|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-08-2018, 14:17 | #81 |
Reputacja: 1 | - Mógłbyś pomyśleć zanim zaczniesz pluć testosteronem - warknął Krzeszewski - Myśl, Jax! Nawet ja, pisarzyna ze szmatławca, przywykłem do tego by śledztwo prowadzić wielotorowo. Tu mamy co najmniej trzy tropy. Pierwszy to Madame Tong, tym możesz zająć się ty, pani porucznik i wasz łysy kolega. Drugi trop prowadzi do Birmy, to jest działka Johna. A mój trop to Lin Kuei i nie, nie muszę go torturować by powiedział wszystko co wie. Nie jesteśmy wycieczką szkolną by trzymać się razem przez cały czas. I jeśli jeszcze raz powiesz, ze pieprzę głupoty to dobra, razem z Johnem pakujemy się do samolotu i lecimy do Birmy. Ale najpierw się zastanów. No powiedz mu, John! |
07-08-2018, 20:32 | #82 |
Reputacja: 1 |
|
08-08-2018, 11:01 | #83 |
Reputacja: 1 | - Nie ma czasu na zabawę w szpiegów - powiedział Jax - Używaj tych co do tej pory. Tym bardziej, że obejdziecie kontrolę graniczną. Na lotnisku będzie czekał jeden z ludzi pani kapitan i zaprowadzi was do samolotu. Na miejscu macie dostać łącznika, który przekaże wam co wiedzą miejscowi. Lotnisko Jeden z największych terminali pasażerskich świata. W ciągu roku może obsłużyć ponad 75 mln ludzi. Ledwie wysiedli z taksówki podszedł do nich gliniarz. Raf pamiętał, że nazywał się Stryker. - Witam ponownie - powiedział - sorry za zdarte czuby - rzucił do Rafa. Chodźcie, mamy mało czasu do okienka, w tym młynie samoloty startują na okrągło. Taksówka odjechała zostawiając za sobą chmurę spalin, dokładając swoją drobną cząstkę to wszechobecnego smogu. Stryker zaprowadził ich do meleksa i pojechali. Piechotą zapewne i zelówki by się zdarły Rafowi do kompletu z czubami. Jechali kilka minut, w końcu zaparkował przed wejściem dla vipów, Stryker skinął głową strażnikowi i weszli. Szum lotniska umilkł jak tylko drzwi zasunęły się za nimi. Klimatyzacja, relaksująca muzyka i miękka wykładzina. Resztki smogu znikły z powietrza. Wreszcie można było normalnie odetchnąć. Co prawda było czuć kadzidełka, ale od tego jeszcze nikt nie umarł. Punkt kontroli minęli nawet nie zwalniając. Znowu wystarczyło skinienie głowy Strykera. W końcu stanęli przed wejściem do samolotu. - Tu się moja rola kończy, bo chyba nie ma sensu pytać jak wam pomóc - powiedział Stryker - ktoś was odbierze na miejscu. Powodzenia! Na pokładzie powitała ich cisza. Dopiero po kilku krokach zobaczyli stewardesę zamykająca jakąś szafkę. Zobaczywszy ich błyskawicznie zaatakowała ich służbowym uśmiechem. Była dobra, wyglądał naturalnie. Służbowy mundurek leżał na niej idealnie. Odruchowo poprawiła włosy, które trzeba było przyznać były w lekkim nieładzie. - Witam na pokładzie… jestem Kimbery - chyba zaskoczył ją mało vipowski wygląd pasażerów - będę panów stewardesą podczas lotu. Zapraszam, zaraz startujemy, proszę zapiąć pasy. Smog obmywał koła zamykającej drzwi maszyny. Skłębił się i owinął wokół wspornika i wsiąkł do luku. |
09-08-2018, 13:28 | #84 |
Reputacja: 1 | Rafał wydobył białą chusteczkę i pomachał. - Mea culpa, nie kopcie leżącego bo wam buty obrzyga. Chodźmy, John. Trzeba jeszcze złapać taksówkę... ***** To musiało być dla Johna lekkim zaskoczeniem gdy Rafa sięgnął barku taryfiarza podając po chińsku nowe instrukcje. - Spokojnie, ja płacę za kurs i zajmie to góra dziesięć minut. Zatrzymali się przed niewielkim hotelikiem. Krzeszewski wysiadł i biegusiem ruszył do środka. Zjawił się po kilku minutach niosąc torbę podróżną. Przy pomocy taksiarza wrzucił ją do bagażnika i zajął miejsce w taryfie. - Dobrze, że ją wreszcie mam. Bez laptopa czuję się jak bez ręki... ***** W wygodnym...co tam...ekskluzywnym wnętrzu prywatnego samolotu Raf