Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2011, 15:50   #11
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi skrzywił się lekko, w zaułku siłując się ze swoim wyjściowym garniturem. Czerwony materiał pomarszczył się niemiłosiernie, ale cały zestaw, włącznie z butami zachował jeszcze ten elegancki styl. Mężczyzna w odpowiedni sposób poluzował krawat i przekrzywił na głowie kapelusz.

-Czas na przedstawienie...- mruknął, chwytając swoją walizkę. Idąc, wyciągnął z pobliskiego kosza na śmieci pustą butelkę po tanim wiskaczu. Sam wcześniej wklepał w policzki trochę księżycówki.

Motel "Sunday Night" prezentował się niezbyt okazale, ale o to mężczyźnie chodziło. Spokojnym i lekko niepewnym krokiem wszedł do małego holu i zbliżył się do recepcjonistki. Dziewczyna niemrawo wpatrująca się w telewizor obcięła mężczyznę znudzonym spojrzeniem.

-Taaa... ?- mruknęła, unosząc brew ponad oprawką okularów.

Zibi czknął lekko, dłonią opierając się o blat/

-Przepraszam panenke barso...- wydukał po angielsku, wywołując tym samym uśmiech politowania na twarzy rozmówczyni.-Wczoraj pszyjechaem tu z kolegami z Berlina i chyba troszku za bardzo się przywitalimy... Wie pani, te sałe bankiety to nic, tylko picie.

Recepcjonistka po raz kolejny obejrzała szulera, zawieszając wzrok na dość eleganckim stroju. Powoli pokiwała głową.

-Rozumiem. Chce pan wynająć pokój?

Zibi uśmiechnął się szeroko.

-O to to!

-A pieniądze pan ma?- zapytała, starając się zachować chociaż ślady szacunku. Uśmiechnęła się uprzejmnie, dopiero gdy w dłoni polaka pojawił się rulonik pieniędzy. Nie wiedziała że było to po prostu sześć dziesięcidolarówek zapakowanych w ładny pęczek.

Z haczyka zdjęła klucz.

-Pokój numer trzy.- powiedziała, podając je mężczyźnie i wskazując właściwy korytarz.

***

Zibi uśmiechnął się pod nosem, stojąc przed lustrem i zmywając z twarzy resztki pianki do golenia. Motel może nie był najwyższej klasy, ale znaleziony w środku szampon, mydło, maszynka do golenia oraz jakaś pseudopianka w zupełności wystarczyły. Zaraz po wjeściu, szuler zrzucił z siebie wyjściowy garnitur i popryskał go znalezionym dezodorantem. Z ulgą odkrył że przez te pięć minut, ubranie nie zdążyło przesiąknąć smrodem niemytego ciała. Kupiona w szmateksie bielizna oraz dresowy komplet kosztowały go 12 dolarów. Dresy od razu wylądowały na dnie walizki.

Z zadowolonym uśmiechem ubrał się z powrotem, brudne rzeczy pakując do foliówki a potem do walizki, w ślad za zestawem sportowym. Szybko podszedł do okna i zerknął na dół. Zaułek za motelem był nieuczęszczany i w miarę czysty. Dorian rzucił swój bagaż na stos papierów, po czym sam przełożył nogę przez okno. Po chwili namysłu cisnął na stolik cztery dolce w drobniakach.

Dorian Zibowski nie uważał się za złodzieja ani jakiegoś szczególnego gnojka. Zwyczajnie dostosowywał tryb życia do zaistniałych realiów. A w jego obecnych realiach płacenie za hotel byłoby czymś wysoce nierozsądnym. Idąc ulicą w stronę restauracji uśmiechał się lekko. Czysty, umyty i z wystylizowanym zarostem, ubrany w swój najlepszy a za razem jedyny strój. Czuł się dobrze. Prawie jak za dawnych czasów.

Raźnym krokiem ruszył w stronę Sokoła Maltańskiego.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 05-06-2011 o 18:10.
Makotto jest offline  
Stary 05-06-2011, 16:37   #12
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Cóż, w życiu przychodzą momenty gdy trzeba podejmować decyzje. Nie wiedziała co to miało wspólnego z nią, skoro decyzję już podjęła. Najpierw planowała zakupy, potem prysznic. Oczywiście trzeba było jakoś się doprowadzić do porządku nim ruszy do tej restauracji. Na pewno nie kupi sobie sukienki, to nie jej styl. Odpadał też jakiś nazbyt wyzywający ciuch. I tutaj pojawiało się rozwiązanie, w postaci jej aktualnego ubioru. W pierwszym lepszym lumpeksie kupiła sobie jeansy i bluzkę, do tego nowa, choć z przeceny, bielizna. Łącznie 12$.

Budynek basenu może nie powalał na kolana, ale przynajmniej oferował podstawowe usługi czyli sam basen oraz dostęp do pryszniców. I to one właśnie były celem jej wizyty. Opłata wynosiła 3$, ale skoro była to inwestycja w przyszłość, to mogła się legalnie umyć. Przypominało jej to trochę czasy gdy mieszkała ze swoją rodziną. Tam brak ciepłej wody był prawdziwą rzadkością. Dała się skusić, jak wielu, amerykańskim snem. Ale nie miała zamiaru usiąść z tyłkiem, płakać i czekać na coś co będzie gorsze od biedy. I wątpiła by w burdelu zarobiła nawet tyle, ile teraz za dorywcze prace.

Aktualnie była ubrana w jeansy, trapery z historią, bluzę i jakiś podkoszulek, noszący ślady smaru sprzed prawie roku. Miała do niego sentyment, bo to był jej pierwszy "firmowy" podkoszulek, który założyła gdy naprawiała wysłużonego, ale wciąż działającego Fiata 126p. To był jakiś polak, ale płacił więc paprała się w tym zabytku.

Sokół Maltański. Restauracja i pizzernia o całkiem wysokiej renomie. Widać ją było już z następnego kwartału budynków, ale największe wrażenie robiła reklama coli po przeciwnej stronie ulicy. Ile to już czasu minęło od kiedy piła ten idealnie schłodzony napój.

Szła tuż koło jakiegoś mężczyzny, w eleganckim garniturze choć nie wyglądał on na najnowsze trendy mody od jakiegoś projektanta-geja z Włoszech czy Francji. Skinęła mu głową, rozpoznając w nim znajomego z garażu. Dwornian... Donrian... Dorian, albo jakoś tak. Nie miała pamięci do imion. A razem tworzyli całkiem ciekawy kontrast. Dojrzały i elegancki mężczyzna oraz typowa dziewczyna jakiejś alternatywnej subkultury z goglami na łbie. I oboje kierowali się w tą samą stronę, do Sokoła Maltańskiego. Głupia nazwa swoją drogą.
 
Kizuna jest offline  
Stary 05-06-2011, 17:34   #13
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Pięćdziesiąt dolców piechotą nie chodzi, i to jeszcze za sprzątanie. Aleks jak dziecko cieszył się, że trzyma w ręku tyle kasy. Skoro idzie na rozmowę kwalifikacyjną to trzeba się ubrać i umyć. W podskokach poszedł do lumpeksu.
Paru jego kolegów już tam było. Aleks spędził tam ponad piętnaście minut, a kupił: czerwoną koszulę, czarne spodnie od marynarki i szelki do nich, czarne buty ze sprzączkami. Obowiązkowo jakieś bardzo tanie galoty. Dwadzieścia dolarów to cena za bardzo fajne ubrania. Wrzucił wszystko do worka foliowego i skierował się do małej restauracji.

