Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2010, 09:54   #31
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Konrad Metzger
Miał wrażenie, że wszystko co się zdarzyło do tej pory było jedną wielką komedią, którą ktoś postanowił rozegrać przed nimi. Kukiełkami. Kopniakiem zrzucił agresywne drzwi do dziury i popatrzył w jeden, potem w drugi koniec korytarza. Żaden z nich nie przedstawiał się zachęcająco.
- Panowie, zapraszam do pokoju - poczęstował kopniakiem najbliższe drzwi, poprawił im bo coś je klinowało od środka. W końcu naparł barkiem i ze zgrzytem czegoś przesuwanego otworzył. Przelazł po wywalonej komodzie, tu podłoga była z grubsza cała. Z grubsza, bo trzeszczała przy każdym kroku. zarzucił na ramię swoją sakwę. Ostrożnie, podszedł do okna, które straszyło zębatym uśmiechem potłuczonych szyb. Otworzył je i zgarnąwszy szkło z parapetu wyjrzał. Plecak przetarł drogę w dół. Zdjął bełt i przerzucił kusze przez ramię. Pierwsze piętro nie było przesadne wysokie, ale po co ryzykować. Opuścił się na rękach i zeskoczył.
Nie czekał na resztę, widział ich pierwszy raz, więc nie miał zbyt wielkiego sentymentu. Szczeknął bełt włożony na miejsce. Kopnięciem posłał plecak pod ścianę stajni i kolejnymi kopnięciami zagrzebał go w w słomie.
Rozważał czy warto się mieszać czy też podeprzeć czymś tylne drzwi. Z rachunków wynikało, że ci którzy byli na parterze stanowili nadwyżkę. A czy to z tej czy tamtej grupy...
Jego wzrok padł na spore koryto oparte o ścianę. Akurat dwuosobowe, ale po właściwym użyciu drzwi będą nie do otwarcia.
 
Mike jest teraz online  
Stary 05-11-2010, 15:54   #32
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
Bałagan... Zajebisty bałagan... Woody wolał porządek, precyzję i dokładność. Nie zależało mu na tym, by jego zbrodnie były widowiskowe. A Burns jak widać jest jego zupełnym przeciwieństwem... Jednak coś trzeba mu przyznać - było to zarówno pomysłowe, jak i widowiskowe.
"Jak ja nienawidzę takiego burdelu... Zróbmy coś zanim się tu, kurwa usmażymy. Ci skurwiele z toporkami to teraz najmniejszy problem."
Piwnica... Przed oczyma stanął mu obraz przekupionego karczmarza, wytaczającego beczkę piwa specjalnie na jego zamówienie. Podziemie było zamknięte na małą kłódeczkę, za którą była pochylnia i wąskie schodki.
"To się może udać..." - pomyślał i uśmiechnął się sam do siebie. - "Tam możemy przegrupować się, sklecić szybko jakiś plan i spierdolić w końcu z tego syfu."
Przeskoczył barek, za którym znajdowały się małe drzwiczki do piwnicy. W między czasie zdążył rzucić okiem na to, co znajdowało się pod ladą.
"Zostało jeszcze tego piwa... Wybornie, ale póki co muszę zająć się tym jebanym zamkiem."
Kucając podszedł do drzwiczek i uważnie obejrzał kłódkę. Marna robota... Każdy idiota byłby w stanie rozwalić ją jakimkolwiek śmieciem. Woody jednak był przeciwny użyciu siły. Tylko w tym przypadku oczywiście...
Do zamka włożył jeden, z jego bogatej kolekcji wytrychów, pomógł sobie drugim, mniejszym, po chwili zamek cicho kliknął, a kłódka otworzyła się.
Wszystkie wytrychy trzymał w skórzanym etui, o które bardzo dbał. Zarówno futerał, jak i jego zawartość, były w świetnej kondycji, prawdę powiedziawszy wszystko, co miał i co było związane z jego zawodem utrzymywał w takim stanie. Powoli chował, jeszcze przed momentem potrzebne narzędzia na ich miejsce przeznaczenia. Tą skrupulatną czynność, (w zasadzie dla Woody'ego był to pewien rytuał) zakłócił wysoki cień, który nagle wyrósł nad nim.
Udając, że nie widzi tamtego, otworzył drzwi piwnicy, jednocześnie bacznie obserwując swego napastnika, który właśnie podnosił topór do ciosu.
Gwałtownie poderwał się z ziemi. Uderzył głową prosto w nos zbira.
"Chrupnęło... Złamany..."
Zza pasa wystrzelił sztylet, jego błysk w ciepłym świetle rzucanym przez ogień szalejący w karczmie, zakreślił złowieszczy łuk. Zatrzymał się dopiero tuż za nadgarstkiem, nadgarstkiem ręki trzymającej topór. Ciemna krew chlusnęła na deski podłogi, a z podciętych żył wypływał potok czerwieni. Topór wypadł z ręki przybranego robola. Wiedział, że jest już po nim... Krew buchająca z nadgarstka ani na chwilę przestawała płynąć. Facet gasł w oczach...
Woody złapał go oburącz za ubranie po czym pchnął w dół, po schodach. Jeszcze raz rozejrzał się po karczmie, po czym krzyknął.
- Tutaj, kurwa!
Liczył na chociaż odrobinę zdrowego rozumu i trzeźwego myślenia u swoich kompanów...
"Moje piwo..." - westchnął gorzko i znikł w ciemnościach piwnicy.
 
