Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2007, 18:02   #41
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Słońce powoli zachodziło barwiąc wody morskie głębokim szkarłatem i fioletem.
Statek płynął po nim zdjąć być unoszony przez fale morskie sam z siebie.
Ostanie promienie słońca wpadały do kajuty kapitana.
De Vagborona siedział przy swym kapitańskim stole z nogami skrzyżowanymi niedbale w kostkach pod jego blatem.
Przyglądał się z lekkim roztargnieniem mapom porozkładanym na stole.
Nerwowym ruchem przeczesał blond włosy i coś poprawił w zapisach geograficznych.
Spojrzał raz jeszcze krytycznym okiem w zapiski jaki trzymał na kolanach a jkie dostał przed chwilą od nawigatora.
Wszystko zdawało się przebiegać zgodnie z planem…

Nagle ciszę przerwał dziwny, lecz dość charakterystyczny dla każdego kto jakiś czas przebywał w Montaigne.
Ktoś otwierał bramę Porte.
Gorączkowo przypomniał sobie że jego łajba co prawda ma pewne zabezpieczenia przed tym rodzajem magii, ale….
Albo zamierzała się tu pojawić jedna z niewielu osób znających arkana magii przejść jakie znał i wiedziały gdzie go szukać, albo…

W dłoni którą trzymał pod blatem ściskał mocno uchwyt pistoletu mając nadzieję, że nie będzie musiał go użyć, bo walka z znającym swój fach wrogim magiem porte….

Z ciemnego wysokiego owalu wyszły dwie sylwetki.
Postać idąca przodem szybkim ruchem ściągnęła kaptur.
Widok jaki zobaczył De Vagborona jednocześnie go nieco uspokoił jaki i bardziej zdenerwował.
Czego ona może ode mnie chcieć?
Nie mógł pozbyć się tej myśli.

Cecylia Se Tuel da Vorseen.
Jedna z niewielu kobiet do których czuł ta dość niezwykłą jak na niego mieszankę ostrożnego szacunku i obawy.
Kobieta jakiej zawdzięczał swe życie.
Ostre, nieco ptasie rysy twarzy tej już niemłodej kobiety w połączeniu z czujnym, surowym spojrzeniem nieco skośnych ciemnych jak niebo o północy oczu złagodził nieco kpiący, acz ciepły uśmiech
Lekko siwiejące ciemnobrązowe włosy starannie upięte z tyłu głowy niewielkimi lokami otaczały twarz kobiety jaka właśnie zaczęła mówić.
-Witaj, mój drogi Loisie. Widzę, że nadal bawi cię …morska wojaczka.
To dobrze.
Cecylia widząc, iż Lois nauczył się już czym grozi przerywanie jej kontynuowała.
- Baveaux poinformował mnie o naturze zadania ludzi jakich wieziesz na swym pokładzie.
Jak sam dobrze wiesz, interesy Rycerzy Krzyża i Róży jak …i nasze często się pokrywają.
Tak też jest i tym razem.
Na jego prośbą do waszej kompani dołączy osoba jaką jak wydaje mi się jest ci znana.

Na te słowa do przodu wysunęła się osoba dotąd stojąca spokojnie za panią Se Tuel Da Vorseen.

Dała ona dwa kroki wprzód i zsunęła kaptur z głowy.
Jak pierwsza osoba go nieco wystraszyła tak na widok twarzy drugiej na chwile nie wiedział co się dzieje.
Spod kaptura ukazała się owalna twarz jaką już widział- tchnące spokojem klasyczne rysy twarzy, dodające twarzy nieodpartego uroku pięknie zarysowane pąsowe usta, skryte pod wysokimi łukami brwiowymi ciemnozielone oczy spoglądające na niego z spokojnym chłodem, tak jakby te dwie zielone tafle kryły za sobą wielką tajemnicę…

Tak bardzo podobne oczy miał jego dobry kompan, człowiek z jakim spędził na morzu wiele niebezpiecznych jak i ciekawych chwil – Marius Quinn McCoy.
Pamiętał jak dziś dzień kiedy doszła go wieść o jego strasznej śmierci.
Jak bardzo nie mógł w to uwierzyć.
A teraz miał przed sobą jego siostrę…

Przypomniał sobie dzień gdy poznał ją po raz pierwszy na pokładzie Srebrnej Strzały – statku Mariusa.
I kiedy widział ją po raz ostatni- ponad rok temu na pogrzebie Mariusa.

