Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-12-2008, 16:33   #141
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Dżungla kongijska różniła się od tych południowo-amerykańskich, trzeba było przyznać. Głównie była to różnica terenowa, bo o ile tu główną przeszkodą były ściany roślinności, to tam - górzystość terenu, wykroty i przepaści, w które można było spaść zaraz po przedarciu się przez jakieś paprocie. Ale były i cechy wspólne. Wszechogarniająca roślinność oraz poczucie zagubienia. Nawet jego doświadczenia nie pomagały i musiał wracać szukając innej drogi. Szczęściem znalazł się strumień. Ruszył nim, przez chwilę tylko zastanawiając się, czy trafi z powrotem. I trochę żałując pozbycie się plecaka. Przybył do Konga w konkretnym celu... a teraz, cóż, teraz była znakomita okazja. Albo: byłaby, gdyby w przypływie głupoty nie zostawił swojego ekwipunku z kobietami.

Niestety nawet strumień nie był wolny od przeszkód. Po 20 metrach prawie czołgania się miał już wszystkiego dość. Pot spływał mu po twarzy, lecz wolał nie pić wody z tego strumienia. Trzeba by ją przegotować, a na to nie było ani warunków ani czasu. Wyjrzał zza krzaków i wyszczerzył się niezbyt ładnie. Simba coś gadali między sobą, ale ważniejsze było to, że znalazł moździerz. A jego "obrońców" było tylko dwóch. Wyjął swoją maczetę i przekradł się tak, by znaleźć się za ich plecami. Dopiero potem wyczołgał się z krzaków i podniósł, biorąc zamach stępioną już nieco bronią.

-Hasta la vista.

Maczeta opadła, wprost na szyję ładowniczego. Drugi, ochlapany krwią, krzyknął nagle i rzucił się w bok, ku AK, leżącego obok amunicji do moździerza. Jurij zaklął i porzucił broń, która zaklinowała się w kręgosłupie trupa i sam również rzucił się na czarnucha, przygniatając go do ziemi. Tamten już chwycił kałacha i pociągnął serią po krzakach, srając ze strachu. Wyrwał się, ale Pietrolenko miał w reku już nóż, który wbił w gardło Simba. Trysnęła krew, a najemnik odkopnął AK od trupa. Niech go szlag! Wytarł twarz czystym fragmentem ubrania jednego z trupów i wziął kałasza. Niestety znalazł tylko jeden zapasowy magazynek do niego. Nieważne. Wziął granat i wyjął zawleczkę, wrzucając do lufy moździerza.
Rzucił się biegiem w krzaki i skoczył na ziemię, przetaczając jeszcze trochę dalej. Stłumiony wybuch rozległ się tuż obok, po nim jeszcze jeden, mocniejszy. Ziemia obsypała Jurija, ale broń była wyeliminowana. Podniósł się, otrzepał i ruszył z powrotem w stronę rzeki. Tamtędy chociaż się nie zgubi.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 11-12-2008 o 16:39.
Sekal jest offline  
Stary 11-12-2008, 21:06   #142
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
"Ostatni?" - Lambert zmiął przekleństwo zmieniając magazynek.
Bezsilnie pomacał ładownice przy pasie i zmełł w ustach przekleństwo, jedna była otwarta, widocznie podczas przedzierania się przez krzaki gałąź zaczepiła o nią i otworzyła, co poskutkowało zagubieniem bezcennej amunicji podczas natarcia.
Belg pożałował wystrzelenia pocisków na ślepo. Okazało się że zmasowany ogień nie spełnił swej funkcji (Simba miał się dobrze, co akcentowały serie z Kałasznikowa), a Belgowi zostało 13 nabojów i bagnet. Wolał nie próbować używać tego drugiego przeciw nieźle uzbrojonym rebeliantom.
rzucony przez Haldera karabin był za daleko, ryzyko zarobienia kulki podczas próby dosięgnięcia go... zbyt duże. Murzyn miał oko na każdy ruch i mógł omieść ogniem wychylającego się Lukasa zanim ten zdążyłby dosięgnąć broni, lub oddać celny strzał.
Nie było czasu do namysłu, zaraz mogli przybiec koledzy czarnego bękarta, a to oznaczałoby koniec.
Kuląc się na ziemi De Werve ściągnął koszulę i przylgnął do zwalonego drzewa.