Kiep_oo jest offline  
Stary 05-11-2010, 16:41   #33
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Powrócił do karczmy i na wzór jednego z kamratów zabrał się za kończenie kolacji. Mięso. Tego jeszcze nie próbował, bo najsmaczniejsze miał w zwyczaju zawsze zostawiać na koniec. Jeff wziął do ręki kawałek soczystego półdupka i ugryzł, po czym popił to piwem, delektując się połączonym smakiem. Trupem nie było się co przejmować, bo to nie pierwszy i pewnie nie ostatni, którego Jeff widział na oczy. W tym parszywym mieście, nocą ginie więcej ludzi, niż ktokolwiek w ogóle mógłby się tego domyślać. On nie miał nic wspólnego z zabójstwem więc i nie miał się o co martwić. Żuł mięso, spoglądając na blat stołu. Wtedy do jego uszu doszedł dźwięk rozpędzonego wozu. Jeff zdołał tylko podnieść zaskoczony wzrok na jednego z towarzyszy, gdy nastało istne piekło.

Huk, ogień, krzyki, jęki i piski. Na szczęście nie słyszał nic z tych rzeczy. Gdy wóz uderzył w ścianę karczmy stalowy świecznik, przytwierdzony do ściany spadł z niej uderzając Jeffa prosto w łepetynę. Zawsze lubił siedzieć pod ścianą. Teraz pewnie zmieni przyzwyczajenia.
Gdy otworzył oczy, dostrzegł ogromne zamieszanie. Jak gdyby ktoś w środku biesiadnej przywołał jakiego demona.
-Fajnie sie zaczyna...- syknął pod nosem. Płomienie zajmowały co raz większą część gospody. Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Tuż obok niego leżał przewrócony stół, który zapewniał mu sporo osłony, a przynajmniej przed wzrokiem chłopów z toporami.

-Gdzie jesteś kurwo?...- nie potrafił odnaleźć swej kuszy, ale na szczęście bystry wzrok go nie zawiódł i w końcu znalazł ją, pod przewróconym do góry nogami półmiskiem. Jeff korzystając z zamieszania wartko sięgnął po broń i z trudem naładował ją bełtem, po czym przystawił do ramienia i wycelował. Dla niego nie było różnicy, który z czwórki mężów padnie od pocisku. Grunt, żeby jakiś padł. Odległość nie była wielka, ale wszechobecny chaos, oraz nieustający od przebudzenia ból głowy skutecznie dekoncentrował kusznika. Przymrużył oko i nacisnął spust. Rozległ się charakterystyczny dźwięk, lecz raczej nikt nań uwagi nie zwrócił. Jeff energicznie wstał i ruszył w stronę przywołującego go towarzysza.

Bolała go noga i przez to utykał. Na szczęście adrenalina skutecznie odwracała uwagę od bólu i dodawała siły. Woody był tak blisko, ale zarazem tak daleko...
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-11-2010, 18:50   #34
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Super kompania. Wrócili do pożywiania się zamiast czym prędzej zajebać przeciwnych najemników. To w tej chwili było priorytetem. Jeśli chcieli nabrać sił, to nabierając wagi sobie nie pomogą w tej kwestii. Życie...

