z nimi pomknęła w stronę lekko uchylonych drzwi bibliotecznych. Jednocześnie uderzając w istotę jaskrawym płomieniem. Varsoviensse wysunęła ze swojej zbroi dwa ostrza długości prostego sztyletu, a następnie nałożyła hełm. Potwór przestał interesować się czwórką, która znalazła się w budynku, lecz zaczął powoli kuśtykać w waszą stronę.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 11-08-2009, 13:05   #24
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Trójka wojów wreszcie dotarła na miejsce. Ragathowi na samą myśl niańczenia tych patałachów robiło się niedobrze. Widok jaki zastali po przyjeździe odpowiadał niemal zupełnie wyobrażeniom najemnika. Zwyczajni ludzie, jakby siłą oderwani od swoich codziennych zajęć. Dostali za to w prezencie za duże zbroje, lub za krótkie miecze, ewentualnie trochę prochu i musieli sobie wmawiać, że po to zostali stworzeni.

A tak na prawdę człowiek nie rodzi się w żadnym celu. Jest po prostu wynikiem działań swoich rodziców, które miały miejsce jakieś dziewięć miesięcy wcześniej. To wszystko. Ragath wiedział coś na ten temat.

Gdy zeszli z koni podszedł do nich jakiś staruszek, który chyba jako jedyny z tej całej zgrai w miarę się prezentował. Pomijając jego wiek.

- Ja trochę znat' wasz język, to będę waszym tłumaczem - oznajmił. - Dostaliśmy rozkazji od gienerała, co by ćwiczyć na placu, bo w pobliżu wciąż kręcą się oddziały senatorskie.

"Oddziały senatorskie?" pomyślał Ragath. Drobny uśmieszek zdradzał co jego właściciel właśnie planuje. Najemnik za nic w świecie nie miał ochoty trenować jakiejś bandy łamag, ale wycieczki w postaci zwiadów to zupełnie inna bajka. Pozostawał tylko problem kto miałby się zająć tymi niedorajdami. Na szczęście sam się rozwiązał:

- No to na co czekać?! Chodźmy już! Im szybciej zrobimy z was zabójcze płotki, tym lepiej! - wywalił Brunschwick i ruszył w stronę oddziału.

Ragath spodziewając się, że Gorginth jest tak samo zapalony do tego szkolenia jak on sam, mrugnął do niego znacząco i ruszył za paladynem.

- Kalikstusie - zaczął. Rycerz zrobił lekko zniesmaczoną minę, gdy usłyszał, że ktoś zwraca się do niego po imieniu, ale nic nie powiedział. Odwrócił się tylko w stronę najemnika. - Posłuchaj. Nie wiem jak ciebie, ale mnie nieco zaniepokoiło to co powiedział ten dziadziuś o tych oddziałach senatorskich działających w pobliżu. Dlatego myślę, że warto by było wysyłać regularnie jakieś zwiady, rozumiesz. Chociaż ci tutaj raczej niespecjalnie się do tego nadają, chyba sie zgodzisz.

- Hmm... - Brunschwick udał, że myśli. - Chyba masz rację. A zatem wyruszę natychmiast i...

- Dobra - przerwał mu szybko Ragath, spodziewając się, że facet się za chwilę nieźle rozkręci i będzie nawijał godzinami. - A ja z Gorginthem w tym czasie zrobimy z tych szczyli wojsko jak się patrzy. Będą dokładnie tacy jak my.

Paladyn chyba zrozumiał jak może wyglądać jego oddział, gdy szkoleniem zajmie się ta dwójka i szybko zmienił zdanie:

- A może lepiej będzie jak ja zajmę się szkoleniem? Mam już pewne doświadczenie w tych sprawach i...

- No to postanowione. Ja z Gorginthem wyruszamy na zwiad, a ty zajmiesz się tymi... eee... żołnierzami.

Nie czekając na odpowiedź najemnik odwrócił się i wraz z drugim "śmieciem" ruszyli w stronę koni.

- Całkiem nieźle - Potężny pochwalił mały fortel.

- Ma się ten talent - skwitował krótko Ragath.

