Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-06-2007, 13:58   #101
 
copyR's Avatar
 
Reputacja: 1 copyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znany
Matthew Winder

„Co się, kurwa, dzieje?!” – zadał sobie w myslach pytanie.
Znowu czuł się niepewnie i niespokojnie. Znowu dzięki agentowi... Jego krzepiące opowieści były nieocenione. Najpierw o jakimś zmasakrowanym mężczyźnie, potem rewelacje o Edwardzie, mężu Sary... W głowie Matta myśli biegały bez ładu i składu. I do tego jeszcze ten upiorny, makabryczny spektakl... Z niedowierdzaniem patrzył na obrazy migające w chwilach gdy zapalało się światło.
„To jakiś obłęd! To się nie dzieje naprawdę!” – w głowie krzyczały resztki zdrowego rozsądku – „To wszystko to jakiś pieprzony koszmar! Sen, najrealniejszy jaki miałem, ale tylko sen!” – starał się jak mógł wytłumaczyć sobie to, co widzi.
Rozejrzał się po obecnych... i żyjących – nie chciał przyglądać się bliżej agentowi. Byli tutaj, razem z nim, tak samo realni jak te ohydne łóżko czy ściany. Podświadomie czuł, że to nie sen.
- Pomóżcie mi wstać. – zwrócił się w kierunku Jeremy’ego i Alana. Bob był zajęty Sarą. – Pomóżcie mi wstać i chodźmy stąd. Nie wytrzymam w tym miejscu ani sekundy dlużej...
Na nieme pytania mężczyzn o jego stan zdrowia, czy będzie w stanie chodzić w takiej ilości bandaży, odpowiedział krótkim „Dam sobie radę”.
 
__________________
"Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig"

+belive me... if I started murdering people, there would have no one been left
copyR jest offline  
Stary 21-06-2007, 16:26   #102
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Sara spojrzała w twarz Boba z zaciekawieniem. To nie było zwykłe spojrzenie, zbyt długo podtrzymywała swój wzrok na jego policzkach i skroniach, tak jakby oceniała stan jego skóry. Potem uśmiechnęła się obłędnie i swobodnie rzekła:
- Skoro chcesz mi pomóc, czemu nie? Możemy sobie zrobić wycieczkę do tej DZICZY... jak to określił ten nasz nieszczęsny Agent.

Potem pozwoliła Bobowi wypowiedziec dalesze słowa, stojąc wciąż w tym samym miejscu. Zmarszczyła brwi tak jakby nie rozumiała ani słowa i niemalże wykrzyczała:

- 48 GODZIN? W ogóle jak ty się nazywasz człowieku? Mam serdecznie dość tych twoich adwokackich wypocin! Mógłbyś się przestać starać? Nie wychodzi ci to zbyt naturalnie! Widziałeś to dziecko? To ono odpowiedzialne jest za to co się stało... Edward takiemu jednemu zrobił krzywdę i ma teraz problemy... i weź człowieku nie broń się? Skończysz z wyprutymi flakami!

- Jestem za tym aby nikomu się z niczego nie tłumaczyć. Wychodzimy z tej sali, potem ze szpitala i jeśli chcecie możecie pojechać ze mną. Jak zaczniecie kłapać jadaczkami, to rzeczywiście was gdzieś zamkną.

Potem dostrzegła jak jeden z mężczyzn próbuje zejść z zakrwawionego łóżka.

- Jezu... pomóżcie mu!
 
Rhamona jest offline  
Stary 21-06-2007, 17:40   #103
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Bob Smith

Spojrzał na Sarę zdziwiony, przyjrzał się jej „Przecież właśnie to powiedziałem, żebyśmy stąd wyszli, bo nie będzie można się z tego wytłumaczyć...” po chwili dostrzegł jednak, że kobieta jest w głębokim szoku, „No tak przecież ja przeżywałem to samo, gdy wciągnęło mnie do hotelu...”
Skinął tylko jej głową na zgodę, zadowolony z tego, że udało mu się ją zatrzymać i przekonać do wspólnego działania ”tak to teraz najważniejsze”.

