Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2010, 14:19   #21
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Droga Isabell

Oczywiście zostań i spotkaj się z hrabią. Tak nakazuje dobry obyczaj. Ufam Twojemu osądowi. Czekam na Ciebie

Edward


* * *

- Drogie Panie - powiedział hrabia, gdy wszyscy posili się w pewnym stopniu - Bardzo się ciesze, że skorzystałyście z mojego zaproszenia tak na bal, jak i tutaj. Kapitan Grell zrezygnował z przybycia dzisiaj i odmówił moim prośbom. Powody to pewne zaszłości pomiędzy nami i w zasadzie nie dotyczą całej sprawy. Mam jednak nadzieję, ze po wysłuchaniu mnie, wszystkie Panie będą gotowe w tydzień dać mi odpowiedź, czy zechcą pomóc koronie, czy też nie a po kolejnym tygodniu będą gotowe do drogi.

- W czym rzecz? Moi wysłannicy w lasach Eliarskich odkryli fragmenty katedry. Katedry o której nikt jednak wcześniej nie słyszał i nie zlokalizował jej. Fragmenty, to nawet złe określenie. Wygląda na to, że Katedrę zaczęto budować i nie skończono. Nie jest to ruina a ... budynek niedokończony. Ma jednak fundament i bardzo, bardzo obszerne podziemia. Tam, w salach poukładano najrozmaitsze eksponaty. Część z nich jest w salach do których nie potrafimy dotrzeć. Część jest uszkodzonych ... a część trzyma się doskonale. Oto przykłady tego co odkryto


Tu hrabia zaklaskał w dłonie i nakazał służącemu przyniesienie eksponatów. Zrobiono to natychmiast. Piękny, czarny posażek humanoidalnej uskrzydlonej istoty (tylko Inez zorientowała się, że przedstawia Rodianina, co jest sekretem nordyjczyków), malowaną prześlicznie kamienną kulę, kamienną płytę z kolorowaną płaskorzeźbą (styl matrański, bez wątpliwości), przepisane na kilku pergaminach pisma ze ścian (tu Inez niewiele była w stanie określić oprócz tego, że to ... odmiana rodiańskiego pisma) i ... kilka kamiennych i metalowych przedmiotów nieznanego przeznaczenia. Jeden z pergaminów opisywał jakie jeszcze przedmioty odnaleziono (opis pod względem naukowym pozostawia wiele do życzenia, najwyraźniej pisał to nieuk). Odwołania do architektory i sztuki matrańskiej napotykało się w co trzeciej pozycji ...

- Mamy jednak kilka problemów. Po pierwsze - to terytorium Eliaru, a tam oficjalna ekspedycja Cynazyjska nie może się udać. Niby to bliziutko naszej granicy ale ... lasy są od naszej strony nie do przebycia. Nie wiem jeszcze, czy warto prowokować wojnę, albo przemycać przez lasy ekspedycję, bo nikt kompetentny tam jeszcze nie był. I tu właśnie pań zadanie. Obejrzeć to i powiedzieć czy warto inwestować w tę sprawę setki tysięcy kordinów i angażować na niespotykaną skalę nasze służby dyplomatyczne. Pani hrabina zaś chciałbym by czuwała nad delikatną sytuacją w Eliarze i nie dopuściła, by ktoś naszą małą ekspedycję rozpędził na cztery wiatry i by nie doszło do zatargów.

- Stosunkowo niedaleko katedry leży dworek jednego z Eliarskich dawnych arystokratów. To u niego zatrzymały by się panie. Oficjalnie - by czerpać przyjemność na łonie natury i w dzikich eliarskich lasach. W praktyce oczywiście trzeba by było często wybierać się na łowy i zostawać na nich przez kilka dni.

- Przez nieobecność pana Grella mamy dodatkowy problem - kogoś kto zbrojnie zatroszczy się o pań bezpieczeństwo. Jeżeli mają panie propozycję - chętnie przychylę się do niej. Jeżeli nie - znajdę kogoś odpowiedniego. Chodzi oczywiście o oficera, który będzie dowodził wyprawą pod tym kontem. Zaufanych żołnierzy dostarczę tylu ilu będzie potrzeba.

- Teraz zamieniam się w słuch.
 
Bothari jest offline  
Stary 21-10-2010, 20:19   #22
 
Ghash's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie coś
Bal się skończył pozostawiając pewien niesmak, tylko nie potrafiła określić, co było jego przyczyną. Na pewno nie brak bliższych informacji o prośbie hrabiego, w końcu co ma zawisnąć, nie utonie. Mogła poczekać jeszcze dwa dni. Zajście z pojedynkiem? Może odrobinę, dała się niepotrzebnie ponieść, zbyt ostro zareagowała. Tego jednego jednak nie potrafiła znieść, słów "bronić swojej godności" w ustach mężczyzny. Ale to był tylko incydent, który nawet nie dotyczył jej samej i chyba niezbyt poważny skoro baronessa mimo wszystko z kapitanem zatańczyła. Było coś jeszcze, coś nieuchwytnego, a czego tak strasznie brakowało tej nocy.
Powóz jechał ulicami Kindle w strugach deszczu. Hrabina z głową opartą o szybę spoglądała na przemykające pod ścianami cienie. Na chwilę tylko przeniosła spojrzenie do wnętrza powozu, przesunęła nim po pustych siedzeniach. Przymknęła oczy i poprawiła płaszczyk na ramionach, było przecież tak chłodno.
Delikatnie obudziła Shiriję, która zasnęła z głową na stole czekając na hrabinę. Ruchem dłoni i wyrozumiałym uśmiechem powstrzymała przeprosiny, które cisnęły się na usta dziewczyny.
- Każ przygotować kąpiel, pomóż mi się rozebrać i idź spać - poleciła i sama poszła do pokoju obok.
Usiadła przed lustrem i zaczęła zdejmować biżuterię, zmywać makijaż. Przyniesiono balie z wodą, a Shirija pomogła zdjąć suknię i zaraz zniknęła. Feresa rozebrała się do końca i zanurzyła się powoli w wodzie, najpierw po szyję, potem po kształtne usta. Woda zakryła szare oczy i tylko jasne włosy plątały się po powierzchni. Wynurzyła się dopiero po chwili, po policzkach płynęły strużki wody, a mokre kosmyki przykleiły się do czoła i szyi. Rozejrzała się dookoła.
Nic się nie zmieniło.

****
Zatem to korona będzie sponsorować ich małą wycieczkę i jednocześnie zostawiając je samym sobie, bo przecież w razie kłopotów nie będą mogły powiedzieć, że są tam z polecenia Cynazji. W końcu ta nie życzy sobie jakichkolwiek zatargów.
- Mam nadzieję, że nie zaskoczę hrabiego pytaniem - odezwała się gdy Berlay zamienił się w słuch. - Czy bierzesz panie pod uwagę możliwość współpracy z Matrą skoro pewnymi ciekawostkami mogłaby być zainteresowana? Oczywiście to, że zostanie o wszystkim poinformowana, możemy chyba uznać za pewnik - na koniec przechyliła lekko głowę i uśmiechnęła się delikatnie.
 
Ghash jest offline  
Stary 23-10-2010, 00:27   #23
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Sądziła, że wysłucha hrabiego, pokiwa głową, podziękuje i wróci do domu z przekonaniem, że i tak nigdzie się nie wybierze. Jednakże propozycja złożona przez Berlaya prawdziwie ją zaciekawiła. Natomiast eksponaty wniesione przez służbę i ułożone na stole świadczyły o niezwykłym znalezisku. Isabell wiedziała już, że będzie chciała wziąść udział w tej wyprawie.

- Czy mógłby nam pan hrabio powiedzieć coś więcej o gospodarzu, który będzie nas gościł? - zapytała gdy nadeszła pora pytań.

- Dobrze byłoby też określić ile mniej więcej czasu da nam pan na same łowy. - uśmiechnęła się lekko.