Obaj wsiedli na wierzchowce i popędzili wraz z przewodnikiem w las. Najemnik miał szczerą nadzieję, że już niedługo trafią na jakiś niewielki oddział.

Niestety szczęście im nie dopisywało. Przez kilka dni krążyli bez skutku po okolicy. Starali nie pokazywać się zwykłym ludziom na oczy, bo ci zmuszeni przez wroga mogliby opowiedzieć o dziwnie ubranych wojownikach działających w pobliżu. Jednak zapasy zaczęły się kończyć i należało albo wrócić do obozu, albo zdobyć żywność u miejscowych. Ragath najbardziej upodobał sobie trzecie rozwiązanie, którym było zdobycie jedzenia na nieprzyjacielu, ale z jego braku było to niewykonalne.

Ostatecznie postanowili ruszyć w drogę powrotną. Trzeba było dać znać o sobie. W końcu co to za zwiad, który nie przynosi żadnych wieści. Oby tylko paladynowi nie strzeliło do głowy wysłać drugiego patrolu.

Najemnik był zawiedziony. Liczył na jakąś walkę, a tymczasem wciąż jedynymi starciami w jakich uczestniczył od momentu opuszczenia domu były znokautowanie marynarza i bijatyka z Gorginthem. Czy coś się wreszcie zacznie dziać?
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 11-08-2009 o 13:22.
Col Frost jest offline  
Stary 14-08-2009, 21:43   #25
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Witamy w Smokogrodzie. Za mną.
Bez zbędnych ceregieli ani czasu na czcze gadanie obaj krasnoludzi pognali zaraz za prowadzących ich czarodziejem.
- Smokogród nie na darmo nosi taką nazwę - Mag prowadził ich coraz niżej schodami. Mimo na pozór dobrej sylwetki, łapała go zadyszka. Wyczerpał się pewnie ich teleportacją. No i gadanie tez nie pomagało. - W podziemiach tej budowli śpi smok równie stary co nasza cywilizacja. Musimy zaryzykować i go obudzić.

Gloinus i Aldrim biegli truchtem obok siebie, a echo klekoczących zbroi niosło się po schodach. Spojrzeli po sobie znacząco. Mag zatrzymał się, złapał oddech, po czym skręcił w lewo i ruszył drugimi schodami. Te prowadziły jeszcze bardziej stromo w dół.
- Niestety senatorzy również o tym wiedzą i posłali szpiegów, by zabili tą istotę. Musimy być tam przed nimi, inaczej stracimy szansę na zyskanie sprzymierzeńca. - z klatki schodowej gdzie gdzieniegdzie jeszcze przesmyki słońca dawały o sobie znać, wpadli wprost w ciemny korytarz. Na ścianach z rzadka wisiały pochodnie. Część z nich zgasła, część z nich wypaliła się na dobre. Mag pochwycił jedną z palących się i wyprowadził ich... na powierzchnię. No, może nie do końca. Dosłownie obok wylotu z tajnego korytarza była wielka czarna dziura w ścianie. Mag się zatrzymał.
Brodacze domyślili się, że są na miejscu.
- Wybraliśmy was, bo jedynie krasnoludy są w stanie przebyć te korytarze. A my wracamy do obrony... inaczej zdobędą Smokogród i utracimy potężną twierdzę.

Zostawił ich przed wejściem do jaskini. Przy wejściu płonęły pochodnie, lecz dalsza część była zakryta mrokiem.
- Wybrali nas, dobre sobie. Boją się ruszyć swoje stetryczałe tyłki i wysyłają bestii dwa łakome kąski.
- Smoki to piękna rasa. - odparł Gloinus - O ile będziemy się zachowywać, nie powinien nam nic zrobić.
Aldrim pochwycił wtenczas jedną z wiszących pochodni.
- Mam nadzieję że wiesz co mówisz.

Zagłębili się w mrok. Nawet płomień pochodni ledwo się tlił w ogarniających ich ciemnościach. Szli wolo, krok po kroku. Prowadził Aldrim, trzymając w wyciągniętej ręce pochodnie. Nagle potknął się, a głownia wypadła mu z rąk. Szczęście, że nie zgasła.
- Psiakrew, co to... - Aldrim przerwał w pół zdania. To co zobaczyli, naprawdę zmroziło im krew w żyłach.