- Jestem Bob - powiedział tylko uspokajającym tonem - Zrobimy właśnie tak jak Pani mówi.

Spojrzał jeszcze na pozostałych, kusiło go, żeby zabrać broń agenta. Z drugiej strony, było to tak sprzeczne z zasadami o jakich się uczył, że postanowił poczekać. „Jeśli dane mi będzie wyjść ostatniemu, to chyba zabiorę tą broń agentowi, może i jest to odrażające, ale nie zamierzam walczyć z okultystami gołymi dłońmi. W każdym razie nic na siłę. "- pomyślał po czym rozejrzał się po pozostałych, aby zobaczyć w jakim są stanie, szczególnie Alan, gdyż tylko on wiedział choć w przybliżeniu wiedział z czym mamy do czynienia i jak to pokonać.
 
Eliasz jest offline  
Stary 21-06-2007, 23:00   #104
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Alan Moss

Alan leżał na podłodze prawym policzkiem zwróconym do ziemi. Coś lub ktoś, może nawet on sam, ostatkiem sił zamortyzował siłę upadku nim stracił przytomność zupełnie. Mimo to jednak, jego prawa kość policzkowa była lekko stłuczona, tak jakby ktoś uderzył go pięścią w twarz. Otworzył oczy nie wiedząc dokładnie ile czasu spędził na podłodze. Ale to, co zobaczył w pierwszej chwili zasugerowało mu, że znajduje się w zupełnie obcym miejscu i musiało minąć dużo czasu.
- O Boże! – poderwał głowę z ziemi pełnej nieczystości - Co to za chlew? Długo mnie nie było wśród żywych? – usiadł i rozejrzał się dookoła dostrzegając te same osoby wokół siebie, identyczny układ łóżek i gabaryty pokoju.
- Czyżby to miejsce zmieniło się aż tak, nie do poznania? – pomyślał.
- Czy ktoś mógłby mi powiedzieć Ci tu się stało? – dopiero teraz doszły do jego uszu obłąkańcze jęki i rozmowy pełne niezrozumiałej grozy. Spojrzał po bladych, zdjętych strachem twarzach nie znajdując w nich odpowiedzi. Coś okropnego musiało się tu stać skoro, nawet poparzony mocno Matthew, z pomocą Jeremy’ego próbuje wstać z łóżka. Odczekał tylko chwilę, aż przestanie mu się kręcić w głowie i sam też ostatecznie zdecydował się stanąć na nogi.
Sara z Bobem kłócili się o coś przy drzwiach - nie rozumiał ich, nie potrafił uchwycić sensu rozmowy.
Agent Wilsman siedział tam gdzie przedtem…
- Co… co… do cholery!… – wyjąkał jakby do siebie. Krew odpłynęła mu z twarzy w skutek nagle doznanego szoku. Dopiero teraz, wcześniej zasłonięty przez ramę łóżka agent, znalazł się cały w jego polu widzenia, a właściwie to, co z niego zostało.
– Kto to zrobił? – zwrócił się do Jeremy’ego i cofnął się z niesmakiem pod samą ścianę aż trafił ręką na mokrą, pokrytą śluzem i krwią powierzchnię. Cofnął rękę z obrzydzeniem wycierając ją szybko w najbliższy czysty kawałek pościeli.
Choć na pierwszy rzut oka ciało Wilsmana mogło to wyglądać jak dzieło przystawionej do pleców armaty, dla Alana było rzeczą oczywistą, że nawet gdyby tak było, to żadna armata nie strzela sama. Zawsze na drugim jej końcu stoi ktoś, kto pociąga za spust, ktoś… nie koniecznie musi być to człowiek.