...bywa krótkie. W tej sytuacji powinno się zakończyć od razu. Wilk stał w miarę daleko, ale wybuch i tak powalił tego ogromnego mężczyznę na ziemię.
Gdy się z trudem podniósł zobaczył, że Baldwin dostał to czego chciał.
Teraz przyszła pora na Edgara, a on miał ochotę na kawał miażdżonego mięcha.
W zasadzie cała sceneria byłą bardzo ładna. Płomień, dużo rozwalonych... rzeczy. To wszystko tworzyło klimat bardzo fajnej walki.
Wzrokiem odszukał swój młot i tarczę. Na szczęście nie uszkodzone. Aczkolwiek nie miał takiego farta jak Baldwin...

Wąsaty, zły jegomość kipiał chęcią zakończenia żywota. Cóż, była to prośba, którą Edgar by z przyjemnością spełnił. Postanowił spełniać marzenia.

- Burns pozdrawia. Kto następny?
- To może ja!?
Biegł w jego stronę. Gdy topornik uderzył, Edgar przyjął cios na tarczy, obrócił się wokół własnej osi i próbował walnąć przeciwnika młotem w przeciwnika, kończąc pojedynek. Wąsacz jednak uchylił się i skulony chciał obciąć Wilkowi nogę. Ten jednak w porę walnął go tarczą w plecy, przez co przeciwnik znalazł się w pozycji leżącej. Od razu wyprowadził cios młotem, ale przeciwnik od turlał się cudem nie raniąc się własnym toporem i od razu skoczył na równe nogi.

Przeciwnik znów zaatakował tnąc z lewej strony na ukos, zza ramienia. Edgar bez problemu przyjął cios na dużą tarczę i zaatakował młotem bojowym. Niestety wróg uchylił się i wyprowadził taki sam cios jak wcześniej, tym razem jednak z drugiej strony. Wilk musiał zrezygnować z nadarzającej się okazji do ataku i odskoczył. Wąsacz od razu wyprowadził następny atak. Teraz jednak Wilk nie przyjmował uderzenia, ale zwyczajnie walnął młotem w topór. Broń przeciwnika skierowała się w dół, a Edgar tarczą walnął przeciwnika w nos łamiąc go. Nieprzyjaciel odstąpił krok w tył i znowu dostał tarczą, tym razem w skroń, zamroczyło go to potężnie. Jako, że musiał opiścić topór, Edgar skończył krótki pojedynek ciosem w twarz i głowę, tym razem młotem. Z Myślowego Pudełka wąsacza niewiele zostało.

Edgar nie mając zamiaru narażać się na kremacje dołączył do człeka, który palił faję co według Edgara było bardzo nieprzyzwoite i niezdrowe. Poza tym musiało odstraszać potencjalne samice do rozpłodu. Mimo to postanowił wejść do piwnicy, a co!
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 05-11-2010, 19:43   #35
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Walther Ulryk

Kominiarz. Tego Walther się nie spodziewał, kiedy Markus sprowadził na piętro kominiarza, który chciał dorwac kochanka swojej żony.
~Weź facet jakies proszki na męskość od felczera , nie dziwię się że twoja zona szuka lepszych "możliwości"~ skomentował w myślach Czagora.

W tym momencie cały budynek się zatrząsł, buchnęły płomienie, a oni prawie zlecieli na parter, prawie, ponieważ jako tako wytrzymał.
~Cholera~

Przywódzctwo objął Konrad. Ostrożnie, po mocno trzeszczącej podłodze ruszyli w poszukiwaniu drogi ucieczki - schody, objęte płomieniały, kończyły swój żywot waląc się po trochu na parter. Konrad dysponował kluczem uniwersalnym do wszystkich drzwi w pomieszczeniu - porządny kopniak otwierał wszelakie drzwi.
Walther szedł na samym końcu, za resztą nieformalnej grupy.

-Konrad, po cholerę wyważałeś te drzwi? - spytał Walther, wyciągając z kieszeni troche niewielkich narzedzi służaćych do otwierania zamków wszelakich. Pytanie było retoryczne.

Walther spuźnił się nieco ze swoją propozycją, gdyż odezwał się dopiero wtedy, kiedy dotarli do ostatniego pomieszczenia. Konrad, oczyściwszy okno z resztek szyby zszedł na dół, na zewnątrz.