- Sądzę, że mam kandydata, który mógłby dowodzić naszą ochroną. - powiedziała jeszcze po chwili namysłu. - Nie jest Cynazyjczykiem, w stolicy przebywa od niedawna i oczywiście jest oficerem. - na twarzy baronessy pojawił się delikatny uśmiech. - Niestety dość skutecznie zwrócił na siebie uwagę podczas balu tym nieszczęsnym pojedynkiem... - rozejrzała się spokojnie po zebranych. - Tak, mam na myśli kapitana Gunthera Felerhara. - powiedziała spokojnie. - I uważam, że tamten incydent możnaby wykorzystać z korzyścią dla wyprawy... - uśmiechnęła się spokojnie. - Jak sam pan hrabia mówił, zależy nam na dyskrecji, ale gdyby przypadkiem wyszła jakaś informacja o naszej podróży... to zaraz potem dopowiedzianoby, iż znajdujemy się tam ja i pan kapitan. Cel przestanie się wtedy liczyć, gdyż wszyscy skupią się na niewielkim skandalu. - mówiła zupełnie swobodnym tonem z błąkającym uśmiechem na ustach.
- Oczywiście gdyby zechciał pan skorzystać z pomocy kapitana musiałabym swego męża wtajemniczyć trochę głębiej w całą sprawę... - dodała po chwili i czekała na reakcję.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 23-10-2010, 00:46   #24
 
szarotka's Avatar
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Wszelkie zamysły związane z negocjacjami z hrabią umarły śmiercią gwałtowną i niemal nieodczuwalną, gdy tylko padły słowa “...w lasach Eliarskich odkryli fragmenty katedry.” Każde następne zdanie podnosiło stopień skupienia kobiety, aż wreszcie zapomniała, iż w ogóle chciała cokolwiek negocjować. Eliar. Tak blisko i tak daleko zarazem. Dlaczego nigdy o nim nie myślała? Pojedzie tam choćby sama, choćby teraz, zaraz, zadłużając się u ciotki, Akademii i Jedyny raczy wiedzieć, u kogo jeszcze, ale musi zobaczyć to miejsce.
Fakt, że mowa była o dziele niedokończonym, podsycała jedynie porywczy entuzjazm o natychmiastowej podróży. Inez nie spotkała się do tej pory z katedrą “porzuconą”; zawsze była zdania, iż Rodianie traktowali budowę swych świątyń z niezmierną powagą i drobiazgowością, wnosząc po skąpych przekazach pisemnych, analizach rozplanowania i wykonania każdej budowli. Zatem prędzej zburzyliby twór niegodny istnienia, niż ot tak... zostawili. Chyba, że fundament o którym mowa, powstał pod koniec epoki panowania Rodian. Gdy Jedyny się od nich odwrócił nie budowano już chyba żadnych...
Uspokój się Inez; przyhamowała potok myśli i splotła palce dłoni, słuchając hrabiego z lekko przekrzywioną głową (jak na nią, był to wyraz najwyższego zainteresowania). Zachowuj się jak profesjonalistka, a nie jak podekscytowany dzieciak w cukierni.
Ale dlaczego w podziemiach ktoś urządził składowisko antyków? Drgnęła lekko, gdy wniesiono eksponaty. Wzięła podaną figurkę w dłonie, niczym matka noworodka. Rodianin! To naprawdę Rodianin! Obejrzała posążek z badawczym skupieniem, szukając chociażby najmniejszego znaku, niedociągnięcia, który zdradziłby podróbkę. Był idealny. Trzymała w rękach autentyk.
Podobnież uważnie zbadała każdy kolejny przedmiot, zaś pergaminy pochłonęły uwagę kobiety niemal doszczętnie. Co za niezwykła odmiana pisma! Niektóre wyrazy są znajome, ale by odczytać sens zdań musiałaby mieć swoje notatki i parę książek, może pożyczy od Bernardo tę o...

Znów opamiętała się na chwilę, przenosząc spojrzenie na kolejną kartę, zawierającą - według nagłówka - spis znalezisk. Inez przebiegła wzrokiem po wymienionych pozycjach i im dłużej czytała, tym większą dezorientację ogarniał jej umysł. Trzecia część tego wszystkiego jest kojarzona z Matrą? W Eliarze? Przypomniała sobie co wie o tym kawałku ziemi. Rozkapryszony, obrażony na wszystkich kraik, tkwiący w sporach zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Powoli zamierał, szamocząc się we własnych ograniczeniach, tak iż kiedyś zapewne podzieli los Dorii. Parę razy nawet usiłował ugryźć Nordię, ale wybił sobie zęby na Milczących Górach, będących bramą do jej ojczyzny. Uśmiechnęła się do siebie. Na pewno będzie w Eliarze gorąco witana; wszak jej wizerunek niemal krzyczał “Jestem Nordyjką”. Ale do rzeczy. Uśmiech zgasł z warg zaraz, gdy myśli wróciły na przerwany tor. Eliarowi do Matry daleko, nie tylko geograficznie ale i politycznie. Poza tym nawet jeśli fundament ma nawet to marne 3000 lat, to przecież wówczas po lasach matrańskich biegali dzicy poganie, a nie artyści na miarę tych, którzy wykonali te przedmioty. Wniosek stąd, że musiały być składowane w podziemiach w czasach znacznie późniejszych. Ale po co wywożono je z Matry?

Pytanie hrabiego o zamienianiu się w słuch, wybiło Inez z dociekań. On coś mówił? W pośpiechu przeszukała pamięć, by odtworzyć przebrzmiałe właśnie słowa. Chyba coś o eliarskim dworku i przyjemnościach natury. I coś o towarzystwie.
Poczekała, aż hrabina wystosuje swoją uwagę, a ponieważ Berlay zerknął również na Inez, nie omieszkała dołożyć swoich wątpliwości w kilku sprawach.
- Czy rozważył pan już kwestię doboru trasy docelowej? Jeśli zależy nam na czasie... - jej zależało - ... to najkrótsza będzie droga wodna, chociaż w stolicy możemy napotkać pewne trudności w kontaktach. To konserwatywny kraj, a Rovanna szczyci się największym stężeniem ludzi tego pokroju.
- Kolejna sprawa, chciałabym prosić o możliwość sporządzenia kopii tych dokumentów -
wskazała plik pergaminów - Oraz o możliwość spotkania się z osobą, która popełniła ich wykonanie - ton głosu ani wyraz twarzy się nie zmienił, mimo to można było odczuć co baronowa myśli o autorze spisów i kopii.
- Interesuje mnie też kwestia tego eliarskiego dworku i jego gościnności. Rozumiem, że nasze przybycie zostanie zapowiedziane, ale z tego co hrabia wspomniał, właściciel nie jest osobą zaufaną, bowiem mamy taić prawdziwy cel naszej wizyty. Osobiście nie znam posiadacza majątku, który nie wie, co znajduje się na jego ziemiach, a katedra owa leży rzekomo niedaleko. Musiałby być głupcem, by nasze poczynania i “kilkudniowe łowy” nie wzbudziły jego podejrzliwości. A chyba nikt nie lubi, gdy obce osoby, obojętnie jak nadobnej płci, węszyły po jego terenach. Toteż optowałabym za możliwością uniknięcia tej gościny na rzecz obozu, który i tak musiałybyśmy rozbić na rzeczonych “łowach”. Chyba, że szanowne panie zaprotestują przeciw takim uciążliwościom. Nie przeszkadzałoby mi wszakże, gdyby zatrzymały się w jakiejś wygodnej gospodzie; jestem w stanie samodzielnie prowadzić badania przy znalezisku.