Dwa głębokie oddechy, szeroki zamach i rzut koszulą w kierunku leżącego karabinu.
Seria szatkująca materiał wylatujący zza korzeni.
Jasna czupryna i Browning wynurzające się znad pnia i jeden strzał odznaczający się wśród terkotu broni maszynowej.
Simba dostał prosto w czoło i padł martwy.
Belg odetchnął z ulgą.
Nie było czasu na radość, Lambert skoczył ku kałasznikowowi i wraz z nim wrócił ku osłonie.
Nie lubił długiej broni, ale tu i teraz nie było miejsca na antypatie militarystyczne, oraz akademickie dyskusje o przewadze rodzajów oręża w różnych warunkach. Karabin tu i teraz był stokroć lepszy niż pistolet.

Wychylony tuz nad pniem ze śmiercionośnym efektem myśli Radzieckiego konstruktora w dłoni, czekał na kolejnych przeciwników.
Zapewne część z sił napastników zajęła się Halderem, Lambert był pełen podziwu dla odwagi Niemca i choć nadzieje były niewielkie, żywił takie aby młody kapral uszedł z życiem wobec brawurowego ataku.
Nie musiał długo czekać, zza krzewów wychynął kolejny przeciwnik, jego wzrok padł na dwa ciała rozciągnięte na ziemi, lecz nim zdążył uskoczyć trzypociskowa seria rzuciła nim o drzewo. Nie był sam. terkot dwóch AK odezwał się zza krzaków, to kolejni rebelianci widząc śmierć idącego przodem 'towarzysza' oddali wystrzały na ślepo w kierunku De Werve.

Zagryzł wargi i oddał dwie krótkie serie w kierunku skąd dochodziły strzały. Amunicji nie miał dużo, ale przelatujące pociski nawet jak nie czyniły szkody wywierały efekt psychologiczny.
- Wilk, gdzie jesteś do cholery?! - krzyknął desperacko starając się wypatrzyć pomiędzy listowiem sylwetki przeciwników, w celu poczęstowania ich ołowiem.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 14-12-2008, 20:22   #143
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
6.45 - 7.15

Trzymał się koryta potoku, który według jego przypuszczeń otaczał obozowisko Simba i poniżej misji wpadał do Rzeki. Jego szarża, choć miała może mniejsze znaczenie militarne, na pewno mogla podłamać morale Simba i dać chwilę odpoczynku obrońcom. Po półgodzinie uciążliwego marszu dotarł do szeroko rozlanych nurtów Konga.
Wyszedł na brzeg i zaniemówił. Zza zakrętu wychynął niewielki rzeczny holownik i całą mocą potężnych silników parł w górę Rzeki.



Choć niewielki był świetnie uzbrojony. Z dziobu i rufy sterczały lufy podwójnie sprzężonych M60. Jednak nie to zdumiało Haldera, a tak dobrze znana mu z domu rodzinnego muzyka słyszana teraz dzięki potężnemu głośnikowi umieszczonemu na dachu nadbudówki. Oraz fakt, że pokład statku był pusty.


YouTube - Panzerlied


Moździerz przestał już zagrażać obrońcom, należało więc pomyśleć o sobie. Na miejscu rewolucyjnego dowódcy przegrupowałby siły, ściągnął posiłki i pod osłoną nocy zaatakował małymi grupkami.
Przecież nigdzie nie uciekniemy - pomyślał ponuro. Przedzieranie się przez dżungle z rebeliantami na karku nie wchodziło w grę, doścignęliby ich w kilka godzin.
Dochodził do brzegu, gdy zauważył skradająca się postać. Przygotował nieco już sfatygowana maczetę, jednak po chwili opuścił ją. Posuwający się ostrożnie człowiek niewątpliwie ubrany był w mundur belgijski. Znajoma sylwetka, (jego profesja w końcu niejako zmuszała do wyrobienia sobie zmysłu spostrzegawczości) pozwoliła mu rozpoznać Niemca.
Podkradł się cicho i stanął za nim patrząc mu przez ramię na holownik.
- No Giermaniec' twoi płyną - i splunął w fale Rzeki.