Teraz dopiero dotarł do niego ogólny sens rozmowy Sary i Boba. – Tak, trzeba stąd uciekać. – pomyślał – i to szybko.
Energicznym krokiem podszedł do Matthew i wraz z Jeremy’m pomógł mu dotrzeć do drzwi.
 
Lorn jest offline  
Stary 21-06-2007, 23:57   #105
 
copyR's Avatar
 
Reputacja: 1 copyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znany
Matthew Winder

Oparzenia, mimo że nadal bolące, nie były na tyle uciążliwe, by nie móc się poruszać. Z pomocą Alana i Jeremy’ego, przy akompaniamencie własnych stęknięć (przyzwyczajenie się do tego pieczenia na całym ciele zajmie mimo wszystko małą chwilę) usiadł na łózku. Z przerażeniem odkrył, że prawa noga jest bardziej bezwładna, niż być powinna.
„Pewnie po prostu ścierpła od zbyt ciasnego bandaża...” – spróbował sobie wytłumaczyć. Szybko przekonał się jednak, że to wcale nie błahostka. Gdy tylko spróbował stanąć o własnych siłach, w prawej nodze odezwał się paraliżujący ból. Matt krzyknął i zaklął szpetnie czując jak noga, boląc okropnie, odmawia posłuszeństwa. Tylko refleksowi podtrzymujących go towarzyszy zawdzięcza, że nie upadł na podłogę.
- Uch... Yych... – stękając starał się znaleźć oparcie na ramionach mężczyzn – Szlag by to trafił... Z jedną nogą daleko jednak nie zajdę. – zaklął kolejny już raz. Podtrzymywany z prawej strony przez Alana zrobił na próbę parę kroków w kierunku drzwi.
- Boli jak cholera, ale dam radę. Będę tylko potrzebował pomocy jednego z was... W ogóle nie czuję prawej nogi, tylko ból... – spuścił wzrok i zaklął cicho. Bycie kaleką to ostatnia rzecz jakiej teraz chciał.
 
__________________
"Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig"

+belive me... if I started murdering people, there would have no one been left
copyR jest offline  
Stary 22-06-2007, 00:18   #106
Jeremy the Wicked
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Jeremy podbiegł do Alana i wyciągnął dłoń, by pomóc mu wstać. Wszystko w porządku? Co się stało? Starał się ukryć wstrząs, jaki wywołało w nim ostatnie 5 minut. Co innego walczyć z gangami na Brooklynie, a co innego TO - czyste szaleństwo, przynoszące śmierć.- Alan! Wstawaj! Ty się najlepiej znasz na tych sektach. Potrzebujemy Cię!
 
 
Stary 22-06-2007, 09:58   #107
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację


Bob Smith

Bob zrezygnował z genialnego pomysłu zabrania agentowi broni. Sam fakt, że w ogóle o tym pomyślał świadczył w jak głębokim szoku psychicznym się znajdował. Boże, przecież niemal był gotów przeszukać zmiażdżone i porozrywane zwłoki federalnego. Jednak to nie obrzydzenie kazało mu odejść od tych planów. Przemógłby się z pewnością, po tym co przeżył w "hotelu" oraz biorąc pod uwagę, że ściga go śmierć i równie dobrze jego życie potrwa kilka dni jak i kilka godzin to wszystko zmieniało swoje znaczenie i wagę. Teraz gotów był na o wiele więcej, niż jeszcze przed zaśnięciem, nim obudził się w szpitalu - wtedy miał wiele do stracenia, teraz może coś jedynie zyskać. Powód dla którego zrezygnował był prosty tak jak myśl która przeszła mu przez głowę: "Jak stąd znikniemy to zaczną nas szukać a ostatnie czego nam potrzeba to akcja policji z nagłówkiem: ścigamy zabójców agenta, uzbrojeni i niebezpieczni, strzelać bez ostrzeżenia..." Bob sam może i wziąłby na siebie to ryzyko, ale byli z nim jeszcze inni i nie chciał mieć nikogo na swoim sumieniu, tym bardziej, że nigdy dotąd nie czuł oddechu śmierci tak blisko siebie. W razie zgonu nie zamierzał odchodzić z tego świata z ciężarem na barkach. "Boże jeszcze tyle jest to zrobienia..."
Rozejrzał się po sali - wszyscy właściwie byli gotowi do drogi i zmierzali do drzwi, każdy chciał uciec od koszmaru jak najdalej, Bob wiedział już, że od tego koszmaru uciec się nie da...
 