W myślach zaś dodała “Byłabym wręcz przeszczęśliwa, gdyby posadziły siedzenia na krzesełkach i nie przeszkadzały mi w pracy”. Inez była typem indywidualisty i lubiła pracować sama. Uważała też, od momentu usłyszenia o celu misji, że to ona będzie najistotniejszą figurą wyprawy, a pozostałe kobiety to niezbędny, acz problematyczny dodatek. Ale i z nimi można sobie poradzić. Na razie ma na głowie tysiąc spraw. A przygotowanie wszystkiego może zająć trochę czasu, niechże szybko Berlay sie wysłowi.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.

Ostatnio edytowane przez szarotka : 23-10-2010 o 00:49. Powód: literówki
szarotka jest offline  
Stary 25-10-2010, 09:39   #25
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
- Droga Pani hrabino, oczywiście biorę pod uwagę i to, że królowa Matry zostanie powiadomiona o naszym przedsięwzięciu i to, że gdy będziemy planowali większe przedsięwzięcie, Matrańskie służby dyplomatyczne wesprą nas w jego organizacji. W zamian kilku matrańskich naukowców pojedzie wtedy prowadzić badania i Uniwersytet Królowej Matki oraz Akademia Umiejętności będą na zasadach partnerskich prowadzić badania. Teraz podejrzewam, że nie będzie potrzebna żadna pomoc i kooperacja, gdyż operacja jest bardzo niewielka a i przewidywane zyski naukowe raczej nie zaprą nam tchu w piersiach. Jeżeli są panie w stanie w tak krótkim czasie otrzymać informacje zwrotne od swojej korony, to oczywiście wezmę je pod uwagę. Na tą chwilę jednak zadowolę się udziałem Matry na poziomie dwóch godnych dam i ich doświadczenia.

- Baronesso, póki od Pań nie otrzymam słowa, że wezmą udziału w wyprawie, to wszelkie informacje mogące umożliwić lokalizację znaleziska pozostaną moją tajemnicą. Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, bym mógł pozwolić sobie na nieostrożność. Jednak wystarczy mi zwykłe słowo każdej z Pań a opowiem wszystko jak na spowiedzi.

- Co do kapitana Felerhara ... sądzę, że to doskonały pomysł. W świetle innej mojej prośby do Pani, nie mam nic przeciwko ujawnieniu baronetowi pewnych informacji o tej misji. Czy mam sam zająć się zaproszeniem pana kapitana? Czy też woli pani zrobić to osobiście? Miejsce jego przebywania mogę ustalić w ciągu godziny - to wszak aktualnie skoszarowany oficer sojuszniczej armii.

- Pani Doktor - przewidywałem trasę morsko - lądową. Spotkanie pań w porcie Olei, dzień drogi na północ od Kindle, opodal majątków pani hrabiny. Tam zaczeka okręt z załogą i wojskiem. Gdyby pani baronessa faktycznie chciała wywołać mały skandal - wsiadła by na okręt tu, wraz z kapitanem Felerharem. Dopilnuję wtedy by zostało to zauważone przez odpowiednie osoby. Okręt oficjalnie płynie do Agarii. Kapitan mógłby oficjalnie zostać przez Cynazję uznany za persona nongrata w związku z wydarzeniami na balu. To tłumaczyło by wcześniejszy wyjazd ... ale już nie obecność baronessy. Pozostałe panie wsiadły by w tajemnicy w Olei (bagaże z Uniwersytetu można oczywiście załadować już w Kindle). Stamtąd do Rovenny. To potrwa około dwóch dni. W Rovennie będzie czekał już powóz. Mamy tam także "bezpieczny dom". I dalej już owym powozem pod eskortą żołnierzy dalej. Tak to widziałem. Cała podróż trwała by nie więcej niż sześć dni.

- Co do konserwatyzmu Eliarczyków to nie popadał bym tu w przesadę. Są to poprostu bardzo emocjonalni ludzie. Wystarczyło im otwartości by w raz z Nordią i Delią rozgrabić Bardanię, potem zaś by na Nordię uderzyć. Z tego co mi wiadomo, ani do Nordyjczyków, ani Matry ani Agarii nie pałają negatywnymi emocjami. Tylko my z naszą pięciotysięczna ledwie armią, jesteśmy niby rzęsa w oku.

- Dokumenty należą już do Pani. To są właśnie odpisy. Oryginały mam schowane. Przedmiotów na razie nie oddam, ale mogę wypożyczyć gdyby chciała Pani pokazać zaufanemu doradcy.

- Co do dworu owego możnowładcy ... moi ludzie twierdzą, że nie ma on pojęcia co do skarbu jaki ma na swoim terenie. Będą musiały Panie jednak postępować bardzo ostrożnie, gdyż to inteligentny człowiek i miłośnik sztuki. Być może celowym nawet okaże się zdradzić mu w którymś momencie cel misji ... ale na pewno nie mocodawcę. Zaś co do obozu w środku lasu - to moi ludzie odradzają. To nie są bezpieczne lasy na obozowanie. Nie mogę wysłać z Paniami pułku wojska. Mogę tuzin muszkieterów. A to tam nie wystarczy, gdyby przyszło do spędzenia miesiąca w lasach. Do tego - stałemu, ukrytemu obozowi potrzebne są zapasy. Można je brać tylko z terenu Eliaru a skrycie może być trudno. Gościna u wielmoży i wypady do naszego znaleziska powinny być bezpieczniejsze. Proszę pamiętać, że to na razie tylko zwiad, a nie główna ekspedycja.

- Nie powiedziałem jeszcze jednej rzeczy. Ojciec Rubinshei, który odkrył to miejsce i powiadomił mnie, wraz ze swym towarzyszem wydobyli się stamtąd w specyficzny sposób. Otóż ... szli tunelami przez nieznany im czas, ale na tyle długi, by skończyło im się jedzenie i woda. Mogły to być cztery dni, ale mógł być i tydzień albo trochę dłużej. Wyszli podziemiami Kindle ... Przez dwa ostatnie tygodnie szukali drogi powrotnej, ale nie udało im się to. Sierżant Wilgon Szeferd, zwiadowca który towarzyszył ojcu, oraz sam ojciec Rubinshei - wyruszą z paniami.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 25-10-2010 o 09:51.
Bothari jest offline  
Stary 30-10-2010, 00:27   #26
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Ależ panie hrabio, nie myślałam o żadnych informacjach mogących pomóc w lokalizacji tego miejsca, a o charakterze naszego gospodarza. Poniekąd jednak udzielił Pan odpowiedzi na me pytanie odpowiadając pani baronowej. - tu skłoniła głowę w stronę Inez.
- Co do pana kapitana, wolałabym by Pan z nim porozmawiał. Wszak skandal ma wybuchnąć w dniu naszego wyjazdu, a nie wcześniej. - powiedziała spokojnie.

***

Jadąc kolaską do zajazdu zastanawiała się czy dobrze postąpiła. Wyprawa zapowiadała się jednak niezwykle interesująco. Przedstawione im eksponaty wywoływały konsternację przy próbie określenia daty ich powstania. Poza tym sama możliwość wyjazdu gdzieś z dala od męża była kusząca. Pytanie tylko czy Edward pozwoli mi na tą ekspedycję... Westchnęła cicho wpatrując się w niebo. Nie mogła też zapominać o Guntherze Felerharze, którego obecność na wyprawie zapewne znacząco wpłynie na reakcję jej małżonka. Isabell miała jednak nadzieję, że zdoła wytłumaczyć Edwardowi, iż kapitan zapewni jej bezpieczeństwo, gdyż hrabiemu nie miała zamiaru zaufać do końca. W razie kłopotów z pewnością zostaną same, a wtedy obecność zaufanego mężczyzny może bardzo pomóc. Malarka uśmiechnęła się lekko, oczywiście nie mogła zaprzeczyć, że towarzystwo pana Felerhara będzie dla niej również przyjemnością, ale o tym mąż nie musiał wiedzieć. Tylko jak, na Jedynego, miała go przekonać do tego wyjazdu?