Cmentarzysko. Istny grobowiec. Skrzętnie ułożone w kupie, wybielałe kości, dziwnym jeszcze trafem złączone z resztą szkieletu.


- Hohoho. - Aldrim podskoczył jak opętany. Szybko otrzepał się z kurzu i podniósł żagiew - Widzę że było tu już kilka poselstw o pomoc.
- Nie gadaj bzdur. Pewnie chciwi głupcy liczyli się z nadzieją zagarnięcia bogactw.
- A ty nie chciałbyś zagarnąć tych całych skarbów?
- No chciałbym ale... Nie zmieniaj tematu! Smok to smok. na niego trzeba by ze dwudziestu naszych. Wolę nawet nie próbować.
- A co z tymi "obiecanymi skarbami" ?
- Będzie jeszcze i na to okazja.
- Gloinus chrząknął i splunął na ziemię. - Te skarby musimy sobie darować. Jedno złe słowo i skończymy jak ci tutaj - toporem trącił jednego ze szkieletów, który rozsypał się na posadzkę.

Szli długo, coraz bardziej wgłąb jaskini. Wydawała się zmierzać do samych czeluści piekieł. Po około dwudziestu minutach teren zaczął się wyrównywać, a korytarz - poszerzać jeszcze bardziej.
Droga, którą szli gwałtownie skręcała w lewo. Dzięki krasnoludzkiemu pochodzeniu obaj poczuli "zapach" złota. Przyśpieszyli kroku...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>

Ostatnio edytowane przez Zielin : 15-08-2009 o 05:47.
Zielin jest offline  
Stary 17-08-2009, 21:02   #26
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Samuel wstał i przetarł oczy. Słońce było juz wysoko na niebie i skrzyło się delikatnie w rosie pozostawionej przez noc na źdźbłach trawy. Koń pasł się spokojnie kilkanaście metrów dalej. Sam wstał nie mogąc przez chwilę złapać równowagi jakby poprzedniej nocy solennie przesadził z gorzałką. Wyprostował się i przeciągnął cały czas mając na uwadze swój chybotliwy stan. Trafiło go to niczym potężny kopniak w brzuch - znowu miał władzę nad własnym ciałem, to on ruszał teraz SWOIMI rękoma, to on siedział za sterami!

Zaabsorbowało go to zupełnie – był niezwykle zadowolony, ale do czasu... cały czas czuł niezwykłe przeświadczenie, – że coś jest nie tak. Gdy fala euforii minęła od razu zadał pytanie na głos (byli sami toteż używanie notatnika było zbyteczne, wszak miał on tylko służyć do ukrywania rozmów przed innymi ludźmi):

- Jesteś tam Muriel? Co się stało, że pozwoliłeś mi wrócić do władzy? – Po chwili dłuższego milczenia Sam usłyszał tylko niewielki jęk w swojej głowie, po którym cieniutki, słaby głos w końcu przemówił...
– To nie ja na to pozwoliłem, a przynajmniej nie zrobiłem tego specjalnie. To, co się wczoraj stało osłabiło mnie w jakiś sposób... ta szmata i ten jej bożek... rytuał... – glos w środku czaszki się załamywał i słabł miejscami, co nie było normą dla wścibskiego, głośnego i wszystko komentującego głosu swego wewnętrznego towarzysza.
- Czekaj, czekaj... nic nie rozumiem. M mów jaśniej, bo z tego pieprzenia nic nie rozumiem. Te, a tak w ogóle, co ci jest? – po chwili ciszy usłyszał tylko.
- Odwróć się.

To, co zobaczył wprawiło go w szok, a raczej to, że zauważył to aż tak późno – leżał koło trupa! Może przespał obok niego nawet całą noc! Czemu zauważył to po tak długim czasie? Zapewne za sprawą nieoczekiwanego „powrotu” na swoje miejsce i radością z nią związaną.