Teraz stała przed nim z tym wręcz momentami lodowatym spokojem na twarzy, którą on zapamiętał taką szczęśliwa, radosną, uśmiechniętą.
Teraz po tym nie było ani śladu…

Dziewczyna skłoniła się jednocześnie zrzucając z ramion płaszcz.
Ciemne jak toń morza nocą włosy miała spięte z tyłu głowy, ale niesforne kosmyki wymykające się z upięcia zwijały się w pierścionki dookoła jej twarzy.

Skłoniła się przed nim z wdziękiem.
Miała na sobie białą koszulę, ciemnozielony szamerowany srebrem gorset noszony na wzór vodacciański, czarną szarfę, obcisłe spodnie z miękko wyprawianej skóry i barwione na zielono i sięgające wywijanymi cholewami za kolana czarne wygodne buty.
Całość stroju podkreślała doskonałości figury dziewczyny.
Między piersiami dziewczyny uniesionymi i uwypuklonymi gorsetem spoczywał wiszący na łańcuszku niewielki owalny medalion z gładkim srebrnym zamknięciem.

-Witam pana, panie Loisie De Vagborona. Jak pan zapewnie wie, jestem Valerie Rhiannon McCoy. Przybyłam na pański statek by wspomóc osoby przebywające na pańskim statku w ich…misji.

Tak, jej głos też się nie zmienił.
Wysoki, miękki, brzmiał tak jak brzmiałby płynny miód gdyby dać mu głos...
Lecz był w nim dystans, opanowanie i jednocześnie coś co pociągało niesamowicie…

Lady Cecylia położyła na stole kapitańskim kopertę.
- To uwierzytelnienie jej osoby od Baveau’axa.
Doleżanej już koperty dołączyła kolejna, nieco mniejsza.
-A tu mój drogi jest coś w rodzaju kosztu naszej pomocy w tej wyprawie. Mam wrażenie, że ty wobec tego niewielkiego długu nie pozostaniesz obojętny…
Po chwili ciszy uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, po czym rzekła w stronę De Vagborona
-Na mnie czas.

Trudnym do zauważenia ruchem lewej dłoni skrytej w rękawie szaty przesunęła po nadgarstku prawej dłoni, zagłębiając się w otwierający się tuż przed nią portal.
Po chwili po niej zostały dwie, może trzy krople krwi na lśniącej podłodze z desek.
Dopiero teraz kapitan dostrzegł średnich rozmiarów worek żeglarski spoczywający u stóp dziewczyny wraz z podłużnym, płaskim pudłem.

Valerie stała jak poprzednio, spokojnie z wzrokiem utkwionym gdzieś w przestrzeń.
Kapitan sięgnął po listy spoczywające przed nim na stole.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 07-08-2007, 18:59   #42
 
Bortasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Bortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputacjęBortasz ma wspaniałą reputację
Pierwszym, co ujrzał Tristan był pirat dobierający się do tancerki, na co jego ręka zareagowała niemalże odruchowo i sztylet wnet pojawił się w dłoni a ta brała zamach do rzutu. Na szczęście dla przygłupa z pirackiej czeredy Reakcja Francesko była na tyle szybka iż ręka zatrzymała się nim zaczęła nabierać rozpędu do rzutu.
Uśmiech... Nie żaden pół uśmieszek samymi końcówkami ust. Prawdziwy naturalny uśmiech, w którym chwali się swymi śnieżnobiałymi zębami pojawił się na twarzy Szermierza. Zaraz potym jak pirat poczuł na swej szyi ostrą stal wspomnienie z karczmy naszło Tristana i pewien uśmiech, którym Tancerka obdarzyła broniącego jej w chwili obecnej hultaja...