doznał rzadko doświadczanego uczucia luksusu. No nic. Do roboty. Rozsiadając się wygodnie dziennikarz zaczął stukać w klawisze. Chiny powitały mnie klasycznym monsunowym deszczem. Który to, jak głosi legenda, padał w poprzek... Rafał pisał artykuł, w pewnym momencie zapadając w stan bliski transowi. Spokojny stukot klawiatury, zapach kadzidełek i mocnej kawy odprężał, tak więc gdy pisanie dobiegło końca Raf na wszelki wypadek przeczytał jeszcze raz, poprawił parę literówek i wcisnął send w okienku poczty elektronicznej. Nie wyłączał jeszcze machiny i, gdy kilkanaście minut później dostał gorącą kawę w filiżance, doczekał się wiadomości od redaktora dyżurnego. OK. Ech ten Wojtek. Taki wygadany... Teraz nie był już związany żadnym bliskim terminem. Red nacz poczeka aż przyjdzie materiał na pierwszą stronę. Z pomrukiem ulgi dziennikarz schował laptopa. Czując skradający się powoli ból głowy zażył tabletkę Prometazyny. Gdzieś pomiędzy Hongkongiem i Birmą zadzwoniła jego służbowa komórka. - Marta! Cześć...jednak się zdecydowałaś. Zła wiadomość, kotuś, jest taka, że nie mogę cię powitać na lotnisku. Lecę do Birmy. Dobrej wiadomości nie ma. Ale spoko, zaczep się w barach dla marynarzy, to gorący news, wszyscy o tym mówią. Spokojnie znajdziesz info...wiem, wiem, przepraszam, ale wiesz jak jest. No powodzenia, zadzwonię. Układając się wygodnie na poduszce Rafa zamknął oczy zdecydowany przespać choć kilka godzin. |
21-08-2018, 14:21 | #85 |
Reputacja: 1 | Samolot zaczął kołować, a potem wystartował bez problemów. Kimberly zaproponowała drinki. Choć nie narzucała się ze swą obecnością. Widać była przyzwyczajona do innego rodzaju pasażerów. W tych musiała wyczuwać coś… zagrożenie? W mroku ładowni kłębił się szary dym. Przecisnął się otworem wentylacyjnym w głąb samolotu. Podążył do góry. Kimberly nie siedziałby sobie wygodnie i spokojnie w swoim małym królestwie gdyby wiedziała, że coś czai się na wyciągnięcie ręki od niej. Coś co zdawało się być groźniejsze od obu jej pasażerów. Być może to wyczuła, być może był to przypadek, ale spojrzała w kierunku kratki wentylacyjnej. Siedzieli nie bardzo mając co ze sobą robić. Mieli do dyspozycji barek, komputer z internetem, a także telewizję z niewyobrażalną ilością kanałów. Z czego połowa po chińsku. Nagle usłyszeli łomot z korytarzyka skąd przybywała Kimberly na wezwanie. Paranoja dawała znać. Skąd w rządowym samolocie miałby się czaić zabójca? Spojrzeli na siebie. Paranoja to sposób na życie. Nim cokolwiek zdołali zrobić, samolotem rzuciło. Raz i drugi. W końcu pokład pod nogami zaczął robić się pochyły. Najwyraźniej zaczęli ostro skręcać w prawo jednocześnie opadając. Tyle, że pilot powinien uprzedzić o tym pasażerów, w końcu wiózł vipów, a nie wory z kartoflami. Coś było nie tak. |
25-08-2018, 12:02 | #86 |
Reputacja: 1 | Paranoja to sposób na życie. I przeżycie. Tylko nie na pożycie. W związku trzeba prezentować zaufanie. Rafał był tego pewien. Tym bardziej, że właśnie skończył rozmawiać ze swoją dziewczyną. Naprawdę miał ochotę zbajerować ją, że wszystko gra. Ale pierwsza zasada postępowania z psychologami, psychiatrami, psychoanalitykami głosiła: "Pod żadnym pozorem nie kłamać!". Wyśpiewał więc, że leci właśnie do Birmy. Anka trochę się martwiła więc Rafał poświecił trochę czasu by ją uspokoić. Rozłączając się Krzeszewski czuł w piersi miłe ciepełko. ***** Chwilę później samolotem szarpnęło. A chwilę plus chwilę później pilot położył maszynę w ciasny skręt. Horyzont przechylił się niebezpiecznie. Z części samolotu, w której przebywał jednoosobowy personel pomocniczy średniego szczebla dobiegł ich jakiś podejrzany hałas. Paranoja to... No właśnie. Raf zareagował. Dając znak Johnowi by poczekał (w końcu jeśli to jakiś poważny problem to nie powinni ładować się w gówno razem) trzymając się foteli dziennikarz dobrnął do drzwi i otworzył je jednym szarpnięciem. Zobaczył... |