Nadeszła pora Walthera, ogień, nasyciwszy się schodami ryszył na konsumcję stropu. Włamywacz widział łunę dochodzącą z korytarza. Spojrzał na dół. Nie było zbyt wysoko, ale nie odważył się skakać. Zdjął bełt z prowadnicy i trzymając kuszę pod pachą zszedł na dół. Wykorzystał do tego zewnętrzny parapet okna na parterze, niski wzrost nie pozwalał mu na płynne opuszczenie się na parter. odszedł od budynku, w którym trwała niezła burda. Ponownie naładował kuszę. Doszedł do reszty.
Konrad, który w dla Walthera został nieformalnym przywódcą grupy, dziwnie patrzył się na koryto z wodą oraz drzwi. Walther się tym nie przejął. Skierował się do stajni
~Może będzie tam coś ciekawego~
Kuszę trzymał w pogotowiu.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 05-11-2010 o 19:45. Powód: Złe imię kominiarza
JohnyTRS jest offline  
Stary 05-11-2010, 21:16   #36
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

Nie musiał długo czekać na pierwsze trupy. W zasadzie zanim skończył mówić, żeby któregoś zabili jeden już miał bełt w cielsku i nie wyglądał jakby dodawało mu to życia. Takie jest życie, że prędzej czy później ktoś wtyka Ci w nie coś ostrego i broń boże nie chce przestać aż nie padniesz trupem. Przynajmniej w tym zawodzie...

"Teraz jest moja szansa" - Pomyślał i ruszając ku jednemu z zabitych rzucił nożem w ostatniego przeciwnika. Celował w tors, w końcu nie chodzi o popisywanie się, a o trafienie, więc im większy cel tym większą miał pewność iż jego rzut się powiedzie. Z resztą facet był wielki, ale głowa zdawała się jakaś ... mała na tle reszty ciała. Trafił, czemu z takiej odległości i przy tak wielkim facecie nie można się było dziwić. Niestety kutas okazał się być jakimś pieprzonym twardzielem i wyrwał sobie ostrze z piersi jakby nigdy nic.

"Aha, czyli znów trafiłem w żebro. Kurwa, zawsze trzeba trafić w jebane żebro, albo jakiś pierdolony guzik czy coś. Zawsze!" - Irytował się cichy. W całej tej sytuacji był taki plus, że przynajmniej zajęło to drania na chwilę, a właśnie tej chwili potrzebował by złapać topór leżący obok jeszcze niedawno całkiem agresywnych zwłok. To zabawne że najczęściej ostatnimi słowami takich ludzi jest coś w stylu "No dawaj cwaniaczku", albo "Pokaż na co Cię stać". Ewentualnie jakieś okrzyki bojowe, jednak zasada pozostawała ta sama.

Trzymając topór pewnie w silnej ręce nie czekał aż tamten zaatakuje. Zamachnął się z całej siły celując w głowę z ukosa. Nieważne czy trafi, żaden idiota nie będzie chciał dostać toporem w łeb. Miał rację i odruchy bezwarunkowe wzięły górę. Rębajło nieświadomie wręcz machnął ręką w obronnym geście, może licząc na stalową bransoletę z nadgarstka jako minimalną ochronę. Mylił się. Topór ześliznął się po metalu i lekko jakby bez oporu odrąbał delikwentowi kciuk i dwa kolejne palce wraz z kawałkiem dłoni. Broń wyleciała z ręki tamtego, kiedy zaczął zwijać się z bólu. Było po wszystkim, więc nie warto było przedłużać mu niepotrzebnej wrzeszczaniny. Jeden płynny ruch topora i ostrze zagłębiło się w plecach napastnika, którego ciało opadło bezwładnie na podłogę.

Cichy widział już tylko pobojowisko. Część ludzi najętych do bitki i walki zaczęła się chować w piwnicy. - "Ja pierdolę, chyba nie są poważni?" - Pomyślał. - "Trzeba im uświadomić parę rzeczy. I znowu będę to, kurwa, ja!" - Nienawidził tego. Ile razy brał robotę eskorty, albo przynajmniej osłaniania jakiejś karawany musiał wybijać innym ze łbów durne pomysły. Na przykład kupiec chowający się pod plandeką wozu, kiedy bandyci właśnie po zawartość wozu się przecież rzucili. To chyba jedno z praw natury, że dwóch na trzech ludzi (albo nie-ludzi, jednak też całkiem rozumnych ras) zachowuje się skrajnie jak debile, kiedy akurat wypadałoby pomyśleć. Ruszył szybko za bar, gdzie znikali kolejni osobnicy. Zajrzał tylko do wnętrza i rzucił:

- Ta buda zaraz się zawali, na pewno chcecie siedzieć wtedy w piwnicy? - Spojrzał po ich twarzach i dorzucił. - I weźcie jakieś wino czy coś.
 