No cóż... Jednak pozostanę wierny Hrabinie i Markizie trochę dłużej... Chodzi może jednak... Co znowu?

Bieg myśli przerwał mu okrzyk pirata, zeskoczywszy z hamaka ruszył szybkim krokiem. W jego prawicy szybciej niż ludzkie oko zdążyłoby ukazała się szpada. Cień uśmiechu powrócił na jego twarzy, gdy dojrzał zachowanie tancerki, i właśnie z tym uśmiechem natarł na pirata rozcierającego sobie brodę. Jeden ruch lewej ręki i pirat zatoczył się w tył charcząc i plując krwią z rozciętego gardła. A Tristan nawet nie zwolnił by się upewnić czy trafił, możliwości chybienia nawet nie brał pod uwagę. Jego nogi niosły go w stronę Francesca i jego oprawcy. A ten dostrzegając, co się zbliża za plecami swego oprawcy Uśmiechnął się pełną gębą i splunął prosto w twarz śmierdzącej świni która przymierzała się właśnie do kolejnego ciosu i rzucił z autentycznym rozbawieniem.

- Już jesteś martwy świński ryju.

Świnia zamachnął się i nigdy nie dokończył tego ciosu. Sztylet, który raptem na dwa palce wyszedł z jego piersi zatrzymał cios. A Szermierz tylko popchnął na resztę śmierdzącej zgrai truchło jednocześnie skacząc do przodu i wymierzając jedno idealne pchnięcie.
Francesco zamarł z przerażenia. Ostrze szpady zbliżające się do jego twarzy zabłysło w świetle latarni. A Vodacianin przełknął ślinę i to był jego błąd. Mięśnie szyi drgnąwszy otarły się o hartowaną stal i zostały rozcięte. Nicponi nawet nie poczuł bólu szykował się na rozcięcie swego gardła a nie na rankę jaką czasem zwykł samemu sobie czynić przy goleniu. Kapitan De Beauharnais lekko się skrzywił widząc pierwszą kropelkę krwi na swej szpadzie lecz nie przerwał natarcia. Delikatny skręt nadgarstka i drap trzymający nicponia za ramię zatoczył się w tył z krzykiem.

- W dół.

Prosta komenda jaka padła z ust kroczącej śmierci od razu została wykonana i szpada Tristana nawet nie ścięła końcówek włosów Francesca gdy ten padał na ziemię za to bez trudu przeszło przez gardło drugiego zbira jaki go trzymał. Świeżo uwolniony przetoczył się przez ramię i od razu wstał na nogi dzierżąc podniesioną z ziemi szpadę. I stanął przy prawicy Tristana De Beucharnais który uśmiechnął się do niego i nałożył swa szpadę na jego z słowami.

- Un pour tous...

Szabla, która z brzękiem dołączyła do dwóch szabli została powitana z uśmiechem na twarzy dwóch mężczyzn, podobnie jak i jej właścicielka. Tristan z kolei z wilczym uśmiechem zakończył maksymę swej formacji.

...tous pour un

“Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Kapitan Muszkieterów i pełno prawny Rycerz Zakonu Róży i Krzyża spojrzał na bandę jeszcze żywych piratów. I nie zmieniając uśmiechu wilka w owczarni, oznajmił z spokojem i manierą, jaką odziedziczył po Arystokratycznych przodkach.

- Panienki pozwolą do tańca.

Mając po swej prawej stronie Hultaja i nicponia a po lewej tancerkę z karczmy czuł się równie pewnie, co mając za plecami cały pułk swych Muszkieterów.
 
__________________
Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego - w błędzie trwać.— Cyceron
Mędrzec jest mędrcem tylko dlatego, że kocha. Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał.— Paulo Coelho
Bortasz jest offline  
Stary 07-08-2007, 19:32   #43
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Gość umiał przywalić. Nie dość że brzuch bolał niemiłosiernie to jeszcze rozwalili mu wargę. Był cholernie zadowolony z siebie. Ten nagły przypływ adrenaliny. I ta blada mina pirata gdy go zwymyślał.