Eliasz jest offline  
Stary 23-06-2007, 19:27   #108
 
Kmil's Avatar
 
Reputacja: 1 Kmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetnyKmil jest po prostu świetny


Grupa ludzi zbitych do kupy niczym wypłoszone stado owiec opuściła salę szpitalną wychodząc na korytarz, który był w takim samym stanie czystości, co pomieszczenie, z którego wyszli. Powietrze było gęste od smrodu wilgoci, jaki panował, po podłodze biegało robactwo, z oddali dobiegały ich odgłosy bólu i obłędu. Głosy męczonych ludzi, kobiet, mężczyzn i dzieci.
Z obu stron korytarza znajdowały się drzwi do kolejnych sal szpitalnych. Grupa ruszyła środkiem, jak najdalej od ścian zupełnie jakby parzyły. Układ korytarzy chyba się nie zmienił, więc znali drogę do wyjścia. Na czoło grupy wysunęła się Sara narzucając tempo innym. Była na skraju załamania i bardzo potrzebowała tego aby wydostać się z tego koszmaru, aby nie oszaleć do reszty. Zaraz za nią podążał Bob wraz z Jeremim oboje pogrążeni w myślach. Twarz prawnika wyrażała zaniepokojenie, nikomu jeszcze o tym nie powiedział, ale ponownie zaczął odczuwać ból w piersi, co prawda ból był bardzo słaby, ale narastał, powoli jednak nieubłagalnie. Ból przypominał jakby o czasie, mówił – „śpiesz się Bob, śpiesz się, niedługo cię będę miała, będziesz mój, nieważne, co zrobisz”.
Jeremy także niemiał ciekawego wyrazu twarzy. Myślał o kopercie, o tym gdzie się teraz znajduje i o związku jego nieżyjącej żony z tym wszystkim. Czy ten list może rzucić światło na naszą sytuacje? Walczył ze swą niepewnością i obłędem, który powoli zakradał się do umysłu, nawet tak odpornego i racjonalnego jak jego własny.
Na samym końcu Alan pomagał Mattowi nadążyć za resztą. Duże tempo spowodowane ogromną chęcią opuszczenia miejsca przez wszystkich spowodowało, że twarze obydwu czerwone były od wysiłku. Mathiew dodatkowo odczuwał ból, co można było dostrzec na twarzy i dało się słyszeć momentami stęknięcia bólu poprzez zaciśnięte zęby.
Alan czuł, że wszyscy pokładają w nim nadzieje na znalezienie jakiegoś rozwiązania. Czuł się nieco bezradny, posiadał wiedzę na temat okultyzmu, ale wciąż niewystarczającą, aby rzucić jakieś zaklęcie powodujące powrót do rzeczywistości, może reszta grupy myśli, że coś takiego by wystarczyło, ale sytuacja nie jest taka prosta.
Matthiew w swym wnętrzu przeżywał okropne katusze. Starał się jak mógł, aby nie pokazać wszystkim jak wiele wysiłku i bólu go kosztuje takie tempo, ale chyba nie do końca mu to wychodziło. Niechciał opóźniać marszu, nigdy nie sądził, że będzie komuś ciężarem, kulą u nogi.
Dodatkowo miał przedziwne, nieprzyjemne wrażenie zapachowe. Wydawało mu cię, że odczuwa swąd spalonego ciała, że on sam jest źródłem tego odoru.
Po chwili wszyscy dotarli do końca korytarza, gdzie znajdowała się winda i schody przeciw pożarowe. Na drodze do nich stała jednak przeszkoda w postaci człowieka, mężczyzna ubrany był w jeansy i czarną bluzę. Na dłoniach miał czarne skórzane rękawiczki, rękawy bluzy były podwinięte ukazując tatuaże, czarne Trybale bez konkretnego wzoru. Twarz miał zasłoniętą kominiarką. W jego ręku znajdował się nóż sprężynowy. Zbir sprawiał wrażenie jak by czekał tutaj na wszystkich. Przekręcił głowę w obie strony, słychać było jak trzasnęły mu stawy. Powolnym acz pewnym krokiem ruszył w stronę grupy. Był dobrze zbudowany i zdawał się rosnąć w oczach.
 