25-08-2018, 22:23 | #87 |
Reputacja: 1 | John całą podróż nie odzywał się ani słowem. Miał ochotę kazać taksówkarzowi jechać zaraz jak tylko wkurzający Polak opuścił taksówkę. Miał ochotę kazać mu biec za samochodem, lub złapaniem innego środka lokomocji, ale odpuścił. Co prawda był mściwym sukinsynem, który nie znosił niesubordynacji, jednak wiedział, że nie powinien lecieć samemu. Nawet jeśli nie mógł liczyć na Polaka w 100% lepiej mieć zabezpieczone 50% niż 0%. |
27-08-2018, 22:22 | #88 |
Reputacja: 1 | Wiedząc, że za plecami ma uzbrojonego socjopatę Raf śmiał otworzył drzwi. Z jednej z dolnych szaf, zapewne pod wpływem przechyłu, wypadło wszystko co było w środku. Papierowe ręczniki, rolki papieru toaletowego, serwetki, obrusiki i fachowo związana oraz zakneblowana Kimberly w samej bieliźnie. Na głowie miała sporego siniaka, zdążył już zciemnieć. Z tego powodu zapewne była nieprzytomna. W innych okolicznościach mogłoby to być wstępem do czegoś więcej, ale w tym przypadku myśli dziennikarza i agenta zaprzątało co innego. Mianowicie: kim do cholery jest ten osobnik o 50 twarzach oraz czy sytuacja w jakiej była Kimbery jest jedynie wynikiem jego hobby czy też to zaproszenie do czegoś w czym zapewne Raf i John nie chcieli by brać udziału. Samolot zaś coraz bardziej się przechylał. Nikogo nie było widać, ani słychać. Ani w przedziale służbowym, ani w toaletach. |
01-09-2018, 11:45 | #89 |
Reputacja: 1 | [indent]- Odsuń się - John minął Rafa sprawdzając po drodze toalety. Rzucił okiem na związaną Kimberly, jednak nie poświęcił jej wiele uwagi. Gdyby im się nie udało, ona będzie w tej szczęśliwej sytuacji, że nic nie poczuje. - Przygotuj dwa spadochrony - wydał polecenie Polakowi przymierzając się do uroczystego otwarcia kabiny samolotu. Kultura nakazywała najpierw zapukać, więc John z całej siły kopnął w drzwi napierając całym ciałem, a jeśli to nie zadziała, to dopiero sięgnie po sprawdzone we wszystkich filmach akcji argumenty palne.[indent] |
04-09-2018, 12:10 | #90 |
Reputacja: 1 | Porządny kopniak w drzwi nie załatwił sprawy, dopiero dwa strzały w zamek pozwoliły zawitać do królestwa pilotów. A ci musieli mieć żelazne nerwy, bo nawet nie drgnął na fotelach. Tylko głowy chyliły im się nienaturalnie w stronę skrętu samolotu. Szybka lustracja upewniła, że nikt nie czai się w zakamarkach kabiny. Choć jeśli ktoś tu wszedł mimo zamkniętych drzwi mógłby pewnie i się ukryć. Dla formalności John sprawdził pilotów, mieli skręcone karki. Fachowa robota. Samolot coraz bardziej się pochylał i kierował dziób ku ziemi. Może była szansa wyciągnąć samolot… tyle, że co potem. Nagle John usłyszał koło siebie szczęk interkomu i: - Kapitanie co się dzieje? Tom, Ben odpowiedzcie. - Głos należał do Kimberly. Raf zaczął szukać spadochronów. Piktogramy na szafkach były jednoznaczne. Gdy wyciągał drugi spadochron usłyszał głos z dalszej części samolotu. Tam gdzie jeszcze nie byli. Ostrożnie położył spadochron i ruszył ku drzwiom. Wtedy usłyszał wyraźnie: - Kapitanie co się dzieje? Tom, Ben odpowiedzcie. - Głos należał do Kimberly. Włosy stanęły dziennikarzowi na karku. Powoli obejrzał się. Związana i zakneblowana Kimberly leżała na korytarzu obok szafki z której wypadła. Przytrzymał się ściany, gdy samolot jeszcze bardziej się przechylił. Samolot czy… poczuł ciążącą mu w żołądku wypitą niedawno kawę. A potem usłyszał męski głos z dalszych pomieszczeń: - Oni cię nie słyszą kochanie. A potem równie mądre co znamionujące zaskoczenie słowo Kimberly: - Co? |