Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2011, 21:28   #11
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Sen był miły; biegłam po łące, była późna wiosna, może wczesne lato, usłyszałam wtedy, że ktoś mnie woła i zobaczyłam młodą kobietę, była piękna, miała tak łagodny i ciepły głos… W oczy rzucał się kamień w jej medalionie, który dostojnie spoczywał na cienkim łańcuszku zawieszonym na kształtnej szyi. Wtedy zaczęła śpiewać… Nie, to nie ona… Obudziłam się, lecz śpiew nie ustawał. Rozglądnęłam się dookoła, by upewnić się, że dalej nie śnię, poruszyłam stopą. Poczułam wtedy, że coś mnie łaskocze, podniosłam się i… to był kwiat, ogólnie całe łóżko obsypane było płatkami, były one również na podłodze jakby tworząc drogę wprost zapraszającą do podróży w jakimś kierunku. Zaintrygowana tym powoli wstałam i ubrałam się, później zaś podążyłam wiedziona tajemniczą ścieżką. Z każdą sekundą nasilał się także śpiew, widać zbliżałam się do owego nocnego wokalisty. Co ciekawe byłam w zamku sama z Suirem, a włamywacze zazwyczaj nie śpiewają i nie rozsypują kwiatów… Szłam powoli, gdy dotarłam wreszcie do celu, którym okazała się główna sala. Weszłam do niej cicho i stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam co tam się dzieje; w pomieszczeniu panował półmrok rozświetlany przez świece stojące na suto zastawionym stole zaś sam Suir siedział do mnie plecami prawdopodobnie coś szkicując. Niesiona ciekawością podeszłam trochę bliżej na tyle cicho, że nic nie usłyszał, zaglądnęłam mu przez ramię. Na pergaminie widać było zarys postaci, czyjeś popiersie. Uśmiechnęłam się:
- Co znaczy Ueassan Lamm feainne renn, ess'ell? - szepnęłam mu niemal do ucha
Podskoczył mało nie wybijając mi ramieniem dolnej szczęki
-Ja...przepraszam, nie zauważyłem i… - poczerwieniał zwijając pośpiesznie pergamin - Ja ten... bo to z pieśni jest elfickiej i ten... ja... no bo pomyślałem, że zjemy razem bo nie jesteśmy teraz już wrogami i tak myślę, że nie, bo to znaczy... - widziałam, że gubił się w słowach
- A.. przygotowałeś to wszytko i gdy miałeś mnie zawołać to pomyślałeś, że nie... Tylko dlaczego? - patrzyłam na niego uważnie - No dobrze, to ja może wrócę do łóżka - powiedziałam i odwróciłam się
Poczułam jak złapał mnie za rękę:
- Nie idź, proszę - jego dłoń była gorąca - Zjedzmy razem, porozmawiajmy, bo ja chciałbym bardzo poznać Ciebie, dowiedzieć się o Tobie...
- Pod jednym warunkiem - popatrzyłam mu w oczy - Opowiesz mi coś o tej pieśni, którą śpiewałeś - uśmiechnęłam się ciepło
- Dobrze, to ja... – zaprowadził mnie na miejsce, odsunął fotel i gdy usiadłam podsunął je, sam zaś pobiegł na drugą stronę
- To tak, tutaj jest szczupak, tutaj jest kawior, tutaj jest kurczak, a tu kaczka z pomarańczą i tutaj owoce no, a tutaj sosy... śmiało się częstować można i ten... A tak, pieśń elficka! No to jest to pieśń cała, ballada opowiadająca o Ettariel... przetłumaczyć to można w ten sposób:

Miłować ciebie, to jest życia mego cel
Nadobna Ettariel
Zachować tedy pozwól wspomnień skarb
I czarodziejski kwiat
Miłości zakład twej i znak
Kroplami rosy niby łzami posrebrzony