Kiedy otworzył drzwi ludzie spojrzeli na niego z niesmakiem. Młody chłopak za kasą patrzył z politowaniem na bezdomnego.
- Dzień dobry, czy macie tutaj łazienkę z prysznicem? - spytał się Aleks wyciągając dziesięć dolarów i kładąc na ladzie.
- Nie chcę stracić pracy za dziesięć dolarów więc wybaczy pan - odpowiedział stanowczo chłopak
- Ehhh... - Aleks dołożył jeszcze dychę
- Rozumie pan, szef jest w biurze - na jego czole pojawiły się krople potu
- Dobrze... A jak dam ci to? - i wyciągnął z kieszeni kurtki swojego walkmana, którego dostał jeszcze w Polsce.
- Dziękuję, ale wolę swoją mp4 - mruknął coraz bardziej wystraszony.
- No cóż... Ale tak między nami to lubisz tą pracę? - spytał się szukając jakiegoś haka.
- Nie lubię, ale potrzebuję jak nie chcę śmierdzieć jak pan - był już widocznie zestresowany tym wszystkim - Mam córkę, osiemnastoletnią żonę, a sam mam dwadzieścia lat.
- Przyjechałem tu z kraju, w którym ludzi przez wiele lat traktowano jak zwierzęta. Miałem tam rodzinę i pracę. Pensja była cały czas zaniżana, aż nie dało rady z niej wyżyć więc wyjechałem. tu też nie jest kolorowo, ale staram się jakoś sobie radzić. Słuchaj, jeśli mi pomożesz to obiecuję, że ci się odwdzięczę w każdy możliwy sposób. Być może nawet załatwię ci lepszą pracę.
- Dobrze, weź to - popchnął "łapówkę" w stronę właściciela - i chodź. A tu masz mój numer - wziął jakąś zmiętą kartkę i naskrobał na niej numer swojego telefonu.
Następnie poprowadził go po kryjomu do łazienki. Ciasne wyłożone zażółconymi już płytkami, w niektórych miejscach widać było grzyb, ale najważniejsze było, że jest ciepła, bieżąca woda. Worek z nowymi ubraniami rzucił w kąt, capnął pierwszy lepszy ręcznik, tandetny szampon i mydło. Wskoczył do kabiny i odkręcił ciepłą wodę, która po chwili zrobiła się gorąca. Strumienie wrzątku obijały się o plecy Aleksa działając jak masaż. Każdy ruch namydloną ręką po skórze wyzwalał uczucie "odlotu".
Postanowił się nie golić bo taki zarost dodawał mu charakteru. "Nowe" ciuchy założył na siebie, a stare wepchnął do worka.
Kiedy wychodził podszedł do tego samego kasjera i powiedział:
- Dziękuję pozwolenie skorzystania z toalety. Ta cholerna kawa źle na mnie działa. Do widzenia - podniósł rękę na znak pożegnania i mrugnął do kasjera.
Czyli już jest zadłużony, ale spłaci dług bo żal mu się zrobiło chłopaka. Młody, już ma rodzinę, a szef pewnie cham i prostak. Wyszedł i ruszył do Sokoła Maltańskiego.
Spojrzał jeszcze na szybę witryny sklepowej, aby przejrzeć się. Kołnierzyk koszuli postawił na sztos, a ostatni guzik pod szyją rozpiął. Wyglądał teraz jak człowiek i zaczynał wreszcie normalne życie.
 
__________________
"W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym."
Ziutek jest offline  
Stary 06-06-2011, 20:43   #14
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Jerycho znieruchomiał gdy usłyszał Polską mowę. Jezu... ilu tu Polaków? Podszedł do nich
-Jestem Jerycho Czarnecki. Polak z ojca. Jamajczyk z matki. Nie sądziłem, że spotkam tu rodaków.
- A ja się martwiłem, że zapomnę języka - Aleks szeroko się uśmiechnął - Ja polak z dwóch stron.
-Ale fajnie- Olga wtrąciła swoje trzy grosze- ja jestem Ukrainką z obu stron, ale mieszkałam od urodzenia w Polsce.
A Rusek nie byłby sobą, gdyby i on się nie odezwał. - To ja widzja, sze same Polaki tutaj są. - Zaśmiał się tubalnie - To fajno, bo z Polaczkami fajno się pija. Jestem Grigori.
-Fajne imię... ostatnio przechodzę etap fascynacji rosyjskimi imionami, więc nie przejmuj się moimi komentarzami. Jeśli nie okaże się, że to jakaś ściema to idziemy razem na wódkę... albo spirytus z cytryną. Mniam.

Króka rozmowa się na tym urwała, bo Jerycho musiał poświęcić swporo czasu na przeszukanie lumpeksów. Rzadko były jego rozmairy. Wychodząc jeszcze tylko zabrał wizytówkę.

Jerycho, w odróżnieniu do reszty, wcale tak strasznie brudny nie był. Miał dwa zestawy ubrań które regularnie... płukał w rzece. Cóż. Proszku do prania nie mógł kupić, więc plamy zostawały i nie pachniało stokrotkami, ale nie śmierdziały. Jednak wciąż poplamione i potargane się nie nadawały. Ruszył na tiur de lumpeks! Po trzech godzinach wreszcie miał ubrania. Na razie nie założył ich. Miał je w plecaku w siatce. Chciał się doprowadzić do porządku przed założeniem. W lumpeksie kupił też ręcznik.. Zostało mu... policzył sobie szybko... 31.89$. Dobrze. Ładnie mu się udało. Wykąpał się w rzece nie szczędząc mydła. Włosy też nim potraktował. Dredy się nie brudziły. Nie wiedział jak to się działo, ale one się tylko kurzyły. To był fakt, więc wystarczyło. Wytwarł się. Odczepił od paska spodni kasetkę przypiętą do niego łańcuchami. Cienkimi, ale dosyć solidnymi. Otworzył ja kluczykiem który wisiał u niego na szyi. Były tam dwie szklane buteleczki z jakimiś płynami oraz strzykawka. Nabrał w sumie trzy mililitry. Jeden z pierweszej buteleczki i dwa z drugiej. Ani odrobinę więcej czy mniej. Idealnie. Nabrał już doświadczenia. Wsztrzyknął zawartość w żyłę obok przegubu łokcia. Zamknął oczy czując mrowienie rozchodzące się po całym ciele, poczynając właśnie od miejsca ukłucia.
Wstał po pięciu minutach. Otrząsnął się i zaczął ubierać. Był zmarznięty, po kąpieli w zimnej wodzie, ale czysty. Bardzo czysty. Jakby zdrapał z siebie centymetr brudu. Ubrał się.
Bokserki... dolar. Przydałoby się wyprać, ale i tak świerzsza niż ta którą miał.
Czarne dżinsy... pięć dolarów. Bardzo fajnie trafił. Zbyt duże dla kogokolwiek, dla tego niska cena, po prostu chcieli się tego pozbyć.
Błękitna koszula. Pięć dolarów.
Czarna marynarka, taka jakie się nosiło na imprezy. Dziesięć dolarów
Butów nie musiał kupować. Jego czarne adidasy świetnie się trzymały, a jak się przykryło nogawkami górne partie przypominały lakierki.
Zarzucił plecak na siebie i ruszył Sokoła.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 06-06-2011 o 21:09.
Arvelus jest offline  
Stary 11-06-2011, 16:24   #15
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Empire Bay żyło własnym życiem. Zmierzaliście do Sokoła Maltańskiego, a was mijali nie podejrzewający waszej przyszłości ludzie. Ważniacy w garniturach, studenci w podkoszulkach, kobiety obwieszone biżuterią ciągnące za sobą woń drogich perfum.