"Ha poszło mu w pięty"

Ból minie. Zresztą nie raz obrywał gorzej gdy zaczepił jeszcze silniejszego przeciwnika. Nie żałował tego co powiedział... Ba! Chętnie dodał by jeszcze kilka słów prawdy. Wtem ujrzał Tristana idącego w kierunku pirata. Uśmiechnął się zawadiacko i splunął krwią w twarz tępakowi.

- Już jesteś martwy świński ryju.

Słowa padły w kilka chwil przed faktyczną śmiercią draba i przed ciosem który ów drab chciał mu wymierzyć. Następnie lekko poruszył się przez co skóra na szyi została lekko draśnięta szpadą Tristana.

"Ha! Oby tylko takie rany przyszło mi znosić."

Szybko schylił się na komendę Tristana po tym gdy napastnik rozluźnił uścisk. Za chwilę i on był już martwy. Szpada leżąca na ziemi znów trafiła w jego dłoń. Nie był to może oręż należący do najprzedniejszych wykonanych ze smoczej stali szpad jednak z pewnością była to kunsztowna robota. Dobrze wyważona i lekka. Ukradł ją niegdyś pewnemu muszkieterowi ale wolał nie wspominać o tym Tristanowi. Pięknie zdobiona roślinnymi ornamentami znakomicie się prezentowała.

Un pour tous...

Szabla, która z brzękiem dołączyła do dwóch szabli została powitana z uśmiechem na twarzy dwóch mężczyzn, podobnie jak i jej właścicielka. Tristan z kolei z wilczym uśmiechem zakończył maksymę swej formacji.

...tous pour un

Francisco znał tą maksymę aż za dobrze. Uśmiechnął się jedynie nieco z rozbawienia a nieco z... szacunku? Trzeba było przyznać że mimo tego iż Tristan był pompatycznym bubkiem całkiem przyjemny był z niego gość.

-No dalej krowie placki! Spróbujcie szczęścia i smaku mej stali!-zawołał do pozostałych piratów.

Uśmiech nie opuszczał jego twarzy.
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!

Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 07-08-2007 o 19:41.
Kolmyr jest offline  
Stary 07-08-2007, 20:57   #44
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozmowa O'Connora z Wiedzmami.

O'connor byl gotow na wszystko, lecz to co powiedziala wiedzma rozbawilo go. Staral sie nie tracic koncentracji. Usmiechnal sie oblesnie.

-Posluchaj mnie zatem. Nie jestem zabojca ludzi, ja ich lecze. Jestem lekarzem i nie mam zamiaru odbierac cennego daru jakim jest zycie. Mi rowniez sie nie podoba wiele rzeczy, jednak je akceptuje jako zla karme. Kolejna wazna rzecza jest to, ze nie przywyklem sluchac trybu rozkazujacego. I chyba sie juz tego nie naucze.


Jesli ktoras z wiedzm sie do mnie zblizy ... bede sie bronil. Tym razem nie pozwole na bezkarne rzucanie zaklec. Jesli bedzie taka koniecznosc moge zginac, ale nie bez walki.

Wstal i powedrowal w strone dziobu statku, pjiac whisky wprost z butelki, jak to mial w zwyczaju. Siedzial zamyslony.
Szum moza, zapach jodu w powietrzu, namiastka zielonej wyspy.
Jeszcze brakuje tu mew.
Przywolal kruka. Czarny ptak rozsiadl sie wygodnie na jego lewym ramieniu. Przygladal sie sewmu przyjacielowi. Spogladal przez oczy w bezdenna otchlan jego duszy.

-Co myslisz przyjacielu o tym wszystkim?

Nie bardzo interesowalo go co sie dzieje na pokladzie i pod nim.