- Piękne, bardzo, ktoś kto mówi w ten sposób do swojej ukochanej musi być bardzo zakochany - z uśmiechem wzięłam do ręki pergaminy i przeglądnęłam je – Mogę je zatrzymać? – zapytałam wreszcie
- Tak, dlatego są tutaj, dlatego je położyłem, po to tutaj są - uśmiechnął się - Ja... wiesz, żyjemy tutaj jakieś dwanaście lat, a nic o Tobie nie wiem praktycznie, jaki jest Twój ulubiony kolor? - wypalił
- Dziękuję - położyłam je na bok i pogładziłam pieszczotliwie - Uwielbiam twoje szkice, są takie piękne... - rozmarzyłam się - Wszystko rysujesz z pamięci? Każdą postać? - zapytałam wreszcie, a słysząc z kolei jego pytanie uśmiechnęłam się - Bardzo lubię czerwień. I czerń - stwierdziłam rzeczowo bacznie go obserwując z delikatnym uśmiechem na wargach, po czym wstałam i sięgnęłam po szczupaka
- A ja uwielbiam zielony i czerwień i czerń -odpowiedział -Tak, zawsze z pamięci i tylko z pamięci miałem okazję... no i maluję tylko w ten sposób. Tak każdą postać mogę namalować, bez problemu -dodał
- Szkoda bo... – uśmiechnęłam się nieznacznie, tajemniczo - A, nieważne. Co robisz zazwyczaj w wolnym czasie Suir? Oczywiście nie licząc wylewania na mnie kubłów z wodą - zaśmiałam się znowu serdecznie
- W wolnych chwilach... ćwiczę i maluję. Właściwie to nie chciałabyś być muzą dla mnie? - spytał szybko i spłonął rumieńcem
- Ja? - popatrzyłam na niego zaskoczona - Nie wiem czy się nadaję do tak subtelnego zadania, jestem tylko wiedźminką - powiedziałam cicho
- Dla mnie aż wiedźminką - odpowiedział równie cicho
- Zaszczytem jest dla mnie bycie muzą dla tak zdolnego artysty... - spłonęłam rumieńcem
- Bo ja chętnie będę szkicował...bo jesteś piękna i jesteś idealna - rzucił pospiesznie i zamilkł - A ty co robisz w wolnych chwilach? – zapytał czerwony jak burak
- Zazwyczaj każdą chwilę spędzam ćwicząc walkę albo znaki z Geraltem, a jak nie to... lubię spacerować po okolicy - popatrzyłam nieśmiało - Gdy tylko będziesz chciał to ja... bardzo chętnie - powiedziałam niepewnie
- Tak – wyszeptał - Zawsze jak będę miał wolne i chwilę, tak - powiedział prędko
- Nie jesz? - zapytałam nie wiedząc zbytnio co powiedzieć
Widziałam jak nałożył sobie kaczkę z pomarańczą
- A tak, zapomniałem - uśmiechnął się - Bo widzisz jakoś się nie złożyło, żebyśmy porozmawiali kiedykolwiek ze sobą... czasem zastanawiam się... pamiętasz coś ze swojego dzieciństwa? - zapytał patrząc się w talerz
- To... To tylko urywki wspomnień, tylko i wyłącznie - powiedziałam pewnie, nie chciałam go okłamywać, a wiedziałam, że nie mogłam też powiedzieć prawdy - Więc... kiedy moglibyśmy zacząć? - uśmiechnęłam się
- No zaraz nawet! - uśmiechnął się - Jak zjemy bo...szkoda marnować -rzekł
- Oczywiście, jest pyszne - pochwaliłam - Sam to wszystko ugotowałeś?
-Tak – odpowiedział - Sam to posmażyłem i upiekłem. Jak się zorganizuje stanowisko pracy to wszystko uda się zrobić szybko - uśmiechnął się
- Niesamowite - kiwnęłam głową z uznaniem - Świetny z ciebie kucharz. A swoją drogą ty pamiętasz coś z dzieciństwa? Byłeś starszy niż ja gdy tu trafiłeś.
- Tak... pamiętam, że rzucałem zbroją używając do tego ruchu brwi. Później pamiętam Triss i płacz matki. Pamiętam, że płakałem, a Triss była niemiła - powiedział zamyślony - To wszystko co pamiętam
- Brwi powiadasz? - zaśmiałam się - Nie wiedziałam, że tak potężnego maga znam
- Potężnego zaraz... to były umiejętności dziecka, ona uleciały częściowo... Bo to jest tak, że jak podejmuje się szkolenie, a nie jest się Źródłem to z czasem magia się systematyzuje... choć nie zdziwiłbym się, jakbym miał w tym ubrani dwimeryt... - powiedział z rezygnacją
- Nie ze mną na takie tematy - zagrzebałam widelcem w talerzu tracąc apetyt - Może już się położę - wstałam
- Nie, zostań - powiedział z prośbą w głosie- powiedz lepiej co ty pamiętasz...
- Niewiele - stwierdziłam zgodnie z prawdą wciąż stojąc - Wszystkie wspomnienia wiążą się z wiedźminami i tą twierdzą, ale... nie wiem, czasami w głowie pojawia się jakiś kobiecy głos, może to moja matka? Często śni mi się też jakiś pokój i...a, nieważne - podeszłam do okna i oparłam się o framugę
Usłyszałam, że też wstał i podszedł. Po chwili poczułam dotyk, złapał mnie za prawe ramię:
- Ja czasem zastanawiam się czy... - urwał i dodał po chwili - Bo to jest tak, że teoretycznie nic nie powinniśmy pamiętać. A jeżeli pamiętamy bo takie jest przeznaczenie? Dlaczego tyle się o nim słyszy, a nikt nic nie mówi konkretnego? A jak zapytasz się, to słyszysz tylko o tym przeznaczeniu.
- Może. Przeznaczenie to wielka siła. Ale samo przeznaczenie nie wystarczy Suir. Potrzeba zazwyczaj jeszcze czegoś więcej - powiedziałam cicho i zamyśliłam się starając się przypomnieć sobie jak było w zamku, gdy jeszcze tam byłam, jak wyglądała matka
Myślałam i zgłębiałam się w swym umyśle, we wspomnieniach. Pamiętałam kobietę i imię Adda i nic więcej.
- Tak to prawda-rzekł Suir - Czasem trzeba czegoś więcej. Jednak zastanawiam się... bo jeżeli ja jestem księciem Redanii, to jakby wyglądało moje życie? Może faktycznie poślubiłbym królewnę z Temerii, ciekawe jak ona wygląda...
- Z Temerii mówisz? - zacisnęłam mocniej palce na framudze okna widząc jak bieleją mi kostki, a karmień nieznośnie drażni opuszki palców - Wnuczkę Foltesta? - wciągnęłam mocniej powietrze, to nie mogła być prawda... - Musiałaby być nieznośna i rozpieszczona jako jedynaczka i jedyna pretendentka do tronu, pewnie chuchają na nią i pieszczą jak klejnot.
- Może i masz rację. Kiedyś jednak chciałbym pojechać i zobaczyć jak wygląda, co mnie ominęło bo to jednak jest... - powiedział niepewnie - ... zastanawiające, a póki co szkolenie... Jak myślisz, długo będziemy się tu szkolić?
- Nie wiem, ale księżniczka pewnie czeka na swojego wybranka, aż przyjedzie na białym koniu - powiedziałam zgryźliwie, nie, to nie mogła być zazdrość, ale o co, o to, że chciałby poznać księżniczkę choć ją zna, ale nie wie o tym i interesuje się kimś innym? - Przejmę wartę na wieży - skierowałam się do pokoju po płaszcz
Noc była chłodna, więc wyciągnęłam ze skrzyni jedną z peleryn podróżnych, zarzuciłam ją na ramiona i zeszłam ponownie na dół. Nieco zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że mag czeka przy kominku. Bez słowa ruszyłam na wieżę, lecz on w ciszy szedł za mną, wreszcie się odezwał:
- Miałbym dwa pytania...na górze, jeśli to nie problem – zauważyłam, że niesie jakieś opasły tom
- Proszę - powiedziałam tylko - Co to za księga?
- Widzisz... w tej księdze, którą wykradłem Triss... Jest coś interesującego, wpadłem na nią z pół roku temu. Księga ma prawie dwanaście lat - doszliśmy na górę, po zapaleniu pochodni Suir pokazał mi swój rodowód –Widzisz, to ja... Suir aep Tipper ale najlepsze jest to!- przerzucił kilka stron i wskazał palcem na kobietę Addę, była taka jaką pamiętałam z tej migawki, która zachowała się w moich wspomnieniach - Tu jest księżniczka Mideave... podobna do Ciebie -rzekł patrząc na mnie
- Suir, a może powinnam powiedzieć jaśnie oświecony książę, proszę, nie piernicz głupot, nie jestem księżniczką - powiedziałam z przekonaniem w głosie - Heh, wiedźminka, córka strzygi, wnuczka wielkiego Foltesta, jakaż ironia losu. Ze strzygi w wilka - wykrzywiłam się w nieprzyjemnym uśmiechu patrząc w dal
Usłyszałam głuche uderzenie zamykanej księgi
- A co jeśli jesteś? Myślałaś o tym? Możesz nie być, tak samo ja mogę nie być księciem. Tu nie chodzi o to czy jesteś czy nie ale o możliwość. Gdyby się okazało, że jesteś księżniczką, a ja księciem... rozumiesz? A co jeśli to przeznaczenie to jedna wielka bujda? Co jeśli słynne prawo niespodzianki to rekrutowanie zewsząd? Gdzie się da? Możliwe, że faktycznie nie jesteśmy wielkimi osobami, szlachetnie urodzonymi. Możliwe, że ja nie jestem tym Suirem, a ty jesteś TĄ Mideave.
- Bo nie jestem, zrozum - prawie krzyknęłam odwracając się do niego zamaszyście. To była tajemnica a ten ciekawski... - Masz zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu
- Ja zadaję pytania – odrzekł - To wszystko. Nienawidzę Triss za to co mi zrobiła. Nienawidzę jej -powiedział głucho - mam szesnaście lat, od około dwunastu tkwię tu, przez te szesnaście lat nauczyłem się wielu potrzebnych rzeczy. Starszej mowy, alchemii i zaklęć. Szkoda, że żadne do niczego mi się nie przydało, a cała ta wiedza jest niepotrzebna. Bo i komu? Z kim pogadam w Starszej Mowie? Z drzewami?
- W przyszłości będziesz wielkim magiem, a stare księgi są pisane w tym właśnie języku - odpowiedziałam uspokajając nerwy przez głębokie oddechy - Gdzieś czeka na ciebie księżniczka, obejmiesz tron swojego państwa, wykształcenie może być przydatne.
- Bardzo... jest jedna... - urwał i zrobił wielkie oczy - ale nieważne... kiedyś powiem... chcesz, żebym postał tutaj z Tobą? - zaproponował szybko - chętnie namaluję Ciebie na wieży- dodał jeszcze szybciej
- Powiedz teraz - stwierdziłam tylko sucho dalej patrząc w dal
- Bo jest jedna księżniczka. Którą kocham i to nie daje mi spokoju. Bo czy nie powinno być tak, że zgodnie z przeznaczeniem powinienem pokochać tę księżniczkę z Temerii? Powinienem. A kocham Ciebie -odpowiedział głucho
Znowu wpiłam palce w kamień tak, że poczułam ból:
- Suir, jest już późno, połóż się, dziękuję za kolację.
- Obudź mnie jak będziesz zmęczona. Kolację zostawiam na stole - odpowiedział i zszedł na dół. Po chwili wrócił jednak- Albo jak byś potrzebowała towarzystwa- tym razem zniknął na dole. Zostałam sama.
Westchnęłam głęboko i chowając twarz w dłoniach pozwoliłam płynącym myślom zapełnić moją głowę. Jak to mogło być prawdą? Do tej pory wszystko jakoś się układało, a teraz? Ja jestem księżniczką Temerii. On jest księciem Redanii. Jesteśmy zaręczeni od dzieciństwa. Jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie. Ja byłam przeznaczeniem Geralta, jego niespodzianką, jego dzieckiem zesłanym przez los. Nagle w głowie usłyszałam głos Białego Wilka: „Nie chcesz być królową”. Nie, masz rację, nie chcę. Nie kochałam Suira, to było pewna jak fakt, że moje włosy były białe, a noc czarna. W moim życiu skrzyżowały się dwie drogi przeznaczenia, teraz musiałam tylko wybrać jedną z nich, nie było innej rady. Zawiał silny wiatr porywając kosmyki i sprawiając, że zatańczyły dookoła, dreszcze przeszły po moim ciele, owinęłam się więc szczelniej peleryną i zarzuciłam na głowę głęboki kaptur. Gdzieś w oddali majaczyły ptaki lecące po niebie, zauważyłam także sarnę przemykającą między drzewami. Wybór. Czy to nie właśnie na nich opiera się nasze życie? Magowie żyją długo, Suir okazał się dobrym człowiekiem, mądrym, obowiązkowym, oddanym, przez wieki będzie władał sprawiedliwie swoim państwem, ale ja… Zamknęłam oczy:

- Widzisz Mideave? To srebrny miecz, na potwory, strzyga na ten przykład boi się go okropnie – mężczyzna zaśmiał się ciepło
- Geralt, a ty zabiłeś kiedyś strzygę? Powiedz, Geralt! – dopytywałam się
- Oczywiście, że tak – podrzucił mnie wesoło na kolanach i zaczął łaskotać – Ty też kiedyś zabijesz, będziesz wielką wiedźminką.
- Taką jak ty? – przytuliłam się do niego ufnie kładąc dziecięcą główkę na jego piersi
- Większą Mideave, większa i cudowniejszą – szepnął gładząc mnie po białych włosach – Wiem, że tak będzie. Jestem pewien – pocałował mnie w czoło ojcowskim gestem
- Kocham cię Geralt – zaszczebiotałam obejmując go mocno
- Ja ciebie też Wilczyco. Ja ciebie też.