Wysokie budynki patrzyły na was z pogardą, mając was za mrówki nie warte nawet rozgniecenia. Samochody i ich kierowcy na ulicy, trąbili na siebie stojąc w korku i pokazywali sobie środkowe palce, przy tym głośno przeklinając i wrzeszcząc, jakby to mogło pomóc w rozładowaniu korku na głównej ulicy. Witryny sklepowe świeciły jasnym blaskiem, prezentując swój bogaty asortyment, gdzie do okien przyklejały się młode dziewczyny, panowie woleli odwiedzać sklepy z bronią, gdzie przymierzali swoje dłonie do zimnych, stalowych rewolwerów Smith & Wesson oraz pistoletów pół-automatycznych Colta.

W końcu po przejściu połowy miasta, niektórzy po przejażdżce środkami publicznymi Empire Bay, dotarliście pod wejście do Sokoła Maltańskiego. Nie czekaliście za sobą za bardzo przed budynkiem, zapewne przez ciekawski i budzący respekt wzrok dwóch wykidajłów którzy masywnością dorównywali Yereminowi, wysokością Jerychowi. Nikt nie chciał oberwać od dwumetrowego goryla. Za wystawnymi oknami tej ekstrawaganckiej knajpki burżuje spożywali swoje obiady, za barem zadbany barman wycierał kufle rozmawiając z jakimś smutnym jegomościem w smokingu, kelnerzy uwijali się na głównej sali pośpiesznie roznosząc jeszcze parujące półmiski i talerze z naprawdę smakowicie wyglądającymi przysmakami. Weszliście przez obrotowe drzwi do wnętrza, omijając ochroniarza i zajęliście miejsca przy wolnym stoliku. Jakby spod ziemi pojawił się przy was kelner z blankiecikiem i ołówkiem w ręce:
- Czego Państwo sobie życzą? – zapytał, wkładając w to tyle szacunku, ile tylko mógł.
- My do Pana Dantego Malaparte – odpowiedziało jedno z was, kelner wykrzywił minę – Dał nam te wizytówki – wyciągnęliście wizytówki z ekskluzywnego papieru.
- Ahh… Tak. Pan Malaparte niedługo do Państwa pozwoli. Tymczasem podam państwu przystawkę i coś do picia na koszt Sokoła Maltańskiego, czy nie mają Państwo nic przeciwko?
W brzuchu burczało wam już od dawna, więc bez najmniejszego sprzeciwu zgodziliście się.
Po chwili pojawił się półmisek z przepysznie wyglądającymi awokado ze szpinakiem oraz szynką parmeńską z gruszką i parmezanem. Pierwsze było wykwintną przystawką o aromacie warzyw z dodatkiem pieczonego boczku i pieczarek. Druga przystawka była za to nieskomplikowaną i elegancką przystawką z tradycyjnych składników w klasycznym przepisie. Do picia dostaliście cappuccino – pojedyncze espresso z dużą ilością piany mlecznej oraz organic earl grey – czarna, organiczna herbata połączona z pąkami cytrusów i plasterkami bergamotki.
Wasze nowe życie na ten czas bardzo się wam podobało. W połowie posiłku pojawił się w końcu Dante. Łamiąc jeden z ważniejszych przepisów savoir-vivre, pojawił się w tej samej czapce, którą miał rano. Czarna patrolówka z nadrukowaną czerwoną gwiazdą. W ręce trzymał czarną torbę podróżną. I miał jeszcze coś co towarzyszyło mu rano.
Naprawdę sympatyczny uśmiech.

- Ahh… Szynka parmeńska, moja ulubiona – wziął z tacy jedną przekąskę w palce i umieścił w swojej buzi, po czym pogryzł ją powoli delektując się smakiem i przełknął – Widzę że się pojawiliście. Mówiłem Donowi że mamy nowych pracowników, ale na razie nie ma czasu się z wami spotkać osobiście. Jakiś gang mu bruździ ostatnio w interesach… Ale mniejsza o to. Nasi najlepsi ludzie zajmują się owym gangiem, to też nie ma się kto zajmować naszymi bieżącymi problemami. Mam dla was trzy zadanka.
Rozpiął torbę podróżną i wyjął pierwszą mała torbę z materiału, zapinaną na klamrę. Klasa robotnicza używała takich do transportowania drugiego śniadania do swoich zakładów pracy. Wręczył ją pierwszej dwójce. Była to Dean Salvadore i Dorian Zibowski.
- Zadanie macie naprawdę proste. Ukraść Maybacha ze wzgórza, z dzielnicy bogatych. Stoi na podwórzu, może być tam jakiś cieć do pilnowania domostwa, ale z pewnością dacie sobie z nim radę. W środku są jakieś narzędzia (dwa wytrychy, rewolwer Colt Detective Special, sprężynowiec i kominiarki) i adres. – posłusznie wzięliście torbę i poszliście rozmówić się na osobności, jak to załatwicie, nie wiedząc jakie zadanie przypadły waszym… Przyjaciołom?
- Na granicy Małej Italii, a Downtown jest knajpa której właściciel wisi Donowi sporo pieniędzy i zaczął uważać, że nie jest pod naszą jurysdykcją. Śmiertelnie się myli i wisi Donowi okrągłą sumkę i naprawdę chce ją odzyskać. To kolejne zadanie – wyjął z torby podróżnej następną paczkę z narzędziami (kastet, sprężynowiec, kluczyki do Chevrolet Imapla, Colt King Cobra oraz adres, wraz z sumą długu tj. 7 000 tys. dolarów) i wręczył ją Aleksandrowu Zduńskiemu i Czarnieckiemu. Palcem wskazał na przeszkloną szybę za którą był parking, za nią stał dość nowy samochód koloru zielonego.
- W nim znajdziecie jakiś stary, poczciwy kij bejsbolowy albo łom, zależy co chłopacy wam tam włożyli. Ale najlepiej jak za bardzo nie poobijacie sklepikarza. Ma współpracować, a nie się bać. No już, ruszajcie – ponaglił i poszliście.
- No i została wasz dwójka z bloku wschodniego – uśmiechnął się – Dla was towarzysze mam naprawdę poważne zadanie, które nie może zostać spieprzone. Musicie zabić jednego z naszych starych współpracowników. Złamał Omertę, więc czeka go tylko jedna kara. Na razie nas tylko szantażuje że sprzeda nasze informacje policji albo drugiej rodzinie, do czego dopuścić nie możemy. Macie go zabić nie pozostawiając żadnych śladów. Jego truchło ma się rozpłynąć, w mieszkaniu ma nie pozostać ślad krwi. Tylko teraz Donowi brakuje detektywów na głowie – i wręczył wam ostatnią paczkę z narzędziami (nóż wojskowy, Colt King Cobra i obrzyn oraz kluczyki do samochodu) po czym znowu wskazał parking – Tamten bus czeka na was.