***

Fortel jakiego użyła Isabell de Vicconi, by przekonać swego męża pozostał jednak nieznany. Nawet służba nie miała pojęcia, jak to się stało, gdyż państwo zamknęło się w pokoju i długo dyskutowało. Rozmowa nie obyła sie bez wrzasków i tłuczenia szkła, ale pod jej koniec oboje małżonków wydawało się być zadowolonych. Najstarsi ze służących nie mogli wyjść z podziwu jak baronessie udało się wyjść z tej batalii bez sińców.
Faktem było, iż wszystko zostało ustalone i do hrabiego Berlay został wysłany list:

J. W. hr. Artur Berlay
Kindle, Aleja Róż 14

Jaśnie Wielmożny Panie,

Dziękuję za interesujący obiad w Pana towarzystwie.
Poruszona tam sprawa spotkała się ze zrozumieniem mego małżonka,
zatem mogę Panu przekazać, iż zgadzam się na propozycję.
Również Edward jest zainteresowany rozmową. Mam nadzieję, że przyniosą
one pozytywne efekty.

Z wyrazami szacunku
Isabell de Vicconi z domu de Maintennon


Przygotowania ruszyły w pełni wypełniając dom nerwową atmosferą. Isabell co chwila zmieniała zdanie, co do zawartości swych kufrów podróżnych. Ciągle jej się coś nie podobało, coś było nie tak, czegoś brakowało, a coś było niepotrzebne. Gdyby nie Marinne baronessa zapewne wyruszyłaby głównie z przyborami malarskimi. Na szczęście jednak pokojowa Isabell wiedziała co robi i malarka została odpowiednio wyposażona.

Gdy nadszedł właściwy czas baronessa pełna sprzecznych uczuć ruszyła wynajętym powozem wraz ze swą służącą do Kindle.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 30-10-2010, 16:05   #27
 
szarotka's Avatar
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Słuchała hrabiego jednym uchem (przynajmniej wtedy, gdy nie zwracał się bezpośrednio do niej), bowiem jej mózg planował już działanie, wyliczał potrzebne rzeczy, sugerował kolejność załatwiania spraw i podpowiadał jak skrócić czas przygotowań do niezbędnego minimum. W tygodniu się nie zmieści. W dwóch - powinna. Jeśli zacznie zaraz.

Hrabia uważał chyba, że wszędzie gdzie jest odludnie, ciemno i dziko - musi być skrajnie niebezpiecznie. Jak by nie patrzeć... tak właśnie było, ale Inez włóczyła się już po rozmaitych bezdrożach, lasach i górach, mając za towarzysza jedynie wierzchowca, jucznego konia oraz wiatr. Dziś jednak wolała dyplomatycznie przemilczeć zalecenia oraz środki ostrożności gospodarza wyprawy i zorganizować się na miejscu sama.
Mężczyźni widocznie uważają nas za figurki z porcelany; uśmiechnęła się do swoich myśli z przekąsem.
Co do Eliarczyków, Berlay wykazał kompletny brak zrozumienia dla idei, jaką chciała mu zakomunikować. Sam wspomniał o emocjonalności tych ludzi, a to oznacza że są zmienni jak chorągiewki i nie miało znaczenia, iż kiedyś bawili się z Nordią w zaborców. Teraz syczą na sąsiada, jak kot na rywala w zbyt ciasnej klatce i zostaniemy przy tym stanie rzeczy, póki wiatr znów nie powieje.

Nagle padło imię, które sprawiło, że uwaga kobiety w pełni skierowała się na rozmówcę.
- Rubinshei? Mówimy o tym Rubinsheiu, który był na balu?
- Nie. Ród Rubinsheiów jest dość liczny. Ten o którym mówię jest młodszym bratem vicehrabiego. Jest mnichem ze zgromadzenia Buderionów. Tak, to to zgromadzenie badaczy deviria, ledwie akceptowane przez Kartinę i Papieża, ale u nas działające bardzo prężnie.
Mnich? Badacz deviria? Na ustach Inez zabłąkał się uśmiech. W takim razie należy go koniecznie poznać. To nawet lepiej, że nie Karol. Poza tym mnisi bywają tacy intrygujący... I niejednokrotnie przekonała się, iż są w posiadaniu większej wiedzy niż naukowcy.

Zanim przetrawiła nowe informacje, jej umysł zajęła ta, która pojawiła się wraz z nazwiskiem Rubinsheia. Tunele.
- Zaraz, wspomniał pan “tunele”? TE tunele? Labirynt pod Kindle? Chce pan powiedzieć, że prowadzą aż do Eliaru?
- Też byłem zaskoczony. Wszystko wskazuje na to, że są rozleglejsze niż ktokolwiek przypuszczał. Choć nie ... -
zastanowił się - w pamiętnikach hrabiego Otasu jest sugestia, że tunele prowadzą bardzo daleko w kilku kierunkach. Że można nimi dotrzeć do Nordii, Kartiny a nawet ... Kary. Stąd wynikało by, że prowadzą pod morzem. Nigdy jednak nie udowodniono nic podobnego. Wyprawa ojca Rubinsheia jest pierwszym dowodem na to, że można nimi przejść dalej niż piętnaście kilometrów stąd.

O Jedyny... I pomyśleć, że niezwykła spuścizna po skrzydlatych przodkach znudziła ją zaledwie rok temu, wobec braku jakichkolwiek postępów w badaniu tych podziemnych sieci dróg. Zresztą, nie było chyba naukowca od historii starożytnej, który chociaż raz nie postawiłby nogi w tym miejscu i nie napisał o nim paru bardziej lub mniej mądrych słów.
Za młodu była zafascynowana faktem, że na miejscu Kindle stało kiedyś wielkie rodiańskie miasto. Gdy zapadło się do morza, pozostawiając wyciągnięte na wysokich skałach poszarpane wyspy, na ruinach wybudowano dzisiejszą stolicę Cynazji, łączącą każdą z dzielnic ażurowymi wiszącymi mostami. Ciekawostką było, że przy budowaniu kanalizacji odkryto nie tylko stare tunele rodiańskie (dalej nie wiadomo do czego służyły), ale też naturalne tunele wiodące w głąb ziemi. Wśród niektórych badaczy krążyła teoria, że to nimi deviria wychodziły na światło dzienne, ale bajania te nie zostały niczym poparte. W każdym razie niezwykły, przeogromny labirynt tworów Rodian musiał obejmować całą Cynazję. Był jak krwiobieg. A teraz okazuje się, że sięgał aż do Eliaru? I na cały Półwysep Pazura? Ale aż do Kary? Niemożliwe. I dlaczego jedno z wyjść było akurat w okolicy fumdamentów eliarskiej katedry?

Składając starannie podarowane pergaminy, tok myślowy pani badacz wskoczył na nową ścieżkę. Kindle i Eliar. Gdzie w tym wszystkim Matra? Więc to nie z państwa puszcz wywożono zabytki? A jeśli nawet, to dlaczego przez Cynazję? Bo wszystko wskazywałoby na to, iż to właśnie tunelami ktoś transportował dzieła sztuki do owego “schowka”, który zapomniany i dobrze ukryty leżał sobie przez wieki gdzieś w środku lasu.
- Ostatnie pytanie, panie hrabio i sądzę, że możemy rozpocząć już przygotowania. Bo oczywiście tłumaczenie mojego udziału w wyprawie jest zbędne. W jaki sposób odkryto wspominane fundamenty? Zupełnym przypadkiem?
- Co ciekawe - tak. Ojciec Rubinshei wraz ze swoim pomocnikiem trafili tam, gdy krążyli po okolicznych wsiach i wypytywali o różne dziwne rzeczy. Szukali nowych deviria. Ponoć wieśniacy wskazali im miejsce gdzie straszy. I nie ... nie była to ta katedra. Tam odnaleźli ślady dziwnej istoty, którymi poszli. Tak trafili na owe fundamenty.