Czułam w dole brzucha dziwny ucisk, jednocześnie warga zaczęłam mi drżeć, wzięłam więc głęboki oddech by opanować nieokreślone uczucie. Księżniczka Redanii umarła. Zaginęła dwanaście lat temu. Nie ma jej. A jeśli gdziekolwiek żyła to przestała istnieć dzisiaj, w tej chwili. Nie było już Mideave – córki Addy. Teraz była tylko Mideave – wiedźminka. Tylko i wyłącznie. Suir znajdzie sobie inną narzeczoną… Żal jeszcze wezbrał na sile, usiadłam na ziemi i przyciągnęłam kolana do piersi. Poczułam coś wilgotnego na policzku. To pewnie deszcz. To z pewnością tylko deszcz. Prawdziwi wiedźmini nie czują. Nie płaczą.

***
W oddali rozlała się krwawa łuna, słońce wolno wschodziło zalewając czerwonym światłem okolicę. Siedziałam zwinięta w kłębek, było mi okropnie zimno, czułam, że mam opuchnięte oczy, dłonie mi drżały. Podniosłam się powoli czując ból zasiedzianych stawów i ostatni raz patrząc w stronę słońca zeszłam powoli po schodach, skierowałam się do swojego pokoju. Zatrzasnęłam głucho drzwi i strzepnęłam z pościeli płatki, kwiat wsadziłam do kubka z wodą, który stał na moim biurku, zdejmując buty oraz pelerynę położyłam się pod koc, wtuliłam twarz w poduszkę i mimo wciąż nie dających mi spokoju myśli usnęłam szybko, sama nie wiedząc kiedy to się stało.

Wielka sala, gdzieś daleko, w zamku. Słońce wpadające przez okna z witrażami, grające na marmurowej posadzce kolorowe cienie
- Pięknie wyglądasz w tej sukni moje dziecko, do twarzy ci w lazurze. Urodę masz po matce – usłyszałam głos
Stałam tylko patrząc przed siebie, nie mogłam się ruszyć, moje oczy utkwione były w rzeźbionym tronie ustawionym na podwyższeniu. Nagle rozległ się trzask otwieranych drzwi, później zaś odgłos kroków i głos chłopca, może pazia?
- Przybył książę Redanii razem ze swymi zbrojnymi, pani, zechcesz go przyjąć?
Milczałam
- Pani?
- Tak, niech wejdzie – odezwał się mężczyzna – Moja wnuczka przyjmie go z radością
- Dziadku? – odwróciłam się wreszcie i popatrzyłam w zielone oczy siwego mężczyzny, którego twarz znaczyły liczne zmarszczki
- Przecież kochasz Suira, wiem to, nie oszukuj się, nie udawaj zimnej, bo tylko go tym ranisz, nie ma sensu.
- Ale…
- Potrzebujemy pokoju z Redanią, a dodatkowo… On jest dobrym władcą, kochacie się, będziecie szczęśliwi podobnie jak wasze kraje…
- Mideave! – odgłos otwieranych drzwi i znajomy głos
Usłyszałam tylko tupot stóp, jakby ktoś biegł po posadzce.