Zadania zostały wyznaczone, a wiedzieliście że nie ma mowy aby odmówić Dantemu, a tym czasem i samemu Donowi. Przynajmniej nie w tym miejscu, gdzie co drugi klient był wiernym współpracownikiem Dona i tylko czekał, aby mu pomóc i jeszcze bardziej wejść mu w tyłek. Dlaczego w takim razie nie wziął ich, tylko was? Ludzi z ulicy?
Może dlatego że jak coś byście spieprzyli policja nie słuchała by waszych zeznań, tylko od razu odesłała do domów z nakazem aresztowania.
Pewności nie mieliście, a zadania czekały na wykonanie…
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 11-06-2011, 22:12   #16
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Jadła spokojnie, nie przejmując się niczym innym. Dawali jeść to jadła, z wielką ochotą. Jedzenie było... "wykwintne", jak to gadali napchani kasą obrzydliwi bogacze, co mieli się za kogoś lepszego. Nawet w czasie jak ten Włoch zaczął coś gadać, ona dalej jadła. Nie wiedziała kiedy trafi się następna okazja na darmowy żer, więc korzystała ile mogła. Dostali zadanie. Włamać się i ukraść samochód z dzielnicy bogaczy. W paczce były dwa wytrychy, rewolwer, sprężynowiec i kominiarki. Jedną schowała sobie do kieszeni, tak samo dwa wytrychy, resztę oddała Dorianowi. Miała swoje wytrychy, ale nie zaszkodzi sobie powiększyć kolekcji. Spojrzała na Zibiego, w oczekiwaniu na to co on zrobi. W końcu mieli robić to razem.

Zibi spokojnie wyszedł z restauracji, czekając chwilę za dziewczyną. Nóż schował do kieszeni, ujmując go w dwa palce. Przy tak marnej robocie nie miał zamiaru go używać.

-Bierzemy taryfę czy też wolisz już teraz zakosić któremuś z nowobogackich furę?- zapytał z lekkim uśmiechem, wypalając kolejnego papierosa. W okolicy stało kilka taksówek a nieco dalej samochody już nie tak wystawne jak te na parkingu dla gości. Mimo wszystko przygotował się już do wezwania taksiarza ruchem ręki.

Od razu wskazała głową na taksówkę. Podała również Doarianowi 3$, by dorzucić się do kursu. Nie wiedziała ile będzie kosztować, ale dała akurat tyle. Zresztą miała trochę kasy więc mogła szaleć. Poza tym się ładnie najadła, a to też się liczyło. A jeśli dołożyła za mało to odda tak, by było po połowie.

Zibi przyjął pieniądze i gwizdnął przez palce. Potem drugi i trzeci raz. W końcu machnął ręką i wydarł się.

-Te! Taxi!

Po chwili przyturlał się do nich dość poobijany środek lokomocji z uchachanym ormianinem za kierownicą. Dorian przepuścił dziewczynę przodem po czym sam wsiadł.

-Hills.- podał kierunek kursu, po czym spojrzał na siedzącą obok małolatę.- Wiesz że od kiedy przyjechałaś, powiedziałaś góra dziesięć słów?- spytał, próbując zagaić rozmowę.

Po załatwieniu taksówki, zainstalowała się w niej. Weszła pierwsza, tuż za nią Dorian. I skinęła mu głową. 10 słów? To i tak wiele, jak na nią. Była tu krótko, a już wyrobiła słowną normę. Ale ostatecznie, czasem musiała już się poświęcić.


Zibi przewrócił oczami i spojrzał na kierowce. Jego szczęśliwe oczy błyszczały w lusterku wstecznym.

-Te, kolego z taksówki, jak dobrze mówisz po angielsku, napiwek?- zapytał, specjalnie układając to dość komiczne zdanie. Mężczyzna na siedzeniu kierowcy uśmiechnął się radośnie.

-Ęgielski dobra dobra. Pan miły bardzo, dziękować.- zaśpiewał wykutą na pamięć gadkę po czym skupił się na drodze. Dorian ściszył nieco głos.

-Dobra, ten głupek nic nie zrozumie, więc mogę mówić wprost. Ja kręcę się wokół domu, niby szukając swojego znajomego, a ty załatwiasz furę, odpalasz i wracamy do warsztatu, dobra?

Spojrzał na dziewczynę.

-Warsztat nie trzeba. Taksi dobre, taksi dobre. Jeździ.- zaświergotał ponownie kierowca, myśląc że rozumie pytanie zadane dziewczynie.


Spojrzała na Doriana. Patrzyła na niego tym jednym, ze swoich przenikliwych spojrzeń. Których często używała wobec samochodów. Czy użycie spojrzenia używanego na samochodach na Dorianie było odpowiednie? Nie wiedziała, nie chciała wiedzieć i pewnie nigdy się nie dowie. Ponownie skinęła mu głową. On leje, ona otwiera, odpala i prowadzi. Prosty układ. Przyjemny, przede wszystkim.

Taksówka zatrzymała się kilka domów przed właściwym adresem. Dorian wręczył taksówkarzowi 15 doalrów, z czego dwa były napiwkiem, i spokojnie wysiadł z samochodu. Szybko przebiegł dookoła maski i otworzył drzwi towarzyszce podróży. Nie wiedział kiedy wróci na solony, ale etykietę trzeba było powoli zdjąć z półki i rozchodzić, niczym stare, eleganckie buty.


Spokojnie wysiadła z taxi, kiwając głową Dorianowi. Jednak się nie myliła, odda mu jeszcze parę dolców po tej robocie. W końcu nie mogła go wykorzystywać, nie była z takich osób. Spokojnie rozejrzała się po okolicy i spokojnie skierowała się pomiędzy domy, tuż koło tego samochodu. Spokojnie obejrzała go, przyglądając się całości. Karoserii, farbie, szybom i drzwiom. Niewątpliwie był to drogi samochód. Z pewnością wart był trochę, ale najpewniej nie na tyle by podskakiwać Donowi.

Z postanowieniem wypełnienia swoje roboty porządnie, założyła kominiarkę na głowę. Ale tak, by imitowała czapkę jaką często nosili czarni. Spokojnym krokiem, z opuszczoną głową i przygarbioną posturą, jak taki odmęt społeczny, spokojnie zbliżyła się do samochodu. Wcześniej jeszcze przyglądała się okolicy. Czy ktoś mógł ją obserwować. Ukucnęła przy drzwiach samochodu, od strony kierowcy. Zaczęła zawiązywać buty, albo raczej udawać, że to robi. W tym czasie spokojnie wyciągnęła dwa wytrychy, otrzymane od włocha i przystąpiła do dzieła, wcześniej opuszczając kominiarkę by ta zasłoniła jej twarz. Nie śpieszyła się. Pośpiech był najgorszym błędem zawodowca. Zrobiła to spokojnie, bez widocznego pośpiechu. W przeciwieństwie do innych włamywaczy, którzy starali się zmyć jak najszybciej.

