|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-07-2018, 13:49 | #81 |
Reputacja: 1 | Nagle z rogu sali czułe ucho mogło wychwycić parsknięcie, które było bardziej pomrukiem niż śmiechem. - … ujrzeć Harpii pośród ludzi?! A co byś powiedziała na orka? - słowa nie były zaczepką, osoba wypowiadająca je kierowała je raczej do siebie w formie sarkazmu. Bardka przelotnie zerknęła w stronę z której usłyszała kpiący głos orka. Jego obecność jednak nie wywarła na niej takiego wrażenia jak się najwyraźniej spodziewał. Co ciekawe kobieta nie patrzyła na niego z jakąś specjalną odrazą, wydawało się po prostu że jej nie zainteresował. Jej motywy musiały pozostać ukryte, dlatego wstrzymała się od komentarza. Balkazar widząc na sobie spojrzenie elfki oczekiwał wyraźniejszej reakcji, ale nadaremno. Swoje zaskoczenie zdradził jedynie unosząc brew znad kufla po czym udał, że zainteresowało go coś w innej części sali, ale nadal nadstawiając ucha. Faktycznie coś innego zaczęło się dziać w innej części sali, co niektórzy żołnierze zamarli w bezruchu, a inni dobyli miecza uświadamiajac sobie, że w tawernie siedzi ork i przemawia płynnie we wspólnej mowie. Kilku elfich żołnierzy wraz z garstką ludzkich z drużyny Esmeraldy zaczęło pokrzykiwać. - Szpieg siedzi wśród nas! - Do broni! - Nie dać mu uciec! - Pojmać go! Zaczęli przewracać stoliki i krzesła stojące na ich drodze do brunatnego orka. Jeden mężczyzna spośród personelu tawerny przetoczył się przez blat szynkwasu i wylądował z ciężki tupnięciem. W ręce trzymał zakrwawioną maczetę, z której strzepał krew zamaszystym ruchem zwracając na siebie uwagę większości towarzystwa. - Co to za bajzel robicie w przyzwoitym lokalu? - Gniewnie buczał bas grubszego i umięśnionego mężczyzny. Zbici z tropu żołnierze zawahali się, a później wskazali mieczami na pobliskiego orka, tak jakby karczmarz przegapił coś oczywistego. - Tam siedzi ork i zbiera informacje dla zielonych! Atheris przyglądała się sytuacji z mieszanką ciekawości i niepokoju atmosferą jaka zrobiła się w tawernie. - Nawet orkowie nie są TAK głupi.. a ten nawet nie ukrywa swojej tożsamości. - powiedziała łagodnie i machnęła ręką jakby oczywistym było że nie jest on żadnym zagrożeniem. Po chwili dodała rozbawionym szeptem pod nosem, bardziej sama do siebie. - Jaj to mu jednak nie brak. - Trzeba go dorwać nim... - dorzucił drugi zbrojny, ale nim miał okazji dokończyć, bo przerwał mu głos wściekłego mężczyzny z tasakiem. - Sra, a nie zbiera informacje - nie wytrzymał i odburknął potężnym głosem Balkazar zrywając się z miejsca i ukazując znak skrzydeł na płaszczu. - O gwardii Walkirii nie słyszeli?! To ruszyć dupę na ulicę i zapytać kogokolwiek. O pogromcy kapłana Lamashtu słyszeli? A słyszeli, że to ork z gwardii Walkirii jest? Nie słyszeli? To się dowiedzieli. A jak dalej mają z tym problem to zapraszam. Do rzyci nakopię i do lochu wywlokę żeby delikwent sobie mógł przemyśleć to i owo. No to jak? - zapytał pełnym gniewu głosem brązowy ork. - Pan Balkazar jest cenionym sojusznikiem i patronem. Zrobił dla tego miejsca więcej niż wszyscy wy razem wzięci kiedykolwiek osiągnięcie. Więc albo siadacie na zadki albo wypierdalacie pić z końmi w stodole. Zdziwione głosy żołdaków zaczęły rozbrzmiewać po sali, a kilka nowych postaci zaczęło dołączać do karczmarza. Były wśród nich sylwetki mężczyzn których ork nigdy nie widział na oczy, były również twarze pobieżnie znane, różni strażnicy i wartownicy, których miał w miasteczku górniczym lub tamtejszej karczmie. Spora grupa mężczyzn stanęła murem między Balkazarem, a nowymi żołnierzami, którzy zaczynali wątpić w swoje decyzje i albo podnosili powoli stoliki i krzesła zasiadając do nich i udając z zażenowaniem, że nic się nie stało, albo jak grupka obrażona elfów wymaszerowała z przybytku rzucając upiorne spojrzenia w kierunku ludzi i mijanej harpii. Grupka z ruchu oporu również rozeszła się do swoich stolików kiwając głową Balkazarowi i zwracając mu przestrzeń i spokój. - Zawsze jesteś mile widziany w każdym lokalu, w jakim będę pracował przyjacielu. - Camaron poklepał przyjaźnie orka po ramieniu. Balkazar odruchowo zrzucił dłoń karczmarza ruchem ramienia, ale zreflektował się niemal od razu - Wybacz. - rzucił półgębkiem. - Ciężko takiemu odmieńcowi jak ja się dostosować, a dodatkowo frustracja się od jakiegoś czasu we mnie zbierała. Dobrze że skończyło się to pokojowo - zakończył z nieudawaną ulgą. Camaron skinął głową ze zrozumieniem i odszedł za ladę. Karczmarz również musiał opuścić wraz z ruchem oporu miasteczko górnicze i znaleźć zatrudnienie w odzyskanej dzielnicy.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |
22-07-2018, 16:19 | #82 |
Reputacja: 1 | A Harpia, nie byłaby sobą, gdyby nie… - Ty, Elfka! Takie długie uszy to masz z podsłuchiwania, czy jak? - Powiedziała dosyć głośno do nieznajomej. W pierwszej chwili Atheris zdała się zupełnie nie dostrzec że harpia mówi o niej. Dopiero po chwili się zreflektowała, i zerknęła z ukosa w jej stronę z dumą zadzierając nosa. Jej ciekawość nie była dla niej żadną ujmą, a w głębi duszy wcale nie chciała kończyć tej rozmowy. - Jeśli ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to chcę poznać wszystkie jego poziomy! - Stwierdziła z lisim uśmieszkiem elfka, tym razem zupełnie nieskrępowana. - Na imię mi Atheris i choć w tych ruinach jestem nowa, Ty zdajesz się czuć jak ryba w wodzie..? Ryfui na słowa Elfki uśmiechnęła się pod noskiem. Wypiła do końca piwo, po czym zamówiła nowe. Pyknęła z fifki, pogładziła się jakoś tak dziwacznie po prawym rogu, po czym… palcem przywołała do siebie Atheris, a dłonią klepnęła dwa razy własne kolano z wyjątkowo bezczelnym uśmieszkiem. W międzyczasie do karczmy weszła kolejna osoba. Przy takim tłoku nie powinno być jej trudno pozostać niezauważoną, ale zbiorowisko elfów i fakt, że ten nie przysiadł się do nich mogło mieć przeciwny efekt. Cień zamówił skromną strawę i wodę co korespondowało z jego bladym i przylegającym do kości licem, prawie jakby ktoś wykuł je w marmurze. Nie obnosił się z bronią, ale nie czuł również potrzeby ukrywania jej, tak więc łuk i miecz, jak to z dużymi broniami, były łatwe do zauważenia. Niewielki plecak położył obok nóg, zachowując na niego czujność. Nie musiał mieć tam schowanych skarbów i kosztowności, żeby wystrzegać się kradzieży. Czekał cierpliwie na swoje zamówienie, dając kończynom tak bardzo wyczekiwany odpoczynek. Spoglądał czasami po innych zgromadzonych, ale nie zawieszał na nikim wzroku, nawet na harpii. Młoda elfka nawet nie zauważyła pojawienia się Cienia, była zbyt zaaferowana intrygującą i bezczelną osobą harpii którą poznawała. Chmura dymu jaka utworzyła się od kopconej fifki harpii uderzyła w nos dziewczyny i co mogło wyglądać dość komicznie, sprawiło że ta zaczęła się krztusić. Dopiero po chwili powstrzymała odruch i spojrzała wzrokiem, który mówił “To nic, nawet nie wiesz na ile mnie stać”. W pewnym sensie pojawiło się wyzwanie. Zwinnie oderwała się od lady i omijając alchemika stanęła przed harpią, ale nie spełniła jej zachcianki. Zatrzymała się, opierając dłonią o krzesło alchemika i mrużąc lekko powieki, bez skrępowania patrząc Ryfui prosto w oczy, po czym uśmiechnęła się bardziej sama do siebie, zadowolona ze swojej odwagi. - Jesteś bezczelnie pewna siebie - rzuciła elfka raczej z uznaniem w swoim delikatnym głosie, którym operowała z wprawą. - Jak tego wszystkiego dokonałaś? - dodała omiatając salę wzrokiem tak jakby harpia podporządkowała sobie ludzi niczym swoich niewolników i zaintrygowana oczekiwała jej reakcji. Ta wizja przez chwilę zawróciła jej w głowie. Alchemik wzruszył ramionami widząc rozwijającą się sytuację, zabrał swoje krzesło i przysiadł się ponownie do Raileyna. Nie miał ochoty na sprzeczki z harpią, która wyraźnie była przyzwyczajona do tego, że wszyscy i wszystko dookoła się niej kręciło. Na odchodnym uprzejmie skłonił głowę Esmondowi, jak i nieznanej mu elfce. Esmond również skinął mu głową. - Może się dosiądziesz? - zaproponował elfce. - Niekoniecznie musisz korzystać z kolan Ryfui, chociaż krzesła są z pewnością mniej wygodne - dodał. - Esmond - przedstawił się. Elfka wychyliła wesoło uszko, spoglądając z lekkiego ukosa, najwyraźniej zadowolona. Odwdzięczyła się skinieniem do Esmonda. - Chętnie, ale zapomniałam się jeszcze powitać z resztą miasta. - Rzuciła Atheris z kapryśnym uśmieszkiem, dość spiesznie zerkając między całą trójką, a zatrzymując wzrok na harpii. Dając znak dłonią by poczekali moment, ruszyła w kąt tawerny w