Wilk przesadził murek i zapadł pomiędzy krzakami. Krzyk Egona nie ustawał wibrując mu w uszach. Na kolanach, byle szybciej dobrnął do rannego i odwrócił go na plecy. Sierżant jednak nie żył. Polak próbował się poderwać, na nogi, ale miał bolesna świadomość że nie zdąży. Ciosu maczetą jaki zadał mu czający się obok Simba już nie zobaczył.


Przeciwnicy jednak ani myśleli się wychylać. Widać szarża Haldera wprowadziła w ich szeregi sporo zamieszania, a śmierć towarzysza nie zachęcała do podjęcia szturmu na pozycje Belga.
Przebijanie się do naprzód było samobójstwem de Werwe postanowił więc wycofać się póki jeszcze czas i jeśli się uda powrócić do misji, lub okrążyć Simba od skrzydła.
Puścił trzy krótkie serie i odczołgał kilkanaście metrów. Tu usiadł i oparł plecami o pień drzewa. Znowu trzy serie, zmiana magazynka i odskok teraz na następne kilkadziesiąt.
Dotarł do brzegu lasu, ten nie był już ostrzeliwany tak intensywnie z Kałasznikowów, umilkł tez moździerz. Wyraźnie było teraz słychać krzyk rannego, lecz Belg dałby sobie głowę uciąć, ze to nie żaden z najemników.
Przez mur przeskoczył Wilk i zniknął miedzy krzakami. De Werwe już otwierał usta by go ostrzec, gdy wystrzelona z AK seria obsypała go odłamkami kory. Skulił się i rzucił na ziemie szukając osłony za pniami drzew. Przeklęci rebelianci ruszyli za nim szybciej niż myślał.
Miedzy drzewami mignęła mu sylwetka człowieka. Odruchowo nacisnął spust i Simba padł wydając zdławiony krzyk. Drugi pomknął w głąb dżungli, lecz jego skulona postać tylko na ułamki sekund pojawiała się w celowniku.
Wstał i pełen złych przeczuć popatrzył na pole kawowców. Nie mylił się. Jakiś rebeliant ubrany w podartą w strzępy koszule wznosił w górę ucięta maczetą głowę Wilka i pokazywał towarzyszom ukrytym w buszu. Sierżant dał sie nabrac na najstarszy podstep w historii wojen.



Anna z Sophie usiłowały utrzymać łódź blisko brzegu, lecz pomimo ich wysiłków ta coraz bardziej od niego się oddalała. Wolno, bo wolno, ale jednak. Na razie były może 3 -4 metry od niego. Lekarka usiłowała wylewać wodę z początku złożonymi dłońmi, lecz był to syzyfowy wysiłek. Zrozpaczona rozglądała się za jakimś naczyniem.
Muzykę słychać było coraz głośniej, lecz Anna miała świadomość, ze nim dotrze do nich ratunek musi wymyślić coś, co poprawi ich paskudne położenie. Na razie udało się jej osiągnąć sporo : pomimo pojedynczych serii gdzieś w z dżungli uspokoiła dzieci, wyrwała Marię z otępienia w jakie ta popadła. Niestety przeciek nie był spowodowany dziurą, a raczej szparami w lewej burcie łodzi, jakie powstały bo bliskiej eksplozji. Potrzebowały czegoś na kształt plastra na burtę.


Mariusz szukał czegoś co pozwoli mu oswobodzić skrępowane z tyłu ręce. Tylko co takiego można znaleźć w buszu ? Jednocześnie wiedział, ze jeśli czegoś bardzo szybko nie wymyśli w każdej chwili może pojawić się zabłąkany Simba i bagnetem, czy maczeta wypatroszyć jak wieprzka.
 