QuartZ jest offline  
Stary 05-11-2010, 22:04   #37
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Markus Goetz

- Słyszy... - zaczął, ale przerwał mu trzask łamanego drewna i potężna eksplozja, która po nim nastąpiła.
Ogłuszony i zdezorientowany rozejrzał się dookoła. Dałby głowę, że tylko zamknął i otworzył oczy, a karczma z solidnego drewnianego budynku przemieniła się w stos całopalny.

- Dupa w troki, fajfusie! - warknął do ciskającego się kominiarza, usadzając go ciosem pięści w skroń.
Widząc, że Konrad znalazł drogę wyjścia z pieca, jakim stała się gospoda, ruszył szybko za nim, pchając przed sobą oszołomionego Czagora.
Wyjrzał za okno, spojrzał w dół, po czym wyrzucił przez nie kominiarza. Następnie sam przelazł przez parapet, opuścił się na rękach i skoczył.
Będąc już na ulicy zauważył, w co wpatruje się Konrad.
- Czego się gapisz jak sroka w gnat? - zachęcił go do pomocy. - Bierz z drugiej strony i do drzwi z tym gównem.
We dwóch szybko i sprawnie zastawili jedyne wyjście z płonącej karczmy.
Markus otarł spoconą i okopconą twarz rękawem. Zostało na nim trochę jego zwęglonych włosów.
- No, nie ma co tak stać. - burknął. - Kominiarz idzie z nami, może nagabiemy gdzie tę jego babę, to trochę grosz wpadnie ekstra. Te, przepychacz, słyszysz?
Zbliżył się do wijącego się na bruku Czagora, przewrócił go nogą na plecy i pochylił, by usłyszeć, co ten jęczy pod nosem.
- Przepychacz zostaje. - oznajmił, wstając. - Nogi mu się połamały. Ale nie bój nic, jak gdzieś ucapim tą ryżą, to ci przyprowadzę. tylko nigdzie stąd nie odchodź. - zarechotał z własnego żartu.
- No, chłopy, tedy co teraz? Dobrze byłoby posiedzieć gdzieś tu za rogiem i upewnić się, czy z karczmy wyjdą ci, którzy chcemy.
 
Cohen jest offline  
Stary 06-11-2010, 00:03   #38
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
- A sam se kurwa weź coś do picia! - krzyknął wyraźnie poirytowany do Cichego, który właśnie zajrzał do piwnicy. - Wchodzisz czy nie?
Pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy, gdy rozejrzał się po wnętrzu.
"Tutaj będzie idealnie ale... Światło!"
- Dajcie jakąś lampę czy coś! I zaryglujcie te drzwi.
Po chwili wnętrze brudnej piwnicy rozświetlił kaganek przyniesiony przez któregoś z kompanów. Spojrzał na leżącego w kącie zbira. Otaczała go całkiem już spora kałuża krwi, był blady i strasznie dygotał. Widać było, że zostało mu już niewiele życia...
Woody dźwignął go z zakurzonej posadzki, po czym popchnął na stos worków leżących po przeciwnej ścianie. Niedoszły napastnik, na wpół już nieżywy, wylądował niczym marionetka, której ktoś podciął sznurki. Właśnie, podciął...
- Tu będzie idealnie - mówił szybko, nachylając się nad nim. - Ilu was tam jeszcze czeka na ulicy?! - wymierzył mu silny cios w brzuch. Tamten jęknął, po czym skurczył się jeszcze bardziej. - Kurwa ilu pytam?
- N-nie wiem, j-j-ja nic nie wiem...
- Nie łżyj skurwysynu... Wiem, że na waszej czwórce się nie skończy - soczysty kopniak, znowu w podbrzusze. - Powiesz coś kurwiszonie czy nie?
Cisza... Możliwe, że stracił przytomność...
- A zdychaj... - Woody wycedził przez zęby, a następnie splunął soczyście na nieprzytomne ciało... Tamten jeszcze oddychał.
"Okienko... Jest szansa, że tamtędy się wydostaniemy z tej płonącej pułapki. Wychodzi na tył karczmy, czyli tam gdzie powinna znajdować się reszta. Oby..."
- Tamto okno! - krzyknął do reszty osłupiałych kompanów, spoglądających z niepokojem na nieprzytomnego jeńca. - Kurwa ruszcie dupy i przeciśnijcie się przez nie, ja pójdę ostatni.
Mocno podpici, towarzysze podróży, z ledwością zmieścili się przez okno. Gdy dupa ostatniego z tej pożal się Boże, gromadki znalazła się na zewnątrz, Woody już zbierał się do wyjścia. Drogę przerwał jednak cichy jęk zbira.
- Panie... Czekaj pan...
 