Drzwi ustąpiły, a dziewczyna wręcz wpełzła na fotel. Od razu zamknęła za sobą drzwi i otworzyła te po drugiej stronie, miejsce pasażera koło kierowcy. Tam powinien zaraz wejść Dorian, a sama Dean zaczęła bawić się dalej. Sięgnęła obiema dłońmi niżej, tam gdzie wzrok nie sięgał. Po niespełna połowie minuty silnik ładnie zamruczał. Ktoś by napisał, że zaryczał. Ale ona wolała określenie "zamruczał". Czemu? Bo samochody były piękne, nie potężne. No, potężne mogły być ciągniki siodłowe, ale one były już TIR'ami, nie zwykłymi samochodowymi. Choć, czy takie cudo jak ten samochód można było określić mianem "tylko" samochodu?

Słodycz.

Odjechała spokojnie, bez pośpiechu i uprzednio czekając aż Dorian również się rozsiądzie w tym maleństwu. Jechała tam, gdzie wskazał jej jej towarzysz. W końcu ona tu prowadziła, on mógł nawigować.
 
Kizuna jest offline  
Stary 11-06-2011, 23:26   #17
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Zibi szybkim krokiem ruszył w stronę wskazanego domu, niby to luźnym ale za razem pośpiesznym. Jak typowy burżuj śpieszący się na coś co może poczekać. Sam co prawda był kiedyś burżujem, ale kiedy to było? W sumie nie dawno, ale dla szulera było to jak lata świetlne. Z resztą sam uważał siebie za w miarę cywilizowanego nowobogackiego. Wtedy. Teraz był facetem który dopiero wracał do nowego życia.

Kiedy Deany zabrała się za samochód, sam stanął niedaleko, nasuwając kapelusz na głowę i zapalając papierosa. Jak określiła to jego angielska dziewczyna którą rzucił kilka lat wcześniej: "Tom Waits'ing around." Lubił to określenie. Sama dziewucha była głupia jak pustak, ale to akurat jej się udało. Spod ronda kapelusza obserwował okolicę, jednocześnie stosując psychologiczny kamuflaż numer dwa, nazywany "Zbyt rzuca się w oczy by chcieć się ukrywać". Był on niebywale skuteczny w publicznych miejscach. Zwykle ludzie opisywali go wtedy w stylu: "No taki wysoki, w kapeluszu... I papierosa palił. Miał garnitur i... Cholera! Nie pamiętam jego twarzy!.

Dorian uśmiechnął się do siebie, gratulując miejsca obserwacyjnego. Miał świetny widok na całą szerokość ulicy oraz pracującą Deany. Powolutku odwrócił wzrok od pewnych partii jej spodni i z powrotem skupił się na ulicy.

-Nie, nie, nie! Trwała to fryzura plebsu!-usłyszał za sobą dość natarczywy głos po czym obrócił się, kątem oka lokalizując źródło tego skrzeku.

Matka i córka, obie wyfiokowane i wystawione jak na bal. Szły spokojnie ulicą, prowadząc na smyczy te okropne kundle "cziłała" czy jakoś tak. Co by tu dużo gadać, córka była całkiem całkiem. Tak samo matka, z czego pierwsza miała naturlanie ładną buzię i figurę a druga litr silikonu w każdym cycku i mnóstwo botoksu na nienaturalnie gładkiej twarzy.

Zibi obejrzał się szybko, oceniając szansę na zobaczenie dziewczyny. Osłaniało ją trochę krzaków, ale nadal ryzyko było zbyt duże. Westchnął, zmuszając się do gestu często używanego przez jego znajomego w branży. Brzydził się i tamtym facetem, i tym gestem, ale nie miał wyboru. Spokojnie obrócił głowę w stronę kobiet i pochylił ją do przodu. Pod rondem kapelusza widać było tylko jego wargi, bródkę oraz papierosa.

Lekko uniósł w górę prawą dłoń, celując w parkę palcem wskazującym.

-Puff...- mruknął jak kot, jednocześnie markując dłonią wystrzał z palca w ich stronę. Córka lekko zarumieniła się zaś jej matka przyśpieszyła kroku, ciągnąc córkę za sobą.

-Spokojnie Clariss, spokojnie.- uspokajała córkę, która z zainteresowaniem obejrzała się za siebie. Spłonęła czerwinią gdy spod przechylonego nakrycia głowy mężczyzny pofrunął ku niej całus powietrzny. Sama harpia nadawała dalej, przechodząc nieświadomie obok pracującej Deany.-Powiem twojemu ojcu żeby kupił nam nowy dom. Ta ulica schodzi na psy!

Polak odetchnął z ulgą. Jakby ta franca zobaczyła młodą przy pracy... Cóź, wrzaski usłyszeli by pewnie na najbliższym komisariacie. Niebiescy nawet nie musieliby otrzymać telefonu. Wystarczyłoby im jechać za skrzeczeniem. Dorian uśmiechnął się pod nosem.

Uśmiech ten zniknął gdy zza rogu domu wyszedł ochroniarz i spojrzał w stronę samochodu. Jego dłoń odruchowo powędrowała w stronę krótkofalówki przy boku. Druga zaś do pałki z czarnego tworzywa. Sama Dean pracowała dalej, nieświadoma zagrożenia. Zibi na szęście był szybki.

Pokonanie płotu dzielącego go od faceta było czystą formalnością. Mężczyzna chwycił się go mocno i podciągnął, przerzucając nogi nad przeszkodą. Lekko wylądował po drugiej stronie i od razu ruszył w stronę ochroniarza. Szpakowaty, lekko otyły pracownik agencji ochroniarskiej Big Daddy's Protection spojrzał na nadbiegającego napastnika, w chwili gdy Dorian wyprowadzał już cios.

Plask który towarzyszył uderzeniu w twarz był nieprzyjemny i jakby mięsisty. Zibowski nie zwrócił na to większej uwagi, po prostu kontynuując manewr. Drugą dłonią chwycił grubasa za kołnierz i zdzielił go po mordzie raz jeszcze. Już pierwsze uderzenie go zamroczyło. Po drugim nie wiedział jak się nazywa.

Płynne kopnięcie z półobrotu pozbawiło go świadomości. Dorian nie był jednak sadystą. Nie uderzył piętą w twarz, jak zwykł to robić w walkach na pieniądze. Sapnął cicho z bólu, łapiąc się za łydkę. Uderzenie nią w twardy łeb faceta nie było zbyt przyjemne. Szybko dokuśtykał do samochodu i usiadł obok dziewczyny. Obejrzał się tylko jeszcze na buty ochroniarza, wystające spod jakiegoś krzaka.

-Dobra, królik. Zwijajmy się stąd.- rzucił, zdejmując z głowy kapelusz a z tłowie marynarkę oraz kamizelkę. Cały komplet położył na kolanach. Chciał nazwać dziewczynę "szarą myszką" ale jakoś dziwnie to brzmiało. Sekundę potem silnik ruszył.