Tak dlugo gdy mnie to nie bedzie osobiscie dotyczyc. Powiedzial do siebie cichym glosem, rodzima mowa.
Usmiech znow zawital na bladej twarzy.
Zielone oczy wpatrywaly sie w bezkres oceanu.
Nasluchiwal...i czekal.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 07-08-2007 o 23:26.
Manji jest offline  
Stary 07-08-2007, 23:05   #45
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Słysząc ów krzyk po plecach Laureen brzebiegł zimny dreszcz. To był kobiecy głos, a jedyną kobietą oprócz nij, która mogła być tu, w ładowni, była lady Reinee. Po twarzy kobiety przebiegł grymas troski. Jednak po chwili całkowicie odmieniła swe oblicze. Brwi wygięły się w ostre łuk tworzą bojowniczą minę. Pokaźne wargi zacisnęły się w w oczach zapłonął wojowniczy ognik. "Jeżeli coś jej zrobią to wydrapię oczy wszystkim po kolei"- mordercze myśli kołatałty w zakłopotanej głowie. Były oczywiście bez pokrycia. Taką drobną kobietę jaką była Laureen pierwszy lepszy unieszkodliwiłby mocnym uderzeniem w głowę. Mimo to goniona złością zerwała się i zaczęła biec w kierunku odgłosów unosząc wysoko długą suknię. Po kilku krokach odwróciła się.

- Chyba nie musze mówić co należy robić kiedy kobieta jest w potrzebie?- krzyknęła w stronę mężczyn i pobiegła w głąb ładowni.

Kiedy tam dotarła zastała ciekawy widok. Cała i zdrowa Reinee, lekko poobijany Francisco, który wraz z Tristanem wymachiwał zręcznie szablą czyniąc wrogom sporo szkody. Kilku powalonych pitarów leżało bezwiednie na podłodze. Laureen podeszła do stojącej nieopodal Reinee.

-Widzę, że ominęła mnie ciekawa scena- zaczęła. -Dobrze, że nic Ci nie jest. Nas kobiety łatwo jest zranić, ale w trudnych chwilach umiemy sobie poradzić- uśmiechnęła się lekko.
Gdybym przybyła wcześniej tym oprychom brakowało by pewnie kilku gałek ocznych.....-dodała. -O ile wcześniej nie powalili by mnie skutecznym ciosem

Nie wiedziała czy meżczyźni biegli za nią. Jeżeli okazałoby się, że się pojawili, postanowiła unikać ich na oczach pozostałych. Dla bezpieczeństwa.
 
Aivillo jest offline  
Stary 08-08-2007, 09:50   #46
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Staliscie ramie w ramie zwarci i gotowi do dalszej walki. Naprzeciw was chalastra pietnastu chlopa z obnazonymi szablami wyczekiwala odpowiedniej chwili aby zmiesc was z powierzchni ziemi. Tristan krwawil z rozciecia jakie zarobil na poczatku walki od jednego z piratow. Francisco wierzchem dloni ocieral krew obficie plynaca z rozcietej wargi. Rianee i Laureen byly chyba w najlepszym stanie, choc tancerke jak diabli glowa bolala. Wtedy wlasnie pod poklad zeszla pani bosman, a za nia.... pani bosman... No coz wygladalo na to ze albo wam sie w oczach dwoi albo tez pani bosman ma siostrzyczke.

- Co sie tu do stu diablow morskich dzieje?

Jej glos zabrzmial jak wystrzal w panujacej ciszy i wyczekiwaniu. Czesc z piratow ogladnela sie za siebie chcac zapewne wytlumaczyc jej zaistniala sytlacje gdy potezny huk wstrzasnal calym pokladem. Czesc ludzi przewrocila sie na deski inni jakos sie utrzymali. Pani bosman wlasnie znikala na schodkach. Wkrotce tez dobiegl was jej glos.

- Wszyscy na poklad! Gotowac dziala obiboki do diabla!!

Zaden z piratow nie zwracal juz na was uwagi... Na porachunki przyjdzie czas pozniej.. O ile oczywiscie przezyjecie.....

Rob.