Zerwałam się nagle siadając na łóżku i przetarłam oczy, był już późny ranek. Na szczęście to był tylko sen…
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 20-03-2011, 14:58   #12
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Byłaś zmęczona, niewyspana, byłaś głodna i chyba to ostatnie zmusiło ciebie do zejścia na dół do jadalni ogólnie wynurzenia się z pokoju. Szłaś trochę nietrzeźwo stąpając ostrożnie po schodach, żeby nie spaść na sam dół. Słońce wlewało się do wieży, wlewało się do Twojego pokoju jak i do jadalni. Półprzytomna oceniłaś, ze jest południe, chwilę po południu najdalej. Echo jedynie echo twoich kroków znaczyło twoją obecność. Widziałaś na stole wczorajszą kolację, prezentowała się pięknie, nawet za dnia. Część potraw była ciepła, skorzystałaś z tego i spróbowałaś kawioru. Był świetny, czego jak czego ale umiejętności kulinarnych magowi odmówić nie mogłaś. Domyśliłaś się, że znajdziesz Suira na zewnątrz, na wieży dokładniej. Odkąd byliście we dwoje na zamku, musieliście na sobie polegać, choć minęły raptem dwa dni to i tak wydawały się wiecznością. Zdziwiłaś się, gdy usłyszałaś rżenie koni. Rozmowa. Głos Suira i…Triss? Nie wiesz o czym rozmawiali, nim zdążyłaś zareagować w jakikolwiek sposób weszli oboje do środka zamku, prosto do kuchni
-A wstałaś wreszcie. No to przejdziemy do sedna naszego spotkania.- powiedziała poważnym tonem głosu i sama też była poważna, na jej twarzy nie gościł głupi uśmieszek, jak zwykłaś myśleć o jej sposobie słodkiego uśmiechania się do Geralta.
-Dobra, sytuacja wygląda tak. Ja pieczętuję zamek, wy jedziecie na szlak. Mam dla was dodatkowe zadania.- po tych słowach wyciągnęła pliki dokumentów, listów czy innych pergaminów i przeklinając pod nosem zaczęła wybierać spośród nich te dla was.
-Dobrze. Tak… Ja z Geraltem jestem w Temerii w Wyzimie. Lambert udał się gdzieś na południe ku Cintrze ale dokładnie nie wiem gdzie. Eskel udał się ku Redani i Kovir. Vasemir zaś ku Rivii. Wy powęszcie w Keadwen. Wrócicie na zimę. Macie tutaj po tysiąc sztuk złota. Tak na początek. Wiedzę posiadacie, a czego nie wiecie… musicie się wspierać i wiedzą wymieniać. Dlatego jedziecie razem - powiedziała machinalnie Triss.- Będę na wieczór. Zbierzcie potrzebne rzeczy, osiodłajcie konie, jedziecie na trakt. Zapamiętajcie co wiecie bo to ocalić was może.- Zamyśliła się- Wyśpijcie się, najedzcie, zbierzcie zapasy. Jutro skoro świt jedziecie. Wrócicie na zimę dopiero, późną jesienią. Uważajcie, bo teraz najważniejsze. Ktoś podszywa się pod lożę i prowadzi badania nad wiedźmińskimi mutagenami… gdyby okazało się, że traficie na cokolwiek, na jakikolwiek trop, dajcie mi znać. Gołębiem nawet, posłańcem do Wyzimy, do Triss Merigold, dzielnica Handlowa. – powiedziała nieskładnie- Sami zaś nie walczcie ani nie próbujcie robić czegokolwiek! No, ja uciekam. Będę wieczorem i potrzymam dla was wartę, wy się spakujcie, jutro skoro brzask jutrzenki, ruszacie. – Czuliście, ze nie mówi wam wszystkiego, że coś stara się ukryć. Nie wiedzieliście do końca co.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 07-04-2011, 16:45   #13
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Patrzyłam na Triss. Nie było tajemnicą, że się nie znosiłyśmy, a przynajmniej ja jej wybitnie nie trawiłam. Ta zadufana w sobie damuśka coś ukrywała, o czymś nie mówiła. Wyglądało to tak, jakby uważała nas za zbyt dziecinnych, niegodnych. No… Suir może i tak, ale ja? Byłam już niemal pełnoprawną wiedźminką, miałam swój własny medalion, to chyba o czymś świadczy! Czarodziejka popatrzyła na mnie nagle jakby słyszała moje myśli. A niech wie co sądzę na ten temat, to nie jest tajemnica i uważam, że zachowuje się tak, bo sama zdaje sobie sprawę z faktu, iż ja na jej miejscu poradziłabym sobie lepiej. Co Geralt w niej widzi? Przeniosłam powoli wzrok na Suira, był w nią wpatrzony jak w obrazek… Kolejny… Głupi ci mężczyźni, żeby oczy wypatrywać za taką maszkarą, do tego wredną i nie widzieć klejnotu obok tego żwiru…
- Skoro świt wyruszamy? Dobrze, bardzo dobrze, wreszcie coś się dzieje – powiedziałam – W takim razie pójdę się spakować – posłałam jej ostatnie spojrzenie i ruszyłam do siebie
Gdy tylko zamknęłam drzwi pokoju westchnęłam głęboko, to miała być pierwsza wyprawa na szlak, miały nas spotkać pierwsze przygody, a nie ma przygód bez… POTWORÓW! Poczułam nagłą ekscytację, zastanawiałam się tylko z czym najpierw przyjdzie mi się zmierzyć. Ogarnięta nieopisanym zapałem pochwyciłam leżący na łóżku miecz
- I wtedy właśnie Biała Wilczyca wykonała efektowny piruet zadając ostateczny cios! – jakby na potwierdzenie tych słów zamachnęłam się
Niestety, ostrze mojego miecza nie dosięgło przeciwnika, odpowiedział mi tylko głuchy trzask i chlupot wody rozlewającej się po podłodze. Popatrzyłam pod nogi, na kawałki szkła i kwiat od Suira, który wydawał się smętnie zwieszać płatki po środku całego chaosu. Upadłam na kolana starając się w miarę szybko uporać z bałaganem, podnosiłam kolejne ostre szczątki czegoś, co jeszcze chwilę temu było naczyniem i układałam je na dłoni. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, przestraszona zacisnęłam rękę na trzymanym w niej kawałku jakby chcąc go schować i tym samym uchronić się od kary
- Mideave, wszystko dobrze? Usłyszałem… - urwał
- Suir… - popatrzyłam na niego z wyrzutem, ale też ulgą
- Mideave, co się stało? – podbiegł do mnie i złapał moją dłoń
Dopiero teraz zorientowałam się, że płyną po niej czerwone strużki zakreślając powoli łuki wokół nadgarstka
- Pokaż – starał się rozgiąć delikatnie moje palce – Pozwól sobie pomóc… - szepnął wreszcie ciepło, z troską
Rozluźniłam chwyt, a on wyjął z zakrwawionej dłoni szkło, przyjrzałam się kilku drobnym nacięciom powstałym w miejscach, gdzie okruch był najostrzejszy
- Daj mi sekundę, za chwilę wracam – rzucił tylko po czym szybko wybiegł z pokoju
Triss mnie nie znosiła, po ostatniej aferze z kolacją nagadała na mój temat wszystkim, teraz pewnie znowu oberwie mi się podwójnie… Westchnęłam ciężko i popatrzyłam ponownie na ranę. Zawsze powtarzano mi, że wiedźmini są odporni na ból… ale mnie to bolało… Kontemplację karmazynowych kropli ściekających na podłogę przerwał znowu młody mag wpadając do pokoju
- Już, już mam wszystko co potrzebne – był rozgorączkowany
Na stole położył tacę, były na niej jakieś bandaże, liście nieznanej mi rośliny i miska z wodą. Usiadł obok mnie na łóżku i powoli złapał moją dłoń, jego ręce trzęsły się , ciężko było tego nie zauważyć. Przemywał ranki lekkimi muśnięciami jakby bojąc się mnie dotknąć, uśmiechnęłam się mimowolnie patrząc na jego starania i skupioną minę. Wreszcie z niezwykłą precyzją położył na krwawiących miejscach zioła i delikatnie lecz z wprawą zabandażował dłoń
- Gotowe – powiedział wyraźnie zadowolony z siebie – Teraz zajmiemy się tym – uśmiechnął się i jednym zaklęciem sprzątnął resztki szkła, wody i mojej krwi z podłogi
Popatrzyłam z podziwem, pierwszy raz czar udał mu się tak, jak powinien, no, przynajmniej w mojej obecności.
- Cóż, widzę, że nie zaczęłaś się jeszcze pakować, więc ja może… - wstał i powoli podszedł do drzwi jakby czekając, że go zatrzymam
Nie odzywałam się, jeszcze będziemy z sobą tyle, że bokiem nam wyjdzie. Całe dnie spędzone z nim! Na szlaku! Melitele, nie wytrzymam! Widząc, że wyszedł wyciągnęłam spod łóżka plecak i zaczęłam powoli, rozważnie pakować do niego rzeczy. Wiedziałam, że decyzje muszą być trafne, trzeba było wziąć jak najmniej, ale też przewidzieć co może się przydać, bo od rzeczy, które zabiorę zależeć mogło moje życie! No, chyba znowu lekko wyolbrzymiałam… W każdym razie od ekwipunku zależało dużo, bardzo dużo. Na przeglądaniu zawartości szafek w poszukiwaniu czegoś przydatnego minęło mi kilka godzin, gdy skończyłam robiło się już ciemno. Powoli zeszłam na kolację, która przebiegła bez większych rewelacji: Triss siedziała zamyślona, ja gmerałam w talerzu widelcem, a Suir przenosił wzrok ze mnie na czarodziejkę. Wreszcie po posiłku wróciłam do pokoju i upewniwszy się, że zabrałam wszystko co potrzebne położyłam się spać. Właśnie, położyłam, ale zasnąć nie mogłam. Sen przyszedł dopiero późną nocą, spałam spokojnie i głęboko aż do rana.

***
Słońce ledwie wychylało się zza horyzontu zalewając niebo czerwonawym blaskiem, gdy po gorącej kąpieli i solidnym śniadaniu wyszłam na mały plac przed zamkiem, byłam pełna ekscytacji przed tym co miało się stać, co czekało na nas za murami Kaer. Czekała już na mnie Triss i Suir trzymający nasze konie, wymieniliśmy uprzejmości po czym wskoczyłam na grzbiet swojego wierzchowca układając się wygodnie w siodle
- Więc przygodę chyba czas zacząć – zaśmiałam się, a koń jakby w odpowiedzi zatańczył w miejscu – Do zobaczenia Triss – uśmiechnęłam się
Pewne gesty bywają wymuszone, inne mają miejsce z poczucia obowiązku lub potrzeby, ten gest był zwyczajnie szczery, ale nie z powodu przyjaźni, wywołała go inna myśl przebiegająca przez moją głowę: podróż bez tej złośliwej gęsi! Przy odrobinie szczęścia nie zobaczymy się przez najbliższy czas, a koncepcja ta sprawiała, że poczułam się prawdziwie wolna i szczęśliwa.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 20-04-2011, 23:41   #14
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Wyruszyliście. Pogoda była do tego wyśmienita, lekkie słońce, prawie brak chmur. Wiatr rozwiewał wam włosy, pęd waszych koni sprawiał, że czuliście radość. Teraz zostaliście i byliście panami swego losu.

Jechaliście najpierw kanionem. Kanion ciągnął się nieznośnie długo, a paliło was do przygody, do tego co nieznane i do tego co przed wami. Najpierw ptaki śpiewały wam radosne pieśni, a ciągle towarzyszyło wam nieznośne uczucie, że o czymś zapomnieliście. Jechaliście po raz pierwszy, sami, daleko, poza Wiedźmińskie Siedliszcze, nie znaliście innego życia czy świata, bo książki nie będą w stanie was do tego przygotować. Bo i jak?

Dotarliście do połowy trasy. Milczeliście, a w brzuchach wam burczało ale nie chcieliście robić postojów, nie gdy przygoda czekała, nie gdy była piękna pogoda, a postój oznaczałby nocleg na kamieniach. Został może wam ładny kawałek drogi do przebycia ale jednak... zdecydowaliście się jechać dalej.
-A ty Suir, wytrzymasz bez jedzenia?-Zapytałaś się go z pewną nadzieją w głosie, bo gdyby został to mogłabyś odskoczyć i go zostawić... choć tak ładnie się Tobą zaopiekował to mimo wszystko.
-Jestem ale wolę polanę od kamieni. Na polanie łatwiej ognisko rozpalić- Powiedział z przekonaniem.

No przynajmniej próbowałaś. Droga była jednostajna i nudna i nawet trele ptaków nie pomagały zabić tej monotonii jazdy. Siedzenia was zaczynały boleć co dziwnym nie jest, nie przywykliście do aż tak długiej jazdy. Jednak pocieszaliście się, że z każdą chwilą jesteście bliżej celu i wyjedziecie z tego przeklętego kanionu.

Wyjechaliście z kanionu, jedynej drogi, jaka prowadziła na zewnątrz. Suir wyglądał na zadowolonego, ty niekoniecznie.
-Wiedźminko... A jak nas coś napadnie to wtedy trofeum zdobędziesz... zastanawiałaś się nad swoją pierwszą walką?
Nim cokolwiek zdążyliście odpowiedzieć, zauważyliście człowieka, który na wieczór postanowił rozpalić ognisko.
-Witaj- Powiedział niepewnie Suir- Kim jesteś?