której znajdowała się drobna ekipa grajków. Ci wygrywali cicho jakąkolwiek melodie, byle tylko ludzie nie siedzieli w ciszy. Prawda była taka, że gdyby nie zmuszała się do bycia towarzyską i otwartą na ludzi, już dawno umarłaby z głodu podczas swojej samotnej wędrówki. Elfka podeszła do nich i skłoniła się wdzięcznie, z szacunkiem. Pośród grajków była ludzka kobieta uderzająca w tamburyn i mężczyzna który delikatnie szarpał struny. Przygrywał im trzeci grajek którym był elf wygrywający melodię na flecie poprzecznym. Chwilę dyskutowali, po czym Atheris dopinając swego uśmiechnęła się, a w całej tawernie ucichła muzyka sprawiając że gwar tego miejsca wydał się dziwnie nienaturalny. Co niektóre twarze zwróciły się w ich stronę, z oczami oczekującymi wyjaśnień zaś pstrokata elfka zeskoczyła z niskiego podestu na którym siedzieli grajkowie. Z wyraźnym stukotem bucików podskoczyła do jakiegoś mężczyzny żłopiącego piwo i zdjęła mu bezczelnie kapelusz z głowy. Obruszył się i nadął jakby już miał uderzyć kogokolwiek kto śmiał go tknąć, jednak widząc przepraszający, niewinny uśmiech elfki zastygł zaskoczony. Atheris wskoczyła z powrotem na ich małe podium i położyła kapelusz do góry dnem. Stanęła przed grajkami, a spokojna melodia zaczęła znów roznosić się po pomieszczeniu, a wraz z nią jej anielski, czysty głos. Elfka bujała się delikatnie w rytm muzyki, starając połączyć z nią duszą. [media]http://www.youtube.com/watch?v=uJJI3zkCAwc[/media] Melodia z jej ust zupełnie nie pasująca do znoju wojny, przypominająca o uciechach życia, zdawała się koić ukryte rany duszy. Grajkowie zainspirowani rozbudzili swój pełen potencjał. Atheris spojrzała na nich z uznaniem, na co elf wygrywający na flecie niczym opętany tajemniczą magią zaczął dąć w instrument zachłannie, zaskakując długouchą tak bardzo że rozbawiona zaczęła tańczyć w wartkim rytmie który wesoło pląsał po pomieszczeniu. Atheris niezmiernie szanowała wszystkich artystów i szczerze życzyła im najlepszego, wierząc że służą światu lepiej niż wszyscy kapłani razem wzięci. Reszta grajków nie pozostała obojętna także przyspieszając tempo, a gdy zmęczeni w końcu zakończyli występ, wszyscy skłonili się wdzięcznie w kierunku tych oczu które się im przyglądały. Ktoś pierwszy wstał i sypnął coś brzęczącego do kapelusza, zaś Atheris z szerokim uśmiechem podała dłoń grajkom, dziękując za wspólny występ. Ten, jak na improwizowany wyszedł przyzwoicie podnosząc na duchu zebranych w karczmie oraz pomagając zapomnieć o spięciu w sprawie orka. Kilku ponuraków mogło mu się oprzeć, ale i oni dyskretnie majtali nogą pod stołem. Po szybkim rozliczeniu się z zysków, z innymi grajkami elfka zarobiła aż sześćdziesiąt monet. Elfka musiała przyznać, że nie szczędzono złota dla artystów i cieszył ją ten fakt, bo jakoś radziła sobie w ludzkim świecie. Alchemik nie był specjalnie uduchowioną istotą, występ nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Naciągnął na głowę kaptur, ponownie kryjąc swoje oczy i twarz w cieniu i wrócił do leniwego sączenia swojego trunku. Nawet Cień dołożył swoje skromne cztery monety, wszak tylu było muzyków, cicho przyklaskując na zakończenie. Wszyscy grajkowie, bardowie czy inni trubadurzy byli na wagę złota w przygnębiających czasach wojny. Tawerna musiała być ciekawym miejscem, podobno sama Walkiria tutaj urzędowała. Wokalistka zaś w odpowiedzi odwzajemniła się za ten dar ciepłym uśmiechem, a gdy już skończyli “dzielić łup” oddała kapelusz właścicielowi z jego dolą. "Tania gierka pod publiczkę", pomyślał Esmond, chociaż - musiał przyznać - że muzyka nie była zła. Podobnie jak i śpiew. Nie na tyle jednak, by miał wpaść w przesadny zachwyt. - Moje uznanie - powiedział. Nie powtórzył jednak wcześniejszego zaproszenia. Laerune nie do końca była pewna po co pojawiła się w karczmie. Zdjęła opancerzenie, pozostawiając je Tifie i chcąc chwilę odpocząć od znajomego ciężaru. Rozejrzała się w poszukiwaniu markiza, który zaprosił ją w to miejsce, szybko orientując się, że trafiła na występ jakiegoś barda.... bardki. Na chwilę przystanęła w wejściu chcąc wysłuchać utwór do końca, po czym skupiła się na znalezieniu jakiegoś miejsca, w którym mogłaby spokojnie się napić niepewnie zsuwając z głowy ozdobny kaptur i prezentując swoje białe włosy. Dojrzała go w rogu karczmy w towarzystwie kompanów, powitanie mogło więc chwilę zaczekać. Elfów było w okolicy jak mrówek, więc Esmond obrzucił wchodzącą jednym spojrzeniem, potem zajął się winem. I towarzystwem, które znajdowało się przy jego stole. Było dostatecznie barwne, by elfka o cerze różnej niż tradycyjne miała zrobić na nim wielkie wrażenie. Lae podeszła spokojnym krokiem do bardki wymijając wypełnione wojakami stoły. - To był bardzo dobry występ. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Miło usłyszeć elfi śpiew w takim miejscu. Śpiewaczka już zbierała się, by wrócić do harpii i nowo poznanego tam towarzystwa, gdy jej uwagę przykuła kolejna nietypowa postać. Wydała się oczywiście zaskoczona i zwolniła w pół kroku, a jednak co dziwne nawet przez moment nie widać było w jej twarzy cienia niechęci do drowki. Komplement który usłyszała, zdał się miło ją zaskoczyć. - Dziękuję, ale to było ledwie liźnięcie tematu. Wciąż się uczę, tego miejsca, jego zasad i obycia z ludźmi. - Bardka z zaciekawieniem spojrzała w oczy drowki, ale też omiotła krótko wzrokiem jej ubiór, z czystej ciekawości. - Zapewne też przez to przechodziłaś.. Laerune skrzyżowała ręce na piersi okrytej zaledwie tuniką. Jedną z tych, które wszyscy wojacy nosili pod pancerzami. Ta może miała dosyć nietypowy ciemny kolor i była zdobiona w charakterystyczny dla elfów sposób, ale niczym ponad to się nie wyróżniała. Ciemne spodnie i buty typowe dla jeźdźców tworzyły skromny ale elegancki zestaw. - Hm… można powiedzieć, że może powinnam to przechodzić? - drowka rozejrzała się po sali odrywając na chwilę wzrok od swojej rozmówczyni. Nie wydawało się jej by to miejsce miało jakieś szczególne zasady. - Przybyłam tutaj dopiero dziś razem z oddziałami elfów, pod dowództwem lorda Zhol. - To tak samo jak ja… - Odparła nieco zmieszanym głosem jasnoucha, ale ten dziwny grymas był tylko chwilowy. Czy drowka mogła znać jej mroczny sekret? Nie zdawała się, więc i Atheris przystała na tą grę. - Harpia, ork i mroczna elfka? Nie sądziłam, że ludzie mogą być tak tolerancyjni, chyba że to tylko akt desperacji by odbić umierające miasto? Drowka spojrzała na elfkę odrobinę zaskoczona. Jej wzrok dopiero teraz spoczął na ciekawych osobistościach siedzących w karczmie. Jazda w towarzystwie kolorowej gromadki elfów nieco ją musiała znieczulić względem nietypowych widoków… albo była już zmęczona i powinna zamiast pić udać się na spoczynek. - Wojaczka ściąga wielu, każdego z innego powodu. Tak długo jak wszyscy wiemy z kim walczymy, to nieistotne skąd i po co tu jesteśmy. - Lae przyjrzała się uważnie bardce. - Też nie jesteś typowym przedstawicielem naszej rasy. Wybacz, ale nie widziałam cię pośród oddziałów. Jestem Laerune Shandalar. - Istotnie, warto wiedzieć kto jest wrogiem.. - Odpowiedziała tajemniczo, ale zaraz jakby się zreflektowała i kontynuowała. - Na orka już prawie zwołano pospolite ruszenie. My.. znaczy, nie ludzie zawsze będziemy ofiarami uprzedzeń. Zapewne nawet Ty musisz na to uważać. - zamilkła na moment by poruszyć i drugi wątek. - Nie jestem? Lubię wyraziste kolory i cenię artystów. Nie licząc tego jestem najzwyklejszą elfką jaką można poznać. Na imię mi Atheris.. - dziewczyna zawahała się z jakiegoś powodu, ale po chwili uśmiechnęła się promieniście. - Może przysiądziesz się ze mną do harpii imieniem Ryfui i jej towarzystwa? Staram się zapoznać, a razem będzie raźniej. - Elfka skinęła głową w stronę stolika. - Uprzedzenia… - Lae wzruszyła ramionami - ...nie uważam na nie, bardziej niż na jakiekolwiek inne zachowanie. Tak długo jak ktoś z dumą nosi swój miecz i wiernie służy swojej sprawie... - Otworzyła usta by dodać coś jeszcze, ale uśmiechnęła się tylko. Dla tych istot była pewnie i tak tylko jednym wielkim uprzedzeniem. - To miła propozycja i niebawem chętnie dołączę, ale przyszłam tu na czyjeś zaproszenie i powinnam chociaż się przywitać. - W takim razie życzę udanego wieczoru. Miło było Cię poznać, Laerune. - Rozbrzmiała łagodnie i równie miękko pomachała samymi palcami, otulonymi śliską purpurą rękawicy. Drowka wydała się jej sympatyczna, ale musiała na nią uważać. Gdyby poznała jej sekret atmosfera mogłaby zrobić się mniej przyjemna, a nie było to bardce na rękę. .