Oparles sie o burte i z roztargnieniem spogladales na poklad rozmawiajac cicho ze swoim kruczym przyjacielem gdy gdzies nagle szarpniecie i huk zwalily cie z nog. Znikad pojawil sie blysk i nastepna kula uderzyla w poklad. Podnoszac sie ujzales statek w oddali. Musieli miec dobrych kanonieow skoro trafiali w was.


Valerie

Czekala spokojnie az kapitan przeczyta slowa, ktore do niego skierowane zostaly w pismie wreczonym mu przez Cecylie. Zmarszcza na jego czole coraz bardziej sie poglebiala. Wreszcie odlozyl pismo i spojzal na ciebie.

- Przykro mi z powodu twojego brata Valerie. Byl dobrym kapitanem i przyjacielem.

Wstal zza biorka i podszedl do kredensu. Z jeden z szuflad wyjal cos malego co jednak mignelo biekni w delikatnym swietle lamp oliwnych.

- Kiedys dal mi ten naszyjnik mowiac iz nalezal do twojej matki. Mialem ci go przekazac gdyby jemu cos sie stalo. Prosze.




Wyciagnal w jej strone dlon z ktorej zwisal delikatny lancuszek z otwieranym medalionem na koncu. Postapila krok w jego strone gdy nagle szarpniecie zwalilo ja z nog.

- Co do diabla?......

Odlozyl szybko blyskotke i nie baczac juz na ciebie wybiegl na z kajuty.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 08-08-2007, 12:04   #47
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
On też się zmienił.
Wszyscy się zmieniliśmy...

Niby ciągle ten sam postawny mężczyzna o szopie blond włosów niedbale przewiązanych chustą.
Ogorzała cera, ciągle zdawałoby sie uśmiechnięte oczy.
Ale teraz więcej zmarszczek, mniej uśmiechu, a więcej strapienia...
Głęboka zmarszczka pojawiła się na czole dawnego towarzysza Mariusa gdy czytał najpierw jeden a potem drugi list.

Po dłuższej chwili odłożył oba listy na stół.
- Przykro mi z powodu twojego brata Valerie. Był dobrym kapitanem i przyjacielem.

Te słowa słyszała już z tylu ust.
Ale niestety nie szło za nimi nic.
Nic...

Dziewczyna zacisnęła na chwile mocniej pięści.
Dopiero teraz dotarło do niej że Luis zaczął coś mówić o jakimś naszyjniku.
Ruszyła w jej stronę niosąc okrągły medalion na na łańcuszku.
Dała krok w jego stronę gdy nagle statkiem szarpnęło potężne uderzenie.

Zanim podniosła się z podłogi Luis wybiegł z kajuty.
Wzięła ze stołu naszyjnik jaki ponoć należał do jej matki.
Ciekawe...
Matka...nie pamiętała i nie miała prawa jej pamiętać, ponoć odziedziczyła po niej rysy twarzy i kolor oczu.
Ale Marius mówił, że była blondynką.
I że nie była avalonką...

Valerie nie bardzo wiedziała co teraz ma zrobić.
W sumie prócz kondolencji i słów o naszyjniku nie usłyszała od De Vagborona nic więcej.

Dobrze wiedziała jakie konsekwencje spotkałyby ją gdyby bez zgody kapitana statku zaczęła się po nim kręcić na własną rękę...

To uderzenie jakie zwaliło ją z nóg...
Oczywiście!
Potyczka morska, to nic dziwnego zważywszy na pokładzie jakiego statku się znajdowała...
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 08-08-2007, 23:21   #48
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kruczy zwiad na wrogim okręcie.

O'Connor przeklął siarczyście pod nosem. Spluną w stronę statku.

-Psie syny. Jak śmieliście przerwać mi rozmowę. W głosie brzmiała groźba, a oczy zalśniły zielenią.
-Kraaa, kra!! Do przemowy O'Connora dołączył kruk.

-Przyzywam cię potęgo Avalonu, daj mi oczy mego przyjaciela.
Patrzył prosto w krucze oczy, robił to nie pierwszy raz, zwierze było więc przyzwyczajone.
Po chwili już widział oczyma kruka.