Śmierć nie była dla niego czymś nowym, o nie, nie dla kogoś wychowanego w dzielnicy portowej, choć i tam raczej nie zabijano tak pięknych kobiet - okradano i gwałcono, a nawet sprzedawano do burdeli, ale nie zabijano, bo to się po prostu nie opłacało! Stał tak chwilę i patrzył na zwłoki o podciętym gardle.

- Coś ty zrobił Muriel?! Coś ty zrobił!? - Odpowiedziała mu tylko cisza.

Sytuacja się skomplikowała: był trup on miał zadanie do wykonania i to z ograniczonym czasem, a jego drugie ja albo nie chciało albo nie miało siły by się wytłumaczyć... tak, nic dawno nie było tak skomplikowane w jego życiu. Musiał sobie poradzić! Zakopanie trupa zajęło mu około trzech godzin, a to dlatego, że nie miał łopaty albo czegoś, co mogło za nią służyć. Cały trud był prawdopodobnie i tak daremny, gdyż bez odpowiednich narzędzi ciało było zbyt płytko pod ziemią by zwierzęta nie mogły się do niego dobrać. Jednak uważał to za swój obowiązek, „zbyt wielu nie ma w tych czasach szacunku dla śmierci” – on ją miał. Gdy ją grzebał zauważył, że ma ona niezwykle precyzyjnie podcięte gardło, co przesądziło, w jego mniemaniu, o tym, że za tym wszystkim stoi Muriel. Samuel jednak nie chciał w to uwierzyć - wydawało mu się, że po tych wszystkich rozmowach Go zna.

Słońce nie stało jeszcze na środku nieboskłonu, gdy Sam dosiadł konia i popędził w dalszą drogę. Gdy był tylko obserwatorem z perspektywy uważnie obserwował wszystko, co się dzieje wokół niego toteż miał dobre rozeznanie w zadaniu. Jeszcze kilka krotnie próbował rozmawiać ze swoim drugim ja, lecz zaprzestał tego po czwartej głuchej próbie. Przeszło mu przez myśl, że osiągnął to, czego od tak dawna chciał, że pozbył się Muriela – swego „pasożyta”, niechcianego „lokatora”. Jednak wizja spełnienia swego celu nie napawała go radością, o nie, napełniała go strachem, strachem człowieka, który został sam w lesie, którego nie znał i nie ma się do kogo odezwać, kogo się poradzić. Było jeszcze jedno uczucie, którego nigdy wcześniej nie poznał lub nie pamiętał. To mogła być tęsknota po stracie naprawdę kogoś bliskiego...
 
Mono jest offline  
Stary 21-08-2009, 14:12   #27
 
Terrapodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Samuel

Lasy porastają Zhieloskoj w znacznej części. Nic dziwnego, że wyspecjalizowała się tutaj profesja przewodników, czyli ludzi obeznanych w tych dzikich terenach. Niestety nie miałeś tego szczęścia. Szczęśliwie trakt był wyraźnie wyznaczony. Lecz po kolejnych godzinach podróży, zacząłeś miewać objawy paranoi. W ludowych podaniach las jest osobną istotą i właśnie takie odczucie zaczęło ci towarzyszyć. Wydawało się, że roślinność zlewała się, obserwowała cię z oddali i szeptała. Co więcej ktoś podążał w pobliżu. Niemy obserwator dotrzymywał kroku, lecz trzymał się nieco na uboczu. I jedynie instynkt podpowiadał, że to coś nie ma pokojowych zamiarów.


Jednak równie szybko las się skończył, ukazując płaski teren. Od razu wyczułeś pewną rześkość. To samo poczuł wierzchowiec, który ujrzawszy otwarty teren stał się żwawszy. Miałeś mapę z wypisanymi miejscami, w których można się zatrzymać. Kawałek dalej były rozdroża. Krótszą drogą dotarłbyś do przystani, która codziennie transportuje podróżnych przez zatokę, lub dłuższa terenem. W każdym razie najbliższe, bardziej luksusowe miejsce do ewentualnego wypoczynku było zaznaczone w tej dolinie. I podpisane jedynie "Fiodor Baumaryl".
Z tego miejsca dało się dojrzeć całkiem duży budynek, za którym rozciągały się pola uprawne, pracowało kilka osób i pasło bydło.