__________________ In the misty morning, on the edge of time We've lost the rising sun Ostatnio edytowane przez Kata : 22-07-2018 o 16:30. |
23-07-2018, 08:05 | #83 |
Reputacja: 1 | Rozmowy w karczmie Drowka ukłoniła się lekko elfce i ruszyła w kierunku wypatrzonego wcześniej markiza. |
23-07-2018, 12:01 | #84 |
Administrator Reputacja: 1 |
|
23-07-2018, 12:07 | #85 |
Reputacja: 1 |
|
23-07-2018, 12:10 | #86 |
Reputacja: 1 | Spotkanie z Kadlem i jego tajemniczym gościem Tymczasem Sybill i jej świta ruszyli z powrotem w kierunku lepszych zabudowań, gdzie Rafael rozmieścił przywódców różnych armii. Po kilku próbach zatrzymania drużyny i okazywania tożsamości zostali w końcu doprowadzeni do posiadłości, w której tkwiły mózgi ruchu oporu. Po kilku szybkich szeptach straży Walkirię wraz z przybocznymi zaprowadzono do pokoju, w którym przebywał Kadle. W chwili otworzenia drzwi rozmawiał z zakapturzoną postacią, która odwróciła się plecami do drzwi.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
23-07-2018, 23:17 | #87 |
Reputacja: 1 | Miejsce na scenę Atheris-Ryfui
__________________ In the misty morning, on the edge of time We've lost the rising sun Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-07-2018 o 19:01. |
25-07-2018, 00:01 | #88 | |
Reputacja: 1 | Karczma co "Ognisko" się nazywa Sybill stała na środku sali biesiadnej i z rękami podpartymi na biodrach nie mogła uwierzyć, że to zrobili. Z pomocą możnych i władczych tego miasta pozyskanie na własność budynku sporej karczmy poszło tak szybko, że Walkiria nawet nie wiedziała kiedy wybrała nazwę przybytku. Szyld już był montowany i karczma "Ognisko" mogła zacząć przyjmować pierwszych gości w przeciągu kwadransów. Wyznawcy Wszechstwórcy, którzy znali Walkirię, lada chwila powinni dostać karteczki od gońców z informacją o tym gdzie mają przybyć. A miejsca było sporo. Parter zajmowała ogromna sala biesiadna i magazyn, do tego była spora piwnica, której uchowało się nawet kilka beczek z winem i piwem, przez co od ręki można było otwierać pub. Z jedzeniem trzeba było poczekać na dostawy i kucharzy. No i były jeszcze dwa piętra z pokojami. Na szczytowym piętrze mieścił się najprzyjemniejszy pokój, który samolubnie Sybill od razu obrała za swój. W międzyczasie tego całego zamieszania Walkiria nakreśliła ogłoszenie, które zawisło przed budynkiem na słupie, a jego treść głosiła: Cytat:
Po sali uwijało się kilka osób będących jako pierwsza pomoc z polecenia Lorda. - Gdzie podziała się ta szwaczka, której miałam powiedzieć jak mają wyglądać stroje kelnerek... - mruknęła pod nosem Sybill rozglądając się za siwowłosą krasnoludką. Zamiast szwaczki, w karczmie zjawił się Axim. Wyglądał na zadowolonego, co też Walkiria mogła stwierdzić po jego lekkim uśmiechu. Zatrzymał się gdzieś na środku sali i łypnął to w lewo, to w prawo, to w górę. - Na oddech Goruma, ależ ten przybytek się prezentuje! - zawołał, kręcąc głową. Sybill podeszła do niego i objęła go za ramię. - Poczekaj aż zobaczysz naszą sypialnię - szepnęła mu na ucho i uśmiechnęła się szeroko. - Widziałeś ogłoszenie? zmieniła nagle temat. - Owszem, rzuciło mi się w oczy - przyznał Jarnar, głaszcząc dłoń Sybill. - Przyznam, że jestem zaskoczony… Nie konsultowałaś tego ze mną, skarbie. Jednakże myślę, że podjęłaś słuszną decyzję. Jeśli już zbieramy własną jednostkę, wolałbym, by zostali sprawdzeni i przeszkoleni przeze mnie. Tak więc z chęcią zajmę się rekrutacją - dodał i zaraz się rozchmurzył. - Będę jednak potrzebował miejsca do przeprowadzania -treningów. No i jakiś sprzęt ćwiczebny - zaczął wyliczać, zamyśliwszy się. - Plac między stajnią a budynkiem powinien być na to wystarczający - zaproponowała Sybill, która nawet przez chwilę nie zwątpiła, że Axim podejmie wyzwanie. - Za kilka chwil będzie można otworzyć główna salę, tylko potrzebuję barmana... Może Vylona się nada... - zamyśliła się. - Hmm… Nie wiem, czy ktoś z jej aparycją i przeszłością byłby najlepszym wyborem na takie stanowisko - zauważył Axim. - Niby tak, ale gdyby