- Ta istota... została znaleziona, czy chociaż zidentyfikowana? Bo domyślam się, że to było jakieś deviria?
- Nie udało się jej odnaleźć. Ojciec tak zainteresował się fundamentami i zawartością, że zrezygnował z szukania tego stworzenia. Szczególnie, że ślady wskazywały iż opuściło to miejsce, a nie szło w tym kierunku. Ojciec jest badaczem deviria a nie ich łowcą.

Zerknęła mimochodem na uskrzydlonego rodianina patrzącego w niebo (w sufit akuratnie) i pokręciła głową lekko. Jakie jeszcze niespodzianki zostawiliście? Głośno zaś podsumowała.
- Zatem będzie miał pewnie jeszcze szansę na te badania, skoro wracamy w obszar bytności owego deviria. Mam nadzieję, że pań to nie odstraszy. A teraz, jeśli to już wszystkie informacje, jakie miał hrabia do przekazania, przeproszę państwa, ale ogrom przygotowań nie pozwoli mi już dłużej zostać. Kogokolwiek panie będą chciały zabrać, lepiej żeby umiał radzić sobie w walce nie tylko z ludźmi.

***
A miała zabrać tylko jednego jucznego konia...
Chociaż dwukrotnie weryfikowała ilość potrzebnych rzeczy, odkładała i przekładała przedmioty do zabrania, przepisywała co się dało do notatek podręcznych i zrezygnowała z części ubrań dziennych na rzecz trzech prostych sukien: do jazdy konnej, do pracy i do pracy; mimo tych wszystkich zabiegów i tak musiała zdecydować się na drugiego jucznego. Była z tej racji trochę nieszczęśliwa, bowiem zawsze uważała się za kobietę umiejącą zapakować potrzebne rzeczy w niewielki kuferek. A tu wyszło, jakby się gdzieś przeprowadzała!
Na dodatek lwią część czasu zajęły konsultacje i tłumaczenia, toteż pakowała się w pośpiechu.
Wiele wieczorów spędziła na rozmowach z Bernardem (oczywiście wtajemniczyła go nieco w sprawę, wspominając o jakiejś katedrze w Eliarze), który dostarczył jej kilka potrzebnych książek na temat Matry, gramatyki historycznej jej języka, budowy składniowej i ewolucji. Oraz o innych językach fonetycznie podobnych do matrańskiego (nawet o folhordzkim). Kopie dokumentów od Berlaya były zapisane alfabetem rodiańskim, ale słowa już nie, co nastręczało trudności translacyjnych. Część udało się odcyfrować z pomocą kolegi badaczki, ale były to pojedyncze zdania w oceanie znaczeń. W połączeniu z innymi zdaniami mogły mieć zupełnie inny sens. Trzeba by spędzić nad przekładem nie dwa tygodnie, lecz dwa miesiące, by wyłuskać z tego jakieś cenniejsze informacje. A tyle czasu pani de Chavaz nie miała.

Ciotka Anabel patrzyła na te przygotowania krzywym okiem i pewnie tylko czekała, aż Inez poprosi ją o wsparcie finansowe. Gdy nie poprosiła, stara pani Daae stała się bardziej podejrzliwa i nie starczało jej tłumaczenie, że Akademia pokrywa koszty kolejnej ekspedycji. Była święcie przekonana, że w ten spisek (a jakże by to inaczej nazwać) jest zamieszany Berlay. W końcu Inez przyznała, że tak - hrabia poprosił ją o przysługę. Zależy mu na pewnym antyku z Nordii, a baronowa ma dość swobodny wstęp do tego kraju, w odróżnieniu od organizatora podróży.
- Ale ty nigdy nie jeździłaś do Nordii tak obładowana! - oponowała Anabel.
- Bo jadę powozem, cioteczko - zbyła ją młodsza kobieta. I to chociaż na jakiś czas ucięło dalsze pytania.

Ponieważ pani de Chavaz nie miała pewności co do hojności korony po wyprawie, postanowiła wszelkie wydatki poczynić “przed”, by postawić hrabiego przed faktem dokonanym w postaci rachunków. Napisała więc listy do interesujących ją uniwersytetów i akademii:
- do Instytutu Rodianistyki i Instytutu Inskrypcji Starożytnych w Nordii; z prośbą o analizę załączonych odpisów (kopie od hrabiego zachowała dla siebie) dokumentów i identyfikację języka tam przedstawionego. Dodatkowo prośbę o wskazanie wszystkich późnych i mniej znanych gałęzi, poprzez które mógł ów język zmienić swoje brzmienie i część znaczeń, ze szczególnym uwzględnieniem wpływów Matry.
- do Uniwersytetu Królowej Matki w Matrze; z prośbą o zweryfikowanie kopii listy znalezionych przedmiotów i wskazaniu, które pojawiły się kiedykolwiek w rejestrach czyichś kolekcji i czy były kiedykolwiek wywożone z kraju oraz przez kogo. Jak również dołączono prośbę o przesłanie wszelkich informacji o pewnej rasie deviria - ish - która dawno temu rządziła terenami Matry i unikając światła słonecznego również budowała tunele.
- do Uniwersytetu Santyjskiego i do Kartińskiego Uniwersytetu Oświecenia; prośba o wynotowanie wszystkich znanych katedr na Półwyspie Pazura, których wiek datowano na względnie najmłodszy, tuż przed Upadkiem Rodian; nieukrywalnie najistotniejszą rolę miały budowle nieukończone. Oczywiście założenie baronowej o młodym wieku fundamentów mogło okazać się błędne, toteż konsultacja po wyprawie była nieunikniona.
- do Uniwersytetu w Rovannie w Eliarze; uprzejma prośba o wyszczegółowienie najdalszej, będącej w posiadaniu biblioteki, historii Eliaru, biorąc pod uwagę budownictwo sakralne oraz informację o wymienionych dziełach sztuki (przepisała z listy te pochodzenia matrańskiego), jeśli kiedykolwiek pojawiły się w rejestrach uniwersyteckich.

Oczywiście Inez miała świadomość, że największą trudnością będzie wyszarpanie informacji z uczelni w Kartinie (była to instytucja duchowna), gdzie niechętnie współpracowano ze świeckimi naukowcami. Ale ponieważ potrzeba wiedzy była większa, niż jakiekolwiek opory czy konsekwencje, baronowa bez zbytniego namysłu napisała dodatkowy list do dawnego przyjaciela, inkwizytora kartińskiego Cornelio de Lanharda. Był dla niej swego rodzaju “wujem”, bowiem uczył ją geografii, historii, sztuki i etykiety; był człowiekiem którego darzyła swego rodzaju estymą, mimo iż parał się zawodem, który za bardzo przypominał jej ojca i za którego metodami śledczymi nie przepadała.
Podpierając się starą przyjaźnią badaczka poprosiła znajomego, by pomógł jej listowi dostać się w odpowiednie ręce i zyskać pożądaną wiedzę.

Tak uzbrojona, w pakiet powiązanych przesyłek, pani de Chavaz ruszyła na spotkanie z Berlayem, by przedstawić mu kosztorys, jaki obejmą podjęte kroki naukowe. Skoro hrabiemu zależy na wiedzy, musi zapłacić.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.
szarotka jest offline  
Stary 02-11-2010, 12:31   #28
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Isabell

Przygotowania szły pełną parą. Małżonek zadziwiał swą hojnością i łaskawością. Hojność już piątego dnia okazała się niepotrzebna, gdy przybyło pismo od hrabiego.