Arango jest offline  
Stary 16-12-2008, 12:59   #144
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Poszło łatwo. Zresztą przecież na to liczył. Teraz wystarczyło dostać się do rzeki, co przy pomocy strumienia nie stanowiło jakoś szczególnie dużego problemu. Tylko kilka razy musiał przechodzić pod gałęziami. Był coraz bardziej zmęczony, lecz nawet to nie przeszkodziło mu w dojrzeniu Haldera. Niemiaszek nie był chyba zbyt dobry w dżungli, dał się podejść jak dzieciak. Z drugiej strony warkot holownika był prawie ogłuszający, nie był pewien czy on sam nie dałby się podejść.

- No Giermaniec' twoi płyną. - i splunął w fale Rzeki.

Zaskoczony Niemiec drgnął i odwrócił się nagle, napotykając uśmiechniętą gębę Pietrolenki.

-Nu. Spokojnie.

Poklepał go po ramieniu, wskazując znów na holownik. Trzeba było go jakoś zatrzymać, w końcu był ich praktycznie jedyną szansą. Jeśli nie zobaczy ich z tych krzaków, to może chociaż dojrzy kobiety?

-Masz racę? Jak nie to musimy biec do misji. Może kobiety ich zatrzymają.

Uniósł FAL-a i celując nad holownikiem wystrzelił kilka pocisków. Mała szansa, by usłyszeli przez te ich beznadziejne silniki i całą resztę. Smugowych też mogli nie zauważyć, bo dzień już był w pełni. Ruszył ku misji, próbując znaleźć odrobinę bezroślinnej przestrzeni by chociaż machnąć ręką w ich kierunku.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-12-2008, 21:55   #145
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Mariusz szukał wciąż rzeczy do przecięcia sznurów, ale nie znalazł na ziemi żadnego dość ostrego kamienia, ani dobrego patyka. Gdy już znudziło mu się szukanie, usiadł na trawie i uniósł głowę do góry, po czym pomyślał na głos. – Kurde... Wychodzi na to że będę musiał dojść do misji ze związanymi rękami... Jeżeli jest to jedyne wyjście to nie stety będę musiał się na to zdecydować....Kapralowi przez chwilę nie chciało się wstawać, ale nie chciał powtórzyć tego co ostatnio mu się przytrafiło. Wstał, a następnie ruszył w odpowiednią stronę, prowadzącą do misji. Mariuszowi strasznie głupio było myśleć że pójdzie do misji „goły”. Bez broni i związany. Podkarpacki w drodze próbował trochę rozluźnić sznury, jakoś uwolnić się. – No cóż, to głowa do góry i do przodu...
 
Gruby95 jest offline  
Stary 18-12-2008, 08:52   #146
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Aż podskoczył w górę, gdy niespodziewanie usłyszał za sobą głos. Odwrócił się błyskawicznie z bronią gotową do strzału, ale widząc uśmiechniętą gębę Ernesta wypuścił z ulgą powietrze z płuc. Po chwili i Halder odsłonił zęby w uśmiechu.
- Jednak przeżyłeś. – zaraz spoważniał wskazując głową dżunglę.Duszczyk dostał, nie wiem co z Wilkiem, de Werve się zgubił.
Spojrzał strapiony na holownik. Sądząc po pieśni nie byli to rebelianci. Jednak za wcześnie było na odtrąbienie sukcesu. Przy piekielnym hałasie Panzerlied nikt nie usłyszy ich wołań. Co najwyżej mogli ich zobaczyć.
- Czekaj. – powstrzymał zbierającego się w drogę Silvę.
- Osłaniaj mnie. Spróbuję zwrócić ich uwagę.
Nie czekając dłużej wszedł do wody i gdy znalazł się poza osłoną drzew i oświetliło go słońce wyciągnął z zasobnika lusterko sygnalizacyjne. Spróbował złapać „zajączka” i posłać go w kierunku nadbudówki. Może to zwróci uwagę szypra.
- No dalej du Arschloch ! Wie sind hier !
Zakrzyknął, jak się domyśłał, do rodaka.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 18-12-2008, 16:49   #147
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Martwe oczy wilka patrzyły na dżungle z wyrzutem. Simba stał nad ciałami dwóch najemników z upiornym trofeum w ręku, krzycząc coś do kompanów.
Lambert uniósł broń i puścił serię, która rzuciła czarnym o ziemię, rebeliant padł obok bezgłowego ciała najemnika kopiąc glebę nogami w przedśmiertnych drgawkach.