ktoś zamierzał wszczynać burdy to by sobie poradziła z pacyfikowaniem - wzruszyła ramionami Sybill. - Taak. Zdecydowanie - zaśmiał się cicho. - A jak z zapleczem? Szukałaś już jakiś kucharzy i dostawców? - zapytał, zerkając w stronę baru. - Lord miał kogoś przysłać - odparła Arunsun. - Więc trzeba czekać, dlatego tylko bar możemy najszybciej otworzyć, bez posiłków - wyjaśniła. - Rozumiem - najemnik kiwnął głową, wracając spojrzeniem do wybranki. - Mogę ci jeszcze jakoś pomóc? Byłem u rzemieślnika. Okazało się, że potrafi modyfikować obuwie, by było pewniejsze na trudnym terenie, co bez dwóch zdań pomoże w czasie misji. Nie miałem jednak ze sobą drugich na zmianę, więc muszę mu je dzisiaj jeszcze odnieść. - Nie trzeba - pokręciła głową. - Zresztą i tak dużo sobie kupiłam, gdy w przerwie w doglądaniu tego przybytku wyskoczyłam na targ - westchnęła. - Jestem wykończona dzisiejszym dniem... Ta misja, wszystkie rozmowy po niej, a teraz to - machnęła ręką na salę. - Wiem, jak duży to wysiłek, najdroższa - zagaił Axim, odwracając Sybill do siebie i obejmując ją ramionami, przytulił do siebie. - Wierni i wszyscy strudzeni będą ci za to wdzięczni. Poprowadzimy ten przybytek zgodnie z twoją wizją, a największą nagrodą za ciężką pracę, poza pieniędzmi, będzie satysfakcja - dodał z przyjaznym uśmiechem. - Ekhm - odchrząknął mężczyzna przypatrujący się czułej scenie. - Nie chciałbym przeszkadzać, ale słyszałem, że otwieracie nową karczmę, może jest szansa na zatrudnienie? Bo po wstawieniu się za Balkazarem w incydencie pod Zgniłą Cytryną zwolniono mnie z posady oberżysty. - Znajoma twarz Caramona ze Studni Rdzy stała w progu. - Jeśli potrzebujecie personelu to moja żona i córka również znają się na prowadzeniu i utrzymywaniu w czystości w takich przybytkach. - Ja jestem za! - odezwał się na propozycję niewidoczny do tej pory Balkazar, który zaklepał już sobie ulubiony kąt w karczmie. Arunsun ucieszyła się niezmiernie na tę propozycję. - Oczywiście, że znajdzie się tu dla was praca - zapewniła. - Proszę, im szybciej dołączycie tym prędzej otworzymy karczmę - dodała i spojrzała na Axima. - Kochany, powinieneś sprawdzić czy nie pojawili się już jacyś chętni na ogłoszenie. Pewnie zaczną się zbierać przed "Ogniskiem" Po karczmie po cichu starając się nie zwracać na siebie uwagi, aby nikomu nie przeszkadzać, przemykał Pluszek. Bardzo cieszył się z perspektywy nowej wyprawy, jednak poznana w hucie szkła rycerska determinacja w bezpiecznych warunkach ustąpiła iście dziecięcej radości i ekscytacji. W pewnym momencie wspiął się do okna i stojąc w nim wyjrzał na zewnątrz. - Ktoś właśnie nadchodzi! - zawołał radośnie. - Witaj, Sybil. - W progu karczmy pojawił się Esmond, u boku którego kroczył piękny, śnieżny lampart. - Niezła chata - powiedział. - Poznajcie mego przyjaciela. To jest Chisanu. - Pogładził lamparta po głowie. - Plotki głoszą, iż szykuje się nowa wycieczka... Jakieś konkrety? - Witajcie - Axim pozdrowił Pluszka i Esmonda, po czym skinął do Sybill. - Nie wątpię, że odzew będzie natychmiastowy - parsknął, po czym ostatni raz pogładził ją po ramieniu, by zaraz ruszyć w stronę wyjścia. - O szczegółach opowie wam Axim - odparła magowi Walkiria. - Ja mam bardziej przyziemne obowiązki do dopilnowania - dodała i machnęła ręką do Caramona, by poszedł za nią na zaplecze. - Kłopoty związane z dobrobytem - zażartował Esmond. - Pomóc ci jakoś? - Arunsun - zagaił Balkazar znajdując w końcu odpowiedni moment - Rozumiem, że Zidemo i Glele będą mieć co robić tutaj w karczmie, ale Razzadana proponuję wziąć na misję ze względu na to, że widział Druida w akcji, wykazał się wiedzą o tamtej okolicy, a do tej pory nie znaleźliśmy nikogo lepszego. Sybill zatrzymała się i odwróciła na pięcie, spoglądając na Balkazara. - Tak, to dobry pomysł. Razem z tą dziewczyną, o której mówił Kandle, mogą się świetnie uzupełniać i ułatwić nam zadanie - zgodziła się z orkiem, a następnie spojrzała na zwierzę Esmonda. - Pilnuj, żeby twój kot niczego nie zniszczył i nie próbował