Gloinus

Weszliście do jaskini, która bardziej przypominała studnię, bo wysoko w górze widać było błękitne niebo. Pośrodku, otoczony żelastwem leżał smok. To wielki, zielony jaszczur pokryty łuską, z ogromnymi, złożonymi skrzydłami, ogromną paszczą i ostro zakończonym ogonem. I wtedy uderzyła was prawda.

Smok był martwy.

Ogromny miecz wbity był głęboko w nasadę czaszki, a czarna posoka wsiąkała w ziemię.
- Ktoś nas wyprzedził! - krzyknął Aldrim
Jego głos odbijał się echem i przerodził w szyderczy śmiech. Zza smoka wyłoniły się dwie bliźniacze istoty.


Byli to nieumarli, a może istoty zbudowane od początku? Z pewnością mieli na celu pozbycie się intruzów. Z niesamowitą prędkością rzuciły się w waszym kierunku.

Ragath

Po powrocie nie natknęliście się na paladyna ani oddział. Lecz odgłosy dochodzące z placu treningowego wyraźnie wskazywały, że trwa ostry trening. Dostaliście od milczących gospodarzy solidny posiłek, a potem przyszedł Brunschwick.
- Mamy wiadomość, że wioska na północy udziela regularnego wsparcia siłom senatorskim. Musimy to sprawdzić!

Po kilku dniach marszu dotarliście do wioski. Już na wstępie zauważyliście pospiesznie zbudowaną barykadę. Wtem kilka bełtów poleciało w waszą stronę. Dwóch żołnierzy padło rannych, lecz pociski ominęły was. Powoli zbliżali się wojownicy.
Po bliższym rozeznaniu, okazało się, że to bardziej chłopi, pospiesznie uzbrojeni. Niektórzy właściwie dysponowali jedynie kosami czy widłami. A w ich wzroku wyraźnie było widać determinację.
- Wybić wszystkich! - krzyknął paladyn. - Wybić całą wioskę z kobietami i dziećmi włącznie! Musimy pokazać, iż nikt nie może stawiać nam oporu!
Gorginth zawahał się. Walczył z potężnymi wojownikami, magami, smokami i przeróżnymi bestiami. Nigdy nie przeciwko grupie chłopów. I choć miał na sumieniu grzeszki, nie mordował dzieci i kobiet. Mimo to chwycił za broń. Tak samo zrobił oddział.
 
Terrapodian jest offline  
Stary 22-08-2009, 23:45   #28
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ubrudzeni przede wszystkim ziemią, śmierdzący potem i wychudzeni przez głód zwiadowcy powrócili do obozu. Nie znaleźli niczego ciekawego. Żadnego śladu wroga. Absolutnie nic. Stracili tylko czas, siły i trochę na wadze.

W obozie nie zastali wiele osób. Jacyś kucharze, paru stajennych i nikogo więcej. Odgłosy dochodzące z placu treningowego, wyraźnie wskazywały, że wszyscy wylewają siódme poty na ćwiczeniach. Ragath jeszcze raz odetchnął z ulgą, że to nie on musi się męczyć z tą bandą farmerów, kowali i innych rzemieślników, którzy z dnia na dzień mieli zamienić się w żołnierzy. Przybyłych poczęstowano michą jakiegoś jedzenia, którego smak w przybliżeniu można było określić jako okropny, ale ci po przymusowej diecie nie zamierzali narzekać. Od razu zabrali się do napełniania żołądków.

Gdy skończyli jeść i rozkoszowali się uczuciem pełnych brzuchów trening dobiegł końca i "wojacy" powoli zaczęli ściągać do obozu. Wkrótce pojawił się też Brunschwick. Szedł z wypiętą piersią, dumny jak paw. Na kilometr było widać, że jest z czegoś bardzo zadowolony. Niedługo jego towarzysze mieli się dowiedzieć z czego:

- Mamy wiadomość, że wioska na północy udziela regularnego wsparcia siłom senatorskim. Musimy to sprawdzić!