Isabell de Vicconi z domu de Maintennon
w dobrach rodu

Szanowna Pani Baronesso

Nawet nie wie baronessa, jak bardzo rad jestem ostatniej odpowiedzi, zwłaszcza, że Hrabina odmówiła. Jestem pewien, że podoła Baronessa również jej obowiązkom.
Pozwalam sobie również na przekazanie czterech oddzielnych weksli, każdy na kwotę dwóch tysięcy kordinów. Pierwsze dwa, to proponowana kwota za obrazy, które wiszą w królewskim pałacu. Jeżeli zażąda Baronessa więcej - niezwłocznie przekażę brakującą kwotę. Co do dzieł wiszących nadal u Baronessy we dworze - proszę pozostawić Baronetowi odpowiednie dyspozycję, a przeprowadzę negocjację już z nim, podczas Baronessy nieobecności.
Trzeci weksel winien pokryć wszelakie koszty związane z wyprawą. Czwarty zaś jest rezerwą na nieprzewidziane okoliczności. Absolutnie nie musi się Baronessa z nich w żaden sposób rozliczać. To, na co zostaną wydane pieniądze, leży w Baronessy gestii. Niniejszym również przekazuję Baronessie całkowite dowodzenie jak i odpowiedzialność za wyprawę.
Nad bezpieczeństwem obu Pań będzie czuwał kapitan Kawaler Gunther Felerhar. Proszę rozporządzać tym oficerem wedle własnego uznania, gdyż jest od tej chwili Baronessy podwładnym. Wsławił się on już w Agarii w walce z Valdorczykami jako znakomity dowódca i dzielny żołnierz. Jedynym mankamentem owego oficera jest posłuszeństwo. To z jego przyczyn wylądował w Cynazji. Gdyby miała Baronessa jakiekolwiek z nim problemy, proszę przypomnieć mu, iż jego brat nie opuścił jeszcze Cytadeli i nie wiadomo, czy to się stanie.
Za sprawy naukowe będzie odpowiadała doktor Baronowa Inez de Chavaz y Daae. To wedle moich informacji - wybitny umysł. Nad jej przyszłą karierą zbierają się jednak burzowe chmury w postaci inkwizycji i do tej pory nie zasnutą sekretami sprawy śmierci jej ojca. Jestem władny ją chronić, ale nie gdyby próbowała grać indywidualnie.
Tylko Baronessa jest dla mnie czysta niczym łza i w pełni zależna jedynie od kaprysów własnych, swego małżonka oraz Królowej Matry.

Z wyrazami najszczerszego szacunku

J. W. hr. Artur Berlay
Kindle, Aleja Róż 14


List węża. Nic dodać nic ująć. Węża jadowitego niczym skorpion i przebiegłego. I władnego. Jak bardzo, udowodnił list otrzymany nazajutrz.


Isabell de Vicconi z domu de Maintennon
w dobrach rodu

Droga kuzynko

Niniejszym prawem nadanym mi przez Najstarszą Siostrę, nakazuję wykonywanie z przykładną gorliwością wszelakich poleceń hrabiego Artura Berllay, choćby wydawały się one godzącym w nasze sprawy.
Dyplomatycznie chronić Cię będzie jedna ze starszych sióstr poznanych niedawno. Sprawdzi ona, czy to co proponuje Twój nowy mocodawca jest prawdą i czy nam się opłaca. Oczekuj listów od niej i stosuj się wedle uznania, bo tylko Ty będzie miała szczegółowy wgląd w sytuację.
Sprawa jest najwyższej wagi. W Rovennie zgłosi się do Ciebie nowa służąca Bianka Miatelle. Jest Nasza, choć wie tylko, gdzie zgłaszać się z raportami w Eliarze i gdzie tam są bezpieczne domy. Przyjmij ją do swego orszaku. Jest na Twe polecenia, gotowa umrzeć zamiast Ciebie.
Przyjmij też, że nagannym było nie poinformowanie mnie o zaistniałej sytuacji.

Polecam się modlitwom
Matka Dafne Larde


Pozostawało być posłuszną, niezależnie od chęci.

* * *

Powóz turkotał wesoło, gdy przekraczała bramy Kindle. Zaraz też do powozu dołączyła kolumna trzynastu jeźdźców. Oficer podjechał do okienka i delikatnie zapukał. Firankę odgarnęła służąca, by wypytać kim jest i czego pragnie. Najwidoczniej oględziny wypadły pomyślnie, gdyż zaraz ze środka wychyliła się śliczna główka baronessy de Vicconi. Nie jeden widział jak śmiałą się rozmawiając z oficerem. Wielu unosiło ze zdziwieniem oczy, gdy rozmawiali jadąc przez bez mała całe miasto. Dwie damy oniemiały, gdy powóz zatrzymał się, a kapitana zaproszono do środka. Największy szok przeżył jednak (choć udawany) vicerhrabia Karol Rubinshei, gdy zobaczył jak kapitan wyprowadza baronessę z powozu i prowadzi na statek. Jak potem z owego powozu wyładowywano kilka kufrów i waliz i ... najwyraźniej zaokrętowano damę. Również żołnierze wkroczyli tam i zniknęli pod pokładem. Zaś para owa ... dalej rozmawiała oparta obok siebie o reling.

Plotki ruszyły w Kindle. Nim statek dotarł do Olei (o czym akurat nie wiedziano) połowa śmietanki towarzyskiej wiedziała, ze baronet Vicconi nosi rogi.

Inez

Hrabia przyjął rachunki na kwotę przeszło tysiąca kordinów bez mrugnięcia okiem i przekazał weksel na kolejny tysiąc na "w razie czego". Takie opłaty okazały się drobnostka. Oczyma duszy nawet baronowa zobaczyła czego można by dokonać mając za sponsora hrabiego Berlaya. To chyba tłumaczyło, dlaczego profesorowie tak zazdrośnie patrzyli na jej przygotowania.

Paczki i kufry z uniwersytetu mieli zabrać ludzie hrabiego. Tak też się stało. Jednak pani doktor nie była świadoma, że opiekę nad nimi przejął jeszcze ktoś.
- Tak, ja jadę z Wami. Ktoś musi dopilnować, żeby wszystko było załadowane jak trzeba i by nic nie zniszczono. W tym kufrze jest na przykład bardzo delikatna aparatura, więc proszę jak z jakiem. W we dwóch, weźcie tamten a ty ...
Antoni Biull był szlachtą tak niska, że zastanawiano się na uczelni, czy w ogóle nią jest. Na uczelni miał powodzenie tylko przy wspólnej nauce, gdyż pomimo, że uchodził za przystojnego - interesowała go tylko historia. Zwłaszcza starożytna. Nic dziwnego, że gdy dostrzegł na skrawku papieru z zapisków pani doktor parę interesujących informacji i połączył z paroma plotkami oraz przyspieszonym pakowaniem w jej pracowni - postanowił zdobyć tytuł magistra pod jej opieką i w terenie.

Gdy wreszcie w Olei pani doktor wjechała na okręt i przywitała się z baronessą Vicconi oraz kapitanem Felerharem zapytała o swoje rzeczy z Kindle. Odpowiedź zaskoczyła ja totalnie:
- Pani pomocnik zaniósł je do komnaty i teraz pilnuje ich niczym kwoka jajka, więc o rzeczy nie musi się baronowa martwić. Jestem pewien, że chłopak prędzej padnie trupem niż ... czy coś się stąło? - głos kapitana nagle zmienił się, na widok miny baronowej.

Dyskusja pomiędzy dwoma naukowcami w kabinie była długa i burzliwa. Karyjska krew pani doktor najwyraźniej wzięła górę, ale ragadańska nieustępliwość jej oponenta była równie mocna. Ostatecznie - przekonał ją rzucając ni stąd ni zowąd, gdy wydawało się, że za trzy minuty wyląduje za burtą.