polować na mojego kruka - nakazała poważnym tonem magowi i wskazała na białego kruka siedzącego na poręczy schodów prowadzących na piętro. Ptaszysko spoglądało na nich bokiem głowy. - No a poza tym możesz sobie wybrać któryś z pojedynczych pokoi na górze. Jeśli chcesz się tu przydać, to możesz stanąć za ladą i nalewać piwo - mrugnęła do Esmonda już przyjaźnie się do niego uśmiechając. - Chisanu... - Esmond przyklęknął i spojrzał lampartowi w oczy. - To jest pani Sybill, a tam jest jej kruk. Nie wolno go gonić. Jak będziesz głodny, to przychodzisz do mnie, a nie urządzasz polowania. Czy to jest jasne? - Lampart pomachał ogonem, co, zapewne, znaczyło, że zrozumiał. - Z Pluszkiem możesz się bawić tylko wtedy, gdy on będzie chciał - dodał. Lampart przeniósł wzrok na Pluszka, po czym ponownie spojrzał na maga i skinął łbem. - W takim razie zajmę jakiś pokój i zaraz tu zejdę - zapewnił Esmond, ruszając po schodach na górę. Chisanu, jak cień, podążył za nim. A po chwili Esmond był z powrotem na dole. Razem ze swoim przerośniętym kotem. W tym czasie Walkiria zdążyła udać się w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku, bo na wielkiej sali próżno było jej się dopatrzeć. | |
26-07-2018, 10:34 | #89 |
Reputacja: 1 | Randar przechodząc koło „Ogniska” zwrócił uwagę na ogłoszenie. |
26-07-2018, 12:02 | #90 |
Reputacja: 1 | Jako że drzwi nie zwykły długo tu być zamknięte, choć nie sprzedawano nawet żadnego jadła, kolejna postać zawitała do środka. Nie zwracała na siebie uwagi łupiąc w drewno z buta, tylko grzecznie je otworzyła. Bardka weszła ubrana w pełnym ekwipunku, jakby dźwigała dom na plecach, mimo to nie było tego wiele. W przeciwieństwie do wczoraj jednak, dziś jej cieniowane włosy były rozpuszczone, a miękko falując sięgały połowy pleców. Gdy wczoraj stała w drzwiach, ktoś ją potrącił więc dziś od razu weszła głębiej w karczmę i usiadła przy jednym z pustych stolików, jakby uciekając od towarzystwa. Jej uwagę zwrócił jakiś tajemniczy elf którego dostrzegła chyba ostatnio i tak samo jak wtedy siedział po cichu w samotności, obserwując otoczenie niczym szpieg. Po chwili skojarzyła go z podziękowaniem za występ i dobrym słowem. Wewnątrz zobaczyła też inne znajome twarze, co sugerowało że dobrze trafiła, a jednak nic się tu nie działo. Zrozumiała że musi cierpliwie czekać i miała tylko nadzieję że Ryfui nie będzie jej zachęcać do bycia centrum uwagi. Nie podchodząc do nikogo, nie zaczepiając i nie witając się, zaszyła się w swoim kącie jak myszka, opierając policzek na złączonych dłoniach. Myślami odpłynęła poza to miejsce i czas, w sobie znanym kierunku. Esmond obrzucił wchodzącą obojętnym spojrzeniem, po czym zabrał się za ulubione zajęcie wszystkich barmanów - za pucowanie szklanki, której do stanu idealnej czystości nic nie brakowało. Nie było niczym dziwnym, że drzwi karczmy “Ognisko” otworzyły się raz jeszcze tego dnia. Tym razem dla odmiany zjawił się w nich człowiek. Mężczyzna na oko pod czterdziestkę nosił na sobie stalowy pancerz, taki, jaki nosili co mniej zamożni rycerze. U pasa miał przewieszone dwa miecze. Jeden surowy, widziany zwykle u legionistów, drugi zaś zdobiony, z dużym, magicznym klejnotem, który roztaczał wokół siebie delikatną, karmazynową poświatę. Część z zebranych w karczmie dobrze go już znała, inni słyszeli o nim na mieście. Atheris i Raileyn mieli nawet okazję zobaczyć go dzisiaj w sklepie. Axim Jarnar wszedł do sali, rozglądając się zaciekawiony. - Axim, na bogów! - powiedział Esmond. - Pół miasta cię szuka - wskazał na kłębiący się w karczmie tłum - a ty się gdzieś włóczysz... - Wybacz, Esmond. Musiałem się jeszcze przebrać - odparł głośno z uśmiechem, po czym skinął do maga. - Miałem szukać rekrutów, a wychodzi na to, że to oni tropili mnie - dodał, kręcąc przy tym głową. Następnie zbliżył się bardziej do środka sali i wspierając pięści pod biodra, wypiął pierś. - No, to kto przyszedł się zapisać na wojnę? - zawołał hardo. - Mam nawet kawałek papieru - powiedział Esmond, wyciągając spod lady