Najemnik nie protestował. Niespecjalnie mu się ten fakt podobał tym bardziej, że nie wiedział od kogo przyszedł rozkaz, a wątpił by książę zawracał sobie głowę jakąś wioską. Paladyn natomiast odpowiadał wymijająco na pytania o źródło całego rozkazu. Tak czy inaczej szykowało się na bitkę, a przecież po to Ragath tu przybył. Na chwilę mógł więc zapomnieć o postanowieniu z przeszłości. Oby tylko się to na nim nie zemściło.

Parę godzin później wyruszyli w drogę. Wojownik wraz z Gorginthem jeździli w zwiadach, a ponieważ rycerzyk prowadził właściwą część oddziału, mogli spokojnie porozmawiać, z dala od jego uszu.

- Wygląda na to, że przejął tu dowodzenie. W ogóle nie liczy się z naszym zdaniem. Nie chce zdradzić skąd ten rozkaz i te wieści. Myślisz, że wysyłał inne patrole? - zastanawiał się Potężny.

- Mało mnie to obchodzi, jeśli chcesz znać moje zdanie. Jeżeli tak bardzo chce, niech sobie dowodzi. Przynajmniej na razie. W prawdziwym boju tacy jak on zawsze rzucają się pierwsi do ucieczki. Zresztą w bitwie zdarzają się różne wypadki...

- Masz na myśli...?

- Aha - odpowiedział Ragath z krzywym uśmieszkiem. - Póki będzie dobrze dowodził, niech sobie rządzi. Ale błędów nie będziemy tolerować - przejechał palcem po szyi.

Po kilku dniach dotarli na miejsce. Ukazała im się amatorsko zbudowana barykada. Wróg ma prawdopodobnie świetnie maskujących się zwiadowców, albo przynajmniej ludzi znających te tereny, skoro wiedział o ich przybyciu. Zamiast jednak kryć się za "fortyfikacjami" wolał uderzyć frontalnie na nadchodzącego przeciwnika. Dwa bełty przeleciały najemnikowi koło ucha, a za chwilę wysypali się na nich jacyś ludzie uzbrojeni w co tylko się dało.

- Wybić wszystkich! Wybić całą wioskę z kobietami i dziećmi włącznie! Musimy pokazać, iż nikt nie może stawiać nam oporu! - krzyknął Brunschwick.

"Dziwne zachowanie jak na paladyna" przyszło na myśl Ragathowi, ale nie zastanawiał się nad tą kwestią. Skoczył do przodu jako jeden z pierwszych na swoim rumaku.

Gdy biegnący "wojownicy" zobaczyli nacierających kilku potężnych kawalerzystów zwątpili w sens ich aktualnego działania. Bełty śmigały w pobliżu, gdy najemnik ścinał swoje pierwsze ofiary na tym kontynencie. Znowu poczuł to wspaniałe uczucie towarzyszące każdej walce, chociaż był zawiedziony poziomem przeciwników.

Gdy dojeżdżał już do barykady jakaś zagubiona strzała trafiła jego konia prosto w krtań. Ten tylko upadł, a jeździec przy pełnej prędkości zwalił się na ziemię. Przez chwilę nie wiedział co się dzieje. Jakieś krzyki, dźwięk stali, strzały.

Tymczasem spieszona część oddziału dotarła do wioski. Zaczęła się regularna bitwa, a biorąc pod uwagę, że zarówno jedni jak i drudzy "żołnierze" przedstawiali podobny poziom, ciężko było wywnioskować kto przeważa i kto ostatecznie wygra. Jedno było pewne. Ofiar będzie sporo po obu stronach.

Ragath doszedł wreszcie do siebie. Leżał na ziemi, pod barykadą, wpatrując się w niebo. Nagle zauważył, że na tej całej drewnianej konstrukcji ktoś stoi. Kształt się wyostrzył i okazał się to być mężczyzna z kuszą, celujący w dół. Celujący w niego!