Spojrzałeś na niego, a on na Ciebie. Czułeś od niego bijącą moc. Tak, ten co się witał był magiem, tak samo jak i i ty. No podlotek chciał nim być. Miał moc. Czułeś tutaj systematykę... te ruchy, gdzieś widziałeś już to wszystko... Nagle olśnienie! Triss! Triss Merigold musiała uczyć tego szczeniaka! Zaś ta dziewczyna... miecze... tak, musi być wiedźminką początkującą. Czy jedzie po raz pierwszy z Kaer o którym tyle słyszałeś?
 
one_worm jest offline  
Stary 21-04-2011, 13:44   #15
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Rubieże Kaedwen, wieczór

Cedrik "Mallorn" Mallorey dorzucił suchego igliwia do przygasającego ogniska. Susz zajął się błyskawicznie, w górę buchnął snop iskier. Magik lubił ciepło. Otulił się toteż szczelniej derką, oparł o rozłożysty pień drzewa i wysunął długie nogi do ognia. Woda w kociołku z listkami rumianku i lipy bulgotała wesoło.

Obejrzał się wokół. Wszędzie spokój i cisza. Z rozmysłem wybrał na miejsce swego obozowiska tę kotlinkę, z której mógł w pełni obserwować trzy końce ścieżyny, którą przy dobrym wietrze można nazwać rozdrożem traktu. "Na szlaku wszystko się może przydarzyć" - jak mawiał wuj Cedrika, kupiec bławatny.
Jedna ścieżka szlaku wchodziła w wąwóz w oddali, ale tam nie miał zamiaru jechać. Pozostawały mu, więc dwie drogi. Z wyborem trasy postanowił poczekać do rana: albo zawróci albo pojedzie dalej. Nigdzie mu się zbytnio nie spieszyło.

Noc mimo upalnego dnia zapowiadała się na chłodną i samotną. W końcu znajdował się w górach. Na bezludziu. Chyba nawet w Ognistych Górach, jeśli dobrze zapamiętał nudne lekcje geografii ziem Nordlingów w Szkole w Ban Ard. Sam Cedrik pochodził z Cidaris, a dokładniej z samego Przylądka Bremervoord. Do niedawna jeszcze uważał się za wiernego poddanego księcia Aglovala.

- Morska bryza, małże, dobre wino, kobiety, śpiewy, eechh - mruknął z rozmarzeniem pod nosem - Niekoniecznie w tej kolejności. To są te prawdziwe przyjemności życia, a nie suszona dziczyzna i stały zestaw sucharów. - dodatkowo ukroił sobie trochę sera wysłużonym kordem, który zagryzł żelaznym sucharem. Kiedyś służył do otwierania świeżych skorupiaków, a teraz?

Trzy tygodnie temu opuścił Ard Carraigh, stolicę Kaedwen i od tej pory błąkał się po tym zapomnianym przez bogów pustkowiu. Bez wyraźnego celu. A właściwie w poszukiwaniu celu, jakby określił to jakiś domorosły wierszokleta. Na szczęście trochę pieniędzy mu w sakwie pozostało, więc mógł do woli dumać nad swym losem i złamaną karierą.
Choć nie nazwałby swego złota pokaźnym majątkiem to tylko dzięki własnej przezorności, coś w ogóle posiadał. Gdyby nie jego stały zwyczaj pobierania wypłaty od książęcego skarbnika z góry, to pensji maga-rezydenta za ostatni miesiąc, by w ogóle nie otrzymał. I ostałaby mu się jedynie koszula na grzbiecie oraz stara rozstrojona lutnia, na której czasami (o dziwo) brzdąkał.

- Wredne babsztyle. Kurrwa, Loża Czarodziejek, dobre sobie. Znam takie, które ładniej odmawiają, niż one dają - złorzeczył i pomstował.

Gdy się ogrzał, zajął się wieczornym rozkulbaczaniem i oporządzaniem starej chabety, którą kupił dwa miesiące temu wyjątkowo okazyjnie od jakiegoś chłopa w Temerii. Polubił ją nawet i nadał niebanalne imię "Sroka". Cóż o gustach się nie dyskutuje, prawda?

Generalnie stracił "tylko" pracę i dobrą pensyjkę. Nikt go nie ścigał, nie dybał na jego życie. Ale dopóki te "zdziry" rządziły w świecie magii i polityki, nie mógł liczyć na jakieś intratne stanowisko i luksusy, do których przywykł. Mógł sobie tylko wywalczyć nowe, lepsze życie. Nie stracił, przecież licencji do wykonywania swej szlachetnej profesji - starał się wyraźnie pocieszyć. Istniała też inna, druga opcja. Mógł zmazać swe "winy" i wkupić się ponownie w łaski możnych czarodziejów tego świata. To znaczy czarodziejek, eehh.

Gdybyż tylko nadarzyła się jakaś konkretna okazja czy propozycja. "Z pewnością, bym ją wykorzystał" - powtarzał sobie codziennie.

Usiadł ponownie przy ogniu i w tym samym momencie usłyszał końskie rżenie dobiegające z wąwozu.

- Ki diaboł? - szepnął.

Zacisnął rękę mocniej na starym kordzie. Trzeba przyznać, że nigdy nie żałował pieniędzy, które przeznaczył na naukę podstaw fechtunku u książęcego ochroniarza.

Miał również do dyspozycji swą magię. Choć ostatnio nie miał wielkiej potrzeby, aby z niej skorzystać. Z rozmysłem starał nie zachowywać jak magik, aby nie wzbudzać zainteresowania u pospólstwa. Przy odrobinie wysiłku mógł ujść za jakiegoś wędrownego poetę czy trubadura. Choć magik od razu poznawał magika. Ale przed nimi nie starał się ukrywać.

Dostrzegł dwie postaci jadące konno.
"Młodziaki" - pomyślał. Sam miał ponad trzydziestkę na karku, choć jakoś tego nie odczuwał. Zresztą tyle dla magika, to jak splunął. "To ja jestem młodziak" - pomyślał z pewnym rozbawieniem.

Gdy podjechali bliżej i wyczuł magię od chłopaka trochę się zdumiał. Nietuzinkowa para: wiedźmin i mag...
Do tego Wiedźminka - poprawił się - to raczej rzadkość, choć tutaj niedaleko miało znajdować się przecież to słynne wiedźmińskie siedliszcze Kaer Morhen, czy jakoś tak. Zapewne wyjechała na szlak, po zlecenia. W ostatnim czasie było ich sporo. To znaczy i zleceń i monstrów. A magik? To było zastanawiające, choć może nie do końca, jeśli przyjąć, że to on ją wynajął. O Wiedźminach i ich tajemnicach wiedział niewiele, ale nie słyszał, żeby byli mordercami, chyba że ktoś im zapłacił. Humor mu się poprawił. Przyjrzał się uważniej chłopakowi i coś wyczuł. Zwiewnego, ale znanego.

"Merigold. Ten mały jest albo był uczniem Merigold. Ale od kiedy to piękna i słynna Triss przyjmuje na magiczne staże?" - zaciekawił się. Nie słyszał o czarodziejce szmat czasu i ciekaw było co ten młody może o niej teraz wiedzieć. Postanowił zaryzykować i...

- Witajcie wędrowcy! – odpowiedział wesoło na powitanie Suira machając dłonią – Podróżnik Mallorn, to me miano. Usiądźcie przy ogniu. Na szlaku się nie odmawia. Naparu ziołowego sobie na noc właśnie w kociołku szykuję, może ze mną skosztujecie. Starczy dla naszej trójki - zachęcająco wskazał na ognisko.

Od dawna nie miał do kogo gęby otworzyć, a tu taka okazja się nadarza, nie chciał jej zmarnować. "Zresztą na pierwszy rzut oka dziewczyna była niebrzydka, to i popatrzeć na sympatyczną buźkę zawsze można" - pomyślał.