pokaźnych rozmiarów kawał papieru, tudzież pióro i pojemnik z inkaustem. Wpisał swoje imię na pierwszym miejscu. - Ciebie też wpisać, Aximie? - zażartował. Najemnik jedynie potaknął. - Chyba.. ja? - Elfka pisnęła tak nieśmiałym głosem, że mogło wydawać się to komiczne, uniosła się od stołu, wciąż opierając na nim dłonie i dodała już bardziej pewnym siebie głosem. - Jeśli uda nam się dzięki temu dostać do króla i przywrócić to miasto do normalności? - wygięła palce niepewnie leżące opuszkami na blacie, dość spięta sytuacją. Esmond spojrzał na mówiącą wzrokiem, w którym nadmiaru entuzjazmu z pewnością nie było. - Atheris... i co dalej? - Zapisał imię na trzecim miejscu na liście. Spojrzał ponownie na elfkę. Dziewczyna oderwawszy się w końcu od stołu, zwinnie podskoczyła do nich niczym sarenka. Wyprostowała się i zadarła nos z jakąś dumą lub wyuczoną manierą. - Nie wiem jakie są szczegóły tego zadania i nie spieszno mi umierać… ale w moich prywatnych interesach jest by to oblężenie dobiegło końca. - Odpowiedziała grzecznie, po czym ponownie rozległ się kobiecy pisk, bardziej przesycony ekscytacją. - Nie usiedzę tu spokojnie, kiedy miałaby mnie ominąć taka przygoda! Axim spojrzał na elfkę z góry, unosząc przy tym brew. Był wyraźnie zmieszany ekscytacją dziewczyny, ale ostatecznie skinął poważnie głową. - Bardka... - mruknął Esmond. - [/i]Prosiłem o nazwisko, a nie o motywy[/i] - wyjaśnił. - Ale, ostatecznie, wystarczy samo imię. Kto następny? - spytał głośniej. - A wpisz mnie, zobaczę jak się buty sprawują w terenie. A pan panie Axim z trzewiczków wyskakuj, bo boso biegać chyba nie chcesz w strefie walki. Kłos, Raileyn Kłos. - Powiedział głośno rzemijuk. - Żeby się na wojnę zapisywać musieć jeszcze tutaj. - Mruknął jeszcze w brodę. Esmond wpisał na listę kolejnego ochotnika. - Musimy wiedzieć, kto z nami wyrusza z miasta - wyjaśnił. Alchemik uniósł swój trunek, jakby pozdrawiał maga. - Wpisz mnie. B-bartholomeus Mandragora. - Już się robi - zapewnił Esmond. Zanurzył pióro w kałamarzu, a potem w dopisał podane imię i nazwisko na liście. - Z trzewików wyskoczę, mistrzu rzemieślniku. Tylko rekrutację zamkniemy - odparł Axim. - Cieszę się, że będziemy mieć waszmości na pokładzie - dodał, po czym zwrócił się do Bartholomeusa. - Witamy w załodze- zagaił do niego, jakby próbował dodać pewności siebie. Cień czekał, aż pierwsze osoby się zgłoszą. Nic nie tracił znajdując się dalej na liście, a nie musiał też walczyć o uwagę skryby, który jeszcze niedawno był szynkarzem. - Iarlath - powiedział krótko Cień, wskazując na papier. Następnie podszedł do Axima i przywitał się skinieniem głowy - zwiadowca. W porównaniu z Atheris małomówność kolejnego ochotnika była dla Esmonda jak balsam dla uszu. Jarnar zmierzył mężczyznę od stóp do głów, po czym zachęcająco odwzajemnił gest. - Dodatkowa para wprawnych oczu i uszu będzie w cenie - skomentował Axim. Bardka zaś usiadła w tym czasie na jednym z pustych stolików, wyjęła obszerny pergamin który oparła na podstawce, wspartej o wygięte kolano i coś tam sobie na nim piórem bazgrała, nie chwaląc się przy tym, ale uśmiechając pod nosem. Słysząc, że lista już się wypełnia miś zeskoczył z parapetu, podreptał do kontuaru i podciągnął się, aby wypatrzeć, kto już został wpisany na następną wyprawę. - A mnie już wpisałeś? - zapytał z nadzieją w głosie. - Nie byłem pewien, czy chcesz się zgłosić - odpowiedział ze skruchą Esmond. - Już cię wpisuję. Wnet na liście pojawiło się imię Pluszek. Elfka zrobiła wielkie oczy i zamarła otwierając usta z niedowierzaniem dopiero teraz dostrzegając żywego pluszaka. Po chwili dopiero przymknęła usta i obserwowała jak wszyscy wokoło zdają się zupełnie nie zaskoczeni. - Randar pisz tam! Żelazny Liść - krzyknął druid odkładając kufel złotego trunku. - Tak, tak, oczywiście, już piszę - odpowiedział Esmond. - Jeden mało uprzejmy krasnolud. Wyglądało to tak, jakby zanotował właśnie to drugie zdanie.
__________________ In the misty morning, on the edge of time We've lost the rising sun |