Kwadrans później samochód był już w warsztacie.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 17-06-2011, 21:18   #18
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
PółPolak zabrał co mu dano i odezwał się dopiero poza zasięgiem głosu pracodawcy
-Liczyłem na coś innego... ale w sumie można było się spodziewać. Mam tylko nadzieję, że nie ma tam więcej knajp. Byłoby nie fajnie nastraszyć nie tego co trzeba
- Ale mimo to mam nadzieję, że trafimy do odpowiedniego miejsca... Pozwolisz, że ja poprowadzę? I może podzielmy się się fantami. Ty możesz sobie zachować gnata i kastet, ja wezmę sobie tylko tego majchera - pokazał dyskretnie na sprężynowca - Nie masz zastrzeżeń?
-Wystarczą mi pięści, więc nie ma problemu. Tylko umówmy się, że spróbujemy go tylko nastraszyć. Facet ma już dość problemów skoro wisi forsę komuś takiemu... cieszę się tylko, że to nie nam kazano zaciukać tego kolesia.
- Też go nie zamierzam zabijać i pewnie bym tego nie zrobił, ale znając mafię to leżelibyśmy w jakimś dole z dziurą w bańce za odmówienie wykonania zadania.
-Ja wiem tyle, że nie zabiję kogoś tylko za to, że naraził się mafii. Może to głupie tłumaczenie w dzisiejszych czasach ale sumienie by mi nie pozwoliło.
- A ja nie wiem co bym zrobił. Jest to dla mnie trudne i będę w razie czego działać intuicją, która rzadko zawodzi. Czyli co robimy; wchodzimy do knajpy, szukamy właściciela i co? Dopuszczamy się okaleczenia czy bazujemy na grożeniu słownym? Dostosuję się do wszystkiego, nie ma problemu.
-Spróbujmy ograniczyć się do słów. Może nawet zwykłej dyplomacji... Być może logiczne wyjaśnienie połączone z barwnym opisem tego co może mu się stać będzie wystarczyć...
- To kto to bierze na siebie?
- Mogę się tym zająć. Jestem dobry w logicznych wywodach, a i moje rozmiary wspomogą jego wyobraźnię. Ty weź po prostu stój z tyłu, tak by cię widział i baw się nożem.
- Dobra... A jak zrobi się gorąco?
-Zdefiniuj. Że logika nie zadziała, czy, że okaże się, że to jakiś japoniec i czterech jego synów ma czarne pasy?
- I to i to, opisz mi te wszystkie sytuacje.
-Jeśli nie da się do niego grzecznie i okaże się na tyle głupi by nas zwyczajnie nie okłamać to go będzie trzeba trochę obić. Ale ograniczmy to jak się tylko da. Jeśli będzie miał wsparcie to zależy od tego ile tego wsparcia. Sam potrafię kopac tyłki jak mało kto, ale jeśli będzie po dwóch na łepka takich co coś umieją to może być problem. Choć... mamy przecież klamkę. Dobra, jak będzie miał wsparcie to zobaczymy na miejscu. Zależy czy będzie wyglądało jakbyśmy mieli im dokopać czy odwrotnie... jak z twoimi sztukami mordobicia?
- Nie należą do jakoś specjalnie wyćwiczonych. Ale jak będzie trzeba to przywalę. A tak w ogóle to wolałbym ja mówić. W razie czego ty przejmiesz pałeczkę i będzie dobrze. A skoro umiesz się trzaskać to jak będzie chciał nasłać na nas swoich to ty jako moje plecy więcej zdziałasz niż jak to bym był ja.
-Dobra. To bierz klamkę. W razie gdyby zrobiło się nie miło lepiej abyś ty ją miał, bym ja miał wolne ręce.
- Dobra to ty bierz kozik.


Widzicie dwóch czarnych trzymających właściciela wciśniętego w stół. Jeden mówi do was:
- Wypierdalać, Malaparte drugi odbierze swoj dług
Aleks wyciagnął klamkę
- Wrecz przeciwnie, pan Malaparte ma zawsze pierwszeńśtwo
- Chociaż możemy się wstrzymać, prawda John? Chodź, poczekamy za drzwiami... Panowie, nie wykończcie go
- Chyba pan sobie zdaje sprawę po co przyszliśmy?
- Tak, ale gówno co dostaniecie. Nie mam takiej sumy
- Dobrze, ta kelnerka na dole to kto?
- Pracownik.
- Na pewno? - i obraca pistolet jak rewolwerowiec
- Tak. Na pewno - nie patrzy na Ciebie
- Wie pan, ze w tej chwili mi mamy przewagę i możemy zrobić co nam się podoba co niekoniecznie jest humanitarne nie mówię tu o strzelaniu
- To samo powiedziałem czarnuchom... Róbcie co chcecie!
- Opowiem panu taką legendę o Donie Malaparte, podobnież pan Malapart3 nie lubi kiedy jego zaufanie do ludzi jest wystawiane na próbę. Pewien kierownik knajpy wisiał Donowi dużo pieniędzy. Więc pewnego słonecznego dnia przyszło takich dwóch po odbiór szmalcu. Spokojnie weszli do jego gabinetu a tu okazuje się ze dłuznik jest w trakcie przyjmowania innych komorników o czarnym kolorze skóry. Ustąpili oni jednak bo wiedzieli co nowoprzybyli robią z tymi którzy nie mają jak oddać długu.
- Jak mnie zabijecie, to wtedy na pewno nie oddam kasy
- Nieee pan Malaparte do takich przypadków wysyła ludzi pozbawionych wszelkich skrupułów
- Grozicie mi w moim własnym lokalu! - wykrzykuje i energicznie podnosi się z krzesła, wskazując ręką na drzwi - Proszę, wyjdźcie!
- Nie grozę panu tylko opowiadam legendę i niech pan pozwoli mi dokonczyc
- Wyjdźcie!
- Nie zamierzam
- Dzwonię na policję - bierze za słuchawkę i zaczyna wystukiwać numer
Aleksander oddał strzał w telefon, a ten podskakuje i ląduje gdzieś w koncie, facet siada, w drzwiach pojawia się czarna morda, ktora po chwili znika