__________________
Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje.
Kmil jest offline  
Stary 24-06-2007, 17:43   #109
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację


Bob Smith

Bob żałował teraz, że nie zabrał broni zwłokom agenta. Bardzo by się teraz przydała, ale to nie był czas na takie myśli. Przesunął Sarę za siebie i staną w lekkim rozkroku, nieco bokiem do przeciwnika. Bob trenował przez jakiś rok aikido u dobrego mistrza, dzięki czemu wiedział mniej więcej co ma robić. Główna zasada aikido opiera się na tym, że wróg atakuje w to miejsce w którym stoisz, nie z lewej nie z prawej a właśnie tam gdzie jesteś. Cała sztuka polega na tym by we właściwym momencie zejść z lini ataku - wówczas przeciwnik czy tego chce czy nie jest całkowicie odsłonięty - można go pchnąć, wygiąc ramię itp. Bob watpił jednak by przeciw temu czemuść jakiekolwiek wyginanie ramion pomogło. Skącentrował się więc na samym uniku - jesli uda mu się zejść z lini ciosu wówczas mógłby się zająć ręką z bronią, przy pomocy pozostałych może będzie cień szansy na zwycięstwo.
Z lekko ugiętymi nogami w kolanach, z niesamowicie prostą sylwetką stojąc w lekkim rozkroku - lewa stopa wysunięta w stronę wroga - prawa nieco z tyłu. Ręce podniesione na wysokość klatki piersiowej - gotowe do objęcia czy przekierowania rąk wroga. Wszystko zależało od ataku, aikido jest płynne i dostosowuje się do nadchodzących ataków, nie sposób z góry przewidzieć ataku - mozna jednak się dostosować - pod warunkiem zejścia z lini ciosu - to była podstawa na której Bob skupił się całkowicie w tym momencie.
 
Eliasz jest offline  
Stary 26-06-2007, 01:00   #110
 
copyR's Avatar
 
Reputacja: 1 copyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znanycopyR wkrótce będzie znany


Matthew Winder

Matt czuł się coraz mniej pewnie. Irytował go stan w jakim się znajdował, pozwalający poruszać się z czyjąś pomocą, jednak robiący z niego bezbronnego kalekę w pojedynkę. Czuł niepokój. Wiedział, że jeśli coś pojdzie nie tak, jak powinno, on nie będzie w stanie nic zrobić. Co prawda, nawet bez niego i Sary, mieli przewagę liczebną trzech do jednego, jednak zbir z nożem wyglądał groźniej niż powinien.
Matt odsunął od siebie Alana i oparł się o ścianę. Oddychał ciężko, narzucone tempo dało mu się we znaki. Nie miał pomysłu, do czego mógłby się w tej chwili przydać. Ukradkiem rozejrzał się po korytarzu, może jest tu coś, czym przynajmniej (w razie czego) mógłby zdzielić zbira w łeb? Potem spojrzał po towarzyszach z nadzieją w oczach, która zamieniła się w niepewność, gdy przeniósł wzrok na nadzchodzącego mężczyznę
- On tu idzie... - powiedział cicho, z wyczuwalną zgrozą w głosie.
 
__________________
"Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig"

+belive me... if I started murdering people, there would have no one been left
copyR jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172