- A dokąd droga prowadzi? Na wiedźmiński szlak, jak mniemam. To może przyjdzie nam kawałek drogi razem podróżować. Bo szczerze mówiąc, cieszę się, że kogoś spotkałem wreszcie. Markotnie, tak samemu na tym pustkowiu - zagadywał przybyszy, aby ich ośmielić. - Mam tu gdzieś bukłaczek młodego cintryjskiego winka, może reflektujecie? - poczęstował.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 21-04-2011 o 15:06.
kymil jest offline  
Stary 25-04-2011, 15:47   #16
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Kanion ciągnął się w nieskończoność, gdzie nie sięgnąć okiem skały, skały i jeszcze więcej kamieni, widok Suira leniwie wlekącego się obok mnie też pocieszający nie był, wolałam już podróżować sama, ale jeśli bogowie chcą mnie tak doświadczać tym nieudolnym magiem...
- Suir, jesteś pewien, że wszystko zabrałeś? Księgi, zioła... Nie mamy chyba bandaży! - naszło olśnienie
- Mamy - Powiedział z uśmiechem - wziąłem bandaże - pokiwał głową z zadowoleniem, dumny z siebie, że pomyślał o wszystkim
No tak, dlaczego on zawsze wszystko przewiduje, niech to licho...
- Ale mogę się założyć, że nie zapakowałeś rondla! Tak, nie mamy rondla na zupę! - zawołałam z triumfem, wreszcie pozbędę się zbędnego balastu
- Ale... Mamy dwa małe garnki, rondel, patelnię i miski - pokiwał głową - Zasadniczo sztućce też. W zasadzie mamy chyba wszystko jak myślę - powiedział z niejakim zaskoczeniem
- Chole... - zdusiłam w ustach przekleństwo - Cholewy w butach są bardzo modne - szybko się poprawiłam, no nic, chyba jednak się go nie pozbędę w ten sposób... A gdyby tak go zniechęcić do siebie?
- Wiesz, ja często lunatykuję, możesz mieć ze mną kłopoty - zełgałam sprytnie
- A to tym lepiej, że jadę bo ktoś musi Ciebie przypilnować. Chociaż w zamku nigdy nie chodziłaś...chyba z drugiej strony, zamek do najmniejszych nie należy - zamyślił się - Tak czy inaczej, tym bardziej powinienem mieć na Ciebie... oko, żebyś krzywdy sobie nie zrobiła - lekko zarumienił się
Miałam w tej chwili ochotę pacnąć się w czoło, nie dość, że niezdara to do tego nadopiekuńczy. Westchnęłam, jadąc dalej bez słowa, ale jeśli już podróż się dłuży lepiej porozmawiać z kimś niż z nikim, takoż też się odezwałam
- A jak idzie szkicowanie Suir? - popatrzyłam na niego ciekawie, nie miałam nic złego na myśli, lecz w tej chwili zdałam sobie sprawę, że może to uznać za uwagę nieco złośliwą, przecież on rysował zazwyczaj...nas
- Ja.. - rozejrzał się dookoła - Ja...koś idzie - powiedział lekko przytłumionym głosem - Zawsze chciałem... morze zobaczyć, bezkres oceanów bo widziałem tylko na obrazkach w książkach, na rycinach – westchnął - Mam kilka nawet przyrządów do rysowania ale...no nie chciałem przeciążać się, rzeczami zbędnymi, wszystkiego nie mam.
- Niedobrze, będziesz pewnie miał wiele okazji na ciekawe szkice - odrzekłam
- No... Pewnie tak ale zobaczymy bo to jednak na to też czas jest potrzebny. A nie wiem czy będziemy go posiadali w ogóle bo jednak...sama rozumiesz - powiedział trochę zmieszany - szlak to szlak, tutaj nie ma czasu na takie bzdury zazwyczaj
- Szkoda, bardzo lubię gdy rysujesz, masz talent - uśmiechnęłam się ciepło, co mi się stało? Hej, wiedźminko, ty chyba nie zaczynasz go lubić?! Nie, to tylko fascynacja jego dziełami…
- Dziękuję - odpowiedział z ciepłym uśmiechem - Może znajdzie się chwila to coś pięknego naszkicuję - powiedział i nagle zapytał się - Jak to jest potrafić walczyć i znać te wszystkie style? Bo to wygląda pięknie, jak skaczesz, jak machasz mieczem i przecinasz, cięcia...
- Nie wiem, to niezwykłe uczucie, daje pewne poczucie bezpieczeństwa - uśmiechnęłam się - Walka jest najbardziej emocjonującą rzeczą i uwielbiam ją - miałam na twarzy błogi uśmiech - Ale mimo wszystko machać mieczem można nauczyć każdego, w przeciwieństwie do szkicowania - popatrzyłam na niego z niejakim podziwem
- Ja... Ja nie wiem ja po prostu szkicuję i jest... Ale nie, nie każdego nauczysz walczyć mieczem. Popatrz ile treningów, ile lat z nimi się obchodziłaś. Machać mieczem jak cepem tak, ale ty... no jesteś mistrzynią w tym fachu! Nie oszukujmy się, władasz mieczem tak doskonale, że nikt ani nic nie jest w stanie wygrać z Tobą
- Jest Suir, uwierz mi, że zawsze znajdzie się przeciwnik lepszy, choćby Lambert, jest świetnym szermierzem, mało to razy sprawił, że miałam bliskie spotkanie z piachem? - humor nagle mi się poprawił - Ciekawe jak będzie z pierwszym potworem na naszej drodze. Jak myślisz? - zapytałam - Gdy tylko dotrzemy do jakiegoś miasta muszę zapytać o zlecenie dla wiedźmina! - byłam pełna zapału
- Zapewne groźny i niebezpieczny, inaczej nie byłby potworem - również się uśmiechnął - Jakbyś pozwoliła mi popatrzeć. Wtedy może szkic... Bardem nie jestem ale... No i trwałoby to trochę, jednak. No rozumiesz, ja chętnie bym zobaczył Ciebie w prawdziwej akcji! - niemalże wykrzyknął podniecony na tę myśl
- Oczywiście, pozwolę popatrzeć na swoja wielką chwałę - odrzuciłam włosy w geście pewności i pychy - Tylko obserwuj wszystko dokładnie, ktoś musi przecież opowiedzieć bardom jak to było! - uśmiechnęłam się, a w moich oczach pojawił się wesoły błysk zapału
- No i dlatego chętnie zobaczę, bo te piruety, te wszystkie obroty, ciosy...no one są idealne, ja się nie znam ale żaden potwór nie ma szans, żadnych - powiedział pełen zapału
Wreszcie ktoś poznał się na moim kunszcie, chyba jednak z tego chłopaczka będą ludzie
- Oj, mój styl potrzebuje jeszcze wiele pracy i poprawek, ale jakiegoś słabego potworka powinnam pokonać - zaśmiałam się wesoło
- A ja bym powiedział, że silnego. Bo popatrz, uderzasz celnie, tak? No i celnie bijesz w konkretne, wrażliwe miejsca na ciele bestii. Jeżeli tak to choćby była najszybsza, największa i najsilniejsza to czuły punkt jest czułym punktem. Czyli boli i zabija. A jeśli jakiś potwór nie był w stanie... No to znaczy, że zginął, tak? Nie ma czyli żywych potworów, które spotkały wiedźmina, czyli, taki potwór już jest martwy i o tym nie wie jeszcze tylko - powiedział
Roześmiałam się głośno i serdecznie słysząc jego wywód
- Może, może masz rację mądralo - wyszczerzyłam się do niego
- Zresztą, pierwsza walka pokaże co te potwory umieją i dlaczego tak szybko padają - zaśmiał się - No, niebawem wyjedziemy z kanionu - zamyślił się - Najbliższa wieś i pewnie zlecenia będą niedaleko - zaśmiał się ciepło - Wtedy ja będę patrzył i szkicował, a ty będziesz walczyć, a jakiś bard opowie historię o Twoich walkach i będziesz znana w całym świecie - zaśmiał się przyjaźnie
- Jak Geralt... - westchnęłam głęboko z nieobecnym uśmiechem, zanurzyłam się w marzeniach