- W 346 roku po proroku rycerze sir Jefreya napadli na ośrodek Ishów zwany Białym Jarem. Złupiono tam siedem wozów doskonałych statuetek i innych drogocennych przedmiotów rak ludu Ish. W pięć lat później sir Jefrey rozpoczął pierwszego zamku swojego rodu. Jego ozdoba były te właśnie przedmioty. Dokładna lokalizacja tego zamku do dzisiaj jest tajemnicą. Pozostałości tego skarbu znajdują się w Klerke pod Rovenną i w Mille w Ragadzie. Pierwsza lokalizacja jest prosta do wyjaśnienia, gdyż sir Jefrey jest uznawany za założyciela rodu Jafere, który nosi teraz tytuł hrabiowski w Eliarze. Skąd wzieły się w Mille, nie wiadomo.

I tak ostał się na statku ...

Gdzieś w Kindle

- Jakim prawem chcecie wydać mi takie polecenia, panie hrabio?
- Kawalerze ... użyję takiego tytułu, bo wszak nie wiadomo, czy juto będziecie jeszcze kapitanem, znowu porucznikiem czy może wreszcie majorem ... jesteście tutaj za karę i obaj dobrze o tym wiemy. Macie zebrać ten oddział a nawet nie będziecie nim dowodzili, bo to robota dla pułkownika. I w zasadzie, ode mnie zależy czy tak będzie. Ode mnie też zależy potencjalny awans. Wiecie to przecież bardzo dobrze. A ja potrzebuję godnego i odważnego oficera z odrobiną taktu. Pułk będzie formował się dalej, a wy z dwunastoma żołnierzami pobawicie się w niańki dla trzech dam. Macie więc dziesięć dni na przygotowanie wszystkiego tak, byście przez trzy miesiące byli tu zbędni.
- Ale dlaczego ja?! Mało macie tu własnych papierowych oficerów z wielkimi chęciami do wykazania się?
- Ah ... to już zawdzięczacie jednej z owych dam, która poznała, że wy zrobieni jesteście przynajmniej z marmuru.
- To ... kogo mam chronić?
- Pamiętacie kapitanie trzy damy, z którymi siedziałem przy stole na balu? Ot i cała tajemnica.
- Poleciła mnie baronessa Vicconi?

Odpowiedzią był tylko męski, porozumiewawczy uśmiech.

* * *

- To ten?
- Tak. Strzelaj.

Huknęły wystrzały. Zaskoczony mężczyzna upadł na bruk. Mieszczanie, którzy dość szybko otworzyli okna, dostrzegli już tylko dwóch mężczyzn ciągnących ciało ku nabrzeżu. Policja nie odnalazła ani ich, ani nie dowiedziała się, kim była ofiara.

* * *

- Jak to wyjechała?! Tak po prostu? A kto poprowadzi jej wykład? W środku roku akademickiego, bez słowa usprawiedliwienia, tak po prostu sobie jedzie coś odkrywać? Ona myśli, że jest tu niezastąpiona, czy jak? Natychmiast skre ....
- Panie dziekanie ... to ... list.
- Nie będzie mi się tłumaczyła jakimś listem! Ja jej zaraz ... osz ... to od Berlaya?! O psia krew!

Kwestor zamarł. Pierwszy raz usłyszał z ust swego przełożonego tak grube słowo. Wszak człowiek ten słynął jako godny i szlachcic i naukowiec. Był bardzo przyzwoicie konserwatywny.
- Mowy nie ma. Ile by Berley nie płacił ... ta kobieta już tu nie pracuje. Przygotuj dokumenty.
- Czy jest Pan pewien.
- Tak. Może sobie być szychą, ale na tym wydziale to ja jestem królową.
- A ... a jego pieniądze?
- Nauka nie da się kupić!

Kwestor odszedł niepocieszony. I to bardzo. Rzeczona osoba i jemu działała nie jeden raz na nerwy. Teraz jednak ... bardziej martwił się o sfinansowanie już podjętych badań.

Inez i Isabell

Rejs upływał spokojnie. Przy obiedzie pierwszego dnia, wszyscy poznali się.
Ojciec Rubinshei był człowiekiem o bystrym umyśle i bardzo sprawnym ciele. Nie nosił szat zakonnych a wojskowe i doskonale porozumiał się tak z żołnierzami jaki marynarzami niezależnie od pagonów. Potrafił opowiadać godzinami najrozmaitsze historie, gdzie wraz ze swoim przyjacielem Sierżantem Wilgon Szeferdem występowali w rolach głównych. Wydawało się, że byli już wszędzie. Biorąc pod uwagę, że ojciec miał prawie 50 lat - było to możliwe.
Z niewiadomych przyczyn jego przyjaciel nie dotarł na okręt, jednak ojciec był pewien, że będzie czekam w Rovennie albo sam dotrze na miejsce.
- To człowiek nie do zdarcia ... - mawiał.

Antoni Biull był jego przeciwieństwem. Cichy i nieobecny. Zawsze z książką. Zapytany, odpowiadał zarzucając rozmówcę tonami niepotrzebnych informacji. Chodząca encyklopedia, szczególnie w sprawach historycznych. Z nieznanych przyczyn jego przełożona odnosiła się do niego z niechęcią. Czyżby strach przed konkurencją w postaci utalentowanego studenta?

Była i Marinne, służąca baronessy. Dziewczę miłe, śliczne i posłuszne. Niemal zawsze pod ręką Pani. W ciągu pierwszych dwu dni rozkochała w sobie cały tuzin wojaków nie gorzej niż jej mocodawczyni ich dowódcę.

* * *

W godzinę po przycumowaniu w Rovennie, wszyscy znaleźli się w doskonałej Eliarskiej gospodzie. Panie miały czas by się odświeżyć. Uczyniły to dość szybko, gdyż na każdą z nich czekał posłaniec.

Baronessę oczekiwała Bianka Miatelle. Dziewczę, które dostrzegło powóz zjeżdżający ze statku i popędziło by pokłonić się jego posiadaczce i paść do nóg prosząc o posadę. Ku zaskoczeniu wszystkich - posadę otrzymało.

Pani Doktor zaś otrzymała od studenta tutejszego uniwersytetu pokaźny pakunek. Szybko zniknęła z nim w komnacie. Niestety - żadnych katedry w pobliżu ich celu nie było w spisie. A przedmioty podobne do tych na liście znajdowały się oczywiście w zbiorach hrabiego Dreugera Jefere zamieszkałego w Klerke. W liście była też oczywiście historia skaralna Eliaru oraz dyskretne pytanie, czy nie odnaleziono może jakichś przedmiotów ze skarbów sir Jefreya, bo uniwersytet byłby zainteresowany ich zakupem.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 02-11-2010 o 13:54.
Bothari jest offline  
Stary 05-11-2010, 23:13   #29
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Przeczytawszy list od Matki Larde Isabell nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać.
Przebiegły i sprytny hrabia mógł się przeliczyć informując o wszystkim jej szanowne krewniaczki, a musiał powiedzieć sporo jeśli sprawa została określona jako najwyższej wagi. Malarka spojrzała w lustro i uśmiechnęła się lekko. Otrzymała drugą szansę i nie mogła jej zamarnować. Nie mogła... a to oznaczało, że słodkie myśli o spędzeniu paru przyjemnych chwil z kapitanem musiały zniknąć.Trzeba będzie poważnie skoncentrować się na zadaniu...

Przemierzały z Marinne wynajętym powozem ulice Kindle w stronę portu, gdy ktoś zapukał do okienka. Służąca odgarnęła firankę i zadała parę pytań, Isabell już jednak wiedziała kto jedzie przy ich karocy, poznała po głosie. Zaczekała jednak na wynik przepytywania Marinne i dopiero wtedy wyjrzała z powozu. Widok kapitana Felerhara jadącego na koniu obok wywołał na jej twarzy mimowolny uśmiech. Wyglądał pięknie w pełnym mundurze. Rozpoczęli rozmowę i nim baronessa się zorientowała przejechali przez pół miasta. Chciałam skandal, to mam... a on mi jeszcze w tym pomaga...
Gdy już znaleźli się na statku poinformowała oficera żartobliwym tonem o sensacji jaką zapewne wzbudzili. Wtedy też dowiedziała się, że teatrzyk ten był pomysłem samego hrabiego Berlaya. Zatem jemu winnam podziękować, gdy spotkamy się następnym razem.