Egon i Wilk nie żyli, Halder zapewne też, co się działo z Silva nie wiadomo. Choć ich atak zadał spore straty w i tak przetrzebionych wcześniej szeregach rebeliantów, oraz wyeliminował moździerz, to było wszystko co mogli zrobić.
De Werve usłyszał muzykę niosącą się w górę rzeki, to nie mogli być Simba.

Szybko podjął decyzję i ostrzeliwując się skoczył za palące się kawowce.
Skulony przemykał pomiędzy ogniem, a rwącym nurtem rzeki. dym gryzł go w oczy, zdradliwy brzeg osuwał się spod stóp, lecz jakimś cudem udało mu się dotrzeć na skraj dzikiej plantacji pochłanianej właśnie przez żywioł. Przeskoczył między rzeką a palisada nadeptując na coś. Zagubiony magazynek,który widocznie wypadł gdy Belg otarł się o ścianę palisady.
Podniósł go i spojrzał w stronę molo.
Znieruchomiał.
Łodzi nie było.

Ile czasu pozostało do kolejnego ataku na na wpół zniszczoną misję? Lambert wolał się nie zastanawiać, pochylony ruszył biegiem nad rzeka pomiędzy budynkami. Przeleciał przez szopę z narzędziami, za kuchnią i zrujnowanym szpitalem.
Dźwięki muzyki były już całkiem wyraźne, ale z oddali, od strony dżungli słychać było też krzyki rebeliantów być może szykujących się do kolejnego natarcia.
Belg przypadł do palisady i wyjrzał w stronę dolnego biegu rzeki. widać było tylko samotną łódź dr Torecci przechyloną na bok i dryfującą z prądem kilkadziesiąt metrów od misji.
Od dżungli oddzielała go ogołocona z roślinności przestrzeń na ponad pół setki metrów.
Przypomniał sobie Egona ściętego serią w czasie biegu do zbawczej linii drzew i oparł głowę o drewno.
*Myśl, myśl!*.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 19-12-2008, 23:41   #148
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
No to cały problem polegał na tym, czy się utopią, czy dotrwają do spotkania z tajemniczym statkiem. Zdecydowanie wolałaby to drugie. Teraz miała przynajmniej konkretne zadanie, na którym mogła się skupić.

Niestety zrobić mogła niewiele, Kazała wszystkim przesunąć się na prawą burtę łodzi, by dziurawa część była jak najmniej obciążona. Tylko Maria nadal stała przy sterze. Zakonnica zgodziła się z Polką, żeby popłynąć w stronę statku z muzyką. Potem Anka poprzesuwała cięższe rzeczy na prawą burtę. Teraz prawa strona, ta cała, była bardziej obciążona i choć mogło spowodować to wywrócenie się łodzi, do środka napływało mniej wody. Na szczęście to nie morze i nie groziło im zmiecenie przez nagłą falę.

Dziewczyna podjęła też próbę pozatykania szpar. Były długie i wąskie i było ich dużo. Gdzie się dało powtykała zdjętą z siebie podartą na strzępy bluzkę, ale te zabiegi nie miały chyba wiele sensu. Nie mniej w rezultacie wszystkich działań uzyskała i dodatkowe minuty i trochę sterowności. Łódź znacznie oddaliła się już od pomostu. Na brzegu trwała walka, w jasnym słońcu poranka, widziały śmierć kolejnego najemnika, znów nie wiedziały, którego. I wypatrzyły przyszpilonego do brzegu Belga.

Trzy kobiety wymieniły miedzy sobą spojrzenia. I w milczeniu zadecydowały, że zaryzykują. Łódź przechylona, ale sterowna popłynęła w stronę brzegu. Anka zdjęła z ramienia sterlinga, jeszcze raz upewniła się czy jest załadowany. Odetchnęła głęboko kilka razy. Była brudna, zmęczona, podrapana. Dotąd uwijała się jak w ukropie, koszulkę i spodnie miała całe mokre od potu i wody. W niczym nie przypominała młodej damy. Ale determinacja jej nie opuszczała. Sympatyczny Belg był cały. Może żyje jeszcze kilku innych.
Liczyła na to, że zbliżą się na tyle, że de Werve da radę do nich dopłynąć.
Miała nadzieję.
 