Kiep_oo jest offline  
Stary 06-11-2010, 01:02   #39
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Cichy

Chichy spojrzał na Woody-ego jak na idiotę. Na prawdę nie rozumiał sposobu myślenia niektórych osobników. - "Przez okno? Z piwnicy?" - Myślał z niedowierzaniem, że te słowa na prawdę padły. Albo ktoś wpadł tutaj w panikę, albo zgrywał super asasyna skradającego się jak w opowieściach. Przecież to nie miało ani odrobiny sensu. - "Przynajmniej zabrał się za przesłuchanie, tyle dobrego. Będę miał sekundę na swoje własne rzeczy." - Na wpół myślał, na wpół markotał pod nosem biorąc do ręki drugi topór od jednego z poległych. Noża i tak nie mógł nigdzie znaleźć, więc spisał go na straty. Nie pierwsze i nie ostatnie ostrze. Pobieżnie sprawdził kieszenie leżących i zabrał z nich wszystko jak leciało nie patrząc. I tak nie było czasu tego segregować, tylko brać i spieprzać z tego piekarnika.

- Do zobaczenia na zewnątrz. - Rzucił do siedzących w piwnicy wychodząc tymi samymi drzwiami, którymi wpadli napastnicy. Na szczęście pożar szalał dokładnie na drugim końcu budynku.
"Żaden idiota nie wpadłby tu nie zostawiając sobie przecież drogi wyjścia gdyby jednak nas pozabijał. Oni jednak pchają się do jebanego okna w piwnicy!" - Zaśmiał się w myślach.

Kiedy znalazł się już na świeżym powietrzu wyszukał wzrokiem okienko, którym Woody na siłę ewakuował obecnych wcześniej w karczmie towarzyszy. Upewniając się, że w najbliższym otoczeniu nie ma (przynajmniej jeszcze nie) żadnych nowych zabijaków wyciągnął pomocną dłoń do wychodzących. "Im szybciej wylezą, tym szybciej będzie miał mi kto osłaniać plecy" - Myślał. Niestety miał dziwne wrażenie, że ta osłona będzie mu potrzebna. Stał niczym napięta cięciwa gotowa do strzału i omal nie zdzielił toporem czegoś spadającego z góry. Na szczęście to coś okazało się tylko jednym z towarzyszy.
 
QuartZ jest offline  
Stary 06-11-2010, 19:32   #40
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Gambino
Słusznie podpowiadała braciszkowi intuicja "spieprzaj stąd" po skończonej wieczerzy. Ktoś jednak -widocznie o bardzo silnych argumentach- zatrzymał go w pełnej awanturniczego potencjału gospodzie, która lada moment miała się zamienić w piekarnik. Niestety nikt nie nagradza ciemnowidzów, a jak już to tych co to potrafią z tego ciemnowidzenia ugrać tyle by przeżyć. Gdy wóz pełen fajerwerków grzmotnął w izbę Gambino podnosił do ust kielich mocnego jak cholera samogonu, którym zamierzał uspokoić nerwy przed spotkaniem ze strażą miejską i składaniem zeznań. Właściwie bardziej denerwowała go sama konieczność niż rozmowa z milicją, ale alkohol jak wiadomo jest lekiem na wszystko. Wybuch zniweczył ten plan- naczynie z wódą poleciało hen, gdzieś pod stoły, podobnież zakonnik. I całe szczęście, bo płomienie -jak wskazywała praktyka- pną się do góry, a nie po podłodze, a i meble jadalnej nieco go osłoniły.
Skołowany hukiem, ale bez żadnego szwanku, z trudem podniósł się na nogi. Gdy podłoga przestała uciekać spod podeszw, a tańczące światła okazały się pożarem, zdeterminowany by jednak napić się tej gorzały -za którą przecież zapłacił- ruszył do częściowo już płonącego szynkwasu. Nie miał wątpliwości, że był to nieudany zamach, ale skoro się nie udał...
W miejscu z którego sekundy temu podnosił się po upadku teraz zwalił się sufit/podłoga i łoże kochanków z nimi samymi w pełnej krasie. Gambino spojrzał nań przez ramię, mruknął coś pod nosem (-Jak ja nienawidzę kurew..) i znowu skupił się na półce z butelkami gospodarza. Tam szybko znalazł interesującą flaszkę i już rozglądał się za kubkiem, gdy do zdewastowanej izby wpadli ćwierć-zabijacy ze swoimi siekierami. Flaszka z oliwą trzasnęła w klatę golasa na łożu, a ten jak poparzony, z fajfusem na wierzchu, ruszył na oślep przez stołówkę. „Stracił głowę...” -możnaby śmiało rzec.