Najemnik instynktownie sięgnął do pasa po samopał. Nie celując zbytnio wystrzelił. Trafił przeciwnika tylko w ramię, ale ocalił swoje życie. Natychmiast pozbierał się i wstał. Schował pistolet za pas, chwycił za miecz i ruszył wzdłuż barykady. Przy wejściu do wioski leżało kilkadziesiąt trupów obu walczących stron. Walka przeniosła się już w głąb zabudowań. Nagle jakiś bełt wbił się w ziemię, w pobliżu stóp najemnika. Na barykadzie wciąż są jacyś strzelcy!

Wojownik wyciągnął zza pasa drugi samopał i ruszył na drugą stronę zapory. Jeden mężczyzna już w niego mierzył. Celny strzał z pistoletu powalił go na ziemię. Drugi i trzeci padli wkrótce potem od ciosów mieczem. Czwarty jednak zdążył wystrzelić i co gorsza trafić nacierającego żołnierza. Ragath impetem powalił wroga, po czym wykończył go, wyciągniętym z pochwy nożem. Ostatni kusznik, zraniony wcześniej w ramię, uciekł. Trochę dalej leżał szósty ze strzałą w szyi.

Z wioski zaczęły dochodzić odgłosy przypominające krzyk kobiet i płacz dzieci. "A więc paladyn nie blefował. Kto wie do czego jeszcze jest zdolny?" Z poszczególnych domów zaczynały wznosić się czarne słupy dymu. Walka była skończona. Najemnik siedział na ziemi wpatrując się w płomienie, które powoli zaczęły górować nad domostwami.
 
Col Frost jest offline  
Stary 28-08-2009, 11:46   #29
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Ktoś nas wyprzedził! - krzyknął Aldrim
Jego głos wpierw roztaczał się po jaskini, by z impetem przejść paskudny i przeraźliwy śmiech. Obaj brodacze spojrzeli po sobie. Jak na znak dobyli broni i zaczęli iść tyłem w powrotnym kierunku.
Nie zdążyli przebyć nawet kilku metrów, gdy piskliwy chichot zrobił się jeszcze głośniejszy. Zza truchła smoka wychynęły dwie postaci.

Trupio-blada skóra, która wydawała się świecić w ciemnościach nadawała owym intruzom przeraźliwy wyraz twarzy. No i jeszcze ten przeraźliwy uśmiech sadystycznego mordercy. Napewno nie byli przyjaźnie nastawieni.
- Nieumarli.. - wyszeptał cicho Gloinus, lecz jego głos roztoczył się po całej jaskini równie doniośle, co wcześniejszy krzyk Aldrima.

Z niebywałą wręcz prędkością zombie ruszyły na dwóch krasnoludów.
W mig stali przed nimi, wyciągając swe zakrzywione pazury ku ich twarzom.
Aldrim zdążył się schować za toporem, Gloinus jednak został - na szczęście dość płytko - ranny w policzek. Długa na siedem centymetrów smuga zaczynała się przy podbródku i szczęśliwie nie dosięgła prawego oka. Krasnolud odepchnął nieumarłego toporem i odskoczył na chwilę. Tamten jednak nie zważając praktycznie na prawa grawitacji, nie chwiejąc się nawet ponownie doskoczył do Gloinusa.

Obaj brodacze bronili się zażarcie toporami, coraz dalej wycofując się z jaskini. Zasłanianie się tarczą i toporem dawało jakieś rezultaty, ale nieumarli jakby nigdy nic dalej napierali. Widać mieli za zadanie zlikwidować intruzów za wszelką cenę.
- Ci... nieumarli....są zbyt... szybcy - wysapał Aldrim między blokiem i atakiem.
- Też myślałem że... truposze... są bardziej... powolne - odparł Gloinus
- Nic nie poradzimy... Trzeba... szybko... się z nimi rozprawić..bo ja... nie wytrzymam.. już tak długo...
- Krasnoludy... się nie poddają... To tylko... paskudne ścierwojady! Nie damy się! - siła włożona w okrzyk zdziwiła nawet samego brodacza.
- Nie damy się! - odkrzyknął spowrotem jego kompan

Obaj zaparli się nogami o nierówny grunt. Nieumarli byli jakieś pięć metrów przed nimi, szykując kolejne natarcie. Gloinus splunął na ziemię. Koniec uciekania - teraz miała rozpocząć się prawdziwa walka....
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 29-08-2009, 09:32   #30
 