Hellian jest offline  
Stary 21-12-2008, 08:55   #149
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 7.15 - 7.45


Łódz zaczęła słuchać steru i kobiety wpólnym wysilkiem zdołały zblizyc sie do brzegu. Pociski nielicznych juz i o słabym morale Simba gwizdały co prawda nad ich głowami, ale był to już rzadki ogień i jak sie wydaje prowadzony bez wiekszego entuzjazmu.

De Werwe rzucił sie w wode i po krotkiej walce z falami zdołał dotrzeć do łodzi.Nie tylko jednak on. Dwa trzy, smukłe kształty pruły nurt rzeki w ich kierunku, a łajba przy dodatkowym obciążeniu zaczęła zanurzać się coraz głębiej. Kilka serii, z których jedna czy dwie, trafiły w krokodyle, spowodowałą, że woda zakłębiła się we wściekłych wirach, gdy gady rzuciły się na swych rannych pobratymców.
Patrzyli zafascynowi na śmiertelną, pierwotna walke, tak
charakterystyczna dla Afryki.

Powietrze rozdarł basowy huk serii cięzkich kaemów. To holownik obkładał dzunglę seriami ponizej misji.

Silvie udało sie zwrócić na siebnie uwagę załogi holownika, a jego działania przeszły najsmielsze jego oczekiwania. Na pokład wybieglo kilku białych mężczyzn i momentalnie zajeli miejsca przy kmach. Opuściły się tez dwie rolety w burtach skąd wyjrzały kolejne lufy.
Zdązyli tylko paść na ziemie , gdy rzygnely ogniem. Cięzkie pociski ścinały pnie drzew, łamały gałęzie, darły busz na strzepy. Czołgając sie zdołali odpełznąć, a potem odbiec nieco powyżej holownika, który teraz posuwał się z minimalna prędkościa.
Halder popatrzył z wyrzutem na na Silvę.
- No komandir...
Przebiegł kilkanaście metrów jeszcze i ryzykując wybiegł na piech jednej z łach. Zaczał wymachiwać rękami, modląc sie by strzelcy mieli na tyle dobry wzrok, by zauważyc że jest białym.

Udało sie.

Przerwano ogień, a płaskodenny statek przyblizył sie na kilkanaście metrów do brzegu. Rzucono im liny i z ich pomocą dostali się na pokład. Powitał ich ubrany w mundur belgijski męzczyzna.




- Witam panów. Nazywam sie Luis Clement i jestem oficerem 4 Commando, znanego bardziej jako Commando Schramma. Patrolujemy Rzekę, starajac jednoczesnie sie chronić nasza jedyna linie komunikacyjna. Kim panowie są i co to za dymy ? - wskazał na dwie czy trzy czarne kolumny unoszące sie z miejsca gdzie była misja.

Wysłuchał chaotycznych nieco relacji i nakazał ruszyc dalej cała mocą silników. Woda zakłebiła sie za rufa stateczku gdy parł w kierunku małego czarnego kształtu ledwo widocznego na tle dżungli. Widać bylo w miare zbliżania się że załoga desperacko próbuje utrzymać łódz na wodzie, jednocześnie ogniem karabinów utrzymując krokodyle na dystans.
Dotarli dosłownie w ostatniej chwili , gdy brzeg burty od lustra wody dzielilo kilkanaście cali. Przy pisku dzieci i ostatnich wtórze strzałów oddawanych przez Ankę i Belga wszyscy w koncu znalezli się na pokładzie holownika. Strzały Simba ucichły, widać widok "rzecznego pancernika" odebrał im kompletnie ochotew do walki.

Niedoszli rozbitkowie patrzyli na swych wybawców nie bardzo mogąc wykrztusic słowo. Zgromadzona bowiem teraz przy burcie załoga wygladała raczej na siedemnastowiecznych korsarzy, niż wojsko. Malownicze brody, chusty lub berety na głowach, ubrani tylko w wojskowe spodnie i bosi przedstawiali egzotyczny widok. Czterech "piratów" wpatrywało się z kolei w jakby cudem spadłe z nieba w środku dzungli kobiety, co niektorzy chyba nie zdajac sobie z tego sprawy wrecz rozbierali je wzrokiem.