- Burns pozdrawia. Kto następny? -odezwał się wąsacz kładąc czerep kochasia na stole.

Frater z niedowierzaniem spojrzał najpierw na siepaczy, a później gdzieś w dziurawy sufit- choć pewnie mierzył wzrokiem znacznie wyżej.

-To może ja?! -krzyknął ochoczo wojownik o podobnej do zakonnika posturze i rzucił się do walki.

Nie tylko on zresztą. Zakapturzony -łotrzyk, jak Gambino mniemał- też szarpnął się za pas i wybobytym ostrzem zagroził napastnikom.

-Całe szczęście, bom już myślał, że znowu ktoś mi przeszkodzi.. -mruknął do siebie pod nosem.

Przelał nieco z butli do drewnianego kubełka, przechylił, skrzywił się strasznie.

-Na szafot takiego bimbrownika, niech ginie.. -warknął, znowu sam do siebie.

Choć jego twarz (po zniesmaczeniu napojem) nie zdradzała żadnych emocji, to ktoś kto znał brata Gambino z całą pewnością mógł stwierdzić, że ten nie lubił spartaczonego samogonu. Nie lubił bardzo. Butelka z jego dłoni lotem pikującego myszołowa roztukła się na gębie jednego z zakapiorów. Za nią zafurczała płonąca noga krzesła i puff- tak pozwolił duchowny poczuć zbirowi przedsmak piekieł, w których jeszcze tego wieczora pewnie się znalazł.

-W taką podróż nie wyślę Cię samego, a masz, niech Ci drogę umili... - rzekł wesoło do płonącego...

...postąpił kilka kroków do środka izby gdzie stała owa kurew przekonująca krasnoluda o swoich umiejętnościach. Wiele brat widział, wiele potrafił zdzierżyć, ale kurwy właśnie działały nań jak święconka na wyposzczonego wąpierza. Bez ceregieli kopnął (tzw. front kick) roznegliżowaną blać, a z jego siłą kobieta jak kamyk poleciała w ogień i już z niego nie wyszła. Może już butem złamał jej kręgosłup, może nadziała się na coś w ognisku- w każdym razie przepadła bez dźwięku, ni śladu.

-Z prochu powstałaś i prochem jeno będziesz po śmierci.. - ryknął wybitnie zadowolony ze swego uczynku.

Obróciwszy się zanotował, że mali drwale wykrwawiają się już na podłodze. Gdzieś koło lady kilkoro „swoich” szukało ucieczki przez piwnicę co stanowczo nie odpowiadało jemu jako ratunek (-Chyba ich bóg opuścił). Wiadomo nie od dziś, że w ciemnej dupie każdy sobie przewodnikiem, ale tamci chyba mocno pobłądzili. Znał brat Gambino lepsze ścieżki, a że czasami wymagały one oczyszczenia z chaszczy... Podniesiona z dziecinną łatwością ława świsnęła w powietrzu, trzasnęła tłuczonym szkłem okna i huknęła łamanymi na bruku dechami. Zaraz za nią -zabrawszy co swoje i upewniwszy się, że nikt za winklem nie czycha- wyleciał z płonącego, a może już walącego się budynku kaznodzieja.
 
majk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172