Jerycho złapał się za łeb
-Kurwa... - zaklął po Polsku- to jest nieco głośne. Dobra, nie ważne. Trza teraz spieprzać, bo zaraz gliny się i tak zjawią. Słuchaj koleś- zwrócił się do sklepikarza- spróbujemy to załatwić tak aby ciebie już nie dręczyli, a Malparte odzyskał swoje pieniądze. A teraz spadamy...
- Przecież gliny nie mają tu podsłuchu... Dobra, spadamy, tylko nie uciekaj- powiedział do mężczyzny - jak mówimy, że ci pomożemy to pomożemy. A tych czarnuchów zaraz spławimy.
Jerycho spojrzał się wymownie na Aleksa, tak jak się patrzy na wyjątkowo głupi okaz kamienia...
-Ten strzał było słychać trzy przecznice dalej. Ci frajerzy już spieprzyli
- Ej, tam, ej tam. To jak się tak boisz to ty jedź załatw wszystko, a ja go tu popilnuję, żeby nic nie kombinował. A po drugie strzał roznosi się po zamkniętym pomieszczeniu uwalniając dziesięć procent całego odgłosu na zewnątrz.
Jerycho wzniósł palec nasłuchując z bananem na gębie... dało się słyszeć syreny <SWAT tak mówił : P>
-A widzisz?
- No dobra, ale to nie moja wina, tak czy siak policja by przyjechała. Zwijamy się...
-Jest tu tylne wyjście?- półPolak zwrócił się do właściciela sklepu- Ja jestem łagodniej usposobiony niż kolega. Chcę przeżyć, ale jeśli się uda wszyscy będą zadowoleni... no... poza tym co zdziera z pana forsę
Sklepikarz kiwnął głową i wskazał na okno:
- Schody przeciw pożarowe...
-Dziękuję- skiną uśmiechając się lekko
Z niezwykłą sprawnością znalazł się w uliczce za barem. Króka droga dzieliła od kolejne uliczku gdzie zostawili zaparkowany samochód. Spokojnie odjechali.
-Chwila... jak się nazywał ten don co kasę zdziera z dłużnika Malpartego?
- Eeee... Zdaje się, że Selucci. Tylko pamiętaj, że to jest DON, będziemy mieli przesrane jak mu podskoczymy. Ja bym proponował pojechać do Sokoła i powiadomić kogoś. Nawet nie mamy dobrych pukawek do ewentualnej akcji.
-Wystarczy go zajebać i po sprawie... AWP by się przydało. Masz komórkę i kasę na niej? Ja mam ale karta dawno nieaktywna.
- A co to jest komórka? - spytał się Aleks nie żartując.
Jerycho podniósł brew niedowierzając. Sięgną do kieszeni i zaprezentował swoją
-Dobra. To skoczę kupić sobie nowy starter. Poczekaj.
PółPolak wyszedł i skierował się do najbliższego kiosku. Po chwili wrócił.
- Fajne to to. Wiesz w Polsce w swoich stronach nie miałem okazji bawić się czymś takim.
-Gdzieś Ty się wychował? Na jakiejś wsi? Bez urazy...
Wyciągnął wizytówkę Malpartego i wystukał numer
-Dobry szefie. Mówi Jerycho, zostaliśmy wysłani w sprawie długu. Rozeznaliśmy się w sytuacji i wiemy już czemu pana dłużnik nie płaci. Don Selluci zdziera z niego haracz tak, że na życie mu niemal nie starczy.
- (słyszysz głęboki oddech szefa) I co z tym zrobiliście? Słyszałem że Policja przyjechała.
-Natrafiliśmy na osiłków tego dona. Ktoś musiał zadzwonić jeszcze nim przyszliśmy, bo pojawili się w zbyt szybko. Na razie nie zrobiliśmy nic. Jakie polecenia?
- A za pierwszym razem nie słyszeliście? Odzyskać siedem kafli Malapartego i Pan Brown będzie mógł się dawać dymać Selluciemu ile zachce.
Jerycho odpowiedział po chwili zastanowienia
-Proszę o wybaczenie, ale oni zabrali mu wszystko. Nie ma z czego spłacić. Możeby go zabić, albo torturować, czy zgwałcić żonę i córkę. To nic nie da.
- A więc idźcie odwiedzić Pana Selluciego. Albo zabierzcie wszystko co ma wartość, sprzedajcie w lombardzie. Naprawdę ciężko mi teraz was uczyć wszystkiego od "A" do "Z"... Masz na nazwisko Czarnecki?
-Tak szefie
- Chyba przeszłość Cię dogania. Dzisiaj złożył mi wizytę niejaki Jiro Kivralenko, szef japońskiej mafii. Możesz coś o tym wiedzieć?
-To długa historia szefie... mam mocno na pieńku z yakuzą...
- To wyjaśnia dlaczego pan Jiro rzucał mięsem w mojej restauracji. Cóż, póki pracujesz dla Malapartego, jesteś bezpieczny. Gdy ściągaliśmy paznokcie kombinerkami, kazał Cię przeprosić.
-Rozumiem szefie. Dziękuję. Rozwiążemy sprawę pana Browna. Jedno pytanie. Jeśli zdecydujemy się na spotkanie z Sellucim to możemy liczyć na więcej sprzętu?
- Jak zapewne wiecie, bruździ nam gang z Grey Pointu. Większość ludzi, z lepszym sprzętem jest właśnie tam. Ale jedźcie do portu, do hangaru nr. 8. Spotkacie tam Jima. Jim ubiera się w hawajskie koszule i niemiłosiernie kopci cygara. Poznacie go. Dam wam coś więcej.
-Dziękuję. Jeśli Selluci straci wpływy, ludzi, albo coś więcej to pan Malparte nie będzie zły, prawda?
- Pan Malaparte bardzo się ucieszy i znacznie was wynagrodzi. O ile nie zrujnujecie pół miasta, miasto to dochody.
-Rozumiem. Dziękuję i do widzenia...
- I co? Co powiedział? Idziemy na akcję?- zapytał się Aleks podniecony do granic.
-Opcja a: Wracamy do pana Browna, wynosimy wszystko co coś warte i sprzedajemy w lombardzie. Opcja b: idziemy obrobić Selluciego. Opcja c: idziemy zajebać Selluciego... umiesz strzelać?
- Przed kilkoma minutami był mój pierwszy raz... - mruknął zawstydzony.
Jerycho się skrzywił brzydko
-Czyli sam muszę się tym zająć... Może chociaż prowadzisz przyzwoicie. Mi to średnio wychodzi. Moja historia nie pozostawiła mi czasu na naukę.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 17-06-2011 o 21:22.
Arvelus jest offline  
Stary 18-06-2011, 15:29   #19
 
Wredotta's Avatar
 
Reputacja: 1 Wredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znanyWredotta nie jest za bardzo znany
Reszta też już była. Razem z nimi wparowała do Sokoła. Jak podejrzewała musieli poczekać. W końcu ten facet tu rządzi i od niego zależy, czy jej życie się zmieni. Olga już ledwo co pamiętała, dlaczego przyjechała do Ameryki. O dziwo dostali dość wykwintne przekąski i strasznie drogą, jak na jej gust, kawę i herbatę. Nie była głodna po obiedzie u Babci Frey, ale skosztowała wszystkiego, w końcu nie wiadomo, kiedy nadarzy się następna okazja. Kiedy w końcu Dante przyszedł, Olga uważnie wysłuchała co miał do powiedzenia.
Spodziewała się, że będzie następna robota, ale nie spodziewała się TEGO.
Mam zabić jakiegoś człowieka?!”.
Nie dowierzała w to co właśnie usłyszała. Miała ochotę odmówić, ale wiedziała, że ten człowiek, który przed nią stoi jest tak naprawdę nieobliczalny.
Na szczęście nie siedziała w tym gównie sama. Nie znała co prawda tego Rosjanina, jednak było to lepsze niż nic.
-Nie mortw sięł Łolgo-powiedział z uśmiechem, kiedy szli do samochodu- odwolę za Ciuebie czorną robotę.
Pokiwała z uśmiechem i pozwoliła mu prowadzić auto.
Zajechali pod odpowiedni adres. Spory dom na lekkim odludziu. Olga zaopatrzona w Colt King Cobra wysiadła z samochodu. Grigori wyszedł z auta z obrzynem i nożem myśliwskim.
-Poczkaj tu, ja rozojrzę sięł w toronie.
I już go nie było.
Olga czekała na niego, kucając przy samochodzie.
Po jakiś 5min. wrócił z powrotem.
-Już- oświadczył z dumą.
-Co?- nie dowierzała Olga.
-Mosimy tylko zotrzeć ślody.
Pokiwała w zdumieniu głową i poszła za nim.
Faktycznie w salonie dość dużego domu, leżało ciało faceta. Nóż myśliwski był dokładnie wbity w serce. Ale krwi na podłodze prawie wcale nie było.
-Coo, co z tym robimy?- wyjąkała Olga.
-Tom dolej jest losek ze strumykiem. Spolmy tam ciało i wróćmy.
Olga pokiwała głową i pomogła Grigoriemu zanieść ciało. Na miejscu podpalili i wrzucili do strumyka.
Przełożyła cobalta z jednej ręki do drugiej.
Ale to był błąd.
Postrzeliła niechcąco Grigoriego. Dostał w kulkę w nogę.
Olga wystraszona pobiegła prosto do samochodu, nie wiedząc gdzie wrócić.
 