Eravier's Avatar
 
Reputacja: 1 Eravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znanyEravier nie jest za bardzo znany
Rydiss Tirio

Książe wraz z Vasilem tłumaczyli książki ucząc się języka prawie w ogóle nie zwracając uwagi na piękno tutejszej przyrody. Co prawda roślinność miała trochę inne barwy niż na pustyni nie było tu tyle żółci i niebieskich kamyczków za to pasma zieleni i ciemne szczyty gór były bardzo miłą odmianą? Gdy Tirio szedł wraz z Vasilem, co ostatnio stało się normą rozmawiając, tłumacząc i wymieniając spostrzeżenia. W końcu zadał to pytanie gdzie zmierzamy i co mamy tam zrobić. Rydissowi bardzo odpowiadał fakt starych bibliotek, w których można znaleźć masę książek, na co odpowiedział szczerym uśmiechem. Jednak pozostała dwójka dała do zrozumienia, że ich to za bardzo nie interesuje. Książe bardziej martwił się o to, że w tych ruinach może niewiele znaleźć niż o własne życie może to, dlatego że nie należał do ludzi niepotrafiący o siebie zadbać bardziej martwił się katakumbami nie lubił zimna, wilgoci i braku słońca. ( Zupełne przeciwieństwo jego dwójki towarzyszy, którzy podchodzili do tego faktu bardziej optymistycznie aniżeli on sam.)

Podróż trwała jeszcze jakąś godzinę nim dotarli do obszernego niskiego budynku zwieńczonego kopułą. Szyby z witrażami były powybijane a budynek bardziej przypominał stary kościół niż bibliotekę. Choć widok należał raczej do majestatycznych, szkiełka na ziemi błyszczały odbijając promienie błękitnego słońca. Gdzieś z boku można było dostrzec mały budyneczek prawdopodobnie strażnicę w ruinach. Stosy cegieł porosły już mchem i bluszczem pnącym się aż pod sam szczyt obu budynków. Trawy okalały buty i dochodziły aż do kolan.

- To miejsce było chyba dawno nieodwiedzane – mruknął pod nosem Książe i dopiero teraz spostrzegł jakąś personę przy samych drzwiach tej książkowej kaplicy.

- Spokojnie, to nasz - powiedział Vasilij. Na co wszyscy trochę się uspokoili i powolnym krokiem zaczęli zbliżać do siebie po ówczesnym sygnale powitania. Jednak z każdym krokiem coś zaczynało zadawać się nie grać. Gdy byliśmy już dostatecznie blisko by dostrzec twarz chłopaka. Źrenice poszerzone grymas bólu malował się na twarzy coś było nie tak. Po chwili można było usłyszeć przeraźliwy krzyk i trzask łamanych kości. Postać uniosła się a karmazynowy kolor przyozdobił pobliskie trawy. Ciężko było powiedzieć, co się stało jednak krew zaczęła płynąć w powietrzu w stronę jakiejś zjawy kryjącej się między drzewami.

- Do biblioteki! Prędko! – Krzyk rozległ się jednak Tirio nie reagował jego oko błyszczało przyglądając się zjawie. Gdy Fergendo znalazła się w bibliotece wraz z trójką historyków. Varsoviensse wysunęła dwa ostrza. Gdy Tirio to zobaczył wrzasnął:

- Spadaj stąd, bo zginiesz miecz na nic się tu zda – bąkną jednak ta nie posłuchała. „ Cho#$@ co za uparta baba, dobra muszę działać ”

W międzyczasie Fergendo poinformowała nas, że już szykuje odpowiednią sentencję na tego potwora a my mamy go zatrzymać. „ Łatwo powiedzieć trudniej zrobić. Dobra już wiem, co mogę spróbować zrobić. ” Zaczał szeptać coś pod nosem i po chwili ogromny płat pokrytej krwią ziemi oderwał się lecąc w kierunku zjawy. „ Masz udław się tym będę Ci to rzucać ile tylko razy zdołam.”
 
Eravier jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172