Jako jedyny zachował się Clement :
- Witam panie na pokładzie Pegasusa, jednostki Woijsk Republiki Katangi. Nazywam sie Clement, a to moi podwładni - wskazywał kolejno stojacych nagusów - Jean Baptista, Heinrich, Wolf i Mateusz - ostatni z przedstawionych był Murzynem z wiszącymi na na szyi i ramionach tasmami do M60.
- Co na Boga robicie w tym miejscu z gromadką tych dzieci ?


 
Arango jest offline  
Stary 22-12-2008, 08:24   #150
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Całe szczęście, że nieporozumienie wyjaśniło się dość prędko. Musiał przyznać, że sprawność i szybkość z jaką załoga zareagowała na prowokację Silvy zrobiła na nim dobre wrażenie. Kimkolwiek byli ci ludzie z holownika nie byli dyletantami.
Gdy w końcu dostali się na pokład, to pomimo zmęczenie, brudu i przejść Marcus wyprężył się w postawie zasadniczej i zasalutował zgodnie z regulaminem.
- Kapral Marcus Halder z 12 batalionu kongijskich żandarmów. Lecieliśmy z pomocą z Leopoldville do Stanleyville. Samolot został zestrzelony w pobliżu tej misji. – wskazał ręką na unoszące się w dżungli dymy.
- Wobec zagrożenia atakiem bandytów wysadziliśmy samolot i wycofaliśmy się do tego miejsca. Wczoraj wieczorem misja została zaatakowana przez znaczne siły. Dotrwaliśmy do rana, ale oddział został rozproszony. – meldował beznamiętnie i rzeczowo.
- Rzeką w uszkodzonej łodzi ewakuowaliśmy kobiety i dzieci z misji. Gdzieś tu są. – przerwał by zaczerpnąć oddech. Ze zmęczenia zakręciło mu się w głowie. Czuł jak napięcie ostatnich godzin znów go dopada dając pole podstępnemu znużeniu.
- Musimy je odnaleźć. Część zapasów ukryliśmy w dżungli przy rzece. Dowodził porucznik de Werve. Nie wiem kto jeszcze przeżył.
Zakończył dosyć chaotycznie starając się wyrzucić z siebie jak najwięcej istotnych informacji.
Gdy prezentacja dobiegła końca i okazało się, że przynajmniej dwóch ludzi z załogi, sądząc po imionach, jest niemieckojęzyczna Halder poszedł na dziób i zasłaniając oczy ręką zaczął wypatrywać łodzi. Wkrótce ją zobaczyli. Ku radości Marcusa na pokładzie tonącej łajby był i Lukas.
Pomagał dzieciom dostać się na pokład. Wyciągnął ręce w stronę Anki, gdy ta znalazła się na pokładzie Halder mocno ją uściskał śmiejąc się.
- Guten Tag. Dobrze Cię znów widzieć. – odsunął ja na odległość ramion puszczając perskie oko.
- Przepraszam. – rzucił trochę zmieszany tym niezwykłym jak na niego wybuchem uczuć puszczając ją i przechylając się przez burtę.
- Panie Poruczniku sprzęt. – przypomniał Belgowi gdy już kobiety i dzieci były na holowniku. Na wszelki wypadek zszedł do łodzi, by pomóc i dopilnować, by wszystko zabrali.
Dopiero gdy wszyscy byli na pokładzie pozwolił sobie na pełne ulgi westchnienie.
- Wilk ? – spytał spoglądając na de Werva.
W odpowiedzi dojrzał tylko smutek w jego wzroku.
Pokiwał głową. Ta potyczka kosztowała ich dużo krwi. Za dużo.
Wyciągnął paczkę jakimś cudem suchych papierosów częstując wszystkich. Zaciągając się dymem spoglądał ponuro w stronę płonącej misji. Banda cholernych dzikusów. Jeszcze z nimi nie skończył.
Jednego był pewien. Odpowiedzą mu za każdego zabitego towarzysza broni.
 
Tom Atos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172