__________________
"Już, już, bo nie będzie gier wideo..."
Wredotta jest offline  
Stary 18-06-2011, 16:21   #20
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Dean "Oczko" Salvadore i Dorian „Zibi” Zibowski

Dean wiedziała, że coś z tej pracy zapadnie jej w pamięci. Prowadzenie luksusowego Maybacha, w jej rodzinnym mieście zakrawało by o cud, a tu? Silnik delikatnie i po cichutku wibrował pod maską, po to tylko, żeby przy każdym naciśnięciu gazu ze zrywem wystrzeliwać w dal. Doszło nawet do tego, że cieszyliście się jak małe dzieci. Coś fantastycznego!

Szybko doprowadziliście samochód do warsztatu. Trzej Irlandczycy i dwaj młodzi włosi malowali wnętrze na biało i niebiesko, do tego robiąc przegląd urządzeń i podnośników. Z grymasem na twarzach stwierdzali, że coraz to kolejne narzędzie czy maszyna, nadaje się co najwyżej na śmieci.

Kiedy zobaczyli was w luksusowym samochodzie, ucieszyli się. Jeden z młodych Włochów szybko wręczył wam kopertę. Było w niej z 5 000 dolarów. Robota nie była trudna, a samochód nie naruszony dzięki umiejętnościom prowadzenia Dean. Dorian wziął kopertę, skinął głową młodemu Włochowi i wyszliście, aby się podzielić pieniędzmi w jakiejś cichej restauracyjce.

Kiedy wychodziliście z uliczki, prostopadle do niej, tuż przed wami z piskiem opon zatrzymał się czarny bus marki Mercedes. Wyskoczyło z nich czterech… Nie! Pięciu uzbrojonych w karabiny AK-74 ludzi w kominiarkach i brązowych, skórzanych kurtkach. Pierwszy uniósł karabin gotowy do strzału, wycelowany w Ciebie.
Przekląłeś szpetnie w swoim języku, ale mężczyzna opuścił karabin.
- Polak? – padło pytanie.
Skinąłeś delikatnie głową.
- Gruby, to nasi. Bierz ich do busa, Zawór z nimi będzie chciał pogadać.
Gruby faktycznie był grubszy, niż inni. Chyba jaki jedyny trzymał w ręce nie AK, a polski pistolet maszynowy Glauberyt. Dyskretnie celował wam w nogi, ale mogliście pomyśleć że po prostu tak trzyma swoją broń. Czwórka pobiegła dalej, was Gruby poprosił do środka.
Po chwili dało się słyszeć ostrą, ale jednostronną wymianę ognia. To wasi nowi znajomi czyścili właśnie nowy interes Malapartego. Na koniec do wnętrza powędrowało kilka koktajlów Mołotowa, a żołnierze wrócili biegiem do samochodu.
- Maciek, gazu! – kierowca, jedyny bez kominiarki skinął głową i ruszył z piskiem opon w kierunku Grey Pointu.

- No, to co tam robiliście? – zapytał się tęgi facet, który właśnie ściągał kominiarkę.
Jego twarz była ogorzała, bardzo słowiańskie rysy twarzy rzucały się w oczy z daleka, a do tego wszystko wieńczyły piwne oczy i kruczo-czarne włosy. Nad ustami widniał delikatny wąsik.

Jerycho Czarnecki i Aleksander Zduński
W hangarze, dostaliście tylko UZI z dwoma magazynkami oraz M9 również z dwoma magazynkami. Poprosiliście do tego o kominiarki, więc i te wam dał. Cały czas facet prawie się nie odzywał, tak skupiony był na kopceniu cygara. Kiedy wychodziliście, usłyszeliście jego głos:
- Weźcie jeszcze to! – i rzucił wam małe zawiniątko – Wytrzyjcie broń i nie dotykajcie jej bez rękawiczek
Faktycznie, zawiniątko było ściereczką i dwoma parami czarnych rękawiczek. Skinęliście głową i poszliście do samochodu. Wiedzieliście tylko, że Don Selluci urzędował w „Sellucies Bar” w Małej Italii. Postanowiliście tam poczekać na odpowiedni moment.
Czekaliście w samochodzie, aż nadarzy się dobra okazja do działania.
I w końcu jeden jegomość w fioletowej, szykownej marynarce w towarzystwie dwóch Włochów w koszulach wsiadł do drogiego Lincolna. Ruszyli powoli w kierunku Chinatown.

Olga Miedwiediew
Rosjanin zaniósł się krzykiem, krew tryskała we wszystkie strony. Musiałaś trafić w jakąś ważną arterię, niestety żadna z twoich umiejętności nie mogła mu przynieść ukojenia. Zaczęłaś go przepraszać, niestety to nijak nie pomogło. Trudno.
Yeremin sam obwiązał się jakąś szmatą i ruszył do samochodu, Ci pozostawiając sprzątanie mieszkania. Krwi faktycznie nie było dużo, niestety to co było wsiąkło w dywan. Na szczęście przydały się tu twoje umiejętności wyniesione z domu. Ile to razy zdarzało się nakapać krwią z rozciętego palca na obrus?
Detergenty oraz zimna fota szybko wybawiły plamę, przy czym stwierdziłaś że są o wiele lepsze od tych Ukraińskich. Wychodząc z salony, twoją uwagę zwróciła czarna koperta.
Bardzo znajoma, czarna koperta.
Otworzyłaś ją, nie była zaklejona. W środku był list:

Droga Olgo,
Na razie nie możemy przedstawić Ci ojca. Niestety jest bardzo zajętym człowiekiem, ale bądź cierpliwa. Osoba która przyniesie Ci ten list, dostarczy Ci jakieś pieniądze oraz dach nad głową.

Z poważaniem:
Isak K.


Popatrzyłaś pytająco na miejsce, z którego zabieraliście trupa.
Ale i tak miałaś w samochodzie wykrwawiającego się człowieka. Musiałaś jakoś działać.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172