-Lec Pożeraczu Dusz.
Wypchną kruka w kierunku, który go interesował. Zwierze wiedziało czego od niego oczekuje. Widział teraz świat jego oczyma. Zbliżał się w stronę wrogiego okrętu.
Koncentrował się najdłużej jak to było możliwe. Chciał jak najwięcej zobaczyć i zapamiętać.
Było to przecież bardzo ważne.

Gdy już ptak wrócił, O'Connor rozproszył zaklęcie, odzyskawszy wzrok rozejżał się po pokładzie. Gdy tylko wypatrzył swoją kompanię, od której go oddzielono, czym prędzej skierował swe kroki w ich stronę aby uprzedzić ich przed tym co ujżał.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 09-08-2007, 09:10   #49
 
Kolmyr's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetnyKolmyr jest po prostu świetny
Mocno zasmucił go fakt iż musi poczekać z potraktowaniem tej bandy nieudaczników swoją szpadą. Pozostawanie pod pokładem gdy statek był pod ostrzałem wydało mu się nierozważne więc wybiegł na pokład.

"Ehh... zawsze jak mam ubaw ktoś lub coś musi mi przerywać"

Torbę z ekwipunkiem zabrał ze sobą. Miał dziwne wrażenie że statek pełen piratów zaraz pójdzie na dno. Podbiegł do barierek i zaczął wśród mroku wypatrywać napastnika. W końcu w statku dziury nie robią się same... Nie wypuszczał broni z rąk na wypadek gdyby ktoś miał ochotę na abordaż.

-Wygląda na to że zabawa nas nie ominie choć liczyliśmy na walkę z kimś innym...-rzuci z uśmiechem do Tristana gdy tylko ten się pojawi.

Najpierw tamten statek a potem ten. Piratom nie ujdzie nic na sucho.
 
__________________
To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!!

Ostatnio edytowane przez Kolmyr : 09-08-2007 o 09:13.
Kolmyr jest offline  
Stary 09-08-2007, 09:36   #50
 
Aivillo's Avatar
 
Reputacja: 1 Aivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnieAivillo jest jak niezastąpione światło przewodnie
Potężne uderzenie wstrząsnęło tak, że nieomal straciła równowagę. Samowolnie zrobiła kilka kroków do tyłu depcząc suknię i zaplątując się w nią. Po chwili juz jednak stała wyprostowana jak damie przystało.

"Co tu się dzieje do jasnej pogody? Wrażeń jak na jedną noc jest tu chyba zdecydowanie za wiele, nawet jak dla mnie"- myślała.

Francisco i Tristan wybiegli na pokład po chwili wpadł szaleńczo O'Connor. Nie wiedząc, w którą stronę ma patrzeć ruszyła w stronę pokładu, bo siedzenie tutaj do bezpiecznych zajęć nie należało.

"Na pokładzie może być nie lepiej, ale tam moze jakoś uda mi się przetrwać"- szacowała. "Bycie tu sam na sam z wprawdzie zajętymi robotą, ale wciąż piratami do przyjemności nie zależy, a może wśród "swoich" nic mi się nie stanie."

Odwróciła się jeszcze spoglądając na słabo oświetloną ładownię. Jej "porywaczy" już nie było. Pewnie tak samo jak reszta pomagają w ładowaniu armat. Najgorsze jest to, że nie zdążyli powiedzieć nic więcej. Oby mogła spotkać ich jeszcze raz. Uniosła suknię, aby ponownie nie stracić równowagi i pobiegła jak najszybciej na pokład. Po chwili krzątania w ciemnościach wśród zwisających lin i wystających prętów dotarła do choć trochę oświetlonej części okrętu. Właśnie wypatrywała czegoś po drugiej stronie kiedy wpadła na coś, a raczej na kogoś.

-Najmocniej przepraszam- powiedziała do Francisca.
 

Ostatnio edytowane przez Aivillo : 09-08-2007 o 09:40.
Aivillo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172