Podróż do Olei była dla niej namilszym fragmentem rejsu, gdyż mogła swobodnie cieszyć się towarzystwem kapitana. Dyskretnie przyglądała się jak na jego młodej twarzy maluje się wyraz zmartwienia, a w ciemnych oczach czai głęboko niepokój. Nie chcąc widzieć marsa na jego czole zdecydowała się na mały kawałek prawdy. Powiedziała, iż poleciła go, gdyż tylko jemu może zaufać. Słowa te podziałały niczym balsam i rozpogodziły twarz Felerhara. Okręt płynął dalej.

Dalsza część rejsu upłynęła równie spokojnie, baronessa nie czyniła żadnych gestów w stronę kapitana, więc osoby spodziewające się kontynuacji skandalu musiały srogo się zawieść. Owszem spędzali ze sobą sporo czasu, ale oficer w ciągu tych dwóch dni nie wszedł nawet do komnaty malarki.

Godzinę przed planowanym przybiciem do brzegów Rovanny baronessa poprosiła wszystkich do wspólnego stołu, by omówić dalszy plan działania.
- Zatem moi drodzy, może najpierw powiem co wiem, a później będziemy uzgadniać szczegóły. - uśmiechnęła się spokojnie.
- Oficjalnie przybywamy wraz z panią baronową z Ragady zmęczone tamtejszą wieczną wojną i pragniemy odpocząć na łonie eliarskiej natury. Naszym gospodarzem będzie baron Rafael Totenhauz, miłośnik sztuki i wielki eliarski patriota, do którego napisał nasz przyjaciel hrabia Vincent Baudez, ragadański mecenas sztuki, z prośbą o ugoszczenie nas. - Isabell rozejrzała się po zgromadzonych. - Powóz, który zawiezie nas do jego dworku będzie czekał w Rovannie. Proponuję odczekać dwa dni od przyjazdu zanim udamy się na łowy, by nie wzbudzać podejrzeń zbyt entuzjastycznym ruszeniem do lasu. Jakieś pytania?
 
Blaithinn jest offline  
Stary 08-11-2010, 12:59   #30
 
szarotka's Avatar
 
Reputacja: 1 szarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skałszarotka jest jak klejnot wśród skał
Biull miał więcej szczęścia niż rozumu. Chociaż tego ostatniego też wstydzić się nie musiał. W końcu ją przekonał, szczyl jeden. Argumentem wygłoszonym jednym haustem. Usiadła wtedy naprzeciw niego przy stole, splatając palce dłoni na blacie i popatrzyła na chłopaka surowym spojrzeniem. Zapewne wiedział więcej, więc nieroztropnie byłoby go tak po prostu odesłać. Poza tym ceniła jego odwagę; niewielu studentów miało ochotę narażać się na jej gniew.
Karyjska lawa stygła, zastępowana przez nordyjski deszcz.
- Dobrze, udało ci się, Biull. Ale przyjmij do wiadomości, że troszczysz się o siebie sam. Nie będę miała czasu zajmować się nadgorliwymi dzieciakami. Poza tym - nigdzie nie łazisz na własną rękę. Pilnujesz się wyprawy badawczej. Kiedy coś nakazuje, wykonujesz to bez szemrania. Wszystko klarowne? Jeśli zastosujesz się do owych zaleceń, wrócisz z wiedzą magistra. Jeśli nie, wykopie cię z Eliaru tak stanowczo, że przelecisz po niebie nad półwyspem niczym albatros i wylądujesz na tyłku w Akademii Kindle. Niezależnie od obrotu zdarzeń, ta misja ma pozostać tajemnicą, rozumiemy się?

Rozumiał czy nie, Inez musiała przyznać, że okazał się - przynajmniej na początku podróży - niezbyt kłopotliwym ciężarem. Jego chomicza wiedza mogła być nawet użyteczna; kobiecie nigdy nie chciało się grzebać w historiach rodowych oraz dotyczących poszczególnych krajów równie głęboko co Antoni. Poza tym ją interesowały tylko historyczne wzmianki na temat Rodian i ichniej architektury, zaś studenta interesowało chyba wszystko.
Ojciec Rubinshei był człowiekiem dalece bardziej swobodnym niż jego brat Karol i taszczył na sobie wielki bagaż doświadczeń. Przyjemnie słuchało się jego opowiadań - przynajmniej chwilami, bowiem baronowa większość czasu układała w głowie elementy mozaiki, które zgromadziła z wielu miejsc. Nieukrywalnie ważnym klockiem tej konstrukcji były nowiny Biulla. Połączył Matrę i Eliar wyraźną, grubą nicią, której krańce tłumaczyły wędrówkę skarbów katedry. Pytań jednak nie ubyło; mało tego, pojawiły się nowe. Inez intrygował ten zamek, lecz bardziej - skarby w Klerke. Ciekawe czy będzie możliwość zajrzenia do tego majątku.

Zasiadając ze wszystkimi do stołu w celu jakichś rozmów, umysł pani de Chavaz dalej bładził daleko od kajuty i statku. Wciąż nie widziała powiązania tuneli ze skarbami matrańskimi; wyjaśniła się jedynie obecność tych ostatnich w Eliarze. Jak reszta mogłaby zawędrować do Ragady? Może też tymi tunelami? Och przestań Inez, masz obsesje na ich punkcie. Wszak jesteśmy tu z powodu katedry.
- Jakieś pytania? - usłyszała ostatnie zdanie wywodu baronessy.
- Tak. Mam życzenie - podjęła zaraz, mając w głowie świeżo narodzony koncept - Muszę sprawdzić trasę wędrówki naszego skarbu na terenie Eliaru, a wszystko wskazuje, że jego szczątki znajdują się w Klerke pod Rovanną. Wezmę więc mojego studenta i udamy się tam w celach badawczych. Sądzę, że nie odmówią nam wizyty, gdy przedstawię gospodarzom młodego, żądnego magisterskich tytułów żaka, który pasjonuje się historią rodu Jafere - zerknęła na Antoniego przelotnie, z miną władcy marionetek, który właśnie zastanawia się, jak użyć nowej zabawki - Zabierzecie państwo nasze bagaże, dogonimy was konno w pół dnia.

***
Paczka od uniwersytetu w Rovannie okazała się potwierdzeniem wszystkich założeń. Musiała zobaczyć się z owym hrabią Dreugerem i zadać parę pytań. Na zawoalowane pytanie uniwersytetu odpisała jedynie - po uprzejmych podziękowaniach za wskazówki - że prowadzone są badania i poszukiwania owych przedmiotów. Co zresztą nie rozmijało się tak bardzo z prawdą.
W kilka godzin po przyjeździe do gospody Inez gotowa była już do dalszej drogi. Wypytała wprzódy gospodarza, który ich gościł o najdogodniejszą trasę do Klerke i czas, w jakim można było tam dotrzeć konno, bez wielkich bagaży. Dzień podróży w jedną stronę wydawał się zadowalającym czasem. Wzięła dwa rezerwowe konie oddziału i - chcąc nie chcąc - czterech przybocznych, których wcisnął baronowej na siłę kapitan muszkieterów. Wprawdzie uniwersytet sugerował że majątek hrabioski w Klerke to nie jest instytucja naukowa, ale badaczka miała pomysł na wydobycie kawałeczka wiedzy dla siebie.
Wyruszyli gdy tylko upewniła się, że jej bagaże będą dobrze zabezpieczone w podróży. W końcu była w swoim żywiole. Daleko od znajomych kątów, z wiatrem we włosach. I z tajemnicą czekającą na rozwikłanie.
 
__________________
Wszechświat stworzony jest z opowieści. Nie z atomów.
szarotka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172