Kolejne godziny mijały zupełnie podobnie; stukot kopyt i głuche milczenie przerywane od czasu do czasu krótką rozmową, towarzystwo Suira czasami wydawało mi się znośne, choć częściej irytował mnie tak, że miałam ochotę zostawić go i pojechać inną drogą, szkoda tylko, że takiej nie było… Miałam więc dwa wyjścia: zawrócić albo przemęczyć się z nim do końca kanionu i wtedy coś wymyślić, pierwsze było łatwiejsze, ale zdecydowanie nie moje. Tak wiec męczyłam się mocno zaciskając zęby by nie zbluzgać młodego maga za jego bezsensowną paplaninę. Wreszcie jednak stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam i w żadnym razie nie było to nagłe zniknięcie Suira nad czym szczerze ubolewałam.. Wręcz przeciwnie; gdzieś w oddali zauważyłam osobę, mężczyznę dokładnie, siedzącego przy ogniu, musieliśmy koło niego przejechać, pozostawało tylko pytanie jak nas przyjmie, bo fakt, iż ciekawie nam się przyglądał był jednoznaczny z tym, iż nie zamierzał ignorować naszej obecności. Skinęłam na powitanie głową, nie wiedziałam jednak czy mężczyzna to zauważył, bowiem Suir przemówił jak zwykle wcinając mi się wpół zdania…
- Witaj - powiedział niepewnie czarodziej - Kim jesteś?
Wywróciłam oczami, lepiej by się zamknął i dał mówić osobom bardziej reprezentatywnym, jednak co dziwne wędrowiec nie przestraszył się nieokrzesania mojego towarzysza i odpowiedział, a co dziwne nawet dość uprzejmie. Tak czy inaczej noc zbliżała się wielkimi krokami, musieliśmy pomyśleć o rozbiciu jakiegoś obozu, ale jeśli dostaliśmy zaproszenie to dlaczego nie skorzystać?
- Witaj Panie – zeskoczyłam z konia – Jeśli problemem to wielkim nie będzie chętnie dołączymy. Sama osobiście czuję już nieodpartą potrzebę konwersacji z kimś… - uśmiechnęłam się może trochę złośliwie – kompetentnym…
Oj tak, wreszcie miałam możliwość usłyszenia czegoś innego niż lizusowskiej paplaniny tego gapy – fajtłapy
- A droga owszem, na szlak wiedźmiński, przygód szukać – podeszłam do mężczyzny – A gdzież Pańska droga prowadzi jeśli spytać można? – zapytałam i nagle zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy… - Ale ja się rozgadałam i nawet o przedstawieniu zapomniałam– wyciągnęła dłoń i uśmiechnęłam się czarująco – Mideave – zastanowiłam się chwilę czy dodanie „Biała wilczyca” byłoby taktowne, przecież byłam uczennicą Geralta… - Wiedźminka do usług – chyba jednak jeszcze nie czas na takie tytuły
Popatrzyłam nieznajomemu, albo, jak kto woli, znajomemu od kilku chwil mężczyźnie w oczy, był w nich jakiś magnetyzm
- Jeśli tylko zechce Pan kontynuować z nami swoją podróż będziemy z pewnością zaszczyceni, prawda Suir? – rzuciłam ostatnie dwa słowa raczej obojętnie i usiadłam przy ogniu – A cóż za sprawy przygnały Pana aż tutaj jeśli wolno wiedzieć? – zagaiłam
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 05-05-2011, 15:14   #17
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Wieczorny chłód dawał się we znaki, jednak wesoło trzaskające płomienie dawały ciepło. Siedzieliście już całą trójką przy ognisku z braku-laku lepsza kompania trójosobowa, aniżeli dwu. Czas płynął powoli, na niebie zabłysnęły pierwsze gwiazdy, piękny zachód słońca, który niewątpliwie był taki, był zasłonięty przez las i drzewa. Była to wasza pierwsza wyprawa poza mury Kaer Morhen. Dla maga zaś pierwsza taka sytuacja, w której mógłby uzyskać dostęp do osoby związanej, chcąc, niecącą z Lożą Czarodziejek.
-Zatem powiadasz-- rzekł nieznajomy- uczniu Triss Merigold, że zostałeś przyjęty przez nią na termin?- Suir kiwnął głową. Był jakby trochę wycofany, pełen podziwu, widziałeś to w oczach. Nie był to jednak podziw jakiegoś wieśniaka, a raczej osoby, która kiedyś sama miała szansę osiągnąć coś w życiu, stać się magiem.
- Tak, Triss przyjęła mnie na termin do siebie- Potwierdził chłopak- Dawno temu… nie wiem, czytałem o szkołach dla magów ale… nigdy w takiej nie byłem – Czuć było z jego głosu jakby wstyd- To…no…my jedziemy na wyprawę, świat poznać. Triss nam powiedziała, że jesteśmy już dorośli na tyle, by sami zająć się sobą i możemy jechać sami, bez nianiek- Mówił to z dumą, zaś ostatnie zdanie podkreślił. Woda bulgotała delikatnie, a cykady rozpoczęły swój nocny koncert. Konie rżały, skubiąc trawę na popasie. Burczało zaś wam wszystkim w brzuchach. Mag wyciągnął patelnię i pokroił kiełbasę
-Bo to jest tak, że Midave i ja…no jedziemy…wiesz, polować na potwory- Wrzucił patelnię na ogień, kroił cebulę. Zapachniało. Zapewne będzie jajecznica. Mideave… tak… Zaraz, czy ona czasem nie jest zaginioną księżniczką, za którą Foltest wyznaczył nagrodę piętnastu tysięcy orenów? A przeciwnicy polityczni zapewne daliby jeszcze więcej, szczególnie Nilfgaard?
Suir wbił jajka.
E, na pewno nie, chociaż plotki wspominały, że dziewczynkę zabrał wiedźmin.
- No i tak podróżujemy…zaczęliśmy- Poprawiła dziewczyna z pewną dozą zgryźliwości.
Jajka zostały wbite, jajecznica smażyła się i po chwili była gotowa.
- Dokąd się udajesz?-Zapytała Mideave
-A u Triss… cóż, wszystko w porządku- Wtrącił na szybko Suir i zamknął się chowając się w swojej jajecznicy. Dziewczyna obrzuciła go takim spojrzeniem, że dziwnym to nie było.
Cykady grały.
Byliście coraz bardziej zmęczeni...
 
one_worm jest offline  
Stary 05-05-2011, 19:16   #18
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Rubieże Kaedwen, ognisko, wieczór




- Dokąd zmierzam urocza wiedźminko? - stwierdził raczej niż spytał Cedrik błyskając zębami, otulając się szczelniej derką. Cholera, robiło się coraz chłodniej mimo ogniska. W końcu to "tylko" góry, mimo że Ogniste. Pociągnął z cynowego kubka łyk naparu.

Przyglądał się bacznie dziewczynie. Wiedźmińce o imieniu Mideave. "Środek lata" po elfiemu? Czy jak? Zawsze miał problemy ze Starszą Mową. Nieważne zresztą.

Taak, mała miała charakterek. Bez wątpienia. Suir wyraźnie jej się bał albo może czegoś "Mallorn" na razie nie dostrzegał.

- Tak po prawdzie, moi drodzy, to zmierzam donikąd - odebrał od Suira talerz jajecznicy, rewanżując mu się szczodrze gomółką sera. - Albo inaczej nic mnie nigdzie nie trzyma, więc szukam swego celu, jakby powiedział jakiś trubadur. Lub swego przeznaczenia, jakby ujął to pewien słynny wiedźmin. Miesiąc temu, zdaje się, minąłem stolycę Kaedwen ... Ard Carraigh, gdzie wydałem trochę pieniędzy, nic szczególnego. Cywilizacja mnie obecnie męczy... - urwał swą wypowiedź. Wpadał w nastrój, którego nie lubił. Nastrój melancholii, psia mać. "A miałem być towarzyski" - zganił się w myślach.

- Jeśli, więc nie macie nic przeciwko to chętnie powędruję z Wami te parę dni. Na wiedźmińskim szlaku, ha! - klepnął się po kościstym kolanie. Schudł na trakcie.
- Jeśli oczywiście moja najsłodsza "Sroka" za Wami nadąży- roześmiał się kiwając na wierną kobyłkę.

Wstał, podszedł do zebranych uprzednio suchych gałęzi i dorzucił trochę do ognia:

- Zimna noc dziś będzie. Czuję w kościach - dodał, jakby na usprawiedliwienie.
- To co - kiwnął na dziewczynę i chłopaka. - Skoro Merigold Was zwolniła ze smyczy - rzucił na przysłowiową rybkę - to może napijecie się jeszcze wina za jej zdrowie - posłał w ich kierunku bezczelny uśmiech. Nie mógł się powstrzymać, nie cierpiał po prostu babsztyla. Jak zresztą wszystkich czarodziejek z Loży.

- Swoją drogą, Suir, jako że nie miałeś okazji poznać szkolnego życia magików - zerknął jednak wymownie na wiedźminkę, która raczej nie przepadała za magiczką, jak i on - to wiedz, że kiedyś w Ban Ard, było takie powiedzenie o Twej Mistrzyni:

"Szła Merigold przez porębę, pogryzły ją żmije. Wszystkie żmije pozdychały, a Merigold żyje"
- zaśmiał się pięknie do swych wspomnień. Co prawda to nie on był autorem złośliwego kupletu, i nie dotyczył on pierwotnie słynnej Triss, ale Cedrik bardzo starał się, aby kuplet "szedł po świecie" w każdej postaci i o każdej z "wrednych" bab.

Robiło się coraz ciemniej i mimo, że dobrze mu się z nimi rozmawiało, zachciało mu się o prostu spać. Położył się więc na prowizorycznym posłaniu i mrucząc coś niezrozumiale o tym, żeby go obudzili na ostatnią wartę przymknął oczy.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 05-05-2011 o 19:40.
kymil jest offline  
Stary 18-05-2011, 14:45   #19
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Patrzyłam na mężczyznę, obserwowałam dyskretnie każdy jego ruch, wsłuchiwałam się w każde jego słowo… I aż wstyd było przyznać, że lubiłam go z każda chwilą bardziej. Może to „pokrewieństwo dusz” zapożyczając słowa Jaskra, a może kolejny kaprys przeznaczenia sprawiał, że wydawał mi się bliższy, ja jednak miałam nieco inne zdanie na ten temat: nienawiść do wspólnego wroga łączy jak żadna inna więź

- Chętnie wypiję – powiedziałam patrząc na wędrowca – Ale nie za jej zdrowie, a raczej za ową starą prawdę, którą przytoczyłeś Panie – upiłam łyk – Zaiste starą jak i sama próchniejąca Merigold – zaśmiałam się delikatnie – Ale może nie mówmy takich rzeczy, bo Suir gotów się zgorszyć – rzuciłam w stronę młodego maga

No tak, zapatrzony był w nią jak w obrazek, przecież była jego wielką mentorką, nauczycielką, która pozjadała wszystkie rozumy. Pokręciłam tylko głową. Najchętniej wytargałabym tą zołzę za kudły i zdjęła z niej te sztuczne upiękniacze, ciekawe co by powiedzieli wszyscy gdyby zobaczyli jaka szpetna jest. Uśmiechnęłam się nieprzyjemnie

- No cóż, bo jednak nic nie zmienia faktu Panie Mallorn, że kochanej wiedźmie z wyglądu daleko do kikimory czy kuroliszka nie jest, szkoda tylko, że szeroko pojętą inteligencją je nieznacznie, ale przewyższa, bowiem stawia ją to na pozycji uprzywilejowanego immunitetu i nietykalności jeśli chodzi o działania wiedźminów – zaśmiałam się – Ale kto wie, kto wie, może wreszcie znajdzie się śmiałek, rycerz w lśniącej zbroi, który uwolni świat od tegoż plugastwa – przeciągnęłam się i przeszyłam wzrokiem ciemność patrząc na Suira

Nie musiałam tego robić, zdawałam sobie sprawę jaką będzie miał minę. Wiedział o mojej nienawiści do Triss, ale nigdy nie był świadkiem tak jawnego i bezczelnego jej oczerniania. A ja cieszyłam się, bo wreszcie znalazłam kompana do całonocnych rozmów na temat okropności tej starej suki.

- Jeśli chodzi o Pańskie pytanie odnośnie wspólnego podróżowania – przeniosłam wzrok z przyjaciela na nieznajomego – To oczywiście zgadzamy się, bo Suir z pewnością nie ma też nic przeciwko, prawda? – zapytałam i nie dając mu możliwości na odpowiedź szybko dodałam – No, w takim razie witam w naszej kompanii – podałam mu dłoń

Można by się było zastanowić czy ten człowiek faktycznie tak nienawidzi Triss czy tylko nas podpuszcza, ale czy to było ważne? Jeśli robi to celowo i zamierza jej w jakiś sposób donieść to niech to robi, rozlatujące się próchno wie co o niej myślę. A jeśli jest jej zaciętym przeciwnikiem? No cóż, chyba kochana znalazłaś się w niezbyt dogodnej sytuacji…

- Panie Mallorn – zwróciłam się do niego – Za nasze niezwykłe, ale jakże miłe spotkanie – powiedziałam zadowolona i upiłam kolejny łyk alkoholu

Rzuciłam okiem na Suira, chyba nie mogąc znieść dłużej tych uszczypliwych słów w kierunku najcudowniejszej, najmądrzejszej i najpiękniejszej, jego zdaniem oczywiście, Triss postanowił położyć się spać.
Dokończyłam jajecznicę i przygotowałam sobie posłanie, ułożyłam się na nim patrząc w ogień

- Jutro o świcie wyruszamy, więc chyba czas się kłaść – przeciągnęłam się delikatnie, z lekkim westchnięciem – Niby jest tu bezpiecznie, ale warty nigdy nie zaszkodzi potrzymać. Mogę czuwać dzisiejszej nocy – powiedziałam wreszcie przenosząc wzrok na mężczyznę
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
Stary 21-05-2011, 18:51   #20
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Wczesnym rankiem, skoro świt wstaliście, wraz z pierwszymi promieniami słońca i trelami rannych ptaków. Pogoda była piękna, słońce świeciło, a jedynie nieliczne chmury sunęły leniwie po niebie nie śpiesząc się nigdzie. Resztki wczorajszego ogniska paliły się słabym żarem, powodując, iż mała strużka dymu rozwiewała się na wątłym wietrze.

Wczorajsze spotkanie zaowocowało nową znajomością, z której byliście dość radzi. Wino było dobrze, jednak spożywane w umiarkowanych ilościach nie zaszkodziło wam i nikt na szczęście nie obudził się z kacem gigantem, albo w ogóle kacem.
-Dzień do…ooobry wszystkim- Powiedział Suir ziewając i zakrywając usta podczas tejże czynności.
-Dzień dobry-Powiedział radośnie Cedrik i usiadł na swoim posłaniu, wiedźminka coś mruknęła tylko, będąc zaspana, co mogło znaczyć zarówno „Dzień dobry” jak i „Udław się”.


Szybko zjedliście poranne śniadanie, i spakowaliście juki. Gdy już byliście gotowi wyjechaliście wolno na trakt, zasadniczo nikt nie miał powodów do pośpiechu! Konie jechały w jednym rzędzie, rozkoszując się porankiem, tylko Suir zadawał pytania
- Ale… Triss Merigold –zaczął powoli, ważąc każde słowo-[i] Dlaczego tak jej nie lubisz? No…była moją nauczycielką, przyjęła mnie z… jakichś powodów ale… No… Nie była nie miła-[i]Westchnął i spojrzał się ukradkiem- Zasadniczo…Zazwyczaj…- Westchnął. Jadąc tak, dojechaliście od jakiejś przydrożnej karczmy, idealne miejsce na uzupełnienie zapasów oraz zażycia języka, odsłuchania plotek i zjedzenia obiadu, zapewne ceny nie będą zachęcające ale na trakcie tak to już jest. A gorący posiłek w postaci obiadu kusił, tym bardziej, że słońce wisiało wysoko na niebie, symbolizując południe. Zgodnie ustaliliście na szybko, że warto, choć na kilka chwil wejść do środka i rozprostować kości, tym bardziej, że was bolały od tej jazdy.

Karczma nie była brzydka, mimo iż przy trakcie. Nawet nie było zwierząt w środku, ale za to pełno przyjezdnych. Weszliście do środka, lekko nieśmiało, poza Cedrikiem, który najwidoczniej, a co dziwne nie jest, w świecie był obyty i znał go na tyle, iż wiedział jak się zachować, gdzie usiąść, żeby nie dostać w czambuł, a i zjeść spokojnie.
-…no graj, dziewko chędożona-Zaśmiał się jakiś człowiek, widać było, iż był szlachcicem, męczył jakąś kobietę.- No graj i zabaw nas muzyką- Jego ton głosu wybitnie wskazywał na to, iż był pijany- No graj dla nas, albo my ci pomożemy… odszukać sposób na zabawienie nas inaczej- zaśmiał się nieprzyjemnie. Drugi facet, też wyglądający na szlachcica albo kogoś dobrze usytuowanego, na przykład syna jakiegoś kupca, popchnął kobietę w talerz z jedzeniem, tak, że ta wbiła się w niego twarzą. Nim zdążyła zareagować pierwszy chwycił ją za pierś, dość mocno i boleśnie- No turkaweczko, teraz pójdziemy grzecznie na pięterko i pochędożymy sobie- zaśmiał się okropnie-A wtedy zobaczymy jak śpiewasz.
Mimo iż sala była pełna gości, nikt nie raczył zwrócić uwagi, dziwnym to nie było bo większość gości, poza tymi dwoma, wami i tamtą kobietą to byli wystraszeni…albo wieśniacy, albo służący, ciężko powiedzieć, tak czy inaczej karczmarz nawet nie zareagował, choć widać było w jego oczach błysk, że chciałby. Chciałby bardzo ale brakowało mu odwagi. Ten wyszczekany wyciągnął sztylet i przytknął go do torsu kobiety, na wysokości klatki piersiowej, do żeber- No chodź moja damo –zaśmiał się paskudnie-Musisz nas obsłużyć, a mamy wielką ochotę pochędożyć… bardzo wielką…- drugi zaś osobnik wciągnął przez nos jakąś białą substancję
-Fisstech- powiedział pod nosem Suir.
 
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172